Dwa Słowa EPILOG część 2

Środa, 2.12

Ogłoszenie werdyktu w ciągnącej się praktycznie miesiąc rozprawie zostało zapowiedziane na jedenastą rano.

Choć żadne z nich nie miało wątpliwości, że winni zostaną skazani i z rozmów po ostatniej, poniedziałkowej rozprawie wynikało, że wszyscy są tego samego zdania, od rana można było wszędzie wyczuć napięcie. Zarówno wśród nauczycieli i uczniów przy śniadaniu, jak i wśród tłumu zgromadzonego przed wejściem do wielkiej sali rozpraw.

Hermiona, ubrana w swoją najlepszą szatę, umalowana i elegancko uczesana zjawiła się w Ministerstwie tuż po dziesiątej. Ani ona, ani Severus nie potrzebowali martwić się o miejsca; mieli je zapewnione na ławie dla głównych świadków, ale wszyscy Weasleyowie i Ginny z Harrym musieli zjawić się bardzo wcześnie, jeśli chcieli choćby móc wejść na salę.

Gdy zjechała na dół, w holu, na kamiennych schodach i w długim korytarzu poniżej, prowadzącym do Sali numer dziesięć kłębił się już straszliwy tłum. Nie miała pewności, czy Weasleyowie będą próbować wejść na salę górą, czy dołem, ale coś jej mówiło, że będą chcieli być jak najbliżej niej. Niej i Severusa. Gdy tylko wyszła z windy, poczuła nagłe uderzenie gorąca i otoczył ją głośny gwar podnieconych głosów. W ogólnym hałasie można było rozróżnić tylko pojedyncze słowa, ale można było natychmiast zorientować się, że wszyscy dyskutują na jeden, jedyny temat. Na szczycie schodów zatrzymała się i rozejrzała, wyglądając rudych czupryn, przeszła koło grupki elegancko ubranych czarownic stojących w otoczeniu surowo ubranych mężczyzn. Przez chwilę wdychała ciężki zapach perfum, który po chwili został zastąpiony przez zapach potu jakiegoś starszego czarodzieja w połatanych, poplamionych ubraniach. Wszyscy starali się od niego odsunąć, cisnąc się na boki.

Nagle parenaście jardów dalej dostrzegła rudawe kłębowisko i natychmiast ruszyła w tamtym kierunku, przepychając się między stłoczonymi ludźmi. Na jej widok ludzie rozstępowali się na boki, nie tyle z grzeczności, co z chęci przyjrzenia się jej z bliska, ale w tej chwili się tym nie przejmowała. W ten sposób mogła łatwiej dostać się do rudowłosej grupki. Parę stóp dalej zaczęła rozpoznawać ich głosy. Tak, to byli Weasleyowie!

– Przepraszam… przepraszam bardzo! – powiedziała do stojących tuż koło nich starszych panów.

Jeden z nich obejrzał się i aż odskoczył na bok.

– Ach, panna Gr…!

– Hermiona!!! – głos starszego pana został zagłuszony przez okrzyk George’a.

Molly, która akurat coś mówiła, przerwała i niemal odepchnęła Billa i starszego pana i wyciągnęła do niej ręce, żeby ją przytulić. Potem Hermiona uściskała wszystkich pozostałych Weasleyów z połówkami. W tym Rona, który zjawił się ze swoją nową dziewczyną.

– Jak się czujesz? – spytał ją Arthur, starając się mówić trochę głośniej, bo jego głos ginął w ogólnym hałasie.

– Bardzo dobrze – odparła Hermiona i wzięła od Angeliny Roxannę. Mała pachniała cudownie, jak pachną małe dzieci. Ciepłym mlekiem, wanilią, słodyczą. Hermiona nabrała głęboko powietrza, uśmiechając się przy tym. – Cieszę się, że to się wreszcie skończy.

– Codzienne przychodzenie tu dało ci chyba nieźle w kość – powiedział Bill, a Fleur uśmiechnęła się do niej.

– Na całe szczęście nie musiałam chodzić tu codziennie, ale fakt, że wzywali mnie trzy, cztery razy w tygodniu.

Hermiona nie chciała im mówić, że to był koszmar. W ciągu ostatniego tygodnia zmuszała się, żeby stawić się w Ministerstwie i żeby nie płakać. Zaczęła nienawidzić wszystkiego, co się z tą sprawą łączyło, jak również sędziów i reporterów. Dziś udało się jej zachować spokój tylko dlatego, że powiedziała sobie, że to już ostatni raz i nigdy więcej.

Ginny, ładnie uczesana, w granatowej szacie, przestąpiła z nogi na nogę i oparła się o Harry’ego.

– Wzywali was oboje, czy tylko ciebie?

Starsi panowie z jednej strony i kilka młodych czarownic umilkło i zaczęli się im przysłuchiwać. Hermiona postanowiła nie zwracać na to żadnej uwagi.

– Severusa też ściągali, ale rzadziej. Umówili się z Carpenterem, że jeśli tylko moje zeznania wystarczą, nie będą go niepokoić. Ma kupę roboty w Hogwarcie i często bardzo późno wraca do domu.

Ginny uśmiechnęła się, słysząc to. Nigdy w życiu nie przyszłoby jej do głowy, że jej przyjaciółka może kiedyś opowiadać o profesorze Snapie w ten sposób. Harry postanowił tego nie komentować. Za to George nie miał żadnych oporów.

– Wiesz co, to niesamowite słuchać ciebie mówiącą o Severusie wracającym późno do domu – zaśmiał się. – Gdyby to nie była prawda, robiłabyś mi konkurencję w opowiadaniu najlepszych dowcipów.

Hermiona uśmiechnęła się, ale zanim odpowiedziała, wtrąciła się Molly.

– Najważniejsze, że jest wam dobrze razem, moja kochana. I pamiętaj, że możecie do nas przychodzić, kiedy tylko chcecie, nie tylko wtedy, gdy was zaprosimy.

– Specjalnie na tę okazję kupię whisky – dorzucił Arthur.

– Znowu?! – zawołała Molly, obracając się ku niemu i biorąc się pod boki. – A co się stało z tą pełną butelką, która stała w barku?!

– Widzisz, kochanie, właśnie z Severusem…

Wszyscy dookoła wybuchnęli śmiechem i zagłuszyli wyjaśnienia Arthura. Korzystając z okazji, Ginny przechyliła się do Hermiony.

– Jak wam się mieszka razem? W takim normalnym, zwykłym życiu?

Hermiona westchnęła ciężko.

– Dobrze… ale… Wiesz, to jeszcze nie jest takie zwykłe życie. Dopiero zacznie być, jak wrócę do pracy. Póki co… spędzam w domu całe dnie sama i choć mam co robić, to… to nie to samo – odparła.

Nie umiała do końca powiedzieć, o co jej chodziło. Wstawała sama, zamiast razem z nim, wracała do Spinner’s End na samotne śniadanie… jadła samotny obiad… i dni składały się z patrzenia na zegarek i odliczania czasu do jego powrotu. I już nie chodziło o to odliczanie czasu, ale o to, co mogliby robić razem, a robili osobno.

Ginny przyjrzała się jej uważnie.

– Wpadnij do mnie któregoś dnia wieczorem… koło szóstej… to pogadamy.

Hermiona skinęła głową, ale ponieważ nie chciała, żeby Ginny źle ją zrozumiała, złapała ją za rękaw i pochyliła się ku niej.

– Nie przejmuj się. Wszystko między nami w porządku… Po prostu… chciałabym więcej.

– Chodzi ci o …seks? – ściszyła głos rudowłosa.

– Nie, o normalne życie razem.

Ginny zmarszczyła brwi i w tym momencie śpiąca Roxanna poruszyła się i zaczęła cicho kwilić. Hermiona spojrzała na nią, zupełnie nie wiedząc co zrobić i na całe szczęście Angelina wzięła małą na ręce i zaczęła bujać rytmicznie na boki.

– Za spokojnie stałaś – wyjaśniła. – Ona jest przyzwyczajona do noszenia na rękach i to ją usypia.

George poprawił czapeczkę na główce małej i dziewczynka się uspokoiła.

– Wszyscy nam mówią, że dziecka nie należy ciągle nosić na rękach, bo się rozbestwi i jednocześnie wszyscy to robią – powiedział poważnym głosem. – I wyrośnie z niej taka mała, rozpieszczona istotka jak jej tatuś.

Bill klepnął brata w plecy.

– Wcale nie byłeś taki rozpieszczony…

– TERAZ o tym wiem! Ale wszyscy korzystali z okazji, że byliśmy bliźniakami i zawsze dziwnym trafem to „ten drugi” był grzeczny i lepszy.

Wszyscy na nowo się roześmiali i wrócili do rozmowy na temat oczekiwanego wyroku. Za kwadrans jedenasta drzwi na Salę rozpraw się otworzyły, więc Hermiona pożegnała się ze wszystkimi i szybko odeszła długim, pustym korytarzem prowadzącym do sal dla sędziów Wizengamotu, oskarżycieli, świadków i obrońców. Rozmowa z całym klanem Weasleyów uspokoiła ją trochę i poczuła, jakby ktoś zdjął jej z ramion jakiś ciężar.

W sali był już Severus, chwilę później dołączył do nich Jean Jacques, reprezentujący tym razem całe francuskie Ministerstwo Magii.

– Merlinie, nie wiedziałem, że w Wielkiej Brytanii żyje tyle czarodziejów! – powiedział do nich po powitaniu. – Na górze, w Atrium, czeka jeszcze więcej osób niż na dole!

Hermiona rozejrzała się dookoła. W niewielkiej salce stało kilkanaście osób, które jeszcze nie wyszły na Salę Rozpraw. Kobiety poprawiały szaty i dyskutowały ze sobą z ożywieniem, panowie przysłuchiwali się temu z wyrazem rezygnacji na twarzach. Niektórych z nich już poznawała, w tym jedną z kobiet, która przyglądała się ukradkiem Jean Jacquesowi.

Zaczęli dyskutować na temat werdyktu i Hermiona zadawała coraz to nowe pytania, żeby jak najbardziej opóźnić wejście na salę. W końcu jednak nie miała innego wyjścia – wszyscy inni już wyszli i zostali sami.

Severus położył jej rękę na ramieniu i uścisnął uspokajająco.

– Wejdźmy już – rzucił krótko.

Hermiona weszła na salę zaraz za nim i udało się jej iść za jego plecami aż do ławy dla świadków.

O ile na każdej rozprawie olbrzymia, okrągła sala była wypełniona niemal po brzegi, dziś dosłownie pękała w szwach. Ludzie siedzieli ściśnięci na niewygodnych ławach w rzędach wznoszących się ku górze, cisnęli się pod ścianami i przez otwarte drzwi można było dostrzec morze głów.

Sędziowie Wizengamotu, ubrani w szaty o śliwkowym kolorze, siedzieli w komplecie na podwyższeniu. W ich twarzach nie można było nic wyczytać – po prostu ze spokojem spoglądali na tłum. Pośrodku siedział Foster jako nowy Minister Magii i jednocześnie główny oskarżyciel, obok niego Percival Carpenter, który objął stanowisko po oskarżeniu Smitha, i Clemens O’Brian, szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Nad nimi widać było portret Albusa Dumbledore’a, który przyglądał się wszystkim z zainteresowaniem, opierając głowę o czubki palców wskazujących.

Przechodząc koło nich, Severus skinął im głową, Hermiona uniosła na powitanie rękę i wszyscy odpowiedzieli im w podobny sposób. W tym momencie posypały się błyski fleszów i syk magnezji i dziewczyna złapała Severusa za rękę i spuściła głowę.

Rawlings, siedzący w ławie dla Ważnych Osobistości, na widok Jean Jacquesa wstał i gestem zaprosił go do siebie. Hermiona z ulgą weszła do drugiej ławy dla świadków i usiadłszy, zaczęła pieczołowicie wygładzać szatę. Znów buchnął flesz, najwyraźniej skierowany na nich.

– Co oni widzą takiego interesującego w tym, że siedzimy w ławie? – warknęła wrogo.

– To, że trzymam cię za rękę i się do ciebie uśmiecham.

Dziewczyna spojrzała krótko w jego czarne oczy, haczykowaty, dla niej arystokratyczny nos i lekko uniesione kąciki ust i również się uśmiechnęła.

– Ricky Rodriguez rozchoruje się z zazdrości.

W tym momencie nagle rozległ się donośny głos.

– Proszę państwa. Zostają wprowadzeni oskarżeni.

Zapanowało nagłe ożywienie, ludzie zaczęli wychylać się do przodu, chcąc lepiej widzieć, reporterzy zaczęli robić zdjęcia. Po chwili drzwi z boku otworzyły się i rozległ się odgłos licznych kroków.

Patrzyła na wchodzących po kolei ludzi, spośród których część znała bardzo dobrze i nie mogła wyjść ze zdziwienia, że zwykli, normalni ludzie, przeciętni czarodzieje, mogli chcieć zrobić tyle złego.

Norrisa praktycznie nie znała, więc spoglądała na niego bez mrugnięcia okiem, gdy szedł w jej kierunku i spoglądał na nią z nienawiścią aż do chwili, gdy zajął miejsce na pierwszym krześle. Łańcuchy z głośnym chrzęstem owinęły się natychmiast dookoła jego rąk i nóg i skrępowały go, nie pozwalając się ruszyć.

Za nim szedł Lawford. Z pochyloną głową, obwisłymi ramionami i… tak. Posiwiałymi włosami. Na jego twarzy można było wyraźnie dostrzec ból, żal i przerażenie. Scott i Benson wyglądali na równie przerażonych, Benson ukrył twarz w dłoniach i łańcuchy oplątały go znacznie mniej ciasno niż resztę, tak, że mógł pozostać skulony.

Za nimi wszedł Rockman. Idąc, spoglądał pod nogi, ale gdy usiadł, szarpnął głową na bok i popatrzył na nią w bardzo dziwny sposób. Wyprostowała się dumnie i oddała mu pełne potępienia spojrzenie. Pomyśleć, że kiedyś traktowała go jak dobrego, kochającego dziadka… wierzyła mu.

Watkins sprawiał wrażenie zupełnie zagubionego. Wyraźnie było widać, jak trzęsie się na całym ciele. Idąc rozglądał się rozpaczliwie dookoła, jakby szukał jakiejś życzliwej duszy, która dodałaby mu otuchy i pomogła przetrwać najbliższe pół godziny. Za nim wszedł Smith, który natychmiast odszukał ich wzrokiem. Obrzucił ją wyzywającym spojrzeniem i przeniósł spojrzenie na Severusa. Severus odwzajemnił mu się, patrząc równie wyzywająco i z taką pogardą, że Smith po chwili odwrócił wzrok.

Stone, czy raczej Cabrel, wszedł za nimi, ale został usadzony na krześle odsuniętym trochę od innych. Obrzucił ich krótkim spojrzeniem i zaczął się rozglądać po stojącym i siedzącym tłumie. Hermiona mogła tylko się domyślać, że szukał swojej angielskiej rodziny. Z tego, co słyszała, jego żona wystąpiła z żądaniem natychmiastowego rozwodu i oświadczyła publicznie, że na rozprawy będzie przesyłać swojego adwokata, bo nie życzyła sobie widzieć „tego sukinsyna” już nigdy w życiu.

Po nich weszli, albo w przypadku Aylin, zostali doprowadzeni pozostali oskarżeni.

Gdy już wszyscy zajęli miejsca, wstał Eligiusz Hawkins, oskarżyciel posiłkowy. Na ten znak wszyscy siedzący powstali. Natychmiast ucichły ostatnie rozmowy i dochodzące zewsząd szmery.

– Dzień dobry państwu – powiedział Foster, powstając. Musiał rzucić Sonorus, bo słychać go było bardzo wyraźnie, choć nie podnosił głosu. – Drugi grudnia rok dwa tysiące piętnasty. Sprawa: Ministerstwo Magii konta Peter Norris, David Lawford, Tyler Rockman, Paul Benson, James Scott, Nigel Watkins, Teddy Smith, Alain Stone, Percival Black, Aylin Black, Augustus Black, Gaius Backer, Euzebiusz McDear, Camilla Crumb i Horacjusz Müller. Oskarżyciel główny: Tiberius Foster, Minister Magii. Oskarżyciel posiłkowy: Eligiusz Hawkins. Clemens O’Brian, szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Percival Carpenter, Szef Biura Aurorów. Tyberiusz Ogden, Naczelny Mag Wizengamotu. Protokolant: Miranda Fox. Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że dzisiejsze posiedzenie jest otwarte dla prasy i radia, ale od tego momentu aż do odwołania obowiązuje zakaz wykonywania zdjęć. Proszę usiąść.

Przez chwilę słychać było zwykłe odgłosy siadania, przesuwania toreb, stukot butów, pokasływania i ciche rozmowy. Foster odczekał chwilę i przemówił na nowo.

– Wizengamot podjął decyzję.

Nagle w olbrzymiej Sali zapadła martwa cisza. Wszyscy niemal wstrzymali oddech.

– Proszę o powstanie Petera Norrisa. W sprawie zarzutu o zorganizowanie tajnej grupy w celu wprowadzenia supremacji czarodziejów czystej krwi i wyeliminowania czarodziejów półkrwi i pochodzenia mugolskiego, sąd uznaje oskarżonego za winnego. W sprawie zarzutu o zorganizowanie zamachu stanu i współudział w morderstwie Ministra Magii Kingsleya Shacklebolta, sąd uznaje oskarżonego za winnego. W sprawie zarzutu o zbrodnie przeciw ludzkości, sąd uznaje oskarżonego za winnego. W sprawie zarzutu o wielokrotne używanie Zaklęć Niewybaczalnych, sąd uznaje oskarżonego za winnego. W sprawie zarzutu o współudział w wielokrotnych morderstwach mugoli i czarodziejów i planowaniu kolejnych morderstw, sąd uznaje oskarżonego za winnego. W sprawie zarzutu o wielokrotne gwałty i tortury kobiet w Azkabanie oraz eksperymenty na ludziach, sąd uznaje oskarżonego za winnego. W sprawie zarzutu o łamanie Międzynarodowego Kodeksu Tajności Czarodziejów, jak również podstawowych praw czarodziejów, sąd uznaje oskarżonego za winnego. W sprawie zarzutu o planowanie dzieciobójstwa, sąd uznaje oskarżonego za winnego. W sprawie zarzutu o ograniczanie swobód obywatelskich, sąd uznaje oskarżonego za winnego. Wobec powyższego, Wizengamot skazuje winnego na pocałunek Dementorów. Egzekucja odbędzie się w ciągu dwóch najbliższych tygodni. Dokładna data zostanie podana do publicznej wiadomości. Egzekucja nie będzie otwarta dla publiczności. Oskarżony może usiąść.

Przez cały czas odczytywania wyroku Norris nie odrywał od Hermiony wzroku. Nie drgnął mu nawet jeden mięsień na twarzy, ale wzrok miał ciężki, niemal oskarżający. Kiedy słuchała werdyktu i widziała jego palące spojrzenie, mimo woli serce zaczęło jej ciężko walić w piersi i zaczęło szumieć w uszach. Dopiero po chwili dotarło do niej, że narastający szum brał się z sali. Już w połowie werdyktu rozbrzmiały pierwsze gorączkowe szepty i potoczyły się echem dookoła i z każdą sekundą przybierały coraz bardziej na sile, przeradzając się w coraz głośniejszy gwar.

Nagle poczuła ciepły dotyk na swojej ręce – to Severus ujął jej dłoń, ścisnął ją lekko i zaczął zataczać niewielkie kółka kciukiem. Musiał wyczuć, jakie wrażenie wywarła na niej decyzja Wizengamotu i teraz starał się ją uspokoić.

– Wygrałaś – szepnął cicho, przechylając lekko ku niej głowę.

– WygraliŚMY – odpowiedziała, oddając uścisk i uśmiechając się.

Rozległo się głośne stukanie – to Hawkins próbował uspokoić ludzi. Dopiero po chwili Foster zaczął mówić.

– Proszę o powstanie Davida Lawforda…

Odczytywanie wyroków trwało dość długo. Lawford został uznany winnym współudziału w organizacji tajnej grupy i pozostałych zarzutów z wyjątkiem używania Niewybaczalnych i planowania dzieciobójstwa, jednak z uwagi na pomoc udzieloną w ujęciu winnych, dobrowolne rozwiązanie Wieczystej Przysięgi i rozliczne próby skłonienia Norrisa do odstąpienia od niektórych planów, został skazany na trzydzieści lat Azkabanu. Gdy Lawford usłyszał wyrok, osunął się bezwładnie na krzesło.

Smitha uznano winnego wszystkich powyższych zarzutów, morderstwa Ministra Magii oraz mugoli i czarodziejów, znęcanie się nad kobietami w Azkabanie, nastawaniem na życie Severusa Snape’a i Hermiony Granger oraz licznych nadużyć swojej pozycji w celu czerpania korzyści ze sprawowanego stanowiska i, podobnie jak Norrisa, skazano na pocałunek Dementorów.

Benson, Scott, Watkins i Rockman skazani zostali na dożywocie w Azkabanie. Stone również, ale w jego przypadku wyrok miał być uzgodniony z francuskim Ministerstwem Magii, jako że tak naprawdę nie był obywatelem brytyjskim i Wizengamot przyznawał pierwszeństwo wymiaru sprawiedliwości Francuzom.

Horacjusz skazany został na dwadzieścia lat Azkabanu i doskonale zdawał sobie sprawę, że w jego przypadku jest to równe dożywociu. Backer i Augustus Black dostali po dziesięć lat Azkabanu, Percival Black, który zajął miejsce Warrena Singh w Departamencie Transportu Magicznego i Camilla Crumb, nowa szefowa Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof pięć. McDear, za współpracę z Norrisem oraz Blackiem, skazany został również na dwadzieścia lat więzienia.

Aylin zemdlała, wysłuchując wyroku. Za pomoc Norrisowi Wizengamot skazał ją na dwa lata przymusowej, darmowej pracy na rzecz Ministerstwa.

 

Gdy przebrzmiał ostatni wyrok, na sali wybuchło zamieszanie. Wszyscy zaczęli mówić jednocześnie, wstając i zbierając się do wyjścia albo przywołując znajomych. Rozległo się szuranie krzeseł, gdy oskarżeni wstali, by dać się wyprowadzić z sali dużej grupie Aurorów. Reporterzy zaczęli na nowo robić zdjęcia i słychać było wyraźny syk fleszów.

Hermiona zobaczyła, jak czarownica siedząca nieopodal, ta, która przyglądała się Jean Jacquesowi, podchodzi do niego i zaczynają rozmawiać, więc pociągnęła Severusa w odwrotną stronę. Coś jej mówiło, że teraz należało im nie przeszkadzać. Udało im się wyjść z ławki i zrobić dwa kroki, gdy otoczyła ich gromada reporterów. Dziewczyna odruchowo złapała Severusa za rękę. Ten pociągnął ją za sobą, torując sobie pośród nich przejście, więc nie zwalniając kroku, szła jak najszybciej za nim. Zewsząd padały pytania i choć starała się ich nie słuchać, to jednak większość z nich do niej docierała.

– Czy wyroki was satysfakcjonują?

– Panie Snape, kiedy odbędzie się pański proces za okaleczenie Teddy’ego Smitha?!

– Ile zapłaciliście Francuzom, żeby wam pomagali?

– Kiedy wróci pani do Ministerstwa, panno Granger?

– Zamierzacie się pobrać?

– Hermiono, jak możesz teraz patrzeć w oczy rodzinom oskarżonych?!

Hermiona zacisnęła rękę, słysząc ostatnie pytanie. Wybuchnęła w niej szalona złość na tych kretynów. Wychodzi na to, że skazano niewinnych i to z mojego powodu!!!

– Banda kretynów! – warknęła głośno.

Na całe szczęście wyszli już do korytarza i zatrzasnęli za sobą drzwi. Severus poczuł, jak zabiło mu serce i zmusił się do zachowania spokoju.

Zamierzacie się pobrać?… Banda kretynów!… Zamierzacie się pobrać? … Banda kretynów! Och, ty kretynie…

– Pospieszmy się. Muszę wracać do Hogwartu – rzucił, pociągając dziewczynę za sobą.

Usłyszał swój głos, trochę zmieniony; nic dziwnego, coś dławiło go w gardle i przyspieszył mu oddech.

– Severus… – usłyszał za sobą i zorientował się, że Hermiona nie nadąża za nim, tak szybko szedł przed siebie.

Zwolnił trochę i dziewczyna zrównała się z nim. Postarał się uśmiechnąć, żeby złagodzić swoje słowa.

– Przepraszam – mruknął. – Ale przypomniałem sobie, że mam po południu spotkanie, do którego muszę się przygotować…

Z daleka od reporterów, od oskarżonych, sędziów i wszystkich ludzi, którzy ciągle się na nich gapili, Hermiona zaczęła powoli wracać do siebie. Potaknęła, idąc za nim, aż dotarli prawie do końca korytarza. Zza rogu dobiegały coraz bardziej głosy wychodzących z sali ludzi. Dziewczyna zatrzymała się.

– W takim razie leć, ja wrócę pożegnać się z Jean Jacquesem – powiedziała. – I podziękować Fosterowi i całej reszcie…

Severus przystanął nagle, uświadamiając sobie, co właśnie robił. Zamierzał tak po prostu wyjść, bez choćby krótkiej rozmowy z Jean Jacquesem… I już nie chodziło o to, że nie pożegnałby się z kimś, kogo zaczął uważać za… powiedzmy, przyjaciela. Jean Jacques reprezentował dziś Charlesa Chevalier i jeśli kiedyś należało podziękować Francuzom za okazaną pomoc, to właśnie teraz. Cholera, cholera, cholera!!! Opanuj się!

Hermiona wspięła się na palce i opierając się na jego ramionach, pocałowała go delikatnie.

– No już, leć. Wszystko wyjaśnię – ponagliła go.

Poczuł się rozdarty między ochotą wrócenia do sali dla świadków i nagłej potrzeby ucieczki stąd i zostania samemu. W końcu skinął głową i odszedł spiesznym krokiem.

Hermiona wróciła porozmawiać z Fosterem, Carpenterem, Ogdenem i O’Brianem i paroma członkami Wizengamotu. Przeprosiła za nieobecność Severusa, podziękowała za werdykt i pomoc i chwilę wymieniali uwagi na temat przebiegu tej skomplikowanej rozprawy.

Jean Jacques dołączył do nich, kiedy już kończyli dyskusję na temat tego, co było lepsze: pocałunek Dementora czy dożywocie w Azkabanie. Szczególnie starszy czarodziej z długą, siwą brodą i młoda, bardzo pulchna kobieta z krótkimi, kręconymi blond włosami nie zgadzali się ze sobą i rozprawiali coraz bardziej podniesionymi głosami.

– Pocałują ich raz, prask i po krzyku. Owszem, przez krótką chwilę te ścierwa będą się bać, ale to szybko minie i potem będą już mieli spokój! – krzyknął zdenerwowany starszy pan. – Gdyby mieli spędzić dziesiątki lat w przerażającym więzieniu, w otoczeniu dementorów, z pewnością odcierpieliby te wszystkie okropieństwa, które chcieli zgotować nam wszystkim!

Kobieta poprawiła pukiel włosów, który opadł jej na ramię i nałożyła szpiczastą tiarę.

– Bardzo szybko straciliby zmysły i przestali cokolwiek czuć i rozumieć. Nie byliby w stanie żałować. Za to teraz przez dwa tygodnie będą cierpieć męczarnie, wiedząc, że niedługo pocałuje ich dementor… i de facto umrą.

Foster i O’Brian przyłączyli się do polemiki, więc Jean Jacques cofnął się parę kroków i kiwnął ręką na Hermionę.

– Severusa nie ma?

Dziewczyna pokręciła głową.

– Nie. Ma dziś ważne spotkanie, do którego musi się jeszcze przygotować, więc prosto z sali rozpraw pognał do Hogwartu.

Do sali weszło parę innych osób, rozmawiając ze sobą, więc nie musieli ściszać specjalnie głosu.

– Przecież od poniedziałku było wiadomo, że dziś zapadnie wyrok… – zdziwił się Jean Jacques. Można to było, do licha, przewidzieć…

– Pewnie wczoraj stało się coś, czego nie planował. Wiesz, uczniowie mają różne dziwne pomysły – odparła, uśmiechając się ironicznie. – Udało ci się wyjść z sali w spokoju?

Jean Jacques parsknął śmiechem. Sofia, jedna ze świadków oskarżenia, próbowała z nim porozmawiać o stanowisku Francji w tej sprawie, ale po chwili podeszli do nich reporterzy i przestał słyszeć, co mówiła.

– Udało mi się, ale z trudem. Oni są jak sępy, jak tylko widzą jakąś padlinę, zlatują się i dziobią, póki mogą!

Hermiona wzdrygnęła się odruchowo na takie porównanie.

– Darujmy sobie szczegóły. Pewnie dopadły cię te same sępy, które otoczyły nas. Severus nas jakoś stamtąd wyciągnął, ale już i tak miałam dość tych ich durnowatych pytań – pokręciła głową. – Wiesz co, niektórzy z nich są głupsi niż ustawa przewiduje… czepiają się wszystkiego.

Jean Jacques bezbłędnie rozszyfrował oburzenie w jej minie.

– Co się stało?

Hermiona na nowo poczuła przypływ złości.

– Och, od tygodni pytają, ile wam zapłaciliśmy za pomoc, za ochronę, kto będzie płacił za fakturę, którą nam niewątpliwie przyślecie za gościnę… wyobrażasz sobie, po całym tym procesie, po wyjaśnieniu tych wszystkich potwornych faktów… mieli czelność spytać mnie, jak teraz śmiem spojrzeć w oczy rodzinom skazanych?! To tak, jakby to była moja wina, że dzieje im się krzywda!!! – pod koniec podniosła lekko głos i opanowała się. – Poza tym wpychają nos w zupełnie nie swoje sprawy! Chcieli wiedzieć, czy się pobierzemy! To nie ich interes!

Jean Jacques spojrzał na nią z nagłą uwagą.

– I co? Odpowiedzieliście im coś?

Hermiona prychnęła rozzłoszczona. Na całe szczęście, kiedy padło ostatnie pytanie, dochodzili już do drzwi. Przynajmniej nikt nie słyszał jej komentarza. Przynajmniej nie powinien.

– Nic nie mówiliśmy, po prostu wyszliśmy. Nie sądzę, żeby ktoś usłyszał, jak mówiłam, że to banda kretynów.

Oh merde, merde, merde!!! Francuz zacisnął lekko pięści. Jeśli Severus to słyszał… Wiedział, że dziś Severus planował oświadczyć się Hermionie, sam przecież pomagał mu kupować pierścionek. I pamiętał doskonale, że oświadczyny nie były taką prostą sprawą. Jeśli nagle słyszy się, jak ukochana komentuje pomysł zaręczyn, mówiąc „banda kretynów”…

Nagle domyślił się, co to za ważne spotkanie wypadło Severusowi dziś po południu. MERDE!!!

– Zgodzę się z tobą. Banda kretynów. Jak można pytać otwarcie o to czy planujecie małżeństwo, czy nie – stwierdził, niby od niechcenia polerując różdżkę o rękaw eleganckiego garnituru i spiął się lekko, czekając na odpowiedź.

– Co? To tak, jakby sugerowali, że to moja wina, że Norrisa i Smitha pocałują dementorzy, a reszta będzie gnić w Azkabanie! To jakiś absurd! Stawiają świat do góry nogami! Co, może byłoby lepiej, gdybyśmy tego nie odkryli i dziś Norris kontynuowałby swój szalony plan, ciesząc się długim, radosnym życiem? A Smith potraktowałby mnie jak zabawkę?!

Jean Jacques obserwował ją uważnie i doszedł do wniosku, że najprawdopodobniej właśnie to ją rozzłościło, a nie pytanie o zaręczyny. W tej chwili wyglądała na lekko roztrzęsioną, nie bardzo się kontrolowała i mówiła, co myślała.

– Wiesz co… – podrapał się po głowie. – Będę już uciekał. Minister z pewnością czeka na wiadomości. Przekażę mu wasze uszanowania i tak dalej. I tak będziecie mieli okazję mu podziękować osobiście. Skoro Cabrel już jest osądzony, będziemy mogli go ściągnąć z powrotem do Francji i pewnie niedługo zacznie się jego proces, na który was wezwiemy. Ale przekaż proszę Severusowi, że muszę z nim porozmawiać. Jak nie dziś, to jutro.

Hermiona, zaskoczona, uniosła brwi w bardzo severusowy sposób.

– Dobrze, oczywiście, że mu przekażę. Ale dopiero wieczorem, jak wróci do domu. Nie wiem o której. Może do nas po prostu wpadniesz?

Francuz zawahał się krótką chwilę. Wolał nie przeszkadzać, na wypadek, gdyby Severus chciał jednak zrobić to dziś. Niech sam mu powie, kiedy może przyjść.

– Nie, nie dam rady, Bibi na mnie czeka – odparł w końcu. – Ale może jutro, czy pojutrze… I dziękuję za zaproszenie, ma cherié.

Hermiona cmoknęła go w policzek i uśmiechnęła się szeroko.

– To my ci dziękujemy. Za wszystko. I jak będziesz wystawiał tę fakturę, wyślij ją bezpośrednio do Proroka!

Oboje roześmiali się i Jean Jacques wyszedł, zaś Hermiona postanowiła jeszcze zostać chwilę, żeby spytać Fostera, kiedy powoła komisję w jej sprawie.

 

 

Severus wrócił do szkoły i zamknął się w swojej komnacie. Miał jeszcze trochę czasu do obiadu, więc mógł pobyć trochę w spokoju. A właśnie tego teraz potrzebował.

Przywołał małe pudełeczko z czerwonego aksamitu i otworzył je. W świetle świec błysnął złoty pierścionek z diamentem. Wyjął go i przyjrzał mu się, wykrzywiając równocześnie usta.

Pierścionek wyglądał jak cieniutka wstęga, rozszerzająca się trochę na górze i oplatająca delikatnie niewielki, błyszczący diament. Wyglądało to tak, jakby złote paski tuliły do siebie szlachetny kamień, tak samo jak on chciał tulić ją.

Od ponad tygodnia wymykał się do mugolskich miast i miasteczek i próbował kupić coś sam. Ale był zupełnie przytłoczony ilością i różnorodnością pierścionków. Nigdy się tym nie interesował i teraz nie miał bladego pojęcia, co nadawało się najbardziej na zaręczyny. Były i złote i srebrne i różowawe… z małymi, błyszczącymi oczkami albo z dużymi, białymi albo kolorowymi… Może kolor pierścionka dobierało się do koloru włosów? Może kamienie miały jakieś magiczne właściwości? Ale jak o to spytać sprzedawczynię?

W końcu poddał się i wspomniał o tym Jean Jacquesowi, który zaproponował mu pomoc. W poniedziałek wybrali się więc do Londynu i spędzili godzinę u jubilera. Młoda kobieta pokazała im całą dużą szufladę pierścionków, z cienkiego złota albo srebra, z malutkimi oczkami i przez jakiś czas Severus rzucał okiem w kierunku innych, o wiele większych. W końcu sprzedawczyni wyjaśniła mu, że ofiarowanie pierścionka, gdy prosi się kobietę o rękę, to ma być gest, a nie lokata całego jego majątku.

Złościł się na Jean Jacquesa, który wydawał się widzieć różnice między zaprezentowanymi pierścionkami, zmuszał do okazywania cierpliwości doradzającej bez przerwy sprzedawczyni, uśmiechał się w duchu na myśl o tym, co to oznacza i równocześnie bał się chwili, kiedy przyjdzie mu poprosić Hermionę, by została jego żoną.

Ale przepełniała go radość, gdy wychodził ze sklepu z małym pudełeczkiem w kieszeni. Rozlewała się gorącem w jego piersi, dodawała mu skrzydeł i sprawiała, że czuł się lekki i szczęśliwy.

Zaplanował to na środę wieczorem. To był symboliczny dzień. Dobiegła końca sprawa, która sprawiła, że ich drogi się spotkały, ale ich miłość miała trwać nadal.

Od poniedziałku oglądał ciągle pierścionek i starał się zaplanować, co jej powie… jak jej to powie… i w miarę upływu czasu był coraz bardziej pewny siebie i coraz bardziej tego pragnął.

I właśnie dziś, gdy powtarzał sobie w myśli słowa, które miał powiedzieć, na pytanie reporterów o to, czy się pobiorą, Hermiona rozzłościła się i powiedziała „Banda kretynów”…

Opadło go nagłe przygnębienie i zrezygnowanie. Coś ciężkiego osiadło mu na ramionach i cisnęło w dół, tak mocno, że nie potrafił z tym walczyć. Serce szamotało się w nim, gdy wyobrażał sobie, co by było, gdyby ją jednak dziś poprosił o rękę, a w ustach zaś czuł gorzki smak porażki, tak gorzki, że aż piekło i ściskało mu się gardło.

„Banda kretynów”… Odmówiłaby ci. Pewnie przygryzłaby w zakłopotaniu usta, nie wiedząc, jak to powiedzieć, żeby cię nie urazić, ale w końcu powiedziałaby NIE. Albo byś się domyślił.

Gdy wyobraził sobie scenę, jak Hermiona próbuje znaleźć odpowiednie słowa i w końcu kręci przecząco głową, a on pochyla głowę, ukrywając przed nią wyraz twarzy i chowa pierścionek… i stara się nie okazać upokorzenia i bólu porażki… serce mało nie wyskoczyło mu z piersi. Zacisnął oczy i rękę tak mocno, że pierścionek wypadł na ziemię z cichym brzękiem.

Widok złotego krążka na kamiennej podłodze sprawił, że poczuł się zmuszony podjąć jakąś decyzję. Kopnąć go jak najdalej, zapomnieć o wszystkim… czy poddać się, podnieść go, odłożyć na bok… choćby na jakiś czas…?

Skrzywił się i zamknął oczy i starał się uspokoić, by odzyskać zdolność logicznego myślenia. Wdech, wydech… z każdą chwilą serce biło mu coraz spokojniej i widział jaśniej.

W końcu przywołał pierścionek, włożył go do malutkiego aksamitnego pudełeczka, które schował na samym dnie szuflady nocnej szafki.

Zdecydował się o nim zapomnieć na jakiś czas. Może kiedyś odważy się na nowo.

Wrócił do swojego gabinetu i rzucił się w wir pracy, mając nadzieję zapomnieć również o powodach tej decyzji, ale dusząca zmora w sercu nie opuszczała go do końca dnia.

W końcu koło dziewiątej wieczorem zmusił się, żeby wrócić do domu. Na początku wieczora bał się, że widok Hermiony sprawi, że dzisiejsza porażka zacznie boleć go na nowo, ale z upływem czasu przeważył inny ból – na myśl o tym, że ona znów spędziła cały dzień sama w domu i teraz siedzi i czeka na niego cierpliwie.

Ona cię kocha, ty idioto. Czy już sam fakt, że każdego wieczora czeka na twój powrót i stara się zadowolić tymi nielicznymi chwilami, gdy jesteście razem, nie mówi sam za siebie? Nie narzeka, rozumie, czemu nie chcesz… wpuścić jej bardziej do twojego życia… i czeka.

Po prostu jeszcze nie jest gotowa. Potrzebuje więcej czasu. Zrozum to. Choć raz to ty wyrzecz się czegoś, z miłości dla niej.

Gdy wyszedł z kominka, Hermiona zerwała się z kanapy, podbiegła do niego z szerokim uśmiechem na twarzy i uwiesiła mu się na szyi. Przygarnął ją mocno do siebie i zamknął oczy, chowając twarz w jej włosach.

Czy to nie jest najlepszy dowód, że cię kocha?

Rozdziały<< Dwa Słowa EPILOG część 1Dwa Słowa EPILOG część 3 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz