Dwa Słowa Rozdział 52

Pociąg wjechał wolno na peron w Dover i zahamował tak delikatnie, że nikt nie odczuł momentu, kiedy się zatrzymał. Z cichym sykiem otworzyły się drzwi i do środka wdarł się codzienny hałas. Damski głos zapowiadał w dwóch językach, po angielsku i francusku odjazd do Calais i informował, że każdy zagubiony i pozostawiony bagaż zostanie zniszczony, zewsząd dobiegały rozmowy stojących i przechadzających się ludzi, stukot walizek, dzwonki telefonów komórkowych i szczekanie jakiegoś psa.

Charles Chevalier siedział spokojnie na wygodnym fotelu, czekając aż stojący w kolejce do wyjścia podróżni wreszcie wyjdą. Kiedy ostatni pasażer zabrał swoją walizkę i zniknął za przesuwanymi drzwiami, wstał i skinął głową na swoją obstawę. Jean Jacques przepuścił ich wszystkich i wyszedł na peron ostatni. Po czym odszedł w przeciwnym kierunku.

Na peronie stało kilku Aurorów i Foster we własnej osobie. Rozglądali się na boki, starając się wyłowić pomiędzy przechodzącymi pospiesznie ludźmi francuskich czarodziejów. W którymś momencie jeden z nich wskazał Fosterowi Charlesa Chevalier i czwórkę mężczyzn stojących dookoła niego.

– Proszę pana… to na pewno oni – powiedział Auror, przechylając się ku Fosterowi.

W tym momencie spojrzenia Fostera i Charlesa Chevalier się skrzyżowały i wzajemnie się rozpoznali. Foster ruszył ku niemu.

– Bonjour, Monsieur le Ministre – odezwał się, podając mu rękę i przeszedł na angielski. – Proszę mi wybaczyć, ale nie znam francuskiego. Tiberius Foster. Niezmiernie miło mi pana spotkać.

Charles Chevalier uścisnął mu mocno i pewnie rękę i równocześnie jacyś przechodnie obrócili głowy i obrzucili ich uważnym spojrzeniem. Potem jeden wzruszył ramionami i mruknął do swojego kolegi „T’as su qu’ Hollande a fait un remaniement hier…?” zaś tamten odparł „J’connais pas ce mec”. (Słyszałeś, że Holland wprowadził wczoraj zmiany ministerialne? Nie znam faceta.)

– Mi również miło. Mogę prosić o zaszczyt przedstawienia mnie pańskim kolegom?

Foster wskazał gestem Aurorów.

– Percival Carpenter, zastępujący Szefa Biura Aurorów, Teddy’ego Smitha, który jest poważnie chory, Daniel Rawlings, jego prawa ręka, Harry Wilson, Anthony Scully i Peter Simson, trójka naszych najlepszych Aurorów.

Francuski Minister uścisnął im mocno ręce i wskazał swoją „obstawę”.

– Emmanuel Chartier, Mathieu DeLaine, Bernard Charasse, Albert Cresson i Jean Jacques Legrand – w momencie, gdy wskazywał Alberta, Jean Jacques dołączył do nich i stanął trochę z tyłu, żeby nie zwracać na siebie uwagi.

Wszyscy podali sobie dłonie, przy czym ręka Alberta została uściśnięta trochę mocniej niż reszty. Nie było się co dziwić, francuski Mistrz Pojedynków był doskonale znany.

Aurorzy wyprowadzili wszystkich z peronu i przeszli do podziemnego magazynu, który został wybrany na dzisiejszy dzień jako najlepsze miejsce na teleportację. Anglicy podali ręce Francuzom i jednocześnie, z głośnym pyknięciem, deportowali się do Ministerstwa Magii.

W pomieszczeniu obok dwóch chłopaków przekładających duże worki z listami spojrzało po sobie.

– Słyszałeś?

Drugi z nich wyjrzał na korytarz i odruchowo zerknął w stronę windy.

– Nie wiem co to. Winda stoi.

– Pewnie, że stoi, kretynie. Jakby zleciała, to rąbnęłoby tak, że rozwaliłoby tę ścianę…

 

 

Na przybycie francuskiej delegacji zostało wyznaczone specjalne miejsce w Atrium. Odgrodzone grubym, aksamitnym sznurem rozwieszonym na dziesięciu złotych kolumnach tuż koło Fontanny Magicznego Braterstwa, zabierało trochę miejsca. Poza tym przyciągało spojrzenia wszystkich będących w pobliżu.

Kiedy z głośnym trzaskiem aportowała się dwunastoosobowa grupa, wszyscy dookoła zamarli i wbili spojrzenia w przybyłych. Stojący dalej zbliżyli się, niektórzy nawet wrócili się z wind, do których już wsiadali. Na chwilę zaległa cisza, a potem wybuchł głośny gwar, o wiele silniejszy niż zwykle.

Aurorzy ustawili się w rodzaj muru aż do samej windy i eskortowali Fostera i francuską delegację. Następnie wszyscy wsiedli do środka i winda ruszyła na górę, podzwaniając łańcuchami.

Do dużej sali przyległej do biura Ministra Magii, w którym urzędował obecnie Foster, weszli z nim tylko Carpenter i Rawlings. Reszta pozostała pod drzwiami.

Wszyscy usiedli wygodnie dookoła dużego okrągłego stołu, na którym stały już porcelanowe filiżanki i duży czajniczek z gorącą kawą oraz cukierniczka. Jean Jacques podał Ministrowi gruby plik notatek, na który ten zerknął i szybko odczytał notatkę napisaną tak maleńkim pismem, że nikt siedzący dalej nie mógłby jej przeczytać. Z zadowoleniem skinął głową i spojrzał na Fostera, który właśnie zaczął mówić.

– Po obecności pana Alberta wnoszę, że jego koledzy muszą należeć do elity wśród Aurorów. Proszę się nie obawiać – zaśmiał się krótko. – W Anglii nic panom nie grozi.

– Anglia jest o wiele bardziej niebezpiecznym krajem niż może się panu wydawać – zripostował Charles Chevalier. – Zwłaszcza dla niektórych ludzi.

Foster rzucił mu badawcze spojrzenie.

– Panie Ministrze, raczy pan żartować…?

– Pod tym względem mam bardzo ograniczone poczucie humoru, panie Foster.

Obaj mężczyźni przez chwilę mierzyli się wzrokiem i w końcu Foster uśmiechnął się.

– Przyznaję, że każdy ma prawo żywić własne przekonania, ale obiecuję zrobić wszystko, żeby w dniu dzisiejszym zmienił pan zdanie.

Charles Chevalier wykonał coś w rodzaju ukłonu w stronę Fostera.

– Nawet nie wie pan, jak cieszę się, słysząc to.

Foster wskazał Francuzom czajniczek z kawą.

– Doszły nas słuchy o tym, jak bardzo ceni pan sobie czas, więc proponuję przejść od razu do meritum pańskiej wizyty. Niewątpliwie sprawa zamknięcia granic przysparza niejakie problemy pańskim rodakom mieszkającym na terenie Wielkiej…

Charles Chevalier uniósł rękę i Foster odruchowo umilkł.

– Przechodząc do meritum mojej wizyty… Sprawa zamknięcia granic ulegnie rozwiązaniu automatycznie, kiedy tylko zajmie się pan sprawą, z jaką dziś do pana przychodzę.

Foster zmarszczył brwi, zaś Rawlings wyprostował się, zwężając oczy i nieruchomiejąc. Przypominał gotowego do skoku dzikiego kota. Albert westchnął, odłożył na stół swoją różdżkę i spojrzał mu prosto w oczy. Charles Chevalier udał, że nie dostrzegł tej niemej wymiany zdań między ochroną i kontynuował.

– W tej chwili mam zaszczyt reprezentować dwoje pańskich rodaków, którzy niestety nie mogli się tu pojawić. Kilka miesięcy temu wpadli na trop spisku godzącego w dobro całej czarodziejskiej społeczności Wielkiej Brytanii i zaryzykowali własnym życiem, żeby temu przeciwdziałać. Spiskowcy zorientowali się i postarali się ich wyeliminować z gry. Nie tylko zhańbili ich publicznie, obrzucili stekiem oskarżeń, ale i uczynili z nich wyrzutków bez prawa do życia wśród prawowitych czarodziejów. W tej chwili nikt by ich nie wysłuchał i im nie uwierzył. Dlatego jestem tutaj ja.

Foster nieświadomie otworzył usta.

– Udało im się zebrać niepodważalne dowody, które są w tej chwili w moim posiadaniu – Charles Chevalier sięgnął po niewielką kartkę, ale nawet na nią nie spojrzał, gdy mówił dalej. – Pozwalają one oskarżyć ośmiu pracowników Ministerstwa o zorganizowanie zamachu stanu, wielokrotne używanie Zaklęć Niewybaczalnych, wielokrotne morderstwa mugoli i czarodziejów, łamanie Międzynarodowego Kodeksu Tajności Czarodziejów i podstawowych praw czarodziejskich dotyczących cofania się w czasie oraz modyfikacji wspomnień z zamiarem osiągnięcia własnych celów, ograniczanie swobód obywatelskich, zbrodnie przeciw ludzkości, usiłowanie dzieciobójstwa, prześladowanie i dyskryminację społeczną, wielokrotne zbiorowe gwałty i tortury kobiet w Azkabanie, eksperymenty na ludziach, szantaż, zdradę tajemnic służbowych, ukrywanie śladów zbrodni i czerpanie korzyści ze sprawowanych stanowisk. W dowolnej kolejności. Do tego mogę dorzucić zamiar wprowadzenia dyktatury i planowanie kolejnych zbrodni, do których, mam nadzieję, nie dojdzie.

Foster zamarł zupełnie. Spojrzał oszołomiony na swoich Aurorów, którzy wlepiali oczy we francuskiego Ministra i sam też wrócił do niego wzrokiem.

– Przrzrz… – urwał i potrząsnął głową, jakby to mogło pomóc wrócić mu jasność myśli. – Nie rozumiem… Przepraszam…

– Prócz tych ośmiu będzie można przedstawić zarzuty współudziału w organizacji przestępczej przynajmniej pięciu innym.

– Panie Ministrze… – powiedział trochę bezradnie Foster. – To… przyznam, że to … jestem zaskoczony, aleee… co ma pan na myśli, mówiąc o … wymieniając te wszystkie oskarżenia?

Charles Chevarier przechylił się i podał Fosterowi gruby plik notatek.

– Znajdzie pan tu spis wszystkich faktów. Ale naturalnie nie jest to lekka lektura, więc… czyniąc długą historię krótką: pańscy koledzy zdecydowali wprowadzić supremację czarodziejów czystej krwi i wyeliminować pozostałe grupy społeczne. W tym celu wynaleźli i przetestowali na kobietach permanentny eliksir antykoncepcyjny, który w ramach obowiązkowych badań zaczęli podawać kobietom mugolskiego pochodzenia, wmawiając, że chroni on przed klątwą Lorda Voldemorta. Do tej pory zaadministrowali go już większości kobiet. W przypadku kobiet będących już w ciąży zdecydowali przeprowadzać przymusowe aborcje pod pretekstem wad rozwojowych. Aby ograniczyć ilość dzieci półkrwi, wprowadzili obowiązek posiadania pozwolenia na drugie dziecko. Żeby mieć pewność, że kobiety nie uciekną z kraju, żeby urodzić gdzie indziej, zdecydowali się zamknąć granice. Dorastające już dzieci mugolskiego pochodzenia miały zostać szkolone w osobnej szkole, która tak naprawdę nigdy nie miała zostać otwarta. Ale miejsce zostało znalezione i budynek był niemal skończony, kiedy ludzie zaczęli się domagać wizyty prasy. Z pewnością by do niej doszło, gdyby nie to, że tuż przed wizytą pojawiło się tam mugolskie wojsko. Pańscy koledzy wymyślili więc historię o katastrofie budowlanej i ukamienowali robotników. Dowiedzieliśmy się, że mieli w planach również wprowadzenie oficjalnie wyższości czystej krwi i oczyszczenie świata z pozostałych grup społecznych. Pierwszym krokiem miały być egzaminy sprawdzające poziom wiedzy. Swoją drogą miało to posłużyć im również do zagarnięcia całości władzy w kraju. Do tej pory bowiem pozastępowali szefów na kluczowych dla nich stanowiskach, by mieć większość ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Podporządkowali sobie również prasę i radio. Mogąc bezkarnie rzucać Zaklęcia Niewybaczalne, ubezwłasnowolnili również wiele innych osób, w tym Kingsleya Shacklebolta. W trakcie są zmiany dotyczące zasad wybierania Ministra oraz plan wystąpienia z ICW. To wszystko działo się niejako oficjalnie. Nieoficjalnie zaś próbowali zmusić do posłuszeństwa i pozbyć się kluczowych oponentów. W tym celu posunęli się do morderstwa i planowali kolejne.

Foster i Aurorzy słuchali w kompletnym szoku.

– O Merlinie – wyszeptał po chwili Foster. – Ci ludzie… Mógłby pan sprecyzować? O kogo chodzi?

Charles Chevalier spojrzał na kartkę przed sobą.

– Peter Norris, Bardzo Ważna Osobistość z Sekcji M I Trx. Tyler Rockman, Szef Wydziału Badań Naukowych w Departamencie Współpracy z Kliniką Św. Munga. Paul Benson z Brytyjskiego Przedstawicielstwa Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, James Scott, sekretarz Urzędu Łączności z Goblinami. Nigel Watkins, laborant na Wydziale Badań Naukowych. Alain Stone, pracujący w Głównym Biurze Sieci Fiuu. David Lawford, Kierownik Sekcji na Wydziale Programu Nauczania.

Czytał w absolutnej ciszy, której nie mącił nawet najlżejszy szmer. Odłożył kartkę i spojrzał na skamieniałych Aurorów i Fostera.

– I Teddy Smith, Szef Biura Aurorów.

Carpenter i Rawlings rozwarli szeroko oczy i Rawlings drgnął nieznacznie. Nie zdążył wykonać żadnego innego ruchu, gdy nie wiedzieć kiedy, w ułamku sekundy Albert trzymał już różdżkę w ręku. Teraz to on wyglądał jak gotowe do skoku, drapieżne zwierzę. Bardzo drapieżne.

Charles Chevalier odczekał parę sekund, przechylił się i delikatnie opuścił na stół różdżkę Alberta.

– Mój drogi, nie życzę sobie żadnych nierozsądnych zachowań. Jesteśmy w gościach.

– Oui, Monsieur le Ministre – odparł Albert, ale poza tym nie drgnął i nie spuścił z oczu obu Aurorów.

Foster najwyraźniej chciał coś powiedzieć, ale nie umiał znaleźć słów.

– Alain Stone złożył już obszerne wyjaśnienia i jest do pańskiej dyspozycji, choć przebywa w naszym więzieniu. Wczoraj pojmany został również David Lawford, który tej nocy został przesłuchany. Lawford, który jest Odbiorcą Wieczystej Przysięgi wiążącej całą resztę, zgodził się ją rozwiązać, by umożliwić reszcie składanie zeznań. Poza tym mamy Horacjusza Müllera, słynnego Mistrza Umysłu, który na prośbę Norrisa wszczepiał i modyfikował wspomnienia, oraz pięć z dziesięciu kobiet z Azkabanu. Udało się nam odszukać ich wspomnienia, ale zdecydowaliśmy się ich nie przywracać, biorąc pod uwagę fakt, że przez ponad rok były brutalnie gwałcone i torturowane.

Foster zbladł jeszcze bardziej, odchrząknął i otarł sobie czoło.

– Yhmm… Panie Ministrze… To niewątpliwie… ciężkie oskarżenia. Bardzo ciężkie – westchnął. – Może pan powiedzieć kim… kto panu to przekazał?

– Mademoiselle Hermiona Granger i Severus Snape.

Foster wytrzeszczył oczy.

– Co??? – wyrwało mu się i zmitygował się. – Ale przecież właśnie to oni są winni?! Sam widziałem dowody! Jeśli… – zająknął się i chwilę szukał słów – jeśli mieli dowody, to czemu … uciekli?!

Charles Chevalier popatrzył na niego pobłażliwie.

– A z kim, pańskim zdaniem, mieli rozmawiać? Z Kingsleyem Shackleboltem, który był pod wpływem Imperiusa? Mademoiselle Granger miała pójść poskarżyć się swojemu szefowi Rockmanowi? Mieli donieść o popełnionym przestępstwie Smithowi? Czy mieli zgłosić się do pana? Wysłuchałby ich pan?

Foster zawahał się wyraźnie.

– Gdybym… – rozłożył dłonie i wzruszył ramionami – gdybym miał wyraźne dowody…

Charles Chevalier popatrzył na Jean Jacquesa.

– Podaj panu Fosterowi wspomnienia.

Jean Jacques podszedł do Fostera i podał mu dwie fiolki, które wyciągnął z kieszeni. Foster skinął na Rawlingsa, który wstał, zapewne by pójść po myślodsiewnię, ale Charles Chevalier zatrzymał go w miejscu władczym gestem.

– Biorąc pod uwagę temat naszej rozmowy, nie sądzę, żeby ktoś z nas mógł wyjść z tej Sali, dopóki nie podejmiemy wiążących decyzji. Proszę wysłać pańską sekretarkę.

Foster uśmiechnął się przepraszająco, podszedł do drzwi z prawej strony i uchylił je trochę. Powiedział coś, wrócił do stołu i usiadł ciężko. Po niespełna minucie jakaś młoda czarownica wniosła myślodsiewnię i prędko wyszła. Charles Chevalier wskazał fiolki Fosterowi i Carpenterowi.

– Sądzę, że panu Carpenterowi też się to przyda. Pan Rawlings będzie mógł nas przypilnować i obejrzeć wspomnienia później.

Foster wlał białawą, połyskującą substancję do naczynia i czekał, jak białe smugi tańczyły i wirowały wokół siebie, by w końcu znieruchomieć rozdzielone, ale połączone. Obaj pochylili się nad myślodsiewnią i zanurzyli w niej twarze.

Pozostało poczekać. Rawlings przez jakiś czas przypatrywał się francuskiej delegacji, ale co chwila rzucał okiem na dwóch mężczyzn przy myślodsiewni.

Minister Magii doskonale wiedział, co to były za wspomnienia. Pierwsze z nich należało do Horacjusza, kiedy skończył wszczepiać nieprzytomnej Hermionie Granger fałszywe wspomnienie i dyskutował z Norrisem o tym, kiedy dziewczyna straci inne, równie fałszywe, kiedy zobaczy to i kiedy wobec tego należy ją aresztować, by móc oskarżyć o morderstwo Shacklebolta oraz wplątać w to Severusa Snape’a. Drugie należało do jednej z kobiet i pokazywało krótką rozmowę Smitha, Norrisa i Watkinsa o eliksirze i początek bardzo brutalnego gwałtu.

Po parunastu minutach obaj zacisnęli kurczowo dłonie na krawędziach i od tej chwili Rawlings obrócił się w ich stronę. Foster zachwiał się, zaś Carpenter rozluźniał i zaciskał spazmatycznie dłonie. W końcu wyprostowali się, obaj w wyraźnym szoku.

Foster zatoczył się lekko, wymacał na oślep krzesło i osunął się na nie. Rawlings pomógł Carpenterowi wrócić na swoje miejsce.

– O kurwa… – wymamrotał Foster, przyciskając do ust dłonie, jakby powstrzymywał wymioty. – O kurwa mać…

Przez chwilę wpatrywał się pustym wzrokiem w jeden i ten sam punkt na stole i nagle wstrząsnął się i chwycił za głowę.

– O Merlinie…

Charles Chevalier miał dla nich sporo współczucia. Szczególnie dla Aurora, który musiał z pewnością być zszokowany nie tylko samym widokiem, ale i faktem, że jego uwielbiany szef mógł grać w tych wspomnieniach główną rolę.

– Od jak dawna wiecie? – wykrztusił w końcu Foster.

– Stopniowo dowiadywaliśmy się o wszystkim od paru miesięcy. Jednak dowody pojawiły się dopiero niedawno – odpowiedział Minister. – Ostatnie przesłuchanie, jak pan słyszał, skończyło się dziś przed szóstą rano. Czy możemy uznać, że oba wspomnienia i to, co trzyma pan w ręku, wystarczą, żeby zdecydował się pan wysłuchać Mademoiselle Granger i Monsieur Snape’a?

– Oni tu są?!

– Niedaleko. I przyjdą tylko i wyłącznie, jeśli wyjdzie po nich Jean Jacques.

Foster kiwnął parę razy głową.

– Tak. Tak. Niech przyjdą.

– Doskonale. Zanim jednak po nich poślę, musimy uzgodnić dokładne warunki rozmowy z nimi.

– Co ma pan na myśli? Że nie zostaną natychmiast pojmani i wtrąceni do Azkabanu? To mogę panu obiecać.

Charles Chevalier pokręcił głową.

– Jestem tu również po to, żeby wynegocjować z panem ich całkowite bezpieczeństwo. Zarówno teraz, jak i po skończeniu spotkania. Odstąpienie od oskarżeń i publiczne uznanie ich niewinnymi zarzucanych im zbrodni. Zaraz po tym spotkaniu i wszelkich niezbędnych wyjaśnieniach opublikuje pan sprostowanie do wcześniejszych kłamliwych wiadomości, tak by mogli przestać się ukrywać i wrócić do normalnego życia między ludźmi,

– Panie Ministrze…

– … jak również natychmiast aresztuje pan wymienione przeze mnie osoby w celu przesłuchania ich.

Foster westchnął ciężko.

– Panie Ministrze, z całym szacunkiem… Nie mogę panu obiecać niemożliwego.

– Co nazywa pan niemożliwym? – spytał ostro Charles Chevalier.

– Zdaje sobie pan sprawę z tego, że w chwili obecnej ciążą na nich bardzo poważne oskarżenia. Jeśli tak po prostu od nich odstąpimy… i pozwolimy im wrócić do normalnego życia, duża część społeczeństwa będzie oburzona.

Charles Chevalier złączył dłonie i przechylił się lekko w stronę Fostera.

– Zdaję sobie sprawę z tego, że w chwili obecnej ciążą na nich bardzo poważne, kłamliwe i bezpodstawne oskarżenia. Za to z pewnością pan nie zdaje sobie sprawy z paru innych spraw. Ponad połowa społeczeństwa jest w tej chwili przeciw wam. Protestują od miesięcy i nie dalej jak przedwczoraj miał miejsce jeden z poważniejszych protestów. I gdy te fakty wyjdą na jaw, a zapewniam pana, że wyjdą, ta ponad połowa społeczeństwa wpadnie tu i obedrze was żywcem ze skóry. Tak naprawdę ma pan do wyboru przystać na moją propozycję i w ten sposób wyjść naprzeciw oczekiwaniom swoich ludzi, albo … pójść dotychczasową drogą, która zaprowadzi pana donikąd. Mnie tu już nie będzie. Mnie i tych sześciu pozostałych na wolności osób, o których panu mówiłem. Nie wiem jak pan, ale ja nie zamierzam stać biernie z boku i przyglądać się, jak pańscy rodacy wprowadzają w życie ich obłędny plan. Jedyne co mogę zrobić, to porwać pozostałą szóstkę i wymierzyć sprawiedliwość we własnym zakresie.

Foster zbladł jak kreda i zacisnął ręce.

– Doskonale zdaję sobie sprawę z panującej sytuacji, ale…

– Więc z pewnością podjął pan już właściwą decyzję. Proszę nam ją przekazać.

Foster westchnął, drżącą ręką otarł spocone czoło i skrzywił się.

– Co, pańskim zdaniem, powinienem zrobić?! Puścić ich wolno, bez przesłuchania, bez sprawdzenia najmniejszych faktów?!

– Ależ oczywiście, że nie. Powinien pan zgodzić się na spotkanie z nimi. Powinien pan ich przesłuchać, zapewniam pana, że mają wiele rzeczy do powiedzenia. Powinien pan sprawdzić absolutnie wszystkie fakty. Ale przede wszystkim powinien pan umożliwić im odpowiadanie z wolnej stopy. Wobec powyższych dowodów – wskazał notatki i myślodsiewnię – wobec moich zapewnień, że mamy w areszcie kilka osób, które gotowe są to wszystko potwierdzić, tylko ostatni idiota nie zdałby sobie sprawy z tego, że dotychczas byliście manipulowani i wmanewrowani w całą tę sytuację. Wtedy to nie była wasza wina. Jeśli teraz nie zechcecie zrozumieć, to BĘDZIE wasza wina.

W miarę słuchania Foster krzywił się coraz bardziej. Na koniec potarł rozpaczliwie czoło i pokiwał głową. Poddał się.

– Dobrze. Rozumiem. To jest… z pewnością ma pan rację… Merlinie…

Charles Chevalier przyglądał mu się i czekał na odpowiedź.

– Zgadzam się. Zrobię, co pan zaproponował. Przesłucham ich dziś i… jeśli wykażą, że są niewinni, obwieszczę to w prasie. Uniewinnię ich.

– W takim razie nie mam już żadnych wątpliwości, że dziś wyjdą stąd wolni.

Jean Jacques rzucił Albertowi krótkie spojrzenie, wstał i zwrócił się do Rawlingsa.

– Mógłby nam pan towarzyszyć? Proszę nas zaprowadzić przed wyjście z waszych toalet.

Rawlings spojrzał pytająco na Fostera, który skinął potakująco głową.

– Proszę ich tu przyprowadzić.

 

 

Hermiona i Severus czekali już prawie godzinę. Nie wiedzieli, o której dokładnie przyjeżdża do Dover pociąg z Calais, więc na wszelki wypadek postanowili być pod Ministerstwem tuż przed dziewiątą. Zakładając kilka minut na obowiązkową wymianę uprzejmości, potem niezbędne wyjaśnienia, przekonywanie Fostera…

Dziewczyna w końcu otworzyła Proroka i zaczęła przerzucać strony, prześlizgując wzrokiem po tytułach. Nie interesowały jej i nic z nich do niej nie docierało, ale już miała dość istnej huśtawki nadziei i obaw, które przeplatały się bez ustanku w jej głowie.

Popatrzyła na jakiś artykuł na temat ostatniego protestu na Pokątnej, który Prorok określił jako spotkanie turystów i westchnęła ciężko. Nawet nie miała siły tego komentować.

Nieważne. Ważne, co dzieje się teraz, w tym momencie. Może już jutro będzie po wszystkim… a może Jean Jacques nigdy po nas nie wyjdzie, bo tamci się nie zgodzą… nie będą chcieli słuchać… i tak jak ostatnio, powiedzą, żeby Francuzi pilnowali własnego nosa…

Z upływem czasu nadzieja kuliła się i nikła, a jej miejsce zajmowała coraz większa, pęczniejąca obawa.

Może…

– Są!

Dziewczyna poderwała głowę i zobaczyła wychodzących na zewnątrz trzech mężczyzn. Natychmiast poznała Jean Jacquesa, mimo że ubrany był w typowy mugolski garnitur. Mężczyzny obok niego nie znała. Trzeci miał na sobie strój Aurorów.

Jean Jacques rozejrzał się dookoła, trzymając ręce w kieszeniach. Gdyby coś było nie tak, miał mieć je założone ciasno na piersi, tak jak często robił to Severus.

Severus spojrzał na Hermionę, która uśmiechnęła się jakoś nieporadnie, całkiem jakby mięśnie jej twarzy nie potrafiły się już rozluźnić, tak długo ostatnio wykrzywione były w grymasie strachu.

– Chodź – podał jej rękę i pomógł się podnieść.

Narzucili na siebie peleryny i Severus przeniósł ich do normalnego wymiaru. Przeszli szybko na drugą stronę ulicy i stanęli na wszelki wypadek koło dwójki Francuzów.

– Bonjour, Jean Jacques – powiedziała Hermiona.

Cała trójka obróciła głowy w stronę jej głosu. Severus rzucił krótkie „dzień dobry”, żeby wiedzieli, że on też tu jest.

– Przypuszczam, że to panna Granger. I Severus Snape? – zapytał Auror, patrząc trochę za bardzo w lewo. – Daniel Rawlings z biura Aurorów. Tiberius Foster prosił, bym was przyprowadził. Pragnie z wami porozmawiać.

Severus nie umiał powiedzieć, czy Rawlings był wśród Aurorów, których zabrał do Hogwartu Smith, by go aresztować.

– Niech pan prowadzi, Rawlings. I bez żadnych sztuczek – powiedział krótko.

– Chyba dobrze będzie, jeśli … zostaniecie pod pelerynami – Rawlings zignorował ostatnie zdanie. – To znaczy przechodząc przez Atrium.

– Nawet przez chwilę nie zamierzaliśmy ich zdejmować.

Przejście do sali, w której odbywało się spotkanie, było trochę dziwne. Pierwszy kroczył Rawlings, za nim zaś, w odstępie kilku stóp, szli Albert i drugi Francuz. Przynajmniej to widzieli ludzie dookoła. Hermiona i Severus szli tuż za Rawlingsem, trzymając się za ręce, by uniknąć rozłączenia i pogubienia się. Nikt nie zwrócił specjalnej uwagi na ten dziwaczny pochód. Gdy wysiedli z windy na Poziomie Pierwszym, musieli odskoczyć na bok, ustępując młodej kobiecie, która najwyraźniej się spieszyła.

Rawlings otworzył przed nimi drzwi, przepuścił do środka, ale to Albert wszedł na końcu. Widocznie chciał ich wszystkich mieć na oku. Wtedy Severus ściągnął z nich peleryny i wreszcie wszyscy ich zobaczyli.

Charles Chevalier uśmiechnął się do nich i wykonał lekki ukłon. Siedzący dwa krzesła dalej mężczyzna również się uśmiechnął. Hermiona odniosła wrażenie, że go rozpoznała. Najwyraźniej był jednym z tych, którzy wybrali się do Azkabanu. Nie zostali im przedstawieni, głównie dlatego, że nie byli wtedy w najlepszym stanie. Bernard Charasse machnął im ręką na powitanie, zaś Emmanuel Chartier skinął im głową.

Carpenter przez chwilę wpatrywał się w nich, po czym wypuścił powietrze i skinął głową. Foster, wyglądający nienajlepiej, wskazał im gestem stół.

– Witam panią, panno Granger. I pana, dyrektorze Snape. Proszę usiąść.

Jean Jacques zaproponował Hermionie swoje krzesło, ale zanim dziewczyna zdążyła zareagować, Severus wyczarował im obojgu dwa całkiem wygodne fotele, dokładnie na wprost Fostera.

– Dzień dobry wszystkim – odpowiedziała dziewczyna, siadając.

Severus wykonał krótki gest powitalny i również usiadł.

Foster odchrząknął i wziął do ręki plik notatek.

– Minister Chevalier przedstawił mi przed chwilą pewne fakty, które poważnie zmieniają obecną sytuację – zaczął trochę niepewnym głosem, bawiąc się rogiem pergaminu. – Przyznam, że… To wstrząsające. Cała ta historia… coś niesamowitego – pokręcił znów głową patrząc na stół, całkiem jakby wszystko sobie przypominał. Otrząsnął się jednak i spojrzał na nich. – Tak więc biorąc pod uwagę dwa wspomnienia, które przed chwilą oglądaliśmy i te notatki, uznałem, że daje nam to podstawy do… że powinniśmy przesłuchać was. Jako wolnych ludzi – dodał szybko.

Hermiona wreszcie odważyła się, czy też raczej wreszcie udało się jej uśmiechnąć. Ciężar, który boleśnie ugniatał klatkę piersiową, znikł gdzieś. Miała wrażenie, że czaił się jeszcze, ale już jej nie przygniatał.

Severus zachował kamienną twarz.

– Po pierwsze muszę was zapytać, czy potwierdzacie wszystko to, co powiedział nam Minister Chevalier? – spytał Foster i uświadomił sobie, że przecież przed chwilą ich nie było, więc nie wiedzieli, o czym była mowa. – Panie Ministrze, proszę mnie poprawić, jeśli się pomylę – spojrzał na Francuza. – Dowiedzieliśmy się, że osiem osób z Ministerstwa…

– Panie Foster, proszę wybaczyć, że panu przerywam – odezwała się Hermiona – ale jest coś o wiele poważniejszego, czym musimy się zająć.

– Tak, panno Granger?

– Z pewnością wie pan już, że wczoraj wieczorem porwaliśmy Davida Lawforda. Zorganizowaliśmy to tak, żeby wszyscy dookoła byli przeświadczeni, że został wezwany do Departamentu Tajemnic. To wytłumaczenie było dobre na wczorajszy wieczór i noc. Może na dziś rano. Ale za chwilę Peter Norris, jego najlepszy przyjaciel, zacznie go szukać i w końcu się dowie, że Lawforda tam wcale nie było. I z pewnością ucieknie. Być może zaalarmuje też resztę. Musicie natychmiast ich aresztować.

Foster spojrzał na Carpentera.

– Percy, zajmij się tym. Chyba najlepiej będzie, jak w tej chwili będą przebywać w areszcie w Ministerstwie. I staraj się narobić jak najmniej zamieszania.

– Największy problem będzie ze Smithem – ostrzegł Severus, powstrzymując Carpentera. – Nie bywa w pracy, a jego dom jest pod Zaklęciem Fideliusa i to on jest strażnikiem.

– Nie będzie żadnego problemu – zaprzeczył ten. – Bywam u niego często po porady i żeby przekazać rozmaite wiadomości. Więc do niego wybiorę się osobiście. Po resztę wyślę pięć innych zespołów.

Hermiona już miała ochotę powiedzieć, że to niekonieczne, kiedy przemknęło jej przez myśl, że być może Norris z resztą mają jakiś sposób kontaktowania się i mogą przekazać sobie ostrzeżenia. Tak jak ona i Severus.

– Kiedy pańscy ludzie zaaresztują całą szóstkę, będzie trzeba wybrać się również po Lawforda – ciągnął Severus. – W tej chwili przebywa w moim domu, ale ostatnio jadł i pił po piątej rano.

Zabrzmiało to całkiem, jakby troszczył się o Lawforda, ale jemu chodziło o co innego. Lawford był bardzo ważnym świadkiem, o wiele ważniejszym niż Stone i utrata go mogła ich wiele kosztować.

Foster i Carpenter wymienili spojrzenia i Auror kiwnął głową.

– Może mi pan pokazać adres pańskiego domu? – zwrócił się do Severusa.

Ten potrząsnął głową i wskazał Hermionę.

– Nie ja jestem Strażnikiem Tajemnicy, tylko panna Granger. I to ona pójdzie z panem.

– Oczywiście. W takim razie wrócę tu, jak tylko aresztujemy wszystkich.

Carpenter wyszedł, zostawiając ich wszystkich pod okiem Rawlingsa.

– Dobrze. Teraz chyba możemy wrócić do tego, co mówiłem – odezwał się Foster. – Dowiedzieliśmy się, że ośmiu pracowników Ministerstwa…

 

 

Carpenter wyszedł z sali i nie zwalniając, kiwnął ręką na trzech Aurorów stojących pod drzwiami.

– Idziemy.

Zjechali szybko na Poziom Drugi i zajrzał do Biura Aurorów. Wybrał ośmiu i zawołał ich.

– Zostawiacie wszystko, co robicie, mam dla was ważną sprawę. Chodźmy do gabinetu Teddy’ego.

W gabinecie oparł się o biurko Smitha i poczekał, aż wszyscy wejdą i zamkną drzwi.

– Przed chwilą… – zastanowił się, jak to najlepiej ująć, żeby nie wchodzić w szczegóły i zarazem, żeby wszystko było jasne – udało nam się zdemaskować poważny spisek w samym Ministerstwie. Nie mogę wam w tej chwili wszystkiego opowiedzieć, ale z pewnością niebawem się dowiecie. W tej chwili rozkaz Tiberiusa Fostera jest jasny: aresztować podejrzanych pod zarzutem zdrady stanu, używania Niewybaczalnych, wielokrotnych morderstw… i na początek wystarczy. Jest ich sześciu. Musimy się zgrać i aresztować w tym samym momencie, Dlatego tworzymy sześć zespołów. Harry i Tiberius, wy idziecie aresztować Petera Norrisa. Ben i Anthony, wy idziecie po Nigela Watkinsa do Kliniki…

Urwał, słysząc pełne niedowierzania szepty i mężczyźni natychmiast zamilkli.

– Wiem, że to dla was szokujące. Możecie sobie wyobrazić, jak bardzo zszokowany jestem ja, bo znam szczegóły. Wracając do rzeczy. Peter i Adam, pójdziecie po Tylera Rockmana. Damian i Kastor, weźcie Paula Bensona. Chris i Bakchus, wy zajmiecie się Jamesem Scottem. Floran, ty idziesz ze mną. Macie kwadrans na dotarcie do waszych celów. Kiedy już będziecie ich mieć, zamknijcie ich w areszcie. Acha, jeszcze coś. Unikamy zamieszania. A teraz do roboty.

Wszyscy się rozeszli, wyraźnie zdumieni. Florian chwilę się wahał, ale w końcu zdecydował się zapytać:

– A my…? Kogo idziemy aresztować?

– My…? My idziemy po naszego szefa.

Florianowi wydłużyła się twarz.

– Merlinie…!

– Dokładnie, Florian. Dokładnie. Dlatego też proszę o to was. Bo nie mamy czasu wprowadzać w sprawę chłopaków z Wydziału Bezpieczeństwa. Do tego ich szef jest mi równy rangą, więc musiałbym zaprowadzić go do Fostera, a my nie mamy czasu do stracenia.

 

 

Słysząc pukanie do drzwi, pani Flynn zawołała „Proszę” i obrzuciła krótkim spojrzeniem wchodzących mężczyzn. Wróciła do czytania notatki od Norrisa, gdy dotarło do niej, kim są, więc spojrzała na nich ponownie.

– Dzień dobry, Pelagio – odezwał się Tiberius. – Zastaliśmy Petera Norrisa?

Kobieta skinęła głową i już podniosła się, żeby zapowiedzieć ich wizytę, gdy Harry ją przystopował.

– Proszę zapowiedzieć wizytę… powiedzmy, Tylera Rockmana. I proszę nas zostawić samych. Kiedy mówię „samych”, mam na myśli wyjście z sekretariatu. I ani słowa na ten temat, dopóki nie dostanie pani od nas pozwolenia.

Pani Flynn wybałuszyła oczy, ale nie ośmieliła się sprzeciwić. To byli Aurorzy i nikt przy zdrowych zmysłach nie zadzierał z Aurorami. Poza tym z pewnością nie zrobiłaby tego dla tego cholernego sukinsyna.

Zastukała do drzwi i po chwili uchyliła je i zajrzała do środka.

– Przyszedł pan Rockman, chciałby się z panem spotkać. Może wejść?

– Niech wejdzie – dobiegło ich ze środka.

Pani Flynn cofnęła się i pospiesznie wyszła z sekretariatu, oglądając się jeszcze przez ramię. Harry kiwnął na Tiberiusa, wskazał na siebie i cicho podeszli do drzwi.

– Wchodzisz, czy będziesz tam stał cały dzień? – zawołał Norris.

Tiberius skinął głową i obaj wpadli do środka. Norris, który właśnie coś pisał, podpierając głowę lewą ręką, wytrzeszczył na nich oczy i tylko tyle miał czas zrobić. Jego różdżka śmignęła w stronę Harry’ego.

– Ręce wysoko na głowę – rzucił równocześnie Tiberius. – I proszę…

– Co wy, do cholery…?!

– Ręce na głowę, albo będę musiał pana oszołomić!

– Oddaj mi moją różdżkę, sukinsynu…!!! – Norris zerwał się na równe nogi i próbował wyjść zza biurka.

W jego kierunku poleciał jasny promień i nogi mu się skleiły. Siłą rozpędu poleciał do przodu i uderzył się o kant mebla.

– Oddaj mi różdżkę i spierdalajcie stąd, zanim dobiorę się wam do dupy! – ryknął, czerwieniejąc na twarzy.

– Peter Norris, jest pan aresztowany pod zarzutem zamachu stanu, używania Zaklęć Niewybaczalnych oraz wielokrotnego morderstwa – powiedział Tiberius i wypowiedział magiczną formułę. – Wszystko, co pan od tej chwili powie, zrobi lub pomyśli, może być użyte przeciw panu. Został pan poinformowany. Zdejmę zaklęcie, jak tylko założy pan ręce na głowę. Wtedy wyjdzie pan na środek biura…

Norris zamarł na chwilę, a potem podniósł się bardzo wolno, nagle o wiele spokojniejszy. Twarz nadal miał purpurową, ale powoli bladł.

– Posłuchajcie – zaczął łagodnie. – To musi być jakaś pomyłka. Porozmawiajmy…

Harry i Tiberius cofnęli się o kilka kroków.

– Jeśli to pomyłka, z pewnością za chwilę się wyjaśni – odparł Harry. – Teraz proszę nas posłuchać, obędzie się bez dodatkowego zamieszania.

Norris powoli założył ręce na głowę, przyglądając się im w skupieniu. Tiberius zdjął zaklęcie, więc wolno wyszedł zza biurka, postąpił w ich kierunku i nagle rzucił się w kierunku drzwi i… zwalił ciężko na ziemię.

– To było proste do przewidzenia – powiedział Harry, opuszczając różdżkę, przy wtórze ryku wściekłości Norrisa.

Tiberius zgodził się z nim. To, co zamierzał Norris, wyczytali z jego twarzy i z jego ruchów, jeszcze zanim jego ręce dotknęły głowy. Ale to tylko ułatwiało sprawę.

Z jego różdżki wystrzelił nagle zwój dziwnie nierównego sznura i owinął się błyskawicznie wokół obu nadgarstków Norrisa i zwinął pośrodku, pociągając jego ręce na plecy z tyłu tak mocno, że Norris zajęczał głucho.

– Tak, jak mówiłem, jeśli to pomyłka, za chwilę się to okaże – powtórzył Tiberius i prychnął z pogardą.

Harry zaklęciami przywrócił Norrisa do pionu, rzucił na niego Silencio i na koniec stuknął różdżką w czubek głowy, rzucając zaklęcie kameleona. Zanim Norris zniknął zupełnie, Tiberius złapał koniec sznura.

– Sprowadzimy teraz pana do aresztu. Nie radzę uciekać, bo i tak się panu nie uda. Może pan iść, albo pana wylewituję.

Poczuł, jak Norris ruszył, bo sznur poruszył się. Harry otworzył drzwi i wyszedł za Tiberiusem.

– Wiesz co, w rzeczywistości to jest o wiele lepsze niż jak ćwiczyliśmy w szkole – mruknął.

 

Carpenter i Florian aportowali się w Little Chalfont, na końcu jakiegoś ogródka. Parę metrów dalej była mała piaskownica i dookoła leżało pełno kolorowych zabawek. Na lekkim wietrze kołysała się czerwona piłka. Florian spojrzał na lewo i zobaczył huśtawkę.

– On tu mieszka???

– Nie. Niedaleko stąd. Otoczył swój dom Fideliusem, więc ty do niego się nie dostaniesz – zaprzeczył Carpenter, rzucił na nich kameleona i dodał, ciągnąc go za brzeg szaty. – Tylko ja do niego wejdę. Ty będziesz pilnował na zewnątrz.

Podeszli do wysokiej ściany krzaków i chaszczy koło ostatniego w rzędzie domku.

– Stój tu i czekaj na mnie.

Carpenter aportował się na drugą stronę i zdjął zaklęcie kameleona. Zszedł na wydeptaną ścieżkę, omijając kałuże i po chwili stanął przed przeszklonymi drzwiami typowego mugolskiego domku. Zastukał do nich i czekał dłuższą chwilę.

Po chwili, z głośnym szczęknięciem, drzwi się otworzyły i stanął w nich Smith.

– Dzień dobry, Teddy – uśmiechnął się, postanawiając to rozegrać jak kolejną wizytę z prośbą o porady i wytyczne. I zdecydował się nie ryzykować. Nie będzie to najbardziej eleganckie aresztowanie w mojej karierze, ale… – Przepraszam za najście, ale mamy nowe ślady w sprawie Robertsów. I chciałbym…

– Wejdź, Percival – Smith otworzył szerzej drzwi i przepuścił go.

W środku unosił się ciężki zaduch niesprzątanego domu, niewyrzucanych śmieci i jeszcze czegoś, co trudno było określić. Smith też nie wyglądał najlepiej. Coraz bardziej zarośnięty, ze skołtunionymi włosami, w poplamionym, pomiętym ubraniu, wyglądał jak wrak człowieka.

Nie wiem, co ci zrobił Snape, ale wyraźnie ci się należało.

Bez wahania przeszedł do salonu i poczekał, aż Smith wskaże mu krzesło albo fotel. Tak jak to robił zawsze.

– Siadaj, Percival – powiedział Smith, mijając go.

Carpenter odczekał sekundę i smagnął różdżką kilka razy. Drętwota, Silencio i Expelliarmus poleciały niemalże równocześnie i Smith bezgłośnie runął przed siebie, a Carpenter złapał jego różdżkę.

– Przykro mi, Teddy, ale nie miałem innego wyjścia – powiedział, podchodząc do leżącego mężczyzny. – Teddy Smith, jesteś aresztowany pod zarzutem zamachu stanu, używania Zaklęć Niewybaczalnych oraz wielokrotnego morderstwa. Wszystko, co od tej chwili powiesz, zrobisz lub pomyślisz, może być użyte przeciw tobie. Zostałeś poinformowany.

Smith nie mógł nic powiedzieć ani zrobić, ale z pewnością myślał. I od tej chwili, w magiczny sposób, wszystko to mogło zostać przejrzane i przemawiało za lub przeciw niemu.

– Zwiążę cię i aportuję do aresztu.

Poszarpany sznur oplątał jego ręce, przy czym Carpenter musiał zdjąć Drętwotę, żeby więzy mogły się dobrze zacisnąć. Po czym ponowił zaklęcie, postawił go na nogi, rzucił na nich obu kameleona i chwycił za ramię.

Aportacja Smitha nie stanowiła problemu, ale potrzebował Floriana do pomocy, by móc doprowadzić Smitha do aresztu, więc przeniósł ich obu przed mugolski domek po drugiej stronie chaszczy.

– Florian? – zawołał cicho.

Po chwili usłyszał przybliżające się ciche kroki dobiegające znikąd.

– Tu jesteśmy – powiedział i poczuł, jak coś łapie go za rękę. – Trzymaj mocno, pora wracać do Ministerstwa.

 

Niemal godzinę później wyjaśniali właśnie sprawę permanentnego eliksiru antykoncepcyjnego, gdy drzwi do sali otwarły się i wszedł Carpenter.

– … i portrety cały czas wiszą w Klinice? – pytał właśnie Foster.

– Tak – odparł krótko Severus i wszyscy spojrzeli w kierunku drzwi.

– Panie Foster – zwrócił się oficjalnym tonem Carpenter. – Cała szóstka przebywa już w areszcie. Różdżki są opisane i zabezpieczone, każdy z nich usłyszał formułę.

– Teddy… Smith również? – upewnił się Foster. – Doskonale.

Wszyscy siedzący przy stole wyraźnie się rozluźnili. Severus i Hermiona wymienili krótkie spojrzenia i dziewczynie wyrwało się westchnienie ulgi. Nareszcie. Mój Boże, nareszcie! Ten koszmar się kończy!!!

Albert uśmiechnął się do Jean Jacquesa, który w odpowiedzi mrugnął do niego. Charles Chevalier również się uśmiechnął.

– Panie Foster, panie Carpenter, panie Rawlings – powiedział wstając. – Bardzo panom dziękuję za współpracę. Myślę, że teraz, kiedy wszystko się wyjaśniło, moja obecność nie jest już konieczna.

Foster również się podniósł, a po nim wszyscy obecni.

– Panie Ministrze, to ja bardzo panu dziękuję. Za… za wszystko – Foster podszedł do Francuza i wyciągnął ku niemu rękę. – Nie wiem, co by było bez pańskiej pomocy.

– Z pewnością brnęlibyście dalej w ten absurd – odparł ten, ściskając ją mocno i pewnie. – Zrobiłem po prostu to, co każdy zrobiłby na moim miejscu. Do tej pory nie było tu nikogo, kto mógłby to powstrzymać. Teraz na szczęście jest pan i pańscy współpracownicy – wykonał lekki ukłon w stronę obu Aurorów. – Mogę więc spokojnie wrócić do moich zajęć i zostawić w pańskich rękach zakończenie tej sprawy. Jeśli pan chce, mogę zostawić do pańskiej dyspozycji Jean Jacquesa Legranda, który jest w tę sprawę zaangażowany od samego początku i będzie mógł odpowiedzieć na wszystkie pytania pańskich Aurorów.

Foster spojrzał na Carpentera, który delikatnie skinął głową.

– Byłoby bardzo miło – zdecydował Foster. – Jeśli chodzi o Stone’a, może pan nam go … oddać?

– Niestety nie mogę go wam oddać, ale mogę go tu przesłać tymczasowo na przesłuchanie – zaprzeczył Minister. – Nie wspominaliśmy jeszcze o tym, więc nie wiecie… Mężczyzna, którego wy znacie jako Alaina Stone’a, jest w rzeczywistości Francuzem. Używając eliksiru wielosokowego, przenosił się do was i żył, można powiedzieć, drugim życiem.

– Ale… – bąknął Foster oszołomiony. Fakt, że dzisiejszy poranek był dość ciężki. – Przecież on tu… mieszka, pracuje…???

Carpentera i Rawlingsa najwyraźniej zamurowało.

– Jego żona urodziła dwa dni temu… – powiedział Rawlings, dając krok w ich stronę.

Minister spojrzał na niego wyrozumiale.

– Zapewniam was, wszyscy, którzy się nim zajmują, są tak samo zszokowani. U nas też mieszka, ma inną żonę w ciąży i dwójkę dzieci. Jak również pracę. W niedalekiej przyszłości będziemy musieli porozumieć się w sprawie oskarżeń, które wobec niego wysuniecie. Jean Jacques, zajmij się tym, proszę. A teraz, jeśli panowie pozwolą…

Uścisnął ręce obu Aurorom i poprosił o przekazanie uszanowania ich trzem kolegom, którzy pojawili się w Calais, pożegnał się ciepło z Jean Jacquesem, po czym podszedł do Hermiony.

– Panie Ministrze, nie wiem, jak panu dziękować… – Hermiona nie umiała znaleźć słów. – Nie tylko za pomoc dla nas, ale i za to, co pan zrobił dla Anglii…

– Mademoiselle Granger, to był zaszczyt móc z panią pracować – zaprzeczył kłaniając się nisko i całując delikatnie jej dłoń. – Śmiem dziękować pani, że chciała zwrócić się z tym właśnie do mnie.

Uśmiechnął się do niej czarująco, po czym spojrzał na Severusa.

– Severusie, również było mi miło pana poznać. Współpraca z kimś tak odważnym i kompetentnym jak pan to prawdziwa przyjemność.

Severus zachował poważną minę, ale jego policzki poróżowiały odrobinę.

– Panie Ministrze, dziękuję.

Obaj mocno uścisnęli sobie ręce, Minister wykonał jeszcze jeden krótki ukłon i postąpił w kierunku drzwi. I nagle przystanął.

– Panie Foster, czy w obecnej sytuacji mógłbym prosić o zdjęcie tej absurdalnej bariery antydeportacyjnej? Jazda mugolskim pociągiem była niezmiernie ciekawa, ale chętnie wróciłbym do Ministerstwa, używając bardziej klasycznych metod.

Foster spojrzał na Carpentera.

– Naturalnie, panie Ministrze! Natychmiast! Percy, zajmij się tym.

– Zacznę od wschodu i za parę minut już jej nie będzie.

Otworzył drzwi francuskiej delegacji i wyszedł spiesznym krokiem. Wszyscy usiedli z powrotem dookoła stołu i przez chwilę słychać było szuranie krzeseł na cienkim dywanie. Hermiona sięgnęła po czajniczek z kawą. Opadłe nagle emocje sprawiły, że poczuła się strasznie zmęczona. Zrobiło się jej jakoś ciężko i równocześnie słabo. Potarła piekące oczy i oparła się o stół.

– Kiedy pan Carpenter wróci, będziemy musieli pójść po Lawforda – powiedziała powoli.

Severus skinął głową, rzucając jej troskliwe spojrzenie. Będziesz musiała jeszcze trochę wytrzymać… Sam też czuł, że musi napić się kawy.

– W takim razie proponuję nie wracać chwilowo do rozmowy na temat eliksiru – zaproponował Fosterowi. – Będziemy kontynuować, kiedy Carpenter i panna Granger wrócą z Lawfordem.

– Naturalnie – zgodził się Foster. – Czy w takim razie pan Legrand mógłby nam wyjaśnić, o co dokładnie chodzi z Alainem Stone’em?

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 51Dwa Słowa Rozdział 53 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz