Dwa Słowa Rozdział 45

Czwartek, 17.09

Severus i Jean Jacques siedzieli nad rozmaitymi notatkami rozrzuconymi po całym stole na werandzie i planowali, jak uprowadzić Horacjusza. Wiedzieli już, gdzie przebywa i kiedy i wiedzieli, że nie chroni w żaden sposób swojego domu. Tak przynajmniej było do wczorajszego wieczora, kiedy Ricky i jego kolega Gilbert towarzyszyli mu dyskretnie do domu.

– Nic więcej nie wymyślimy – powiedział w końcu Jean Jacques. – Każę im złapać go jeszcze dzisiaj. I tu przywlec.

– Tu, do tego domu? – zdziwiła się Hermiona.

Dom był duży, przestronny i bardzo się jej podobał. Uwielbiała duże okna z trzech stron, przez które od rana do wieczora wpadało słońce. Severus określał go mianem klatki na jaszczurki. Skojarzenie zapewne przyszło mu do głowy po tym, jak któregoś dnia zobaczyli je, jak wylegiwały się na rozgrzanych kamieniach. Obecność Horacjusza zupełnie jej nie odpowiadała.

– Tak – potwierdził Jean Jacques. – Wybacz, wiem, że to dla ciebie bardzo delikatna… sprawa, ale to jest najpewniejsze miejsce pod słońcem. Jeśli Norris się zorientuje, że go mamy… nie chcę nawet myśleć, co się będzie działo.

Podniósł się od stołu, dopił resztkę wina, odstawił kieliszek i wychodząc, machnął im ręką.

Hermiona podeszła do okna i spojrzała na widoczne w dali góry. Severus stanął za nią, objął ją w pasie i oparł brodę na jej głowie. Dziewczyna przykryła jego ręce swoimi i oparła się o niego wygodnie. W jego ramionach czuła się tak bezpiecznie, jak z nikim innym. Jego bliskość ją uspokajała i rozleniwiała. Miała ochotę tak stać całymi dniami, tygodniami. Jakby byli w jakiejś szklanej kuli, odgrodzeni od okrucieństw tego świata, tylko we dwoje, otuleni spokojem i szczęściem. Przyszło jej do głowy, że w ten sposób mogłaby spędzić całe życie.

Zamknęła oczy i oparła wygodnie głowę o jego pierś i uśmiechnęła się lekko, kiedy poczuła, że pocałował jej włosy. Kto by pomyślał, że ten mężczyzna potrafi być wcieleniem delikatności i czułości? Przypomniała sobie nagle Rytuał i jak myślała wtedy, że w ich przypadku nie ma najmniejszych szans na jakiekolwiek poczucie bliskości i zaśmiała się cichutko.

– Co cię tak śmieszy? – mruknął do jej ucha.

– Pamiętasz, jak zawieraliśmy Rytuał?

– Całkiem dobrze, ale nie pamiętam, żeby to było śmieszne.

Hermiona zaczęła głaskać palcami jego dłonie.

– Pamiętam, że przyszłam trochę wcześniej i pomagałam profesor McGonagall. I przy okazji spytałam o parę szczegółów…

– Niczego innego bym się po tobie nie spodziewał – wtrącił rozbawionym tonem.

– … i powiedziała mi, że po tym rytuale, jeśli będziemy sobie bliscy, możemy czuć nawzajem swoje emocje.

– Co miałem okazję doświadczyć osobiście.

– Wiem, ale co mnie śmieszy to to, że wtedy pomyślałam, że w naszym przypadku nie ma najmniejszych szans na taką bliskość.

Severus uśmiechnął się lekko. On sam doskonale wiedział o możliwości odczuwania emocji, ale nawet przez głowę mu nie przeszło, że mogłoby się to im przytrafić.

– I pamiętam, że spytałam, czemu na czarnych świecach są jakieś różowe drobinki. Bo to mi bardziej pasowało do Wspólnoty Ciała, a nie Wspólnoty Opiekuńczej i wtedy profesor McGonagall zaczęła się śmiać i zapewniła mnie, że nie mam się co martwić.

Severus poczuł nagłe zainteresowanie tematem. Odgarnął jej włosy z szyi i zaczął ją po niej lekko całować.

– W takim razie… wiemy już… kto nas… w to… wpakował – wymruczał, wodząc ustami po aksamitnej skórze.

– To znaczy, że… mmmmm… mmam być zazdrosna?

– Czemu?

– Bo… – Hermiona aż zadrżała, gdy poczuła, jak do pocałunków dołączyły jego dłonie i z ramion zsunęły się na jej brzuch.

– Tak…? – ponaglił ją i przesunął usta na jej ucho.

– Bo… jak ją dołączyliśśśmy… to… Severussss…– straciła zupełnie wątek.

– Chodź, pokażę ci, na czym polega wspólnota – wyszeptał, przygryzając lekko krawędź jej ucha.

Ale nie udało im się nigdzie pójść. Gruby dywan na podłodze okazał się być wystarczająco wygodny.

 

 

Późnym wieczorem zjawił się Jean Jacques, Ricky i Gilbert z, jak to określili, gościem. Hermiona przyjrzała się starszemu mężczyźnie o długich białych włosach i brodzie, błękitnych oczach i ujmującym uśmiechu, ale była pewna, że widziała go pierwszy raz. Za to on na jej widok wrósł w ziemię i uśmiech zniknął z jego twarzy, a kiedy zbliżył się do nich Severus, zbladł i dał krok do tyłu.

– I co, nadal twierdzisz, że to jakaś pomyłka? – spytał Gilbert ironicznie.

Starszy pan został spętany zaklęciami i zamknięty w pokoju na parterze. Różdżkę zabrał Gilbert, wracając do Ministerstwa; jutro miała zostać przebadana przez Priori Incantatem. Jean Jacques przed wyjściem odciągnął na bok Severusa i podał mu zwykłą białą kopertę zaadresowaną do Panny Granger, podpisaną PN.

– Przeczytaj to – mruknął Francuz i wyszedł.

Severus otworzył więc list, kiedy Hermiona zniknęła w łazience. Był bardzo krótki.

.

Mogłaś ich znów gdzieś ukryć, ale i tak ich znajdę. Powiedz mi tylko, gdzie dostarczyć zwłoki.

 

Serce załomotało mu w piersi, a kartka zadrżała w dłoni. Merlinie, tu chodzi o jej rodziców! Nie zdążył pomyśleć nic więcej, kiedy Hermiona, owinięta ręcznikiem, zajrzała mu przez ramię.

– Zapomniałam koszuli… co to jest? – spytała, gdy raptownie odłożył list na stół.

– Nie miałaś iść się kąpać?

Hermiona sięgnęła po kartkę, więc skrzywił się i zrezygnowany pozwolił ją jej wziąć. I tak w końcu by się dowiedziała. Coś przecież trzeba było wymyśleć.

Dziewczyna zachłysnęła się, zanim jeszcze uniosła kartkę do oczu i chwyciła się za usta. Sądząc, że zaraz wybuchnie płaczem, Severus zerwał się z krzesła, ale ku jego zdumieniu Hermiona wyciągnęła lekko rękę, zatrzymując go.

– Severus, to… niemożliwe! On nie może ich znaleźć! – powiedziała na pół przestraszonym, na pół rozzłoszczonym głosem. – To niemożliwe!

Severus nie do końca wiedział, czy to pytanie, czy stwierdzenie faktu.

– Hermiono, nie wiem, ja…

– Jestem pewna, że to niemożliwe! – pokręciła przecząco głową i spojrzała na niego. Widać było jeszcze po niej strach, bo list jednak zrobił na niej wrażenie, ale poza tym była skupiona. – On pewnie sądzi, że znów wysłałam ich do Australii… albo gdzie indziej. Myśli, że odnajdzie ich po rejestrze aportacji… Nie ma pojęcia, że tym razem chronieni są w zupełnie inny sposób!

– Jesteś absolutnie pewna?

– Absolutnie! Tak samo, jak mugole nie poradzą sobie z magią, tak samo czarodzieje są bezradni wobec niektórych niemagicznych rozwiązań. Najlepszym przykładem jest Rathlin. Już nie mówiąc o tym, że musiałby wiedzieć, gdzie oni są, a to wie zaledwie kilka osób na ziemi.

To brzmiało sensownie. Severus nie miał jeszcze czasu zastanowić się nad tym, jak rozwiązać ten problem, ale wobec tego, co mówiła Hermiona, należało szukać zupełnie innego rozwiązania niż mógłby wymyśleć.

– Bardzo dobrze – stwierdził w końcu. – Idź się wykąpać i porozmawiamy, jak wrócisz.

 

 

 

Piątek, 18.09

Po długiej naradzie z Jean Jacquesem i Ministrem, Hermiona wysłała do Norrisa krótki list.

 

Jeśli spadnie im choć jeden włos z głowy, będzie trzeba zająć się twoimi zwłokami. Na twoim miejscu nawet nie zaczęłabym myśleć o szukaniu ich.

 

Powiedz, Smith ma się dobrze?

 

Nie wiedząc dokładnie, co wyciągną od Horacjusza, postanowili póki co nie wspominać Norrisowi, że udało im się go złapać. Prócz wyraźnej groźby Minister zaproponował sprowokować Norrisa w jakiś sposób do odpowiedzi.

 

– Już i tak jest głupi, zostawiając za sobą tak wyraźny ślad – powiedział im. – Po PN można się domyśleć od kogo pochodzi, ale jeśli Mademoiselle Granger wyśle list jako odpowiedź do Petera Norrisa i ten na niego odpowie, tym samym koło się zamknie. Będzie to dowód, że ten pierwszy pochodził od niego.

Hermiona nie wiedziała, co dokładnie zrobił Severus Smithowi, ale Minister Magii wiedział i był z tego powodu nad wyraz zadowolony.

O dziewiątej rano Horacjuszem zajął się Emmanuel Chartlier. Po pierwszych oględzinach natychmiast poinformował Ministra, że staruszek ma całą masę wspomnień związanych z Norrisem, Smithem, Hermioną i Kingsleyem i że wyciągnięcie ich wszystkich zajmie sporo czasu. Biorąc pod uwagę znaczenie tych wspomnień, nie chciał powierzyć tego nikomu innemu, szczególnie że dostał wyraźny rozkaz, żeby PO Horacjusz był w wyśmienitym stanie.

– Przetrzymamy go u nas, przyda się jako świadek oskarżenia.

Nadal nie mieli jednak pomysłu, kiedy do takowego dojdzie.

Zanim wyszli wieczorem z Ministerstwa, Jean Jacques poprosił Severusa na chwilę do swojego biura i tam dał mu buteleczkę eliksiru wielosokowego, kopertę z włosami i sakiewkę z pieniędzmi i wyjaśnił, jak dostać się do niemagicznego świata w Skrzydle Północnym.

– Nie przeczę, że zdecydowanie bardziej podoba mi się pomysł przejścia do świata niemagicznego niż waszej wyprawy do wymiaru czarodziejskiego, ale… – westchnął ciężko. – Uważajcie na siebie, dobrze?

Severus skinął głową. Miał tylko nadzieję, że Hermiona nie będzie zawiedziona na jego widok w innej postaci.

 

 

Wtorek, 22.09

Kiedy w czwartek przyszła odpowiedź na list Minerwy, w którym Ministerstwo odrzuciło stanowczo jej stanowisko i oświadczyło, że w razie konieczności Hogwart zostanie przejęty przez Aurorów, szkoła została otoczona dodatkowymi zaklęciami.

Wysłannik Ministerstwa, który przybył w piątek, nie został wpuszczony i wszyscy nauczyciele jednogłośnie zadeklarowali swoje poparcie Minerwie. W sobotę rano, ku wielkiemu zdumieniu Minerwy, do protestu dołączyła większość starszych uczniów. Napisali oświadczenie, w którym stwierdzili, że nie wierzą w oświadczenia rządu i podpisali je, po czym wysłali szkolną sową do Ministerstwa, Proroka i Żonglera.

Najbardziej zaskakujące było w tym wszystkim milczące porozumienie Gryfonów i Ślizgonów. Większość Ślizgonów stanęła murem za Severusem. Gryfoni, praktycznie wszyscy, opowiedzieli się za Hermioną. Zarówno jedni, jak i drudzy potraktowali stanowisko Ministerstwa jako wyzwanie i postanowili je podjąć, okazując im swoje poparcie. Tym samym jednak wpakowali się w swego rodzaju pułapkę.

Popierając Severusa Snape’a, Ślizgoni musieli zaakceptować jego ewentualny romans z Gryfonką, i to JAKĄ Gryfonką. Ale woleli to, niż przyznanie, że czasami ich dyrektor popełniał błędy. Gryfoni mieli dokładnie ten sam orzech do zgryzienia.

Tak więc po raz pierwszy oba domy stanęły po tej samej stronie.

Co oczywiście nie znaczyło, że zachowywali się tak wszyscy uczniowie. Było sporo takich, nawet w Gryffindorze, którzy nie szczędzili okazji, żeby opluć Hermionę jak tylko się dało. Choć raczej nikt nie wierzył w fakt, że Hermiona była ulubienicą nauczycieli z pewnego bardzo konkretnego powodu, część nadal wzdrygała się ze wstrętem na myśl, że mogła chodzić do łóżka z Severusem Snape’m. Na przerwach między lekcjami i wieczorami dochodziło do bójek podobnych do tej z wtorku rano. W czwartek rano ktoś rozrzucił przed Wielką Salą plik ręcznie zrobionych i zduplikowanych ulotek z napisami „Hermiona Granger powinna przenieść się do Różowej Chatki” albo „HG – nowa marka szmat do wycierania butów” i tym podobnych.

Bardzo podobnie sytuacja wyglądała poza Hogwartem. W pubach toczyły się długie dyskusje na drażliwy temat, między dorosłymi, jak i młodzieżą dochodziło do bójek. Podobne ulotki, niektóre nawet jeszcze bardziej obraźliwe, pojawiły się poprzyklejane do ścian na Pokątnej. Na ogół jeszcze tego samego dnia były zdzierane przez tych, którzy, tak jak i uczniowie w Hogwarcie, nie akceptowali teorii przedstawionej w Proroku.

W środę w Dziurawym Kotle, który nieoficjalnie był miejscem spotkań przeciwników rządu, odbyła się zaimprowizowana narada, na której uznano, że skoro Severus Snape również sprzeciwia się Ministerstwu, to znaczy, że stoi po tej samej stronie i w związku z tym należy mu okazać poparcie. A ponieważ najwyraźniej pomagała mu Hermiona Granger, ją również należało poprzeć. Dlatego następnego dnia ściany, drzwi i okna na Pokątnej zostały zalepione całą masą ulotek o zupełnie innej treści. Były to kopie rozmaitych artykułów Proroka z zeszłych lat z komentarzami. Na podobiźnie Harry’ego opisanej jako Podejrzany Numer Jeden i wyznaczoną ceną za jego głowę inny komentarz kłuł w oczy: „Nawet cena jest ta sama”. Na innym, oskarżającym Hermionę o towarzyszeniu Harry’emu, gdy szukali horkruksów i wzywającym do ujęcia jej widniało pytanie „Dziwicie się, że uciekli???” Na tle kolejnego, zarzucającego Harry’emu kłamanie w sprawie powrotu Lorda Voldemorta widniał napis zrobiony tłustym, czerwonym atramentem „To nie ON kłamał!!!”. O wiele starszy artykuł, z czasu ich czwartej klasy, o tym, jak Hermiona zabawia się uczuciami Harry’ego i Wiktora Kruma, nosił dopisek „I co jeszcze…? Ach, już wiemy!”. Inny, z tego samego okresu, określający Harry’ego jako wariata, nosił dopisek „Chory psychicznie i Ulubienica Nauczycieli”. Ostatni z serii o Harrym, oskarżający go o zabójstwo Dumbledore’a, powiększony kilkukrotnie, opisany był „Banda morderców!”

Podobne ulotki dotyczyły Severusa. Artykuły z początku jego procesu, opluwające go i wyzywające od bezlitosnych zabójców i zdrajców skomentowane były równie dosadnie. „Najwyraźniej nic się nie zmieniło”, „Czy TERAZ w to wierzysz?”, „Cóż za kłamstwo, prawda?” czy „Nie osądzaj, zanim nie poznasz prawdy”. Te z końca procesu i po jego uniewinnieniu nosiły dopiski „Jak inaczej wszystko może wyglądać, kiedy ZROZUMIESZ”, zaś pod jego zdjęciem, na którym stał wyprostowany i patrzył prosto w obiektyw, z dumą na twarzy, był duży napis, jakby ociekający krwią „To wszystko było potrzebne. Niestety historia lubi się powtarzać”.

Ulotki zrobiły o wiele większe wrażenie, niż te opluwające Hermionę i Severusa. Sporo ludzi chodzących po Pokątnej tego dnia miało wyraźnie zafrasowane miny. Przypomnienie w tak obrazowy sposób całkiem niedawnej historii sprawiło, że pojawiły się głosy przebąkujące o tym, że skoro całkiem niedawno Ministerstwo kłamało w ich sprawie, być może kłamie i teraz.

Posypały się listy różnej treści, dokładnie jak wtedy, kiedy Harry dał wywiad do Żonglera. Prorok nie opublikował żadnego z nich, za to Ksenofilius musiał zmniejszać czcionkę, bo jego gazeta trzaskała w szwach. Wywołało to nową falę komentarzy, że przecież było niemożliwe, żeby Żonglera zasypały tysiące listów, a Prorok nie dostał ani jednego. Tak więc w sobotnim wydaniu Proroka również znalazło się sporo listów od czytelników.

Bardzo popularna cukiernia „Sweet Paradise” zakryła napis na drzwiach jedną z ulotek i dopisała „To jest lokal HGSS”. Jeszcze tego samego dnia w równie znanej restauracji „U babci Kirke” zastąpiono papierowe podkładki na stołach kopiami ulotek.

W poniedziałek Minerwa została ponownie ostrzeżona, że jej poczynania są nielegalne i we wtorek w szkole pojawi się delegacja z Ministerstwa w asyście Aurorów. Czarownica odesłała list z komentarzem „Coś ostatnio często tu przychodzicie… chcecie się WRESZCIE czegoś nauczyć?”. Wtorkowa wizyta okazała się dość krótka – ponieważ padał deszcz, kilku członków Ministerstwa i grupa Aurorów wytrzymała przed bramą tylko pół godziny. Jeszcze tego samego dnia Foster ogłosił w Proroku Wieczornym, że wobec powyższego szkoła uznana jest za zamkniętą i od tej chwili wszelkie poczynania zarówno nauczycieli, jak i uczniów są nielegalne. Wyznaczył nieprzekraczalny termin trzech dni na zawieszenie protestu, po upływie którego zamierzał wysłać do Hogwartu Dementorów i oskarżyć wszystkich o sprzeciwianie się rządowi. Kara miała zostać określona nazajutrz.

Minerwa naturalnie korespondowała z Hermioną i Severusem i przekazywała najświeższe wiadomości. Na prośbę Severusa, by nie pisać absolutnie niczego, co dotyczyło Hermiony, czarownica pisała wpierw do nich obojga, a następnie już tylko do niego.

 

 

We wtorek Hermiona została znów w domu i zaczęła pisać konspekt wydarzeń z drugiego roku jej nauki, żeby móc potem przedyskutować go z Severusem i zacząć sporządzać notatki, które miał używać na lekcjach Historii Nowoczesnej.

Choć prawdę mówiąc, miała nadal problemy ze skupieniem się. Siedziała na kanapie i nadal uśmiechała się do siebie na wspomnienie soboty.

To były najwspanialsze urodziny, jakie kiedykolwiek w życiu miała. W sobotę rano Severus obudził ją, kazał ubrać się tak, żeby czuła się swobodnie i po śniadaniu porwał ją z domu. Najpierw zabrał ją do Ministerstwa, do pomieszczenia ze światem niemagicznym i kazał jej wybrać miejsce, w które chciała się udać. Po krótkim namyśle wybrała Etretat, gdzie kiedyś wybrała się z rodzicami. Urządzili sobie cudowny spacer po szczytach klifów, a potem usiedli na jednym z nich i wpatrywali się we wzburzone morze. Fale załamywały się niedaleko brzegu, białe grzywy rozbijały się z hukiem o skały i sprawiały, że kamienie na plaży chrzęściły głośno i miarowo. Dookoła nich polatywały z piskliwym krzykiem mewy, silny na górze wiatr szumiał w uszach i burzył im włosy. Po jakimś czasie zeszli więc na plażę, gdzie Hermiona rzucała kamieniami do wody i uciekała przed falami, zapadając się w poruszone silnym prądem cofającej się wody kamienie. Kiedy w końcu zdyszana i mokra przyszła do siedzącego na złożonej szacie Severusa, posadził ją przed sobą, otoczył ramionami i przyglądali się, jak na horyzoncie pojawiają się i znikają statki i podziwiali klif, który wyglądał zupełnie jak łeb konia zanurzającego łeb w wodzie. Na plaży byli osłonięci od wiatru, za to cudownie grzało ich słońce. Powietrze pachniało jodem i wiatr miał lekko słonawy smak.

– Mogłaś lepiej wybrać – powiedział niby to krytycznym tonem, kiedy po raz drugi musieli przenieść się wyżej, bo przypływ był na tyle silny i morze podeszło tak wysoko, że kolejny raz fale rozpryskiwały im się u stóp.

Hermiona zaśmiała się, patrząc na jego mokre nogawki i pozwoliła się podnieść.

– Nie podoba ci się tu? – udała, że wierzy w to, co powiedział.

– Jeśli kiedykolwiek zdecyduję się mieć letni domek, to z pewnością nie tu.

Położyli się na kamieniach dziesięć jardów wyżej, Severus objął ją ramieniem, więc pochyliła się nad nim.

– Ci Anglicy w pociągu do Ministerstwa… pamiętasz? Poradzili, że lepsze jest południe Francji.

– To czemu tam nie chciałaś iść?

– Bo o tej porze roku byś się tam ugotował – zaśmiała się.

Severus uniósł kącik ust, a potem spoważniał.

– A co ty wolisz? Północ czy południe? Nie mówię teraz, ale tak… kiedyś?

– Zdecydowanie południe!

– Niech więc będzie południe…

Chwilę całowali się delikatnie, a potem Hermiona oparła się o jego pierś i przyglądali się chmurom gnanym wiatrem po niebie i kołującym wysoko ptakom. To był pierwszy raz, kiedy napomknęli o przyszłości. Wspólnej przyszłości. I leżąc w jego ramionach, czuła, że to jest dokładnie to, czego chce.

Zanim wrócili z niemagicznego świata, zabawiali się w opowiadanie sobie, co przypominają im różne obłoki. Kiedy była mała, to była jedna z jej ulubionych zabaw. Severus na nowo przybrał krytyczny ton i się z niej podśmiewał, więc zaczęła na niby protestować i skończyło się tym, że uwięził jej ręce, pochylił się i zaczął całować do utraty tchu, przytrzymując cały czas jej dłonie nad głową.

Bezpośrednio stamtąd wybrali się na obiad w magicznym świecie. Wypili eliksir z włosami przygotowanymi dla nich przez Jean Jacquesa i była taka zabawna chwila, kiedy oboje mieli wątpliwości, które włosy są kobiece, a które męskie. Ale w końcu dobrze wybrali i Hermiona stała się czarnooką chudą blondynką o krótkich, strasznie pokręconych włosach, a Severus całkiem nieźle umięśnionym szatynem o złotych oczach w kształcie migdałów. Wziął ją na ręce i stwierdził, że wreszcie każde z nich jest zbudowane jak należy.

Po krótkim szukaniu znaleźli restaurację nad brzegiem Sekwany, gdzie usiedli pod kołyszącym się w powietrzu parasolem i dostali kartę dań.

– Zamów, co chcesz – powiedział Severus, przyglądając się menu po francusku. – Tylko bez żadnych żab, ślimaków czy zapleśniałych serów, dobrze? Jeśli chcesz wołowinę, poproś, żeby dla mnie nie była tak zupełnie surowa. Acha, i żadnych patrzących na mnie krewetek, homarów i tego typu stworzeń.

– Nie lubisz owoców morza? – zapytała, uśmiechając się figlarnie.

– Z owoców morza najbardziej wolę kotlety wieprzowe.

Po zjedzeniu pstrąga w ziołach i śmietanie z dodatkiem ryżu i duszonych warzyw i małych okrągłych ciasteczek wypełnionych lodami waniliowymi i polanych czekoladą wybrali się na krótki spacer brzegiem rzeki, a potem przez Place de la Bastille przenieśli się do wymiaru mugolskiego.

Jakiś czas temu Severus powiedział jej, że kiedyś będzie mogła pokazać mu Paryż. Tak więc zabrała go w kilka miejsc, które z Paryża najbardziej lubiła. Na most obwieszony milionami kłódek, większych i mniejszych, z inicjałami zakochanych i do ogródków Tuileries, gdzie znaleźli wygodne krzesła, których było tam pełno i usiedli przy fontannie. W mugolskim Paryżu było pełno budek z książkami, które ludzie przynosili z domów, nie mając już ochoty ich trzymać; w ten sposób ktoś inny mógł je przeczytać. Hermiona wybrała sobie jakąś książkę z żartami i próbowała mu je tłumaczyć, zaśmiewając się do łez. Potem wybrali się pod wieżę Eiffla, ale widząc dziki tłum stojący do wind, Severus zdecydowanie zaprotestował przeciw wycieczce na górę.

Dochodziła szósta wieczorem, gdy wrócili do wymiaru czarodziejskiego, na nowo przemieniając się w chudą blondynkę i złotookiego szatyna. Kupili sobie gofry z owocami i bitą śmietaną i usiedli na Polach Marsowych. Hermiona zaczęła opowiadać mu o swoim dzieciństwie. Nie oczekiwała, że on odwdzięczy się jej tym samym, ale dziś pierwszy raz pomyślała o przyszłości… i miała wrażenie, że warto, żeby znał niektóre szczegóły z jej życia.

Nawet nie zorientowali się, jak minęła godzina i eliksir przestał działać. Przez chwilę Hermiona patrzyła zdumiona, jak siedzącemu koło niej mężczyźnie czernieją oczy i włosy i z nagłą radością odnalazła ukochaną twarz.

Severus sięgnął natychmiast po buteleczki z eliksirem, ale powstrzymała go, chwytając delikatnie za rękę.

– Zostań sobą… choć chwilę.

– To nie jest dobry pomysł… jeśli ktoś nas tu zauważy…

– Och, nie sądzę, żeby stało się to właśnie teraz… nikt nie wie, że akurat tu jesteśmy. Proszę, Severusie…

Severus wahał się przez chwilę, więc odsunęła buteleczki i przytuliła się mocno do niego. Po chwili najwyraźniej poddał się, objął ją przez plecy, oparł policzek o jej głowę i się rozluźnił.

Musiał jednak obserwować wszystko dookoła, bo po jakimś czasie nagle poruszył się.

– Muszę na chwilę cię zostawić – szepnął jej do ucha.

Skinęła głową, taktownie nie pytając, gdzie się wybiera i bardzo się zdziwiła, kiedy parę minut później wrócił, trzymając za kark jakiegoś mężczyznę o długich, gęstych blond włosach i intensywnie niebieskich oczach.

– Sssss.. – wyjąkała zaskoczona i w ostatniej chwili ugryzła się w język, żeby nie wymówić jego imienia.

– Ten pan chyba chciałby zawrzeć z nami bliższą znajomość – powiedział, ściskając palce i popchnął go na ławkę. – Radzę ci usiąść i nie robić żadnych niepotrzebnych gestów – warknął na niego.

Blondyn wyglądał na przestraszonego i wlepiał w nich oszołomione spojrzenie.

– Co… kim pan jest? – wykrztusiła Hermiona.

– Ja… przepraszam… – zająknął się mężczyzna po angielsku z bardzo wyraźnym fancuskim akcentem. – Nie chciałem… jak to mówić… przeszkadzać was.

Severus ponaglił go spojrzeniem, zwężając oczy i ten spróbował się uśmiechnąć.

– Xavier Cabrel – przedstawił się. – A wy, ja sądzę, Severus Snape i Mademoiselle Granger, czyż nie? – prócz silnego akcentu formułował zdania, najwyraźniej myśląc po francusku i tłumacząc to na angielski.

Hermiona spojrzała zaskoczona na Severusa, który uniósł brew, wpatrując się we Francuza.

– Skąd wiesz?

Mężczyzna uśmiechnął się radośnie, ukazując wspaniałe bialutkie zęby.

– Oh, wy jesteście sławni! W zeszły rok ja widziałem wasze zdjęcia tu! Pan, – popatrzył na Severusa z wyraźnym podziwem, choć w jego oczach czaiło się wciąż coś trudnego do określenia – pan był tym espion, czyż nie? A mademoiselle jest tą czarownicą najbardziej mądrą! Mogę dodać, że bez wątpienia równie piękną! – skłonił się szarmancko.

Severusowi taki temat najwyraźniej nie pasował. Rzucił mu surowe spojrzenie i Hermiona poczuła, jak jego ręka drgnęła.

– Proponuję uznać, że już się napatrzyłeś.

Blondyn przez chwilę najwyraźniej nie zrozumiał o co chodzi, bo nadal uśmiechał się promiennie, więc Severus wstał i wyciągnął ręke do Hermiony.

– Chodź, idziemy stąd. Żegnam – popatrzył na przyglądającego się właśnie Hermionie mężczyznę.

Pociągnął ją i aportował ich do Ministerstwa.

Wrócili do domu na kolację. W teorii. Przed ugotowaniem czegoś Hermiona postanowiła wziąć krótki prysznic, ale po chwili Severus do niej dołączył i w rezultacie kolacja się bardzo opóźniła. A potem, jakby mu było mało, zaniósł ją do łóżka.

– Ach, zapomniałbym – wyszeptał jej do ucha, o wiele, wiele później, kiedy już prawie zasypiała z błogim uśmiechem na twarzy. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Hermiono.

Nie miała już siły odpowiedzieć, więc tylko westchnęła głęboko.

.

Teraz siedziała z błogim uśmiechem, zanurzona w słodkich wspomnieniach. Merlinie, ależ ona go kochała! I wyraźnie czuła, że on kochał ją równie mocno. W niedzielę przeprosił ją, mówiąc, że niestety nie miał dla niej prezentu i jedyne, co mógł jej dać, to był właśnie taki dzień, więc położyła mu palce na ustach i powiedziała, że to był najcudowniejszy prezent, jaki mógł jej ofiarować.

Od tamtej soboty już parę razy przemykały jej przez głowę myśli dotyczące ich przyszłości. Z jednej strony ją to krępowało, bo zdawała sobie sprawę, że jest na to zdecydowanie za wcześnie. Byli parą zaledwie miesiąc. Jeden krótki miesiąc – zdecydowanie za krótko, żeby zacząć planować cokolwiek razem. Muszę dać sobie… nam… więcej czasu. Może za rok będzie można zacząć myśleć co dalej… Jeśli za rok nadal będziemy razem. Wstrząsnęła się gwałtownie. Na pewno będziemy!

Z drugiej strony wyraźnie czuła, że w ich przypadku to było coś innego. To nie było zwykłe przelotne zakochanie, jakiś krótki romans, po którym oboje rozejdą się w swoje strony. Nie po tym, co przeszli i przechodzą. I z pewnością przejdą.

Nie miała jakichś specjalnych doświadczeń miłosnych. Viktor z pewnością do nich nie należał. Ron – owszem. Sama nawet nie wiedziała, kiedy tak dokładnie się w nim zakochała. Jeszcze przed ich szóstą klasą.

Nie chciała umniejszać wagi tamtego uczucia, ale nastoletnia miłość zrodzona ponad trzy lata temu to było zupełnie co innego niż to, co czuła teraz. Teraz była dorosła.

Poza tym Severus nie wyglądał na kogoś, kto robił cokolwiek połowicznie. Jeśli już się zdecydował, musiał być tego absolutnie pewien. Nie umiała sobie wyobrazić, że któregoś dnia nagle przyszło mu do głowy ją pocałować i zobaczyć, jak to będzie.

I swoją drogą ten związek był diametralnie inny niż ten z Ronem. Z Ronem wielokrotnie się kłócili. Ron często dużo wymagał i mało dawał. Kiedy ona długo pracowała i przychodziła do domu zmęczona, on mimo wszystko domagał się uwagi, zrozumienia i zajęcia się nim. Sam fakt, że musiał czasem robić zakupy traktował jako niesprawiedliwość losu. Obiad miał być zrobiony, dom posprzątany. Dokładnie tak samo, jak w czasie ich polowania na horkruksy. Kiedy to on zaczął być zawalony nauką… przepraszam, gorącym romansem na boku! całkiem naturalne wydawało mu się, że ona ma zaakceptować wszystko, by on mógł robić to, co robił. Nie hałasować w domu, nie odzywać się, kiedy on nie miał na to ochoty i zaakceptować weekendy u Harry’ego, swoją drogą ciekawe, ile z nich skończyło się w łóżku z tamtą panienką!

Jej związek z Severusem był zupełnie inny. Miała wrażenie, że był oparty na chęci dawania drugiej osobie, a nie brania od niej. Na wzajemnym szacunku i akceptacji. I przede wszystkim na opiece. Każde z nich było w stanie zaryzykować własnym życiem, by ochronić tę drugą osobę. I nie było to tylko takie powiedzenie, udowodnili to już nie raz. Nie wiedziała, ile z tego brało się ze Wspólnoty, a ile po prostu z miłości.

Do tego dochodziła niesamowita czułość, którą jej okazywał. Mężczyzna, który zawsze był postrzegany jako bezduszny, złośliwy i niecierpliwy, kiedy był z nią, okazywał się całkowitym tego zaprzeczeniem. Uwielbiała, kiedy całował czubki jej palców, stawał za nią i brał w ramiona, całował w czoło albo we włosy i nosił na rękach.

No i jeśli już mowa o całowaniu, uwielbiała również TEN aspekt ich związku. Za każdym razem liczyła się dla niego ona i jej przyjemność. Z drugiej strony bez wątpienia bardzo lubił, gdy to on był stroną dominującą, a ona była mu uległa. Była JEGO. Co nie znaczyło, że był brutalny, wręcz przeciwnie! Określiłaby to raczej jako męską potrzebę seksualnej kontroli. Na przykład, gdy położył ją na plaży i przytrzymał jej ręce, gdy ją całował do szaleństwa. To on dyktował warunki, zawsze jednak troszcząc się bardziej o jej niż swoją satysfakcję.

Aż przeszedł ją dreszcz na samo wspomnienie. Merlinie, jak ona to uwielbiała!

 

 

Wszystkie wspomnienia Horacjusza, starannie wydobyte, spoczywały teraz zamknięte w skrytce w Ministerstwie Magii, do której miał dostęp tylko Minister i Eugenia. Nawet Jean Jacques nie miał prawa się do niej zbliżyć. Horacjusz spoczywał również – na całkiem wygodnej pryczy w lochach Ministerstwa. Póki co, nie wyraził zgody na zeznawanie w procesie przeciw Norrisowi, ale Charles Chevalier był pewien, że po krótkim czasie starszy pan skruszeje. W razie czego był skłonny posunąć się nawet do użycia siły, by go do tego zmusić.

 

 

Severus siedział właśnie z Jean Jacquesem w Ministerstwie, żeby dopracować do końca plan wyciągnięcia z Azkabanu kilku kobiet, na których Norris testował działanie eliksiru antykoncepcyjnego. Francuz zaproponował co prawda, żeby przyszła również Hermiona, ale Severus uznał, że temat jest zdecydowanie nie dla niej. Ani wysłuchiwanie o dementorach, ani o tym, co banda Norrisa robiła z tymi nieszczęsnymi kobietami. Francuzi zdobyli dane dotyczące „odwiedzin” i ze zgrozą stwierdzili, że Smith i Watkins odwiedzali je przez czternaście dni, z czego Smith siedział tam za każdym razem po parę godzin. Lawford pokazał się tylko raz, Stone nie przyszedł ani razu.

– Mogę tylko zgadywać, że za każdym razem cofali je w czasie o miesiąc, żeby przekonać się, że eliksir naprawdę działa – powiedział, zaciskając pięści. – Dziesięć kobiet, ponad rok testów… – Jean Jacques aż wzdrygnął się, słysząc to.

– Smithowi i Watkinsowi najwyraźniej się to podobało – skomentował cierpko.

– Powinienem wybrać się chyba i do Watkinsa.

Jean Jacques uśmiechnął się blado i sięgnął po szklankę whisky.

– Teraz można o nim powiedzieć „facet bez jaj”.

Severus odpowiedział jednym ze swojej kolekcji wrednych, przerażających uśmieszków.

– Nie mówiłem ci? Teraz jest dziewczynką.

Rozległ się nagły kaszel i prychanie i dopiero po chwili Jean Jacques wykrztusił.

– Obciąłeś mu… wszystko???!!!

– Po co mu jedno bez drugiego? – spytał filozoficznie. – A żeby się wysikać, zawsze może przecież usiąść.

Wybrali kilka kobiet z listy i Severus dopilnował, żeby dwa nazwiska, które znał bardzo dobrze, nie znalazły się w tej grupie. Chodziło o dwie kobiety z rodzin Śmierciożerców, z którymi kiedyś spał; za czasów, kiedy ani jemu, ani żadnej z nich nie zależało na niczym innym, jak na krótkiej nocy, po której nie ma żadnej przyszłości. Ot, zakończenie balu u Lucjusza i Narcyzy czy kogoś innego, z którego oboje zniknęli przed innymi gośćmi.

Dyskutowali właśnie nad jakimś powodem do odwiedzin, który z całą pewnością nie mógł zostać odrzucony, kiedy Severusem targnęła nagła wściekłość. Urwał w pół zdania i spojrzał na Jean Jacquesa zupełnie nieprzytomnym wzrokiem. I natychmiast domyślił się, co się działo. Coś było nie tak z Hermioną!

Nagle medalion zrobił się gorący. Z trudem wydobył pergamin i rzucił niewerbalnie zaklęcie ujawniające.

Bazgrołów w żaden sposób nie mógł odczytać. Wyglądały na trzy słowa, ale pismo było tak rozchwiane, jakby strasznie trzęsła się jej ręka przy pisaniu.

– Coś się stało? – zagadnął Jean Jacques, zerkając na pusty dla niego pergamin, zaalarmowany miną Severusa.

– Nie wiem. Nie ruszaj się stąd, wrócę!

Severus zerwał się z fotela, chowając pergamin i medalion i deportował się z głośnym pyknięciem.

Pojawił się w ogródku przed domem. Nie mając pojęcia, co się dzieje i czy coś nie grozi Hermionie, szarpnął drzwi wejściowe, niemal wyrywając je z zawiasów i wpadł do środka.

Natychmiast dostrzedł Hermionę klęczącą przed kanapą, z twarzą ukrytą w puszystej narzucie. Nic jej nie było, przynajmniej nie fizycznie. Dopadł do niej i przyklęknął, łapiąc ją za ramię.

– Hermiono???! Co się stało???

Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na niego.

– Tttoo! – uniosła rękę, która drżała tak strasznie, że nie potrafiła wykonać nią żadnego sensownego gestu. – Śświnie… Merl… ja ich… za–biję! Prze… prze… – nie potrafiła się też wysłowić.

Severus nic nie rozumiał. Rozejrzał się i nagle na podłodze dostrzegł coś wyglądającego bardzo znajomo… Prorok! Ten przeklęty Prorok!!! Musiała przez przypadek go znaleźć i przeczytać!

Przygarnął ją mocno do siebie, pomógł podnieść się z ziemi, usiadł na kanapie i wziął ją na kolana. Kołysał delikatnie w ramionach, starając się ją uspokoić. Przez dłuższy czas czuł jej trzęsące się ręce i urywany, szybki oddech.

W którymś momencie Hermiona złapała się za głowę i zajęczała głośno. Szalona, niebotyczna nienawiść ekslodowała gdzieś w niej i miała wrażenie, że zaraz pęknie. Jak tego z siebie nie wyrzuci, to wybuchnie z hukiem! Nigdy nie przypuszczała, że można aż tak bardzo nienawidzić.

Tysiące słów jednocześnie cisnęło się jej na usta i kiedy tylko je otwierała, coś pchało ją do tego, by wykrzyczeć je wszystkie naraz. I równocześnie wszystko w niej telepało się tak strasznie, że nawet nie potrafiła ich wymówić. W głowie jej szumiało, dzwoniło w uszach, bolał każdy skrawek ciała, zaciśnięty w dzikim proteście i wściekłość przysłoniła wszystko. Całkiem jakby oślepła.

Dopiero po dłuższej chwili zaczęła się uspokajać. Nadal miała ochotę mordować, ale poczuła, że wreszcie może mówić.

– Banda kr–kretynów! Idiotów! Tto moja sprawa, z kim jestem! I czemu!!! Jak im się nie podoba, to–to ich problem!!! Myślą, że mnie znają! Że… wiedzą o mnie więcej niż ja! Niech się wypchają!!! Nienawidzę ich, Severusie, nienawidzę ich wszystkich!!! Tak bardzo, że… że więcej już się nie da!!! – jej głos nadal się trząsł, zachłystywała się i tego też nienawidziła! – Niech mi powiedzą to w twarz, a nie piszą! W gazetach!!!

Severus zaczął ją głaskać uspokajająco po włosach, dając jej się wykrzyczeć.

– Merlinie, zrób coś, żeby mi przeszło, bo jak nie, to pójdę tam, dopadnę ich i ich pozabijam! Nie raz! Tysiąc razy! Rozniosę ich wszystkich! – spojrzała na niego i poczuła, jak zaczyna ją piec w gardle. – I wiesz co?! – do oczu napłynęły jej łzy i z jękiem ukryła twarz na jego ramieniu. – Już nic… – wyjęczała, kręcąc głową i się rozpłakała.

Severus dał się jej również wypłakać. Kiedy płacz przeszedł w ciche chlipanie, odgarnął jej włosy i pocałował w czoło.

– No już, maleńka. Już dobrze.

Kiwnęła głową, pociągnęła nosem jeszcze raz i westchnęła ciężko, jeszcze trochę drżąc.

– Severus… – mruknęła. – Czemu… czemu oni to robią? Przecież… – zawahała się, szukając słów i po chwili dokończyła – to podłe.

Severus miał jedno wytłumaczenie, które, wiedział, ją uspokoi.

– Dziwisz im się? Są wściekli. Szlag trafił praktycznie wszystko, co zrobili. Kiedy się zorientowali, wymyślili sposób, żeby się nas pozbyć… i znów się nam udało i uciekliśmy. I nawet nie domyślają się, że udało nam się jeszcze więcej, ale jak się dowiedzą… – uśmiechnął się i otarł jej łzy z twarzy. – Panna Granger znów jest górą. Więc co mogli innego zrobić, niż spróbować cię poniżyć, opluć i oczernić. Żeby nikt ci nie wierzył i ludzie się od ciebie odwrócili.

– I najlepszy sposób, jaki wymyślili, to zrobienie ze mnie morderczyni i dziwki, tak?

– Dokładnie – kiwnął głową, choć zabolało go to, co powiedziała. Mógł sobie wyobrazić, jak bardzo JĄ to dotknęło. – Ale trochę się przeliczyli.

Spojrzała na niego pytająco.

– Znów czegoś nie wiedzieli… Wśród przedmiotów, z których byłaś zdecydowanie wybitna, były nie tylko zaklęcia z Flitwickiem, ale i transmutacja z Minerwą i numerologia z Septimą. Z kobietami. Do eliksirów nie miałaś specjalnych zapędów, jeśli nie liczyć pewnego wydarzenia z drugiej klasy – po jej twarzy przemknął cień uśmiechu. – Więc teoria chodzenia do łóżka z profesorami nie bardzo pasuje, szczególnie jeśli teraz przejawiasz… powiedzmy „upodobanie” do profesora eliksirów. Poza tym…w tym wypadku miecz, którym się posługują, jest obosieczny.

– To znaczy? – najważniejsze było w tej chwili to, żeby słuchać jego uspokajającego głosu. Niech mówi, cokolwiek…

– Z tego, co pisała Minerwa, wynika, że ludzie szybko wyciągnęli odpowiednie wnioski. To bardziej dotyczy mnie, ale przez to, co napisał Prorok, ludzie wiedzą, że jesteśmy razem. Ja sprzeciwiałem się Ministerstwu, oni też. Teraz ty zabiłaś Ministra, ja ci w tym pomagałem. Więc nadal działamy przeciw Ministerstwu. Oni też. Wniosek był prosty: jesteśmy po tej samej stronie.

Opowiedział jej o ulotkach, które pokazały się na Pokątnej i o proteście uczniów i nauczycieli oraz o niespotykanym porozumieniu Ślizgonów i Gryfonów, co Minerwę bardzo rozśmieszyło. Hermiona rozluźniła się i oparła o niego.

– Oczywiście to nie znaczy, że wszyscy na świecie nas teraz kochają – Severus musiał jej to powiedzieć. – Sama wiesz, że to niemożliwe. Takie rzeczy istnieją tylko w bajkach i już się o tym przekonałaś dwa lata temu… i wcześniej. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą mieli inne zdanie i będą cię oczerniać przy każdej okazji, ale jeśli wierzysz, że to, co robisz, jest dobre, właściwe, to o wiele łatwiej to znieść.

Dziewczyna kiwnęła głową i uderzyło ją to, że przecież jego też oczerniono i biorąc pod uwagę jego historię, było to jeszcze gorsze niż w jej przypadku. Nagle zapomniała o sobie i swoim bólu, oburzeniu i zaczęła myśleć o nim. Na swój sposób fakt, że krzywdzono jego, bolał ją jeszcze bardziej.

– Jak ty możesz to znosić z takim spokojem? – spytała, czując, jak na nowo ogarnia ją złość.

Severus wzruszył ramionami.

– Bo jestem przyzwyczajony, to dla mnie nic nowego. Całe moje dotychczasowe życie tak wyglądało.

Hermiona poczuła, jak znów zbiera się jej na płacz. Ona oszalała z wściekłości i oburzenia po zaledwie jednym artykule. Co on musiał czuć przez cały ten czas?!

– To było to, prawda? – spytała przez łzy, które spłyneły jej po policzkach.

– Nie płacz…

Nie pozwoliła mu tym razem ich otrzeć.

– Nie płaczę nad sobą… ale nad tobą – zaprzeczyła, odsuwając jego rękę. – To dlatego udało ci się nie… nie załamać? Bo wiedziałeś, że to, co robiłeś, było dobre, tak?

Kiwnął głową, więc przytuliła się do niego na nowo i chwilę siedzieli tak w milczeniu. Chciała być dla niego tak samo dobra, jak on był dla niej, więc zaczęła go głaskać po włosach. Nagle zapragnęła ofiarować mu tyle miłości, żeby każda cudowna chwila szczęścia spędzona z nią zastąpiła każdą złą.

– Severus? – szepnęła, odsuwając się i gdy na nią spojrzał, pogłaskała go po policzku. – Twoje życie… te wszystkie poprzednie lata musiały być straszne. Więc następne będą cudowne. Chcę uczynić z ciebie najszczęśliwszego mężczyznę na świecie. Żeby całe to szczęście wymazało każde złe wspomnienie z twojego dotychczasowego życia.

Miała wrażenie, że coś błysnęło w jego oczach. Może łzy. Ale zaraz potem Severus przytulił ją mocno, bardzo mocno, niemal rozpaczliwie do siebie.

– Więc kochaj mnie. Po prostu mnie kochaj – poprosił zduszonym głosem.

 

 

Severus wrócił do Ministerstwa, do Jean Jacquesa, z Hermioną. Dokończyli omawianie planu wydostania z Azkabanu kobiet i Severus napisał o tym Minerwie. I dostał bardzo interesującą odpowiedź, którą przeczytał na głos.

– Przyszedł dziś do ciebie list podpisany „Gryzelda”. Choć charakter pisma wygląda raczej na męski.

– Otwórz i przedyktuj nam, co jest w środku.

Czekając na jej odpowiedź, Severus wyjaśnił, że jakiś czas przed ucieczką udało mu się skaptować jednego z Uzdrowicieli w Św. Mungu. Było to całkiem proste. Mężczyzna pracował na Oddziale Kobiecym i zajmował się między innymi statystykami. W którymś momencie, opracowując raport dotyczący kobiet, którym zaaplikowano eliksir przeciw Klątwie Ciemnej Strony, zorientował się, że są nimi tylko i wyłącznie kobiety mugolskiego pochodzenia. Zaniepokojony skontaktował się z Severusem, wyjawił mu swoje odkrycie i gdy Severus powiedział mu prawdę, mężczyzna wpadł niemal w histerię, okazało się bowiem, że wśród nich była jego żona. Kiedy wreszcie dotarło do niego tłumaczenie Severusa, że takie było założenie, ale w rzeczywistości jest to tylko kolorowa woda, która nie ma żadnego wpływu na organizm, Uzdrowiciel miał ochotę skakać z radości. Zapewnił Severusa, że jest do jego dyspozycji i jeśli zauważy coś dziwnego, będzie go informował. Ustalili sposób porozumiewania się i najwyraźniej mężczyzna miał dla niego jakieś wiadomości.

Gdy przyszła odpowiedź, przeczytał ją Jean Jacquesowi.

– S. Dziś w Klinice zmarła jakaś młoda kobieta. Przyszła, bo źle się czuła i już nie wyszła. Nikt nie wie, co jej było i nie wystawiliśmy jeszcze oficjalnego aktu zgonu, ale w karcie napisane jest, że podejrzewa się, że zjadła toksyczka. Też jestem takiego zdania. Ale przyszło mi do głowy, że może można byłoby zmienić objawy na wskazujące na śmierć z powodu Eliksiru?

Przez chwilę spoglądali we trójkę na siebie. Severus myślał chwilę, w skupieniu wodząc wąskim palcem po półotwartych ustach, więc Hermiona musiała odwrócić na chwilę głowę, bo przyszły jej do głowy myśli całkiem nie na miejscu.

W końcu stuknął różdżką w pergamin. Hermiona przeczytała Francuzowi.

– To nasz człowiek w Św. Mungu. Odpisz mu natychmiast. Dopisz do objawów: całkowity rozpad tkanki macicy i organów i mięśni sąsiadujących z nią. Obfite krwawienie wewnętrzne powodujące stan zapalny całego wnętrza jamy brzusznej. Chora przyjęta z bardzo wysoką gorączką, wymiotami i zawrotami głowy. Ostry ból w podbrzuszu. Skóra na podbrzuszu zabarwiona na fioletowy kolor, opuchlizna. KONIECZNIE wpisz, że dwa, trzy dni wcześniej była na badaniach na Oddziale Kobiecym. Jeśli była z pochodzenia mugolką, wpisz, że podano jej Eliksir. W przeciwnym wypadku wpisz, że podano jej eliksir rozkurczowy. Wiesz jak ja, że też ma niebieski kolor, więc będzie można uznać, że doszło do pomyłki.

Dziewczyna trochę zbladła, bo wreszcie zrozumiała, na czym polegało działanie eliksiru Watkinsa, choć naturalnie domyślała się, że Severus musiał trochę przesadzić ze skutkami. Gdyby wtedy fiolka nie była zabarwiona na żółto… część jej organów po prostu by już nie istniała.

Severus poinstruował Minerwę, jak dostarczyć natychmiast list Uzdrowicielowi.

Zanim wrócili do domu, napisał jeszcze krótki list do Norrisa.

 

Jeszcze jedno kłamliwe słowo na temat Hermiony, a będziecie ze Smithem mogli podać sobie ręce.

To samo ostrzeżenie odnośnie do Hogwartu.

 

Przez chwilę namyślał się, czy nie dorzucić pozdrowień od Horacjusza, ale zdecydował nie zdradzać w żaden sposób stanu ich wiedzy. Jeśli Norris zauważył jego nieobecność, teraz musi się martwić jak cholera, ale z pewnością nie wie, że oni wiedzą.

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 44Dwa Słowa Rozdział 46 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 9 komentarzy

    1. To się nazywa stanąć między młotem a kowadłem
      albo po francusku (o wiele lepsze!) mieć tyłek przytrzaśnięty między dwoma krzesłami 😉

    1. Oj tak…
      A nie uważasz za ironię tego, że człowiek, który stał na czele był tym samym, który za tamtych czasów maszerował ulicami?
      Zaiste, historia lubi się powtarzać…

Dodaj komentarz