Dwa Słowa EPILOG część 6

Wszyscy zaczęli wstawać i rozmawiać i przy panującej wcześniej ciszy te zwykłe odgłosy zabrzmiały nagle jak straszny hałas. Cabrel został wyprowadzony pod strażą, jego adwokat gdzieś znikła.

– Poczekajcie – powiedział Jean Jacques głośno, przechylając się do nich. – Zaraz przyniosą wam protokół. Przyłóżcie do pergaminu pierścień, potem go oddajcie.

Czekali więc chwilę, aż z przejścia, którym wyprowadzono Cabrela, wyszedł starszy pan ubrany w identyczny co wszyscy, czarny strój, ale bez szarfy. Położył przed nimi długie na kilka stóp kawałki pergaminu i pokazał im gestem, że mają go podstemplować.

Hermiona zerknęła na pierwsze paragrafy, po czym rozwinęła pergamin i przyłożyła do niego płaską górę pierścienia. Nie poczuła nic specjalnego, ale gdy cofnęła rękę, na pergaminie widniał czarny stempel.

Oboje oddali pierścienie i poczuli przemożną ulgę, że wreszcie mogą wyjść.

Jean Jacques zaprosił ich do siebie na krótki apperitif, więc szybko odwiesili szaty i aportowali się z holu wejściowego do jego apartamentu.

 

 

Poniedziałek, 21.12

Można było powiedzieć, że życie powoli wracało do normy i wszystko zaczynało się układać. Jeszcze przez jakiś czas pisano o nich w gazetach, bo oboje otrzymali Order Merlina II Klasy za uratowanie społeczności czarodziejów, ale z biegiem czasu przestano.

Tego dnia w Proroku nie było już żadnej wzmianki na ich temat. Ludzie przestali zatrzymywać się w miejscu na widok Hermiony. W kantynie stojący w kolejce przed nią czarodzieje kiwnęli jej tylko uprzejmie głowami, ale nie próbowali przepuścić przed siebie i wrócili do rozważania, czy nowy bramkarz Zjednoczonych z Puddlemere faktycznie dostaje od Armat dwieście galeonów za każdego przepuszczonego kafla. Chyba najlepiej określiła to Ginny. „Nie PRÓBOWALI przepuścić? I to cię tak cieszy? Za chwilę ktoś przewróci cię w korytarzu i nie pomoże pozbierać się z podłogi, a ty będziesz tym zachwycona!”

Nauczyciele w Hogwarcie istotnie zażyczyli sobie jej wizyty. Tak więc w czwartek weszła z Severusem do Wielkiej Sali w porze późnej kolacji i spędziła bardzo miły wieczór, gawędząc z profesor Vector, McGonagall, Hagridem i Henrym Dicksem. Wybuchnęła niepohamowanym śmiechem, ściągając na siebie spojrzenia wszystkich obecnych, kiedy Hagrid powiedział jej, że profesor Trelavney zdecydowała się nie przepowiadać jej przyszłości. Wytłumaczyła to ponoć tym, „że dziewczyna przeszła już tyle tragedii, że lepiej nie wiedzieć o nowo nadchodzącej”.

Po kolacji Hermiona poprosiła profesor McGonagall o świadczenie za nią na ślubie. W czarodziejskim świecie panna młoda mogła mieć wielu świadków i wybrać, za co mieli poręczać, ale w powszechnie panujących zwyczajach wymagano poświadczenia magii, miłości i płodności. Hermiona uznała, że najlepszą osobą, która może świadczyć za jej magię, jest właśnie jej była profesor.

Minerwa zgodziła się z radością, ale postawiła jeden warunek, mianowicie, że Hermiona zacznie mówić jej po imieniu.

Dokładnie taki sam warunek postawiła poprzedniego dnia Molly, którą Hermiona prosiła o poświadczenie płodności, ale o ile w przypadku Molly i Arthura Hermiona nie miała z tym większych problemów, o tyle w przypadku Opiekunki jej domu było to o wiele bardziej skomplikowane. Dlatego przez jakiś czas jeszcze mówiła „Pani profesor Minerwo” albo „Proszę pani Minerwo”.

Przyszło jej do głowy, że całe szczęście z Ginny jest już na „ty”…

Jeśli chodzi o pracę, tam też w miarę się układało. Jej relacja z Haytlieneh była nadal trochę sztywna, ale Hermiona przestała zastanawiać się, JAK się do niej odezwać za każdym razem, gdy miała wyjść z gabinetu i nie analizowała w kółko ich rozmów. Zaczęła się zachowywać naturalnie i być może dlatego Haytlieneh również się rozluźniła.

Sprawa sprowadzenia do Hogwartu magicznych stworzeń klasy XXXX i XXXXX nie była najgorszą rzeczą, z jaką przyszło się jej zmierzyć. Prócz tego całkiem przez przypadek trafiła na zaakceptowaną przez Lawforda, ale jeszcze nie przekazaną oficjalnie, propozycję ograniczenia ilości zaklęć, które miały być nauczane w Hogwarcie. Przekreśliła propozycję, zawiadomiła wnioskodawcę, niejakiego Phillipa Pipeline i od tego momentu stwierdziła, że jednak zdecydowanie woli Alexandra.

Phillipe był… upierdliwy. Każde stanowisko inne niż jego traktował jako napaść i podważanie jego wiarygodności i bił się o to zażarcie. Nie można mu było nic wytłumaczyć, bo rozumiał opacznie wszystko, co się mówiło, do niego, czy do kogokolwiek innego. Prócz tego miał „koci syndrom”, jak mówiła mama Hermiony, to znaczy ostatnie zdanie MUSIAŁO należeć do niego. Tak więc odpisywał na każdy samolocik, znów wszystko przeinaczając, gdy Hermiona wysyłała kolejny, żeby wyjaśnić, sprostować, czy załagodzić sytuację, odpisywał niezmordowanie na nowo, wymyślając kolejne, absurdalne zarzuty i był tylko jeden sposób na zakończenie dyskusji. Zamilknąć, zacisnąć zęby i dać mu jeszcze chwilę pokrytykować.

Hermiona potraktowała to jako kolejne wyzwanie i radośnie rzuciła się w wir zajęć i obowiązków, czerpiąc przyjemność z tego, że na nowo była ustawicznie czymś zajęta, jeśli nie pracą w Ministerstwie, to przygotowywaniem dla Severusa „notatek z trzeciego roku” – czy też, jak to on określał „podręcznika naukowego”, oraz uczeniem się do OWUTEMÓW. Madame Maxime wyraziła zgodę na dopuszczenie Hermiony do egzaminów w Beauxbatons, więc dziewczyna natychmiast wyszukała opublikowane zadania egzaminacyjne z poprzednich lat i konspekty z różnych przedmiotów i spędzała dużo czasu poobkładana książkami, słownikami i notatkami, z buteleczkami kolorowych atramentów i piórami pod ręką.

Do tego doszła jeszcze organizacja ślubu i wesela.

Dzisiejszego dnia Severus znów miał po nią przyjść i mieli razem udać się do francuskiego Ministerstwa Magii na rozprawę, ale tuż przed obiadem okazało się, że ich obecność nie była wymagana. Dziś francuski sąd miał zająć się poczynaniami Cabrela za jego młodych lat, wobec czego Jean Jacques dał im znać, żeby się nie fatygowali.

I bardzo dobrze. Atmosfera, która tam panuje, wykończyłaby nawet dementorów.

Hermiona zatarła ręce z radości i poszła jeszcze przed obiadem do Wydziału Pomocy Naukowych. Sonya, o rok od niej młodsza Puchonka pracowała tam jako stażystka i prosiła ją o pomoc i pokazanie jej kilku zaklęć, dzięki którym mogłaby szybciej sprawdzać podręczniki pod kątem błędów ortograficznych i stylistycznych. Hermiona doszła do wniosku, że skoro i tak miało jej dzisiaj nie być, mogła poświęcić choćby i godzinę na pomoc Sonyi.

 

 

Poniedziałek, 4.01.2016

O ósmej rano w Atrium było nad wyraz cicho. Nieliczni czarodzieje i czarodziejki spieszyli z toalet albo z kominków do swoich biur; ich ciche kroki, stukanie obcasów i szelest szat odbijały się echem od ścian i sufitu i brzmiały dziwnie obco w tym miejscu, gdzie zazwyczaj przelewały się tłumy ludzi, słychać było donośny gwar i tupanie setek par nóg. Strażnik siedzący przy biureczku, gdzie odwiedzający okazywali różdżki do kontroli, wydawał się być całkiem wybity z rytmu. Rozglądał się dookoła, jakby przypuszczał, że wszyscy zdecydowali się nagle bawić z nim w chowanego i lada chwila wyskoczą zza węgła albo zrzucą peleryny niewidki, stukną w jego biureczko i zawołają „Zaklepane!”. Jego częste kichnięcia brzmiały w pustej przestrzeni jak wystrzały armatnie. Po każdym z nich cisza stawała się coraz bardziej namacalna.

Hermiona wyskoczyła z kominka, przeszła szybko do windy i wjechała na Poziom Drugi. Jej sekretarki jeszcze nie było. Cały świat chyba śpi po Nowym Roku.

Jednym energicznym ruchem rozsunęła grube zasłony i chwilę patrzyła na sypiący za oknem gęsty śnieg. Potem krótkim smagnięciem różdżki zapaliła światło. Ponieważ zarówno w gabinecie, jak i sekretariacie było zimno po tygodniowej przerwie, machnęła w kierunku kominka i w jednej chwili buchnął na nim wielki ogień. Natychmiast poczuła uderzenie gorąca, które rozeszło się przyjemnie po całym pomieszczeniu. Otworzyła szeroko drzwi, żeby nagrzał się również sekretariat i poszła zrobić sobie porządną herbatę. Gdy wróciła, ciepło przenikło przez jej szatę i rozlało się rozkosznie po całym ciele.

Hermiona przyniosła koszyczek z korespondencją, rozsiadła się wygodnie przy biurku i zaczęła przeglądać wszystkie listy, które przyszły do niej podczas jej nieobecności. Te, które wydały się jej pilniejsze, odłożyła na bok, resztę włożyła na powrót do koszyczka i sięgnęła po pierwszy pilny.

Spotkanie z Peterem w sprawie zharmonizowania zaklęć dla przyszłych Uzdrowicieli zostało przeniesione na przyszły tydzień. Jimm Douglas zapraszał na comiesięczną naradę na poniedziałek jedenastego o trzeciej po południu… Hermiona odłożyła kartkę na bok i zanotowała w myślach, że trzeba będzie powiedzieć Jimmowi, że jej nie będzie. W poniedziałek o trzeciej, jak co tydzień, miała być kolejna rozprawa Cabrela.

Urząd Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami poparł jej pismo o skreślenie Chropianka z listy stworzeń możliwych do trzymania w Hogwarcie. Ponieważ Chropianki wabiła magia, żywiły się magicznym rdzeniem różdżek i uwielbiały zlizywać z kociołków zaschnięte resztki eliksirów, lepiej, żeby celowo nie trzymano ich w szkołach. Z tego, co słyszała, Horacy prawie nigdy nie kazał na szlabanach czyścić kociołków. Teraz już wiesz, czemu to była ulubiona kara zadawana przez Severusa.

Pismo Phillipa w sprawie ograniczenia podręcznika do Zaklęć.

Usiadła prościej, napiła się herbaty i odstawiła szklankę, zanim zaczęła czytać. Szybko przebiegła wzrokiem pierwsze zdania i zwolniła.

 

 

Doszedłem do wniosku, że wypowiem się w sprawie korekt podręczników robionych przez Ministerstwo, choć najwyraźniej moje zdanie jest wszystkim obojętne, skoro nikt nie zatroszczył się o to, żebym znalazł się na liście decyzyjnej.

Może to powinno ci otworzyć oczy. Nikt nie chce słuchać twojego pieprzenia.

Nawiązując do tematu. Mój list to kolejny argument w sprawie ograniczenia ilości zaklęć, które znajdują się na szkolnej liście dla klas jeden-siedem. Mam głęboką nadzieję, że przechyli on szalę w stronę zwolenników czysto pragmatycznego podejścia. Przypomnę, że udowodniliśmy już, że duża część zaklęć nie jest przydatna w życiu i tylko zaśmieca głowy uczniów i nie pozwala im się skupić na istotnych dla nich teoriach, historii i zajęciach praktycznych.

Jasne. Jeśli nie podnosisz dupy z krzesła i nie wychylasz nosa poza dom, Lumos nigdy nie będzie ci potrzebny. Jeśli masz służącą, będzie ci wszystko przynosić i Wingardium Leviosa też nie będzie potrzebne.

Skostniały i gnuśny do niedawna Wydział Programu Nauczania, od momentu przejęcia kierownictwa przez pannę Granger, znaną amatorkę nadobowiązkowej lektury i nauki nieprzydatnych rzeczy tylko dla samej przyjemności, reprezentuje dziś skrajny tumiwisizm i w moim pojęciu zagraża zdrowemu rozsądkowi i prawom i obowiązkom uczniów.

Idiota! Pracuję od niecałych dwóch tygodni, nie wiesz jeszcze, co chcę, a co nie chcę zrobić, a piszesz tak, jakbyś znał mnie lepiej ode mnie samej!!!

Korekty coraz bardziej pęczniejących podręczników zabierają olbrzymie pokłady czasu.

Dzieci mają się nie uczyć dlatego, że komuś nie chce się robić korekty podręcznika?!

Odkryłem ostatnio, że aby podołać oszałamiającemu zadaniu poprawy ortografii i gramatyki, personel Wydziału Pomocy Naukowych został zmuszony do zastosowania nowych metod korekty. Panna Granger, bez żadnych konsultacji, podjęła samodzielną decyzję o przeprowadzeniu szkolenia, marnotrawiąc cenny czas stażystów. Pokazała im zaklęcia nie wchodzące w skład obowiązujących procedur i zmusiła ich do ich używania. Apeluję do Justina Normana do całkowitego zignorowania natrętnych propozycji panny Granger, przekraczających jej zakres kompetencji, oraz do Jimma Douglasa do wyjaśnienia pannie Granger, na czym polegają jej obowiązki.

 

Hermiona odłożyła na biurko kartkę, nie doczytując pisma do końca i uniosła oczy.

Znowu to samo!!! Nikogo nie zmuszałam, Sonya przyszła do mnie sama z siebie, dlatego, że mnie znała! Sama szukała rozwiązania swojego problemu, powinna być jeszcze pochwalona za konstruktywność i zaangażowanie! Nauczyłam ją dwóch prostych zaklęć! Zaklęć stosowanych powszechnie w sprawdzających piórach! A ten mordę drze, jakbym co najmniej uczyła Niewybaczalnych!

I co to ma znaczyć, że zaklęcia nie wchodzą w skład obowiązujących procedur?! Accio, Chłoszczyść czy Reparo też nie wchodzą w skład obowiązujących procedur i wszyscy ich używają!!!

I co, do jasnej, pieprzonej cholery, znaczy wezwanie do zignorowania moich propozycji?! I jak ten… sukinsyn śmie pisać do innych, dając mnie w kopii, że należy mi wyjaśnić, na czym polegają moje obowiązki???!!!

Hermiona otworzyła oczy i wbiła je w ścianę w sekretariacie, bo aż zakręciło jej się w głowie.

Pieprzony dupek! Nie wie, o co chodzi, nie dopyta się, wymyśli historie i będzie je wszystkim opowiadał…!

Postarała się uspokoić, nabierając głęboko powietrza i wypuszczając je wolno. Wdech-wydech, wdech-wydech… Całe szczęście, że Minerwa rozwiązała moją Wspólnotę z Severusem, inaczej biedak znów by się o mnie martwił! Szczęk otwieranych drzwi rozległ się gdzieś w chwili, kiedy poczuła, jak wraca jej normalny oddech. Rzuciła okiem na pergamin i z ulgą stwierdziła, że to był już prawie koniec. Na ogół na koniec Phillipe zostawiał sobie parę linijek, żeby podkreślić, z jaką to chęcią odpowie na wszelkie pytania i jak cieszy się, mogąc stanowić istotny element twórczej dyskusji.

Twórczej dyskusji… Srały muszki, będzie wiosna… bla bla bla bla bla.

– Hermiona? – zawołała Haytlieneh, stawiając na biurku torbę ze swoimi rzeczami. – Dzień dobry!

– Dzień dobry, Haytlieneh – odkrzyknęła dziewczyna i zniżyła głos, gdy kobieta weszła do gabinetu. – I wszystkiego najlepszego z okazji Nowego Roku!

– Dziękuję bardzo. I nawzajem. Jak minęły święta? – Haytlieneh rzuciła okiem na kominek i uśmiechnęła się. – Całe szczęście, że pani o tym pomyślała. Inaczej zamarzłybyśmy tutaj.

Incendere też nie jest w procedurach. Ciekawe, czy ten dupek będzie się dziś rano telepał, zanim w biurach się nie nagrzeje!

– Jak minęły? – Hermiona westchnęła rzewnie. – Wspaniale! I szybko. Trochę spacerów i odpoczynku, dużo nauki i pisania… Pani też dobrze je spędziła? Święta? Nowy Rok?

– Jak co roku na święta wyjeżdżamy do rodziny mojego męża. I najadłam się tylu puddingów, że mam dość na cały rok – Heytlieneh odruchowo przygładziła szatę w pasie. – A w Nowy Rok byliśmy sami. Wie pani, taki spokojny wieczór z książką, kieliszkiem dobrego wina i ciastem drożdżowym…

Twarz Hermiony rozjaśnił uśmiech.

– Och, to musiało być cudowne! Uwielbiam takie wieczory! Nawet nie ma pani pojęcia jak!

Obie czarownice spojrzały na siebie, czując cieniutką nić porozumienia. Przez parę minut dyskutowały na temat ostatnio czytanych książek i przerwało im dopiero przyjście Jimma Douglasa. Czy raczej wtoczenie się.

– Dzień dobry paniom – rzucił zasapanym głosem i oparł się plecami o ścianę. – Wszystkiego najlepszego. Hermiono, to ty rzuciłaś Incendere? Możesz to zrobić w moim biurze? Bo mój ogień nie jest większy niż płomień świecy…

– Przykro mi, Jimm – złość wróciła, choć może na dobrą sprawę wcale jej nie opuściła. – To nie jest w procedurach.

Haytlieneh wyszła, unosząc brwi ze zdumienia i zamknęła za sobą drzwi. Jimm sapnął ciężko.

– Widzę, że czytałaś pismo Phillipa. Jak zwykle go poniosło.

Hermiona wzięła się pod boki i prychnęła wściekle.

– Jak zwykle?! Jimm, czy ty słyszysz, co właśnie powiedziałeś?! Tego faceta ciągle ponosi! Z tego, co słyszałam, od lat! Jak to możliwe, że jeszcze nikt nie przemówił mu do rozumu?!

Jimm uniósł ręce w uspokajającym geście i czym prędzej je opuścił, bo wysiłek fizyczny go przerósł.

– Hermiono, uspokój się. Te zaklęcia nie są w przepisach, ale…

– To znaczy, że jak zabraknie mu papieru w toalecie do podtarcia dupy, to mam mu nie podać, bo to nie jest w procedurze?! Jest wiele zaklęć, których używamy, choć nie są w procedurach!

– Nie martw się, nikt nie weźmie na poważnie tego pisma…

– Szkoda, już myślałam, że nauczysz mnie pracować na tym stanowisku!

Jimm znów sapnął, jak parowóz Hogwart Express.

– Hermiono…

Hermiona miała już dość tłumaczeń.

– Nie, Jimm! Nie uspokoję się! Ten facet przynajmniej raz dziennie doprowadza kogoś do białej gorączki! Nie wiem, co on tu robi, powinni go otrzymać w prezencie Uzdrowiciele ze Św. Munga. Do używania zamiast eliksirów pobudzających i rozgrzewających. Więc dziś albo ty mu powiesz, żeby trochę przyhamował, albo ja to zrobię, ale wtedy bez wątpienia wylądujemy oboje na dywaniku u Focha z Personalnego!

Jimm zaczął jej potakiwać już w połowie jej tyrady.

– Oczywiście, że masz rację. Masz całkowitą rację, Hermiono. Jak tylko go dziś spotkam… – Hermiona spojrzała na niego złym okiem i poprawił się natychmiast. – Jak tylko stąd wyjdę, pójdę z nim porozmawiać.

– Dobrze, w takim razie wyjdziemy stąd oboje. Teraz. A jak od niego wrócisz, to mnie zawołaj. To rozpalę ci w kominku…

 

Przyjemność spotkania z Phillipem jednak jej nie ominęła. Siedziała właśnie w kantynie razem z Ginny i Harrym, który wpadł zjeść razem z nimi, bo zajęcia w szkole jeszcze się nie zaczęły. Do siedzącej przy stoliku koło nich czarownicy dosiadł się jej kolega i usłyszeli ich rozmowę. „Jak się masz? Eh, jak zawsze w poniedziałki…”

– Tata ma szczęście – zawyrokowała Ginny. – Nie musiał dziś iść do pracy…

– Czy to nie on jest autorem postulatu, żeby tydzień zaczynał się od wtorku? – spytała Hermiona, mrugając do Harry’ego.

– A taki istnieje? Prześlij mi go, podpiszę dwiema rękami!

Harry ziewnął dyskretnie.

– Sądziłem, że praca tak was pasjonuje, że już z samej miłości do ojczyzny tu przychodzicie…

– Jak na kogoś, kto jest jeszcze na wakacjach, masz naprawdę… głębokie przemyślenia – zadrwiła Hermiona.

Ginny parsknęła śmiechem i spojrzała na wchodzącego do kantyny, wysokiego mężczyznę.

– Hermiono, twoja miłość właśnie przyszła – mruknęła, ściszając głos.

Harry drgnął gwałtownie i uczynił ruch, jakby miał wstać, ale natychmiast opadł na krzesło. Mężczyzna podszedł do ich stolika.

– Dzień dobry państwu – powiedział, przeciągając pretensjonalnie sylaby. – Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.

– Dzień dobry, Phillipe – odparła Hermiona suchym tonem. – Nawzajem.

Czarodziej potarł kozią bródkę i odchrząknął znacząco.

– Czy miała pani okazję przeczytać moje pismo w sprawie korekt?

– Miałam. O czym doskonale pan wie po rozmowie z Jimmem.

– Między innymi właśnie dlatego do pani podszedłem. Osobiście zupełnie nie rozumiem, czemu Jimm interweniował w pani imieniu. Nie podoba mi się to. Nie dość, że od powrotu do pracy usiłuje zagarnąć pani kontrolę nad wszystkimi wydziałami w Ministerstwie, w taki czy inny sposób, to jeszcze omamia pani przełożonych. Ale chciałbym pani przypomnieć, że nowy Minister nie jest pani przyjacielem i nie będzie tolerował podobnych fochów.

Hermionę z miejsca szlag trafił. Co prawda nie chciała wywlekać sprawy przy wszystkich, ale to on zaczął.

– Phillipe, mi też coś się nie podoba! Z tego, co wiem…

– Być może jest dużo rzeczy, które się pani nie podobają, ale…

– Phillipe, albo da mi pan skończyć, albo niech pan zejdzie mi z oczu. Natychmiast! Jak ma pan ochotę na monolog, niech pan idzie do łazienki i popatrzy w lustro!

Phillipe zamilkł. Ludzie dookoła również.

– Słucham, panno Granger.

– Byłabym bardzo zobowiązana, gdyby ograniczył się pan do wykonywania swojej pracy i nie wtrącania w moją. Może pan sobie oczerniać rodzinę, przyjaciół, a nawet samego Merlina, ale ode mnie będzie trzymał się pan z daleka! Nie zamierzam tego tolerować! A jeśli pan spróbuje, jeszcze choć raz, oskarżę pana o znęcanie się psychiczne. Mam nadzieję, że do pana dotarło co powiedziałam!

Phillipe stał chwilę w bezruchu, po czym nagle odwrócił się i wyszedł. Ginny śledziła go wzrokiem aż do drzwi i dlatego przegapiła pierwsze spojrzenia rzucane Hermionie przez ludzi dookoła.

– Hermiono, co to miało być?! – wykrztusił Harry, wytrzeszczając oczy na przyjaciółkę. – To…

– O co poszło? – czarodziej przy sąsiednim stoliku przechylił się ku nim, zapierając nogą. – Próbowałaś mu coś wytłumaczyć, czy też wysnuł jakieś wnioski?

– Genialne zresztą? – dorzuciła siedząca na wprost niego czarownica.

Hermiona potrząsnęła głową, oddychając jeszcze ciężko.

– Dokładnie, Maggy. Genialne wnioski.

– Phillipe zrobił „Phillipe’a” – rzucił ktoś głośno.

Czarownica o bardzo obfitych kształtach podeszła do nich z błyskiem w oku.

– Panno Granger, próbuje się pani zmierzyć z naszym drogim Pipeline? Może pani sobie na nim zęby połamać, ostrzegam.

Od strony lady rozległ się głośny śmiech. Dwóch facetów również patrzyło w ich kierunku. Cały świat się chyba na mnie gapi! Jak ja mam tego dość!

– A ja się zgadzam z Hermioną – oznajmił jeden gromkim głosem. – Czas, żeby ktoś się nim zajął. Może jak Phillipe przestanie upierliwiać życie innym, niektórzy przestaną przychodzić rakiem do pracy! Dowaliłaś mu, Hermiono, tak trzymaj!

– Odgryź mu nerę! – zarechotał drugi.

Wszyscy gruchnęli śmiechem i ludzie zaczęli wracać do jedzenia i przerwanych rozmów. Harry nadal gapił się na Hermionę baranim wzrokiem.

– Wow… Wiesz co… ty faktycznie zaczynasz mówić jak Snape!

Ginny z niewinną miną kopnęła go w kostkę pod stołem, nie odrywając spojrzenia od przyjaciółki.

– Tylko on mówi to wszystko z kamiennym spokojem. Musi cię jeszcze podszkolić. Powiesz mi potem, o co dokładnie poszło, dobrze? Swoją drogą, odnośnie do Snape’a, jak idą przygotowania do ślubu?

Harry natychmiast się otrząsnął.

– Możemy zmienić temat? Nie przy jedzeniu, proszę…!

– Sam zacząłeś… – zachichotała rudowłosa.

– Wyjątkowo się zgodzę i zmienimy temat – powiedziała uspokajająco Hermiona. – Jesteś jednym facetem, nas jest dwie i…

– I jeśli zaczniecie mówić o kolorze sukienki, która ma pasować do koloru jego oczu, to sprowadzę tu tego-jak mu tam-Phillipa!

– Do czarnego wszystko pasuje… – podrażniła się z nim jeszcze Ginny i zwróciła się do Hermiony:

– Wpadniesz do nas dziś? To urządzimy sobie babski wieczór. Wiesz, ja też muszę wiedzieć, jaką sukienkę założyć, żeby pasowała do jego oczu!

Dziewczyny wybuchnęły śmiechem, a Harry odpowiedział im udawanym grymasem.

– Dziś nie, może jutro. Dziś wybieramy się do francuskiego Ministerstwa Magii na przesłuchanie Cabrela. To znaczy Stone’a. Nie wiem, o której się skończy. Oby jak najszybciej. I Severus chce skorzystać z okazji i poprosić Jean Jacquesa, by został jego świadkiem.

Harry przytomnie złapał okazję i zaczął dopytywać się o szczegóły sprawy.

 

 

Sobota, 9.01

Hermiona obudziła się, kiedy za oknem zaczynało robić się już jasno. Jak zwykle leżała skulona na boku, pośrodku dużego łóżka. Severus spał tuż za nią, przytulony do niej i czuła jego ciepły oddech na plecach.

Od razu przypomniała sobie, co dzisiaj jest. Dziewiąty stycznia! Jego urodziny!

Jak najciszej przetoczyła się na brzuch, wyciągnęła się z całej siły i złapała lewą ręką swoją różdżkę, leżącą na nocnym stoliku. Bezszelestnie przełożyła ją do prawej i wstrzymując oddech, wylewitowała spod łóżka prezent, który ukryła tam wczoraj wieczorem, gdy Severus poszedł do łazienki. Rozległ się cichutki szelest, kiedy papier otarł się o brzeg łóżka i zamarła na chwilę, nasłuchując. Ale Severus nadal oddychał spokojnie i miarowo. Delikatny ruch ręką i prezent uniósł się do góry.

Chciała położyć go koło jego poduszki, żeby dostrzegł, albo poczuł go, jak tylko się obudzi. Ale w praktyce okazało się to trochę bardziej skomplikowane…

Ostrożnie przewróciła się z powrotem na bok i prezent przepłynął powoli ponad nimi. Powiodła za nim wzrokiem, przekręcając głowę jak najbardziej do tyłu, ale nie umiała powiedzieć, czy wisi w okolicach poduszki Severusa, czy nie. Spróbowała jak najciszej i jak najdelikatniej unieść się na ręku i różdżka zadrżała jej lekko, prezent zakołysał się niebezpiecznie w powietrzu… i zleciał na podłogę tuż koło łóżka! W panującej dookoła ciszy łomot był straszliwy!

Hermiona zamarła i wstrzymała oddech i w tym momencie doszło ją parsknięcie i cichy chichot zza jej pleców.

– Możesz mi powiedzieć, co ty robisz? – wykrztusił Severus.

Oboje wybuchnęli śmiechem i Hermiona ukryła twarz w poduszce. Doprawdy, już ciszej nie mogłaś tego zrobić…!!!

Dopiero po chwili udało się jej spoważnieć i spojrzała na niego.

– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – powiedziała, czy raczej próbowała powiedzieć, bo pod koniec znów się roześmiała.

Severus pokręcił głową z niedowierzaniem i sięgnął po prezent. Pod cienkim papierem wyczuł coś twardego z wierzchu i od spodu i trochę miększego z boków. Pewnie książka.

Podsunął poduszkę wyżej, na ścianę i usiadł, opierając się o nią. Hermiona opanowała śmiech i naciągnęła kołdrę na nagie ramię.

– Chciałam ci zrobić niespodziankę.

Severus uniósł kącik ust.

– Muszę przyznać, że… udało ci się mnie zaskoczyć.

– Próbowałam być cicho…

– Trzeba było celować w twoją koszulkę – odparł Severus, rzucając okiem na ich bieliznę na podłodze.

– Nie sądzę, żeby cokolwiek wygłuszyła.

– Może odrobinę? Hałas był taki, jakby cały Hogwart runął – mruknął i pocałował ją w głowę.

Hermiona zacisnęła lekko ręce na kołdrze i przygryzła usta, wpatrując się, jak Severus otwiera prezent. Niespiesznie znalazł zaklejone brzegi i oderwał taśmę klejącą, ostrożnie oderwał wstążeczki i odsunął na bok papier. To nie była książka. Na okładce nie było ani tytułu, ani nazwiska autora, czy też żadnych rysunków, tylko gładka skóra w ciemnozielonym kolorze. Odchylił sztywną okładkę i ujrzał czystą kartkę pergaminu. Przewrócił ją i nieoczekiwanie jego palce zagłębiły się w plik stron pod spodem, dotknęły jakiegoś chłodnego, gładkiego przedmiotu… To była fiolka.

Severus wyjął ją i przyjrzał się wirującej, białawej substancji. Na przyklejonym do niej białym pasku papieru zobaczył datę 5.12.2015, napisaną pięknym pismem. Znajome, okrągłe literki sprawiły, że odruchowo spojrzał na Hermionę.

– Hermiono, co to jest?

Dziewczyna kiwnięciem głowy ponagliła go, żeby oglądał dalej. Obrócił kolejną stronę i pod spodem ujrzał poprzyklejane wycinki z gazet. Na pierwszym z nich grubymi literami było napisane: „Snape o Granger ‘Nikt, kto ją dotknie, długo nie pożyje!’”, zaś na zdjęciu poniżej zobaczył samego siebie, jak obejmował w pasie Hermionę, oddalając się od fotografa. Przewrócił kartkę i na następnej stronie znalazł kilka linijek zapisanych okrągłymi literkami. Na kolejnej przyklejony był nadal świeży liść brzozy i jakaś ukruszona na brzegu, płaska muszelka. Następne strony były puste.

Znów spojrzał na Hermionę i uniósł brew.

– Nie wiem, jak to nazwać – wyjaśniła i odsunęła za ucho kilka kosmyków włosów. – Pamiętasz, jak kiedyś powiedziałam ci, że chciałabym, żebyś stał się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie? No więc to jest coś pomiędzy pamiętnikiem i myślodsiewnią. Od chwili, kiedy dotknąłeś okładki… to coś będzie otwierało się tylko i wyłącznie dla ciebie. Będzie reagować na dotyk twojej magii. Ja musiałam pakować to zaklęciami. Możesz wkładać tu fiolki ze wspomnieniami, pisać, albo wkładać cenne rzeczy. I jeśli kiedyś przyjdzie chwila, kiedy będziesz… smutny, będziesz mógł sobie przypomnieć to, co dobre.

Severus przeciągnął palcem po twardej skórze, przekartkował z dziesięć pustych stronic i zerknął na tył okładki, najwyraźniej szukając wydawcy.

– To nie jest kupione – dorzuciła dziewczyna. – W Esach i Floresach znalazłam odpowiedni pergamin i rzuciłam na niego zaklęcie zmniejszające. Tu jest koło dwustu stron, choć tego nie widać. Będą się pojawiać, kiedy będziesz potrzebował. Madame Malkin dała mi skórę na okładkę, przy okazji, to jest jej prezent dla ciebie – uśmiechnęła się lekko. – Ksenofilius pomógł mi zrobić porządną okładkę, a Minerwa – magiczne skrytki. Wszystko, co tu jest, możesz wyrzucić, to tylko kilka moich wspomnień z ostatniego roku…

Nie wiedząc, jak zareaguje Severus, spojrzała niepewnie na obtłuczoną muszelkę, którą znalazła w kieszeni ubrania, które założyła w swoje urodziny. Musiała wziąć ją zupełnie odruchowo, kiedy przebierała między kamieniami i muszlami. Teraz zdecydowała się wkleić ją do tego dziwnego pamiętnika, jako jedno z najszczęśliwszych wspomnień, jakie miała.

Severus wsunął się z powrotem pod kołdrę, delikatnie ujął ją za podbródek i przekręcił jej twarz ku sobie. Chwilę wodził wzrokiem po jej brwiach, oczach, po kształtnym nosie i spojrzał na lekko rozchylone usta.

– Dziękuję – szepnął, przesuwając kciukiem po jej wargach. – To jest… bardzo cenny prezent.

Hermiona złapała go za rękę i ucałowała ją, ale odsunął ją natychmiast i pocałował delikatnie.

– Naprawdę bardzo ci dziękuję.

Hermiona przytuliła się do niego, więc przygarnął ją, przykrył porządnie kołdrą i zaczął głaskać po chłodnym ramieniu.

– Cieszę się, że ci się podoba – westchnęła dziewczyna.

Odgarnął jej włosy z twarzy i pocałował w czoło.

– Będę używał tego… pamiętnika, ale pod jednym warunkiem – zastrzegł i Hermiona spojrzała na niego pytająco. – Nie wyrzucę twoich wspomnień i będziemy w nim pisali oboje.

Uśmiechnęła się radośnie i kiwnęła głową. I bardzo dobrze. Dopilnujesz, że będzie w nim PEŁNO szczęścia!

Przygarnął ją mocniej i dała się głaskać po plecach. W którymś momencie miała wrażenie, że usłyszała, jak szepce cicho „Najmilsza”.

W saloniku Severus znalazł całą stertę prezentów. To przypomniało jej odkrycie, jakiego dokonała tego roku na Boże Narodzenie.

Była przekonana, że rano obudzi się i u stóp łóżka znajdzie pełno prezentów i jakie było jej zdumienie, kiedy nie znalazła absolutnie nic. Rozejrzała się wtedy dookoła i nawet próbowała zajrzeć pod łóżko, kiedy Severus przyciągnął ją do siebie.

– Szukasz czegoś?

– No… tak – odparła. – Zazwyczaj rankiem zjawiają się prezenty…

Pomysł, że nie dostała nic, ani od rodziców, ani od przyjaciół, sprawił, że zrobiło się jej smutno. Severus pokręcił przecząco głową.

– Prezenty się nie zjawiają, ale są przynoszone przez skrzaty domowe.

– Ach… – to nadal nie wyjaśniało, czemu w tym roku przy łóżku nie było nic.

– W przypadku… par skrzatom nie wolno wchodzić do sypialni.

– Ach! – to „ach” zabrzmiało już zupełnie inaczej. – Więc gdzie je przynoszą?

– Nie mam pojęcia – Severus uśmiechnął się kącikiem ust. – Przypuszczam, że do salonu, albo do gabinetu dyrektora…

Ilość urodzinowych prezentów zaskoczyła ich oboje, choć każde z nich na inny sposób. Hermiona cieszyła się nie tylko tak, jak cieszy się każdy na widok stosu prezentów dla bliskiej osoby. Przede wszystkim cieszył ją fakt, że Severus DOSTAŁ prezenty. To była dla niego nowość. Do poprzednich Świąt Bożego Narodzenia i urodzin nie dostawał nic. Nie miał rodziny ani przyjaciół, znajomych… słowem nikogo dookoła, kto by o nim pomyślał. Zarówno urodziny, jak i Boże Narodzenie spędzał samotnie i te dni były tak samo szare, jak wszystkie inne. Pełne cichej pustki.

W to Boże Narodzenie duża część prezentów była adresowana dla nich obojga, ale i tak był wyraźnie oszołomiony faktem, że ktoś mógł chcieć coś mu podarować. Dziś prezenty były tylko dla niego…

Uklęknęła na dywanie przy stoliku i przyglądała się, jak podszedł do paczek, paczuszek i woreczków i powoli, jakby z wahaniem, brał każdy prezent i oglądał go z każdej strony przed otwarciem. Może nadal nie był pewny, że wszystkie są dla niego, a może po prostu smakował te, tak rzadkie dla niego chwile, kiedy niecierpliwość sprawia tyle radości?

Miał zwykły, poważny wyraz twarzy, ale marszczył lekko brwi i widziała pionową zmarszczkę na jego czole.

Od wielu nauczycieli dostał książki; najwyraźniej nie znali go na tyle, żeby wiedzieć, co innego może go ucieszyć. Minerwa dała mu Kamień Saargo, który miał zdolność magicznego powiększania ilości każdego płynu. Dzięki niemu z jednej kropli można było dostać aż kociołek esencji.

Hagrid ofiarował mu niewielką buteleczkę z krwią jednorożca, z niezbyt czytelnym dopiskiem, że krew została oddana dobrowolnie.

Na niewielkim pudełku, całym wymalowanym na czarno, widniał napis „Molly i Arthur” i Hermiona wstrzymała oddech, patrząc, jak Severus otwiera wieczko. Jeśli zrobiła mu sweter Weasleyów…

Ale nie był to sweter, ale czarny, miękki szalik ze srebrnymi wężami na obu końcach.

Oboje zamarli, widząc paczuszkę podpisaną „Ginny Weasley i Harry Potter”. Severus otworzył ostrożnie pudełeczko, w którym znajdowało się osiem małych kałamarzy z kolorowym atramentem i bardzo eleganckie, długie, czarne pióro.

Prezent od jej rodziców pomógł przesłać Harry. W dużym, owalnym pudełku Severus znalazł Raki, grecki alkohol, podobny trochę w smaku do whisky, zaś w małym, aksamitnym woreczku zwykłe mugolskie wieczne pióro w czarnym kolorze i o ładnej srebrnej stalówce. Jean Jacques przysłał kilka francuskich serów, w których Severus zagustował, z dopiskiem „Zjedz SZYBKO!!!”. Istotnie, od zapachu kręciło w nosie.

– Gdyby miały jeszcze dzień czy dwa więcej, skrzaty pewnie wyrzuciłyby wszystko w przekonaniu, że zapleśniałego jedzenia nie będą ci przesyłać – zaśmiała się cichutko Hermiona.

Prezent od George’a przezornie odłożyli na bok, żeby otworzyć na zewnątrz. Po kształtach Hermiona domyślała się, że był to dowcipny kociołek.

Lovegood przesłał mu woreczek z dopiskiem „Sierść Dahu do eliksirów”.

– Co to takiego jest? – spytała, dotykając sztywnego, brązowego włosia.

Severus obrócił ku niej głowę i przez chwilę patrzył na nią w milczeniu.

– Bliski krewny chrapaka krętorogiego – odparł w końcu, ale w tonie jego głosu brakowało ironii. – To ponoć rodzaj kozic górskich, które mają z prawej strony nogi krótsze, żeby łatwiej im się chodziło po stromych skałach.

– To nie jest wcale takie głupie…

– Jest, i to bardzo. Bo kozice mogą chodzić tylko w jedną stronę dookoła góry i nie mogą się obrócić.

Hermiona wyobraziła sobie to i zachichotała radośnie.

Od jakichś uczennic Severus dostał czekoladowe kociołki, które Hermiona natychmiast skonfiskowała, czekoladowe żaby i ciasto w formie węża, polane gorzką, czarną czekoladą, które też się jej nie spodobało.

– Możesz wpierw pokazać mi, gdzie trzymasz antidota na… eliksiry miłosne? – spytała, na nowo przygryzając usta.

Severus nie zareagował w żaden sposób na to, co powiedziała. Odłożył na bok opakowanie czekoladowych żab, owinął się mocno połami szlafroka i usiadł na fotelu ze skrzyżowanymi rękoma. Przesunął wzrokiem po stosie książek i stojących dookoła niego pudełek i woreczków. Hermiona nie mogła wyczytać nic w jego twarzy, ale od dawna nauczyła się, że to nie tam trzeba szukać, by dowiedzieć się, co czuje. Wiedziała, że gdy jest skupiony, wodzi palcem po ustach, kiedy jest czymś bardzo poruszony, różowieją mu policzki, a gdy się niecierpliwi, stuka delikatnie palcami jakąś nieznaną jej melodię. Dwa tygodnie temu odkryła, że zagubiony, przechyla lekko głowę na prawo i patrzy w jedno miejsce, jakby stamtąd mogła przyjść odpowiedź.

Teraz wodził chwilę wzrokiem po stosie książek i pudełkach i odłożonym na bok papierze i wstążkach, w końcu utkwił spojrzenie w buteleczce z krwią jednorożca i milczał.

Hermionie zrobiło się zimno od chłodu bijącego przez dywan z kamiennej podłogi, więc wstała i przysiadła ostrożnie na oparciu fotela. I czekała, aż Severus się odezwie. Nie bardzo wiedziała, jak powinna się zachować, ale zdecydowała się dać mu tyle czasu, ile potrzebował.

– Po co to wszystko? – mruknął wreszcie po kilku długich minutach.

– Dziś są twoje urodziny – odparła cicho.

Upłynęła kolejna minuta, w czasie której miała przemożną ochotę go przytulić, ale tylko zaciskała ręce i czekała. W końcu wolno obrócił głowę i spojrzał na nią.

– To wyjaśnia prezent od ciebie.

Hermiona wolno pokręciła głową.

– A od Minerwy? Jean Jacquesa? – gdy po namyśle potaknął, mówiła dalej. – Więc dlaczego nie od Molly i Arthura? Albo od Hagrida?

Nie odpowiedział, ale mogła zgadnąć, o czym myśli.

– Dawanie prezentów nie ma nic wspólnego z miłością. Ci wszyscy ludzie – wskazała ręką stos prezentów – cię lubią. I chcieli po prostu sprawić ci przyjemność.

– Nie musieli.

– Oczywiście, że nie musieli. Chcieli. A to duża różnica. I chyba to w tym wszystkim jest najpiękniejsze.

Odnalazła jego dłonie, splotła ich palce i pocałowała w czoło.

– Znam większość z nich, Severusie. I wiem, że szukanie prezentu dla ciebie sprawiło im dużo radości. Każdy z nich dał ci coś, co miało dla niego wartość. Molly z pewnością spędziła trochę czasu, robiąc ci szalik na drutach… Wiem, że Hagrid musiał się natrudzić, żeby znaleźć jednorożca, który zechciał ofiarować swoją krew. Harry z Ginny nie tylko dali ci pióro i atramenty, ale też pomogli moim rodzicom, którzy nie wiedzieli, jak doręczyć ci coś z mugolskiego świata. I jestem pewna, że Ksenofilius wyjął te brązowe kudły prosto spod serca.

Poczuła, jak Severus zacisnął delikatnie palce i uśmiechnęła się do siebie.

– Teraz pewnie oczekują, że będę im dziękował.

– Przyjrzyj się każdej z tych rzeczy i pomyśl, co będziesz mógł z nią zrobić. I przy najbliższej okazji powiedz im o tym. To będzie najlepsze podziękowanie.

Jeszcze raz uścisnął jej dłonie, więc musnęła ustami czubek jego nosa i sięgnęła po różdżkę leżącą na stoliku.

– Chyba możemy sobie dziś pozwolić na śniadanie w komnatach?

W tej chwili po prostu potrzebował czasu i czegoś znajomego, dlatego zdecydowała spędzić poranek tak, jak oboje lubili: siedząc przy kominku obok siebie, pijąc dobrą herbatę i czytając ciekawą książkę.

Rozdziały<< Dwa Słowa EPILOG część 5Dwa Słowa EPILOG część 7 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz