Dwa Słowa Rozdział 35

Wtorek, 4.08

– Cześć, kochanie – powiedział Perry, wchodząc do mieszkania swojej córki.

Przeszedł do saloniku i z pewnym zaskoczeniem spojrzał na siedzącego na kanapie mężczyznę. Hermiona nie mówiła mu, że będzie ktoś jeszcze. Natychmiast rozpoznał w nim profesora Snape’a, z którym minął się kiedyś na korytarzu. Jego rywala do butelki whisky.

– Tato, poznaj Severusa. Severusie, to mój ojciec, Perry Granger – dokonała prezentacji Hermiona, starannie ukrywając lekkie zażenowanie.

– Miło mi – powiedział Severus, ściskając rękę Perry’ego.

– Mi również – uśmiechnął się Perry. – Wreszcie mam okazję pana poznać. Hermiona sporo mi o panu opowiadała.

Severus uniósł pytająco brew, siadając z powrotem na kanapie, bardziej w kącie, żeby zrobić miejsce dla ojca Hermiony. Perry usiadł obok i poprawił sobie dużą poduszkę za plecami.

– Wie pan, kiedy wróciliśmy z Australii. Opowiadała mi o tym, co wyszło na jaw na pańskim procesie. Szczerze mówiąc, jako byłego wojskowego bardzo mnie to interesowało. To było coś niesamowitego – pokręcił szczerze głową, bo naprawdę tak uważał.

Severus podziękował skinieniem.

– Tato, prosiłam, żebyś przyszedł, bo musimy z tobą porozmawiać o Rathlin Island – odezwała się Hermiona. – I domyślam się, że mama nadal nic nie wie. Chcesz się czegoś napić?

– Szczerze mówiąc, to chętnie bym coś zjadł. Przyjechałem tu prosto z pracy – odparł. – Rathlin… to jest ta wyspa ze szkołą, o której mi mówiłaś? Co wam przeszkadza?

Hermiona prychnęła lekko i pokręciła głową. Nie będziesz nam tu teraz strugać wariata…

– Tato… wiemy, co się tam dzieje i wiemy, że to… dzięki tobie. Ale musimy wiedzieć więcej. Jak chcesz jeść, to chodźmy do kuchni.

Severus i jej ojciec usiedli przy niewielkim stole, a Hermiona zaczęła grzebać w lodówce.

– Po pierwsze, bardzo ci dziękujemy, nawet nie umiesz sobie wyobrazić, jak nam pomogłeś – kontynuowała, kładąc na stole chleb, wędlinę i pomidory. – To było… genialne!

Mile pochlebiony i uspokojony Perry przesunął chleb, robiąc miejsce.

– Powiedz mi, co wiesz, masz pewnie świeższe wiadomości.

Och, to zawsze działa na facetów… Hermiona zaczęła więc wyjaśniać, podając równocześnie talerze, sztućce i nastawiając wodę na herbatę. Przy ojcu nie bardzo chciała posługiwać się magią.

– Świeższe, ale niedokładne. Podsłuchaliśmy naszych przyjaciół, którzy nie znają się na niemagicznym świecie. Wiemy więc, że na wyspie pojawiło się niedawno pełno wojskowych, którzy mają tam jakieś ćwiczenia. Ponoć ma to potrwać parę miesięcy. Z ich opisów domyślam się, że mają tam samoloty i helikoptery, czołgi i normalne ciężarówki. To w zasadzie wszystko, co wiemy. A co wiesz ty?

Perry kiwnął głową, sięgając po talerz i sztućce.

– To nie są zwykłe ćwiczenia, ale manewry – kiedy oboje spojrzeli na niego, zrozumiał, że musi im wszystko wyjaśnić. – Forma ćwiczeń, jeśli chcecie to tak nazwać, ale angażująca piechotę, lotnictwo, marynarkę wojenną, komandosów… jednym słowem wszystko, co chodzi, lata i pływa. Przez przynajmniej dwa miesiące będą tam ćwiczyć rozmaite operacje między oddziałami i testować różne scenariusze, które opracowano na różne okazje.

– Ale jakim cudem właśnie tam? – Hermiona nie miała już żadnych wątpliwości, że jej ojciec musiał maczać w tym palce.

– Na początku czerwca wpadł do mnie Jack… Wojskowy wysoko postawiony w British Army – wyjaśnił na potrzeby Severusa. – I powiedział mi, że szuka miejsca gdzie urządzić manewry, więc podsunąłem mu Rathlin.

Zabrzmiało to bardzo skromnie, ale Severus nie dał się omamić. Nie znał się na mugolskim wojsku, ale za to bardzo dobrze znał się na organizowaniu różnych przedsięwzięć. Mógł sobie z łatwością wyobrazić, że przygotowania musiały zająć o wiele więcej czasu niż dwa miesiące.

– W ciągu zaledwie dwóch miesięcy zorganizował tak ogromne wydarzenie dla całego waszego wojska? – spytał sceptycznie.

Perry pokręcił natychmiast głową, uśmiechając się.

– Oczywiście, że nie! Manewry planowane były już od roku. Tylko w ostatniej chwili podsunął miejsce.

Hermiona nie chciała już czekać na gorącą wodę, więc za plecami ojca machnęła różdżką na czajnik i woda natychmiast zaczęła się gotować.

– No to mieliśmy niesamowite szczęście! – mruknęła, zalewając herbatę w szklankach. – Będę musiała wymyślić jakiś prezent dla Jacka.

– Dziękuję – Perry sięgnął po cukierniczkę. – Lepiej nic przy nim nie mów. W ogóle lepiej, żebyś przez jakiś czas unikała kontaktów z nim – bardzo dobrze, że o tym zaczęli rozmawiać, przynajmniej uniknie komplikacji na przyszłość. – A jeśli byś rozmawiała, masz grać damską wersję Jamesa Bonda.

Hermiona tak się zdziwiła, że wylała trochę wody poza swoją szklankę.

– Czemu?! – wytrzeszczyła oczy na ojca.

Perry westchnął ciężko. Może najlepiej będzie zwalić winę na czarodziejów?

– Bo tym razem to wy namieszaliście. Wy, to znaczy czarodzieje. Sam widziałem. Jakiś czas temu paru waszych przyjaciół, jak sie domyślam, prowadzało się po Rathlin i bawiło w znikanie i pojawianie się w innym miejscu. I wszystko byłoby dobrze, gdyby akurat nie robili tego w chwili, kiedy nad wyspą przelatywał nasz satelita zwiadowczy. Jack chciał przyjrzeć się wyspie, żeby zdecydować, czy nadaje się do manewrów i zobaczył całkiem ładny pokaz magicznych sztuczek – zarówno Hermiona, jak i Severus zamarli w bezruchu. – Oczywiście nie doszedł do wniosku, że to magia, uznał, że to jakaś nowa technika kamuflażu. Chowania się. I że może właśnie jacyś terroryści urządzają sobie ćwiczenia na wyspie. Tak więc poszedł z tym do generała British Army, a ten poszedł z tym do Premiera, który, jak zobaczył film, natychmiast zorientował się, że to czarodzieje.

Hermiona nie zrozumiała.

– Premier… jakim cudem? – zmarszczyła brwi.

– Premier mugoli wie o istnieniu czarodziejów – wyjaśnił jej Severus. – Każdy Minister Magii spotyka się z Premierem Mugoli choć raz, żeby poinformować go o tym, że istniejemy.

– Chcesz powiedzieć, że Kingsley się z nim spotykał? – to była dla Hermiony nowość.

Perry też słuchał z zainteresowaniem.

– To sporo wyjaśnia. Kiedy Premier wezwał mnie do siebie w tej sprawie i spytał, czy nie leczyłem przez przypadek zębów Dumbledore’a i Lorda Voldemorta, przez chwilę sądziłem, że jest magiczny – powiedział, wspominając z lekkim rozbawieniem tamtą rozmowę.

Hermiona i Severus na nowo zamarli, więc opowiedział im w skrócie, jak wyglądały próby Premiera wybadania go czy wie o magii, czy nie.

– Domyślam się, że bał się wygłupić i zacząć mówić o czarodziejach, jeśli bym nic o was nie wiedział – zakończył relację.

Hermiona była wyraźnie rozbawiona, ale Severus miał nadal poważny wyraz twarzy. Perry spojrzał tęsknym wzrokiem na kanapkę i postanowił szybko skończyć historię.

– Więc opowiedział Jackowi jakieś bzdury o tym, że ktoś o wiele, wiele wyżej już mu o tym mówił, że faktycznie to jakiś nowy kamuflaż i utajnił całą sprawę. Jack dostał rozkaz przyspieszenia manewrów na teraz-zaraz.

– Dobrze, a co ty w tym robisz? – nie rozumiała nadal Hermiona.

– Acha, przepraszam, już mówię. Wezwał mnie, żeby potwierdzić, że faktycznie chodzi tu o magię i przy okazji powiedziałem mu, że to co się tam dzieje, powinno zostać powstrzymane. I tyle.

Perry zdążył sięgnąć po sól, kiedy Hermiona zadała kolejne pytanie.

– A dlaczego ja mam udawać przed Jackiem Jamesa Bonda?

Perry westchnął bardzo głęboko.

– Kochanie, jestem głodny. To dla mnie tu przyszliśmy, a tymczasem to wy jecie, a ja mówię. Daj mi zjeść choć trochę. Zacznij opowiadać mi o czymkolwiek. Jak w pracy? Jak ma się kot? Albo co się tam u was dzieje? Bo ja pomagam, a ty nic mi nie chcesz mówić – powiedział i spojrzał na Severusa. – Hermiona potrafi zamęczyć człowieka pytaniami. Musieliście mieć z nią ciężkie życie w tej waszej szkole…

Severus spojrzał na Perry’ego zaskoczony tym, że ten nagle zwrócił się do niego. Ciężkie życie?

– W rzeczy samej – odparł, spoglądając na dziewczynę kątem oka.

Hermiona zaczęła więc opowiadać, jak wyglądają jej przygotowania do dwutygodniowego urlopu, na który szła pod koniec tego tygodnia i udawanie głuchej i głupiej na różne aluzje Rockmana, że bez niej to sobie nie da rady.

Kiedy Perry już się najadł, wyjaśnił Hermionie, o co mu chodziło z udawaniem agentki specjalnej.

– Wymyślił to Premier jako wymówkę, dlaczego nie mogłem mówić o twojej szkole, o tym, co robisz i gdzie pracujesz. Bo Jack często się o ciebie pytał i musiałem wymyślać jakieś głupoty. Wierz mi, czasem to były piramidalne głupoty – zaśmiał się.

Przez chwilę rozmawiali jeszcze trochę i Perry zostawił ich samych. Hermiona zrobiła kawę dla Severusa i zaczęła składać naczynia do zlewu.

– Ten wasz Premier najwyraźniej bardzo dużo może – powiedział Severus, mieszając cukier. – Masz mleko?

Dziewczyna podała mu mugolską śmietankę do kawy.

– Faktycznie, kazać zorganizować manewry z wyprzedzeniem… Nie znam go zupełnie, ale wydaje mi się, że jest podobny do francuskiego Ministra Magii – stwierdziła. – Ciekawe, czy Charles Chevalier miałby na tyle władzy, żeby przyspieszyć zorganizowanie na przykład Turnieju Trójmagicznego, gdyby odbywał się on we Francji.

– Mogę sobie tylko wyobrazić ogrom takiego przedsięwzięcia – pokręcił głową Severus.

Hermiona wyciągnęła przyprawy i mięso i zaczęła przygotowywać jutrzejszą kolację. Zeszli na rozmowę o Francuzach i doszli do ich propozycji ochraniania rodziców Hermiony i jej samej.

– Postaram się skontaktować z Rickym, żeby przekazał Jean Jacquesowi wiadomość o Rathlin Island – zaproponowała. – Najlepiej po piątku. Boję się, że zanim pójdę wreszcie na urlop, Rockman wciśnie mi dodatkową robotę.

– Bardzo dobrze, że wreszcie będziesz miała wolny czas – Severus spojrzał na nogę, której coś dotknęło i dostrzegł Krzywołapa, który przyszedł się o niego poocierać. – Koniecznie trzeba zająć się twoimi rodzicami.

– Boisz się, że Norris uzna obecną sytuację za „koniec”? To raczej powrót do punktu zero – prychnęła dziewczyna.

– Po pierwsze oni są przekonani, że ich eliksir antykoncepcyjny działa, więc dla nich to nie jest punkt zero – zaprzeczył. – Od przyszłego tygodnia nauczyciele wracają do Hogwartu i nikt nie powinien cię tam widzieć, więc lepiej, żebyśmy się spotykali u ciebie albo w Spinner’s End.

Hermionie to było bardzo na rękę. Nie musieć się przed nikim kryć i mieć go tylko dla siebie… hmmm… Schowała do lodówki przyprawione mięso i umyła ręce. Gdy obróciła się do niego i oparła o ścianę, musiała mieć jednoznaczną minę, bo Severus natychmiast zgadł, o czym myślała.

– W zeszły piątek Minerwa powiedziała mi, że zauważyła, że coś do mnie czujesz – powiedział trochę rozbawiony, podchodząc do niej. – Sądzę, że po sobocie domyśliła się, że to działa w obie strony. Będę musiał jej to jakoś powiedzieć…

– Chyba nie musisz się przed nią tłumaczyć?

– Oczywiście, że nie muszę. Ale chcę. Wiele jej zawdzięczam, szczególnie ostatnimi czasy. Pomaga nam obojgu, więc to chyba normalne, że wie, co się dzieje – sięgnął ręką ku jej twarzy i pogłaskał po policzku.

Hermiona wtuliła się w jego dłoń, zamykając oczy.

– Czy to znaczy, że ja będę mogła porozmawiać z rodzicami?

Severus spojrzał na nią z namysłem. Stawali się parą coraz bardziej. Nie mogli tego okazać światu, ale wyraźnie mieli na to ochotę. Minął już etap… uwodzenia i sprawdzania, czy do siebie pasują. Przeszli za dużo, żeby mieć jakieś wątpliwości. Teraz już naprawdę byli razem. Obawiał się jednak, że rodzice Hermiony będą mieli o wiele więcej zastrzeżeń do ich związku niż Minerwa.

– Jeśli tylko chcesz – odparł cicho.

Przestał ją głaskać, więc otworzyła oczy.

Patrzył na nią w taki sposób, że… że miała wrażenie, jakby zabrakło nagle powietrza. Jakby zbladły kolory wszystkiego dookoła z wyjątkiem niego. Jego oczy przesunęły się po jej ustach, szyi i zrobiło się jej nagle gorąco.

Delikatnie ujął jej twarz i przechylił się ku niej, więc postąpiła krok do przodu, by przylgnąć do niego i poczuła jego usta na swoich. Z początku ocierały się o jej wargi łagodnymi muśnięciami, jego ręce głaskały jej kark i ramiona, ale po krótkiej chwili ich pocałunek stał się o wiele bardziej intensywny. Westchnęła, gdy przygarnął ją mocniej i pogłębił go jeszcze bardziej. Ich oddechy przyspieszyły, gdy całowali się coraz goręcej, ale gdy tylko rozchyliła wargi, by nabrać powietrza, Severus przesunął po nich językiem, rozchylił je i zanurzył go głębiej, aż jęknęła i zaczął poznawać ciepłe i wilgotne wnętrze jej ust, racząc się jej słodyczą, upijając się jej westchnieniami. Odpowiedziała mu namiętnie i już po chwili ich języki pieściły się, ogarnięte miłosnym uniesieniem.

Hermiona wspięła się na czubki palców, byle tylko być bliżej niego, bliżej jego ust i dłoni i zadrżała, gdy przygryzł lekko jej wargę, ale natychmiast wpiła się w niego, szukając gorączkowo oddechu, którego jej brakło, smaku kawy i whisky, szukając oparcia…

Z piersi wyrwał mu się cichy pomruk, gdy zrozumiał, że chciała go tak bardzo, jak on chciał jej i zaczął całować ją żarliwie, żądając, by pokazała mu ustami, językiem, zębami, jak bardzo go kochała, jak bardzo go pragnęła. Jego pocałunki stały się dzikie, pełne ognia, gwałtowne i domagały się wzajemności, poddania się całkowicie jemu i tylko jemu. A Hermiona o niczym innym nie marzyła.

Była w tym jakaś siła, magia, której nie sposób było zaprzeczyć. Powietrze wokół stało się ciężkie i elektryczne od ich pragnienia, od ich westchnień i jęków, próśb i obietnic składanych coraz bardziej urywanym oddechem, coraz namiętniejszym dotykiem, pieszczotą. Coś rosło w niej, pęczniało i chciała jeszcze, więcej… jego ręce były wszędzie, wplątane we włosy, pieszczące kark, poznające krzywiznę pleców… jego usta znaczyły wilgotne ślady na jej uchu, szyi…

Czuła, że płonęła cała coraz bardziej od jego dotyku, pocałunków i pomruków. Odchylał do tyłu biodra, więc wygięła się ku niemu, całym ciałem błagając o to, by nie przerywał, uniosła się jeszcze bardziej na palcach i podała mu rozchylone w niemym zaproszeniu usta. Severus wpił się w nie natychmiast, ich języki splotły się na nowo i zaczęły się kochać coraz namiętniej, jakby chciały wykrzyczeć ich uczucia.

Nogi zaczęły drżeć jej z wysiłku, gdy starała się utrzymać jeszcze trochę na palcach, by być bliżej niego. W głowie jej szumiało, ich westchnienia mieszały się z coraz głośniejszymi, krótkimi oddechami… nie miała już siły, nie mogła już ustać, ale chciała więcej; więcej jego, więcej jego ust, więcej jego dotyku, więcej powietrza… Cała się trzęsła, nie wiedzieć czy z pragnienia, czy z wysiłku, ale nie mogła, nie potrafiła, nie chciała tego przerwać, mogła się udusić, ale chciała go nadal, choć chwilę, choć jeszcze troszkę, jeszcze…!!!

Zakręciło się jej w głowie, rozdygotane nogi załamały się i z głośnym jękiem osunęła się i zachłysnęła się powietrzem.

Severus pochwycił ją mocno, pomógł ustać i oparł rozpalony policzek o jej głowę. Przez chwilę oboje łapali powietrze krótkimi, łapczywymi haustami, usiłując uspokoić oszalałe bicie serc.

– Przepraszam – szepnął w jej włosy.

– Nie… – Hermiona zacisnęła ręce na jego ramionach. – Nie prze… praszaj… Tobyło…

– Ciiiii…

Zaczął głaskać ją po włosach, starając się odzyskać zmysły.

– … cudowne!

Zacisnął oczy, żeby się opanować. Mógłby całować ją wiecznie. Miał wrażenie, że nie potrzebował niczego innego. Nie potrzebował ani światła dnia, ani nocy, ani jedzenia, ani picia, ani spania… tylko jej.

Ale musiał się pohamować.

– Ciiii…

Dopiero po kilku minutach rozkoszowania się nią w swoich ramionach odsunął się i pocałował bardzo delikatnie w czoło.

– Czas już na mnie.

Hermiona uśmiechnęła się, pociągnęła jego głowę ku sobie i musnęła ustami czubek jego nosa.

– Więc dobranoc.

– Dobranoc, Hermiono.

.

Kiedy Severus świsnął do Hogwartu, Hermiona osunęła się po ścianie na podłogę i jeszcze przez długą chwilę siedziała nadal pijana rozkoszą, podnieceniem, szczęściem i cała roztrzęsiona.

Potem jakimś cudem wstała, udało się jej wstawić jego filiżankę do zlewu, nie tłukąc jej i poszła prosto do łóżka.

Próbowała przestać myśleć o tym, jak mógłby skończyć się dzisiejszy wieczór, więc zmusiła się do wrócenia myślami do ich rozmowy. Przez jakiś czas wizje mugolskiego wojska mieszały się z marzeniami o jego dłoniach zdzierających z niej ubranie, świadomość, że szkoła na Rathlin to już przeszłość, ze wspomnieniami jego pocałunków i pieszczot, ale w końcu udało się jej uspokoić.

Odnalazła na nowo ulotne wrażenie, że powinna coś dziś dostrzec, zrozumieć. Było coś, co zwróciło jej uwagę, przez umysł przemknęła jakaś myśl, ale nie umiała jej uchwycić. Zaczęła więc powoli przypominać sobie całą rozmowę z ojcem i późniejszą, z Severusem.

Wtuliła się w poduszkę, którą od jakiegoś czasu zaczęła uosabiać z nim i spoglądała niewidzącym wzrokiem w sufit, na którym pełgały cienie rzucane przez gałęzie drzew za oknem, podświetlonych pobliską lampą. I wreszcie znalazła.

Charles Chevalier – francuski Minister zaproponował jej pomoc przy ukryciu jej rodziców. I dziś zastanawiali się, czy ma taki sam zakres władzy, jak mugolski premier.

Pytanie uformowało się jej w głowie samo: czy mugolski premier mógłby jej pomóc?! W ten sposób jej rodzice mogliby przynajmniej pozostać w Anglii.

Zasypiała już, kiedy przyszło jej do głowy jeszcze jedno pytanie. Jak znaleźć dojście do Premiera Mugoli?

.

 

Piątek, 7.08

W Proroku ukazała się odpowiedź Kingsleya na kolejny protest Francuzów dotyczący zamknięcia granic. Zgodnie z tym, co przekazał Hermionie Ricky, francuski Minister Magii postanowił zdjąć bawełniane rękawiczki. Hermiona miała raczej ochotę powiedzieć, że Charles Chevalier wziął przykład z Severusa.

.

„Od lat u mugoli dzieją się różne rzeczy, ale nigdy do tej pory nie stanowiły one powodu do takiej reakcji. Czyżby był to tylko pretekst do ograniczenia swobód obywatelskich całej czarodziejskiej społeczności mieszkającej w Wielkiej Brytanii?”

.

Kingsley zareagował bardzo mocno na sugestię Francuzów.

.

„Francuski Minister Magii wyraźnie wtrąca się w sprawy, które go zupełnie nie dotyczą i czyni to w nad wyraz arogancki sposób. Chwilowo uznaję, że ton wypowiedzi Charlesa Chevalier wynika z braku doświadczenia i obycia politycznego i proponuję, żeby szybko nadrobił te braki i w przyszłości był bardziej powściągliwy.”

.

Hermiona przeczytała Proroka i uniosła oczy do góry. Biedny Kingsley. Tak wiele zrobił dobrego, a teraz proszę, co go spotyka… Jak osądzą go kiedyś ludzie po tym wszystkim?

Odłożyła gazetę i wróciła do pracy. Przed pójściem na urlop miała masę rzeczy do załatwienia.

.

Była już trzecia po południu, kiedy ktoś zastukał do gabinetu Rockmana. Aylin, która z konieczności wróciła do łask, zawołała „proszę!” i po chwili zaczęła cicho z kimś rozmawiać.

Hermiona nie zwracała za bardzo uwagi, co się dzieje w biurze Aylin, ale kiedy usłyszała wyraźniej męski głos kogoś wyraźnie starszego, odniosła wrażenie, że z kimś jej się kojarzy. Podniosła głowę i zerknęła przez otwarte drzwi.

I zobaczyła starszego pana o ciemnej cerze, mocno posiwiałych czarnych włosach i równie szpakowatej, krótkiej bródce, ubranego w fioletową szatę. Nie musiała widzieć dużych, czarnych oczu czy gęstych, czarnych brwi, żeby poznać pana Patil, który stał przy biurku Aylin, obładowany jakimiś kolorowymi pudełkami, torbami i torebeczkami i lewitował właśnie tacę z ciastkami.

– … to bardzo miłe z pani strony – powiedział, obracając się praktycznie tyłem do Hermiony. – Ale skoro nie ma pana Rockmana, to może zostawię mu jakieś ciastka, będzie miał na później.

– To raczej z pańskiej strony bardzo miło – odparła Aylin, uśmiechając się radośnie.

– Może pani podać mi jakiś talerzyk? – starszy pan opuścił wolno tacę na biurko Aylin.

Blondynka wstała i weszła na chwilkę do gabinetu Rockmana, który na stoliku do kawy i herbaty zawsze miał choćby jeden spodeczek.

Pan Patil energicznym ruchem różdżki przesłał jedno z pudełek do biura Hermiony, spojrzał na nią krótko, przykładając palec do ust i natychmiast odwrócił się do niej tyłem. Kiedy Aylin wróciła z dwoma talerzykami, uśmiechnął się do niej czarująco.

– Cudownie, cudownie… dam panu Rockmanowi tartę z jabłkami, a dla pani to czekoladowe. Wszyscy mi mówią, że jest najlepsze. No i bita śmietana jest dietetyczna – mrugnął do niej. – Zamówiłem je specjalnie dla kobiet…

Aylin wybuchnęła śmiechem i podziękowała wylewnie za ciastko, ucałowała starszego pana i odprowadziła do drzwi. Kiedy wróciła, przeszła tuż koło drzwi do biura Hermiony.

– Ach! Jaka z niego gapa! Zupełnie nie pomyślał o tobie!

Hermiona miała wystarczająco dużo czasu, żeby schować niewielkie pudełko w swojej szufladzie. Podniosła głowę znad stosu papierów, które układała na dwie różne kupki i zmarszczyła brwi.

– Ten facet, co tu był? – spojrzała na dwa talerzyki z ciastkami i wzruszyła ramionami. – Nie przepadam za ciastkami. Od tego robią się dziury w zębach. A swoją drogą kto to był?

– Charles Patil. Taki czarodziej czystej krwi. Właśnie dziś przechodzi na emeryturę i chodzi po biurach i żegna się ze wszystkimi – wyjaśniła Aylin tonem takim trochę „ą” „ę”, dając Hermionie wyraźnie do zrozumienia, że widać nie zalicza się do „wszystkich”.

Hermiona udała, że zastanawia się chwilę.

– Nie wiem… nie znam, więc żadna strata.

Aylin spojrzała na nią z pobłażaniem.

– Sądzisz, że Tyler będzie lubił to ciasto? Jest jakieś takie płaskie…

– Pojęcia nie mam, nigdy nie mieliśmy… okazji… rozmawiać o jedzeniu – odparła, w ostatniej chwili gryząc się w język i mówiąc „okazji” zamiast „czasu”.

Blondynka uśmiechnęła się tym razem z wyższością i wróciła do swojego biura.

Miałaś inną minę, kiedy dostałaś wyjca z Grecji…

Wkrótce Aylin wyszła, więc szybko odsunęła szufladę biurka i otworzyła pudełeczko. W środku były dwa mniejsze i krótki liścik zupełnie bez sensu. Hermiona rzuciła szybko zaklęcie ujawniające, to samo, którego użyła poprzednim razem.

Na krótko pojawiły się inne litery.

„To są dwa przetestowane transportery. Zostawiłem w Departamencie ich repliki, które zepsułem. W razie potrzeby, może pani zostawić mi list adresowany „do Ancymona” u barmana Toma. Powodzenia, panno Granger.”

Po chwili litery znikły i na kartce widniał tylko tekst „Ciastka czekoladowe i orzechowe dla Departamentu Populacji – 3 sztuki dietetycznych”.

Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie. To były remportery, o których mówił Jean Jacques!!!

Otworzyła magiczną skrytkę w koszuli i schowała tam oba pudełeczka. Machnięciem różdżki pozbyła się pudełka i spojrzała na zegarek. Czwarta dwanaście.

O siódmej wieczorem była umówiona z Severusem. Merlinie, kończ segregowanie pism jak najszybciej i zmykaj do domu, zanim Rockman wróci i coś wymyśli!

.

 

Rockmana nie było z całkiem prostego powodu. Siedział w gabinecie Norrisa z Lawfordem i Watkinsem. Sobotnie spotkanie zostało anulowane. Benson i Scott byli na urlopach, z czego Scott gdzieś wyjechał i nie mógłby w nim uczestniczyć, Smith leżał w domu doglądany codziennie przez Uzdrowicieli, Stone znów zapowiedział, że w weekend go nie będzie… O wiele prościej było po prostu spotkać się w piątek.

Norris wziął na siebie wyjaśnienie sprawy Snape’a i Rathlin Island. Zgodnie z teoryjką, którą wymyślił sam, na Rathlin doszło do katastrofy budowlanej. Przecież tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego miał się zawalić dach… no więc wyjaśnił osłupiałemu Rockmanowi i Watkinsowi, że poleciał nie tylko dach, ale i cała północna ściana, zabijając niestety na miejscu wszystkich pracujących tam robotników. Najwyraźniej zaprawa spajająca kamienie musiała być poważnie uszkodzona z powodu wilgoci i nie wytrzymała remontu.

– Całe szczęście, że poleciało to teraz, a nie w trakcie wizyty reporterów! – stwierdził z westchnieniem ulgi Rockman i wypił do końca Ognistą Whisky.

Norris spojrzał na niego ze zdumieniem.

– Przejmujesz się Lovegoodem i innymi…?

– Nie, ale przecież WY też byście tam byli! I dziś byśmy pewnie uczestniczyli w pogrzebie!

Lawford spuścił wzrok na swoje buty. Nawet nie wiesz, że ten pogrzeb minął cię o włos. Dosłownie o włos. Szczególnie pogrzeb jednego z nas. Zdaniem Uzdrowicieli, gdyby wezwał ich do Smitha minutę później, byłoby już za późno. I nawet on nie wiedział, że gdyby Smith bronił się jeszcze minutę dłużej, dziś Rockman byłby na pogrzebie swojej byłej asystentki.

Norris udał, że poraziło go zrozumienie.

– Merlinie, Tyler, masz rację! Mieliśmy szczęście!

– A co ze Snape’m? – spytał Watkins głosem, który wskazywał, że jego nic nie poraziło.

– Ach, Snape. No więc Snape ma psa, takiego niewielkiego czarnego kundla. I Teddy miał pecha i kiedy przywołał włosy, wziął te od psa… – pokręcił głową Norris. – Niestety przemienił się koło żłobka i dopadły go jakieś dzikie psy i strasznie pogryzły i podrapały… Teraz kuruje się w domu i minie trochę czasu, zanim wróci do siebie.

Rockman i Watkins dosłownie zbaranieli i spojrzeli po sobie dziwnym wzrokiem.

– Przemienił się w psa…???!!! David, jesteś bliżej… weź mi nalej jeszcze trochę – Rockman podał szklaneczkę Lawfordowi. – Merlinie, to musiało być… on musi być teraz w szoku!

Nalewając dużą dozę whisky, Lawford obrócił się tyłem do wszystkich i mógł się wykrzywić, wspominając tamto popołudnie. Istotnie, Smith był w szoku. Poza tym nic nie pasowało. Próbował wyperswadować tę historyjkę Peterowi, mówiąc, że przecież ktoś mógł ich widzieć w środę wieczorem w Ministerstwie, ale Peter się uparł.

– Mam przyszykować wam kolejną porcję wielosokowego? – spytał Watkins.

– Nie, na razie nie – zaprzeczył Norris. – Nie możemy już się do Snape’a dostać, nie wzbudzając podejrzeń. No więc sądzę, że należy na jakiś czas dać mu spokój. Pewnie przestanie drzeć mordę, kiedy zobaczy, że szkoła nie zostanie otwarta… No i poza tym Snape nie jest mugolem…

– Jak ktoś czystej krwi może mieć taką przeszłość – stwierdził filozoficznie Watkins.

– On jest półkrwi – poprawił go Lawford.

– Półkrwi…? A ja myślałem, że czystej. Wiesz, Slytherin, Czarny Pan go uznawał przez tyle lat…

Tym razem odejście od meritum sprawy było na rękę Norrisowi, więc wziął udział w dyskusji na temat pochodzenia Snape’a i preferencji Czarnego Pana. Dopiero po dłuższym czasie uciął rozmowę.

– Dobrze, ale prosiłem was tu w innej sprawie. Tyler pracował ostatnio nad pomysłem powołania komisji sprawdzającej umiejętności czarodziejów. W ten sposób możemy odsiać tych, którzy nie są nam na rękę, czy to pod względem pochodzenia, czy przekonań. Tak więc wszyscy czarodzieje w Ministerstwie, w Klinice, prasie, radiu, Hogwarcie i różnych Szkołach Wyższych muszą przejść testy sprawdzające. Widzicie jeszcze kogoś, kogo trzeba byłoby poddać temu egzaminowi?

Watkins i Lawford namyślali się chwilę.

– Wiem, kogo nie… Na pewno nie graczy Quidditcha – mruknął Watkins z ironicznym uśmiechem.

– Producentów systemów teleportacyjnych. Wiesz, mioteł, proszku Fiuu, cholernych latających dywanów i aktywujących świstokliki – zaproponował równocześnie Lawford. – Możemy powiedzieć, że złe wytworzenie którejś z tych rzeczy może narazić zdrowie i życie użytkowników. A my będziemy mieli gwarancję, że nikt nie wprowadzi do obiegu choćby nielicencjonowanych świstoklików czy zmodyfikowanego proszku Fiuu. I wytwórców różdżek – dodał ponuro.

Smith opowiedział im, że Snape miał drugą różdżkę. Albo komuś zabrał czy od kogoś pożyczył, albo ktoś mu ją sprzedał bez deklaracji w Ministerstwie. Jeszcze nie przesłuchiwali Ollivandera, ale wiedzieli, że nie tylko on wytwarza różdżki.

– Wytwórców składników do eliksirów – powiedzieli prawie równocześnie Rockman i Watkins.

Posypały się różne propozycje, część tylko dla zmylenia opinii publicznej, część żeby nikt im nie wchodził w paradę.

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Norris poznał po sposobie stukania panią Flynn i warknął głośno „Nie teraz!”, ale wydarzenie jakby przerwało serię pomysłów.

– Od kiedy chcemy wprowadzić te egzaminy? – zaciekawił się Watkins, skubiąc rękaw swojej powyciąganej na wszystkie strony koszuli.

– Od połowy września. Do tego czasu powinniśmy mieć już gotowe formularze z pytaniami i zadaniami i powołamy komisję – odparł Rockman.

Lawford zaczął dopytywać się o skład komisji i sposób jej powołania, ale okazało się, że Rockman nie miał jeszcze gotowego pomysłu. Jedno było pewne, w komisji musieli się znaleźć „ich” ludzie.

– Można by ewentualnie dać tam jakiegoś mugolaka czy dwóch. Ale trzeba byłoby rzucić na nich Imperiusa. I potem ich pilnować, bo nie wiadomo jaką mają odporność.

– Jak to „odporność”? – zamarł Watkins.

– Każdy czarodziej prędzej czy później zaczyna zwalczać Imperiusa. Shacklebolt już dwa razy prawie się od niego uwolnił i trzeba było znów rąbnąć go zaklęciem – powiedział ponuro Lawford. Nigdy nie przepadał za używaniem Niewybaczalnych, ale ostatnio to go po prostu przerażało.

Ponieważ Norris nie wiedział, czego obrzydliwa baba mogła od niego chcieć, postanowił skończyć spotkanie.

Uzgodnili jeszcze, że powiadomią Proroka zarówno o nieszczęśliwym wypadku na Rathlin, jak i o powołaniu komisji sprawdzającej umiejętności czarodziejów i panowie rozeszli się.

Okazało się, że jego sekretarka miała dla niego dokumenty, o które prosił rano Flaviusa, młodego chłopaka z Wydziału Bezpieczeństwa.

Przejrzał rejestry teleportacyjne, sieci Fiuu i toaletowe z ostatniego tygodnia. Miał nadzieję znaleźć jakieś ślady wskazujące, że ma rację, ale nic nie było.

Granger. Nie dawała mu spokoju. Jego nos podpowiadał mu, że coś tu jest nie tak. Nie miał żadnego logicznego powodu jej podejrzewać, ale nie mógł pozbyć się natrętnej myśli o niej.

Pojawiała się co jakiś czas, co prawda na marginesie, ale jednak.

Tyler przyznał mu się jakiś czas temu, że tego wieczora, kiedy rozmawiali o jej nominacji na stanowisko Szefowej PRZPEC, w biurze została jej torba ze wszystkimi rzeczami. Trochę go to niepokoiło. Byli cholernie nieostrożni i powiedzieli wtedy zdecydowanie za dużo.

Zaraz potem nagle ktoś włamał się jej do domu i postanowiła założyć sobie zabezpieczenia na aportację i sieć Fiuu.

Pozbyła się Weasleya i jakoś do tej pory z nikim się nie związała, ani nikt się koło niej nie kręcił… Może po prostu chciała pozbyć się świadka tego, co robi?

Co go najbardziej męczyło to to, że nagle zachciało się jej zdawać egzaminy w Hogwarcie i pojawiła się tam kilka razy w celu ustalenia warunków. Snape zgodził się przyjąć ją tymczasowo, na okres trwania OWUTEMÓW, do Gryffindoru.

Snape. On też go prześladował. On, czy raczej nadzwyczajny traf, który miał i który sprawiał, że szlag trafiał każdą z zasadzek, które zorganizowali. Trzy pod rząd uszły mu płazem. To trochę za dużo jak na zwykłe szczęście.

W czasie ostatniej ktoś mu pomagał i nie była to McGonagall. Ktoś inny. A Granger pojawiała się w Hogwarcie… Gdyby założyć, że Granger i Snape zmówili się przeciw nim, mogło to wiele wyjaśnić…

No i na Rathlin Island pojawili się mugole, a przecież ona była mugolaczką.

To ostatnie było już zdecydowanie zbyt naciągane i sam zdawał sobie z tego sprawę, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś tu jest nie tak.

Póki Teddy nie wyliże się i nie wróci do pracy, nie będą mogli dodać jej do listy osób nadzorowanych. Nic straconego. Właśnie szła na dwa tygodnie urlopu i zgodnie z tym, co powiedziała Tylerowi, wybierała się albo sama, albo z rodzicami do Australii.

Dobrze, więc ma dwa tygodnie na poddanie jej ścisłemu nadzorowi. Kiedy wróci, będzie można prześledzić każdy jej ruch i zobaczyć, czy nie ma w tym nic niepokojącego.

.

 

Wtorek, 11.08

Obiad w Wielkiej Sali trwał dłużej niż zwykle. Poprzedniego dnia do zamku wróciła Septima Vector, Horacy i Filius Flitwick. Na śniadanie każdy przyszedł o innej porze, bo, szczególnie dla Horacego, pomysł wstania przed dziewiątą rano w czasie wakacji był czystą abstrakcją.

Tak więc w trakcie obiadu Severus i Minerwa musieli wyjaśnić pozostałym, co się dzieje. I powiedzieć to, co chcieli powiedzieć.

Nikt nie zwracał jeszcze uwagi na to, gdzie siadał; wszyscy starali się usiąść jak najbliżej Severusa i Minerwy. W czasie wakacji właśnie z tego powodu często do stołu siadano po obu stronach, nie tylko po jednej, twarzą do czterech stołów uczniów. Nikomu nie chciało się porozumiewać krzykami.

Severus przedstawił całą sytuację z punktu widzenia kogoś zupełnie niewiedzącego o Norrisie i reszcie. Wyjaśnił, że zareagował ostro na pomysł ograniczenia przyjęć do Hogwartu, kierując się kryterium pochodzenia i że dziś zamierza napisać do Proroka i Żonglera w sprawie pomysłu poddania nauczycieli egzaminowi sprawdzającemu kwalifikacje.

– Moje mogą sprawdzać – powiedział z pogardą Filius Flitwick, poprawiając się na podwyższonym dla niego krześle. – Ciekawe, czy wyzwą mnie na pojedynek.

Horacy zaśmiał się głośno, wyobrażając sobie Mistrza Pojedynków poddanego egzaminowi na zaklęcia używane w czasie walki. Ale zanim cokolwiek powiedział, odezwała się oburzona Minerwa.

– Filiusie, tu nie chodzi o to czy masz szansę, czy nie, zdać ten ich egzamin. Tu chodzi o zasady. Najwyraźniej siedzi tam jakiś szaleniec, który sypie zwariowanymi pomysłami. Odizolować w innej szkole dzieci mugolskiego pochodzenia, wprowadzić pozwolenie na posiadanie drugiego dziecka, przymusowe usuwanie ciąży, bo KOMUŚ tam się tak podoba… teraz poddanie nauczycieli egzaminom… To nie może dojść do skutku!

– Fakt, że w tej chwili widzę potrzebę poddania egzaminowi jedną grupę czarodziejów – powiedziała Septima, marszcząc brwi. – Tych pracujących w Ministerstwie. Ale nie pod względem kompetencji, ale stanu umysłu. Zgadzam się z wami, że nie wolno do tego dopuścić. Severusie, zanim wyślesz list do Proroka i Żonglera, daj mi go, proszę, do przeczytania. Chciałabym się móc pod nim podpisać i być może trzeba będzie napisać ostrzej.

Severus kiwnął głową, a Minerwa uśmiechnęła się do koleżanki.

– Moja droga, jeśli sądzisz, że wypowiedzi Severusa trzeba jeszcze zaostrzyć, to będę musiała dać ci do przeczytania wszystkie jego listy, które wydrukowali w obu gazetach!

Septima spojrzała pytająco na Severusa.

– Z olbrzymią chęcią je przeczytam!

– Nie sądzę, żebym cię zawiódł – powiedział Severus, unosząc kącik ust.

Horacy poprawił trochę szatę, która napięła się na jego jeszcze bardziej niż przed wakacjami wystającym brzuchu i spojrzał w zaczarowany sufit.

– Prawdziwie letnia pogoda… jakieś plany na dzisiejsze popołudnie?

– Nic do końca tego tygodnia – Severus miał zdecydowanie inne plany i przewidywał, że będzie raczej dość zajęty. – Przejrzyjcie wyposażenia waszych sal lekcyjnych i zróbcie listę potrzebnych od września przedmiotów. Horacy, już zająłem się eliksirami, dam ci listę, może będziesz chciał ją uzupełnić. Z przygotowaniem wytycznych dla Opiekunów Domów poczekam na powrót Pomony.

Horacy wyglądał na uszczęśliwionego.

– Wiem, że przed końcem roku narzekała, że trzeba będzie zamówić dużo octu. Chyba zbyt wielu Krukonów i Gryfonów pchało się do pokoju wspólnego Puchonek – zaśmiał się. – Proponuję w tym roku wziąć jakiś wyjątkowo śmierdzący. Jak jeden z drugim zostaną oblani czymś takim, przejdzie im ochota na romantyczne randki…

Severus spojrzał na Horacego, zachowując poważny wyraz twarzy. Minerwa parsknęła śmiechem.

– Mówisz, jakby Ślizgonów tam nie ciągnęło.

– Ślizgoni romansujący z dziewczynami z innych domów? – odparł ironicznie Horacy. – Minerwo, cuda się zdarzają, ale przyznam, że ostatnio za wiele ich nie widziałem.

Pora będzie zmienić temat…

– Mam dla ciebie coś specjalnego, Horacy – zwrócił się do niego Severus. – Wybierz się do Zakazanego Lasu po parę brakujących składników. Do tego cuda nie są potrzebne.

Horacemu trochę zrzedła mina. Severus podejrzewał, że ten najchętniej spędziłby całe dnie Pod Trzema Miotłami.

– Nie masz dla mnie nic ciekawszego?

– Oczywiście, skoro prosisz. Porozmawiać z Krwawym Baronem…

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, słysząc łatwą do przewidzenia odpowiedź.

– Dobrze, już dobrze, pójdę do Zakazanego Lasu…!

Po obiedzie Severus wrócił do swojego gabinetu, żeby napisać do Proroka i Żonglera odpowiedź na artykuł, który ukazał się wczoraj w Proroku, w którym oficjalnie zapowiedziano wprowadzenie Komisji Edukacyjnej. Prorok podawał, że Komisja będzie miała za zadanie przeegzaminować czarodziejów z ich zdolności magicznych i stwierdzić, czy nadają się do pełnienia swoich funkcji. W przypadku, kiedy czarodziej nie wykaże się odpowiednimi umiejętnościami, Komisja albo skieruje go na kursy uzupełniające braki, albo zasugeruje inne, bardziej odpowiednie stanowisko czy zawód.

W tej chwili miały być opracowywane testy kwalifikujące, odpowiednie dla różnych zawodów.

Poniżej artykułu była lista zawodów i stanowisk, które miały być poddane egzaminowi. Nauczyciele w Hogwarcie i innych Wyższych Szkołach byli na czele tej listy, zaraz za pracownikami Ministerstwa.

.

„Prorok zaskoczył nas informacją, że większość czarodziejów poddana zostanie testom mającym sprawdzić poziom ich wiedzy czarodziejskiej.

W tym celu Ministerstwo zamierza powołać Komisję Edukacyjną, która władna będzie odsunąć każdego z aktualnie sprawowanego stanowiska. Zaiste, członkowie Komisji będą mieli olbrzymią władzę nad resztą społeczności czarodziejskiej.

Nurtują mnie dwa pytania.

Po pierwsze, kto będzie wyłaniał członków Komisji Edukacyjnej? Po drugie, kto będzie sprawdzał ich kompetencje? Nie wątpię bowiem, że ludzie ci poddani zostaną wszechstronnym testom mającym wykazać ICH nieprzeciętny poziom.

W świetle tego, co się ostatnio dzieje, poważnie obawiam się, że ci sami czarodzieje, którzy są autorami całkowicie poronionych pomysłów jak pozwolenie na drugie dziecko, zamknięcie granic, zakaz wyrażania publicznie opinii, czy ograniczenie naboru do Hogwartu, zechcą uzurpować sobie prawo do stanowienia o bycie innych czarodziejów.

Pytania stają się szczególnie ważne w sytuacji, kiedy nawet nauczyciele mają zostać poddani egzaminom.

Niezmiernie ciekaw jestem, kto ma kompetencje wyższe niż nauczyciele. To my was uczyliśmy. Jeśli nawet my nie mamy wystarczających kompetencji, wy z pewnością macie jeszcze mniejsze. Czyżby oznaczało to, że nie nadajecie się na stanowiska, które piastujecie?”

.

Zdecydował się nie komentować w żaden sposób innego artykułu. „Śmiertelny wypadek w nowej szkole” był bardzo przygnębiający. Jak zwykle zupełnie nieznany mu reporter napisał o katastrofie, do której doszło w wykańczanej właśnie nowej szkole, która miała zostać oddana niedługo dla uczniów mugolskiego pochodzenia.

Skupił się na śmierci kilku robotników pracujących tam od paru miesięcy, którzy w chwili zawalenia się dachu i północnej ściany znajdowali się na parterze i zostali zmiażdżeni pod tysiącami funtów kamieni i dachówek, które zasypały ich grubą na wiele stóp warstwą. Ciała robotników zostaną przekazane rodzinom, kiedy tylko zostaną odnalezione wszystkie szczątki.

Severus zacisnął pięści z tłumionej złości. Niewątpliwie mogli się z Hermioną cieszyć, że odnieśli sukces nad Norrisem, ale nie obyło się bez zupełnie niepotrzebnej śmierci. Przeżył dwie wojny i był do niej przyzwyczajony, co nie znaczyło, że fakt, że Norris zdecydował się zabić robotników, był mu zupełnie obojętny. Bo domyślał się, że to właśnie sprawka Norrisa.

Najchętniej odpisałby jeszcze wczoraj, ale w południe miał z Hermioną spotkanie z Premierem mugoli, potem zaś wybrali się do Spinner’s End i długo dyskutowali na rozmaite tematy. A potem czas było wracać do Hogwartu i przywitać wracających doń nauczycieli.

Spotkanie z mugolskim Premierem otworzyło przed nimi parę nowych możliwości. Najważniejszą z nich było potwierdzenie, że z całą pewnością będzie on mógł ochronić rodziców Hermiony. Miał się niebawem z nimi skontaktować w tej sprawie.

Być może David Cameron nie byłby taki skłonny do pomocy, ale Severus zdecydował się powiedzieć mu o wszystkim, co się dzieje. Kiedy mężczyzna usłyszał jego krótkie, ale dobitne wyjaśnienia, milczał bardzo długą chwilę, po czym powiedział, że w zaistniałej sytuacji proponuje całą pomoc, jaką może zaoferować bez niebezpieczeństwa ujawnienia istnienia świata magicznego.

Nie wiedzieli jeszcze, o co mogą musieć go prosić, ale świadomość, że na angielskiej ziemi jest ktoś, na kogo mogą liczyć i kto z całą pewnością nie będzie podejrzewany przez Norrisa, miała szalone znaczenie.

Nie do końca rozumiał rozmowę Hermiony o czekach, kartach czy przelewach bankowych, ale już w Spinner’s End dziewczyna wyjaśniła mu, że jeśli będą zmuszeni się ukrywać, nie będą mogli używać pieniędzy Severusa w banku Gringotta, a przecież jakoś musieli móc żyć, przez nie wiadomo jak długi okres czasu.

– I co w związku z tym chcesz zrobić? – spytał wtedy.

– Chcę otworzyć w mugolskim banku takie specjalne konto i móc posługiwać się… nazwijmy to pieniędzmi wirtualnymi – odparła.

– Wirtualnymi…?

– Takimi, co nie istnieją fizycznie.

– A w tej chwili używasz tych fizycznych?

– W tej chwili mam konto w zwykłym mugolskim banku, ale takie najprostsze. Kiedy dostaję wypłatę z Ministerstwa, wymieniam część pieniędzy w Gringocie, idę do banku mugoli i … wkładam je do mojej skrytki. A kiedy ich potrzebuję, idę i proszę, żeby mi wydali tyle, ile potrzebuję. Nie trafia się to za często, bo za mieszkanie płacą rodzice i często robię zakupy na Pokątnej. Ale o tym banku wiedzą w Ministerstwie, więc w razie czego będą tam na mnie czekać.

Severus zgodził się z nią, że w takim wypadku pomoc mugoli z pewnością się przyda. Im dalej od Norrisa, tym lepiej.

Zanim wysłał sowę do Proroka i wybrał się zostawić wiadomość Lovegoodowi, poszedł do Septimy pokazać swój list. Czarownica szybko go przeczytała i podpisała na obu pergaminach zamaszystym gestem.

Przyszło mu do głowy, żeby dać list również Minerwie, więc wybrał się do jej gabinetu. Miał rację, Minerwa złożyła swoje podpisy pod spodem.

– Do Lovegooda nie możesz przecież wysłać sowy – powiedziała, podając mu oba pergaminy.

Severus spojrzał za okno, w stronę Zakazanego Lasu.

– Właśnie dlatego muszę dostarczyć go szybko do skrytki, którą obaj znamy – odparł, chowając je do kieszeni.

Minerwa zasznurowała usta.

– Chcesz wyjść pod swoją własną postacią?

– Wybieram się do Klubu Twórców Eliksirów, więc muszę być sobą. Ale do skrytki udam się w drugim wymiarze – uspokoił ją Severus.

Czarownica nie wyglądała na usatysfakcjonowaną.

– Wiem, że Norris mówił ostatnio, że zgadza się zostawić cię w spokoju, ale… trochę się o ciebie martwię. Daj mi znać, jak tylko wrócisz.

– Wrócę z pewnością późnym wieczorem, ale jeśli chcesz, to dam ci znać.

Minerwa spojrzała na niego uważnie.

– Idziesz potem do Hermiony? Severusie…

Severus sięgnął po proszek Fiuu, żeby wrócić do siebie.

– Porozmawiamy o tym później, Minerwo. Teraz mam sprawę do załatwienia. Gabinet dyrektora – rzucił, kiedy w kominku buchnęły zielone płomienie. – Do zobaczenia – powiedział i wszedł w nie energicznym krokiem.

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 34Dwa Słowa Rozdział 36 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 4 komentarzy

  1. Ciekawi mnie w sumie czemu nie może zapolować na Norrisa i innych 🤔 Wiedzą, kto siedzi w tym hejtklubie, mógłby ich załatwićWróć do czytania

    1. hmmmm… Musiałby wybić całe to towarzystwo, żeby nikt nie przejął pałeczki po Szefie…

      Ale fakt, że można się nad tym zastanowić.
      powiedziałabym, że powód jest taki sam, jak dlaczego Voldemort uparł się sam zabić Harry’ego Avadą, zamiast kazać komuś trzasnąć go czymś porządnie w łeb i po sprawie… – to znaczy nie byłoby o czym pisać 😉

Dodaj komentarz