Dwa Słowa EPILOG część 8

Poniedziałek, 01.02

Sala rozpraw była jeszcze bardziej zatłoczona niż poprzednim razem. Nawet w ławach dla świadków nie było wystarczająco dużo miejsca, żeby wszystkich pomieścić, więc tuż przed rozpoczęciem sesji przyszedł ktoś z personelu technicznego i wyczarował dodatkowe krzesła.

Jean Jacques przez jakiś czas dyskutował ze starszym czarodziejem siedzącym koło niego, który był właścicielem apartamentu, w którym mieszkał Cabrel za młodych lat, zanim się nie ustatkował („Mówię wam, miał w tym samym czasie po parę kochanek, sam się już w nich gubił!”). Gdy rozległ się gong, Jean Jacques urwał rozmowę.

– Pamiętajcie, cokolwiek by nie zostało powiedziane, nie wolno wam się odzywać do zakończenia sesji! – powiedział prędko, wstając.

Hermiona przygryzła lekko usta. W tym momencie zapadła ciemność, która ogarnęła wszystko z wyjątkiem centralnego kręgu, w którym się znajdowali. Przyglądała się procesji świecących kul i musiała przyznać, że nadal robiło to na niej wrażenie. Pewnie o to chodziło. Prócz zapewnienia anonimowości sprawia, że człowiek czuje się onieśmielony… zastraszony…

– Monsieurs, Madames, bonjour et bienvenue sur la session de Jastence. Dzień dobry państwu, witajcie na sesji Jastence. Paryż, dwudziesty piąty stycznia dwa tysiące szesnasty. Sesja dotyczy sprawy otwartej czwartego grudnia dwa tysiące piętnastego roku. Oskarżony: Xavier Cabrel, czarodziej pochodzenia francuskiego. Oskarżający: Społeczność Czarodziejów. Zarzuty: naruszenie przepisów Międzynarodowego Kodeksu Tajności Czarodziejów dotyczące używania magii wobec obywateli niemagicznych, poligamia, niemoralne posługiwanie się magią w celu osiągnięcia własnych korzyści. Jastence otwiera dzisiejszą sesję. Nestor przekazuje głos Mistrzowi Sprawiedliwości i prosi o zajęcie swoich miejsc.

Siadając, Hermiona zadrżała nagle, więc odszukała rękę Severusa. Nie odwrócił głowy, ale ujął ją w swoje ciepłe dłonie i ścisnął delikatnie.

– Oskarżony Xavier Cabrel i jego Trybun proszeni są o powstanie w celu wysłuchania wyroku.

Cabrel, w przeciwieństwie do poprzednich sesji, był dziś bardzo blady. Długie blond włosy rozsypały mu się po plecach i w ostrym świetle niemal świeciły. Kobieta miała nieodgadniony wyraz twarzy. Poprawiła szatę i podniosła głowę w stronę błyszczących kul.

– Jastence w osobie Mistrza Sprawiedliwości i Referendarzy, po wysłuchaniu Instygatora, Alegatów, Augurów, Trybuna i samego Oskarżonego zdecydowała: Odnośnie do zarzutu o naruszenie przepisów Międzynarodowego Kodeksu Tajności Czarodziejów dotyczącego używania magii wobec obywateli niemagicznych, oddalić zarzut z powodu przedawnienia. Odnośnie do zarzutu poligamii, podtrzymać zarzut. Biorąc pod uwagę potwierdzoną przez Augura aberrację, Jastence skazuje Oskarżonego na osiem lat więzienia bez wizyt i cztery lata więzienia z możliwością wizyt. Odnośnie do zarzutu niemoralnego posługiwania się magią w celu osiągnięcia własnych korzyści, Jastence zdecydowała podtrzymać zarzut. W istocie, nie ma przepisów zabraniających posługiwania się magią w celu osiągnięcia własnych korzyści, ale prócz przestrzegania przepisów prawa czarodzieje powinni przestrzegać zasad moralnych. Jastence uznała, że podjęcie ryzyka zostania odkrytym przez obywateli niemagicznych w celu osiągnięcia własnych korzyści wykracza poza te zasady. Niniejszym Jastence ogłasza precedens dla przyszłych sesji. Jastence uznała również, opierając się na przypadku skazania za używanie Felix Felicis przy grach zespołowych, że w tym przypadku Oskarżony dopuścił się pogwałcenia zasad zdrowego współzawodnictwa. Niniejszym Jastence skazuje Oskarżonego na sześć miesięcy więzienia oraz przekazanie korzyści materialnych odniesionych dzięki temu francuskiej żonie.

Powyższy wyrok biegnie równolegle do wyroku dożywocia w Azkabanie wymierzonego przez Wizengamot. Oskarżony ma prawo do odwołania się od wyroku w ciągu trzech dni od dnia jutrzejszego.

Jastence dziękuje wszystkim zaangażowanym w sesje oraz publiczności za uwagę. Sesję uważa za zakończoną. Uznany winnym Xavier Cabrel oraz Trybun mogą usiąść.

Lampki pogasły nagle, jedna za drugą, jakby ktoś zdmuchnął je jak świece. Równocześnie wybuchło zamieszanie; ludzie wychodzili, niektórzy krytykowali ciszej lub głośniej wydany wyrok. Rozległy się gwizdy i przekleństwa. Hermiona stała oniemiała, patrząc w ciemność, kiedy nagle dotarł do niej cichy płacz. Severus złapał ją za rękę, najwyraźniej w przekonaniu, że to ona płacze, ale płakała ciotka żony Cabrela. Parę osób otoczyło ją i próbowało pocieszać. I dopiero wtedy zrozumiała, że usłyszała CAŁY wyrok.

Cholerny sukinsynu! Zniszczyłeś życie dwóm kobietom i siedmiorgu dzieciom! Przez ciebie jedna z twoich „ukochanych” żon postradała zmysły i poroniła! I dostałeś za to tylko dwanaście i pół roku więzienia???!!! Gdyby nie dożywocie, które dostałeś w Anglii, uszłoby ci to prawie na sucho!!!

Obróciła się w stronę Cabrela, chcąc go choćby przekląć wzrokiem, ale już go nie było. Nawet nie zauważyła, jak został wyprowadzony. Wraz z nim znikła jego adwokat.

Już wiem, czemu zakładają blokady na różdżki! Inaczej chyba wszyscy ludzie, którzy tu siedzą, by cię przeklęli!!!

Powinni cię wtrącić do Niemagicznego Pokoju, bez możliwości powrotu!

Poczuła, jak Severus popycha ją do przodu.

– Chodźmy stąd. Nie mam ochoty siedzieć tu ani chwili dłużej.

Zgodziła się z nim w zupełności.

 

Ponieważ Jean Jacques zaprosił ich do siebie na kolację, prosto z Ministerstwa przenieśli się do niego do domu. Bibi wybiegła im na spotkanie i zaczęła radośnie szczebiotać, biegając dookoła nich.

– Cio-cia wró-ci-ła! Cio-cia wró-ci-ła…! – Bibi złapała Hermionę za rękę i zaczęła podskakiwać w miejscu.

Hermiona ukucnęła, przytuliła dziewczynkę do siebie i zrobiło się jej jakoś ciepło na sercu. Chwilę chłonęła w siebie jej dziecięcą radość i czuła, jak odpływa z niej napięcie i złość.

– Kochanie, nie „wróciłam”, ale przyszłam tylko na kolację. Potem muszę wrócić do siebie, do domu. Ale kiedyś znów się zobaczymy.

– Dlaczego nie możesz przynieść domu tutaj? Do nas? – spytała dziewczynka, przybierając smutną minkę.

– Bo tam mam pracę… i wujek Severus też – poprawiła na niej sweterek.

Severus spojrzał pytająco, słysząc swoje imię, więc Hermiona roześmiała się.

– Mówiłam jej o wujku Severusie.

– A co to takiego? – zapytał, unosząc brew.

– Jak chcesz go zobaczyć, to idź do łazienki i popatrz w lustro.

Jean Jacques zawołał córkę, więc mogli w spokoju wejść do saloniku. Hermiona zobaczyła płonący ogień na kominku i natychmiast tam podeszła. Widok ognia przyciągał ją zawsze jak magnes.

– Rezerwuję ten fotel – zawołała głośno, zapadając się w ciepłą miękkość.

Severus usiadł obok niej, po chwili przyszedł Jean Jacques i Bibi. Jean Jacques nalał Hermionie lekkiego białego wina, Severusowi whisky, sobie zrobił Ricard z wodą, zaś Bibi dostała sok z pomarańczy i wszystko natychmiast wypiła.

– To się nazywa „wypić do dna” – zaśmiała się dziewczyna, kiedy Jean Jacques strofował małą, że powinna choć poczekać na toast.

Uderzyli się szklaneczkami i kieliszkami i wypili za pomyślny rok.

Przez jakiś czas rozmawiali o wyroku, wyżywając się słownie na Jastence i zgodnie stwierdzili, że na całe szczęście Wizengamot był o wiele mniej pobłażliwy. Potem zaś rozmowa zeszła na przygotowania do ślubu.

– Macie już obietnice ślubne? – spytał Jean Jacques.

– Mniej więcej – odpowiedziała Hermiona i postukała w kartkę papieru, na której dziewczynka rysowała coś, co określiła mianem zajączków. Hermiona niczego takiego dopatrzeć się nie mogła. – Tu możesz domalować kwiatki. Zajączki jedzą kwiatki – przeszła na francuski.

Jean Jacques przekrzywił głowę i spojrzał na rysunek.

– To znaczy? Mniej czy więcej?

– To znaczy, że ja mniej, a Hermiona więcej – wyjaśnił Severus, przypominając sobie ich długie dyskusje na ten temat.

Jean Jacques parsknął śmiechem.

– Daj mi znać, jak już coś wymyślisz. Żebym wiedział, co mówić.

– Zupełnie nie rozumiem, po co ty masz cokolwiek mówić. Czyj to w końcu ślub, mój czy twój? – spytał cierpko Severus.

Hermiona wzięła do ręki czerwoną kredkę i zaczęła malować płatki róży obok rzekomych zajączków.

– Czy ktoś wie, jaka jest różnica między zającem a królikiem? Dla mnie to jeden pies…

Obaj mężczyźni spojrzeli po sobie.

– Pojęcia nie mam. Jeden ma dłuższe uszy. Ale musisz mieć jednego i drugiego, żeby porównać – powiedział w końcu Jean Jacques. – A propos… we Francji jest taki zwyczaj, że druhny idą przed narzeczonymi i sypią im pod nogi płatki białych róż. Macie takie coś u was?

– Nie wiem, widziałam tylko dwa czarodziejskie wesela – odparła Hermiona. – Ale białe róże w tej chwili kojarzą się chyba wszystkim z marszami protestacyjnymi… Bo to właśnie białe róże rzucali na ulice.

– Gdybyście wiedzieli, że się pobierzecie, moglibyście je pozbierać i mieć jak znalazł.

– Jasne, chodzilibyśmy na czworaka w pelerynach niewidkach i zbierali płatki z całej Pokątnej…

– No cóż… ostatecznie… mogłabyś sobie darować pelerynę niewidkę.

Hermiona opowiedziała Jean Jacquesowi, co udało im się już załatwić i gdy skończyli omawiać temat ślubu i wesela, Bibi poszła spać, a oni przeszli do sali jadalnej na kolację. Było tam chłodniej niż w saloniku, pewnie dlatego, że sala miała wysoki sufit i bardzo duże okna. Dziewczynie natychmiast zrobiło się zimno, więc usiadła przy stole i próbowała się rozgrzać, zakładając ciasno ręce na piersi. Przez krótką chwilę rozważała pomysł rzucenia na siebie czaru ogrzewającego, ale uznała, że nie byłoby to zbyt grzeczne w czyimś domu.

Zimna przystawka nie polepszyła sprawy.

– Jean Jacques, masz jakąś pelerynę… koc? – spytała pod koniec jedzenia plasterka łososia z krewetkami i majonezem.

– Zimno ci? – zdziwił się trochę Severus.

– Trochę… no może trochę bardziej niż trochę – uśmiechnęła się zakłopotana.

Sięgnął po jej ręce i stwierdził, że faktycznie, miała lodowate dłonie.

– To dlatego, że wcześniej siedziałaś przy kominku i za bardzo się rozgrzałaś – stwierdził Jean Jacques i poszedł czegoś poszukać.

– Nie przejmuj się – westchnęła dziewczyna, przytrzymując ręce Severusa. – Dzisiejsza sesja chyba mnie dobiła. Może i była krótsza, ale… Co za szczęście, że już po wszystkim!

Jean Jacques przyniósł gruby koc, którym Hermiona otuliła się, ale nie bardzo jej to pomogło. Po raz pierwszy miała dość francuskich kolacji, które trwają dziesięć razy dłużej niż przygotowanie potraw. Szczerze mówiąc, mam dość wszystkiego. Gdy Jean Jacques zapytał, jak idzie jej nowa praca, odpowiedziała raczej krótko i miała nadzieję, że to go skłoni do sprzątnięcia serów i przyniesienia deseru i kawy.

– Zimno tu u was – mruknęła.

– Zimno? U nas? – roześmiał się Francuz. – A u was nie?

– Sądziłem, że we Francji jest cieplej – rzucił Severus, smarując masłem kawałek bagietki i nakładając na nią warstwę rozpływającego się sera.

– Jeśli nie, to tylko dzięki wam. Przecież skądś ta parszywa mgła i deszcze muszą przychodzić!

Hermiona parsknęła śmiechem.

– Chcesz wina? – Jean Jacques zastygł z butelką nad jej kieliszkiem.

– Nie, dziękuję. Wolałabym raczej ciepłej herbaty – wino było kwaskowate i nie pasowało jej ani do kurczaka z pieczonymi jabłkami w środku, ani do przeróżnych serów. – Sama się obsłużę, nie fatyguj się.

Gdy poszła do kuchni, Jean Jacques spojrzał na Severusa.

– No i jak ona się teraz czuje? Lepiej?

Severus odstawił kieliszek i zerknął w stronę, w której znikła Hermiona.

– Nie wiem. Ale teraz, kiedy już jest po wszystkim, powinno się jej poprawić.

– Kiedy wróciliście z Niemagicznego Pokoju, wyglądała… na taką szczęśliwą… – Jean Jacques uśmiechnął się na samo wspomnienie.

Severus też się uśmiechnął, w duszy. Jean Jacques odłożył widelec na bok talerza, pochylił się do niego i ściszył głos.

– Powiem ci w sekrecie, choć pewnie jutro, pojutrze, przyleci do was oficjalna sowa. Zostaliście oboje odznaczeni Medaille d’Honneur jako cudzoziemcy, którzy pomogli francuskiej społeczności czarodziejów. Mam nadzieję, że to ją ucieszy…

Severus zawahał sie. Ucieszyć, ucieszy, ale od tego znów reporterzy będą za nią chodzić, a reporterów Hermiona też się boi…

– Postaram się ją trzymać z daleka od naszej cholernej prasy.

– Wiem, o co ci chodzi. Nie możesz jej zastąpić? Wiesz, pokazać się gdzieś niby przypadkiem i poodpowiadać na kilka pytań? Wtedy może dadzą jej spokój.

– Zobaczę.

Z kuchni doszedł ich dźwięk przekładanych łyżeczek.

– Poza tym teraz ma na głowie pracę, naukę, pisanie tego czegoś dla ciebie i organizację ślubu – dorzucił pospiesznie Jean Jacques. – Więc powinno zacząć powoli się układać. Ale uważaj na nią.

Severus już chciał mu przypomnieć, że to jego narzeczona, gdy weszła Hermiona ze szklanką herbaty. Owinęła się szybko kocem i usiadła skulona na krześle. I doszedł do wniosku, że Francuz faktycznie miał rację. Wyglądała trochę mizernie.

Jean Jacques chyba doszedł do tego samego wniosku i poszedł po tacę z ciastem. Porozmawiali jeszcze trochę o niani Bibi i zdecydowali się wracać do Hogwartu.

– Weź ze sobą koc – Jean Jacques przytrzymał ciepły materiał na ramionach Hermiony. – Oddasz mi następnym razem.

– Dziękuję… Kiedy się zobaczymy? – spytała.

Severus narzucił na Hermionę dodatkowo grubą pelerynę i zapiął srebrne zapinki.

– Wpadnij do nas za tydzień – zaproponował.

Hermiona potaknęła.

– Bardzo dobry pomysł. Może uda się ściągnąć moje druhny.

– Dobrze, w takim razie w sobotę. Koło szóstej wieczorem.

Pożegnali się i deportowali z cichym trzaśnięciem. Wylądowali przed bramą i mieli trochę do przejścia w deszczu i wietrze, więc kiedy doszli do ich komnat, Hermiona szczękała zębami.

– Idź pod prysznic – pogonił ją Severus, wieszając na oparciu fotela przemoczoną pelerynę i mokry koc.

Hermiona tylko kiwnęła głową i trzęsąc się, poszła do łazienki. Odkręciła wodę i zaczęła z trudem ściągać ubranie. Tak bardzo się spieszyła, że zdjęła spodnie, wywracając nogawki na lewą stronę. I wskoczyła pod gorącą wodę.

 

 

Czwartek, 4.02

Haytlieneh przyniosła jej stos kopert i dorzuciła pisma z Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Hermiona zmusiła się do uśmiechu, podziękowała i gdy kobieta wyszła z gabinetu, oparła głowę na rękach i przymknęła oczy.

Od ponad trzech tygodni toczyła zaciętą dyskusję z Marcusem. Wild… Chyba z powodu nazwiska ma jakieś ciągoty do niebezpiecznych stworzeń. Chciał, żeby w Hogwarcie trzymano Garborogi, Kelpie, Reemy czy Żmijoptaki. Na to ostatecznie jeszcze mogła się zgodzić, ale nie akceptowała absolutnie Erklingów, które były znane z tego, że zjadały dzieci, ani tym bardziej Nundu, od którego oddechu wymierały całe wioski. Poza tym co to za chory pomysł trzymania w Hogwarcie demimoza! Czy Marcus nie wie, że demimozy mogą stawać się niewidzialne? Hagrid będzie pokazywał dzieciakom powietrze i tyle!

A przede wszystkim po co kusić los, ściągając takie stworzenia? Jeśli wziąć pod uwagę głupie pomysły niektórych uczniów… Przypomniała sobie, w jaki sposób Malfoy został zraniony przez Hardodzioba i doszła do wniosku, że może to podać jako przykład. Może Marcus w końcu zrozumie.

Spojrzała na zegarek. Dochodziła zaledwie trzecia po południu, ale miała wrażenie, że jest już północ. Czuła się sennie i ociężale, zamykały się jej oczy i ogólnie czuła się, jakby się zderzyła z hipogryfem. Najlepiej siedziało się jej opierając się porządnie w fotelu, opierając głowę o zagłówek i zamykając oczy… Zapomniała o Wildzie i jej myśli zdryfowały na ślub i wesele.

W ogóle to dlaczego nie wziąć samych płatków białych róż? Przecież tak pięknie skrzyły się w świetle lamp… Sięgnęła do kosza, z którego dochodził odurzający zapach i zanurzyła dłonie w delikatnych jak jedwab, chłodnych płatkach. Na pewno spodobają się Severusowi! Rozejrzała się, czy nikogo dookoła nie ma i uniosła kilka z nich na wysokość oczu i aż uśmiechnęła się do siebie, gdy pomyślała, że mogliby po czymś takim stąpać…

Dostrzegła, jak do gabinetu wchodzi właścicielka, Tiffany Carol i odruchowo wrzuciła je z powrotem do kosza. Płatki łupnęły głośno i przestraszona Hermiona aż podskoczyła i wyprostowała się raptownie, starając się szeroko otworzyć oczy. Przez chwilę patrzyła nieprzytomnie przed siebie, ale nic nie widziała, nie mogła skupić wzroku. Dopiero po chwili zaczęła rozróżniać kolory i zarysy mebli i dywanu i zrozumiała, że siedzi w swoim gabinecie i musiała po prostu usłyszeć trzask drzwi wejściowych do sekretariatu. Serce, walące mocno w piersi, zaczęło powoli się uspokajać.

Mrugała jeszcze przez chwilę, usiłując skupić na czymś wzrok. Na zegarku. Trzecia jeden. Cholera, przysnęłaś!

Westchnęła, potarła zziębnięte dłonie i postanowiła zrobić sobie kawę. Za kwadrans czwarta miał przyjść po nią Severus i oboje mieli wybrać się, zapewne już po raz ostatni, do francuskiego Ministerstwa Magii.

 

Jean Jacques odebrał ich na Recepcji i zaprowadził do Sali Reprezentacyjnej. Gdy weszli, oboje aż przystanęli z wrażenia.

Sala była duża i… jasna. Białe ściany zdobione białymi i złotymi płaskorzeźbami pięły się wysoko łagodnymi zawijasami i wypukłościami. Na wysokości kilku jardów biegł wystający gzyms, powyżej którego biel ścian zdawała się rozmywać z bielą sufitu, z którego zwieszały się w dół wielkie żyrandole z setkami płonących świec. Każdy płomień migotał w kryształowych wisiorach, krzesząc kolorowe iskry, pobłyskiwał w złotych łańcuchach i ornamentach i odbijał się w błyszczącej, drewnianej posadzce w duże beżowe i brązowe kwadraty.

Światło padało również z dużych kinkietów zawieszonych na ścianach między wielkimi oknami, nad którymi połyskiwały złote runiczne napisy. Na wprost wejścia dostrzegli olbrzymi kominek, na którym buzował wielki ogień, od którego posadzka płonęła na białozłoty kolor.

Wchodząc, nie można było się powstrzymać od nabrania głębokiego oddechu i wstrzymania go, jakby serce i dusza chciały ulecieć pod sufit, hen, daleko.

Hermiona uśmiechnęła się promiennie, rozglądając się na boki oszołomionym spojrzeniem. Severus również nabrał powietrza i uniósł kącik ust.

– Tu jest wspaniale! – zawołała Hermiona, obracając się dookoła na pięcie, zachwiała się mocno i Severus w ostatniej chwili ją podtrzymał.

– Pomyliłaś wręczenie medalu z konkursem tańca?

Jean Jacques prychnął ze śmiechu i wskazał im filigranowe krzesełka pod ścianą, obite aksamitem, o wdzięcznie wygiętych nóżkach.

– Usiądźmy, za chwilę…

W tym momencie płomienie buchnęły na zielono i wyszła z nich Eugenia w śnieżnobiałej szacie. Severus powstrzymał ochotę od przewrócenia oczami i zerknął na swoje czarne spodnie i surdut.

– Wygląda jak anioł… – szepnęła Hermiona.

Kobieta podeszła do nich i dopiero, gdy była parę stóp od nich, dostrzegli, że niesie przed sobą tacę z dwoma złotymi krążkami oraz dwie rolki bialutkiego jak śnieg pergaminu.

– Witam państwa – ukłoniła się, zatrzymując się przed nimi. – Minister za chwilę przybędzie. Proszę spocząć.

Istotnie, chwilę później otworzyły się duże, podwójne drzwi i wszedł Charles Chevalier i podszedł do nich energicznym krokiem. Zaraz za nim wśliznął się reporter z dużym aparatem i fleszem na statywie i stanął tuż koło nich. Hermiona obrzuciła go krótkim spojrzeniem i przeszła na drugą stronę Severusa.

– Mademoiselle Granger – Charles Chevalier ucałował dłoń Hermiony, chyląc się w głębokim ukłonie i wyciągnął rękę do Severusa. – Monsieur Snape.

Obaj mężczyźni uściskali sobie mocno dłonie i Charles Chevalier cofnął się o krok i spojrzał na nich oboje.

– Francuska społeczność czarodziejów, którą dziś reprezentuję, pragnie podziękować wam za nieocenioną pomoc w odnalezieniu i doprowadzeniu przed francuski wymiar sprawiedliwości Xaviera Cabrela. Nasz rząd podjął uchwałę o przyznaniu wam Medaille d’Honneur, który mogą otrzymywać również cudzoziemcy, choć należy to do rzadkości.

Minister wyciągnął rękę do Hermiony, jakby chciał się witać jeszcze raz. Dziewczyna podała mu ją odruchowo, ale Chales Chevalier wyprostował ją, sięgnął po złoty krążek i położył jej na otwartej dłoni.

– Tak więc dziś mam honor wręczyć pani, Mademoiselle Granger, Medaille d’Honneur. I cieszę się niezmiernie, że francuskie odznaczenie znajdzie się pośród innych, które już opromieniają pani nazwisko. Posiadanie tylu wyróżnień w pani wieku jest godne podziwu. Ale to nie medale czynią panią osobą wyjątkową. To pani jest wyjątkowa i cieszę się, że miałem możliwość panią spotkać.

Zamknął jej dłoń dokładnie w tym samym momencie, kiedy ona chciała to zrobić i Hermiona poczuła ciepło rozlewające się po całej dłoni i jednocześnie inne, spływające po jej policzkach.

– Merci – wyszeptała zdławionym głosem, mrugając powiekami i uśmiechnęła się z trudem.

– Gdy łzy wyrażają radość, nie warto ich ukrywać – uśmiechnął się Minister, wpatrując się w jej błyszczące oczy i podał jej cienką rolkę pergaminu.

W tym momencie buchnęło jasne światło i rozległ się syk magnezji, gdy reporter robił zdjęcie. Hermiona przycisnęła pergamin do piersi i spojrzała na złoty krążek. Ale nie miała czasu na podziwianie. Minister Magii podszedł do Severusa i wyciągnął do niego dłoń. Severus otworzył swoją i pozwolił Ministrowi ją przytrzymać. Reporter zrobił kolejne zdjęcie.

– Monsieur Snape, mam honor wręczyć panu Medaille d’Honneur. Nie ukrywam, że to dla nas zaszczyt móc dołączyć, choć w taki skromny sposób, do grona tych, którzy mogą panu dziękować za to co pan zrobił. Osobiście zaś jestem dumny, że mogę być pańskim dłużnikiem. Wielkość mężczyzny nie wyznaczają tytuły czy ordery, lecz jego postępowanie, ale mam głęboką nadzieję, że ten medal będzie zawsze przypominał co pan zrobił, tym, którzy odważą się zapomnieć o pańskich uczynkach.

Severus zamknął w dłoni złoty krążek. Jego policzki zabarwiły się lekkim rumieńcem, więc tylko skinął głową, zaciskając usta i odwracając wzrok, ale Charles Chevalier uśmiechnął się jeszcze szerzej na ten widok i podał mu biały pergamin.

– I już tak całkiem od siebie… – spojrzał na złoty pierścionek na ręku Hermiony. – Chciałbym wam pogratulować. Bardzo się cieszę.

Hermiona spojrzała na Severusa, przytulając się odruchowo do jego ramienia, a ten kolejny raz skinął głową i usta zadrgały mu lekko.

Reporter zrobił jeszcze kilka innych zdjęć, odłożył na bok aparat i podszedł im pogratulować i pożegnać się.

– Bardzo się cieszę, że mogłem uczestniczyć w tej uroczystości – powiedział po francusku, więc Hermiona przetłumaczyła jego słowa Severusowi. – Jeszcze dziś napiszę artykuł i wyślę relację do waszego Proroka.

Severus rzucił mu ostre spojrzenie.

– Powiedz mu, że ma się trzymać faktów – odezwał się cicho do Hermiony.

Dziewczyna szybko przełożyła wypowiedź Severusa, na co reporter cofnął się o krok i rozciągnął usta w uśmiechu.

– Proszę się nie bać! Artykuł będzie wspaniały! I dam pełno photos!

Severus bez pomocy Hermiony zrozumiał, o co chodzi. Właśnie jest o co się bać!

– Photos – warknął do reportera. – Chcę je zobaczyć. I relację do Proroka również, ZANIM ją wyślesz. Nie będę tolerował żadnych idiotyzmów w waszym stylu!

Hermiona jeszcze nie skończyła tłumaczyć, a reporter już gorączkowo kiwał głową, wytrzeszczając oczy. Severus ujął dziewczynę pod rękę i zerknął na Jean Jacquesa.

– Idziemy.

I ruszył energicznym krokiem w kierunku drzwi, pociągając Hermionę, która jeszcze coś mówiła. Jean Jacques zrobił zdumioną minę, skinął reporterowi i niemal wybiegł za nimi.

– Co mu się stało? – spytał Hermiony, gdy stali w Holu przed toaletami, czekając na Severusa.

– Och, nic takiego. Po prostu nie wiedział, jak się zachować – uśmiechnęła się Hermiona, otulając się grubym płaszczem i ziewnęła. – Wiesz, on nie jest przyzwyczajony do tego, że ktoś może okazać mu wdzięczność. To dla niego nowość.

Jean Jacques skrzywił się i potrząsnął głową ze smutkiem.

– Biedak…

– Nie mów tego przy nim, bo cię udusi – ostrzegła czym prędzej.

– To zmieńmy temat, zanim wróci. Na jakikolwiek… – w tym momencie drzwi do toalety się otworzyły, więc Jean Jacques syknął. – Mów coś!

– Yhhh… zimno mi.

 

 

Piątek, 5.02

Artykuł o odznaczeniu ich Medaille d’Honneur ukazał się w porannym Proroku, ale był krótki i rzeczowy. Na pierwszym zdjęciu Hermiona przyjmowała medal i ocierała łzy, uśmiechając się do Charlesa Chevalier, na drugim Severus ściskał mu rękę, najprawdopodobniej witając się z Ministrem.

Pewnie Jean Jacques musiał sprawdzić artykuł przed puszczeniem do druku… Na całe szczęście, bo chyba nie przeżyłabym kolejnego steku bzdur.

Hermiona przeczytała artykuł z wyraźną ulgą i sięgnęła po dane statystyczne naboru do Hogwartu z ostatnich dziesięciu lat. Za godzinę miała spotkanie z Briggsem z Wydziału Populacji, który uważał, że za dziewięć i dziesięć lat przewidywany nabór do Hogwartu będzie wyjątkowo duży i przydałoby się pomyśleć o budowie nowej szkoły. Hermiona się z nim nie zgadzała. Po baby-boomie po wygranej wojnie można się było spodziewać, że nabór będzie większy, ale ilość narodzin wróciła już od roku do normy, więc była przekonana, że zamiast myśleć o nowej szkole, poniekąd niebagatelnej inwestycji na długie, długie lata, należało po prostu przystosować Hogwart na ten krytyczny rok czy dwa na przyjęcie większej ilości uczniów. Dokładnie taka sama sytuacja zaistniała po zakończeniu pierwszej wojny i Dumbledore dał sobie jakoś radę, bez otwierania Hogwartu II!

Owinęła się ciaśniej dużym, ciepłym szalem, oparła głowę na jednej ręce i zaczęła przeglądać dokumenty i dopiero po dziesięciu minutach dotarło do niej, że to, co robi, nie ma sensu. Potrzebowała danych z JEJ rocznika!

Poszła poprosić Haytlieneh o odpowiednie dokumenty, a gdy wróciła, opadła ciężko na fotel i zamknęła oczy. Merlinie, worek galeonów za to, żeby był już wieczór… Który będzie trwał bardzo, bardzo długo…

Wczoraj poszła spać w ciepłych, grubych skarpetkach i spało się jej tak o wiele lepiej. Severus nie narzekał, choć zazwyczaj lubił, jak wsuwała stopy między jego łydki i czasami się o to dopominał. Może teraz mam tak lodowate nogi, że woli jak go ta „przyjemność” omija.

Spało się jej lepiej, ale z pewnością nie wystarczająco długo, bo czuła się jak… przymulona. I nie zanosiło się, żeby w ten weekend odpoczęła – prócz nauki, sesji warzenia eliksirów do OWUTEMÓW, w sobotę miała się spotkać na cały dzień z rodzicami i wrócić prosto na spotkanie organizacyjne ślubu. Miały być jej trzy druhny: Ginny, Molly i Minerwa oraz Jean Jacques.

Merlinie, nie dam rady. Padnę na pysk i nie dam rady. Może by tak coś z tego anulować.. przełożyć…

Jedyne co mogła przełożyć, to spotkanie z rodzicami. Cała reszta nie mogła czekać. A tak chciała ich zobaczyć…

Chyba nie mam wyboru. Będzie trzeba pójść do nich zadzwonić.

Przechyliła głowę podpartą na obu rękach i zerknęła za okno. Leje, wieje i pada… Paskudnie. I jest zimno. Na pewno jest zimno. Merlinie, jak mi się udało przeżyć poprzednie zimy? Niemożliwe. To chyba jakaś zima stulecia.

Na myśl o wyjściu na dwór na taką pogodę aż coś w niej jęknęło. Na taką pogodę? Nie… Może do jutra się wyśpisz. I ci przejdzie.

Tak. Z pewnością. W stan krytyczny.

Nie chciało się jej. Nie chciało się jej tu i teraz. Wstać i wyjść na tę szarugę. W porównaniu do tego jutrzejszy dzień wydawał się odległy jak stąd do księżyca. Byle później. Byle nie teraz.

Usłyszała, jak wraca Haytlieneh i czym prędzej się wyprostowała i sięgnęła po jakikolwiek dokument. Równocześnie na chwilę odzyskała jasność umysłu. Przestań się wygłupiać, idiotko! Wyjdziesz, zadzwonisz, potrwa to pięć minut i będziesz miała całą sobotę do wieczora wolną!

 

 

Sobota, 6.02

Długo wyczekiwany weekend wreszcie nadszedł. Po obiedzie, który dla Hermiony był śniadaniem, dziewczyna pouczyła się trochę i koło piętnastej wybrali się z Severusem na Pokątną na zakupy. Co prawda w planach było warzenie eliksirów, ale Severus, widząc jaka jest zmęczona, odłożył to na przyszły weekend.

Na Pokątnej leżał grubą warstwą świeży, puszysty śnieg, który skrzył się w promieniach słońca. Dzień był przepiękny, jakby wymarzony do spaceru i Severus uznał, że w sumie dobrze się stało. Miła odmiana od codzienności, trochę rozrywki, słońce i niespieszne zakupy dobrze jej zrobią.

Wstąpili do sklepu Magiczne Przyjęcia i przeglądali rozmaite dekoracje, którymi można było ozdobić stoły, ściany czy sufit sali weselnej. Nie kupili nic, bo Tiffany Carol, czarownica specjalizująca się w organizacji wesel i ślubów, miała tym wszystkim się zająć, ale Severus chciał jakoś rozruszać Hermionę i sam zaproponował wejście do sklepu. Widząc, jak rozentuzjazmowana dotyka jedwabnych obić krzeseł, obrusów nasyconych niespieralnym czarem poprawiającym apetyt, puszek z zamkniętą w nich romantyczną muzyką, które zastępowały zespoły muzyczne, zestawów niegasnących, podwieszanych świec (po sto w opakowaniu), czy perfumowanych statuetek nimf i elfów, pogratulował sobie pomysłu.

W innym sklepie kupili trochę ich ulubionych słodyczy i książkę o rodzajach obietnic ślubnych i już dla czystej przyjemności pospacerowali po ulicy. Zapadał już zmierzch, słońce zachodziło i śnieg przybrał cudowną, różowawą barwę.

Od ogłoszenia ich zaręczyn w Proroku minęło sporo czasu i wreszcie! ludzie dali im spokój. Rzadko kiedy ktoś nadal gapił się na nich, gdy chodzili pod rękę, więc mogli wreszcie czuć się jak normalna para.

Severus przystanął przed witryną sklepu z miotłami, więc Hermiona zatrzymała się obok.

– Przy nowych Strzałach II Błyskawica wydaje się być przestarzała – powiedziała, przyglądając się nowej miotle unoszącej się w powietrzu.

– Co roku wychodzi jakiś nowy egzemplarz. Zastanawiam się, czy nie trzeba podesłać tu Rolandy, w przyszłym roku będzie trzeba wymienić większość szkolnych mioteł – odparł.

Hermiona dyskretnie stłumiła ziewnięcie.

– Myślałam, że szukasz czegoś dla siebie.

Severus uniósł kącik ust.

– Nie, nie potrzeba mi miotły. Świstokliki, teleportacja są zdecydowanie szybsze. Choć nie przeczę, że czasami nie odmówiłbym sobie choćby pięciu minut na miotle.

– Czy dyrektor może sędziować mecze Quidditcha?

– Oczywiście, że może. Tak samo jak nauczyciele.

Hermiona uśmiechnęła się i odstawiła na ziemię torbę z książką i słodyczami.

– Więc może po prostu sędziuj najbliższy mecz.

Severus przekrzywił głowę i zdmuchnął sobie kosmyk włosów z policzka.

– Fakt, że jest zdecydowanie lepiej jak sędziuję. Przynajmniej nie można mi szaty podpalić…

Hermiona klepnęła go po ramieniu, chichocząc, wzięła do drugiej ręki torbę i ruszyli dalej. Gdy doszli do apteki, podała ją Severusowi.

– Możesz ponieść?

Severus wziął torbę, zawiesił na jednym palcu i objął ją drugą ręką. Gdy doszli do końca ulicy i zatrzymali się przed czymś, co wyglądało jak duże pole uprawne, teleportowali się przed szkolną bramę. W samą porę, dochodziła właśnie szósta i lada chwila powinny zjawić się Ginny i Molly oraz Jean Jacques.

Hermiona nałożyła na siebie gruby, puszysty sweter i podeszła do Severusa stojącego przy oknie. Gdy usłyszał, że staje za nim, obrócił się, więc zarzuciła mu ręce dookoła szyi i chwilę się całowali. Ale zanim czułe pocałunki przeistoczyły się w coś gorętszego, Severus odsunął usta i przytulił ją do siebie, opierając brodę o jej głowę.

Hermiona poczuła ból gdzieś w piersiach, więc syknęła lekko i odsunęła się ciutkę.

– Delikatniej… – mruknęła, przytrzymując jego ręce bo najwyraźniej sądził, że chciała odejść, więc puścił ją.

Severus, zaskoczony, przytulił ją jak najdelikatniej potrafił i czubkami palców przesunął po włosach.

– Tak może być?

– Yhmmm.

Chwilę tulili się, stojąc trochę dalej od siebie niż zwykle. Po minucie czy dwóch Hermiona pocałowała go w czubek nosa i uśmiechnęła się.

– Zamówmy może jakieś ciasto dla gości.

– Pimek będzie szczęśliwy, mogąc coś ci przynieść – pogłaskał ją wierzchem dłoni po policzku. – Coś tak czuję, że przedkłada ciebie nade mnie.

– Mówiłam ci to już kiedyś. Naucz się robić czapeczki i sprawa będzie załatwiona.

Ledwie Pimek przyniósł dwa półmiski pełne rozmaitych ciast, w tym ukochanego crumble z leśnymi owocami Severusa oraz duży czajniczek herbaty, przyszła Minerwa z Jean Jacquesem, a chwilę później Filch przyprowadził Molly i Ginny.

Molly podeszła do Francuza.

– Bułon żur! Komon cava bię? (Można przetłumaczyć na: Jak dobrze się pan ma? Bardzo nieformalne.)

Hermiona wymieniła rozbawione spojrzenie z Minerwą, za to Ginny wyraźnie zesztywniała.

– Hermiona! – zawołała i podeszła uściskać przyjaciółkę. – Będzie zdecydowanie lepiej, jak zostaniemy wszyscy przy angielskim! – wymamrotała kątem ust, uśmiechając się szeroko. – Zrób coś!

– Ginny, opanuj się, o co chodzi? – spytała Hermiona.

– Och, jaki milutki ten sweter…! Mama podłapała od Billa parę powiedzonek, których nauczył się od kuzynów Fleur. I ponoć są takie… no wiesz…

Hermiona zachichotała krótko.

– Przecież nie rzucę na nią Silencio…

– Merlinie, rób co chcesz, a jak nie wiesz co, to pogadaj z twoim najmilszym! W każdym razie ja nie biorę za nią odpowiedzialności!

Jean Jacques i Molly wybuchnęli właśnie śmiechem.

– Nie przesadzaj, w końcu to ona jest twoją matką, a nie odwrotnie. A teraz idź przywitać się z resztą – Hermiona poklepała ostatni raz Ginny po plecach i odsunęła się.

– … jeszcze tylko troszkę poprawić akcent i uchodziłaby pani za prawdziwą Francuzkę! – wykrztusił Jean Jacques, trzymając się za twarz.

Ginny przewróciła oczami i stanęła koło matki.

– Jean Jacques, dzień dobry – powiedziała głośno, zwracając na siebie jego uwagę.

Przywitały się z całą resztą i usiadły przy stoliku. Hermionie nie chciało się jeść, więc tylko zrobiła sobie herbatę.

– Jeśli zabraknie ciasta, to powiedzcie. Poproszę skrzata, to coś przyniesie – rzuciła głośno.

– No więc? – spytała Ginny, nakładając sobie ciastko czekoladowe. – Co jeszcze zostało do zorganizowania?

Hermiona chciała dać wszystkim czas na zwyczajowe pogaduszki o wszystkim i o niczym, ale wyraźnie widziała, że jej przyjaciółka chce jak najszybciej przejść do rzeczy. Pewnie z powodu tych powiedzonek.

– Zostało nam parę spraw do przedyskutowania. Po pierwsze, moi rodzice. Mamy pozwolenie na rzucenie na nich zaklęć przeciwochronnych, ale dopiero w sobotę od trzeciej po południu.

– A sprecyzowałaś godzinę na wniosku? – spytała Minerwa ze zdegustowaną miną i sięgnęła po cukier.

– Tak. Od ósmej rano.

– Pewnie im się wydaje, że wykradną wszystkie sekrety Hogwartu.

– Arthur mówił, że niektórzy w Ministerstwie są niereformowalni – dorzuciła Molly. – Severusie, nie możesz do nich pójść i czegoś z tym zrobić?

Zanim Severus zdążył odpowiedzieć, odezwała się Hermiona. Nie chciała, żeby za każdym razem, jak pojawią się na JEJ drodze jakieś problemy, konieczny był Severus żeby je rozwiązać.

– Najważniejsze to to, czy godzina wystarczy na rzucenie na nich czarów.

Minerwa zastanawiała się chwilę, mieszając swoją herbatę.

– Moim zdaniem tak. Zaklęcia trzeba rzucać na nich pojedynczo, ale o ile pamiętam, nie trwa to dłużej niż dziesięć minut.

– To Filius będzie je rzucał? – zapytał Severus.

– Tak.

– Czyli do trzeciej muszą siedzieć w Norze? – zagadnęła Molly.

– Niekoniecznie – zaoponowała Minerwa. – W Hogsmeade też mogą być. To znaczy, że Filius musi skończyć dekorować salę przed trzecią i przenieść się natychmiast do Hogsmeade. Molly, to Arthur ich zabierze do wioski? Gdzie?

– Och, chyba najlepiej w sklepiku u George’a. Tam przynajmniej nikt nie będzie im wchodził na głowę. Wiesz, gdzie on jest?

– Chyba tak, w byłym sklepie Zonka?

– A o której pojawią się w Norze? – przyłączyła się do dyskusji Ginny.

Wszyscy spojrzeli na Hermionę, która jakby się ocknęła.

– Umówiliśmy się na ósmą rano. Severus się po nich aportuje – spojrzała na niego pytająco. – Czyli przeniesiesz ich do Nory, tak?

Molly chciała wiedzieć, o której dokładnie państwo Granger mogą się pojawić, żeby wyekspediować z Nory wszystkich, którzy nie byli tam niezbędni. Ginny zaproponowała, żeby Bill i George z żonami i dziećmi przenieśli się tuż po śniadaniu na Grimmauld Place, zaś Harry do Nory, żeby pomóc Arthurowi. Czy też raczej nie pozwolić mu zamęczyć rodziców Hermiony pytaniami. Severus zaznaczył, że tylko zostawi Helen i Perry’ego w Norze i musi wracać do Hogwartu, bo nie chce zostawić szkoły bez nadzoru. Minerwa zaczęła radzić Severusowi, by znalazł kogoś, kto zastąpi i jego i ją w sobotę, a Jean Jacques sugerował jakąś pomoc w przygotowaniu Wielkiej Sali. W końcu zeszli na inny temat, mianowicie, kto gdzie powinien być w sobotę po południu.

Hermiona z początku starała się ich słuchać, ale po chwili nie wiedziała już, na kim się skupić. Wszyscy zaczęli mówić razem i w końcu słyszała tylko hałas, który strasznie ją męczył. Czasem wpadało jej w ucho jakieś słowo i wtedy starała się skupić na mówiącej osobie, ale natychmiast odpływała gdzieś i dopiero kolejne słowo sprawiało, że dostrzegała kogoś innego. Choć najchętniej przestałaby widzieć i słyszeć cokolwiek.

Severus obrzucił ją bacznym spojrzeniem i postanowił ponaglić towarzystwo. Wyprostował się i założył ręce na piersi.

– Proponuję podsumować – powiedział stanowczo niskim głosem i wszyscy zamilkli. – Ja odbiorę rodziców Hermiony i po ósmej rano aportuję się z nimi do Nory. Jeśli będzie jakieś opóźnienie, napiszę do ciebie, Minerwo – starsza czarownica odruchowo sięgnęła do medalionu z bursztynu. – Przed trzecią mają być w Hogsmeade i czekać na Filiusa, więc będziemy musieli znaleźć kogoś innego prócz Septimy i Pomony. Zapytamy Tiffany Carol, czy będzie mogła podesłać tu kogoś do pomocy – zerknął na Hermionę i ta mechanicznie kiwnęła głową – bo faktycznie nic nie będzie można zacząć robić przed drugą. Mogę się nią zająć.

– Nie będziesz miał czasu – zaprzeczyła natychmiast Minerwa. – Będziesz się musiał ubrać i uczesać, żeby przed czwartą już być na dole, więc jestem pewna, że pomaganie Tiffany będzie ostatnią rzeczą, jaka przyjdzie ci do głowy.

– Nie martw się, pomogę ci się ubrać – zapewnił go natychmiast Jean Jacques.

Severus, który rzucił już Minerwie ostrzegawcze spojrzenie, przechylił się ku niemu.

– Jean Jacques, mogę cię zapewnić, że umiem się sam ubrać. I uczesać – to było adresowane raczej do Minerwy.

Czarownica otworzyła usta, ale szybko je zamknęła.

– Oczywiście – stwierdziła krótko, choć jej twarz wyraźnie mówiła „Poczekamy, zobaczymy”.

Severus skinął jej głową, jakby podejmując wyzwanie.

– Gdzie wy będziecie w tym czasie? I w ogóle od kiedy was nie będzie?

Molly odchrząknęła lekko.

– Skoro ślub jest o szesnastej, to nie wolno się wam widzieć od piątku, od szesnastej. Więc przyjdziemy po ciebie, Hermiono, po trzeciej – spojrzała na dziewczynę.

Ta podniosła na nią oczy.

– Dobrze. Wrócę wcześniej z pracy.

– Przecież miałaś wziąć wolny dzień? – zdziwili się równocześnie Severus i Ginny.

– Aaaa… Faktycznie.

– Musimy w miarę szybko zdecydować, o której wrócimy do zamku w sobotę, żeby Severus i Hermiona na siebie nie wpadli – uśmiechnęła się Minerwa.

– Umówiłam się z Anną na pierwszą – Ginny przechyliła się trochę do przodu, żeby zza ramienia matki dojrzeć swoją Opiekunkę domu. – Ma się zjawić o tej porze w Norze, więc będę musiała się po nią wybrać…

– To fryzjerka? – spytała Hermiona.

– Tak, świetna! To ona czesała Angelinę!

– Yhhm.

Jean Jacques przysłuchiwał się ich dyskusji.

– Z tego wynika, że koło pierwszej będziecie już tu, w zamku. Gdzie dokładnie?

– W moich komnatach – odparła Minerwa. – Severusie, dasz mi znać jak już zejdziecie na dół, żebyśmy się na was nie natknęły, dobrze?

– Oczywiście, Minerwo.

Molly klepnęła się w czoło.

– Bym zapomniała! Kto będzie miał obrączki?

– Ja – machnął jej ręką Jean Jacques i zerknął na Severusa i Hermionę. – Kiedy je będziecie mieć?

– Niedługo – odpowiedziała Hermiona. – Nie wiem dokładnie… W przyszłym tygodniu.

– Bardzo dobrze. A wy? Macie już szarfy?

Molly oderwała wzrok od Hermiony i uśmiechnęła się do Francuza.

– Benszur! (Bien sûr – Oczywiście)

Minerwa zapytała Jean Jacquesa o rodzaje szarf we Francji i kiedy odpowiedział, Molly pozwoliła sobie na lekką krytykę francuskich zwyczajów. Ginny zerknęła na przyjaciółkę, która podkuliła nogi na krześle i patrzyła gdzieś na środek stolika. Wyglądała, jakby myślami była daleko stąd. Jean Jacques, wyraźnie rozbawiony, poprosił właśnie Hermionę o obronę przed dwiema angielskimi czarownicami i dziewczyna nagle się przebudziła i powiedziała do niego coś po francusku.

– Panie profesorze… – Ginny ściszyła głos, przysiadła na skraju krzesła i przechyliła się w kierunku Severusa. – Mogę zadać panu jedno pytanie?

Ten uniósł brew i prychnął krótko i nie wiedziała czy ze zniecierpliwieniem, czy rozbawieniem.

– Tylko jeśli będzie sensowniejsze niż to, które właśnie zadałaś.

Ginny uśmiechnęła się, ale szybko spoważniała.

– Z nią wszystko w porządku? – wskazała ruchem głowy przyjaciółkę. – Wygląda jakby… nie wiem, myślała o czymś innym, albo jakby wszystko jej było obojętne…

– Po prostu jest zmęczona. Ma dużo pracy i nauki i do tego jeszcze przygotowanie ślubu – odparł krótko.

– To nie to – pokręciła głową Ginny. – Znam ją od lat i wiem, jak zawsze się zachowywała, gdy miała za dużo na głowie. Szczególnie w drugiej… to znaczy w jej trzeciej klasie. Wie pan, kiedy musiała używać zmieniacza czasu, bo miała o wiele więcej przedmiotów niż inni.

Urwała, niepewna, czy ma mówić dalej. Przecież właśnie zaprzeczyła temu, co powiedział. Severus nie musiał sięgać po legilimencję, miała tę obawę wyraźnie wypisaną na twarzy.

– Mów dalej.

– Hermiona uwielbia mieć za dużo do nauki, do zrobienia, do pomocy innym. Im więcej, tym jest szczęśliwsza. Wiele razy widziałam, jak siedziała w pokoju wspólnym całą noc, ucząc się albo poprawiając wypracowania innym… Teraz to co innego. Ona… doszła do siebie po tej ostatniej historii?

Spojrzała uważnie w jego oczy i po raz kolejny zaskoczył ją fakt, że wyglądały zupełnie inaczej. Nie osądzały, nie patrzyły na nią z niechęcią czy złością, ale z uwagą. Mogła nawet przysiąc, że migotały w nich iskierki rozbawienia, choć niekoniecznie w tej chwili.

– Nie, nie doszła. Z pewnością zajmie jej to trochę czasu. Ale to się objawia zupełnie inaczej. To, co widzisz, to najprawdopodobniej zmęczenie. Jak zachowywała się rok temu? Po zakończeniu wojny?

Ginny zastanawiała się chwilkę.

– Na początku często płakała, jakby to chciała z siebie wyrzucić. Ale szybko jej to przeszło. Zajęła się rodzicami, dostała nową pracę, przeprowadziła się… – Ginny nie chciała mówić o tym, że zaczęła chodzić z Ronem. – Ale po wakacjach już się nie widywałyśmy, bo ja wróciłam do szkoły, więc nie wiem, jak było dalej. Czy ja mogę coś zrobić, żeby jej pomóc?

Severus popatrzył na siedzącą niedaleko Hermionę.

– Nie jestem Uzdrowicielem, więc nie umiem ci powiedzieć, co dokładnie należy zrobić. Ale jeden z Uzdrowicieli Umysłu z Francji powiedział, że najlepiej będzie, jeśli zajmie się ją czymś, żeby przestała myśleć o tym, co się stało. Więc jeśli chcesz coś zrobić… zabierz ją gdzieś na obiad, porozmawiajcie o czymś wesołym, zajmij ją czymś ciekawym.

Ginny kiwnęła głową.

– Oczywiście, że chcę! Spróbuję ją wyciągnąć do jakiejś restauracji w nadchodzącym tygodniu.

– Daj mi potem znać, jak było.

Przez chwilę obserwowali Jean Jacquesa i Molly, którzy gestykulowali gwałtownie, nie zgadzając się ze sobą.

– Od kiedy twoja mama uczy się francuskiego? – spytał Severus, kiedy Molly znów powiedziała coś po francusku i Jean Jacques zachichotał. Hermiona jakby się ocknęła i prychnęła.

– W tym problem, że się nie uczy! Bill nauczył się paru zwrotów od kuzynów Fleur… pamięta pan, tej co reprezentowała Beauxbatons w czasie Turnieju Trójmagicznego… i mama podłapała to od niego… Wie pan co ona powiedziała?

– Nie znam francuskiego, ale sądząc po minie Jean Jacquesa, nawet gdybym znał, z całą pewnością bym ci nie powiedział.

– Cholera…

Severus skrzywił się z odrobiną dezaprobaty, ale równocześnie rozweselony, co znów zaskoczyło Ginny. Wyrwało się to jej odruchowo i spodziewała się co najmniej nagany z jego strony. Hermiona miała rację, on faktycznie się zmienił od zeszłego roku czy dwóch…

Rzuciła znów okiem na przyjaciółkę i doszła do wniosku, że skoro zaczynają się zwykłe pogaduszki, to zasadniczy temat jest już omówiony. Najlepiej będzie zostawić ją, niech sobie odpocznie. Musi lecieć z nóg.

– Mamo, chyba już czas wrócić do domu… – pociągnęła matkę za rękę.

– Och, rzeczywiście! – zawołała Molly, patrząc na zegarek. – To co, omówiliśmy dziś wszystko?

Ginny podniosła się, więc wszyscy odruchowo zrobili to samo. Hermiona ożywiła się lekko i uśmiechnęła.

– Chyba tak. W razie czego damy znać – powiedziała.

– Będziesz mi mogła przekazać wiadomość choćby w pracy – zapewniła ją Ginny i podeszła poklepać po ramieniu. – To jak, mamo, idziemy?

– Tak, tak! To do widzenia…

Wszyscy pożegnali się i Minerwa zaproponowała, że tym razem to ona zajmie się gośćmi, na co Severus podziękował skinieniem głowy.

Hermiona odprowadziła wszystkich do drzwi, pomachała im ręką i zamknęła je z ciężkim westchnieniem.

– Severus…?

Severus wyszedł akurat do gabinetu dyrektora, więc jej nie usłyszał.

– Severus?!

– Tak…?

– Wiesz, ja już pójdę spać…

Severus wetknął głowę przez drzwi, trzymając w ręku plik dokumentów.

– Słucham? Nie dosłyszałem, co mówiłaś…

Hermiona westchnęła znów, prawie rozpaczliwie, bo powtórzenie tego co mówiła, wydawało się jej ponad siły.

– Pójdę spać…

Severus zmarszczył brwi.

– Oczywiście. Popracuję trochę i przyjdę.

Kiwnęła głową i nieprzytomnie powlokła się do łazienki. Nie marzyła o niczym innym, jak o tym, żeby móc się położyć. Krótka kąpiel dobrze ci zrobi. I bez mycia włosów. I żeby było szybciej, może nawet nie zdejmuj ciepłych skarpetek…

Kiedy uświadomiła sobie swój idiotyzm, uśmiechnęła się niemrawo i zaczęła byle jak ściągać ubranie. Byle tylko umyć się i iść spać.

Rozdziały<< Dwa Słowa EPILOG część 7Dwa Słowa EPILOG część 9 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz