Dwa Słowa Rozdział 55

Środa, 21.10

Helen wróciła do służbowego domku trochę zmęczona. Perry skończył pracę trochę wcześniej niż ona, ale musiał pójść na krótką naradę z pułkownikiem Amanatidis. Mając nadzieję, że za chwilę przyjdzie do domu, przygotowała dwie orzeźwiające oranżady i wyszła na werandę. Po drodze zgarnęła plik listów i kartek.

Usiadła w fotelu, oparła stopy na pufie i zaczęła przeglądać listy. Od kiedy zaczęli pracować w bazie położonej na południu Cypru, nie dostawali żadnej prywatnej korespondencji. Tylko urzędowe zawiadomienia, informacje dla personelu cywilnego – czyli dla niej, wypłaty i oczywiście cały zestaw publikacji dentystycznych, które przeglądali uważnie. Trochę jej brakowało nagłej utraty rodziny, szczególnie Hermiony, znajomych, ale jakoś dawała sobie radę. Od kiedy Hermiona była w Hogwarcie, widywały się dość rzadko. Część letnich wakacji spędzała przecież u Weasleyów, Boże Narodzenie w piątej klasie również spędziła z dala od nich. Kiedy skończyła się ich wojna i oni wrócili z Australii i odzyskali pamięć, widywali się o wiele częściej, ale też bywały tygodnie, kiedy zupełnie się nie widzieli. Po raz kolejny pomyślała, że kiedy to wszystko już się skończy i wrócą do normalnego życia, będzie musiała zrobić coś, żeby móc spędzać więcej czasu ze swoją córką.

Odłożyła na bok magazyn o alternatywnych metodach leczenia i spojrzała na kopertę pod spodem. Zawiadomienie o nadejściu dostawy leków, które zamówiła dwa tygodnie temu. Odłożyła ją na bok i spojrzała na następną. I aż usiadła prosto, stawiając nogi na deskach werandy.

Na białej kopercie znajomym charakterem pisma napisane było „Szanowni Państwo Monica i Wendell Wilkins”. Odwróciła gwałtownie list, szukając nadawcy. „HG, SS”.

Pospiesznie rozerwała kopertę i wyszarpnęła złożony na pół kawałek pergaminu. Pergaminu!!! I zaczęła czytać.

 

 

Cokeworth, 17.10.2015

 

Mamuś, Tato,

 

Cudowne nowiny! Wygraliśmy!!! Udało nam się!!! Cała ta ponura historia dobrze się skończyła! Nawet nie macie pojęcia, jak się cieszę!

W poniedziałek zadzwonię do kogoś, kto pomoże mi się z Wami skontaktować. Mam nadzieję, że zobaczymy się jak najszybciej!

Nie mogę Wam napisać w tym liście, co się stało od czasu naszego pożegnania. Najlepiej będzie, jak się spotkamy. I wszystko Wam opowiemy. Ale w takim wielkim skrócie – dwa tygodnie po naszym rozstaniu musieliśmy oboje uciec do Francji. Całe szczęście, że już wtedy byliście bezpieczni! Francuzi pomogli nam zebrać dowody i dosłownie parę dni temu wróciliśmy przedstawić je naszej policji. Wczoraj skończyliśmy składać wyjaśnienia i wieczorem odbyła się konferencja prasowa w Ministerstwie. Jak tylko skończę ten list i wyjdę na miasto, kupię kilka naszych gazet, żeby przeczytać, co napisali.

Severus od poniedziałku wraca do szkoły. Dziś poszedł tam na śniadanie, spotkać się z nauczycielami i uczniami i mam nadzieję, że właśnie teraz bawi się tak dobrze, jak ja wczoraj u Weasleyów.

Ze mną sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Gdy uciekłam do Francji, w Ministerstwie uznali, że porzuciłam pracę i skreślili mnie z listy pracowników. Sekretarz Ministra musi powołać specjalną komisję, która stwierdzi, czy oddaliłam się z pracy bezpodstawnie, czy nie. Tak więc chwilowo nie pracuję. Może nawet i dobrze, będę mogła sobie wreszcie trochę odpocząć, poczytać i zacząć się uczyć do czerwcowych egzaminów.

 

Mam nadzieję, że w przyszły weekend będziecie mieli czas i będziemy mogli się zobaczyć.

Chwilowo nie mogę mieszkać w moim londyńskim mieszkaniu. Gdy uciekłam, jacyś bezdomni weszli do niego i trochę je zdemolowali, więc trzeba będzie je wyremontować. Więc nie dzwońcie do mnie, ale pod numer 2030 713720. Zostawcie wiadomość, kiedy możemy przyjechać i gdzie.

W ciągu tygodnia zadzwonię tam po Waszą odpowiedź.

 

Kochani, ściskam Was i całuję bardzo, bardzo mocno!!!

Do szybkiego zobaczenia!

Wasza Hermiona

 

Helen otarła łzy z oczu i uśmiechnęła się radośnie i zaczęła czytać list od nowa. Gdy Perry wyszedł na werandę, kończyła go czytać po raz piąty.

– Helen… – zawołał, widząc, że płacze. – Co się…

– Hermiona!!! – zerwała się z fotela. – Hermiona napisała!!!

Wepchnęła mu list do ręki i równocześnie przytuliła się do niego mocno. Zaskoczony Perry przytulił ją jedną ręką, a drugą otworzył list i starał się cokolwiek przeczytać. Kilka pierwszych zdań wystarczyło, żeby odetchnął z ulgą i opuścił kartkę. Przeczyta resztę później, teraz postanowił przytulić żonę.

 

Oboje zdecydowali, że w weekend mają wolne. Do tej pory czasem pomagali w bazie, czasem pracowali w sobotę albo niedzielę, biorąc wolne w ciągu tygodnia, ale tym razem postanowili spędzić z Hermioną całą sobotę i niedzielę. Natychmiast zadzwonili pod podany numer i potwierdzili, że w sobotę i w niedzielę od dziewiątej rano będą w Pefkos Hotel w Limassol.

Do wieczora rozmawiali tylko na ten temat. Perry machnął ręką na opowiadanie, co było na naradzie, Helen zapomniała o dzisiejszych perypetiach. Liczyła się tylko Hermiona.

To znaczy Hermiona i, najwyraźniej, Severus Snape.

Kiedy Helen ochłonęła trochę z wrażenia, przeczytała list po raz kolejny i zobaczyła to, co dotąd zupełnie do niej nie docierało. Hermiona najwyraźniej mieszkała w jakimś Cokeworth i wyglądało na to, że w weekend chciała do nich przyjechać razem z Severusem Snape’m. Bo jak inaczej można było rozumieć „wszystko Wam opowiemy” albo „kiedy możemy przyjechać”.

– Nad czym tak dumasz? – spytał Perry na widok jej poważnej miny.

– Zobacz… to znaczy, że oni przyjadą tu razem? – odparła, machając listem.

Perry wziął go do ręki i przebiegł wzrokiem ostatnie zdania.

– Najwyraźniej tak… To cię dziwi?

– No… – Helen nie była pewna, co o tym sądzić. – Po co go tu zabiera?

Perry spojrzał na żonę w zaskoczeniu.

– Jak to ”po co”. Razem byli w to zamieszani, razem walczyli przeciw tamtym ludziom i im się udało. Tak samo, jak przyszli do nas, żeby nam powiedzieć, że muszą nas ukryć, tak samo teraz przychodzą powiedzieć, że im się udało – powiedział.

Helen zawahała się.

– Przyszli do nas razem, bo Hermiona potrzebowała jego pomocy, żeby nas… przekonać, że musimy uciekać. Ale teraz?

– Teraz przychodzą się pochwalić… – Perry nadal nie rozumiał, o co chodzi Helen. – To ci przeszkadza?

Helen patrzyła na niego chwilę w milczeniu.

– Nie przeszkadza mi… to znaczy nie to mam na myśli… To znaczy… – machnęła ręką zniecierpliwiona. – Chodzi mi o to, że nie zabiera się ze sobą kogoś w odwiedziny do rodziców bez powodu…

Perry zamarł. Zerknął jeszcze raz na list.

– Helen… Myślisz, że oni… że on…

Wstał z kanapy, na której właśnie siedzieli i poszedł po whisky, czując, że w tej chwili potrzeba mu czegoś znacznie mocniejszego.

– Chcesz coś?

– Martini.

Podał żonie kieliszek, sam napił się dużego łyka i usiadł, żeby się zastanowić. Pomysł, że ten facet mógł być z jego córką, w pierwszej chwili trochę nim wstrząsnął. Równocześnie przypomniało mu się, jak rozmawiali z Hermioną, kiedy kupił jej whisky i nie chciała mu jej nalać. Nazwał wtedy Severusa „przystojniakiem” i „jej super-szpiegiem”. Przypomniało mu się, co mówiła Hermiona o jego procesie, ich pierwsze spotkanie w mieszkaniu Hermiony… i bardzo pozytywne wrażenie, które odniósł na jego widok. Nie chodziło o wygląd fizyczny, ale raczej o emanującą z niego siłę, zdecydowanie i władzę. Ten facet zdecydowanie nie jest ciamajdą, którą musi zająć się kobieta. Wprost przeciwnie, wygląda na kogoś, kto potrafi zająć się innymi. Nic dziwnego, przecież jest nauczycielem, Opiekunem domu i dyrektorem. I w końcu to Severus wziął na siebie całą tę sprawę z Cameronem… W sumie facet całkiem mu się podobał.

Popatrzył na Helen, która również siedziała w milczeniu.

– Wiesz… po pierwsze nie wiemy, czy to prawda… może oni po prostu się przyjaźnią… a po drugie… po drugie nie możemy jej niczego zakazać czy nakazać.

Helen kiwnęła głową i dopiła Martini.

– Wiem, ale… Wiesz, ile on ma lat? Musi być od niej znacznie starszy…

Choroba, o tym nie pomyślał. Fakt, że Severus musiał być sporo starszy od Hermiony.

– Z tego, co pamiętam, Hermiona mówiła, że był w szkole razem z matką Harry’ego – powiedział po zastanowieniu się.

– Jezus, Maria… czyli mógłby być jej ojcem! – zawołała Helen.

– Hermiona jest o rok starsza od Harry’ego – odparł obronnym tonem.

– No więc musi mieć… jakieś dziewiętnaście lat więcej…

Oboje spojrzeli po sobie i znów na chwilę zapadła cisza.

– Meggy i Peter wyglądają na zadowolonych – Helen nagle przypomniała sobie ich wspólnych znajomych. – A on ma piętnaście lat więcej niż ona…

– Piętnaście, nie dziewiętnaście – odparł odruchowo Perry. – Choć z drugiej strony Hermiona zawsze była nad wiek rozwinięta… wiesz, mądra… Pamiętasz, nawet proponowano nam wysłać ją do szkoły rok wcześniej, bo nudziła się z rówieśnikami…

Helen spojrzała na pusty kieliszek.

– Wiesz co, poczekajmy do weekendu. Spotkajmy się z nimi. Może wtedy będzie łatwiej coś powiedzieć…

 

 

Sobota, 24.10

Było zdecydowanie za wcześnie, żeby można było powiedzieć, że pod koniec tygodnia życie wróciło do normy.

Severus od poniedziałku wrócił do pracy w Hogwarcie. Stosunek nauczycieli i uczniów do niego nie zmienił się zupełnie od pamiętnego śniadania w sobotę, kiedy na jego widok wszyscy wstali i zaczęli bić brawo. Gdy zobaczył swoich Ślizgonów, którzy weszli na stół i zakrzyczeli pozostałe domy, z poważną miną wywołał ich po nazwisku i gdy skonsternowani oczekiwali szlabanów, odejmowania punktów i Merlin wie czego jeszcze, po prostu machnięciem różdżki pozdejmował im buty i skarpetki i kolejnym ściągnął ich z powrotem na miejsca (lądowanie było dość twarde). Za taką „karę” dostał kolejne brawa.

Parenaście dziewczyn z siódmego roku przyszło do jego gabinetu w poniedziałek po lekcjach podziękować mu osobiście. Ponieważ były pełnoletnie, zostały wezwane na badania i dostały eliksir. Teraz cieszyły się, że był fałszywy.

W poniedziałek i wtorek rano został zasypany dziesiątkami listów z podziękowaniami i pochwałami. Dostał też wyjca, więc przez parę chwil wszyscy musieli słuchać głosu jakiejś starszej czarownicy obsypującej go komplementami. Pod koniec stracił cierpliwość i smagnął różdżką, warcząc pod nosem, na co Minerwa i Septima wybuchnęły śmiechem. W środę dostał kolejnego i niemal ucieszył się, jak ktoś głośno pomstował nad jego jawną głupotą, złym gustem w wyborze kochanki, brakiem szacunku dla czystej krwi i nazwał go parszywym zdrajcą.

– Nareszcie coś nowego – stwierdził, unosząc brew.

Mało brakowało, żeby Minerwa zakrztusiła się owsianką.

Ponieważ nikt nie wiedział, gdzie dokładnie mieszka panna Granger, wielu ludzi wysyłało listy do niej na adres Hogwartu. Prócz pochwał i podziękowań oraz kpin z jej związku z Severusem dostawała też oferty pracy. Do piątku dostała ich aż czterdzieści osiem. Zabierał wszystkie ze sobą, gdy wieczorem wracał do domu.

Dom. Ciekawe słowo. O ile w lipcu jego dom w Spinner’s End był po prostu miejscem, do którego czasem zaglądał, zawsze z niechęcią, o tyle teraz ogarniała go radość, gdy o nim myślał.

Bo to jest wreszcie prawdziwy DOM. Miejsce, w którym czeka na ciebie ktoś, kogo kochasz.

W niedzielę wybrali się razem do mieszkania Hermiony. Okazało sie, że po jej ucieczce mieszkanie przez kilka dni było otwarte i w tym czasie wdarli się do niego jacyś bezdomni. Dopiero po kilku dniach administracja budynku wygoniła ich, zamknęła drzwi i zgłosiła zaginięcie policji. Która, o dziwo, specjalnie się tym nie przejęła.

Hermiona wyjaśniła sąsiadce pilnującej jej mieszkania, że po prostu wyjechała na wakacje i teraz właśnie wróciła.

Przenieśli do Spinner’s End to, co się ostało z ubrań, pościeli, książek, naczyń, dekoracji i kosmetyków i w ten sposób Hermiona przeniosła się do Severusa.

W ciągu całego tygodnia chodziła na zakupy do mugolskich sklepów, bo jedna wyprawa na Pokątną w zupełności jej wystarczyła. Było gorzej niż rok wcześniej, po wygranej wojnie. Od pojawienia się w magicznym świecie otaczał ją tłum ludzi, którzy chcieli z nią porozmawiać czy choćby uścisnąć rękę. Inni z dala pokazywali ją sobie palcami, niektórzy wygłaszali komentarze, niektóre zdecydowanie niemiłe, zarówno do jej udziału w aferze, jak i jej związku z Severusem Snape’m. Pojawili się reporterzy i chcieli przeprowadzić z nią wywiad… Jednym słowem można było oszaleć. Zdecydowała się zrobić to, co poprzednim razem – odczekać przynajmniej miesiąc przed kolejną wizytą na Pokątnej czy w jakimkolwiek innym czarodziejskim miejscu.

W ciągu dnia zmieniała więc wystrój domu, gotowała kolację, zaczytywała się w książkach, których Severus miał pełno i wróciła do sporządzania notatek z wydarzeń, które rozegrały się na jej drugim roku.

Wstawali razem, żeby zjeść niewielkie śniadanie, po którym Severus wychodził przez kominek do Hogwartu. Gdy wracał wieczorem, siadali do stołu, do kolacji, rozmawiali na temat tego, co działo się w szkole, Hermiona przeglądała listy i, jeśli Severus nie był zbyt zmęczony, przeglądali jej notatki.

Wśród ofert pracy nie było praktycznie nic ciekawego. Najwyraźniej ludziom chodziło o to, żeby być tymi, u których pracuje słynna panna Granger. Owszem, stanowiska testerki nowych zaklęć albo pomocniczki bibliotekarki mogły być interesujące, ale nie wyobrażała sobie pozować do nowych fryzur czy też być specjalistką od wyceniania latających dywanów czy asystentką projektanta szat. Poza tym musiała czekać na decyzję tej cholernej komisji, o której mówił Foster. Tak więc odpowiadała na wszystkie propozycje, grzecznie dziękując i odmawiając.

W piątek Carpenter skontaktował się z nimi i poprosił o znalezienie czasu dla niego w nadchodzącym tygodniu. Przesłuchał już dokładnie wszystkich oskarżonych i chciał sprawdzić z nimi kilka faktów.

 

W sobotę, po niewielkim śniadaniu przenieśli się do drugiego wymiaru i aportowali w Limmasol. Bariera aportacyjna była już naturalnie zdjęta, ale tym razem chodziło im o to, żeby nie wylądować między mugolami. Gdy tylko znaleźli zakątek, gdzie nikt nie mógł ich dostrzec, zmienili wymiar i wyszli na ulicę. Dziewczyna wzięła Severusa za rękę i ruszyli w kierunku widniejącego niedaleko hotelu, w którym mieli się spotkać z jej rodzicami.

Większość budynków była otynkowana na biały albo jasnobeżowy kolor, co wspaniale kontrastowało z błękitnym niebem. Słońce odbijało się w szybach i rozświetlało białe ściany i wszystko wydawało się razić w oczy. Wysokie, smukłe cyprysy przyciągały wzrok równie silnie, co olbrzymie palmy rosnące wszędzie dookoła. Daleko przed sobą, na horyzoncie, widzieli jakieś góry. Poza tym wszystko było podobne do innych miast, które Hermiona zwiedzała – mijali ich normalnie ubrani ludzie, jakiś chłopak na deskorolce i dwójka roześmianych nastolatków na rowerach. Samochody jeździły, jak w Anglii, po lewej stronie. Wiele z nich miało opuszczony dach i gdy przejeżdżały obok, słychać było głośną muzykę. Znaki drogowe wyglądały jak te w Anglii. Część napisów na mijanych witrynach mogła bez problemów odczytać, nawet jeśli ich nie rozumiała, ale reszta była napisana po grecku i nie miała bladego pojęcia, jak wymówić choćby poszczególne litery. Inną zasadniczą różnicą między Cyprem i Anglią było to, że tu było ciepło. Wszyscy byli lekko ubrani i Hermiona pogratulowała sobie w myśli ubrania się w cienką sukienkę. Czuła, że sweter, który na siebie narzuciła, lada chwila zdejmie.

Gdy zbliżyli się do schodów prowadzących do wejścia, ktoś za nimi zawołał „Hermiona!!!”. Dziewczyna obejrzała się za siebie i zobaczyła idących ku nim rodziców.

Już miała ochotę podbiec jak szalona w ich kierunku, kiedy przyszło jej do głowy, że nie jest sama. Ścisnęła mocniej rękę Severusa i pociągnęła go za sobą, schodząc pospiesznie w ich kierunku.

Przytuliła się mocno do rodziców, którzy długo nie mogli wypuścić jej z objęć, Severus ucałował dłoń Helen i uścisnął rękę Perry’emu. Helen na nowo uśmiechnęła się, przyjemnie zaskoczona.

– Chodźmy stąd w jakieś lepsze miejsce – zaproponował Perry. – Wzięliśmy samochód z bazy, więc możemy jechać, gdzie chcemy.

– To czemu tu się spotkaliśmy? – spytała Hermiona, rzucając okiem na ekskluzywny hotel.

– No właśnie, kochanie, nie spiesz się tak – powiedziała natychmiast Helen do męża i wyjaśniła córce. – Chcieliśmy zarezerwować wam jakiś hotel, więc najlepiej było spotkać się tu, na miejscu…

Tak naprawdę to po dłuższej dyskusji zdecydowali, że poczekają z rezerwacją. Nie wiedzieli czy prosić o jeden pokój, czy dwa i nie chcieli już na wstępie popełnić faux pas.

Hermiona potrząsnęła głową.

– Nie potrzeba. Jutro aportuję się… to znaczy zjawię się sama, bo Severus ma urwanie głowy w szkole i musi wybrać się na cały dzień do Hogwartu.

– Więc może zamówimy pokój dla ciebie – zaproponował Perry.

– Dziękuję, tato, ale nie trzeba. Wrócimy na noc do domu. Wiecie, że dla nas to żaden problem pojawić się tu.

Helen pokiwała głową w duchu, słysząc „wrócimy na noc do domu”. Wyglądało na to, że rzeczywiście byli razem…

Pojechali samochodem do parku nad samym brzegiem morza. Było trochę śmiechu, bo Severus pierwszy raz w życiu jechał samochodem.

– Mam jechać wolno? – zatroskał się Perry, zwalniając na wszelki wypadek i rzucając okiem we wsteczne lusterko, gdy dobiegł go śmiech Hermiony z tylnego siedzenia.

– Nie potrzeba – odparł Severus, łapiąc się na wszelki wypadek zagłówka fotela kierowcy.

Szybkość nie zrobiła na nim wrażenia, był do niej przyzwyczajony, latając na miotle, ale rozpaczliwie brakowało mu rączki do trzymania się.

Gdy dojechali na miejsce, Perry musiał otworzyć mu drzwi.

– No i jak się jechało? – spytała Hermiona, podchodząc do niego i biorąc go za rękę.

– Zdecydowanie wolę miotłę i testrale – odparł.

– Co to jest miotła, to wiem – przyłączyła się do dyskusji Helen. – A testrale?

– To takie konie, mamuś – wyjaśniła szybko dziewczyna.

– Jeździ pan konno? Niewiele osób w tej chwili to potrafi.

– Można powiedzieć, że tak – odpowiedział Severus, nie wdając się w szczegóły.

Przeszli na molo, usiedli przy stoliku jednej z restauracji i dziewczyna zaczęła opowiadać na nowo całą historię, od samego początku. Tym razem nic już nie ukrywała, zataiła tylko pomoc ojca w całej sprawie, więc mugolską pluskwę zastąpiła wymyśloną czarodziejską, zaś Rathlin Island wytłumaczyła interwencją Davida Camerona.

Helen dostała wypieków i co jakiś czas zasłaniała sobie usta ręką, Perry zaś często dopytywał się o szczegóły. Gdy Hermiona skończyła, na krótką chwilę zapadła cisza. W końcu odezwał się Perry.

– Severusie, przede wszystkim chcieliśmy panu podziękować. Za wszystko, co pan zrobił dla Hermiony. Że ją pan ocalił od tego wszystkiego, co tamci chcieli jej zrobić.

– Nie musicie mi za nic dziękować – powiedział Severus z bardzo poważną miną.

– Oczywiście, że tak! – zawołała Helen.

– Musimy – odparł równocześnie Perry. – Nawet nie potraficie sobie wyobrazić, jak się o was martwiliśmy. Nie było dnia, żebyśmy się nie zastanawiali, co się u was dzieje, czy wszystko w porządku i niemożliwość zadzwonienia, napisania, skontaktowania się z wami w jakikolwiek sposób doprowadzała nas prawie do szaleństwa.

Severus patrzył na niego chwilę, jakby się namyślał, po czym skinął głową.

– Może się przejdźmy – zaproponowała Helen i wyciągnęła rękę do Hermiony. – Chodź tu, moja mała bohaterko.

Ruszyli długim molo obsadzonym gęsto palmami.

– Za tydzień zaczyna się proces – powiedziała Hermiona, trzymając Severusa i Helen za ręce.

– Wiesz, ile będzie trwał? – zainteresował się Perry.

– Pojęcia nie mam – odparła i spojrzała na Severusa. – Ile trwał twój proces? Jakieś dwa tygodnie? Może trochę więcej?

Severus wzruszył ramionami.

– Chyba tak. Nie pamiętam.

Hermiona starała się przypomnieć sobie daty, ale w końcu się poddała.

– Na pewno będzie dłuższy. Severus był jeden, ich jest piętnastu. Wina każdego z nich jest inna. Norris, jako inicjator tego spisku z pewnością będzie traktowany surowiej niż inni. Smith też ma więcej na sumieniu niż Scott czy Benson… Stone to już zupełnie inna historia… Żeby to ogarnąć, potrzebne były wstępne przesłuchania podejrzanych w Ministerstwie.

Helen prychnęła gniewnie, kręcąc głową i zachwiała się lekko, więc Perry ją podtrzymał.

– Boże jedyny, jak on mógł mieć dwie żony?! Przecież to chore!

– On też jest chory, mamuś. Jego zdaniem wszystkie kobiety są cudem i należy je wszystkie kochać.

Perry zwolnił, żeby przepuścić jakiegoś chłopaka biegnącego z psem.

– Zgodziłbym się, że są cudem. Ale też nie wiem, jak on sobie dawał z tym radę. Dwie żony… czasem często trudno wytrzymać z jedną – zaśmiał się.

Helen klepnęła go w ramię, a Hermiona uśmiechnęła się do Severusa, który w odpowiedzi uścisnął delikatnie

jej rękę. Perry spoważniał.

– Wracając do procesu… Czyli dopiero kiedy się skończy, powołają jakąś komisję, żeby zdecydować czy możesz wrócić do pracy, czy nie? Przecież to jakiś nonsens… Na podstawie waszych wyjaśnień aresztowali Norrisa i resztę, znieśli ostatnie ustawy, bez rozprawy wypuścili uwięzionych w Azkabanie… i nie chcą pozwolić ci wrócić do pracy???

Dziewczyna wzruszyła ramionami i już chciała próbować to jakoś wyjaśnić, kiedy odezwał się Severus.

– Ten absurd nazywa się polityką. Foster ma wielkie nadzieje na to, że zostanie wybrany Ministrem Magii, więc dba o to, żeby było o nim głośno. Wypuszczenie paru czarodziejów z Azkabanu przeszło bez echa, bo to nie byli znani ludzie. Aresztowanie podejrzanych będzie roztrząsane jeszcze długo. Gdyby pozwolił Hermionie wrócić do pracy, musiałby celowo zlekceważyć całkowicie bezsensowne w tym wypadku prawo, a po drugie ludzie mówiliby o tym tylko przez kilka dni. A tak w opinii publicznej uchodzi za bezstronnego i wie, że w ten sposób będzie o tym głośno jeszcze przez kilka tygodni.

Helen przyjrzała mu się uważnie i zauważyła, że mówiąc to, ogarnął jej córkę ciepłym spojrzeniem.

– I naprawdę nic nie możecie z tym zrobić?

– Niestety nie – odparł Severus. – Ale dopilnuję, że będą za to bardzo gorąco przepraszać.

Hermiona uśmiechnęła się do niego promiennie i splotła mocniej ich palce.

– Mam nadzieję, że ten facet nie zostanie ministrem – powiedział stanowczo Perry. – Choć nie wiem, czy są jacyś sensowni kandydaci.

– Prócz Severusa niewielu.

Helen i Perry aż przystanęli.

– Zaproponowali panu stanowisko ministra? – spytał ze zdumieniem Perry.

– Zaproponowali, a ja odmówiłem – odrzekł Severus.

Perry z trudem powstrzymał się przed gwizdnięciem. No, no, no…

– Kiedy rozmawialiśmy z Fosterem, wyraźnie było widać, że żałował, że nie odkrył tego wcześniej sam – odezwała się Hermiona, ruszając do przodu. – Nie dostrzegł, co się dzieje…

Perry i Helen odruchowo ruszyli za nimi. To, co powiedziała Hermiona, przypomniało Perry’emu, że miał zapytać o zmieniacz czasu. Pamiętał, jak opowiadała im, jak używała go w trzeciej klasie. I mówiła, że dzięki niemu udało im się uratować jakiegoś krewnego Harry’ego.

– Nie rozumiem jednej rzeczy – powiedział, patrząc pod nogi. – Skoro mieliście zmieniacz czasu, dlaczego go nie wykorzystaliście?

– Jak to „nie wykorzystaliśmy”? Przecież kilka razy go używaliśmy… – zdziwiła się Hermiona.

– Ale czemu nie zrobiliście czegoś… nie wiem, żeby ten Norris nie spotkał się z Lawfordem? Może należało się cofnąć o wiele bardziej w czasie i zrobić coś, żeby się nie spotkali? Uprowadzić Norrisa albo Lawforda albo…

Severus natychmiast zrozumiał, o co chodzi.

– Jedno z podstawowych praw w naszym świecie zabrania tego robić. Możemy zmieniać czas, ale nie wolno nam zmieniać wydarzeń. Tak naprawdę to nie jest zmienianie czasu, ale wracanie jeszcze raz do tego, co już się wydarzyło. Możemy te wydarzenia uzupełnić, ale w żadnym wypadku nie wolno nam ich zmienić.

– Ale przecież jest coś takiego, jak zrobienie czegoś dla większego dobra – zaoponowała Helen, rozumiejąc dokładnie, co jej mąż miał na myśli. – Przecież chyba nikt by was nie obwiniał, gdybyście dla dobra wszystkich ludzi zmienili parę rzeczy… I teraz, i już wcześniej. Może moglibyście pozbyć się już wcześniej tego waszego Voldemorta…

Severus zaoponował.

– W tym wypadku nie istnieje coś takiego, jak większe dobro. Kiedy byłem w mugolskiej szkole, pamiętam, że uczyliśmy się o dwóch wojnach. Ktoś mógłby powiedzieć: cofnijmy się w czasie i zróbmy coś, żeby to się nie wydarzyło… – Helen i Perry pokiwali głowami, więc mówił dalej. – Gdybyśmy to zrobili, Hermiony by tu dziś nie było. Was też. Z dużą pewnością byście nigdy się nie urodzili. Wy i setki, tysiące innych ludzi.

Do Helen dotarło to nagle i odruchowo spojrzała na córkę.

– I być może w ten sposób sprowokowalibyśmy jakąś inną wojnę? Sprowadzili jakieś inne nieszczęścia? – dorzuciła Hermiona. – W ten sposób moglibyśmy zmieniać wszystko nieustannie, bo ciągle dzieje się coś, co warte byłoby takiej zmiany.

Perry poczuł, że czegoś nie rozumie.

– No dobrze, ale przecież w trzeciej klasie coś takiego zrobiłaś… Pod koniec roku.

Severus spojrzał na dziewczynę, unosząc jedną brew, a dziewczyna zaprzeczyła gwałtownie.

– Tato, nic wtedy nie zmieniliśmy. Kiedy cofnęliśmy się w czasie, po prostu skompletowaliśmy te wydarzenia. Pamiętasz, jak wam mówiłam, że uwolniliśmy wtedy hipogryfa? Hardodzioba? Zrobiliśmy to tak, że wszyscy mieli wrażenie, że sam się uwolnił. I pamiętam, że kiedy normalna ja, w normalnym czasie, siedziałam ukryta pod peleryną niewidką i usłyszałam wycie Hagrida, sądziłam wtedy, że po prostu zobaczył, jak kat zabił Hardodzioba. Ale tak naprawdę to było wycie radości. Bo drudzy my już wtedy go uwolniliśmy.

– No dobrze, już dobrze – Perry uniósł ręce w obronnym geście. – Jak zwykle masz rację.

Po dłuższym spacerze poszli do innej restauracji na obiad. Menu było w obu językach, po grecku i po angielsku, ale napisy po grecku były zdecydowanie dłuższe. Hermiona uznała to za znakomitą okazję, żeby jej rodzice dowiedzieli się, że Severus zna grecki. Zdawała sobie sprawę, że dostrzegli ich związek i właśnie bacznie mu się przyglądają i jutro przyjdzie czas na „poważną rozmowę”.

– Sprawdzasz, czy dobrze wszystko przetłumaczyli? – spytała, pochylając się ku niemu, gdy studiował menu.

Severus rzucił jej trochę protekcjonalne spojrzenie i pokręcił głową.

– Do eliksirów nie był mi potrzebny ani ser, ani alkohol.

Perry również otworzył menu.

– Uczył się pan greckiego w szkole?

– W trakcie praktyki na Mistrza Eliksirów.

Helen zaczęła dopytywać się o praktykę, a potem rozmowa zeszła na sposoby warzenia eliksirów, potem zaś na obowiązki dyrektora czarodziejskiej szkoły. Severus również domyślał się, że jutro rodzice Hermiony będą chcieli porozmawiać z nią na temat ich związku, więc zmusił się do bardziej wyczerpujących odpowiedzi.

 

 

Helen nie potrafiła czekać aż do powrotu do ich domku w bazie i gdy tylko Hermiona z Severusem znikli, a oni wsiedli do samochodu, przekręciła się na siedzeniu i spojrzała na męża.

– No i co o nim sądzisz?

Perry na ślepo sięgnął po pas bezpieczeństwa.

– Nie wiem. Ciężko powiedzieć…

– Ja też nie wiem. Z jednej strony mi odpowiada… ale jest też parę rzeczy, które mi się nie podobają… No i nadal niepokoi mnie jego wiek.

– Z ust mi to wyjęłaś – Perry spojrzał w prawe lusterko, czy nie nadjeżdża żaden samochód i wyjechał na szeroką ulicę. – Powiedz mi, co ci w nim odpowiada.

 

 

 

Niedziela, 25.10

Hermiona pojawiła się o dziesiątej rano w tym samym miejscu, co wczoraj, ale sama. Severus naprawdę miał dużo spraw do załatwienia w Hogwarcie, ale przypuszczała, że chciał dać jej trochę czasu sam na sam z rodzicami. No i poza tym zanosiło się na tę cholerną rozmowę…

We wszystkim, co wczoraj mówiła i robiła, starała się wyeksponować jego rolę i jego zalety, ale nie wiedziała, ile z tego dotarło do jej rodziców i jak ONI go odbierali. Musieli pamiętać przecież jej opowieści z poprzednich lat i być może na ich podstawie już wyrobili sobie o nim negatywną opinię?

A może zobaczyli wczoraj, jaki on naprawdę jest? Może nie trzeba będzie ich przekonywać? Może nie będzie tak źle… A jeśli nie… Jeśli nie, to ich problem. To moje życie, a nie ich i to ja mam go kochać, a nie oni! Jestem pełnoletnia, niezależna i mogę robić, co chcę! Ale przede wszystkim nie ma co panikować! Przecież tata sam mówił, że jego historia go zainteresowała… I wyglądał, jakby polubił Severusa…

Prosto spod hotelu pojechali do przewspaniałego parku pełnego kolorowych, pachnących kwiatów, dzikich papug latających całymi stadami od drzewa do drzewa i robiących pełno hałasu i oswojonych pawi przechadzających się z królewską godnością między spacerującymi ludźmi i obnoszących z dumą prześliczne, ciągnące się za nimi ogony. Jeden z nich zgubił pióro tuż przed nimi i Perry przyniósł je Hermionie.

Cały poranek ku jej zadowoleniu rozmawiali o pracy w bazie wojskowej, ochronie, życiu w Grecji i o polityce. W czasie obiadu oboje zabawiali ją historyjkami o żołnierzach nie bojących się wojny, ale mdlejących na widok białego fartucha. W jakiś sposób zeszli na wojnę w Jugosławii i Perry zaczął snuć wspomnienia z tamtego okresu.

Z początku Hermiona zasypała rodziców lawiną pytań, chcąc jak najbardziej opóźnić rozmowę o Severusie, ale w którymś momencie czekanie w napięciu na chwilę, kiedy padnie pytanie o ich związek zaczęło ją męczyć. Kiedy jej ojciec zaczął opowiadać o latach w wojsku, słuchała go jednym uchem, nie potrafiąc się tak naprawdę skupić na tym, co mówi. W każdej innej sytuacji dopytywałaby się o wszystko, bo ojciec bardzo rzadko chciał na ten temat rozmawiać, ale teraz ledwo udawało się jej zdobyć na rzucanie zdawkowych, grzecznościowych pytań. O ile nawet rano zależało jej na tym, żeby Severus spodobał się rodzicom, teraz zaczęło być jej wszystko jedno. Byle powiedzieli jej, co chcieli powiedzieć, byle ona mogła powiedzieć im, co chciała i byle było już po wszystkim.

Co chciała powiedzieć… Zaplanowała sobie w szczegółach to, co pragnęła im powiedzieć i od kilku dni powtarzała to sobie ciągle w myślach i, kiedy była sama, na głos. W tej chwili zapomniała już wszystko. Po głowie obijały się jakieś strzępki wyjaśnień, które miały ich do niego przekonać, ale sama już się w tym pogubiła.

Przebudziła się, kiedy zeszli na jej szkołę, jej ulubione przedmioty, zamek, jezioro z kałamarnicą czy boisko do Quidditcha. Wyprostowała się i zaczęła opowiadać, starając się ich sprowokować komentarzami.

– Naprawdę ten wasz Zakazany Las jest taki straszny? I nawet w dzień nie wolno tam chodzić uczniom? – spytał Perry. – Przecież z tego, co mówiłaś, ciągle się tam szwędaliście?

– Wiem – uśmiechnęła się Hermiona, postukując paznokciami po pustej szklance. – I teraz mogę powiedzieć, że mieliśmy szczęście, że nie wylecieliśmy ze szkoły. Każdego roku, każdy dyrektor powtarza uczniom, że to jest zabronione. Nawet teraz.

– A nauczyciele tam chodzą?

– Niewielu. Hagrid owszem, ale im potworniejsze stworzenia tam spotka, tym jest szczęśliwszy. Nie wiem, czy Horacy Slughorn tam chodzi. A ma tam pełno składników do eliksirów. Severus, kiedy jeszcze uczył, wolał znajdować je tam sam niż zamawiać w Aptekach.

Helen zaczęła przyginać palcem rogi serwetki.

– Nauczyciele boją się tam chodzić, a uczniowie nie?

Hermiona wzruszyła ramionami, patrząc na odwijające się zagniecenia.

– My za każdym razem mieliśmy jakiś powód.

– A przynajmniej tak się wam wydawało – wtrącił Perry.

– Tato…!!! Za każdym razem pomogło nam to w jakiś sposób w rozwiązaniu problemu, jaki mieliśmy… A inni? Wiem, że Freda i George’a ciągle trzeba było stamtąd wyganiać, ale im chodziło chyba po prostu o to, żeby się powygłupiać… zrobić coś szalonego…

– Ciekaw jestem, czy ktoś pobił wasz rekord w rozrabianiu.

Dziewczyna odważyła się spojrzeć mu prosto w oczy.

– Z tego, co mówił mi Severus, nigdy wcześniej ani nigdy później nie trafił mu się nikt, kto by nam dorównał.

Perry patrzył na nią chwilę dłużej.

– Jesteś pewna? Może po prostu tak się z tobą droczył?

Helen przestała maltretować serwetkę i również popatrzyła na Hermionę.

– On potrafi się droczyć? Jaki on jest?

– Jaki jest…? – Hermionie serce urosło nagle i zaczęło bić w całej klatce piersiowej i zarazem w głowie.

Wyprostowała się, nabierając głębiej powietrza i bezwiednie złapała długą łyżeczkę do lodów.

– To wy mi powiedzcie jaki on, waszym zdaniem, jest. Jak go wczoraj odebraliście – spytała, z całej siły ukrywając nagłe napięcie.

– Jak go odebraliśmy? – powtórzył po niej pytanie Perry. – Na ogół dobrze, kochanie. Jest parę spraw, które nas trochę niepokoją, ale może czegoś nie zrozumieliśmy. Albo zrozumieliśmy źle. Ale generalnie nam się podoba.

Hermiona powoli wypuściła wstrzymywany oddech, ale nadal nie odważyła się rozluźnić.

– Co na przykład… was niepokoi?

– To nie jest takie proste. Domyślasz się pewnie, że po naszym wczorajszym pożegnaniu rozmawialiśmy o was z mamą. Długo rozmawialiśmy i nie zawsze się ze sobą zgadzaliśmy.

– Oczywiście, że się domyślam. A teraz powiedzcie, co was niepokoi? Co się wam w nim nie podoba? – potrząsnęła głową Hermiona, przygryzając usta i zaciskając rękę dookoła łyżeczki.

Perry uśmiechnął się do niej łagodnie i rozluźnił jej palce.

– Kochanie, wpierw musisz wiedzieć, że oboje uznaliśmy, że niezależnie od tego czy Severus nam się podoba, czy nie, liczy się tylko to, co ty do niego czujesz. Nie zamierzamy mówić ci, co ci wolno, a co nie. To ty decydujesz. Więc uspokój się, bo w końcu powyginasz tą nieszczęsną łyżeczkę i wyrzucą nas z restauracji.

Hermiona uśmiechnęła się blado i oparła się lekko o oparcie krzesła.

– To cudownie… Ale powiedzcie w końcu, co waszym zdaniem jest z nim nie tak!

– Po pierwsze martwi nas trochę jego wiek – zaczęła Helen. – Jest od ciebie dziewiętnaście lat starszy i choć pewnie teraz nie sprawia ci to różnicy, za dziesięć, dwadzieścia lat może ci przeszkadzać.

Dziewczyna skinęła powoli głową.

– Tak przypuszczałam. Musicie wiedzieć, że w świecie czarodziejów wiek liczy się trochę inaczej – zaczęła wyjaśniać i Helen i Perry pochylili się lekko w jej stronę, słuchając w skupieniu. – Średnia wieku to jakieś sto lat, więc o wiele więcej niż średnia wieku w świecie mugolskim. Dumbledore miał ponad sto dwadzieścia lat, jak… umarł. Bathilda Bagshot czy Gryzelda Marchbanks również. W tej chwili większość leciwych czarodziejów nie żyje, bo zostali pomordowani w czasie wojny, ale na przykład babcia Neville’a… wiecie którego, ma ponad osiemdziesiąt lat, ale formy pozazdrościliby jej czterdziestolatkowie. Profesor McGonagall tak samo.

– Czyli można powiedzieć, że jak na nasze standardy, między wami jest jakieś… trzynaście lat różnicy? – wyliczył szybko Perry.

– Jakoś tak – potwierdziła Hermiona. – Trzynaście lat… jest wam łatwiej zaakceptować?

– Hermiono, nawet jakby było trzydzieści, a ty byś tego chciała, byśmy zaakceptowali – zaprzeczyła Helen. – Ale fakt, że taka różnica jest o wiele mniej zaskakująca.

Hermiona poczuła się, jakby ktoś zdjął jej właśnie z ramion część wielkiego ciężaru. To było jedno z dwóch najgorszych zastrzeżeń, jakie jej zdaniem jej rodzice mogli mieć do Severusa.

– Co jeszcze was niepokoi?

– Zauważyłam, że Severus jest bardzo poważny i dość małomówny. Ale nie wiemy, czy on zawsze taki jest, czy tylko przy ludziach, których za bardzo nie zna?

– Masz rację, mamuś, przy innych Severus na ogół nie mówi za wiele, ale ze mną rozmawia bez problemów. Oboje uwielbiamy książki, mamy wiele wspólnych zainteresowań i tematów do dyskusji. Choć czasem lubimy tak po prostu usiąść sobie razem i posiedzieć w ciszy. Wczoraj faktycznie nie mówił za dużo, ale… po pierwsze on nie ma zwyczaju się chwalić czy mówić o sobie. A było wiele do powiedzenia. Po drugie przyjechał tu ze mną, na… moje spotkanie z moimi rodzicami i nie chciał nam przeszkadzać.

Perry dokończył swoje piwo i uśmiechnął się szeroko.

– Fakt, że byłoby trochę dziwne, gdyby miał więcej do powiedzenia niż ty.

– Dokładnie. Z elementarnej grzeczności – podchwyciła Hermiona.

– Miałem raczej na myśli fakt, że kobiety na ogół mają więcej do powiedzenia niż mężczyźni. A już ty, jak się włączysz…

– Tato!!! No wiesz co?!

– Powiedz mi, że nie mam racji!

Hermiona zaśmiała się krótko i uniosła ręce do góry.

– No dobrze, zgodzę się. Ale musicie wiedzieć, że jeśli jakiś temat mu podpasuje, potrafi mówić długo i w bardzo ciekawy sposób. Może kiedyś, jak się lepiej poznacie, zapytajcie o eliksiry, o to jak się je warzy, do czego służą… głowę daję, że oczaruje was swoją odpowiedzią!

Helen uśmiechnęła się i pokręciła głową, patrząc na córkę.

– No dobrze. Następna rzecz. Powiedz mi, był czas, długie lata, kiedy raczej się nie lubiliście. To nie stanowi żadnego problemu? Pamiętamy dobrze twoje opowiadania i do zeszłego roku Severus nie był raczej twoim idolem.

– Jakby był, to dopiero byście krzyczeli – mruknęła Hermiona. – Sporo o tym rozmawialiśmy, przy różnych okazjach. Ani ja za nim wtedy nie przepadałam, ani on za mną. Teraz to dla nas dobry powód do żartów.

– Między wami owszem, ale jak traktuje to na przykład Harry? – spytał Perry.

– Harry jest trochę… sceptyczny, ale akceptuje nasz związek. Jak to kiedyś mi powiedział, jeśli Severus mnie chroni i o mnie dba, to dobrze. Choć przypuszczam, że nie będzie prosto i ci dwaj tak szybko ze sobą się nie dogadają.

– Nie boisz się, że stracisz w ten sposób przyjaciela?

Hermiona spoważniała i spojrzała na Helen.

– Mamuś, nie wyobrażam sobie kochać tego, kogo akurat lubi mój przyjaciel. To jedno. A drugie, to moim zdaniem przyjaźń polega na akceptacji decyzji tej drugiej osoby. I to właśnie robi Harry. Może nie przepadać za Severusem, ale tak długo, jak ja go kocham i tak długo, jak on mnie nie skrzywdzi, Harry to akceptuje. Poza tym po tym, jak Harry zobaczył jego wspomnienia, bardzo zmienił swoje nastawienie do niego. I po tym, co usłyszał na procesie. Kiedy Wizengamot rozważał ukaranie Severusa za użycie zaklęcia Niewybaczalnego, Harry powiedział publicznie, że sam użył dwóch i w takim razie on sam tym bardziej zasługuje na Azkaban.

– A nie wiesz, co sądzi o Harrym Severus?

– No cóż. Nie powiem, że go polubił. Dyskutowaliśmy o tym całkiem niedawno i stwierdziłam, że nie zamierzam stracić przyjaciela tylko dlatego, że on go nie lubi. I powiedziałam mu, że czas, żeby przejrzał na oczy. To była trochę trudna rozmowa, ale… – Hermiona westchnęła ciężko. – Przypomniałam Severusowi, co zrobił Harry tamtej nocy, w czasie Bitwy o Hogwart. Nie miał jeszcze osiemnastu lat, miał dziewczynę, którą kochał, miał przed sobą całe długie życie i przecież mógł zabrać Ginny i uciec gdzieś daleko… choćby do Australii. I żyć długo i szczęśliwie, z dala od tego horroru. A jednak zdecydował się umrzeć, mając nadzieję, tylko nadzieję, a nie pewność, że to sprawi, że przeżyją inni. I powiedziałam mu, że pod tym względem Harry wcale tak bardzo nie różni się od niego. Obaj byli gotowi umrzeć tamtej nocy. Z tym, że Severus tego właśnie chciał, a Harry nie.

Helen westchnęła ciężko, rzuciła spojrzenie na męża i z powrotem na córkę.

– Wiesz co, chyba najlepiej będzie, jak nam o nim opowiesz.

Hermiona parę chwil wpatrywała się w szklankę przed sobą, zastanawiając się, jak zacząć. W końcu zaczęła opowiadać. Kiedy godzinę później skończyła, Helen nadal zasłaniała usta dłonią.

– O mój Boże… Biedny chłopak…

– Miał ciężkie, bardzo ciężkie życie – dodał Perry, kręcąc głową i krzywiąc się lekko.

Dziewczyna dała im ochłonąć, choć swoją drogą jej też to było potrzebne.

– To teraz powiedzcie mi… jest coś, co się wam w nim podoba? – spytała z nadzieją.

Oboje kiwnęli głowami i spojrzeli po sobie, jakby nie wiedząc, które pierwsze ma mówić.

– Wygląda na bardzo inteligentnego – odezwała się w końcu pierwsza Helen. – Z tego, co słyszałam, uwielbia książki jak ty, więc pewnie razem będziecie mogli otworzyć bibliotekę…

– Albo napaść na ten wasz bank z tymi śmiesznymi małymi ludzikami, żeby móc kupić sobie więcej – wtrącił Perry.

– Perry…! – Helen stuknęła go po ręku i wszyscy się roześmiali. – Ma w sobie coś, co sprawia, że nie można go zlekceważyć. Nie pozwoli sobie na to. Podoba mi się, że jest bardzo odpowiedzialny i opiekuńczy. No i ma bardzo dobre maniery – dodała z lekkim wahaniem.

– Jak tak dalej pójdzie, będę musiał twoją matkę całować po rękach! – mruknął Perry.

– Wolisz to, czy noszenie na rękach?

– Jezus, Maria… – Perry na chwilę udał przerażenie i spoważniał odrobinę. – Ja mogę dodać, że jest szalenie odważny. Żeby być podwójnym szpiegiem, trzeba mieć nielichą odwagę. A po tym, co nam właśnie powiedziałaś… Nawet nie wiesz, jak bardzo go za to podziwiam. Ma niesamowicie silną wolę i wytrwałość. Sam chciałbym tyle mieć… Czuję… nie, ja wiem, że można mu ufać. Że zrobi wszystko, żeby cię chronić. I wygląda na to, że jest w tobie do szaleństwa zakochany.

Hermiona patrzyła na nich, uśmiechając się coraz szerzej. Wręcz promieniejąc. Zrobiło jej się jakoś lekko i radośnie i pomysł, że Severus mógł się nie spodobać jej rodzicom wydał się jej nagle… niedorzeczny. Przecież był taki cudowny, genialny, wspaniały! Jak mógłby się nie podobać?!

Wszystko wydało się jej w tej chwili piękniejsze i jaśniejsze, jakby zza chmur wyszło słońce i dodało kolorom blasku, smaku i zapachu.

– Jesteście… cudowni! – powiedziała. – Nawet nie wiecie, jak bardzo…

– Kochanie, daj spokój! – zaprotestował Perry. – Bo się zarumienię i co będzie?!

Dziewczyna zatrzymała spojrzenie na ojcu i roześmiała się.

Zdecydowała nie pytać o drugą rzecz, która jej zdaniem mogła ich niepokoić.

Severus zabił. I bała się, że to przerazi jej rodziców. Ale z opowieści ojca wiedziała, że on też. Wiedziała, że mama to akceptowała, choć z trudem. Obaj przeżyli wojnę, na różne sposoby i obaj wyszli z tego z różnymi bliznami, nie tylko fizycznymi.

Oni obydwaj są w pewien sposób do siebie podobni. Może dlatego tata tak łatwo się z nim… „zgadał”…?

Uznała, że może któregoś innego dnia będzie mogła o tym porozmawiać, ale dziś chciała spędzić resztę popołudnia, ciesząc się z faktu, że jej rodzice zaakceptowali jej ukochanego i móc wreszcie bez skrępowania mówić o ich związku czy wspominać różne zabawne momenty.

– A jak on reaguje na mugolski świat? – usłyszała swoją matkę. – Wiesz, na telewizor… lodówki, odkurzacz, telefon?

Hermiona przypomniała sobie mikrofalówkę zapchaną makaronem i koszykiem z przyprawami i ich pierwszy poranek i wybuchnęła śmiechem.

– Och, niektórych rzeczy zupełnie nie zna i nie rozumie… Wiecie, że on próbował mnie bronić przed budzikiem?! Rano włączył się alarm i coś zaczęli gadać w radiu, a on myślał, że ktoś na nas napadł pod peleryną niewidką i próbował go oszołomić…! Mój komputer nazywał czekoladową książką, bo klawiatura wyglądała jak tabliczka czekolady. I powiedział mi kiedyś, że alfabet pisał na niej jakiś idiota, bo nie znał kolejności liter! Któregoś razu musieliśmy spotkać się z Rickym w jego mugolskim mieszkanku i gdy wyszliśmy od niego, Severus poszedł za jakąś kobietą i zamiast do windy, trafił do zsypu na śmieci i jak zsyp się otworzył i zobaczył wnękę, stwierdził, że on do czegoś takiego nie wsiądzie! Kiedy się ukrywaliśmy i musieliśmy robić zakupy w mugolskich sklepach, pytał jak otworzyć kartę kredytową, żeby sprawdzić, czy mamy jeszcze pieniądze…

– Kiedy przyjedziecie do nas następnym razem, wezmę ze sobą najlepszą whisky, jaką kiedykolwiek piłem – odezwał się Perry, kiedy już przestali chichotać. – Będziemy pić i gadać na męskie tematy.

Helen szturchnęła Hermionę.

– Uprzedź go, niech przynajmniej wie, na co się zanosi…

Atmosfera rozluźniła się i wszyscy troje przywitali to z prawdziwą radością.

Tego wieczora Hermiona wróciła do domu o wiele później.


Notka od autorki:

„Afera Norrisa” się skończyła, ale opowiadanie wręcz przeciwnie. Jeśli chcecie zobaczyć jak wygląda takie normalne, zwykłe życie Hermiony i Severusa – to zapraszam do Epilogu.

No i przy okazji będziecie mogli zobaczyć parę nowych rytuałów i zwyczajów magicznych – mojego pomysłu 😉

Miłej lektury,

Anni

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 54Dwa Słowa EPILOG część 1 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Wow zawsze mi brakowało zwykłego życia po zakończeniu danego głównego wątku a tu proszę bardzo miłe zaskoczenie.Wróć do czytania

Dodaj komentarz