Dwa Słowa Rozdział 47

Severus już od jakiejś chwili zaczął być przekonany, że jeśli spotkanie miało odbyć się dziś, zapewne było gdzie indziej niż u Norrisa czy Smitha. Do dziesiątej zostały jeszcze ponad dwie godziny, więc siedział cierpliwie, nie odrywając oczu od uliczki skąpo oświetlonej blaskiem odległej latarni.

Zastanawianie się co teraz powinni zrobić, pod czyj dom pójść, czy siedzenie aż do dziesiątej jest konieczne, mieszało się z urywkami wspomnień sprzed kilku lat, kiedy jako szpieg, razem z innymi Śmierciożercami czekał na sygnał Czarnego Pana do ataku na jakąś mugolską wioskę… czy czekał, patrząc, jak ten karze jakiegoś niewinnego człowieka… Merlinie, jak to dobrze, że ten horror się już skończył. Choć podejrzewał, że jeszcze przez długie lata te wspomnienia będą go gnębić.

Nagle usłyszał trzask aportacji i spojrzał w tamtym kierunku. Zobaczył całkiem niedaleko od siebie Stone’a. To znaczy, że spotkanie będzie u Smitha! Ale czemu aportował się tu, przecież przez te chaszcze się nie przedostanie… Czyżby zaklęcia Smitha go powstrzymały? Jak się tam dostać, żeby coś podsłuchać???Może mimo wszystko spróbować przykleić mu pluskwę…? To znaczy, że za chwilę wszyscy się tu pojawią…

Te wszystkie myśli przemknęły mu przez głowę niemal jednocześnie. Zmrużył oczy, żeby go lepiej widzieć i nagle stało się coś zadziwiającego.

Stone wypił łyk z jakiejś buteleczki i… zaczął się przemieniać. Włosy wydłużyły mu się, pofalowały i zmieniły kolor na blond. Sięgnął po coś w kieszeni, otworzył i podniósł głowę.

I nagle Severus rozpoznał Francuza, który wpadł na nich kilka dni temu w czarodziejskim Paryżu!

To był Stone? Znalazł nas i nie zabił? Nie złapał? Nie próbował nas porwać? Co tu się, do jasnej cholery, dzieje?! I najwyraźniej nic nie mówił Norrisowi, bo…

Stone włożył to coś do kieszeni i Severus nagle się ocknął. Rzucił na niego pełne porażenie ciała, zerwał się na równe nogi i podskoczył w jego kierunku. Był zaledwie o krok od niego, gdy Stone runął na ziemię.

Pospiesz się, zaraz zjawi się reszta!

Przeniósł go do drugiego wymiaru i wtedy Stone go zobaczył i w jego oczach odmalował się głęboki szok.

– Będziemy musieli sobie porozmawiać, Stone – powiedział, pochylając się nad leżącym mężczyzną.

Na wszelki wypadek odciągnął go na bok i dopiero wtedy napisał do Hermiony.

– Przenieś się pod dom Smitha w drugim wymiarze. Coś znalazłem.

Stone nadal wpatrywał się w niego w szoku.

W tym momencie pojawiła się Hermiona i na jego widok otworzyła usta ze zdumienia.

– Co on tu robi???

– Aportuj nas szybko do domu – ponaglił ją Severus.

Złapał Stone’a i podał rękę Hermionie, która obróciła się na pięcie i pociągnęła ich za sobą.

Wylądowali w salonie. Severus natychmiast spętał Stone’a zaklęciami, wylewitował na kanapę i zdjął z niego zaklęcie porażenia ciała.

Stone poruszył się, jakby chciał sprawdzić czy może, a potem spojrzał na Severusa.

– Snape!

– Co on tu robi?! – wykrztusiła Hermiona.

– Mamy parę spraw do przedyskutowania – odparł Severus, wyjmując jej z rąk niewidkę.

Dziewczyna przyglądała się w osłupieniu leżącemu mężczyźnie.

– Ale czemu on? Spotkałeś go koło Smitha? Co on ma z tym wszystkim wspólnego?

Severus nagle zrozumiał, co się dzieje.

– To jest Alain Stone, ale się przemienił w … nie pamiętam, jak on się nam przedstawił.

Hermiona podeszła do nich wolno, starając się ogarnąć całą sytuację.

– Cabrel jakiś. Czyli… – zaczęła powolutku pojmować.

– Dokładnie. Sądzę, że rozmowa będzie bardzo… pouczająca. Co robił wtedy w Paryżu, czemu nas nie zabił, czemu nie powiedział Norrisowi… i po co przemienił się na nowo w tego Cabrela tu, w Anglii…

Nagle usłyszeli jakiś jęk i spojrzeli równocześnie na spętanego Stone’a. Który skrzywił się strasznie, zajęczał jeszcze raz i rozpłakał się.

Hermiona już chciała do niego podejść i zobaczyć, czy nic mu nie jest, kiedy Severus złapał ją za rękę i przytrzymał.

– Nie podchodź!

Sam zbliżył się do mężczyzny i zlustrował, czy więzy nie są za mocno zaciśnięte i czy nic specjalnego mu się nie dzieje. Nie widział niczego takiego, ale Stone płakał coraz bardziej, wijąc się jak w bólu. Chwilę przyglądał mu się uważnie, ale w końcu musiał uznać, że tamten naprawdę płacze. Coraz bardziej. Bujał się na boki, szlochając i mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało czasem jak jakieś imiona. Reszty słów nie rozpoznawał.

– Może mu dać coś… na uspokojenie? – spytała cicho Hermiona, stając koło Severusa.

Severus prychnął pogardliwie. Mężczyźnie eliksir na uspokojenie???!

– Przejdzie mu. Odczekajmy chwilę, przecież nie będzie się tak mazał cały wieczór.

Usiedli w kuchni i zaczęli jeść kanapki, które Hermiona przygotowała na dzisiejszy wieczór.

– Czemu sądzisz, że on nic nie powiedział Norrisowi? Może dlatego Norris wiedział, że jesteśmy u Francuzów w Ministerstwie? – zagadnęła dziewczyna, zerkając na Stone’a.

– Norris wiedział, bo uciekając, próbowałem się aportować do Ministerstwa i nie udało mi się z powodu blokady. I Aurorzy wyłapali nielegalną aportację. I pamiętaj, że Stone nie znalazł nas w Ministerstwie, ale koło tej francuskiej wieży.

– Fakt – Hermiona przygryzła lekko usta. – Ale może powiedział Norrisowi, że nas tam widział?

Severus posłodził sobie herbatę i wzruszył ramionami.

– Możliwe… Ale w takim razie czemu nas tam nie dopadł? Norris by go ozłocił choćby za nasze zwłoki!

Hermiona aż wstrząsnęła się na samą myśl. I pomyśleć, że to z powodu jej prośby, by choć chwilę pozostali sobą…! Mogła ich tym zabić!

– Co on tam w ogóle robił!? Tak przez przypadek wybrał się do Paryża na wycieczkę i przez drugi przypadek trafił na nas? Musiał mieć dużo szczęścia, żeby trafić akurat tam, akurat w tamtym momencie.

Stone, który jakby się uspokoił, wybuchnął na nowo płaczem. Postanowili odczekać jeszcze trochę.

Minęła godzina i Severusa coś tknęło. Spojrzał na leżącego na kanapie faceta i ze zdziwieniem stwierdził, że leży tam cały czas ten sam blondyn o niebieskich oczach.

Przecież wielosokowy działa godzinę! Nawet ten francuski! Więc jakim cudem Stone jest nadal przemieniony?!

Coś tu nie grało…

Kolejne pół godziny później był już pewien, że coś nie grało. I to bardzo.

Przywołał eliksir uspokajający, który przyniósł do domu, kiedy tylko zdecydowali, że to będzie ich schronienie i wlał do ust zapłakanego mężczyzny. Ten po chwili zaczął się uspokajać. W końcu opadł na kanapę, zamknął oczy i znieruchomiał.

– No dobrze, Stone – powiedział Severus, siadając w fotelu naprzeciw. Hermiona usiadła na oparciu. – Czas najwyższy, żebyś nam odpowiedział na kilka pytań.

– Wypuścicie mnie potem? – spytał Stone, otwierając oczy.

Widać było w nich przerażenie i ból. I coś jeszcze, czego nie umieli nazwać.

Severus wymienił z Hermioną zdumione spojrzenia. Z tym facetem faktycznie było coś nie tak.

– Może cię jeszcze zaprowadzić do domu? – parsknął jadowicie. – A jak myślisz?

Stone skrzywił się, jakby znów miał się rozpłakać, ale po chwili westchnął i pokręcił głową.

– Pytajcie. Jeśli będę mógł, to wam odpowiem.

Severus pochylił się w jego stronę, opierając łokciami o kolana.

– Posłuchaj mnie uważnie, Stone, bo nie lubię się powtarzać. Nie sądzę, żebyś był w sytuacji, w której masz jakąkolwiek możliwość podejmowania decyzji. Wyciągnę z ciebie odpowiedź tak czy inaczej. Więc albo odpowiesz dobrowolnie, albo mnie zdenerwujesz i wtedy zobaczysz, co znaczy mój gniew… Czy to jasne?

Stone potrząsnął przecząco głową.

– Nie rozumiesz. Niektórych rzeczy… nie mogę. Nie mogę powiedzieć.

Severusa nagle oświeciło. Cholerny świat! Norris musiał kazać mu złożyć Wieczystą Przysięgę! Dlatego nie może mówić! Postanowił jednak trochę przyprzeć go do muru, w razie gdyby niektóre rzeczy chciał zataić, choćby Przysięga ich nie obejmowała.

– Nie rozumiemy się – syknął, wstając i podchodząc do niego. – Wiesz, że jestem Mistrzem Legilimencji?

Stone wytrzeszczył oczy i w następnej sekundzie je zacisnął i rzucił się do tyłu, jakby chciał uciec.

– Nie!!! Proszę!!! Tylko nie to!!! Błagam, nie rób tego!!!

Wił się tak bardzo, że udało mu się przekręcić. Severus złapał go za szatę i szarpnął, obracając do poprzedniej pozycji. Jednak mężczyzna zaciskał z całej siły oczy, prężąc się, jakby przypalali go żywcem.

– Nie, proszę! Powiem, co mogę! Snape, błagam, nie rób tego! Przysięgam, powiem ci, co tylko mogę! Nawet więcej, ale niektórych rzeczy… nie mogę! Bo umrę!

Severus popchnął go i wrócił na fotel, kręcąc głową z pogardą. Widział już ludzi błagających o litość, skamlących o przebaczenie, czy uwierzenie im, ale… ci, którzy to robili byli nikim. Nędznymi szumowinami, łajdakami… nikt, kto miał jakiś honor, tak się nie zachowywał! Pamiętał, ile razy on sam zastanawiał się, jak sam będzie reagował, jak kiedyś Czarny Pan odkryje jego podwójną rolę i przyrzekł sobie nigdy nie upaść tak nisko, żeby go o cokolwiek błagać. Zamierzał, jeśli to tylko byłoby możliwe, spróbować go wtedy zabić.

Ale błagający, płaczący Stone???

– Umrzesz… Cóż. Myślisz, że mnie wzruszyłeś? – spytał z jeszcze większą pogardą. – Ale dobrze wiedzieć. W takim razie na początek zadam ci parę pytań, na które z pewnością możesz odpowiedzieć. A potem… zobaczymy. I radzę ci być szczerym. Zawsze mogę sprawdzić, czy mówiłeś prawdę, dając ci Veritaserum do wypicia.

Stone pokiwał gwałtownie głową, ale nie odważył się otworzyć oczu. Hermiona oparła delikatnie rękę o jego ramię.

– Nie wiem, co się dzieje, ale on jest jakiś… dziwny. Spróbuj łagodnie, zobaczymy, co zrobi… – szepnęła mu do ucha.

Severus miał ochotę parsknąć śmiechem. On i łagodność! Ale wyraźnie czuł, że to jest jakiś dziwny przypadek. Postanowił się postarać.

– Po pierwsze… co robiłeś wtedy w Paryżu? Jak nas znalazłeś?

Stone spróbował się poprawić i usiąść.

– Co robiłem w Paryżu? Ja tam mieszkam. Wybrałem się was szukać. Kiedyś was już tam zobaczyłem i sądziłem, że… myślałem, że może to jest wasze ulubione miejsce. Więc zaglądałem tam bardzo często w nadziei, że was znajdę.

Hermiona i Severus spojrzeli na siebie zdziwieni.

– Jak to „mieszkasz tam”? Przecież mieszkasz w Londynie.

– Też. Mieszkam i tu, i tam.

Hermiona próbowała sobie przypomnieć wszystko, co było w fiszkach od Jean Jacquesa. Nie było tam absolutnie nic o mieszkaniu w Paryżu. Severus był znacznie bardziej zainteresowany czym innym.

– Kiedy nas widziałeś?

– Nie pamiętam dokładnie. Latem. Było ciepło i słonecznie, ale nie pamiętam, kiedy to było. Leżeliście na trawie koło wieży Eiffla i spojrzeliście na mnie, kiedy się deportowałem.

Oboje doskonale wiedzieli kiedy to było, w końcu nie leżeli za często na trawie koło wieży Eiffla. Ale że wtedy ich zobaczył i nic nie powiedział Norrisowi?! Bo gdyby Norris wiedział już WTEDY że są razem, z pewnością zareagowałby już wcześniej…! Czyli to Stone powiedział Norrisowi, że jesteśmy razem! W TEN sposób się o nas dowiedział!

Severusowi cisnęło się na usta tyle pytań, że nie wiedział, które z nich zadać pierwsze. W końcu zdecydował się.

– Czemu dopiero niedawno powiedziałeś o tym Norrisowi?

– Nie powiedziałem mu. Nie… nie mogłem.

– Posłuchaj, Stone – powiedział bardzo cicho Severus. – Jeszcze jedno kłamstwo i użyję Legilimencji i będzie mi obojętne czy zdechniesz, czy nie. Rozumiemy się? – Jego cichy ton był jeszcze bardziej przerażający niż gdyby krzyknął.

– Nie kłamię! Naprawdę! Przysięgam na wszystko! – zawołał Stone, znów zaciskając oczy i wbijając plecy w kanapę.

– Chcesz mi wmówić, że nie powiedziałeś Norrisowi ani o tamtym, ani o tym ostatnim razie?

– Dokładnie! Uwierz mi, nic nie mówiłem! Nie mogłem! On… on o mnie nie wie…

Severus i Hermiona poczuli się zupełnie zagubieni. Z każdym jego wyjaśnieniem rozumieli coraz mniej.

– Do cholery, mów do rzeczy, Stone!

Mężczyzna popatrzył na nich bardzo dziwnym wzrokiem.

– On nie wie, kim jestem…

– A kim jesteś…? – spytała bardzo łagodnie Hermiona.

Stone chwilę milczał, jakby szukał słów. Severus już chciał go ponaglić, ale poczuł, jak palce Hermiony zaciskają mu się delikatnie na ręku. Opanował się.

– Ja… tak naprawdę nie jestem Stone. Jestem Xavier Cabrel… – opuścił głowę. – Stone to tylko postać, którą przybieram… kiedy przenoszę się do Anglii…

– Co ty… – syknął Severus.

– Mam jakby dwa życia… Tu w Anglii i drugie we Francji.

Hermiona otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.

– Przecież… przecież tu masz dom. I żonę… i dzieci… Pracę w Ministerstwie… Od lat…!

Mężczyzna skinął głową.

– Wiem…

– To co robisz we Francji?! – Severus poczuł, że za chwilę straci do niego cierpliwość. Do tych bredni, których nie ogarniał.

– Bo… – westchnął ciężko – bo we Francji też mam żonę i dzieci…

Na chwilę zapadło milczenie, a potem Severus zaklął pod nosem.

– O jasna cholera…

Hermiona wytrzeszczyła oczy, a mężczyzna przed nimi na nowo skrzywił się, jęknął i zaczął płakać.

– I… jeśli mnie nie wypuścicie… to to stracę… to wszystko… Tu mam trójkę dzieci… i Cheryl jest w ciąży…niedługo będzie rodzić… i we Francji też… mam synka i córkę… i Audrey też jest w ciąży… od niedawna… Co ja zrobię… Co ONE zrobią beze mnie… Ktoś przecież musi się nimi opiekować… i wyżywić…

Hermiona całkiem nieświadomie zacisnęła palce na ręku Severusa. Merlinie…! Ma dwie kobiety naraz?! I dzieci i tu, i tam?! I… i one pewnie o sobie nie wiedzą…!

Nagle przypomniała sobie, że we francuskich fiszkach Stone miał opinię kobieciarza. Który z początku zmieniał kobiety jak rękawiczki i miał ich nawet po kilka naraz i dopiero potem się ustatkował… Wyglądało na to, że owszem, ustatkował się. Zadowolił się dwiema naraz. Tylko.

Severus wpatrywał się w mężczyznę przed sobą z narastającą zgrozą i niedowierzaniem.

– Wygląda na to, Stone, czy kimkolwiek jesteś, że wpadłeś w niezłe gówno i siedzisz w nim zagrzebany po uszy. Powiedz, ani kobiety, ani dzieci nie mają dla ciebie żadnej wartości, że coś takiego im zrobiłeś?!

Stone zamarł i spojrzał na Severusa z oburzeniem. W tej chwili mogło się wydawać, że to Severus jest tym złym, a nie odwrotnie.

– Żadnej wartości?! Żadnej?! Ależ oczywiście, że mają!!! Kobiety są… są najcudowniejszymi istotami na ziemi!!! Wszystkie, bez wyjątku! Je trzeba kochać! Wielbić! Czcić! I ja je kocham! Wszystkie! Ja…

– Więc mamy zdecydowanie rozbieżne pojęcie na ten temat – uciął Severus.

Zaczęli dopytywać się o szczegóły, więc Stone, czy raczej Cabrel, opowiedział im całą historię.

 

Urodził się w mugolskiej rodzinie i tylko on z sześciorga rodzeństwa miał magiczne zdolności. Jako młody chłopak zainteresował się bardzo płcią przeciwną i udawało mu się podrywać niektóre dziewczyny na „magiczne sztuczki”. A miał ich pełno. Do tego stopnia, że wszystkie zaczął nazywać „Chérie”, bo już mu się myliły. Najbardziej podobało mu się uwodzenie ich, zdobywanie ich serca, ale okazało się, że seks też jest czymś wspaniałym.

Kiedy miał niespełna dwadzieścia lat, został oskarżony o używanie magii w obecności mugoli. Udało mu się uciec do Anglii, gdzie postanowił się ukryć na czas, gdy Francuzi go szukali. Wiedział, że Ministerstwo nie ma żadnych dowodów, więc po jakimś czasie sprawa powinna przycichnąć.

Postanowił zadomowić się w Anglii. Podszył się pod zmarłego w dziwnych okolicznościach chłopaka w jego wieku, który wychował się w sierocińcu i dlatego nie istniało niebezpieczeństwo, że jakaś bliska rodzina go rozpozna. Przeniósł się do Londynu i zaczął występować jako Alain Stone.

Ponieważ prawdziwy Stone był bardzo uzdolniony i miał Wybitne z większości przedniotów w Hogwarcie, bez większych problemów dostał pracę w Ministerstwie.

Nie popełnił już tego samego błędu co we Francji, nie próbował uwodzić mugolskich kobiet. Z racji nowego stanowiska miał w zasięgu ręki wystarczająco dużo dziewczyn czystej krwi i mógł być pewny, że nie ma ryzyka trafienia w ten sposób na jakąś mugolaczkę.

Przez pierwsze lata istotnie zmieniał kobiety, uwodząc wciąż nowe. W którymś momencie jedna z nich, Cheryl, zaszła w ciążę i wtedy się przestraszył. Powiedział jej, że musi tymczasowo przenieść się do pracy do Francji i wrócił do kraju. Oskarżenie już na nim nie ciążyło, więc zaczął od nowa szaleć za kobietami, uważając jakie podrywa, ale nie mógł zapomnieć o Cheryl. Wrócił więc do Anglii, ale nie umiał przestać marzyć o francuskich kochankach. Więc przez jakiś czas żył to tu, to tam. Zaraz po tym, jak Cheryl urodziła mu chłopca, na tle którego oszalał, pobrali się. I równocześnie jedna z jego francuskich kobiet zaszła w ciążę…

Wtedy poczuł, że nie ma już innego wyjścia, jak ustatkować się i założyć rodziny. Ożenił się więc również z francuską kochanką. Tylko od czasu do czasu używał wielosokowego, żeby wybrać się na „Łowy” czyli gdzieś, gdzie mógł uwieść jakąś kolejną kobietę. Ale uważał już bardzo. Poza tym kontynuował swoje podwójne życie. W Anglii jego praca szła coraz lepiej, ale we Francji nie bardzo. Któregoś dnia przypadkiem dowiedział się, że jakaś duża firma w świecie mugoli, produkująca sprzęt do pływania szuka kogoś na stanowisko prezesa. Wtedy podjął olbrzymie ryzyko. Sfałszował dokumenty, zmodyfikował pamięć niektórych członków firmy, by móc podać się za jednego z pracowników i wygrał konkurs na to stanowisko. Pozwalając sobie od czasu do czasu na pewne nieczyste zagrania w stosunku do konkurencji przy użyciu magii – jak to się mówi u mugoli – rozkręcił wspaniały interes i zaczął przynosić do domu coraz więcej pieniędzy.

Potem doszły kolejne dzieci z obu stron i w taki sposób Cabrel alias Stone był bardzo zajętym człowiekiem. W ramach mugolskiej pracy ciągle wyjeżdżał w podróże służbowe, w ramach pracy w Departamencie Transportu załatwił sobie sekretne połączenia w Sieci Fiuu i naturalnie jego praca również wymagała częstych wyjazdów, by nadzorować i podłączać kominki…

I trafiło się, że podczas któregoś radosnego popołudnia poszedł spotkać francuską żonę na Polach Marsowych i zobaczył Snape’a i pannę Granger. Nie mógł o tym nikomu powiedzieć, bo nikt nie miał pojęcia o jego podwójnym życiu. I kiedy ostatnio się dowiedział, że oboje znaleźli się we Francji, z zupełnie irracjonalnych powodów chciał ich odszukać, więc co chwila aportował się na Polach Marsowych, mając nadzieję, że jest to miejsce, w które wrócą… I miał rację.

Ale o swoim podwójnym spotkaniu nie powiedział nikomu. Przecież straciłby wszystko, co ma… Tak jak teraz…

 

Cabrel alias Stone rozpłakał się na nowo. Severus spojrzał na Hermionę i oboje mieli ten sam wyraz zgrozy w oczach.

– Jeśli on jest faktycznie Francuzem, trzeba zawiadomić Jean Jacquesa… – powiedziała dziewczyna.

Severus spojrzał na ich więźnia, szlochającego właśnie głośno i westchnął ciężko. Postanowił się zastanowić, co z tym wszystkim zrobić. JAK skorzystać z faktu, że mają Stone’a.

Po głowie chodziły mu różne pomysły.

Podszyć się pod niego i iść na naradę… może do Ministerstwa… ale jak, przecież wszyscy natychmiast wyłapią, że coś jest nie tak… Mógł być do niego podobny zewnętrznie, ale wystarczyło jedno fałszywie brzmiące słowo, jedna zła reakcja i było już po nim.

Zmusić Stone’a do zawarcia Wieczystej Przysięgi, zgodnie z którą pracowałby dla nich… Ale jak to zrobić, żeby nie kolidowała z tą, którą zawarł z Norrisem?

 

Powiedzieć Norrisowi, że złapali Stone’a. Mogli, ale po pierwsze do tej pory starali się nie zdradzać Norrisowi ich stanu wiedzy, mając nadzieję, że za chwilę popełni kolejny błąd. Poza tym co by to dało? Norris pewnie wymyślił taki tekst przysięgi, że był pewien, że Stone nie mógł go zdradzić, nie umierając.

O północy uznali, że na dziś koniec. Stone wyglądał na wykończonego, więc dali mu coś do zjedzenia i potem Hermiona poszła spać do sypialni na górze, a Severus zaprowadził mężczyznę do innej, tuż koło kuchni. Rozwiązał go i rzucił zaklęcie, które otoczyło duże łóżko magicznym okręgiem, przez który ten nie mógł się przedrzeć, ani stamtąd aportować. Różdżkę schowała Hermiona tak, żeby w żaden sposób nie można jej było przywołać.

Mężczyzna rzucił się na łóżko, ukrył twarz w poduszce i znieruchomiał. Tylko czasem oddychał głębiej i trochę drżały mu ramiona, więc Severus domyślił się, że tamten znów płacze.

Sam wyczarował sobie niezbyt wygodny fotel i ułożył się w nim. Im mniej wygodny, tym lepiej. Będzie mógł czuwać.

Sam pewnie zostawiłby Stone’a na podłodze w salonie, związanego jak mumia, ale zlitowała się nad nim Hermiona. Z początku sama chciała go pilnować, ale Severus zdecydowanie zaprzeczył i w ten sposób wylądował w innej sypialni niż ona.

W sumie ma rację. Lepiej, żeby Stone nie naświnił w salonie, ani nigdzie indziej.

 

Gdzieś nad ranem okazało się, że Hermiona z całą pewnością miała rację.

Severus nie mógł spać, więc praktycznie większą część nocy rozmyślał. Przypominał sobie, co powiedział im Stone, czy raczej Cabrel – jak zaczął go nazywać i gorączkowo szukał sposobu na to, żeby wyciągnąć od niego wszystko, co ten wiedział. Wściekał się, że z powodu cholernej Wieczystej Przysięgi Cabrel nie może im nic powiedzieć.

Jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie faktycznie odesłać go do Francji. Niech Jean Jacques coś z nim zrobi. Będzie mógł postawić go przed sądem za poligamię, używanie zaklęć w obecności mugoli i nie wiadomo co jeszcze wyjdzie podczas śledztwa. No i za nielegalne podszywanie się pod kogoś innego.

Doskonale wiedział, czym była Wieczysta Przysięga. Złożył ich w swoim życiu dwie i obie sumiennie wypełnił.

Nie liczył przyjęcia Mrocznego Znaku, który sam w sobie był jakąś formą przysięgi, ale konsekwencje noszenia go były inne. Mógł sprzeciwiać się woli Czarnego Pana, szpiegować przeciw niemu i mógł przekazywać Zakonowi wszystkie wiadomości. Swoją drogą zaskakujące, że Czarny Pan o tym nie pomyślał. Nie przewidział. Nie zabezpieczył się.

Sądził, że wynikało to z jego pychy. Był tak przekonany, że ludzie, którzy przyszli mu służyć zawsze będą to robić, a po drugie, że z samego strachu przed nim nie ośmielą się go zdradzić.

Cóż, miałeś pecha. Trzeba było pomyśleć.

Pierwszą Wieczystą Przysięgę złożył Dumbledore’owi. Ułożona była tak, że w żaden sposób nie mógłby go zdradzić. Nawet jakby chciał albo zostałby do tego zmuszony, niektórych rzeczy po prostu nie mógłby ani wymówić, ani nikt nie mógłby mu wydrzeć legilimencją.

Nagle wróciły wspomnienia i usłyszał słowa o wiele młodszego Dumbledore’a.

„– Severusie Tobiaszu Snape, czy przysięgasz absolutną i dozgonną wierność mi, Albusowi Percivalovi Wulfricowi Brianowi Dumbledore’owi?

– Tak.

– Czy przysięgasz, że nigdy, nikomu i w żaden sposób, magiczny i niemagiczny, zależny i niezależny od twojej woli, nie zdradzisz żadnej informacji, w której posiadanie wszedłeś bezpośrednio ode mnie, albo od któregokolwiek z ludzi, którzy służą sprawie obalenia Lorda Voldemorta?

– Tak.

– Czy przysięgasz aż do końca robić wszystko, co w twojej mocy i użyć wszystkich dostępnych ci środków, magicznych i niemagicznych, w celu obalenia Lorda Voldemorta, nawet jeśli oznaczałoby to twoją śmierć z rąk samego Lorda Voldemorta albo jego popleczników?

– Tak, przysięgam.”

Aż przeszedł go dreszcz. Jak to dobrze, że to się już skończyło! Drugą Wieczystą Przysięgę złożył Narcyzie Malfoy. W porównaniu do tej ułożonej przez Dumbledore’a, ta była prymitywna. Było w niej pełno dziur i można ją było obejść na wiele różnych sposobów. Najwyraźniej Bellatrix nie wiedziała, jak działają tego rodzaju Przysięgi. Ciekawe, jak ułożył Przysięgę Norris.

Przypomniał sobie krzyk Cabrela „Nie, proszę! Powiem, co mogę! Snape, błagam, nie rób tego! Przysięgam, powiem ci, co tylko mogę! Nawet więcej, ale niektórych rzeczy… nie mogę! Bo umrę!”

Swoją drogą aż dziwne, że mógł o tym powiedzieć. Norris nie wygląda na takiego, co układa równie beznadziejne przysięgi co Bellatrix…

Co teraz zrobić z tym cholernym Cabrelem? Im na nic się nie zda. A Severus już nie miał ochoty słuchać o jego podejściu do kobiet. Ani patrzeć na to, jak smarka tu cały czas.

Aż prychnął na myśl o tym, że facet mógł przez tyle czasu prowadzić dwa różne życia. I nikt się nie połapał. Nawet Norris, który pewnie sprawdził dokładnie swoich ludzi, zanim wciągnął ich do spisku.

Jak to powiedział Cabrel? „Norris nie wie, kim jestem”.

Severus otworzył szeroko oczy. Miał wrażenie, jakby właśnie dotknął czegoś w ciemności. Nie wiedział czego, odczuł tylko mgliste wrażenie, że o coś się otarł. Musi znaleźć to na nowo…!

Spróbował skupić się na tym, co ostatnio myślał. Usiadł zupełnie rozbudzony i przeskakiwał z myśli na myśl.

Wieczysta Przysięga. Cabrel. Jak Norris sformułował Przysięgę? Jak powie, to umrze… Ale przecież już zaczął coś mówić… Mógł powiedzieć… JAK mógł powiedzieć mimo Przysięgi?! Była źle ułożona, tak jak Przysięga Bellatrix? Dumbledore obwarował ją dokładnie. Ona nie. Co zrobił Norris? Też obwarował ją dokładnie? „Severusie Tobiaszu Snape, czy przysięgasz absolutną i dozgonną wierność mi, Albusowi Percivalovi Wulfricowi Brianowi Dumbledore’owi? – Tak.” Więc jak Cabrel mógł coś mówić? Cabrel. Norris nie wiedział, kim jest… Cabrel! No jasne! Cabrel to nie Stone! To ktoś zupełnie inny!

Aż poderwał się na równe nogi. To mogło być to!!! Nie musiało, ale mogło!!!

Wystarczyło, żeby tekst Wieczystej Przysięgi określał, kto ją składał! Jeśli Norris kazał im złożyć IMIENNĄ Przysięgę…!

Wyobraził sobie, jak to mogło wyglądać. „Alain Stone, czy przysięgasz absolutną i dozgonną wierność mi, Peterowi Norrisowi?”

Wieczysta Przysięga była zawsze traktowana dosłownie. Dlatego trzeba było dokładnie formułować obwarowania, bo bardzo łatwo można było ją obejść. Co było całkowicie naturalne. Magiczna więź, która tworzyła się między dwiema osobami, nie była istotą inteligentną, nie potrafiła analizować kontekstów i dopowiadać sobie tego, co nie zostało powiedziane. Była jak czerń i biel i żadnych odcieni szarości.

Poszedł do kuchni zrobić sobie kawę. Starał się zachowywać jak najciszej, ale ku jego zdumieniu po paru minutach z góry zeszła do niego Hermiona, ubrana w puszysty biały szlafrok. Słysząc jej ciche kroki i poskrzypywanie drewnianych schodów, obrócił się do niej.

– Severus?

– Dzień dobry, Hermiono.

Podeszła do niego i musnęła ustami jego policzek. Wyglądała na zmęczoną.

– Czemu nie śpisz? – spytał, opierając się o szafkę i biorąc dziewczynę w ramiona.

– Nie mogłam spać – odmruknęła. – Bez ciebie. A ty?

Uśmiechnął się kącikiem ust.

– A ja rozmyślałem… i sądzę, że znalazłem sposób na to, jak nasz francuski przyjaciel może powiedzieć nam wszystko, nie umierając przy tym.

Dziewczyna, która wtulała się w jego ramiona w jakiś rozpaczliwy sposób, odsunęła się odrobinę, ale przytrzymała jego ręce, całkiem jakby nie chciała mu pozwolić przestać ją obejmować.

– Co masz na myśli?

Severus odgarnął jej splątane włosy do tyłu i zaczął się nimi bawić. Równocześnie tonął w jej oczach, teraz, w kiepskim świetle, niemalże czarnych.

– Zazwyczaj Wieczysta Przysięga dokładnie określa, kto komu coś przyrzeka. Jeśli Cabrel złożył ją jako Alain Stone, którym nie jest… W takim razie jego, jako Cabrela, ona nie dotyczy.

W czekoladowych oczach pojawiło się nagłe zrozumienie. Severus uśmiechnął się na nowo, widząc, jak wypełniają się nadzieją i zaczynają błyszczeć entuzjazmem i radością.

– Jesteś genialny!

– To tylko moje przypuszczenia… Może się okazać, że się mylę…

Hermiona na nowo przytuliła twarz do jego piersi. Przez całą noc o niczym innym nie marzyła. Tak naprawdę zaczęli ze sobą spać dwa tygodnie temu i już uzależniła się od zasypiania w jego ramionach, od ciepła jego ciała tak blisko jej ciała, jego powolnego, spokojnego oddechu, jego zapachu i uczucia splątanych nóg. Uwielbiała, jak ją budził, błądząc palcami po jej plecach albo całując ją w ramię… Kochała, jak czasem mruczał we śnie jej imię i wtulał twarz w jej włosy, jak małe dziecko szukające matki po zapachu.

Tej nocy łóżko było puste, zimne. Obce. Choć przecież już w nim spała. Ale nie sama. Bez niego nic nie było takie, jak powinno. Nie pomogło zmęczenie ani długie kołysanie się. Bez niego nie umiała zasnąć.

– Więc przekonajmy się – zaproponowała.

Chwilę jeszcze stali w milczeniu, nie chcąc oderwać się od siebie. W końcu Severus westchnął i odsunął Hermionę.

– Dobry pomysł. Pójdę się szybko umyć i przebrać.

– I ogolić – poradziła mu, przesuwając ręką po jego policzku, który zaczął być już lekko szorstki.

Kiwnął głową, przywołał z sypialni świeże ubranie i poszedł pod prysznic.

 

 

– Póki ja mówię, nic ci nie grozi – powiedział powoli Severus, jak już wyjaśnili Cabrelowi jego domysły. – Możesz mnie wysłuchać.

Mężczyzna skinął głową z namysłem. Ponieważ on nie poszedł się ogolić, nie przypominał już tego przystojnego mężczyzny z Paryża. Sińce pod zapuchniętymi, czerwonymi oczami, zrozpaczone spojrzenie, lekko zarośnięta twarz, wymięte, nieświeże ubranie i przede wszystkim ogólny wygląd sprawiły, że w tej chwili można było się go niemal przestraszyć.

– W dniu, w którym składałeś Wieczystą Przysięgę, Norris albo wypowiedział twoje imię, albo to ty je wypowiedziałeś.

Cabrel zamknął oczy i wrócił myślami do tamtego wieczora.

 

 

Kiedy już wszyscy położyli swoje ręce na ręce Lawforda, Norris dotknął różdką pierwszej z góry dłoni.

– Wymówcie swoje imię przy potwierdzeniu – rzekł cicho Lawford.

Potem odchrząknął i zaczął mówić.

– Czy przyrzekacie mi, Davidowi Robertowi Lawfordowi, wierność i lojalność.

Stone zamknął oczy i powtórzył tekst przysięgi.

– Ja, Alain Stone, przyrzekam tobie, Davidzie Robercie Lawford, wierność i lojalność.

Kiedy przebrzmiały ostatnie słowa, jasny, pomarańczowy język ognia wystrzelił z różdżki i owinął się wokół wszystkich złączonych dłoni. Prócz tego nie doświadczył niczego szczególnego, choć miał wrażenie, że dłonie Bensona i Scotta drgnęły gwałtownie.

– Czy przyrzekacie mi wspierać wszystkie nasze cele i pomysły zmierzające do umocnienia wpływów i władzy czystej krwi czarodziejów nad pozostałymi czarodziejami.

Kolejny języczek ognia wyprysnął z różdżki, gdy każdy z nich powtórzył słowa Lawforda.

– Czy przyrzekacie mi nigdy nas nie zdradzić, ani w mowie, ani w piśmie, ani w żaden inny sposób.

– Ja, Alain, przyrzekam ci nigdy nas nie zdradzić, ani w mowie, ani w piśmie, ani w żaden inny sposób.

Trzeci język ognia otoczył ich dłonie i wśliznął się w nie.

Lawford uniósł dłoń, powstrzymując ich od rozłączenia dłoni.

– Ja, David Robert Lawford dziękuję wam za złożoną Przysięgę. Równocześnie przyrzekam zapewnić wam wszelką pomoc w realizacji naszych celów.

Jeden cieniutki języczek ognia wyprysnął z różdżki Norrisa i owinął się wokół ich dłoni.

 

 

Severus i Hermiona wpatrywali się w niego z oczekiwaniem. Gdy w końcu otworzył oczy, mieli wrażenie, że jeszcze przez krótką chwilę ich nie dostrzegał. W końcu niemal niedostrzegalnie skinął głową.

Hermiona uśmiechnęła się lekko, a Severus odetchnął w duchu z ulgą. To znacznie upraszczało całą sprawę.

– I wypowiedziałeś wtedy swoje imię… to fałszywe. Alain Stone. Tak?

– Tak.

– Ta Wieczysta Przysięga dotyczy więc Alaina Stone’a. Kogoś, kto poczuwa się do bycia nim – powiedział Severus. – Teraz wszystko zależy od tego, kim jesteś. Kim czujesz, że jesteś?

Mężczyzna przed nimi namyślał się chwilę.

– Nie wiem… już sam nie wiem. Kiedy jestem we Francji, na pewno czuję, że jestem Xavierem Cabrel. To… to prawdziwy ja. Ale kiedy jestem tu… – spojrzał na nich wyraźnie zagubiony. – Nie wiem… to trwa już tak długo…

Schylił głowę zamyślony i widać było, że stara się przypomnieć sobie różne wydarzenia, zrozumieć, co czuł… KIM się wtedy czuł. W końcu potrząsnął głową.

– Nie wiem… czasami czuję się, jakbym tu mieszkał i żył… naprawdę. Jakby to było moje prawdziwe życie. Na ogół potrzebuję trochę czasu na… przestawienie się. Wczucie. Jak tu przyjeżdżam…

– A jak wracasz do Francji? – spytała Hermiona, kładąc nacisk na „wracasz”.

Blondyn popatrzył na nią i coś mignęło mu w oczach.

– W tamtą stronę jest chyba łatwiej… Prościej.

– Czujesz się, jakbyś wrócił do domu?

Mężczyzna skinął z namysłem głową.

– Chyba tak. I jak mam tu przyjechać, muszę się na to nastawiać.

– Więc chyba sprawa jest prosta – stwierdził Severus. – Jesteś Xavier Cabrel i grasz rolę Alaina Stone’a.

Dla nich sprawa była prosta. Dla niego zdecydowanie mniej. Od tego, czy Severus Snape się nie mylił, od tego, czy dobrze określił swoje odczucia zależało, czy za chwilę umrze, czy przeżyje.

– Może. Chyba tak, ale… – wyraźnie nie był przekonany.

Hermiona nagle wpadła na pomysł, jak to uprościć.

– Jest coś, co może pomóc – wyprostowała się, patrząc to na Severusa, to na Cabrela. – Jeśli przeniesiemy się do Francji i będziemy go pytać we Francji… Z pewnością będzie czuł się tam zdecydowanie bardziej Cabrelem niż Stone’em.

 

 

Czwartek, 1.10

Skontaktowanie się z Jean Jacquesem było teraz trochę skomplikowane, tak więc dopiero w poniedziałek mogli zabrać Cabrela świstoklikiem do Paryża. Po badaniach Cabrel został osadzony w bezpiecznym domu i tam też prowadzone były przesłuchania. Każdego ranka przenosili się więc do Francji i późnym wieczorem wracali do Anglii – w ten sposób mogli pomóc Jean Jacquesowi, który prócz Cabrela zajmował się również kobietami wyciągniętymi z Azkabanu i równocześnie odbierał rozmaite raporty od Ricky’ego, który codziennie krążył między Anglią i Francją przez Calais i Dover.

Kobiety z Azkabanu przez weekend wyszły z szoku, ale okazało się, że nic nie pamiętają. Jean Jacques poprosił więc znów o pomoc Emmanuela Chartier. Kiedy Mistrz Umysłu uśpił pierwszą z nich i dokopał się wreszcie do jej wspomnień, wezwał Jean Jacquesa i zmusił go do zaakceptowania, że nie przywróci im wspomnień, ale zostawi je tak ukryte, jak były.

Severus miał okazję rzucić na niektóre okiem i był wstrząśnięty. Gwałt fizyczny, przerażająco brutalny, był niczym w porównaniu do gwałtu na ich psychice. Smith odebrał im całe człowieczeństwo, sprowadzając do roli przerażonych, obitych zwierzątek, które na jego widok skamlały, wyły i robiły, co tylko sobie zażyczył. Na widok innych gwałcicieli reagowały po prostu z ulgą.

Co ciekawe, w żadnych wspomnieniach nie pojawił się Stone.

Już na samą myśl, że Smith mógłby zrobić to samo Hermionie, ogarniał go na nowo szał i z trudem powstrzymywał się przed powrotem do Anglii i zabiciem go gołymi rękami. Na szczęście przypominał sobie, co powiedział Jean Jacques – że sukinsyn ma długo, bardzo długo cierpieć.

Wspomnienia Horacjusza, również wyciągnięte i opisane, były już w aktach, jakie założyli przed powrotem do Francji. Kiedy starszy czarodziej zobaczył jedno ze szczególnie okrutnych wspomnień z Azkabanu, zamknął się w sobie na całe dwa dni, ale potem zgodził się zeznawać w razie absolutnej konieczności. Jednak Minister Chevalier był pod tym względem nieubłagany – będzie zeznawał, czy tego chce, czy nie.

Sprawa Stone’a alias Cabrela wywołała niesamowite poruszenie. Został poddany rozmaitym testom przeprowadzonym przez paru Uzdrowicieli, które wykazały, że bez wątpienia był chory psychicznie. Nieustanna potrzeba zdobywania kobiet, uwodzenia ich, czczenie i wielbienie każdej bez wyjątku, absolutny brak kontroli nad swoimi poczynaniami i fakt, że jego zdaniem nie było w tym nic złego, był szalenie trudny do wyleczenia. W każdym razie w poniedziałek trzeba było go uspokajać cały dzień, bo ciągle wpadał w histerię i płakał za obiema żonami, szczególnie za będącą w zaawansowanej ciąży Cheryl.

Od wtorku zaczęli wyciągać z niego rozmaite informacje. Wpierw zgadzał się tylko na legilimencję, ale potem zrozumiał, że opowiadanie jest równie bezpieczne, więc już bez oporów odpowiadał na wszelkie pytania.

Hermiona uczestniczyła często w przesłuchaniach, jej kobiece spojrzenie na niektóre sprawy pomagało dostrzec problemy, których nie widzieli ani Severus, ani Jean Jacques.

Prócz różnych szczegółów dotyczących organizacji grupy Norrisa, genezy rozmaitych pomysłów czy planów na przyszłość Cabrel miał też swoje przemyślenia, które okazały się bardzo ważne.

Powiedział im na przykład, że odniósł wrażenie, że Lawford zaczyna być coraz bardziej sceptyczny i stara się w jakiś sposób powstrzymać Norrisa od realizacji niektórych pomysłów, albo przynajmniej się od nich odsunąć. Odniósł też wrażenie, że Scott także próbował się wycofać.

– Chyba zaczęło się, kiedy Peter zaproponował testować eliksir Watkinsa w Azkabanie. Dla części z nas… to było nie do przyjęcia. Ja odmówiłem udziału natychmiast, kiedy nam o tym powiedział. David był tam raz, może dwa razy i z tego, co słyszałem, wyszedł w szoku. Scott też próbuje się odsunąć – powiedział im z wyraźnym oburzeniem. – Potem wszystkim otworzyły się oczy, kiedy Peter zdecydował, że w przypadku nielegalnej ciąży będzie ona usuwana. Do tego doszły i inne sprawy… jak choćby śmierć tej kobiety po podaniu eliksiru.

Jean Jacques, który akurat był obecny przy przesłuchaniu, rzucił im przeciągłe spojrzenie. Wyglądało na to, że Norris przegiął i chciał za dużo. I tym niektórych przeraził.

Cabrel wydawał się być zadowolony z faktu, że eliksir Watkinsa nie działał. Tyle wywnioskował z ostatniej narady, a Hermiona i Severus nie uznali za stosowne powiedzieć mu więcej na ten temat.

Okazało się, że nikt nie ma pojęcia, jak udało się Hermionie i Severusowi uciec do Francji, bo o istnieniu drugiego wymiaru nikt nie wiedział. I że wszyscy są przekonani, że oboje są tam nadal.

– Gdy cię złapałem, wybierałeś się do Francji, czyż nie? – spytał Severus. – Jak?

– Miałem się aportować.

– Przecież wprowadziliście blokadę.

Cabrel pokręcił głową.

– Przecież pracuję w Departamencie Transportu. Więc udało mi się stworzyć specjalny kanał aportacyjny dla mnie, który nie jest pod kontrolą.

Dowiedzieli się też, jak Norris przedstawił reszcie sprawę morderstwa Kingsleya. Zgodnie z jego wyjaśnieniami rzucili na Hermionę Imperiusa i kazali go zabić, ale nie sprecyzowali jak. To ona wybrała tak krwawą formę zabójstwa.

 

 

Każdego wieczora zjawiali się na krótko w Hogwarcie, na naradę z Minerwą i Dumbledore’em. Zdecydowali się wyciągnąć z Cabrela wszystko, o czym wiedział i dopiero wtedy opracować jakiś plan. Szczególnie że w Anglii chwilowo nic takiego się nie działo.

Foster przesłał Minerwie oficjalną decyzję nadającą jej uprawnienia do tymczasowego zastępowania Dyrektora. Jak to się wyraził, Aurorzy byli już bardzo blisko ujęcia Granger i Snape’a i przygotowywali już szybki proces, który powinien pokazać, z kim mieli do czynienia i sprawić, że wszyscy zrozumieją potrzebę wybrania nowego dyrektora o nieskazitelnej przeszłości i odpowiednich kompetencjach.

W Proroku nie pojawiały się również wzmianki na temat ich romansu. Wyglądało na to, że Norris wziął sobie głęboko do serca ostrzeżenie Severusa. I być może sądził, że skoro uciekli do Francji, nie mogą już mu zaszkodzić.

 

 

Była już prawie północ, kiedy wrócili do Spinner’s End. W domu zrobiło się zimno i wilgotno, więc Severus rozpalił ogień na kominku, a Hermiona poszła odgrzać jedzenie przyniesione z Hogwartu. Ponieważ nie mieli czasu na robienie zakupów, nie mieli co jeść. I swoją drogą byli zbyt zmęczeni na gotowanie.

Po chwili kiełbaski i ziemniaki z dzisiejszej kolacji skwierczały na patelni. Hermiona postawiła szklanki z herbatą na podłodze koło kominka i po chwili wróciła z talerzami. Severus położył na ziemi dwie duże poduszki, na których usiedli, i zaczęli powoli jeść.

– To jest wstrząsające – odezwała się po chwili Hermiona, wpatrując się w płomienie, które strzelały wysoko w górę. Ich ciepło obejmowało ich i chwilami nawet parzyło w dłonie i twarze.

– Masz na myśli Cabrela? – domyślił się Severus, przyglądając się, jak na końcu najbliższej kłody drewna pojawiła się piana i ściekła po brzegu z cichym sykiem.

– Tak… Jak on mógł… może z tym żyć? Ze świadomością, że wyrządza krzywdę bliskim? Których w jakiś sposób przecież kocha?

Dzisiejszego dnia Cabrel wydawał się być pogodzony z losem. Zrozumiał, że bezpowrotnie stracił obie żony i dzieci i, ku zaskoczeniu Hermiony, zaczął z nią flirtować. Rzucał jej powłóczyste spojrzenia, prawił komplementy, odpowiadając na pytania Severusa czy Jean Jacquesa, zwracał się do niej i robił rozmaite aluzje. Robił to na tyle subtelnie i ze smakiem, że przez dłuższy czas Hermiona nie zdawała sobie z tego sprawy. Po prostu czuła się… cudownie. Dopiero po obiedzie zorientowała się, co się dzieje. Severusowi zajęło to jeszcze więcej czasu, ale kiedy tylko zrozumiał, złapał mężczyznę za przód koszuli i pchnął go na ścianę tak mocno, że ten aż rozciął sobie skórę na głowie.

– Cabrel, jeszcze jedno słowo, jeden gest, jeden kretyński uśmiech i obiecuję ci, będziesz żałował, że się urodziłeś – wycedził, wwiercając w niego pełne wściekłości spojrzenie. – Na twoim miejscu nie odważyłbym się już nawet na nią spojrzeć. Wyrażam się jasno? Czy może mam ci pokazać, do czego jestem zdolny?

Cabrel zbladł jak kreda, zacisnął oczy i pokiwał rozpaczliwie głową na znak zgody. Wtedy Severus puścił go gwałtownie i Francuz osunął się na podłogę. I do wieczora siedział z pochyloną głową.

– Nie potrzebuję żadnej praktyki z Uzdrowicielami, żeby orzec, że jest nienormalny. W każdym razie jutro zostajesz w domu – zdecydował Severus. – Lepiej, żebym… – ściągnął brwi z resztką złości.

– Ale ja chcę wam pomóc! – zaprotestowała Hermiona, odstawiając talerz na podłogę.

Severus spojrzał na nią i jego wzrok złagodniał.

– Wiem. Odpocznij trochę. Przyda ci się – przesunął wierzchem dłoni po jej policzku. – Jesteś zmęczona.

Hermiona nie chciała się zgodzić. Ona ma odpoczywać, a on nie?! On też był zmęczony.

– Severus, nic mi nie będzie. Możemy jutro wcześniej wrócić…

– Wrócę wcześniej. Ale ty zostań – Severus nie chciał się przyznać do tego, że na samą myśl o tym, że tamten idiota mógł jeszcze choć raz się do niej uśmiechnąć, ogarniała go przeraźliwa zazdrość. Cabrel odważył się… Odważył się! myśleć o JEGO Hermionie. – I dobrze byłoby, gdybyś zrobiła jakieś sensowne notatki, w tej chwili to wszystko jest strasznie chaotyczne. Przyda nam się to na weekend, żeby zdecydować co robimy.

Hermiona zacisnęła niezadowolona usta, ale w końcu skinęła głową. Domyślała się, że Severus jest po prostu zazdrosny, ale skoro nie chciał tego powiedzieć, wolała go nie zmuszać dopytywaniem się.

– No… dobrze. Ale w takim razie chodźmy już spać. Jutro będziesz nieprzytomny ze zmęczenia – zdecydowała.

Od dwóch dni przenieśli się do sypialni na dole. Tak więc szybko wrzucili naczynia do zlewu, dziewczyna rzuciła na nie zaklęcie i zaczęły się same zmywać.

Severus już przysypiał, kiedy Hermiona wśliznęła się do łóżka. Poczuł, jak położyła się koło niego i zaczęła rytmicznie bujać się na boki. Nie otwierając oczu, objął ją w pasie i wtulił twarz w jej włosy, które rozsypały się po poduszce. Chciał ją do siebie przysunąć czy coś powiedzieć, ale jej kołysanie uśpiło go, zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować.

 

 

Tego samego dnia wieczorem, kiedy Scott z żoną siedzieli w salonie i czytali książki, a dzieciarnia hałasowała na górze, w ich kominku buchnęły zielone płomienie i usłyszeli głos Cheryl pytający, czy są w domu.

– Jasne, Cheryl, chodź! – zawołała Virginia, odkładając książkę i wstając z kanapy.

– Dzień dobry, kochani – zobaczyli głowę Cheryl, pojawiającą się w płomieniach. – Ale nie mogę wejść, tak tylko zajrzę…

– Ależ chodź, musi ci być ciężko klęczeć przed kominkiem! – zaoponowała gorąco Virginia.

– Nie chcę zostawić dzieci…

– Bzdura, poproś Alaina żeby miał je na oku i wejdź – przyłączył się do żony Scott.

Cheryl wyglądała na zakłopotaną.

– No właśnie… jeśli chodzi o Alaina… Właśnie go nie ma…

Scott rzucił okiem na ich zegar tykający na ścianie salonu. Było już dobrze po ósmej wieczorem.

– Merlinie, jeszcze nie wrócił z pracy? Późno już!

Głowa Cheryl poruszyła się, najwyraźniej kobieta musiała zmienić pozycję przed kominkiem. Virginii coś nagle zaświtało w głowie.

– Cheryl, to już?!

– Co „już”?

– Zaczynasz rodzić???

Cheryl wybuchnęła śmiechem.

– Niestety jeszcze nie. Choć szczerze mówiąc, jutro pomyję chyba wszystkie okna w domu i upiorę zasłony i dywany i nie wiem, co jeszcze, bo już mam dość!

– Więc co się dzieje?

– Alain jeszcze nie wrócił. Z podróży służbowej. Miał wrócić wczoraj i… do dziś go nie ma i nie mam żadnej wiadomości…

Zdumiony Scott próbował sobie przypomnieć, czy coś słyszał na ten temat. W południe często spotykał kolegów i wymieniali plotki, żartując, że są w tym lepsi niż kobiety.

– Cheryl, przykro mi, ale nic nie wiem… Pytałaś w Ministerstwie?

Kobieta zaprzeczyła i znów musiała się poprawiać, bo jej głowa bujała się chwilę w płomieniach.

– Nie… wiesz, nie wiedziałam czy… no, czy mu to nie zaszkodzi…

– Żartujesz! – wybuchnęła Virginia. – Za chwilę poród, trójka dzieci na głowie, twój mąż znika i nie daje znaku życia, a ty się przejmujesz tym, czy mu to nie przeszkodzi w karierze?!

Scott położył uspokajająco rękę na ramieniu żony.

– Kochanie, spokojnie. Cheryl – obrócił się w stronę kominka – zapytam jutro w pracy i dam ci znać. Choć pewnie Alain wróci, zanim jeszcze się odezwę…

– Mam nadzieję, że mu ostro nakopiesz! – wpadła mu w słowa Virginia.

– … więc nie martw się – dokończył Scott, ściągając brwi i posyłając żonie ostrzegawcze spojrzenie. – I jakby co, to przychodź bez pytania. Hasło jest „Spuchnięty koziołek”. To Elizabeth wymyśliła! – dorzucił lekko obronnym tonem.

Cheryl zaśmiała się, podziękowała i znikła. Virginia prychnęła ze skrywaną do tej pory złością.

– Co za kretyn! Nie zasługuje, żeby być jej mężem! Zupełnie nieodpowiedzialny typ!

Scott musiał się z nią zgodzić, ale postanowił się nie odzywać. Nie miał pewności, czy to przez przypadek Peter nie wysłał gdzieś Alaina z jakąś zwariowaną misją…

– Chodź, czas kłaść maluchy spać.

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 46Dwa Słowa Rozdział 48 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 2 komentarzy

Dodaj komentarz