Piątek, 2.10
Jak na ironię, najważniejszej rzeczy dowiedzieli się dopiero w ostatni dzień przesłuchań. Stone opowiedział im o Wieczystej Przysiędze. Do tej pory Severus zakładał, że wszyscy złożyli ją Norrisowi. I dopiero kiedy Cabrel, mówiąc zupełnie nie na temat, opowiedział, jak wyglądało składanie Przysięgi, zrozumiał, że to otwiera przed nimi całkiem nowe możliwości.
Z początku dziwił się, że Norris tak to właśnie zaaranżował, ale w końcu zrozumiał.
Sukinsyn chronił swoją dupę. W ten sposób nie był w żaden sposób zaangażowany w tą obustronną Przysięgę. Ewentualne konsekwencje dotyczyły reszty. Pozostali złożyli Przysięgę Lawfordowi, a fakt, że Lawford był jego bratem krwi, dawał mu pewność, że Lawford również go nie zdradzi. Koło się zamknęło.
Była tylko mała różnica. Więź krwi, jakkolwiek silna by nie była, można było zdradzić, nie przypłacając tego życiem.
Gdy wrócił, za oknem było już ciemnawo. W salonie nikogo nie było, więc domyślił się, że Hermiona musiała już pójść spać. Ty też lepiej się połóż. Zjedz coś i idź spać.
Wszedł do kuchni i zaczął szperać w garnkach. Zobaczył kotleta wieprzowego i rozglądał się właśnie za talerzem, kiedy weszła Hermiona. Była boso, ubrana tylko w króciutką czarną, jedwabną koszulkę na cieniutkie ramiączka. Włosy miała rozpuszczone i kołtuński uśmieszek na twarzy. Nagle poczuł, że zaczął być głodny w zupełnie innym sensie.
Podszedł do niej i objął delikatnie, sięgając ustami do jej ust. Chwilę całowali się jakby dla zabawy, muskając zaledwie wargami.
– Nie mamy w planach nic na wieczór? – spytał cicho.
– Teraz już tak…
Cały czas całując ją, zaczął iść wolno w kierunku sypialni. Kiedy uderzyła lekko plecami o drzwi, oboje się roześmiali.
– Chyba potrzebne ci są okulary – szepnęła, zaczynając rozpinać pierwszy z tysiąca guzików jego koszuli.
– Słyszałaś, że miłość czyni ślepym? – jego ręce wśliznęły się pod koszulkę i zaczęły pieścić jej pośladki.
– Cooo … mmmmm…
To było niesprawiedliwe! Ona miała na sobie ledwo co, a on tę przeklętą zapinaną koszulę! Przez chwilę próbowała jeszcze ją porozpinać, ale w końcu sfrustrowana wyciągnęła ją ze spodni, złapała za poły i pociągnęła mocno, wyrywając guziki, które poodskakiwały na boki.
Severusowi krew nagle zawrzała w żyłach, kiedy leniwe pragnienie zastąpiło uczucie dzikiego pożądania.
– Bawimy się w małą, niegrzeczną czarownicę, tak…? – zapytał zmienionym głosem; niskim, zachrypniętym i tak erotycznym, że Hermionie zabrakło tchu.
Postąpił dwa kroki do przodu, aż poczuł, że dotarli do łóżka.
– A wiesz, co się robi z takimi niegrzecznymi czarownicami…?
Nie zdążyła mu odpowiedzieć. Jego samokontrola puściła zupełnie. Złapał za cieniutki jedwab i szarpnął gwałtownie od góry do dołu. Hermiona wyłkała coś niezrozumiałego. Nie miała pod nim zupełnie nic. Jęknął i złapawszy ją za ręce, omotał je podartym jedwabiem, po czym pchnął do tyłu. Na ślepo zahaczył materiał o kolumienkę łóżka i błyskawicznie zrzucając z siebie ubranie, wymruczał:
– Niegrzeczne dziewczynki trzeba będzie ukarać…
– O tak, proszę, błagam… – wyszeptała gorączkowo, próbując się uwolnić.
Wziął ją z taką siłą, że aż krzyknęła. Pchnął mocno raz i drugi, i znów… i zatracił się zupełnie w jej jękach. Gdzieś jeszcze czaiła się w nim resztka rozsądku, która sprawiła, że kontrolował się na tyle, żeby nie sprawić jej bólu.
Hermiona patrzyła gdzieś szeroko otwartymi oczami, ale nie widziała absolutnie nic, oszalała z podniecenia. Ledwie zaczęli się kochać, a była już tak blisko! Czuła go coraz głębiej, coraz szybciej, coraz gwałtowniej i każdy raz spychał ją coraz bardziej na skraj rozkoszy. Szarpnęła kilka razy uwiązanymi rękoma, chcąc go dotknąć, objąć i po chwili śliski jedwab poluźnił się. Zdążyła w ostatniej chwili.
– Severusie, Severusie, Sever…!!!
Rozkosz wybuchła w niej tak gwałtownie, tak mocno, że zalała ją od stóp aż po czubek głowy i końce palców i wraz z kolejną falą przyjemności Hermiona poczuła, że spada gdzieś w ciemność pełną słodyczy i spełnienia.
Severus zacisnął z całej siły zęby, próbując powstrzymać się choć jeszcze chwilę. Nagle usłyszał, jak go woła, poczuł, jak wygina się i pręży pod nim i zaciska dookoła niego, a jej paznokcie wbijają mu się w plecy. Nie mógł, po prostu nie mógł już dłużej czekać! Doszedł z głośnym jękiem i osunął się na nią.
Dopiero po jakimś czasie udało mu się otworzyć oczy. Zsunął się na bok i spojrzał na jej piękną twarz. Wyglądała, jakby spała. Dotknął delikatnie jej policzka, ale nie zareagowała. Uśmiechnął się lekko i zdecydował dać jej chwilę na dojście do siebie.
Ich oddechy z wolna się uspokajały. Po chwili Hermiona otworzyła oczy i rozejrzała się jeszcze niezbyt przytomnie dookoła. W końcu odnalazła jego oczy i uśmiechnęła się leniwie.
– O mój Boże…
Nie dał jej powiedzieć nic więcej, całując namiętnie. Ten raz był zbyt krótki i intensywny. Czuł się jak zagłodzony na śmierć, który dostał tylko kilka kęsów pożywienia. Pierwszy głód minął i teraz miał wielką ochotę na więcej i zdecydowanie dłużej.
– Jeszcze z tobą nie skończyłem…
Westchnęła i poddała się mu zupełnie.
Sobota, 3.10
Narada znów była u Smitha.
Jeśli od ubiegłego spotkania coś się zmieniło, to tylko na gorsze. Smith wyglądał jak cień. Milczący, ponury, w brudnym, pomiętym ubraniu, przywitał wszystkich siedząc na zwykłym fotelu. Potem wstał i bez słowa wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
– Nie mam wrażenia, żeby mu się polepszyło – mruknął cicho Benson, wpatrując się w zamknięte drzwi.
Rockman, który właśnie się aportował, uścisnął wszystkim ręce i usiadł koło Watkinsa na kanapie.
– Kiedy na mnie spojrzał jak się aportowałem, myślałem, że zabije mnie wzrokiem – rzekł Scott.
Norris ze zniecierpliwieniem spojrzał na zegarek. Było już parę minut po ósmej.
– Alain znów się spóźnia. Cholery można dostać. Czy choć raz wszyscy nie mogą przyjść punktualnie? – zaklął.
Scott poruszył się niespokojnie.
– No właśnie nie wiem, co się z nim dzieje. Wy coś wiecie? W czwartek Cheryl pytała mnie, czy nie wiem, gdzie jest jej mąż. Powinien wrócić w środę i z tego, co wiem, do dziś go nie ma. Ani w Ministerstwie, ani w domu…
Wszyscy popatrzyli po sobie ze zdumieniem. Norris przestał narzekać.
– Pytałeś Bryana?
– Pytałem i on też nic nie wie. W każdym razie Alain nie przyniósł mu żadnego podania o urlop, czy nie wspominał, żeby gdzieś się wybierał… Jakby zapadł się pod ziemię…
Norris poczuł się, jakby miał kamienie w żołądku. Co się do cholery, dzieje?! Horacjusz zniknął… teraz Alain… Jakaś epidemia zniknięć…
– Nie pokłócił się z żoną? – zagadnął, próbując wymyślić jakiś powód.
Scott i Lawford parsknęli równocześnie.
– Z tego, co wiem, Alain kocha ją do szaleństwa – odparł Lawford.
– Cheryl lada dzień powinna urodzić, na jego miejscu nie ruszałbym się z domu ani na krok – rzekł równocześnie Scott.
– Dziwne – ujął to Rockman.
Żaden z nich nie wiedział o Horacjuszu. Tylko Norris. I zaczynało go to poważnie niepokoić.
– Dobra, będzie trzeba go jakoś poszukać. Albo zgłosić zaginięcie Aurorom… Proponuję zaczynać, panowie…
Poniedziałek, 5.10
Słońce już dawno wstało, kiedy w miejscu, gdzie kiedyś była posiadłość Lawforda, w drugim wymiarze, pojawiła się Hermiona. Nie wiedziała, gdzie mogła być brama, ale spod drzewa, pod którym siedziała, miała dość dobry widok na obie strony niezbyt szerokiej leśnej dróżki.
W tym samym czasie Severus pojawił się w lasku koło domu Scotta. Domu nie widział, ale miał wrażenie, że rozpoznawał układ drzew, między którymi kiedyś szukał Hermiony – kiedy przyszli tu podmienić proszek ze skrzydeł motyli.
Oboje mieli skupić się na pilnowaniu obu posiadłości. Był to bezpośredni rezultat narady, którą odbyli z Minerwą, Dumbledore’em oraz Flitwickiem.
Można było powiedzieć, że dla obu stron zakończył się jakiś etap i zaczął nowy. Dumbledore porównał to do wojny i powiedział, że właśnie wygrali kolejną bitwę. Ale wojna nie była jeszcze wygrana i jej rezultat zależał teraz od tego, kto szybciej się przegrupuje i wykona pierwszy ruch. Tyle, że żeby wykonać jakiś ruch, musieli znów zacząć od zera.
Norris z resztą bandy ukryli się przed nimi i stali się nieosiągalni. Ricky potwierdził, że wszyscy ochronili swoje posiadłości Zaklęciem Fideliusa i każdy z nich był Strażnikiem Tajemnicy swego własnego domu. Nie było więc możliwości, żeby Cabrel mógł powiedzieć im, jak ich teraz znaleźć ani zabrać ich ze sobą na spotkanie.
Do pracy wszyscy podróżowali zabezpieczoną zaklęciami Siecią Fiuu. Pojawiali się w Atrium, pilnowanym w tej chwili przez co najmniej dwóch Aurorów i starali się nie wychodzić ze swoich biur. Norris i Lawford nie wychodzili już w południe na wspólny lunch.
Tak więc Severus i Hermiona nie mieli już jak ich podsłuchać. Portrety przynosiły sporadyczne wiadomości o tym, kto do kogo przyszedł, ale nie mieli żadnych innych informacji.
Hermiona zaproponowała wkradnięcie się do Ministerstwa, żeby złapać któregoś z nich i przez chwilę rozważali taką opcję. Ale wchodząc jako interesanci musieliby okazać do kontroli różdżki, co było dość ryzykowne, nawet jeśli używaliby francuskich. Poza tym kręciło się tam zdecydowanie za dużo Aurorów.
Hermiona opowiedziała, jak dwa lata temu z Harrym i Ronem podszyli się za trójkę innych czarodziejów, ale kończąc opowiadanie, sama doszła do wniosku, że powtarzanie tego nie było najlepszym pomysłem. Wtedy nie chcąc się zdradzić, zostali wplątani w te cholerne przesłuchania i sprzątanie gabinetu Yaxleya. Cudem udało im się stamtąd uciec. Teraz mogli nie mieć tyle szczęścia.
Severus też nie zaakceptował tego pomysłu i opowiedział, co się wtedy działo po „drugiej” stronie. Okazało się, że już wtedy Voldemort był gotów w każdej chwili odpowiedzieć na wezwanie go przez któregokolwiek Śmierciożercę. Gdyby zostali zatrzymani w Ministerstwie, przybyłby po nich w ciągu kilku chwil i… cóż. To byłby koniec.
Jeśli chodzi o Stone’a czy tam Cabrela, nie mogli się nim posłużyć, by sprowokować Norrisa czy Lawforda, żeby aportowali się do niego do domu, bo siedział w areszcie. Francuski Wydział Przestrzegania Prawa poszedł im bardzo na rękę i przez cały ubiegły tydzień pozwolił im przesłuchiwać go w sprawie Norrisa. Ale od dziś Stone został przeniesiony do normalnego aresztu, na co z niecierpliwością czekali Francuzi, żeby móc zacząć przesłuchania w sprawie jego podwójnego życia i przestępstw, które popełnił jako Francuz. Oczywiście Severus i Hermiona mogli próbować tłumaczyć, że bez jego pomocy byli zablokowani, ale uznali, że wpierw spróbują dać sobie radę sami. Nie mogli ciągle opierać się na Francuzach. Poza tym zawsze istniało ryzyko, że Stone im ucieknie.
Więc póki co, postanowili skupić się na dwóch pomysłach. Po pierwsze, patrolowaniu miejsc w których powinny być posiadłości Lawforda i Scotta, jako tych, którzy mogliby ewentualnie zdecydować się im pomóc. W szczególności Lawforda. Po drugie, obserwacji Kliniki – tym miała zająć się Morgana le Fay i Minerwa. Istniała możliwość, że żona Stone’a – Cabrela zdecyduje się urodzić w Św. Mungu i ktoś przyjdzie do niej z wizytą. Minerwa musiała być ciągle w zasięgu portretów, w związku z tym wzięła od Severusa zmieniacz czasu, by używać go w godzinach, kiedy miała lekcje transmutacji. Na wszelki wypadek na noc miała przenieść się ze swoich komnat do saloniku Severusa – na wypadek, gdyby Cheryl zjawiła się w Św. Mungu w towarzystwie Norrisa, Lawforda czy kogoś innego. Nie chcieli przegapić żadnej okazji.
Siedzenie cały dzień i gapienie się w las przed sobą nie było niczym pociągającym. Wiedzieli, że o tej porze zarówno Lawford, jak i Scott są już w pracy, ale mieli nadzieję, że ktoś z ich rodziny wyjdzie choć na chwilę poza zasięg Fideliusa i go zobaczą.
Siedząc każde z nich w ciszy, pogrążyli się we wspomnieniach.
Hermiona wspominała koszmarny rok polowania na horkruksy. Wtedy też niejeden raz siedziała przed namiotem, trzymając wartę. Dygotała z zimna, bała się każdego szelestu dobiegającego z lasu, przymierała głodem i nie widziała końca.
Dziś też nie widziała końca, ale poza tym wszystko było inaczej. Słońce ogrzewało ją, nie była już głodna i nie bała się. Wiedziała, że był ktoś, kto jej pomaga. Kto gdzieś tam daleko siedział i pilnował innego domu.
I nagle dotarło do niej, że dawno temu była taka noc, kiedy ten ktoś znalazł się koło niej, przeszedł koło jej namiotu, kiedy spała, żeby im pomóc.
Uśmiechnęła się do siebie na myśl, jak różne były ich relacje wtedy i dziś. Wtedy go nie cierpiała, dziś kochała do szaleństwa i nie widziała świata poza nim. Wtedy z całą pewnością by mu nie zaufała, dziś bez wahania powierzyłaby mu swoje życie. Wtedy na swój sposób chciała być jak najdalej od niego, dziś wręcz odwrotnie.
W południe każde z nich zjadło kanapki, które przygotowała i pilnowali nadal.
Wieczorem Hermiona miała już dość. Doszła do wniosku, że długo tak nie wytrzyma. Może przeżyje jeszcze jeden dzień, ale z pewnością nie dwa!
Severus miał zdecydowanie więcej cierpliwości niż Hermiona. Przez jakiś czas rozmyślał nad tym, jakie mają możliwości, żeby posunąć się znów do przodu, żeby dokonać jakiegoś przełomu, ale w końcu jego myśli również zdryfowały na zupełnie inne tematy. Jednak w przeciwieństwie do dziewczyny nie wspominał poprzednich lat, ale zaczął rozmyślać nad przyszłością.
Co będzie za rok o tej porze? Czy uda im się skończyć tę sprawę, pokonać Norrisa, czy też Norris pokona ich? I jak w takim razie będzie wyglądał świat?
Mógł się tylko domyślać, że wszyscy z wyjątkiem czystej krwi czarodziejów zepchnięci zostaną na margines społeczny, odebrane zostaną im wszelkie prawa i zapewne nałożone obowiązki wobec „panów”. Być może nawet nie będą mieli prawa do posiadania różdżek? Z pewnością czarodziejom czystej krwi nie będzie wolno zawierać małżeństw z półkrwi i mugolskiego pochodzenia. W Hogwarcie, w jego!!! Hogwarcie być może będzie tylko jeden dom, Slytherin, a pozostałe zostaną zlikwidowane…
A co w takim razie stanie się z nimi? Z nim – mógł się łatwo domyśleć. Zabiją go. Z Hermioną… też mógł się łatwo domyśleć.
Aż przeszedł go dreszcz. O ile poprzednie myśli były ponure, te były przerażające.
Zajmij się lepiej myśleniem, jak to skończyć.
Co mieli? Co wiedzieli? Co mogli zrobić? Co CHCIELI zrobić?
Do czego miało zaprowadzić ich czekanie tu?
Spojrzał na zegarek. Była już szósta wieczorem. Scott albo już wrócił do domu, albo lada chwila powinien to zrobić. Lawford podobnie.
Jeszcze trochę i możecie na dziś dać sobie spokój. Za chwilę zacznie robić się ciemno. Doczekaj do siódmej i wracaj do domu. I każ Hermionie wracać.
Czy był jakiś inny sposób, żeby znaleźć któregoś z nich?
Uniósł kącik ust na myśl, że role się odwróciły. Jeszcze nie tak dawno temu to on ich unikał i przed nimi chował, teraz to oni się pochowali.
Prawdę mówiąc, wcale się nie chowałeś. Chodziłeś do Klubu Twórców Eliksirów, pokazywałeś się w Londynie, do szkoły przecież też ktoś mógł się dostać. Stawiłeś się na spotkanie „z Lovegoodem”. Uważanie na ewentualnych gości w Hogwarcie, częstsze używanie drugiego wymiaru i sprawdzanie wszystkiego, co przyszło pocztą do Hogwartu…
Świstoklik!!!
Merlinie, to było to! To był najlepszy sposób wyciągnięcia któregoś z nich!!!
Skoro oni brali pod uwagę, że Norris może próbować go porwać z Hogwartu, czemu oni nie mieliby tego zrobić?! Przecież właśnie dlatego Minerwa kontrolowała wszystko, co przychodziło do Hogwartu – listy, paczki, nawet sowy!
Czy Hermiona potrafi zrobić taki świstoklik? Jeśli nie, to może poprosić o pomoc Francuzów?! Niewątpliwie w Skrzydle Północnym jest ktoś, kto potrafi przedłużyć okres aktywności! Albo Filius będzie potrafił!
Było w pół do siódmej. W lesie zaczęło robić się już ciemnawo, z pewnością pod domem Lawforda było tak samo. Zdecydował, że koniec na dzisiaj i napisał do Hermiony.
– Wracajmy do domu.
I aportował się do Spinner’s End. Kilka sekund później usłyszał trzask i obok niego pojawiła się Hermiona. Miała wymęczoną minę. Podszedł do niej i pocałował na powitanie. I aż się uśmiechnął w duchu, czując, jak gorąco na nie odpowiedziała.
– Mam pytanie do Panny Wiem-To-Wszystko – powiedział, odsuwając usta, ale przytrzymując ją w ramionach.
Hermiona popatrzyła na niego czekoladowymi oczami; po ustach błąkał się jej lekki uśmiech.
– Tak, panie profesorze?
Myśli miał zbyt zajęte myśleniem o świstokliku, żeby zareagować na jej prowokację.
– Pamiętasz, jak z Minerwą bałyście się, że Norris może podesłać mi jakiś świstoklik, żeby wyciągnąć mnie z zamku?
Hermiona kiwnęła głową, nadal patrząc na niego z uwagą.
– Zastanawiałem się, czy moglibyśmy zrobić taki świstoklik i wysłać któremuś z nich.
Hermionie rozbłysły oczy.
– Cudownie! – aż podskoczyła z radości. – Severus, jesteś genialny!
Uśmiechnął się lekko i pociągnął ją do kuchni.
– Największa trudność polega na tym, żeby przedłużyć okres aktywności świstoklika – powiedział, zaczynając robić im herbatę. – Umiesz coś takiego zrobić?
Dziewczyna usiadła na niezbyt wygodnym drewnianym krześle i zaczęła szukać w myślach, co wiedziała na temat świstoklików. Były dwie możliwości – albo czas odlotu był dokładnie zaprogramowany i należało go dotknąć w odpowiedniej chwili, albo po prostu aktywować go w momencie, kiedy potrzebowało się odlecieć. W tym drugim wypadku świstoklik pozostawał aktywny przez jakiś określony czas.
Im potrzebny był taki, który byłby aktywny cały czas, aż do momentu dotknięcia go. Nawet jeśli oznaczało to kilka dni.
– Z pewnością to musi być jakaś odmiana zaklęcia Portus, ale nie wiem jaka – opowiedziała w końcu z cieniem smutku w głosie. – Może gdybym mogła poszukać w książkach…
Severus postawił na stole dwa kubki, przywołał łyżeczki i usiadł na wprost niej.
– Zapytamy profesora Flitwicka, a jeśli on nie zna, skontaktujemy się z Jean Jacquesem. Myślałem, żeby wysłać coś Lawfordowi.
– Tylko jemu?
– Nie możemy porwać ich wszystkich. Jeden, maksimum dwóch musi nam wystarczyć.
– W takim razie Lawford. Masz rację, on będzie najlepszy. Po pierwsze to on może zwolnić wszystkich z Wieczystej Przysięgi, po drugie to będzie największy cios dla Norrisa.
Severus wyjął magiczny pergamin i napisał do Minerwy, żeby dała im znać, kiedy mogą pojawić się w Hogwarcie.
– Co dalej? – zapytała Hermiona. – Porwiemy Lawforda… i co będziemy robić dalej? W tej chwili zablokowali nas tak, że nie wiemy, co knują i co się dzieje, oczywiście prócz całkowicie stronniczych wiadomości w Proroku.
Pod tym względem Severus miał dobre nowiny.
– Czas będzie z tym skończyć. Definitywnie.
– Co dokładnie masz na myśli?
– Trzeba będzie zebrać wszystkie dowody, jakie mamy i przedstawić je Fosterowi. To on zastępuje w tej chwili Kingsleya. Z tego, co wiemy, nie jest ani „ich” człowiekiem, ani nie jest pod Imperiusem. Przynajmniej na razie.
Hermiona marzyła o tym już od jakiegoś czasu. Wydarzenia z ostatnich tygodni dały się jej nieźle we znaki. Rozstanie z rodzicami, ucieczka do Francji, oskarżycielskie i poniżające artykuły w Proroku, przekonanie, że to ona zamordowała Kingsleya, potem obawa że Smith ją zgwałcił kiedy była nieprzytomna, wizyta na Pokątnej… Była już tym zmęczona.
– Byłoby wspaniale – powiedziała, wzdychając ciężko.
Miała to zmęczenie wyraźnie wypisane na twarzy. Severus przechylił się przez stół, podniósł jej głowę, ujmując delikatnie za podbródek i pocałował.
– Wytrzymaj jeszcze trochę, Hermiono.
Skinęła głową i wypiła swoją herbatę. Chwilę później Minerwa odpisała im, że w gabinecie dyrektora osłony są zdjęte i czeka na nich.
Aportowali się więc w drugim wymiarze, przeszli do normalnego i przywitali z czarownicą, Flitwickiem i Dumbledore’em. Flitwick wrócił na krzesło z dwiema dużymi poduszkami, zaś Minerwa wskazała Severusowi jego fotel, ale ten zaprotestował i usiadł po drugiej stronie biurka, koło Hermiony.
– Udało się wam kogoś zobaczyć? – spytał Dumbledore, czyszcząc swoje okulary połówki.
– Nie. I nie sądzę, żeby jutro albo pojutrze się nam udało – odparł Severus. – Norris musiał być bardzo kategoryczny i zakazać im choćby myśleć o wyjściu poza obszar zaklęcia Fideliusa.
– Czy to znaczy, że już nie będziecie patrolować ich posiadłości?
– Nie. Pomyślałem, że czas wziąć się za nich ostrzej – Severus postanowił zignorować lekką zaczepkę w głosie Albusa. – Filiusie, czy potrafisz przedłużyć okres aktywności świstoklika?
Profesor zaklęć uśmiechnął się i podkręcił wąsa.
– Oczywiście, że tak. To niezbyt skomplikowane zaklęcie.
Minerwa zmarszczyła brwi.
– Francuskie świstokliki wam nie wystarczają?
Severus w paru słowach wyjaśnił im swój pomysł porwania Lawforda, zmuszenia go do rozwiązania Wieczystej Przysięgi, zebrania dowodów i przedstawienia ich Fosterowi. Póki jeszcze mogą.
– Nie czytaliście dziś Proroka? – wtrąciła Minerwa. – Norris został osobistym doradcą Ministra. Czyli Fostera, który w tej chwili sprawuje tę funkcję.
Hermiona złapała się za usta, ale Severus potrząsnął gwałtownie głową.
– Nie obchodzi mnie to. Nawet jeśli byłby pod Imperiusem, to i tak musimy do niego iść. Starczy tej zabawy w podchody.
Dumbledore odchrząknął.
– Severusie, to znakomity pomysł. Ale proponuję małą poprawkę. Nie WY powinniście iść do Fostera, ale francuski Minister Magii.
Flitwick klasnął w dłonie i tak gwałtownie poruszył się na krześle, że prawie ześliznął się z poduszek.
– Doskonale, Albusie!
Istotnie, pomysł był genialny. Należało tylko dopracować szczegóły. Francuski Minister Magii miał prawo prosić o spotkanie z Fosterem, który zastępował Kingsleya Shacklebolta. Przecież dokładnie to chcieli zrobić parę miesięcy temu, wtedy, gdy Norris rzucił Imperiusa na Kingsleya. Tyle, że wtedy nie mieli praktycznie żadnych dowodów, teraz mieli ich pełno, co diametralnie zmieniało sytuację.
W dodatku Foster nie był pod Imperiusem i mógł sam podejmować decyzje. Charles Chevalier musiał po prostu przedstawić mu wszystkie dowody, jakie mieli i przyprzeć go do muru.
Przez parę minut omawiali plany na następne dni. W pierwszej kolejności Francuzi mieli poprosić o oficjalną wizytę. Dzień przed spotkaniem mieli porwać Lawforda. Nie mogli tego zrobić za wcześnie, żeby nie alarmować niepotrzebnie Norrisa.
– No dobrze, ale skoro za chwilę Foster oskarży ich wszystkich, czy jest sens porywać Lawforda? – zwróciła się Minerwa do Severusa.
Hermiona myślała dokładnie o tym samym jeszcze w domu, ale postanowiła o to nie pytać. Jeśli Severus uważał, że powinni to zrobić mimo wszystko, z pewnością miał w tym jakiś cel.
– Uważam, że tak – odparł. – To jest kolejny, bardzo istotny argument dla Fostera. Kolejna osoba potwierdza oskarżenia i w dodatku zgadza się rozwiązać Wieczystą Przysięgę, więc wszyscy będą mogli odpowiadać w czasie śledztwa i procesu.
– Pytanie, czy się zgodzi.
Severus uniósł kącik ust w cholernie złowrogim uśmiechu.
– Przekonam go, że powinien.
– Jak? – zaciekawił się Flitwick.
– Powiem mu, że Wieczysta Przysięga rozwiązuje się automatycznie w chwili śmierci Odbiorcy – nie musiał kończyć tego rozumowania. – Poza tym byłaby to wielka szkoda, biorąc pod uwagę, że Stone może wszystko powiedzieć…
– Masz absolutną rację, Severusie – ocenił Dumbledore. – Ośmieliłbym się powiedzieć, że to jeden z ważniejszych argumentów.
– Skąd chcecie go porwać? – zapytał Filius.
– Obojętnie czy z domu, czy z Ministerstwa. Czy tu, czy tam ktoś może akurat być koło niego, jak odleci – rzekł Severus.
– Z Ministerstwa – powiedziała równocześnie Hermiona. – Trzeba mu przesłać list, który z pewnością otworzy sam.
Spojrzenia wszystkich spoczęły na niej, więc zaczęła wyjaśniać.
– Wszystkie sowy z listami są przejmowane przez Wydział Przesyłkowy. I listy są roznoszone dwa razy dziennie, rano koło dziewiątej i po południu koło piętnastej. Przynajmniej o tych godzinach ktoś przynosił listy do Rockmana. Lawford musi dostawać korespondencję mniej więcej w tym samym czasie. I musimy mu przesłać wyniki badań kontrolnych ze Św. Munga.
– To znaczy? – spytali równocześnie Severus i Dumbledore.
– Całkiem niedawno Uzdrowiciele robili w Ministerstwie badania dla pracowników cywilnych klasy A. Lawford się do nich zalicza, więc musiał je przejść. Czasem wyniki są podawane niemal natychmiast, czasem zaś przesyła się je później. I na ogół, jeśli przesyła się je później, to znaczy, że coś jest nie tak… Więc na pewno Lawford nie będzie chciał ich czytać przy innych, ani jego sekretarka nie odważy się tego tknąć.
– Znakomity pomysł, panno Granger – powiedział natychmiast Dumbledore. – Severusie, masz jeszcze kontakt z twoim człowiekiem w Klinice?
– Tak. Zajmę się tym jutro. Niech przygotuje byle co, to i tak nie ma znaczenia. Lawford nie będzie miał czasu na czytanie – odparł Severus. – Teraz pytanie, jak zaaranżować wysyłkę, żeby list został mu dostarczony po południu.
Niestety Hermiona nie wiedziała, jak wygląda przesyłanie korespondencji między Kliniką a Ministerstwem. Należało to sprawdzić z człowiekiem Severusa. Dopiero wtedy należało przemienić list w świstoklik i rzucić zaklęcie aktywujące. I to wszystko należało skoordynować z datą spotkania Fostera z Charlesem Chevalier.
Dlatego też zdecydowano, że następnego dnia Hermiona miała się wybrać do Francji, a Severus miał porozumieć się ze swoim kontaktem w Św. Mungu.
Na tym zakończyli spotkanie, bo dla Minerwy i Flitwicka czas był iść na kolację. Hermiona i Severus też zaczęli być głodni, więc natychmiast po przyjściu do domu poszli do kuchni i zaczęli robić kolację.
Hermiona nastawiła wodę na makaron i wyjęła spory kawałek bekonu.
– Boję się tylko o jedną rzecz. Jak tylko zniknie Lawford, zaczną go szukać i skontaktują się z Norrisem. Ja, na miejscu Norrisa, uciekłabym na koniec świata.
Severus wyjął talerze i sztućce i zaczął rozkładać je na stole. Musiał się z nią zgodzić. Należało nie dopuścić do tego, żeby zaczęto szukać Lawforda.
Kiedy to powiedział, Hermiona zagryzła lekko usta i zaczęła powoli i w zamyśleniu kroić bekon w cienkie plasterki.
– Niejeden raz już słyszałam jedno z najprostszych i zarazem najlepszych wyjaśnień – powiedziała w końcu, wrzucając plasterki na dużą patelnię. – Departament Tajemnic.
Severus przystawił sobie koślawe krzesło niedaleko niej. Dziewczyna kontynuowała:
– To jest genialne dlatego, że nikt nie ma prawa pytać ani ciebie, ani innych, co w tym czasie robiłeś. Na jakiś czas po prostu znikasz. Z plotek wynikało, że niektórzy używali tego jako wymówki, żeby spędzić trochę czasu gdzie indziej – Hermiona uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała trochę zakłopotana na Severusa.
– Całkiem sprytne – przyznał. – Ale jak zmusić Lawforda, żeby powiedział to żonie, sekretarce, Norrisowi i Merlin wie komu jeszcze.
Przez całą kolację przyszło im do głowy parę pomysłów, ale każdy z nich odrzucili, jako niezbyt wiarygodny. Nikt z Departamentu Tajemnic nie przesłałby oficjalnego zawiadomienia, że Lawford został tam wezwany. Nikt nie informowałby o tym jego sekretarki. To Lawford mógłby to zrobić, ale nie Niewymowni. Sowa wysłana do domu też odpadała, biorąc pod uwagę, że miał połączenie z domem przez Sieć Fiuu. Odpadała również wizyta w Ministerstwie pod niewidką, żeby podłożyć jakąś wiadomość od Lawforda.
– Może jutro wymyślę coś z Francuzami – powiedziała w końcu Hermiona, zbierając z talerza ostatnie kawałki bekonu i makaronu.
– Postaram się szybko porozumieć z Joao Matosem i dołączę do ciebie.
– Nie ma takiej potrzeby. Ja też nie powinnam tam zabawić za długo. Zanim mnie znajdziesz, być może będę już w domu.
Severus spojrzał na nią i jego poważną twarz rozjaśnił uśmiech. Jak cudownie było słyszeć, jak Hermiona nazywała to miejsce domem. ICH domem.
– Chodź tu – wyciągnął do niej rękę, odsunął się i posadził ją sobie bokiem na kolanach.
– Nie dokończysz? – spytała na widok resztek jedzenia na talerzu.
Pochylił głowę, oparł policzek o jej pierś i zamknął oczy, gdy objęła go przez plecy i oparła się o niego.
– To może poczekać.
Przez długą chwilę siedział, słuchając bicia jej serca i rozkoszując się ich bliskością. Dziewczyna zaczęła go głaskać i czasami całować po włosach. Rzadko miała ku temu okazję, zazwyczaj to on to robił, ale zawsze było w tym pełno czułości, tkliwości i ciepła i teraz cieszyła się, że może mu oddać to samo.
W końcu podniósł głowę i ucałował czubki jej palców.
– Chodź, przygotujmy wszystko, co nam na jutro będzie potrzebne.
Tego samego dnia Bryan Fox, szef Stone’a, zawiadomił oficjalnie Aurorów, że jego pracownik zaginął w trakcie podróży służbowej.
Nie przypominał sobie, żeby Alaina gdzieś wysyłał, ale wiedział też, że Alain jest bardzo samodzielny i często podejmuje różne decyzje bez konsultacji z nim. Czasem mu to odpowiadało, czasem nie, więc postanowił udawać, że nie zwraca na to uwagi.
Teraz poprosił Aurorów o rozpoczęcie poszukiwań. Musiał wiedzieć co się dzieje. A poza tym cholerna żona Alaina niemal urwała mu łeb.
Norris był bardzo zajęty cieszeniem się ze swojej nominacji, bo de facto oznaczało to, że był też najpoważniejszym kandydatem na stanowisko Ministra Magii. Przy jego doświadczeniu, wiedzy i znajomościom Foster nie miał żadnych szans. Poza tym szefowie departamentów, którzy mieli prawo podejmować decyzję, wybrani zostali z bardzo prostego powodu. Wszyscy byli JEGO ludźmi.
Przestał więc przejmować się Alainem i zaczął snuć pomysły na najbliższe miesiące.
Wtorek, 7.10
Koło dziesiątej rano na Izbie Przyjęć w Św. Mungu pojawił się niepozorny młody chłopak. Niski, o krótkich, mysich włosach, jasnych oczach i przeciętnym, szarawym ubraniu zupełnie nie zwracał na siebie uwagi.
Rozejrzał się niepewnie i stanął w dość długiej kolejce do kontuaru, gdzie dyżurowała właśnie starsza pani. Kiedy nadeszła jego kolej, podszedł do niej i zaczął szukać czegoś w kieszeni.
– Dzień dobry… – powiedział cichutko niepewnym głosem. – Ja… chodzi mi o Uzdrowiciela Matos…
– Tak, synku? – starsza pani spojrzała na niego dobrotliwie.
Podał jej kopertę, na której napisane było nazwisko i imię Uzdrowiciela.
– Moja mama miała mieć dziś wizytę, ale nagle źle się poczuła… i napisała do Uzdrowiciela i prosiła, żeby to jak najszybciej mu przekazać.
Starsza pani popatrzyła na kopertę i na nowo na chłopaka.
– Czy twoja mama jest w ciąży? Nie? Jak się nazywa?
– Gryzelda Smith.
Pani zaczęła przeglądać listę wizyt umówionych na dzisiaj. Gryzeldy Smith na niej nie było, ale sęk w tym, że od tajemniczego zgonu sprzed paru tygodni w Klinice zaczęły się pojawiać kobiety na „nadprogramowe” wizyty. Na ogół były to te, które potrzebowały konsultacji, ale nie umiały, albo bały się szukać „placówek alternatywnych”. Niektórzy Uzdrowiciele zaczęli więc je przyjmować nieoficjalnie.
Ten przypadek wyglądał właśnie na typową „nadprogramową” wizytę. W dodatku kobieta ponoć źle się poczuła…
Kilka osób w kolejce zaczęło się niecierpliwić, więc starsza pani fuknęła na nich ze złością i odwróciła się do chłopca przed sobą.
– Natychmiast zaniesiemy tę kopertę Uzdrowicielowi. A ty usiądź i poczekaj. To nie potrwa długo.
Wezwała stażystkę i dała jej kopertę.
– Kochana, biegnij mi na Drugie i daj to Joao Matos. I niech da ci jakąś odpowiedź. Ten chłopak tam – wskazała go gestem – na nią czeka.
Stażystka poszła więc szybko na drugie piętro, zapytała o Uzdrowiciela Joao Matosa i gdy młody Portugalczyk podszedł do niej, podała mu kopertę i zarumieniła się lekko. Facet był nieziemsko przystojny. Miał bardzo delikatne, niemal kobiece rysy twarzy, gęste czarne włosy opadające poskręcanymi puklami na plecy, ciemnobrązowe oczy, długie rzęsy i perłowobiałe zęby. Wystające kości policzkowe podkreślała jeszcze opalenizna. Do tego był bardzo szczupły. Pomimo faktu, że był żonaty, większość stażystek reagowała podobnie jak ona. Zamężne panie też lubiły – jak to mówiły – „zawiesić na nim oko”.
– Tam na dole czeka syn tej pani, co do pana napisała – bąknęła nieśmiało. – Czeka na odpowiedź.
Joao Matos skinął głową i otworzył kopertę.
Drogi Panie Matos,
Z powodu złego samopoczucia jestem zmuszona anulować dzisiejszą wizytę. Bardzo prosiłabym o wyznaczenie mi innej, w miarę szybko.
Z poważaniem,
Gryzelda S.
Serce nagle zaczęło mu mocniej bić, więc Joao zmarszczył brwi i zaczął pocierać podbródek, starając się opanować. Professor Snape jest na dole?!
– Już do niego schodzę – powiedział. I żeby odwrócić uwagę dziewczyny, uśmiechnął się do niej czarująco i dodał – I dziękuję bardzo za dostarczenie tego listu.
Młoda stażystka zarumieniła się jak piwonia, uśmiechnęła się zawstydzona i próbowała coś powiedzieć, ale jej nie wyszło.
– Zejdzie pani ze mną?
Wskazał jej schody i podtrzymał za łokieć, gdy zaczęła schodzić. Po tym mógł być pewien, że dziewczyna nic innego nie będzie pamiętać.
Gdy dotarli na dół, starsza pani natychmiast wskazała mu młodego chłopaka siedzącego na krześle i przyglądającego się pajęczynom pod sufitem. Gdy przedstawił mu się i usiadł obok, chłopak uśmiechał się nieśmiało.
On czy nie on? Jeśli on, to jest genialny! Nic po nim nie widać!
– Twoja mama będzie musiała zostać zbadana – powiedział lekko drżącym głosem do chłopaka. – Sądzę, że w miarę szybko…
– Jak najszybciej.
Ton głosu zupełnie kontrastował z wyrazem twarzy młodzieńca. Był twardy, zdecydowany i nie pozostawiający wątpliwości, kto tu decyduje.
To z pewnością professor!
– Dobrze. W takim razie… – Joao spojrzał na zegarek. – Przyjdę do niej z wizytą w pół do dwunastej. Do domu. Niech do tego czasu się wykąpie i napije eliksiru rozkurczowego. Nie więcej niż dwa łyki na godzinę.
Chłopak podziękował szerokim uśmiechem, wstał i odszedł szybko w kierunku wyjścia.
Półtorej godziny później Joao aportował się na niewielkiej polanie tuż na skraju Zakazanego Lasu. Rozejrzał się, ale nie dostrzegł nikogo. I sekundę później, ledwie zdążył mrugnąć, zobaczył siedzącego na zwalonym pniu mężczyznę o sięgających łopatek czarnych prostych włosach, czarnych oczach i zakrzywionym nosie.
– Professor Snape! – powiedział zaskoczony i ruszył w jego kierunku.
– Joao Matos – odparł ten, wstając.
Uścisnęli sobie ręce i Joao usiadł obok. Słońce wyjrzało właśnie zza chmur i zrobiło się cieplej. Wiatr szumiał gdzieś wysoko w koronach drzew, ale tu na dole zupełnie się go nie czuło.
– Czy mogę w czymś pomóc, professor? – zapytał natychmiast Joao.
– Mam taką nadzieję – powiedział Severus. – Ale wpierw chciałbym ci podziękować za to, co już zrobiłeś. To był bardzo dobry pomysł posłużyć się śmiercią tamtej kobiety. I zapytać anonimowo, czy jej śmierć nie ma związku z eliksirem, który podajecie.
Joao uśmiechnął się trochę zażenowany.
– Proszę mi nie dziękować. Objawy, które pan podał, byłyby prawie takie same, gdyby ten eliksir był silniejszy. Uratował pan moją żonę. To, co teraz robię, to normalne.
Severus skinął głową.
– Do rzeczy. Za kilka dni David Lawford z Ministerstwa musi otrzymać wyniki badań okresowych, które były robione jakiś czas temu. Musi to wyglądać, jak jakiś dodatek do wyników, które już otrzymał. Na tyle niepokojący, żeby otworzył to, kiedy jest sam.
Joao namyślał się chwilę.
– To żaden problem. Mogę w każdej chwili sprawdzić, jakie dostał wyniki i napisać, że były błędne…
– Nie ma znaczenia, co będzie napisane. Powiedzmy, że nie będzie miał szans tego przeczytać. Chodzi mi tylko o wygląd koperty. Druga ważna rzecz jest taka, że ten list musi dostać w ściśle określonym dniu, jeszcze nie wiem kiedy i najlepiej po południu. Wiem, że goniec odbiera przesyłki z Kliniki rano. Więc trzeba będzie opóźnić wydanie mu przesyłek.
To było już bardziej skomplikowane.
– Nie wie pan, kiedy mniej więcej to ma być? Jutro, za tydzień, za dwa…?
– Pod koniec tego tygodnia, albo na początku następnego.
Severus przyjrzał się uważnie Joao, gdy ten zastanawiał się, jak to można byłoby zrobić. Wiedział, że Uzdrowiciel nie ma dostępu do wszystkich przesyłek w Klinice. Ale najwyraźniej coś wymyślił, bo po dłuższej chwili uśmiechnął się.
– Proszę dać mi trochę czasu. Ale mniej więcej wiem, co zrobić.
– Jesteś pewien? – nacisnął Severus.
Joao uśmiechnął się trochę zażenowany.
– Dziewczyna, która przygotowuje korespondencję… poproszę ją, żeby kazała gońcowi przyjść później. Powiem jej, że jeszcze nie skończyłem raportu, ale musi zostać zaniesiony jeszcze tego samego dnia do Ministerstwa…
Severus przypomniał sobie, co mówiła Hermiona o roznoszeniu listów.
– Goniec może odebrać pocztę po dziewiątej rano. Wtedy w Ministerstwie zajmą się nią dopiero po południu.
– Na wszelki wypadek poproszę, żeby przesunęła odbiór listów na dziesiątą.
– Jesteś pewien, że się zgodzi?
Joao był absolutnie pewny. Dziewczyna zgodziłaby się na wszystko, o cokolwiek by poprosił. Wystarczyło, żeby dodatkowo uśmiechnął się do niej i zaczęłaby fruwać. Byleby tylko Sally się o tym nie dowiedziała… Ostatnio podejrzewała go, że w Klinice ma już cały harem.
– Proszę się nie martwić, professor. Załatwię to – powiedział pewnym siebie tonem.
Severus mógł się tylko domyślać o co chodziło, ale postanowił nie drążyć tematu.
– Sądzę, że jutro będę już wiedział, kiedy dokładnie to ma być. Najlepiej byłoby, gdybyś już teraz mógł mi pokazać, jak wygląda taka koperta. Sam ją przygotuję i ci dostarczę. No chyba, że jest jakaś zupełnie nietypowa, wtedy będę potrzebował jednej lub dwóch.
– Nie są nietypowe… jak mam panu pokazać, jak ona wygląda?
– Znam się na legilimencji. Wystarczy, że będziesz na mnie patrzył i równocześnie będziesz o niej myślał – wyjaśnił mu Severus. – Wejdę do twojego umysłu i ją zobaczę.
Joao był coraz bardziej pod wrażeniem.
– Teraz?
– Skup się na wspomnieniu koperty. I nie próbuj mnie powstrzymywać – dodał Severus.
Młodszy mężczyzna wyprostował się, otworzył szeroko oczy i utkwił je w oczach profesora Snape’a. Były tak absolutnie czarne, że nie widział różnicy między źrenicą a tęczówką. Głębokie, niemal hipnotyzujące, zaglądały gdzieś w głąb jego głowy. Nagle poczuł, jakby coś wśliznęło się do jego umysłu. To nie był żaden fizyczny dotyk, ale dziwnie ulotne wrażenie czyjejś obecności. Potem to wrażenie zanikło, zupełnie jakby ta druga osoba złączyła się z nim i przejęła kontrolę nad jego myślami.
I zdał sobie sprawę, że przygląda się stercie kopert, które leżały parę dni temu na jego biurku. Zobaczył, jak sięgnął po pustą kopertę leżącą obok, złożył starannie niewielką kartkę z wynikami badań i wsunął ją do niej. Potem zalepił dokładnie, wziął do ręki kartę pacjentki i stukając w nią różdżką, przeczytał na głos imię i nazwisko pacjentki. Następnie sprawdził, czy koperta jest prawidłowo zaadresowana i czy z tyłu jest nazwa Kliniki oraz Oddziału Kobiecego i sięgnął po kolejną pustą kopertę…
Nagle odniósł wrażenie, jakby mrugnął i obraz się zmienił. Niby widział wciąż to samo i tak samo, ale czuł wyraźnie, że to było już tylko jego zwykłe wspomnienie. Które oglądał już tylko on sam.
Severus cofnął się na swoje miejsce.
– Będziesz mi musiał powiedzieć, jaki inny Oddział mogę wpisać na kopercie – rzekł, jakby to, co się właśnie stało, było czymś jak najbardziej normalnym.
Joao zamrugał gwałtownie i aż potrząsnął głową.
– Oczywiście. Deus do céu (port. Mój Boże)… to się nazywa Legilimencja…?!
Severus odpowiedział krótkim kiwnięciem głowy i nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
– Czy to może być Oddział Zakażeń Magicznych?
– Czy ja wiem… Zakażenia Magiczne nigdy nie są brane pod uwagę przy badaniach okresowych, ale… taki Oddział istnieje, więc czemu nie…
Severus uniósł odrobinę kącik ust.
Kiedy Lawford dostanie wyniki badań z TEGO oddziału, z całą pewnością dokładnie zamknie swój gabinet, zanim otworzy kopertę!
– Bardzo dobrze. Spotkajmy się tutaj jutro po południu. Albo wieczorem – zaproponował Uzdrowicielowi.
– W takim razie o szóstej wieczorem. Lepiej, żebym nie musiał wychodzić wcześniej z Kliniki. Uzdrowiciel dyżurny na naszym Oddziale mógłby na to zwrócić uwagę.
– Dobrze. Więc do jutra.
Severus wstał i podał rękę młodszemu mężczyźnie. Joao uścisnął ją i zobaczył, jak mężczyzna machnął różdżką i… zniknął. Nie wyglądało to ani na deportowanie się, ani na świstoklik.
Rozejrzał się dookoła, ale nikogo nie zobaczył. Polana była zupełnie pusta, tak jak przed parunastoma minutami.
Westchnął i pokręcił z niedowierzeniem głową, po czym skupił na pustym placu zabaw w sąsiedztwie Kliniki i obrócił się na pięcie. Rozległ się suchy trzask i Joao deportował się z Zakazanego Lasu.
Severus przyglądał się deportacji Uzdrowiciela, a kiedy ten zniknął, sam również zrobił to samo.
😈Wróć do czytania