Dwa Słowa Rozdział 39

Sobota, 29.08

Kiedy Harry i Ginny wrócili ze spaceru późnym popołudniem, Stworek miał dla nich nowinę. W czasie ich obecności szukał go Smith i kazał się zawiadomić przez Sieć Fiuu, jak tylko wróci.

Zdumiony Harry poprawił okulary i podszedł do kominka. Sypnął troszkę proszku i wymówił adres Smitha.

– Teddy, to ja, Harry… Już jestem – powiedział na widok sylwetki Aurora.

– Świetnie! Mam ważną sprawę, mogę na chwilę przyjść? – spytał tamten.

– Jasne, Teddy!

Harry cofnął się i zrobił miejsce dla Smitha. Kiedy ten wyszedł z zielonych płomieni…

– Merlinie! Teddy, co ci się stało?! – zawołał chłopak na widok czerwonych pręg na jego twarzy i szyi.

Ten lekceważąco machnął ręką.

– To drobiazg. Musiałem upolować takiego jednego całkiem niedawno. Nie bardzo mogę mówić kogo, sam rozumiesz – odpowiedział i uśmiechnął się na widok wchodzącej do kuchni Ginny. – Panna Weasley? Niezmiernie mi miło – skłonił się wytwornie.

Dziewczynę aż zatkało na widok jego pokiereszowanej twarzy. Zbliżyła się niepewnie i skinęła głową.

– Mi również…

Harry wskazał miejsce Smithowi przy stole.

– Siadaj, Teddy. Oczywiście, że rozumiem, jasne! Ale powiedz, udało ci się? I to on cię tak… potraktował???

Smith usiadł wygodnie i odezwał się z udawaną nonszalancją.

– On, on. Ale żebyś widział w jakim ON skończył stanie…

– Mogę się domyślać! Załatwiłeś go! – ucieszył się Harry.

– Musiałem w którymś momencie udać, że słabnę. Rozumiesz, padasz i nieruchomiejesz. Facet nabiera pewności siebie i się rozluźnia… i wtedy masz wspaniałą okazję, żeby rąbnąć go jakimś łatwym zaklęciem.

Ginny słuchała tego z lekkim przerażeniem. Owszem, widziała, jak wyglądał Moody, ale … miała nadzieję, że Harry tak nie będzie wyglądał.

Smith wyciągnął z kieszeni kawałek półprzeźroczystego, żółtawego szkiełka i podał Harry’emu, trzymając za sam brzeg.

– Chciałbym, żebyś to obejrzał. Z każdej strony. Czy to coś ci mówi?

Harry w skupieniu oglądał szkiełko. Z obu stron wyglądało tak samo. Przejechał palcem po krawędzi i nacisnął pośrodku. Powąchał, ale na nic. W końcu pokręcił głową.

– Nic. Przykro mi, Teddy – oddał mu szkiełko.

Smith podał Ginny inne, różowe i poprosił o dokładne przyjrzenie się. Ginny zrobiła to samo, co jej chłopak, ale nie posunęła się do wąchania.

– Nic mi to nie mówi – odparła.

Smith owinął każde z nich w cienką tkaninę i schował najdelikatniej jak mógł do kieszeni.

– Szkoda. Prowadzę strasznie pilne dochodzenie i myślałem, że to poznacie… Ale z drugiej strony wcale się nie dziwię – powiedział spokojnie.

– Pracuje pan w soboty? – spytała z zainteresowaniem Ginny.

– Tylko czasami, Ginewro. Wszystko zależy od wagi sprawy.

Harry spojrzał z uwielbieniem na – miał głęboką nadzieję – swojego przyszłego szefa.

– Jesteś niesamowity, Teddy.

Chwilę porozmawiali i Smith wrócił do siebie. Przełożył szkiełka do dwóch różnych woreczków i opisał. „HP” i „GW”. Nigel nie musi znać wszystkich personaliów. Czas było zabrać się za Snape’a.

 

 

Niedziela, 30.08

Na wszelki wypadek Hermiona przyjechała do rodziców metrem i dopiero z ich domu wysłała wiadomość Severusowi, żeby świsnął prosto do salonu.

Helen miała dość płaczliwą minę i wyglądała na kogoś rozrywanego sprzecznościami. Ciągle miotała się w stronę kuchni czy łazienki, zaglądała kolejny raz do ich sypialni pod pozorem sprawdzenia, czy nic nie zapomniała, po czym prawie zbiegała na dół, do salonu, gdzie siedziała Hermiona. Siadała obok niej, obejmowała mocno i uśmiechała się nieporadnie.

– Helen, mamy wszystko, co trzeba – powiedział w końcu Perry uspokajającym tonem. – Jeśli zabraknie nam czegoś, zawsze będziemy mogli sobie to kupić. Poza tym mamy jeszcze wieczór i całą noc na dopakowanie się.

– No i poza tym, mamuś, nie wyjeżdżacie na zawsze. Macie kontrakt na rok, jestem pewna, że za rok będziecie mogli spokojnie tu wrócić – dorzuciła Hermiona trochę załamującym się głosem.

– Wiem, kochani… tak tylko coś mi ciągle się przypomina…

W tym momencie rozległ się jakiś szelest i państwo Granger podskoczyli na fotelach i wszyscy spojrzeli w kąt przy telewizorze, w którym pojawił się Severus.

– Ach, to pan! – westchnęła Helen i przytuliła mocniej Hermionę. Widok tego mężczyzny w jakiś sposób przyspieszył w jej głowie rozstanie z córką.

Po jej twarzy przemknął cień uśmiechu, gdy Severus ucałował jej dłoń, ale znikł jeszcze szybciej niż się pojawił.

– Co się z wami stanie? – wyrzuciła z siebie natychmiast, bo to gnębiło ją najbardziej.

Hermiona otworzyła usta i spojrzała na Severusa, który usiadł w fotelu obok.

– Przede wszystkim proszę się tym nie martwić – powiedział poważnie, wpatrując się spokojnie w oczy Helen. – Zamartwianie się w niczym nie pomoże. My będziemy starać się jakoś rozwiązać sprawę… nad którą pracujemy.

– Ale ile czasu wam to zajmie?

– Nie umiem tego pani powiedzieć. To może być miesiąc, jak i rok. I nie zamierzam kłamać, żeby was uspokoić.

Perry splótł mocno ręce. Taka odpowiedź mu się podobała. Co nie znaczy, że podobało mu się, że przez tyle czasu Hermiona może być w niebezpieczeństwie.

– Rozumiem. Ale proszę, niech pan nam obieca jedno – wykrzywił usta w próbie uśmiechu.

– Tak…?

– Że będzie ją pan chronił.

– Że nic się jej nie stanie! – dorzuciła błagalnie Helen.

Severus skinął powoli głową.

– Zrobię wszystko, co tylko mogę, żeby ochronić państwa córkę. Możecie mi wierzyć.

Helen wymamrotała „dziękuję” i rozpłakała się, przytulając się do Hermiony, zaś Perry sięgnął po rękę Severusa i trochę nieporadnie ją uścisnął.

– Wierzymy panu. I jeśli jest coś, co możemy zrobić…

Hermiona odsunęła głowę z ramienia matki i spojrzała na ojca, ale przez łzy nie bardzo go widziała. Otarła oczy rękawem i pokręciła głową.

– Tato, nic nie możecie zrobić…

Na widok jej łez Severusowi ścisnęło się serce. Bolał go jej ból. Merlinie, jak straszne musiało być dla niej wyrzucenie jej z ich pamięci i odejście od nich… Zdobycie się na to, żeby osierocić się w imię jej miłości do nich.

Z trudem przełknął gulę w gardle.

– Z tego wszystkiego wasza rola jest najtrudniejsza. Możecie tylko czekać i mieć nadzieję.

– Czy możemy… możemy mieć z wami jakiś kontakt? – spytała Helen z jakąś rozpaczliwą nadzieją w głosie.

– Nie. Tylko w ten sposób możecie nam pomóc – zaprzeczyła Hermiona i przygarnęła matkę, gdy od tłumionego płaczu zatrzęsły się jej ramiona.

– Damy wam znać, jak tylko wszystko się skończy – zapewnił ich Severus.

Czas było się pożegnać. Dłuższe siedzenie tu nie czyniło tego łatwiejszym i choć pomysł, że mogą skraść losowi jeszcze kilka cennych minut bycia razem mógł być pociągający, był tylko ułudą. Minuty mijały, a oni cały czas mieli przed sobą ostatnie uściski i ucałowania. Tu, gdzie byli, nie było już miejsca na jakiekolwiek rozmowy, na żarty czy pocieszanie, zostało już tylko cierpienie.

Helen wyprostowała się i otarła oczy rękawem, nie puszczając ręki Hermiony.

– Już chyba… teraz rozumiem… co miał pan na myśli – wykrztusiła rwącym się głosem. – Jak poprzednio wysłałaś nas… do Australii…

– Mamuś..?

– Wtedy mieliśmy szczęście. Bo to nie bolało. Po prostu… żyliśmy szczęśliwie… Nieświadomi, że to ty cier…

Reszta zginęła w cichym szlochu, do którego przyłączyła się Hermiona. Perry ukrył twarz w dłoniach i nie zobaczył, jak Severus uścisnął ramię dziewczyny. W końcu wstał, mrugając.

– Kochanie, na ciebie już chyba czas. My z mamą jeszcze mamy trochę rzeczy do zrobienia…

Obie kobiety spojrzały na niego niechętnie, ale Severus również się podniósł.

– Ma pan zupełną rację. Hermiono…

Helen przytuliła ją kurczowo do siebie.

– Kocham cię…

Hermiona przytuliła się do niej równie rozpaczliwie. Poczuła się nagle, jakby świat się miał skończyć.

– Ja ciebie też kocham, mamuś… bardzo!

Helen jeszcze chwilę trzymała ją kurczowo w objęciach, ale w końcu puściła ją i obie wstały.

– Mamuś… tato… – westchnęła ciężko Hermiona. – Do zobaczenia. Za jakiś czas…

Objęła mocno matkę i niemal wydarła się z jej uścisku, by przytulić się do ojca.

– Dziękujemy, kochanie. Za wszystko, co dla nas robisz – Perry poklepał ją po plecach. – Bądź zdrowa. I uważaj na siebie.

– Wszystko będzie dobrze, tato – chlipnęła Hermiona.

– Oczywiście, złotko. Bądź dzielna.

Puścił ją, ocierając łzy, więc dziewczyna cofnęła się robiąc miejsce Severusowi. Helen złapała go mocno za ręce.

– Błagam, niech pan na nią uważa! Niech się pan nią zaopiekuje… jak nas nie będzie!

Severus oswobodził ręce i w odpowiedzi uścisnął jej dłonie.

– Proszę mi zaufać. Przyrzekam. Zrobię absolutnie wszystko.

Helen kiwnęła głową i osunęła się na kanapę. Perry uścisnął mocno rękę Severusa i poklepał go nieporadnie po ramieniu.

– Dziękuję. Naprawdę.

Hermiona rzuciła krótkie spojrzenie w kierunku drzwi wyjściowych, ale Severus pokręcił głową.

– Nie będziesz w takim stanie snuć się po Londynie. Świśniemy do twojego mieszkania.

Sięgnął po świstoklik, ujął ją za rękę i spojrzał w oczy.

– Gotowa?

Helen i Perry zamarli, jakby przeczuwając, co się za chwilę stanie. Hermiona spojrzała na matkę, potem na ojca i skinęła głową. Gdy Severus stuknął lekko w świstoklik, wróciła jeszcze na tę ostatnią sekundę ku oczom matki i w tym momencie poczuła pociągnięcie za pępek i znikli.

Helen osunęła się na kanapę i ukryła twarz w narzucie.

– Nie chcę, żeby jej się coś stało…

Perry usiadł koło niej i przyciągnął ją do siebie.

– Nic się jej nie stanie. Nie martw się. Severus się nią zaopiekuje.

 

Poniedziałek, 31.08

Po śniadaniu Severus wrócił do gabinetu, do przygotowań jutrzejszego dnia. Jak zwykle w ostatniej chwili pojawiły się nowe problemy.

Henry Dicks już przyjechał i miał już swoją komnatę, ale należało jeszcze podłączyć kominek do zamkowej sieci i założyć mu zabezpieczenia. Tym miał zająć się Filius. Poppy niechcący zbiła osiem fiolek eliksiru pieprzowego, więc wysłał Horacego do warzenia go.

Pomona, wyraźnie wkurzona, powiadomiła go, że jeszcze nie skończyła odchwaszczać cieplarni numer 3 i nie sądzi, żeby jej się to udało przed końcem roku kalendarzowego, jeśli Hagrid jej nie pomoże. Hagrid postanowił na weekendy wyjeżdżać do Francji i poniedziałek przed rozpoczęciem szkoły uznał za przedłużenie weekendu.

Profesor Binns poczuł się urażony faktem, że w zamku będzie jeszcze jeden nauczyciel uczący historii i zapowiedział, że być może „zauważy wreszcie, że umarł” i w środę nie pojawi się na lekcjach. Severus próbował mu wyjaśnić, że oba przedmioty są różne i naprawdę go potrzebuje, ale Binns nadal kręcił nosem. Po kwadransie Severus zaczął marzyć, żeby zdechł.

Musiał w ostatniej chwili skontrolować stan klepsydr pokazujących punkty dla każdego domu. Filch szukał swojej kotki i nie mógł jej znaleźć. Zginął również pieprzony stołek, na którym jutro powinno się posadzić uczniów przy Ceremonii Przydziału.

Wszystkie skrzaty wróciły w komplecie i zaczęły gotować jakąś dziwną potrawę, od której zaczęło śmierdzieć w całym korytarzu.

Rolanda klęła, na czym świat stoi, rozprostowując witki mioteł, ale stwierdziła, że zrobi to sama.

Kiedy Sybilla przyszła do niego, żeby mu powiedzieć, że cała herbata do wróżenia zapleśniała, ale na szczęście przewidziała to już w zeszłym roku i ma cały zapas w kuchni, miał ochotę ją udusić.

Tylko Bathsheda i Aurora nie sprawiały mu problemów. To znaczy przez chwilę miał takie wrażenie. Przy śniadaniu zaproponowały, że jeśli będzie potrzebował ich pomocy, wystarczy tylko jeden patronus. Severus już chciał je o coś poprosić, ale powstrzymał go wyraz twarzy Aurory. Kobieta uśmiechała się do niego znacząco i przesunęła jakby od niechcenia dłonią po odsłoniętej czekoladowej szyi.

– Dziękuję, ale dam sobie radę – powiedział wstając od stołu, owinął się połami szaty i odszedł szybko.

Aurora przymknęła oczy z rozanielonym uśmiechem. Minerwa odwróciła głowę i zaczęła ocierać usta serwetką. Dopiero po chwili opanowała się i poszła do siebie pisać przemowę na rozpoczęcie roku szkolnego dla Severusa. Zaproponowała mu to, mówiąc, że musi mieć pewność, że będzie to coś sensownego. W zależności od nastroju, w ciągu kilku ostatnich dni Severus albo warczał na wszystko i wszystkich, chodził zamyślony z głową w chmurach, albo uśmiechał się leciutko.

Zaniosła mu gotowy tekst tuż przed południem. Severus przyglądał się właśnie, jak pióro kończy listę obecnych uczniów. Spojrzał na nią i odwrócił głowę.

– Po dzisiejszym śniadaniu widzę, że Hermiona ma konkurencję – powiedziała Minerwa, starając się go jakoś rozweselić.

Spiorunował ją wzrokiem i skrzyżował ręce na piersi. Na całe szczęście Dumbledore’a nie było akurat na jego portrecie.

– Możemy przejść do spraw nieco bardziej istotnych dla tego zamku? – spytał z przekąsem. – Skończyłaś tę przemowę?

Czarownica podała mu krótki pergamin.

– Przy okazji… Argus powiedział mi, że pani Norris zdechła. I znalazł się stołek. Ktoś postawił na nim kwiatki.

Severus podniósł na nią trochę łagodniejszy wzrok.

– W jakim on jest stanie?

– Właśnie go czyści.

– Mówię o Argusie, Minerwo.

– Ach… prawdę mówiąc, w niezbyt dobrym. Pójdę z nim porozmawiać.

Severus sięgnął po plik listów, które Minerwa dla niego odebrała.

– To miło z twojej strony – zaczął przeglądać nadawców. – Chciałbym też cię prosić o sprawdzenie, czy w Wieży Gryffindoru wszystko jest gotowe. Horacego, Pomonę i Filiusa już o to prosiłem, ale chwilowo każdy z nich jest zajęty… – Nagle uniósł brew.

– Co dostałeś? – spytała Minerwa. – Gryffindor już sprawdziłam, wszystko jest w najlepszym porządku. I mam już nowe hasło.

Severus otworzył list i przebiegł wzrokiem kilka linijek.

– Napisał do mnie dyrektor Szkoły Aurorów. Prosi o krótkie spotkanie w sprawie odebrania ode mnie terminów, w których mogę wygłosić prelekcje…

– Więc to była prawda? – zdziwiła się Minerwa. – Sądziłam, że to był tylko pretekst który wymyślił Smith, żeby móc zdobyć twoje włosy?

Severus też był tym lekko zdumiony.

– Najwidoczniej nie. Co wcale nie jest aż takie dziwne… Mogłem przecież chcieć napisać w tej sprawie do Millera.

– Zanim byś o tym pomyślał, już by cię mieli w garści.

Chwilę spoglądali na siebie i w końcu Severus wzruszył ramionami.

– Być może Miller faktycznie miał taki pomysł i Smith tym się tylko posłużył.

Przejrzał pozostałe i spojrzał na kalendarz. Czy tak, czy inaczej nie miał czasu aż do końca tygodnia. Początek roku nigdy nie należał do łatwych, a ten zanosił się na jeszcze bardziej skomplikowany. Poza tym miał chwilę na odpisanie.

– Idę się przygotować na ewentualny lunch Norrisa i Lawforda – powiedział wstając i wychodząc do swoich komnat.

 

 

Wtorek, 1.09

– Young, Sharon! – Minerwa wywołała ostatnią dziewczynkę, która teraz, bez koleżanek i kolegów miała płaczliwą minkę.

Mała wspięła się na stołek i Tiara Przydziału opadła jej na nos. Minęła chwila i…

– Hufflepuff!!!

Ze strony Puchonów dobiegły wesołe okrzyki i brawa, do których przyłączyli się niektórzy nauczyciele. Gruby Mnich latał wzdłuż całego stołu i kolejny raz próbował liczyć pierwszorocznych.

Severus odczekał chwilę, pozwalając uczniom na ostatnie gratulacje, po czym wstał i w Sali powoli zaległa cisza; starsi uczniowie ucichli natychmiast, rozległo się kilka „pst!” i w końcu młodsi również zamilkli.

– Witajcie w nowym roku w Hogwarcie. I smacznego.

Severus klasnął w dłonie i nagle na stołach pojawiło się najprzeróżniejsze jedzenie. Uczynił zapraszający gest w kierunku uczniów i usiadł na złotym krześle dokładnie pośrodku stołu nauczycielskiego.

W Wielkiej Sali w jednej chwili wybuchł gwar głosów setek uczniów i sporej grupy nauczycieli.

– Smacznego, Severusie – powiedziała Minerwa, która właśnie podeszła do stołu i usiadła na krześle obok niego. – I gratulacje – dodała już o wiele ciszej.

Severus rzucił jej krótkie spojrzenie, domyślając się, co ma na myśli. Nie był to najlepszy moment na rozmowę na ten temat, więc odparł tylko:

– Smacznego.

Wszyscy dookoła zaczęli nakładać sobie jedzenie, więc rozejrzał się po stole.

Na najbliższym półmisku piętrzyły się pieczone na złoto kurczaki o chrupiutkiej skórce, zaraz obok, poukładane jeden na drugim, pachniały oszałamiająco kotlety wieprzowe, jagnięce i schabowe. Na dużym, okrągłym talerzu wypieczone kiełbaski posypane podduszoną cebulką skwierczały jeszcze cichutko. Aromatyczna para unosiła się znad waz z gulaszem wołowym i wieprzowym z kawałkami warzyw. Kawałek dalej, w dużej brytfance zobaczył złocistą pieczeń w aksamitnym, gęstym sosie i natychmiast przypomniał sobie którąś z kolacji u Hermiony pod koniec ubiegłego roku szkolnego. Ile się od tego czasu zmieniło…

W misach, na półmiskach znalazł gotowaną marchewkę z groszkiem, maślane purée i zapieczone na złoto ziemniaki. Kolejne wspomnienie rozlało się ciepłem w jego sercu i nie patrząc już na resztę dodatków, sięgnął po misę z ziemniakami.

– Cudowne jedzenie! – zawołał Horacy, siedzący po lewej stronie Severusa. Jako Opiekun Domu, tak samo jak Filius, siedział najbliżej dyrektora.

– Wygląda wspaniale – przyznał Henry Dicks.

– Nie tylko wygląda, mój drogi, nie tylko wygląda!

Pomona, która mimo panującego rozgardiaszu usłyszała Horacego (trudno go było nie słyszeć), wskazała Minerwie misę z szarawym sosem, w którym pływały jakieś ciemnoszare kawałki mięsa.

– Wiesz może, co to jest?

Starsza czarownica rzuciła okiem i zacisnęła lekko usta.

– Wydaje mi się, że to są cynaderki wieprzowe. W każdym razie w korytarzu koło kuchni… i nie tylko… pachniało nimi cały dzień.

– Coś mi mówi, że to nie znajdzie uznania wśród uczniów.

Słysząc ich rozmowę, Septima zerknęła na koniec stołu, gdzie siedział Hagrid i nakładał sobie właśnie nieforemne, szare bryły na talerz z wyrazem wyjątkowej aprobaty i uśmiechnęła się do obu koleżanek.

– Wygląda na to, że się nie zmarnują.

Horacy powiększył swój talerz i nałożył sobie górę rozmaitego jedzenia.

– Minerwo, gratulacje z okazji wyjątkowego naboru w tym roku – powiedział, kłaniając się elegancko. – Bo o ile dobrze liczyłem, najwięcej uczniów trafiło do Gryffindoru?

– Też mi się tak wydaje – potwierdził Filius, wychylając się zza ramienia, czy też raczej zza brzucha Horacego.

Minerwa otarła ręce z odrobiny sosu, którym ubrudzony był brzeg misy z pieczenią i sięgnęła po widelec i nóż.

– Mam tylko nadzieję, że będą spokojni, tak jak ci z zeszłego roku – mruknęła z nadzieją.

Horacy nabrał właśnie duży widelec ziemniaków, więc tylko pokiwał energicznie głową.

– W zeszłym roku wszystkie urwisy trafiły chyba do Slytherinu – powiedziała za niego Pomona.

Severus stłumił uśmiech na myśl o urwisach. To znaczy o takiej jednej. Trzeba przyznać, że pod tym względem również była wyjątkowa…

– Skrzaty domowe muszą dziś bardzo się spieszyć z przygotowaniem sypialni – rzucił, starając się skupić na chwili obecnej.

– Ciekawe, czy kufer tego małego Puchona zaniosą do Hufflepuffu, czy do Ravenclavu – zaśmiała się Pomona, mając niewątpliwie na myśli dość wysokiego, jak na swój wiek chłopca, którego Tiara Przydziału wybrała do Hufflepuffu, ale ten, z nabzdyczoną miną próbował usiąść koło swojego kolegi, który trafił do Ravenclavu.

Przez chwilę czworo Opiekunów Domów rozmawiało o co zabawniejszych przydziałach z kilku ostatnich lat, ale wkrótce Filius i Horacy obrócili się w kierunku Henry’ego Dicksa, który zaczął opowiadać o konkursie na najszybszą sowę pocztową. Pomona zajęła się rozmową z Septimą, więc Minerwa pochyliła się lekko w stronę Severusa.

– Odpowiada ci przemowa, którą ci napisałam?

– Bardzo… zwięzła – przyznał, rozejrzał się za brytfanką z pieczenią i przywołał ją do siebie.

– Zamierzasz z niej skorzystać?

– Oczywiście, że tak.

Minerwa skinęła głową i popatrzyła na stół Gryfonów, gdzie nowi uczniowie siedzieli stłoczeni na samym końcu.

– Być może będzie trzeba zmienić trochę plan lekcji – zasugerowała. – Rolanda będzie miała prawdziwe urwanie głowy na pierwszej lekcji latania.

Standardowo, Gryfoni mieli część lekcji ze Ślizgonami, więc automatycznie ilość uczniów była większa i trudniej było nad nimi zapanować. Niektórzy nauczyciele nie mieli z tym żadnych problemów, ale inni narzekali na rozrabiaków i ślamazary.

– Zobaczymy, co da się zrobić, ale zapewne dopiero w nadchodzący weekend – odparł Severus. – Ale dziś wieczorem przemówię im do rozsądku. Po tym ochota na wygłupy powinna niektórym szybko przejść.

Minerwa spojrzała na niego w zdumieniu.

– Niczego takiego nie ma w mojej przemowie?

– Ale jest w mojej – odparł z lekko ironicznym uśmiechem.

– Przecież mówiłeś, że z niej skorzystasz?!

– Owszem, skorzystam. Co nie znaczy, że się do niej ograniczę.

Minerwa zacisnęła usta, zastanawiając się, w jakim humorze będzie Severus pod koniec kolacji. Sama już nie wiedziała, czy lepiej byłoby, gdyby warknął na uczniów, czy gdyby pogłaskał ich po głowach.

O głaskaniu po głowach nie ma co marzyć. Cóż, przynajmniej od samego początku będą wiedzieć, z kim mają do czynienia…

Chwilę jadła, rozmyślając o jutrzejszych lekcjach, kiedy Pomona szturchnęła ją lekko w łokieć.

– Nie wiem, czy Severus nie popełnił błędu w wyborze nowego nauczyciela – powiedziała półgłosem.

Minerwa odruchowo spojrzała na Henry’ego Dicksa, ale nie zobaczyła nic szczególnego.

– Czemu tak sądzisz? – spytała również półgłosem.

– Bo jak tak dalej pójdzie, Horacy zagłodzi się na śmierć…

Minerwa znów spojrzała w tamtym kierunku i dopiero wtedy zauważyła, że Horacy siedzi obrócony lekko w stronę nowego profesora, przestał jeść i słucha go w skupieniu.

– I bardzo dobrze – szepnęła do ucha Pomonie. – Już zaczęłam się bać, że lada chwila trzeba będzie wyciąć trochę stół, żeby mu się brzuch mieścił!

Godzinę później, gdy wszyscy już się najedli, znikły smakowite desery i napoje i stoły zalśniły czystością. Rozmowy trwały nadal, zewsząd dobiegały wybuchy śmiechu i wesołe nawoływania między przyjaciółmi, choć gwar przycichł odrobinę, jakby każdy zrozumiał, że uczta dobiega końca.

Gdy Severus wstał, w ciągu paru sekund zaległa cisza. Nie słychać już było żadnych „pst!”, ustały nawet najcichsze szepty; po prostu wszyscy zamilkli i siedzieli wpatrzeni w niego.

Chcąc być dobrze słyszanym, niespiesznie wyszedł na środek i stanął między stołem nauczycielskim i stołami uczniów. Wysoki, szczupły, w długiej szacie, o ostrym wejrzeniu czarnych oczu, wyglądał w tej chwili jak uosobienie władzy. W jego rysach twarzy, w każdym najdrobniejszym geście wyraźnie widać było że jest kimś, kto wymaga od innych absolutnego posłuchu i zadowala się tylko i wyłącznie doskonałością. Lecz równocześnie z całej jego postawy promieniała szlachetność, godność, dzielność i stanowczość. Było w tym coś zniewalającego, co rzucało wyzwanie i jednocześnie sprawiało, że chciało się mu sprostać.

Przesunął wzrokiem po uczniach i skinął powoli głową, jakby aprobował ich zachowanie.

– Zanim rozejdziecie się do swoich dormitoriów, mam jeszcze kilka rzeczy do powiedzenia – jego głęboki, aksamitny głos potoczył się dookoła i po minach uczniów mógł być pewien, że wszyscy słyszą go dobrze i wyraźnie. – Chcę, żebyście wysłuchali ich i… nie tylko przyjęli do wiadomości, ale też stosowali się do nich. Po pierwsze, wstęp do Zakazanego Lasu jest wzbroniony. Nie zamierzam ryzykować czyimś życiem i zdrowiem, żeby wyciągać z niego tych, którzy się tam wybiorą, więc odradzam wszelkie wycieczki. Po drugie, od tego roku możecie używać magii na korytarzach. Trzecia sprawa to cisza nocna. Obowiązuje was od dwudziestej drugiej do szóstej rano i w tym czasie nie wolno wam przebywać poza dormitorium. Jedynymi wyjątkami są Prefekci Domów i Prefekci Naczelni. I nie widzę żadnego powodu, dla którego którekolwiek z was może zostać znalezione na korytarzach w tych godzinach. Dwie ostatnie sprawy. Chciałbym przedstawić wam profesora Dicksa – obrócił się w kierunku stołu i gdy Henry Dicks wstał i skłonił się wszystkim, rozległy się niezbyt głośne oklaski. – Profesor Dicks będzie uczył nowego przedmiotu, który wprowadzam w tym roku, począwszy od czwartej klasy.

Severus zamilkł na chwilę, jakby ważył słowa i w tym czasie nadal panowała zupełna cisza. W końcu odezwał się na nowo.

– Przy każdym z czterech stołów są puste miejsca. Powinni siedzieć tam wasi przyjaciele i znajomi, którzy odeszli. Na zawsze. Zginęli albo w Bitwie o Hogwart, albo w ciągu dwóch, trzech lat, które ją poprzedzały. Większość z was straciła wtedy kogoś bliskiego. Rodzinę, przyjaciół. Wszyscy na pewno dobrze pamiętacie tamten czas, choć zapewne młodsi nie rozumieją wielu spraw, które wtedy się wydarzyły.

To, co się wtedy stało, nie ma prawa się powtórzyć. Nikt, w imię żadnych wartości, nie ma prawa zgotować innym tego samego koszmaru. Jedyne, co może nas przed tym uchronić, to pamięć. Za tych ludzi i dla tych ludzi, którzy poświęcili siebie, żebyśmy my mogli żyć – mówił wolno i z namysłem, zatracony w czymś, co widział tylko on sam. – Dlatego zdecydowałem, że od tego roku, prócz Historii Magii, będziecie… omawiać dwie ostatnie czarodziejskie wojny i przede wszystkim starać się zrozumieć, co do nich doprowadziło. Chcę, żebyście, kończąc Hogwart, umieli nie tylko posługiwać się magią, ale też potrafili docenić jej moc. Niezależnie od pochodzenia, czy…

Któryś z uczniów zaczął nieśmiało klaskać i sekundę później przyłączyło się do niego paru innych. Severus drgnął i wrócił do rzeczywistości. Rozejrzał się, szukając tego, który ośmielił się mu przerwać, ale w tym momencie do oklasków dołączyli nauczyciele i paru innych uczniów… i kilku następnych…

Nieliczne brawa odbijały się głębokim echem od ścian i zaczarowanego sklepienia, ale brzmiały o wiele mocniej w jego sercu. Ogarnęło go nagłe uczucie triumfu, tak przejmujące i intensywne, że odczuwał je każdym nerwem, z każdym głębokim oddechem. Doprawdy, warto było walczyć, by doczekać się czegoś takiego!

Ale nie wszyscy bili brawo. Wiedział, słyszał to doskonale, stojąc twarzą w stronę uczniowskich stołów. Wśród Gryfonów, Puchonów i Krukonów klaskała większość, ale ze strony Ślizgonów dochodziło tylko kilka pojedynczych oklasków.

Cóż, nie dziwiło go to wcale. Dlatego też postanowił na zakończenie powiedzieć im coś jeszcze.

Uniósł rękę i brawa umilkły natychmiast.

– Reakcja niektórych z was jest… doprawdy zadowalająca – rzekł skinąwszy głową. – Oczekuję od was WSZYSTKICH takiej samej postawy w czasie całego roku. Wśród nas jest wiele osób urodzonych wśród mugoli i ich miejsce jest tutaj, w TEJ szkole, jak całej reszty. Macie prawo rywalizować o Puchar Domów, ale przewaga jednego domu nad innymi ma być wynikiem waszej wiedzy i umiejętności, waszych starań w osiągnięciu wielkości, a nie brać się z wykorzystywania słabszych, czy dyskryminacji innych. Zwłaszcza z powodu mugolskiego pochodzenia. Nie będę tolerował tego typu zachowania. O każdym takim przypadku zostanę poinformowany i zastrzegam sobie prawo do osobistej interwencji, jeśli uznam, że kara wymierzona przez Opiekuna Domu nie jest wystarczająco… ostra. Mogę wam zagwarantować, że pierwsza osoba, którą będę zmuszony się zająć, będzie równocześnie ostatnią, niezależnie od tego, z jakiego Domu pochodzi. Zostaliście ostrzeżeni.

Gdy przebrzmiało echo jego ostatnich słów, cisza, panująca w Wielkiej Sali, aż dzwoniła w uszach. Wszystkie twarze zwrócone były ku niemu i każdy patrzył na niego z uwagą.

– To wszystko, co mam wam do powiedzenia na rozpoczęcie roku… Dziękuję za uwagę. Teraz możecie się rozejść. Pierwszoroczni zostaną zaprowadzeni do domów przez Prefektów.

Obrócił się i doszedł prawie do stołu nauczycielskiego, kiedy za jego plecami rozległy się pierwsze, przyciszone rozmowy, śmiechy i zwykłe odgłosy wstawania od stołów. Dopiero po chwili gwar przybrał na sile i wypłynął na korytarz.

Severus usiadł na swoim miejscu, choć nauczyciele też zaczęli wstawać i zbierać się do wyjścia.

– To była wspaniała mowa – powiedziała Septima, podchodząc do niego z drugiej strony stołu. – Dobranoc, Severusie.

– Gorąco popieram – dorzucił Peter Tylor, nauczyciel mugoloznawstwa.

– Choć nie zaszkodziłby pewnie trochę łagodniejszy ton – skrzywiła się troszkę Rolanda. – Niektórzy z nich to jeszcze dzieci, Severusie.

Horacy z trudem odsunął krzesło i spróbował znów zapiąć guziki swojej szaty, która rozeszła mu się na brzuchu.

– Cóż, muszę się zgodzić, że trochę cię poniosło, ale nie ukrywam, że niektórym bardzo przyda się dobre stuknięcie różdżką w głowę.

Severus już chciał mu odpowiedzieć, kiedy stanęła koło niego Aurora i rzuciła mu pełne uwielbienia, gorące spojrzenie.

– Severusie, byłeś cudowny! Doprawdy! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, mogąc pod tobą pracować… To znaczy pod twoimi rozkazami – dodała szybko i uśmiechnęła się niby to wstydliwie.

Minerwa zesztywniała wyraźnie i zacisnęła mocno usta, zaś Severus popatrzył na nią z wyraźną ironią.

– Albus wygłaszał o wiele lepsze przemowy, więc… jego rozkazy powinny ci bardziej odpowiadać.

– Och, Severusie… wiesz…

– Dobranoc, Auroro – przerwał jej i obrócił się do Minerwy. – Chodź, pomożesz mi skontrolować stan klepsydr.

Aurora odeszła jak niepyszna, zaraz za nią wyszła Sybilla i został z Minerwą sam.

– Powinna tu być – powiedziała Minerwa, uśmiechając się lekko. – Byłaby z ciebie wyjątkowo dumna.

Severus spojrzał na nią uważnie i natychmiast zrozumiał o kim mówiła.

Hermiona. Istotnie, powinna tu być.

– No i przy okazji Aurora przestałaby wygadywać głupoty – dorzuciła Minerwa i aż prychnęła z oburzenia. – Swoją drogą domyślam się, że klepsydry już są skontrolowane i to był tylko sposób na pokazanie Aurorze… jak wielkie ma u ciebie szanse?

Severus skinął głową. Przez chwilę chciał spytać jej, czy nie przedawkowała wywaru z blekotu, ale uznał, że aluzja do Dumbledore’a będzie zdecydowanie bardziej złośliwa.

– Co sądzisz na temat tego, co powiedziałem dziś uczniom? – spytał, by zmienić temat.

Minerwa uśmiechnęła się i skrzyżowała ręce na piersi, tak jak często robił on.

– Nie wiedziałam, że potrafię pisać tak dobrze przemowy.

 

Środa, 2.09

Smith uśmiechnął się szeroko na widok przechwyconej koperty z Hogwartu. Otworzył ją szybko, nie wdając się w treść, odszukał datę i godzinę proponowanego spotkania i popatrzył na kalendarz. Czwarty września o siedemnastej… To był piątek.

Natychmiast poszedł do Norrisa przekazać wieści.

 

 

Piątek, 4.09

Smith wypił porządny łyk wielosokowego i odczekał chwilę, aż do końca przeistoczył się w Augustusa Millera, dyrektora Szkoły Aurorów. I podszedł do wielkiej, żelaznej bramy. Z drugiej strony zobaczył nadchodzącą Minerwę McGonagall. Opanował zdumienie i przybrał szeroki uśmiech.

– Droga pani, cóż za radość móc panią zobaczyć – powiedział ujmując jej rękę, schylając się w głębokim ukłonie i całując delikatnie. – Co za radość…!

– Dzień dobry, Augustusie – odparła czarownica, uśmiechając się miło. – Mam nadzieję, że długo pan nie czekał? Nasz woźny jest trochę chory i …

I dlatego robisz za pieska na posyłki tego pieprzonego sukinsyna dokończył w myślach.

– Ależ oczywiście, że nie. Właśnie przyszedłem. Nie chcę zabierać za dużo czasu dyrektora Snape’a, doskonale rozumiem, że w tej chwili musi mieć zupełne urwanie głowy. My też zaczęliśmy wczoraj rok szkolny i ledwo dałem sobie radę – trajkotał w trakcie drogi do zamku. – To chyba z pani domu jest Harry Potter? Proszę mi wierzyć, prawdziwy geniusz! Czemu nie należy się dziwić, biorąc pod uwagę wszystko, co zrobił rok temu!

– Jest wspaniały! – odparła kobieta. – Prawdziwy bohater. Cały Gryffindor! Och, przepraszam, jeśli był pan w innym Domu.

– I pan Weasley! Dwie gwiazdy! – Smith nie odpowiedział na niezadane pytanie i zaczął opowiadać jakieś kompletne bzdury o tym, jak wyglądało rozpoczęcie roku.

W trakcie drogi torba osunęła mu się z ramienia, więc poprosił McGonagall o potrzymanie niewielkiej teczki i pieczołowicie poprawił pasek od torby. Gdy doszli do gabinetu Snape’a, Smith zerknął na zegarek. Miał jeszcze prawie czterdzieści minut. Napinając odruchowo mięśnie na myśl o spotkaniu z tym parszywym sukinsynem, przepuścił McGonagall, kłaniając się głęboko i wszedł do środka.

– Drogi panie kolego! – podszedł do Snape’a, który na jego widok wstał zza biurka. – Witam serdecznie pana dyrektora – zaśmiał się ze swojego dowcipu.

Snape nie odpowiedział śmiechem, ale zwykłym poważnym spojrzeniem. Uścisnął mu rękę i wskazał fotel.

– Witam, dyrektorze Miller. Proszę spocząć.

Smith zauważył, że McGonagall została w gabinecie, przeglądając półki z książkami. Pilnuje go.

– Po pierwsze, bardzo panu dziękuję za znalezienie dla mnie czasu. W chwili obecnej wolny czas jest na wagę złota! Ale do rzeczy, do rzeczy – odchrząknął, odłożył różdżkę i sięgnął do torby po duży notes. – Smith mówił mi, że zgodził się pan wygłosić parę prelekcji u nas… to wspaniała nowina! I że powie mi pan, kiedy dysponuje czasem. Nie ukrywam, chciałbym jak najszybciej znać daty, żeby móc dokończyć plan lekcji…

Snape machnął różdżką na swój kalendarz i parę kartek odwróciło się wolno.

– Myślę, że będę mógł wygłosić pięć prelekcji – powiedział obracając następne. – Proszę zanotować sobie kilka dat i powiedzieć mi, które panu najbardziej pasują.

Przez chwilę Snape wymieniał różne daty, a Smith je zapisywał. Kiedy dotarli do końca roku, spojrzał na Snape’a i uśmiechnął się promiennie.

– Wspaniale! Doprawdy, bardzo panu dziękuję!

Snape skinął głową, odpowiadając na podziękowania.

– Czy ten pański Smith przekazał panu, że proponowałem mu zmienić temat? Ten, który wybrał nie jest najlepszy. Nie wniesie nic dla pańskich Aurorów, a są inne, zdecydowanie ciekawsze – powiedział.

– Oczywiście, w pełni się z panem zgadzam! – odparł Smith, szukając niewielkiej książeczki, którą na tę okazję przygotował. – Też mu to mówiłem! Proszę – podał mu ją – tutaj jest lista tematów, które ja proponuję. Proszę mi powiedzieć, czy są tu jakieś, które panu nie odpowiadają?

Snape wziął do ręki książeczkę z wyczyszczonej, błyszczącej skóry i zaczął przeglądać parę stronic z tematami. Na któryś uniósł lekko brew, ale najwyraźniej pozostałe mu pasowały, bo w końcu złożył ją i oddał.

– Niech pan skreśli najbardziej niepopularne zaklęcia. Reszta może być. Proponuję wybrać kilka z nich, na pierwszym roku pańscy uczniowie mają zupełnie inny poziom niż na ostatnim.

Smith bardzo ostrożnie ujął książeczkę, starając się trzymać za krawędź i schował do torby.

– Ma pan zupełną rację – przyznał i wstał. – Nie będę zabierał więcej pańskiego czasu… No i ja też mam jeszcze sporo rzeczy do zrobienia… Ach, ten początek roku – westchnął.

Uścisnęli sobie ręce i Smith skłonił się McGonagall.

– Proszę się nie kłopotać odprowadzaniem mnie do bramy, dam sobie radę.

McGonagall podeszła do niego z jakąś książką w ręku.

– To żaden problem, Augustusie. Mamy zasadę odprowadzania każdego gościa aż do bramy. Kto jak kto, ale pan to zrozumie. Nie robimy żadnych wyjątków.

– Oczywiście, oczywiście.

Nie denerwował się. Miał wystarczająco dużo czasu, by dać się tej wiedźmie odprowadzić do bramy i nawet jeszcze dalej. Po prostu chciał jak najszybciej udać się do Nigela.

.

Nigel miał właśnie urwanie głowy. Stał w towarzystwie paru innych policjantów i słuchał ich wyjaśnień. Gdy zobaczył Smitha, machnął mu tylko ręką na powitanie.

– Zostaw mi, co masz, w moim biurze. Teraz nie mam czasu. Przyjdź w poniedziałek – zawołał krótko.

– Ale…

Smith nie mógł dokończyć. Pod posterunek policji zajechało właśnie pięć radiowozów, błyskając światłami i wyjąc. Policjanci wyskoczyli z nich i wbiegli do środka. Równocześnie rozdzwoniła się komórka.

– Wyślij tam ekipę z jakimś negocjatorem – powiedział natychmiast Nigel. – Z paroma. I niech się nie zbliżają do budynku, na litość boską! Otoczcie ich, ale nie interweniujcie!

Obrócił się jeszcze do Smitha i potrząsnął głową.

Smith westchnął i poszedł do biura Nigela. Przesunął jakieś notatki i położył pośrodku plik białych, mugolskich kopert z kawałkami skóry, szkiełkami i okładką książeczki. Na każdej kopercie widniały inicjały. HP, GW, AW, RW, MW, SS, MMc.

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 38Dwa Słowa Rozdział 40 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 6 komentarzy

    1. A ja myślałam, że takich rodziców 😉
      Uwielbiam oboje w tym ficku – akurat oni wyszli mi dokładnie tak, jak chciałam 😉

Dodaj komentarz