Dwa Słowa EPILOG część OSTATNIA

Tiffany podeszła do nich energicznym krokiem, z szerokim uśmiechem na twarzy, całkiem jakby to było jej wesele.

– Możecie już iść do Hogsmeade, fotograf pójdzie z wami. Ja tu zostanę posprzątać.

– Co zrobisz z tymi kwiatami? I ptakami? – zapytała Hermiona, przyglądając się plątaninie kwiatów i pnączy. – Są cudowne…

Mała czarownica roześmiała się i klasnęła w dłonie. Parę ptaków nagle znikło.

– Ptaki, motyle, cykady… poznikają. A kwiaty? Jeszcze nie wiem…

Hermiona sięgnęła po rękę Severusa.

– Severus… czy można je zostawić? Choćby na dziś wieczór?

Severus popatrzył na kwiaty, ptaki i owady i wzruszył ramionami.

– Chcesz zostawić ukwieconą Wielką Salę?

– A czemu nie? Na Noc Duchów przecież jest dekoracja? I na Boże Narodzenie też! Więc czemu nie z okazji naszego ślubu? – dziewczyna przytuliła się do jego ramienia. – Wszystkim na pewno się spodoba! Niech będzie… inaczej! Proszę… Severusie…

Wpatrywała się w niego z taką nadzieją i radością w oczach, że w końcu prychnął i wzruszył ramionami.

– Proszę je zostawić – powiedział do Tiffany, która się rozpromieniła i kiwnęła radośnie głową.

– Oczywiście! To wspaniały pomysł!

– Ale wstęgi, muzykę i przede wszystkim ptaki niech pani zabierze – przykazał stanowczo. Już mógł sobie wyobrazić polowanie na motyle w czasie kolacji albo kolorowe ptaki fruwające w pokojach wspólnych, czy w sypialniach uczniów.

– Boi się pan, że te ptaki marnie skończą?

– Z całą pewnością.

– Nawet nie wiesz, jakie niektórzy uczniowie mogą mieć zwariowane pomysły! – poparła go Hermiona.

Severus pokiwał głową i przechylił się ku Hermionie.

– Mówisz o sobie? – szepnął jej do ucha.

– O mnie? Oczywiście, że nie…!

– W sumie masz rację – przyznał i Hermiona zamarła, zaskoczona. – Ty jesteś poza konkurencją.

– A to niby czemu?!

– Już choćby dlatego, że przemieniłaś się w kota, czy robiłaś po nocach czapeczki dla skrzatów.

Większość gości poszła już do sali weselnej, więc i oni zaczęli się zbierać. Septima zaproponowała, że zostanie chwilę w szkole, żeby pomóc Tiffany przenieść wszystkie prezenty do ich komnat i kazała im na siebie nie czekać.

Żeby nie zmarznąć, Hermiona narzuciła na siebie pelerynę zrobioną z białego futerka i wyszli ze szkoły. Wraz z nimi poszli ostatni zaproszeni na wesele goście. Gdy dochodzili pod bramę, zaczął padać deszcz, więc Severus wziął Hermionę na ręce i wyniósł szybko przed szkolną bramę, by móc aportować się w Hogsmeade, tuż przed Herbaciarnią u Pani Puddifoot.

– Wiesz, że to mi się nawet podoba? – mruknęła mu do ucha Hermiona, obejmując go mocno za szyję, gdy wylądowali przed drzwiami udekorowanymi balonami i migoczącymi w zapadającej ciemności światełkami.

– Nie przyzwyczajaj się.

– Czemu nie? Nie chcesz mnie nosić na rękach? – spytała z obłudnym uśmieszkiem.

– Nie w ciągu nadchodzących miesięcy.

– Zaraz mi powiesz, że to dlatego, że niedługo będę gruba!

Severus postawił ją delikatnie na ziemi pod daszkiem i korzystając z okazji, że nikogo nie było dookoła, pocałował namiętnie. Najwyraźniej z powodu deszczu wszyscy musieli wejść do środka.

– Marzę o tym…

Otworzył drzwi i wszedł pierwszy do środka i zatrzymał się raptownie. Hermiona zdążyła pomyśleć, że to kolejny z jego nadopiekuńczych napadów, aby ją chronić przed Merlin wie czym, co mogło ją spotkać w Herbaciarni i wpadła na niego.

– Co…

Ustąpił jej miejsca i ona również zamarła.

Niewielka sala tonęła w nastrojowym świetle kolorowych świec unoszących się nad stołami i pośrodku. Znikły gdzieś falbanki i koronki, o których Hermiona tyle słyszała od innych uczniów, za to ze ścian zwieszały się bordowe i białe pasy tkanin, udrapowane w wymyślne kształty oraz kiście kolorowych balonów jarzących się od środka łagodnym blaskiem. Zamiast małych, okrągłych stolików, na wprost wejścia stał duży stół, nad którym unosiły się dwa złączone ze sobą serca. Po bokach dostrzegli inne stoły, z ozdobnymi krzesłami na filigranowych nóżkach.

Więcej nie udało im się dostrzec, bo nagle wszędzie zaroiło się od gości, jakby ktoś nagle ściągnął z nich peleryny niewidki i wszyscy zaczęli bić brawo. Gdzieś z boku wyleciało parę aniołków, sypnęły im garście różowych serduszek na głowy i odleciały w kierunku stołu dla nich, tworząc na podłodze różowy dywanik.

Gdy Hermiona postąpiła krok do przodu, serduszka zaczęły piszczeć i świstać przeraźliwie. Kolejny pisk obwieścił pierwszy krok Severusa.

– George, ty wariacie…! – zawołała Hermiona, wybuchając śmiechem.

Severus uniósł oczy do góry i westchnął w duchu. Miał przeczucie, że podniosła uroczystość się skończyła i nadszedł długi czas męczarni.

Wziął Hermionę na ręce i uważając na tren ciągnący się po ziemi, stawiając duże kroki, zaniósł ją do stołu przy wtórze oklasków, gwizdów i krzyków. W tym całym hałasie piszczenie serduszek było prawie niesłyszalne.

– Jak widzę, korzystasz z okazji – powiedziała mu do ucha dziewczyna.

Na ich talerzach znaleźli dwa nietoperze przytulanki; pluszak Hermiony owinięty był w białą serwetkę.

– Co to ma być? – zapytał zaskoczony Severus. – Zamawiałaś coś takiego?

Hermiona usiadła na krześle, zasłaniając sobie twarz dłońmi, żeby opanować wybuch śmiechu.

– Przypuszczam, że to sprawka George’a…

W istocie, gdy wszyscy zajmowali miejsca, rudzielec podszedł do nich i skłonił się wytwornie.

– Mam nadzieję, że oboje podziwiacie zaskakujące podobieństwo?

– W twoim wydaniu mam strasznie owłosione nogi – zachichotała Hermiona.

Severus obrzucił George’a dziwnym spojrzeniem.

– Mam nadzieję, że twoje pomysły się już wyczerpały?

– Och, mówi pan tak, jakby pan mnie nie znał…! A co, nie cieszy pana spotkanie z krewnymi? – George wskazał na pluszaki.

Gdy odszedł, Severus pokręcił głową.

– Kiedyś urwałem mu ucho przez przypadek, ale jak się nie opanuje, to mu wyrwę język celowo. Albo go zwiążę i zaprowadzę do Zakazanego Lasu.

– Na pańskim miejscu bym uważała na to, co mówię – poradziła Ginny, która podeszła do nich, wzięła nietoperza Hermiony i właśnie poprawiała na nim serwetkę. – Znając mojego brata, pomysł związania może trochę opacznie zrozumieć…

Bibi, siedząca naprzeciw nich, tuż koło Jean Jacquesa, aż zapiszczała na widok nietoperzy, podbiegła do nich, złapała je i zaczęła tulić do siebie.

– Oncle Severus… je peux les prendre? S’il te plaît, s’il te plaît…!

Severus nie zrozumiał, więc spojrzał pytająco na Hermionę.

– Co ona chce?

– Pyta, czy może je wziąć.

– A niech bierze, byle dalej stąd – kiwnął małej głową i dziewczynka odbiegła, podskakując radośnie i krzycząc „Merci!!!”. Severus przechylił się ku Hermionie i zapytał niskim, z pozoru ostrzegawczym głosem:

– A możesz mi powiedzieć, czemu MNIE o to pytała?

Hermiona odpowiedziała wybuchem śmiechu. Jean Jacques rzucił im wesołe spojrzenie i pomachał pluszakiem.

 

 

Trochę później tego wieczora, kiedy wszyscy już najedli się i napili, Tiffany zabrała ze stolików puszki z muzyką i z sufitu spłynęły dźwięki jakiejś wolnej, nastrojowej piosenki. Hermiona i Severus nie mieli innego wyjścia, niż wyjść na środek i zatańczyć.

Hermiona wsunęła cienki łańcuszek na końcu trenu na palec, Severus objął ją prawą ręką w pasie, ujął za lewą i zaczęli poruszać się powoli, w rytm muzyki. Prowadził ją łagodnie, czasami obracając nią w miejscu i przygarniając potem mocno, czasami po prostu kołysząc w objęciach i pozwalając jej oprzeć głowę na jego piersi.

– Nigdy nie sądziłem, że Snape potrafi tańczyć – powiedział Bill, przyglądając mu się z uznaniem. Nie chodziło o sam taniec, ale o fakt, jak potrafił zgrać się z Hermioną.

– Cóż, braciszku. Fakt, że rzadko z nami walcował na eliksirach – odparł George. – Powiedziałbym raczej, że lubił się po nas przejechać.

– Nie marudźcie – zamachała im przed nosem Ginny. – Lepiej popatrzcie, jak oni cudownie wyglądają.

– Po co Hermionie ten rybi ogon? – zapytał siedzący trochę dalej Ron, krzywiąc się na jej słowa.

Ginny i Angelina usłyszały to i rzuciły mu pełne ironii spojrzenie.

– To nie rybi ogon, tylko tren – poprawiła go Ginny, powstrzymując się od dorzucenia „kretynie”.

Harry siedział po drugiej stronie swojej dziewczyny, jeszcze dalej od Rona, więc usłyszał tylko odpowiedź Ginny. Odsunął tańczącą po stole statuetkę nimfy i napił się soku z dyni.

– Czemu tren? Przecież kiedyś mówiłyście o welonie? Wiesz, tej firance?

– A tego to ja już nie wiem. Zapytaj jej, jak skończą.

Taniec się skończył, ale Severus i Hermiona zostali na środku na kolejny.

– Ciekawe, o czym rozmawiają – zainteresował się George.

Angelina sięgnęła po jego rękę.

– Doskonale pamiętam, o czym my rozmawialiśmy – powiedziała, uśmiechając się filuternie.

Harry skrzywił się lekko.

– Przestańcie się wygłupiać, dopiero co skończyłem jeść.

– Jeśli w łóżku ma tak samo ostry język, jak w szkole na lekcjach, to musi być ciekawie.

– Angelina!!! – zawołali równocześnie Harry, George i Bill.

 

Istotnie, dobrze zgadli. Severus przesunął pieszczotliwie ręką po cienkiej koronce na plecach Hermiony, przedzielonej rzędem małych, perłowych guziczków i nie wyczuł nic poza gładką skórą.

– Czyżbyś nie miała nic pod spodem? – zamruczał jej prosto do ucha.

– Każdy stanik widać było pod tiulem – odparła z leciutkim uśmiechem.

– Nic a nic?

– Nic a nic.

– O Merlinie… – aż przymknął oczy. – Zaczynam nabierać coraz większej ochoty, żeby wyjść stąd już teraz, prosto do naszych komnat i wziąć to, co mi się zgodnie z prawem należy.

Hermiona powstrzymała się od wtulenia się w niego.

– Zgodnie z prawem?

– Nazwij to ostatnim rytuałem zaślubin.

– Niczego takiego nie czytałam… choć nie powiem, że mi się to nie podoba.

– Panna Wiem-To-Wszystko czegoś nie przeczytała?

– Panna się skończyła, teraz jest pani.

– No więc Pani Mądralińska nie przeczytała, jak się przypieczętowuje małżeństwo?

Hermiona odsunęła na chwilę głowę i spojrzała mu z bliska w oczy.

– Przeczytałam parę książek, ale nic o tym nie było…?

– Najwyraźniej nie czytasz tych książek, co trzeba…

– Wzięłam wszystko, co znalazłam w bibliotece!

– Widocznie nie wszystko. Trzeba było mnie poprosić o pisemne pozwolenie na wstęp do Działu Ksiąg Zakazanych – uśmiechnął się Severus kątem ust.

– Chcesz… chcesz powiedzieć, że w szkole trzymasz książki o… no wiesz…

Uśmiechnął się jeszcze mocniej, unosząc brew.

– Są różne powody, dla których księgi mogą być zakazane.

– A ty je przeczytałeś? To już teraz wiem, co robiłeś ostatnio wieczorami!

– Cóż, spałaś, to mogłem sobie poczytać.

– Hmmmm… a opowiesz mi, o czym te księgi były? – wymruczała, zaciskając lekko palce na jego ramionach.

– Przerobimy dziś każdą stronę… – odmruknął tak niskim i erotycznym głosem, że zacisnęła je jeszcze mocniej.

– O mój Boże…

Chwilę kołysali się w rytm nastrojowej muzyki i w końcu Hermionie udało się wrócić do jakiej takiej równowagi.

– A tak poważnie… to naprawdę nasze małżeństwo nie jest ważne, dopóki nie będziemy się kochać?

– Teraz już nie, ale kiedyś był to niezbędny element zaślubin – odparł Severus już normalnym głosem.

– W naszym przypadku to byłoby po prostu śmieszne.

Severus tylko potaknął, nie chcąc wdawać się w szczegóły. Kiedyś, dawno temu, to byłby jego i jej pierwszy raz. I bardzo dobrze, że od tego czasu trochę się zmieniło.

– Skoro już jesteśmy przy temacie, mam wrażenie, że powiedziałaś Molly o dziecku?

Hermiona westchnęła ciężko. Uzgodnili, że do ślubu nie będą o tym mówić. Wiedziała o tym tylko pani Pomfrey i Minerwa, której spytali, czy żadne z zaklęć rzucanych w czasie ślubu nie zaszkodzi ciąży, oraz naturalnie rodzice Hermiony i Madame Malkin.

Do dziś pamiętała, że kiedyś złamała jego zakaz mówienia o sprawie Norrisa i nie wyobrażała sobie zrobić coś podobnego drugi raz, szczególnie, że tym razem to była ich wspólna decyzja.

– Do tej pory nie miałam okazji ci o tym powiedzieć. Nie miałam innego wyjścia… – skrzywiła lekko nosek w przepraszającym uśmiechu. – Ginny pomagała mi zakładać suknię i kazała mi wciągnąć mocniej brzuch. I kazała mi założyć swój gorset, który przyniosła na wszelki wypadek… A ponieważ nie wolno mi nosić nic obcisłego, więc musiałam w końcu jej powiedzieć i Molly usłyszała… Nie chciałam, żeby coś stało się Kruszynce…

Jeszcze nie zaczęli szukać imion dla dziewczynki i chłopca, więc póki co, Hermiona mówiła o dziecku „Kruszynka”.

– Bardzo dobrze, że im powiedziałaś. Ale sądzę, że niedługo powinniśmy o tym zacząć mówić… bo tak czy inaczej wszyscy to zauważą.

 

 

Po skończonym tańcu Hermiona poszła usiąść na wolnym miejscu koło Ginny, a Severus przysiadł się do Minerwy. Niektórzy tańczyli pośrodku sali, inni poprzesiadali się w inne miejsca, żeby skorzystać z okazji i porozmawiać z dawno niewidzianymi osobami, więc dziewczyna uznała, że może na chwilę przyłączyć się do klanu Weasleyów.

– Hermiono, przepięknie wyglądasz – powtórzyła Angelina. – Jak… jak taka mugolska syrenka… masz wspaniałą figurę!

– Dziękuję, kochana – uśmiechnęła się dziewczyna.

– Z Gryfonki przemieniłaś się w Ślizgonkę? – zapytał Harry, przechylając się przez ramię swojej dziewczyny i wskazał jej obrączkę. – Srebrne kolczyki, srebrny wisiorek… i do tego srebrna obrączka.

– No właśnie nie. To białe złoto – wyjaśniła Hermiona. – W ten sposób wilk jest syty i owca cała.

– Jaki wilk? Ślizgoni to węże – zaprzeczył George i zmusił nóż do wicia się po stole. – I, w tym szczególnym wypadku, nietoperz.

– Tak mówią mugole – poinstruowała go Angelina. – To znaczy, że i Hermiona, i profesor Snape są zadowoleni.

– Nie używaj słowa „profesor” – wzdrygnął się Bill. – Przecież on już nie uczy. A poza tym w zestawieniu z Hermioną… przepraszam, Miona, brzmi to trochę…

Hermiona zaśmiała się krótko.

– Czasem jeszcze uczy, kiedy zastępuje Horacego. W tym roku ponoć profesor Slughorn lubi zaglądać do butelki.

Harry przestawił sobie krzesło tak, żeby siedzieć trochę bliżej Hermiony.

– No właśnie, a jak tam idzie nauka do egzaminów?

– Jakby fortepian przepychać przez lufcik – odparła ponurym tonem Hermiona. – Jestem strasznie do tyłu. Coś potwornego!

– Nadrobisz – pocieszył ją Harry. – Jak cię znam, zdasz wszystko na Wybitne! Już po ślubie, więc możesz zacząć się uczyć choćby od jutra.

Angelina z George’em i Bill oraz Ginny wybuchnęli śmiechem.

– Harry, ty naprawdę myślisz, że oni nie marzą o niczym innym, jak o tym, żeby usiąść do książek? – zawołał George.

Hermiona nałożyła sobie kawałek ślubnego tortu, żeby ukryć lekki rumieniec. Owszem, jest taka książka, do której z pewnością usiądziemy…

– Nie zanosi się na to przez najbliższe parę dni. Jutro śniadanie będzie w Norze, a potem wybieramy się do Grecji na parę dni. Odstawimy moich rodziców i będziemy mogli spędzić z nimi trochę czasu i przy okazji pozwiedzać. Ale jak tylko wrócę, zabieram się ostro za naukę.

– Z tego, co słyszałem, będziesz zdawać OWUTEMY w Beauxbatons? – spytał Bill. – Możesz podpytać Fleur, jak tam jest.

– Bardzo chętnie, jak tylko uda się ją odczepić od Jean Jacquesa i Bibi.

– Zapytaj, czy oni tam mają Wybitne – poradził George i mrugnął. – Jak nie, to będą musieli szybko dostosować ich stopnie do naszych, żebyś nie dostała przez przypadek Zadowalających.

Przez dłuższą chwilę rozmawiali na temat różnych egzaminów, które każdy z wyjątkiem George’a gdzieś zdawał, niekoniecznie OWUTEMÓW, a potem jakoś zeszli na kobiece stroje i panowie stracili zainteresowanie rozmową. Bill poszedł po Fleur, która pomagała Bibi znosić do wyczarowanej dużej wazy wszystkie serduszka, podczas, gdy mała biegała za aniołkami i prosiła o więcej, zaś George przysiadł się do Minerwy.

 

Harry siedział obok Ginny i jednym uchem słuchał jej dyskusji z Hermioną na temat ubrań. Zupełnie go to nie ciekawiło, ale nie miał ochoty się przesiadać do kogoś innego. Głównie dlatego, że od początku wesela opóźniał rozmowę ze Snape’m.

Już od jakiegoś czasu próbował się pogodzić z myślą, że jego najlepsza przyjaciółka jest z… jednym z mniej lubianych przez niego ludzi. Uczciwie przyznał przed sobą, że już nie może… i nie chce powiedzieć, że go nienawidzi czy nie cierpi. Nie od chwili, kiedy zobaczył jego wspomnienia.

Od tamtego momentu nienawiść przeszła w coś w rodzaju niechęci, choć zdawał sobie sprawę, że ta niechęć może wynikać z faktu, że nie wiedział, jak się zachować. To, co Snape zrobił dla jego matki i dla wszystkich czarodziejów, świadomość, że wszyscy, w tym on sam, odwdzięczali mu się nienawiścią i pogardą, mieszało się z tym, co opowiadała ostatnimi czasy Hermiona.

Do tej pory uważał, że miał koszmarne dzieciństwo, ale teraz dotarło do niego, że musiało być o niebo lepsze niż dzieciństwo Snape’a. Sądził, że prawdziwe oblicze Snape’a niewiele różni się od tego, które znał z ubiegłych lat. Co prawda Snape podziękował mu za obronę w czasie procesu, ale w bardzo oszczędnych słowach i Harry wywnioskował wtedy z tego, że Snape nadal go nie cierpi. Dopiero niedawno pomyślał, że tuż po ogłoszeniu wyroku, przeszedłszy przez wszystkie kręgi piekieł, Snape nie miał głowy do wylewnych podziękowań. A potem już się nie widzieli.

Tydzień temu postanowił, że w czasie wesela spróbuje z nim porozmawiać. W końcu nie było innego wyjścia, z pewnością będą się teraz częściej widywać i Harry nie chciał psuć układów między nim i Ginny, a Hermioną.

Teraz czuł wyraźnie, że nadszedł czas na odwlekaną od paru godzin rozmowę.

Spojrzał na mężczyznę siedzącego przy sąsiednim stole, akurat samego, bo George zaprosił profesor McGonagall do stolika Arthura i Molly.

Chciał i bał się tej rozmowy i świadomość, że czas ucieka, jeszcze bardziej go gnębiła.

Patrzył na jego czarne oczy wpatrzone w coś na stole i różne obrazy pojawiały mu się przed oczami. Kiedy Snape wyciągnął go z myślodsiewni po tym, jak wpadł do jego wspomnienia… Kiedy czytał przy całej klasie artykuł Rity Skeeter na temat jego miłosnych zawodów… Gdy Snape odebrał go od Tonks i zaprowadził do zamku, bodajże w szóstej klasie… Gdy uzdrowił Malfoya po tym, jak Harry rzucił na chłopaka Sectumsemprę… Czy kiedy nazwał go tchórzem…

Wtedy te czarne oczy mogły zabijać.

Przestań, wspominanie tego w niczym ci nie pomoże. Skończ wreszcie myśleć o TAMTYCH zdarzeniach i pomyśl o czymś pozytywnym!

Odszukał w swoich myślach Snape’a w czasie procesu, skrępowanego łańcuchami, siedzącego na samotnym krześle pośrodku wielkiej sali. Wtedy było mu go po prostu żal. Przypomniał sobie minę tego człowieka, gdy po zakończeniu Turnieju Trójmagicznego, w Skrzydle Szpitalnym Dumbledore powiedział do niego „Severusie, chyba wiesz, o co muszę cię poprosić”… przez głowę przelatywały mu strzępki wspomnień Snape’a… i widok, którego, wiedział to, nie zapomni do końca życia, gdy Snape umierał na podłodze Wrzeszczącej Chaty…

Zatrząsł się i czym prędzej pomyślał o czymś innym.

Jak patrzył dziś na wchodzącą do Wielkiej Sali Hermionę… jak całował czubki jej palców, zanim nałożył jej na palec obrączkę… jak trząsł się od płaczu, słysząc jej śluby … i aż otworzył szeroko oczy na wspomnienie JEGO ślubów i jego PROŚBY…

On nie mógł być zły. Hermiona nigdy nie pokochałaby kogoś złego. Po prostu tak jak mówiła, on, Harry, nie miał okazji poznać jego prawdziwego oblicza.

Dziś, teraz, nadszedł czas, żeby spróbować.

Hermiona wybuchnęła śmiechem i to go otrzeźwiło. Snape cały czas siedział sam.

Harry sięgnął po szklaneczkę George’a z resztką Ognistej, wypił do końca, krzywiąc się mocno i wstał.

 

 

Severus już zamierzał pójść po Hermionę, kiedy podszedł do niego Potter.

– Można się przysiąść? – spytał cicho, odstawiając na bok krzesło.

Severus obrzucił go krótkim spojrzeniem i powoli potaknął.

– Proszę.

Chłopak postawił na stole szklankę z sokiem, usiadł i chwilę poprawiał się na krześle.

– Nie przeszkadzam?

– Gdyby tak było, to bym ci o tym powiedział.

Potter pokiwał parę razy głową, wciąż patrząc na swoją szklankę.

– Nigdy nie przyszło mi przez myśl, że kiedyś będziemy siedzieć razem… i to w takich okolicznościach.

Jeszcze rok temu Severusowi nawet do głowy nie przyszło, że się ożeni. Z panną Granger. Najbliższą przyjaciółką Harry’ego Pottera.

– Istotnie, to trochę… nieoczekiwane.

Po twarzy chłopaka przemknął cień uśmiechu i zniknął równie szybko, jak się pojawił.

– Czy… uwierzył mi pan, jak mówiłem, że się cieszę z powodu waszego ślubu?

– Tak. Nie mam powodów, żeby nie wierzyć.

– Ja naprawdę się cieszę… – po raz pierwszy Potter odważył się spojrzeć mu w oczy. – Od jakiegoś czasu Hermiona mówi o panu i widzę, że… że jest z panem szczęśliwa.

Severus tylko skinął głową, wpatrując się w chłopaka przed sobą.

– Chciałbym panu podziękować… Wie pan, za wszystko, co pan dla niej zrobił.

– Za uczucia się nie dziękuje.

Potter chciał coś powiedzieć, ale po chwili zamknął usta i spuścił głowę.

 

 

Ginny zobaczyła Harry’ego siedzącego naprzeciw Severusa i zrozumiała, że jej chłopak właśnie zdecydował się wziąć byka za rogi.

– Hermiono – szepnęła do przyjaciółki. – Idź usiąść koło Severusa! Bo Harry poszedł z nim porozmawiać…!

Hermiona zamarła na chwilę, a potem ledwo zauważalnie kiwnęła głową, wstała powoli i równie wolno podeszła do swoich rodziców.

– Mogę się do państwa dosiąść? – spytała, opierając się o ich krzesła.

Helen uśmiechnęła się promiennie na widok córki.

– Siadaj, siadaj, kochanie! Jak się bawisz?

Dziewczyna udała, że się rozgląda i usiadła bokiem na krześle parę miejsc dalej od Harry’ego.

 

 

O dziwo Severus nie miał ochoty na niego warczeć. Przecież wypiłeś dziś tylko jedną małą whisky… to ślub tak na ciebie wpłynął?

A skoro już o ślubie mowa…

– To ja powinienem ci podziękować – powiedział, opierając się na łokciach.

Potter zerknął na niego niepewnie.

– Mi? Za co?

– Pokazałeś Hermionie moje wspomnienia?

Najwyraźniej chłopak domyślił się, o jakie wspomnienia dokładnie mu chodziło.

– Nie pokazałem. Tylko opowiedziałem – odparł zakłopotany. – Jakiś czas temu przyszła do nas i martwiła się, że nie wie, co mogłaby panu obiecać. Szukała czegoś… specjalnego. I wyjaśniła nam, że im ważniejsze dla was będą jej śluby, tym silniej zwiąże was magia. Więc… pomyślałem, że to będzie naprawdę ważne.

Severus uśmiechnął się do siebie w duchu. Mógł się domyśleć, że Hermiona będzie szukać czegoś specjalnego… Ona i zwykłe, banalne obietnice? Takie zestawienie nie istnieje.

– W rzeczy samej.

Przez chwilę obaj nie wiedzieli, co powiedzieć, ale Severus nie czuł specjalnej potrzeby rozmowy, w przeciwieństwie do Pottera, który przyglądał się swoim palcom i już dwa razy otwierał usta.

– Myśli pan, że uda się nam… teraz rozmawiać?

Wiedział, co Potter miał na myśli. Jemu na tym nie zależało, ale Hermionie z pewnością tak.

– Możemy choć spróbować.

Znów zapadła między nimi niewygodna cisza, jakby każdy z nich czekał, aż ten drugi powie coś pierwszy. Albo jakby szukali odpowiedniego tematu.

Cóż, jeśli mamy rozmawiać, to lepiej nie tykać czasów Hogwartu.

– Wiem, że jesteś w Szkole Aurorów… Podoba ci się tam?

Potter kiwnął ochoczo głową.

– Bardzo. Dużo nauki, ale każdy przedmiot jest bardzo interesujący. Daję sobie radę, ale jest trochę ciężko – uśmiechnął się niepewnie.

– To zrozumiałe. Biorą tam tylko najlepszych.

Uśmiech zniknął na nowo.

– Jak mam to rozumieć…?

– Jak chcesz – Severus wzruszył ramionami i po chwili dorzucił. – Hermiona i panna Weasley mówiły, że idzie ci… dobrze.

– Ach… Tak. Staram się. I poza tym mamy naprawdę dobrych… – chłopak urwał raptownie, skrzywił się i dodał szybko. – To znaczy chciałem powiedzieć, że wszyscy są w porządku, prócz Smitha. Wie pan… on też nas czasem uczył.

Severus wypuścił powietrze, bo już nabrał szalonej ochoty, żeby go przekląć. O to mu chodzi!

– Następnym razem pomyśl, zanim zaczniesz mówić. Mogę się starać, ale moja cierpliwość jest ograniczona.

– Nie chciałem… nie o to mi chodziło…

Severus potaknął z odrobiną zniecierpliwienia.

– Czego was uczył?

– W zasadzie to wszystkiego po trochu. Przychodził na różne zajęcia i… pokazywał, jak się broni przed przeciwnikiem, wyjaśniał podstawy aresztowań… takie tam.

– Mam nadzieję, że inni nauczyciele nauczyli was czegoś sensownego.

Chłopak spojrzał na niego i w oczach mignęło mu zainteresowanie.

– To pan go aresztował? A nie, już wiem! Udało się panu go dopaść! I potem trafił do Św. Munga.

– Niewiele brakowało, a odesłałbym cię do książek – skomentował jego pierwszą reakcję Severus.

– Mówiliśmy o aresztowaniach i tak mi się skojarzyło. Swoją drogą… należało mu się.

Severusa nagle zaciekawiło, czy Smith w żaden sposób nie zdradził przed innymi swojego prawdziwego charakteru. Teraz, kiedy Potter już wiedział, kim tamten był, może przypomniał sobie jakieś dziwne zachowanie swojego ubóstwianego przyszłego szefa?

– Powiedz, jak to możliwe, że żadne z was nie zauważyło, jaki on naprawdę był?

– Bo bardzo starał się to ukryć. Kłamał, kiedy tylko mógł, udawał albo unikał odpowiedzi… I nawet nie wie pan, jak potrafił być uprzejmy – wyjaśnił z lekką goryczą Potter.

Severus przypomniał sobie wizytę rzekomego Augustusa Millera, który był uosobieniem uprzejmości i życzliwości.

– Istotnie, potrafił dobrze udawać.

– Jak sobie pomyślę, że mogłoby mu… im się udać… Całe szczęście, że udało się wam ich powstrzymać.

– Z tego, co widzieliśmy, wynika, że ty też próbowałeś… przeciwstawić się rządowi – nie chciał, czy może nie potrafił powiedzieć „nas poprzeć”. A może chodziło o to, że nie chciał mu dziękować. – Skąd wiedziałeś, że jesteśmy niewinni?

Chłopak popatrzył na niego z mieszaniną zdecydowania i uporu na twarzy.

– Po pierwsze dlatego, że wiedziałem, że Hermiona by tego nie zrobiła! A skoro pracowała z panem, byłem pewien, że pan też nie. Nie pomagałaby komuś, kto… nie jest dobry. Jeśli pan rozumie, o co mi chodzi. Poza tym po tym, czego dowiedziałem się na pańskim procesie i z pańskich wspomnień, nie mogłem w to uwierzyć. Smith mówił, że jesteście winni, więc wyraźnie było widać, że ktoś kłamie.

– Smith, jako szef Biura Aurorów, powinien być dla ciebie uosobieniem sprawiedliwości i prawdy – zauważył Severus.

– To Hermionę znam od lat, lepiej niż kogokolwiek innego na świecie, to jej ufam. Dla mnie to ona jest uosobieniem sprawiedliwości i prawdy – zaprzeczył chłopak z wyraźną dumą. – Ktoś, kto litował się nad skrzatami domowymi, kto bronił nawet Stworka, kiedy ten opluwał ją z powodu jej pochodzenia, nie mógłby zrobić czegoś takiego.

– I dlatego dałeś wywiad w Żonglerze?

– Z początku napisałem list, w którym oskarżyłem publicznie rząd, ale Ginny mi go zabrała i spaliła. Powiedziała, że był zupełnie samobójczy, a zabicie się za Hermionę w niczym jej nie pomoże i trzeba znaleźć inny sposób, żeby was jakoś obronić.

Severus pokiwał głową.

– Panna Weasley wydaje się być wyjątkowo rozsądna.

Potter uśmiechnął się, wyraźnie zaskoczony taką opinią.

– Wie pan, że ona od początku pana broniła?

– Przed kim?

– Yhh…

Po rozmowie z Ginewrą Severus doskonale wiedział przed kim, chciał tylko się przekonać, jakie są relacje między Ronaldem Weasleyem i Potterem.

– Przed jej bratem, jak sądzę?

– No… trochę tak.

– Cofam to, co powiedziałem. Że do Szkoły Aurorów przyjmują tylko najlepszych.

– Najlepszych, ale może nie najinteligentniejszych – zasugerował z pewnym ociąganiem chłopak.

– W jego wypadku ani jedno, ani drugie.

Obaj zamilkli na chwilę, jakby szukając innego tematu. Nic nie przychodziło naturalnie, jak w zwykłej rozmowie między przyjaciółmi, czy choćby zwykłymi znajomymi.

– Jak odebrał pan rodziców Hermiony z Grecji? – spytał w końcu Potter.

Temat mógł być.

– Aportowałem ich. Tak było najprościej.

– Tata Hermiony mówił mi, że kolegom w pracy opowiadał o locie bez przesiadek – parsknął krótkim śmiechem chłopak. – Faktycznie, można to tak nazwać. I jutro aportujecie ich z powrotem?

Severus miał ochotę tylko skinąć głową, ale pomyślał, że warto zdobyć się na niewielki wysiłek i rozwinąć odpowiedź. Nie spędzą przecież najbliższych lat na potakiwaniu sobie i rzucaniu krótkich zdań. W każdym razie Hermiona z pewnością nie na to liczyła.

– Jutro po śniadaniu zabierzemy ich z Nory do Hogwartu, żeby Hermiona mogła pokazać im trochę zamek, skoro czary zdejmujące ochronę przed mugolami działają na nich do wieczora. A potem tak, aportujemy ich do Grecji.

– Wspaniale! Już sobie wyobrażam ich miny, jak zobaczą portrety, ruchome schody, Pokój Życzeń, czy choćby łazienki prefektów! I pański gabinet.

 

Jak na pierwszą rozmowę mogło być. Chwilę dyskutowali jeszcze na temat Szkoły Aurorów, przyglądając się

Hermionie, która, wyraźnie już zmęczona, dawała się Bibi ciągać po Sali.

Ron również się jej przyglądał, ale on, w przeciwieństwie do nich miał ponurą minę. Siedział odchylony do tyłu na krześle, z założonymi rękoma i ignorował zupełnie swoją dziewczynę. Isabel, doskonale zorientowana w ich związku sprzed roku, też nie wyglądała najweselej. W końcu rozpłakała się i wyszła zupełnie bez pożegnania. Ron zrobił dziwną minę, ale nie poszedł za nią.

Widząc to, Angelina przechyliła się do Ginny.

– Nie sądzisz, że twój brat właśnie pluje sobie w brodę?

– Owszem, sądzę. Powinien. Ron nie potrafi traktować kobiet, chyba nigdy nie potrafił. Pamiętasz, jak wyglądał jego związek z Lawender?

– Tragiczne. Ale o ile pamiętam, to chyba nie był taki prawdziwy związek?

– Nie, chyba chodził z nią na złość Hermionie.

Angelina zrobiła kwaśną minę i obie popatrzyły na Hermionę.

– Ona jest prześliczna. Popatrz tylko na jej figurę!

Ginny znała już powód, dla którego Hermiona miała teraz cudownie piękną figurę, ale która miała niebawem całkowicie się zmienić, więc tylko się uśmiechnęła.

Ale wyjście Isabel uświadomiło wszystkim, że zrobiło się późno. Statuetki nimf już nie tańczyły, ale snuły się po stołach, muzyka zdecydowanie przycichła, zaś jeden z aniołków zleciał na ziemię i złamał sobie nos.

Tak więc wszyscy po kolei zaczęli się zbierać do wyjścia. Hermiona z Severusem żegnali każdego, aż zostali tylko Molly z Arthurem, Harry i Ginny i rodzice Hermiony.

– Kochani – powiedziała Molly, głaszcząc Hermionę po policzku. – Na którą możemy się jutro umówić na śniadanie?

– Dziewiąta rano może być? – zaproponował równocześnie Arthur.

– Daj im pospać – prychnęła natychmiast Molly i Arthur zamknął usta. – Dziesiąta najwcześniej. Może być?

Hermionie w tej chwili wszystko już było obojętne. Była wymęczona i gdyby nie eliksir wzmacniający, który dostała od pani Pomfrey, nie wytrzymałaby do tej pory. Miała ochotę uciec stąd jak najszybciej. Równocześnie przypominała sobie rozmowę z Severusem na temat ostatniego rytuału zaślubin i coś w niej się obudziło i powoli ogarnęło całe jej ciało.

Od drzwi ich komnat aż do łóżka wiodła wąska droga wysypana płatkami czerwonych róż, ale to do nich praktycznie nie dotarło. Oboje aż drżeli z niecierpliwości i z trudem widzieli cokolwiek innego, niż siebie nawzajem.

Severus pociągnął swoją żonę w kierunku łóżka, stanął za nią i zaczął wodzić smukłymi palcami po jej gładkiej skórze na szyi i odsłoniętych ramionach.

– Madame Snape – szepnął najcichszym z szeptów prosto do jej ucha.

Hermiona przylgnęła do męża, zamykając oczy i z piersi wyrwało się jej nieprzytomne westchnienie.

– Jesteś teraz moja.

Z frustrującą powolnością zaczął wyjmować szpilki z jej włosów. Każdy opadający kosmyk odsuwał ustami i palcami i jego gorący oddech sprawiał, że Hermiona prawie zapomniała oddychać.

– Czy moja żona jest gotowa na ostatni rytuał? – wymruczał, muskając dłońmi jej ramiona.

– Ta-ohhh…

Spróbowała objąć go, sięgając rękoma do tyłu, ale odsunął je stanowczo i przygryzł jej szyję.

– Tak… proszę…

– Jesteś pewna…? Chcesz mi się oddać? Ofiarować twój umysł – przesunął palcami po jej czole. – Twoje serce – zsunął je na jej pierś. – Twoją duszę – zatoczył nimi dwa pieszczotliwe koła. – Twoje łono – przykrył lekko zaokrąglony brzuszek.

Hermiona trzęsła się cała jak w febrze, ale równocześnie płonęła cała od jego dotyku i słów.

– Chcę… proszę… – wydyszała.

Severus odsunął się trochę i zaczął rozpinać powoli guziczki jej sukni, więc Hermiona wygięła się, uniosła ręce i wsunęła je w jego włosy.

– Od tej chwili będziesz zawsze o mnie pamiętać – wyszeptał drżącym głosem. – W twoim sercu będzie zawsze pokój dla mnie. Twoja dusza złączy się z moją. W twoim łonie poczniesz i będziesz nosić moje dzieci. Chcesz tego?

Hermiona załkała coś w odpowiedzi.

– A czy przyjmiejsz mnie w zamian? – Severus obrócił ją delikatnie ku sobie, sięgnął po jej dłoń i dotknął swojego czoła. – Pozwolisz mi ofiarować ci mój umysł? Żebyś zawsze była w nim obecna?

Hermiona kiwnęła głową i dławiąc się, przykryła ręką jego pierś, a jej suknia osunęła się odrobinę.

– Przyjmiesz moje serce? Żeby zawsze było w nim miejsce dla ciebie?

Oparła o niego obie dłonie i śliski materiał trzymał się już tylko na wierzchołkach jej piersi.

– Chcę oddać ci moją duszę. Na zawsze. By zawsze być już częścią ciebie. Przyjmiesz ją?

Dziewczyna zsunęła dłonie niżej, po jego płaskim brzuchu, aż natrafiła na jego twardość, zaś suknia z szelestem opadła i zatrzymała się na jej biodrach. Severus nabrał gwałtownie powietrza, starając się opanować jeszcze sekundę i przymknął oczy.

– Chcę dać ci moje nasienie, żeby powołać na ten świat naszych synów i nasze córki… Przyjmiesz je…?

Hermionie zakręciło się w głowie i złapała go w pasie, by się przytrzymać, więc przygarnął ją z głuchym jękiem.

– Chcesz…?

– O tak! Proszę… błagam…

Sięgnął po jej usta i od tej chwili wszystko już było ogniem.

 

 

 

Piątek, 24.06

 

Hermiona stała pośród ponad pięćdziesięciu uczniów w kącie dużej sali w podziemiach zamku Beauxbatons. Przed chwilą jeden z członków Komisji Egzaminacyjnej ogłosił koniec egzaminu praktycznego z Eliksirów, wszyscy odłożyli na bok chochelki, łyżki, w ciągu kilku minut uprzątnęli stanowiska pracy, chowając wszystkie ingrediencje i odeszli na bok, zostawiając na stołach tylko kociołki, pełne przeróżnych eliksirów oraz pergaminy z ich notatkami i krótkim esejem na temat składników użytych do warzenia oraz samego eliksiru.

W powietrzu unosił się przedziwny zapach przeróżnych składników do warzenia eliksirów, oparów wznoszących się spiralnie znad kociołków, zmieszany z damskimi i męskimi perfumami.

Starszy czarodziej z długą brodą, drugi, znacznie młodszy o długich blond włosach oraz leciwa czarownica weszli pomiędzy stoły i zaczęli wystawiać oceny.

Hermiona zaciskała mocno pięści, starając się nie panikować. Spróbowała przypomnieć sobie, co napisała na temat Eliksiru Skurczającego i w myślach przebiegała wzrokiem poszczególne akapity.

Składniki… Opisałam składniki… sposób przygotowania… Czy napisałam o sposobie siekania gąsienic…?

Nagle szalona myśl rozdarła jej myśli i oczy rozszerzyły się z przerażenia. SIEKANIA??? Jak się pisze „siekania” po francusku…??? Merlinie, PO JAKIEMU ja pisałam???!!!

Za nic na świecie nie potrafiła sobie przypomnieć, jak po francusku mówiło się „siekać”! Nie wiedziała już nic, zupełnie nic, nawet w jakim języku właśnie myślała.

Po dwóch tygodniach egzaminów pisemnych i ustnych pogubiła się już zupełnie i wszystko zaczęło się jej mieszać.

Długowłosy blondyn powiedział coś do swojego pióra, które natychmiast zaczęło pisać na szerokiej podkładce.

– Mademoiselle Sarrasin, quarante cinq points! (45 punktów)

Kiedy to usłyszała, jej umysł zareagował błyskawicznie.

Quarante cinq points sur cinquante, c’est … bien. Quarante cinq… c’est en français… j’ai… haché les chenilles… HACHE…

Haché ou coupé???!! (Czterdzieści pięć na pięćdziesiąt to… dobrze. Czterdzieści pięć… to jest po francusku… ja… siekałam gąsienice… SIEKAŁAM… Siekałam czy cięłam???!!!)

Chwilowe uczucie ulgi, które na nią spłynęło, znikło, ulotniło się momentalnie i serce znów się w niej szarpnęło.

Napisałam, że siekałam czy cięłam gąsienice???!!!

Czarownica stanęła nad następnym kociołkiem i zamieszała eliksir, z którego uniosła się w powietrze roziskrzona para. Chwilę przyglądała się jej i skinęła głową. Brodaty czarodziej również przyjrzał się zawartości kociołka i powiedział coś, na co tamta pokręciła natychmiast głową. Przez dłuższą chwilę rozmawiali ze sobą i w końcu blondyn odezwał się.

– Monsieur De Saint–Rémy, quarante deux points! (42 punkty)

Tylko czterdzieści dwa??? Przecież jej się podobało?! Pewnie chłopak popełnił jakieś błędy… Ja też, na pewno! Ta kropla szaleju na pewno była za mała! Oni mają tu takie malutkie pipety…! Figi na pewno obrałam dobrze, ale… Na pewno mój eliksir jest zły! Wcale nie miał zielonego koloru, ale wpadał jakby w turkus! Merlinie, wszystko skopałam, wszystko!

Czarodzieje podeszli do kociołka obok, wszyscy skrzywili nosy i jakiś chłopak niedaleko Hermiony jęknął cicho i zaczął coś mamrotać.

Merlinie, pospieszcie się… Może to mój eliksir śmierdzi i dlatego się tak krzywią??? Może to z powodu śledziony szczura??? Boże, jak ja mogłam skopać tak prosty eliksir! Przecież w czwartej… nie, w trzeciej klasie go uwarzyłam! Wydawał się taki prosty!

Czarodziej o długiej, rudej brodzie przebiegł wzrokiem krótką notatkę obok kociołka i skinął głową i chłopak niedaleko zamilkł na chwilę.

– Monsieur Declerque, treinte huit points! (38 punktów)

O Merlinie… O M-mmerlinie…

Wszyscy stanęli koło kociołka Hermiony i dziewczyna zacisnęła ręce i zamarła. Serce galopowało jej jak zwariowane i już nawet nie była w stanie myśleć. Mogła tylko patrzeć.

Jeden z profesorów zamieszał eliksir i pochylił się nad nim, wąchając ostrożnie. Drugi przelał odrobinę do zlewki i przyjrzał mu się pod światło. Leciwa czarownica sięgnęła po notatkę Hermiony i na jej twarzy odbiło się zdumienie.

Hermiona zachłysnęła się lekko.

Czarownica zaczęła przeglądać długi na trzy stopy pergamin i po chwili dołączyli do niej dwaj profesorowie. Jeden z nich rzucił w ich kierunku dziwne spojrzenie, po czym wrócił do czytania. Parę razy pokazali coś palcem i po paru tysiącach lat, a przynajmniej dwóch wiekach odłożyli pergamin i zaczęli dyskutować. I kiedy starszy spojrzał na samopiszące pióro, Hermiona poczuła, jak coś w niej się szarpnęło i wstrzymała oddech.

– Madame Snape, cinquante points et dix points supplementaires pour le travail écrit! (Pani Snape, pięćdziesiąt punktów i dziesięć punktów dodatkowych za pracę pisemną.)

Hermiona złapała się za usta, żeby nie jęknąć. Pięćdziesiąt punktów…!!! Dali mi pięćdziesiąt punktów na pięćdziesiąt możliwych…! I dziesięć dodatkowych za esej…!!! O Merlinie…!!!

Zachwiała się z wrażenia i dziewczyna obok natychmiast złapała ją za rękę i podtrzymała.

– ‘Ermione, dobrze się czujesz? Usiądź może – szepnęła i uśmiechnęła się do niej łagodnie.

– Nie, dziękuję, nic mi nie jest. Dziękuję, Marie–Christine.

Czarodzieje i czarownica zerknęli na nią i przeszli do kolejnego kociołka, ale Hermiona już nie zwracała na to żadnej uwagi. Odnalazła cudowne uczucie, które pamiętała z poprzednich lat, kiedy dostawała wyniki z jej egzaminów. Ulga, satysfakcja i wspaniałe wrażenie, że wszystko jest proste i do zrobienia. Zrobiło się jej zdecydowanie lżej, choć tylko na sercu, bo wystający brzuch zdecydowanie w tym przeszkadzał.

Odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się szeroko. Zdała OWUTEMY. Ma je już za sobą. Zdała wszystkie egzaminy i to na całkiem dobrych ocenach!!!

Z pisemnego egzaminu z eliksirów dostała w zeszłym tygodniu maksymalną ocenę, więc średnia z obu była 55 na 50 i równoważyła kiepską, jej zdaniem, ocenę z Obrony przed czarną magią. Z teorii dostała 40 na 40 punktów, ale z egzaminu praktycznego dwa dni temu tylko 33 na 40. Mieli do przebycia tor przeszkód i do pokonania wiele magicznych stworzeń, czary oszałamiające i zwodzące, bariery materialne i niematerialne i wszystko szło jej doskonale, aż do ostatniej przeszkody, jaką okazał się bogin. Na widok martwego dziecka, wywleczonego z jej brzucha i rozszarpanego na strzępy dostała histerii i zemdlała. Ocknęła się dopiero w Skrzydle Szpitalnym. Koło niej siedział Severus, trzymając ją za rękę i kiedy w końcu doszła do siebie i powiedziała mu, co się stało, dostał szału. W takim stanie nie widziała go jeszcze nigdy w życiu.

Zerwał się od jej łóżka i wyszedł niczym wcielenie furii, niemal wyrywając drzwi i, jak się później dowiedziała, poszedł prosto do gabinetu Madame Maxime. Powiedział jej, że jest wstrząśnięty karygodną bezmyślnością wszystkich osób zaangażowanych w egzaminy i zapowiedział, że jeśli jeszcze choć raz życie albo zdrowie jego żony zostanie w jakikolwiek sposób narażone, dopilnuje osobiście, żeby ta szkoła została zamknięta, a wszystkim przełamano różdżki i wyrzucono na zawsze z czarodziejskiego wymiaru.

Kiedy zaskoczona półolbrzymka próbowała mu wyjaśnić, że wszyscy uczniowie mają takie same zadania egzaminacyjne, warknął na nią, że choć po niej spodziewał się odrobiny inteligencji pozwalającej na dostrzeżenie różnicy między młodymi nastolatkami, dla których najstraszniejszą zmorą była fobia przed pająkami, szyszymorą albo druzgotkami, a ciężarną kobietą, która przeżyła horror wojny, tortur i śmierci. Od tamtego dnia przeniósł się na resztę egzaminów do Beauxbatons i zażądał komnat dla siebie i Hermiony by, jak to ujął, była w tej szkole choć jedna osoba na poziomie.

Hagrid powiedział jej następnego dnia, że Severus był tak rozwścieczony, że nawet gdy Madame Maxime wstała, nadal wydawała się być mała. Poza tym używał słów powszechnie używanych za obraźliwe i bardzo nieprzyzwoite i Francuzka ledwo rozumiała połowę, a Hagrid musiał sporo się nagłowić, żeby przetłumaczyć jej resztę.

Dziewczyna obok Hermiony parsknęła nagle, nie mogąc już powstrzymać dzikiego chichotu spowodowanego zbyt długim wąchaniem olejku z rechotka, co wyrwało Hermionę z rozmyślania i rozejrzała się po sali.

Członkowie Komisji doszli prawie do ostatniego stolika, zostały im jeszcze trzy do sprawdzenia i ocenienia.

Drżąc coraz bardziej z niecierpliwości i uśmiechając się na myśl o tym, jak zareaguje Severus na taką ocenę, przestąpiła na drugą nogę i przyglądała się, jak czarownica i jej koledzy oceniają ostatnie eliksiry.

Kiedy wreszcie Komisja skończyła wystawianie ocen, starszy czarodziej pogratulował wszystkim zdania egzaminu, drzwi na korytarz otwarły się same i wszyscy pospiesznie wyszli na dwór.

Hermiona wyszła jako jedna z ostatnich, bo nie chciała się przepychać między innymi. Zaczęła wdrapywać się po długich, stromych schodkach na poziom parteru. Im wyżej, tym robiło się goręcej i zaczęło brakować jej tchu, ale nie zwracała na to uwagi i ostatnie dziesięć stopni przeszła bez zatrzymywania się.

Gdy wkroczyła do przestronnego korytarza, zobaczyła Severusa i, ku swemu zdumieniu, Jean Jacquesa. Uśmiechnęła się szeroko i zatrzymała, by oprzeć się o ścianę i złapać oddech.

– Jak się czujesz? – wyrzucił z siebie Severus, podskakując do niej i pomagając się jej wyprostować.

– Dobrze.

Severus wyczarował natychmiast krzesło i dziewczyna usiadła i oparła głowę o chłodną, kamienną ścianę.

– Bonjour, Madame Snape – ukłonił się jej Jean Jacques. – No i jak poszło?

– Daj jej odetchnąć! – parsknął natychmiast Severus.

Hermiona pokiwała radośnie głową.

– Bardzo dobrze. Dostałam 60 punktów.

– Ile??? – wyrwało się Jean Jacquesowi.

– No więc… 50 na 50. I 10 dodatkowo za pracę pisemną.

Severus poczuł falę szczęścia. Po pierwsze cieszył się, że z jego przedmiotu Hermiona dostała tak cudowną ocenę, po drugie cieszył się i dla niej. Wiedział, że zawsze chciała mieć Wybitne we wszystkim i pamiętał jak ciężko pracowała przez ostatnie miesiące, żeby zdać egzaminy we Francji. Można było powiedzieć, że musiała pracować dwa razy ciężej, niż będąc w szkole, w Hogwarcie. Prócz standardowych wiadomości musiała przecież znać inne, specyficzne dla Francji, dodatkowo wszystko musiała opanować po francusku. A przecież prócz nauki miała jeszcze ciężką pracę, a początek ciąży nie był lekki.

Ukucnął przed nią i przycisnął do ust czubki jej palców.

– Moje gratulacje – uśmiechnął się do niej nie tylko ustami, ale i oczami.

Hermiona przytrzymała jego rękę.

– Cieszysz się?

Severus spoważniał i skinął głową powoli i jakby z namysłem.

– Można powiedzieć, że twoje rezultaty w tym roku są… całkiem zadowalające.

– ZADOWALAJĄCE??? – zawołał Jean Jacques z oburzeniem. – Prawie ze wszystkich przedmiotów ma maksymalną średnią, z Historii Magii i Eliksirów ma dodatkowe…

Hermiona parsknęła śmiechem, zaś Severus wstał i obrócił się do Francuza.

– Odniosłem wrażenie, że Hermiona zwracała się do mnie.

– Nieważne! Nie…

– Jean Jacques, on żartuje! – zawołała dziewczyna, wstając i łapiąc go za ramię. – Nie widzisz?

Jean Jacques urwał i przyjrzał się Severusowi.

– Nie, nie widzę – stwierdził w końcu.

Hermiona wzięła męża za ręce i splotła palce ich obu dłoni.

– Czemu zadowalające?

– Zdałaś na cudownych ocenach OWUTEMY, dostałaś Order Merlina, Medaille d’Honneur, ocaliłaś całą angielską społeczność czarodziejów, pomogłaś Francuzom w sprawie Cabrela i dostałaś kierownicze stanowisko w pracy… Zaiste, można powiedzieć, że poszło ci całkiem dobrze – Severus uśmiechnął się kącikiem ust.

Jean Jacques obrzucił ich krótkim spojrzeniem.

– Wiesz co, cieszę się, że to ty za niego wyszłaś, a nie ja, bo nasz związek długo by nie potrwał – powiedział jadowicie.

Oboje z Hermioną zachichotali radośnie, zaś Severus skrzywił się do przyjaciela.

– Następnym razem zastanów się dobrze, jak chcesz coś powiedzieć.

Na wspomnienie ślubu Hermiona odruchowo położyła rękę na wystającym brzuchu. Do tego można doliczyć nasz ślub i małego Marcusa.

– Coś nie tak? – zaniepokoił się Severus.

– Wszystko w porządku. Marcus Severus musi teraz spać, ale godzinę temu fikał tak bardzo, że musiałam się odsunąć od stołu w obawie, że skopie kociołek z palnika – roześmiała się.

Severus zachował poważny wyraz twarzy, choć serce zabiło mu mocniej ze szczęścia. Kiedy tylko dowiedzieli się, że będą mieli syna, Hermiona dyskutowała z nim godzinami na temat odpowiedniego imienia. I pomimo jego protestów uparła się, że drugie imię będzie miał po ojcu. Choć tak prawdę mówiąc, to w głębi duszy ten pomysł bardzo go ucieszył.

– Mówiłem ci już, żebyś go tak nie nazywała – burknął, starannie odwracając wzrok od Jean Jacquesa, który klasnął w dłonie.

– Od razu widać, że pójdzie w twoje ślady! Może nawet zostanie Mistrzem Eliksirów!

Severus zdecydował nie komentować jego uwagi.

– Co warzyłaś? – zwrócił się do Hermiony.

– Eliksir Skurczający – odparła na to. – Nic specjalnie trudnego. Właśnie, Jean Jacques, co wy zrobicie z tymi wszystkimi eliksirami? Będziecie ich używać?

– Oczywiście, że nie. W żadnym wypadku szkoła nie będzie używać eliksirów uwarzonych w czasie egzaminów przez studentów! – zaoponował natychmiast Jean Jacques. – A wy?

– My też nie – odpowiedział Severus.

– Co z nimi robicie?

– Niektóre możemy po prostu wylać, do innych przygotowuję specjalny roztwór, który niweluje ich działanie.

Jean Jacques uśmiechnął się z wyższością.

– Cóż, my możemy wylewać wszystkie.

– Nawet trucizny czy eliksiry klasy D? – Severus uniósł brew.

– Oczywiście. Wylewamy to w Niemagicznym Pokoju. Tam eliksiry są niczym innym, jak tylko kolorową wodą…

Hermiona i Severus wymienili ze sobą spojrzenia pełne nagłego zrozumienia.

 

––– Koniec –––

Rozdziały<< Dwa Słowa EPILOG część 12

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 4 komentarzy

  1. Dziękuję za to opowiadanie, spędziłam z nim kilka ładnych dni. Tak mnie wciągnęło, że siedziałam po nocy aby jak najszybciej przeczytać. Bardzo podobało mi się to, że relacja bohaterów rozwijała się powoli, realistycznie, chociaż muszę przyznać, że już czasem w myślach krzyczałam pocałuj ją wreszcie! Ciekawy pomysł na akcje, interesujące nowe postacie, francuskie Ministerstwo Magii. Zdecydowanie biorę się za Twoje następne opowiadania. SS HG to też moja ulubiona para.
    PS. Trochę dziwnie czytało mi się tutaj bez żadnych komentarzy, ale nadrobiłam na fanfiction.net
    Pozdrawiam serdecznie, życzę dużo weny i pomysłów i czasu na pisanie w przyszłości 🙂

    1. Kochana, to ja dziękuję za czytanie 😉
      i komentarze 😉 – jak sama zauważyłaś, trochę dziwnie jest bez nich, dla mnie też, bo na Wattpadzie miałam ich pełno, ale tu ludzie są strasznie oszczędni 😉

      Cieszę się, że Ci się podobało – to było moje pierwsze opowiadanie i jest tam jeszcze sporo potknięć pisarskich, bo na nim uczyłam się pisać.
      Mam nadzieję, że kolejne również Ci się spodobają!

      Więc życzę miłej lektury i do zobaczenia w komentarzach 😉
      Uściski
      Anni

  2. Hej Anni!
    Jejku wciągnęłam Twoje opowiadanie jak świeżutką bagietkę… :p A tak całkowicie serio, na początku na spokojnie podeszłam sobie do czytania, ale jakoś po 10 rozdziale wkręciłam się do tego stopnia, że każdą wolną chwilę czytałam. 😀 W sumie sam epilog wg mnie super uzupełnił całe opowiadanie, chociaż jakaś malutka część mnie miała nadzieję, że doczekam się jeszcze jakiegoś fragmentu już po urodzeniu małego Snape’a. 😛 I te francuskie wstawki! <3 I źle bym się czuła, jakbym się nie przyznała, że były fragmenty kiedy wybuchałem śmiechem, przez łzy ledwo widziałam ekran albo kiedy musiałam sobie przypominać o oddychaniu przy czytaniu…xD
    Z niecierpliwością lecę do następnych opowiadań 😀 A Tobie dziękuję za te wszystkie długie opowiadania, uspokoiłam się widząc, że jak skończę to, to mam za co się zabrać dalej 😀
    À bientôt! 😀

    1. Salut Wrobciu 😉
      Przypuszczam, że ta świeża bagietka ma jakiś związek z Twoim entuzjazmem odnośnie francuskich wstawek? 😉
      Bardzo się cieszę – że się wkręciłaś 😉 Tak po kolei – owszem, to długi fick i domyślam się, że przeczytanie go zajmuje spoooro czasu (napisanie jeszcze dłużej ;). I jest tu kilka różnych wątków. I dobrze wiedzieć, że odpowiadała Ci cała ta francuska otoka. U mnie to już skrzywienie, w innych fickach też znajdziesz francuszczyznę, nawet czasem sporo.
      Specjalnie urwałam fick w tym momencie – teraz każdy może snuć sobie ciąg dalszy…
      No i tak, zapraszam serdecznie do następnych opowiadań, nie są AŻ tak długie, ale za to o wiele bardziej… powiedzmy – kompleksowe. Trzeba je czytać ze zrozumieniem, bo to thrillery (z wyjątkiem Tomu II).
      Mam nadzieję, że również Ci się spodobają

      Et oui, à très bientôt, Nenette! 🙂

Dodaj komentarz