Dwa Słowa Rozdział 42

Severus ujął Hermionę za rękę i zaprowadził do swojej sypialni. Różdżką zapalił kilka świec i podszedł do łóżka.

– Chodź do mnie – pociągnął ją za sobą, kładąc się na łóżku i przesunął się, robiąc jej miejsce.

Kiedy Hermiona położyła się koło niego, objął ją przez plecy i przyciągnął do siebie. Odszukała jego drugą dłoń, ujęła ją w swoje i wtuliła się w jego ramiona, tak mocno, jak tylko potrafiła.

Nie było nic erotycznego w leżeniu tak blisko obok siebie. W tej chwili potrzebowali tej bliskości i starali się nią nacieszyć, bo nie wiedzieli, kiedy znów będą mogli być razem. Byli dwójką ludzi, którym nagle przyszło się rozstać i choć rozum już to zaakceptował, ich serca jeszcze nie potrafiły.

Do Hermiony nagle dotarło, że za chwilę ucieknie do Paryża, a on zostanie tu sam. I że nie wiadomo, kiedy się znów zobaczą. Łzy napłynęły jej do oczu, ale nie chciała tego po sobie pokazać, więc chwilę przełykała je w ciszy i obróciła głowę twarzą do góry.

Severus po jej oddechu domyślił się, co się dzieje, więc otarł palcami jej mokry policzek.

– Nie płacz – szepnął i osuszył drugi ustami.

Hermiona obróciła na nowo twarz do niego i kolejne łzy spłynęły po nosie i policzku i skapnęły na poduszkę.

– Nie chcę… – chlipnęła. – Nie chcę cię zostawiać…

– Nie zostawiasz mnie – odgarnął jej włosy przyklejone do twarzy. – Zobaczymy się.

– Ale… jeśli ci się coś stanie…?

– Nic mi się nie stanie – powiedział cichym, uspokajającym tonem. – Nie bój się o mnie.

– Ale jeśli oni znaleźli mnie… to może ciebie też?

Zaczął głaskać ją po włosach.

– Gdyby tak było, już by tu byli. Ricky by coś zauważył. Możesz być spokojna, gdyby o mnie się dowiedzieli, dopadliby mnie jeszcze przed tobą.

To ją trochę uspokoiło, więc kontynuował.

– Nie wiem jak, ale musieli jakoś wpaść na twój ślad. Pojęcia nie mam, co to mogło być. Ale to było coś, co wskazywało tylko na ciebie. O mnie nic nie wiedzą. Jestem bezpieczny, maleńka.

Pocałował ją w czoło. Hermiona już niemal się rozluźniła, ale nagle pomyślała, że musi się z nim pożegnać i na nowo zapiekły ją oczy i gardło.

– Nie chcę być bez ciebie – mruknęła i wtuliła twarz w jego pierś.

Severus westchnął mocniej. On też nie chciał się z nią rozstawać, ale z drugiej strony świadomość, że w ten sposób Hermiona będzie bezpieczna i już nic nie będzie mogło jej się stać sprawiała, że to aż tak nie bolało.

Poza tym przecież nie rozstawali się na długo.

Trzeba ją jakoś uspokoić…

– Napisz do mnie, jak tylko będziesz już z Jean Jacquesem, dobrze? Zobaczymy się w weekend. Może nawet w sobotę. Dam ci znać kiedy i świśniesz tu do mnie. Tu albo gdzie indziej. Może do mnie. Dobrze? Hermiono?

– Powiedz mi tylko, co mam zrobić – kiwnęła głową.

– Przede wszystkim przestać moczyć mi szatę i poduszkę – odparł, starając się ją rozweselić.

Usłyszał jak parsknęła krótko. Tak jest zdecydowanie lepiej.

Do Hermiony dotarło, że nadal będą się mogli widywać. I do siebie pisać. Nadal jednak pozostawał fakt, że on będzie teraz sam przeciw temu wszystkiemu.

– Ale głupio mi… Ja będę bezpieczna i nie będę mogła już nic zrobić, żeby…

– Nie, nie, nie… Teraz to jesteś głupiutka – zaoponował gwałtownie. – Oczywiście, że będziesz mogła!

– Co na przykład?

– Na przykład spytaj jeszcze dziś Jean Jacquesa, czemu cię ostrzegł. Co się stało. Może to naprowadzi nas na jakiś ślad. Po drugie pomóż mu. Kontaktuj się z jego ludźmi tu, w Anglii. Jeśli będzie mi coś potrzebne, będziesz mogła to mi załatwić tam, na miejscu. Porozmawiaj z ich Ministrem, musimy jakoś otworzyć granice. Teraz będziesz miała czas, żeby skontaktować się z rządami innych krajów, żeby też interweniowały… Jest jeszcze pewnie pełno innych sposobów, jak możesz pomóc.

Hermiona spojrzała na niego.

– Aż tyle tego?

– Przecież to ty jesteś Panną Wiem-To-Wszystko, więc chyba nie muszę ci tłumaczyć – zobaczył, że się uśmiechnęła i uniósł kącik ust.

– Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał, proszę…

– Oczywiście, że będę uważał. Niech twoja śliczna główka już o to się nie martwi.

– Naprawdę uważasz, że… jest śliczna? – spytała zakłopotana.

Chwilę przypatrywał się jej twarzy. Jej gęstym brwiom, rzęsom, teraz mokrym i sklejonym, cudownie ciepłym oczom… Przesunął palcem po jej lekko zadartym nosku, po policzku i ustach.

– Jesteś piękna. Cudowna.

Przechylił się i pocałował ją delikatnie.

– Ty też – szepnęła, głaszcząc lekko jego skronie, brwi i oczy. – Też jesteś piękny.

Uśmiechnął się znów, bo akurat dotykała jego nosa.

– Szczególnie on.

– Jest… taki arystokratyczny.

Parsknął śmiechem.

– Podtrzymuję, co powiedziałem.

– O czym?

– Że jesteś głupiutka – zaśmiał się, żeby nie zabrzmiało to obraźliwie.

– Severus! – zaprotestowała z uśmiechem. – Naprawdę tak uważam. Dla mnie jesteś najpiękniejszym i najcudowniejszym mężczyzną na ziemi. I najmądrzejszym.

Zabrzmiało to może strasznie dziecinnie, ale właśnie tak to czuła.

Przytulił koniuszki jej palców do ust.

– Dziękuję.

Przytulili się znów do siebie, nadal szukając bliskości, ale już spokojniej. To już nie było pożegnanie, tylko chwilowe rozstanie. Za dwa dni będą znów się widzieć.

Po chwili Severus odsunął się lekko od dziewczyny.

– Chyba już powinnaś iść. Jean Jacques będzie się o ciebie martwił.

Skinęła głową i podniosła się. I podała mu rękę, pomagając wstać.

Podczas gdy Severus poszedł po świstoklik, Hermiona poszła do łazienki i przy okazji obmyła twarz chłodną wodą.

– Znam ten ból, złotko. On, jak chce, to potrafi być doprawdy bardzo złośliwy… – powiedziało ze współczuciem lustro.

– Idiota – odparła i wyszła.

Severus podał jej już zaprogramowany świstoklik.

– Jak już tam będziesz, napisz coś na galeonie. Najlepiej coś, co bywa na mugolskich monetach.

Ujął jej twarz w obie dłonie, uniósł ku swojej i pocałował. Odpowiedziała równie czule i chwilę całowali się delikatnie. Odsunął się zdecydowanie za szybko jak dla niej.

– Pamiętaj, już po wszystkim. Nie masz się czym martwić. Od teraz jesteś już bezpieczna – wyszeptał w jej włosy.

– A ty?

– Nie martw się o mnie. Nikt o mnie nie wie i nic mi się nie stanie. Wszystko będzie dobrze.

Odsunął się i zdjął osłony ze swojej komnaty, ale Hermiona złapała go jeszcze za rękę, przyciągnęła do siebie, pocałowała w czubek nosa i uśmiechnęła się lekko smutnym uśmiechem. I aktywowała świstoklik.

Severus patrzył chwilę w puste miejsce, w którym jeszcze przed sekundą stała Hermiona i westchnął ciężko. Postawił na nowo osłony i wyszedł z sypialni. Przynajmniej na razie nie chciał być w pomieszczeniu, w którym przed chwilą byli razem, a teraz został sam. Nagle wydało mu się puste, zimne i obce.

Równocześnie spadł mu ciężar z piersi.

Najważniejsze, że od teraz już nic jej nie grozi. Chyba nie chcesz przechodzić drugi raz przez to, przez co przeszedłeś dziś rano? Ona z pewnością też nie.

.

Hermiona upadła na brukowany dziedziniec Ministerstwa i przez chwilę kręciło się jej i szumiało strasznie w głowie. Jak przez mgłę usłyszała czyjeś spieszne kroki i jej imię wypowiedziane ze śpiewnym akcentem.

– ‘Ermione???! – Jean Jacques podbiegł do niej i pomógł jej wstać. – Oh Merlin!!!

Porwał ją w objęcia i przez chwilę nie puszczał.

– Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Nic ci nie jest???

– Wszystko ok, Jean Jacques – poklepała go po plecach.

Ucałował ją w oba policzki i znów przytulił.

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę! Napędziłaś mi strachu!

– No właśnie, powiedz mi, co się stało?!

– Już, tylko chodź stąd. Dziś zabiorę cię do siebie, jeśli ci to nie przeszkadza… mam tysiąc pytań!

Hermionie to nie przeszkadzało zupełnie, wręcz przeciwnie, mogła wreszcie z nim porządnie porozmawiać.

Jean Jacques ujął ją pod rękę i aportował do swojego domu.

– Mów cicho, Barbara już śpi – powiedział półgłosem, gdy pojawili się pośrodku jego salonu.

– Mów, co się stało! Albo nie, poczekaj! Daj mi swojego franka! – wyszeptała Hermiona.

Francuz zapalił świece i sięgnął do kieszeni.

– Chcesz wysłać wiadomość do Severusa? – podał jej niewielką monetę. – Przecież mogliście pisać…? Coś się popsuło?

Hermiona szybko napisała na monecie TWO POUND i stuknęła w nią różdżką.

– Możesz go wyrzucić – oddała mu franka. – Nie możemy już z niego korzystać.

Jean Jacques zaglądał jej przez ramię i uśmiechnął się na widok angielskiego napisu na francuskiej monecie.

– Czemu?

– Poczekaj, napiszę do Severusa.

– Już jestem na miejscu. Wszystko w porządku. Zmieniłam napis na monecie, teraz wygląda zwyczajnie.

Odpowiedź przyszła natychmiast.

– Wspaniała nowina. Odpocznij teraz. Odezwę się jutro. Całuję mocno.

– Ja ciebie też.

Schowała pergamin i spojrzała na Jean Jacquesa, który w tym czasie sięgnął po kieliszki i postawił przed nią miseczkę z różnymi orzechami.

– Dobrze, to teraz powiedz wpierw, co się stało. Czemu kazałeś mi uciekać natychmiast?

Hermiona usiadła na wygodnym aksamitnym fotelu pośrodku i sięgnęła po kieliszek ze słodkim, białym winem.

– Ricky chciał dziś się z tobą zobaczyć i pod twoimi drzwiami natknął się na Smitha i tego naukowca… A przed twoim domem zobaczył Stone’a i Bensona.

– Cholera jasna!!!

– Cicho…! Nie pozwolili mu nawet dotknąć twoich drzwi. Więc świsnął natychmiast tutaj, do mnie.

– O cholera… – powtórzyła Hermiona.

– Wyglądało to tak, jakby pilnowali twojego domu. Wiem, że nie mogli do niego wejść przez kominek czy się aportować… czy też dostać świstoklikiem, więc może zdecydowali się wejść jak mugole?

Hermiona wypiła dwa porządne łyki i poczuła, jak alkohol rozgrzewa ją od środka. To dlatego kazali jej uciekać natychmiast! Bo bali się, że za chwilę tamci wejdą do niej do domu! … Te hałasy na korytarzu… To był Norris i reszta, czy coś zupełnie innego?

– Wygląda na to, że jakoś mnie odkryli – powiedziała i wzięła kolejny łyk. – Masz jakiś pomysł jak?

Jean Jacques nalał sobie Martini i usiadł w fotelu naprzeciw.

– Pojęcia nie mam. A teraz ty powiedz, co się tam u was dziś działo? Ktoś zamordował Ministra?

Rozmawiali jeszcze parę godzin. W końcu Hermiona poczuła się strasznie zmęczona i prawie zamknęły się jej oczy. Jean Jacques szybko przygotował dla niej mały pokój i bez kolacji, po zjedzeniu tylko garści orzeszków Hermiona padła spać.

.

Smith siedział na schodach, czując, jak zaczyna drętwieć mu tyłek. Znudziło mu się już spacerowanie po podeście, czy siedzenie na parapecie dużego okna na klatce.

Usłyszał, jak na dole otworzyły się drzwi i ktoś zaczął wchodzić na górę. Upewnił się, że schowana dyskretnie różdżka jest pod ręką i ulżyło mu, jak zobaczył wyłaniającego się powoli Norrisa.

– I jak? – spytali obaj równocześnie.

– Cisza – powiedział natychmiast. – Stąd nie słychać, co się dzieje w mieszkaniu. A ona mieszka sama.

– Z wyjątkiem chwil, kiedy jest u niej Snape – dopowiedział Norris.

– Dziś już nie wejdzie. Specjalnie sprawdziłem, teraz Granger może już tylko przejść do Ministerstwa.

– Bardzo dobrze. Chłopcy na dole powiedzieli mi, że nadal świeci się u niej światło…

Watkins zerknął tylko na poobijany zegarek, ale Smith zamarł.

– O tej porze???

Dochodziła północ. Smith zmarszczył brwi. Nie podobało mu się to.

– Peter, to trochę dziwne, nie?

– Pewnie czyta – podpowiedział Watkins. – To maniaczka książek, nie słyszeliście o tym? Może nawet zasnęła przy czytaniu. Mi często się to zdarza.

– Może lepiej zgarnąć ją już teraz? – Smith zignorował zupełnie Watkinsa i spojrzał na Norrisa proszącym wzrokiem.

– Nie, Teddy. Przecież stąd nie ucieknie. Jeśli nie będzie próbowała wyjść przez drzwi, nie zgarniacie jej, zrozumiałeś? Czekajcie tu do rana. David czeka na wszelki wypadek w Atrium – zaoponował Norris. – Koło szóstej bądź koło wind z paroma Aurorami.

Smith skrzywił się, ale pokiwał głową.

– O której sobie przypomni?

– Horacjusz powiedział, że wspomnienie odblokuje się jutro w południe. Więc przesłuchanie możesz zacząć dopiero po obiedzie. Do tego czasu zamknij ją w areszcie.

– A Snape?

– Do niego dobierzemy się, jak tylko z nią skończysz.

Dla Smitha zabrzmiało to bardzo sugestywnie, ale po chwili skrzywił się z niezadowolenia. Nie dość, że nie mógł z Granger zrobić swojej zabawki, to jeszcze zanosiło się na parszywą noc. Obiecał sobie w duchu, że pofolguje sobie przy przesłuchaniu.

.

Piątek, 11.09

Tuż przed ósmą rano napięcie sięgnęło zenitu. Smith zebrał już grupę osłupiałych Aurorów i siedział z nimi w Atrium, czekając na pojawienie się Granger. Norris z Watkinsem siedzieli pod drzwiami jej mieszkania. Cała reszta stawiła się do pracy, jak gdyby nigdy nic, choć wszyscy byli półprzytomni z niewyspania. Tylko nieobecność Watkinsa mogła przejść niezauważona, zaś Norrisa nikt nie ważyłby się pytać, czemu się spóźnił.

Smith siedział na krześle i wpatrywał się w kominki, bębniąc nerwowo palcami po oparciu. O ósmej zacisnął zęby i rytm bębnienia trochę się zmienił. Dziesięć po ósmej był już pewien, że coś jest nie tak.

– Czekajcie tu i nie ruszajcie się – rozkazał swoim Aurorom. – Ja pójdę sprawdzić, co się u niej dzieje.

Aportował się w kąt klatki schodowej, którą po całej nocy znał już na pamięć.

– Co ty tu robisz? – warknął Norris na jego widok. – Przecież wyraźnie mówiłeś, żeby nie używać tu magii…!

Smith podszedł do niego zdecydowanym krokiem.

– Wiem, Peter. Ale będziemy mogli powiedzieć, że jestem tu urzędowo. Podejrzana nie stawiła się w pracy, więc…

– Nie ma jej jeszcze???! – zawołał Norris i rzucił okiem na zegarek. – O kurwa mać!

Watkins podszedł do nich również zaniepokojony.

– Z domu nie wyszła… więc cały czas tam siedzi.

– Ona nigdy się nie spóźnia! – zaprzeczył gwałtownie Smith.

Wszyscy trzej popatrzyli na siebie zdenerwowani. Pierwszy zareagował Norris.

– Dobra, skoro jesteś tu oficjalnie, to wchodź. Zgarniamy ją tak. Cholera, czekaj! – zawołał, przytrzymując Smitha, który już ruszył pod jej drzwi. – My musimy się schować!

Pociągnął Watkinsa za sobą w kierunku schodów.

Smith odczekał chwilę i postarał się wyczyścić myśli. Wiedział, że będzie musiał przekazać to wspomnienie do śledztwa. Z tego też samego powodu zdecydował, że żaden z nich nie miał prawa używać do tej pory choćby jednego zaklęcia. Jego Aurorzy mogli to wykryć.

Zastukał do drzwi, starając się, żeby wyglądało to normalnie. Żadnej odpowiedzi. Zastukał drugi raz. Cisza. Rozejrzał się odruchowo dookoła i wyjął wytrych. Zamek zazgrzytał, szczęknęła cichutko klamka i drzwi się uchyliły. Pchnął je, ściskając mocniej różdżkę. Ta suka najwyraźniej była niezła w pojedynkach. Wszedł wolno do środka i zatrzasnął za sobą drzwi.

Cisza. W jakimś pomieszczeniu świeciło się światło, zupełnie o tej porze niepotrzebne. Okna były pozamykane. Podszedł do przymkniętych drzwi jakiegoś pokoju i uchylił je. Sypialnia. Ani śladu dziewczyny. Czując, jak serce zaczyna walić mu coraz mocniej, czym prędzej sprawdził wszystkie pozostałe pomieszczenia. Nikogo. Nie było jej!!! Sprawdził kominek, ale popiół był lodowaty, więc nie mogła się właśnie w tej chwili przenieść do Ministerstwa.

Zaklął strasznie, wypadł na korytarz i runął po schodach na dół.

– Nie ma jej! Uciekła! – wrzasnął do Norrisa stojącego na parterze.

– Co??? Przecież… Niemożliwe! Nie miała jak!

– Nie wiem jak, Peter! Jedno, co wiem, to to, że jej tam nie ma!!!

– Jesteś pewien? Nic nie przeoczyłeś???

– Pójdę sprawdzić – zaofiarował się zestresowany Watkins.

– Stój!!! – ryknął Smith i się opanował. – Niech żaden z was tam nie wchodzi! Tam nie może znaleźć się ani kawałek was! Aurorzy z pewnością by was wyłapali w czasie śledztwa!

Norris zacisnął pięści z wściekłości. Nie mógł na nikogo zrzucić winy, nie mógł się na nikim wyżyć, bo to on kazał czekać aż do dzisiejszego ranka. Cholera, cholera, cholera!!!

– Może weszła do kominka akurat, jak do niej stukałeś?!

– Absolutnie nie! Po pierwsze, ani śladu ognia na kominku, po drugie, to byłby doprawdy dziwny zbieg okoliczności! – Smith wkurzony walnął dłonią o ścianę.

Norris chwilkę się zastanawiał.

– Już wiem! – zdecydował nagle. – Mieliśmy dopaść Snape’a, posługując się Granger, więc teraz zrobimy na odwrót! Leć łap Snape’a. Weź kilku chłopaków i oskarż oficjalnie o udział w zamordowaniu Ministra!

Smith zmarszczył brwi.

– To nie będzie trzymało się kupy! On miał wyjść nam w śledztwie przy przesłuchaniu Granger!

Norris zacisnął zęby i rozmyślał gorączkowo.

– Cholera… dobra, robimy tak. Łapiesz go i przyprowadzasz do aresztu. Weź jego włosy i zmieniacz czasu, jeśli trzeba i… gdzie ona miała odebrać ten eliksir???

Watkins zupełnie nie nadążał za ich rozmową, ale postanowił się nie wtrącać.

– W dziupli drzewa w Zakazanym Lesie.

– Więc przemień się w niego i idź go tam włóż! Potem wyślę kogoś, żeby go stamtąd wyrzucił! – Norris aż krzywił się, próbując znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie, które pasowałoby do tego, co uknuli już dla Granger.

– Dorzucę coś o niej – zaproponował Smith, starając się nadążać za Norrisem. – Coś o ukochanej Hermionie, czy coś w tym guście…

– Po cholerę?!

– To powiąże jego wspomnienie z nią. Powiemy, że zobaczyliśmy je i tak wpadliśmy na jej trop!

– Więc co, do cholery, teraz tu robimy? ZANIM zobaczyliście to wspomnienie?!

Obaj wpatrywali się w siebie w napięciu. Nagle Smith kiwnął głową.

– Przecież ona wyszła nam już wczoraj przy analizie miejsca zbrodni!

Norris chwilę jeszcze wpatrywał się w Smitha i nagle szarpnął głową na znak zgody.

– Dobra, leć. I PO przesłuchaniu, jak już będziesz z nim sam na sam, powiedz mu, że znaleźliśmy jego pannę.

To przypomniało coś Smithowi.

– Jednej rzeczy nie pojmuję… JAK udało się jej uciec???!!!

– Nieważne! Leć po Snape’a!

.

Jean Jacques powiadomił Eugenię, że przyjdzie dziś później do pracy, więc to był bardzo leniwy poranek. Hermiona musiała ubrać się we wczorajsze ubranie, więc tylko wyczyściła je różdżką, przypominając sobie rok polowania na horkruksy.

Barbara, czy jak mówiła o sobie córeczka Jean Jacquesa, Bibi, natychmiast zaadoptowała Hermionę jako nową ciocię i nie pozwoliła jej się ruszyć choć na krok. (Bibi – w bardzo potocznym francuskim, używanym w niektórych środowiskach zastępuje „ja”. W tym wypadku równocześnie zdrobnienie od Barbara.) Bibi była prześliczną blondyneczką o długich, prostych włosach, brązowych oczkach, zadartym nosku i usta się jej nie zamykały. Ciągle właziła Hermionie na kolana, próbowała pleść jej warkocz, tuliła się do niej i szczebiotała jak najęta.

Hermiona zjadła więc z nią śniadanie i nawet nie miała czasu napisać do Severusa.

– Ona jest słodka – powiedziała do Jean Jacquesa, kiedy już pożegnali się z Bibi, zapłakaną, bo ciocia nie mogła z nią zostać. Hermiona nie wiedziała praktycznie nic o jego życiu prywatnym, ale przypuszczała, że dziewczynce bardzo brakuje matki. Starsza już niania najwyraźniej nie mogła jej zastąpić.

– Chodź, nie lubię się spóźniać – pogonił ją Jean Jacques.

Aportowali się prosto do Ministerstwa i pojawili się w jednym z punktów aportacyjnych, które Hermiona już widziała. Poszli prosto do jego biura i dziewczyna postanowiła wreszcie napisać do Severusa.

– U mnie wszystko w porządku. Daj znać, kiedy masz czas, to napiszę ci dokładnie, co odkrył Ricky.

Czekała chwilę na odpowiedź, ale ta nie nadchodziła. Zerknęła na zegarek – było już dobrze po dziewiątej. Z pewnością Severus miał do załatwienia jakąś pilną sprawę w szkole. Biorąc pod uwagę jego stanowisko, wcale się nie dziwiła. Schowała pergamin do pierścionka i poszła na krótką rozmowę z Ministrem.

Kwadrans później zaczęła się trochę niepokoić.

.

Po pierwszej lekcji Minerwa poszła do biblioteki sprawdzić ilość poszczególnych książek, o których wczoraj rozmawiali. Była to jedna z propozycji Severusa jako alternatywa do szlabanów. Coś w rodzaju lektury uzupełniającej, którą należało przeczytać i potem napisać z tego esej. Wracając do siebie po schodach, nagle usłyszała kilka męskich głosów i odgłos kroków wielu osób. Byli piętro niżej i szli do góry, w jej stronę. Przystanęła zdumiona i zaczęła się przysłuchiwać.

– … czy będzie miał dla was czas – to był Filch.

– Zdaję sobie sprawę, ale biorąc pod uwagę tak wyjątkową sytuację… mam nadzieję, że dyrektor okaże nam pomoc – głos wydawał się jej znajomy, ale nie umiała go powiązać z niczyją twarzą.

Do chwili, kiedy idący ku niej mężczyźni wyłonili się zza zakrętu. To był Smith z… gromadą Aurorów!

– Zapytam go i…

– Argusie, co się tu dzieje – przerwała zdecydowanym, władczym tonem, schodząc kilka stopni w dół i podchodząc do nich.

Mężczyźni zatrzymali się niechętnie, stając w dużej grupie. Było ich przynajmniej dziesięciu.

– Profesor McGonagall! – ucieszył się Filch. – Pan Smith chciałby zobaczyć się z dyrektorem Snape’m… Powiedziałem, że nie wiem, czy znajdzie czas, ale zapytam go.

Minerwa spojrzała jeszcze raz na Smitha i ukryła grymas na widok jego pokieraszowanej twarzy.

– W jakiej sprawie chce pan widzieć się z dyrektorem? W tak licznej asyście?

Odpowiedź bardzo ją zaniepokoiła.

– Mamy kilka pytań do dyrektora w związku z wczorajszym zabójstwem Ministra Shacklebolta. To nie potrwa długo.

Minerwa zasznurowała usta i spojrzała na woźnego.

– Argusie, zostań tu z panami. Ja pójdę go zapytać.

Zawróciła na schody i usłyszała, jak stojący na dole mężczyźni ruszyli za nią, więc zatrzymała się i obróciła wolno.

– Panie Smith, proszę tu poczekać.

– Profesor McGonagall, muszę nalegać… – zaoponował Auror.

Postanowiła dać mu nauczkę przy jego ludziach.

– Panie Smith. Powiedziałam, że zapytam dyrektora, czy znajdzie dla was czas i wrócę, żeby przekazać jego odpowiedź. Nie mogę ZADAĆ mu pytania, czy chce was widzieć, jeśli wejdziecie za mną do jego gabinetu. Czy to wydaje się panu logiczne?

Smith skrzywił się nieznacznie.

– Oczywiście. Ale bardzo zależy nam na tym, żeby się z nim spotkać.

– Naturalnie.

Ruszyła, już nie przypominając Smithowi, że ma zostać. Gdy znikła za rogiem, przyspieszyła kroku.

Nie podoba mi się to…

– Severusie, mamy problem – powiedziała, wchodząc do gabinetu.

Severus rozmawiał właśnie z Albusem. Obaj zamilkli i spojrzeli na nią.

– Na dole jest Smith z całą gromadą Aurorów. Chce się z tobą widzieć w sprawie zabójstwa Kingsleya.

Albus zamarł na chwilę, a Severus zaklął cicho.

– Chyba nie mam wyjścia i muszę się z nim spotkać – stwierdził.

Minerwa była tego samego zdania. Wyraźnie było widać, że Smith dziś nie odpuści.

– Są dwie możliwości, moi drodzy – odezwał się Albus. – Albo on faktycznie ma kilka pytań i to, że się tak wyrażę, niewinna wizyta…

– Na co nie wskazuje ta eskorta, którą zabrał – wtrąciła Minerwa.

– … albo chce cię w ten sposób wyciągnąć z zamku.

– Dla Norrisa? To czemu wziął ze sobą aż tylu Aurorów? To musi być co innego.

Severus zgadzał się z Minerwą.

– Zaczynam się bać, że to jednak wiąże się w jakiś sposób z Hermioną. Wczoraj usiłowali dopaść ją, ale im się nie udało. Więc przyszli po mnie.

Minerwa zmarszczyła brwi i zaoponowała.

– Przecież oni nie wiedzą, że razem pracujecie. Poza tym Hermiony pilnowali tylko ludzie Norrisa, a tu są Aurorzy.

– Może to cały czas ludzie Norrisa, ale po wielosokowym? – zasugerował Albus.

– Ich jest przynajmniej dziesięciu… nie wydaje mi się…

Severus nagle wstał zza biurka.

– Nie mamy czasu na dłuższą rozmowę. Za chwilę i tak się dowiemy. Proponuję, żebyś próbowała tu ze mną zostać. Jeśli się nie zgodzą, to wyjdziesz…

– Może od razu przejdę do drugiego wymiaru?

Albus już chciał pochwalić pomysł, ale Severus zaprzeczył.

– Nie. Nie wiemy, co oni wiedzą. Czego się dowiedzieli. Po prostu wyjdź i idź do swojego gabinetu. Albusie, ty możesz zawsze być na portrecie…

– Nie ruszę się stąd – obiecał ten.

– Bardzo dobrze. Daj mi parę chwil, przygotuję sobie na wszelki wypadek świstoklik do Spinner’s End. W razie czego ucieknę tam i odezwę się do ciebie.

Mówiąc to, wyszedł do swoich komnat. Albus popatrzył na Minerwę.

– Moja droga, proponuję, żebyście zdjęli osłony choćby z gabinetu. Pamiętasz, jak kiedyś przyszedł Knott i chciał mnie aresztować? Ale wtedy ich było tylko czworo, z czego Kingsley nigdy by mnie nie skrzywdził. No i miałem Fawkesa. Miałem czas ich oszołomić, zdjąć osłony i zniknąć z moim feniksem. Jeśli dziś jest ich aż tylu… Ułamki sekund, które Severus może stracić na opuszczenie osłon, mogą go drogo, drogo kosztować.

– To nie jest zbyt niebezpieczne? Przecież nie wiadomo, ile to potrwa… gabinet nieosłonięty przez tyle czasu…

– Sądzę, że ci, których powinniśmy się obawiać, są już W zamku.

W tym momencie wszedł Severus. W trzech słowach wyjaśnili mu pomysł opuszczenia osłon na czas rozmowy ze Smithem. Ponieważ się zgodził, wyszła po Smitha. Po krótkiej chwili wprowadziła ich wszystkich do środka.

Och… najwyraźniej nie odkryli, jakim zaklęciem go uraczyłem, skoro tak pięknie wygląda…

– Profesor McGonagall, czy byłaby pani tak uprzejma i zostawiła nas samych z dyrektorem? – poprosił na wstępie Smith.

Minerwa wyszła spokojnie, nie okazując po sobie zawodu. Aurorzy stanęli trochę dalej, ale Smith podszedł do Severusa.

– Dyrektorze Snape – kiwnął mu arogancko głową. – Być może słyszał już pan o tym, że Minister Magii Shacklebolt został wczoraj zamordowany…

– Ma pan jeszcze jakieś inne idiotyczne pytania? – powiedział natychmiast Severus, nie pozwalając mu skończyć.

Smith zbladł, zbliżył się i wyciągnął do niego rękę, ale nie żeby się przywitać.

– Poproszę pańską różdżkę.

W tym momencie medalion zrobił się ciepły. Severus zachował kamienny wyraz twarzy, tylko uniósł brew i skrzyżował ręce na piersi, siedząc cały czas na fotelu.

– Słucham?

– Nie przesłyszał się pan. Poproszę pańską różdżkę.

– Pan chyba raczy żartować, Smith. Przychodzi pan do mnie z całą obstawą Aurorów i bez żadnego powodu, w MOIM zamku, każe mi oddać panu różdżkę?

Smith zrobił straszny grymas, szczerząc zęby i na sekundę spojrzał gdzieś przez jego ramię, pewnie po to, żeby coś wymyśleć.

– Potrzebna mi będzie do śledztwa. Żeby dopasować ją do śladów znalezionych na miejscu zbrodni.

Severus wzruszył ramionami.

– Doskonale wiecie jaką różdżką się posługuję, więc nie widzę takiej potrzeby. Idźcie, sprawdźcie w waszych rejestrach.

– Taka jest procedura, którą z pewnością pan zna. Poza tym nie wiem, KTÓRĄ różdżkę mamy w rejestrach…

– Insynuuje pan, że mam ich więcej niż jedną?

Smith sięgnął jakby od niechcenia do szram na twarzy.

– Powiedziałbym, że to całkiem możliwe. Choć z pewnością nielegalne.

Severus spojrzał na niego z politowaniem.

– I sądzi pan, że jeśli istotnie miałbym dwie, to oddałbym teraz panu obydwie? Jest pan idiotą, Smith.

Smith spojrzał na Severusa nienawistnym wzrokiem.

– Gdzie był pan wczoraj między dziewiątą rano i południem?

– W zamku oczywiście.

– To wcale nie jest takie oczywiste.

– A gdzie miałbym być pańskim zdaniem?

– To pan powinien mi to powiedzieć.

– I powiedziałem. Raz. Nie mam zwyczaju się powtarzać.

– Ma pan jakichś świadków?

Severus prychnął z pogardą.

– Całą szkołę. Mniemam, że pięćset osób panu wystarczy?

Smith nie miał zadowolonej miny.

– To nie wyklucza współudziału. Obawiam się, że będę zmuszony prosić pana o udanie się z nami do Ministerstwa.

– Jak na Aurora jest pan bardzo bojaźliwy. Niech lepiej przestanie się pan bać, to panu z całą pewnością pomoże. Bo nigdzie się nie wybieram. Mam pewne… poważne… sprawy do załatwienia – odparł jadowicie Severus.

– Ob… sądzę, że nie ma pan innego wyjścia.

Severus wstał zza biurka i spojrzał na Smitha z góry.

– Przed chwilą chciał mi pan zadać kilka pytań. Odpowiedziałem na nie. Nie widzę żadnego powodu, żeby panu towarzyszyć. Czy jestem o coś oskarżony?

Smith wyprostował się dumnie.

– Zgodnie z prawem możemy nakazać panu stawić się w celu złożenia zeznań.

– Więc proszę wysłać mi nakaz ministerialną sową. Podpisany, oczywiście zgodnie z prawem, przez Sędziego Wizengamotu.

– W Ministerstwie będziemy mogli zrobić oficjalne przesłuchanie i będzie pan mógł udowodnić swoją niewinność – Smith spróbował widać załatwić to polubownie.

– Przykro mi to mówić, Smith, ale najwyraźniej nie tylko w Hogwarcie nic pan się nie nauczył. To wy macie udowodnić mi winę, a nie ja niewinność.

– Z wielką chęcią to zrobię.

Severus zaczął powoli spacerować za biurkiem, a Smith znów zerknął gdzieś w przestrzeń.

– Chyba nie muszę panu przypominać, że jest pan Aurorem, który odpowiada za przestrzeganie prawa i zapewnianie bezpieczeństwa, a nie Oskarżycielem, Smith. Pomylił pan role. Tak stronniczo nastawionego Aurora jeszcze nie widziałem.

– W takim razie niewiele pan widział, Snape.

– Profesorze Snape – warknął do niego natychmiast Severus. – Jeszcze raz, Smith i wyrzucę was stąd wszystkich.

Smith zacisnął pięści, aż pobielały mu kłykcie.

– Mam dość pańskich wymówek. Skoro nie chce pan iść z nami z własnej woli… oskarżam pana o udział w morderstwie Ministra Magii!

Severus zachował spokój.

– Smith, niech się pan jeszcze bardziej nie ośmiesza. Ledwo zaczął pan śledztwo. Przy świadkach – wskazał Aurorów i portrety – powiedział pan, że przyszedł pan odebrać ode mnie zeznania. Odpowiedziałem na pańskie pytania, wykazując, że jestem niewinny i nagle oskarża mnie pan o morderstwo? Byłoby to śmieszne, gdyby nie było żałosne.

– Nie obchodzi mnie, czy dla pana to śmieszne, czy nie! – Smith wyraźnie tracił nad sobą panowanie. – Proszę oddać różdżkę i poddać się, Snape! Aulus, bierz go!

– Nie mam najmniejszego zamiaru – Severus gestem zatrzymał młodego Aurora. – Nie próbowałbym, McGregory.

Młody Auror zamarł w miejscu, ale Smith raptownie przesunął wzrok gdzieś na bok i kiwnął głową. I nagle Severus poczuł, jak coś musnęło jego rękę i jego różdżka uniosła się w powietrze i upadła na podłogę parę stóp dalej. I w tej samej chwili pojawił się koło niego jakiś mężczyzna, zrzucając pelerynę niewidkę.

– To skandal! Hańba! Podłość! – dobiegły go okrzyki z portretów. – Zachowanie niegodne Aurorów!

Smith popatrzył na Severusa z uśmiechem na twarzy. Severus oddał mu spojrzenie pełne bezgranicznej pogardy.

– Już sądziłem, że osiągnął pan dno, Smith, ale jak widać się myliłem.

Smith podszedł do niego i stanął obok, wbijając mu różdżkę w gardło. Severus nie odchylił się ani o cal. Rozmyślał gorączkowo. Cholera jasna!!! Dałeś się podejść jak uczniak!

– Radzę ci, nie ruszaj się – powiedział Smith, ściszając głos.

– Z tą bandą, która cię osłania, czujesz się o wiele pewniej, co?

Świstoklik jest już gotowy w kieszeni, ale bez różdżki na nic się nie zda… Na wyjęcie francuskiej nie ma czasu… jeśli jej nie odzyskasz, zostaje ci tylko aportacja…

– Ciebie niedawno też ktoś osłaniał… prawda, Snape? – Smith stanął tuż za nim i syknął mu do ucha. – I nawet wiem kto… Powiedz mi, łatwo było ci rzucać klątwy, mając najdroższą Hermionę za plecami?

Severus zamarł. On wie! Ale JAK?!

– Ale nie bój się, już się nią zajęliśmy.

O czym on mówi?! Przecież im uciekła?!

– Jeśli chcesz jeszcze raz ujrzeć swoją ukochaną – wycedził cicho Smith – proponuję ci stulić pysk i być grzecznym. Inaczej mogę być o wiele mniej… miły, przesłuchując ją.

Severus nie potrafił skupić myśli. W głowie szalało mu tylko to, co Smith mówił o Hermionie. Co to znaczy, że się nią zajęli?!!!

Smith stanął tuż za nim i przechylając się, dodał jeszcze ciszej:

– Choć nie przeczę, że chętnie bym się przekonał, czy panna Granger jest równie wilgotna, co inne, które miałem…

Severus poczuł, jak coś w nim wybuchło i ogarnął go szał. Błyskawicznie odrzucił głowę do tyłu, poczuł, jak uderzył w coś twardego. Obrócił się na pięcie, słysząc krzyk i deportował się.

.

Ból przeszył całe jego ciało, jakby zderzył się z czymś twardym, poczuł, jak spada i nagle wylądował w czymś… mokrym? W momencie, jak otwierał oczy, coś zimnego zalało mu twarz i zakrztusił się słoną wodą. Przez otwarte oczy zobaczył coś mętnego i nagle to coś odpłynęło i zobaczył wyraźnie wzburzone morze i niedaleko niewielką plażę. Odkaszlnął i nabrał gwałtownie powietrza i równocześnie przykryła go kolejna fala. Pociemniało mu w oczach i wszystko znów stało się mętne, więc dusząc się, w odruchu rozpaczy odepchnął się mocno od dna i wynurzył ponad wodę. Prawie udało mu się wstać, łapiąc łapczywie powietrze i zatoczył się na bok padając na nowo do wody. Ale tym razem zacisnął mocno usta i odepchnął się jeszcze raz od dna i wynurzył ponad wodę, kiedy fala właśnie się cofała.

Chwilę kołysał się na falach, z każdą chwilą wyrównując oddech i przestając kaszleć. Kiedy już się uspokoił, spróbował wstać i udało się! Utrzymał się na nogach i pewniej ruszył do brzegu, z każdym krokiem będąc coraz bliżej… i czując się coraz cięższym.

Kiedy wyszedł na mokry piasek, osunął się nań na chwilę, by na nowo złapać oddech. Potem przetoczył się na plecy i spojrzał w niebo.

Pieprzone zamknięte granice! To tak wygląda zamknięty kanał aportacyjny… Próbowałeś aportować się do Francji i…

Podniósł się gwałtownie, wyciągnął francuską różdżkę i przeniósł się do drugiego wymiaru.

To tak na początek. Cholera, cholera jasna!!! Oni to zaraz wyłapią! Trzeba uprzedzić Hermionę i Jean Jacquesa!!!

Szybko wyciągnął pergamin i zobaczył pojawiające się litery. I przypomniał sobie, że przecież w Hogwarcie poczuł, jak medalion zrobił się ciepły!

Przeczytał wiadomość od Hermiony, westchnął i odpisał.

– Hermiono, musiałem uciekać. Gdzie jesteś? Muszę z tobą porozmawiać!

Odpowiedź przyszła natychmiast.

– Gdzie jesteś???!!!

– Jeszcze w Anglii. Muszę się do ciebie aportować.

– NIE aportuj się w drugim wymiarze!!! To nie działa! Gdzie jesteś, już po ciebie lecę!!!

Zaklął pod nosem. Nie powinna się tu pojawiać! I co to znaczy, że drugi wymiar nie działa??? Ach…!!! Faktycznie coś mówiła o tym, że nie wolno ani aportować się w drugim wymiarze, ani używać normalnych świstoklików… tylko te międzynarodowe!

– Zaraz ci powiem. Pójdę sprawdzić, gdzie jestem i podam ci adres.

Wstał i rozejrzał się dookoła. Niedaleko zobaczył jakiś port. Widział nawet nabrzeże. Bardzo dobrze, lepiej, żebyś drugi raz nie wylądował w wodzie… Acha, odnośnie do wody… Rzucił na siebie zaklęcie suszące i po chwili poczuł na sobie ciepłe, suche ubranie.

Aportował się przy łódkach kołyszących się na falach i rozejrzał się na nowo. Jak, do cholery, miał się dowiedzieć, jak nazywa się ta cholerna miejscowość???

Na szczęście okazało się to prostsze niż sądził. Zaraz po wyjściu na ulicę zobaczył wielki panel z reklamą jakiejś restauracji. „The Saltdean Tavern”. Poniżej zdjęcia z jakimś typowo mugolskim jedzeniem widniał dokładny adres. Saltdean Park Road, Saltdean, Brighton. Nieważne, gdzie to było. Miał jakiś adres.

Podał go Hermionie.

– Będę czekał na ciebie przed wejściem.

– Za chwilę będę!

Przeprogramował swój świstoklik i przeniósł się przed restaurację. Chwilę czekał, ale nie widział Hermiony. Nagle medalion zrobił się ciepły.

– Jestem przy drzwiach. W niewidce.

Miał absolutnie gdzieś przestrzeganie prawa czarodziejów i to, co można, a czego nie można w drugim wymiarze. Podszedł do drzwi i szukał jej po omacku. Po chwili jego ręce trafiły na coś twardego…

Zanurzył się pod pelerynę, przeniósł się do normalnego wymiaru i kiedy Hermiona poczuła jego ręce i złapała je, przeniósł ich oboje do drugiego.

– Severusie… – Hermiona rzuciła mu się w ramiona, więc przytulił ją mocno.

Dopiero po chwili odsunęli się od siebie.

– Mój Boże… co się stało? – spytała Hermiona. – Co…

– Powiem ci za chwilę. Teraz znikajmy stąd jak najszybciej. Do Jean Jacquesa.

Spodziewał się, że lada chwila pojawią sie tu Aurorzy. I, co gorsze, będą próbować się dostać i do francuskiego Ministerstwa Magii.

Hermiona szybko zaprogramowała świstoklik, złapała go za rękę i aktywowała.

Po chwili oboje wylądowali na wybrukowanym kamieniami dziedzińcu.

.

– Na całe szczęście nie przyszło ci do głowy aportować się w drugim wymiarze! – powiedziała Hermiona, kiedy już Severus opowiedział, co się działo w Hogwarcie.

Siedzieli z Jean Jacquesem w jakiejś dużej sali narad. Severus, kiedy tylko zobaczył Francuza, kazał mu ostrzec wszystkich ludzi, którzy mogli chcieć się skontaktować w Anglii z nim bądź z Hermioną. Dopiero potem opowiedział resztę.

Teraz siedzieli przy stole i starali się rozgryźć kilka zagadek.

– Może ktoś zauważył mnie pod domem twoich rodziców – wysunął przypuszczenie Severus.

– Przecież właśnie po to się przebrałeś… i spotkaliśmy się na mieście, właśnie na wszelki wypadek!

– Co on mówił? Że już się zajęli Hermioną? – spytał Jean Jacques.

– To musiał być blef. Żeby sprowokować Severusa – pokręciła głową Hermiona. – Owszem, chcieli się mną zająć, ale dzięki tobie udało mi się uciec.

– I mnie sprowokował – Severus potarł lekko tył głowy, który pobolewał leciutko.

– Tylko dlatego, że powiedział, że się mną zajęli? – uśmiechnęła się dziewczyna.

– Nie. Powiedział… – Severus pokręcił głową. – Nieważne.

Jean Jacques nie drążył tematu.

– Wiecie co, lepiej chodźmy na obiad. Potem wyślę kogoś po jakieś ubrania dla was i przeniesiemy was do bezpiecznego domu. W tej chwili tu nic wam nie grozi, ale lepiej nie ryzykować…

.

Uzdrowiciel w Św. Mungu błyskawicznie sprawił, że kość nosowa Smitha się zrosła i wytarł krew z całej twarzy. Kiedy Smith ogarnięty furią wrócił do Ministerstwa, czekał już na niego jeden ze stażystów. Smith wyrwał mu z ręki kawałek pergaminu i spojrzał na notatkę.

– Natrafiliśmy na próbę nielegalnej aportacji. Z Hogwartu. Miejscem docelowym miał być Paryż. Ministerstwo Magii – powiedział chłopak. – Sprzed niecałej pół godziny.

– Gdzie???!!!

– Do Paryża…

Cholera jasna, już wiadomo, gdzie nawiała Granger! Peter, natychmiast!

– Nie przedostał się? – warknął.

– Nie, trafił na barierę na wysokości Brighton.

– Wyślij mi tam ludzi. Niech go znajdą. Szukajcie Severusa Snape’a.

– TEGO Severusa Snape’a??? – chłopak rozdziawił usta ze zdumienia.

– A ilu jest Severusów Snape’ów? Nie zadawaj durnych pytań, chłopcze. Nie lubię tego. Nadzorujcie aportacje stamtąd i nielegalne świstokliki. I równocześnie sprawdzajcie rejestry na okoliczność Snape’a. Musimy go złapać. Natychmiast – powiedział, czując, jak znów zalewa go wściekłość.

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 41Dwa Słowa Rozdział 43 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 5 komentarzy

  1. Ale cały czas mnie ciekawi dlaczego ją rozebrali? 🤔 Czyżby ktoś wziął wielosokowy i zabił Kingsleya udając Hermionę, więc potrzebowali jej ubrań, które nosiła tego dnia, żeby więcej ludzi mogło to zobaczyć?Wróć do czytania

    1. możliwe… ale jeśli tak, to po co ją rozbierali…
      a skoro tylko się pod nią podszyli, to jakie wspomnienie…?
      kombinuj, kombinuj…

Dodaj komentarz