Dwa Słowa Rozdział 23

Sobota, 4.07

Będąc jedynymi mieszkańcami zamku, Severus i Minerwa jadali teraz śniadania razem. Minerwa przyszła do Wielkiej Sali trochę wcześniej i choć na stole pojawiły się talerze z jedzeniem, czekała chwilę na Severusa. Po chwili usłyszała łupnięcie drzwi o ścianę i energiczne kroki i uśmiechnęła się do siebie. On i to jego teatralne wejście…

Severus podszedł do stołu i usiadł koło Minerwy.

– Dzień dobry – rzucił na powitanie i zaczął poprawiać rękawy swojej szaty.

– Dzień dobry, Severusie – odparła na to. – Pospiesz się, jedzenie już jest na stole.

– Przecież jest dopiero dziewiąta – zaprotestował, patrząc mimo woli na zegarek.

Minerwa rzuciła mu dziwne spojrzenie.

– Miałam na myśli to, że zaraz wszystko wystygnie.

Severus nałożył sobie fasolkę w sosie pomidorowym, kiełbasę i jajka na boczku i nalał sobie herbaty. Minerwa tradycyjnie zadowoliła się owsianką i tostem z dżemem.

– Dlaczego nie chcesz wyjechać choć na parę dni, odpocząć, odetchnąć od tego wszystkiego? – spytała, zabierając się za gorącą zupę. – Ostatnio wyglądałeś na zmęczonego.

– Bo jest w zamku parę rzeczy do zrobienia na przyszły rok szkolny. To po pierwsze. Po drugie, nie jestem zmęczony i nie potrzebuję oddychać – odrzekł cierpko. – Nie musisz się mną zajmować, doskonale dam sobie radę sam.

– Po prostu myślałam, że krótki wyjazd by ci się przydał.

– Dziękuję ci za troskę, ale, jak mówiłem, poradzę sobie.

Minerwa skinęła głową.

– Co zamierzacie dzisiaj robić?

– Będziemy warzyć eliksir Watkinsa, ale zmieniając jeden składnik i potem testować. Jeśli się uda, będę mógł go podmienić i będziemy mogli przestać się martwić tym, co Watkins warzy.

– Swoją drogą mogłeś dać to do zrobienia mi zamiast kazać przychodzić tu Hermionie. Niechby sobie odpoczęła.

Severus zamarł w połowie krojenia kiełbasy i podniósł na nią wzrok. Nie wiedział, co powiedzieć. Uderzyło go, że faktycznie mógł poprosić Minerwę, a on nawet o tym nie pomyślał.

Minerwa opatrznie wzięła jego milczenie za dobrze skrywane zniecierpliwienie i złość.

– Znając Hermionę, będzie chciała zdawać w końcu OWUTEMY w przyszłym roku, więc masz rację, przyda się jej trochę powtórek – przyznała.

– Dokładnie o tym myślałem – rzekł wolno i jakby z namysłem. – Będę mógł jej wyjaśnić podstawowe zasady warzenia i mieszania składników i potem będzie jej łatwiej się uczyć.

– Pozwól jej choć na chwilę do mnie przyjść. Chętnie sobie z nią porozmawiam.

– Oczywiście. Jak skończy, co ma do zrobienia.

Minerwa chciała dziś zająć się przeglądem sal lekcyjnych, czymś, co zawsze robiła, pomagając Albusowi, więc powiedziała to Severusowi, który miał parę pomysłów na to, jak można je przystosować inaczej do nauczania różnych przedmiotów. Zdecydowali, że najlepiej będzie zacząć od parteru i na planie szkoły nanosić na bieżąco notatki.

W trakcie ich rozmowy Severus dołożył sobie pieczone pomidory i zakończył śniadanie tostem z dżemem. Minerwa popatrzyła na niego z aprobatą, ale nie chcąc go dodatkowo denerwować, powstrzymała się od komentarzy. Bała się, że potem jego zły humor może odbić się na Hermionie.

Trochę przed wpół do dziesiątej Minerwa otarła usta serwetką i podniosła się.

– Lepiej już pójdę. Do zobaczenia na obiedzie – powiedziała. – I życzę wam powodzenia przy warzeniu.

Severus skinął głową i sięgnął po Proroka leżącego na stole. Zaczął przeglądać gazetę w poszukiwaniu informacji związanych ze sprawą Norrisa.

Na początku tygodnia Ministerstwo oznajmiło, że ulotka studentów na praktykach Uzdrowicieli dotycząca upośledzenia płodu i jakości badań jest nielegalna i wprowadziło karę za jej rozprowadzanie, więc Lovegood natychmiast opublikował ją w swojej gazecie. Studenci nawoływali do niestawiania się na badania w Klinice i oznajmiali, że niebawem otworzą sieć poradni stanowiących alternatywę dla Św. Munga. Minister wypowiedział się krytycznie na łamach Proroka i między innymi powiedział: „Studenci do nauki!” Natychmiast na ścianach pojawiła się odpowiedź: „ a pasta do butów!”.

Severus prychnął na poły ze złością, na poły rozśmieszony i pokręcił głową. Witamy w krainie Absurdu.

Nie znalazł żadnych ogłoszeń o zmianach na stanowiskach czy o otwarciu nowej szkoły. Bardzo go to ucieszyło, bo na ten weekend zaplanował również wysłanie sów do wszystkich nowych uczniów. To znaczyło, że zdążyli przed nimi.

Kiedy odłożył gazetę, była za piętnaście dziesiąta. Wrócił szybko do siebie na wypadek, gdyby Hermiona chciała przylecieć wcześniej i opuścił osłony. Potem przebrał się i usiadł w fotelu z książką.

Dziewczyna przyleciała punktualnie o dziesiątej.

– Dzień dobry, Severusie – powiedziała, podtrzymując się jedną ręką ściany.

Słysząc ją, podniósł głowę i poczuł, jak uśmiech zamiera mu na twarzy. Miała na sobie obcisłą sukienkę, która podkreślała jej kształty. Och, Merlinie…!!!

Zmuszając się do patrzenia tylko na jej twarz, próbował skupić się na tym, co powinien zrobić…Powiedziała „dzień dobry”…

– Dzień dobry – odparł pewnym głosem, odłożył książkę i wstał. – Wyjąłem ci ubranie, idź się przebierz – wskazał na spodnie i bluzę na stoliku.

Hermiona, trochę zmieszana, wzięła je i poszła do łazienki. Zanim zniknęła za drzwiami jego sypialni, nie mógł się opanować i śledził ją wzrokiem. Zacisnął oczy i przełknął głośno ślinę. Jak to dobrze, że dałeś jej swoje ubranie… Inaczej nie wiadomo, co byś uwarzył…

Kiedy Hermiona wyszła, wzięli parę ksiąg i przeszli do laboratorium. Severus spojrzał na leżący na stole pergamin z listą składników.

– Przygotuj cynowy kociołek, rozmiar jeden powinien wystarczyć, ja w tym czasie przygotuję ingrediencje – polecił, zaczynając wystawiać różne buteleczki i pudełka.

Dziewczyna zrobiła, co kazał i zaczęła przypatrywać się butelkom. Pamiętała, że kiedy rozdzielili eliksir, otrzymali siedem różnych składników. W jednej z butelek znalazła bardzo gęsty, granatowy płyn, to z pewnością musiała być Cimicifuga. W płaskiej, kwadratowej był jakiś szary proszek, który osadził się cienką warstwą na ściankach aż po sam korek. Może to są skrzydła ciem… w każdym razie tak to wygląda, na coś bardzo lekkiego…

W kartonowym pudełku zobaczyła cienkie, podłużne wysuszone listki nieznanej rośliny, w wąskiej fiolce było pełno cieniutkich igiełek, a w czymś podobnym do mugolskiego pojemnika na krem jakieś srebrzyste bryłki. Przypomniała sobie jego wczorajsze wyjaśnienia i doszła do wniosku, że musiały to być żądła Żądlibąka i ekskrementy Lunaballa. Innych składników nie rozpoznawała.

Severus podsunął jej pergamin z listą składników, usiadł obok i przesunął na prawo Cimicifugę, pojemnik z grudkami i fiolkę z igiełkami.

– Każdy eliksir zawiera składniki, które nadają mu takie, a nie inne właściwości. Kiedy wiesz, co chcesz uwarzyć i znasz właściwości różnych składników, wiesz równocześnie, co należy dodać, żeby w magicznym procesie mogły się ze sobą związać. Te trzy tu – postukał w fiolkę smukłym palcem – są składnikami podstawowymi. Coś ci mówią?

Hermiona wskazała granatowy płyn.

– Poznaję Cimicifugę i zgaduję, że to muszą być żądła i ekskrementy Lunaballa.

– Które zbierane są tylko przy pełni księżyca – potwierdził.

Hermiona powstrzymała się przed skrzywieniem się. Dzięki wielkie za taki eliksir… Severus ciągnął:

– Pozostałych ingrediencji będziemy potrzebować do zmiany poziomu pH roztworu i do zagęszczenia go. Ponieważ pierwszy podstawowy składnik to żądła, żeby się rozpuściły, wpierw wrzucimy do zimnej wody pokrojone liście skrzypu bagiennego i będziemy je gotować, aż się rozpuszczą. One nadadzą wodzie zasadowe pH. Wtedy dodamy żądła i będziemy mieszać raz w jedną, raz w drugą stronę, aż roztwór stanie się fioletowy. Cimicifuga może być używana tylko przy kwaśnym pH, więc wpierw dodamy starte płetwy Jeżanki, a kiedy roztwór będzie zupełnie przeźroczysty, Cimicifugę. Na koniec, przed dodaniem ekskrementów Lunaballa wsypiemy pokrojony miąsz grzyba Hydnellum, żeby zagęścić roztwór. I na koniec damy sproszkowane skrzydła ćmy.

Mówił cichym, aksamitnym głosem i Hermiona starała się skupić na tym, CO mówi, a nie ŻE mówi.

– To niesamowite, że wiesz to wszystko. Znasz każdy składnik, jego działanie, właściwości… – powiedziała, uśmiechając się i spojrzała na niego. – To wszystko brzmi.. bardzo zachęcająco.

Severus uniósł brew. Jeszcze nigdy od nikogo nie usłyszał, że teorie eliksirów brzmiały zachęcająco.

– Żeby, jak to ujęłaś, wiedzieć to wszystko, potrzebowałem przynajmniej dziesięciu lat. A skoro ci się podoba, to do pracy, panno Granger.

Zabrali się za warzenie. Hermiona mieszała, on przygotowywał ingrediencje i co jakiś czas sprawdzał roztwór i dawał jej różne wskazówki. Niekiedy miała wrażenie, że to są te same „skróty”, których używał, będąc w szkole i które widziała w jednym z jego podręczników.

Chwilami stawał tuż za nią, spoglądając do kociołka i wtedy robiło się jej gorąco. Miała wielką ochotę przechylić się do tyłu, żeby oprzeć się o niego choć trochę, przypomnieć sobie to cudowne uczucie, które czuła, będąc w jego ramionach, ale równocześnie musiała ukryć rumieniec na twarzy, więc pochylała się nad gorącymi oparami. Czasami wyraźnie czuła, że przyglądał się jej i wtedy zmuszała się do wpatrywania się w kociołek, choć przychodziło jej to z coraz większym trudem. Coś aż wiło się w niej, wyginając jej szyję i podnosząc jej głowę. Jednak pragnienie spotkania jego wzroku było tak obezwładniające, że kilka razy się poddała i odnalazła jego czarne oczy utkwione w jej twarzy albo jej dłoniach, pełne ciepła i czegoś jeszcze, co sprawiało, że traciła oddech. Gdy tylko Severus napotykał jej wzrok, odwracał się albo pochylał głowę.

Kiedy Hermiona miała dodać skrzydła ciem, powstrzymał ją gestem dłoni, wstał i wyjął jej z ręki niewielki pojemniczek. Ich palce otarły się delikatnie.

– C-co się stało? – zapytała, patrząc na swoją rękę.

– Nie zrobiłaś nic źle – Severus źle zrozumiał jej reakcję i odwrócił się szybko. – Przepraszam, powinienem był cię uprzedzić, że będę chciał zrobić to sam. Albo – oddał jej pojemniczek – będę patrzeć, jak to robisz.

– Nie, to ja popatrzę – zaprzeczyła i odstawiła go na stół koło niego. Jeśli do tej pory nie zrobiłaś nic źle, teraz, kiedy stoi tak blisko, z pewnością to zrobisz.

Skinął głową i odkręcił wieczko. Wziął szczyptę proszku w trzy smukłe palce, odginając najmniejszy na bok i wsypał do niebieskiego roztworu. Oboje pochylili się nad kociołkiem i zobaczyli, jak na powierzchni, tam, gdzie spadł proszek, woda ściemniała i granatowa smużka spłynęła do środka, wirując wolno dookoła. Severus wsypał jeszcze dwie szczypty proszku i granat rozlał się na spodzie i uniósł wolno ku górze.

Był tuż koło niej, wystarczyło przechylić się ku niemu… Dziewczyna odważyła się przechylić trochę głowę. Nie dotknęła go, ale czuła wyraźnie jego bliskość.

– Już? – szepnęła, bo mówienie głośno w tej chwili wydawało się zupełnie nie na miejscu.

– Wygląda na to, że tak – odszepnął, nie odrywając oczu od zawartości kociołka, po czym sięgnął po różdżkę i wykonał skomplikowany ruch nad eliksirem. Nie usłyszała, żeby coś mówił, więc domyśliła się, że było to zaklęcie niewerbalne.

Gdy Severus wyprostował się, Hermiona z żalem zrobiła to samo. Severus zestawił kociołek z trójnogu i zgasił ogień.

– Teraz będzie musiał odstać parę godzin. Najlepiej będzie, jak użyjemy go dopiero jutro.

– Co będziemy robić teraz? Swoją drogą, dostanę jakiś obiad, czy nie zasłużyłam?

Severus spojrzał na zegarek. Było tuż przed pierwszą.

– Powiedziałbym, że eliksir jest… nad wyraz zadowalający – uniósł kącik ust. – Zazwyczaj jemy z profesor McGonagall o pierwszej, więc możemy już iść. Swoją drogą Opiekunka twojego domu mówiła mi wczoraj, że bardzo by chciała się z tobą zobaczyć.

Hermiona zamarła na parę sekund. Nie wiedziała, że profesor McGonagall tu była. I że mają się spotkać! Ostatni raz, kiedy widzieli się wszyscy razem, był dość dawno i od tego czasu jej kontakty z Severusem zdecydowanie się zmieniły. A co, jeśli ona coś zauważy?!

Pokiwała głową, starając się wyobrazić sobie, jak powinna się zachowywać, żeby kobieta niczego się nie domyśliła. Najlepiej udawaj trochę przestraszoną, onieśmieloną i zmęczoną, to chyba jest najbardziej podobne do tego, jak zachowywałaś się przy nim kiedyś!

Nie przebierając się, poszli wolno do Wielkiej Sali. Wchodząc do niej, dziewczyna odruchowo postąpiła w kierunku swojego stołu, ale się opamiętała i skierowała się do stołu nauczycielskiego. Severusa to trochę rozbawiło, ale z identycznych co Hermiona powodów natychmiast opanował się i zachował zwykły, poważny wyraz twarzy.

Nie zdążyli usiąść, kiedy drzwi otworzyły się i weszła profesor McGonagall.

– Pani profesor! – zawołała Hermiona i podeszła szybko do niej się przywitać.

– Witam cię, moja droga! – Minerwa uściskała ją, uśmiechając się. – Dobrze cię widzieć!

– Ja też się cieszę!

Podeszły do stołu i Minerwa usiadła naprzeciw Severusa, więc dziewczyna usiadła obok niej.

– Udało się wam uwarzyć ten eliksir? – zagadnęła natychmiast Minerwa.

Severus skinął głową, więc Hermiona postanowiła się nie odzywać.

– Uwarzyliśmy go, zmieniając ostatni składnik. Wygląda identycznie jak eliksir Watkinsa. Ale dopiero po połączeniu go z eliksirami kontrolnymi będzie można powiedzieć, czy nie ma w nim żadnych anomalii, które pozwoliłyby Watkinsowi zorientować się, że coś jest nie tak.

– Czyli po południu będziecie go kontrolować?

– Nie, będziemy warzyć eliksiry do skontrolowania go.

– Jeśli będziecie potrzebować pomocy, dajcie mi znać – poprosiła Minerwa, patrząc na Hermionę. – Jak ci się podoba warzenie eliksirów? Już dawno nie miałaś okazji tego robić.

Hermiona poruszyła się trochę nerwowo.

– Bardzo mi się podoba. To… co innego niż zwykłe lekcje w szkole. Bez tego nie uda nam się powstrzymać Norrisa i reszty – powiedziała poważnie. – No i teraz rozumiem trochę więcej niż kiedyś – popatrzyła na Severusa i podziękowała mu ruchem głowy.

Severus zacisnął usta i wyglądało to trochę na zniecierpliwienie czy zdegustowanie, ale tak naprawdę powstrzymał się przed uśmiechnięciem się.

– Jeśli chcę, żebyś poprawnie coś uwarzyła, to chyba normalne, że muszę ci choć trochę wyjaśnić.

– Fakt, że wiem, czemu coś się dodaje, bardzo pomaga, choćby w zachowaniu odpowiedniej kolejności dodawania składników – odparła cicho. – Przynajmniej wiem, co robię.

Severus kolejny raz skinął głową. Powinieneś powiedzieć coś w stylu „Nareszcie” czy „Mam nadzieję”…

– To dobrze – rzucił krótko. Nie umiał zmusić się do żadnej cynicznej czy jadowitej odpowiedzi.

Minerwa zacisnęła usta.

– Wspaniale. Widzę, że bardzo odpowiedzialnie do tego podchodzisz. Już choćby mając odpowiedni strój – popatrzyła na jej ubranie, identyczne jak ubranie Severusa.

– Yhh… – Hermiona nie wiedziała, co powiedzieć, ale na szczęście Severus przyszedł jej z pomocą.

– Dałem jej jedno z moich zapasowych, żeby nie poplamiła swojego i nikt nie zwrócił na to uwagi – wyjaśnił.

Dziewczyna odetchnęła. O ile pamiętała, nigdy przy innych nie zwróciła się do Severusa po imieniu i teraz nie miała pojęcia, jak się zachować.

Ponieważ na parę sekund zapadła cisza, Hermiona zwróciła się do Minerwy.

– Pani profesor nie wyjeżdża z zamku na wakacje?

– Nie, każdego roku zostaję, bo w czasie wakacji jest dużo rzeczy do zrobienia i nie mogę zostawić dyrektora samego z tym wszystkim – starsza czarownica rzuciła spojrzenie Severusowi, który wyprostował się i skrzyżował ręce na piersi, ale nie odpowiedział.

– Mogę zapytać, co na przykład?

Minerwa skorzystała z okazji i wyjaśniła, co robiła dziś, przy okazji zdając relację Severusowi. Zanim skończyła, na stole pojawiło się jedzenie. Hermiona pozwoliła im ponakładać sobie, co chcieli i dopiero potem nabrała smażone placki z ziemniaków i kawałki kurczaka w sosie z pieczarkami i śmietaną. Minerwa spytała o jej pracę w Ministerstwie, więc zaczęła opowiadać o Aylin i jej wpadkach, o Rockmanie, o konkursach na najlepszego pracownika, a potem o spotykaniu czasem pana Weasleya. I zdradziła jego nowe hobby, odkryte podczas ich ostatniej wyprawy na zakupy do Tesco. Żetony do wózków. Przy okazji musiała wyjaśnić, co to takiego jest.

– Poprosiłam całą rodzinę o zbieranie przeróżnych żetonów – zaśmiała się. – Nawet ci we Francji je zbierają.

– Po co Arthurowi coś takiego? – zdumiała się Minerwa. – Przecież to nie jest coś… zupełnie nieznanego w świecie czarodziejów. U nas też istnieją monety.

– Ale one wyglądają trochę inaczej niż monety, nawet te mugolskie.

Severus jadł w milczeniu, nie okazując zainteresowania, ale też nie demonstrując zniecierpliwienia. Przyszło mu do głowy, że Hermiona mogłaby zacząć się dziwić, że tak zmienił zachowanie.

Pozwolił im porozmawiać na temat Hagrida, który po raz pierwszy zdecydował się wyjechać na wakacje do Francji i o Ministerstwie Magii i sam nawet wtrącił parę uwag.

Kiedy skończyli jeść, Minerwa wróciła do przeglądu sal lekcyjnych, a Hermiona i Severus do laboratorium. Szli w milczeniu, jakby oboje potrzebowali trochę czasu na powrót do ich zwykłych relacji i żadne z nich nie skomentowało sztywnego zachowania przy obiedzie.

W laboratorium Severus wyciągnął jakąś starą księgę i otworzył na zaznaczonej piórem jakiegoś ptaka stronie.

– Tu jest instrukcja, jak sporządzić eliksir kontrolny. Przygotuj jeden duży kociołek, na przykład trójkę.

Sam zaczął szykować składniki, stawiając je na stole. Hermiona natychmiast rozpoznała łzy Feniksa i westchnęła, przypominając sobie okoliczności ich podania ostatnim razem. Nawet nie chciała zastanawiać się, co by się stało, gdyby wtedy nie wpadła na pomysł, żeby mu je podać.

W księdze był opis, jak przygotować eliksir, ale w niektórych miejscach znanym jej pismem były zrobione poprawki. Kolejne wspomnienie i kolejne westchnienie.

Severus nie skomentował w żaden sposób poprawek, ale zaczął na nowo wyjaśniać każdy etap warzenia. Potem zaczęli pracować dokładnie tak samo, jak rano; on kroił, miażdżył czy ścierał kolejne składniki i podawał je jej, a ona mieszała. Czasem ich dłonie spotykały się, czasem Severus musiał pokazać jej jakie ruchy chochelką powinna wykonywać i dziewczyna starała się cieszyć każdą taką chwilą.

Po paru godzinach w kociołku bulgotała gęsta ciecz o szarawym kolorze. Para miała lekko słodkawy zapach.

– Ładnie pachnie – powiedziała miękko Hermiona, wąchając ją i przymykając oczy.

Severus otarł nóż klejący się po siekaniu kory jabłoni z kropelkami żywicy.

– Korzystaj z okazji i wąchaj. Jak zaczniemy go mieszać z eliksirem Watkinsa, będzie pachniał… o wiele mniej apetycznie.

– Zanosi się na interesujący dzień – mruknęła.

Wspólnie sprzątnęli stół, pochowali składniki i wyczyścili łyżki i chochelkę. Do kolacji mieli jeszcze trochę czasu i Severus zdecydował przygotowywać listy do nowych uczniów już teraz.

– Jeśli nie jesteś za bardzo zmęczona, jest jeszcze coś, co możesz zrobić.

– Oczywiście, że nie jestem zmęczona! – zawołała na to. – Co to takiego?

– Chciałbym w ten weekend wysłać listy do nowych uczniów. I trzeba się tym zająć. Możemy zacząć teraz i skończę po kolacji.

Dziewczyna kiwnęła ochoczo głową, więc wrócili do jego saloniku. Severus przywołał księgę z listą uczniów na przyszły rok szkolny, szkolne pergaminy do oficjalnej korespondencji i samopiszące pióra i wyjaśnił jej jak, przy użyciu zaklęcia powtarzającego, skopiować list z zeszłego roku na czysty pergamin.

– To jest list do uczniów mugolskiego pochodzenia. Przy każdym nowym pamiętaj o przeczytaniu odpowiedniego nazwiska ucznia. Po kilku listach można się w tym pogubić – powiedział. – Zobacz, odznaczyłem ich wszystkich z boku listy.

Hermiona spojrzała na niego niepewnie.

– Kogo wyślesz do ich rodziców? Nie sądzę, żeby w tym roku ktoś z Ministerstwa zechciał do nich chodzić…

– Wręcz przeciwnie. Flawiusz, który zawsze się tym zajmuje, pytał mnie we wtorek, kiedy listy będą gotowe.

– I tylko on jeden zajmie się rozmowami z rodzinami? To będzie trwało przynajmniej z tydzień! Pamiętam, że ten, który przyszedł do nas, siedział u nas przynajmniej trzy godziny. Rodzice mieli tysiące pytań, szczególnie mama.

– On i paru jego pracowników. Używają do tego zmieniaczy czasu, jak do paru innych zajęć. Powiedziałem mu, że przygotuję je na przyszły tydzień.

– Skoro pytał, to pewnie Norris jeszcze nie rozmawiał z Beanem.

Severus sięgnął po inny plik, z listą niezbędnego wyposażenia.

– Do tej pory nie rozmawiali o Departamencie Komunikacji ze Światem Niemagicznym, przynajmniej podczas rozmów, które podsłuchaliśmy. Pewnie nie chcą się przedwcześnie odkrywać, więc Flawiusz nie wie, że szykują otwarcie jakiejś nowej szkoły.

Dziewczyna znalazła na liście pierwsze zaznaczone nazwisko, rzuciła zaklęcie i zaczęła czytać cicho na głos tekst listu. Kiedy doszła do końca, zakończyła zaklęcie, stuknęła różdżką w pusty pergamin i pióro natychmiast zaczęło pisać.

 

HOGWART

SZKOŁA MAGII I CZARODZIEJSTWA

Dyrektor: SEVERUS SNAPE

(Order Merlina Pierwszej Klasy, Mistrz Eliksirów

Członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Twórców Eliksirów, Laureat Nagrody Trismegistosa)

 

Szanowny Panie Andrew,

 

Mamy przyjemność poinformowania Pana, że został Pan przyjęty do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia

Rok Szkolny rozpoczyna się 1 września.

Przedstawiciel Ministerstwa udzieli wszelkich niezbędnych wyjaśnień. Oczekujemy pańskiej odpowiedzi nie później niż 31 lipca.

 

Z wyrazami szacunku

 

Minerwa McGonagall

                                                                                                       Zastępca Dyrektora

 

– Order Merlina pierwszej klasy… – mruknęła zdegustowana. – Dali ci tylko tyle… Powinni… – nabrała oddechu, szukając odpowiedniego słowa – postawić ci pomnik…

Severus przechylił głowę i spojrzał na nią, wyraźnie ujęty jej słowami, ale nie wiedział, co powiedzieć. Hermiona przygryzła usta.

– Po tym wszystkim, co zrobiłeś, zasłużyłeś na o wiele, wiele więcej.

– To nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Nie robiłem nic dla orderów i nagród – zaprzeczył.

– Ale dla mnie ma! – zawołała porywczo, obracając się na krześle w jego stronę. – Wszyscy powinni wiedzieć!

Jak przez mgłę przyszło jej do głowy, że biorąc pod uwagę jej uczucia, ona najchętniej postawiłaby mu pomnik ze szczerego złota. Co nie zmieniało postaci rzeczy, że zasłużył na więcej!

– Nie rozumiesz? MI mogli dać Order Merlina. Za to, co JA zrobiłam. Ale to było nic w porównaniu do tego, co ty zrobiłeś!

Była wyraźnie rozzłoszczona i nie chciała się poddać. Popatrzył na ściągnięte brwi, błyszczące oczy i buntowniczy wyraz twarzy i uznał, że jest piękna.

– Po pierwsze, nie pozwolę ci opowiadać głupot na swój temat. Po drugie uwierz mi, to, co się dla mnie liczy, to to, co ty wiesz i czujesz.

W pierwszej chwili chciała zaprotestować, ale jego drugie zdanie odebrało jej głos.

– Och… o… Dziękuję… – powiedziała miękko.

– To ja powinienem ci dziękować – pokręcił głową.

Odważyła się popatrzeć mu z tak bliska prosto w oczy, ale zanim utonęła w ich aksamitnej czerni, zmusiła się do odwrócenia głowy. Starała się skupić na kolejnym liście, ale na kartkach pergaminu widziała czarne źrenice, czarne tęczówki otoczone czarnymi rzęsami, wykrojone w ten piękny sposób, który sprawiał, że wszystko dookoła nabierało kolorów i smaku… i zapachu, ni to ziemi, ni to zieleni i ziół, zmieszanego z piżmem…

Przeszedł ją dreszcz i dopiero po chwili doszła do siebie. Na szczęście wystarczyło rzucić zaklęcie i wypowiedzieć nazwisko i samopiszące pióro pisało wszystko samo. Mugolska kopiarka byłaby z pewnością szybsza, ale tu przynajmniej listy były pisane ręcznie. JEJ charakterem pisma.

– Osiem lat temu dostałam taki list, a teraz to ja go piszę – stwierdziła z niedowierzaniem, uśmiechając się pod nosem.

– Może za kolejne osiem lat to twoje nazwisko będzie w nim widniało? – dorzucił Severus i machnął różdżką, a jego pióro zaczęło szybko wypisywać listę przedmiotów niezbędnych do szkoły.

– Nie chcesz być dyrektorem? – zdziwiła się, unosząc pytająco brwi.

– Nie wiem. Nie zastanawiałem się jakoś specjalnie nad tym.

Od zeszłego roku jego życie bardzo się zmieniło i potrzebował czasu na oswojenie się z tym wszystkim. Bardzo, to mało powiedziane. To było jak czerń i biel, noc i dzień. Chwilami miał wrażenie, że wtedy, we Wrzeszczącej Chacie umarł i urodził się na nowo. Czasem też przychodził strach, że to sen i za chwilę się obudzi i będzie musiał stawić się przed obliczem Czarnego Pana. Nie był jeszcze gotowy do planowania przyszłości, skoro nie przywykł jeszcze do życia dniem dzisiejszym.

W tej chwili potrzebował jakiegoś lżejszego tematu.

– A ty? Co chciałabyś robić, gdzie być za osiem lat?

Hermiona odłożyła na bok kolejny napisany list, odszukała nowe nazwisko na liście i stuknęła różdżką w pergamin.

– Pojęcia nie mam – odpowiedziała szczerze. – Może jednak zdam te OWUTEMY i pójdę na jakąś czarodziejską uczelnię? Mogłabym studiować numerologię albo zaklęcia… albo transmutację… – w tej chwili jedyne studia, o jakich marzyła, to były eliksiry, ale nie odważyła się tego powiedzieć. – Potem może wróciłabym do Ministerstwa na jakieś ciekawsze stanowisko… albo znalazła pracę gdzie indziej…

Przez chwilę rozmawiali o rozmaitych stanowiskach, na jakich znajomość tych przedmiotów mogła być przydatna. Przy okazji stukali miarowo różdżkami, pisząc kolejne listy i czas do kolacji zleciał im błyskawicznie.

Wstając od stołu, Hermiona rzuciła okiem na długą jeszcze listę uczniów magicznego pochodzenia, do których też należało napisać, bo wszystkie listy musiały być wysłane jednocześnie i nagle przemknął jej przez głowę pomysł, jak tu móc spędzić z nim więcej czasu.

– Jeszcze dużo zostało do napisania – powiedziała, przesuwając palcem po liście.

Severus popatrzył na jej dłoń i podniósł głowę.

– Skończę jutro, albo pojutrze.

– Im szybciej to napiszemy i wyślemy, tym lepiej – zaoponowała gwałtownie. – Może… może po kolacji mogę ci pomóc napisać jeszcze trochę…?

Spojrzała na niego, przekrzywiając głowę, uśmiechając się i równocześnie zaciskając lekko pięści. Proszę, zgódź się… proszę…

Severus przez parę sekund nie wiedział, co powiedzieć. Powinien jej kazać wracać do siebie, ale równocześnie coś w nim rozpaczliwie chciało spędzić z nią więcej czasu. Wiedział, że nie powinien się zgadzać, ale nagle zaczęło mu jej brakować, choć przecież stała jeszcze koło niego…

– Tylko trochę – usłyszał swój głos i coś w nim ścisnęło się z radości na widok jej szerokiego uśmiechu.

Na wszelki wypadek odwrócił się i ruszył ku drzwiom.

– Chodź, im szybciej zjemy, tym więcej napiszemy.

Po kolacji wrócili do saloniku i podjęli na nowo pisanie listów i przerwaną rozmowę. W miarę upływu czasu lista malała i rósł stosik pergaminów gotowych do wysłania.

W którymś momencie Hermiona zakryła sobie usta ręką i ziewnęła dyskretnie, ale nie umknęło to uwagi Severusa. Spojrzał na zegar i aż sam się zdziwił.

– Już dziesiąta wieczorem. Najwyższa pora iść spać – powiedział.

– Ależ ten czas szybko leci. Miałam wrażenie, że dopiero co skończyliśmy kolację – dziewczyna zsunęła się z krzesła i przeciągnęła się, żeby rozprostować mięśnie.

I nagle zdała sobie sprawę, że jest w Hogwarcie, a nie u siebie. W zasadzie mogła bez problemów wrócić do domu. Ale nie bardzo miała na to ochotę, tu czuła się o wiele lepiej. No i poza tym tu był on…

– Severus…? – spytała nieśmiało. – Wiem, że powinnam wrócić do domu, ale… Myślisz, że mogłabym nocować tutaj? W wieży Gryffindoru, w mojej dawnej sypialni?

Severus zamarł na jej pierwsze słowa i nabrał głęboko powietrza, kiedy dokończyła. Próbując opanować głuche walenie serca, skinął głową. A co ty myślałeś, idioto?

– Oczywiście. Tak.

Prawdę mówiąc, nie myślał nic. Nie zdążył. Ogarnęło go tylko jakieś dziwne wrażenie, którego nie umiał nawet sprecyzować.

Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie. Na widok jego zwykłej, poważnej miny myślała, że się nie zgodzi.

– Dziękuję! Tylko świsnęłabym na chwilę po kosmetyki i ubrania.

Skinął głową, nadal nie zmieniając wyrazu twarzy.

– Dobrze. Idź, a jak wrócisz, odprowadzę cię do wieży.

Zdjął osłony i kiedy Hermiona znikła, zaczął układać gotowe do wysłania listy, przybory do pisania i czysty, urzędowy pergamin. Skończył w momencie, jak wróciła.

– Dziwne wrażenie, móc znów tędy chodzić – powiedziała Hermiona, starając się napatrzeć na wszystko dookoła, kiedy wyszli na korytarz.

– Rozumiem doskonale.

Severus nie ciągnął tematu, więc szli dalej w milczeniu. Użyli paru skrótów i po chwili doszli do przejścia do wieży Gryffindoru.

– O której jest jutro śniadanie? – zapytała, gdy się zatrzymali.

– Zazwyczaj jemy z Minerwą o dziewiątej. Jeśli chcesz pospać dłużej, nie kłopocz się.

– Ależ nie, z przyjemnością zjem z wami. Więc dobranoc – machnęła mu ręką na pożegnanie.

Uniósł kącik ust w uśmiechu i kiwnął głową.

– Dobranoc, Hermiono.

Hermiona odwzajemniła uśmiech i patrzyła, jak odchodzi i znika za zakrętem. Dopiero wtedy podeszła do obrazu Grubej Damy i uśmiechnęła się szeroko, wyobrażając sobie jej reakcję. Istotnie, Gruba Dama była wyraźnie zaskoczona.

– Panna Granger! Moja droga, cudownie cię znów zobaczyć! Tak dawno cię już nie widziałam…! Cóż to za okazja?! – zawołała radośnie.

– Dzień dobry! Ja też się cieszę – odparła dziewczyna. – Spędzam weekend w zamku… pomagając trochę dyrektorowi – postanowiła nic nie mówić o warzeniu eliksirów czy pisaniu listów.

– Nic nie wiedziałam. Niech tylko powiem Violet…!

– Bo nie sądziłam, że będę tutaj spała.

– Ach, ty chcesz wejść! – zawołała odkrywczo Gruba Dama. – Ale chyba nie znasz hasła…

Hermiona zakłopotała się. Faktycznie, nie pomyślała o tym wcale!

– Cóż.., jeśli nie możesz mnie wpuścić, to pójdę po profesora Snape’a… – spojrzała odruchowo w stronę, w którą odszedł.

– Moja droga, przecież on był Opiekunem Slytherinu! W zamku jest Opiekunka Gryffindoru. Zapytaj ją o hasło, z pewnością ci je poda!

Hermiona przygryzła usta. Faktycznie, jak mogłaś o niej nie pomyśleć!

Wysłała więc patronusa do profesor McGonagall z pytaniem o hasło i czekając na odpowiedź, poprosiła Grubą Damę o powiedzenie, jak wyglądał cały rok szkolny. Po jakimś czasie usłyszała kroki i zobaczyła nadchodzącą Minerwę.

– Sądziłam, że wróciłaś po kolacji do siebie – powiedziała zaskoczona.

– Chciałam jeszcze skończyć pisać listy do nowych uczniów. Przynajmniej choć tak mogę wam pomóc – wyjaśniła trochę zakłopotana Hermiona.

Minerwa skinęła głową, przyjmując wyjaśnienie.

– I teraz chcesz powspominać szkolne czasy? Bardzo dobrze, korzystaj z okazji. Skrzaty wysprzątały wszystkie sypialnie, wszystko jest świeże i czyste.

– Dziękuję, pani profesor. Faktycznie, chciałabym jeszcze choć raz móc tam pójść. Ostatnim razem, kiedy stamtąd wychodziłam, pod koniec szóstego roku… nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze tu wrócę.

Szczerze mówiąc, nie sądziłaś, że przeżyjesz tamten rok.

Profesor McGonagall położyła jej uspokajająco rękę na ramieniu i zwróciła się do Grubej Damy.

– Tajemnice mądrości są na wyciągnięcie ręki.

Gruba Dama odsunęła się, ukazując znajome przejście do Pokoju Wspólnego. Hermiona pomachała ręką, życzyła dobrej nocy profesor McGonagall i przeszła przez dziurę.

 

 

Nazajutrz Hermiona zdecydowała się ubrać od razu w ubranie ze smoczej skóry. Przy swojej profesor nie ośmieliłaby się założyć wczorajszej sukienki. Kiedy tuż przed dziewiątą zeszła do Wielkiej Sali, Minerwa już siedziała i czytała Proroka.

– Dzień dobry, pani profesor – przywitała się z nią i usiadła obok, w tym samym miejscu co wczoraj.

– Dzień dobry, Hermiono. Jak ci się spało w swoim dawnym dormitorium? – zagadnęła Minerwa, odkładając gazetę.

– Cudownie! Jakbym mogła, przeniosłabym się tu na stałe! – roześmiała się dziewczyna, odgarniając z twarzy długie włosy.

Istotnie, spało się jej wspaniale. O dziwo, zasypiając, nie myślała o Severusie, ale pogrążyła się we wspomnieniach. Rano wszystko wróciło do normy, nie zdążyła jeszcze otworzyć oczu, kiedy pojawił się w jej myślach. Ponieważ było jeszcze wcześnie, mogła po prostu leżeć i marzyć…

Severus wszedł energicznie i drzwi uderzyły o ścianę.

– Dzień dobry – powiedział krótko i usiadł na wprost. On też był już ubrany w strój do warzenia i miał związane włosy.

Po krótkiej dyskusji na temat pogody zaczęli rozmawiać o marszu protestacyjnym, który został zapowiedziany na dzisiaj i o napiętej sytuacji w całej społeczności czarodziejów.

Ponieważ Lawford był na urlopie, nie chodził już na obiady z Norrisem. Przypuszczali, że kontynuowali spotkania, ale nie wiedzieli, gdzie i kiedy. W ten weekend nie było cotygodniowej narady, dopiero na przyszłą sobotę Norris zapowiedział uroczysty obiad u siebie i przy okazji spotkanie w celu omówienia postępów w ich planach. Krótkie rozmowy w Ministerstwie, podsłuchane przez Albusa, dotyczyły głównie protestów czarodziejów, artykułów w Żonglerze, spekulacji czy szkoła będzie gotowa na czas i reakcji na temat zapowiedzianych aborcji. Ku ich zaskoczeniu, Scott wydawał się być bardzo sceptyczny.

– Może będzie można próbować przeciągnąć go na naszą stronę – powiedziała z nadzieją Minerwa.

– To byłoby wspaniałe – zgodziła się z nią Hermiona, dopijając swoją herbatę.

– Owszem, byłoby. Ale zanim utniemy sobie z nim pogawędkę, musimy wiedzieć, że nie pójdzie z tym natychmiast do Norrisa – Severus sprowadził je na ziemię.

– Co można w takim razie zrobić z tymi aborcjami i szkołą? – zapytała starsza czarownica.

– W sprawie aborcji nic. Nie mogę podmienić im eliksiru, bo natychmiast zdadzą sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak. Możemy tylko mieć nadzieję, że protesty ich jakoś powstrzymają. Jeśli chodzi o szkołę, w poniedziałek zostaną rozniesione listy do uczniów z rodzin mugolskich. Trochę wcześniej niż zwykle, ale nie mogliśmy dłużej czekać.

– Nie widziałam jeszcze żadnego artykułu na temat tej szkoły – zauważyła Minerwa.

– Z tego, co ostatnio mówili, niebawem się pojawi. A kiedy to nastąpi, będę mógł zacząć próbować podważyć ich wiarygodność, zadając wiele kłopotliwych pytań.

– Żeby tylko znów się do ciebie nie przyczepili, Severusie.

Ten wzruszył w odpowiedzi ramionami.

– Zaczniemy się tym martwić, kiedy przyjdzie czas. Teraz zaś wydaje mi się, że mamy coś do zrobienia – powiedział do Hermiony, wstając. – Kończ śniadanie i przyjdź do laboratorium.

Gdyby Hermiona nie zauważyła, że on również stara się sprawiać wrażenie, że od kwietnia absolutnie nic między nimi się nie zmieniło, odniosłaby wrażenie, że był co najmniej zniecierpliwiony.

Pospiesznie otarła usta serwetką i wstała.

– Już skończyłam!

– Więc chodź. I będziesz musiała związać te włosy.

Minerwa westchnęła i odczekała chwilę. Nie bardzo chciała iść za nimi i patrzeć, jak Severus warczy na Hermionę przez całą drogę do laboratorium.

– Cóż, niektórych rzeczy nie można zmienić – mruknęła do siebie.

Tak jak wczoraj, w czasie drogi do laboratorium nie rozmawiali ze sobą. Żadne z nich nie chciało komentować ich sztucznego zachowania i równocześnie zdawało sobie sprawę, że ta druga osoba zauważyła tą grę. Oboje wyczuli, że coś się działo i bali się choćby myśleć o tym, co to mogło oznaczać. Ale to coś wisiało w powietrzu między nimi, prawie namacalne, dzieląc i łącząc równocześnie.

Kiedy weszli do laboratorium, Hermiona sięgnęła po gumkę do włosów i zebrała wszystkie włosy.

– Możesz mi powiedzieć, czy złapałam wszystkie? – spytała cicho.

Jego suchy, rozkazujący ton sprzed chwili zrobił na niej wrażenie i potrzebowała czasu, żeby znów móc zachowywać się swobodniej. Równocześnie na przekór temu w głowie szalała nadzieja, choć nie odważyła się myśleć dalej.

Severus zauważył jej nieśmiałość i poczuł gdzieś w piersi ukłucie winy. Chcąc to jakoś naprawić, podszedł do niej od tyłu i zaczął zbierać włosy z jej szyi.

– Pozwól – powiedział równie cicho i tak miękko, że Hermionie zakręciło się w głowie.

Przełykając z trudem ślinę, rozluźniła dłonie i pozwoliła, żeby zdjął z jej palców grubą gumkę. Jego palce otarły się o jej. Ich dotyk parzył.

Severus zaczął zbierać poszczególne kosmyki, przesuwając delikatnie opuszkami palców po szyi, zanurzając je w jej włosy, by zebrać je razem i dziewczyna straciła oddech. Czuła go tuż za sobą, zaledwie kilka cali od niej i całe jej ciało podpowiadało jej, jak łatwo byłoby przechylić się do tyłu i osunąć na niego. Wystarczyłby głębszy oddech, westchnienie, lekkie przechylenie ramion… Czuła jego ciepło i to przyprawiało ją o dreszcze. Był tak blisko i zarazem tak daleko. Wyobraziła sobie jego smukłe palce na jej karku, jego ciemne oczy przyglądające się jej… i modliła się w duchu, by nigdy nie przestał jej dotykać, żeby nigdy się nie odsunął. Zimno i gorąco zalewały ją na przemian, miejsca, które dotknął paliły, ale gdy tylko przesuwał dłonie, pojawiał się chłód, całkiem, jakby jej skóra tęskniła za dotykiem jego skóry i błagała, by wrócił.

– Przepraszam – mruknął cicho, krzywiąc się do siebie samego, musnął dłonią po raz ostatni jej kark i związał jej włosy w nieforemny kok.

Hermiona nie odpowiedziała, bo nie była w stanie. Potrząsnęła tylko przecząco głową i spojrzała nieprzytomnym wzrokiem przed siebie. Musiała odczekać, aż odsunie się i odejdzie od niej, bo ledwo nad sobą panowała. Całe jej ciało drżało z pragnienia osunięcia się w jego ramiona, w to znajome, cudowne uczucie ciepła i pewności, ale też chciała więcej. I była pewna, że gdyby obróciła się i zobaczyła go tak blisko siebie…

O Merlinie…!!!

Severus odszedł pospiesznie na drugi koniec pomieszczenia, przestraszony nagle tym, co zrobił i jeszcze bardziej tym, co chciałby zrobić. Nie chcąc ryzykować rozlania eliksiru kontrolnego, wylewitował kociołek na stół. Zebrał się w sobie i zaczął jej tłumaczyć, jak będą testować eliksir, który uwarzyli wczoraj. Słyszał swój głos gdzieś z oddali, mówiący słowa, które powinny mieć dla niego jakieś znaczenie, ale umiał tylko skupić się na zatrzymanym w umyśle wspomnieniu jej kształtnej szyi, zapachu jej włosów…

Dopiero po bardzo długiej chwili obojgu udało się wrócić do normalnego stanu. Rozlali po dwie chochelki eliksiru kontrolnego do sześciu małych kociołków, ale tylko dwa postawili na trójnogi i rozpalili pod nimi ogień. Severus postanowił testować równolegle eliksir Watkinsa i ich wczorajszy, składnik po składniku.

– Zacznijmy od Cimicifugi – powiedział i na wszelki wypadek postawił przed Hermioną buteleczkę z ekstraktem. Wolał nie ryzykować już dotykania jej. – Jeśli Watkins będzie testował swój eliksir, też będzie sprawdzał te trzy podstawowe składniki. W dobrze uwarzonym eliksirze składniki są ze sobą magicznie połączone i jeśli spróbujesz dodać na nowo ten sam składnik, pozostanie on oddzielony od reszty.

Na spodzie eliksiru kontrolnego pojawiły się pierwsze bąbelki i zaczęły unosić się ku górze, rozpryskując na powierzchni. Kiedy Hermiona dodała do niego trzy krople granatowego ekstraktu, po prostu zniknął, nie został po nim nawet błękitnawy ślad.

– Severusie… to normalne, że on zniknął? – spytała zaskoczona i odważyła się spojrzeć na niego pierwszy raz od chwili, kiedy wiązał jej włosy.

– Tak ma być – odparł, patrząc na jej kociołek. – Zamieszaj teraz trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, odczekaj, aż wir zniknie i zamieszaj trzy razy w przeciwnym kierunku. I powtórz to dwa razy.

Po mieszaniu dodali oboje po dziesięć kropli – ona eliksiru Watkinsa, on ich eliksiru z wczoraj. Zamieszali energicznie i kiedy roztwór zaczął wrzeć, przelali go do szklanych zlewek.

Przez chwilę oboje mieli wrażenie, że w obu roztwór jest zupełnie jednolity, w kolorze lekkiego błękitu. Czekali w napięciu parę minut. Potem Hermiona dostrzegła w górnej partii coś, jakby inną warstwę falującą łagodnie. Z każdą chwilą widziała ją coraz wyraźniej. Wyglądało to, jakby patrzyła na dwa różne roztwory, rozdzielone cieniusieńkim szkłem. Cieniutka warstwa na górze miała ciemniejszy kolor, grubsza na dole dokładnie taki, jak eliksir Watkinsa.

Oderwała wzrok od swojej zlewki i spojrzała na zlewkę Severusa. Wyglądała dokładnie tak samo. Już chciała westchnąć z ulgi, kiedy zaświtało jej w głowie, że może coś źle zrozumiała… Zanim zaczniesz się cieszyć, upewnij się…

– To znaczy, że pierwotne składniki eliksiru są ze sobą połączone – powiedziała wolno i w napięciu. – Skąd możemy wiedzieć, że to tylko połączenie… powiedzmy fizyczne, ale nie magiczne?

– Widzę, że mamy wątpliwości, tak? – Severus uniósł brew, ale równocześnie się uśmiechnął.

On już wie…

– Ja… – zmieszała się.

– Doskonale cię rozumiem.

Sięgnął po różdżkę i uderzył nią w powierzchnię roztworu, mrucząc jakieś zaklęcie. Ten nagle jakby zmętniał, ale kiedy Hermiona przyjrzała mu się z bliska, zobaczyła, że w przeźroczystej wodzie wirują jakieś drobiny, które powoli zaczęły opadać na dno. Severus zrobił dokładnie to samo z jej zlewką, ale prócz tego, że roztwór zawirował i przestała widzieć dwie różne warstwy, nic innego się nie stało. Kiedy ponownie spojrzała na zlewkę Severusa, na dole zalegała już cienka warstewka drobinek o nieokreślonym kolorze.

Severus nadal się uśmiechał. Usiadł wygodnie na krześle i skrzyżował ręce na piersi.

– To – wskazał ruchem głowy swoją zlewkę – była po prostu kolorowa woda. Nie ma w niej ani odrobiny magii, tylko, jak powiedziałaś, połączone fizycznie różne składniki. Tak, jakby uwarzyli to mugole. Dlatego, że zabrakło odpowiedniego składnika wiążącego magicznie pozostałe. Nie umiem ci powiedzieć, ile eliksirów mi się nie udało z tego powodu. Na początku ani ja, ani Mistrz, u którego praktykowałem, nie podejrzewaliśmy, że coś jest nie tak. Ale kiedy odkryliśmy, że eliksiry czy maści nie działają, zaczęliśmy sprawdzać, co się dzieje. Spędziliśmy tygodnie na rozdzielaniu składników i sprawdzaniu każdego z nich, ale nic nam to nie dało. Więc zaczęliśmy zapisywać, które eliksiry nie działały i w końcu, po paru miesiącach… prawie po roku, udało nam się ustalić, że chodzi o te, w których składnikiem łączącym są skrzydła motyli i ciem. I parę miesięcy zabrało nam odkrycie, gdzie leży problem. Już wcześniej zaalarmowaliśmy innych Mistrzów, ale ponieważ nie umieliśmy powiedzieć, co się dzieje, to głównie my prowadziliśmy badania. I to ja robiłem testy. Kiedy zrozumieliśmy, na czym polega problem, tak jak ty chcieliśmy się upewnić, że się nie mylimy. Wynalazłem więc własne zaklęcie do sprawdzania, uwarzyliśmy trzydzieści osiem eliksirów zawierających skrzydła motyli lub ciem jako składnik wiążący i je sprawdziłem.

Hermiona przypomniała sobie list do nowych uczniów.

– I to za to dostałeś Nagrodę Trismegistosa?

Skinął głową.

– Ponieważ skrzydła motyli można dostać bez problemu, po tym odkryciu po prostu wycofano skrzydła ciem z obiegu. Powody znają tylko Mistrzowie Eliksirów i stażyści. Watkins nie ma o tym pojęcia. Wśród jego składników znalazłem tylko skrzydła motyli.

– To skąd ty masz ćmie?

– To zapasy jeszcze z czasów testów. I nadal ich używam, kiedy warzę jakieś nowe eliksiry ze składnikami roślinnymi.

Oboje uśmiechnęli się i Hermiona poczuła, jakby ktoś zdjął jej kamień z serca.

– I sądzisz, że inne składniki zareagują tak samo?

– Jestem prawie pewien. Ale najlepiej przekonajmy się, sprawdzając je w taki sam sposób.

Sprawdzenie żądeł Żądlibąka i ekskrementów Lunaballa zajęło im ponad dwie godziny. Istotnie, zapach już nie był taki przyjemny. Tuż przed pierwszą byli akurat w trakcie testowania i nie chcieli przerywać, więc Severus

wyczarował patronusa i wysłał Minerwie wiadomość, że się spóźnią i przyjdą koło drugiej.

Hermiona spojrzała na błyszczącą, srebrną łanię i poczuła nagłe przejmujące zimno rozlewające się w jej wnętrzu i ściskające lodowatą pięścią jej serce.

Lily. On nadal kocha Lily. Kim ty jesteś przy niej?

Severus uchylił drzwi i łania pogalopowała długim korytarzem. Dziewczyna wpatrywała się w nią dotąd, aż znikła. I poczuła, że tak właśnie znikły jej nadzieje.

Westchnęła ciężko, osunęła się na stołek i wróciła do mieszania. I nie odczuła nawet radości, gdy ostatni roztwór zmętniał.

On nigdy nie będzie twój.

Podczas obiadu siedziała zobojętniała i niechętnie brała udział w dyskusji. Zarówno Severus, jak i Minerwa wzięli to za zmęczenie, z tym, że Minerwa podejrzewała również, że dziewczyna miała dość jego sarkastycznych komentarzy. Kiedy Severus powiedział, że będzie można podmienić Watkinsowi jeden ze składników i definitywnie pozbyć się problemu, tylko pokiwała głową. Właśnie zrozumiała, że w ten sposób odpadnie jeden z nielicznych powodów, dla których się widywali.

– Czyli skończyliście na dziś? – spytała Minerwa, patrząc z ukosa na dziewczynę.

– Tak – odparł Severus.

– W takim razie po południu możemy skończyć pisać listy do nowych uczniów – zaproponowała Hermiona.

– Moja droga, sądzę, że powinnaś trochę odpocząć – powiedziała natychmiast Minerwa. – Ja pomogę profesorowi Snape’owi.

Merlinie, proszę, nie!

Hermiona spojrzała prosząco w oczy Severusa, ale on tylko potaknął.

– Zgadzam się z profesor McGonagall. Wracaj do domu. Jutro będę cię potrzebował, żeby podmienić Watkinsowi skrzydła motyli, więc lepiej, żebyś była wypoczęta.

– Czemu nie dziś? – zaprotestowała.

– Severusie, ja też mogę ci pomóc – powiedziała równocześnie Minerwa.

O Boże, to już lepiej jutro…

Severus patrzył chwilę na obie czarownice w milczeniu. Faktycznie, mogli podmienić skrzydła w Mungu dziś, a jutro udać się do Scotta, u którego mieszkał tymczasowo Watkins. Ale równocześnie czuł, że zdecydowanie wolał iść tam z Hermioną. Szczególnie że najwyraźniej coś było z nią nie tak.

Udaje, czy tak reaguje na to, że ja udaję? Trochę za dobrze to wygląda na udawanie…

– Jutro. To musi być zrobione tego samego dnia. Nie chcę ryzykować, że Watkins w poniedziałek przyniesie do Kliniki składniki z domu – zdecydował w końcu. – Spotkamy się jutro o piątej i sprawdzimy zapasy, które ma u Scotta, a potem zajmiemy się Kliniką.

Hermiona odetchnęła z ulgą. Do końca obiadu starała się wymyślić jakiś wiarygodny pretekst do pozostania w zamku, ale bała się, że profesor McGonagall zacznie coś podejrzewać. I w końcu Severus też jej powiedział, że ma wracać.

No pewnie. Pomogłaś mu w warzeniu i teraz już cię nie potrzebuje. Ciesz się, że w ogóle spotykacie się jutro.

Po obiedzie poszli we troje do jego saloniku, w którym oboje wczoraj pracowali. Ponieważ Severus powiedział, że ma wziąć ze sobą strój ze smoczej skóry (Merlinie, na całe szczęście!), nie bawiła się w przebieranie, tylko zaczęła zbierać swoje rzeczy i przygotowała świstoklik. W tym czasie Severus podszedł do okna i stał w milczeniu, założywszy ręce, a Minerwa zaczęła przeglądać listy do uczniów.

– Dziękuję za weekend – powiedziała głucho Hermiona, podchodząc do nich.

Minerwa wstała i położyła jej rękę na ramieniu.

– To my ci dziękujemy, moja droga. Odpocznij dzisiaj, zasłużyłaś na to.

Hermiona uśmiechnęła się smutno. W jej marzeniach to nie profesor McGonagall kładła rękę na jej ramieniu. Jej dotyk był… nijaki. Prawie wcale go nie czuła. Jak to możliwe, że najlżejsze muśnięcie jego dłoni, otarcie się ich palców rozpalało w niej ogień, zaś ona mogła klepać ją po ramieniu i nie robiło to na niej żadnego wrażenia?

Severus stanął koło niej.

– Dziękuję za twoją pomoc, Hermiono.

Zamrugała i rozejrzała się na boki, ukrywając łzy.

– Do zobaczenia – ostatni rzut oka na jego buty… na nic innego nie była w stanie się zdobyć, i aktywowała świstoklik.

Kiedy znikła, Severus zacisnął pięść i podszedł do Minerwy. Nie tak sobie wyobrażał pożegnanie z Hermioną.

– No nareszcie trochę zmiękłeś, Severusie – mruknęła czarownica.

– Słucham?

– Przynajmniej na pożegnanie powiedziałeś jej coś miłego. Wiem, że jest trudno i oboje pewnie jesteście przemęczeni z powodu Norrisa i reszty, ale nie musisz być dla niej taki twardy.

Severus przypomniał sobie, że faktycznie mówił już do niej przy innych po imieniu. O ile pamiętał, ona nigdy nie zwróciła się do niego przez ty. Cholera, trochę przesadziłeś.

Nie miał innego wyboru, jak udawać, że to z powodu złego humoru. Na całe szczęście w warczeniu miał doskonałą wprawę. Poza tym wcale nie musiał aż tak udawać.

– Minerwo, przyszłaś tu pomóc mi pisać listy, więc proponuję, żebyśmy się do nich ograniczyli – powiedział sucho.

Minerwa skinęła głową.

 

 

Hermiona wylądowała w przedpokoju. Kopnięciem zrzuciła z nóg swoje buty ze smoczej skóry i kiedy jeden wylądował pod drzwiami pokoju gościnnego, nie fatygowała się nawet, żeby go poprawić. Wrzuciła na półkę sandały i podobnie obeszła się z ubraniami. Po czym rzuciła się na kanapę i ukryła twarz w dłoniach.

Powinna się cieszyć, że mogła spędzić z nim choć półtora dnia, ale nie potrafiła. Mogła tylko wyobrażać sobie, że mogliby właśnie siedzieć w jego saloniku, tuż koło siebie i rozmawiać… Mogłaby jeszcze przez jakiś czas patrzeć na niego, cieszyć się jego żartami, pić z nim herbatę osłodzoną jego uśmiechem… Czuć ulotny zapach jego szamponu czy wody po goleniu… Oddychać tym samym powietrzem. Po prostu być koło niego.

Tymczasem profesor McGonagall ubzdurała sobie, że ma odpocząć i to ona pomoże Severusowi pisać listy…! I w tej chwili to właśnie ona siedziała koło niego i nawet nie miała pojęcia, jak cenna była każda chwila spędzona z nim…

Poczuła dławienie w gardle i gorącą łzę spływającą po policzku. Nie płacz, idiotko. Pomyśl o czymś przyjemnym. O NIM.

Siąknęła nosem i zacisnęła oczy.

Po raz pierwszy czuła niechęć do swojej byłej profesor. Gdyby tylko nie… Nagle usłyszała głos Ginny, dochodzący z kominka.

– Hermiona… Jesteś może w domu?

Zaskoczona, otarła łzy i spojrzała w zielone płomienie. Ginny widocznie coś od niej potrzebowała. Bardzo  dobrze, choć przez chwilę pomyślisz o czymś innym!

Szybko otarła twarz i zdjęła zabezpieczenia.

– Jasne, Ginny! – zawołała do przyjaciółki.

Głowa rudowłosej pojawiła się w płomieniach.

– Masz może coś na ból głowy? Już mi trochę przeszło, ale nie do końca…

– Jasne, chodź.

Ginny weszła przez kominek i płomienie znikły. Hermiona poszła do apteczki, którą miała w łazience, więc Ginny usiadła na kanapie. Popatrzyła dziwnym wzrokiem na buta leżącego niedaleko, drugiego stojącego krzywo pośrodku przedpokoju i wzruszyła ramionami.

Hermiona przyniosła jej fiolkę z eliksirem.

– Wypij wszystko. Jest mocny, niedługo powinno ci przejść zupełnie.

– Wyszły mi wszystkie smocze łuski – wyjaśniła przepraszająco ruda i wypiła duszkiem całą zawartość fiolki. – W poniedziałek pójdę po nie i ci przyniosę…

– Nie przejmuj się, mam tego trochę – wzruszyła ramionami Hermiona.

Przeszły do kuchni i dziewczyna zrobiła im obu herbatę. Ginny trzymała się jeszcze trochę za głowę i milczała.

– Gdzie Harry? – spytała Hermiona, stawiając przed nią szklankę. – Weź do tego dużo cytryny, to eliksir szybciej zadziała.

– Poszedł na marsz protestacyjny. Ja też bym poszła, ale rano myślałam, że zwariuję, tak mnie bolało.

– Cholerny rząd – mruknęła pod nosem.

– A ty dopiero co wróciłaś, co? – Ginny machnęła ręką w kierunku porozwalanych butów.

Hermiona skinęła głową i nasypała cukru do szklanki.

– W zeszły weekend też cię nie było – dodała Ginny.

W zeszły weekend byli we Francji. I było zdecydowanie lepiej. Przypomniała sobie ich poranno-wieczorny wypad w góry i uśmiechnęła się w duchu. Ale nie mogła o tym mówić.

– Ginny, to nie jest temat do dyskusji – zaprzeczyła.

Ginny podniosła głowę zdziwiona i po chwili zaskoczyła.

– Acha, to byłaś gdzieś ze Snape’m? Warzyliście coś? – zerknęła na buty.

Przecież… cholera, skup się, idiotko!

– Zmieńmy temat, dobrze?

– Coś wam nie poszło… sądząc po twojej minie.

– Jestem zmęczona i tyle – Hermiona wstała i zaczęła szukać byle czego do jedzenia, byle móc odwrócić się na chwilę.

Ginny chwilę wahała się, ale w końcu jej ciekawość zwyciężyła.

– Miona… nie chcę, żebyś mi opowiadała CO robicie, ale powiedz, jak ci się z nim pracuje?

Hermiona znalazła jakąś paczkę z ciastkami z czekoladową polewą i wróciła do stołu.

Jak mi się z nim pracuje…? Na samo wspomnienie ogarnęła ją błogość.

– Wspaniale! Naprawdę. Wiem, że trudno innym w to uwierzyć, ale… – uśmiechnęła się, patrząc gdzieś na stół i przypominając sobie różne chwile z tego weekendu. – Jest cierpliwy i cudownie tłumaczy. Odpowiada na każde pytanie… Wszystko, co mówi, jest takie… takie proste, logiczne… Genialne! I… – nie mogła powiedzieć o tych najpiękniejszych chwilach, więc potrząsnęła głową. – Poza tym czasem żartuje… i uśmiecha się… Naprawdę! Więc nie bój się, że spędzam całe dnie z kimś, kto tylko na mnie warczy…

Ginny patrzyła na przyjaciółkę prawie w szoku. Oczywiście umiała sobie wyobrazić, że Snape może coś dobrze tłumaczyć, czy że nie jest sparaliżowany i potrafi się uśmiechnąć, ale sposób, w jaki Hermiona o nim mówiła… jej ton głosu, uśmiech…

– Chcesz powiedzieć, że on cię uczy na przyszły rok?

Hermiona potrzebowała paru sekund, żeby zrozumieć o co jej chodzi. Błyskawicznie zdecydowała się powiedzieć prawdę.

– Nie, to coś innego. Przecież to niemożliwe, żeby sam dyrektor przygotowywał mnie do egzaminów, które będę zdawać w jego szkole.

– I jeszcze długo zamierzacie… ze sobą pracować?

Czas było zakończyć tę dyskusję. Hermiona podała przyjaciółce ciastko i wzięła drugie dla siebie.

– Ginny, zmieńmy temat. Mówię poważnie. I lepiej, żebyś nie rozmawiała o tym z Harrym.

Rudowłosa zaczęła opowiadać o odmianach zaklęcia czeszącego do robienia eleganckich fryzur i Hermiona przypomniała sobie, jak dziś rano Severus wiązał jej włosy i westchnęła cichutko.

Po skończeniu herbaty Ginny wróciła do domu i Hermiona została sama. Niechętnie poukładała buty i ubranie i zaczęła gotować coś do jedzenia na jutrzejszy dzień. Kiedy kończyła smażyć kotleta, którego postanowiła włożyć do chleba zamiast szynki, poczuła, jak pierścionek zrobił się ciepły.

Rzuciła gdzieś na bok rękawicę kuchenną, jednym szybkim ruchem zgasiła gaz pod patelnią i pospiesznie wyjęła pergamin.

– Skończyliśmy pisać listy, jutro zostaną wysłane. Jak się czujesz?

Coś w niej podskoczyło z radości na widok znajomego pisma.

– Dobrze. Cieszę się, że profesor McGonagall ci pomogła.

– W czasie obiadu wyraźnie nie byłaś w formie.

Ach, to o to mu chodzi… Gdybyś tylko wiedział, jak się czuję…

Przez chwilę Hermiona nie wiedziała, co może odpisać. I postanowiła uważać, kiedy stuka różdżką. Niektórych jej przemyśleń zdecydowanie nie powinien oglądać.

– Nic takiego. Nic mi nie jest. I dziękuję za troskę.

– Odpocznij dziś. Połóż się wcześnie spać. Zobaczymy się jutro.

To był właśnie jej promyk nadziei. Że zobaczy go jutro.

– Obiecuję, pójdę wcześnie spać. Ty też powinieneś odpocząć.

– Do jutra. Dobranoc, Hermiono.

– Dobranoc, Severusie.

Dobranoc, najmilszy…

Przycisnęła pergamin do ust. Severusie…

Zacisnęła oczy, żeby nie widzieć, jak znikają litery pisane jego charakterem pisma. Merlinie, błagam, pomóż, zrób coś…

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 22Dwa Słowa Rozdział 24 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 13 komentarzy

    1. TAMTE – owszem,
      Założyłam, że Ministerstwo zrobiło sobie nowe.
      I być może chronią je teraz nieco lepiej niż dwa lata wcześniej 😉

Dodaj komentarz