Dwa Słowa EPILOG część 12

Gdy za dwadzieścia czwarta Severus wszedł do Wielkiej Sali, nie mógł uwierzyć własnym oczom. To pomieszczenie zupełnie jej nie przypominało.

Zaczarowane sklepienie było szarobłękitne, jak niebo na zewnątrz. Z góry, zawieszone w powietrzu, spływały dziesiątki długich girland kwiatów, mieniąc się bielą, zielenią i żółcią. Ich oszałamiająco świeży zapach rozszedł się w powietrzu i sprawiał, że chciało się nabrać głęboko oddechu i zatrzymać tę rześkość w piersi. Między kwiatami migotały unoszące się wysoko świece, niczym słońce przezierające przez gąszcz zieleni. Wśród plątaniny liści i pąków róż i innych kwiatów, których nawet nie umiał nazwać, polatywały chmarami kolorowe motyle, cykady i barwne ptaki, pośpiewując, podzwaniając, pogwizdując… chwilami słyszał nawet szelest skrzydeł ocierających się o liście.

Stoły czterech domów znikły, a ławy zostały poprzestawiane w poprzek, po obu stronach szerokiego i długiego przejścia pośrodku, wiodącego aż do stołu nauczycielskiego. Między rzędami ław stało już pełno uśmiechniętych ludzi, którzy na jego widok odwrócili się w jego kierunku. W ostatnich rzędach zobaczył prawdziwy tłum uczniów ubranych schludnie w szaty Hogwartu, w tiarach na głowach; każdy z nich trzymał w ręku białą różę. Złoto z czerwienią, błękit i brąz, srebro i szmaragd, żółć i czerń mieszały się ze sobą i mówiły wyraźnie, że przyszli tu nie współzawodniczyć ze sobą, ale cieszyć się wspólnie ich szczęściem.

Na ścianach między oknami spływały w dół szerokie wstęgi białego jedwabiu, zza których zdawały się dobiegać delikatne, ulotne dźwięki jakiejś nieznanej mu muzyki.

Jean Jacques popchnął go lekko do przodu, więc Severus zacisnął mocno palce wokół różdżki i ruszył przed siebie, oszołomiony. Cisza, która zapadła gdy weszli do środka, urwała się równie szybko i sala rozbrzmiała na nowo gwarem cichych rozmów i szeptów ozłacanych czasem nagłymi wybuchami śmiechu.

Mijał roześmiane twarze, ludzi machających do niego i kiwających mu głowami, ale czuł się, jakby był w innym wymiarze. Stół nauczycielski wydał mu się nagle być strasznie odległy, nie przybliżał się, choć przecież szedł ku niemu krok za krokiem… Jakby był na morzu i każda fala niemal niezauważalnie oddalała go od upragnionego brzegu, niwecząc każdy ruch ramionami, kołysała go łagodnie…

Ale wreszcie dotarł do końca długiego korytarza, minął pierwsze rzędy, w których siedzieli Helen i Perry oraz Arthur i Harry Potter. Rodzice Hermiony byli oszołomieni i przyglądali się wszystkiemu szeroko otwartymi oczami.

Pomiędzy stołem przykrytym białym obrusem, udrapowanym w wymyślne fałdy i zarzuconym kwiatami, a pierwszymi rzędami ław leżał na ziemi biały, nieregularny dywanik. Jean Jacques wskazał mu go gestem i gdy wszedł na niego, jego błyszczące czarne buty i głęboka czerń szaty odcięły się tak mocno, że aż paliło w oczy. Pasowała do niego tylko biel koszuli.

Jean Jacques poprawił na sobie brązową szarfę i stanął koło niego. Ubrany był w bordową szatę zdobioną złotymi dodatkami, spiętą szerokim złotoczarnym pasem i jego szarfa doskonale pasowała do stroju, choć tak po prawdzie, to dobrał strój do koloru szarfy. Wybrał brąz, bo jego zdaniem to właśnie ten kolor najbardziej oddawał dzisiejszą rolę Severusa – reprezentował rodzinę, stabilizację i odpowiedzialność, czyli właśnie to, co w tradycyjnym rozumieniu małżeństwa mężczyzna powinien zapewnić kobiecie.

Parę minut później otworzyły się drzwi z boku i wszedł Mistrz Ceremonii. Podszedł do nich z tajemniczym uśmieszkiem i skłonił się wytwornie.

– David Douglas – przedstawił się. – Witam panów. Nareszcie ten cudowny dzień, tak? – obrzucił Severusa radosnym spojrzeniem. – Proszę się nie denerwować, wszystko się ułoży.

– Nie denerwuję się.

– Ależ oczywiście, że się pan denerwuje – zaśmiał się Douglas. – Chyba tylko szaleniec by się nie denerwował.

Severus nie odpowiedział, więc Jean Jacques przezornie zmienił temat.

– Proszę – podał Douglasowi pudełeczko z obrączkami. – Gdzie je mam położyć?

– Gdzieś tu powinna być.. O, jest! – Douglas wskazał srebrną tacę, niemal ginącą pod naręczem kwiatów. – Proszę je położyć na tacce. Widzę, że robota goblinów…

Jean Jacques wyłożył dwie obrączki, jedną większą i jedną mniejszą na tacy. Wyglądały na srebrne, ale doskonale wiedział, że to białe złoto, bo sam pomagał Severusowi je wybierać. Na mniejszej Severus kazał wygrawerować „Zawsze”, co trochę go zdziwiło. On sam albo wygrawerowałby datę ślubu, albo inicjały młodej pary, ale… cóż.

Douglas wyciągnął z dużego, płaskiego pudełka długie ozdobne pióro kruka, które natychmiast skojarzyło się Severusowi z Mateuszem z Ministerstwa. Nawet tak samo połyskiwało na niebiesko.

Jean Jacques wrócił do Severusa i spojrzał na dalekie drzwi wejściowe.

– Jeszcze parę minut.

– Przecież nic nie mówiłem!

Merde, odstresuj się!

– To jest ta wasza sala, w której nie dane mi było zjeść obiadu?

– To jest szkolna Wielka Sala, w której uczniowie i nauczyciele jadają posiłki, a nie restauracja hotelowa.

– A gdzie siedzą uczniowie? – zapytał, byle go czymś zająć.

Severus potrząsnął głową i zapatrzył się w drzwi wejściowe, więc Jean Jacques podrapał się po głowie, poprawił włosy i zamilkł.

Jakiś czas później rozległ się delikatny dźwięk dzwoneczków i jak za machnięciem różdżki, otworzyły się wolno drzwi. Wszyscy obrócili się w tamtą stronę i zamilkli. Severus wyraźnie drgnął i ścisnął kurczowo różdżkę.

Dostrzegł stojącą w dali ubraną na biało postać i serce w nim zamarło, a potem zaczęło bić tak szybko, że aż zakręciło mu się w głowie.

Hermiona…

I gdy patrzył na kroczącą ku niemu dziewczynę, nie słyszał nawet nastrojowej muzyki, która rozbrzmiała zza pofalowanych wstęg.

Sunęła ku niemu dostojnie, jak biały anioł unoszący się w powietrzu. Z każdym szalonym biciem serca widział ją coraz wyraźniej, była coraz bliżej, ale wciąż za daleko! Tłumiona od wczoraj tęsknota wybuchła w nim teraz z całą siłą i serce chciało wyrwać się mu z piersi, by pobiec ku niej. Jak to było możliwe, że choć była tak blisko, mogło mu jej tak brakować? Potrzebował jej jak powietrza i jej brak bolał. W tej chwili czuł, że jeśli za chwilę jej nie dotknie, umrze. Stłumił w sobie jęk i nieświadomie wyciągnął w jej kierunku rękę. Widział ją coraz lepiej i jej piękność poraziła go.

Miała na sobie białą suknię aż do samej ziemi. Materiał, powleczony koronką trzymał się na samych brzegach ramion i zbiegał się z przodu w niewielki dekolt, opinając się na jej piersiach, otulał talię i biodra i zwężał się, schodząc w dół. Dopiero od kolan rozszerzał się i spływał falami na ziemię, tworząc z tyłu niewielki tren. Przez delikatne wzory w koronce przebijała kremowa skóra jej ramion.

Włosy miała upięte w wytworny kok, w który wpięte były malutkie różyczki i jakieś połyskujące delikatnie paciorki.

Z każdym płytkim oddechem była coraz bliżej. Już widział jej piękną, delikatną szyję, jej wyraziste brwi… duże oczy… wdzięczny nosek… miękkie zagłębienia przy obojczykach, które tak uwielbiał całować… jej pełne, miękkie i ciepłe wargi… i zadrżał, gdy uśmiechnęła się do niego całą sobą.

Zamknął półotwarte usta, choć nawet nie wiedział, kiedy je otworzył, przełknął z trudem ślinę, choć coś dławiło go w gardle i piekło w oczach i gdy dotarł go znajomy zapach jej perfum, wziął głęboki oddech i uświadomił sobie, że do tej pory się dusił.

Merlinie, błagam…

I nagle była już koło niego. Wyciągnęła małą rączkę i aż westchnął głośno, widząc swoją dużą dłoń ujmującą ją delikatnie. Ich palce się splotły i poczuł, że cały aż trzęsie się od tłumionej tęsknoty. Wprowadził ją na biały dywanik i wreszcie byli razem. Oszałamiające poczucie szczęścia i… spokoju rozlało się po jego piersi jak balsam, uspokoiło dziko kołaczące serce i rozluźniło całe jego ciało. Znikł ból, znikło wszystko dookoła. Widział tylko ją, chłonął jej radość, pieszcząc wzrokiem gładką twarz, tonął w jej rozpalonych szczęściem czekoladowych oczach i nie liczyło się już nic innego prócz tej cudownej czarownicy tuż koło niego.

Nawet nie zauważył, kiedy z tyłu stanęły jej trzy świadkowe.

Ginny przepasana była czerwoną szarfą, Minerwa, stojąca pośrodku w trochę sztywnej, zapiętej aż pod szyję granatowej szacie, miała na sobie żółtą szarfę, zaś szarfa Molly stojącej po drugiej stronie była biała.

Ręka Hermiony drgnęła i zacisnęła się na jego ręce i uśmiechnął się lekko, oddając uścisk.

Douglas odchrząknął i Severus obrócił się do niego.

– Proszę państwa – usłyszeli dochodzący zewsząd głos Douglasa. – Witam was wszystkich w tym tak wyjątkowym dla nas dniu. Wyjątkowym przede wszystkim dla dwóch obecnych tu osób. Dla Severusa i Hermiony. Jesteśmy tu po to, żeby patrzeć, jak dziś magia połączy w związek małżeński miłość, która od dawna jest już w ich sercach i umysłach.

Hermiona spojrzała na Severusa, a on na nią.

– Dziś… już za chwilę, będziecie mężem i żoną… Od dziś będziecie dzielić ze sobą tak szczęście, jak i troski… Będziecie iść razem przed siebie jedną drogą, w tym samym kierunku, będzie dla was świeciło to samo słońce, będzie wiał ten sam wiatr i razem będą bić wasze serca.

Hermiona kątem oka zobaczyła, jak jej matka ociera sobie oczy. Douglas uśmiechnął się ze zrozumieniem.

– Hermiono Jean Granger… jakie są twoje śluby?

Dziewczyna obróciła się przodem do Severusa, oddała Ginny bukiet i sięgnęła po jego drugą rękę. Ten zawahał się sekundę, oddał różdżkę Jean Jacquesowi i szybko podał jej dłoń. Otoczyła ją swoją delikatną rączką, z której tym razem promieniowało ciepło i w tym momencie Douglas rzucił na nią Sonorus.

– Severusie Tobiaszu Snape – powiedziała drżącym od emocji głosem, który usłyszeli wszyscy, jakby szeptała im do ucha. – Ja, Hermiona Jean Granger biorę Merlina i wszystkich obecnych na świadków i przyrzekam ci… przyrzekam ci to, czego nigdy w życiu nie doświadczyłeś. Przyrzekam ci miłość i zaufanie, wierność i zrozumienie. Przyrzekam ci współczucie i wdzięczność… Przyrzekam odmienić twoje życie i ofiarować ci szczęście. Chcę… Będę twoją żoną, przyjaciółką i kochanką… Będę płakać wtedy, kiedy ty płaczesz i cieszyć się wtedy, kiedy ty się cieszysz…– urwała na chwilę, złapała oddech i mówiła dalej. – Przyrzekam ci, że razem zbudujemy nasz dom… z naszych marzeń i miłości. Prawdziwy, ciepły dom… do którego zawsze będziesz chciał wrócić. – Łzy pociekły jej po policzkach i zamrugała, żeby cokolwiek widzieć, ale na próżno. – Severusie… przyrzekam, że zrobię WSZYSTKO, by dotrzymać moich ślubów… i kochać cię… ZAWSZE.

Ostatnie słowa z trudem przeszły jej przez usta, urywane, drżące, jak jej mocno zaciśnięte palce. Odsunęła na parę sekund rękę, żeby otrzeć łzy i wreszcie go widzieć. Żeby zobaczyć jego odpowiedź.

Severus próbował przełknąć jakąś kulę w gardle, która dławiła go coraz bardziej, nie pozwalała zaczerpnąć oddechu i z każdym jej słowem paliła coraz bardziej. Gdy usłyszał jej ostatnie słowa, zawirowało mu w głowie i tylko jej drobne ręce utrzymały go w miejscu. Poczuł pieczenie w oczach i szarpnął głową w bok, żeby ukryć łzy, które nabrzmiały pod powiekami i stłumić okrzyk szczęścia, który aż bolał gdzieś w piersi.

Wbił niewidzący wzrok gdzieś w górze olbrzymiego okna za stołem, starając się nad sobą zapanować.

Zrobię WSZYSTKO… kochać cię ZAWSZE…

Tylko Douglas widział jego twarz i przysiągł sobie zapamiętać ją na całe życie. Wszyscy inni widzieli tylko jego mocno falującą pierś i trzęsące się ramiona i mogli się tylko domyślać, co działo się w jego sercu.
Helen załkała głośno i osunęła się na ławę i Perry musiał ją podtrzymać. Harry stał blady, z otwartymi ustami i nieświadomie zaciskał i rozluźniał ręce ściskające różdżkę. Molly popłakiwała cicho, Minerwa i Ginny również ocierały sobie policzki. Nawet Jean Jacques mrugał.

Zrobię WSZYSTKO… ZAWSZE…

Wreszcie Severus nabrał głęboko powietrza, odwrócił głowę ku Hermionie, uśmiechnął się krzywo i skinął głową.

Douglas sięgnął po srebrną tackę i podał ją Hermionie, która, nie odrywając oczu od jego oczu, dotykiem odnalazła większą obrączkę i zamknęła ją w dłoni, żeby ogrzać chłodne złoto. Minerwa podała jej różdżkę i Severus skorzystał z okazji, żeby otrzeć policzki.

Błyszczący krążek rozjarzył się światłem, gdy Hermiona szepnęła Habeo i dotknęła go różdżką. Dziewczyna sięgnęła po lewą rękę Severusa, ujęła ją delikatnie i powoli wsunęła obrączkę na jego długi, wąski palec. Światło zanikło zupełnie.

Douglas rzucił Sonorus na Severusa i wskazał mu głową Hermionę.

– Severusie Tobiaszu Snape. Jakie są twoje śluby?

Severus nie wiedział, co powiedzieć. Przy tym, co przed chwilą powiedziała Hermiona, jego obietnica wydała mu się nagle… mała. Bez wartości. Prawie bał się, że mogłaby ją odrzucić.

I nagle zrozumiał, że wystarczyło zajrzeć do serca i powiedzieć, co czuje. Sięgnął po jej ręce i bez trudu zamknął je w swoich.

– Hermiono Jean Granger – odezwał się niskim, wilgotnym jeszcze głosem. – Ja, Severus Tobiasz Snape biorę Merlina i wszystkich tu obecnych na świadków i przyrzekam ci na moje życie i na moją magię… kochać cię, czcić i wielbić. I szanować. Przysięgam dać ci szczęście… i pomóc ci zbudować nasz dom, taki jak chcesz… Pełen ciepła i miłości… Będę cię zawsze bronił i nie pozwolę już nikomu cię skrzywdzić. Przyrzekam być twoim mężem, przyjacielem i kochankiem. Dobrym ojcem dla naszych dzieci. Twoim najwierniejszym sługą. Ale… – zawahał się jedną ulotną chwilę i oczy Hermiony rozszerzyły się. – Ale wiesz, że będę potrzebował twojej pomocy. Nie wiem… nie umiem tak wiele… Dlatego proszę… Pomóż mi. Naucz mnie wąchać trawę… i czytać w obłokach… pokaż mi, jak złapać słońce… bym mógł ci je przynieść… Naucz mnie widzieć, a nie patrzeć… I rozumieć, a nie słuchać… Naucz mnie, co to jest życie… Proszę.

Jego głos stopniowo nabierał mocy, ale ostatnie słowo było najlżejszym szeptem.

Dziewczyna przymknęła oczy, pozwalając łzom toczyć się po policzkach i skinęła głową.

– Przyrzekam.

Usłyszał to on i stojący najbliżej.

Douglas podsunął mu tackę, ale Severus, nie odrywając wzroku od jej błyszczących, zapłakanych oczu sięgnął po jej lewą dłoń i zdjął z serdecznego palca zaręczynowy pierścionek. Dopiero kiedy odłożył go na tackę, sięgnął po obrączkę i różdżkę.

Mały krążek rozjarzył się światłem i Hermiona aż zachłysnęła się na widok błyszczących literek od wewnętrznej strony. Nie umiałaby ich odczytać, ale domyślała się co mogło tam być napisane. ZAWSZE.

Najcenniejsze, najważniejsze słowo w jego życiu.

Severus uniósł jej dłoń do ust, musnął wargami miejsce, gdzie obrączka miała zastąpić pierścionek i ucałował z czcią czubki jej palców.

Najdelikatniej jak potrafił, wsunął obrączkę na jej palec i bezgłośnie wymówił to samo słowo. O tym wiedzieli tylko oni.

Helen przysiadła na ławie, łkając głośno i mnąc batystową chusteczkę. Perry próbował ją podnieść, ale zamiast tego poczuł, że sam też musi otrzeć oczy. Harry ukrył twarz w dłoniach. Arthur uśmiechał się jak szaleniec. Z dalszych rzędów dobiegały cichutkie pochlipywania i westchnienia.

Douglas odłożył na stół tackę i sięgnął po różdżkę.

– Cudownie – powiedział rozradowany. – Cudownie. Hermiono, wybrałaś na dziś swoich świadków, którzy teraz będą mogli za ciebie poręczyć. Ginewro Weasley…

Ginny podeszła do nich z poważną, skupioną twarzą, zdjęła czerwoną szarfę i zarzuciła im na ramiona. Severus musiał pochylić się trochę, bo choć Ginny wspięła się na palce, nie udawało się jej przerzucić szarfy przez jego głowę.

Hermiona zupełnie nie poczuła dotyku na swoich nagich ramionach.

– Ja, Ginewra Weasley przed Merlinem i wszystkimi tu obecnymi świadczę dziś za miłość panny młodej.

Zaraz za nią podeszła Minerwa i z równie poważną twarzą zarzuciła na nich żółtą szarfę.

– Ja, Minerwa McGonagall, przed Merlinem i wszystkimi tu obecnymi poświadczam moc magiczną panny młodej, jej niebywałą wiedzę i inteligencję.

Molly otarła jeszcze raz zapłakane policzki, trochę nieudolnie zdjęła z siebie białą szarfę i Severus znów musiał się pochylić, by mogła zarzucić im ją na ramiona.

– Ja, Molly Weasley, przed Merlinem i wszystkimi tu obecnymi poświadczam jej płodność, kobiecość i pragnienie macierzyństwa – powiedziała i przesunęła wzrokiem po brzuszku Hermiony.

Severus zacisnął delikatnie rękę i Hermiona oddała mu uścisk.

– Severusie, ty również masz swojego świadka.

Jean Jacques stanął przed nimi z radosnym uśmiechem.

– Ja, Jean Jacques Legrand, przed Merlinem i wszystkimi tu obecnymi mam honor poświadczyć za Severusa moją magią i moim życiem. Za jego pragnienie założenia trwałej, szczęśliwej rodziny – zdjął z siebie szarfę – za jego odpowiedzialność jako męża i ojca, za jego opiekuńczość i troskę o przyszłą żonę – założył szarfę na ich ramiona i poprawił tak, żeby przykryła trzy poprzednie. – Dużo przeszliśmy i przeżyliśmy i wiem, że to jest właśnie to, czego mój przyjaciel pragnie.

Mrugnął do nich i Severus skinął mu głową, chcąc podziękować zarówno za świadectwo, jak i nazwanie go przyjacielem. Był jedynym człowiekiem na świecie, który mógł i chciał się na to zdobyć.

Douglas przechylił się lekko do nich.

– Obróćcie się do mnie – szepnął i gdy oboje poruszyli się delikatnie, żeby nie naruszyć szarf, dotknął ich różdżką i zaczął szeptać jakieś długie zaklęcie.

Szarfy zaczęły blednąć, z chwili na chwilę stawały się coraz cieńsze, coraz… nie, one po prostu wnikały w nich!

Wszyscy obecni w Wielkiej Sali przechylali się i wyciągali szyje i zewsząd dobiegły szepty i ciche rozmowy.

– Patrz! – szepnął Perry do Helen, która ocierała sobie oczy.

Helen zamrugała, zaskoczona, na widok znikających szarf.

– To jest dowód, że ich śluby były prawdziwe – poinformował ich Arthur. – Gdyby nie były prawdziwe, szarfy by nie znikły.

– Ale… przecież… – wykrztusiła Helen.

– … jak tkanina może zniknąć?! – dokończył za nią Perry.

Arthur poprawił na głowie swoją tiarę, która ciągle mu spadała.

– To nie jest materiał.

– A co to jest?!

– To są ich uczucia. Te szarfy utkane są z ich uczuć.

Oboje otworzyli usta, ale nie umieli nawet ubrać w słowa tego, czego nie rozumieli.

Nagle dobiegł ich głos Mistrza Ceremonii.

– Proszę państwa… Magia rozpoznała i zaakceptowała ich śluby. Mi pozostaje więc tylko przekazać tę dobrą wieść wszystkim obecnym… Hermiono… Severusie… na mocy magii ogłaszam was mężem i żoną.

Nagle zewsząd wybuchły oklaski i wesołe okrzyki. Spłoszone ptaki zaczęły latać we wszystkie strony i pokrzykiwać głośno, przyłączając się do ogólnego hałasu.

Severus jeszcze zdążył dostrzec kątem oka wylatujące w górę czarne tiary i usłyszał chóralne wycie swoich uczniów, ale potem wszystko zbladło. Całkiem jakby zanurzył się pod wodę i zatarły się kolory i dźwięki.

Spojrzał na Hermionę… na swoją żonę, na jej promieniejącą z radości twarz, roześmiane oczy i coraz szerszy uśmiech i on również się uśmiechnął.

Ujął jej twarz w obie dłonie, chłonąc ten słodki obraz i przyciągnął ją, pochylając ku niej głowę. Ich usta się spotkały i otarły o siebie, zrazu delikatnie a potem mocniej, czulej.

To nie był odpowiedni moment na namiętne pocałunki, na to miał przyjść czas później tej nocy, więc Severus odsunął się po to, żeby jeszcze na chwilę przytulić żonę do siebie. Objął przez plecy, zamknął oczy i pocałował jej włosy. Wreszcie odnalazł zapach, w którym zasypiał od miesięcy. Był w domu.

Gdy w końcu odsunęli się od siebie, dotarły do nich brawa, śmiechy i wiwaty. Jakiś motyl przysiadł na włosach dziewczyny, więc Severus zdjął go na palec, pokazał jej poruszającego skrzydłami owada i dmuchnął delikatnie. Motyl odfrunął i zmieszał się z innymi tańczącymi w powietrzu.

– Witam, pani Snape. Miło mi panią poznać – powiedział Douglas z szerokim uśmiechem. – Gratuluję wam serdecznie. Mam szczęście być pierwszy, bo widzę, że jest pełno ludzi, którzy będą chcieli wam powiedzieć to samo. Ale zanim do nich uciekniecie, podpiszcie jeszcze akt zaślubin.

Severus uśmiechnął się do Hermiony, sięgnął po długie czarne pióro i rozejrzał się za atramentem.

– Nie będzie potrzebny – zaoponował Douglas i rozwinął na stole ozdobny, szary pergamin.

Severus podpisał więc akt na krwistoczerwono i podał pióro Hermionie. Dziewczyna nagle zawahała się.

– Jak ja mam się podpisać…?

Douglas zaśmiał się na widok jej miny. Prawie każda kobieta po ślubie zadawała mu to samo pytanie.

– A jak się teraz nazywasz?

– Snape – odparła. – To znaczy Granger-Snape.

– Doskonale. Więc już wiesz, jak masz się podpisać.

Po szlabanach Harry’ego z Umbridge Hermiona wiedziała, że są pióra, które piszą krwią trzymającego je i teraz spodziewała się bólu w ręce, ale ku jej zdumieniu nic nie poczuła. Na wszelki wypadek spojrzała na wierzch dłoni, ale nie pojawiły się tam żadne litery. Za to na dole aktu zaślubin pojawiło się na szkarłatno jej nowe nazwisko i znikło. Zerknęła jeszcze raz na rękę.

Douglas odebrał od niej pióro.

– To nie na rękę powinnaś patrzeć, ale w swoje serce i umysł.

– Dziękujemy bardzo – powiedział Severus do Douglasa i odwrócił się do Hermiony. – Gotowa? Pani Granger- Snape?

Oboje odwrócili się i spokój skończył się definitywnie.

Udało im się zrobić zaledwie dwa kroki do przodu, gdy Ginny rzuciła się uściskać Hermionę. Zaraz za nią była Minerwa i Molly, a po niej rodzice Hermiony.

Zapłakana Helen uścisnęła dziewczynę i udało się jej tylko powtarzać w kółko „Córuś kochana”. Kiedy skończyła tulić córkę, przytuliła mocno Severusa i próbowała coś powiedzieć, ale nie potrafiła.

– Porozmawiacie sobie z nią później, jak dojdzie do siebie – powiedział Perry, patrząc gdzieś w przestrzeń, ucałował Hermionę i westchnął głęboko, mrugając. – Ze mną też.

Poklepał mocno Severusa po ramieniu i odszedł spiesznie do Helen.

Zaraz za nim ustawiła się kolejka ludzi i choć każdy miał im do powiedzenia mniej więcej to samo, niektórych zapamiętali bardziej niż innych.

Arthur ucałował Hermionę po ojcowsku i uścisnął rękę Severusowi.

– To był najpiękniejszy ślub, jaki w życiu widziałem. Włącznie z moim własnym!

Charles Chevalier pochylił się przed Hermioną w nienagannym ukłonie.

– Za pozwoleniem pani męża, Madame Snape… – musnął ustami jej dłoń. – Mąż i żona to zwykłe słowa, ale to kobieta i mężczyzna swoim postępowaniem czynią je wyjątkowymi. Trzeba było niebywałej odwagi, żeby zrobić to, co zrobiliście parę miesięcy temu… i zupełnie innej, wcale nie mniejszej, by zdobyć się na takie śluby jakie wy złożyliście dzisiaj. Życzę wam, żeby całe wasze życie było odtąd równie cudowne, jak obecna chwila. Zasłużyliście na to.

Harry stanął przed nimi i uśmiechnął się niepewnie.

– Hermiono… panie profesorze… Chciałbym wam życzyć wszystkiego, co najlepsze… – zabrzmiało to bardzo banalnie i strasznie go to krępowało. – Ja… nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę.

Hermiona przytuliła go, poklepując mocno po plecach, ale odsunął się i wyciągnął rękę do Severusa.

– Naprawdę – zapewnił z naciskiem, patrząc mu w oczy, jakby zachęcał go do sprawdzenia tego samemu.

Severus nie potrzebował legilimencji, żeby zobaczyć to w jego twarzy. Uścisnął mocno jego rękę i uniósł kącik ust.

– To bardzo miłe, panie Potter, ale z pewnością nie bardziej niż ja. Dziękujemy.

Harry’emu kamień spadł z serca i z ulgą ustąpił miejsca Hagridowi i Madame Maxime, którzy stali zaraz za nim, trzymając się za ręce.

– Hermiona… – wyłkał Hagrid i wytarł nos w dużą chusteczkę w różowe kwiatki. – Moja mała Hermiona…! Pamiętam jeszcze tak niedawno przychodziłaś do mnie na herbatę wypłakiwać się z powodu Krzywołapa i szczura Rona, a teraz… – chlipnął znów i pokręcił głową. – A teraz jestem na twoim ślubie…!

Hermiona uśmiechnęła się z lekką nostalgią na wspomnienie tamtych dawnych, szkolnych czasów, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, Madame Maxime odsunęła na bok Hagrida. Małe ręce Hermiony ginęły w dużych dłoniach półolbrzymki.

– ‘Agrid, ty mi zrobi miejscy… ‘Ermiono, directore Snape… My chcieli wam życzyci cudowi życie razem. To takie bardzo bardzo wzruszający, że wreszcie wy jesteści razem.

– Madame Maxime, chcieliśmy bardzo podziękować za przyjęcie zaproszenia – powiedziała natychmiast Hermiona.

Kobieta potrząsnęła jej rękoma i Hermiona miała wrażenie, że zatrzęsła się cała.

– To drobnostka, moja drogi. Ja tylko nie chciała, żeby waszy Prorok znów pisał głupoti. I… – pochyliła się ku nim i ściszyła głos. – ja cieszę się, że będzie pani zdawaci egzaminy w moja szkole! To już tak blisko! Raptem kilka miesięcy!

Dziewczyna pomyślała o stosie książek, które musiała przeczytać, ale prawie natychmiast pojawił się w jej głowie inny obraz. Za cztery miesiące… to już będzie końcówka ciąży… No może nie końcówka, ale.. Może trzeba ją uprzedzić…?!

Severus poprawił swoją rękę na biodrze Hermiony i najwyraźniej pomyślał o tym samym.

– Będziemy musieli o tym porozmawiać, Madame Maxime.

Hermiona nie chciała, żeby ktoś zaczął się domyślać, o co może chodzić, więc przezornie zmieniła temat.

– Hagrid, nie nosisz już tej twojej kraciastej, włochatej marynarki?

– Nie, a co? Źle wyglądam?

– Stosownie do okazji – stwierdził poważnie Severus i Hagrid wyprostował się z dumy.

– Dziękuję, panie psorze!

– Ja mu nie pozwoliła – zdradziła Madame Maxime. – To ślub, a nie wiprawa w góri…

– Nie w góry, ale raczej do Trzech Mioteł – powiedział ktoś za nimi i pojawiła się ruda czupryna Georga.

– ‘Odź, Agrid, zróbmy miejscy – Madame Maxime podała mu ramię, Hagrid przybrał rozanieloną minę i odeszli na bok.

– No wreszcie! – zawołał George. – Angelina, chodź! Teraz nasza kolej!

Uściskał Hermionę i podał rękę Severusowi.

– Moi kochani… – zaczął z udawaną powagą i nie wytrzymał i parsknął śmiechem. – Gorące gratulacje z okazji ślubu! Życzymy wam, żebyście żyli długo i szczęśliwie, mieli dziesięcioro małych Snape’ów – wyszczerzył radośnie zęby – i żeby choć jeden z nich miał na imię George.

Severus uśmiechnął się trochę jadowicie.

– Panie Weasley, czas spoważnieć i zacząć mówić do rzeczy.

W tym momencie przez tłum przedarła się Angelina i rzuciła Hermionie na szyję.

– Hermiono… wyglądasz… przepięknie!!! Cudownie!!! – zawołała, przytrzymując ją w wyciągniętych ramionach.

– Proszę brać przykład z małżonki – powiedział Severus do rudzielca.

Angelina przyjrzała się Severusowi i pokiwała z uznaniem głową.

– Pan też wygląda wspaniale, panie profesorze… Kochana, ja na twoim miejscu bym takiego męża pilnowała… w szkole pełnej kobiet…

– Powaga długo nie potrwała – skomentował Severus, ale skinął głową, dziękując.

– Angelina! – George złapał się za serce i udał, że przewraca się do tyłu. – Kochanie, bo będę zazdrosny!

– Mowy nie ma – zaoponowała natychmiast Hermiona i oparła głowę na piersi Severusa.

– Ale poważnie, to ja się cieszę z jeszcze innego powodu – oznajmił George. – Dołączył pan do naszego… klubu i teraz koniec ze szlabanami i odejmowaniem punktów.

– Severus zawsze może postawić cię w kącie!

– Zbuduję sobie okrągły dom i będzie po sprawie…

Razem z Fleur i Billem przyszła Bibi prowadząc za rękę ich córeczkę i szczebiocząc radośnie do Francuzki. Za nimi podeszła cała gromada uczniów i zanim Severus zdążył przybrać surową minę, obsypali ich białymi różami. Z parady nauczycieli najcieplej zapamiętali gorące uściski Septimy, zawsze tak poważnej i surowej, Filiusa, który składając im życzenia, szarpał sobie nerwowo wąsy i na koniec wybuchnął płaczem oraz Henry’ego Dicksa. Jego gratulacje byłyby całkiem zwyczajne, gdyby nie fakt, że mówił w tak porywający sposób, że nie chcieli, żeby kończył. Uściskał im ręce i poszedł rozmawiać z Jean Jacquesem.

Prawie pod koniec, kiedy już większość gości miała puste kieliszki od szampana, podszedł do nich wyraźnie przerażony Ron, ciągnąc za sobą swoją dziewczynę.

– Hermiono… panie profesorze… yhhh… wszstkiego naj-najlepszgo… – wyjąkał, przeskakując wzrokiem z jej półnagiego ramienia na jego dłoń na jej kibici, a potem na jej kok. – Masz piękną f-fryzurę.

– Dziękujemy, Ron – odpowiedziała trochę sztywno Hermiona.

– To… piękna ceremonia, prawda, Isabel? – Ron spojrzał na dziewczynę, która pokiwała głową.

– Cudowna! Naprawdę, panie profesorze!

– No to… może my już z-z-zrobimy miejsce innym? – zaciął się Ron. – Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!

Hermiona kiwnęła głową i odwróciła się już do Haytlieneh. Ron ruszył już w tłum, ale jego dziewczyna jeszcze stała w miejscu, więc odwrócił się i pociągnął ją mocno za sobą. Severus skorzystał z okazji i uśmiechnął się drwiąco.

– Dziękuję bardzo, panie Weasley. Za wszystko.

Ron wytrzeszczył oczy i oblał się purpurą, bąknął coś i szarpnął Isabel i znikli między ludźmi.

Helen i Perry jakoś doszli do siebie, z dużą pomocą Poppy, która podała im lekki eliksir uspokajający i w końcu podeszli do nich.

– Kochani – powiedziała Helen, przytuliwszy mocno Hermionę. – Wybaczcie, powinniśmy złożyć wam życzenia przed innymi, ale…

– To wszystko… – Perry machnął ręką dookoła – wytrąciło nas chyba z równowagi…

– To, co mówiliście, było… bardzo wzruszające – Helen sięgnęła po rękę Severusa i uścisnęła ją w obu dłoniach. – Severusie, dziękujemy ci za wszystko, co mówiłeś. A przede wszystkim za to, że… że to ty ją pokochałeś. Wiem, że będziesz dla niej dobry…

– Opiekuj się nią dobrze, to nasz największy i najwspanialszy skarb – dorzucił Perry, ściskając mu ramię.

– Zamierzam – odparł poważnie Severus, a Hermiona przytuliła się do niego mocno.

– I pamiętajcie, że zawsze możecie na nas liczyć. Cokolwiek by się nie działo.

Helen poprawiła całkiem niepotrzebnie poły szaty Severusa.

– Nie znamy się na magii, ale was kochamy. Bardzo. Oboje – spojrzała mu prosto w oczy i uśmiechnęła się szeroko. – Teraz jesteś jakby naszym synem. Jesteś w naszej rodzinie.

Severus na dłuższą chwilę pochylił głowę, a gdy ją podniósł, jego policzki zabarwił lekki rumieniec.

– Dziękuję.

Hermiona wyciągnęła rękę do matki, która objęła ich oboje, ściskając mocno.

– Chodźcie, dzieci, niech was uściskam…!

Perry objął żonę i Severusa równie mocno, ale jego uścisk był bardziej zdecydowany niż kurczowy.

– Witaj w domu, mój drogi. Witaj w domu.

Severusowi udało się jakoś wyswobodzić wolną rękę i odwzajemnił uścisk Perry’ego.

– Dziękuję.

Mężczyźni po chwili się odsunęli, ale Hermiona i Helen wciąż się do siebie tuliły.

– Uważaj na siebie, przyszła mamusiu – szepnęła Helen do Hermiony i uśmiechnęła się. – Dbaj o siebie.

– Chodź, Helen, my będziemy jeszcze mieli okazję z nimi pobyć, a ci wszyscy ludzie nie – powiedział głośno Perry. – Jeszcze raz gratulacje, kochani.

Severus nawet nie zwrócił uwagi, czy kolejna osoba była mężczyzną, czy kobietą. Było mu to w tej chwili zupełnie obojętne. Wciąż huczały mu w głowie słowa Helen i tłukły się ciepło i radośnie w piersi.

Po jakimś czasie, kiedy Hermionę zaczęły już boleć od stania nogi i zaczęło się jej robić chłodno, goście znacznie się przerzedzili. Na stole nauczycielskim stało pełno pustych kieliszków i kilka butelek po szampanie. Severus rzucił na dziewczynę czar rozgrzewający i pozwolili fotografowi zrobić im parę zdjęć. Gdy Severus pocałował dziewczynę w czoło, głaszcząc jej policzek wierzchem dłoni, gdzieś z boku wybuchły oklaski.

Za oknem zrobiło się już ciemno, zaczarowane sklepienie również poczerniało. Czas było się zbierać na wesele.

Rozdziały<< Dwa Słowa EPILOG część 11Dwa Słowa EPILOG część OSTATNIA >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz