Dwa Słowa Rozdział 41

Jean Jacques podał Ricky’emu niewielką kopertę i stłumił ziewnięcie.

– To dla Hermiony. Daj jej to przy następnej okazji.

Ricky kiwnął głową, rzucił zaklęcie, które czyniło ją niewidzialną dla mugoli i schował do wewnętrznej kieszonki typowo mugolskiej marynarki. Potem wsunął obok różdżkę w kształcie długopisu.

– Żaden problem. I tak muszę się z nimi spotkać.

Jean Jacques spojrzał na niego uważnie.

– Wpadłeś na coś dziwnego?

– Nie, JJ. Nic takiego się nie dzieje. Obserwowałem zarówno Ministerstwo, jak i szkołę i wszystko wygląda w porządku. Może po prostu ten ich Smith i Norris postawili dużą sumę na jakąś drużynę Quidditcha, bo dostali cynk od kogoś i wygrali? – parsknął śmiechem Ricky.

– Co dostali???

– Cynk. Nieważne, kiedyś ci wyjaśnię. To do następnego! Trzymaj się, JJ!

– Powodzenia, Ricky. Do zobaczenia.

Obaj uścisnęli sobie dłonie i Jean Jacques wrócił do biurka, zaś Ricky zbiegł po schodach na dół. Czas było aportować się do Calais i złapać pociąg do Dover.

.

Severus odszukał ręką fotel i ocierając łzy, podszedł do niego i osunął się bezwładnie. Był zupełnie wycieńczony tym przedziwnym atakiem.

– Severusie… już ci przeszło?

Westchnął i nabrał mocno powietrza.

– Już w porządku. Nic mi nie jest.

Minerwa spojrzała przestraszona na Albusa, który pochylał się do przodu tak, że jeszcze chwila, a wypadłby z portretu.

– Merlinie… co to było???

Severus potrząsnął głową, odzyskując wreszcie zmysły. I oddech. Przestał czuć wszechobecny wstręt, palący ból na całym ciele zanikł.

– Nie wiem… – westchnął. – To… pierwszy raz coś takiego … mi się przytrafiło.

– Ale coś cię bolało? Serce?

Czarownica najwyraźniej nadal się o niego martwiła, więc postanowił ją uspokoić.

– Nie mnie… to znaczy nie tego mnie, co tu był… – sam nie rozumiał, o czym mówi, więc spróbował to jakoś wyjaśnić. – Czułem się tak… nie wiem. Jakbym stał obok i patrzył na to, co się ze mną dzieje. Z moim ciałem. Minerwa wymieniła kolejne spojrzenie z Albusem.

– A co… co czułeś?

– Strach. Panikę – podniósł głowę i zerknął na nich oboje i aż się skrzywił, na nowo przypomniawszy sobie to wrażenie. – Coś we mnie nie chciało czegoś tak bardzo, że … że myślałem, że pęknę. I ból. Ale taki dziwny. Nie Cruciatus. Nie wiem… Jakbym się palił po wierzchu.

Minerwa wyglądała na spłoszoną.

– Może jednak powinieneś pójść do Poppy… może cię coś… opętało?

Severus fuknął z niecierpliwością. Nic mu nie było. Nic go nie opętało. Czy też nikt. Z całą pewnością wszystkie jego zmysły należały do niego. To znaczy prawie wszystkie, bo…

– Hermiona!!! – zerwał się na równe nogi. – Merlinie, HERMIONA!!!

Na nowo ogarnęła go fala paniki, ale tym razem dotyczyła jego, we własnej osobie. Teraz czuł to wyraźnie.

Przerażony spojrzał na Minerwę, która zrozumiała go w jednej chwili. W głowie kołatała mu się tylko jedna potworna myśl.

Zabili ją???! Zabili ją…! Merlinie…

Sparaliżowany strachem osunął się na nowo na fotel i ukrył twarz w dłoniach. Miał ochotę wyć. Krzyczeć. Miał ochotę umrzeć, tu, w tej chwili. Znów stracił kobietę, którą kochał. Ale… czy na pewno stracił?! Może jeszcze jest jakaś nadzieja…

Skupił się, starając się poczuć od niej cokolwiek. Jakikolwiek ślad emocji. Cokolwiek. Merlinie, proszę. Błagam…

Prócz ciężko bijącego serca nie czuł, nie słyszał nic. Musi spróbować się z nią skontaktować. Może jest jeszcze jakaś szansa…

– Severusie – odezwała się miękko Minerwa, widząc, że na nowo znieruchomiał. – Czujesz coś? Co…

Potrząsnął głową przecząco i trzęsącą się ręką wyciągnął na wierzch medalion i sięgnął po różdżkę. Minerwa natychmiast odgadła, co chce zrobić. Podeszła do niego i przycisnęła jego różdżkę do biurka.

– Nie, nie możesz!

Wyrwał ją gwałtownym szarpnięciem i zaklęciem wydobył pergamin.

– Severusie, nie możesz! To w niczym nie pomoże…

– CO SIĘ STAŁO???! – już miał rzucić zaklęcie przenoszące myśli na pergamin, kiedy Minerwa potrząsnęła nim.

– Severusie, NIE! Nie rozumiesz? Możesz tym ją zabić!

– Muszę wiedzieć! – jego zdławiony głos niemal go przestraszył.

– Poczekaj trochę! Choć trochę!

– O co ci chodzi, Minerwo?!!! – wybuchnął, rzucając jej spojrzenie pełne bólu i zarazem jakiejś rozpaczliwej nadziei.

– Jeśli nie żyje, to już jej w ten sposób nie pomożesz! Ale może nic się jej nie stało! Może tylko z kimś od nich rozmawia? I jeśli wyczują ciepły pierścionek, to tylko ją pogrąży! Może nic się nie stało, może po prostu przestraszyła się czegoś, jakiejś błahostki…

– Błahostki?! Byłem cały przerażony!!! A ty mi mówisz, że to miała być jakaś błahostka?!!! – krzyknął, nadal trzymając w ręku pergamin. – Nic się nie stało???!!!

– Możesz jej w ten sposób tylko zaszkodzić, nie rozumiesz?!

Severus odrzucił od siebie pergamin ze zdławionym jękiem, odepchnął fotel tak mocno, że przewrócił go na ziemię i odszedł pod okno. Zaczął chodzić nerwowym krokiem, odwracając głowę od Minerwy i portretów, zaciskając do bólu pięści i starając się opanować i czekać. Jeszcze trochę. Jeszcze jeden oddech, jeszcze tylko kilka kroków. I jeszcze…

Na myśl, że gdzieś tam Hermiona może być jeszcze żywa, ale uwięziona, że być może właśnie w tej chwili ktoś ujmował różdżkę, żeby rzucić w nią Avadą… a on nic nie mógł zrobić!!! odchodził od zmysłów. Miał ochotę aportować się gdzieś, choć nie wiedział gdzie, rzucić się jej szukać, już teraz, i zabić wszystkich, którzy ośmielą się ją choćby dotknąć! Musiał czekać, choćby jeszcze chwilę…

W końcu niecierpliwość po prostu w nim eksplodowała. Wrócił do biurka, porwał pergamin i szepnął Scribere. W magiczny sposób litery pojawiły się, rozchwiane, trochę rozmazane i miejscami niezbyt czytelne. Nieważne! Odpowiedz. Proszę, odpowiedz. Cokolwiek, nieważne co. Hermiono… Błagam…

Zaczęło się czekanie. Minerwa zaklęciem podniosła fotel, na który osunął się ciężko, oparł się łokciami o kolana, schował twarz w dłoniach i bujał się miarowo do przodu i do tyłu, jak biedne, małe, przerażone dziecko. Patrzyła na jego niemy ból i chciała móc coś zrobić, żeby mu pomóc. Ale nie mogła zrobić nic, zupełnie nic, więc tylko patrzyła.

Żadne z nich się nie odzywało. Nawet Dumbledore na portrecie wpatrywał się w nich w milczeniu, bardzo zaskoczony, bo ta scena przypomniała mu żywo inną, sprzed dwudziestu lat. Milczenie stało się ciężkie, minuty wlokły się jedna za drugą. Minerwa kilka razy podniosła rękę, żeby go poklepać po ramieniu, dodać mu jakoś otuchy, ale w ostatniej chwili ją cofała. Sama zaczęła powoli tracić nadzieję.

Nagle zobaczyła kątem oka, jak na pergaminie coś się pojawiło. Zerwała się z cichym okrzykiem i Severus również poderwał głowę i wbił spojrzenie w pojawiające się litery.

– Nic się nie stało. Wszystko w porządku. A u ciebie?

Severus przeczytał zdanie i nie zrozumiał. Spojrzał na równie zdumioną Minerwę i przeczytał jeszcze raz. Niemożliwe!

– Gdzie jesteś???! Co się dzieje?!

– W pracy. Nic takiego się nie dzieje…

– Więc co to było przed chwilą?!

Nastąpiła chwila przerwy.

– Ach, nic takiego. Aurorzy mieli kilka pytań i troszkę się przestraszyłam, bo zabrali mnie na dół. Ale właśnie wróciłam. Skąd wiesz???

– Odpisała??? – usłyszeli głos Dumbledore’a, więc Minerwa tylko kiwnęła uspokajająco głową, nawet na niego nie patrząc.

Severus nabrał głęboko powietrza.

– Bo poczułem to, co ty czułaś.

– Tak? Och, to musiałeś się trochę podenerwować! W zeszłym tygodniu ktoś napadł na mugola niedaleko mojego domu i mieli parę pytań. Czy go znam i tak dalej. Nic poważnego.

– TROCHĘ podenerwować??? – powtórzył osłupiały.

– Może ona po prostu tak teraz reaguje – powiedziała równie zagubiona co on, Minerwa. – Zapytaj jej jeszcze raz.

– Jesteś zupełnie pewna, że wszystko w porządku???

– Absolutnie. Nie martw się. Ten Auror, z którym rozmawiałam, był bardzo fajny, już dawno się tak nie uśmiałam. A jak początek roku?

Severus nie był ani w nastroju, ani w stanie dyskutować o szkole. W tej chwili czuł się jak wypluty. Poza tym był zły, bo odsłonił się całkiem przed Dumbledore’em. Do tego cały czas czaiła się w nim odrobina strachu.

Aurorzy zabrali ją do siebie. Udało się, ale równie dobrze mogło się nie udać. Równie dobrze mogli ją zabrać z JEJ powodu. Dziś wszystko dobrze się skończyło, ale czy „następnym razem” też się dobrze skończy? I najważniejsze – KIEDY będzie ten „następny raz”? Coraz bardziej czuł, że czas najwyższy, żeby Hermiona uciekała do Francji. Im bardziej to odwlekali, tym większe było ryzyko. I nie chciał przechodzić przez to po raz drugi. Odetchnie, jak ona już wreszcie ucieknie i będzie bezpieczna. Przypomniał sobie, jak kiedyś obiecał jej, że nigdy jej nie zostawi w sytuacji zagrożenia i serce na nowo zabiło gwałtownie na myśl o tym że to, o czym kiedyś rozmawiali, co mu się kiedyś śniło, mogło się wydarzyć właśnie dzisiaj.

– Opowiem ci wszystko później. Spotkajmy się jutro, musimy poważnie porozmawiać.

Minerwa odsunęła się, sądząc, że zaczynają całkowicie prywatną dyskusję.

– Powiem jej, że ma stąd uciekać. Nie chcę jej tutaj. Robi się zdecydowanie zbyt niebezpiecznie – sprostował Severus, widząc jej minę i spojrzał na portret Dumbledore’a. – Albusie, możesz skontaktować się z Adalbertem i spytać, co się tam działo? Skoro Aurorzy zabrali Hermionę na przesłuchanie, zapewne przechodzili koło niego.

Dumbledore poprawił swoje okulary połówki.

– Naturalnie, Severusie. Ale, gdybyście byli tak mili i wyjaśnili mi, co się właściwie dzieje…

No tak, przecież on nie śledził naszej rozmowy! Severus ukrył grymas i kiwnął głową.

– Aurorzy ściągnęli Hermionę na jakieś nieformalne przesłuchanie. Napisała nam, że z początku się przestraszyła, ale potem się uspokoiła, widząc, że nic takiego się nie stało. A ja po prostu odebrałem to, co czuła. Jesteśmy związani Rytuałem już od dość dawna i z tego powodu mogę odczuwać jej różne silne emocje.

Zdawał sobie sprawę, że Minerwa może się domyślać prawdziwego powodu, dlaczego on czuł, co ona czuła, Dumbledore zaś nie. Do tego trzeba było być sobie bardzo bliskim. A oni byli tak sobie bliscy, jak tylko to było możliwe.

– Powiedziałbym, że tym razem musiały być wyjątkowo silne – stwierdził Albus. – Wyglądałeś… nigdy cię w takim stanie nie widziałem i, skoro już o tym mówimy, nie chciałbym już zobaczyć. Dobrze, już idę spytać czy Adalbert ją widział. I będziemy musieli porozmawiać jak wrócę. Obawiam się, że za tym wszystkim kryje się coś, czego nie dostrzegamy.

Dumbledore znikł z obrazu. Minerwa popatrzyła na swojego kolegę.

– Myślisz, że to może mieć związek z tym, co robią Smith i Norris?

– Być może… – wreszcie udało mu się zachować spokojny wyraz twarzy. Cóż za wyczyn! – Dlatego jutro każę jej uciekać.

– Jak najszybciej, Severusie. Niech ucieka jak najszybciej.

.

Norris rozsiadł się z westchnieniem ulgi na fotelu.

– Dobrze, bardzo dobrze. A jak Granger?

– Wróciła prosto do swojego biura. Teraz Aylin i Tyler mają ją na oku. Alain już odłączył jej kominek z sieci Fiuu, ma tylko połączenie z Ministerstwem. I zablokował możliwość używania świstoklików. Zaraz pójdę i rzucę na jej mieszkanie zaklęcie antydeportacyjne i odetnę jej tyle-fon.

– Jak tylko wejdzie do domu, zablokuj też jej drzwi. Żeby nie mogła w żaden sposób się wydostać.

Smith skrzywił się, co sprawiło, że wyglądał po prostu strasznie.

– Pamiętaj, że może znać zaklęcie znoszące blokadę. Na kominek czy aportacje nic nie poradzi, ale odblokowanie drzwi jest jak najbardziej w jej zasięgu.

– Więc będziemy jej pilnować. Cały wieczór, całą noc i poranek – zdecydował Norris. – Najlepiej, jak kilku z nas stanie pod jej drzwiami, a kilku na zewnątrz, na wypadek gdyby chciała uciec oknem.

– Dlaczego nie zgarnąć jej jeszcze dziś? Tak byłoby najprościej. Wejść do niej do domu…

– Bo chcę, żebyście to zrobili jak najbardziej oficjalnie. Dopadniecie ją, jak tylko wyjdzie jutro z kominka. W Atrium. Im więcej ludzi, tym lepiej!

– Ryzykujemy. Nie podoba mi się to, Peter – zaoponował Smith.

Norris się zdenerwował.

– Wiem, czemu ci się nie podoba! Ty najchętniej dopadłbyś ją już teraz i doskonale wiem dlaczego! Powiedziałem ci NIE. Poza tym nie ryzykujemy. Już jest nasza. Obserwujemy ją tu cały czas. Stąd może już tylko wrócić do domu, a tam zostanie zamknięta całkowicie. Będzie już mogła tylko wrócić jutro rano tutaj, a rano będziecie już czekać na nią z gromadą Aurorów! Teraz tylko trzeba pozwolić jej wejść do naszej pułapki.

Smith podniósł się, krzywiąc się nadal i wyszedł niezadowolony.

Norris miał rację. O wiele bardziej wolał zająć się Granger osobiście. Właśnie miał cudowną próbkę tego, co mógłby z nią zrobić, gdyby ją dostał tak, jak Norris mu obiecał.

Pomysł wzięcia kobiety wbrew jej woli był szalenie podniecający, ale to nie było wszystko. Największą przyjemność sprawiało mu zmuszanie kobiet do uległości i posłuszeństwa. Im bardziej były dumne, odważne i niezależne, tym większą miał zabawę z powolnego doprowadzania ich do stanu, w którym poddawały mu się zupełnie, ale z niemym protestem w oczach.

Dlatego gwałcenie kobiet w Azkabanie było średnią przyjemnością. Praktycznie od razu pozwalały mu na wszystko. Na samą myśl o tym, jak mógłby się zabawiać z Granger, był podniecony do szaleństwa.

No i Granger miała jedną, bardzo ważną zaletę. Nie zaszłaby w ciążę, jak inne jego zabawki, więc mógłby ją zatrzymać do chwili, aż by mu się znudziła…

Tymczasem Peter miał inny, olśniewający jego zdaniem, pomysł. Postanowił wrobić ją w morderstwo.

.

 

Tuż przed dwunastą drzwi do sekretariatu otworzyły się gwałtownie i Auror nie tyle wszedł, co wpadł do środka. Był wyraźnie poruszony.

– Proszę wszystkich o nieopuszczanie biur aż do odwołania – powiedział rozkazującym tonem. – Zakaz wychodzenia na Pokątną, do mugoli czy do domów.

Hermiona i Aylin spojrzały po sobie zdumione.

– Przecież za chwilę jest lunch? – stwierdziła Aylin, zerkając na zegarek.

– Jak powiedziałem, nie wolno państwu opuszczać gmachu Ministerstwa. Możecie iść do kantyny. Tak czy inaczej wyjścia z Atrium są już zamknięte.

Do sekretariatu zajrzał Rockman, stając w uchylonych drzwiach.

– Aulus – zagadnął Aurora. – Co się dzieje?

Odpowiedź była krótka i szokująca.

– Minister nie żyje. Został zamordowany.

Aylin krzyknęła głośno, a Hermiona aż wstała i zasłoniła usta dłonią. Rockman oparł się o ścianę.

– CO???! Kiedy? Gdzie?!

– Przykro mi, ale nie wolno mi w tej chwili udzielać dalszych informacji. Zostańcie na miejscach i nie kręćcie się nigdzie – poprosił Aulus już mniej oficjalnym tonem. – Naprawdę mamy teraz poważniejsze sprawy na głowie niż bieganie za wami wszystkimi.

– Jasne, Aulus. Nie ruszymy się stąd dotąd, aż nam nie pozwolicie – powiedział Rockman. – Hermiono, Aylin, słyszałyście?

.

 

Ricky spojrzał na zegarek, podchodząc do niewielkiej furtki. Dochodziła szósta, więc miał nadzieję, że Hermiona jest już w domu. Zadzwonił domofonem, ale nikt nie odpowiadał.

Merde! Ricky nacisnął jeszcze raz przycisk. Jeśli jej nie będzie to trudno, wrzucę jej kopertę przez drzwi wejściowe, a pogadać pogadamy kiedy indziej.

Nadal nikt nie odpowiadał, więc chłopak wsunął rękę do kieszonki marynarki, ujął różdżkę i wyszeptał Alohomora. Zamek szczęknął i furtka się otworzyła. Wszedł na klatkę schodową i ruszył powoli na górę.

Kiedy dotarł na drugie piętro i zakręcił, żeby podejść do drzwi Hermiony, które znajdowały się po przeciwnej stronie niż kraniec schodów, zobaczył pod jej drzwiami dwóch facetów. Jednego z nich, ze szramami na twarzy, poznał natychmiast. Drugi, młody, w porozciąganym, niechlujnym ubraniu musiał być tym zwariowanym naukowcem z Kliniki.

Mais qu–est ce qu’ils foutent ici??? (Co oni tu do cholery robią?!) Nie zwalniając kroku i odwróciwszy od nich wzrok, przeszedł cały podest, aż do schodów na trzecie piętro i poszedł na górę tym samym miarowym krokiem.

Równocześnie zastanawiał się gorączkowo co zrobić. Jeśli Smith i Watkins stali pod drzwiami mieszkania Hermiony, z pewnością nie oznaczało to nic dobrego! Może to było właśnie to, czego kazał mu szukać Severus Snape?

Musiał się przekonać. Podszedł do okna, z którego miał widok na zewnątrz i udając, że rozmawia przez telefon, zaczął patrzeć, co się dzieje na zewnątrz.

Tam, w bramie naprzeciwko! Ten przystojniak to musiał być Stone, a ten drugi… Benson!!! Merde, merde, merde!!!

Ricky rozejrzał się dookoła, szukając jakiegoś pomysłu. Jego wzrok padł na jakąś ulotkę leżącą pod drzwiami mieszkania niedaleko. I nagle przyszło mu coś do głowy.

Używając Geminio, stworzył ze dwadzieścia kopii ulotki i zaczął podchodzić do każdego mieszkania i wkładać ją w drzwi. Potem, przybierając cierpiętniczą minę, zszedł na drugie piętro, wsunął ulotki w drzwi dwóch mieszkań tuż przy zejściu ze schodów i ruszył w kierunku mieszkania Hermiony.

– Panowie tu mieszkają? – spytał, podchodząc do Smitha i Watkinsa. – Mam uloteczkę. Mamy właśnie promocję na nowe okna…

Zbliżył rękę do drzwi i w tym momencie Smith chwycił go za nią i odepchnął do tyłu.

– Znikaj stąd, ale już! – warknął cicho.

Ricky złapał równowagę i odskoczył do tyłu.

– Przecież tylko chcę wam dać ulotkę! – zawołał.

– I zamknij się! – warkot był jeszcze cichszy, co wcale nie oznaczało, że zabrzmiał łagodniej.

Ricky wytrzeszczył oczy i machnął ręką.

– Dobra, już dobra! Spadam stąd! Wariaci, jak Boga kocham… odwaliło wam zupełnie… Znikaj stąd, też mi coś… ja tu pracuję, bando nierobów! Cholera… – oddalił się od nich, mrucząc pod nosem. Miał nadzieję wyglądać jak typowy mugolski roznosiciel ulotek.

Zbiegł po schodach na sam dół i wyszedł na ulicę. Pilnując się, żeby nie spojrzeć w kierunku bramy, otworzył furtkę i poszedł dalej.

Było źle, bardzo źle. Coś się stało, skoro ich czterech pilnowało jej domu! I nie pozwolili się zbliżyć do jej drzwi! Może nawet było ich więcej, ale ich nie zauważył?

Gdy zniknął za rogiem, puścił się biegiem, aż wpadł na tyły następnego budynku. Oparł się o ścianę i spróbował zadzwonić do Hermiony. Rozległ się jakiś dziwny, pulsujący sygnał. Merde!!! Rozłączył się i spróbował jeszcze raz. To samo! I jeszcze raz. Ciągle to samo. Ten pieprzony telefon nie działał! Merde, putain, merde!!! Chwilę gorączkowo się zastanawiał.

Sęk w tym, że Jean Jacques powiedział mu wyraźnie, że nie wolno mu używać żadnych czarodziejskich sposobów na komunikację i podróżowanie. Powinien wrócić na dworzec metrem, złapać z powrotem pociąg do Dover i stamtąd wahadło między Dover i Calais. I dopiero stamtąd mógł aportować się do Paryża.

Ale to by trwało zdecydowanie za długo! Musi go dopaść natychmiast! Może Jean Jacques coś wymyśli!

Rozejrzał się bacznie dookoła, sięgnął po świstoklik do Ministerstwa Magii w Paryżu, popatrzył jeszcze raz, czy nikogo nie ma i aktywował go. Szarpnęło go za pępek i znikł.

W następnej sekundzie zwalił się na ziemię na znajomym, wysadzanym kostką dziedzińcu. Podniósł się i pognał do wielkich drzwi wejściowych, po raz drugi dzisiejszego dnia.

W Paryżu, z uwagi na różnicę w czasie była godzina później. Jego zegarek sam się przestawił i wskazywał teraz prawie dwadzieścia po siódmej, nic więc dziwnego, że na Acceuil nikogo nie było. Ricky wbiegł po schodach na drugie piętro i załomotał w drzwi biura Jean Jacquesa. Nikt nie odpowiedział, więc pchnął je i wpadł do środka. Pusto. Wykrzywił się mocno. Merde!!! Pewnie już wyszedł! Podbiegł szybko do portretu młodej czarownicy wiszącego na ścianie.

– Eugenio, Jean Jacques wyszedł już dawno temu? – spytał jej. Oparł się jedną ręką o biurko, zwiesił głowę i próbował złapać oddech.

– Jeszcze nie wyszedł, siedzi na naradzie z Ministrem – odparła dziewczyna spokojnie, przyglądając się mu krytycznie.

– Muszę z nim rozmawiać! Natychmiast! To bardzo ważne!

– Ich narada też jest ważna.

– Eugenio, lecę prosto z Anglii! Nie biegałbym jak kretyn tylko dla rozrywki! Jeśli się nie pospieszymy, ktoś umrze, rozumiesz?! Proszę, znajdź go i przyprowadź! Albo powiedz mi, gdzie on jest!

Eugenia westchnęła i znikła z obrazu. Zanim wróciła, zaczął wreszcie oddychać normalnie.

– Jest w dużej sali konferencyjnej. Powiedział, że wyjdzie przed drzwi – powiedziała z powagą Eugenia, pojawiając się na obrazie.

– Jesteś cudowna, wiesz???!!! – zawołał i nie czekając na odpowiedź, pobiegł na czwarte piętro do sali konferencyjnej.

Jean Jacques czekał już na niego, przytrzymując drzwi jedną ręką. Wyglądał na zmęczonego.

– Ricky??? Co się dzieje?! Nie mam za dużo czasu…

– Nie pytaj co dokładnie, bo nie wiem, JJ! Pojechałem prosto do Hermiony, a tam cała banda stała pod jej domem i drzwiami! Nie pozwolili mi nawet ich dotknąć – wyrzucił z siebie Ricky. – Cholera, wygląda tak, jakby jej pilnowali.

– Putain, merde!!! – zawołał Jean Jacques, blednąc mocno. – Teraz? Zaraz, jak ci się udało…

– Olałem twoje zakazy i świsnąłem spod jej domu bezpośrednio tutaj! Nie mamy czasu do stracenia!

Jean Jacques zgodził się z nim natychmiast. Zrobił jakiś dziwny pląs, bo chciał biec do swojego biura i równocześnie pomyślał, że przecież trzeba wrócić do sali, żeby powiadomić Ministra. Drzwi załomotały, bo cały czas trzymał rękę na klamce.

W końcu gestem kazał Ricky’emu czekać i wszedł do sali. Jeden z jego kolegów właśnie coś wyjaśniał, ale przerwał mu.

– Panie Ministrze, Xavier, najmocniej proszę o wybaczenie, ale muszę was opuścić. Mam szalenie ważną sprawę do załatwienia.

Charles Chevalier spojrzał na niego badawczo.

– Ważniejszą niż ta, o której dyskutujemy?

Jean Jacques kiwnął niecierpliwie głową.

– Nie mogę o niej w tej chwili rozmawiać. Ale jestem pewien, że pan zrozumie, jak będę mógł to wyjaśnić. A teraz naprawdę muszę już iść. To… nie może czekać…

– Dobrze, idź już. Przyjdę do ciebie za chwilę.

– Dziękuję!

Jean Jacques zatrzasnął za sobą drzwi i z Rickym ruszyli pędem na dół.

– Powiedz dokładniej, co się stało – mówił Jean Jacques, zbiegając po dwa stopnie.

– Chciałem z nią porozmawiać i dać jej twoją kopertę… – Ricky zeskoczył z ostatnich stopni. – I pod jej drzwiami zobaczyłem Smitha i Watkinsa… – zeskoczył na kolejny podest. – Nie pozwolili mi nawet dotknąć jej drzwi, rozumiesz?! A przed domem stał Benson i Stone. Udawałem, że roznoszę ulotki i chciałem im dać jedną, ale kazali mi się zamknąć i spadać.

– Spadać? Gdzie? – nie zrozumiał Jean Jacques, wpadając do gabinetu.

– Och, to takie popularne określenie na „wynoś się stąd”.

Jean Jacques wsunął ręce we włosy i zaczął chodzić po biurze. Po chwili widać podjął decyzję, bo zatrzymał się nagle.

– Lecę tam. Teraz. Powiesz Ministrowi, jak przyjdzie, że to dotyczy Hermiony i wyjaśnisz mu o co chodzi!

– Gdzie lecisz, oszalałeś?! Przecież tam jest Benson!

W tym momencie drzwi otworzyły się i wszedł Minister. Ricky natychmiast go poznał i ukłonił mu się nisko.

– Witam – odpowiedział mu Minister i natychmiast zwrócił się do Jean Jacquesa. – Jean Jacques, co się dzieje?

– Tu chodzi o Hermionę Granger, panie Ministrze! Ricky – Jean Jacques wskazał rudzielca – właśnie wrócił z Londynu. Odkryli ją! Czwórka z tych, przeciw którym ona i Severus walczą, obstawiła jej dom i jej pilnują! To znaczy, że ją odkryli! Że wiedzą o niej! Więc w każdej chwili mogą ją zlikwidować!

Ze zdenerwowania mówił chaotycznie, ale Minister natychmiast wszystko zrozumiał.

– Bardzo dobrze zrobiłeś, nie czekając. Trzeba ją stamtąd wyciągnąć. Natychmiast.

„Natychmiast” było powiedziane bardzo stanowczym tonem, co trochę otrzeźwiło Jean Jacquesa. Spróbował się skoncentrować i myśleć logicznie, choć nie było to łatwe. Wbił znów wzrok w podłogę, jakby to mu pomagało.

– Ricky, czy ona już wróciła do domu?

– Nie wiem. Kiedy do niej dzwoniłem, nikt nie odbierał, ale może już teraz jest.

– Może ich jeszcze nie wypuścili z Ministerstwa? – powiedział z nagłą nadzieją Jean Jacques i po sekundzie oklapł. – Ale w takim razie jeszcze tam jest, co na jedno wychodzi. Mogą ją dopaść w Ministerstwie.

– Jak to „wypuścić”? Zamknęli tam kogoś? – zdziwił się Ricky.

– Z pewnością nie – zaopiniował równocześnie Minister. – Nie sądzę, żeby zrobili to na oczach dziesiątek ludzi.

– Dziś w południe ktoś zamordował ich Ministra – wyjaśnił Jean Jacques Ricky’emu. – W jego własnym gabinecie.

Ricky zaklął paskudnie. Jean Jacques rzucił nerwowo okiem na zegarek i aż jęknął w duchu, bo czas płynął nieubłaganie. Pospieszmy się… Merlinie, pospieszmy się!!!

– Są dwie możliwości – rzekł Minister, opierając się o brzeg fotela. – Albo jeszcze nie wróciła, w takim razie trzeba ją ostrzec, albo wróciła i trzeba ją stamtąd wyciągnąć.

– Do Ministerstwa nie wejdę, bo dla nich jestem mugolem. JJ też nie może, bo Benson natychmiast go rozpozna, jeśli tam będzie – zaprotestował Ricky. – Ba, żaden z was nie wejdzie, bo was poznają.

– Świstoklik do niej do domu? Możnaby na nią czekać i jak tylko wróci, uciec razem z nią.

– Niestety nie, panie Ministrze. Nikt do niej nie wejdzie bez haseł do osłon na obu wymiarach…

Jean Jacques uderzył wściekle pięścią w otwartą dłoń.

– Że też nie spytaliśmy jej o hasła!

– Kominek? – próbował dalej Minister.

– To samo. Bez haseł nie da rady. Pewnie dlatego te zbiry siedzą przed jej domem, bo nie mogą się dostać do środka.

Minister potarł skronie. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo ciężki. Westchnął i zaczął szukać innego wyjścia.

– Można ich jakoś powstrzymać?

– Musielibyśmy pójść całą grupą… Widziałem czterech, ale może było ich więcej?

Jean Jacques pokręcił głową coraz bardziej zrozpaczony.

– Poza tym doszłoby wtedy do pojedynku w świecie mugoli. Cholera! – jęknął, łapiąc się kolejny raz za włosy, niepomny na towarzystwo Ministra.

Charles Chevalier spojrzał na niego, ale nic nie powiedział. Sam zaczynał czuć to samo.

– Poza tym za długo by to trwało. Nie mamy czasu…

Jean Jacques dopowiedział sobie resztę. Dopadną ją, jak tylko wejdzie do domu.

Z nich wszystkich Ricky był chyba najmniej zdenerwowany, bo najmniej znał Hermionę. Była dla niego tylko jedną z wielu osób, które chronił czy ubezpieczał. Na całe szczęście, bo to pozwoliło mu myśleć trzeźwiej.

– Ktoś jeszcze zna jej hasła?

Jean Jacques kiwnął głową.

– Severus Snape – zmarszczył brwi. – Ale w Hogwarcie też nie możemy pojawić się przy pomocy świstoklika ani się aportować. W żadnym wymiarze. Sowa odpada, a nasze teleportery nie… Pieniądze!!! – zawołał nagle i rzucił się do biurka. – Jak mogło mi to natychmiast nie przyjść do głowy! – rozrzucał na boki pergaminy, księgi, rozmaite notatki, zamaszystym gestem odgarnął na bok plik listów i złapał mały skórzany woreczek. Jednocześnie starał się im wyjaśnić, o co mu chodzi. – Hermiona dała mi i Severusowi monety, na które rzuciła zaklęcie Proteusza! To, co którekolwiek z nas napisze na swojej, pojawi się na innych! W ten sposób możemy skontaktować się z Severusem!

Minister wyprostował się z nagłą nadzieją.

– W ten sposób możemy ostrzec Mademoiselle Granger!

– Dokładnie! – poparł go Ricky. – Nie traćmy czasu na szukanie hasła, jeśli możemy ją ostrzec!

Obaj otoczyli Jean Jacquesa, który wydłubał monetę, starego mugolskiego franka. Nie było na nim wiele miejsca, więc niewiele się namyślając, napisał do niej tylko jedno, jedyne słowo i dorzucił znaczek Legranda. Potem osunął się na fotel.

– Teraz pozostaje nam tylko czekać – powiedział pełnym napięcia tonem.

– Już? – spytał zdumiony Ricky. – Ja nie widzę tu nic szczególnego… Jak ona ma to dostrzec?

– Bo teraz jej moneta zrobi się ciężka i poczuje ją. Jeśli oczywiście zawsze nosi ją w kieszeni… – dodał z trwogą.

Trójka mężczyzn pochyliła się i wpatrzyła w błyszczącą monetę. Nie mogli zrobić już nic więcej. Minister westchnął ciężko, a Jean Jacques na nowo złapał się za włosy.

.

 

Hermiona wróciła do domu dopiero o szóstej. Była wściekle głodna i straszliwie zmęczona. Zapewne z głodu zaczęła ją boleć głowa, więc pierwszą rzeczą po wyjściu z kominka było wypicie całej fiolki eliksiru przeciwbólowego. Następnie poszła do kuchni, włączyła światło, bo z powodu grubych firanek zaczęło być już ciemnawo i wstawiła do mikrofalówki resztkę spaghetti bolognese, którą znalazła w lodówce. Z trudem opanowała się i doczekała, aż makaron się podgrzeje. Szczerze mówiąc, miała ochotę zjeść wszystko na zimno, z plastykowym pojemniczkiem włącznie.

Wypuścili ich dopiero po wpół do szóstej. W Atrium była cholerna kolejka do kominków i nawet przyszło jej do głowy, że mogłaby wyjść na górę przez toaletę i aportować się do domu, ale z daleka już widać było, że kolejka do toalet była taka sama. Normalne, wszyscy pracownicy Ministerstwa wychodzący o tej samej porze…

Dosłownie pożarła makaron i dopiero wtedy zrobiła sobie herbatę. Czekając aż się zaparzy, pogłaskała łaszącego się do jej nóg Krzywołapa i nagle poczuła, jakby ktoś wrzucił jej coś ciężkiego do ukrytej kieszeni.

Sięgnęła do niej i na samym dnie znalazła ciężką monetę. Obróciła ją pod kątem do okna i odszukała wiadomość.

R U N!!                  

Wytrzeszczyła oczy, w pierwszej chwili nie rozumiejąc, co czyta. W następnej to do niej dotarło, ale nadal nie rozumiała do końca. Mam uciekać??? Ale dlaczego… co się dzieje..?

Ogarnął ją strach, ale taki trochę bez przekonania. Raczej coś na kształt zaniepokojenia.

Musiała się upewnić. Stuknęła różdżką w monetę.

Na odpowiedź nie musiała długo czekać.

NOW!!!

Merlinie…Potoczyła bezradnym wzrokiem dookoła. Miała uciekać teraz? Zaraz? Przecież w domu była bezpieczna… Nagle przypomniała sobie dziwnego lumpa na klatce schodowej sprzed paru dni i coś zaczęło do niej docierać. Wiedziała, że Severus prosił Ricky’ego o sprawdzenie, co się dzieje dookoła nich, żeby upewnić się, że dziwne wizyty Smitha u Norrisa nie mają z nimi nic wspólnego. A może jednak miały? Przecież ten lump mógł być kimś innym, tylko wypił wielosokowy…?

Nagle poczuła się zdecydowanie mniej bezpiecznie u siebie w domu. Rozejrzała się niepewnie i po raz kolejny stuknęła różdżką w monetę.

OK.2Sev.

Wyciągnęła magiczny pergamin i w tym momencie usłyszała jakiś hałas na klatce schodowej. Serce nagle podeszło jej do gardła i dźgnęła pergamin różdżką, pisząc równocześnie do Severusa, jak i do profesor McGonagall.

– Opuśćcie osłony!!!

.

 

Jean Jacques odetchnął głośno z ulgą i osunął się bezwładnie w fotelu.

– Udało się – powiedział, uśmiechając się. – Merlinie, udało się.

Kosmyk włosów opadł mu na twarz, ale chwilowo nie miał nawet siły unieść ręki, żeby go odgarnąć.

Ricky spojrzał jeszcze raz na monetę, na której widniało OK. 2Sev i również się uśmiechnął.

– JJ, ten pomysł z monetami był genialny! Będę musiał go wykorzystać!

Minister również odetchnął, choć nie okazał tego po sobie.

– Jean Jacques, bardzo się cieszę, że się udało, ale nie zapomnij, że na górze czekają na nas pewne sprawy do dokończenia. Idziemy. Weź ze sobą tę monetę, może Mademoiselle Granger będzie chciała jeszcze się z tobą skontaktować. Ricky – odwrócił się do rudzielca. – Bardzo panu dziękuję. Doskonale się pan spisał.

Ricky wyprostował się jak struna.

– To ja dziękuję, panie Ministrze. I cieszę się, że to się tak skończyło. – Czasami jego akcje kończyły się zdecydowanie mniej cudownie, ale nie był to najlepszy moment na rozmowę o tym.

Minister uścisnął mu rękę i kazał wracać do domu odpocząć. Jean Jacques z trudem wstał, mrugnął do chłopaka i poklepał go po ramieniu.

– Miałeś genialny pomysł, żeby… jak to mówiłeś? Olać? Moje instrukcje. Inaczej w tej chwili byłbyś jeszcze w mugolskim metrze! Dziękuję ci, naprawdę!

Otworzył drzwi przed Ministrem i wyszli na korytarz. Faktycznie, na górze czekali na nich koledzy z innych Departamentów i Sekcji, żeby zdecydować, co zrobić w obliczu zabójstwa brytyjskiego Ministra Magii.

.

 

 

Severus siedział w gabinecie Minerwy z Filiusem, Pomoną i Horacym i omawiali nowy system szlabanów. Miał już zdecydowanie dość obecnego, który nie tylko nie trzymał w ryzach młodzieży, ale i sprawiał, że mieli mniej czasu na naukę. W związku z tym na kolejne lekcje przychodzili nienauczeni, rozumieli coraz mniej, więc łapali kolejne kary i tak dalej… i odnosił wrażenie, że niektórzy właśnie w ten sposób staczali się do grupy tych mniej zdolnych, a bardziej rozrabiających. Błędny krąg. Jego propozycją było dawanie w ramach szlabanów dodatkowych zajęć, dodatkowych prac domowych z przedmiotów, w których byli słabi.

Minerwa i Severus drgnęli jednocześnie, kiedy medalion i bursztynowy wisior poparzyły ich. Minerwa skrzywiła się lekko z bólu, ale Severus zacisnął zęby i odsunął medalion ręką przez tkaninę szaty.

Coś się stało! Coś z Hermioną! Cholera…!!! Zdecydowanie, dzisiejszy dzień należał do ciężkich i zaczynał już marzyć o tym, żeby się skończył. Serce znów zaczęło walić mu w piersi. Sam już nie wiedział, które z nich właśnie się denerwuje. Być może oboje.

Porozumiał się z Minerwą wzrokiem i zrozumiał, że ona myśli o tym samym.

– Minerwo… muszę… – nie dokończył.

Oboje wstali i przeszli do jej komnat. Równocześnie wyjęli pergaminy i przeczytali wiadomość od Hermiony.

– Merlinie! Opuszczaj natychmiast! Ja idę do siebie! – syknął Severus do Minerwy i wypadł z jej komnat.

– Skończymy jutro – powiedział, nawet nie patrząc na trójkę, wpatrzoną w niego w zdumieniu, drżącą ręką sypnął trochę proszku Fiuu do kominka i wskakując w zielone płomienie, warknął „Gabinet dyrektora!”

Minerwa w odruchu paniki zdjęła osłony z całego zamku.

– Już!

Po czym wyszła z komnat prosto do kominka i sypiąc proszek, mruknęła jakieś przeprosiny i znikła.

Filius, jedyny, który domyślał się, co się dzieje, zeskoczył z krzesła.

– Wiem, że zabrzmi to dziwnie, ale sądzę, że musieli się czegoś dowiedzieć… może w sprawie Shacklebolta? W każdym razie do jutra…

.

 

 

Hermiona czekała w napięciu na odpowiedź. Na klatce coś się działo, ktoś tam chodził. Czasem to się zdarzało, ale dziś, teraz, odbierała to zupełnie inaczej. Kątem oka obserwowała drzwi, a szczególnie klamkę. Nic się nie ruszyło… Ale nie chciała do niej podchodzić. Zaczęła się bać. Wolała zostać w oświetlonej kuchni niż iść do ciemnego przedpokoju, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że to jest całkowicie irracjonalne. Tak jakby z ciemności mogło się coś wynurzyć i ją porwać…

Przywołała świstoklik, który leżał na półeczce w korytarzu i zaprogramowała go na Hogwart. I co chwila zerkała na pergamin.

Nagle pojawiły się na nim słowa Już! Równocześnie z klatki schodowej dobiegło jakieś wołanie, więc nie zastanawiając się, zgarnęła pergamin, aktywowała świstoklik i zniknęła w wirze barw.

.

 

Severus wypadł z kominka i ruszył do swoich komnat. Słysząc hałas, Dumbledore na portrecie obudził się i poprawił okulary połówki. Severus już chciał otworzyć różdżką drzwi, kiedy te same się otwarły i wyszła z nich Hermiona. Wyszła i rzuciła się tak gwałtownie w jego kierunku, że potknęła się i zatoczyła prosto w jego ramiona. Świstoklik upadł na ziemię i potoczył się aż pod okno.

– Co się stało?! – zapytał zaskoczony, podtrzymując ją i pomógł stanąć. – Hermiono… co się dzieje?

Z kominka wypadła Minerwa i aż złapała się za serce na widok dziewczyny.

– Hermiono… – podparła się o biurko, zapominając natychmiast o osłonach. – Wszystko w porządku?

Dziewczyna skinęła głową, obejrzała się całkiem odruchowo za siebie i nabrała powietrza. Była bezpieczna. Wreszcie.

– Nie wiem… Jean Jacques wysłał mi wiadomość na funcie, że mam uciekać. Teraz – wyjaśniła, spoglądając na Severusa, Minerwę i Dumbledore’a jeszcze przestraszonym wzrokiem, ale z wolna się uspokajając.

Severus zacisnął mocniej ręce na jej ramionach.

– Kiedy ci to powiedział?! Teraz?!

– Dokładnie przed chwilą.

Severus zaklął cicho pod nosem. Coś było nie tak. Nie rozumiał tego, nie ogarniał, ale wyraźnie czuł. Nagle ostrzeżenie Jean Jacquesa tylko potwierdzało jego mgliste odczucia.

– Najwyższy czas, żebyś uciekła. Napisz natychmiast do Jean Jacquesa, że za chwilę zjawisz się u niego – powiedział kategorycznym tonem.

– Ale…

– Nie ma żadnego „ale”, Hermiono. Już i tak czekaliśmy zbyt długo. Nie widzisz tego?

Dziewczyna przygryzła dolną wargę.

– Stanowczo popieram decyzję Severusa – powiedział Dumbledore. – Dwa razy dziś znalazłaś się w niebezpieczeństwie. Trzecim razem możesz nie mieć tyle szczęścia.

Hermiona odruchowo spojrzała na swoją byłą profesor, która potaknęła i usiadła w fotelu.

– Hermiono, ukryłaś swoich rodziców nie bez powodu. Zgadzam się z Severusem.

– Nie ma żadnej dyskusji! – uciął dyskusję wyraźnie zniecierpliwiony Severus. – Pisz do Jean Jacquesa!

Hermiona sięgnęła do kieszeni po monetę i nagle zamarła.

– Krzywołap!!! Tam został Krzywołap! Nie mogę go tam zostawić!!! – zawołała rozpaczliwie do Severusa i zakryła sobie usta dłonią.

– Cholera jasna! – zaklął znów.

I widząc, że dziewczyna zamierza przywołać świstoklik, przytrzymał jej różdżkę.

– Mowy nie ma!

– Ale Severus…

– Pójdę po niego.

– Och… – Hermiona nie wiedziała, co powiedzieć.

Już chciał zrobić to samo – przywołać świstoklik, kiedy przyszło mu do głowy, że absolutnie nie powinien pojawiać się w mieszkaniu Hermiony w normalnym wymiarze. Jean Jacques kazał jej uciekać natychmiast, wyglądało to tak, jakby dowiedział się całkiem nagle, że zdecydowali się ją złapać… Może udało im się złamać hasło?

Jej noga już tam nie postanie, w żadnym wypadku!

– Minerwo, zdejmij osłony, muszę się tam aportować.

Czarownica wyprostowała się gwałtownie.

– Merlinie, zupełnie o nich zapomniałam!

– Zaraz powinienem wrócić – machnął różdżką i znikł im z oczu, przenosząc się do drugiego wymiaru.

Aportował się w korytarzyku. Przez chwilę nasłuchiwał, żeby przekonać się, czy ktoś u niej jest. Wyglądało na to, że nikogo nie było.

Na kanapie w salonie kota nie było, więc poszedł do sypialni. Na szczęście drzwi były otwarte. Kot spał zagrzebany w puszysty koc, więc przeniósł się do normalnego wymiaru, wziął szybko zwierzę na ręce i błyskawicznie zmienił wymiar. Kiedy kot zamiauczał niezadowolony, byli już niewidoczni i niesłyszalni dla kogoś, kto mógłby być ukryty w jej mieszkaniu. Obrócił się dookoła i zniknął.

Gdy pojawił się na powrót w Hogwarcie, kot wyrwał mu się z rąk i zeskoczył na ziemię. Hermiona rzuciła się ku niemu i przytuliła mocno.

– Krzywołapku… Dziękuję, Severusie – podniosła głowę i uśmiechnęła się lekko.

– Napisz do Jean Jacquesa.

Sięgnęła posłusznie do ukrytej kieszeni, ale go nie znalazła. Prawda, został na stole w kuchni! Westchnęła ciężko i skrzywiła się.

– Masz gdzieś swój galeon? Zostawiłam funta w domu… Chyba że…

Severus właśnie wznosił na nowo osłony na cały zamek, więc nie zareagował. Odczekała chwilę, patrząc, jak jej kot nieufnie obwąchuje wszystko dookoła. Wyraźnie nie czuł się tu jak u siebie w domu.

– Wypuść go na zewnątrz. Powinien poznać zamek, przecież spędził tu prawie całe życie – poradziła jej profesor, patrząc jak kot nagle zjeżył się, kiedy Dumbledore poruszył się na portrecie.

Hermiona otworzyła usta, chcąc zaprotestować, ale uświadomiła sobie, że nikt nie powinien zobaczyć jej kota w gabinecie dyrektora. Poza tym nie bardzo widziała Severusa niańczącego Krzywołapa.

Wyniosła więc kota aż na korytarz, wycałowała i wypuściła. Gdy wróciła do gabinetu, Severus już skończył rzucać osłony na zamek i znalazł monetę. Usiadła koło niego i napisała na niej HG go2U où? (où – gdzie) Żeby wiedzieć, kiedy dostanie odpowiedź, położyła ją sobie na ręku.

– Czekając, aż odpisze, powiedz nam, co wydarzyło się dziś rano. Ze szczegółami – zażądał Severus.

– No więc… nie wiem nawet, która była godzina, kiedy do sekretariatu przyszedł jakiś Auror, kazał mi oddać różdżkę i pójść ze sobą na dół. Zaprowadził mnie do Sali Przesłuchań i powiedział, że zaraz ktoś do mnie przyjdzie i wyszedł.

– Zabrał ci różdżkę?

Dziewczyna potrząsnęła głową.

– Tak, ale na krótką chwilę. Po chwili… może po minucie, oddali mi ją. Wiem, że do tego mają prawo.

– Byłaś cały czas sama? – spytała Minerwa.

– Może przez minutę. Potem przyszedł inny Auror i oddał mi różdżkę. Przeprosił za zachowanie swojego kolegi, powiedział, że tamten dopiero co zdał egzaminy, a zachowuje się jak, nie przymierzając, Najwyższy Sędzia Wizengamotu – uśmiechnęła się na wspomnienie jego miny. Wyraźnie nie przepadali za sobą. – Powiedział mi, że po prostu potrzebują mojej pomocy. Wyjaśnił, że trzy domy dalej… niedaleko fryzjera – popatrzyła na Severusa – napadnięto na mugola i wygląda na to, że zrobił to jakiś czarodziej. Więc prosił o przypomnienie sobie, czy tydzień temu nie widziałam niczego podejrzanego, czy nie znam go i czy nie słyszałam, żeby coś dziwnego działo się wieczorami w mojej dzielnicy. Ale nie mogłam mu pomóc, więc po chwili zaczął opowiadać o paru śmiesznych przypadkach, które przytrafiły mu się w pracy…

– Musiałaś coś podpisywać? Jakieś zeznanie?

– Protokół z przesłuchania? – dorzuciła Minerwa.

– Nie… Ale to nie było oficjalne przesłuchanie.

Severus skrzywił się.

– Ktoś was widział?

– O tak! W czasie naszej rozmowy przyszedł jakiś stażysta z paroma pytaniami, a po chwili zajrzał do sali ktoś inny. Nie wiem kto. I spytał, czy jeszcze długo będziemy siedzieć, bo będzie potrzebował tej sali. Myślisz, że… – popatrzyła na niego wielkimi oczami.

– Nie wiem, co myśleć. Nie podoba mi się to. Co było dalej?

Dalej jeszcze chwilę żartowali na temat Harry’ego i potem Auror podziękował jej i wróciła do siebie.

– Nic specjalnego – podsumowała.

– Znasz tych dwóch Aurorów, z którymi rozmawiałaś? – usłyszała głos z portretu. – I tych, którzy weszli w trakcie waszej rozmowy?

Obróciła głowę w stronę Dumbledore’a i zaprzeczyła. Ale nie było w tym nic dziwnego, nie musiała za często chodzić na Poziom Drugi, więc znała tylko kilku z widzenia.

– Co było, jak wróciłaś do siebie? – zapytała Minerwa.

– Pomagałam Aylin. Rockman powiedział mi, że ponieważ mój projekt się skończył, tymczasowo wracam do sekretariatu.

– Jednym słowem byłaś tylko z Rockmanem i Aylin, tak? To tak jakbyś…

– Ale co jakiś czas przychodzili do nas różni ludzie. Przyszedł Jimm Blunt i Dirk z Urzędu Łączności z Goblinami, na chwilę wpadła sekretarka Collinsa… I jeszcze jeden czarodziej, którego nie znam.

Minerwa zacisnęła usta, Dumbledore pocierał złączonymi palcami nasadę nosa, a Severus patrzył zamyślonym wzrokiem gdzieś przed siebie.

– Masz rację, Severusie. Mi też się to nie podoba – zaopiniował w końcu Dumbledore. – Jest coś, czego nie dostrzegamy.

Nagle moneta zrobiła się ciężka i Hermiona drgnęła.

– Co napisał? – Severus pochylił się ku niej, gdy podniosła ją ku światłu.

– Za godzinę w … Ministerstwie – odszyfrowała wiadomość.

– Chcą cię trzymać w Ministerstwie? – zdziwiła się Minerwa.

– Być może to po prostu miejsce spotkania.

Chwilę jeszcze rozmawiali o ostatnich wydarzeniach. Wiedzieli, że Norris i Smith coś robią na własną rękę, ale Ricky nie znalazł nic dziwnego, dziś rano Hermionę wezwali Aurorzy i choć wyglądało to na niewinną prośbę, w zestawieniu z zabójstwem Kingsleya i nagłym ostrzeżeniem Jean Jacquesa w jednym i tym samym dniu wydawało się zagadkowe. Ale nie potrafili wymyślić nic, co by mogło połączyć te wszystkie wydarzenia.

W końcu Dumbledore zakończył dywagacje.

– Obawiam się, że nic więcej nie wymyślimy. Wracając do chwili obecnej, jak panna Granger ma udać się do Paryża, skoro wszystkie kanały aportacyjne są zablokowane?

– Merlinie! Świstoklik międzykontynentalny został u mnie w domu! – Hermiona spojrzała na Severusa i zakryła sobie usta dłonią.

– Weźmiesz mój – zdecydował natychmiast Severus. – Nie ma mowy o wracaniu do twojego mieszkania jeszcze raz. Do tej pory już pewnie zdążyli do niego wejść.

– Przecież bez zaklęcia się nie dostaną…

Severus podniósł się z fotela i owinął połami szaty.

– Może je złamali albo nakłonili Jinksa & Hayde do przekazania go? Nie wiem. Ale to może być zbyt niebezpieczne – zaoponował. – Minerwo, Albusie… dziękuję za waszą pomoc i porady. Teraz czas najwyższy, żeby Hermiona przyszykowała się do podróży.

– Ależ naturalnie – powiedział Dumbledore natychmiast. – Hermiono, daj znać, jak tylko będziesz bezpieczna po tamtej stronie.

– Dobrze, panie profesorze – dziewczyna kiwnęła mu głową i obróciła się do Minerwy, która uściskała ją mocno. – Do widzenia, pani profesor…

– Wspaniale się spisałaś, Hermiono – powiedziała jej cicho Minerwa, zanim wypuściła ją z objęć. – Teraz czas odpocząć.

Hermiona odsunęła się i spojrzała na Severusa, który wyraźnie na nią czekał i przeszli do jego komnat.

– Odezwę się do ciebie, Minerwo – powiedział jeszcze Severus, zanim zamknął drzwi.

Dumbledore odprowadził ich wzrokiem i spojrzał na Minerwę.

– Odnoszę wrażenie, że jest wiele różnych rzeczy, które, przyznaję, nie do końca rozumiem…

Czarownica odwróciła wzrok od zamkniętych drzwi i uśmiechnęła się łagodnie.

– To akurat jest bardzo proste, Albusie. To się nazywa miłość.

Miała ochotę wybuchnąć śmiechem na widok jego miny.

– Chcesz powiedzieć, że on.. on się w niej zakochał???!

Kiwnęła głową i również wstała.

– On w niej, ona w nim… Nie dziw się tak, takie rzeczy się zdarzają – parsknęła krótkim śmiechem. – Do widzenia, Albusie.

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 40Dwa Słowa Rozdział 42 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 3 komentarzy

Dodaj komentarz