Dwa Słowa EPILOG część 3

Sobota, 5.12

Całą sobotę spędzili jak prawdziwa para. Rano mogli dłużej pospać i wstali jeszcze później. Zjedli razem śniadanie, choć biorąc pod uwagę godzinę, był to raczej wczesny obiad. Potem wybrali się na Pokątną i ignorując ludzi, spacerowali ośnieżoną ulicą i zaglądali do niektórych sklepów. Oboje kupili nowe książki w Esach i Floresach i poszli na dobrą kawę i jakieś ciastko do Sweet Paradise.

Wiele osób przyglądało im się, ale nie próbowali w żaden sposób ukryć ich związku. Chodzili, trzymając się za ręce albo Severus obejmował ją w pasie. U Madame Malkin Hermiona kupiła sobie nową szatę do pracy. Gdy wracali w kierunku Dziurawego Kotła, trafili na bitwę na śnieżki między jakimiś maluchami. Chwilę przyglądali im się z rozbawieniem, po czym Hermiona przyłożyła palce do ust, podeszła parę kroków w ich kierunku i zaczęła je obrzucać zaczarowanymi kulkami śniegu. Severus patrzył na nich i nagle przyszedł mu do głowy zupełnie zwariowany pomysł. Odstawił na bok torby z zakupami, zebrał gołymi rękami trochę śniegu, uformował ładną kulkę i rzucił ją w kierunku Hermiony. Kulka uderzyła ją w plecy i zostawiła biały ślad na czarnej, grubej pelerynie.

Gdy zdezorientowana dziewczyna obróciła się i rozejrzała na boki, stał już spokojnie z torbami w obu rękach i patrzył w zupełnie innym kierunku. Odczekał chwilę, zrobił dwie duże kule i rzucił je w nią, jedna po drugiej, po czym złapał za torby i zaczął się przyglądać szybie wystawowej.

Hermiona, którą jedna kulka trafiła z tyłu we włosy, popatrzyła na niego podejrzliwie i trochę z niedowierzaniem, zerknęła na przechodzących niedaleko ludzi i w końcu na maluchy.

– Proszę pani! – odezwał się nagle mały chłopiec stojący nie dalej jak dziesięć jardów od niej. – To ten pan!

– Słucham? – spytała zaskoczona Hermiona, otrzepując ramiona.

– To nie my, tylko ten pan w czarnym – wyciągnął rękę i wskazał Severusa, który akurat lepił kolejną śnieżkę.

Severus wypuścił śnieg i złapał torby, ale za późno, Hermiona zobaczyła, jak prostuje się, a śnieg sypie mu się z rąk na pelerynę.

– Ja? Doprawdy sądzisz, że mógłbym… – zaczął mówić z niewinną miną.

Błyskawicznie ulepiła kulkę i rzuciła nią, trafiając go w lewe ramię. Oboje parsknęli śmiechem i dziewczyna podeszła do niego i przytuliła się mocno.

– Tak, sądzę, że ten pan w czarnym jest do tego zdolny.

W tym momencie zasypał ich grad śnieżek. Hermiona obróciła się i maluchy, jak na komendę uciekły, krzycząc coś do siebie i chichocząc.

– Chodź, zanim wrócimy do domu, chcę jeszcze kupić sobie jakiś porządny szampon – powiedziała dziewczyna.

– W sumie miałaś bardzo dobry pomysł, żeby się do mnie przytulić – odparł Severus, wytrząsając jej śnieg z włosów. – Stałaś tak, że to ty oberwałaś, nie ja.

– Na całe szczęście dla tych dzieci! – gdy uniósł pytająco brew, dodała:

– Nawet nie chcę myśleć, jak by to się dla nich skończyło, gdyby naraziły się panu dyrektorowi Hogwartu…!

– Cóż, kazałbym wlepić im szlabany do samego końca siódmej klasy. A teraz chodźmy po ten szampon, bo za chwilę zobaczą nas ich rodzice i runie moja reputacja najbardziej surowego profesora i dyrektora tej szkoły.

Potem wrócili do domu, wzięli nowe książki, rozsiedli się na poduszkach przed kominkiem i pogrążyli się w lekturze. Dopiero po kolacji przeszli przez kominek do jego komnat w Hogwarcie.

– Chcesz jeszcze coś do jedzenia? – spytał Severus, otrzepując ubranie.

Po namyśle Hermiona potrząsnęła przecząco głową. Pieczeń wołowa w cieście, którą zrobiła na kolację, w zupełności jej wystarczyła.

– Nie, dziękuję. Za to przydałaby się herbata.

Jak zwykle wysłał patronusa do Minerwy, żeby zawiadomić ją, że jest już w zamku i przywołał skrzata, by poprosić o duży czajniczek herbaty dla nich obojga.

Popatrzył na biurko, zawalone stertą dokumentów i korespondencji i machnął na to ręką. Nie było tam nic pilnego. Mógł sobie pozwolić na spokojny wieczór.

Hermiona stanęła przy oknie i przez chwilę spoglądała na aksamitną ciemność. Nawet jeśli ktoś spacerowałby na dworze, i tak by go nie dojrzała. To przypomniało jej chwile, gdy parę lat temu, kiedy nie mogła spać, stawała przy oknie w swojej sypialni i wyglądała za okno. Te czasy minęły już bezpowrotnie, szkoła się skończyła i teraz była już dorosła… To z kolei przypomniało jej środową rozmowę z Fosterem.

– Wiesz, kiedy ty w środę wróciłeś do Hogwartu, zostałam jeszcze trochę porozmawiać z Fosterem – powiedziała, odwracając się od okna. – I powiedział mi, że Komisja jest już powołana i skoro zapadł wyrok w sprawie Norrisa, będą teraz mogli zająć się moim powrotem do Ministerstwa.

Severus właśnie nalewał im obojgu herbaty do filiżanek. Odstawił czajniczek i usiadł wygodniej w dużym fotelu.

– Chodź – przywołał ją ruchem ręki i gdy chciała usiąść w sąsiednim, złapał za rękę i pociągnął na swoje kolana.

Hermiona usadowiła się wygodnie w poprzek jego nóg i oparła lekko o niego.

– Bardzo dobra nowina – stwierdził.

– Foster mówił, że decyzję powinni podjąć w dwa, maksimum trzy dni.

– To znaczy, że od przyszłego tygodnia możesz wrócić do pracy.

Hermiona uśmiechnęła się na tę myśl.

– I jak, masz ochotę wrócić do Ministerstwa? – Severus odgarnął jej za ucho kosmyk niesfornych włosów. – Czy nadal masz… jak to mówiłaś, „dość”?

Hermiona nie musiała się zastanawiać. Po miesiącu siedzenia samej w domu jej punkt widzenia na sens pracy w Ministerstwie zupełnie się zmienił. Przez pierwsze dni owszem, czuła szaloną radość, że mogła dłużej pospać i robić to, na co miała ochotę, ale szybko jej się to znudziło i zaczęła chcieć wrócić do normalnego życia sprzed ucieczki.

– I to wielką ochotę! Co prawda nie wiem jeszcze, jakie mi dadzą stanowisko, ale… cieszę się, że wrócę do pracy. No, chyba że wepchną mnie do personelu technicznego.

– W niebieskim ci do twarzy – zadrgały mu kąciki ust i dziewczyna pogroziła mu palcem. – Ale w ten sposób będziesz miała mniej czasu na naukę.

– Och, dam sobie radę. Nie martw się. Zostało mi… – chwilę próbowała sobie przypomnieć, który dziś jest – pół roku. Może być.

Severus zmarszczył lekko brwi i Hermiona spojrzała na niego pytająco.

– Napisałem do Madame Maxime. I zapytałem, czy możesz zdawać egzaminy w Beauxbatons – powiedział, patrząc jej w oczy. – W… naszej sytuacji nie jest rozsądne, żebyś zdawała je w Hogwarcie.

Dziewczyna zamarła na chwilę i potem kiwnęła głową.

– Faktycznie.

Zamyśliła się głęboko, więc chwilę wodził wzrokiem po jej pięknej twarzy, błyszczących, ciepłych oczach i zatrzymał wzrok na jej ustach. Nie przygryzała ich, więc wiedział, że o czymkolwiek myśli, nie jest zakłopotana czy zmartwiona, ale nie umiał zupełnie zgadnąć, co to mogło być.

– Zastanawiasz się, czy tamtejsze egzaminy są takie same jak tu? – spytał w końcu.

Hermiona jakby ocknęła się, spojrzała na niego ciepło, uśmiechnęła się i spoważniała.

– Nie. Po prostu… po prostu myślałam o nas – sięgnęła do jego twarzy i zaczęła delikatnie przesuwać opuszkami palców po jego brwiach, skroniach, policzkach i nosie, mówiąc jednocześnie. – Na początku tego roku przyszłam do ciebie, do twojego gabinetu i wtedy byliśmy sobie zupełnie obojętni. Nie umiem nawet powiedzieć, kiedy zaczęłam cię lubić. Potem się w tobie zakochałam i pamiętam, że w dniu, w którym to zrozumiałam, po prostu mnie to ucieszyło. Nie zdziwiło, ale ucieszyło. I teraz, wiele miesięcy później, kocham cię tak bardzo, że nie wyobrażam sobie bez ciebie życia – uśmiechnęła się na nowo.

Severus złapał ją za rękę i uniósł ją do ust. Nagle ożyła w nim szalona nadzieja. Jean Jacques powiedział mu, że wtedy, w środę, mówiła o czym innym…

– Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy – powiedział cicho. – I ile mi dajesz…

– Daję ci? – najwyraźniej go nie zrozumiała.

– Jeszcze rok temu wydawało mi się, że moje życie jest już zupełnie przegrane. Zmarnowane. Przed końcem wojny marzyłem o śmierci, ale ty mnie od niej wybawiłaś. Nie pamiętam nawet, czy ci za to dziękowałem… może nawet nie, bo wtedy naprawdę chciałem umrzeć… Ale nie umarłem. Więc żyłem, ale nie miałem żadnego celu… żadnego powodu, żeby żyć. Nic mnie nie cieszyło, nic mnie nie obchodziło, nie chciałem… nie potrzebowałem niczego planować. I potem pojawiłaś się ty… – uniósł kącik ust. – I zmieniłaś to wszystko. Dzięki tobie na nowo chcę żyć, mam jakieś plany, cele, marzenia… Nawet nie masz pojęcia, ile dla kogoś takiego jak ja znaczy to, że ktoś chciał go pokochać… i że chcesz ze mną żyć…

Hermiona wpatrywała się w niego w napięciu i wyczekiwaniu czegoś, czego nie umiała nawet nazwać.

– A ty nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mogę ci to dać…

Chwilę całowali się delikatnie i na nowo pieściła palcami jego twarz, po czym oparła głowę na jego ramieniu, przysunęła usta do jego ucha i szepnęła cichutko:

– Kocham cię, Severusie.

– Ja ciebie też kocham, Hermiono – odszepnął.

– I będę cię kochać do skończenia świata.

Severus drgnął i zacisnął lekko palce na jej szyi. Czyżby…

– … Zawsze?

– Zawsze.

Serce zabiło mu z radości, oszołomienia i nadziei. I owładnęła nim jedna, jedyna myśl. Żeby się odważyć. Dziś. Właśnie teraz.

Odsunął jej twarz i spojrzał w oczy, szukając potwierdzenia.

– Naprawdę…? Chcesz… być ze mną zawsze?

Hermiona wyczuła nagle, że coś się działo. Po jego poważnym spojrzeniu, napięciu w jego głosie.

– Chcę być z tobą zawsze. Jestem twoja. I będę.

Jeszcze sekundę się wahał i nagle podjął decyzję. Bał się tak samo jak wtedy, gdy ją pierwszy raz pocałował, ale równocześnie chciał tego tak strasznie, jak jeszcze niczego w życiu. Przywołał pudełeczko i złapał je lewą ręką. Opanowując drżenie dłoni, otworzył je i spojrzał na Hermionę. Na jej twarzy odmalowało się nagłe zrozumienie.

– Hermiono… czy… chciałabyś… chcesz… wyjdziesz za mnie? – spytał łamiącym się głosem. Proszę… błagam…

Hermiona patrzyła jeszcze chwilę na błyszczący pierścionek, a potem podniosła na niego oczy, uśmiechając się coraz szerzej i kiwnęła głową. Severusa zalała ulga.

– Zostaniesz moją żoną?

Dziewczyna znów kiwnęła głową.

– O mój Boże… tak!!! Oczywiście, że tak!

Z jego piersi wyrwało się westchnienie ulgi i uśmiechnął się radośnie. Przez chwilę spoglądali na siebie nieprzytomnie. Gdy Hermiona spojrzała w dół, na otwarte pudełeczko, ocknął się nagle.

Wyjął pierścionek, sięgnął po jej lewą dłoń, zdjął i odłożył na bok jej pierścionek z bursztynem i wsunął na jego miejsce złoty krążek z brylantowym oczkiem. Oboje patrzyli jak zahipnotyzowani, jak błyszczy w świetle świec.

– Jest… przepiękny – szepnęła dziewczyna bez tchu. – Severusie…

Ucałował jej rękę, ale odsunęła ją i podała mu usta i utonęli w długim, radosnym pocałunku. Głaskał ją po gładkiej szyi, wsuwał palce w jej włosy i przyciągał ją do siebie mocniej, ilekroć odsunęła się choćby na chwilę, żeby złapać oddech. Czuł, że całując go, uśmiecha się równocześnie i również zaczął się śmiać. Zderzyli się zębami, gdy przyciągnął jej twarz i dziewczyna roześmiała się na głos.

– Udusisz mnie, wariacie…!

Zsunął usta na jej szyję i zaczął całować aksamitną skórę i jednocześnie odszukał jej lewą rękę i palcami wymacał pierścionek.

– Skąd wiedziałeś…? – spytała i nabrała gwałtownie powietrza, gdy ugryzł ją bardzo delikatnie. – Pasuje idealnie…

Odsunął się trochę i spojrzał w jej lekko zamglone z przyjemności oczy.

– Bo miałem wzór. Twój magiczny pierścionek – wyjaśnił.

Hermiona popatrzyła na leżący na stoliku obok srebrny pierścionek z bursztynem.

– Zabrałeś mi mój pierścionek?! Kiedy?

Severus uśmiechnął się.

– Nie zabrałem. Stworzyłem po prostu kopię, żeby mieć rozmiar. Już nie pamiętam kiedy. Któregoś ranka, kiedy poszłaś się kąpać.

Dziewczyna odsunęła mu za ucho włosy i oparła się czołem o jego czoło.

– Kiedy… się pobierzemy?

– Kiedy chcesz… kiedy tylko będzie czas – usłyszała jego odpowiedź.

– Jak najszybciej – odmruknęła. – Nieważne, że jest zima… Chcę być madame Snape jak najszybciej.

Na te słowa wybuchła w nim euforia. Madame Snape… Merlinie, jak to cudownie brzmi!

– Madame Snape… – dziewczyna podniosła głowę i spojrzała mu z bliska w oczy. – Chcesz przyjąć moje nazwisko?

– Oczywiście, że tak… Dlaczego nie? Już nie będziesz mógł mnie nazywać „panną Granger”.

Osobiście uważał, że powinna zostawić swoje własne, choćby jako drugie. Wyrobiła sobie cudowną opinię, na którą w całości zasłużyła i powinna z tego korzystać. Ale to nie była chwila na dyskusję o tym.

– Wiesz, co to oznacza?

– Co?

– Koniec ze Spinner’s End. Będziesz mogła wreszcie przenieść się do zamku, do moich… naszych komnat. Siadać przy stole w Wielkiej Sali razem ze mną…

Hermiona uśmiechnęła się radośnie. To było to, o czym marzyła.

– Koniec? Tak zupełnie?

– Zupełnie, najmilsza. Chcę mieć cię tu, w Hogwarcie.

Zabrzmiało to bardzo… dwuznacznie i Hermiona poczuła ukłucie pożądania, od którego zakręciło się jej w głowie i coś skurczyło się jej w podbrzuszu.

– Ale na zawsze? Nie chcesz móc tam wrócić? Choćby czasem?

Severus zaczął leniwie głaskać jej ramię, rysując ósemki.

– To nie jest coś, co chciałbym ci ofiarować. Zasługujesz na coś… ładniejszego. – Przypomniał sobie, co mówił Jean Jacques i powtórzył za nim. – Tamto miejsce nie nadaje się ani dla ciebie, ani dla małych Snape’ów.

Jej oczy rozszerzyły się i coś w nich błysnęło i ugryzł się w język. Nie poganiaj jej! Daj jej czas!

– Jeśli oczywiście któregoś dnia byś chciała… – dodał szybko.

– Chcę – powiedziała natychmiast i zamilkł.

Hermiona zmusiła się do tego, żeby się opanować. Słodki Merlinie…! Przed chwilą podniecił ją już samymi słowami, ale wizja „małych Snape’ów” poruszyła jakąś zupełnie nieznaną strunę w jej duszy i doprowadziła ją do stanu, w którym machnęłaby ręką na eliksir, zaklęcia i chciała tego już teraz.

– Kiedyś… później… Niech zdam egzaminy… będę mieć sensowną pracę… i wtedy o tym pomyślimy…

Zaczął ją całować na nowo i zdecydowanie bardziej namiętnie. Po chwili zatrzasnął różdżką drzwi do gabinetu dyrektora, wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka.

 

O wiele później leżeli obok siebie, odpoczywając. Hermiona poprawiła na sobie kołdrę, ułożyła się wygodniej i podparła głowę ręką.

– Wiesz, tak sobie myślę, że powinniśmy jeszcze trochę zaczekać z tą moją przeprowadzką – powiedziała, muskając palcami jego nagą pierś.

Severus zgadzał się z nią całkowicie i nawet już zastanawiał się, jak jej to wytłumaczyć.

– Trochę. Kiedy tylko zgłosimy zaręczyny i nauczyciele i uczniowie się o tym dowiedzą…

– Cały świat się dowie – mruknęła rozbawiona Hermiona, wpadając mu w słowa.

– … Nauczyciele z pewnością będą chcieli się z tobą zobaczyć… i w końcu twoja obecność w zamku stanie się normalna…

– W poniedziałek będę w Ministerstwie, może ja zgłoszę zaręczyny?

Severus potrząsnął przecząco głową.

– Pójdziemy oboje. Napisz do mnie, jak skończy się posiedzenie Komisji, to spotkamy się w Atrium.

Hermiona przytuliła czoło do jego ramienia, uśmiechając się do siebie i na chwilę każde z nich na nowo pogrążyło się w rozmyślaniu.

– Severus…? Czy… – zawahała się parę sekund. – Czy gdybyś mógł, gdyby to było możliwe… cofnąłbyś czas? Do twojego dzieciństwa… do szkolnych czasów? Zmieniłbyś coś? Zrobił inaczej?

Severus zapatrzył się w jej czekoladowe oczy. Owszem, dawno temu były chwile, kiedy marzył o tym, żeby móc cofnąć czas i pozmieniać niektóre rzeczy. Nie zostałby Śmierciożercą. Z pewnością nie nazwałby Lily „szlamą”. Nie tykałby czarnej magii… Niejeden raz rozmyślał, czy to wystarczyłoby, żeby wtedy Lily go pokochała.

Być może dziś byłbyś z Lily i nie musiałbyś przechodzić przez ten cały koszmar…

Choć koszmar nadszedłby z pewnością. Nie byłoby Harry’ego Pottera i nie wiadomo kiedy i jak … i CZY upadłby Czarny Pan. No i przede wszystkim nie było pewne, czy Lily nie wolałaby jednak kogoś, kogokolwiek innego. Nic nie było pewne. Za to teraz miał koło siebie cudowną czarownicę, którą kochał i która kochała jego. Która dopiero co zgodziła się zostać jego żoną.

Nagle uświadomił sobie, że jakakolwiek zmiana, choćby małego drobiazgu, mogła sprawić, że nigdy by się nie spotkali. To właśnie o to chodzi. Dlatego prawo zabrania zmieniania tego, co się wydarzyło.

– Nie – powiedział zdecydowanym tonem. – Niczego bym nie zmienił. Nie mówię, że nie żałuję wielu rzeczy, które robiłem… ale to wszystko zaprowadziło nas do tego, że jesteśmy razem.

Hermiona skinęła głową, położyła się bliżej niego, wsunęła stopę między jego łydki i zamknęła oczy z uśmiechem. Po chwili zasnęła.

Severus odnalazł jej lewą rękę na swoim brzuchu, wyczuł pod palcami pierścionek i westchnął radośnie.

– Dziękuję – szepnął bezgłośnie.

 

 

Poniedziałek, 7.12

Hermiona pokazała do kontroli francuską różdżkę i bez żadnych problemów otrzymała ją z powrotem.

– Poziom pierwszy, korytarzem w lewo – powiedział jej starszy czarodziej.

– Dziękuję bardzo – odparła, choć doskonale wiedziała, gdzie ma się stawić.

Mimo że nadal sądziła, że stawienie się przed Komisją to tylko kwestia proceduralna i nie powinno być żadnych problemów z przywróceniem jej do pracy, stres narastał w niej od samego rana. Miała wrażenie, że powoli zanurzała się w lodowatą wodę, która przynosiła dreszcze i sprawiała, że zaciskały się w niej wszystkie mięśnie.

Duża część ludzi obrzucała ją spojrzeniami, gdy zmierzała do windy. Do środka weszły z nią dwie inne osoby, które wcisnęły guzik z numerem 4 i przez chwilę stały w ciszy, zanim podjęły rozmowę.

Winda zatrzymała się na Poziomie Pierwszym, kobiecy głos powiedział:

– Biuro Ministra Magii wraz z Sekretariatem i Służbami Pomocniczymi, Wydział Personalny, w tym Biura Administracyjne, Wydział Prawny, Wydział Płac oraz Wydział Osobowy, z Biurem Rejestracji i Usług.

Hermiona wysiadła, poszła znanym sobie korytarzem w lewo, do dużych czarnych drzwi i weszła do Wydziału Personalnego.

– Dzień dobry – przywitała się z paroma czarownicami, które siedziały przy biurkach, na których piętrzyły się stosy dokumentów.

Jedna z nich, którą dobrze znała, uśmiechnęła się do niej.

– Hermiona! Dzień dobry! Już jesteś? Posiedzenie zacznie się dopiero za kwadrans!

– Wiem, Eulalio, ale wolałam być wcześniej niż się spóźnić. Wiesz, w mugolskim Londynie ciężko wyliczyć, ile czasu ci potrzeba, żeby tu dojść.

Otarła dyskretnie wilgotną dłoń i uścisnęła rękę Eulalii i jej trzem koleżankom, które również się do niej uśmiechnęły. Nie umiała powiedzieć, na ile szczere były te uśmiechy, ale niezbyt to ją obchodziło. Eulalia podniosła się zza biurka i wskazała otwarte drzwi do sali, w której pewnie miało się odbyć posiedzenie Komisji.

– Chodź, usiądziesz sobie.

Obie weszły do środka i usiadły przy długim, zaokrąglonym po bokach stole. Dziewczyna usiadła bokiem, na brzegu krzesła.

– No i co tam u ciebie? Wszystko w porządku? – spytała Eulalia.

Hermiona kiwnęła głową i rozejrzała się dookoła, żeby zająć czymś myśli. Na ścianie wisiało kilka portretów ludzi, których nigdy nie widziała i zastanawiała się, czy swego czasu Albus Dumbledore również z nimi rozmawiał.

– Wszystko – uśmiechnęła się. – I będzie jeszcze lepiej, jak wreszcie wrócę do pracy. Siedzenie samej w domu średnio mi odpowiada.

Eulalia przyjrzała się jej uważnie.

– Samej… w domu? To ty nie siedzisz w Hogwarcie?

Hermiona westchnęła w duchu. Mogła się domyślać powodu, dla którego starsza od niej o kilka lat czarownica chciała zaprowadzić ją już teraz do sali.

– Nie. Po pierwsze nie chcę przeszkadzać Severusowi w pracy, a po drugie byłoby to sprzeczne… z dobrym smakiem.

Czarownica, wyraźnie zaintrygowana, pochyliła się ku niej.

– Więc wróciłaś do twojego mieszkania?

– Nie, mieszkam teraz w jego rodzinnym domu.

– A…

W tym momencie do sali weszło dwóch czarodziejów, którzy najwyraźniej byli członkami Komisji, więc Eulalia podniosła się i poklepała ją lekko w ramię.

– Powodzenia!

Czekając na przybycie dwóch innych osób, czarodzieje wdali się w pogawędkę z Hermioną i dowiedziała się trochę więcej szczegółów na temat wykonania wyroku dla Norrisa i Smitha. Dementorzy mieli złożyć pocałunek w piątek dokładnie w południe.

Pięć minut później przyszedł Harry Higgins, którego doskonale znała, a zaraz za nim młoda, wiotka czarownica, która na widok Hermiony uśmiechnęła się od ucha do ucha.

– Dorris Banks, witam panią, panno Granger – podała jej rękę, siadając i spojrzała na swoich kolegów. – Widzę, że jesteśmy w komplecie, to może zaczniemy?

Wszyscy zgodzili się jednomyślnie, więc otworzyła jej dossier i odchrząknęła. Hermiona zrozumiała, że mimo wieku to ona jest przewodniczącą Komisji i rozluźniła się. Jeśli jej powitanie można było wziąć za jakiś wyznacznik… nie powinno być żadnego problemu.

– No więc… yhyhy… – zaczęła Dorris. – Londyn, siódmy grudnia 2015. Otwieram posiedzenie Komisji w sprawie dyscyplinarnej. Mamy na celu ustalenie, czy jedenastego września tego roku, w myśl rozumienia Ustawy o pracownikach cywilnych klasy C z dnia piątego października 1908 roku, Hermiona Granger nie stawiając się w pracy, porzuciła swoje stanowisko, jak również czy w tym przypadku znajdują zastosowanie przepisy rozporządzenia wykonawczego do tejże ustawy z dnia… ósmego marca 1909 roku. Następnym zadaniem będzie rozpatrzenie żądania odszkodowania za zwłokę przy rozpatrywaniu sprawy o przywrócenie do pracy – Dorris odetchnęła z ulgą, wyklepawszy oficjalną formułę. – W posiedzeniu udział biorą: Dorris Banks, przewodnicząca Komisji, Alexander Maksymilian Hawk, starszy reprezentant prawny Ministerstwa Magii, Hektor Dionizy Craft, reprezentant personelu oraz Harry Higgins, protokolant, jak również Hermiona Jean Granger, była Szefowa PRZPEC.

Dorris podpisała jakąś formułkę na górze strony i pchnęła pergamin i pióro w stronę Harry’ego.

– Pisz, mój drogi. Panno Granger. Po pierwsze, Hektor Craft jest tutaj jako reprezentant personelu. Nie przyprowadziła pani adwokata, więc Ministerstwo zaprosiło Hektora w celu ewentualnej obrony pani interesów. Jeśli czuje pani taką potrzebę, w dowolnej chwili, nawet teraz, może pani prosić o chwilę konsultacji z nim.

Hermiona kiwnęła głową i uśmiechnęła się do starszego pana, który odpowiedział niewielkim ukłonem.

– Po drugie, gwoli wyjaśnienia. Ustawa o pracownikach cywilnych klasy C stwierdza, że każde oddalenie się z pracy bez stosownej informacji bezpośredniego lub pośredniego przełożonego lub Wydziału Personalnego w Departamencie Czarodziejskich Zasobów Ludzkich traktowane jest jako porzucenie pracy i karane jest zwolnieniem dyscyplinarnym. Rozporządzenie wykonawcze do tej ustawy precyzuje między innymi wyjątki, zwalniające z tej sankcji. Wśród tych wyjątków jest porzucenie pracy z uwagi na bezpośrednie zagrożenie życia pracownika albo najbliższej rodziny pracownika, wypadek przy pracy skutkujący zniknięciem albo podróżą w czasie wstecz i w przyszłość, uprowadzenie, nieodwracalna metamorfoza oraz pełnia księżyca w przypadku nieoczekiwanego pogryzienia przez wilkołaka – Dorris uśmiechnęła się z rozbawieniem i pokręciła głową. – W pani przypadku zastosowanie może mieć pierwszy z wyjątków. Naszym zadaniem na dziś jest stwierdzenie, czy istotnie zmuszona była pani oddalić się z pracy w celu ochrony życia. Zanim przejdziemy dalej, ma pani jakieś pytania, zastrzeżenia?

Dziewczyna poczuła, jak rozluźniają się w niej wszystkie mięśnie. Zupełnie jakby wyszła z tej cholernej, zimnej wody.

– Nie, wszystko jest jasne. Dziękuję.

– Dobrze – Dorris pochyliła się i spojrzała na swoich kolegów. – Alexandrze, możesz zaczynać.

Alexander sięgnął po dossier Hermiony.

– Panno Granger… Czy potwierdza pani, że jedenastego września tego roku nie stawiła się pani w pracy?

Hermiona spojrzała na niego, zmuszając się do zachowania spokoju, choć poczuła nagły uścisk w żołądku.

– Tak.

– Ani wcześniej, ani później nie powiadomiła pani swojego przełożonego ani Wydziału Personalnego?

– Nie, nie powiadomiłam.

– Zrobiła to pani celowo i z rozmysłem? Tak? – Alexander podniósł wzrok i rzucił jej świdrujące spojrzenie.

– Yhh… raczej tak. Tak – kiwnęła głową. – Chcę przez to powiedzieć, że wiedziałam, że uciekam. To znaczy wiedziałam, co robię.

Alexander złączył czubki palców, dokładnie jak Dumbledore i postukał się nimi w nos.

– Proszę nam to wytłumaczyć.

Hermiona spojrzała na stół, starając się znaleźć odpowiednie słowa.

– No więc… Dzień wcześniej, wieczorem, otrzymałam ostrzeżenie… czy raczej nakaz ucieczki od jednej z osób, które pomagały mi i Severusowi Snape’owi w sprawie, w którą oboje byliśmy zamieszani. Postanowiłam nie lekceważyć ostrzeżenia i uciekłam.

– Gdzie pani uciekła?

– Wpierw do Hogwartu, do Severusa Snape’a. Ten, po dyskusji na temat wydarzeń z tamtego dnia, zdecydował, że mam natychmiast uciec do Francji. Do ludzi, którzy przygotowali na wszelki wypadek schronienie.

– Dobrze, ale czemu pani uciekła?

Hermiona wzruszyła ramionami. Najwidoczniej z powodów proceduralnych nie wolno im się domyślać i będą jej kazać wszystko wyjaśniać.

– Tamtego dnia zamordowany został Minister Magii. Peter Norris i Teddy Smith zaaranżowali to tak, że dowody wskazywały bezpośrednio na mnie. Gdybym wtedy nie uciekła, dziś pewnie albo bym gniła w Azkabanie, albo przypominała roślinkę, ucałowana przez dementora – odparła może trochę za ostro.

– Przecież WTEDY nie wiedziała pani chyba, co się stało?

– No… nie. Ale Severus Snape doszedł do wniosku, że czas najwyższy przestać ryzykować. I uciekać.

Alexander spojrzał na swoje zapiski.

– Na Severusie Snapie, z tego, co wskazywały wtedy wyniki śledztwa, ciążyły bardzo poważne oskarżenia. Przyznaje pani więc, że posłuchała rozkazów kogoś, kto mógłby być mordercą? Szczególnie biorąc pod uwagę jego postępki z ubiegłych lat?

Hermiona wyprostowała się i targnęła nią nagła złość. Ty pieprzony dupku!!! Przecież to absurd?! To przesłuchanie ma być takim samym koszmarem???!!!

– Po pierwsze, jeśli iść zgodnie z pańską logiką, nie wiedziałam wtedy, co się stało, więc nie mogłabym podejrzewać, że mógłby być mordercą – wycedziła, zwężając oczy i zaciskając bezwiednie palce na różdżce. – Ale mówię to tylko, żeby pokazać panu, gdzie prowadzi taka durna logika. Bo po drugie wierzyłam w niego i nadal wierzę bezwarunkowo. Ktoś, kto uratował pańskie życie, i to nie raz, a kilka razy, zasługuje na coś takiego. Poza tym nie rozumiem, jak może robić pan aluzje do jego postępków z ubiegłych lat! Nie było pana w kraju, gdy skończył się jego proces?! Najwyraźniej! Więc przypomnę panu, że Wizengamot oczyścił go ze wszystkich zarzutów i uznał za bohatera wojennego, przyznając mu Order Merlina! Więc nie ma pan w tej chwili nawet prawa sugerować, że było inaczej…!!!

– Panno Granger… – powiedziała uspokajająco Dorris.

– … bo podważa pan decyzję Wizengamotu!

– Panno Granger, proszę się uspokoić…

– Hermiono, uspokój się – powiedział z naciskiem Harry, łapiąc ją za lewą rękę i rozluźniając zaciśnięte kurczowo palce.

JA mam się uspokoić? To niech on przestanie zadawać durne pytania!

Dziewczyna zerknęła na niego i odetchnęła ciężko. Alexander odchrząknął.

– Panno Granger, nie sugeruję, że Severus Snape był mordercą Ministra, ani że Wizengamot się mylił. Mówię tylko, na co wskazywały w tamtym czasie wyniki śledztwa i pytam, czy wierzyła pani Severusowi Snape’owi. To wszystko.

– Wierzyłam, wierzę i będę wierzyć! – niemal warknęła dziewczyna.

Harry puścił jej rękę, spojrzał na błyszczący pierścionek i jego brwi powędrowały do góry.

Hektor podniósł rękę.

– Nie sądzę, żeby wyniki śledztwa z tamtego czasu miały w tej chwili dla nas jakiekolwiek znaczenie. Wiemy doskonale, że były fałszywe. Tak więc proponuję nie brać pod uwagę ani pytania, ani odpowiedzi.

– Panno Granger, proszę nam wyjaśnić w takim razie, co wtedy pani wiedziała. Pani i pan Snape. Pozwoli nam to zrozumieć decyzję, którą wtedy podjęliście – powiedziała spokojnie Dorris i uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny.

Hermiona poczuła, jak pieką ją oczy, więc mrugnęła nimi parę razy i postarała się zebrać myśli.

– Od jakiegoś czasu Albus Dumbledore, który porozumiewał się z innymi portretami w Ministerstwie, ostrzegał nas, że Smith… Teddy Smith chodzi bardzo często do gabinetu Petera Norrisa. O wiele częściej niż wcześniej. I w przeciwieństwie do tych nielicznych poprzednich razów, ma o wiele lepszą minę. Doszliśmy więc do wniosku, że dzieje się coś nowego, o czym nie wiemy. Ponieważ ciągle podsłuchiwaliśmy codzienne rozmowy Lawforda i Norrisa oraz spotkania całej grupy i nie było mowy o niczym szczególnym, uznaliśmy, że jest to coś, co robią tylko ci dwaj. Dlatego poprosiliśmy Francuzów, żeby postarali się to sprawdzić. Jeden z nich, przebywający często w Anglii, zaczął się kręcić koło Severusa Snape’a i koło mnie i starał się wybadać, o co chodzi. Tamtego dnia zostałam rano zabrana na przesłuchanie przez Aurorów i zajął się mną Teddy Smith. Przestraszyłam się, że odkrył, że o nim wiemy i musiałam spanikować, bo Severus… Snape odczuł to. Z powodu Rytuału Magicznej Wspólnoty. Kiedy się ze mną skontaktował, ja miałam już wyczyszczoną pamięć i wszczepione fałszywe wspomnienie, zgodnie z którym nic się nie stało. To była kolejna rzecz, która go bardzo zaniepokoiła. I kiedy wróciłam wieczorem do domu, dostałam ostrzeżenie od Francuzów. Napisali mi, żebym natychmiast i bezzwłocznie uciekała. Coś się działo na klatce schodowej w bloku, w którym mieszkałam, to mnie przestraszyło i zdecydowałam się uciec do Hogwartu. Tam porozmawiałam z Severusem Snape’m i profesor McGonagall oraz profesorem Dumbledore’em i wszyscy zdecydowali, że w tej sytuacji, gdy wyraźnie jest coś nie tak, nie ma sensu ryzykować – Hermiona spojrzała zaczepnie na Alexandra. – Przypominam, że doskonale wiedzieliśmy, że igramy ze śmiercią. Norris wyraźnie zaznaczył, że gdy dobiegnie „koniec”, zamierza mnie zabić. A nie wiedzieliśmy, co on rozumie jako „koniec”.

Alexander nie odwrócił wzroku.

– Istotnie, jest to pewne wytłumaczenie pani reakcji z tamtego wieczora. Choć przyznaje pani, że nie mieliście pewności, tylko podejrzenia.

Dziewczyna zwęziła na nowo oczy.

– W takich sytuacjach rzadko kiedy ma się pewność. Bardzo często ma się tylko przypuszczenia. Choć niektórzy decydują się czekać dłużej, żeby się upewnić. Większość z nich leży już na cmentarzu.

Hektor na nowo uniósł rękę.

– Myślę, że wszyscy zgodzimy się, że większość decyzji w życiu podejmujemy na podstawie przypuszczeń. I że sytuacja z tamtego dnia jest wystarczająco jasna.

Alexander potaknął i zanotował coś na marginesie.

– Kolejne pytanie, panno Granger. Kiedy dowiedziała się pani, co się stało? Przepraszam, uściślę. Kiedy dowiedziała się pani od Francuzów, z jakiego powodu panią ostrzegli?

Hermiona przypomniała sobie natychmiast rozmowę z Jean Jacquesem.

– Tego samego wieczoru. Dowiedziałam się, że Norris i reszta czekali pod moim mieszkaniem. Co wskazywało wyraźnie na to, że się dowiedzieli o mnie.

– Mówimy cały czas o tym, co się stało w czwartek wieczorem. Dzień wcześniej. Dlaczego więc w piątek nie poinformowała pani nikogo, że z… różnych przyczyn, nie może stawić się pani w pracy?

Hermiona wytrzeszczyła na niego oczy. Zwariował! Mówię mu wyraźnie, że chcieli mnie zabić, a ten się pyta, czemu ich nie poinformowałam, że uciekłam…!

– Dlatego, że uciekłam… i ukrywałam się przed moim własnym przełożonym. Zapewniam pana, że dowiedział się o tym jako jeden z pierwszych, o wiele wcześniej niż cała reszta – odparła głosem ociekającym sarkazmem.

– Mogła pani poinformować w takim razie Wydział Personalny.

– Wydział Personalny zaś w pierwszej kolejności wysłałby samolocik do Tylera Rockmana.

Alexander skinął głową.

– Dokładnie. W ten sposób zawiadomiłaby pani wszystkie niezbędne osoby.

Jakie pieprzone znaczenie ma, czy Rockman dowiedział się oficjalnie ode mnie, że uciekłam?!!!

– Co, pańskim zdaniem, miałam mu powiedzieć? Drogi panie Rockman, wiem, że nastaje pan na moje życie, więc uciekam. Proszę przyjąć do wiadomości, że będzie musiał pan dać sobie radę sam?

– Doskonale powiedziane! – ucieszył się starszy pan. – Ale cokolwiek by pani nie napisała, powiadomiłaby pani przełożonych.

Merlinie, on jest nienormalny…!!! Ledwo udało mi się ujść z życiem, martwiłam się o Severusa, a jego zdaniem najważniejszą rzeczą na świecie było powiadomienie wtedy Rockmana, że uciekłam??? Nie, stop! Że nie stawię się w pracy?

– Powinnam może jeszcze określić, na ile czasu? – spytała cierpko. – Może złożyć podanie o urlop… w końcu po sierpniu zostały mi jeszcze dwa dni do końca roku…

Hektor kolejny raz podniósł rękę.

– Sugeruję oddalić pytania. Celem naszego posiedzenia jest ustalenie, czy przypadek panny Granger obejmuje wyjątek przewidziany w rozporządzeniu, to znaczy bezpośrednie zagrożenie życia. A nie czy mogła, czy nie mogła poinformować przełożonego o planowanym niestawieniu się w pracy.

Dorris stuknęła lekko różdżką w stół.

– W całości popieram. Proponuję wrócić do meritum.

Alexander uśmiechnął się rozbrajająco. Hermiona zaś odniosła dziwne wrażenie, że to była… gra? Bo wyglądało na to, że nie poczuł się urażony… dotknięty sprzeciwem kolegów. Tak jakby zupełnie mu nie zależało, co dziś zostanie zdecydowane.

– Próbowałem tylko wykazać, że w chwili podejmowania decyzji sprawa nie była wcale taka jasna. Dziś wiemy, co wtedy się stało. Wtedy tego nie wiedzieliśmy.

– A ja już zaprezentowałem moje stanowisko – Hektor nawet nie czekał, aż Alexander skończy mówić. – Decyzje podejmowane są na podstawie tego, co w danym momencie sądzimy. Wyjaśnienia panny Granger dowodzą, że ówczesne przypuszczenia były jak najbardziej trafne. Gdyby czekała dłużej, dziś z całą pewnością byłaby już martwa.

Dorris pokiwała kilka razy głową.

– Doskonale. Czy wobec powyższego sprawa jest jasna? Masz może jeszcze jakieś pytania do panny Granger?

Starszy pan milczał chwilę.

– Nie, dziękuję. Odpowiedź mnie zadowala. Jeśli i was zadowala, możemy skończyć ten punkt.

Dorris sięgnęła po inną kartkę.

– W takim razie przejdźmy do rozpatrzenia żądania strony pozwanej… – Alexander spojrzał na nią pytająco, więc przeczytała na głos. – Hermiona Jean Granger… żąda przyznania odszkodowania za celowe i tendencyjne powstrzymywanie jej od podjęcia pracy pomimo zgłoszenia natychmiastowej dyspozycji – Dorris przebiegła wzrokiem podanie Hermiony o natychmiastowe przywrócenie do pracy. – W piątek szesnastego października panna Granger złożyła na ręce sekretarki Ministra podanie o ponowne przyjęcie do pracy. Potwierdziła swoją dyspozycję i zastrzegła, że w przypadku zwłoki w rozpatrzeniu podania wystąpi z żądaniem przyznania odszkodowania.

Hektor uśmiechnął się do dziewczyny.

– Zgodnie z prawem od momentu powtórnego zgłoszenia się do pracy do zwołania Komisji i podjęcia decyzji nie może minąć więcej niż pięć dni roboczych.

Alexander wzruszył ramionami.

– Ówczesna decyzja Tiberiusa Fostera bazowała na tym, że póki nie poznamy dokładnie wszystkich faktów, nie będziemy mogli podjąć słusznej decyzji. Dlatego uznał, że do czasu zakończenia procesu Komisja nie może rozpocząć postępowania.

– Co nie jest prawdą – parsknęła Hermiona. – Komisja, jak widzę, jest po to, aby wysłuchać wszelkich niezbędnych wyjaśnień dotyczących danej sprawy i podjąć decyzję. Nie widzę potrzeby, dla której mieliście czekać na decyzję Wizengamotu.

Ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć, że jeśli nie czują się do tego zdolni i potrzebują się opierać na decyzjach innych, to znaczy, że brak im kompetencji. Najwyraźniej przebywając z Severusem, przejmowała jego cięty język. Ale na szczęście mogła się jeszcze opanować.

– Być może decyzja, którą dziś podejmiemy, byłaby inna bez obrazu całości sprawy? – zasugerował Alexander.

– Czy to znaczy, że jeśli sprawa Norrisa trwałaby trzy lata, mówię hipotetycznie, musiałabym czekać trzy lata na waszą decyzję?

– Gdyby trwała tak długo, z pewnością wzięlibyśmy to pod uwagę – odparł wymijająco i sam zadał pytanie. – Co ma pani na myśli, mówiąc, że powstrzymano panią celowo i tendencyjnie?

Hermiona rzuciła mu ponure spojrzenie. Był jak cholerny piskorz, wił się między pytaniami, które zmieniały całkowicie sens tego, co zrobiła czy powiedziała, i nic nie mówiącymi odpowiedziami. Już wiem, czego w życiu na pewno nie będę robić. Za nic na świecie nie zostanę adwokatem!

– Decyzję podjął Tiberius Foster, jeszcze zanim zakończyły się moje przesłuchania. Na podstawie wyczerpujących informacji, które ja i Severus Snape mu daliśmy, był w stanie uznać, że mieliśmy rację i Norris i cała reszta istotnie dopuścili się zbrodni i równocześnie nie był w stanie uznać, że mieliśmy rację i musieliśmy ratować się ucieczką. Nasze odpowiedzi pozwoliły mu anulować ostatnio uchwalone ustawy, wypuścić bez procesu więźniów politycznych, ale nie pozwoliły mu zezwolić mi wrócić do pracy. To jeśli chodzi o celowość i tendencyjność. Mam na myśli to, że odwlekanie tej sprawy miało, moim zdaniem, zapewnić Tiberiusowi Fosterowi odpowiedni rozgłos, który bez wątpienia pomógł mu zostać Ministrem Magii.

Alexander odchrząknął.

– Pani pozwoli, panno Granger… – przerwał jej. – Po kolei. Mówi pani tak, jakby dawała pani do zrozumienia, że w anulowaniu ostatnio uchwalonych ustaw i zwolnieniu więźniów politycznych bez procesu było coś… zadziwiającego. Normalnie nie powinien tego zrobić? Zgodnie z prawem?

Hermiona zagryzła lekko usta.

– Zrobił to bez procesu, tylko na podstawie tego, co mówiliśmy i równocześnie nie chciał… ponoć NIE MÓGŁ uznać, że w moim przypadku ma miejsce ten wyjątek, o którym mowa w rozporządzeniu. Choć zapewne go znał. Powiedział nam, że to niezgodne z prawem.

Alexander pokiwał głową i Hermiona nagle poczuła, że to, co powie, jej się nie spodoba. Za każdym razem, jak ten dziadyga miał uśmiech na twarzy, wkurzał ją.

– Powiedzmy, że w przypadku więźniów i anulowania ustaw postąpił wbrew prawu. Taki duży wyjątek od zasad. Więc może po prostu powinna pani zadowolić się tym, że dla was też zrobił wyjątek. Zwolnił was z zarzutów?

Hermiona aż otworzyła usta i nabrała powietrza, ale z oburzenia zabrakło jej słów! Zabiję cię, ty dupku!!! Jasne, już lecę mu paść do nóg, by podziękować!!!

Hektor dostrzegł jej wściekłość i znów podniósł rękę. Może wyniósł ten nawyk ze szkoły. Albo pracował z Umbridge.

– Polemizujemy na temat określeń, które panna Granger zamieściła w swoim piśmie, tymczasem fakt czy należy się jej odszkodowanie, czy nie, zależy od przepisów prawnych.

– O jakie dokładnie odszkodowanie dopomina się panna Granger? – zapytał z kamiennym spokojem Alexander.

Dorris spojrzała na pismo.

– Zapłata pełnego wynagrodzenia za cały okres oczekiwania na ponowne przyjęcie do pracy, licząc od daty złożenia niniejszego pisma aż do dnia podjęcia obowiązków służbowych oraz dodatkowo 5% kary od powyższej sumy.

Harry wydął z zaskoczenia usta, uniósł brwi i pokręcił leciutko, niemal niedostrzegalnie głową. Alexander spojrzał bacznie na Hermionę.

– Dlaczego pani zdaniem Ministerstwo Magii miałoby pani płacić choćby knuta za cały czas, kiedy pani nie pracowała? Przecież nie świadczyła pani w tym okresie żadnej pracy na korzyść Ministerstwa?

– Po pierwsze owszem, praktycznie codziennie stawiałam się na rozprawy, a wcześniej uczestniczyłam w tygodniowym przesłuchaniu. Więc byłam do całkowitej dyspozycji Ministerstwa. Po drugie nie pracowałam W Ministerstwie, ale tylko i wyłącznie dlatego, że nie chcieliście mi na to pozwolić. Ja byłam do tego gotowa. Proszę wziąć pod uwagę, że nie wspominam o czasie, gdy byłam we Francji albo w Anglii i robiłam wszystko co mogłam, by powstrzymać Norrisa. To zupełnie co innego, choć pół roku narażania życia też ma swoją cenę – Hermiona zacisnęła mocniej palce dookoła różdżki. – Ale wracając do pańskiego pytania. Za pracę, każdą pracę, każdy pracodawca wypłaca pracownikowi wynagrodzenie. Nie pracuje się z miłości do ojczyzny. Między innymi dlatego, że inni nie ofiarowują nam domów, mioteł, ubrań i jedzenia z miłości do ojczyzny. Przez dwa miesiące musiałam płacić za moje mieszkanie w Londynie, ubrania i jedzenie. Życie kosztuje i nie widzę powodu, dla którego miałabym nie otrzymać w tym okresie wynagrodzenia, które powinnam dostać.

Hektor i Harry spojrzeli na siebie, uśmiechając się krótko, zaś Alexander udał zaskoczenie.

– Z tego, co wiemy, spędziła pani większość czasu we Francji oraz w domu Severusa Snape’a. Nie musiała pani wydawać pieniędzy ani na ubrania, ani na jedzenie…

– Oczywiście, że musiałam – przerwała mu sucho. – Ponieważ Severus nie mógł pójść do Gringotta po złoto, musieliśmy używać moich mugolskich pieniędzy.

– Więc teraz może pani za to zwrócić. Zapewne ma wystarczająco dużo złota w swojej krypcie?

Hermiona uniosła oczy do góry w wyrazie skrajnego niedowierzania.

– Czy fakt, że ktoś z pańskiej rodziny… bliskich posiada pieniądze oznacza, że nie powinien pan dostawać wypłaty? To bardzo szlachetne z pańskiej strony…

– Nie zajmujemy się teraz moim przypadkiem, panno Granger, ale pani – odbił piłkę w jej stronę. – Proponuję się na tym skupić. Naprawdę uważa pani, że nie dość, że należy się pani pełne wynagrodzenie, to jeszcze do tego żąda pani 5% więcej? W ramach… kary?

– Dokładnie. Powiedzmy, że to oprocentowanie za możliwość dysponowania przez ten okres czasu wartością dwóch miesięcy mojego wynagrodzenia. Gobliny z Gringotta zrobiłyby dokładnie to samo i to by pana nie zdziwiło.

– Stawia pani na równi wymagania banku i swoje?

– Czy jestem mniej ważna niż Gringott?

Dorris miała już dość.

– Alexandrze, czy wyjaśnienia panny Granger dotyczące powodów, dla których żąda odszkodowania, są dla ciebie jasne?

– Wyjaśnienia owszem. Ale zaskakują mnie warunki… że pozwolę sobie powtórzyć za panną Granger, oprocentowania.

– Zaskakuje cię wysokość … oprocentowania, czy sam fakt, że o nie wnosi?

– I to, i to.

Hektor uniósł w znajomym już geście rękę do góry.

– Osobiście uznałbym to za formę ukarania pracodawcy, który swoją zwłoką mógł wpędzić pannę Granger w kłopoty finansowe i pozbawić środków do życia. Fakt, że ktoś bliski posiada pieniądze, nie ma tu absolutnie żadnego znaczenia. Z tego, co wiemy, fakt, że zarówno Peter Norris jak i David Lawford mieli wystarczająco dużo środków do życia nie sprawił, że dostawali niższe wynagrodzenie. Pozwólcie, że powstrzymam się od wymieniania innych pracowników Ministerstwa w podobnej sytuacji. Proponuję sprawdzić, co mówią przepisy o zwłoce w wypłaceniu pensji z winy pracodawcy.

Dorris stuknęła różdżką w stół.

– Doskonale, Hektorze. Panno Granger, czy ma pani jakieś pytania, zastrzeżenia, uwagi?

Hermiona zastanowiła się chwilę, co mogłaby powiedzieć. Poza tym, że najchętniej udusiłaby Alexandra.

– Chciałabym podkreślić, że gdyby zgodnie z przepisami prawa Ministerstwo wzięło pod uwagę moje pismo, załatwilibyśmy sprawę najpóźniej dwudziestego trzeciego października. I wiedziałabym, czy mam szukać innej pracy, czy wracam do Ministerstwa. Ale ponieważ przepisy prawa zostały zlekceważone, decyzja zostanie podjęta dzisiaj i, jeśli będzie pomyślna, wrócę do pracy pewnie za kilka dni. Dwa miesiące później.

Miała ochotę użyć trochę innych słów. Cały ten burdel trwał dwa miesiące tylko dlatego, że Foster potrzebował tego, żeby załapać się na stołek Ministra.

– Bardzo lubię Ministra Fostera, ale nie powstrzymuje mnie to od składania zastrzeżeń co do jego postępowania. To wszystko. Dziękuję bardzo.

Dorris uśmiechnęła się szeroko, Harry również. Hektor wyglądał na zadowolonego. Ku jej zdumieniu Alexander również.

– Dziękuję bardzo wszystkim za posiedzenie. Teraz udamy się na obrady i podejmiemy decyzję, którą przekażemy pani jutro… o… – spojrzała na niewielki harmonogram na kolejnej kartce pergaminu – o jedenastej trzydzieści. Czy członkowie Komisji się zgadzają?

Wszyscy przytaknęli, więc Dorris wstała i wyciągnęła rękę do dziewczyny.

– Bardzo pani dziękujemy za wyjaśnienia. I za… cierpliwość – uśmiechnęła się jakby przepraszająco. – Do zobaczenia jutro.

Alexander i Hektor uścisnęli jej rękę, każdy z nich skinął jej głową i wyszli. Został Harry.

– Cholera, Harry, co to miało być?! – zawołała półgłosem Hermiona. – Co on tu chciał pokazać, ten dupek?!

Harry parsknął śmiechem.

– Alexander reprezentował Ministerstwo. Mogło mu się to podobać albo nie, nie miał innego wyjścia. Taka jest jego praca i robi ją dobrze.

– No dobrze, reprezentował! Ale jak! Odwracał kota ogonem! Wyszłam na jakąś … wariatkę! Która nie ma racji, ma niedorzeczne żądania i pretensje! Jego zdaniem powinnam dziękować Merlinowi, że w ogóle Ministerstwo zastanawia się, czy przyjąć mnie na powrót do pracy! To chore! Idiotyzm!!!

– Ciiii… uspokój się, Hermiono. Nie potrzeba się tak denerwować…

– Nie potrzeba! Łatwo ci mówić! Od prawie dwóch miesięcy wszyscy tak mnie traktują! Reporterzy, niektórzy pracownicy Ministerstwa, ludzie na Pokątnej… Mam już dość!

Harry poklepał ją po ramieniu.

– Domyślam się. To minie. Prędzej czy później zajmą się czymś innym. Choć… może raczej później – sięgnął po jej lewą rękę i uśmiechnął się na widok pierścionka. – Przyszła pani Snape?

Hermiona westchnęła ciężko, jakby tym westchnieniem mogła odepchnąć od siebie wspomnienia sprzed chwili i uśmiechnęła się. Równocześnie przypomniała sobie, że powinna napisać do Severusa, żeby oboje mogli pójść do Wydziału Osobowego, żeby zgłosić zaręczyny i wyznaczyć datę ślubu. Ich ślubu… Nagle poczuła się lepiej.

– Tak. To… jeszcze nikt o tym nie wie – poruszyła pierścionkiem, podziwiając go. – Za chwilę mam się spotkać z Severusem, żeby to zgłosić.

– Gratuluję. Nie przeczę, że to trochę zaskakujące. Ale znam cię na tyle dobrze, że wiem, że musisz tego bardzo chcieć.

Żebyś tylko wiedział, JAK bardzo tego chcę…

Harry poczekał z Hermioną, aż przyjedzie winda i pomachał ręką, gdy wsiadła do środka.

– Do jutra!

– Do jutra, Harry! Trzymaj kciuki!

– Będę! Obiecuję! Tylko nie wiem, jak uda mi się pracować.

Już chciała dodać, że skoro już zaciska kciuki, mógłby przy okazji rąbnąć od niej Alexandra, ale w tym momencie winda ruszyła w dół.

Rozdziały<< Dwa Słowa EPILOG część 2Dwa Słowa EPILOG część 4 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz