Dwa Słowa Rozdział 34

Sobota, 1.08

O ósmej wieczorem wszyscy siedzieli na fotelach w saloniku. Hermiona siedziała po prawej stronie Severusa, Minerwa na wprost nich. Każde z nich milczało, pogrążone w swoich myślach.

W ciągu ostatnich dwóch dni padło zbyt wiele słów i teraz po prostu potrzebowali ciszy. Byli już wyczerpani rozmowami i dyskusjami i jednocześnie wiedzieli, że powoli zbliża się najważniejszy moment; chwila, którą tak planowali. Starali się więc znaleźć odpoczynek w milczeniu.

Ponieważ Hermiona kategorycznie odmówiła zostawienia Severusa samego, w końcu dopracowali plan uwzględniający jej obecność, który został już omówiony wiele razy i przeanalizowany na wszystkie strony. Dumbledore dał im wszystkie porady, jakie przyszły mu do głowy. Minerwa kilka razy próbowała ich przekonać, że powinna pójść z nimi, ale Severus naciskał, żeby została. Podejrzewał, że ktoś w jakiś sposób będzie próbował sprawdzić, czy mu nie pomaga i, jak to powiedział, nie chciał potem musieć martwić się i o nią. Albus miał podobne zdanie i w końcu starsza czarownica się poddała. Domyślała się, że po trosze Severus z Hermioną boją się, że może ich spowalniać i być bardziej utrudnieniem niż pomocą.

Hermiona siedziała ze wzrokiem wbitym w podłogę przed sobą, rzucając niekiedy krótkie spojrzenia na siedzącego obok mężczyznę. Co jakiś czas też spoglądała na zegar odmierzający powoli czas. Jednocześnie chciała, żeby dzisiejszy wieczór się już skończył i żeby czas zatrzymał się w miejscu.

Teraz mogła być z nim, siedzieć koło niego. A co będzie za kilka godzin? Czy też będzie mogła koło niego usiąść? A może już… go nie będzie? Albo jej?

Westchnęła ciężko, zaciskając na chwilę ręce. Merlinie, tylko nie to. Niech mu się nic nie stanie!

Zrozumiała bardziej niż kiedykolwiek, że Severus stanowi cały jej świat. I ze zdumieniem stwierdziła, że zależało jej bardziej na nim, niż na sobie samej. Gdyby w tej chwili ktoś dał jej wybór, kto miałby dziś ocaleć, bez wahania wybrałaby jego.

Nawet nie pożegnała się z rodzicami.

Westchnęła jeszcze raz.

Minerwa popatrzyła na swoją Gryfonkę i już otworzyła usta, żeby jej powiedzieć, że może zostać w zamku, ale Severus potrząsnął głową, patrząc na nią ostro, zupełnie jakby czytał w jej myślach. Zamiast tego wyciągnął rękę i położył ją Hermionie na ramieniu.

Dziewczyna podniosła wolno głowę i utkwiła wzrok w jego oczach. Zacisnął lekko palce. Hermiona zawahała się, po czym sięgnęła po jego rękę, splotła palce z jego palcami i uniosła je do czoła. Severus przymknął oczy, starając się zapamiętać ciepło jej dłoni, dotyk jej skóry.

Przypomniał mu się wieczór ponad rok temu. Bitwa o Hogwart. Wtedy nie bał się niczego. W tej chwili panicznie bał się, że jutro nie będzie mógł czuć tego samego co teraz.

Minerwa patrzyła na dwójkę przed sobą i czuła się bardzo nieswojo. Wczoraj sądziła, że Severus nie zrozumiał jej aluzji o tym, że Hermiona bardzo go lubi. Teraz miała wrażenie, że może to ona nie zrozumiała jego odpowiedzi. Wyraźnie widać było, że szukają bliskości, więc zdecydowała się ją im dać. Wstała z cichym szelestem szaty. Gdy oboje podnieśli głowy i popatrzyli na nią, uśmiechnęła się słabo.

– Chyba… już pójdę – powiedziała. – Powodzenia. I dajcie mi znać jak wrócicie, dobrze? Nie powinnam jeszcze spać.

Wyciągnęła ręce do Hermiony, która puściła Severusa i podeszła do swojej byłej Opiekunki i przytuliła się.

– Do zobaczenia, Hermiono.

– Do zobaczenia, pani profesor – odparła dziewczyna.

Minerwa postąpiła krok w stronę Severusa i poklepała go delikatnie po ramieniu.

– Powodzenia, Severusie.

Skinął głową, patrząc, jak czarownica podchodzi do kominka i sięga po proszek fiuu.

– Wkrótce się znów zobaczymy, Minerwo. Świśniemy stąd o ósmej trzydzieści, więc postaw proszę na nowo osłony.

– Oczywiście – uśmiechnęła się znów słabo, weszła w zielone płomienie i znikła.

Severus sięgnął po rękę Hermiony i siadając na fotel, pociągnął ją na swoje kolana. Dziewczyna usiadła bokiem i wtuliła się w niego.

– Co teraz? – spytała cicho.

– Nic. Jeszcze nie teraz – odpowiedział równie cicho.

Jeszcze nie, powtórzyła w myślach, ukryła twarz na jego ramieniu i zamknęła oczy.

Severus przygarnął ją do siebie i spoglądał na zegar. Wskazówki żyły własnym życiem, odmierzając czas i nie troszcząc się zupełnie o to, co działo się wokół nich. Schodziły powoli w dół, potem zaczynały równie wolno wspinać się na górę, aż docierały na szczyt i zamierały na sekundę, tak jak zamrzeć mogło czyjeś życie… i ruszały na nowo. Wiedział, że będą kontynuować swoją wędrówkę w tym samym rytmie za godzinę, za dwie… za trzy. Niezależnie, co się z nim i Hermioną stanie, one zawsze będą wędrować, w nieskończoność.

Każde tyknięcie odbijało się głośnym echem w jego głowie, choć normalnie nigdy nie zwracał na to uwagi. Tak samo miarowo biły ich serca i nagle z całej siły pragnął, żeby tak jak wskazówki zegara, nie zatrzymały się, gdy dotrą na górę.

Ale z każdą sekundą zostawało mu coraz mniej czasu, żeby czuć ciepłe ciało koło jego ciała, ciepły oddech na szyi i ramieniu… Starał się jak zawsze smakować chwilę obecną, ale tym razem tego nie potrafił. Widział, jak kurczyła się coraz bardziej, malała, jakby wymykała mu się z zaciśniętych coraz mocniej dłoni…

O ósmej trzydzieści westchnął głęboko, odgarnął delikatnie włosy dziewczyny i szepnął prosto do jej ucha.

– Już czas.

Hermiona drgnęła gwałtownie i wyprostowała się. Popatrzyła na zegar.

– Już czas – zsunęła się z jego kolan i oboje poczuli pustkę i chłód.

Severus zdjął osłony, przeniósł ich w drugi wymiar i sięgnął po świstoklik. Ale zanim go aktywował, zawahał się i spojrzał jej w oczy.

– Hermiono… Czemu?

Dziewczyna natychmiast odgadła, o co pyta.

– Bo cię kocham.

O Merlinie…!

Zamknął na chwilę oczy, ale szybko na powrót je otworzył. Chciał na nią patrzeć, mówiąc to.

– Ja ciebie też kocham. Bardzo.

Pustka i chłód znikły, ale nie miało to nic wspólnego z tym, że przytulili się mocno do siebie. Severus aktywował świstoklik, poczuli mocne szarpnięcie i znikli w wirze barw.

 

 

Niewielka plaża otoczona była z trzech stron lasem. Jezioro w tym miejscu wyglądało raczej jak wąski kanał, który wdzierał się w głąb lądu. Ponieważ słońce już dawno zaszło, a las był bardzo gęsty, plaża pogrążona była już w półmroku.

Hermiona i Severus pojawili się dokładnie na końcu tego wąskiego kanału. Stanęli, trzymając się jeszcze za ręce i rozglądając się na wszystkie strony. Dookoła nie widać było nikogo i niczego i panowała cisza. Słyszeli tylko szum drzew i łagodny chlupot wody tuż koło ich stóp.

– Idź na prawo – powiedział Severus, ścisnął jej dłoń ostatni raz i puścił.

Hermiona ruszyła szybkim krokiem, wypatrując jakichkolwiek znaków ludzkiej obecności. Po paru minutach marszu odwróciła się i zobaczyła, że oddaliła się za bardzo. Zaczęła więc wracać i już po kilku krokach poczuła, jak pierścionek zrobił się ciepły. Znak od Severusa! Ruszyła biegiem w jego kierunku.
Zbliżając się do miejsca, w którym wylądowali, po przeciwnej stronie zobaczyła w zupełnej ciemności nikłe światełko. Kolejny znak – Lumos w miejscu, gdzie ich znalazł! Żałując, że nie potrafi latać, przyspieszyła nie zważając na kłujący ból w boku.

Severus stał koło trójki mężczyzn: Smitha, Norrisa i Lawforda. Kiedy Hermiona dobiegła do niego, powiedział szybko „nic nie mów” i wrócił do słuchania ich rozmowy. Ale dziewczyna była tak zdyszana, że nie potrafiła wykrztusić ani jednego słowa, więc tylko pochyliła się, łapiąc oddech.

– … pojawi? – usłyszeli.

– Powinien. Lovegoodowi by nie odmówił.

– Już późno, Smith. Idź i siadaj na tamtym pniu. I staraj się grać jak najdłużej możesz.

Jeden z nich, w długiej pelerynie i kapturze ruszył w ich kierunku, więc Severus złapał Hermionę za rękę i odsunął na bok. Smith przeszedł, szurając nogami po piasku i oddalił się wolno.

– Pamiętaj, to ja mam na niego rzucić Imperiusa – to był znów Norris.

– Postaram się tylko go obezwładnić.

– Możesz z nim zrobić, co chcesz, byleby został żywy.

Hermiona westchnęła z ulgą. Więc chcą tylko rzucić na niego Imperiusa!

– Miałeś rację – mruknęła.

Severus kiwnął głową i słuchał dalej.

– Chodź, schowamy się już. Snape nigdy się nie spóźnia.

– Myślisz, że będzie sam?

– McGonagall właśnie odebrała sowę, więc jest w Hogwarcie.

Kolejny raz miał rację.

Norris i Lawford oddalili się. Hermiona sięgnęła po jego rękę.

– Severusie… – spojrzała na niego, ale nie wiedziała, co powiedzieć. To, co najważniejsze, zostało już powiedziane.

Severus delikatnie przyłożył palce do jej ust. Chwilę wpatrywali się w siebie, po czym skinął jej głową i się deportował.

Hermiona sięgnęła do kieszeni spodni i wyciągnęła złożoną pelerynę niewidkę. Na wszelki wypadek już teraz narzuciła ją na siebie i ruszyła szybko w kierunku Smitha siedzącego na dużym pniu. Schowała się między drzewami i zobaczyła jeszcze kątem oka ruch po prawej stronie. Pewnie Norris i Lawford, pomyślała. Poczuła ulgę, że mieli zmierzyć się tylko z nimi trzema, a nie z ośmioma, jak przypuszczali.

 

Severus aportował się na brzegu Zakazanego Lasu, zmienił wymiar i aportował się na nowo na plażę, starając się trafić jakieś pięćdziesiąt jardów od Smitha.

Udało się. Zobaczył jego sylwetkę na pniu, więc zawołał cicho.

– Lovegood?

Tamten drgnął, wstał i zamachał ręką.

– Snape? – usłyszał.

Głos niezbyt podobny do Lovegooda, ale ostatecznie mógł się na to nabrać. Ruszył więc w jego stronę, trzymając luźno swoją starą różdżkę.

– Od kiedy boisz się Hogwartu? Czy też może gnębiwtrysków? – powiedział złośliwym tonem, żeby jak najlepiej zagrać rolę wrednego Snape’a.

Kiedy zbliżył się na odległość kilku jardów, Smith machnął nagle różdżką.

– Expelliarmus!

Świsnęło, błysnęło szmaragdowo i różdżka Severusa wyrwała się z jego ręki i Smith złapał ją lewą ręką. Severus stanął nagle w miejscu, udając zdezorientowanego.

– Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz, Lovegood? Radzę ci, żebyś przestał się ze mną bawić…

Równocześnie przesunął palcami po prawym biodrze i wyciągnął francuską różdżkę, chowając ją za sobą.

– Chodź tu do mnie, psie – zaśmiał się Smith. – Czy ja przez chwi…

Severus rzucił niewerbalne Expelliarmus, ale Auror za mocno trzymał swoją różdżkę, więc posłał mu oszałamiacza. Niestety pierwsze rzucone zaklęcie ostrzegło Smitha i drugie zbił na bok.

Kątem oka Severus dostrzegł dwie postacie nadbiegające z lewej strony. Cofając się kilka kroków, żeby mieć przed sobą wszystkich trzech przeciwników, Severus odbił gwałtownie na bok czerwony promień.

Z lewej nadleciała na niego wielka kula ognia, więc smagnął różdżką, posyłając ją na Smitha i wzbijając równocześnie w powietrze obłok kurzu, który spadł na Norrisa i Lawforda, ale zanim dotknął ich ciał, uformował chmurę, z której pomknęły na niego dziesiątki strzał. Jednym gestem podniósł tarczę tak, że osunęły się z głośnym chrzęstem, przemieniając się w wielkiego węża, którego posłał na całą trójkę. Zanim gad opadł na ziemię, stał się wielką siecią mknącą prosto na niego. Błyskawicznym ruchem ręki sprawił, że znikła i posłał im grad kamieni. Norris i Smith zdążyli postawić tarcze, ale Lawford tylko osłonił głowę i zawył ugodzony kilkoma z nich. Severus momentalnie miotnął w nich ścianą piasku i uchylił się przed błyskawicą, która uderzyła w ziemię koło niego…

Siła ich ataku wcale go nie zaskoczyła, jak dla niego to była tylko rozgrzewka. Odparowując klątwy, robiąc uniki, odsyłając ich uroki, tańczył między sypiącymi się na niego kolorowymi promieniami, rozpoznając w ułamkach sekund każde zaklęcie i posyłając im dwakroć silniejsze. Bawiłoby go to, gdyby nie myśl o znajdującej się gdzieś niedaleko Hermionie. Czuł, że musi skończyć to jak najszybciej. W każdej chwili mogła dostać którymś z zaklęć i choćby najsłabsze z nich mogło ją zabić, jeśli nie obroniłaby się poprawnie. Pomysł odsyłania ich zaklęć na lewo okazał się całkowicie chybiony, bo rykoszety padały na wszystkie strony i ziemia dookoła była już zryta od ich uderzeń.

Czując, że najłatwiejszym do wyeliminowania będzie Lawford, przyspieszył rytm i jego różdżka ledwo nadążała za jego myślami. Słał w jego stronę coraz silniejsze zaklęcia, obrzucając równocześnie Norrisa i Smitha innymi i po chwili poczuł, że opór Lawforda słabnie.

Posłał im stado ptaków i zaciskając zęby, skupił się jeszcze mocniej i ugodził Lawforda klątwą blokującą chwilowo oddech. Uskoczył przed słupem ognia, przemienił go w lodowe igiełki i miotnął je w nich krótkim szarpnięciem różdżki. Jednocześnie zobaczył, jak Lawford złapał się nagle za gardło, więc smagnął różdżką i Lawford wystrzelił w powietrze i odrzuciło go do tyłu o kilkadziesiąt stóp. Grzmotnął o ziemię i znieruchomiał.

Norris i Smith obejrzeli się równocześnie za Lawfordem, co kosztowało ich utratę równowagi, gdy Severus eksplodował piasek u ich stóp. Norris, starając się wstać, posłał mu drętwotę, ale zbił ją bez problemów na lewo, miotając w niego tym samym zaklęciem, co w Lawforda. W tym samym momencie Smith podniósł się zaklęciem prostującym i odbijając z trudem bursztynowy promień porażający całe ciało, wrzasnął głośno „Avada Kedavra!!!”

Widząc zielony promień mknący w jego kierunku, Severus rzucił się gwałtownie na bok. Coś szarpnęło go w okolicy pasa i przetaczając się, dostrzegł zielony błysk padający tuż koło niego. Równocześnie usłyszał krzyk Norrisa „Smith, nie!!!” i poczuł ostry ból z tyłu głowy.

 

Hermiona starała się trzymać blisko nich, po ich prawej stronie, pomna tego, że zaklęcia miały być zbijane w przeciwnym kierunku. Myślała, że może poczekać z przeniesieniem się do normalnego wymiaru, by móc w razie potrzeby pomóc Severusowi, ale gdy zobaczyła początek pojedynku, zrozumiała, że nie będzie miała na to czasu. Nie wahając się ani chwili, rzuciła odpowiednie zaklęcie.

Wszystko rozegrało się z błyskawiczną prędkością. Trójka mężczyzn natarła na niego zajadle i w ciągu parunastu sekund zasypała go dziesiątkami klątw, ale Severus odpowiedział jeszcze gwałtowniej, niemal zalewając ich powodzią zaklęć. Patrzyła oszołomiona, jak zręcznie lawirował między promieniami i odbijał każdy z nich i zacisnęła mocniej różdżkę trzymaną w ręku przez pelerynę niewidkę.

W zapadającej coraz bardziej ciemności zewsząd sypały się iskry, latały smugi zaklęć i w ich rozbłyskach widziała wyraźnie cztery sylwetki tańczące szalony, bezlitosny taniec.

Gdy Lawford został odrzucony do tyłu i Severus posłał pozostałą dwójkę na ziemię, nagle przeczuła, co się stanie. Strumień zielonego światła wyprysnął z różdżki Smitha, zanim jeszcze przebrzmiało echo jego klątwy. Severus rzucił się w bok, upadł i nie zerwał się natychmiast…

Słysząc Norrisa krzyczącego do Smitha, Hermiona odruchowo wybrała Smitha i posłała mu chwilowe zaklęcie oślepiające. Auror zawył i złapał się za oczy, więc miotnęła w niego jeszcze oszałamiaczem. Jednym ruchem różdżki powiększyła piasek pod nogami Norrisa i rzuciła drętwotę.

Tę jednak Norris zbił na bok. Oszołomiony odskoczył do tyłu i spojrzał w jej stronę, ale nikogo nie zobaczył. Tam ktoś jest!!! Już miał rzucić ‘Accio peleryna’, kiedy lodowaty podmuch wiatru targnął nim tak mocno, że przewrócił się na ziemię.

Hermiona prawie jęknęła z ulgi, widząc, jak Severus zrywa się na równe nogi, zatacza się i ciska jakimś błękitnym zaklęciem w stronę Norrisa. Podbiegła do niego, przytrzymując pelerynę i cofnęła się parę kroków do tyłu, gotowa reagować na każdą nadlatującą klątwę, jeśli Severus tego nie zrobi.

Smith, trzymając się jedną ręką za oczy, cisnął ku nim snop żółtych iskier, ale Severus machnął krótko różdżką i znikły i wrócił do Norrisa. Pora przestać się z nimi pieścić.

Wyczarował kulę ognia, ruchem dłoni uformował z niej ogniste lasso i rzucił je Norrisowi na nogi. Ten próbował odskoczyć, ale spód spodni zajął się płomieniem. Norris wrzasnął straszliwie i ugasił go, lecz w ciągu tej jednej sekundy przestał skupiać się na Severusie. To było zdecydowanie zbyt wiele czasu. Severus ugodził go pełnym porażeniem ciała i Silencio i spętał ciasno sznurami.

– Norris. Zaraz do ciebie wrócę – warknął w jego kierunku i odwrócił się do Smitha.

Auror odzyskiwał już wzrok. Hermiona strzeliła w niego oszałamiaczem, który odbił w jej kierunku i miotnął w nią zaklęciem tnącym. Krzyknęła cicho zduszonym głosem, czując ból w łydkach, udach oraz w lewym ramieniu i na skroni i nogi ugięły się pod nią. Padając, dostrzegła jeszcze Severusa, który szarpnął głową w jej kierunku. Coś ciepłego zalało jej twarz. Jeszcze przez chwilę słyszała świsty, trzaski i jęki i pochłonęła ją ciemność.

Severusa ogarnęło przerażenie. Wyraźnie usłyszał jej głos!

Prócz przerażenia ogarnęło go również szaleństwo i wściekłość i kiedy odwrócił się do Smitha, zacisnął różdżkę tak mocno, że niewiele brakowało, by ją złamał. Jednym gestem zbił zaklęcie tnące, zamroził zaklęcie wrzące i posłał mu całą serię oszałamiaczy z taką siłą, że od mocy zaklęć zadrżało całe jego ciało. Smith zachwiał się, próbując się bronić, więc dał w jego kierunku jeden krok i postanowił to skończyć tu i teraz.

– Sectumsempra! – syknął i powtórzył je jeszcze raz i jeszcze raz.

Bez żadnej litości patrzył, jak Smithem wstrząsają kolejne ciosy, na jego ciele pojawiają się rany i tryska z nich krew. Smith krzyknął, ale stał jeszcze, więc wyrzucił go wysoko w powietrze, spojrzał, jak upadł z jękiem i znieruchomiał.

Rzucił okiem na Norrisa, który też się nie ruszał i runął w stronę, z której słyszał krzyk Hermiony. Czując, jak jeżą mu się wszystkie włosy, mruknął „Accio peleryna” i kiedy śliska tkanina wpadła mu w rękę, rzucił ją na bok i podniósł różdżkę, oświetlając niewielki krąg dookoła.

Tam! Dostrzegł jej nogi na piasku! Błyskawicznie dopadł do niej i spojrzał na twarz i ramię zalane krwią i aż jęknął. Jej nogi też krwawiły, ale najgorzej wyglądała skroń. Ale oddychała!

Rany nie wyglądały na głębokie, ale ta na skroni krwawiła bardzo mocno. Ślady cięć na ubraniu wskazywały bardziej na zaklęcie tnące, którym chciał uraczyć go Smith.

– Vulnera Sanentur – wyszeptał, przesuwając różdżką nad jej twarzą. – Vulnera Sanentur…

Po chwili krew zaczęła zanikać, ale z rany wciąż wypływała nowa, bo otwarta była tętnica, jednak w końcu i ona się zasklepiła. Rozerwał jej pocięty rękaw i uleczył jej ramię. Potem przez chwilę próbował rozsunąć na boki mugolskie jeansy, ale te przeklęte spodnie były za grube! Jednym ruchem różdżki ściągnął je z niej i zaczął leczyć lewe udo i łydkę. Łydka była tylko draśnięta, ale rana po zewnętrznej stronie uda była poważniejsza.

Po chwili dziewczyna przestała krwawić. Otarł spocone czoło wierzchem dłoni i potrząsnął nią lekko.

– Hermiono… Rennervate.

Przez chwilę Hermiona nie reagowała, ale nagle zaczerpnęła mocniej powietrza i otworzyła wolno oczy. Spojrzała na niego i w jej oczach zobaczył przerażenie.

– Sever…! – poruszyła ręką, jakby chciała dosięgnąć jego głowy, więc przytrzymał ją przy ziemi.

– Nie ruszaj się…

– Sev… co się… stało?!

W tym momencie usłyszał jakiś szelest za sobą. Odwrócił się dokładnie w chwili, kiedy kilkanaście stóp dalej zobaczył jakiś ruch i po sekundzie usłyszał głośny trzask deportacji. Zerwał się na równe nogi, ale nic się nie działo. Nie dostrzegał też na ziemi kształtów Smitha i Norrisa…

Skrzywił się mocno i podszedł szybkim krokiem w kierunku, w którym powinien leżeć Lawford, ale go nie dostrzegł. I wszystko stało się jasne. Lawford musiał oprzytomnieć, przyciągnął albo przywołał Norrisa i Smitha i deportował się z nimi.

Wrócił do Hermiony, która starała się podnieść na łokciach.

– Co ci… się stało? – spytała słabym głosem i osunęła się na ziemię, ale pozostała przytomna.

– Nic. Wszystko w porządku. Wracajmy – odparł.

Przywołał swoją starą różdżkę, pelerynę i jej podarte spodnie, wziął ją na ręce, przeniósł ich do drugiego wymiaru i aportował przed bramę Hogwartu.

Gdy tylko zamknął za sobą bramę, wysłał patronusa do Minerwy i ruszył do Skrzydła Szpitalnego.

Minerwa znalazła go już na schodach. Na ich widok krzyknęła cicho i zasłoniła sobie usta ręką, po czym podbiegła i złapała zwisającą rękę Hermiony. Dopiero wtedy zauważył, że dziewczyna jest strasznie blada.

– Merlinie…

– Straciła dużo krwi – odparł Severus. – Chodź, pomożesz mi otworzyć Skrzydło Szpitalne.

Położył dziewczynę na jednym z łóżek i poszedł szybko po różne eliksiry i maści. Gdy wrócił, Minerwa siedziała na brzegu łóżka i trzymała dziewczynę za rękę.

– Wypij wpierw to – podał jej odkorkowaną fiolkę eliksiru uzupełniającego krew.

Ale ponieważ dziewczyna nie była w stanie jej utrzymać, więc przysunął fiolkę do jej ust i wlał zawartość do buzi. Podał jej jeszcze silny eliksir przeciwbólowy i wzmacniający i po chwili lekki rumieniec zabarwił jej policzki.

– Nic mnie nie boli – powiedziała wolno.

– Ale za chwilę zaczęłoby cię boleć, bo muszę na nowo otworzyć ci rany i je porządnie wyczyścić i zaleczyć – odparł, siląc się na spokój.

– A ty?

Severus spojrzał na Minerwę, która kiwnęła głową.

– Masz całe ubranie poszarpane i pokrwawione… twarz też.

Severus rzucił okiem na swoje ramiona i przód koszuli. Nawet na czarnej tkaninie widać było plamy krwi.

– To twoja krew, nie moja – uprościł, choć coraz bardziej czuł, że sam też trochę oberwał. Z tyłu głowy czuł pulsujący ból i domyślił się, że padając na ziemię, musiał uderzyć się o jakiś kamień.

– Testrale by cię dziś kochały – wymamrotała Hermiona.

Prychnął dziwnie, ni to śmiechem, ni to ze zniecierpliwienia.

– Chyba najlepiej będzie, jak cię teraz uśpię. Ale nie na długo. W nocy możesz się obudzić.

Dziewczyna skinęła, więc podał jej fiolkę eliksiru słodkiego snu. Kiedy Hermiona przełknęła ostatni łyk, zamknęły się jej oczy i osunęła się wolno na poduszkę.

Minerwa odruchowo chciała poprawić na niej koc, ale Severus odrzucił go na bok i sięgnął po słoiczek z maścią czyszczącą.

– Wierz mi, gdyby to nie było konieczne, to bym tego nie robił – odpowiedział na niezadane pytanie, smarując grubą warstwę na czerwonej prędze na biodrze i na łydce. – Poza tym w poniedziałek Hermiona nie może mieć żadnej blizny. Oni zorientowali się, że ktoś ze mną był i będą cholernie podejrzliwi – machnięciem różdżki zdjął z niej bluzkę i zaczął smarować jeszcze dłuższą krwawą kreskę na ramieniu.

Minerwa zasznurowała usta, ale sięgnęła po waciki i zaczęła ścierać różową pianę, która zaczęła się sączyć z otwartych na nowo ran.

 

 

Lawford usiadł ciężko na fotelu koło swojej żony.

– David… co się stało?! – Helen nadal drżała z przerażenia. – Co WAM się stało?!

– Nic… nie mogę ci teraz powiedzieć – odparł niepewnie.

– On przeżyje? – spytała i zrozumiał, że miała na myśli Smitha.

– Uzdrowiciel mówił, że tak. Choć będzie miał pełno blizn.

Do salonu zajrzał służący.

– Panie, pan Norris pana prosi…

Lawford podniósł się z trudem i przytrzymał się oparcia. Kiedy zawroty głowy minęły, poszedł wolnym krokiem do sypialni dla gości, w której leżał Norris i usiadł ciężko na krześle koło łóżka.

– Davy… – odezwał się natychmiast Norris, urwał i poczekał, aż drzwi zamknęły się za służącym. – Snape nie jest sam.

– Co?

– Dokładnie to, co mówię. Snape był dziś z kimś. Ktoś mu pomaga.

Lawford spojrzał niepewnie na przyjaciela.

– Skąd… widziałeś tego kogoś?

– Nie, musiał mieć na sobie niewidkę albo zaklęcie zwodzące. Kiedy powalił ciebie, ten sukinsyn – machnął ręką w stronę okna, ale Lawford domyślił się, że chodzi mu o Smitha – rzucił na niego Avadę. Prawie w niego trafił, ale go tym oszołomił. I wtedy…

– … Avada nie oszałamia tylko zabija – przerwał mu Lawford i zaczęło go ogarniać przerażenie. Merlinie, znów poleciały Niewybaczalne!

– Kurwa, nie wiem, w każdym razie Snape poleciał na ziemię i wtedy ktoś z boku rąbnął Smitha jakimś zaklęciem i potem próbował rzucić na mnie drętwotę…

– I co…?

– Wtedy Teddy rąbnął go czymś, bo aż krzyknął, ale nie poznałem głosu… Potem ty nas stamtąd zabrałeś. Szkoda, że nie udało się nam sprawdzić, kto to był… Teraz mamy problem, bo nie…

– Mamy więcej niż jeden problem – uciął natychmiast Lawford. Z wolna zaczynał mieć dość pomysłów swojego przyjaciela. – Ten, jak go przed chwilą nazwałeś, sukinsyn, leży w pokoju obok i będzie mieć szczęście, jeśli wyjdzie z tego żywy i tylko oszpecony. Dziś wieczorem tylko przez przypadek we trójkę uniknęliśmy śmierci! W ciągu zaledwie kilku dni Teddy i ty dwa razy użyliście najgorszego z Niewybaczalnych i tylko dzięki temu, że mamy w garści DPPC zawdzięczacie, że nie wylądujecie w Azkabanie na całe życie! Mało brakowało, a z Teddym użylibyście trzech Niewybaczalnych na niewinnych małych dzieciach!!!

Norris usiadł gwałtownie na łóżku.

– Musimy się pozbyć Snape’a! Widział nas i poznał!

– Stop!!! Nikogo nie będziemy się pozbywać!!! – krzyknął Lawford i opamiętał się. – Zjednoczyliśmy się po to, żeby czysta krew zdominowała mieszańców i mugolaków, a nie po to, żeby wybić połowę społeczności czarodziejów!!! Mam tego dość, Peter, rozumiesz?! NIC nie będziemy robić! Przez jakiś czas! Aż wszyscy ochłoniemy i nabierzemy dystansu do tego, co się dzieje! I nie chcę słyszeć żadnych protestów!

Lawford patrzył płonącymi oczami na Norrisa, który zesztywniał.

– ON NAS WIDZIAŁ! Rozumiesz?!

– I co z tym zrobi?!!! Pójdzie do Aurorów?! Do Teddy’ego?! Czy też do Ministra?!

– A jak to ogłosi w prasie?

Lawford parsknął śmiechem.

– W Proroku nic nie puścimy! Lovegood pewnie wydrukuje to w swoim szmatławcu, więc po prostu napiszemy, że to bzdury wyssane z palca i że próbuje nas oczernić! Coś wymyślimy! Wolę zastanawiać się, co wymyślić w tej sprawie, niż jak zaplanować jeszcze jedno morderstwo!!!

Zerwał się na równe nogi i zatoczył na bok. Przytrzymał się ściany i odepchnął w kierunku drzwi. Chwiejnym krokiem doszedł do nich, z trudem otworzył je i przytrzymał się framugi.

– Dobranoc, Peter.

I wyszedł. Miał już dość.

 

 

Poniedziałek, 3.08

Hermionie udało się doczekać do końca zarejestrowanej rozmowy. Końcówki już prawie wcale nie słyszała, po głowie tłukły się jej tylko zasłyszane słowa: „mugolskie pojazdy, co potrafią latać”, „wszyscy mają zielono-brązowe jednakowe ubrania” i „jakiś rodzaj broni, co wybucha”.

To jest wojsko!!! Tysiące wojskowych… to muszą być jakieś ćwiczenia…! To dlatego tata ostatnio tak się o to dopytywał!!! Pewnie pogadał z Jackiem albo jeszcze kimś innym…!!!

Zerwała się i podeszła do telefonu. Wystukała numer na komórkę i czekała chwilę na połączenie, uśmiechając się do Severusa, który spoglądał na nią w zdumieniu.

– Tato? – powiedziała natychmiast, kiedy odebrał.

– To ja… masz coś pilnego? Bo nie mam za dużo czasu – odpowiedział jej ojciec.

– Będziesz miał czas dziś wieczorem do mnie wpaść? – spytała bez wstępów.

– Dziś nie, ale jutro tak, jeśli chcesz.

– Bardzo! Ale bez mamy… wiesz, chodzi mi o tę moją sprawę… – zaczęła bawić się frędzlami na dole zasłony.

– Acha… dobrze, więc jutro koło ósmej. Może wcześniej, nie wiem, o której dokładnie skończę, mam kilka dodatkowych wizyt.

– Dobrze, to o ósmej. Dziękuję, tato. I do jutra!

Hermiona odłożyła słuchawkę i wróciła na kanapę podekscytowana.

– Jestem pewna, że to sprawka mojego ojca! Musiał powiedzieć o Rathlin Island, nie wiem dokładnie komu i co i dzięki temu wysłali tam wojsko!

Severus obrócił się wolno w jej kierunku i spoglądał na nią w milczeniu przez dość długą chwilę.

– Możesz mi powiedzieć, skąd twój ojciec wie o Rathlin Island? – spytał bardzo cicho, ale w jego głosie można było wyczuć nadchodzącą burzę.

Dziewczyna zamarła. Zrozumiała, co właśnie powiedziała i serce zaczęło walić jej w piersi.

– Wie, bo mu powiedziałam, że tam się dzieje coś, co nie powinno… To znaczy, że chcemy to przyblokować…

– Rozmawiałaś z twoim ojcem o sprawie Norrisa? – zapytał z niedowierzaniem. – Pomimo tego, że kiedyś wyraźnie ci mówiłem, żebyś o tym nigdy z nikim nie rozmawiała? O ile dobrze pamiętam, to powiedziałaś mi, że rodzicom nic na ten temat nie mówiłaś.

Przygryzła usta. Musiała mu to jakoś wytłumaczyć.

– To nie tak… on prawie nic nie wie, powiedziałam mu tylko trochę…

– I z tego „tylko trochę” na wyspę mugole wysłali parę tysięcy wojska, tak?

Czując, jak narasta w nim złość, wstał, podszedł do okna i skrzyżował ręce na piersi. Cholera, cholera jasna! Dlaczego nigdy nie można nikomu ufać?! Właśnie dlatego najlepiej, jak robił wszystko sam. Sam. Wykrzywił się na myśl o tym, że jeszcze niedawno tak się cieszył, że nie był już sam…

– Severusie… – zaczęła Hermiona drżącym głosem, ale jej przerwał.

– Powiedz mi, że rozmawiałaś o tym tylko z nim. Że nikt inny nic nie wie – powiedział sucho i kiedy dziewczyna otworzyła usta, ale nie zaprzeczyła, pokręcił głową i odwrócił się do okna. – Kto jeszcze?

– Severusie, proszę… – powiedziała błagalnym tonem.

– Kto jeszcze o tym wie?!

– Nikt więcej nie wie o Norrisie.

– Ale o czymś innym.

– Severusie, proszę, pozwól mi wszystko wyjaśnić!

Obrócił się ku niej i oparł plecami o ścianę, wyraźnie wściekły.

– Więc oświeć mnie.

Hermiona przełknęła z trudem ślinę. Zaczęło ją piec gardło, ale zebrała się w sobie, odetchnęła głęboko i chwilę zastanawiała się, skąd zacząć. Po chwili zaczęła wyjaśniać jak najlepiej umiała.

– Pamiętasz, jak na samym początku nie mogłeś ich podsłuchać, nawet przebierając się za kogoś innego? No więc któregoś dnia byłam w podłym humorze i tata spytał mnie, co jest nie tak i powiedział, że jeśli mu nie powiem co, nie będzie w stanie mi pomóc. Więc… powiedziałam mu tylko tyle, że przez przypadek dowiedziałam się, że pojawiła się grupa ludzi, którzy nie lubią mugoli… że muszę się dowiedzieć, co oni chcą i nie wiem jak. I że jest ktoś, kto mi pomaga. Nawet nie powiedziałam mu kto. Właśnie wtedy tata wpadł na pomysł pluskwy – podniosła głowę i spojrzała na niego z nadzieją. Nadal spoglądał na nią surowo, więc ciągnęła:

– I potem… co to było… acha, tata zawiózł mnie do Dover, wtedy, kiedy pierwszy raz jechałam do Francji. Powiedziałam mu tylko, że Francuzi będą mi pomagać. I któregoś dnia zapytał, czy już rozwiązały się wszystkie problemy. Nie chciałam za bardzo nic wyjaśniać, ale wtedy powiedział, że jak widać czasem może mi pomóc, ale musi wiedzieć choć minimum. I wtedy powiedziałam mu, że na Rathlin buduje się szkołę, która nie powinna zostać otwarta. I że chcemy to jakoś zatrzymać. I tyle…

Severus patrzył na nią, namyślając się. Pierwszą myślą było nakrzyczeć na nią, ale równocześnie jakiś głosik w umyśle podpowiadał mu, że bez pluskwy i bez wojska na Rathlin nie udałoby się im zrobić nic. A dziś okazuje się, że udało im się całkowicie pokrzyżować Norrisowi plany. Prócz obsadzenia kluczowych stanowisk i rzucenia Imperiusa na Shacklebolta nie udało mu się zrobić nic.

Równocześnie inny głosik mówił mu, że musiał chyba upaść na rozum, jeśli ją usprawiedliwia. Nie upaść na rozum, ale się zakochać.

– A ten ktoś inny? Kto to jest i co wie?

Hermiona poczuła uścisk w brzuchu.

– W… niedzielę, wtedy, gdy znaleźliśmy wspomnienie o tobie… Harry widział nas razem. Kiedy mi o tym powiedział, zakazałam mu… i Ginny, o tym rozmawiać, nawet między sobą. I wyjaśniłam mu, że jesteśmy przyjaciółmi i o tym też nie wolno mu wspominać, bo to niebezpieczne. I żeby się upewnić, że faktycznie nic nie powie… powiedziałam mu, że jeśli historia z Voldemortem miała dla niego jakiekolwiek znaczenie, zrozumie, że dla mnie coś innego może mieć znaczenie i zatrzyma to dla siebie. Jeśli nie, będzie miał mnie na sumieniu – to nie była miła dyskusja, ale Hermiona musiała Harry’emu to powiedzieć, żeby mieć pewność, że utrzyma tajemnicę. – Harry i Ginny nie są głupi. Widzieli twoje wypowiedzi w Żonglerze i Proroku i domyślają się, że robisz coś, żeby to powstrzymać. Ale nie powiedziałam nic więcej… Nie wiedzą, że chodzi o Norrisa czy Smitha…

Severus zacisnął bezwiednie pięści, kiedy usłyszał słowo „Harry”. Dalsze wyjaśnienia trochę go uspokoiły. Po tym, co się stało, wiedział, że Potter na pewno potrafi utrzymać tajemnicę i wie, ile warte jest czyjeś życie. I wie, co to znaczy „Nie mów nikomu”.

Wypuścił wolno powietrze i spojrzał na Hermionę, która ukryła twarz w dłoniach i zwiesiła głowę.

– To wszystko? – spytał cicho.

Pokiwała głową, ale nie odezwała się i nie odsłoniła twarzy. Może płakała? Cóż, to będzie dla niej nauczka.

– Hermiono, prosiłaś mnie o pomoc zapewne dlatego, że sądziłaś, że mam więcej doświadczenia w tego typu sprawach. Istotnie, mam. Jeśli zabroniłem ci mówić o tym komukolwiek, to nie dlatego, że miałem taką ochotę, ale dlatego, że wiedziałem, że jedno słowo do niewłaściwej osoby i oboje jesteśmy martwi. Miałem… nadzieję, że mnie posłuchasz. Co do Pottera, wyraźnie nie miałaś innego wyjścia, ale co do twojego ojca, powinnaś była zapytać mnie o zgodę. Nie rozumiem, po prostu nie rozumiem, jak mogłaś coś takiego zrobić!

Hermiona przełknęła łzy. Już miała ochotę powiedzieć, że w sumie na dobre wyszło, ale zdawała sobie sprawę, że to zupełnie dziecinna reakcja. To ona poszła do niego po pomoc. On zgodził się jej pomóc, ale zakazał jej mówić o tym komukolwiek. A ona nie dość, że powiedziała, to nawet nie poinformowała go o tym. Co, gdyby Harry wygadał się niechcący Smithowi? Co jeśli Smith użyłby legilimencji i zobaczył ich rozmowy? Gdyby Jack był czarodziejem albo miał znajomych czarodziejów i choćby nieświadomie opowiedział o swoim przyjacielu Perrym Granger, który nagle poradził wysłać wojsko na Rathlin?

Zawiodła go. Powinna mu wszystko powiedzieć. Mogła zabić tym nie tylko siebie, ale i jego.

– Przepraszam… – pociągnęła nosem. – Wiem, … że to za późno… że zrobiłam źle… Wybacz…

Severus poczuł się nagle rozdarty między ochotą wzięcia jej w ramiona i uspokojenia i kontynuowania swojej tyrady. Milczał dłuższą chwilę, żeby się uspokoić.

– Obiecaj mi, że już nigdy tego nie zrobisz. Cokolwiek się stanie, ktokolwiek nas zobaczy razem… powiesz mi o tym – powiedział twardym głosem.

– Obiecuję… – pokiwała głową.

Kiedy po chwili spojrzała na niego i zobaczył jej zaczerwienione, pełne łez oczy, coś się w nim złamało. Złość nagle w nim stopniała, jak kawałek lodu wrzucony do ognia. Wyciągnął do niej rękę i Hermiona zerwała się z kanapy i podbiegła do niego. Przytuliła się mocno, chowając twarz na jego piersi.

– Nie złość się… proszę.

Objął ją lekko i pogłaskał po włosach.

– Wszystkim zdarza się popełniać błędy. Najważniejsze to umieć je dostrzec i się na nich uczyć.

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 33Dwa Słowa Rozdział 35 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 8 komentarzy

Dodaj komentarz