Dwa Słowa Rozdział 36

Środa, 12.08

W Proroku wypowiedź Severusa się nie ukazała, ale Żongler ją wydrukował. Ponieważ większość czarodziejów, obojętnie o jakich przekonaniach, kupowała teraz obie gazety, rezultat był taki, że w środę wszyscy rozmawiali o tym, co napisał.

Septima uśmiechnęła się do Severusa przy śniadaniu, czytając Żonglera. Kiedy skończyła, podała go Minerwie, która również uśmiechnęła się, nie tylko widząc jego wypowiedź, ale i komentarz Lovegooda, który jak zwykle nie bawił się w delikatność.

Severus domyślał się, że Minerwa czeka na obiecaną rozmowę, więc dał jej dyskretny znak, żeby poczekała na niego po śniadaniu. Kiedy wszyscy już wyszli, dolał sobie kawy i sięgnął po cukier.

– Chcesz pewnie porozmawiać o mnie i o Hermionie – powiedział domyślnie, ułatwiając jej rozpoczęcie rozmowy.

– Nie chcę być wścibska, Severusie. To twoje życie i nie musisz mi się spowiadać – odparła. – Ale nie ukrywam, że chciałabym wiedzieć co… Już choćby po to, żeby nie popełnić nietaktu. Wtedy, w sobotę, być może powinnam zostawić was samych już wcześniej.

Severus podejrzewał, że po trosze Minerwa chciała wiedzieć, żeby nie popełnić nietaktu, a po trosze ze zwykłej ciekawości.

– To proste. Jesteśmy ze sobą od… całkiem niedawna. Między innymi dlatego nic ci wcześniej nie mówiłem, bo dla mnie to też jest nowość – wyjaśnił, patrząc jej w oczy bez śladu zmieszania.

Minerwa zamarła ze zdumienia. Podejrzewała, że Hermiona zakochała się w Severusie i odniosła wrażenie, że dziewczyna trochę mu się podoba, bo pozwalał jej na rzeczy, do których nikt dotąd nie miał prawa. Przede wszystkim pozwalał jej się dotknąć, choć prócz Poppy, która wielokrotnie go „łatała”, nikt nie mógł sobie na to pozwolić. Ale stąd było jeszcze daleko do „jesteśmy ze sobą”!

– Jeste… Herm… to znaczy… Razem? – wyjąkała.

Severus, widząc jej wielkie oczy, miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Opanował się, bo to też było dziwne, jak na niego, zachowanie. Uśmiechnął się tylko kącikiem ust.

– Dokładnie tak, Minerwo.

Czarownica wpatrywała się w niego dużymi oczami, ale po chwili potrząsnęła głową i spuściła wzrok pod nawałem pytań. Oni tak… naprawdę? Na poważnie? Severus na pewno tak, ale czy Hermiona traktuje to poważnie???

– J-jak… – zdała sobie sprawę, że to bardzo osobiste pytanie i urwała. Po czym przemknęło jej przez myśl, jak Severus może to odebrać, więc dodała:

– To znaczy… chciałam powiedzieć… jesteście razem? Jako… para?

– Dokładnie tak, Minerwo. Myślałem, że wyraziłem się wystarczająco jasno…

Minerwa uśmiechnęła się lekko i zasłoniła usta dłonią.

– Przepraszam, Severusie, ale to było… bardzo nieoczekiwane. Nie spodziewałam się… No może troszkę, ale… Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś.

– Mam tylko nadzieję, że nie negatywnie.

Minerwa pokręciła głową.

– Och, nie, wręcz przeciwnie! – odetchnęła głęboko. – Wybacz, ale nadal jestem trochę zaskoczona. Ale tak poważnie, to bardzo się cieszę. Naprawdę. Widzę, jak od miesięcy ze sobą pracujecie, jak się między wami układa… choć może ostatnimi czasy trochę źle to odbierałam.

Severus powstrzymał się od komentarza. Ostatnimi czasy oboje całkiem dobrze udawaliśmy. Minerwa ciągnęła:

– I tak szczerze mówiąc, pod wieloma względami jesteście do siebie podobni. Ty jesteś odważny… słów mi brakuje jak bardzo. Czasem nawet ZA bardzo. Widzę że robisz wszystko, żeby ją chronić, nawet kosztem twojego bezpieczeństwa.

– Zaraz mi powiesz, że gdybym teraz założył Tiarę Przydziału, przydzieliłaby mnie do Gryffindoru – parsknął krótko.

– Ludzie mają bardzo wiele cech charakteru, niektóre czasem są nawet trochę sprzeczne ze sobą. Wiesz jak ja, że Tiara podejmuje decyzję, patrząc tylko na niektóre z nich. Nigdzie nie jest powiedziane, że Ślizgoni nie mogą być dzielni, ani że Gryfoni nie potrafią czasem zagrać podstępnie. Pamiętam, jak Albus określił pomysł Hermiony, żeby podłożyć Smithowi włos tej kobiety, jako bardzo ślizgoński.

– Istotnie, muszę przyznać, że to było bardzo po ślizgońsku.

– Oboje uwielbiacie książki, naukę… I Hermiona potrafi być czasem równie zdeterminowana i uparta jak ty – zaśmiała się Minerwa.

– Skoro tak mówisz.

– Poza tym oboje wiemy, że te historie z domami to tylko gra. Uczniowie zdobywają punkty dla swojego domu, mamy cztery drużyny Quidditcha… ale potem wszyscy kończą szkołę i w tym prawdziwym, dorosłym życiu nie ma już domów i liczy się tylko, co nam się podoba lub nie. Dla mnie najważniejsze jest to, żebyście oboje byli szczęśliwi. Ty, bo… – nie chciała mu mówić, że traktuje go po trosze jak syna, którego nigdy nie miała, więc tylko potrząsnęła głową. – Zasłużyłeś na to, naprawdę. A Hermiona, bo to jakby nie patrzeć, Panna Wiem-To-Wszystko z mojego domu – uśmiechnęli się oboje.

Minerwa poklepała go delikatnie po dłoni i Severus zdecydował się nie odsunąć jej.

– Dziękuję, Minerwo.

 

 

Hermiona również się uśmiechnęła, przeczytawszy artykuł w Żonglerze. Puenta była krótka i jasna. Jeśli sądzicie, że MY nie mamy kwalifikacji, WY z pewnością nie zasługujecie na swoje stanowiska. Jak to mówił jej ojciec, „krótka piłka”.

Wcześniejsza aluzja do powszechnie krytykowanych ostatnich wydarzeń ustawiała całą wypowiedź Severusa w odpowiednim świetle. Wyraźnie widać było, że sprawa ma charakter polityczny, co równocześnie wykluczało dyskusje na temat rzeczywistych przypadków, kiedy nauczycielom brakowało kompetencji. Na przykład Gilderoya Lockharta. Sprawa była prosta. Ktoś próbuje załatwić swoje interesy, posługując się tym jako pretekstem.

Severus był genialny! W kilku dobitnych słowach potrafił komuś dokopać, nie posługując się oszczerstwami, kalumniami czy wulgaryzmami. Parę linijek i zdarł im skórę z tyłka! Nie potrzebował używać wielu słów, żeby zaprezentować dokładnie całą sytuację.

To samo było na spotkaniu z Davidem Cameronem. Przedstawił mu ostatnie wydarzenia, obecną sytuację polityczną i przyszłą rzeczywistość, jeśli nie uda im się powstrzymać Norrisa. Była tak brutalna, że Cameron nie mógłby odmówić pomocy, nawet jeśli miałby serce z kamienia.

Teraz z niecierpliwością czekała na odpowiedź z Kancelarii Premiera. Miała wielką nadzieję, że tym razem będzie mogła ochronić rodziców w lepszy sposób niż ostatnio.

 

 

Norris wyraźnie nie podzielał jej opinii na temat Severusa. Siedział wściekły w swoim gabinecie, wpatrując się w ścianę. Nowy zegar, który przyniósł do pracy w poniedziałek, tykał miarowo i głośno i nie pozwalał mu się skupić.

Stone, który przyszedł akurat do niego wytłumaczyć, czemu nie mógł być obecny na ostatniej naradzie, patrzył na niego w przerażeniu.

Katastrofa budowlana na Rathlin Island? Miał ochotę prychnąć. Snape protestuje zawzięcie przeciw tej nowej szkole i nagle w najważniejszym momencie zawala się tam dach? Przypuszczał, że Snape miał z tym coś wspólnego, ale równocześnie był pewien, że to nie on ten dach zawalił. Była z nim Granger, a ona nie pozwoliłaby na to, żeby tym robotnikom coś się stało. Więc za tym musiało się kryć coś innego.

Smith przez pomyłkę zdobył włos psa, a nie Snape’a? Nie było w tym pomyłki, ten włos musiał być podłożony celowo!

Nie miał pojęcia jak, ale podejrzewał, że Snape i Granger ich podglądają i podsłuchują. Najprawdopodobniej w drugim wymiarze. Może nawet teraz stoją sobie obok nich i śmieją się głośno z wyjaśnień Norrisa?

Potoczył niepewnym spojrzeniem dookoła.

– Wiesz co… Peter… to straszne, że mamy takiego pecha. Ostatnio – wymamrotał cicho. – Oczywiście posłucham, co ludzie mówią przez Fiuu, jasne, żaden problem. Jak tylko coś usłyszę, to dam ci znać. Wiesz, moja żona ciągle rozgląda się za plotkami, więc jeśli ludzie na mieście coś gadają, to też będę o tym wiedzieć.

Norris odepchnął od siebie Żonglera i sięgnął po czysty kawałek pergaminu.

– Słuchaj też, co mówią na temat Komisji Edukacyjnej. Snape napisał natychmiast, żebyśmy się trzymali z dala od nauczycieli. Przypuszczam, że broni po prostu swojej dupy.

Stone skrzywił się. Jego zdaniem Snape znalazł kolejny pretekst, żeby dobrać się do ich.

– Oczywiście. Może, żeby przestał się nas czepiać, trzeba odpuścić nauczycielom? – zasugerował niepewnie.

Norris poderwał głowę znad biurka.

– Odpuścić nauczycielom?

– No, bo wiesz… oni są przynajmniej półkrwi… I tylko Snape protestował przeciw Rathlin… sądzę, że całej reszcie jest zupełnie obojętne, co robimy, byle mieli parę setek bałwanów w klasach. Paru mniej, paru więcej… może nawet paru mniej to tym lepiej? – zaczął plątać się Stone.

Norris westchnął ciężko. Dokładnie to samo próbował mu wyperswadować jego przyjaciel na dzisiejszym obiedzie. Powiedział, że czepiając się nauczycieli, tylko dolewają oliwy do ognia i być może, gdyby nie wliczyli w to nauczycieli, Snape siedziałby teraz cicho, ciesząc się, że z powodu zawalenia się dachu nową szkołę ma z głowy.

– Zastanowię się nad tym – jego głos zabrzmiał jak szczeknięcie wściekłego psa. – Daj znać, jak coś będziesz miał.

– Robisz spotkanie w ten weekend?

– Nie.

Smith miał się już o wiele lepiej, ale rany jeszcze trochę się paskudziły. Żaden z Uzdrowicieli nie miał pojęcia, jakim zaklęciem oberwał, więc nie bardzo potrafili go leczyć. Scott i Benson wracali dopiero w ten weekend do domów, więc postanowił dać im spokój. I przede wszystkim zyskać trochę na czasie, bo bał się, że świeżo po artykule o Rathlin mogą zadawać zbyt skomplikowane pytania. Odczekajmy trochę.

Kiedy Stone wyszedł, podszedł do kominka i wrzucił szczyptę proszku Fiuu.

– Gabinet Augustusa Blacka!

Włożył głowę w płomienie i gdy otworzył oczy, zobaczył Blacka siedzącego na fotelu i przeglądającego jakieś kolorowe czasopismo. Na jego widok mężczyzna szybko ukrył gazetę pod jakimiś dokumentami.

– Peter! Coś potrzebujesz?

Norris postanowił nie zwracać uwagi na jego nerwowy głos i nie dociekać, co tamten czytał.

– Napisz jutro w Proroku, że nauczyciele nie będą poddawani egzaminom. Wymyśl jakiś dobrze brzmiący powód.

Black potaknął gwałtownie.

– Jasne, Peter! Natychmiast!

Nie „natychmiast”, a jutro, imbecylu!

– I prześlij mi projekt numeru, zanim go złożycie.

 

 

Piątek, 14.08

Dzwonek telefonu zawsze zaskakiwał Hermionę, tak rzadko go słyszała. Na ogół dzwonili rodzice, czasem były to jakieś idiotyczne reklamy, często pomyłki. Kiedyś przez kilka dni z rzędu dzwonił do niej jakiś facet, który z uporem maniaka dopytywał się, kto mówi. Czwartego dnia, po pięciu telefonach pod rząd Hermiona miała już dość i warknęła „Królowa Elżbieta!”, na co po drugiej stronie zapadła chwila ciszy i w końcu cichy głosik powiedział „Ach, jeśli tak, to przepraszam…” i na tym telefony się skończyły.

Teraz jednak czekała na odpowiedź z Kancelarii Premiera, więc rzuciła się na słuchawkę i odebrała.

– Halo?

– Kancelaria Premiera, czy mam przyjemność z panią Granger? – zapytał melodyjny, kobiecy głos.

Hermiona z trudem przełknęła ślinę i usiadła na kanapie.

– Tak, słucham?

– Premier Cameron pragnie spotkać się z panią dziś o piątej trzydzieści. Czy mam potwierdzić, że ta godzina pani odpowiada? – miła pani nie zostawiła Hermionie dużego wyboru, ale prawdę mówiąc, Hermiona chętnie rzuciłaby wszystko jak stała i pobiegła tam natychmiast.

– Ależ oczywiście! – zawołała i opanowała się natychmiast. – Będę punktualnie.

– Proszę przyjść troszkę wcześniej, potrzebujemy trochę czasu na formalności administracyjne.

Hermiona już przeszła te formalności administracyjne, które, w przypadku gości „z zewnątrz” polegały nie tylko na rejestracji i wydaniu przepustki, ale również na rewizji.

– Naturalnie. Proszę podziękować panu Premierowi – odparła grzecznie.

Pani podziękowała i rozłączyła się. Dziewczyna wyjęła szybko pergamin i napisała do Severusa.

– O piątej trzydzieści mam spotkanie z Premierem Cameronem. Proszę, trzymaj kciuki!!!

Po prawie godzinie przyszła odpowiedź.

– Daj znać, jak wrócisz. Świsnę do ciebie i wszystko mi opowiesz.

– Oczywiście! Do zobaczenia.

– Do zobaczenia.

Była dopiero druga… zaraz, JUŻ druga! Hermiona rzuciła się do sypialni, żeby znaleźć jakieś odpowiednie, eleganckie ubranie. Pogoda była wspaniała, słońce świeciło jak oszalałe, więc po krótkim namyśle wyjęła nowo kupioną, brzoskwiniowo-białą sukienkę z cienkiej dzianiny, ciut przed kolana i spojrzała na nią z namysłem. Mogła być. Potem zrobiła sobie jakąś fryzurę – spryskała włosy gęstym płynem, który trochę je rozprostowywał i zaczęła je rozczesywać. Kiedy schły, zjadła obiad, zrobiła lekki makijaż, przebrała się i różdżką dosuszyła włosy. Było już po czwartej, a ona jeszcze musiała dostać się na Downing Street 10!

Machnęła ręką na robienie sobie koka, rozczesała włosy, które teraz, lekko pofalowane, sięgały prawie pasa, spryskała perfumami o świeżym, kwiatowym zapachu, schowała różdżkę do torebki na ramię i pospiesznie wyszła z domu.

Przed słynnymi drzwiami stanęła parę minut po piątej. Stojący przed drzwiami policjant przez chwilę upierał się, żeby okazała mu dowód osobisty, ale Hermiona oczywiście nie miała go przy sobie. Miała go jej mama, ustanowiona jako jej przedstawicielka. W końcu tak jak poprzednim razem, policjant poszedł spytać kogoś w Kancelarii i kiedy wyszedł, obrzucił ją nagannym wzrokiem, ale wpuścił do środka.

Po krótkiej rewizji i wyrobieniu przepustki Hermiona usiadła na krześle, czekając na zaproszenie. Po dziesięciu minutach wyszedł po nią wysoki i tęgawy pan w czarnym garniturze i z rewerencją zaprosił do gabinetu Premiera, który siedział za dużym biurkiem.

– Dziękuję – powiedziała Hermiona do pana, który z ukłonem zamknął za nią drzwi. – Dzień dobry, Sir.

Podeszła i przywitała się z Davidem Cameronem, a następnie uśmiechnęła się do człowieczka w peruce na portrecie.

– Witam panią, panno Granger – odparł Premier, a człowieczek powtórzył za nim to samo.

Dziewczyna usiadła na krześle na wprost Premiera i spojrzała na niego z pytaniem wyraźnie wypisanym na twarzy.

– Po pierwsze, niech się pani uspokoi, mam dla pani dobre wiadomości. Zaczynając od najważniejszego, zajmiemy się pani rodzicami. Ponieważ pani ojciec jest byłym wojskowym, zatrudnimy go jako wojskowego dentystę. Oczywiście z małżonką. I ulokujemy w jednej z naszych baz…

– Proszę mi nie mówić, gdzie – ucięła natychmiast Hermiona. – Przepraszam, że panu przerywam, ale lepiej, żebym nie wiedziała, gdzie to jest. Na wypadek, gdyby mnie złapali.

David Cameron spojrzał na młodą kobietę z uznaniem i równocześnie ze zgrozą. Przecież to było prawie jeszcze dziecko, a mówiła o możliwości złapania jej i zapewne torturowania jak jednego z jego ochroniarzy.

– Oczywiście. Nie powiem pani gdzie, ale tylko wyjaśnię, że to jest jedna ze ściśle strzeżonych baz wojskowych. W ten sposób wie pani, że cokolwiek się wydarzy, będą nie do znalezienia i będą nietykalni.

Hermiona podziękowała skinieniem głowy, gestem zupełnie severusowym.

– Jeśli mogłabym prosić… o krótkie wyjaśnienie stosowanych tam zabezpieczeń… Będę mogła od razu powiedzieć, czy czarodzieje są w stanie się tam dostać, czy nie.

Premier sięgnął po jakiś dokument na biurku, rozerwał spięte kartki i podał jej jedną stronę.

– Wpierw musieliby wiedzieć gdzie. Ale proszę. W paragrafie na samym dole są wszystkie dane na temat poziomu zabezpieczeń. Proponuję, żeby po naszym spotkaniu przyjrzała się pani raportowi i zniszczyła go w Kancelarii przy wejściu. Wszystkie szczegóły zostaną zaprezentowane plutonowemu Granger – uśmiechnął się – więc będzie pani mógł wyjaśnić to, czego pani nie zrozumie. Szczerze mówiąc, nawet ja nie rozumiem wszystkiego.

Hermiona również się uśmiechnęła, słysząc „Plutonowy Granger”.

– Pozostaje pani tylko uprzedzić ich o tym. W miarę szybko. Z tego, co mówił pan Snape, wynika, że ten wasz… Norris jest wysoce niebezpieczny, więc zleciłem zaaranżowanie przenosin w ciągu dwóch następnych tygodni.

Dziewczyna rzuciła odruchowo okiem na kalendarz.

– Myśli pani, że da pani radę ich przekonać?

– Nie mam innego wyjścia, prawda? No i mam na nich sposób… Mogę zawsze im zagrozić, że zrobię to, co zeszłym razem.

– To znaczy? – spytał Premier, zanim ugryzł się w język. To, co powiedziała, zabrzmiało jak groźba.

– Zeszłym razem wyczyściłam im pamięć i wysłałam do Australii. Bez ich wiedzy – wyjaśniła, uśmiechając się smutno. – Wiedzą, na co mnie stać.

– Wyczyściła pani im pamięć…? To znaczy co pani dokładnie zrobiła…? – nie zrozumiał Premier.

– Sprawiłam, że zapomnieli WSZYSTKO. Jak się nazywają, kim są… stworzyłam im fałszywe tożsamości, zabezpieczyłam finansowo i wysłałam tak daleko, jak tylko mogłam.

David Cameron przez chwilę próbował sobie to wyobrazić i to go prawie przeraziło.

– Więc… oni nie pamiętali o pani, a pani nie wiedziała, gdzie dokładnie są…?

Hermiona potaknęła, starając się ukryć wzruszenie.

– Teraz rozumie pan, czemu proszę pana o pomoc. Nie chcę robić tego po raz drugi. Nie wiem, czy zdołałabym ich odnaleźć i przywrócić im wspomnienia… Dzięki panu będą nadal tymi samymi ludźmi, będą robić to, co lubią, nie stracą wszystkiego i nie będą musieli kiedyś… jeśli by to nastąpiło… zaczynać od początku.

Premier uczynił taki ruch, jakby chciał wstać i podejść do niej, ale powstrzymał się.

– Proszę się nie martwić. Tym razem do niczego takiego nie dojdzie – zapewnił ją ciepło. – Ich gabinet dentystyczny nie zostanie zamknięty, po prostu zostaną zastąpieni innymi dentystami.

– Tak, żeby czarodzieje o tym wiedzieli?

– Co ma pani na myśli?

– To musi być oczywiste. Inaczej narazimy na niebezpieczeństwo tych ludzi, którzy będą ich zastępować. Norris może ich porwać, myśląc, że to moi rodzice.

David Cameron roześmiał się krótko.

– Musiałby być zupełnie ślepy… Mogę pani chyba zdradzić, że będzie to dwóch Murzynów.

– Wspaniale!

– Dom jest ich własnością, więc będą mogli zdecydować, co z nim zrobią. Mogą go wynająć albo sprzedać. Jeśli chodzi o warunki finansowe, proszę, oto warunki kontraktu – podał jej plik dokumentów. – To tylko szkic ze wszystkimi warunkami, nie ma tam żadnych nazw bazy czy innych danych, pozwalających na jej zidentyfikowanie. Proszę im to dać, kiedy będzie pani z nimi rozmawiać. W przyszły wtorek oboje zostaną zaproszeni do… nieważne gdzie, gdzie oficjalnie dostaną propozycję przeniesienia się i umowę. Wolałbym, żeby we wtorek wiedzieli już o wszystkim.

– Naturalnie – Hermiona uśmiechnęła się promiennie. – Nawet nie wie pan, jak panu dziękuję!

Premier sięgnął po dużą kopertę formatu A4 i podał jej.

– Ma pani założone konto w banku. W kopercie znajdzie pani kartę kredytową i plik czeków. Konto jest utajnione, więc w razie konieczności wizyty w banku… – zerknął na kartkę przed sobą, bo nie do końca pamiętał wszystkie szczegóły. – Ma pani konto numerowe. W razie konieczności wizyty w banku posługiwać się będzie pani kodem, w żadnym wypadku imieniem i nazwiskiem. Do poznania pani tożsamości uprawnione są, prócz mnie, dwie osoby. Dyrektor MI5 i Jack Parker, który w tej chwili nie ma o tym pojęcia. Chodziło o to, żeby wśród tych ludzi był ktoś, kto panią zna. Proszę podać mi pani aktualne konto bankowe. Dziś, najpóźniej jutro, dokonany zostanie utajniony transfer bankowy i całość pani pieniędzy będzie do pani wyłącznej dyspozycji. – Premier skrzywił się na widok kolejnej linijki na kartce. – Przykro mi o tym mówić, ale… W przypadku pani… śmierci, całość pieniędzy będzie do dyspozycji pani rodziców.

Hermiona skinęła głową na znak zgody.

– To całkowicie normalne.

Premier ciągnął:

– Pan Snape powiedział, że dysponujecie odpowiednim schronieniem tu, w Anglii i ewentualnie we Francji. Mimo to osoba, która odpowiedzialna jest za zorganizowanie tego wszystkiego, do końca tego tygodnia znajdzie przynajmniej jedno bezpieczne schronienie na wszelki wypadek. Poza tym zarówno pani, jak i pan Snape otrzymacie fałszywe tożsamości. Tylko nie wiem do końca, o co chodziło z tym wyglądem…

Hermiona odruchowo rzuciła okiem na człowieczka w peruce.

– Możemy na nieokreślony czas przybrać wygląd, jakikolwiek chcemy… i płeć – dodała, uśmiechając się lekko. – Do tego potrzeba nam tylko włosa osoby, której wygląd chcemy przybrać. Muszę dodać, że w momencie oddawania tego włosa ta osoba musi żyć. Więc to nie może być… nie wiem… jakaś stara peruka z prawdziwych włosów, jakieś stare włosy z muzeum czy… włosy jakiegoś zmarłego – wykrzywiła się.

Premier zastanawiał się chwilę.

– To znaczy, że możemy teraz ostrzyc kogoś, za kogo się w razie czego podacie, dać wam worek włosów i wkleić do paszportów zdjęcie tej osoby, tak?

– Dokładnie.

Premier pokręcił z niedowierzaniem głową i zanotował coś w notesie.

– Dobrze… nie wiem, jak ja to wyjaśnię, ale coś wymyślę. Co dalej… Acha. Dostanie pani adres i telefon kontaktowy, których może pani użyć w razie potrzeby. Być może wyjdą na jaw jakieś nowe problemy, okoliczności i będziecie potrzebować pomocy.

Hermiona siedziała oniemiała. Dostała o wiele więcej, niż mogła się spodziewać w najśmielszych marzeniach. Mugolski Premier, który ochrania w ten sposób świat czarodziejów?

– Sir… – zagadnęła go z wahaniem. – Nie umiem nawet powiedzieć, ile warte jest dla mnie… dla nas to, co pan robi, żeby nam pomóc. Tego… nie można oddać słowami, ale czasem słowa nie są potrzebne, żeby wyrazić, co się czuje – przypomniała sobie Charlesa Chevalier. – Ale chciałam zapytać, CZEMU pan to robi… Zjawia się u pana ktoś zupełnie panu obcy, z… zupełnie innego świata i żeby mu pomóc, musi pan zapewne uciekać się do zwariowanych tłumaczeń i szukać sposobów wyjaśnienia rzeczy nie do wyjaśnienia… i mimo to, zamiast powiedzieć „nie”, pomaga pan…

David Cameron spojrzał z uwagą na młodą kobietę przed sobą. Mógł odpowiedzieć na wiele różnych sposobów. Kilka lat temu, kiedy czarodzieje walczyli z tym ich zwariowanym czarnoksiężnikiem, jego świat też na tym ucierpiał. Z tego powodu prawie stracił urząd. Teraz całkiem przez przypadek musiał ukrywać istnienie czarodziejów, bo z powodu braku ostrożności, jak i nieznajomości techniki, no i czystego zbiegu okoliczności, ich tajemnica stanęła pod znakiem zapytania. A gdyby okazało się, że on o tym od dawna wiedział… byłby z pewnością skończony. To były całkiem logiczne powody, dla których Musiał to zrobić. Ale jednocześnie miał wrażenie, że Chce to zrobić.

– Wie pani, mam dwie córki i starsza z nich jest do pani podobna. Jest o wiele lat od pani młodsza, to jeszcze dziecko – powiedział wolno, prostując się w fotelu. – Ale kiedy w poniedziałek panią zobaczyłem, natychmiast przypomniała mi pani Nancy. Nie wyobrażam sobie, żeby moja córka mogła żyć w takim świecie, jaki opisał mi pani przyjaciel. W którym musiałaby wyrzec się mnie i mojej żony, żeby nas ochronić. Jestem za młody, żeby pamiętać drugą wojnę światową, ale sądzę, że to, co się niedawno u was działo, musiało ją przypominać. I teraz stoicie na krawędzi następnej. Anglia angażuje się w wiele konfliktów na całym świecie, żeby już nigdy więcej coś takiego się nie powtórzyło. Takie są moje przekonania i tylko teraz dotyczą… waszego świata. Ale proszę nie brać mnie za bohatera czy świętego. Swoją drogą chroniąc was, chronię i samego siebie. Czy raczej swoją pozycję.

Oboje uśmiechnęli się do siebie.

– Nie będę zabierać więcej pańskiego czasu – powiedziała Hermiona, wstając, czego nie powinna robić w towarzystwie Premiera. – Chciałabym bardzo, naprawdę bardzo panu podziękować – podeszła do niego i wyciągnęła do niego rękę i uścisnęła pewnie jego dłoń. – Ktoś bardzo mądry w naszym świecie powiedział kiedyś, że wielcy ludzie jednym małym gestem potrafią czynić wielkie rzeczy. Co dopiero kiedy ten gest jest… wielki.

David Cameron skłonił się lekko, dziękując za komplement.

– W naszym świecie zaś mówi się, że nikt nie rodzi się wielkim, ale się nim staje. Ale sądząc po tym, co o pani słyszałem, uważam, że to pani ma już za sobą.

Pożegnali się i dziewczyna wyszła z gabinetu Premiera, usiadła na krześle w poczekalni i zaczęła czytać o zabezpieczeniach w bazie, do której mieli zostać przeniesieni jej rodzice. Części słów zupełnie nie znała, ale pozostałe ją uspokoiły. Nie widziała żadnej możliwości pokonania dużej części z nich przy pomocy magii i wiedziała, że bez niej nikt nie ma szans dostać się do bazy.

To jej wystarczyło. Złożyła kartki i zaczęła drzeć je na kawałki, kiedy jedna z pań sięgnęła po nie i wrzuciła do niszczarki.

– Proszę się nie martwić. Wszystkie wióry zostaną wymieszane i spalone jeszcze dzisiejszego wieczora – uspokoiła dziewczynę.

Hermiona uśmiechnęła się promiennie, podziękowała i wyszła na dwór.

Dochodziła już siódma. Nie miała zbyt wielkiej ochoty jechać metrem do domu, więc zdecydowała się wrócić, aportując się prosto do domu. Tyle tylko, że na wszelki wypadek postanowiła oddalić się od Downing Streen 10.

Kiedy z trzaskiem aportowała się u siebie, była już siódma. Napisała do Severusa, że już może przyjść i poszła do kuchni przygotować coś na kolację.

Severus najwyraźniej czekał na wiadomość od niej, bo nie minęło pięć minut i pojawił się w korytarzyku.

– No i jak? – spytał natychmiast, podchodząc do niej i całując ją w czoło.

– Cudownie! Nawet nie wiesz, jakie mam wspaniałe nowiny! – zawołała, odłożyła rękawicę kuchenną i uwiesiła mu się na szyi. – Dał nam wszystko! Zajmie się moimi rodzicami, nami, mam specjalne numerowe konto w banku i kartę kredytową, mamy kontakt na wszelki wypadek, bezpieczny dom i co tylko zechcemy! Fałszywe paszporty i fałszywe tożsamości, które znane są tylko trzem osobom w całej Wielkiej Brytanii! Rodzice dostaną kontrakty w tajnej bazie wojskowej o najwyższym stopniu tajności!

Wyrzuciła to z siebie niemal jednym tchem, nie dopuszczając go do głosu, niepomna na to, że to co mówi, jest dla niego kompletnie bez sensu.

W końcu Severus roześmiał się i uciszył ją, kładąc palce na jej ustach.

– Z tego wszystkiego rozumiem, że ci się udało – podsumował. – A teraz może jakoś logiczniej, panno Granger, dobrze?

Dziewczyna zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów, żeby się uspokoić.

– No dobrze. Teraz będzie logiczniej. Chodź do kuchni, padam z głodu.

Severus też był głodny. Właśnie miał zbierać się na kolację, kiedy dostał od niej wiadomość. Powiedział tylko Minerwie, że wychodzi i nie wie, o której wróci i świsnął, nawet się nie przebierając.

Usiedli przy stoliku w kuchni i Hermiona zaczęła opowiadać i wyjaśniać różne rzeczy. Przy okazji skubała sałatkę z selera z rodzynkami i kukurydzą. Kiedy się najedli, przesiedli się na kanapę, bo istotnie krzesła nie należały do komfortowych. W ramach deseru dziewczyna podała ciastka czekoladowe i wreszcie poczuli się najedzeni.

– Zaiste, wspaniałe nowiny – podsumował Severus, patrząc na rozpromienioną Hermionę. – Wystarczy ciebie gdzieś wysłać i proszę… Czy to francuski Minister Magii, czy angielski Premier mugoli, dostajesz wszystko, co chcesz.

Dziewczyna parsknęła śmiechem.

– Jestem zazdrosny? – spytała, przekrzywiając głowę.

– Ależ oczywiście.

Hermiona spoważniała i pogłaskała go wierzchem dłoni po policzku.

– Ja też. O ciebie.

Severus przechylił się ku niej, ujął jej twarz w dłonie i przyciągnął lekko ku sobie. Pocałował jej usta, zrazu muskając ledwo wargami, ale po chwili coraz bardziej zdecydowanie. Dziewczyna przykryła delikatnie jego dłonie swoimi, po czym oddając pocałunek, zsunęła jedną na jego kark, a drugą wsunęła we włosy i zaczęła się nimi bawić. Przycisnęła usta do jego ust i przylgnęła do niego.

Całował coraz mocniej i Hermiona rozchyliła wargi, zapraszając go, na co natychmiast odpowiedział, odnajdując jej język swoim i pieszcząc go z każdą chwilą coraz namiętniej. Westchnęła, starając się dać mu tyle samo przyjemności i wkrótce ich pocałunek przeistoczył się w coś o wiele gorętszego. Oboje całowali się szaleńczo, walcząc o dominację, o oddech i tracąc z wolna wszelkie zmysły.

Severus pociągnął ją na siebie i żadne z nich nie wiedziało, kiedy Hermiona usiadła mu okrakiem na kolanach, wtulając się w niego. Sukienka podjechała do góry i odsłoniła jej nogi.

Pieścił jej plecy, ramiona i gdy otarła się o niego lekko, przesunął jedną rękę na jej pierś. Poznawał miękką krągłość i upajał się cichymi jękami, które z siebie wydawała. Zsunął usta na jej szyję i całował ją, kochając jej aksamitną skórę, jej smak i zapach. Kiedy dotarł do płatka jej ucha i przygryzł go lekko, dziewczyna westchnęła jeszcze mocniej. Jej drżące ręce zsunęły się na jego tors i zaczęły rozpinać guzik po guziku, ocierając się o jego ciało i rozpalając go, jakby w tych miejscach lizały go jakieś słodkie płomienie. Jeszcze chwilę wodził językiem po jej uchu, ale dziewczyna wyrwała się i to ona zaczęła całować go po szyi, przygryzając delikatnie i kojąc ugryzienia wilgotnym językiem, wodząc po niej gorącymi wargami i równocześnie rozpinając coraz gwałtowniej jego koszulę.

Otarła się o niego jeszcze raz, wyczuwając jego męskość i Severus westchnął nieprzytomnie. Zsunął drugą dłoń na jej pośladki i przysunął ją bliżej, chcąc poczuć ją znów. Hermiona wróciła do jego warg, równocześnie wyciągając mu koszulę ze spodni i próbując ją zdjąć. Zderzali się ustami, gdy wysuwał ręce z rękawów i zadrżał, kiedy przylgnęła do niego na nowo i poczuł jej kształty przez cienką sukienkę. Przesunął dłonią po gładkim udzie i wsunął ją pod ciasną dzianinę. Dziewczyna otarła się jeszcze mocniej o jego męskość i praktycznie stracił zmysły. I gdy czuł jej dotyk na nagiej skórze, jakaś ocalała resztka jego zdrowego rozsądku zrozumiała, co właśnie robią.

Odsunął ją trochę, choć równocześnie coś w nim zawyło z pożądania.

– Hermiono – wydyszał, a gdy próbowała go pocałować, odchylił głowę. – Hermiono…

– Severus – szepnęła, zamierając na chwilę.

– Nie mam… eliksiru…

Dziewczyna westchnęła z… ulgą?

– Ale ja znam zaklęcie…

Musiał się upewnić, bo wiedział, że jeśli nie zrobi tego teraz, nie będzie się już w stanie opanować.

– Jesteś pewna? Że chcesz?

– Proszę, kochaj mnie… – szepnęła mu do ucha.

Poddał się z radością. Wsunął obie dłonie pod sukienkę, zsunął ją z niej i odrzucił gdzieś na bok. Gdy poczuł gorąc jej ciała na swoim, zadrżał i z piersi wyrwało mu się głuche westchnienie. Stłumił je, zanurzając twarz w rowku między jej piersiami. Błądził palcami po śliskim, rozgrzanym od jej ciała jedwabiu, pieścił dwa stwardniałe punkciki i chłonął jej zapach. Dziewczyna przysunęła się do niego, poruszając biodrami i ocierając się o niego coraz mocniej i poczuł wyraźnie, że jest równie podniecona jak on. Miał wrażenie, że umrze, jeśli się od niej choć na chwilę odsunie, jak przestanie jej dotykać, ale resztką woli zmusił się do oderwania od jej ust i przytrzymał jej ręce.

– Chodź do sypialni – szepnął.

Wziął ją na ręce i zaniósł tam, idąc na pamięć, bo nic nie widział. Gdy dotarł nieoczekiwanie do łóżka, zachwiał się, stawiając ją na podłogę. Dziewczyna zsunęła ręce na jego spodnie i zaczęła rozpinać guziki znaczące twardą wypukłość. Czując jej dotyk, Severus stracił oddech i niemal oszalał. Zsunął ramiączka jej stanika, wsuwając pod nie palce i spychając je ustami i gdy oba opadły na boki, rozpiął go drżącymi rękoma. Jej stanik i jego spodnie opadły na ziemię równocześnie. Zaplątał się, próbując nieudolnie z nich wyjść i musiał wpierw zdjąć buty, zsuwając jeden drugim. Gdy dziewczyna zaczęła go głaskać po klatce piersiowej, sięgnął do jej piersi i zaczął je pieścić najdelikatniej, jak potrafił. Były… piękne. Dwie pełne, gładkie półkule, pasujące idealnie do jego dłoni, miękkie i rozpalone i odpowiadające na jego najlżejszy dotyk…

Gdy poczuł, że jej dłonie wędrują niżej, przytrzymał je kurczowo. Był pewien, że jeszcze chwila i nie będzie umiał się powstrzymać.

Pchnął ją lekko na łóżko, położył się obok i zaczął całować jej szyję i wolno zsuwał usta niżej. Chwilę rozkoszował się jej dekoltem, aż dotarł do jej piersi. Kiedy otarł się o jedną z nich policzkiem, Hermiona nabrała gwałtownie powietrza. Przesunął usta na bok, wodząc nimi po aksamitnej skórze, zanurzył w nią twarz, aż dotarł do stwardniałego sutka. Gdy wziął go do ust i zaczął pieścić językiem, dziewczyna aż zajęczała nieprzytomnie i wsunęła dłonie w jego włosy. Chwilę ssał ją delikatnie, pieszcząc równocześnie drugą pierś dłonią, ale gdy poruszyła biodrami, zsunął wolno rękę na jej brzuch. Kreślił palcami nieznane figury, rysował wzory, sięgając coraz niżej, ale wciąż droczył się z nią, nie dotykając jej tam, gdzie pragnęła najbardziej. Gdy zaczęła wić się i szeptać coś bez sensu, odsunął na bok cieniutką tkaninę i zanurzył palce w jej wilgotnej, gorącej kobiecości. Załkała głośno i wygięła się zapraszająco, więc kontynuował pieszczoty, próbując opanować się jeszcze chwilę. Pragnął jej do bólu, do szaleństwa. Cały drżał z pożądania. Ale jeśli chciał, by i ona osiągnęła spełnienie, musiał doprowadzić ją do stanu, gdzie była blisko.

I zrobił to.

Hermiona rozpaczliwie próbowała go dotknąć, ale odsuwał jej ręce, pieszcząc jednocześnie tak, że aż miała ochotę krzyczeć. Nie mogła już dłużej czekać.

– Severusie, proszę… – wyłkała, rzucając głową po poduszce i szarpiąc prześcieradło.

– O co prosisz, maleńka – zapytał niskim, ochrypłym z pożądania głosem.

– Proszę… błagam…

– O co…

– Chcę cię… poczuć…

Och, Merlinie!!! Coś w nim wybuchło. Nie wiedział, jak i kiedy zsunął ich bieliznę. Pochylił się, odszukał ją i pchnął delikatnie. I jeszcze raz…

Rozkosz była porażająca. Nie panował nad sobą zupełnie. Nie potrafił, nie mógł.

– Och, tak… – wyszeptał nieprzytomnie – Och, Hermiono… o, tak…

Gdy zanurzył się w niej do końca, zaczął falować. Dziewczyna starała się spotkać każdy jego ruch, obejmując go kurczowo i pojękując co jakiś czas. Ich ręce błądziły gorączkowo po ich ciałach, usta z początku ocierały się o siebie lub o ramiona, o szyję, ale gdy ich wspólny rytm przyspieszył, nie byli już w stanie myśleć o pocałunkach. Zaczęła tracić oddech, zmysły, rozum i czuła, że chce go jeszcze bardziej, jeszcze mocniej, jeszcze gwałtowniej… Niewidzącym wzrokiem patrzyła gdzieś ponad jego ramieniem, próbując odnaleźć to, czego zaczęło domagać się całe jej ciało. Opadała z sił, ale chciała jeszcze. Zaczęła pojękiwać z wysiłku, czując, że to jest już gdzieś blisko, coraz bliżej… zacisnęła oczy, próbując po to sięgnąć… jeszcze bliżej… i nagle wybuchła w niej rozkosz. Przelewała się przez całe jej ciało, przez jej umysł, gwałtownymi falami, nie pozwalając zaczerpnąć tchu i jednocześnie sprawiając, że wołała jego imię raz za razem, coraz ciszej i wolniej… aż opadła do tyłu, osuwając się w spokój, jeszcze tylko od czasu do czasu czując odległe muśnięcia przyjemności…

Severus tonął w niej i wynurzał się tylko po to, żeby osunąć się znów, jeszcze głębiej… Czuł ogarniający go ogień, który mógł ugasić tylko w jeden sposób. Równocześnie chciał tego i chciał to odwlec, tak, by na nią poczekać… Ale z każdym ruchem musiał wracać do niej szybciej, musiał mieć ją coraz mocniej, w rytm coraz bardziej urywanego oddechu, aż nie mógł złapać tchu. Jego ruchy stały się chaotyczne i czuł, że lada chwila nie będzie już mógł się powstrzymywać gdy, jak przez mgłę, usłyszał, jak go woła, wbijając paznokcie w jego napięte do granic wytrzymałości mięśnie i zrozumiał, że już nie musi czekać.

Zacisnął oczy, starając się utrzymać choć jeszcze chwilę na trzęsących się rękach i poczuł, jak ogień ogarnął go całego, więc pchnął ją po raz ostatni i doszedł tak gwałtownie, że aż krzyknął zduszonym głosem. I bezsilny osunął się na Hermionę, wstrząsany paroksyzmami rozkoszy.

Gdy wrócił do rzeczywistości, przechylił się na bok i położył koło niej. Objął ją lekko, Hermiona przytuliła się do niego i przez chwilę leżeli, nic nie mówiąc. Ich oddechy z wolna się uspokajały. Dziewczyna sięgnęła do jego twarzy, na której perliły się jeszcze kropelki potu i przesunęła delikatnie palcem po jego ustach, ale nie miał nawet siły zareagować.

Hermiona chciała mu powiedzieć tak wiele, ale … zwykłe „było cudownie” było niegodne tego, co właśnie przeżyli. „Kocham cię” było dla niego tak … wielkim słowem, że nie wolno było nim szafować. Za to, co się stało, nie można było dziękować, ofiarowali sobie nawzajem coś, za co nie istniały podziękowania…

W końcu wybrała to, co było dla niej ważne.

– Teraz jestem twoja – szepnęła, głaszcząc go po policzku.

Otworzył oczy i przez parę sekund po prostu na nią patrzył. Potem sięgnął z trudem po jej rękę, ucałował koniuszki jej palców i odszepnął:

– Jesteś moja.

Ich ciała były jeszcze wilgotne od potu, ale Hermionie zaczęło się robić zimno, więc naciągnęła na nich cienki koc i przytuliła się do Severusa. Kiedy jego oddech zwolnił i się wyrównał, domyśliła się, że zasnął.

Najdelikatniej jak mogła, rozplątała ich nogi, ostrożnie wysunęła się spod koca i wstała. Cichutko wyszła do salonu po ich różdżki i rzuciła na siebie zaklęcie antykoncepcyjne. Trzeba przyznać, że nie było to łatwe, do tego potrzeba było skupienia, a ona w tej chwili z trudem trzymała się na nogach.

Położyła swoją różdżkę na stoliku obok, przechyliła się i położyła różdżkę Severusa po, zazwyczaj, jej stronie łóżka, stukając nią w budzik. I niechcący włączając alarm. Wtuliła się w niego na powrót i zasnęła.

 

 

Severus zbudził się i gdy otworzył oczy, przez kilka sekund nie wiedział, gdzie jest. Ale gdy w świetle padającym z okna dostrzegł leżącą obok Hermionę, zrozumiał.

Spała głęboko z głową opartą o jego ramię, oddychając przez półotwarte usta. Miała błogi wyraz twarzy. Kosmyk włosów osunął się na jej policzek, więc sięgnął po niego i odgarnął go do tyłu. Dziewczyna poruszyła się przez sen, wyszeptała jego imię, ułożyła się trochę inaczej i spała dalej.

Uśmiechnął się lekko, patrząc na tę wspaniałą czarownicę w jego ramionach. Czuł się cudownie. Miał wrażenie, że był właśnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

I wcale nie chodziło o to, że minęły lata od ostatniego razu. Po raz pierwszy kochał się z kobietą, którą… kochał. Której pragnął do szaleństwa. I był to najwspanialszy seks, jakiego w życiu doświadczył.

Co nie znaczy, że wszystkie poprzednie były złe. Czasami były wspaniałe, ale wtedy po prostu chodziło mu o zaspokojenie potrzeb własnego ciała. Dziś najważniejsza dla niego była ona i jej przyjemność.

Do tej pory nie dane mu było zaznać szczęścia bycia z kimś, na kim mu zależało. Przez całe lata tęsknił za tym i zżymał się, że rola szpiega całkowicie wykluczyła normalne życie. Potem pogodził się z tym, pragnąc już tylko zakończyć swoją misję i umrzeć.

Dziś zaś cieszył się, że przeżył. Odnalazł kobietę, którą pokochał i która pokochała jego. Chciała być z nim, nie zważając na jego przeszłość, jego wady i jego wiek. Chciała być jego.

A on chciał być jej. Chciał uczynić ją szczęśliwą i móc widzieć codziennie radosny, błogi uśmiech na jej pięknej twarzy.

Długo rozmyślał o ostatnich miesiącach. Pojawiła się w jego życiu nagle i zmieniła cały jego świat. Sprawiła, że zaczął się uśmiechać i cieszyć, że odważył się zacząć marzyć o lepszej przyszłości. Odważył się spróbować.

Uśmiechnął się znów, przesuwając wzrokiem po jej nosku, ustach i policzkach. Nie czuł się senny, ale nie ruszał się, żeby nie zbudzić śpiącej w jego objęciach dziewczyny. Jednak w końcu, nie wiedzieć kiedy, jego oczy się zamknęły, wtulił twarz w jej pachnące migdałami włosy i zasnął, by śnić migdałowe sny.

 

 

– …ekaw, czy wiecie, że bekon można smażyć zupełnie bez tłuszczu? Naprawdę, wszystko zależy od patelni!

Severus usiadł gwałtownie otwierając oczy. Odruchowo spojrzał na lewo, gdzie powinna być jego szafka nocna i choć nie rozpoznał szafeczki, dostrzegł swoją różdżkę, więc złapał ją i rozejrzał się w poszukiwaniu tego kogoś.

– Henry, jestem pewien, że będziesz musiał to wszystko powtórzyć za godzinę lub dwie, bo o tej porze nikt nie smaży bekonu – zaśmiał się ktoś inny.

Oba głosy dochodziły gdzieś z bliska, z lewej strony. Z pewnością mieli peleryny niewidki albo zaklęcia zwodzące! Błyskawicznie rzucił oszałamiaczem w ich stronę… i dobiegł go głośny śmiech Hermiony.

– To tylko mój budzik – wykrztusiła, opuszczając jego różdżkę na koc.

– Nigdy nie wiadomo, przecież gdyby nie było w Anglii żadnych rannych ptaszków, nas też by tu nie było! Więc szanowni państwo, gorąco polecam…

Hermiona, nadal śmiejąc się, przechyliła się przez niego i stuknęła ręką w czarne pudełko na szafce nocnej, na którym dopiero teraz dostrzegł godzinę. Za pięć szósta.

Głosy nagle umilkły. Severus spojrzał na dziewczynę, na pudełko i z powrotem na dziewczynę. Która dostała ataku śmiechu.

– Twój kto? – zapytał.

Ale nie dostał odpowiedzi. Hermiona aż złapała się za usta i zawyła, nie mogąc się opanować. Dopiero po chwili zaczęła się uspokajać, ocierając łzy z oczu.

– Nie kto… – spróbowała odpowiedzieć i zachichotała na nowo. – Tylko co… Budzik… Właśnie oszołomiłeś mój budzik… – znów parsknęła śmiechem.

Severus osunął się na poduszkę. Nie widział w tym nic śmiesznego, ale właśnie dotarło do niego, że jest szósta rano. Nie wrócił wczoraj do Hogwartu, nie odezwał się do Minerwy… całe szczęście, że wychodząc, uprzedził ją że nie wie, o której wróci… I powiedział, że wybiera się do Hermiony. No cóż, teraz, kiedy Minerwa wiedziała, że są razem, z pewnością bez problemu zgadnie, co go mogło zatrzymać na całą noc…

Wyobraził sobie jej minę, trochę zgorszoną, a trochę zażenowaną… i uśmiechnął się kącikiem ust.

– No nareszcie zareagowałeś – powiedziała Hermiona. – Zrozumiałeś?

– Nie myślałem o tym, jak mu tam, budziku, ale o minie Opiekunki twojego domu, kiedy wreszcie się pojawię w zamku – odparł i stłumił ziewnięcie.

Uśmiech znikł z twarzy Hermiony. Uniosła się lekko na łokciu i koc zsunął się z niej, odsłaniając trochę jej lewą pierś.

– Myślisz, że się o ciebie martwi, bo nie wróciłeś wczoraj?

Severus spojrzał kątem oka na krągłość tuż koło niego i poczuł, jak jego ciało zaczyna reagować. Ale postanowił się opanować. Po pierwsze faktycznie był czas wrócić do Hogwartu, jego nieobecność na kolacji i następnego dnia na śniadaniu mogła wydać się trochę zagadkowa. Minerwa z pewnością trochę się niepokoiła, a poza tym nie chciał… narzucać się Hermionie. Dała mu wczoraj więcej, niż był w stanie sobie wyobrazić i nie chciał uchodzić w jej oczach za jakiegoś … Nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Niewyżytego zboczeńca?

O co ona pytała…? Acha, o Minerwę.

– Nie mówiłem ci jeszcze? Porozmawiałem z Minerwą i powiedziałem jej, że jesteśmy razem – powiedział, siadając na brzegu łóżka i zasłaniając się kocem. – Wczoraj powiedziałem jej, że wybieram się do ciebie, więc z pewnością domyśla się, co mogło mnie zatrzymać. Ale chyba czas będzie wrócić na śniadanie, jeśli nie chcę, żeby pozostali nauczyciele zaczęli również orientować się w sytuacji.

Hermiona patrzyła na niego trochę zaskoczona, trochę zażenowana. Zanim się odezwała, dorzucił:

– Nie musisz wstawać, śpij jeszcze. Pójdę się wykąpać.

Wstał i podszedł do drzwi, starając się być zwrócony cały czas tyłem do niej. Przyda ci się zimny prysznic…

Hermiona wstała zaraz po nim, szybko zarzuciła na siebie za dużą podkoszulkę i pozbierała porozrzucane ubrania. Nie mogąc umyć zębów, przepłukała usta w kuchni i ziewając, zrobiła sobie herbatę.

Severus wyszedł z łazienki owinięty ręcznikiem i pachnący świeżością.

– Nie idziesz spać? – podszedł do niej i pocałował delikatnie na dzień dobry.

– Chyba już się wyspałam – odparła, wspięła się na palce i pociągnąwszy jego głowę ku sobie, przesunęła ustami po jego nosie.

– Co to miało być? – zapytał rozweselony.

– Idź się ubierz. Jeśli w takim stanie wrócisz do Hogwartu, wszyscy natychmiast zorientują się, co porabiał w nocy ich dyrektor – zaśmiała się, odwracając się i wskazała mu jego ubranie na kanapie.

Severus spojrzał na zielony ręcznik.

– Przynajmniej jest w odpowiednim kolorze. Gdybym pojawił się w złoto-czerwonym…

Dziewczyna obrzuciła go spojrzeniem, starając się wyobrazić go sobie w barwach Gryffindoru i parsknęła śmiechem. I patrząc na jego nagie ręce, nagle zrozumiała, co widzi.

Podeszła do niego wolno, z poważną miną i delikatnie przesunęła palcami po gładkim, lewym przedramieniu. Bez śladu Mrocznego Znaku.

– Usunąłeś go? Bo był chyba gdzieś tu? – spytała, podnosząc na niego wzrok.

– Sam zniknął. Pewnie w momencie jego śmierci. Nie wiem. Kiedy oprzytomniałem w Św. Mungu, już go nie miałem – zaprzeczył.

– Nie wiedziałam…

– Sądzę, że chyba nikt nie wie, prócz Uzdrowicieli. Jestem jedynym, który przeżył.

Pogłaskał ją po włosach i poszedł się ubrać.

– Umów się z twoimi rodzicami, musimy jak najszybciej z nimi porozmawiać – powiedział, gdy wrócił. Schludnie ubrany, z poważną twarzą, wyglądał na wcielenie niewinności. – Daj mi znać, o której mają czas.

– Wiesz, tak sobie myślę… że może powinniśmy dołączyć profesor McGonagall do Wspólnoty…? – odparła Hermiona, myśląc, że gdyby Severus mógł przesłać jej wiadomość, że wszystko w porządku, mógłby u niej zostać…

Severus natychmiast zgadł, jakie myśli chodziły jej po głowie. Czyżby nie wzięła tego za narzucanie się…?

Ale tylko skinął głową i pocałował w czubek głowy.

– Będzie trzeba o tym pomyśleć. Daj mi znać.

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 35Dwa Słowa Rozdział 37 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 7 komentarzy

    1. Ktoś mi to już pisał i nawet znalazłam jakaś polemikę między uczonymi, czy powinno się tego słowa używać, czy nie.
      Mnie nie razi… ale nie można zapomieć, że kiedy wyjeżdżałam z Polski, ponad dobre 20 lat temu, to słowo miało inny wydźwięk.
      Ale choć teraz może być źle postrzegane – uznałam, że nie będę zmieniać. Generalnie publikację w necie traktuję podobnie jak publikację książki – to znaczy jak już coś napisałam, to tak jest – a jeśli popełniłam błąd to cóż… trudno. Moja wina.

Dodaj komentarz