Dwa Słowa EPILOG część 5

Hermiona z Severusem aportowali się w drugim wymiarze na Place de la Bastille. Po wejściu do Ministerstwa stanęli w krótkiej kolejce do Acceuil, otrzymali naklejki i przeszli do stanowiska kontroli różdżek. Severus bardzo niechętnie pozwolił założyć blokady i ponieważ mieli jeszcze dużo czasu przed sobą, poszli do Jean Jacquesa.

– Dużo czasu? – uśmiechnął się Francuz. – Tak się wam tylko wydaje. Chodźmy już, musimy się przebrać. I muszę wam wyjaśnić, jak to u nas wygląda.

– Nasze szaty się nie nadają? – zdziwiła się Hermiona, przyglądając się swojej najnowszej szacie, w której zdaniem Ginny wyglądała oszałamiająco.

– Nie, ale nie dlatego że nie są eleganckie, ale dlatego, że wszyscy uczestnicy procesu noszą u nas specjalne stroje.

Przeszli więc do baszty Południowej, w której znajdowały się sale rozpraw. Jean Jacques zaprowadził ich do niewielkiego pokoju, w którym pod ścianami stało kilka dużych drewnianych szaf, a pod oknem rząd stołów dosuniętych aż do ściany. Trzech mężczyzn i dwie kobiety poprawiało właśnie na sobie czarne szaty.

Jean Jacques przeszedł wolno wzdłuż szaf, odczytując małe napisy na kolorowych karteczkach i w końcu otworzył jedną z nich. Hermiona podeszła i przyjrzała się szafce. Biały napis na czarnej karteczce głosił ALEGATS.

– Co to jest ALEGATS? – usłyszała samą siebie, zanim zdała sobie sprawę, że otworzyła usta.

Jean Jacques wyjął ze środka dwa wieszaki i podał im.

– Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Te dwie powinny na was pasować. Możecie założyć je na wasze ubrania.

Dziewczyna wzięła do ręki czarną szatę i podniosła do góry, żeby się jej przyjrzeć. Była zrobiona z cienkiego, lejącego się jedwabiu, który połyskiwał w świetle pochodni. Rozejrzała się, gdzie może położyć swój płaszcz i torbę i zobaczyła, że właśnie do tego służyły stoły pod oknem.

Szata byłaby może nieco za długa, ale ponieważ dziewczyna miała buty na obcasie, nie ciągnęła się po ziemi. Po bokach wisiały dwa długie paski, które, jak podejrzała u grupki stojącej niedaleko, zawiązywało się z tyłu, by dopasować szatę do figury. Wiązanie zakrywała z tyłu szeroka, równie długa peleryna, która przyszyta była tylko na ramionach i spływała na plecy eleganckimi fałdami. Spod wysokiego, sztywnego kołnierzyka wystawała czarna szarfa. Jean Jacques zawiązał ją w wielką kokardę, więc Hermiona zrobiła to samo.

Szata Severusa była o wiele dłuższa, ale i tak ledwo przykrywała górę butów. Spod rękawów wystawały mu czarne mankiety surduta i dłuższej, białej koszuli.

– Na następny raz postaram się o dłuższą – zapewnił go Jean Jacques. – W ogóle następnym razem będziecie mieli paski identyfikacyjne. Dziś zupełnie nie miałem czasu ich odebrać.

– Nie ma problemu – zapewniła go Hermiona. – No więc teraz nam wszystko wyjaśnij.

Jean Jacques zaprowadził ich do poczekalni, gdzie zebrało się sporo ludzi, zamówił trzy kawy ze śmietanką oprószoną czekoladą i gdy usiedli przy malutkim stoliku, wreszcie zaczął wyjaśniać.

– Nasza Jastence (czytaj Żastąs) bardzo różni się od waszego Wizengamotu. Rozprawom przewodzi u nas Mistrz Sprawiedliwości, a nie Minister. To nie jest stanowisko, ale zawód. Tak jak Mistrz Eliksirów – spojrzał na Severusa. – Nasz sąd składa się z Wielkiego Sędziego, który w sprawach o morderstwa nazywa się Inkwizytorem, Instygatora czyli waszego oskarżyciela i Referendarzy Zwykłych i Niezwykłych, to znaczy sędziów, którzy wspierają Wielkiego Sędziego. Oskarżonego broni Trybun. Tych, którzy składają zeznania, nazywamy Alegatami. Są Alegaci Patrzący, którzy tylko widzieli jakieś zdarzenie i Alegaci Zaangażowani, czyli tacy, którzy brali w nim udział.

– Czyli my – domyśliła się Hermiona.

– Dokładnie. Jeśli potrzeba kogoś, kto może wydać opinię, na przykład potwierdzić, czy eliksir wielosokowy może działać dłużej niż godzinę, czy nie, możemy wezwać Mistrza Eliksirów. Taka rola nazywa się tu Augur.

Acha, zapomniałbym. Nad całością rozprawy czuwa Nestor, którego zadaniem jest nadzorowanie, czy spełnione są wszystkie warunki, czy decyzje są podejmowane w odpowiednich momentach i ogólnie, czy cała procedura jest zachowana.

Jakiś starszy mężczyzna wylewitował na ich stół duże filiżanki z bardzo aromatyczną kawą i Jean Jacques przerwał na chwilę wyjaśnianie. Gdy już upili pierwsze łyki, kontynuował:

– W przeciwieństwie do waszego Wizengamotu, w Jastence prawo do głosu mają tylko wezwani na środek uczestnicy procesu. Takie zamieszanie jak u was tu po prostu nie istnieje. Więc pamiętajcie, musicie być cicho. Każdy uczestnik procesu dostaje pierścień, którym sygnuje wszystko, co mówi. To taki rodzaj magicznej przysięgi.

Hermiona zmarszczyła brwi i odstawiła kawę.

– Coś jak Wieczysta Przysięga?

Severus również poczuł się zaintrygowany. Co za szczęście, że ona pyta o wszystko.

– Nie, ale równie poważna. Wieczysta Przysięga zobowiązuje cię do zrobienia czegoś wobec kogoś innego. W tym wypadku zaś poświadczasz swoją magią to, co powiedziałaś. Możesz się domyślać, co się stanie, jeśli będziesz kłamać – odparł bardzo poważnym tonem Jean Jacques.

Koło nich przeszła jakaś kobieta z szarą kokardą i Jean Jacques, nie czekając na ich pytania, pochylił się ku nim i powiedział półgłosem:

– To jest Trybun Cabrela. Poznaję po szarej szarfie.

Hermiona powiodła za nią wzrokiem, a Severus wydął usta w powątpiewającym uśmieszku.

– Niezbyt przyjemna rola. Ciekawe, jak chce go wybronić.

Jean Jacques parsknął śmiechem i dopił kawę.

– Chce, czy nie chce, takie ma zadanie.

– Jakie są jeszcze inne kolory? – kontynuowała pytania Hermiona.

– Nestor ma białą kokardę, Mistrz Sprawiedliwości złotą, Wielki Sędzia bordową, Referendarze czerwoną, jasną i ciemną…

– Oskarżyciel? – podpowiedziała Hermiona, bo Jean Jacques się zaciął.

– Ach tak. Granatową. A Augurowie mają jasnozieloną.

Dziewczyna rozejrzała się dookoła, ale wszędzie widziała tylko czarne.

– Czemu ich tu nie ma?

Jean Jacques uśmiechnął się, oparł o niezbyt wygodne oparcie i założył nogę na nogę.

– Tu zobaczyć można tylko Alegatów i Augurów. I czasem Trybunów, choć raczej rzadko. Pozostałym nie wolno tu przychodzić. Wielki Sędzia, Instygator, Referendarze czy Mistrzowie muszą pozostać anonimowi. Zobaczycie, jak będziemy na sali rozpraw, oni wszyscy wejdą dopiero, gdy w ich rzędach zapadnie mrok. Zgodnie z procedurą są Bezimienni.

Hermiona i Severus spojrzeli po sobie. Istotnie, Jastence znacznie różniła się od Wizengamotu.

Dokończyli kawę i poszli do sali rozpraw.

Była to duża, przestronna sala przypominająca arenę. Liczne wejścia dla publiczności znajdowały się na samej górze i kolejne rzędy drewnianych ław schodziły stromo w dół. Można się było do nich dostać wąskimi schodami bez poręczy. Pomimo tego, że nigdzie nie było okien, w sali było jasno. Hermiona zadarła głowę i zorientowała się, że światło wpada przez sufit, który sprawiał wrażenie lekko wypukłego.

Zeszli na sam dół i Jean Jacques porozmawiał chwilę z czarodziejem w szarej szacie, trochę podobnej do ich i mężczyzna otworzył barierkę i przeszli do pustego kręgu pośrodku sali.

Zajęli miejsca w długich ławach po prawej stronie, najwyraźniej przeznaczonych dla świadków, bo siedziało już w nich parę osób z czarnymi kokardami. Dziewczyna zaczęła się rozglądać dookoła.

Naprzeciw znajdował się niewielki pusty stół, zaś pomiędzy nimi stały trzy krzesła z prostymi oparciami.

Dopiero wtedy dostrzegli, że rzędy dla publiczności biegną tylko z trzech stron sali. Czwarta nie była zaokrąglona, ale prosta, rzędy o wiele bardziej przestronne, zamiast drewnianych ław dostrzegli stoły i wygodne krzesła z podłokietnikami. Hermiona natychmiast domyśliła się, że były to miejsca dla sądu.

Sala powoli zapełniała się, szmer rozmów przemienił się w ożywiony gwar, pokasływania mieszały się z miarowymi krokami mężczyzn i stukotem damskich obcasów.

Do tej pory działo się tak dużo, że jej umysł ustawicznie był zajęty. Pierwszy dzień pracy, przejmowanie obowiązków Lawforda, potem wyjaśnienia Jean Jacquesa… ale teraz, kiedy już była w sali rozpraw, wreszcie dotarło do niej, że znów jest w sądzie.

Fala strachu zalała ją na nowo i niemal sparaliżowała. Znów w sądzie. Znów będą pytać, oczerniać, kłamać…

Po sprawie Norrisa miała już dość absurdów, przeinaczania i naginania prawdy i nade wszystko niemocy. Nie umiała i szczerze mówiąc, już nie miała siły się przed tym bronić. Przez lata oszczerstw i zawoalowanych kłamstw w jej szkolnych latach oraz absurdów, gdy powrócił Voldemort, udawało się jej iść z podniesioną głową, choć część z nich wymierzona była bezpośrednio w nią. Potem na własne oczy widziała herezje opowiadane i wymyślane w czasie procesu Severusa i mierziło ją to, choć wtedy jeszcze był jej zupełnie obojętny. Po prostu czuła oburzenie, widząc, jak niektórzy ludzie mogli przeinaczać fakty, byle tylko oczyścić siebie, opluwając przy tym kogoś innego.

Ale pokonała ją sprawa Norrisa. Tym razem wynajdowane absurdy odczuwała podwójnie, te skierowane przeciw niej i te przeciw Severusowi. Wszystkie kłamstwa były niczym igły, które wbijały się jej prosto w serce, które krwawiło coraz bardziej. I za nią, i za niego.

Usłyszała już tyle, że nie mogła znieść więcej. Zarzucano jej, że w całą tę sprawę wplątała się celowo, byle tylko podtrzymać swoją popularność po drugiej wojnie, że była Śmierciożercą i przez lata szpiegowała Harry’ego i sypiała z Severusem, ale po upadku Voldemorta oboje przeszli na stronę Światła, że tym razem to nie Norris, ale właśnie oni sfabrykowali rozmaite wspomnienia, licząc, że któreś z nich zostanie Ministrem Magii. Obrzucono ją stekiem wyzwisk, bo zdaniem niektórych to ona zdradziła Rona dla Severusa. Ktoś posunął się nawet do tego, że sugerował jej romans z francuskim Ministrem Magii, który tylko dlatego zdecydował się im pomóc.

Severusa oskarżano o nadużywanie swojej pozycji jako profesora, a potem dyrektora do zmuszania do kontaktów seksualnych, pojenie Hermiony amortencją, maltretowanie Lawforda i Stone’a oraz działanie przeciw Norrisowi i Smithowi, bo chciał zająć ich miejsce i poprowadzić za sobą resztę, by odnowić idee Voldemorta i zapanować nad czarodziejskim światem…

Hermiona nie umiała zrozumieć, skąd brali się ludzie, którzy byli w stanie wymyśleć wszystkie te oszczerstwa i jak to było możliwe, że byli i tacy, którzy w to wierzyli! To też był jakiś absurd, który ją przerastał.

Każde z tych kłamstw, każda igła, wbijały się coraz głębiej zarówno w jej serce, jak i duszę. Każdy dzień przed Wizengamotem, każde spotkanie z prasą sprawiały, że bolało coraz bardziej. Nie pojmowała, czym sobie na to z Severusem zasłużyli.

Jej umysł buntował się za każdym razem coraz bardziej, szarpał się coraz gwałtowniej, tak mocno, że miała ochotę krzyczeć, wyć i błagać, żeby wreszcie wszyscy zostawili ich już w spokoju! Przecież nie robili tego dla poklasku, dla wdzięczności i teraz pragnęła już tylko spokoju i anonimowości.

Myśl, że teraz wszystko zacznie się na nowo sprawiła, że coś w niej zaczęło dygotać ze strachu i z nerwów w niemym proteście.

Sięgnęła po rękę Severusa, a ten spojrzał na nią uważnie, zamknął jej małą dłoń w swojej i uścisnął lekko. Poczuła się lepiej, jakby wynurzyła głowę ponad fale.

W którymś momencie usłyszeli wołanie i w ławach dla publiczności rozpoznali Ricky’ego.

– Będziemy musieli koniecznie się z nim zobaczyć! – powiedziała Hermiona, obracając się do Jean Jacquesa. – Nawet mu nie podziękowałam!

– Coś wymyślimy – odparł uspokajająco Jean Jacques.

Chwilę później usiadł koło nich młody czarodziej o skośnych oczach.

– Dzień dobry państwu – ukłonił się im, składając dłonie i pochylając głowę. – Jestem Quang Thin Zhu i w czasie całego procesu będę państwa tłumaczem.

Dopiero wtedy do Hermiony dotarło, że mężczyzna mówi po angielsku, w dodatku bez śladu francuskiego akcentu.

Severus spojrzał na Jean Jacquesa, unosząc pytająco brew i Francuz natychmiast odgadł, o co chodzi.

– W czasie rozprawy musicie mieć tłumacza z Ministerstwa. Kogoś neutralnego, nie związanego ani z wami, ani z oskarżonym – wyjaśnił krótko.

Quang Thin skłonił się nisko Jean Jacquesowi.

– Doskonale powiedziane. Gdyby pan Legrand był państwa tłumaczem, ktoś mógłby zarzucić mu stronniczość, deformację waszych odpowiedzi albo wręcz kłamstwo.

Severus potaknął, zaś Hermiona spytała niepewnie:

– W jakim języku mam mówić? Skoro znam francuski?

Azjata uśmiechnął się do niej radośnie.

– Powinna mówić pani po angielsku. Wówczas eliminujemy możliwość złych odpowiedzi, przeinaczonych z powodu wyboru złego słownictwa.

– I odpowiadając, mamy się zwracać do sędziów… przepraszam. Do Trybunów i Referendów…

–… Referendarzy – poprawił ją półgłosem Jean Jacques.

– … Referendarzy, czy do pana?

– Proszę mnie ignorować. Przemawiajcie państwo do tych, którzy zadają wam pytania. Będę tłumaczył na bieżąco, więc dla was będę tylko angielskim głosem reprezentantów Jastence.

Dziewczyna popatrzyła na krzesła dla oskarżonych i stolik po przeciwnej stronie.

– Mamy odpowiadać stąd, z miejsca, gdzie stoimy, czy będzie jakaś ława dla nas?

Jean Jacques był szybszy.

– Będziemy wychodzić na środek i stać pośrodku. Nie ma żadnej ławy. Zanim jednak zaczniemy przemawiać, będziemy musieli wziąć pierścień. Pewnie niedługo ktoś je przyniesie – uprzedził ich pytanie.

Jeszcze trochę rozmawiali i nagle rozległ się donośny gong i wszyscy zaczęli się podnosić w ławach. Hermiona i Severus również wstali i po chwili z wąskiego przejścia między rzędami dla publiczności i miejscami dla członków sądu wyszła kobieta, którą widzieli w poczekalni, za nią zaś został wprowadzony Cabrel w otoczeniu trzech strażników. Oboje zajęli miejsca za stolikiem.

Cabrel wyglądał… normalnie. Nie był przybity ani przerażony, nie wyglądał jakby się bał. Całkiem jakby ta sytuacja dotyczyła kogoś innego niż on.

Parę sekund później w sali zapadła ciemność. Można by powiedzieć, że spłynęła z sufitu, gęsta i trochę przytłaczająca i Hermiona nie mogła już dojrzeć choćby pierwszego rzędu dla publiczności. W rzędach dla sędziów również panował absolutny mrok. Światło z sufitu skoncentrowało się na okręgu w środku, w którym siedzieli oni – świadkowie i Cabrel ze swoją adwokat. W tym pionowym snopie światła rozbłysły tajemniczo wielkie, kwadratowe płyty na posadzce, zrobione z czarnego marmuru.

Zapanowała idealna cisza i Hermiona otworzyła szerzej oczy.

Gdzieś w połowie rzędów dla sędziów wyszedł skądś zapierający dech w piersiach pochód. Niewyraźne sylwetki ludzi maszerowały bezgłośnie, jedna za drugą. Niosły przed sobą świecące kule, które na swój sposób zagęszczały ciemność, rzucając łagodny blask na czerń szat i lśniły na kokardach o różnych kolorach, oświetlały wynurzające się znikąd i rozpływające się w czerni dłonie. Ciemność przyprawiała podświetlonym od spodu twarzom maski bezimiennych, ukazując tylko błyszczące podbródki i fragmenty policzków i nosów. W rytm kroków z mroku wyłaniały się i ginęły spody dużych, kwadratowych nakryć głów. Wyglądało to jak pochód popiersi, odciętych od reszty ciała i sunących w powietrzu.

Kule majestatycznie odpłynęły do góry i na boki i znieruchomiały w równych odstępach zawieszone w nicości, niczym gwiazdy na nocnym niebie. Gdy Hermiona zamknęła oczy, jeszcze chwile płonęły w jej umyśle.

– Monsieurs, Madames, bonjour et bienvenue sur la session de Jastence – dobiegł ich z ciemności głośny, dźwięczny głos i sekundę później usłyszała tuż koło siebie wypowiedziane o wiele ciszej słowa. – Dzień dobry państwu, witajcie na sesji Jastence.

– Paryż, 14 grudnia 2015. Dzisiejsza sesja dotyczy sprawy otwartej czwartego grudnia tego samego roku. Oskarżony: Xavier Cabrel, czarodziej pochodzenia francuskiego. Oskarżający: Społeczność Czarodziejów. Zarzuty: naruszenie przepisów Międzynarodowego Kodeksu Tajności Czarodziejów, dotyczące używania magii wobec obywateli niemagicznych, poligamia, niemoralne posługiwanie się magią w celu osiągnięcia własnych korzyści. Jastence otwiera dzisiejszą sesję. Nestor przekazuje głos Mistrzowi Sprawiedliwości i prosi o zajęcie swoich miejsc.

Przez chwilę słychać było zwykłe odgłosy siadania, kręcenia się w ławach, stukanie i ciche rozmowy, ale szybko nastała cisza.

– Xavier Cabrel, proszę wstać – powiedział inny, niski głos.

Cabrel wstał i podniósł głowę, wpatrując się wysoko w połyskujące kule.

– Czy pan jest Xavier Cabrel, urodzony w Grenoble, siódmego lutego 1973 roku?

Cabrel uniósł prawą rękę, pokazując duży, błyszczący pierścień.

– Tak.

– Czy przyznaje się pan do popełnienia zarzucanych mu czynów?

– Nie do wszystkich.

– Tak czy nie?

– Nie.

Hermiona i Severus spodziewali się wybuchu poruszenia, ale ku ich zdumieniu nic takiego nie nastąpiło.

– Jastance, dając panu możliwość obrony stanowiska, wyznaczyła panu Trybuna, który będzie pana reprezentował w trakcie wszystkich sesji. Aby podjąć słuszną decyzję, Jastence będzie musiała przyjrzeć się dokładnie pańskim poczynaniom. Instygator proszony jest o odczytanie dokładnej listy aktów zarzucanych oskarżonemu. Oskarżony może spocząć.

Cabrel usiadł i przez chwilę jego adwokat przechyliła się do niego i mówiła coś, patrząc w kierunku pustych krzeseł.

– Oto i ona. W okresie od października osiemdziesiątego ósmego roku do stycznia dziewięćdziesiątego trzeciego oskarżony wielokrotnie posługiwał się magią w obecności osiemnastu mugolskich kobiet. Oskarżony o posługiwanie się magią przy mugolach, zbiegł na cztery lata do Anglii, czekając na przedawnienie się oskarżenia. Po tym okresie powrócił do kraju, jednak często wyjeżdżał na nowo do Anglii. Rok później, korzystając z fałszywej tożsamości, wziął ślub w Anglii, trzy miesiące później, jako Xavier Cabrel, wziął ślub we Francji, tym samym dopuszczając się wielożeństwa. Pół roku potem wykorzystał magię do zdobycia wpływowego stanowiska w mugolskim świecie.

– Takie jest stanowisko Społeczności Czarodziejów. Jakie jest stanowisko Trybuna?

Kobieta z szarą kokardą wyszła zza stolika na środek, stanęła wyprostowana i uniosła w kierunku świecących kul prawą dłoń z dużym pierścieniem.

– Oskarżony Xavier Cabrel istotnie posługiwał się magią w obecności mugoli, jednak Trybun wnosi o oddalenie zarzutu. Xavier Cabrel był już raz oskarżony i oskarżenie przedawniło się. W myśl rozumienia przepisów prawa, przedawnienie znosi karalność czynów i uniemożliwia powtórne oskarżenie.

Hermiona i Severus wymienili krótkie spojrzenia. Adwokat Cabrela kontynuowała:

– Oskarżony Xavier Cabrel istotnie dopuścił się wielożeństwa, jednak Trybun wnosi o uniewinnienie z powodu rozpoznanej aberracji. Zdaniem Uzdrowicieli, aberracja polega na dogłębnym rozdwojeniu osobowości, uniemożliwiającym podejmowanie racjonalnych decyzji i tym samym nie zezwala na skazanie z tego powodu. Jeśli konieczne jest potwierdzenie aberracji, może ona zostać potwierdzona przez Augura.

Oskarżony Xavier Cabrel posłużył się magią do zdobycia wpływowego stanowiska w mugolskim świecie, jednak Trybun wnosi o oddalenie zarzutu, uzasadniając to tym, że nie ma ograniczeń prawnych dotyczących powodów posługiwania się magią. Xavier Cabrel posługując się magią, nie ujawnił się przed obywatelami niemagicznymi. Powody zaś, aczkolwiek niezbyt moralne, nie mogą w żadnym wypadku być oceniane przez Jastance. To wszystko. Trybun oddaje głos.

Jean Jacques zacisnął pięści i zgrzytnął cicho zębami. Severus nawet nie drgnął, choć miał ochotę prychnąć z pogardą. Hermiona pochyliła głowę z niedowierzaniem. Jednak na sali nadal panowała cisza.

– W takiej sytuacji Nestor odracza sesję w sprawie zarzutu naruszenia przepisów Międzynarodowego Kodeksu Tajności Czarodziejów, dotyczących używania magii wobec obywateli niemagicznych w celu zbadania zasadności wniosku. Nestor motywuje to tym, że Oskarżony opuścił kraj, co może skutkować zatrzymaniem biegu przedawnienia. Jednocześnie wzywa Jastance do rozpatrzenia pozostałych zarzutów.

– Mistrz Sprawiedliwości wzywa Oskarżonego Xaviera…

– Instygator wnosi o zmianę procedury – na chwilę zapadła cisza i ten sam głos mówił dalej. – Na sali znajdują się w tej chwili dwie osoby mogące poświadczyć czyny Oskarżonego w Anglii. Z racji ich stanowisk nie będą mogły pojawiać się na każdej sesji, najlepiej więc będzie skorzystać z okazji i wezwać ich przed Jastence już dzisiaj.

Hermiona drgnęła i jakby przebudziła się. Zaraz będziesz musiała pójść tam i zeznawać! Jastence onieśmielała ją o wiele bardziej niż Wizengamot.

Przez minutę niewyraźne sylwetki dyskutowały ze sobą. W końcu ktoś przeszedł wzdłuż ław, przesłaniając na chwilę błyszczące kule.

– Nestor zezwala na zmianę procedury.

– Instygator wzywa Hermionę Jean Granger przed oblicze Jastence.

Hermiona podniosła się niepewnie, rzucając krótkie spojrzenie Severusowi. Jean Jacques uśmiechnął się do niej i przepuścił ją. Zaraz za nią wyszedł również ich tłumacz.

Dziewczyna poprawiła szatę i stanęła pośrodku, w tym samym miejscu, co adwokat Cabrela. Quang Thin przyniósł jej stojący na stoliku mały koszyczek z pierścieniami. Było ich około dziesięciu, różnej wielkości, więc Hermiona lekko drżącą dłonią wyszukała najmniejszy. Wąski przy spodzie dłoni, rozszerzał się stopniowo po bokach. Na płaskiej, kwadratowej górze obwiedzionej malutkimi kulkami zobaczyła relief składający się z nieforemnych liter i jakiegoś niewyraźnego rysunku. Był chłodny w dotyku i nagle błysnęła w jej głowie myśl, że on nigdy się nie nagrzeje od ciepła jej dłoni. Przypomniał się jej horkruks i zadrżała.

Wsunęła go na palec wskazujący, ale i tak był za luźny, więc przytrzymując go kciukiem, uniosła do góry rękę. Stojąc tak w snopie światła padającego z góry, w tej olbrzymiej sali, otoczona ciemnością kryjącą setki ludzi, którzy patrzyli z góry właśnie na nią jedną, poczuła się nagle malutka. Nic nie znacząca. I nade wszystko sama. Miała przed sobą tylko adwokat Cabrela i jego samego i te jakieś nieznane, świecące kule. Nie było już Severusa, Jean Jacquesa, nie było nikogo jej przyjaznego. Nawet tłumacz stał dyskretnie za nią i od tej chwili mógł być już tylko anonimowym, obcym głosem.

– Czy pani jest Hermiona Jean Granger, urodzona dziewiętnastego września dziewięćdziesiątego piątego roku w Londynie? – dobiegł ją głos gdzieś z góry i odruchowo spojrzała w tamtym kierunku.

– Tak – krótkie i drżące.

– Czy rozpoznaje pani w Oskarżonym Xaviera Cabrela?

Hermiona zawahała się krótko.

– Tak. Rozpoznaję Xaviera Cabrela… ale znam go również jako kogoś innego.

– Czy spotkała pani osobiście Oskarżonego? Jeśli tak, to gdzie i w jakich okolicznościach?

Dziewczyna skinęła głową.

– Spotkałam Oskarżonego w Wielkiej Brytanii i we Francji. W Anglii widywałam go wielokrotnie jako Alaina Stone’a, urzędnika w Ministerstwie Magii. Oskarżony nie wiedział wtedy, że go obserwowałam, bo robiłam to z ukrycia. Dziewiętnastego września spotkaliśmy się przypadkiem w Paryżu. Wyglądał jak Xavier Cabrel i tak się przedstawił. Tydzień później spotkaliśmy się kolejny raz, w Anglii. Kiedy go zobaczyłam, wyglądał jak Xavier Cabrel, ale… występował w roli Alaina Stone’a. Dopiero potem przedstawił się jako Xavier Cabrel.

Zabrzmiało to strasznie mętnie i Hermiona miała ochotę jakoś rozwinąć swoją odpowiedź, ale zanim zdecydowała się cokolwiek powiedzieć, padło kolejne pytanie:

– Czy przed ostatnim spotkaniem znała pani osobiście Alaina Stone’a?

– Nigdy nie zostaliśmy sobie przedstawieni i nigdy nie mieliśmy okazji pracować razem. Ale widywałam go czasem w kantynie i mijaliśmy się czasem w Atrium.

– I te spotkania pozwoliły pani stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że mężczyzna, którego pani obserwowała, to Alain Stone?

Hermiona znów potaknęła.

– Tak. Poza tym słyszałam podczas tych obserwacji, jak jego znajomi zwracają się do niego per „Alain”.

– Co ma pani na myśli mówiąc, że Oskarżony wyglądał jak Xavier Cabrel?

Hermiona westchnęła. Cholera, to o wiele bardziej skomplikowane!

– Proszę pozwolić mi dokładniej to wyjaśnić. Tamtego wieczora Severus Snape spotkał Alaina Stone’a w miejscu, w którym się go spodziewał. Gdy zobaczył, jak Alain Stone, po wypiciu eliksiru przemienił się w Xaviera Cabrela, którego poznał tydzień wcześniej w Paryżu… zmusił go do udania się do naszego domu. Po godzinie mężczyzna nadal wyglądał jak Xavier Cabrel, co wskazywało na to, że to jego prawdziwa postać i eliksir wielosokowy wypił wcześniej po to, żeby szybciej stać się sobą. Rozmawialiśmy dalej i w końcu mężczyzna wyjaśnił nam, że tak naprawdę nazywa się Xavier Cabrel.

Na nowo zapadła chwila głuchej ciszy, która aż dzwoniła w uszach. Huczała.

– Czy rozmawialiście dokładniej na ten temat?

– Tak. Powiedział nam, że ma dwa życia. Jedno w Anglii, drugie we Francji. W obu krajach ma domy, prace, żony i dzieci. Przemieszcza się przez Sieć Fiuu i prowadzi takie podwójne życie.

– Panno Granger, udowodniła pani, że Oskarżony ma w Anglii drugą żonę. Po skończonej sesji otrzyma pani protokół do przypieczętowania. Instygator wzywa Severusa Snape’a przed oblicze Jastence.

Hermiona z ulgą wypuściła powietrze ze ściśniętych płuc. Wracając wymuszonym, spokojnym krokiem do ławy, minęła się z Severusem; ich dłonie otarły się lekko i nie wiedziała, czy to ona jemu, czy on jej dodaje otuchy.

Quang Thin podał Severusowi koszyczek, z którego ten wyciągnął jakiś pierścień i przymierzył go na serdeczny palec, a potem włożył na najmniejszy i uniósł dłoń do góry. Głos w ciemności odczekał chwilę, gdy Quang Thin odkładał na miejsce koszyczek.

– Czy pan jest Severus Snape, urodzony dziewiątego stycznia siedemdziesiątego szóstego w Cokeworth?

– Tak – jego pewny, czysty głos rozszedł się echem po Sali.

– Czy rozpoznaje pan w Oskarżonym Xaviera Cabrela?

– Tak. I podobnie jak panna Granger, rozpoznaję w nim również mężczyznę, który w Anglii znany jest jako Alain Stone.

– Jak może pan to stwierdzić?

– Na podstawie spotkań, w czasie których pojawiał się jako Alain Stone.

– Skąd wie pan w takim razie, czy nie jest to po prostu Alain Stone?

– Po pierwsze sam o tym powiedział. Po drugie, jakby były jeszcze jakieś wątpliwości, świadczy o tym Wieczysta Przysięga. Złożył ją jako Alain Stone i mógł ją złamać, nie umierając przy tym.

– Ile razy spotkał go pan jako Alaina Stone’a?

– Nie pamiętam. Kilkukrotnie. W tych samych okolicznościach, co panna Granger. Kiedy obserwowaliśmy go podczas jego spotkań z paroma innymi osobami.

– Czy znał pan osobiście Alaina Stone’a i Xaviera Cabrela?

– Nie znałem osobiście Alaina Stone’a, ale spotkałem osobiście mężczyznę, który przedstawił się jako Xavier Cabrel. I był to dokładnie ten sam mężczyzna, który przed wypiciem eliksiru wielosokowego wyglądał jak Alain Stone.

– Panie Snape, udowodnił pan, że Oskarżony jest z całą pewnością Xavierem Cabrel, który w Anglii wiódł drugie życie jako Alain Stone. Po zakończeniu sesji otrzyma pan do przypieczętowania protokół z pańskich zeznań.

Severus i Quang Thin wrócili do ławy. Ledwo usiedli, dobiegł ich inny głos z ciemności.

– Mistrz Sprawiedliwości oddaje głos Trybunowi.

Kobieta siedząca obok Cabrela wstała, poprawiła kokardę, ale nie wyszła zza stolika.

– Trybun wzywa Hermionę Granger.

Hermiona na nowo wyszła na środek i pomna wskazówek Quang Thina odwróciła się twarzą do niej i zacisnęła ręce na szacie.

– Panno Granger, skąd pani wiedziała, że mężczyzna, którego pani widywała w Ministerstwie, to Alain Stone?

Przecież przed chwilą to mówiłam?

– Kiedyś ktoś pokazał mi go w Ministerstwie i powiedział, jak się nazywa. Prócz tego podczas obserwowanych spotkań inni zwracali się do niego imieniem Alain.

– Czy kiedykolwiek Xavier Cabrel podszedł do pani i przedstawił się jako Alain Stone? – kobieta położyła nacisk na imieniu i nazwisku.

– Nie, nigdy.

– Tak więc oparła się pani na tym, co zostało pani powiedziane. Poczyniła pani swoje spostrzeżenia i na nich budowała całe wnioskowanie, że ktoś, kogo ma pani przed sobą, to Alain Stone.

Hermiona poczuła gwałtowne ukłucie gdzieś w głowie, kiedy błysnęło w niej zrozumienie, co też adwokat Cabrela usiłuje dowieść.

– Dokładnie. Tak samo jak jego znajomi i z całą pewnością jego żona – dorzuciła, nie mogąc się powstrzymać.

– Nie jest pani jego żoną, więc nie może pani z całą pewnością powiedzieć, co ona sądziła – szybka riposta smagnęła ją niczym uderzenie bicza.

– W moim przypadku istotnie pan Cabrel nigdy nie przedstawił się jako Alain Stone, ale wielu innym zapewne tak!

Kobieta powiodła wzrokiem po otaczającej ich ciemności.

– Czy na sali jest ktoś, komu Xavier Cabrel przedstawił się jako Alain Stone?

Dookoła panowała ciężka cisza, która przygniatała Hermionę, spychała gdzieś w dół. Paraliżujące poczucie niemocy powstrzymania tego absurdu zaczęło palić ją od wewnątrz. Za to adwokat Cabrela wyraźnie delektowała się ciszą, smakując każdą sekundę, która wgryzała się w świadomość lśniących kul.

– Nie – orzekła w końcu twardo.

Pozwoliła przebrzmieć echu i odwróciła się do Hermiony.

– Panno Granger, czy ma pani jakieś przezwiska? Zdrobnienia imienia, jakieś tytuły, których pani znajomi używają, mówiąc o pani?

Hermiona przygryzła usta.

– Tak.

– Na przykład?

– Miona.

– Jeszcze jakieś?

Hermiona odwróciła na krótką chwilę wzrok.

– Panna Wiem-To-Wszystko.

– Doskonale. Czy gdy pani znajomi używają tych określeń, wiedzą, o kim mowa?

– Z pewnością.

– A czy jeśli wołają panią „Miona” zamiast „Hermiona”, reaguje pani?

– Tak – rzuciła przez zaciśnięte zęby.

Niemożliwe! Merlinie, to jakaś bzdura!!!

– Znakomicie. Panno Granger, kolejne pytanie. Co miała pani na myśli, mówiąc, że obserwowała pani pana Cabrela, ale on o tym nie wiedział?

Hermiona westchnęła ciężko i odgarnęła za ucho kosmyk włosów, którego nie było. Nie wiedziała jeszcze, dokąd to pytanie doprowadzi, ale czuła, że jej się to nie spodoba.

– Razem z Severusem Snape’m obserwowaliśmy z ukrycia spotkania, w których uczestniczył Oskarżony jako Alain Stone. Nikt nie wiedział, że tam jesteśmy.

– Z pani odpowiedzi Trybun wnosi, że spotkań było więcej niż jedno.

– Kilka – potwierdziła Hermiona.

– Podglądanie z ukrycia nie jest chyba specjalnie właściwe? Nie wiedząc, że widzi go ktoś, kto nie należy do jego bliskich znajomych, którzy nazywali go Alain, nie miał powodów do sprostowania tego faktu.

– Być może jest tak samo „niemoralne”, jak posługiwanie się magią w celu odniesienia własnych korzyści – Hermiona poderwała do góry głowę i spojrzała na kobietę wyzywająco. – W tym wypadku wyjaśnienie jest proste. Alain Stone należał do grupy ośmiu osób, które nastawały na moje i Severusa Snape’a życie. Co zostało udowodnione i uznane przez nasz Wizengamot.

Kobieta przeszyła ją krótkim, ostrym spojrzeniem.

– Panno Granger, znajdujemy się teraz we Francji, przed Jastance. Ustalenia waszego Wizengamotu nie mają absolutnie żadnego znaczenia. Trybun prosi o zapisanie tego w protokole. Wracając do sprawy, czy… PODSŁUCHUJĄC te spotkania, słyszała pani choć raz, jak Oskarżony mówił, że planuje panią zabić?

– Nie słyszałam ani razu, jak ALAIN STONE mówił, że planuje mnie zabić. Ale należał do grupy ludzi, których przywódca niejednokrotnie, w jego obecności, powtarzał, że trzeba będzie mnie zabić.

Kobieta uśmiechnęła się, choć Hermiona domyślała się, że ten uśmiech nie zwiastuje jej niczego dobrego.

– NALEŻAŁ do grupy ludzi, mówi pani… – wycedziła powoli i pokiwała głową. – Trybun nie ma w tej chwili dalszych pytań do panny Granger i wzywa Severusa Snape’a.

Hermiona obróciła się zamaszyście i wróciła wielkimi krokami do ławy. Byle tylko uciec stamtąd, jak najdalej! Choćby do ławy, koło innych! W przejściu minęła się z Severusem.

– Dokop jej! – szepnęła najciszej, jak potrafiła.

Nie wiedziała, czy to usłyszał, bo w żaden sposób tego po sobie nie okazał. Usiadła i spoglądała, jak Severus zajął jej miejsce. Siedząc w ławie, nie widziała jego wyrazu twarzy, ale mogła sobie wyobrazić jego szydercze spojrzenie.

– Panie Snape… Dwa lata temu miał miejsce pański proces. Zostały panu przedstawione bardzo ciężkie zarzuty posługiwania się czarną magią, bycia prawą ręką największego czarnoksiężnika naszych czasów, morderstwa i… NALEŻENIE do grupy ludzi nazywających się Śmierciożercami, o skrajnych poglądach, dopuszczających się tortur, gwałtów, ludobójstwa w celu osiągnięcia swoich celów, tak?

Hermiona stłumiła krzyk protestu. Coś się w niej szarpnęło. Merlinie, NIE!!! Jean Jacques przesunął się koło niej i złapał ją za prawą rękę.

Severus skrzyżował ręce na piersi.

– Dokładnie tak.

– Przynależał pan do tej grupy przez około dwadzieścia lat, tak?

Chwila ciszy, zanim padła prosta odpowiedź.

– Tak.

Hermiona poczuła łzy napływające jej do oczu i zacisnęła pięści tak mocno, że Jean Jacques drgnął.

– Wizengamot go uniewinnił!!! – szepnęła gdzieś do swoich kolan. – Niech ona mu tego nie robi!!!

– Hermiono…

– Niech nie każe mu przez to przechodzić drugi raz!!!

Jean Jacques zatkał jej usta dłonią, potrząsając głową. Zrozumiała. Wolno jej było patrzeć i czuć, wolno jej było tylko krzyczeć w głębi duszy z niemocy, ale nie wolno jej było tego okazać.

Wreszcie padły inne słowa, które zabrzmiały jak promyk słońca.

– Został pan uniewinniony.

– Tak.

– Może pan to uzasadnić? Skąd taka decyzja waszego Wizengamotu?

– Udowodniłem ponad wszelką wątpliwość, że nie była to prawda.

Jean Jacques wolno rozluźnił i opuścił rękę.

– Byłem w tamtym czasie podwójnym szpiegiem i musiałem odgrywać przekonująco moją rolę.

Kobieta skinęła głową z rozmysłem.

– Można powiedzieć, że przez dwadzieścia lat prowadził pan podwójne życie.

– Można tak powiedzieć.

Przez chwilę przekładała jakieś dokumenty, podtrzymując ciszę.

– Wracając do procesu. Oskarżenie pana było w takim razie wynikiem dobrej gry. Czy grał pan swoją rolę tylko wtedy, gdy był pan wśród Śmierciożerców?

– To znaczy? Nie rozumiem pytania.

– To znaczy czy będąc w roli profesora eliksirów w waszej szkole, był pan łagodnym, kochającym mugoli człowiekiem?

– Nie.

– W takim razie, jak może pan określić swoje zachowanie?

Hermiona sama złapała się za usta, zanim zrobił to Jean Jacques. Tylko łzy kapiące na szatę pokazały jej ból. Cztery gorące łzy, jak cztery słowa wypowiedziane z rozmysłem. Resztę otarła rękawem.

– Przerażający, surowy, gwałtowny, niesprawiedliwy.

W jakiś sposób zmuszenie go do nazwania siebie samego w taki sposób krzywdziło bardziej, niż gdyby to Adwokat Cabrela mu to zarzuciła.

– Czy pańskim zdaniem Oskarżony, będąc w Anglii, mógł usłyszeć zarówno o pańskim procesie, jak również o pańskiej złej sławie przed procesem?

– Tak.

– Przed chwilą Hermiona Granger potwierdziła, że zmusił pan Oskarżonego do udania się do waszego domu. Z zeznań Oskarżonego sprzed sesji wynika, że został on związany, unieruchomiony zaklęciem pełnego porażenia ciała. I teleportowany do waszego domu. Tam został przesłuchany. Czy to prawda?

– Tak.

Hermiona westchnęła, kręcąc rozpaczliwie głową na boki.

– Czy zdaje pan sobie sprawę z tego, że to stawia w zupełnie innym świetle jego zeznania?

– Co Trybun ma na myśli? – sama miała ochotę wykrzyczeć to samo pytanie.

– Oskarżony został złapany, związany i porwany przez człowieka, który, używając pańskich słów, przez dwadzieścia lat uchodził za przerażającego mordercę, nie mającego poczucia sprawiedliwości. Wiedział, że będzie zmuszony do składania zeznań wbrew obejmującej go Wieczystej Przysiędze i spodziewał się śmierci.

Jean Jacques zacisnął rękę na ustach Hermiony, tłumiąc jej głośny jęk tuż przed tym, jak zrobiła to dziewczyna. Zacisnęła kurczowo dłonie na jego ręce. Ból zdawał się dobiegać zewsząd.

Jak ci wszyscy ludzie go teraz odbierają?!!! Już nie jest w ich oczach wartościowym świadkiem, ale śmieciem, wartym pogardy!!!

– Zna pani powiedzenie, że płytka woda straszna jest tylko tym, którzy nie umieją pływać?

Tak!!! Walcz! Nie pozwól jej tego robić!!!

– Panie Snape, nie pan jest tu od zadawania pytań.

– Jak mógł zachować się Oskarżony, wiedząc, że został pojmany przez kogoś uniewinnionego, kto okazał się bohaterem wojennym? Jeśli się jest niewinnym, nie ma się czego bać. Natomiast jeśli ma się coś na sumieniu i rozumie się, że zostało się zdemaskowanym, wtedy istotnie można być przerażonym.

Hermiona uśmiechnęła się, choć ten uśmiech bolał.

– To rola Jastence, a nie pańska, osądzenie winy lub niewinności Oskarżonego – smagnęły ich lodowate słowa. – Będzie pan łaskaw…

– To proces Cabrela, a czuję się jak na moim własnym dwa lata temu – sarknął Severus równocześnie i zaskoczona kobieta urwała. – Proszę więc zająć się panem Cabrelem, a nie mną.

W głowie Hermiony krzyczało tylko jedno słowo. Tak! Tak! Tak!!!

Adwokat Cabrela otrząsnęła się i odwróciła głowę w stronę płonących kul.

– Trybun ukazuje, że okoliczności musiały znacząco wpłynąć na zdolność Oskarżonego do podejmowania racjonalnych decyzji i składanie zeznań. W tamtym czasie na Hermionie Granger również ciążyły zarzuty dokonania wyjątkowo brutalnego, krwawego morderstwa. Oskarżony musiał być przerażony przez cały czas pobytu w domu Alegatów. W tej sytuacji mógł w swoich odpowiedziach eksponować to, co Alegaci chcieli usłyszeć.

W Hermionie coś wybuchło i poczuła, jak zrywa się na równe nogi.

– Przecież mówił wyraźnie, że prowadzi podwójne życie…!

– Hermiono…!

– … że ma żonę, pracę, dom jako Stone…! – wyrwała się wściekle Jean Jacquesowi. Walczyła!

– Panna Granger proszona jest o zajęcie swojego miejsca! – huknął głos z ciemności.

Severus odwrócił się w jej kierunku i pochwyciła jego spojrzenie w chwili, gdy coś się w niej załamało, jakby ten anonimowy rozkaz podciął jej skrzydła i nie mogła już lecieć. Jean Jacques pociągnął ją i nie potrafiła już mu się opierać.

– To nieprawda… – wyłkała cicho, osuwając się na twardą ławę i zanurzając twarz w chłodzie jedwabnej szaty na kolanach.

– Jastence ogłasza kwadrans przerwy w sesji!

Trzęsąc się, jakimś skrawkiem umysłu odnotowała nagły hałas dookoła, ogłuszający w dotychczasowej ciszy, słyszała jak przez mgłę Jean Jacquesa i jakąś kobietę, czuła poklepywania na ramionach i nagle dobiegł ją cichy, niski, znajomy, ukochany głos wymawiający jej imię, który pociągnął ją w ciepłe ramiona i znajomy zapach.

– Spokojnie… Hermiono, uspokój się… Ciiiichutko.

Zacisnęła kurczowo dłonie na chłodzie jego szaty i wsłuchiwała się w świst jej oddechu i bicie jego serca.

– To jest jakiś absurd… – wymamrotała drżącym głosem. – Przecież to przez NIEGO uważano mnie za morderczynie…! A teraz ona obraca jego winę przeciw mnie! I co ona z ciebie zrobiła?! Kogo z ciebie zrobiła?! Przeinacza wszystko, co mówimy…! Wszystko, co robiliśmy! Dlaczego nikt jej nie powstrzyma???!!! Ja nie chcę, Severusie, nie chcę…!!! – zadygotała na nowo.

– Uspokój się.

Z wolna jej serce pochwyciło rytm jego serca i uspokoiło się, jej oddech wyrównał się i rozluźniła pięści.

– Przepraszam – pociągnęła nosem, zawisając w jego objęciach. Nie była pewna, czy potrafiłaby sama ustać.

Severus przytulił ją mocniej i pogłaskał po głowie. Jean Jacques stał obok, wpatrując się przestraszonym wzrokiem w ich oboje.

– Nie przepraszaj.

Sięgnęła do kieszeni swojej szaty po chusteczkę i otarła delikatnie oczy, a potem nos. I dopiero wtedy dostrzegła stojących dookoła nich ludzi. Jakaś kobieta uśmiechnęła się do niej życzliwie. Hermiona odnotowała, że też miała czarną kokardę. Wygląda na to, że mogę liczyć tylko na czarne kokardy.

– Jest tu jakaś łazienka? – spytała żałośnie Jean Jacquesa.

Francuz kiwnął mocno głową.

– Jest! Dla kobiet po prawej stronie od wyjścia! Chodź, zaprowadzę cię!

– Nie trzeba, ja chętnie też pójdę – wtrąciła kobieta z czarną kokardą i przeszła na francuski. – Chodźmy, ma belle. (Moja piękna, w znaczeniu „Moja droga”)

Severus i Jean Jacques przyglądali się chwilę, jak kobieta ujęła Hermionę pod ramię, przeszły przez bramkę i zaczęły wspinać się po schodach. Ludzie ustępowali im miejsca. Jean Jacques westchnął ciężko i spojrzał na Severusa.

– Powinienem was przeprosić. Jastence jest trochę… nawet bardzo…– nie umiał znaleźć odpowiedniego słowa po angielsku – … przytłaczająca.

– Nie przepraszaj. Nie twoja wina – burknął Severus, siadając w ławie.

– Nie sądziłem, że… to ją aż tak… poruszy.

Severus nie odezwał się, więc Jean Jacques skrzywił się.

– Ona jest … wszystko z nią w porządku…?

– Nie.

Przypomniał sobie jej nerwowe kołysanie się przed zaśnięciem, zwijanie się w ochronną kulkę, gdy spała, ciche, rozpaczliwe popłakiwanie przez sen… Już dawno nie płakała ani nie mamrotała, czasem już nawet oplatała jego łydki swoimi, gdy budził się… Jakby powoli wracała do siebie. Wyglądało na to, że będzie trzeba zacząć na nowo.

– Nie – powtórzył, patrząc na czarną posadzkę. – Jeszcze nie doszła do siebie po latach życia w koszmarze, gdy wpadła w kolejny. Od czterech miesięcy żyje w takim właśnie świecie. Naginanej do granic absurdu prawdy, kłamstw, nonsensów, niesprawiedliwości i bezsensownych oskarżeń. I poczuciu bezsilności. Cały czas z nią walczy. I kiedy już wydaje się, że jej się udało, dzieje się coś nowego. Albo ktoś odgrzebuje stare zarzuty i znów się nimi posługuje. I trzeba znów tłumaczyć, przekonywać, wyjaśniać… To tak, jakbyś się topił. Bez końca. Chyba ma już dość.

– Merlinie… A ty…? Jak ty się czujesz? Dasz sobie radę?

Severus poderwał głowę i fuknął.

– Ja? Ja to co innego, Jean Jacques! Nie martw się mną! Hermiona… wygląda na dorosłą, bardziej dorosłą niż jej rówieśniczki. Ale jakaś cząstka jej to jeszcze dziecko, które wydoroślało za szybko przez tę cholerną wojnę. Gdyby nie ona, pewnie nadal mogłaby być jeszcze doroślejącą młodą dziewczyną. Z powodu tej wojny ma w umyśle, w sercu, pełno blizn, które jeszcze się nie zagoiły! I nie wiem, co zrobić, żeby jej pomóc! – pokręcił głową bezradnie, odwracając spojrzenie, jakby wstydził się do tego przyznać. – Nie wiem, czy mam z nią o tym mówić, pozwolić jej wyrzucić to z siebie, czy właśnie odwracać jej uwagę czymś innym, żeby zapomniała. Może jeśli będzie o tym mówić, będzie na nowo rozdrapywać te rany?

Jean Jacques poklepał niepewnie Severusa po ramieniu.

– Znam jednego Uzdrowiciela Umysłu…

– Hermiona nie jest nienormalna! – warknął Severus, strząsając jego rękę.

– Oczywiście, że nie jest! Zapytam go tylko, co w takiej sytuacji masz zrobić… Przecież nie chcesz jej skrzywdzić.

Jeszcze chwilę twarz Severusa wyrażała złość, ale po chwili jego spojrzenie złagodniało. Kiwnął głową, znów patrząc na bok.

– Nie. Nie chcę – odparł głucho.

Jakiś mężczyzna, widząc, że zamilkli, przysiadł się do nich i po krótkim powitaniu odezwał się po angielsku.

– Co sądzicie o obronie tego śmiecia?

Severus tylko skinął głową, nie mając ochoty na pogaduszki. Jego umysł odpłynął do sceny sprzed paru chwil. On sam czuł się… dziwnie w tym miejscu. Nie umiał powiedzieć dokładnie jak. Opuszczony, pozostawiony na łaskę bezimiennych cieni w ciemności przed nim. W przeciwieństwie do Wizengamotu nie widział nikogo, na kim mógłby się oprzeć. Stawanie przed tutejszym sądem jest swoistą torturą umysłu. Nie tylko dla oskarżonych. Niewiele różni się od przebywania koło dementorów. Jeśli on czuł się źle, jak musiała czuć się Hermiona?!

– Sukinkot! – usłyszał prychnięcie Jean Jacquesa. – Może się z tego wywinąć!

– Na pewno ujdzie mu na sucho posługiwanie się magią przed mugolami – powiedział mężczyzna tonem znawcy. – Nestor odroczył sesję w tej sprawie, ale tylko dlatego, że nie wolno mu samemu podjąć decyzji. Ale ona ma rację, zarzut już dawno się przedawnił.

– Jego ucieczka do Anglii nie wydłużyła okresu przedawnienia?

– Owszem, o cztery lata. Cztery lata minęły i nic już nie mogą mu zrobić.

– Merde.

– Dokładnie. I to wyjątkowo rzadkie.

– Dobra jest – rzucił Jean Jacques, obracając głowę w stronę kobiety, która teraz rozmawiała cicho z Cabrelem, wydając się nie zwracać żadnej uwagi na ludzi dookoła. – Wie pan, że była dziś w poczekalni?

– Naprawdę???! Dziwię się jej! Ja osobiście założyłbym maskę!

– Przecież to nie proces kryminalny?

– Nieważne. Jeśli go z tego wyciągnie, nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś go w końcu zabił.

– Nawet jeśli z tego wyjdzie, to i tak ma przed sobą angielski wyrok.

– Czyli co dokładnie?

W tym momencie wróciła Hermiona i opadła na ławę koło Severusa. Wziął ją za rękę i zupełnie przestał ich słuchać.

– Jak się czujesz? – spytał cicho.

– Lepiej – odparła.

Spletli ze sobą palce i dziewczyna uniosła jego rękę do czoła. Jak kiedyś, parę miesięcy temu, kiedy czekali w jego gabinecie przed wyjściem na spotkanie ze Smithem, Norrisem i Lawfordem.

– Powiedz sobie jedną rzecz. Im ostrzej cię atakują, im więcej bólu ci zadają, im większe absurdy wynajdują, tym bardziej się odsłaniają. Pokazują, jak są słabi. Powiedz sobie, że jeśli wysuwają tak marne argumenty, to znaczy, że nie mają żadnych poważnych. Zamiast odpowiedzieć na zarzuty, ciskając grad kamieni, oni sypią w nas piaskiem. Teraz rozumiesz?

Hermiona sięgnęła wolną ręką, żeby odgarnąć kurtynę jego włosów i zobaczyć jego twarz. Spojrzał na nią i skinęła głową.

– Więc ciesz się tym. Niech każde ich słowo cię cieszy zamiast ranić. Zaczniemy się bać, gdy zaczną mówić prawdę. Obiecujesz mi? Że będziesz się cieszyć?

Kiwnęła głową bez przekonania, więc ścisnął jej rękę i zaczął uspokajająco gładzić ją kciukiem.

– Ta kobieta, która ze mną poszła, to ciotka żony Cabrela – powiedziała, chcąc zmienić temat. – Była dla mnie bardzo miła.

– Jego żona też tu jest?

– Nie, nie może przyjść. Kiedy dowiedziała się wszystkiego… po trosze straciła zmysły. Teraz leczy się w jakimś szpitalu i ponoć leczenie może potrwać. I straciła dziecko. Dlatego jest tu jej ciotka.

A adwokat Cabrela wnosi o niekaranie tego sukinsyna, bo nie wie, że robił źle!

W tym momencie rozległ się gong i prawie natychmiast zapadła cisza. Severus ścisnął mocno rękę Hermiony i puścił ją. Poczułaby się na nowo sama, ale usłyszała jeszcze jego słowa.

– Bądź dzielna.

Severus został wezwany po raz kolejny. Adwokat Cabrela zaczęła go wypytywać o powody jego zainteresowania czarną magią i dopiero po dłuższym czasie Hermiona zrozumiała, do czego zmierza. Usiłowała porównać go do Cabrela. Na Severusa duży wpływ miała atmosfera w domu i przyjaźnie zawierane w Hogwarcie. Chciał móc w jakiś sposób powstrzymać ojca od znęcania się nad jego matką. W szkole zaś otoczony był tymi, którzy później zostali Śmierciożercami. Miał tylko jednego, jedynego przyjaciela, który nie zszedł na złą drogę. Lily. Sytuacja Cabrela była podobna, dowodziła. Całe życie mieszkał w otoczeniu siedmiu starszych sióstr. Jego ojciec zmarł tuż przed jego narodzeniem, więc samotnej matce pomagała babka. Żył więc w otoczeniu kobiet, które wprowadziły swoisty kult „płci pięknej”.

Severus pozwolił się prowadzić przez kolejne pytania, najwyraźniej odgadując jej intencje. Zachował kamienny spokój, gdy kobieta odwróciła się w stronę Jastence i zaczęła przemawiać.

– Trybun pragnie zwrócić uwagę na fakt, jak silne potrafią być tego rodzaju wpływy na ludzką osobowość. Czasem nawet mimo świadomości czynienia zła ludzie nie potrafią nad tym zapanować. Severus Snape przez dwadzieścia lat był Śmierciożercą. Fakt, że po pierwszym roku rozumiał wagę swojego błędu nie sprawił, że od tego czasu stał się sprawiedliwy i łagodny. Przez kolejne dziewiętnaście lat…

– tak naprawdę nie byłem już Śmierciożercą – wpadł jej w słowa Severus. – Po pierwszym roku zrozumiałem wagę mojego błędu i poświęciłem moje życie, by go naprawić. Jak widać, jest to możliwe – powiedział drwiącym tonem. – Od tego momentu wszystko, co robiłem, było tylko przykrywką dla roli podwójnego szpiega, po to, aby ocalić życie tysięcy ludzi. Wierzę, że Trybun uzna to za wystarczająco szlachetny cel. Najwyraźniej pan Cabrel dotychczas nie dostrzegł wagi SWOJEGO błędu, bo nie widzę w jego działaniach niczego szlachetnego – wycedził.

Hermiona spuściła głowę, żeby ukryć uśmiech. On jest genialny! Merlinie…!

Kobieta nie przerwała mu, najwyraźniej zaskoczona samym faktem, że odważył się odezwać bez wezwania. Spiorunowała go tylko wzrokiem godnym bazyliszka i oznajmiła, że nie ma już więcej pytań i oddaje głos Jastance.

– Mistrz Sprawiedliwości dziękuje Severusowi Snape’owi i wzywa przed oblicze Jastence Xaviera Cabrel.

Severus skinął głową ciemności przed sobą, rzucił kobiecie pełne pogardy spojrzenie i wrócił na ławę, koło Hermiony. Dziewczyna natychmiast złapała jego dłoń.

– Zepsułeś jej całe wystąpienie! – wyszeptała mu do ucha, najwyraźniej nie umiejąc się powstrzymać.

Jej uścisk dłoni powiedział mu, jak bardzo ją to cieszyło.

Przez kolejne dwie godziny Cabrel odpowiadał na pytania. Pod koniec nie tylko Hermiona marzyła, żeby to się wreszcie skończyło. Zgodnie z przypuszczeniami Jean Jacquesa sprawa jego aberracji umysłowej została przełożona na kolejną sesje, bowiem konieczne było wezwanie Augura. Instygator zarzucił Cabrela powodzią pytań i oboje z satysfakcją obserwowali ponure spojrzenia pani adwokat, która nie mogła w tej chwili nic zrobić.

W końcu Mistrz Sprawiedliwości zakończył sesję i wyznaczył następną na czwartek, na której Cabrel miał zostać przesłuchany przez swoją adwokat. Obecność Hermiony i Severusa nie była konieczna.

Rozdziały<< Dwa Słowa EPILOG część 4Dwa Słowa EPILOG część 6 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz