Dwa Słowa EPILOG część 10

Nagły odgłos jego kroków sprawił, że drgnęła gwałtownie i zacisnęła palce wokół testu. Gdy podniosła głowę, właśnie do niej podchodził. W blasku ognia jego szlafrok był tak czarny, że nie można było go odróżnić od czarnej kurtyny włosów opadających mu na ramiona. Na bladej twarzy odcinał się leciutko zarost. Gdy napotkał jej spojrzenie, uniósł kącik ust w uśmiechu.

– Dzień dobry, Hermiono… Coś się stało, że tak wcześnie wstałaś i siedzisz tu sama?

Sama? Nie sama!!!

– Seve-Severusie… – przełknęła gwałtownie ślinę. – Mamy… Chyba musimy porozmawiać…

Wstała i owinęła się ciasno szlafrokiem, krzyżując ręce na piersi.

– Tak? – Severus ściągnął lekko brwi i widząc jej gest, jakże znajomy, uśmiechnął się rozbawiony. – Widzę, że podoba ci się mój sposób bycia. No więc? Co mi chcesz powiedzieć?

Hermiona przygryzła usta i westchnęła ciężko, spuszczając głowę.

– Severusie… więc… …stm… wcią-y – wykrztusiła.

– Słucham? – zupełnie nie zrozumiał, co mówiła.

Hermiona westchnęła jeszcze mocniej i złapała się rozpaczliwie za włosy.

– Ja… jestem.. w ciąży – powiedziała drżącym głosem i zacisnęła oczy.

Severus zamarł i rozbawienie momentalnie znikło z jego twarzy.

– Sssłsss…cc…– zająknął się.

Wraz z nabranym oddechem przyszło zrozumienie i aż otworzył usta ze zdumienia.

Przez chwilę powtarzał w głowie jej słowa, ale nie mógł w nie uwierzyć. Merlinie… Merlinie… będę ojcem???! Ale… jak?! To niemożliwe…! Przecież…

Wybuchła w nim szalona, dzika radość, którą niemal natychmiast zdławił strach, że źle zrozumiał.

– Hermiono… powtórz… Co powiedziałaś???! – spytał wolno, z trudem.

Hermiona odważyła się spojrzeć na niego, ale na widok jego poważnej, zaskoczonej miny coś się w niej załamało. Nie chce…

Otworzyła usta, żeby powtórzyć, ale nie umiała. Nie potrafiła powiedzieć tego jeszcze raz! Potoczyła dookoła błędnym wzrokiem i trzęsącą się ręką sięgnęła po test i wcisnęła mu go w rękę.

– Jestem w ciąży – chlipnęła w końcu i ukryła twarz w dłoniach.

Severus jęknął głucho ze szczęścia i objął ją, zamykając oczy.

– Merlinie…!

– Nie wiem… naprawdę, nie wiem… uważałam… Severusie… – wyłkała cicho Hermiona w jego ramię. – Nie…

– Nie płacz… Nie płacz, maleńka – zaprzeczył gwałtownie, tuląc ją do siebie. – Nie płacz, kochanie…

Hermiona odsunęła się na tyle, żeby na niego spojrzeć. W jego czarnych, szeroko otwartych oczach odbijał się ogień z kominka, płonął w nich, połyskując radością.

– Sev… Ty chcesz…?!

– Chcę??? Oczywiście, że chcę!!! – zaczął się uśmiechać coraz szerzej. – Oczywiście…!!!

Pocałował ją w czoło i przygarnął na nowo do siebie. Ale już po chwili Hermiona poczuła, jak sięgnął do paska jej szlafroka, rozwiązał go i uklęknął przed nią, tuląc głowę do jej brzucha.

– Gdzie? – spytał, odnajdując dłonią jej pępek.

Hermiona odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się łagodnie. Wszystkie jej obawy, wątpliwości uleciały na widok jego reakcji. Równocześnie zrobiło się jej słabo.

– Nie tu – pokręciła głową i zsunęła jego rękę niżej. – Chodź… pokażę ci.

Pociągnęła go za rękę do sypialni, gdzie położyła się na plecach, odrobinę skrępowana uniosła do góry koszulkę i przykryła jego dłonią niewielką wypukłość na podbrzuszu. Jeszcze wczoraj o tej porze nie wiedziałaś… Severus przesunął delikatnie palcami po niewielkim wybrzuszeniu, przyglądając się mu z zafascynowaniem. Sam nie zwróciłby na to żadnej uwagi, ale teraz naprowadzony przez nią, badał je ostrożnie, czując wyraźnie różnicę między twardą kulką i miękkim ciałem dookoła. Mógł sobie wyobrazić, jak ta kulka będzie rosła coraz bardziej, będzie stawała się coraz większa… Nie kulka. Moje dziecko. Malutki Snape.

Przykrył wypukłość całą swoją dłonią i uśmiechnął się szeroko.

– To tu… – szepnął z niedowierzaniem i z trudem oderwał od niej wzrok po to, żeby sięgnąć po jej usta.

Chwilę całował ją delikatnie, nie odsuwając ręki z jej brzucha. Uśmiechnęła się i przez parę sekund smakowała jego wargi. Potem przytulili się do siebie, rozpływając się w tym samym szczęściu.

– Który to miesiąc? – spytał po dłuższej chwili.

– Koniec pierwszego… początek drugiego… Nie wiem dokładnie…

– No właśnie, a skąd wiesz? – odsunął się i oparł na łokciu.

– Zrobiłam przed chwilą mugolski test ciążowy. To, co ci dałam – odparła i spróbowała ściągnąć na dół koszulę.

Severus przytrzymał jej rękę, spoglądając na jej brzuch i dopiero po chwili sięgnął po to coś, co mu dała.

– Mugolski test? Przecież mogłaś iść do Poppy – przyjrzał się kawałkowi plastiku z dwoma różowymi paskami i aż usiadł z wrażenia. – To coś mówi, że to będą dwie dziewczynki???!

Hermiona parsknęła śmiechem i wyjęła mu test z ręki.

– Nie… Nie panikuj. Jedna z tych kresek znaczy, że test jest zrobiony poprawnie, zaś ta… – pokazała pierwsze okienko – że jest pozytywny.

W kilku słowach opowiedziała mu, jak działał ten test i jak go zrobiła.

– Ale czemu nie poszłaś do Poppy, tylko czekałaś aż do dziś rana? – zdziwił się, odkładając test na łóżko, gdzieś za siebie i przyciągnął ją do siebie.

Hermiona przygryzła usta.

– Bo… nie chciałam, żeby wszyscy wiedzieli… wiesz… nie byłam pewna…

Severus popatrzył na nią poważnie.

– Nie byłaś pewna… czy chcesz? A chcesz?

Dziewczyna westchnęła i uśmiechnęła się.

– Teraz tak. Ale wcześniej… parę dni temu… myśl, że mogłabym być w ciąży była tak nieoczekiwana… z początku nie umiałam sobie tego wyobrazić. Bałam się… Severus, zimno mi…

Severus sięgnął po kołdrę i przykrył ich oboje, odszukał małą kuleczkę i przykrył ją ręką.

– Czego się bałaś?

Hermiona chwilę zastanawiała się, jak mogła mu to wytłumaczyć.

– Kiedy już dotarło do mnie, tak naprawdę, bałam się, co powiedzą inni… moi rodzice… ludzie dookoła… ty… – poczuła, jak jego ręka drgnęła, ale ciągnęła dalej. – No i dla mnie to też było … Nie wiem. Nie umiem ci powiedzieć. Może dlatego, że inaczej to sobie wyobrażałam…? Myślałam, że to będzie nasza wspólna decyzja… że wybierzemy najlepszy czas… że będziemy się o nie starać… i że będę na to czekać z nadzieją… – skrzywiła się lekko. – A nie tak przez przypadek.

Severus przechylił się ku niej, przyciągnął jej twarz ku sobie i zaczął całować namiętnie. Naprawdę myślała, że będziemy się o nie starać…? Hmmm…

Hermiona westchnęła i rozchyliła usta, więc natychmiast przesunął po jej wargach językiem i również westchnął, gdy spotkał jej język. Dziewczyna objęła go za szyję i przyciągnęła do siebie.

– Jeśli tak bardzo chciałaś się starać… Mogę ci obiecać, że zaplanujemy nasze drugie dziecko – wyszeptał i pocałował zagłębienie koło jej ucha.

Hermiona jęknęła cichutko, uśmiechając się. Severus wsunął dłoń pod jej koszulę i przez chwilę głaskał jej podbrzusze opuszkami palców, zataczał nimi kółka, nie przestając wodzić ustami po jej szyi, przygryzać delikatnie i czuł, jak z wolna jego mięśnie tężeją pod wpływem rozlewającego się po nim przyjemnego napięcia.

Hermiona powolutku rozplątała pasek jego szlafroka, rozchyliła na bok poły i zaczęła go głaskać, bawiąc się włoskami porastającymi jego tors; im niżej zsuwała się jej ręka, tym było ich więcej.

Severus podciągnął wyżej jej koszulkę i stłumił ustami cichy jęk, gdy jego ręka odnalazła jej pierś.

– Hmmm? – wymruczał, zaskoczony.

– Delikatnie – szepnęła Hermiona, czując jego najlżejszy dotyk tak, jakby pieścił ją gdzieś w jej głowie.

Severus odsunął się i spojrzał na jej pełne piersi, wyraźnie większe niż dotychczas i uśmiechnął się, głaszcząc wierzchem dłoni miękką krągłość z boku.

– Są piękne… I większe… – spróbował przykryć ją dłonią. Ledwo mu się to udawało. – To dlatego?

– Chyba tak.

Pochylił głowę i pocałował jej pierś najdelikatniej jak potrafił i Hermiona głośno nabrała powietrza, wyginając się ku niemu.

– Czy możemy uznać, że nie staraliśmy się jeszcze wystarczająco długo? – przesunęła łydką po jego łydce i oplotła jego nogi.

– Z przyjemnością…

To był cudowny, długi seks. Leniwe pieszczoty, przeplatane czułymi szeptami zmieniły się w powolną, namiętną miłość. Kochał ją ostrożnie, uważając, żeby nie sprawić jej bólu dotykiem, po jej oddechu i westchnieniach starał się odgadywać czego właśnie pragnęła i doprowadził ich oboje na skraj rozkoszy, gdzie oboje stracili wreszcie rozum i poddali się jej całkowicie.

Wciąż drżącą dłonią Hermiona sięgnęła do tyłu i wsunęła palce w jego włosy. Severus przyciągnął ją do siebie, odgarnął na bok kilka kosmyków i przesunął ustami po jej karku. Gdy jego ręka odszukała jej brzuch, Hermiona przykryła ją swoją i leżeli tak chwilę, czekając, aż ich oddechy całkowicie się uspokoją.

Niedługo będzie większy… o wiele większy… i nie będziesz potrzebował jej ręki, żeby go odnaleźć…

Uśmiechnął się, widząc ją oczami wyobraźni za parę miesięcy… z dużym, bardzo dużym brzuchem… A potem pokazującą mu ich dziecko; malutkie, okrąglutkie, wyciągające do niego drobne rączki i uśmiechające się na jego widok…

Pocałował ją w ramię i wtulił twarz w jej plecy.

– Dziękuję, Hermiono – wyszeptał.

– Nie ma za co dziękować – uśmiechnęła się.

– Jest.

Ale to mu o czymś przypomniało.

– Zbierajmy się na śniadanie, zrobiło się już późno. Zaraz po śniadaniu idziemy do Poppy – zdecydował nie dopuszczającym sprzeciwu głosem.

– Ale poproś ją, żeby nikomu nic nie mówiła… – zastrzegła Hermiona.

Severus prychnął krótko.

– Myślisz, że zaraz po naszym wyjściu pobiegnie opowiadać o tym całej szkole?

– No nie… ale…

– A zaraz potem idziemy na Pokątną.

Hermiona zamarła ze zdumienia. Już teraz chce kupować dziecięce ubranka? On nie wie ile trwa ciąża, czy co?

– Po co? – przewróciła się na plecy.

– Do Madame Malkin… Coś mi mówi, że za miesiąc będziesz wyglądać trochę… okrąglej.

To sprawiło, że aż usiadła. Merlinie, nawet o tym nie pomyślałaś!

 

Hermiona drugi raz znalazła się w skrzydle szpitalnym, w części przeznaczonej dla nauczycieli. Łóżka były tu wygodniejsze, oddzielone wysokimi parawanami, przy każdym po obu stronach stały wygodne krzesła. Ale poza tym pachniało dokładnie tak samo; lekarstwami, maściami i czystością. I było zimno.

Teraz leżała na łóżku z odsuniętą do góry bluzką i swetrem i w rozpiętych, odrobinę ściągniętych spodniach. Poppy przysiadła obok i delikatnie obmacywała jej podbrzusze. Całe szczęście, że nie kazała mi się zupełnie rozbierać, bo by się trochę zdziwiła… Severus siedział sztywno na krześle obok, opierając łokcie o kolana i przyglądał się im w milczeniu.

Poppy uśmiechnęła się pod nosem i nabrała na palce trochę maści ze stojącego obok pojemniczka i choć rozgrzała je najpierw, pocierając energicznie, gdy dotknęła brzucha Hermiony, dziewczyna wciągnęła gwałtownie powietrze.

– Zaraz będzie cieplej – uspokoiła ją Poppy.

Rozsmarowała maść pomiędzy wystającymi kośćmi biodrowymi, ze szczególną delikatnością na malutkim wybrzuszeniu pośrodku i istotnie, już pod sam koniec piekące zimno stopniowo zanikło i po podbrzuszu rozlało się ciepło. Cieniutka warstewka maści połyskiwała przy każdym oddechu w świetle padającym z okna.

– No i co? – ponaglił Poppy Severus.

Starsza kobieta sięgnęła po różdżkę i wyszeptawszy jakieś długo brzmiące zaklęcie, dotknęła końcem różdżki krągłości pośrodku. Maść jakby wchłonęła się i po paru sekundach nad brzuchem uniosła się delikatna poświata, pulsująca szybciutko.

– Gratulacje, moi drodzy – powiedziała Poppy, która jako pierwsza oderwała od niej wzrok.

– Co… co to znaczy? – spytała Hermiona i przysunęła rękę do miejsca, w którym poświata była najlepiej widoczna.

– Tak właśnie bije serce waszego dziecka – usłyszała.

Wpatrywała się jak zahipnotyzowana w pulsujące światełko i nawet nie dostrzegła, jak Severus zerwał się z krzesła i pochylił się nad nią.

Po paru sekundach światełko zaczęło blednąć i po chwili już nic nie było widać. Dopiero wtedy oboje spojrzeli na pielęgniarkę, która uśmiechała się radośnie. Hermionie cisnęło się na usta pełno pytań, ale Poppy otarła watką jej brzuch i podniosła się.

– Ubierz się, żebyś się nie przeziębiła, Hermiono. Jak się czujesz?

Dziewczyna wstała, zapięła spodnie i obciągnęła sweter i zaczęła wyjaśniać Poppy, że ciągle była zmęczona i było jej zimno. Starsza czarownica pokiwała głową i przyniosła jej eliksir wzmacniający.

– Nic jej się od tego nie stanie? – zapytał Severus, patrząc krzywym okiem, jak Hermiona wypiła cały eliksir.

Poppy rzuciła mu długie spojrzenie.

– Nie martw się. Tylko jej pomoże. Hermiono, jeśli będzie cię boleć głowa, natychmiast do mnie przyjdź, dam ci coś o wiele lepszego niż standardowy eliksir – zwróciła się do dziewczyny.

– Co to jest, to coś lepszego? – spytał znów Severus.

– Coś, co zawsze doprowadzało cię do stanu użytkowania, jak wracałeś ledwo przytomny z tych twoich… – pielęgniarka zacisnęła usta, powstrzymując komentarz – spotkań z tym wariatem, więc nie będziesz mi tu teraz krytykował moich metod leczenia.

– Przeżyłbym bez połowy twoich eliksirów i maści – sarknął.

– Śmiem wątpić, choć pamiętam, że zawsze musiałam się z tobą wykłócać, żebyś je brał – odparła natychmiast Poppy. – Ale to, że ty wolisz cierpieć zamiast pozwolić się leczyć nie znaczy, że dziewczyna będzie musiała się męczyć, bo to całkowicie niepotrzebne. Od tej chwili, Hermiono, przychodź do mnie ze wszystkim!

– Oczywiście, że nie chcę, żeby się męczyła! Tylko chcę, żeby nic się jej nie stało. Jej i dziecku!

– Więc przestań marudzić i zacznij mnie słuchać! – wepchnęła mu w ręce kilka fiolek. – Albo nie – zabrała mu je i dała Hermionie – masz, kochana, na następne dni. A ty lepiej idź i zacznij warzyć eliksir na nudności. Chyba że chcesz, żebym poprosiła o to Horacego.

Severus prychnął, ale nie skomentował tego.

– Zaraz idziemy na Pokątną. Chcesz coś stamtąd?

Poppy rozejrzała się po skrzydle szpitalnym.

– Będę potrzebować parawanów, więc możesz złożyć zamówienie u Treweriusza, jeśli będziecie tamtędy przechodzili. W dwóch ostatnich twoi Ślizgoni zrobili dziury i przerzucali sobie przez nie jabłka, jak wylądowali tu po meczu Quidditcha.

Severus uniósł brew.

– Nic mi o tym nie mówiłaś? – rzucił ostro. – Dobrze, wstąpimy do Treweriusza. Coś jeszcze?

– No… nic. – potrząsnęła przecząco głową.

– Jak chcesz – wzruszył ramionami.

Poppy ściągnęła usta i spojrzała na Hermionę.

– Jak się wybieracie?

Dziewczyna już chciała odpowiedzieć, kiedy Severus powstrzymał ją gestem.

– Jak możemy teraz podróżować? Hermiona ma prawo się teleportować?

Dziewczyna na nowo otworzyła usta, tym razem żeby zaprotestować. Co to, do licha  ma znaczyć, czy mam prawo?!

Poppy również musiała pomyśleć to samo.

– Ma prawo się teleportować, ma prawo do świstoklików i do sieci Fiuu – sapnęła. – Choć świstokliki lepiej zamienić na teleportację. Kochanie, teraz to nic, ale za parę miesięcy lepiej, żebyś nie padała za często na ziemię. A przy świstoklikach często właśnie tak się ląduje. Sieć Fiuu odpadnie automatycznie za jakiś czas… bo się nie zmieścisz do kominka.

– Dobrze, pani Pomfrey – Hermiona uniosła ukradkiem oczy do góry i zrobiła minę do pielęgniarki. Obie wymieniły porozumiewawcze uśmiechy.

– Doskonale – powiedział Severus. – Idziemy. Dam ci znać, co z parawanami.

– Dziękujemy bardzo, pani Pomfrey…

– Nie ma za co, moja droga. Miłego dnia.

Hermiona machnęła na pożegnanie ręką, Severus skinął głową i wyszli.

– Co to ma znaczyć, że nie mam prawa do teleportacji?! – zapytała natychmiast Hermiona.

Severus szedł przed siebie w milczeniu i odpowiedział dopiero po dłuższej chwili.

– Nie chcę, żeby wam się coś stało.

– Severusie, nic mi się nie stanie, nie bój się…

Zatrzymał się gwałtownie przy pustej niszy.

– Skąd możesz wiedzieć? Wyczytałaś w książce?

– Nie, ale…

– Ale co?

Hermiona rozszerzyła ze zdumienia oczy. Już dawno go takiego nie widziała.

– Ale nic. Chciałam ci uprzytomnić, że na mnie warczysz.

Zmrużył na chwilę oczy, a potem nagle westchnął i przygarnął ją do siebie.

– Przepraszam, Hermiono – szepnął jej do ucha, gładząc jej włosy. – Po prostu nigdy nie miałem okazji… nie spotykałem kobiet w ciąży… i nie wiem, co wolno, a co nie. Nie chcę, żeby przeze mnie…

Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie i poczuła, jak pocałował ją w czubek głowy.

– Chodźmy stąd. Jak nas ktoś zobaczy czulących się do siebie tuż przy skrzydle szpitalnym… wiesz, o czym będziesz czytał jutro w gazetach – mruknęła.

Ruszyli wolno w stronę ich komnat.

– Skoro już będziemy na Pokątnej, to może poszukamy, czy mają gdzieś cukrowe pióra deluxe? Takie jak w Miodowym Królestwie.

Severusowi drgnęły usta w uśmiechu.

 

 

Wtorek, 23.02

Ginny czekała na Hermionę w Atrium, tuż przy kominkach, zerkając pobieżnie na przechodzących dookoła ludzi. Nie znała jeszcze zdecydowanej większości ludzi pracujących w Ministerstwie, więc nie musiała kłaniać się wszystkim dookoła. Tata to musi mieć przerąbane…

– Już jestem! – usłyszała nagle za sobą i poczuła, jak ktoś klepnął ją w ramię.

– Hermiona!

– To co, gotowa? – przyjaciółka pociągnęła ją w kierunku kominka.

Obie użyły sieci Fiuu na Grimmauld Place i Hermiona ucieszyła się na widok Harry’ego siedzącego przy stole, zakopanego w książkach i pergaminach.

– To mi przypomina stare, dobre czasy – stwierdziła, gdy już pozwoliła się uściskać, na wszelki wypadek przytrzymując go rękami.

Harry poprawił okulary i usiadł z powrotem na ławie.

– Co masz na myśli? Pobyty na Grimmauld Place na feriach zimowych?

– Nie, kucie przed egzaminami. Ty się uczysz, ja się uczę…

– Więc to wcale nie stare, dobre czasy – poprawiła ich Ginny. – Parę lat temu ty się uczyłaś, a ten mój pajac czekał, aż zaczniesz go gonić do nauki.

Hermiona na wszelki wypadek cofnęła się o dwa kroki.

– Wiesz, faceci też w końcu dorastają…

Obie zachichotały, a Harry obrzucił je krzywym okiem.

– Hermionę jeszcze rozumiem, przy Snapie wyostrzył się jej język, ale ciebie? Jeśli to te wasze spotkania tak na ciebie wpływają, to nie wiem, czy pozwolę ci tam chodzić…

Hermiona przewróciła oczami.

– Kolejny nadopiekuńczy się znalazł… – ugryzła się w język.

Zostawiły Harry’ego samego i poszły do sypialni, gdzie Ginny wyciągnęła z szafy nową, cudowną suknię w kolorze ciemnego granatu z białymi dodatkami.

– Łał! – zawołała Hermiona i dotknęła materiału. – Aksamit! Jest cudowna! Załóż ją, proszę!

Ginny dokładnie na to czekała. Hermiona musiała jej pomóc zapiąć guziczki z tyłu i gdy rudowłosa obróciła się do niej przodem, aż klasnęła w dłonie.

– Wyglądasz… przepięknie! Merlinie, te kolory są wprost stworzone dla ciebie! – zachwyciła się Hermiona.

Suknia, haftowana z przodu w pionowe wzorki, zbiegała się ładnie w pasie, podkreślając cudowną figurę Ginny. Białe koronkowe mankiety i biały kołnierzyk odcinały się wyraźnie na tle ciemnego granatu, który lśnił w świetle świec. Od pasa w dół rozchodziła się kloszowo, odsłaniając miejscami jakiś wymalowany kwiat w chabrowym kolorze. Rude włosy przyjaciółki i blada cera wspaniale kontrastowały z tymi różnymi odcieniami niebieskiego.

– Dzięki – uśmiechnęła się Ginny.

– Jakie będziesz miała buty?

– Też granatowe. Na niewielkim obcasie. Wiesz – Ginny śmiesznie zmarszczyła nos – żebym nie była wyższa od Harry’ego…

Hermiona spojrzała na przyjaciółkę rozpromieniona.

– Jesteś prześliczna! Harry będzie musiał zatrudnić paru trolli z maczugami, żeby cię pilnowali!

Ginny parsknęła śmiechem.

– Dziękuję ci bardzo za taką obstawę! On faktycznie ma nadopiekuńcze wyskoki, ale nie aż takie! Sss… Severus też?

Hermiona stłumiła westchnienie na myśl o powodzie nagłego wybuchu nadopiekuńczości Severusa.

– Czasami tak. A jak ubierze się Harry?

– Pomóż mi to zdjąć, to ci pokażę.

– Nie, pokaż mi mając na sobie tę suknię, to zobaczymy jak to będzie pasowało!

Ginny otworzyła inną szafę i ostrożnie wyjęła wieszak, na którym wisiał czarno-beżowy frak o długich połach z przodu, ze złotymi lamówkami i biała koszula z ozdobnym kołnierzem, przy którym wisiała granatowa muszka. Hermiona aż złapała się za usta z wrażenia.

– Nie martw się, spodnie też będą. Harry odbierze je w tym tygodniu – powiedziała prędko Ginny.

– Domyślam się, że nie będzie ganiał z tyłkiem na wierzchu! Och, Ginny… Będziecie cudownie do siebie pasować!

– Do tego Harry powinien mieć w kieszonce czerwoną różę, a ja może kilka małych we włosach.

Hermiona pokiwała głową, pomagając Ginny zdjąć suknię. Mogła się tego spodziewać. Gryffindor.

– Będziecie cudowni! Dziękuję, Ginny!

– A wy? Masz już swoją suknię? – spytała przyjaciółka, wieszając szaty w szafie.

– Jeszcze nie. Ale za kilka dni już będzie gotowa.

– Coś Madame Malkin strasznie się wlecze…

Hermiona nie chciała póki co wyjawiać powodu, dla którego suknia nie była jeszcze gotowa. Madame Malkin musiała zrobić parę poprawek, żeby wziąć pod uwagę jej brzuszek, który za miesiąc nie powinien być jeszcze zbyt widoczny, ale jednak suknia musiała się troszkę inaczej układać. A ostatnie poprawki miała zrobić na dwa dni przed ślubem.

– Bo strasznie marudzę. Ostatnio poprosiłam o zmianę ozdobnego haftu na biuście…

To nie była całkiem prawda. To właśnie Madame Malkin zaproponowała błyszczący haft na wysokości piersi, żeby odwrócić uwagę od zaokrąglonego odrobinę brzucha i prawie pół godziny przekopywały się przez różne wzory, bo Hermiona chciała coś bardzo skromnego. Madame Malkin zaproponowała delikatny rysunek róży w złotym kolorze, ale Hermiona wybrała pawie pióro ze srebrnobiałych kryształków, które połyskiwało leciutko kiedy się poruszała.

Ginny usiadła obok na łóżku i spojrzała ciekawie na przyjaciółkę.

– No więc, jak ta suknia będzie wyglądać?

Hermiona opisała więc suknię ze szczegółami i Ginny uśmiechnęła się z rozmarzeniem.

– Szkoda, że nie możesz jej pokazać przed ślubem!

– Przecież słyszałaś, że nie wolno. Madame Malkin oświadczyła stanowczo, że wyniosę ją od niej dopiero w dniu ślubu, żeby mogła być pewna, że Severus nie zobaczy nawet cala! Poza tym chodzi też o czar, który ma rzucić na suknię.

– Czar…?

– Dokładnie. Niektóre kobiety rzucają na ich szaty czary. Nie tylko na ślub. Na ogół na ślub panny młode rzucają czar piękności własnej… choć teraz już wiem, że Fleur rzuciła czar piękności odbitej… pamiętasz? To nie ona była najpiękniejsza tego dnia, ale inni…

Ginny kiwnęła głową, słuchając uważnie.

– Niektóre rzucają też czar zauroczenia… żeby nie tylko być najpiękniejszymi, ale i żeby jeszcze bardziej uwieść swojego narzeczonego…

– Z tego, co mówisz, to to działa na wszystkich dookoła, więc to trochę głupie uwodzić wszystkich, nie? – skrzywiła się rudowłosa.

– Też tak myślę…

– No dobrze, a ty jaki chcesz rzucić? Piękności?

Hermiona pokręciła głową z lekkim zakłopotaniem. Będzie to musiała jakoś wyjaśnić…

– Ginny, tylko nie mów tego nikomu, proszę… Ja chcę odbity czar spokoju i szczęścia…

– Szczęścia…? – Ginny zrobiła wielkie oczy. – Myślisz, że on nie jest… to znaczy…

– Na pewno jest szczęśliwy – zaśmiała się Hermiona i spoważniała. – Ale wiem, że on nie potrafi jeszcze za bardzo się rozluźnić w takich… wyjątkowych momentach.

Przypomniała sobie niedawne zachowanie Severusa w skrzydle szpitalnym, ale tego nie mogła podać jako przykładu. Medaille d’honneur!

W skrócie opowiedziała przyjaciółce, jak to wyglądało.

– On nie jest przyzwyczajony do okazywania uczuć. Do mnie już się przyzwyczaił, do Minerwy też… ale nie do innych. A tego dnia będzie pełno „innych”. I nie chcę, żeby czuł się źle. To ma być jeden z najpiękniejszych dni w jego życiu, a nie dzień, w którym się stresuje, złości, denerwuje… Nie chcę, żeby miał choć jeszcze jedno złe wspomnienie. Ma już ich aż zanadto.

– Dlatego spokoju? Żeby się uspokoił, wyciszył?

– Dokładnie. Nie zależy mi na tym, żebym wyglądała pięknie, czy żebym oczarowała ludzi dookoła. Zależy mi tylko na tym, żeby on czuł się szczęśliwy.

Ginny zamrugała gwałtownie.

– Wiesz co… jeśli kiedykolwiek ktoś mnie zapyta, co to znaczy miłość, odeślę go do ciebie.

– Cudownie się składa, bo jesteś właśnie świadkiem naszej miłości – odparła Hermiona i lekko wzruszona odwróciła spojrzenie. – No więc ten czar rzuca się w dniu ślubu. Żeby inne suknie nie przeszły nim. Dlatego nie mogę jej wynieść, żeby ci pokazać.

– No dobrze… a on? Jaką on będzie miał szatę?

Hermiona położyła się w poprzek łóżka i sięgnęła po wiszące frędzle od baldachimu.

– Odpowiednią – powiedziała poważnym, suchym tonem i obie roześmiały się. – Poważnie, to w jego stylu, choć bardzo wyjściową. Będzie miał czarny jedwabny surdut, z szerokim, błyszczącym kołnierzem, do tego czarne, wąskie spodnie, białą koszulę z długimi mankietami i czarną muszkę…

– Tak trochę nietoperzowato będzie wyglądał…

– No właśnie nie. Już mogę go sobie wyobrazić z białą różą… – rozmarzyła się Hermiona.

Ginny uśmiechnęła się łagodnie.

– Rok temu nawet nie przeszłoby ci pewnie przez myśl, że możesz wzdychać na myśl o Severusie Snapie… Dużo się zmieniło… – Ginny położyła się obok niej.

Hermiona odrzuciła na bok frędzel i przechyliła się na bok, w stronę rudowłosej. Żebyś wiedziała, ILE się zmieniło… Teraz wzdycham na myśl o maleńkim Severusie pod sercem… Powstrzymała się od położenia ręki na brzuchu.

– Co było rok temu…? Merlinie, to tak dawno…

Ginny się skrzywiła. Severus Snape prosił ją, żeby dbała o to, żeby rozweselić jakoś Hermionę.

– Wiesz co, lepiej już zostawmy w spokoju co było rok temu i pomyślmy, co będzie za miesiąc. Dociera do ciebie, że za miesiąc będziesz się nazywać Hermiona Snape?

– I dopiero zacznę budzić postrach w Ministerstwie.

– Może wreszcie zaprowadzisz tam porządek i ustawisz do pionu Wilda i Phillipa!

Hermiona wybuchnęła śmiechem.

– Wiesz, co Wild ostatnio wymyślił? Zachciało mu się kolonii boginów!

– Koniec o rozmowie o pracy! Właśnie z niej wyszłyśmy! Zmień temat! – zawołała szybko Ginny.

– Dobra. Wieczorek panieński. Coście wymyśliły?

Ginny uniosła lekko brwi i uśmiechnęła się domyślnie.

– Będziesz nam mogła zdradzić wszystkie szczegóły anatomiczne twojego przyszłego męża…

– Szczególnie Minerwa będzie tym zachwycona… – Hermiona zacisnęła mocno usta i przybrała na chwilę surowy wyraz twarzy. – Poza tym wybijcie sobie to z głowy. On jest mój.

– Ale…

– Ale ja nie pytam cię o Harry’ego, prawda?

– Jeśli chcesz, to ci powiem, że ma pieprzyk na lewym pośladku.

Obie zachichotały, ale szybko spoważniały, gdy otworzyły się drzwi i obgadywany właśnie Harry stanął w progu.

– Już obejrzałyście wszystkie szmatki? Mogę się przyłączyć?

Obie usiadły, a Ginny poklepała miejsce koło siebie.

– Została nam jeszcze bielizna do oglądania.

Harry zawahał się, ale w końcu usiadł.

– No więc jak idą przygotowania do ślubu? Znając ciebie, wszystko będzie dopięte na ostatni guzik.

Hermiona spoważniała.

– W zasadzie wszystko już jest zorganizowane. Severus trochę mi pomaga, ale możecie się domyśleć, że dekoracje, kwiatki czy muzyka to nie jego ulubiony temat. A ja nie mam za bardzo czasu… więc poszliśmy do Tiffany Carol, wiecie, tej co organizuje różne uroczystości, wybraliśmy z nią wystrój sali, muzykę i inne tego typu szczegóły i ona już wszystkim się zajęła. Ślubne sowy już wróciły z odpowiedziami…

– To jak, Madame Maxime będzie, czy nie? – przerwała jej Ginny.

Hermiona uśmiechnęła się radośnie.

– Będzie! Powiedzieliśmy jej, że reporterów będziemy trzymać od nas z daleka, więc nie ma się co martwić. A poza tym… Niech się wypchają!

– Będzie ojciec Luny – zauważył Harry. – On nic nie napisze?

– Severus następnego dnia urwałby mu głowę!

Harry usiadł po turecku i oparł brodę na rękach.

– Czyli wszystko gotowe, co?

– W zasadzie tak… Ale muszę jeszcze popracować nad obietnicami – powiedziała trochę zatroskana Hermiona.

– Jakie obietnice? Będę cię kochać do skończenia świata, albo i jeszcze dłużej, blablabla?

Dziewczyna kiwnęła głową.

– Coś w tym guście. Ale ja chciałabym, żeby to nie był banał. Chcę coś specjalnego. Są różne obietnice, nie będę wam robić w tej chwili wykładu, ale to jest coś, co wiąże ze sobą małżonków. Magicznie. Więc można znaleźć już gotowe obietnice i wystarczy je powtórzyć, ale im większą mają wartość dla małżonków, tym magia mocniej ich łączy.

Ginny zerknęła na Harry’ego.

– I mogę się domyśleć, że ty chcesz najcudowniejsze, najpiękniejsze obietnice, jakie znał świat?

Hermiona potrząsnęła głową i odsunęła za ucho kosmyk włosów.

– Nie. Chcę coś, co będzie miało dla niego znaczenie.

Przez chwilę wszyscy troje milczeli i w końcu Harry poruszył się niepewnie.

– Wiesz… nie wiem, czy to ci się w czymś przyda… ale pamiętam jego wspomnienia. Te, co mi dał we Wrzeszczącej Chacie.

Oboje wymienili spojrzenia i Hermiona trochę się spięła.

– …I…?

– No więc… odniosłem wrażenie, że… – Harry nie wiedział do końca, jak może jej to powiedzieć, żeby jej nie urazić. – Że jest coś, co jest dla niego ważne… On ma bardzo ścisłe zasady i równocześnie jeśli się w coś angażuje, to na całe życie…

– Harry. CO on ci powiedział?! – nacisnęła Hermiona niecierpliwie, bo nie zanosiło się na to, żeby Harry’emu udało się wreszcie wysłowić.

– Nie mi. Dumbledore’owi.

Hermiona spojrzała na niego twardo, więc powiedział jej.

– To właśnie w nim podziwiam – rzekł na koniec. – Można powiedzieć, że nigdy nie spotkałem… – westchnął ciężko – szlachetniejszego człowieka.

Hermiona otarła łzy rękawem grubego swetra, ale na próżno, nowe zaczęły spływać jej po policzkach. Ginny poklepała ją bezradnie po ramieniu, rzucając przestraszone spojrzenie na swojego chłopaka. Harry przeraził się.

– Hermiono… nie chciałem… Nie myśl o tym. To już przeszłość! On teraz kocha ciebie!

Dziewczyna przechyliła się do przodu i ukryła twarz w pościeli, łkając cicho. Wiedziała, że to już przeszłość, kiedyś już o niej z Severusem rozmawiali, teraz po prostu przypomniała sobie, jak koszmarne musiał mieć życie i ogarnął ją tak przejmujący smutek, że aż palił ją od środka. Merlinie, jak ona go kochała!

– Wiem… arry… – pociągnęła nosem, próbując się opanować.

Harry spojrzał na bok, zły na siebie samego i uderzył pięścią w łóżko.

– Nie powinienem był ci tego mówić!

Hermiona uśmiechnęła się przez łzy.

– Właśnie, że nie. Teraz wiem, co się dla niego liczy… i wiem, JAK mu to powiedzieć… Dziękuję ci, naprawdę!

Ginny przytuliła ją do siebie, również przejęta tym, co mówił Harry.

– No już… uspokój się… Teraz będziesz mogła mu złożyć najpiękniejszą obietnicę i będzie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Harry popatrzył dziwnie na swoją dziewczynę, ale Hermiona pojaśniała.

– Dziękuję, Harry.

Rozdziały<< Dwa Słowa EPILOG część 9Dwa Słowa EPILOG część 11 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz