Dwa Słowa Rozdział 16

Otwierając oczy, Hermiona zobaczyła, że jest na powrót we własnym mieszkaniu. Na kominku płonął jeszcze zielony ogień, więc zapewne właśnie przed chwilą wyszła do pracy.

Wiedząc, że Severus potrzebuje trochę czasu na dojście do swoich komnat, usiadła na kanapie i zaczęła bawić się włosami. Dopiero po paru minutach sięgnęła po świstoklik, zaprogramowała cel i aktywowała go. Poczuła, jak coś szarpnęło ją w okolicach pępka i znikła w szalonym wirze barw.

Starała się wylądować jak trzeba, ale znów jej się nie udało. Runęła na kamienną posadzkę i pomyślała zrezygnowana, że Severus będzie musiał położyć tu dywan. Najlepiej perski.

– Tu jestem! – usłyszała wołanie dobiegające z otwartych drzwi.

– Już idę! – odkrzyknęła, podnosząc się z ziemi.

Weszła do pomieszczenia i zatrzymała się niepewnie. Wyglądało na to, że jest to sypialnia. Duże łoże z baldachimem zajmowało dużą część ściany z prawej strony. Po jego obu stronach zobaczyła niewielkie szafki nocne; jedna była zupełnie pusta, ale na drugiej leżała jakaś wielka otwarta księga. Z boku stał olbrzymi świecznik na jakieś dwadzieścia świec. Przez olbrzymie okno na wprost drzwi zaglądało słońce, zalewając wszystko ciepłym blaskiem. Spojrzała na lewo i dostrzegła Severusa stojącego przed dużą szafą z ubraniami, wśród których przeważały czarne i trochę białych.

Nie chciała wchodzić, ale Severus skinął na nią ręką, każąc podejść.

– Dzień dobry – powiedziała odruchowo

– Masz krótką pamięć? – spytał, uśmiechając się trochę drwiąco. – Proszę, to będzie twoje ubranie na dziś. Jest trochę za duże, ale chyba wiesz jak je zmniejszyć.

Podał jej długie i szerokie spodnie i dużą bluzę z jakiejś dziwnej tkaniny. Na zewnątrz wyglądała na sztywną i grubą, ale kiedy dziewczyna wsunęła rękę do wnętrza nogawki, poczuła, że jest milutka w dotyku. Zupełnie jak mój misiasty koc!

– Co to takiego jest? – zapytała zaskoczona, głaszcząc palcami wewnętrzną stronę bluzy.

– Najlepsze ubranie robocze ze smoczej skóry. Z młodych smoków, jednostronnie drapane. Robione było dla mnie na zamówienie, więc dlatego jest takie duże. W porównaniu do mnie jesteś malutka, wiesz? – zażartował.

– Jestem dorosła! – zaoponowała natychmiast Hermiona, prostując się gwałtownie. Nie będzie mi tu wymawiał, że jestem jeszcze dzieckiem!

– Nie mówię, że nie jesteś. Po prostu chcę powiedzieć, że jesteś mniejsza ode mnie – podszedł bliżej, również się wyprostował i spojrzał na nią z góry. Czubek jej głowy sięgał mu do podbródka. – Widzisz? Tam jest łazienka, idź się przebierz.

Pokazał jej ręką drzwi zaraz po lewej i wyszedł.

Hermiona weszła do środka i wbrew sobie rozejrzała się na boki. Równocześnie wciągnęła powietrze i poczuła ostry, trochę piżmowy zapach męskiego żelu pod prysznic albo wody po goleniu. Bardzo się jej spodobał. W łazience było niezbyt duże witrażowe okno wychodzące zapewne na północ, bo słońce tu nie zaglądało. Ale wpadało wystarczająco dużo światła, żeby było jasno. Zobaczyła zarówno prysznic, jak i dużą wannę. Olbrzymią wannę! Widziała podobną w łazience prefektów, ale tu było o wiele więcej różnych kurków. Domyśliła się, że ciekła z nich kolorowa piana z bąbelkami, gęsty żel czy różne inne pachnidła. Może zapach w łazience pochodził właśnie z jednego z nich? To pewnie jeden z przywilejów bycia dyrektorem…

Nad normalnie wyglądającą umywalką wisiało duże lustro, więc podeszła przyjrzeć się sobie. Cóż, można było powiedzieć, że nie wyglądała najlepiej.

– Nie uważasz, że czas trochę odpocząć? – odezwało się lustro. – Jeszcze trochę, a inferiusy będą wyglądały lepiej od ciebie.

– Wypchaj się z durnymi komentarzami – odparła i zaczęła rozpinać bluzkę.

– Ja tylko mówię, co widzę.

– Więc odwróć się i przestań się gapić!

Usłyszała coś jakby westchnienie i nagle lustro zwinęło się w rulonik, a następnie rozwinęło, ukazując spodnią stronę.

– Czy ostatnio wszyscy muszą na mnie warczeć…?

Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Najwyraźniej Severus musiał reagować równie entuzjastycznie na wszelkie komentarze!

Przebrała się już w ciszy. Spodnie wyglądały zupełnie normalnie, ale bluza miała bardzo długie poły zakończone dwoma paskami tkaniny. Zawahała się i obejrzała ją dokładniej z boków i z prawej zobaczyła zaobrębioną ładnie dziurkę. Owinęła się ciasno, zakładając lewą połę pod spód prawej, przeciągnęła pasek przez dziurkę i zawiązała mocno. I nagle zrozumiała, czemu Severus tak często owijał się swoją dużą, nietoperzą szatą. Pewnie został mu już taki odruch po noszeniu ubrań roboczych.

Nie dziwiła się zupełnie, że chciał je nosić. Były tak rozkosznie miłe i ciepłe, że natychmiast nabrała ochoty nosić je cały czas! Przy tym okazały się bardzo lekkie, choć z zewnątrz wcale na takie nie wyglądały.

Nie chcąc prosić lustra o odwrócenie się, wzięła różdżkę i postanowiła zmniejszyć ubranie „na czuja”. Rzuciła parę razy zaklęcie, aż poczuła, że zarówno spodnie, jak i bluza dobrze na niej leżą.

– Do widzenia. Jak chcesz, możesz się odwrócić.

Sięgnęła po swoje ubrania, a lustro błyskawicznie przekręciło się na prawą stronę.

– Może być. Jeszcze tylko z tą twarzą mogłabyś coś zrobić…

– Wiesz co? Jesteś monotematyczne.

– Przecież mówię tylko o CZĘŚCI twojego ciała?!

– Zamknij się!

Hermiona prędko wyszła z łazienki, przeszła przez sypialnię i weszła do salonu. Severus rzucił na nią okiem i zadrgał mu kącik ust.

– Coś nie tak? – spytała dziewczyna, próbując na siebie spojrzeć.

– Domyślam się, że nie przeglądałaś się w lustrze?

– Nie, bo gadało głupoty… więc kazałam mu się nie patrzeć… A co, coś źle?

– Bluza jest trochę za długa z tyłu, ale jeśli ci w tym wygodnie… Poczekaj na mnie, ja też się przebiorę. I znikamy stąd, bo za chwilę powinienem wrócić. Wysłałem patronusa do profesor McGonagall, żeby kazała skrzatom przynieść śniadanie do mojego prywatnego laboratorium.

Kiedy Severus poszedł przebrać się, Hermiona usiadła w fotelu przy stoliku i zapatrzyła się gdzieś w ścianę. Będąc tu, czuła się nieco lepiej, pewnie dlatego, że wiedziała, że coś robi, a nie czeka biernie na to, co los przyniesie. Poza tym nie musiała udawać zadowolonej i znosić zarówno Rockmana, jak i durnowatej Aylin. To znaczy, gwoli ścisłości, właśnie teraz to robiła, ale to była ta druga ona.

No i przede wszystkim obecność Severusa wpływała na nią uspokajająco. Ufała mu, wiedziała, że zrobi wszystko, żeby „poniedziałek” już nigdy więcej się nie powtórzył.

Do tej pory starała się tak dobierać słowa, tak budować zdania, żeby uniknąć konieczności zwracania się do niego po imieniu, ale uzmysłowiła sobie, że pora przestać się wygłupiać. Zachowując się tak, mogła go tylko urazić.

Severus wszedł do salonu przebrany w identyczne szaty i z zaskoczeniem zobaczyła, że ma związane włosy. W tej chwili doprawdy bardzo przypominał francuskiego Ministra Magii!

Podał jej parę rękawic.

– Te też będziesz musiała zmniejszyć. Chodź, idziemy już.

Podeszli do kominka i Severus sypnął garść proszku Fiuu.

– Laboratorium Mistrza Eliksirów!

Hermiona wymówiła to samo i po raz kolejny wszystko zawirowało jej przed oczami. Kiedy wyszła, wpadła prosto na Severusa, który natychmiast ją przytrzymał. Na całe szczęście, bo w głowie strasznie się jej kręciło.

– Merlinie, dwa francuskie świstokliki, sieć Fiuu i zmiana czasu to chyba dla mnie za dużo – starała się utkwić spojrzenie na czymś nieruchomym i się nie ruszać.

– Przypuszczam, że poprawi ci się, jeśli wreszcie zjesz coś porządnego – skomentował to Severus. – Już lepiej?

Świat wrócił do równowagi, ale na wszelki wypadek postanowiła nie kiwać głową.

– Tak, dziękuję…

Najwyraźniej był to dzień zwiedzania zamku. Znów trafiła do całkowicie nieznanego sobie pomieszczenia, choć na dobrą sprawę bardzo przypominało salę eliksirów, tyle, że było o wiele mniejsze.

Śniadanie stało na sąsiednim stole. Nie miała apetytu, ale postanowiła zmusić się do jedzenia.

Na widok jednego tosta z dżemem, który sobie nałożyła, Severus jednym gestem odsunął jej talerz sprzed nosa i wyczarował drugi.

– Masz się porządnie najeść, żebym nie musiał zbierać cię z podłogi.

Po czym doszedł do wniosku, że tylko natychmiastowa dyskusja na właściwy temat może załatwić sprawę.

– Mówiłaś, że to badanie jest po ósmej rano, tak? Dziś jest czwartek, więc do środy mamy dużo czasu. Szczególnie ze zmieniaczem. Zastanawiałem się wczoraj, jak to rozwiązać, porozmawiałem też z profesor McGonagall. Plan jest taki, że we troje przeszukamy Klinikę w sobotę. Jeśli trzeba, również w niedzielę.

– W sobotę albo niedzielę Norris może znów zorganizować zebranie… – wtrąciła Hermiona, zadowolona, że może się na czymś skupić. Nałożyła sobie trochę jajecznicy na bekonie i zaczęła ją skubać.

– Póki co nie wiemy, bo ani wczoraj, ani dziś nie poszedł z Lawfordem na obiad. Może jutro się czegoś dowiemy. Jeśli tak, to skorzystamy ze zmieniacza czasu. Wracając do sprawy. Przeszukamy wszystkie miejsca w Klinice, w których Watkins i Uzdrowiciele mogą trzymać eliksir. W grę wchodzi laboratorium oraz trzy sale na Oddziałach, takie jak ta, którą widzieliśmy. Wiemy, czego szukać, więc będzie już o wiele łatwiej. Poza tym przeszukamy też dom Watkinsa, żeby mieć pewność, że nic tam nie trzyma i nie przyniesie w ostatniej chwili.

– Sądząc po tym, jaki to maniak, to całkiem możliwe, że warzy i w domu – sięgnęła po kawałek chleba.

Severus popatrzył jak je. Wreszcie.

– Żebyś się nie denerwowała, dam ci na środę moje okulary, w których wszystkie moje fiolki mają żółtawy kolor. To bezpośredni skutek zaklęcia, które na nie rzucam. Zmywa się przy każdym płukaniu, więc nie musisz się obawiać, że Watkins wleje do moich fiolek swój eliksir. W ten sposób będziesz miała całkowitą pewność, że pijesz to, co ja uwarzę. To tyle, jeśli chodzi o podmienienie wszystkich fiolek. Poza tym w poniedziałek będziemy musieli zająć Watkinsa warzeniem czegoś innego. Jeszcze nie wiem jak. Najlepiej, żeby to było coś bardzo ważnego i pilnego dla Św. Munga. Ponieważ ja jestem zajęty egzaminami, z pewnością zwrócą się o pomoc do niego.

Hermiona pokiwała głową i szybko przełknęła, żeby móc się odezwać.

– Jak – to proste. Tak jak poprzednim razem, wystarczy parę zaklęć tłuczących. Mogę rzucić je na eliksiry, które są na Oddziałach. Najlepiej na takie, których nie ma w zapasie w Laboratorium.

– Bardzo dobrze. I tak najpierw musimy przeszukać Laboratorium, więc znajdę coś skomplikowanego. Będzie miał zajęcie na całe dwa dni.

– Co, jeśli w takim razie uwarzy eliksir w nocy, w ostatniej chwili?

– Tym też się zajmiemy. Nasz przyjaciel spędzi bardzo ciężką noc. Jeszcze nie wiem, co będzie robił, ale zapewniam cię, że nie zbliży się do kociołka nawet na dziesięć stóp. To da nam gwarancję, że dostaniesz do picia niebieskawą wodę. Co najwyżej zabarwi ci się od tego język.

Hermiona zaczęła się uspokajać. Plan bardzo się jej spodobał. Wyglądało na to, że była bezpieczna… Odetchnęła z ulgą i sięgnęła po kolejną kromkę chleba.

 

Po skończonym śniadaniu mogli wreszcie zabrać się za pracę. Zanim jednak zaczęli, Severus wyczarował dużą gumkę do włosów.

– Zwiąż sobie wszystkie włosy, żeby ani jeden nie wpadł do kociołka.

Kiedy Hermiona posłusznie związała włosy w ciasny kok na czubku głowy, skinął z aprobatą, stanął koło niej i zaczął wyjaśniać, co będą robić.

– Wiem, że z profesorem Slughornem robiliście antidota, więc musieliście rozdzielać trucizny. Dzisiaj będziemy używać tego samego zaklęcia, ale ponieważ będę potrzebował każdego ze składników do dalszej analizy, nasza praca będzie o wiele bardziej skomplikowana. Zobacz, wczoraj uwarzyłem roztwór podtrzymujący – wskazał różdżką osiem małych kociołków stojących przed nimi, a Hermiona zajrzała do środka. – Już ostygł, więc możemy przelać go do szklanych zlewek. Wcześniej nie mogłem tego zrobić, bo gorący roztwór jest wyjątkowo niestabilny. Będziemy rozdzielać i wybierać z eliksiru składnik po składniku i każdy z nich wlejemy do osobnej zlewki. W ten sposób zachowa on swoje właściwości przez długi czas.

Mówił cichym, aksamitnym głosem, pełnym fascynacji do tego, o czym opowiadał. Rysy twarzy wygładziły mu się, jego gesty stały się płynne, pełne spokoju i harmonii i wyglądał, jakby opowiadając o eliksirach, pogrążył się w całkowicie innym świecie.

– Dlaczego to ma być o wiele bardziej skomplikowane niż przy antidotach? – spytała odruchowo Hermiona.

Severus podniósł głowę i ściągnął brwi, ale tylko na krótką chwilę. Niemal natychmiast jego spojrzenie złagodniało.

– Eliksir Watkinsa będziemy musieli podgrzać wolno, aż do wrzenia i ostudzić do dwustu stopni. Potem dodamy do niego szczyptę pyłu z kamienia księżycowego, który pomoże trwale rozdzielić składniki. Dopiero kiedy się rozpuści, rzucimy zaklęcie rozdzielające i składniki uformują warstwy w kociołku. Ale będziemy mogli zdjąć tylko pierwszą warstwę i umieścić ją w roztworze. Pewnie spytasz, czemu tylko pierwszą warstwę. Ponieważ tylko ona ma kontakt z powietrzem, które zwiąże cały składnik tak, że będziemy mogli wyjąć go w całości. Potem będziemy musieli na nowo podgrzać eliksir, ostudzić i znów zdjąć górną warstwę. I znów, i znów, dopóki nie opróżnimy kociołka.

Dziewczyna pokiwała głową, zaczynając rozumieć, czemu Severus zdecydował się cofnąć ich tyle godzin w czasie.

– Jak mamy zdjąć warstwy? Zwykłą pipetką czy chochelką?

– Jak kto woli, ja osobiście używam do tego dużej, płaskiej łyżki, ale wiem, że niektórzy używają do tego pipet. I oczywiście potrzebne jest zaklęcie – przywołał z biurka jakąś dużą księgę i postukał palcem po zaplamionej okładce. – Strona dwieście dwadzieścia cztery, panno Granger.

Popatrzyła na niego, rozbawiona. Ostatnie zdanie zabrzmiało jak kilka lat temu, ale zarazem zupełnie inaczej.

– Mogę jeszcze o coś spytać? Nie bardzo związanego z eliksirami?

Severus uniósł lekko brew i skinął wolno głową. Zawahała się sekundę. No już, teraz albo nigdy!

– Jak ty to robisz, że pamiętasz numery stron dla każdego zaklęcia?!

Chwilę patrzył na nią poważnie, jakby się zastanawiając. Równocześnie uśmiechnął się do siebie w duchu. No wreszcie…

– Cóż, powinienem ci powiedzieć, że to normalne, jak się jest Mistrzem Eliksirów. Ale domyślam się, że zakopałabyś się na nowo w księgach, żeby nauczyć się na pamięć numerów stron, więc zdradzę ci mój sekret…

Hermiona zastygła w oczekiwaniu.

– Wiedziałem, że będę musiał ci je pokazać, więc po prostu sprawdziłem przed twoim przyjściem.

Parsknęła krótko. A my przez tyle lat dawaliśmy robić się w konia!

– Pozwól, że teraz ja ci zadam pytanie. Jakie jest zaklęcie do rozdzielania eliksirów?

– Separatum ingrediens – odparła natychmiast.

Skinął głową i podał jej kilka fiolek z eliksirem.

– Pięć punktów, panno Granger.

– Dla czy od Gryffindoru?

– Powinienem odjąć, bo zadajesz pytania nie na temat.

– Ale pamiętałam zaklęcie?!

– Tego oczekuję od wszystkich moich studentów, więc za to nie ma punktów. Udowodnij mi, że potrafisz się nim posłużyć, to porozmawiamy.

Toczyli rozmowę poważnym tonem, ale oczy błyszczały im rozbawieniem. W końcu Severus spoważniał.

– Zajmę się analizowaniem eliksiru poronnego, a ty weźmiesz antykoncepcyjny. Kiedy eliksir zacznie wrzeć, daj mi znać. Zdejmiemy razem pierwszą warstwę, żebyś wiedziała, jak zrobić resztę.

Hermiona przelała do kociołka zawartość ośmiu fiolek i postawiła go na małym ogniu. Następnie wzięła osiem zlewek i przelała ostrożnie roztwór podtrzymujący. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak zwykła woda, ale ku jej zdumieniu miał konsystencje gęstej galarety.

Eliksir zagrzał się niespodziewanie szybko. Gorący, miał bardzo cierpki zapach. Zestawiła ostrożnie kociołek na stół i czekając, aż ostygnie, usiadła na krześle i przyglądała się Severusowi. Patrzyła, jak położył na deseczce liście lepiężnika i przytrzymując je trzema palcami lewej ręki, zaczął siekać go na drobne kawałeczki. Potem oczyścił korzenie ślazu, zamieszał ostrożnie jakiś wywar, znad którego unosiła się srebrzysta para i zanurzył go powoli w bulgoczącej cieczy. Po chwili zrobił to samo z drugim korzeniem. Hermiona sprawdziła temperaturę w jej kociołku i znów zaczęła mu się przyglądać.

Nie założył jeszcze rękawiczek i nagle uderzyło ją, jakie ma smukłe, długie palce. Patrzyła zafascynowana, jak trzyma w nich fiolkę z sokiem z chrobotka, odginając najmniejszy palec, jak ujmuje chochelkę i miesza wywar. Jego dłonie były… takie męskie – duże i silne, z wyraźnie widocznymi żyłami, ale równocześnie kształtne i pełne jakiejś gracji.

Teraz, kiedy przełamała się i odważyła odezwać do niego per „ty”, poczuła, że jest jej jakoś lżej. Uśmiechnęła się do siebie w duchu. To wcale nie było takie trudne… Pora na nazwanie go po imieniu…

Z pewnym wysiłkiem oderwała od niego oczy i sprawdziła temperaturę. Opadła już do dwustu pięćdziesięciu stopni, więc za parę minut powinien być gotowy do rozdzielenia. Zmusiła się do rozejrzenia się po laboratorium. Będąc w Hogwarcie, nie wiedziała, że Mistrz Eliksirów ma swoją prywatną pracownię, ale po zastanowieniu doszła do wniosku, że nie ma w tym nic dziwnego. Przecież musiał mieć jakieś miejsce, gdzie w spokoju mógł warzyć czy analizować różne eliksiry bez obawy, że ktoś będzie mu przeszkadzał, czy zniszczy rezultaty jego pracy.

Zaczęła coraz częściej kontrolować swój eliksir i po sześciu minutach temperatura spadła wreszcie do dwustu stopni.

– Severus? Eliksir jest już gotowy – powiedziała nieśmiało, przerywając mu i uśmiechnęła się łagodnie na widok odgiętego małego palca.

Severus drgnął zaskoczony na dźwięk swojego imienia wypowiedzianego tak miękko, delikatnie. I równocześnie poczuł coś ciepłego w okolicy serca, co rozlało się wolno po całej piersi. Skinął lekko głową, zamieszał jeszcze trzy razy, po czym odłożył chochelkę, sięgnął po małą buteleczkę z szarym proszkiem stojącą niedaleko i odsypał odrobinę.

– Kiedy w przepisach mówi się o szczypcie proszku, na ogół oznacza to, że musisz nabrać go w trzy palce, otrząsnąć i wsypać do kociołka to, co zostanie.

– Na ogół? To znaczy nie zawsze? Co to znaczy w takich wypadkach? – zaciekawiła się.

– Są takie eliksiry, które uwarzyć może tylko i wyłącznie Mistrz Eliksirów. Trzeba umieć dostosować ilość składników na podstawie temperatury, zapachu, koloru czy gęstości wywaru. Możesz sobie wyobrazić, że ilość każdego składnika nieustannie się zmienia. Wtedy „szczypta” to tylko wskazówka, że potrzeba zaledwie odrobiny składnika – wyjaśnił, nieustannie mieszając w kociołku i sprawdzając, czy pył już się rozpuścił.

Hermiona spoglądała przez chwilę do kociołka, po czym podniosła wzrok na jego twarz. Pochodnia płonąca wysoko na ścianie sprawiała, że jego rzęsy rzucały długie cienie na policzki. Nagle Severus popatrzył na nią i dziewczyna zupełnie odruchowo się uśmiechnęła. Severus równie odruchowo uniósł w górę kącik ust.

– Przelej go do tamtej dużej zlewki i rzuć zaklęcie – poinstruował ją.

– Mogę to zrobić zaklęciem?

– Możesz.

Dziewczyna delikatnie przeniosła zaklęciem zawartość całego kociołka i kiedy już wszystkie krople osunęły się z powietrza do środka, wymówiła zaklęcie i wykonała zapamiętany z szóstego roku ruch różdżką.

– Separatum ingrediens

Przez chwilę miała wrażenie, że nic się nie stało. Rzuciła przestraszone spojrzenie na Severusa, ale ten tylko potrząsnął głową, nie odrywając oczu od wywaru, więc spojrzała na nowo do środka. Wywar poruszył się, parę bąbelków uleciało z dna i wolno zaczęły oddzielać się poszczególne warstwy. Różne kolory przepływały obok siebie, wirując lekko, opadając powoli na dół, unosząc się do góry, czy zastygając pośrodku. Wyglądało to niczym balet, pełen poezji i wdzięku. W końcu warstwy ustabilizowały się i znieruchomiały. Teraz zlewka przypominała mugolskie dekoracje z wielu warstw kolorowego piasku.

– To jest piękne… – szepnęła oczarowana.

Podziw w jej głosie go zaskoczył.

– Będziesz miała jeszcze okazję parę razy sobie popatrzeć. Za każdym razem wygląda to tak samo, choć im mniej warstw, tym mniej piękne.

Wziął szeroką, płaską łyżkę i zanurzył ją wolno w pierwszej warstwie o kolorze kości słoniowej, nie dotykając drugiej i jednym płynnym ruchem przelał ją do roztworu podtrzymującego. Płyn zamiast rozlać się szeroko, zbił się w kulkę, która osunęła się troszkę na dół i znieruchomiała dokładnie pośrodku. To samo stało się z kolejną łyżką – kulka opadła obok pierwszej i powoli złączyły się w jedną. Potem przyszła trzecia, już mniejsza i czwarta.

– Resztę możesz wyjąć pipetą – powiedział, zbierając ostatnie krople.

Wsunął delikatnie pipetę do roztworu podtrzymującego, niemal dotykając kulki pośrodku i odsunął kciuk, którym blokował górny otwór. W jednej chwili płyn uformował małą kuleczkę obok dużej i po paru sekundach obie stopiły się w jedną.

– Teraz musisz na nowo zagrzać eliksir i poczekać, aż ostygnie. Ale nie musisz już sprawdzać temperatury, bo proces warstwowania zacznie się sam. W międzyczasie ponumeruj i opisz zlewki, żebym w trakcie analizy mógł brać pod uwagę kolejność.

Zagotowanie eliksiru i ostudzenie nie sprawiało żadnych problemów. Hermiona przelała eliksir z powrotem do kociołka, kiedy zaczął wrzeć, przeniosła zawartość do zlewki i czekała dłuższą chwilę, aż ostygnie i na nowo mogła przypatrywać się Severusowi.

Potem jednak wszystko się skomplikowało. To, co w jego wydaniu wydawało się takie proste, było istną męczarnią. Próbowała jak najdelikatniej zanurzać szeroką łyżkę w grubej na jeden cal srebrzystej warstwie, ale co chwila łyżka osuwała się za głęboko i zbierała część kolejnej, żółtawej warstewki. Musiała chwilę czekać, aż obie warstwy się rozdzielą i zaczynała na nowo. Wlewając odrobiny płynu do wywaru podtrzymującego, starała się celować w środek, ale prawie za każdym razem kuleczki rozpływały się na boki i musiała je popychać, żeby w końcu złączyły się w jedną. I zaczynać od nowa próbować zebrać kolejną łyżeczkę. Po popychaniu szóstej kulki otarła pot z czoła i sięgnęła po pipetę. Wsunęła ją bardzo delikatnie, celując w sam środek i… zatykając palcem górny otwór, poruszyła pipetą, która osunęła się głębiej, prosto w następną warstwę. Odczekała chwilę i spróbowała od nowa, przygryzając usta. Tym razem udało jej się zebrać zaledwie kilka kropel. Powolutku zanurzyła pipetę tuż koło kulki i jak najdelikatniej odsunęła kciuk. Kilka kropelek poruszyło się lekko, jedna wypłynęła do galaretowatej masy, ale reszta została w pipecie. Nie pomagało lekkie potrząsanie, widocznie było w niej za mało płynu, albo był za lekki, żeby wypłynął. Hermiona zacisnęła boleśnie zęby na dolnej wardze i na nowo sięgnęła po łyżkę.

Mozolnie, po parenaście kropli udało się jej zebrać wszystko. Pod koniec ręce zaczęły jej drżeć z wysiłku. Zagotowała eliksir i zaczęła go studzić. Odruchowo spojrzała na zegarek i stwierdziła z zaskoczeniem, że zebranie jednej warstwy trwało praktycznie godzinę! A zostało jeszcze pięć… Jak tak dalej pójdzie, to nie zdąży do wieczora. Najbardziej przerażała ją cieniusieńka, ciemnoniebieska warstewka – zebranie jej będzie koszmarem…

Kiedy eliksir ostygł, wzięła płaską łyżkę…

Wkrótce do drżenia rąk doszło również i zmęczenie. Chwile odpoczynku oddzielające zbieranie kolejnych warstw były coraz krótsze, bo im mniej było eliksiru, tym szybciej stygł. Miała coraz większe problemy z koncentracją i każda następna łyżka zabierała coraz więcej czasu. Zagryzane od paru godzin usta również zaczęły boleć.

Była tak skupiona na tym, co robi, że nie zwracała uwagi na nic innego.

Z początku Severus rzucał na nią okiem, ukrywając wyraz lekkiego rozbawienia, ale z czasem zaczął przyglądać się jej coraz częściej. Po trosze, żeby upewnić się, że nie ma żadnych poważnych problemów z eliksirem, ani roztworem podtrzymującym, ale również z coraz większym zmartwieniem. Widział, że dziewczyna jest coraz bardziej zmęczona i coraz bardziej sfrustrowana. W sztuce warzenia eliksirów była to dość wybuchowa mieszanka. Popatrzył na zegarek – było już po pierwszej. Postanowił poczekać jeszcze trochę z propozycją pomocy, chcąc dać jej jeszcze trochę czasu na uczenie się i nie urazić jej.

Po zebraniu trzeciej od końca warstwy Hermiona przelała z trudem resztkę eliksiru do kociołka i postawiła na ogniu. Trzęsącą się ręką, bardzo wolno i mozolnie zaczęła opisywać zlewkę z przeźroczystą kulką w środku. Po paru słowach spojrzała na eliksir i postanowiła zmniejszyć płomień. Ręce drżały jej tak, że ledwo panowała nad tym, co robi. Zagryzła mocno wargę i pomagając sobie drugą ręką, skręciła odrobinę kurek.

Severus spojrzał na nią i dostrzegł kropelkę krwi na jej ustach. Och, Merlinie!

– Nie…! – zawołał, wstając raptownie, żeby ją powstrzymać.

Hermiona drgnęła zaskoczona i niechcący włożyła w płomień pióro, które natychmiast buchnęło płomieniem. Zaskoczona, z cichym krzykiem odrzuciła je na blat stołu i cofnęła się gwałtownie, wpadając na swój stołek.

Severus zareagował błyskawicznie. Jedną ręką podtrzymał dziewczynę, zaś drugą przykrył pióro, żeby zdusić płomień. Po paru sekundach złapał kociołek, w którym eliksir zaczął właśnie wrzeć i postawił go delikatnie na stół.

Hermiona poczuła łzy w oczach. Była zmęczona, zła i do tego teraz doszła jeszcze wściekłość na siebie za swoją nieudolność. Co Severus sobie o niej pomyśli?! Otarła je wierzchem dłoni, ale napłynęły nowe.

Severus spojrzał na nią i pokręcił głową.

– Nie trzeba płakać. Ani się tak złościć – dodał, podając jej białą chusteczkę.

– Przepraszam… naprawdę… – dziewczyna otarła na nowo oczy i schowała twarz w dłoniach.

– No już. Nic się nie stało.

– Mogłam spalić całe to laboratorium – chlipnęła cichutko. – Zniszczyć ci wszystko, co masz…

Uniósł kącik ust w lekkim uśmiechu i machnięciem różdżki wyczarował duży fotel.

– Musiałabyś się bardziej postarać. Jesteś zmęczona i jest już późno, to normalne. Usiądź sobie i zdrzemnij się, ja skończę.

Hermiona potrząsnęła głową.

– To ja powinnam to zrobić! Przecież jestem po to, żeby ci pomóc!

– I już pomogłaś. Przez te cztery godziny mogłem zajmować się czymś innym, nie sądzisz, że to duża pomoc?

– Ty zrobiłbyś to w ciągu jednej godziny, Może nawet mniej.

Severus westchnął ciężko.

– Hermiono, nie wiem, czy wiesz, ale jestem Mistrzem Eliksirów – rzucił niby ironicznym tonem, ale jednocześnie z cieniem uśmiechu.

Przelał resztkę eliksiru do zlewki i wrócił na chwilę do swojego kociołka. Hermiona usiadła na stołku, podparła głowę rękoma i zapatrzyła się na błękitny płyn. Po jakimś czasie eliksir ostygł i patrzyła, jak wytrącają się dwie ostatnie warstwy: cieniutka ciemnoniebieska i lekko biaława. Faktycznie, im mniej było kolorów, tym mniej zachwycający był proces warstwowania.

Severus odstawił na bok swój kociołek i podszedł do Hermiony.

– Tak czy inaczej, zdjęciem ostatniej warstwy zająłbym się osobiście. Jest tak cienka, że to będzie bardzo skomplikowane – powiedział łagodnie. – To jest właśnie esencja z korzenia Cimicifugi. Do normalnego eliksiru nie dodajemy esencji, tylko zwykłe sproszkowane korzenie, więc ta warstwa jest o wiele grubsza, o błękitnym kolorze. Eliksir antykoncepcyjny to właśnie jeden z tych eliksirów, które może uwarzyć tylko ktoś o dużym doświadczeniu, bo doza korzeni zależy od ich pochodzenia.

– Dlaczego? – spytała Hermiona. Była zmęczona, ale swoją drogą zafascynowana, może nie samym tematem jako takim, ale rozmową z nim i słuchaniem jego wyjaśnień.

– Siła tego eliksiru zależy właśnie od tego składnika. Cimicifuga to roślina, która rośnie w terenach górskich. Im trudniej o wodę, tym dłuższe i grubsze ma korzenie. Tak więc to, co rośnie u nas, nie ma praktycznie żadnej mocy, można powiedzieć, że w Anglii to roślina ozdobna. Natomiast Cimicifuga rosnąca w Ameryce Południowej jest idealna. Korzenie są o wiele grubsze, nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz, a właśnie miąsz korzenia jest tym, co nas interesuje. Właśnie dlatego Watkins czekał na dostawę Cimicifugi z Ameryki Południowej.

– Acha, czyli im więcej jest miąszu w proszku, który dodajemy do eliksiru, tym mniej należy go dodać, tak?

Severus skinął głową.

– Dokładnie. Mistrz Eliksirów poznaje po kolorze i gęstości eliksiru, ile proszku należy wsypać.

– Co Watkins zrobił z tym tutaj?

– To właśnie będę musiał zbadać. Szukając w jego laboratorium, zorientowałem się, że specjalnością Watkinsa są wszelkiego rodzaju wzmocnione eliksiry czy maści. W tym wypadku już teraz mogę ci powiedzieć, że udało mu się zrobić niezwykle silną esencję. Jeden z tych poprzednich składników z pewnością służy do zmiany smaku na o wiele mniej cierpki. Bez niego eliksir pewnie by poparzył i wygarbował język i całe podniebienie osoby, która by się go napiła.

Hermiona już otworzyła usta, żeby zapytać, jak dokładnie działa ten eliksir, gdy raptem zdała sobie sprawę, że temat jest… trochę delikatny. Domyśliła się tylko, że musi oddziaływać bezpośrednio na jakieś kobiece organy rozrodcze, zapewne powodując nieodwracalne zmiany. Potrząsnęła więc tylko głową.

Severus sięgnął po szeroką łyżke, przechylił trochę zlewkę i zaczął zbierać prawie granatową warstewkę. Pewnymi, płynnymi ruchami dłoni muskał łyżką powierzchnię, ani razu nie zanurzając jej za głęboko. Potem przelewał ją do roztworu podtrzymującego. Na koniec zebrał resztę pipetą, manewrując nią z tą samą gracją i elegancją, którą posługiwał się sztućcami przy jedzeniu. Mimo tego, że miał w tym dużą wprawe, zdjęcie tej jednej cieniutkiej warstewki zajęło mu prawie pół godziny. Na koniec przelał pozostałą warstwę do ostatniej zlewki z roztworem podtrzymującym i odstawił wszystko na bok.

Obrócił się do Hermiony, która siedziała wyprostowana i patrzyła na niego jak urzeczona.

– Merlinie, kiedy ty to robisz, ma się wrażenie, że to najłatwiejsza rzecz pod słońcem. Ale ja jestem taka… nieporadna…

– Nie jesteś nieporadna, za to czasami głupiutka, wiesz? – uśmiechnął się łagodnie.

W tym, co powiedział, nie doszukała się krytyki, tylko czegoś na kształt życzliwego żartu.

– Jak na początkującą poszło ci… całkiem dobrze – dodał. – A teraz połóż się na fotelu i zdrzemnij trochę. Zamówię jakiś obiad.

Tym razem Hermiona zdecydowała się posłuchać. Jego łagodne, precyzyjne gesty uspokoiły ją, prawie zahipnotyzowały i poczuła się senna i ociężała. Tak więc zapadła się w aksamitną miękkość, podkuliła nogi, przypomniała sobie jego aksamitny, niski głos i ukołysana wspomnieniami zasnęła.

Severus postanowił poczekać z zamawianiem jedzenia, aż dziewczyna się obudzi. Tak naprawdę dla ich organizmów była już druga w nocy i sam też zaczął odczuwać lekkie zmęczenie. Chwilę patrzył na zwiniętą na fotelu dziewczynę i wsłuchiwał się w jej miarowy oddech. Wyglądała w tej chwili zupełnie jak bezbronne dziecko i na myśl, że gdzieś tam na zewnątrz są ludzie, którzy chcą ją skrzywdzić, ogarnęła go nagła złość.

Potrząsnął głową i wrócił do kociołka. Czas było się skupić. Warzył coś na podobieństwo eliksiru antykoncepcyjnego i chciał sprawdzić, czy będzie podobny do eliksiru Watkinsa. Wiedział doskonale, że wszystko, co uwarzy się, używając zmieniacza czasu, nie będzie działać i dokładnie o to mu chodziło. Eliksir, który przygotował do tej pory do podmiany, był w zasadzie niebieskawą wodą i obawiał się, że gdyby Watkins z jakichś powodów przyjrzał mu się bardzo dokładnie, nie mówiąc o kontrolowaniu go, mógłby się zorientować.

Przyglądając się opisanym przez Hermionę zlewkom, uśmiechnął się do siebie w duchu – zgadł doskonale. Watkins tylko odrobinę zmodyfikował właściwą recepturę. Sproszkowany korzen Cimicifugi zastąpił niesłychanie silną esencją i na koniec dosypał do tego plangentinkę, która miała działanie alkaliczne.

Analizę esencji zaplanował sobie na noc, w normalnych godzinach, żeby działanie zmieniacza nie zmodyfikowało w żaden sposób rezultatów. Wiedząc, jak dokładnie jest sporządzana, będzie mógł zdecydować czy może podmienić korzenie w laboratorium Watkinsa, czy też lepiej będzie podmienić mu któryś z pozostałych składników. Problem polegał na tym, że większość z tych składników używana była do innych eliksirów leczniczych, o które Klinika mogła prosić Watkinsa…

Dziewczyna zbudziła się tuż przed piątą i przeciągneła się, mrucząc cicho. Severus oderwał wzrok od kociołka, w którym bulgotał już gotowy wywar. Miał prawidłowe, bladoniebieskie zabarwienie i mężczyzna zastanawiał się właśnie, czego może do niego dosypać, żeby zmienić kolor na zdecydowanie niebieski. Dziewczyna zerknęła na zegar i aż ją poderwało.

– Mój Boże, spałam prawie trzy godziny! Przepraszam…!

– I bardzo dobrze. Można powiedzieć, że dzień jest trochę… długi – odparł Severus, wstając i sięgając po różdżkę.

Jednym ruchem wyczarował patronusa, poprosił skrzaty o przyniesienie czegoś do jedzenia i łania pogalopowała do kuchni, wnikając w ścianę.

– Sądzę, że będzie lepiej, jeśli teraz stąd znikniemy.

– A eliksir, który warzyłeś? – zapytała Hermiona, patrząc na parę unoszącą się z kociołka.

– Skończony. Po obiedzie będziemy mogli trochę się nim pobawić. Chodź do mojego magazynku, pomożesz mi przynieść parę składników.

W czasie, kiedy wybierali coś, co pozwoliłoby na zmianę koloru, nie zmieniając równocześnie eliksiru, skrzaty przyniosły chyba wszystko, co im wpadło w ręce, więc gdy wrócili, na stole znaleźli zarówno obiad, jak i przygotowaną już kolację i pełno rozmaitych ciast.

Hermiona nałożyła sobie trochę gęstego gulaszu wołowego i parę smażonych placków z ziemniaków, Severus dużego kotleta i purée. Dziewczynie przypomniały się nagle rozmaite wygłupy jej kolegów na przerwie obiadowej ze szkolnych czasów i uśmiechnęła się na samo wspomnienie.

– Mam pomysł, jak zająć Watkinsa we wtorek. Można mu dosypać czegoś do jedzenia albo picia… Kiedy byłam w szkole podstawowej, paru chłopaków z mojej klasy dosypywało czasem do zupy środek na przeczyszczenie.

– Chcesz powiedzieć, takie coś, po czym nie wychodzi się z toalety, tak? – Severusowi drgnęły usta. – No, no, no, mieliście ładne pomysły. Przyznam, że nie znałem cię od tej strony. Rzucanie błotem w okna sąsiadów, dosypywanie czegoś swoim kolegom ze szkoły…

Hermiona pokręciła głową z wyraźnie szelmowskim uśmiechem.

– Po pierwsze, nie ja. A po drugie… kolegom? Koledzy nic im nie zawinili… Dosypywali to nauczycielom…

Severus zastygł z widelcem w powietrzu.

– Mam nadzieję, że żartujesz… – uniósł wysoko jedną brew.

– Absolutnie nie. To jeszcze nie wszystko, ale biorąc pod uwagę, z kim rozmawiam…

– Rozumiem przez to, że powinienem się czuć szczęśliwy, że przez te parę lat nie przytrafiło mi się nic szczególnego… poza tym, że ukradłaś mi skórkę boomslanga i skrzeloziele… – powiedział niby sarkastycznie, ale z cieniem uśmiechu.

– Skórka boomslanga owszem, ale skrzeloziele to nie ja! – zaprotestowała natychmiast Hermiona.

– Więc oświeć mnie kto…

– Zgredek. Naprawdę!

Severus spojrzał na nią z zainteresowaniem. O ile co do skórki był całkowicie pewien, że to ona, o tyle co do skrzeloziela miał wątpliwości. Ale skrzata do tej pory o to nie podejrzewał.

Doszedł do wniosku, że mimo ciężkiej pracy Hermiona wygląda lepiej, niż kiedy przyszła do niego o ósmej. Postanowił się z nią trochę podroczyć, mając nadzieję, że zajmie nią tym i jej dobre samopoczucie potrwa trochę dłużej.

– Dobrze, niech ci będzie. Uwierzę ci na słowo, że skrzat zatrudniony w Hogwarcie i mający służyć nauczycielom okradł profesora eliksirów. Czy to również skrzat skleił wszystkie witki mojej miotły?

Hermiona wydawała się być zaskoczona, ale w następnej chwili wina wyraźnie odmalowała się na jej twarzy.

– O miotle pierwszy raz słyszę, ale … jeśli już mam być szczera… – przygryzła lekko usta i popatrzyła na niego niepewnie.

– Co takiego zrobiłaś?

– No więc… na pierwszym roku… ale to nie było złośliwe…!

Kto tu droczył się z kim? Severus pochylił się ku niej, szukając we wspomnieniach i nagle sobie przypomniał.

– Nie mów, że to ty podpaliłaś mi szatę na meczu Quidditcha?!

Dziewczyna patrzyła się na niego trochę zawstydzona, trochę przestraszona, ale i równocześnie lekko rozweselona.

– Myślałam, że… że to ty czarujesz miotłę Harry’ego…

Severus pokręcił głową.

– Inni nauczyciele nazywali was „Złotym Trio”, ale moim zdaniem byliście raczej „Przeklętym Trio”. Podpalenie szaty, kradzież z moich prywatnych zapasów, nielegalne warzenie eliksiru, na którego przepis znaleźć można tylko w Dziale Ksiąg Zakazanych, rozbrojenie i przeklęcie profesora, całoroczne używanie zmieniacza czasu, wycieczki nocą do Zakazanego Lasu, organizacja tajnej grupy pojedynków, wyprowadzenie dyrektorki do Zakazanego Lasu prosto w ręce centaurów, nielegalna wycieczka do Ministerstwa i pojedynek w Departamencie Tajemnic, niańczenie olbrzyma… że ograniczę się tylko do twoich wyczynów… – spojrzał na nią i kącik ust zadrgał mu lekko. Kiedy tak o tym wszystkim myślał, o dziwo nie czuł złości. Wręcz przeciwnie. To wszystko zdarzyło się dawno temu, jakby w innym życiu. Patrząc teraz na wymizerowaną młodą czarownicę, zdał sobie sprawę, że zdążył ją polubić… W tej chwili czuł raczej podziw. I nadzieję. – Nie wiem, jak ja z wami wytrzymałem, ale jestem pewien, że Norris nie wytrzyma. Nie ma szans.

Hermiona słuchała go niepewnie, ale kiedy na koniec zobaczyła, jak się uśmiecha, odpowiedziała mu szerokim uśmiechem.

Po obiedzie rozlali eliksir do jedenastu różnych zlewek, zostawili trochę w kociołku i próbowali zmienić kolor na bardziej niebieski. W zasadzie Hermiona ograniczyła się do przyglądania się i słuchania wyjaśnień Severusa na temat różnych składników i sposobów dodawania ich do różnych eliksirów.

Przed ósmą uporządkowali laboratorium, Severus wyczarował drugi fotel i rozsiadł się w nim. Mieli jeszcze trochę czasu, więc opowiedział jej pokrótce, o czym mówili Norris i Lawford w czasie lunchu.

Kiedy zegar wydzwonił ósmą, rzucili na siebie kameleona i wrócili do komnat Severusa. Hermiona poszła do jego łazienki przebrać się na powrót w normalne spodnie i bluzkę. Wróciwszy, oddała mu złożone ładnie ubranie.

– Dziękuję bardzo.

– Nie ma za co. Będzie tu na ciebie czekało, bo pewnie jeszcze parę razy będziesz go potrzebować – odparł. – Dziękuję ci za dzisiejszy dzień. Wbrew temu, co o tym sądzisz, bardzo mi pomogłaś. Naprawdę.

Hermiona westchnęła i tłumiąc ziewanie, sięgnęła po świstoklik i zaprogramowała go na swoje mieszkanie.

– Chciałabym pomóc więcej… i to ja ci dziękuję. Dużo się dziś nauczyłam.

– To dobrze. Teraz wracaj do siebie i połóż się spać. Dam ci znać, czy jutro w południe Norris i Lawford pójdą na lunch. W przeciwnym razie zobaczymy się w sobotę wieczorem.

– Nie masz pluskwy – zaoponowała.

– Dam sobie radę. Poza tym i tak będą o tym rozmawiać na naradzie w sobotę, więc nic straconego. – Położył jej rękę na ramieniu. – Pamiętaj o planie na najbliższe dni. Podmienimy wszystkie eliksiry. Nie masz się czym martwić. Obiecuję ci, że wszystko skończy się dobrze.

Hermiona uśmiechnęła się, wzięła jego rękę w swoje dłonie i uścisnęła ją.

– Jeszcze raz dziękuję.

Chwilę spoglądali na siebie i po chwili Hermiona poczuła się trochę niezręcznie. Puściła jego rękę, sięgnęła po świstoklik i różdżkę i powiedziała cicho.

– Do widzenia.

– Dobranoc, Hermiono. Śpij dobrze.

Dziewczyna aktywowała świstoklik i znikła. Severus stał jeszcze parenaście sekund pośrodku pustego salonu, patrząc w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała, po czym westchnął, rzucił na nowo osłony i poszedł do sypialni.

Dla niego wieczór jeszcze się nie skończył. Za parę godzin musiał wybrać się do Św. Munga. Od poprzedniego warzenia minął już prawie tydzień i domyślał się, że Watkins niebawem będzie warzył nową partię eliksiru. Chciał skorzystać z okazji i powiesić w laboratorium portret Artemizji, żeby od jutra wiedzieć już dokładnie, co się dzieje. Zdecydował jednak nic o tym nie mówić Hermionie. Już i tak była zmęczona i nie chciał męczyć jej jeszcze bardziej. Po powrocie zaś miał zabrać się za analizę esencji z Cimicifugi…

Czekając, położył się na łóżku i zamknął oczy.

Dziś Hermiona nazwała go po imieniu. Uśmiechnął się na wspomnienie uczucia radości, które go ogarnęło. Do niedawna nienawidził swojego imienia, ale kiedy przypomniał sobie jego brzmienie w jej ustach, doszedł do wniosku, że nawet mógłby je zaakceptować.

Wrócił myślami do chwil, kiedy przyglądał się jej, kiedy starała się rozdzielić warstwy. Jej skupienie wyraźnie wychodziło poza zwykłą chęć zrobienia wszystkiego jak najlepiej. Mógł chyba powiedzieć, że podobało się jej to, co robiła. Czy zawsze tak pracowała na jego lekcjach? Pamiętał, że zazwyczaj nie tylko udawało się jej przygotować jak trzeba swój eliksir, ale i pomagać innym, ale czy zawsze robiła to z taką pasją i zaangażowaniem? Całkiem, jakby sprawiało jej to przyjemność…

Mimo starań nie udawało mu się przypomnieć sobie żadnych szczegółów, prócz kilku koszmarnych wspomnień, jak ją wówczas traktował. Jak na nią warczał i jak niesprawiedliwie oceniał, kiedy odpowiadała poprawnie na jego pytania… jak odejmował punkty z byle powodów… Nagle stanął mu przed oczami incydent z zębami, kiedy bezlitośnie zadrwił z niej i aż ogarnął go wstyd i zacisnął pięści ze złości na siebie. Merlinie, jak on mógł być tak okrutny?! Durny, wredny sukinsyn!

A przecież musiała mieć zdolności do eliksirów, skoro już w drugiej klasie uwarzyła eliksir wielosokowy…! Jak mógł nie zwrócić na to uwagi?! Jak mógł NIE CHCIEĆ zwrócić na to uwagi?!

Poczuł obrzydzenie do siebie samego. I ty się dziwisz, że dziewczyna nie chciała zwracać się do ciebie po imieniu?!

Uderzyła go nagle myśl, że mimo tego Hermiona zdaje się mu ufać. Uśmiecha się do niego, żartuje z nim… Choć absolutnie na to nie zasłużył. Daje ci szansę. Nie zmarnuj jej. Masz właśnie okazję odkupić choć część winy.

I nagle ogarnęła go niemal szalona determinacja. I pewność, że tym razem mu się uda. Zrobię wszystko, żeby ją ocalić. WSZYSTKO.

Znikło gdzieś zmęczenie i poczuł przypływ energii. Miał jeszcze dziś dużo do zrobienia. Dla niej.

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 15Dwa Słowa Rozdział 17 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 8 komentarzy

    1. oj, zdecydowanie!
      Tez mam hopla na tle dloni, kiedys na wykladach na uczelni kumpela musiala mi syczec do ucha „OPANUJ SIE!!”, bo nie moglam oderwac oczu od dloni wykladowcy…
      A siedzialysmy tuz przy katedrze… 🙂

Dodaj komentarz