Dwa Słowa Rozdział 30

Sobota, 25.07

Hermiona przybyła do Hogwartu punktualnie o jedenastej ubrana w wąskie jeansy, zwykłą podkoszulkę i luźny sweter, który przewiązała dookoła pasa.

W domu długo zastanawiała się, jak się ubrać. Grzebiąc w szafce, znalazła stare spodnie, bardzo wąskie, które cudownie podkreślały jej szczupłą talię, biodra i gdy się pochyliła, napinały się na pośladkach. Korciło ją, żeby je założyć i do tego kusą podkoszulkę, ale wiedząc, że profesor McGonagall będzie im dziś pomagać, z żalem wrzuciła je z powrotem do szafy. A już zaczęła marzyć, jak Severus mógłby zareagować na nią, tak ubraną…

Gdy przyleciała do saloniku Severusa, Opiekunka jej domu już tam była. Przywitała się więc z nimi zwykłym uściskiem dłoni, Severus wziął kilka ksiąg i aportowali się do Spinner’s End.

Po jego reakcji na pytanie o dzieciństwo Hermiona domyśliła się, że musiało być niezbyt miłe. Wyobraziła więc sobie brzydki, drewniany domek na peryferiach miasta albo, wiedząc że był półkrwi, małe mieszkanko w jakimś blokowisku, rodziców jak ciotka i wuj Harry’ego, może jakiegoś ujadającego kundla… I postanowiła nie dziwić się temu, co zobaczy. Ale kiedy przybyli na miejsce, nogi prawie się pod nią ugięły i z największym trudem opanowała głuche westchnienie.

Wylądowali na brukowanej, zaśmieconej ulicy, pośród rzędu pustych, zrujnowanych, ceglanych domów. Część trzymała się jeszcze w całości, ale w niektórych zawaliły się już dachy albo całe ściany, tworząc na ziemi gruzowisko cegieł i zaprawy, wśród których wystawały kikuty drewna, desek i jakichś metalowych prętów.

W większości ostałych domów okna były pozabijane deskami, albo ziały w nich czarne, martwe dziury. W niektórych sterczały jeszcze resztki powybijanych szyb. Tylko gdzieniegdzie ostały się jeszcze całe szyby, połyskujące brudną szarością, jak jakieś ślepe oczy trupów. Na najbliższym domu wisiała smętnie na ostatnim gwoździu pordzewiała, obdrapana tabliczka z resztką nazwy ulicy. Spinner’s End. Kostka na ulicy była nierówna, wyszczerbiona, powysadzana jakimiś nędznymi chwastami, które odważyły się tu wyrosnąć, pożółkły i zwiędły. W licznych bruzdach i dziurach połyskiwały bagniste kałuże. Gdzieś niedaleko musiała przepływać jakaś rzeka, przynosząc zgniły, mdlący smród.

Hermiona przełknęła z trudem ślinę i obrzuciła krótkim spojrzeniem złowieszczy komin wystający zza pobliskiego domu.

Słońce zbladło i nagle znikło za ciemną chmurą i równocześnie powiał wiatr i zrobiło się jej zimno. To wszystko nagle skojarzyło się jej z dementorami i zadrżała.

Merlinie… I on tu mieszkał??? Jeśli jego dzieciństwo było jak… jak to cmentarzysko dookoła… O mój Boże…

Severus podszedł do drzwi domu, przed którym stali, otworzył trochę zbutwiałe na dole drzwi i wszedł do środka. Minerwa weszła zaraz za nim, więc Hermiona nabrała powietrza i dała krok za nimi, bojąc się tego, co mogła zobaczyć.

Przez okna wpadało niewiele światła, więc dopiero po chwili zobaczyła, że znaleźli się w małym saloniku. Wszystkie ściany były zastawione książkami, pośrodku stał stolik, powycierana mocno kanapa i fotele, zaś na podłodze leżał stary, zniszczony dywan. Wszędzie unosił się zapach stęchlizny, ale ku swemu zdziwieniu nie zobaczyła pokładów kurzu i brudu. Wszystko było czyste, jakby całkiem niedawno ktoś tu sprzątał. Może jakieś zaklęcie samoczyszczące? Albo żeby kurz nie osiadał?

Severus otworzył okno i zrobiło się trochę jaśniej.

– Chodźcie – wskazał im kanapę, a sam usiadł na fotelu i położył na stoliku księgi. – Hermiono, co wiesz o rzucaniu Zaklęcia Fideliusa?

Nie był skrępowany ani wyglądem okolicy, ani domu i to na swój sposób przerażało jeszcze bardziej. Hermiona osunęła się na kanapę obok profesor McGonagall.

– No więc… – odezwała się trochę słabo. – Więc to bardzo złożone zaklęcie. Wpierw będziemy musieli dokładnie wyznaczyć obszar, który zaklęcie ma objąć. Albo za pomocą obrysowania kształtów promieniem różdżki, albo używając do tego Drugiej Wyższej Teorii Numerologii. W przypadku użycia konturów będziemy musieli je jakoś nazwać, ale sądzę, że w tym wypadku będzie o wiele lepiej posłużyć się numerologią, żeby móc rozszerzyć obszar choćby o kilka stóp. Rezultat równania podstawimy do zaklęcia pustostanu.

Severus wpatrywał się w nią, skrywając uśmiech. Mógł się domyśleć. Jego Panna-Wiem-To-Wszystko…

– Zanim rzucimy zaklęcie pustostanu, będziesz musiała zostać Strażniczką tego obszaru – wtrąciła Minerwa.

– Oczywiście – odparła Hermiona. – I tylko ja będę mogła je rzucić. Potem po prostu przekażę wam Tajemnicę. Myślę, że warto byłoby uczynić ten dom nienanoszalnym, wtedy Norris nie będzie mógł nawet go usytuować.

– Zajmę się tym – skinęła głową Minerwa.

– Dobrze – ocenił Severus. – Też myślę, że użyjemy numerologii. Dlatego wziąłem ze sobą mapę Cokeworth.

Rozwinął na stole mapę, którą wyjął z jednej z ksiąg i wszyscy pochylili się nad nią.

– Tu jest mój dom – wskazał palcem niewielki kwadrat na skraju mapy.

Hermiona uklęknęła na podłodze, żeby lepiej widzieć. Pergamin był miejscami przetarty i trochę poplamiony i kratka mapy była słabo widoczna. Dokładnie przez środek kwadratu przebiegała pionowa linia, ale pozioma była trochę poniżej. Wodząc palcem po mapie, odszukała na górze oznaczenie pionowej linii i ściągnęła je zaklęciem niżej, tuż przy kwadracie, po czym zrobiła to samo z oznaczeniem poziomej linii. Zerknęła na dół pergaminu, ale nic tam nie znalazła.

– Severusie, gdzie jest skala?

Severus odwinął dół mapy i pokazał małą tabelkę, na której liczby najwyraźniej poprawiane były kilka razy piórem.

– Możesz nam powiedzieć, skąd tyle wiesz?

Hermiona odczekała sekundę, zanim przytrzymała mapę, żeby ich dłonie się nie zetknęły. Przy profesor McGonagall musiała uważać na to, co robi.

– Nauczyłam się wielu różnych zaklęć, zanim wybraliśmy się na poszukiwanie horkruksów. Nie wiedziałam, co może nam być potrzebne, więc na wszelki wypadek nauczyłam się również i Zaklęcia Fideliusa. Udało mi się go rzucić na starą szopę na miotły w ogrodzie rodziców… – uśmiechnęła się smutnawo. – Kiedy im powiedziałam, że ją rozebrałam, żeby mieć czym rozpalić w kominku, tata był bardzo zadowolony.

Minerwa uśmiechnęła się, zaś Severus uniósł kącik ust.

– I zrobiłaś to, używając numerologii? – spytała czarownica.

– Tak – Hermiona uznała, że nie będzie im mówić, jak się namęczyła, przeliczając mugolskie położenie na czarodziejskie.

– Cudownie. Więc chyba pozwolimy ci zrobić to samo ze Spinner’s End. Jak myślisz, Severusie?

Severus spojrzał na dziewczynę w momencie, kiedy ona patrzyła na niego i udał, że się waha, żeby móc chwilę podziwiać jej piękną twarz. W końcu skinął głową.

– Powiększ obszar o trzy stopy w każdą stronę.

Hermiona była pewna, że się zgodzi i tylko udaje, że się namyśla.

– Dziękuję!

Severus przywołał pergamin i pióro i dziewczyna na nowo pochyliła się nad mapą. Dłuższą chwilę zajęło jej ustalenie dokładnego położenia domu, szczególnie w poziomie, lecz nie dlatego, że nie wiedziała, jak to zrobić, ale ponieważ bała się popełnić błąd. To już nie były lekcje z profesor Vector i pomyłka mogła ich drogo kosztować. Jednak szybko pogrążyła się w liczbach i odnalazła spokój i pewność siebie.

Doliczyła dodatkowe trzy stopy wzdłuż, wszerz i wzwyż i przepisała na pergamin otrzymane położenie w stopniach.

 

22, 23, 24, 25, 26, 27 na 139, 140, 141, 142 na 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17

 

Następnie wyliczyła dla każdego stopnia wartość numerologiczną i ostateczną wartość dla każdego wymiaru

 

3, 4, 9

 

I podstawiła do równania

 

O = ȴ ϡ{ A * B * C}

 

Otrzymała 9, co ją trochę zdziwiło, więc dla pewności przeliczyła równanie jeszcze raz. Mogło być. To była ta łatwiejsza część zadania.

– Severus? – spytała, podnosząc głowę i dopiero wtedy zorientowała się, że profesor McGonagall nie było w saloniku.

I na widok jego pełnego aprobaty spojrzenia zrobiło się jej jakoś miękko.

– Już znalazłaś? Pokaż?

Przechylił się ku niej, przyglądając się jej wyliczeniom i przesuwając po nich wąskim palcem.

– J-jeszcze nie skończyłam… Jak mam nazwać ten obszar? – Hermiona nie mogła oderwać wzroku od jego dłoni sunącej po pergaminie. – Może być Spinner’s End? Tak po prostu?

– Jak tylko zechcesz, Hermiono – odparł miękkim głosem.

Nagle zabrakło jej oddechu, więc tylko kiwnęła głową i drżącą dłonią napisała SPINNER’S END. Starała się skupić, licząc wartość numerologiczną, ale doskonale czuła na sobie jego wzrok i skupienie się przychodziło jej z trudem.

Severus faktycznie wpatrywał się w klęczącą koło niego dziewczynę. Nie mógł sobie pozwolić na nic innego, bo Minerwa, która poszła rzucić na okolicę zaklęcia antymugolskie, w każdej chwili mogła wrócić, lecz przyjemność wpatrywania się w Hermionę była zbyt wielka, by się jej wyrzec. Poza tym zauważył, że dziewczyna spięła się trochę i domyślił się, że wie, że się jej przyglądał. I bardzo dobrze.

Śledził wzrokiem liczby, które wypisywała na pergaminie, nie próbując liczyć samemu. Po prostu podziwiał równe rzędy lekko zaokrąglonych cyfr, które pojawiały się wolno, wsłuchiwał się w rytmiczne poskrzypywanie pióra, po poruszeniach ramion odnalazł jej oddech i starał się oddychać w tym samym tempie… Mógł tak patrzeć całą wieczność. Mogłaby liczyć tak jeszcze długo…

Nie używała tablicy ani żadnych innych pomocy do liczenia, najwyraźniej znając wartości dla każdej litery. To faktycznie jeden z jej ulubionych przedmiotów.

Ale w końcu Hermiona wyprostowała się wolno, jakby dając mu czas na odwrócenie wzroku i spojrzała na niego.

– Niezbyt skomplikowane – pokazała piękną dwójkę na końcu linii.

Uniósł kącik ust, wpatrując się cały czas w jej oczy i skinął głową.

– Mogę sprawdzić?

Sięgnął po jej pióro i chwilę ich palce zatańczyły krótki taniec. Mógłby przysiąc, że dziewczyna przytrzymała pióro tak, by nie mógł go złapać i prawie wyśliznęło mu się z ręki. Oboje złapali zarówno pióro, jak i swoje palce i trzymali je, jakby nie byli pewni, czy to drugie znów go nie puści.

– Przep…szm – szepnęła Hermiona i odsunęła szybko rękę.

Chciał coś powiedzieć, choć nie wiedział co, kiedy nagle wróciła Minerwa. Czar prysł.

Pochylił się nad pergaminem, ale zamiast liczyć, odtworzył sobie w myślach nagle przerwaną scenę. I znów… Nadal czuł muśnięcia jej palców.

– Dobrze – powiedział krótko po chwili i wstawił pióro do kałamarza.

Minerwa zacisnęła usta w grymasie niezadowolenia.

– Mamy już wartości do zaklęcia pustostanu – oznajmiła Hermiona. – I to miejsce nazywa się po prostu Spinner’s End.

– Bardzo dobrze – uśmiechnęła się starsza czarownica, kładąc nacisk na „bardzo”. – W takim razie może wyjdziemy na zewnątrz? Nie ma obawy, że w ciągu godziny przejdzie tędy jakiś mugol.

Stanęli pośrodku brukowanej ulicy, z daleka od linii granicznej. Minerwa zaczęła szeptać bardzo długą inkantację, wykonując powolne ruchy różdżką.

– … cor meum… memento… – wyłowiła raptem kilka znajomych słów i dopowiedziała w myśli resztę.

Gdy Minerwa dotknęła różdżką jej czoła, przesunęła nią po jej oczach, ustach i zsunęła na jej lewą pierś i zakończyła zaklęcie, Hermiona poczuła, jakby coś wśliznęło się w jej głowę i spłynęło w dół, do serca.

Ścisnęła swoją różdżkę i wskazała nią siebie samą.

– Enevio.

Dziwne uczucie nasiliło się, a potem nagle znikło. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do swojej profesor.

– Już.

– Doskonale, Hermiono – odparła Minerwa. – Teraz twoja kolej.

Wszyscy troje obrócili się w kierunku domu i Hermiona skupiła się na inkantacji, którą ona miała teraz wypowiedzieć. Miała sprawić, że określony w magiczny sposób obszar miał zniknąć. Miał stać się pustką. Granice miały zlać się ze sobą w niewidoczny sposób i ukryć go przed każdym, komu ona nie zdradzi Tajemnicy.

Słowa przepływały przez jej umysł, przenikały jej serce, odbijały się w ciszy i wracały do niej. Powietrze drżało, sprawiając, że kształty budynku zamazywały się i bladły coraz bardziej, aż znikły zupełnie. Ale pozostały wyraźne w jej duszy. Widziała i nie widziała zarazem. Dostrzegała stojący na sąsiedniej ulicy dom bez okiem i drzwi, brukowaną drogę, ale równocześnie widziała wyraźnie kształty nieistniejącego już budynku.

Jeszcze tylko kilka słów, kilka ruchów różdżką i… wszystko się uspokoiło. Znikła wizja odległego domu, pustych dziur w ścianach i widziała po prostu dom Severusa.

Odwróciła się, by spojrzeć na niego i na profesor McGonagall i słowa zamarły jej na ustach. Oboje patrzyli przed siebie jak zahipnotyzowani, próbując dostrzec coś, co znikło, a co, wiedzieli o tym dobrze, istniało. Coś, co ona widziała, a oni już nie.

Pierwszy ocknął się Severus. Spojrzał na nią i uśmiechnął się w bardzo dziwny sposób. Zaraz potem obróciła się do niej Minerwa.

– Udało się – powiedziała radośnie Hermiona. – Teraz pozostaje mi tylko przekazać wam Tajemnicę…

– Zanim to zrobisz, wejdź do środka – poprosiła Minerwa. – My z Severusem sprawdzimy, czy wszystko dookoła… nie istnieje.

– Stanę przed domem, ale już w obszarze, który obejmuje zaklęcie.

Postąpiła kilka kroków do przodu i stanęła tuż koło drzwi.

 

Severus miał wrażenie, jakby mrugnął i dziewczyna aportowała się w tym momencie. Jeszcze przed ułamkiem sekundy widział ją, idącą przed siebie i nagle znikła. Tuż przed nim stał inny budynek, który znał z dzieciństwa, bez drzwi i okien, z osmaloną ścianą. Postąpił przed siebie i dotknął go. Cegła, nagrzana od słońca, była ciepła i szorstka. I nade wszystko obca. Rozejrzał się dookoła i przeszedł za róg budynku. Na północnej ścianie rósł mech. Poza tym nie widział nic szczególnego. Obrócił się i parę kroków od niego dostrzegł Minerwę.

Stoję PRZED moim domem i jednocześnie na sąsiedniej ulicy…

Pokręcił głową i wrócił na swoje miejsce. I nagle znikąd wyszła do niego Hermiona.

– I jak? Nie widzieliście mnie?

– Nie – odparł krótko.

– Masz pergamin, żeby zapisać nam adres? – spytała Minerwa.

Dziewczyna potrząsnęła głową.

– To nie będzie potrzebne.

Uśmiechnęła się lekko i wyciągnęła rękę do Severusa. Przez chwilę nie wiedział, o co jej chodzi i dopiero potem się zorientował. Oczywiście, wystarczyło, jak wprowadzi go do domu!

Podał jej rękę i zacisnął lekko palce dookoła jej drobnej dłoni.

– Chodź – powiedziała cicho.

Ruszyła przed siebie, na ułamek sekundy znikła mu z oczu i… nagle zobaczył ją znów. Dał następny krok przed siebie i wszedł do swojego domu.

Rozejrzał się dookoła po trochu zaskoczony, jakby widział coś nowego, po trochu uspokojony, odkrywając coś, co już znał. Salonik był niezmieniony, pogrążony w tym samym półmroku, książki stały w tych samych miejscach… Na stoliku, przy którym przed chwilą siedzieli, nadal stał kałamarz z piórem i pergamin, który zwinął się w rulonik…

Zorientował się, że nadal trzyma rękę Hermiony, ale zamiast puścić ją, tylko mocniej ją uścisnął.

– Widzisz? – spytała dziewczyna.

– Widzę – uśmiechnął się.

Dziewczyna również się uśmiechnęła, z wyraźną ulgą i obróciła do drzwi.

– Więc teraz mogę zrobić to samo…

– Poczekaj!

Byli sami i nikt nie mógł im przeszkodzić, choć przez te kilka sekund.

– Byłaś cudowna. I jesteś.

Hermiona otworzyła usta, ale tylko potrząsnęła głową i zarumieniła się mocno.

– Naprawdę tak uważam.

– Dziękuję…

– To ja ci dziękuję.

Ścisnął jeszcze raz jej rękę i westchnął ciężko. I pociągnął ją za sobą, wychodząc.

 

 

Hermiona zrobiła to samo z profesor McGonagall. Wzięła ją za rękę i wprowadziła do domu i gdy starsza czarownica rozglądała się z uśmiechem dookoła, dziewczyna zastanawiała się, jak to możliwe, że jej dotyk wydawał się być pusty, nie istnieć, jak przed chwilą ten dom. Zaś choćby najlżejszy uścisk jego dłoni sprawiał, że czuła go całą sobą. Rozgrzewał, niemal parzył i równocześnie osłabiał.

– Cudownie się spisałaś, moja droga. Gratuluję! – odezwała się Minerwa.

Dziewczyna odpowiedziała lekkim uśmiechem. TO też nie jest to samo.

Wyszły przed dom, gdzie czekał na nich Severus i Minerwa obejrzała się za siebie.

– Wszystko w porządku. Nadal go widzę.

– Wspaniała nowina – stwierdziła Hermiona, patrząc na Severusa.

Odpowiedział jej lekkim uśmiechem.

– Zaiste. Wspaniała.

Minerwa rzuciła na dom zaklęcie nienanoszalności, zabrali ze sobą księgi i pożegnali się. Hermiona popatrzyła, jak Severus z Minerwą deportowali się do Hogwartu, spojrzała jeszcze raz na ponury budynek i aportowała się do swojego mieszkania.

 

 

 

Niedziela, 26.07

Hermiona przyjechała metrem do domu rodziców i poszła przywitać się z mamą, która leżała na kanapie w salonie.

– Cześć, mamuś – powiedziała i chciała ją pocałować w policzek, ale ta wyciągnęła przed siebie rękę, zatrzymując ją na miejscu.

– Cześć, kochanie. Lepiej nie podchodź za blisko. Może to angina, nie wiem, w każdym razie chyba nie chcesz nic ode mnie złapać.

Dziewczyna usiadła więc na krześle przy stole i spojrzała na nią z troską.

– Zdecydowanie wolę nie.

– Na ogół lubię się dzielić z innymi, ale w tym wypadku wolę wszystko zatrzymać dla siebie – dorzuciła Helen i poprawiła głowę na poduszce.

– Jak się czujesz? – spytała Hermiona, sięgając po stos tabletek, które niewiele jej mówiły.

– Gardło jeszcze trochę mnie boli, ale już mogę przełykać. Trzy dni temu to był prawdziwy horror. Ale dostałam porządny antybiotyk od Rachel i już jest o niebo lepiej. Gorączki też już nie mam. Ale jestem padnięta jak neptek.

– Mogłabym dać ci coś, od czego szybko staniesz na nogi, ale … to taki nasz eliksir – miała na myśli eliksir pieprzowy, który faktycznie był rewelacyjny.

Helen spojrzała na nią i poprawiła na sobie koc.

– Wiesz co… wiem, że te wasze cuda działają, ale nie wiem, czy w zestawieniu z naszymi nic się nie stanie… wolałabym nie przeistoczyć się w kota.

Hermiona zaśmiała się wesoło. I znów przypomniała sobie Severusa. Jak to możliwe, że wszystko, co widzisz czy słyszysz, kojarzy ci się z nim…?

– Mamuś, to była zupełnie inna historia. Ale faktycznie, masz rację, lepiej tego nie mieszajmy. Znam… kogoś, kto zna się doskonale na eliksirach, ale pewnie też nie potrafiłby powiedzieć, jak może skończyć się przemieszanie mugolskich i czarodziejskich metod leczenia.

– Ta wasza pielęgniarka? Jak jej tam było, pani Pomrey?

– Nie – pokręciła głową z uśmieszkiem i spojrzała na chwilę na swoje ręce na kolanach. – Ktoś inny. I nie Pomrey, ale Pomfrey. Swoją drogą, gdzie się tak urządziłaś?

Helen już chciała skomentować nagłą zmianę tematu, ale w tym momencie wszedł do salonu Perry.

– Kilka dni wcześniej jadłam cudowne lody – odparła. – Lećcie już. Porozmawiamy sobie później.

Hermiona nie zwróciła uwagi na jej delikatną aluzję, podniosła się z krzesła i pomachała jej ręką.

– Lecz się szybciutko, mamuś. Dziś po zakupach muszę wracać do siebie, jestem zaproszona do Nory na urodziny Harry’ego, ale następnym razem zostanę dłużej – obiecała, przesłała jej buziaka i podeszła do ojca. – To co, lecimy?

– Lecimy, lecimy, panienko, więc zapnij pasy. Helen, co mówiłaś o bekonie?

– Że jak nie będzie bekonu z Farmlandu, to nie kupujcie Black Label, on jest strasznie tłusty.

Oboje pomachali jeszcze raz i poszli do garażu.

– Już naprawiliście drzwi? – zapytała dziewczyna, otwierając drzwiczki z lewej strony i sadowiąc się wygodnie na siedzeniu.

– A tak. Przyszedł facet z serwisu i powiedział, że odgięła się szyna z jednej strony, więc podnosiły się nierówno i włączał się automatycznie system zabezpieczający. Coś tam podgiął, coś przykleił jakimś super klejem i teraz działa jak marzenie – Perry uruchomił silnik i wolno wyjechał z garażu.

Przez chwilę jechali w milczeniu. Hermiona rozglądała się dookoła, bo rzadko kiedy miała okazję jeździć i bardzo jej się to podobało. Wolała przemieszczać się, używając samochodu niż mioteł czy testrali. Choć świstokliki i aportacja były zdecydowanie najlepsze. Szczególnie, kiedy do aportacji możesz go wziąć za rękę…

– Skorzystam z okazji, że mama nas nie słyszy – powiedział w końcu Perry. – Co tam słychać w tej waszej sprawie?

Hermiona spojrzała na ojca i westchnęła. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Za chwilę znów będę musiała was gdzieś przenieść…

– Severus zaszedł im ostro za skórę i znów chcą się do niego dobrać – powiedziała w końcu, wyrzucając z siebie to, co ją dręczyło.

– Severus to ten twój super-szpieg, tak?

– Tato…! – prychnęła. – Poza tym przecież mówiłam ci, jak się nazywa.

Perry przyhamował na skrzyżowaniu, spojrzał na prawo, czy nic nie jedzie i ruszył.

– Zawsze mówiłaś o nim „profesor Snape” albo „Snape”, więc się nie dziw, że pytam. O co on się tych „ich” czepia? Baranie jeden, ty to chyba prawo jazdy na loterii wygrałeś!

Hermiona zerknęła na nowe audi, które wyprzedziło ich i zjechało z powrotem na ich pas tuż przed ich nosem.

– Cały czas o tę szkołę.

Perry zrobił jakiś straszny grymas, żeby ukryć uśmieszek satysfakcji.

– Acha. Nadal nie udało się wam jej jakoś… wyeliminować?

– Niestety nie. Ale próbujemy – Hermiona nie chciała wdawać się w szczegóły.

– No a… jakbyście ją wyeliminowali, dużo by wam zostało jeszcze do załatwienia? – spytał niewinnym głosem, patrząc przed siebie.

Dziewczyna zastanowiła się. Eliksir antykoncepcyjny mieli z głowy. Aborcje póki co nie wchodziły w grę, bo ludzie za bardzo protestowali. Poza tym niektórzy członkowie tego cholernego spisku odnosili się do tego pomysłu nad wyraz niechętnie. Gdyby szkoła nie została otwarta, byłby to ogromny cios dla Norrisa. Konsekwencje zamknięcia granic po pierwsze były o wiele mniej straszne niż aborcja i permanentna antykoncepcja, po drugie wmieszali się w to Francuzi i ICW. Egzaminy dla członków Ministerstwa, Kliniki i szkolnictwa pojawiły się już na horyzoncie, kontrola sowiej poczty też… ale obiektywnie należało przyznać, że jeśli uda im się doprowadzić do nieotwarcia szkoły, będzie to ogromny sukces.

No i poza tym Severus przestałby się wdawać w słowne szarady z Norrisem i może daliby mu spokój!

– To by nam naprawdę bardzo pomogło – powiedziała z głośnym westchnieniem.

Perry zatrzymał się na światłach i odwrócił głowę w prawo, w kierunku kół stojącej obok wielkiej ciężarówki. Żebyś tylko wiedziała…

– Francuzi nic nie mogą zrobić? – udał, że ciągnie temat.

Jego córka pokręciła przecząco głową.

– W tej sprawie nie. Nie mogą interweniować w nasze wewnętrzne sprawy. Oczywiście oficjalnie. Nieoficjalnie ciągle nam pomagają. Od tego razu, kiedy zawiozłeś mnie do Dover, byliśmy tam oboje już dwa razy, teraz będziemy się spotykać tu, na miejscu, bo tak dla nas będzie bezpieczniej. I za każdym razem nam pomagają.

Perry ruszył i zerknął na Hermionę.

– Byliście oboje? I jak mu się tam spodobało?

– Och, chyba mu się spodobało. Ostatnim razem zabrałam go pod wieżę Eiffla, ale w czarodziejskim świecie i obiecał mi, że kiedyś wybierzemy się zobaczyć tę mugolską. Może nawet wjedziemy na górę – ożywiła się Hermiona. – A za poprzednim razem Jean Jacques zaprowadził nas do takiego specjalnego pokoju, który… jakby ci tu powiedzieć… otwierasz drzwi i masz wrażenie, że wychodzisz z domu gdzieś. Oni mogą sobie zażyczyć gdzie i w jakim okresie, wybrać datę, godzinę… My poszliśmy rano, w Paryżu była dziesiąta czy jedenasta rano, a znaleźliśmy się gdzieś w Alpach, w środku zimy, późnym wieczorem.

Perry tak się zdziwił, że mało brakowało, a wjechałby w żywopłot. Skręcił gwałtownie w ostatnim momencie.

– To musi być coś niesamowitego! – powiedział zafascynowany. – Nie było wam zimno?

– Nie, bo dostaliśmy specjalne ubranie na zimę.

– Coś niesamowitego… – powtórzył Perry. – Poza tym jak mu się spodobały ich obyczaje?

Hermiona przypomniała sobie jego dziwną minę, kiedy zobaczył apperitif na stole i parsknęła śmiechem.

– Powiedzmy, że zaskoczył go apperitif. Nie wiem, czy zauważyłeś, on jest duży. To znaczy wysoki chciałam powiedzieć. Więc lubi dobrze zjeść. Możesz sobie wyobrazić, jak wyglądał, kiedy zobaczył kilka tostów, takich… jakby chrupek i sos na stole! Wszechobecna czekolada jakoś go nie zaskoczyła…

– A ich powitania? – Perry pamiętał swój szok za pierwszym razem, kiedy do ucałowania jego ówczesnej dziewczyny ustawiła się kolejka facetów. W pierwszym odruchu miał ochotę obić wszystkim mordy.

– Całowanie na dzień dobry? Oj, zdziwił się, zdziwił! Jak przyjechaliśmy, Jean Jacques mnie ucałował, a następnego dnia rano, kiedy mijaliśmy sprzątaczki, podszedł do nich i wycałował je wszystkie!

Perry zaczął zwalniać przed rondem.

– No to faktycznie musiał się zdziwić. Pewnie sądził, że jesteś z tym Francuzem i potem nie umiał pojąć, czemu przy tobie całuje inne kobiety – powiedział, zatrzymując się i patrząc w prawo, na nadjeżdżające samochody.

Dzięki temu nie zobaczył, że Hermiona wpierw uśmiechnęła się wesoło, a potem uśmiech zniknął jej z twarzy. Otworzyła szeroko oczy i usta i tak zamarła.

Czy to dlatego tak się rozzłościł wieczorem???! Bo myślał, że jestem z Jean Jacquesem??? Starała się sobie przypomnieć, co się działo w tamten weekend. Był wyraźnie zły, chyba od samego rana. Kiedy na koniec dnia Jean Jacques zapytał, jakie mają plany na wieczór, powiedział coś o tym, że ma korzystać z okazji… i uciekł do pokoju. Nagle przypomniała sobie rozmowę. Jean Jacques nie pytał, jakie MY MAMY plany, tylko „JAKIEŚ plany na wieczór”…!!! Może Severus myślał, że chce mi coś w ten sposób zaproponować…? Czyżby… mój Boże… czyżby on był… zazdrosny???!

– Hhhh – wydała z siebie coś na podobieństwo śmiechu, żeby jakoś zareagować na żart ojca.

Kiedy mu przeszło…? dopiero następnego ranka… Powiedział mi, że źle się czuł wieczorem…

Patrzyła na szybę przed sobą, ale widziała wyraźnie scenę, kiedy przyszedł rano do jej pokoju. Zapytał, jak było w Paryżu, a ona powiedziała mu, że nie poszli zwiedzać miasta… co go zdziwiło, więc mu wytłumaczyła, że to z nim chciała iść…

Boże, już wtedy byłaś w nim zakochana… Albo zaczęłaś być. A ON???!!!

I wtedy się uśmiechnął i powiedział, że już się lepiej czuje…

Jej ojciec zaczął pomstować na jakiegoś kierowcę w sportowym samochodzie przed nimi, ale nie zwracała na to zupełnie uwagi. Jej zajęty zamartwianiem się o Severusa mózg właśnie dostał kolejną porcję wiadomości do przeanalizowania.

Zakupy były swoistą męczarnią. Nie marzyła o niczym innym, jak o tym, żeby już wrócić do siebie i móc w spokoju zastanowić się nad tym, co zaczęło się jej wydawać… co się jej wymarzyło, ubzdurało…? Wiedziała, że wieczorem musi iść do Nory, więc nie zostało jej wiele czasu na przemyślenia…

 

Kiedy aportowała się przed Norę, była zdenerwowana i rozkojarzona. W głowie wirowały myśli o tym, że za chwilę zobaczy Rona i mieszały się z rozpaczliwymi marzeniami, że Severus był już wtedy o nią zazdrosny i zarazem z obawami o to, co zrobić, żeby go ochronić. Nie wyobrażała sobie przechodzić drugi raz przez koszmar fałszywego wspomnienia i bała się, że tym razem może im się nie udać powstrzymać Smitha.

Wylądowała na zarośniętym chwastami podwórku, po którym łaziły kury. Z dziury w ziemi nieopodal wyjrzał gnom i po chwili schował się z powrotem. Uśmiechnęła się, czując ogarniającą ją nostalgię na widok nieforemnego budynku, który trzymał się w całości tylko dzięki magii. Równocześnie poczuła gniotący ją ciężar w żołądku, jakby miała tam cały worek z kamieniami. Westchnęła, ocierając lekko spocone z nerwów dłonie o spodnie i w tym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie, stanął w nich George i krzyknął na całe gardło:

– HERMIONA!!!

I rzucił się w jej kierunku z otwartymi ramionami. Uściskał ją mocno, śmiejąc się i kiedy tylko udało się jej wyrwać, podeszła do niej Angelina w bardzo zaawansowanej już ciąży. Zaraz po niej została wyściskana przez Billa i Fleur, która wzięła ją za rękę i pociągnęła do środka.

Wchodząc, Hermiona rozejrzała się lekko zdenerwowana i jednocześnie promieniejąca radością na widok tylu osób, które były jej tak bliskie. Faktycznie, nie można przestać ich widywać tylko z powodu jednego kretyna.

Molly stała przy stole i dyrygowała różdżką trzema nożami, które siekały na drobno jarzyny. Na jej widok zatrzymała je w powietrzu i rzuciła się w jej kierunku.

– Hermiono! – powiedziała, przytulając ją mocno do siebie i nie puszczając przez dłuższą chwilę.

– Dzień dobry, pani Weasley – westchnęła Hermiona w jej ramię.

– Żebyś tylko wiedziała, jak się cieszę, że cię widzę…

Spojrzały na siebie z bliska i uśmiechnęły się serdecznie.

– Ja też się cieszę!

Wśród gwaru i zamieszania dookoła wyłowiła pana Weasleya, więc przywitała się z nim serdecznie i zaraz za nim porwała ją w ramiona Ginny.

– Dziękuję – wyszeptała jej do ucha z radosnym uśmiechem. – Harry jest na górze, zaraz zejdzie.

– A gdzie jest… – Hermiona rozejrzała się dookoła.

– Tam, przy oknie – powiedziała cicho Ginny.

Uśmiech z wolna znikł z twarzy Hermiony, kiedy przechyliła głowę i zobaczyła Rona siedzącego przy stole. Oparł głowę na rękach i patrzył na nią wyraźnie zmieszany. Kiedy zorientował się, że go zauważyła, uczynił gest, jakby chciał się podnieść, ale się powstrzymał.

Hermiona nabrała powietrza, puściła Ginny i ruszyła w jego kierunku. Serce tłukło się jej w piersi, zaś w głowie krążyły wspomnienia z chwili, kiedy widziała go po raz ostatni. O dziwo stwierdziła, że już go nie nienawidzi. Po prostu był jej zupełnie obojętny. Mógł istnieć, mógł umrzeć, nie zrobiłoby to na niej żadnego wrażenia.

Podeszła wolno do stołu i skrzyżowała ręce na piersi. I czekała, aż on się odezwie. Podeszła do niego tylko dlatego, że chciała być z dala od innych, ale przypomniała sobie porady Severusa i zdecydowała, że to on ma się do niej odezwać. Nie będzie robiła pierwszego kroku.

– Dzień dobry… Miona – powiedział cicho i niepewnie, patrząc raz na nią, raz na stół.

– Dzień dobry, Ron – odparła sucho, spoglądając na niego, zdecydowana utrzymać spojrzenie. To on miał się czego wstydzić, nie ona.

Ron nieporadnie uśmiechnął się, ale widząc jej założone ręcę, zacisnął dłonie na brzegu stołu.

– Dobrze cię widzieć…

– Dobrze jest móc znów tu być.

Ron otworzył usta i nie wiedział przez chwilę, co powiedzieć.

– Yhh… zostaniesz na cały wieczór?

– Może. Raczej tak. W końcu to urodziny Harry’ego, prawda?

Ron przełknął głośno ślinę i nabrał powietrza.

– To dobrze… To może porozmawiamy sobie… dzisiaj?

Hermiona uniosła brwi i spojrzała władczym, pytającym wzrokiem.

– Wiesz… bo tak myślałem… że… no by było dobrze… gdybyśmy porozmawiali… o tym – wykrztusił Ron drżącym głosem.

– Nie. Nie sądzę, żebyśmy musieli O TYM rozmawiać, Ronald. O ile pamiętam, chciałeś mi już wtedy coś tłumaczyć, a ja powiedziałam ci, co o tym myślałam. Nie zmieniłam zdania.

– Ale… Miona…

– Nie życzę sobie żadnej rozmowy na TEN temat. Dotarło, czy mam powtórzyć?

 

 

Ginny spoglądała z daleka na przyjaciółkę. Ku jej zdumieniu Hermiona wydawała się być opanowana i spokojna, choć po ostatniej rozmowie Ginny domyślała się, że to tylko poza. Jeśli zaś o pozę chodzi… popatrzyła z dziwną miną na jej poważną minę, skrzyżowane na piersiach ręce i uniesione brwi i uśmiechnęła się pod nosem. W tym momencie Hermiona nie musiała być ubrana na czarno, żeby do złudzenia przypominać Snape’a.

Poczuła rękę Harry’ego obejmującą ją w pasie i spojrzała na niego.

– Mam dla ciebie dobrą nowinę. Hermiona przyszła.

Harry rzucił okiem na parę przy oknie.

– Dla mnie to dobra nowina, ale jestem pewien, że Ron cieszy się o wiele mniej.

Nie widzieli miny Rona, ale widać było wyraźnie, że nagle opadły mu ramiona i osunął się bezwładnie na krześle. Hermiona zaś odwróciła się od niego i energicznym krokiem podeszła do nich. Na widok Harry’ego uśmiechnęła się i otworzyła szeroko ręce, by go uściskać.

– Dziś tylko ci powiem „wszystkiego najlepszego”, bo prezent dostaniesz ode mnie za tydzień.

Harry poklepał ją po plecach.

– To, że przyszłaś, jest już wystarczającym prezentem.

– Nawet nie próbuj – zaśmiała się.

Harry rzucił okiem na Rona, nadal siedzącego przy stole i patrzącego za okno.

– Pierwsza rozmowa nie była chyba łatwa… ani dla ciebie, ani dla niego…

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Dla mnie o wiele łatwiejsza. Ale w końcu to nie ja zaczęłam.

– Niech się cieszy, że go nie przeklęłaś na miejscu – dorzuciła Ginny.

Hermiona poszła do kuchni pomóc trochę pani Weasley. Miała nadzieję uniknąć opowiadania każdemu z osobna, jak cudowną ma pracę, jak wspaniale jej się układa i że wszystko u niej w porządku. Kiedy z garnków zaczęły wydobywać się wspaniałe zapachy, Molly kazała jej iść przed dom, gdzie wszyscy usiedli przy dużym stole zastawionym lekkimi sałatkami i wędliną. Usiadła między Ginny i Angeliną, na wprost Harry’ego i George’a i natychmiast z Ginny zarzuciły Angelinę tysiącami pytań o samopoczucie, dziecko i tego typu sprawy. Harry i George podśmiewali się cały czas, że tylko pozwolić usiąść kobietom razem i zawsze się tak kończy.

Wkrótce została podana pieczeń z indyka w duszonych warzywach i rozmowy na dłuższy czas przycichły.

 

Hermiona i Ginny pomogły pani Weasley w sprzątnięciu ze stołu. Zebrały na dwie kupki wszystkie talerze i wylewitowały je do kuchni, Hermiona rzuciła zaklęcie i naczynia zaczęły się same myć. Ginny wróciła po chwili z wielką misą ze sztućcami i z głośnym brzękiem wrzuciła je do zlewu.

– Nie wiem, co się dzieje z mamą – powiedziała. – Od jakiegoś czasu ciągle jemy drób. Kurczaki, kaczki, indyka…

– Nie lubisz?

– Lubię, ale jak tak dalej pójdzie, to mi pióra wyrosną…

Obie wybuchnęły śmiechem.

– Jaki jest jej patronus? Nie kurczak przez przypadek?

Rudowłosa wzruszyła ramionami i wyjęła talerzyki na ciasto.

– Wiesz, że nie wiem? Może i coś w tym jest…

– Najważniejsze, że nadal cudownie gotuje. – Hermiona przypomniała sobie natychmiast Severusa i jego komplementy po zjedzeniu zapiekanki z ziemniaków i uśmiechnęła się pod nosem.

– Psst! Idzie! – rzuciła szeptem Ginny i zaczęła szukać sztućców. – Mamo, gdzie są widelczyki?

– Myślisz, że jak skończyłaś Hogwart, to możesz zapomnieć wszystkie zaklęcia? – sapnęła Molly, stawiając na stole puste półmiski po duszonych warzywach. – Accio widelczyki!

Ginny puściła ukradkiem oko do przyjaciółki.

– Nie wiedziałam, czy są jakieś w domu i nie chciałam w razie czego przyzwać żadnych od sąsiadów – powiedziała gładko. – Trochę by się zdziwili, jakby zobaczyli fruwające sztućce…

– Uważaj, bo jeszcze ci uwierzę…

Molly wylewitowała na stół duży tort czekoladowy z kremem i wiśniami i zaczęła go dekorować świeczkami. Gdy wbiła ostatnią, dziewiętnastą, pierwsza, oczywiście wbita z tyłu, przechyliła się na bok. Hermiona już chciała się pochylić i ją poprawić, kiedy Molly ją odciągnęła.

– Poczekaj… – powiedziała i zdjęła jej długi włos z ramienia. – To chyba twój… niczyje inne nie są takie splątane – uśmiechnęła się, przechyliła w kierunku zlewu i wrzuciła go tam.

Hermionę nagle olśniło. To było przecież takie proste! Severus nie musiał się ukrywać przed Smithem! Należało po prostu podsunąć mu włos kogoś innego!

– Hermiono? – spytała Molly, widząc, że dziewczyna patrzy cały czas w stronę zlewu. – Wszystko w porządku?

Hermiona ocknęła się i rozjaśniła twarz w uśmiechu. Poczuła, że kamień spada jej z serca.

– Ależ oczywiście, pani Weasley! – uściskała ją mocno. – Nie przejmujcie się mną… zaraz do was przyjdę!

I pobiegła do łazienki.

Nie mogła czekać! Chciała jak najszybciej napisać do Severusa, powiedzieć mu, że jest sposób na Smitha! Najchętniej powiedziałaby mu to osobiście, ale przecież nie mogła tak po prostu opuścić urodzin Harry’ego. Promieniejąc radością i czując się nagle lekka jak ptak, wyjęła pospiesznie pergamin i stuknęła weń różdżką.

– Znalazłam sposób na Smitha! Spotkajmy się jutro u mnie. O siódmej. Ubierz się w mugolskie ubranie.

Patrzyła przez chwilę na pergamin, ale odpowiedź się nie pojawiała. Już miała zacząć go składać, kiedy zobaczyła litery napisane jego charakterem pisma.

– Wspaniała nowina. Z góry ci dziękuję. Wszystko w porządku? Dobrze się bawisz?

– Cudownie! Dziękuję za porady. Miałeś jak zwykle rację. Ale chyba jednak wzięłam z ciebie przykład, bo do tej pory przypomina prześcieradło.

– Gratulacje. Miłego wieczoru i do jutra.

– Dobranoc, Severusie.

– Dobranoc, Hermiono.

Westchnęła i zanim złożyła pergamin, przycisnęła go do ust, a potem przytuliła do twarzy. To była choćby namiastka jego, ale musiała jej wystarczyć. Przynajmniej na razie…

Boże, proszę…

Wróciła do stołu w o wiele lepszym nastroju. Przegapiła dmuchanie świeczek, ale w ramach pocieszenia dostała największy kawałek ciasta.

– Co tak nagle uciekłaś? – spytała Ginny, wydłubując z tortu owoce.

– Bawiłam się w chowanego – odparła Hermiona zdawkowo.

– Jakieś sekreciki?

– Jak będziesz w moim wieku, też będziesz miała parę – mrugnęła do niej.

– Nie próbujesz przypadkiem na siłę się postarzeć?

Hermiona spojrzała uważnie na przyjaciółkę. Czyżby jej się zdawało, że Ginny miała domyślny uśmieszek na twarzy? Czy też powiedziała tak po prostu, odpowiadając na jej aluzję, że jest jeszcze za młoda?

– O ile wiem, to niedługo skończysz osiemnaście lat, a ja dwadzieścia – nieświadomie uniosła brwi i odchyliła głowę.

Ginny pokiwała głową.

– Przerażające. Chyba trzeba cię będzie odprowadzić dziś do domu.

– Czemu odprowadzić… do domu? – tym razem Hermiona pogubiła się zupełnie.

– Wiesz, skoro jesteś już taka stara, za chwilę zapomnisz gdzie mieszkasz…

Zachichotały radośnie, zwijając się w pół. Harry podszedł do nich z zainteresowaniem. Ponieważ Angelina gdzieś poszła, wziął jej krzesło i przestawił koło dziewczyn.

– Mogę się dołączyć? O czym mówiłyście?

– Nie pamiętam – zażartowała Hermiona i obie znów zaczęły się śmiać, z tym, że Ginny nie przełknęła jeszcze ciasta, więc po chwili złapała się za policzki, jęcząc głośno.

– To boli… przestań!

Harry mimo woli się uśmiechnął. Po chwili obie dziewczyny się uspokoiły, obróciły w jego kierunku i Hermiona zaczęła pytać chłopaka o plany na przyszły rok w Szkole Aurorów. Harry odpowiadał chętnie – zdał wszystkie egzaminy z bardzo dobrymi ocenami i był w ścisłej czołówce na swoim roku.

– Przyszły rok będzie jeszcze cięższy – powiedział radośnie.

– Nie sądziłam, że to jest możliwe, ale jak widać cuda się zdarzają – dorzuciła Ginny, robiąc minę do Hermiony.

– Kupiłem już wszystkie książki i nawet zacząłem je czytać… najgorsza jest procedura śledcza, nic z tego nie rozumiem…

Hermiona odmrugnęła do przyjaciółki.

– Jesteś pewien, że książka jest po angielsku?

– Zaraz was obie uduszę i powiem, że to w ramach ćwiczeń z obezwładniania przeciwnika – zagroził im Harry na pozór poważnym tonem.

– Praktyka czyni mistrzem – zachęciła go Ginny. – Ale odradzam. Chwila przyjemności, a potem kto ci będzie pomagał robić notatki? Wyobraź sobie, już zaczął się uczyć – zwróciła się do przyjaciółki.

– Poproszę Stworka.

– Do innych przyjemności też? – obie dziewczyny zachichotały na nowo.

Harry skrzywił się strasznie.

– Panno Weasley, ostrzegam…

– Swoją drogą, Stworek robi coraz lepsze jedzenie – spoważniała Hermiona. – Jakiś czas temu przez przypadek załapałam się na wspaniałą kolację – opowiedziała im o tym w paru słowach.

– Udało ci się to wszystko zjeść? – spytała Ginny, bo znała już hojność skrzata w nakładaniu jedzenia.

– Udało, ale na dwa razy. Inaczej wyglądałabym jak szafa trzydrzwiowa z lustrem. No i Krzywołap też się próbował załapać. Ale jemu to zawsze mało.

Harry’emu to coś przypomniało.

– Właśnie, jeśli już mowa o Krzywołapie. Parę dni temu czytałem wypowiedź Snape’a w sprawie nowej szkoły… i coś wspominał o wypiciu wielosokowego z kocim włosem.

– I co?

– Wygląda na to, że wie o tym, że w drugiej klasie uwarzyliśmy wielosokowy i ty przemieniłaś się w kota. Powiedz, on od dawna już o tym wiedział, czy powiedziałaś mu ostatnio?

Hermiona spojrzała na przyjaciela w zamyśleniu. Pomyślała równocześnie o rozmowie sprzed paru miesięcy na ten temat i o tym, że niedługo Smith będzie pił eliksir, żeby przemienić się w Severusa. To podsunęło jej cudowny pomysł… Uśmiechnęła się radośnie już na samą myśl o tym, że mogą załatwić Smitha w taki sam sposób.

– Och, wiedział od dawna. Rozmawialiśmy o tym parę miesięcy temu i też się zdziwiłam, że o tym wie.

– Jakim cudem? – spytała Ginny.

– Bo to właśnie Severus warzył eliksiry, które piłam, żeby zrzucić tę kocią sierść. Pani Pomfrey tylko mi je podawała, bo…

– Hermiono… – przerwał jej Harry, patrząc na nią wielkimi oczami. – Co powiedziałaś…???

Hermiona nie zrozumiała, o co mu chodzi.

– Przecież pani Pomfrey nie umie warzyć eliksirów, co się dziwisz?

– Nie o tym mówię… Severus? Nazywasz Snape’a „Severus”?!

Hermiona zamarła na chwilę. Oboje spoglądali na nią zaskoczeni.

– Tak – odparła, nagle poważniejąc. – Nazywam go „ Severus”. A co? To takie dziwne?

– „Dziwne”??? Jak po tym wszystkim… możesz nazywać go „Severus”?!

– Dokładnie tak samo, jak on może mówić do mnie „Hermiono” – dziewczyna wyprostowała się i zmarszczyła brwi. – I „po czym wszystkim”, przepraszam?!

Chłopak przewrócił oczami i prychnął nerwowo.

– Taką masz krótką pamięć? Po tym, jak nas traktował przez te wszystkie lata…!

– Harry, twoja pamięć jest najwyraźniej jeszcze krótsza niż moja – wybuchnęła Hermiona. – Przez dwadzieścia lat narażał własne życie, żeby chronić twoje, moje i wszystkich tutaj dookoła! Przeszedł przez piekło, które zgotowali mu ludzie, których mimo wszystko nie zawahał się bronić aż do końca! A że nas źle traktował, jak byliśmy w szkole? Dziwisz mu się? Kochasz Ginny, prawda? Co byś zrobił, gdyby wolała Malfoya zamiast ciebie? Gdyby to za niego wyszła i jemu urodziła dziecko? Kochałbyś je? Nie sądzę! Nie wiem nawet, czy potrafiłbyś się zdobyć na to, żeby je chronić, tak jak to robił dla ciebie Severus! – każde zdanie mówiła coraz cichszym szeptem, co wcale nie oznaczało, że brakowało w tym emocji. – W każdym razie ja bym nie potrafiła. – dodała ciszej, zwieszając głowę.

Wszyscy troje siedzieli przez chwilę w milczeniu. Harry zacisnął mocno zęby i złapał się za głowę, zaś Hermiona poczuła, jak pieką ją oczy. Przez chwilę mrugała szybko, chcąc ukryć przed innymi, jak bardzo ją ta rozmowa poruszyła.

W końcu odezwała się Ginny, kładąc im obojgu ręce na ramionach.

– Oboje macie rację. Nie jest łatwo przestać nienawidzić kogoś po tylu latach, do tego potrzeba czasu i nowych wspomnień, nowych faktów, które to uczucie mogą zmienić. Miona, ty miałaś tę szansę. Mogę sobie tylko wyobrazić, przez co musieliście przejść, żeby teraz być przyjaciółmi. Harry widział tylko jego wspomnienia i był na procesie. I fakt, że wtedy potrafił go publicznie bronić to już i tak dużo. Teraz widzimy, co się dzieje. Harry, nie zaprzeczysz, bo przecież sam mówiłeś, że to dobrze, że on jest znów po dobrej stronie… Potrzeba ci tylko więcej czasu, żeby to zrozumieć.

Chłopak skinął głową i westchnął ciężko. Ginny sięgnęła na stół po serwetkę i podała ją przyjaciółce.

– Po co… – spytała Hermiona.

– Jeśli chcesz mi wmówić, że te plamy na spódnicy są z powodu deszczu, to ci odpowiem, że jest bardzo zlokalizowany.

Hermiona otarła sobie oczy i spojrzała na Harry’ego.

– Przepraszam, Harry. Ginny ma rację. Powinnam pomyśleć, a nie na ciebie warczeć. To nie twoja wina.

Harry uśmiechnął się słabo.

– Zgadzam się z tobą, Ginny ma rację – pocałował swoją dziewczynę w policzek. – Będę musiał przestać myśleć o Snapie tylko w kategoriach naszego profesora. Po prostu…

– Jeśli to ci może pomóc… – Hermiona już trochę myślała, czy może powiedzieć im o nowym przedmiocie w Hogwarcie i doszła do wniosku, że tak. Przecież wszyscy uczniowie od czwartej klasy wzwyż dostali już listę nowych podręczników i zobaczyli, że mają sobie kupić „Powstanie i Upadek Czarnej Magii”. – Severus chce wprowadzić nowy przedmiot od przyszłego roku. Nazwał go „Historią Nowoczesną”. Wszyscy od czwartej klasy aż do OWUTEMÓW będą się tego uczyć.

– Co to jest dokładnie?

– Historia i geneza pierwszej i drugiej wojny czarodziejów. Chodzi o to, żeby pokazać, do czego prowadzą głupie uprzedzenia do mugoli, brednie o wyższości czystej krwi i twierdzenie, że niektórzy są lepsi od innych tylko dzięki przynależności do pewnych grup społecznych. Severus uważa, że im więcej będzie się o tym mówiło, im więcej ludzkich tragedii będzie można przez to zobaczyć, tym większe szanse na to, że dzisiejsza młodzież nie podejmie niektórych złych decyzji.

Harry i Ginny spojrzeli po sobie, a Hermiona dodała:

– Nie mówił mi, ale sądzę, że teraz bardzo żałuje, że swego czasu przystał do Śmierciożerców. Z tego, co wiem, jego dzieciństwo to był horror i może dlatego uległ pewnym wpływom… I teraz chce zrobić wszystko, żeby uchronić innych przed popełnieniem tego samego błędu.

– To… bardzo dobry pomysł – powiedział w końcu Harry. – Ma już nauczyciela?

Hermiona rozluźniła się i sięgnęła po szklankę soku dyniowego.

– Nauczyciela już znalazł. Ponoć jest rewelacyjny…

– Lockhart? – spytała jadowicie Ginny.

Harry i Hermiona parsknęli śmiechem i dziewczyna pokręciła głową.

– Nie wiem, czy jest przystojny, bo go nie widziałam i możecie się domyślać, że nie jest to kryterium, które Severus bierze pod uwagę. Ale podobno cudownie opowiada. W każdym razie udało mu się zafascynować Severusa rozmową o parzeniu herbaty.

Można było odnieść wrażenie, że Hermiona do tej pory powstrzymywała się o mówieniu o Severusie Snapie i teraz, kiedy już Ginny i Harry dowiedzieli się więcej o ich przyjaźni, nie mogła się powstrzymać. Jakby odczuła wielką ulgę.

– Ale nie ma podręcznika. Na początku uczniowie mogą korzystać z „Powstania i Upadku Czarnej Magii”, ale potem…

– Nie mów, że wezmą którąś z tych książek, które widziałem w Esach i Floresach. To kupa bzdur! – zaniepokoił się Harry.

Hermiona dopiła sok do końca i odstawiła szklankę, przy okazji rzucając okiem, czy nikt nie zwrócił na nich uwagi, ale wszyscy byli zajęci rozmową między sobą.

– Nie, żadnej z nich nie chce. I… właśnie piszę mu coś swojego. Coś w rodzaju notatek z lekcji – wyjaśniła skromnie.

– Na twoich notatkach wielu udało się skończyć Hogwart – uśmiechnęła się Ginny. – Nawet w mojej klasie z nich korzystaliśmy. Jednym słowem będą mieli wspaniały podręcznik!

Atmosfera między nimi rozluźniła się wyraźnie i zaczęli żartować i śmiać się. Harry spytał, kiedy Hermiona zostanie panią profesor, a Ginny – kiedy opublikuje wszystkie swoje notatki.

W sumie Hermiona mogła powiedzieć, że spędziła całkiem miły wieczór. Zobaczyła na nowo wiele bliskich jej osób, przestała choć na chwilę myśleć o Smithie i martwić się o Severusa, nawet na jakiś czas udało się jej o nim zapomnieć. Nie na długo. Kiedy zobaczyła George’a całującego Angelinę, coś w niej cicho jęknęło.

Czasami kątem oka spoglądała w kiedunku krańca stołu, gdzie siedział Ron. Rozmawiał z Percym i jego żoną i nie wyglądał na zachwyconego. Nagle błysnęła jej w głowie myśl, że przecież Ron jest w Szkole Aurorów i może mieć jakiś kontakt ze Smithem.

Kolacja już się kończyła. Angelina musiała się położyć już jakiś czas temu, Fleur poszła nakarmić roczną córeczkę, Percy z żoną już zaczęli się zbierać. Korzystając z lekkiego zamieszania, Hermiona pochyliła się ku Ginny i machnęła do Harry’ego, żeby się przysunął.

– Słuchajcie, wiem, że już wam o tym mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz. Nikomu ani słowa o tym, że pracujemy nad czymś z Severusem. Nawet nie wspominajcie o tym, że się widujemy. Jeśli rozmawiacie między sobą, pilnujcie się, jak możecie. Żadnego ognia na kominku, nikogo w pobliżu. Nie mówcie ani rodzicom, ani Ronowi.

– Ronowi też nie? – skrzywił się trochę Harry. – Wiem, że nie jest wam łatwo się dogadać, ale kiedyś był tym trzecim…

Hermiona potrząsnęła głową.

– Harry, tu nie chodzi o to, czy się dogadujemy, czy nie. Powie coś do kogoś albo ktoś coś usłyszy i my oboje jesteśmy martwi. Już i tak niewiele brakuje.

Harry natychmiast zmienił wyraz twarzy i poklepał ją po ramieniu.

– Przyrzekam ci, oboje nie powiemy ani słowa. Nikomu.

Zaczęła się żegnać ze wszystkimi dookoła. Ron gdzieś zniknął, więc wzruszyła ramionami i opuściła Norę bez pożegnania. Prawdę powiedziawszy, poczuła nawet z tego powodu ulgę.

 

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 29Dwa Słowa Rozdział 31 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 8 komentarzy

    1. padnięta jak neptek = jestem martwa, zdechła, skonana…
      Tak u mnie w domu się mówiło i jak teraz widzę – TYLKO u mnie w domu… Ale wcześniej sądziłam, że to jakieś ogólne powiedzonko… 😉Wróć do czytania

    1. i się wydało… 😉
      W różnych fickach bardzo lubię ten moment, kiedy Hermiona przy innych używa imienia „Severus” i jest taka konsternacja….

Dodaj komentarz