Dwa Słowa Rozdział 25

Środa, 8.07

– Nie mieliśmy innego wyjścia, jak pozwolić im ją uwolnić – powiedział Smith, odkładając kartę pacjentki na stół.

Norris siedział jeszcze chwilę w milczeniu, podpierając głowę prawą ręką i masując sobie skronie. Lawford, Scott i Rockman, ci, którzy mogli przyjść natychmiast do jego gabinetu, spoglądali na siebie trochę spłoszonymi spojrzeniami.

– Chcesz mi powiedzieć, że nie daliście sobie rady z garstką czarodziejów?

– „Garstka” to wersja do Proroka. Tak naprawdę była ich ponad setka…

– Nieważne! Więc nie mogliście poradzić sobie z setką?!

Smith skrzywił się strasznie i rzucił błagalne spojrzenie pozostałym.

– Peter, dalibyśmy sobie z nimi radę, ale musielibyśmy zacząć używać klątw i złych uroków! Już i tak doszło do regularnej bitwy pod kliniką i w niej.

Norris nie chciał go słuchać.

– Czyli banda niezadowolonych czarodziejów będzie od dziś stanowić prawo, czyż nie tak? Obojętnie, co MY zdecydujemy, oni mają prawo to zmienić?!

Scott spojrzał na swoje stopy i zagryzł zęby, bo miał wielką ochotę powiedzieć, że nie było żadnego „MY”. Norris uparł się na te aborcje sam, zapowiedział, że będą przeprowadzane i nie było żadnej dyskusji, czy wszyscy są „za”.

Nieoczekiwanie odezwał się Lawford.

– Peter, zgodzę się z tobą, że decyzje rządu powinny być niepodważalne i to nie społeczność czarodziejów ma decydować, ale my. Ale nie wolno nam zapomnieć o tym, jak postrzegany jest rząd. Żeby nas słuchać, ludzie muszą nam ufać, a nie próbować z nami walczyć.

Rockman skinął głową i poparł Lawforda.

– Odczekajmy trochę. Bardzo dużo zmieniło się w ciągu ostatnich miesięcy i ludzie potrzebują teraz czasu na zaakceptowanie tego i zrozumienie, że to dla ich dobra. Napiszmy jutro coś pozytywnego. Choćby o nowej szkole, o tym, jak pomoże wszystkim dzieciom w lepszej przyszłości… i tego typu bzdury. To poprawi nasz image i zobaczysz, że niedługo wszyscy się uspokoją. Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby udało się nam przykuć tę kobietę do stołu i wydłubać jej dziecko z brzucha? Jutro byłyby tłumy na ulicach i wszystko, co udało się nam zbudować, zawaliłoby się w gruzy.

Norris patrzył nadal na biurko, jakby zastanawiając się nad ich słowami. Scott postanowił zebrać się na odwagę.

– Skupmy się na innych projektach i dajmy temu spokój. Tak jak mówi Tyler, koszt zabicia tych, tak naprawdę niewinnych dzieciaków byłby o wiele wyższy niż korzyści, które byśmy z tego odnieśli – aż przeszedł go dreszcz, gdy to mówił, może dlatego, że pomyślał o swojej dwójce i żonie.

– Nie damy temu spokoju, James! Oszalałeś?! – Norris walnął nagle pięścią w biurko i wszyscy drgnęli.

– Odczekajmy – poradził jeszcze raz Rockman stanowczym głosem. – Mamy czas, rozegrajmy to na naszą korzyść.

Wszyscy na chwilę zamilkli. Serce Scotta tłukło mu się w piersi jak szalone. Lekko drżącą ręką zupełnie niepotrzebnie poprawił swoją szatę.
– Jutro ma ukazać się w Proroku informacja, że rząd jest rozczarowany tym, że społeczeństwo nie chce zrozumieć naszych starań, ale wychodzimy ku nim i będziemy pracować nad programem pomocy psychologicznej dla takich kobiet przy podejmowaniu decyzji. Po drugie chcę, żeby pojawił się artykuł o nowej szkole – zdecydował po długiej chwili Norris.

– Bardzo dobra decyzja – powiedział Lawford. – Tak czy inaczej musimy to zrobić. Niedługo Snape wyśle listy do nowych uczniów do Hogwartu, koniecznie musimy zdążyć przed nim.

Norris spojrzał na przyjaciela złym wzrokiem. Jeszcze nie skończył.

– Chcę też rozkręcenia kampanii obowiązkowych badań dla kobiet. Tyler, sprawdź w Mungu od jakiego wieku można już zacząć podawać eliksir. Wszystkie kobiety mugolskiego pochodzenia mają go wypić. Jak najszybciej. Będzie pewnie trzeba przenieść gdzie indziej Watkinsa, żeby mógł warzyć więcej i częściej – Scott westchnął w duszy z radości. – Jeszcze coś. Ta bijatyka nie może przejść ulgowo. Musimy pokazać, że nikt nie będzie nam właził na głowę, bo ma taki kaprys. Jak najszybciej wprowadzony ma być Stan Nadzwyczajny, który zostanie odwołany dopiero, kiedy skończą się te chore marsze i protesty.

Lawford drgnął i spojrzał szybko na Rockmana. Norris ciągnął:

– Od … siódmej wieczorem do szóstej rano zakaz przebywania poza domem bez specjalnego zezwolenia Wydziału Bezpieczeństwa – skinął na Smitha – Sporządź mi formularz do ubiegania się o zezwolenie. Aurorzy mają dostać nadzwyczajne uprawnienia do pilnowania porządku i to oni będą udzielać pozwoleń. Chcę regularnych patroli na Pokątnej i w pobliżu. Zakaz manifestacji i publikacji antyrządowych. Rozwiązać wszystkie stowarzyszenia i kluby, kółka służebnych i organizacje studenckie. Ci cholerni dowcipnisie od pasty do butów wreszcie zrozumieją, z kim mają do czynienia. Zakaz otwierania prywatnych lecznic, prywatnych konsultacji bez zezwolenia. Każde złamanie prawa będzie prowadziło do natychmiastowego procesu kryminalnego, niech Wizengamot przygotuje się do wzmożonej pracy. I niech już teraz zaczną pracować nad karami. Znajdźcie mi jak najszybciej tych dowcipnisiów i zamknijcie ich w areszcie. Lovegooda, jeśli napisze jeszcze choć słowo, też. Chociaż nie, jeszcze lepiej. Zdelegalizujemy wszystkie gazety poza prasą, która już jest pod naszą kontrolą. Z „Małą Czarownicą” włącznie. Dopracujemy szczegóły i ma to zostać ogłoszone w piątek. I żadnego pieprzonego Vacatio Legis!

W gabinecie panowała głucha cisza, nikt się nie odezwał. Wyglądało na to, że Norris musiał wylać z siebie całą złość.

– Spotkanie jutro u mnie w domu. O dwudziestej. I przekażcie Alainowi, że w jego dobrze pojętym interesie jest pojawienie się, mam już dość jego wykrętów.

Wszyscy wstali i wyszli w milczeniu. Dopiero za drzwiami spojrzeli po sobie lekko wylęknionym wzrokiem. Nawet Smith wydawał się być oszołomiony i przestraszony. Ruszyli korytarzem do holu.

– Najwyraźniej nie zrozumiał waszych porad o zwolnieniu i pokazaniu się z lepszej strony – mruknął cicho, kiedy już trochę oddalili się od drzwi Norrisa.

– Trzeba go będzie przystopować, bo to zdecydowanie będzie działać na naszą niekorzyść – potwierdził Rockman, zwalniając koło portretu Adalberta Wafflinga i spojrzał na Lawforda. – Davy… postaraj się jutro w południe trochę go uspokoić. Inaczej wieczorna narada źle się skończy. Jeśli chcesz, potem mogę z nim porozmawiać…

– Mam wrażenie, że tym razem będę potrzebował twojej pomocy – odparł Lawford. – On jest w takim stanie, że za chwilę wyśle na Pokątną Dementorów.

– Stan nadzwyczajny czemu nie, z uwagi na potrzebę zapewnienia spokoju po ostatnich rozruchach. Ale nie coś takiego! – dorzucił Scott. – Złagodźmy to do maximum.

Rockman poklepał Lawforda po ramieniu, Scott się do niego przyłączył.

– Powodzenia, mój drogi!

 

Adalbert Waffling wpatrywał się beznamiętnie gdzieś przed siebie, ale kiedy tylko czwórka mężczyzn odeszła, natychmiast udał się do Dumbledore’a. Ten zaś po wysłuchaniu go, natychmiast przeniósł się do swojego portretu w gabinecie dyrektorskim.

– Severusie, ważne wiadomości – powiedział od razu, siadając wygodnie w swoim fotelu.

Severus przeglądał swoje notatki ze spotkań z trzema kandydatami na stanowisko nauczyciela nowego przedmiotu, który chciał wprowadzić od września w szkole. Natychmiast odłożył pergaminy i podniósł głowę.

– Słucham, Albusie.

– Adalbert właśnie przekazał mi krótką rozmowę naszych przyjaciół. Scott, Smith, Rockman i Lawford wyszli z gabinetu Norrisa i mieli nietęgie miny. Rockman mówił Lawfordowi o konieczności przystopowania kogoś, możemy się tylko domyślać, że chodziło o Norrisa. Jutro wieczorem mają jakąś naradę. Lawford obawiał się, że Norris będzie chciał wysłać dementorów na Pokątną. Scott zaś wspomniał o wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego po ostatnich zamieszkach i o tym, że trzeba załagodzić jakoś ten pomysł.

Severus słuchał w napięciu. Stan nadzwyczajny i dementorzy na Pokątnej? On chyba zwariował!

– Przypuszczam – ciągnął Dumbledore – że doszło do jakichś zamieszek, zapewne na Pokątnej i skończyły się zdecydowanie niedobrze dla Norrisa.

– Nie wiem, co się tam mogło stać i nie sądzę, żeby było rozważnie teraz się tam pojawiać – odparł Severus. – Dowiemy się jutro, jeśli nie z Proroka, to z Żonglera. Natomiast fakt, że jutro mają jakąś naradę, bardzo mnie interesuje…

– Co zamierzasz zrobić? – spytał Dumbledore.

– Spróbujemy ich podsłuchać. Nigdy dotąd nie organizowali narad w ciągu tygodnia, więc z pewnością to coś ważnego.

– Zwłaszcza jeśli brać pod uwagę, że reakcją Norrisa był pomysł wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Niestety nie wiemy, gdzie i o której.

– Mamy zmieniacz czasu, więc to nie ma znaczenia. Bardzo lubią spotykać się u Lawforda, więc zaczniemy od niego. Potem sprawdzimy Bensona i Norrisa. I, jeśli trzeba, resztę. Zaczniemy od szóstej wieczorem.

– To będzie bardzo długi wieczór. Domyślam się, że weźmiesz do pomocy pannę Granger?

Severus spojrzał uważnie na Dumbledore’a, ale nie doszukał się śladów ironii ani w jego głosie, ani na jego twarzy. Wzruszył ramionami.

– Oczywiście, że tak. Nie muszę ci chyba przypominać, że tylko ona wie, jak tak naprawdę używać tej pluskwy.

– Doskonale pamiętam, że to był jej pomysł i udało jej się przekonać cię do niego – zaśmiał się Albus. – Po prostu mam wrażenie, że dobrze wam się razem pracuje i bardzo mnie to cieszy.

– Mnie też – odparł Severus. – A teraz pozwól, że do niej napiszę, musi się na jutro przygotować.

Sięgnął pod szatę po medalion, wyjął pergamin i sięgnął po różdżkę. Z jednej strony cieszył się na to spotkanie, ale jednocześnie się go obawiał, bo nie wiedział, czy uda mu się zachować dystans, który zdecydował sobie narzucić.

 

 

Czwartek, 9.07

Trochę przed szóstą Hermiona i Severus aportowali się w drugim wymiarze w lesie nieopodal posiadłości Lawforda. Słońce przeświecało przez korony drzew i łagodny wiaterek sprawiał, że było przyjemnie ciepło, a nie gorąco. Niósł ze sobą zapach lasu; trawy, mokrej ściółki, kory i igieł świerków zmieszany z leciutką wonią ogniska. Stukanie dzięciołów, świergot innych ptaków i szum drzew brzmiały wspaniale.

Severus zdecydował, że zaczną od Lawforda, ale zamiast zaczaić się koło domku myśliwskiego, będą obserwować wejście do domu. Gdyby Lawford zdecydował się przyjąć wszystkich gdzieś w domu, mogliby ich przegapić.

– Jeśli do ósmej nie będzie nikogo, użyjemy zmieniacza czasu i spróbujemy obserwować kogoś innego – powiedział, kiedy planowali ten wypad.

Hermiona miała tylko nadzieję, że nie będzie to u Smitha. Tam podsłuch nie działał, więc Severus musiałby wziąć jej wspomnienia bądź użyć legilimencji, żeby móc wszystko przeanalizować. Nie wiedziała, co gorsze. Od wtorkowego śniadania, kiedy to zbudził ją w ostatniej chwili i kiedy ona szybko się myła i ubierała do pracy, a on przygotował jej śniadanie, nie widzieli się. Nie mogła przestać o nim myśleć. O nim, o jego dotyku, o jego zapachu… Prawie czuła jego dłonie we włosach, jego usta na czole… Marzyła co by było, gdyby podniosła wtedy głowę… czy poczułaby je na swoich? Śniła na jawie sny tak gorące, że traciła zmysły i oddech i całe jej ciało konało z tęsknoty.

Zdecydowanie, to nie było coś, co powinien oglądać.

Kiedy już wylewitowali siebie nawzajem przez olbrzymią bramę ze złoconymi prętami i doszli do oddalonego pałacyku, usiedli pod drzewami i czekając na pojawienie się Norrisa i reszty, zaczęli rozmawiać o ostatnich wydarzeniach.

W dzisiejszym Proroku pojawił się artykuł na temat wczorajszych i przedwczorajszych wydarzeń. Czytając Żonglera, miało się wrażenie, że chodzi o dwie zupełnie inne sprawy. Naturalnie o wiele bardziej wierzyli Lovegoodowi niż Prorokowi.

We wtorek rano w Św. Mungu pojawiła się młoda czarownica w szóstym miesiącu ciąży na zwykłe badania kontrolne. Na tym kończyło się podobieństwo w obu gazetach. Zgodnie z Prorokiem Uzdrowiciele, po zrobieniu wszystkich niezbędnych badań odkryli, że płód ma poważne wady rozwojowe i trzeba usunąć ciążę. Żongler zaś napisał, że „odkrycie” nastąpiło po dwóch bardzo pobieżnych badaniach.

Pozostałe różnice były jeszcze bardziej kolosalne. Kobieta nie wyraziła na to zgody, ale wtedy Naczelny Uzdrowiciel zdecydował, że należy wykonać zabieg i zapowiedział go na następny dzień i kobieta została zamknięta w jednej z sal. Nikt nie zwrócił uwagi, że po południu przyszedł do kobiety jej mąż i gdy dowiedział się o wszystkim, wybiegł z Kliniki po pomoc. Jego przyjaciele nagłośnili sprawę w Dziurawym Kotle i jeszcze tego samego wieczoru odbyło się tam coś na podobieństwo narady wojennej. Na Pokątnej ludzie nie rozprawiali o niczym innym i zbulwersowani, ciągnęli do niewielkiego baru, który tego dnia niemal trzaskał w szwach. Ktoś zaproponował wdarcie się z samego rana do Kliniki i wyciągnięcie stamtąd kobiety. Większość zaaprobowała pomysł i ogłosiła zbiórkę o siódmej rano pod Kliniką. Nazajutrz o siódmej zebrało się koło dwustu czarodziejów, którzy z mężem kobiety na czele, wkroczyli na Izbę Przyjęć i domagali się wypuszczenia czarownicy. Zaalarmowany personel próbował stawić opór, Naczelny Uzdrowiciel wezwał na pomoc Aurorów i kiedy ci aportowali się i próbowali wyrzucić czarodziejów na zewnątrz, rozgorzała bitwa. Aurorzy byli nieźle wyszkoleni, ale ich oszałamiacze, zaklęcia rozbrajające i blokady niewiele mogły zdziałać przeciw rozjuszonemu tłumowi. Ponieważ było tam sporo czarodziejów mugolskiego pochodzenia, poleciały nie tylko zaklęcia. Aurorzy, niektórzy spetryfikowani, bez kości, opuchnięci, z posklejanymi kończynami, oślepieni i ogłuszeni, niektórzy z połamanymi nosami, wybitymi zębami i podbitymi oczami zostali związani jak baleron. Grupa czarodziejów została na dole, żeby ich pilnować, reszta zaś pobiegła na drugie piętro i wdarła się na Oddział Badań i Uzdrawiania Doraźnego. Kobieta, która czekała już na przeniesienie na Oddział Zabiegów, została prawie wyniesiona stamtąd na zewnątrz. Tłum opuścił Klinikę, zostawiając Aurorów w rękach Uzdrowicieli. Jak to ktoś ujął: „Wykwalifikowani Uzdrowiciele byli przecież na miejscu, więc byłoby niepowetowaną stratą odebrać im szansę na profesjonalną opiekę”.

– Całe szczęście, że to się tak skończyło – westchnęła z ulgi Hermiona, kiedy już opowiedziała Severusowi, co mówili ludzie w Ministerstwie. – Kiedy pomyślę o tym, że chcieli to zrobić tylko dlatego, że to dziecko nie byłoby czystej krwi…

– Miejmy nadzieję, że Lawfordowi udało się przemówić Norrisowi do rozsądku. Wyraźnie widać, że nie tylko Scott jest temu przeciwny – stwierdził Severus.

– Norris posunął się za daleko. Chociaż biorąc pod uwagę notatki od Jean Jacquesa, ma w tym niezłą wprawę.

Zaczęli zastanawiać się, co można zrobić z posiadanymi informacjami. Severus już trochę o tym myślał, ale w zeszłym tygodniu był zbyt zajęty, żeby dojść do jakichś sensownych wniosków. Teraz, kiedy odpadło już warzenie eliksiru do podmiany, znaleźli sposób na podmienienie składnika Watkinsowi i listy do nowych uczniów zostały wysłane, będzie miał więcej czasu i z pewnością coś wymyśli.

Minęła siódma i nikt się nie pojawił. Postanowili czekać dokładnie do ósmej i przenieść się do Bensona.

Hermiona przez chwilę wahała się, czy porozmawiać z Severusem o różdżce i w końcu zdecydowała, że im szybciej to zrobi, tym lepiej dla niego.

– Sporo myślałam o tym, co się stało u Scotta – powiedziała, sięgając po świeżo opadły liść, by zająć czymś ręce i zaczęła go obskubywać. – I sądzę, że powinniśmy zacząć brać ze sobą nasze drugie różdżki.

Severus nad tym się nie zastanawiał. Jasne, próbowałeś się skupić na czymkolwiek innym niż myślenie o niej.

– Co masz na myśli?

– Gdybyś to był ty i gdybym poddała się Smithowi, z pewnością by nam odebrali różdżki. Pewnie nie zabiliby nas natychmiast, tylko gdzieś uwięzili, pewni, że bez różdżek nie uda się nam uciec – kiedy to powiedziała, Severus skinął głową.

– Ale gdybyśmy mieli nasze drugie różdżki…

– Masz rację – przyznał.

Był całkowicie pewien, że nie zabiliby ich natychmiast. A już szczególnie nie Hermiony. Przypomniał sobie swój koszmarny sen i skrzywił się. Starał się odsunąć te myśli jak najdalej od siebie i może też dlatego NIE CHCIAŁ się zastanawiać nad tym, co by się mogło stać, gdyby… Ale miała całkowitą rację. Nigdy nie wiedzieli, co może się przydarzyć i co może być im potrzebne, ale każda dodatkowa przewaga była warta funty galeonów. Skoro już mieli drugie różdżki…

– Od następnego razu bierzmy je ze sobą.

Hermiona uśmiechnęła się w głębi ducha. Udało jej się go przekonać choćby do brania nowej różdżki na ich wyprawy. Musiała jeszcze spróbować nakłonić go do używania jej wszędzie.

– Myślę, że powinniśmy ciągle ich używać. Wiesz, żeby się z nimi oswoić i żeby różdżki oswoiły się z nami. I żeby mieć odruch brania zawsze ich obu, gdziekolwiek idziemy.

– Wpierw musimy się zastanowić, jak je ukryć. Nikt nie może zobaczyć nas z dwiema różdżkami.

Listek został obskubany zupełnie, więc dziewczyna sięgnęła po następny.

– Mogę zrobić nam ukryte kieszonki w każdym ubraniu…

Severus spojrzał na nią, unosząc lekko usta w uśmiechu. Myśl odrobinę, idioto! Wygląda na to, że chyba straciłeś rozum! Minerwa może nam zrobić skrytki we wszystkim, w czym chcemy!

– Albo możemy kupić sobie gdzieś sakiewki ze skóry wsiąkiewki – dodała Hermiona, przypominając sobie prezent, który dostał kiedyś Harry od Hagrida.

– Poproszę Minerwę, żeby zrobiła nam skrytki. O wiele lepsze niż sakiewki. Nikt nie będzie nawet wiedział, że je mamy.

– Genialne!

Cudownie, będzie ją nosił i w końcu zacznie jej używać!

Severus zamyślił się. Skoro już byli przy temacie, powinien jej powiedzieć, że w żadnym wypadku nie powinna robić tego, co zrobiła; poddawać się wrogowi tylko dlatego, że ktoś inny był zagrożony. Przyszło mu do głowy, że mając drugą różdżkę, Hermiona będzie miała jeszcze większą skłonność do narażania się. Do tej pory nie rozmawiał z nią o jej decyzji, ale będzie trzeba, im szybciej, tym lepiej. Nawet teraz. Nigdy nie wiadomo, co za chwilę się stanie i co jej jeszcze przyjdzie do głowy. Poza tym mieli jeszcze trochę czasu.

Przesiadł się koło niej i dziewczyna, zdumiona, podniosła na niego czekoladowe oczy.

– Hermiono, sądzę, że powinniśmy porozmawiać o tym, co się stało w poniedziałek.

– Tak…?

– Po pierwsze… chciałbym ci bardzo, naprawdę bardzo, podziękować. Nikt nigdy niczego takiego dla mnie nie zrobił. Nie odważył się zaryzykować, nie tylko życiem, ale choćby pozycją wśród innych. Jesteś pierwszą i jedyną osobą, która się na coś takiego zdobyła. To… To dla mnie bardzo dużo znaczy.

Patrzył na lewą rękę na kolanach, więc Hermiona przykryła ją łagodnie swoją.

– Nie dziękuj mi, to było całkowicie normalne…

Coś w nim zapragnęło nagle spleść palce z jej palcami, ale zacisnął zęby i zmusił się do powiedzenia reszty.

– Ale … nie powinnaś czegoś takiego robić. Nigdy.

Hermiona zesztywniała i spojrzała na niego zaskoczona.

– Jeśli chcesz mi powiedzieć, że twoje życie nie jest tego warte, to…

– Nie chodzi mi o to – tak naprawdę to uważał, że doprawdy ON nie był warty tego, co dla niego robiła. – Mam na myśli to, że oboje mamy… misję do spełnienia. Gdyby mi coś się stało, musisz być gotowa realizować ją dalej.

– Ale…

– Pozwól mi skończyć. Nie powinnaś w żadnym wypadku ryzykować swoim życiem dla mnie. Nieważne, co mogłoby mi się stać.

Hermiona potrząsneła przecząco głową. Mowy nie ma!

– Bardzo mnie… ujęło to, że potrafiłaś się na coś takiego zdobyć, ale muszę cię prosić o to, żebyś nigdy więcej tego nie robiła.

– Nie!

– Posłuchaj…

Dziewczyna usiadła na kolanach, twarzą do niego, z wyrazem uporu, ale i bólu na twarzy.

– Nie! Nie mogłabym…

Severus westchnął.

– Wiem, że to nie jest łatwe…

– To jest niemożliwe, a nie „ niełatwe”!

– Oczywiście, że jest możliwe. Czasem trzeba umieć poświęcić kogoś, żeby móc wygrać. W takich sytuacjach to, czy jest nam łatwo to zrobić czy nie, się nie liczy.

Hermiona nagle przypomniała sobie, jak Harry opowiadał, co kazał mu obiecać Dumbledore, kiedy wyruszyli razem po horkruksa. Żądał absolutnego posłuszeństwa, nawet jeśli Harry miałby go zostawić umierającego.

– Jak myślisz, czemu zabiłem Dumbledore’a? – spytał równocześnie Severus, patrząc na nią smutno.

Hermiona złapała się za głowę. To nie to samo!!! Ty go nie kochałeś!!!

– Obiecaj mi.

– Nie!

– Obiecaj mi, proszę, że nigdy tego nie zrobisz! – powtórzył Severus z naciskiem.

– Nie, nie i jeszcze raz NIE!

– Hermiono!

– To w takim razie ty też mi obiecaj, że nie zrobisz tego samego dla mnie! Że nie będziesz próbował mnie ratować!

Severus aż gwałtownie nabrał powietrza. W jednej sekundzie przypomniał sobie swój ostatni koszmar i uświadomił sobie, że nie byłby w stanie tego zrobić. Próbował zdobyć się na powiedzenie „Tak”, ale nie umiał, po prostu nie umiał!

Hermiona usiadła na powrót pod drzewem, wzburzona i zdeterminowana nic mu nie obiecywać. Serce waliło w niej tak, że ledwo udawało się jej złapać oddech. Umiała tylko myśleć o tym, że ani on, ani Harry nie kochali Dumbledore’a, że to nie było to samo!

– Ja to co innego – odezwał się w końcu Severus. Nie odpowiedziała, więc kontynuował. – Jestem w innej sytuacji…

Zagryzła mocno usta. Nie mogła mu się przyznać do swoich uczuć, więc szukała rozpaczliwie jakiegoś innego pretekstu, żeby móc mu odmówić. Zacisnęła pięści i poczuła pierścionek wbijający się jej w dłoń. Pierścionek!

Nagłym ruchem podsunęła mu go przed oczy.

– Jesteśmy w dokładnie takiej samej sytuacji! I ty, i ja składaliśmy przysięgę!

Nagłe zrozumienie rozdarło mu serce na tysiące kawałków. To dlatego! Broniła cię tylko dlatego, że złożyła przysięgę…

Skupił się na zachowaniu spokojnego, beznamiętnego wyrazu twarzy, ale miał ochotę krzyczeć i wyć. Gdzieś w głębi duszy miał nadzieję, że jednak cokolwiek dla niej znaczył, że zaryzykowała dla NIEGO, a tymczasem zrozumiał, że zrobiła to, żeby wypełnić do końca to, co obiecała podczas ceremonii.

Pewnie sądzi, że to coś jak Przysięga Wieczysta i umrze, jeśli jej nie dotrzyma…

Gorycz była tak wielka i tak nieprzeparta, że odwrócił głowę w inną stronę i nawet nie widział, jak Hermiona ociera łzy z policzków. Zapadło między nimi niewygodne milczenie.

Żadne z nich nie umiało powiedzieć, ile czasu tak siedzieli, każde z nich pogrążone we własnym bólu, blisko siebie i jednocześnie tak daleko, w dwóch różnych światach. Dopiero szczęk otwieranych drzwi sprawił, że wrócili do rzeczywistości.

Z pałacu niemal wybiegł korpulentny mężczyzna i to podbiegając, to idąc szybko, udał się do bramy. Po paru chwilach na ganek wyszedł Lawford i spojrzał ze zdziwieniem na zbliżającego się Stone’a asystowanego przez służącego.

– Alain? Co ty tu robisz?

Stone uścisnął mu serdecznie rękę.

– Jak to „co robię”… Przyszedłem na naradę…

– Ale to nie u mnie, ale u Petera. Wejdź, mamy jeszcze trochę czasu – odwrócił się w stronę domu. – Piękna pogoda, ale co będziemy tak stać, napijmy się czegoś.

Obaj weszli do środka, służący zamknął drzwi i oddalił się pospiesznie, pewnie po to, żeby obsłużyć swojego pana i jego nieoczekiwanego gościa.

– Czyli narada jest u Norrisa – odezwała się Hermiona i aż wzdrygnęła się, bo ledwo poznała swój głos.

– Aportujmy się do niego – powiedział Severus. – Idź przede mną.

Hermiona już chciała zaprotestować, ale przygryzła usta i skinęła głową. Ostatnio zazwyczaj trzymali się za ręce, a teraz miała aportować się sama… Obróciła się w miejscu, poczuła znajome uczucie ściskania i kiedy otworzyła oczy, była przed domem Norrisa. Severus pojawił się zaraz za nią i odsunął się natychmiast na bok.

Brama była zamknięta, więc przedostali się na drugą stronę dokładnie w ten sam sposób, co u Lawforda i podeszli do domu. Nigdy jeszcze tu nie byli i musieli rozpoznać teren, zanim przyjdą inni.

Zaglądając przez okna różnych pomieszczeń, zorientowali się mniej więcej, co jest gdzie, ale nie mogli z całą pewnością powiedzieć, w którym z nich odbędzie się narada.

Do tego sprawa trochę się skomplikowała. Hermiona zaglądała właśnie przez okna salonu, kiedy do pomieszczenia wszedł skrzat domowy, sięgnął po coś stojącego za drzwiami i natychmiast wyszedł. Dziewczyna odskoczyła od okna i oparła się o ścianę.

– Severus…! – zawołała cicho i kiedy zwrócił na nią uwagę, pokazała mu na migi, że ma się schować.

Przebiegła szybko przed oknem i stanęła pod ścianą koło niego.

– Norris ma skrzata domowego.

Severus skrzywił się trochę. Natychmiast zrozumiał, o co jej chodzi. Używali drugiego wymiaru, ale nie do końca umieli powiedzieć, jak i na kogo on działa. Francuzi też nie wiedzieli, bo u nich drugi wymiar funkcjonował zupełnie inaczej. Poza tym o niektórych możliwościach nawet nie rozmawiali, bo nie sądzili, że takowe się pojawią. A ponieważ magia skrzatów bardzo się różniła od magii ludzkiej, nie mogli być pewni, że skrzat ich nie zauważy, czy nie wyczuje.

Zaczął pospiesznie myśleć nad tym, jak mogą podłożyć pluskwę. Hermiona nic nie mówiła, zastanawiała się dokładnie nad tym samym. Nagle usłyszeli cichy trzask aportacji i kawałek przed domem aportował się Rockman. Podszedł do drzwi i pociągnął za łańcuszek, który zakołysał dzwonkiem gdzieś w środku. Po chwili ktoś otworzył drzwi i Rockman wszedł bez słowa.

– Pewnie to skrzat – szepnęła Hermiona. Gdyby to był jakiś czarodziej, zapewne Rockman by się z nim przywitał.

Po paru minutach pojawił się Scott, aportując się mniej więcej w tym samym miejscu, po nim Lawford i Stone. Zaraz za nimi aportował się Smith i w końcu Benson. Watkins się spóźniał.

Nagle Severus obrócił się do Hermiony.

– Daj mi szybko pluskwę! Jak tylko pojawi się Watkins, skonfunduję go i przykleję mu pluskwę do ubrania.

Hermiona natychmiast sięgnęła po drucik, odkleiła spód dwustronnej taśmy samoprzylepnej i podała Severusowi. Ten zbliżył się do miejsca, gdzie wszyscy się pojawiali i czekał.

Watkins aportował się parę minut później. Gdyby Hermiona nie widziała Severusa i nie wiedziała, co zamierza zrobić, powiedziałaby, że Watkins potknął się i przewrócił prosto na tyłek. Musiał uderzyć się tak mocno, że przez chwilę siedział nieruchomo, zaciskając zęby i odchylając głowę do tyłu. Widziała, jak Severus pochylił się nad nim i przykleił mu drucik od wewnątrz nogawki spodni na wysokości kostki. Zdążył do niej wrócić, kiedy Watkins jęknął i spróbował się podnieść. W końcu mu się to udało i bardzo wolno ruszył do drzwi.

Hermiona uśmiechnęła się radośnie do Severusa, ale ten nie odpowiedział w żaden sposób, tylko sięgnął do kieszeni po słuchawkę i włożył ją sobie do ucha. Poczuła, jakby nagle słońce zaszło i uśmiech zbladł i spełzł z jej twarzy. Ze smętną miną osunęła się na ziemię i zrobiła to samo.

 

Skrzat doprowadził Watkinsa do drzwi gabinetu Norrisa i wszedł za nim do środka.

– Witam – powiedział Watkins z grymasem bólu na twarzy.

Rozległ się pomruk pozdrowień i Rockman spytał:

– Co ci się stało? Wyglądasz, jakby hipogryf cię stratował…

– I mniej więcej tak się czuję – odparł Watkins i już chciał opowiedzieć, co się stało, kiedy Norris spojrzał na niego wściekłym wzrokiem i zamilkł.

Usiadł na swoim krześle z cichym stęknięciem i zaczął słuchać. Norris nie zaproponował mu nic do picia, tylko kontynuował:

– Tak, jak mówiłem, uważam, że powinniśmy jakoś zareagować na wczorajszą bijatykę w Klinice. Co proponujecie.

Rockman wymienił błyskawiczne spojrzenie z Lawfordem. Obaj rozmawiali z Norrissem i udało im się jakoś wyperswadować mu pomysł wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, który zaproponował wczoraj.

– Jestem za regularnymi patrolami Aurorów w miejscach publicznych – zaproponował Smith. – To da się zorganizować ze zmieniaczami czasu. Bez tego będzie nas po prostu brakowało.

– Tak wiele tych miejsc publicznych nie ma – zaoponował niechętnie Norris, ale głównie po to, żeby wyrazić swoje niezadowolenie, bo poza tym nie miał nic przeciw używaniu zmieniaczy czasu.

– Chyba tylko Klinika, Pokątna i okolice. Na King’s Cross w tej chwili nie ma nikogo i do pierwszego września nic się tam nie będzie działo. W Hogsmeade nie ma uczniów, a mieszkańcy do tej pory jakoś nie przysparzali kłopotów – wyliczył Benson.

Norris zapisał to na kawałku pergaminu.

– Dobrze, co dalej.

Po chwili milczenia zaproponował:

– Zakaz strajków?

– Będziemy musieli uwięzić sporo czarodziejów, nie wiemy jeszcze gdzie ich umieścić, na ile czasu i przede wszystkim ludzie będą na to źle patrzeć – mruknął Scott.

– Rozumiem, że nie?

Scott posłał błagalne spojrzenie kolegom dookoła. Rockman pospieszył mu z pomocą.

– Tu chodzi o nasz image. Albo damy ludziom czas na zaakceptowanie zmian i będą nas dobrze postrzegać, albo pokażemy im, kto tu rządzi, złapiemy krótko za pysk i wtedy będą nas lubić zdecydowanie mniej.

– Poza tym ważna jest również opinia rządów innych krajów – dorzucił Lawford.

– Zrozumiałem was, moi drodzy, nie musicie mi powtarzać – warknął Norris. – Pytam, co jeszcze.

– Nie delegalizujmy jeszcze żadnego pisma. Ale obwieśćmy, że rząd nie może dłużej tolerować bezpodstawnych oszczerstw i kalumnii wypisywanych przez gazety antyrządowe. I że niebawem za tego typu wypowiedzi, artykuły będą karani – zasugerował Stone.

Norris upił trochę brandy.

– Lovegood nie będzie się do tego stosował.

– I w ten sposób będziesz mógł go niedługo dopaść pod zarzutem oporu – wyjaśnił mu Stone.

– Cudownie – stwierdził cierpko Norris. – Dalej.

Po długich dyskusjach zdecydowali się podtrzymać pomysły Norrisa o zakazie otwierania prywatnych klinik i konsultacji i nadaniu Aurorom nadzwyczajnych uprawnień w celu pilnowania porządku, natomiast zrezygnowali z ograniczenia prawa przebywania poza domem w godzinach wieczornych i nocnych, rozwiązania wszystkich organizacji i delegalizacji prasy nie pozostającej pod ich kontrolą. Norris bardzo chciał dobrać się do „dowcipnisiów od pasty do butów”, ale w końcu postanowili, że ich kolejna publikacja zostanie potraktowana jako oczernianie rządu i już samo to będzie stanowić powód do aresztowania. To samo miało się odnosić do Żonglera i wszyscy stwierdzili radośnie, że Lovegood może już pakować walizki do Azkabanu.

 

Kiedy Hermiona to usłyszała, aż przykryła sobie usta dłonią. Nie chciała, żeby ojcu Luny coś się stało. Będzie trzeba coś wymyślić i dla niego…

Kiedy podniosła wzrok, napotkała spojrzenie Severusa, który pokręcił przecząco głową. Nie miała czasu zareagować, bo panowie zeszli na jeszcze ciekawszy temat.

 

Norris odepchnął od siebie kawałek pergaminu i odrzucił pióro na stół. Atrament trochę pobrudził powierzchnię, ale nie przejął się tym. Gnypek będzie miał co robić.

– Nie widziałem do tej pory artykułu o nowej szkole – zauważył, spoglądając na Lawforda, który z racji pracy w Wydziale Nauczania prowadził ten temat.

– Pokaże się jutro. McDear dał temat swoim ludziom, kiedy Prorok był już złożony i szedł właśnie do druku.

Stone przechylił się do przodu i podniósł rękę, dając znać, że ma coś do powiedzenia.

– Davidzie, to ma być tylko taka zwykła informacja ze strony rządu, tak? – kiedy ten potaknął, dodał:

– Przydałoby się również napisać jakiś artykuł, jaka ona będzie wspaniała…

– Już o tym mówiliśmy, Alain, ale ciebie oczywiście nie było – uciął Norris.

– Ja też o tym myślałem – powiedział równocześnie Benson i urwał.

Przez parę sekund panowało milczenie, potem Lawford zerknął na Bensona i Stone’a.

– Co dokładnie macie na myśli?

– Czemu nie wysłać na wyspę jakiegoś reportera, który potem napisałby piękny artykuł o tym, co widział? Trzebaby go oprowadzić po szkole, po terenie i powiedzieć, jakie są dalsze plany. Ludzie łatwiej zaakceptują taką relację niż urzędowe gadanie – wyjaśnił Benson.

– Bardzo dobry pomysł – ocenił Rockman. – Każcie McDearowi znaleźć jakiegoś nowego żółtodzioba, zobaczycie, że artykuł będzie dwa razy bardziej entuzjastyczny niż gdyby napisała to Skeeter.

– Ale oficjalna informacja ma wyjść jutro – zastrzegł Norris. – W ten sposób przystopujemy Snape’a.

– Nie liczcie na to, że Snape tak łatwo odpuści – zauważył Rockman. – Ja bym wysłał mu natychmiast list z informacją, że Ministerstwo przejmuje w tym roku zadanie poinformowania uczniów o przydziale i że ma nic nie robić.

Lawford kiwnął głową.

– Masz rację, Tyler. Zajmę się tym jutro.

 

Hermiona uśmiechnęła się do Severusa, który wykrzywił lekko usta i odwrócił głowę. Posłuchali jeszcze opowiadania Watkinsa o tym, jak zamówił kolejną dostawę Cimicifugi, żeby móc warzyć więcej eliksiru i spotkanie się skończyło. Przy okazji dowiedzieli się, jak będzie wyglądać spotkanie w sobotę. Norris zaprosił wszystkich na wielki letni bal na piętnastą, z tym, że naradę zaplanował na trzynastą. Domyślili się, że chodziło przede wszystkim o to, że po balu niektórzy mogą nie być w stanie sensownie rozmawiać.

Poczekali, aż wszyscy będą wychodzić przed dom, żeby się deportować i na widok Watkinsa Severus szepnął „Accio pluskwa” i złapawszy, podał ją Hermionie. I natychmiast aportował ich do Hogwartu.

Chciał jak najszybciej zostać sam. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien pokazywać po sobie rozgoryczenia, bo po pierwsze to nie była wina Hermiony, że ubzdurał sobie wcześniej, że zrobiła to dla niego, a po drugie nie chciał się odsłaniać. Gdyby się zorientowała, że to go zabolało, domyśliłaby się pewnie, co do niej czuje. Zdecydowanie nie. Niech po prostu sądzi, że jesteś zły, bo nie chciała cię słuchać.

Dlatego, kiedy wylądowali przed szkolną bramą i umówili się na sobotę w południe u niej, pożegnał się z nią krótko i przeniósł do normalnego wymiaru.

Nie widział już jej, kiedy otwierał bramę i zamykał z drugiej strony, choć miał wrażenie, że czuje jej obecność. Odwrócił się w kierunku zamku i odszedł szybkim krokiem.

Nareszcie był sam. I tak miało już zostać. Tak było lepiej.

 

Hermiona patrzyła za odchodzącym Severusem i czuła, jak łzy napływają jej do oczu. Najwyraźniej jej odmowa obietnicy, że go nie zostawi zezłościła go bardziej, niż mogła przypuszczać. Będzie musiała coś wymyślić, żeby mu to wytłumaczyć. Przecież nie potrafił jej obiecać tego samego, więc czemu ma się dziwić, że ona nie…

Zastygła nagle, bo zupełnie zwariowana myśl przyszła jej do głowy. TY wiesz doskonale, czemu nie możesz mu tego obiecać, ale czemu ON nie chce…???

Serce zaczęło jej mocno bić. Niemożliwe. Marzysz. Niemożliwe, żeby on też… coś do ciebie czuł.

Kiedy odważyła się dokończyć myśl, poczuła się nagle oszołomiona. Spojrzała jeszcze raz na daleką sylwetkę i aż westchnęła. Miała szaloną ochotę pobiec za nim, wszystko mu wytłumaczyć i kazać powiedzieć, co on czuje. Czy by się odważyła? Na pewno nie. To tylko jej pobożne życzenia i lepiej, żeby tego nie zauważył. Pewnie by ją wyśmiał, na nowo odsunął się od niej i każde kolejne spotkanie z nim byłoby koszmarem. Nawet nie śmiałaby się przed nim pojawić. „Oboje mamy misję do spełnienia” – powiedział jej. Nie mogła stawiać na szali dobra czarodziejskiego świata przeciw swoim uczuciom. Swoją drogą czemu, do cholery, musisz znów zbawiać świat?! Nie możesz normalnie żyć, tylko na nowo poświęcać się dla dobra innych…?!

Severus zniknął już jej z widoku. Westchnęła znów ciężko i obróciła się na pięcie, aportując się do domu.

 

Patronus Minerwy odnalazł Severusa prawie pod drzwiami jego komnat. Czarownica koniecznie chciała dowiedzieć się, co się stało i co usłyszeli, więc zawrócił i poszedł do niej. Przechadzka dobrze mu zrobi. Znalazł się przed jej drzwiami zaskakująco szybko. Zastukał i usłyszawszy „Proszę!”, wszedł do środka.

Minerwa wskazała mu fotel obok siebie.

– Siadaj, Severusie. Czego się dowiedzieliście?

W wielkim skrócie opowiedział jej, jakie decyzje podjęli Norris i reszta w sprawie stanu wyjątkowego i o pomyśle przesłania mu oficjalnego pisma o przejęciu w tym roku roli informowania nowych uczniów o przydziale do Hogwartu.

– Udało się nam ich wyprzedzić! – powiedziała, uśmiechając się triumfalnie. – Dobrze, że Hermiona nam pomogła. Właśnie, jak ona się czuje?

– Dobrze.

Minerwa zacisnęła mocno usta. Jego dziwny ton powiedział jej, że znów coś się między nimi popsuło. A w poniedziałek wieczorem już miała nadzieję, że wszystko jest w porządku.

– Minerwo, będziemy musieli cię prosić o pomoc – odezwał się po chwili milczenia Severus. – Potrzebujemy magicznych skrytek w ubraniach, żeby móc schować tam różdżki.

– Ależ oczywiście! Przynieście mi trochę jutro i zacznę je robić.

– Dziękuję – odpowiedział Severus, wstał i podszedł do drzwi. – I dobranoc.

W tej chwili niczego bardziej nie pragnął, jak schować się w swoich komnatach i móc przestać myśleć.

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 24Dwa Słowa Rozdział 26 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 4 komentarzy

Dodaj komentarz