Dwa Słowa Rozdział 38

Poniedziałek, 24.08

Tuż po szóstej rano na Chalton Street podjechał zwykły szary ford. Zatrzymał się pod blokiem na wprost numeru 98. Pasażer, rudowłosy mężczyzna wysiadł i niosąc ze sobą jakąś dużą torbę, wszedł do budynku, kierowca zaś przyglądał mu się przez chwilę, a potem odjechał.

Rudy wszedł do mieszkania na drugim piętrze dokładnie na wprost mieszkania Hermiony i zaczął rozstawiać statyw do szerokokątnej kamery z detektorem ruchu z niewidocznym oświetlaczem na podczerwień, aparat fotograficzny i stację dokującą do zgrywania plików. Urządzenia pracowały w trybie czuwania do dwudziestu godzin i automatycznie znakowały nagrane obrazy datą i godziną.

Kamera została nastawiona na okna mieszkania, zaś aparat fotograficzny wycelowany na wyjście z klatki schodowej.

Mieszkanie stało puste już od jakiegoś czasu i Nigel po prostu zajął je do własnych celów, powiadamiając agencję nieruchomości, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni wykluczone są wszelkie wizyty ewentualnych nabywców.

Rudy włączył miniaturowego laptopa, zsynchronizował ze stacją dokującą i podłączył się do policyjnego serwera, wykorzystując kodowane połączenie internetowe lecące przez satelitę używanego przez policję.

Wyciągnął też termos z kawą i kanapki i zaczął jeść śniadanie. Pozostało mu czekać, kiedy pokaże się właścicielka domu.

Tuż po siódmej zaświeciło się światło w oknie na wprost. Kamera natychmiast włączyła się i zaczęła rejestrować obraz. Chwilowo nie było nic widać przez grube, białe zasłony. Po prawie godzinie światło zgasło. Rudy podszedł do okna, stanął trochę z boku i zaczął przyglądać się wyjściu z klatki schodowej. Po dziesięciu minutach wyszła z bloku jakaś starsza pani, ale właścicielki obserwowanego mieszkania nie zobaczył. Wzruszył ramionami i wyciągnął kolejną kanapkę. Obojętnie o której by nie wyszła, kamera i tak ją złapie.

 

 

 

Marcus Gordon wyszedł z toalety, poprawiając spodnie i podszedł do umywalki. Odkręcił kurek i czekając chwilę, aż napłynie ciepła woda, rozejrzał się dookoła. Jego wzrok padł na złożony na pół arkusik szarawego pergaminu. Był z tych bardziej eleganckich, których w Ministerstwie nigdy nie używano z uwagi na cenę. Domyślając się, że ktoś go zgubił, podniósł go i zaczął czytać.

Po chwili z kranu lał się wrzątek, a Marcus stał oszołomiony.

 

 

Rathlin – zawieszona na rok

Eliksir antyk – Ok

Usuwc – no OK

Granice – OK

Sowy – OK

Spr kwal – co, kto, kiedy?

Imperius na wszyst przeciwn

 

 

Zupełnie nie rozumiał, o co chodziło, ale powoli zaczęło do niego docierać, że jest to albo plan popełnienia przestępstwa, albo już dowód na nie. Lepiej, żeby nikt go z tym nie zobaczył…

Jak na złość drzwi do toalety się otworzyły i wszedł Ames Shaw, jego dobry znajomy z Poziomu trzeciego. Marcus zareagował zupełnie odruchowo. Poczerwieniał, schował raptownie rękę z pergaminem i jednocześnie przyszło mu do głowy, że przecież chowając go, przyznawał się jednocześnie do winy. Więc odsunął go od siebie, spoglądając na odbicie Amesa w lustrze.

– N-nie wiem co… Cześć, Ames – uśmiechnął się nerwowo i podał znajomemu suchą prawą rękę na powitanie.

Woda cały czas się lała, więc Ames popatrzył zdumiony to na strugę wody, to na Marcusa i trzymany przez niego pergamin.

– To nie moje! – powiedział natychmiast Marcus.

– Co ci… – spytał Ames. – Coś się stało? Co ty tam masz?

Marcus zaklął cicho pod nosem i zakręcił wodę.

– Nic… takie tam… znalazłem. Taki dokument… – i ponieważ zaczęło to wyglądać coraz bardziej podejrzanie, westchnął i podał go Amesowi. – Cholera. Nie wiem, co to jest… ale kiepsko wygląda, nie?

Ames rzucił okiem na kilka linijek i uniósł brwi w zdumieniu.

– Merlinie! Wygląda bardzo kiepsko! Co to jest? I skąd to masz?!

– Nie wiem, co to jest, przecież od godziny ci to mówię! Znalazłem na podłodze pod umywalką, musiał komuś wypaść…

– Komu?!

Pytanie było czysto retoryczne. Do toalety na poziomie Atrium chodzili nie tylko wszyscy pracownicy Ministerstwa, ale i różni interesanci. Notatkę mógł zgubić każdy.

Ames zerknął jeszcze raz na ostatnią linijkę. Imperius na wszystkich przeciwników – wyraźnie tak powinno brzmieć pełne zdanie.

– Jak ktoś nas z tym zobaczy, to będziemy musieli zaprzyjaźnić się z dementorami, wiesz o tym…

– A myślisz, że czemu zachowywałem się przed chwilą jak kretyn i chowałem ten papier? – odparł nerwowo Marcus.

Mężczyźni spojrzeli na siebie. Marcus zrozumiał, że Ames mógł mieć wątpliwości i jeśli kiedyś, w przyszłości, coś dziwnego się stanie, zawsze będzie go podejrzewał. Było tylko jedno wyjście.

– Idę z tym do Aurorów.

– Jeśli ci nie uwierzą, to masz przesrane.

–Tak czy inaczej mam przesrane. Ale może oni będą mogli się tym zająć. Nie wiem, o co tu chodzi, ale piszą tu takie rzeczy, że to śmierdzi z daleka!

– Dobra, to idź. Ja wolę się w to nie mieszać.

– Jeśli zaczną robić śledztwo, będę musiał o tobie powiedzieć. I będzie podejrzane, że ze mną nie przyszedłeś… – zauważył Marcus.

Ames doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Westchnął i poddał się.

– Dobra, to daj mi się wysikać, myj te ręce i idziemy.

Obaj mężczyźni z duszą na ramieniu zanieśli znaleziony dokument do Biura Aurorów i natychmiast zostali zatrzymani w celu złożenia obszerniejszych wyjaśnień. Równocześnie któryś z Aurorów poszedł z pergaminem do szefa.

– Teddy, zobacz, co zostało znalezione w męskiej toalecie w Atrium – powiedział, wchodząc do gabinetu Smitha.

– W tej chwili najbardziej interesują mnie wszystkie hasła do Loterii Morgany – odparł Smith, uśmiechając się i otworzył złożony na pół pergamin.

W jednej sekundzie zbladł jak kreda i czerwone blizny na twarzy stały się jeszcze bardziej wyraźne. Otworzył usta i szybko je zamknął, starając się opanować i nic po sobie nie pokazywać.

– Kto to znalazł?! I kiedy?! – wypluł z siebie.

– Nie wiem, nie znam ich. Siedzą w tej chwili i składają zeznania… – odpowiedział młody Auror. – Jak chcesz, to powiem, żeby chłopaki ich do ciebie przyprowadzili.

Smith kiwnął głową, czując, że musi to jakoś wyjaśnić.

– Daj mi ich tu. To idealnie pasuje do… sprawy, nad którą pracuję już od jakiegoś czasu.

– Merlinie, ty to zawsze masz najcięższe kawałki do rozwiązania!

Smith zmusił się do uśmiechu.

– No wiesz, w końcu po coś jestem waszym szefem, czyż nie?

Auror odpowiedział pełnym podziwu spojrzeniem i cofnął się do drzwi.

– Faktycznie, Teddy! Za chwilę ci ich przyprowadzę, niech tylko chłopaki odwalą papierkową robotę.

Kiedy drzwi się zamknęły, Smith na nowo spojrzał na pergamin.

O kurwa mać. Który to robi notatki z naszych spotkań?! Jeśli ktoś to zrozumie, jesteśmy załatwieni!

Potem przyszło mu do głowy, że Norris każe mu szukać kto to zrobił i z pewnością zabije delikwenta na miejscu.

 

 

Była prawie siódma wieczorem, kiedy skończył przesłuchiwać dwóch czarodziejów, którzy znaleźli notatkę. Po ich reakcji miał praktycznie pewność, że nic z niej nie rozumieją.

Zebrał notatki i poszedł do Norrisa, którego uprzedził pilnym samolocikiem, że ma do niego sprawę.

Norris przekładał właśnie teczki w szafie. Przywitał się ze Smithem całkiem uprzejmie, wskazał krzesło przed swoim biurkiem i obaj usiedli. Smith bez słowa podał mu notatkę.

Norris przebiegł wzrokiem parę linijek, odłożył ją na biurko i spojrzał na Smitha.

– Co to ma być?

– Dwóch facetów znalazło to w męskiej…

– CO???!!!

–… łazience.

Smith na wszelki wypadek odsunął się trochę na widok zgrozy malującej się na twarzy Norrisa. Ten spojrzał jeszcze raz na notatkę, otworzył usta, ale przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć. W końcu się odblokował.

– Ktoś spoza nas znalazł i przeczytał tę notatkę???! Jasna cholera…

Smith energicznie kiwnął głową.

– Przesłuchałem tych facetów i sądzę, że nie wiedzą, o co chodzi.

– Sądzisz… – zaczął Norris, stając się na nowo czerwony na twarzy.

Ale Smith postanowił się nie dać. Nie tym razem.

– Peter, jakiś kretyn zrobił notatkę z naszej ostatniej narady i zgubił ją w kiblu. I tak mamy szczęście, że udało mi się dopaść facetów, którzy ją znaleźli – nie była to do końca prawda, ale brzmiało wspaniale. Kolejny wielki sukces w jego wspaniałej karierze. Co prawda w tym wypadku nikt nie mógł się o tym dowiedzieć, ale Smith miał już we krwi łganie za każdym razem, kiedy mógł i przekręcanie wszystkiego tak, żeby wyszło to na jego korzyść.

Norris zerwał się i zaczął chodzić wzdłuż gabinetu, zaciskając pięści i zgrzytając zębami. Walnął pięścią w ścianę i trochę go to uspokoiło.

– Co z nimi zrobiłeś? – warknął do Smitha.

– Wypuściłem, a co miałem zrobić? Wszyscy widzieli, jak … ich prowadziłem na przesłuchanie – już prawie powiedział „ jak moi Aurorzy przyprowadzili ich na przesłuchanie”, ale w ostatniej chwili się poprawił. – Gdybym ich zamknął, dopiero zaczęłoby się gadanie.

– Co im powiedziałeś?!

– Że mają milczeć. Że prowadzę bardzo ważne dochodzenie i nie wolno im o tym rozmawiać. Wymyśliłem naprędce jakąś teoryjkę o złodziejach, którzy szukają czarnoksięskich przedmiotów i potem chcą uciec z kraju i najwyraźniej w to uwierzyli.

Norris prychnął z wściekłością.

– Mamy szczęście, że ta notatka nie była jaśniejsza! Że ci ludzie się nie domyślili, o co chodzi! Gdyby tak było, już byłoby po nas! – pokręcił głową. – Znajdź mi tego, który to zrobił! Jak najszybciej!

Chwilę zastanawiali się, co można z tym zrobić. Przede wszystkim, jak mieć pewność, że jutro, pojutrze, ten sam kretyn nie zgubi kolejnej notatki.

Potem zeszli na sprawę Granger.

– Jest na liście osób nadzorowanych, więc nikt nie będzie czyścił jej rejestru. Mamy pod nadzorem jej kominek, sprawdzamy rejestry aportacji i świstoklików i obserwujemy, czy nie dostaje sów. Jej biuro też jest pod kontrolą – uspokoił Norrisa Smith. – Jeśli chodzi o stronę mugolską, przez najbliższe dwa tygodnie parę osób obserwuje jej mieszkanie całą dobę. Jeśli coś się tam będzie działo, będziemy o tym wiedzieć.

– Dobrze – stwierdził Norris.

 

Popołudniowa ekipa miała masę zdjęć osób wychodzących z klatki schodowej do przeglądania, ale jak dotąd nie zobaczyli właścicielki mieszkania numer 15. Nie pojawiła się też wieczorem. Wywiadowca, który akurat pilnował mieszkania, uznał, że będzie to najprostsza obserwacja pod słońcem.

Kiedy koło dziewiątej wieczorem zapaliło się światło, doszedł do wniosku, że kobieta musiała siedzieć w domu cały dzień. Przez grube zasłony w świetle lampy można było zobaczyć bardzo niewyraźny zarys dwóch sylwetek; jednej niższej od drugiej. W którymś momencie zbliżyły się do siebie i wywiadowca uśmiechnął się pod wąsem. Najwyraźniej pani domu miała randkę. Teraz trzeba będzie tylko przejrzeć zdjęcia wszystkich mężczyzn wchodzących niedawno do jej klatki schodowej i znajdą tajemniczego gościa.

 

 

Czwartek, 27.08

Gordon, policyjny wywiadowca, prowadzący właśnie obserwację z mieszkania podszedł do okna.

– Zgasło światło – rzucił do słuchawki. – Macie coś?

– Poczekaj trochę… – odpowiedział Jeff, który siedział na klatce schodowej niedaleko drzwi z numerem 15. – Póki co nic.

– U mnie też cicho – włączył się Frank, siedzący na podwórku z drugiej strony domu.

Mijały minuty i nic się nie działo. Cisza i spokój. Po prawie dziesięciu zgłosił się Jeff.

– Dupa blada.

– Cholera! – warknął Gordon, uderzając pięścią w drugą dłoń.

– Idę do ciebie – odezwał się równocześnie Frank. – Jeff, zostań na wszelki wypadek. Za chwilę wyślemy ci kogoś na zmianę.

– Pospieszcie się, sikać mi się chce…

Po chwili Frank wszedł do mieszkania i machnął ręką do Gordona.

– Co się tam dzieje, do cholery?! Niemożliwe, żeby ona spędzała całe dnie i noce w domu i praktycznie z niego nie wychodziła!

Ich dzisiejszy wybuch złości miał swoje podstawy. Obserwacja z początku wydawała im się prosta, ale z upływem dni wszystko zaczęło się komplikować. Ta cholerna baba była praktycznie nieuchwytna!

W poniedziałek ktoś do niej przyszedł, ale ona sama nie wyszła ani razu. We wtorek zobaczyli ją po południu, jak wracała z jakąś torbą z zakupami. Chore. Bo nie zauważyli, żeby wychodziła.

W środę znów przez cały dzień się nie pokazała. Dokładnie za trzy ósma wieczorem przyszedł do niej jakiś młody facet. Parę chwil później zapaliło się światło i przez grube białe zasłony zobaczyli zarys trzech sylwetek, w tym jednej wysokiej. Wyglądało na to, że trzeci był facetem z poniedziałkowej randki. Skąd się tam wziął – nie mieli pojęcia, bo od godziny nikt nie wszedł do bloku. Siedział tam już wcześniej?

Z początku sądzili, że było to winą jakiegoś błędu w ustawieniu kamery czy aparatu i nikt nie miał ochoty się do tego przyznać. Potem zaczęli podejrzewać, że nawala im sprzęt. I choć pomysł, że dwa różne urządzenia mogą szwankować równocześnie był całkiem zwariowany, wymienili zarówno kamerę, jak i aparat fotograficzny. Środa pokazała, że albo nowe urządzenia nawalają tak jak poprzednie albo… albo już nic z tego nie rozumieli.

Dlatego też w czwartek zdecydowali się rozszerzyć obserwację i wystawić posterunki pod drzwiami Tajemniczej Damy i na podwórku po drugiej stronie bloku.

– Do tej pory nie wierzyłem w Batmana, ale chyba teraz zacznę – mruknął Frank. – Masz jeszcze kawy?

– Termos stoi w kuchni. Nie oglądałem tego, jestem wierny Spidermanowi. Przynajmniej miał jedną babkę, a nie rwał na prawo i lewo – odparł Gordon, zdecydowany nie ruszyć się sprzed okna.

– Widzisz coś? Coś się tam rusza w domu? – Frank zniknął w kuchni. – Nalać ci?

– Nie, dzięki. Nic się nie rusza. Jakby żywego ducha nie było. Już nic z tego nie rozumiem. To mi bardziej podpada pod Archiwum X, wiesz?

Po chwili Frank wyszedł z kuchni z kubkiem i zadzwonił po zmianę.

– Możecie przyjeżdżać. Znów klapa – powiedział do telefonu i rozłączył się. – Jeff, trzymaj się jeszcze trochę, zaraz przyjadą Bill i Kulawy – dorzucił do słuchawki.

Podszedł do okna i popatrzył na mieszkanie na wprost.

– Nawet Spiderman odpada. Zobaczyłbym ją. Poza tym Gordon, o czym my tu pieprzymy! Niemożliwe, żeby … – nie umiał znaleźć słów.

Kwadrans później przyszli Bill i Kulawy. Kulawy natychmiast poszedł zmienić Jeffa i na wszelki wypadek zabrał mikrokamerę, którą postanowili umieścić na wprost drzwi Tajemniczej Damy. Chwilę później wrócił Jeff, poszedł do łazienki i gdy wrócił do pokoju, kopnął krzesło.

– Cholera. Jeśli dziś jej nie będziemy mieć, jutro przynoszę kamerę termowizyjną – powiedział mściwie.

– Chodź, idziemy z tym do Nigela. Tak czy inaczej to on musi to zatwierdzić – powiedział Gordon. – Bill, damy znać. Jakby co, dzwoń, dobra?

We trójkę wsiedli do szarego forda i pojechali na komendę policji.

.

Późnym popołudniem Hermiona wyszła z pracy do mugolskiego Londynu i wybrała się na zakupy. Kupiła specjalną karmę dla Krzywołapa, który z racji wieku miał już problemy z gryzieniem normalnej, świeże owoce i chleb.

Podchodząc do drzwi od mieszkania, zauważyła na korytarzu trochę dalej jakiegoś lumpa, który na jej widok widocznie się obudził, bo podniósł głowę i wlepił w nią dziwne spojrzenie. Nie śmierdział, nie klął, nie ruszał się, więc specjalnie jej nie przeszkadzał, ale nie czuła się zbyt pewnie i na wszelki wypadek pospieszyła się z otwieraniem drzwi i czym prędzej je zamknęła. I postanowiła ograniczyć do minimum wychodzenie na zewnątrz.

.

Lump poczekał, aż drzwi się zamknął.

– Chłopaki, ja pierdzielę… Tajemnicza Dama właśnie weszła do domu – powiedział cicho i wyraźnie.

W mieszkaniu Naprzeciwko towarzystwo zaklęło tak, że szewc by się nie powstydził.

– Pete, dzwoń do Nigela. Jeszcze dziś wieczorem chcę tu kamerę termowizyjną – powiedział jeden z siedzących właśnie przy stole facetów.

Pete sięgnął po komórkę i wyszukał numer.

– Nigel? Tu Pete. Mamy problem…

.

 

Smith prosto z pracy wybrał się jak zwykle na posterunek policji spotkać się z Nigelem. Równocześnie chciał wiedzieć, czy wreszcie udało im się coś zobaczyć i bał się, że nie. I że Nigel za chwilę zacznie się interesować coraz bardziej tematem. Może jednak nie powinien zwracać się do mugoli w takiej sprawie?

Nigel rzadko kiedy miał uśmiech na twarzy. Dziwne, bo bardzo lubił swoją pracę. Ale dziś wyglądał jeszcze bardziej ponuro niż zwykle.

– Teddy, coś ty tym razem wymyślił? – odpowiedział na powitanie.

Smith próbował zrobić niewinną minę, ale jak zwykle mu się nie udało.

– Co się dzieje, Nigel? – spytał, zdejmując z krzesła jakieś ciężkie pudło i siadając wygodnie. To był błąd.

– Co się dzieje?! To ja powinienem się ciebie o to zapytać! Ta twoja Granger wchodzi do domu, nie wychodząc z niego, wraca, choć powinna w nim być i nikt nie wie skąd ona się tam bierze! – wyrzucił z siebie Nigel.

Cholera, kiepsko…

– Nigel, o czym ty mówisz? Wchodzi, nie wychodząc? Przecież to niemożliwe…

Nigel podniósł rękę, stopując Smitha i szybko wydrukował raport aktywności obserwowanego celu. Rzucił jeszcze ciepłą kartkę przed Smithem i zakreślił długopisem parę pozycji.

– Co to ma być? Popatrz dobrze. Tu masz czas, kiedy kamera zarejestrowała ruch w jej mieszkaniu. Tu, kiedy wchodziła! Rozumiesz? Wchodziła do siebie do domu… jak mogła wchodzić, nie wychodząc z niego?

Smith nie bardzo wiedział, jak to wytłumaczyć. Chwilę główkował.

– Może ich tam jest więcej, w tym domu?

Nigel zaprzeczył gwałtownie.

– To po pierwsze kamera coś by wyłapała w ciągu całego dnia, choćby najdrobniejszy ruch, po drugie zobaczylibyśmy, że wychodzi, zanim drugi raz wróciła do siebie do domu!

– Nigel, nie wiem, nie znam się – rozłożył bezradnie ręce Smith.

– Dałeś mi jakąś parszywą sprawę… Chłopaki dostają szału. Nie lubią wychodzić na idiotów, a tu właśnie wychodzą.

Zadzwonił telefon i Smith przeczekał rozmowę, choć była mu bardzo nie na rękę. Gdyby stał, z pewnością by wyszedł. Ale nie mógł tego zrobić.

– Mamy dwa pomysły, co z tym zrobić – powiedział w końcu Nigel, odkładając słuchawkę. – Sprawdzić ją metodą termowizyjną i wejść do jej mieszkania i założyć podsłuch i kamerę. Wtedy będziemy widzieć i słyszeć, co się dzieje.

Smith zrozumiał słowa „podsłuch” i „kamera” bo już nie raz były one używane. Wiedział jedno. W żadnym wypadku Nigel nie może słuchać ani oglądać tego, co się tam dzieje. Zobaczyłby zdecydowanie za dużo! Gadanie o magii, zaklęcia, może czary… Żadnego podsłuchu i żadnego podglądania W jej domu!

Powiedział to Nigelowi w bardzo stanowczy sposób.

– No to co mam zrobić! – warknął Nigel. – Chcesz, żebym ją sprawdził i nie chcesz ani podsłuchu, ani monitoringu!

– Możesz tam wejść w ciągu dnia, żeby zobaczyć czy ktoś jest, czy nie… – zaczął wyliczać Smith. – Możesz…

– Jak wejdę w ciągu dnia, też będę mógł sprawdzić, co się tam działo. To tak, jakbym miał tam kamerę.

– Jak to możesz sprawdzić, co się działo…? – nie zrozumiał Smith.

– Chciałem powiedzieć, że wystarczy, że sprawdzę odciski palców, to najprostsze. I będę wiedzieć, kto i jak dawno temu tam był. Ale nie rozumiem, jak to jest możliwe, że jej tam nie ma!

Smith aż pochylił się w stronę Nigela.

– Możesz sprawdzić kto i kiedy tam był? Naprawdę???

Nigel obrzucił Smitha dziwnym spojrzeniem.

– Ty chyba z księżyca spadłeś… No pewnie, że tak! W ciągu paru chwil mogę ci powiedzieć kto, oczywiście pod warunkiem, że jest w kartotece. Obojętnie kto, w tej chwili mamy dostęp do ogólnoświatowej bazy danych.

Przyszło mu do głowy, że w takim razie trzeba będzie sprawdzić jej rodzinę i znajomych pod kątem odcisków. Może nie być łatwo…

– Więc zrób to. Sprawdź to, ale żadnego podsłuchiwania i podglądania w mieszkaniu! Najlepiej będzie, jak po tym ja to przejmę.

Nigel zastanawiał się chwilę.

– Jest coś, czego mi nie mówisz. Co tu się dzieje? Kim jest ta dziewczyna? Domyślam się, że nie chcesz, żebym widział co robi, bo zobaczyłbym coś…

– … co zdecydowanie nie jest przeznaczone dla ciebie – wpadł mu w słowo Smith. – Przykro mi. Wiesz jak jest. Ja wiem, co ona robi i wiem, że to jest coś…

Policjant przyglądał się Smithowi. Coś się tu działo. Nigdy nie udało mu się sprawdzić Smitha i od dawna podejrzewał, że to ktoś z MI5, MI6 albo Interpolu, czy jeszcze jakiejś innej organizacji tego typu. Pomysł związku Smitha z wywiadem albo kontrwywiadem pasował o tyle, że facet miał przedziwne znajomości i mógł załatwić sprawy, które jego, Nigela, zdecydowanie przerastały. Choć czemu w takim razie nie załatwiał różnych spraw przez swoją Agencję? A może on robił coś na lewo? Może coś nie grało W Agencji?

Cholera. Od tego należało się trzymać z daleka, bo to się mogło źle skończyć. Poza tym Smith mógł być mu jeszcze potrzebny.

– Dobra – powiedział. – Wchodzimy tam jutro rano i zbieramy odciski palców i kończymy tę szopkę. Przyjdź jutro wieczorem. Swoją drogą… – urwał i uśmiechnął się krzywo. – Wisisz mi niezłą przysługę!

– Nie ma problemu, Nigel – odpowiedział uśmiechem Smith. – Do jutra.

 

 

Piątek, 31.08

Ponieważ Severus został u niej na noc i była to bardzo długa i zajmująca noc, Hermiona nie miała czasu nakarmić Krzywołapa. Rano wstali wcześniej niż zwykle, bo Severus chciał wrócić do Hogwartu, zanim jeszcze reszta profesorów się obudzi. Na całe szczęście. Okazało się, że w nocy kot miał przewspaniały pomysł rozgrzebać śmietnik, żeby wyciągnąć z niego puszkę po tuńczyku. I przy okazji całą resztę śmieci. Rano puszka lśniła czystością, czego nie można było powiedzieć o całej powierzchni podłogi w kuchni.

Severus ubrał się szybko i wyszedł z sypialni i natychmiast stwierdził, że coś jest nie tak. Kiedy zobaczył, Co jest nie tak, zareagował jak prawdziwy mężczyzna.

– Zdaje się, że twój kot zrobił ci niespodziankę – powiedział głośniej do Hermiony, szukającej czystego ubrania do pracy. – Idę już. Wykąpię się w Hogwarcie. Widzimy się jutro w południe.

Hermiona narzuciła na siebie jedwabny szlafroczek i podeszła do niego. Również zobaczyła, CO jest nie tak i pewnie dlatego na namiętny pocałunek na pożegnanie odpowiedziała o wiele mniej namiętnie.

Zanim Severus aktywował świstoklik, usłyszał jeszcze:

– Ty kretynie! Co ci do tego durnego łba strzeliło…!!!

Paroma ruchami różdżki sprzątnęła pobojowisko w kuchni, otworzyła okna, żeby się wywietrzyło i poszła się umyć. Kiedy wyszła z łazienki, w domu już prawie nie śmierdziało.

Te śmieci trzeba natychmiast wywalić. Nie będę ich tu trzymać cały dzień. Poza tym nie wiadomo, czy temu debilowi nie zachce się znów w nich grzebać!

– Zdurniałeś na stare lata, wiesz? – powiedziała, głaszcząc kota, który najedzony, kręcił się teraz pod nogami.

Szybko odgrzała sobie resztkę z wczorajszej kolacji i zjadła, zapijając sokiem, wrzuciła naczynia do zlewu, pozamykała okna i wziąwszy siatkę ze śmieciami, wyszła z domu.

Na klatce cały czas siedział lump. Nawet nie drgnął, kiedy przechodziła obok. Hermiona zignorowała go, zastanawiając się, gdzie może się ukryć, żeby się aportować przed Ministerstwo. Dzisiaj będzie musiała wejść przez toalety.

.

Kiedy drzwi na dole klatki trzasnęły i zaległa cisza, lump podniósł się.

– Jinks, coś nowego. Tajemnicza Dama właśnie wyszła z domu!

– Wyszła… przez drzwi?! – usłyszał zdumiony głos w mikrofonie.

– Dokładnie!

Po chwili ciszy odezwał się Jinks.

– To co, wchodzimy?

– Ściągnij Kulawego, Billa i Franka. Musimy to załatwić piorunem, bo nie wiadomo, kiedy wróci!

Dwadzieścia minut później po schodach weszło pięciu mężczyzn. Lump podniósł się lekko obolały i dołączył do nich. Podczas gdy Kulawy otwierał mieszkanie, reszta opierała się o poręcz schodów i zasłaniała go przed widokiem ewentualnych sąsiadów.

– Już – powiedział Kulawy, otworzył drzwi i wszyscy weszli pospiesznie do środka, zamykając za sobą drzwi.

Na pierwszy rzut oka mieszkanie wyglądało normalnie.

– Kulawy, rób kuchnię. Jinks łazienkę, ja idę do sypialni. Frank, zajmij się salonem, Andrew resztą pomieszczeń – powiedział Bill. – Zbiorę wszystkie odciski i możecie sprzątać – Bill specjalizował się w zbieraniu, ale pozostali zawsze pomagali mu, pokrywając specjalnym proszkiem odpowiednie płaszczyzny.

Plan mieszkania mieli, więc wiedzieli, gdzie jest jakie pomieszczenie. Przy okazji przyglądali się ogólnemu położeniu różnych przedmiotów i ubrań, ilości jedzenia w szafkach i lodówce, kosmetykom w łazience i innym tego typu detalom.

Frank założył rękawiczki i nałożył pędzelkiem proszek na każdą powierzchnię, na której mogły się znajdować odciski i czekając na Billa, zaczął oglądać listę zakupów, coś, co wyglądało na sprawy do załatwienia i kupkę dziwnych monet leżących na komodzie. Jedne owalne, inne z wgłębieniem, złote, srebrne lub brązowe… Odczytał słowo KNUT, ale nic mu to nie mówiło. Poprzeglądał różne notatki zrobione na zwojach pergaminu. Ze zdziwieniem stwierdził, że dziewczyna nie używa długopisów, flamastrów czy ołówków, ale pióra i atramentu.

Zerknął na zwykły laptop i, na całe szczęście dla jego zdrowia psychicznego, zignorował zarówno rząd książek w szafce, jak i kupkę urzędowo wyglądających dokumentów, leżącą na półeczce obok książek.

Po wejściu do sypialni Bill uśmiechnął się na widok bardzo dużego, rudego kota na łóżku. Bardzo lubił koty i sam miał dwa. Podszedł powoli do rudzielca i podsunął mu rękę do obwąchania. Kot prychnął gwałtownie, podniósł się i zaczął syczeć i warczeć głucho.

– No już, Mruczek, spokojnie. Leż sobie, nie przeszkadzam… – powiedział zdumiony Bill.

Kot rzucił się na niego nagle z pazurami, więc odskoczył na bok, zarzucił na niego koc i przytrzymał szamoczące się pod nim zwierzę. Chwilę później kocur jakimś cudem wydostał się spod koca i śmignął jak ruda strzała przez otwarte drzwi do korytarza.

Bill pokrył blaty nocnych szafek, drewniany zagłówek starodawnego łóżka białym proszkiem na odciski i metodycznie przeniósł je na folię daktyloskopijną. Uważał przy tym, żeby przy przykładaniu żelatynowej podkładki nie powstały pęcherzyki powietrza. Następnie poprzyklejał żelatynową warstwę na czarną podkładkę i włożył do koperty, którą opisał paroma symbolami.

W sumie zebrał sporo odcisków. Te najświeższe wyraźnie należały do dwóch osób, kobiety i mężczyzny, sądząc po rozmiarach. To samo na kontakcie na ścianie. Zainteresowała go malutka szklana fiolka na szafce nocnej, z resztką jakiegoś błękitnawego płynu, więc ściągnął odciski i z niej. Piękniutkie dwa odciski, te same dwie osoby.

Nie było to śledztwo i szukanie wszystkich możliwych podejrzanych, ale rutynowe zbieranie odcisków, poza tym należało się pospieszyć, bo nie wiedzieli, kiedy dziewczyna wróci do domu, więc nie szukał dalej.

Popatrzył na pomiętą pościel na łóżku, dwie poduszki z odgniecionymi śladami głów i prześcieradło ze śladami plam i uśmiechnął się kolejny raz.

– Andrew, możesz już wyczyścić sypialnię – powiedział do kolegi i zajął się salonem. – Co my tutaj mamy…

Jinks zajął się łazienką. Szczypczykami wyjął z kubka dwie szczoteczki do zębów i pociągnął pędzelkiem z pudrem po ich powierzchni. Jedna z nich nie była dziś używana. Postąpił podobnie z męskim żelem pod prysznic i wyraźnie damskim szamponem i czymś, co wyglądało jak odżywka do włosów. I z przyborami do golenia… Cholera, jeszcze ktoś się goli brzytwą??? A myślałem, że Wilkinson opanował świat.

Pogrzebał w koszu na bieliznę, ale znalazł tylko damską. Wynikało z tego, że pani domu miała kochanka, który nawet jeśli zostawał na noc, nie mieszkał tu na stałe.

W jednej z szafek znalazł wiaderko z fiolkami z różnokolorowymi płynami. Wystawił je i upudrował parę z nich.

Kulawy uwijał się w kuchni. Ucieszyły go naczynia w zlewie, choć domyślał się, że znajdą się na nich odciski pani domu, bo był tam tylko jeden talerz, nóż, widelec i szklanka.

Nakładając proszek na rozmaite opakowania z przyprawami, butelki z sokami, chlebem tostowym, kiełbaskami czy herbatą, przyglądał im się z zainteresowaniem. Sam nie robił zakupów, zostawiając to swojej żonie, ale miał jakieś pojęcie o różnych markach i niektóre z tych tutaj były mu zupełnie nieznane. Pewnie Tajemnicza Dama ma hopla na tle bio. Postanowił pokazać te dziwactwa chłopakom.

Otworzył szufladę ze słodyczami i wyciągnął torbę czekoladowych żab z kartami. Słynni czarodzieje? No cóż, jego syn zbierał wszystkie karty z Pokemonami, jak widać każdy ma swoje hobby.

Miał wrażenie, że kątem oka dostrzegł w torbie jakiś ruch, ale kiedy spojrzał na nią powtórnie, nic nie zobaczył. Odłożył ją na bok i wyciągnął musy-świstusy, a po nich blaszane pudełko z przyklejoną karteczką z napisem „Krwotoczki truskawkowe”. Opudrował je z każdej strony i przeszedł do szafki z talerzami.

– Bill, jak już skończysz, to chodź tu, potem wszystko musi wyschnąć, zanim to pochowamy do szafek – powiedział do kolegi w salonie. – Swoją drogą niektórych żarć stąd nie znam zupełnie.

Bill kiwnął głową i wrócił do salonu, w którym miał najwięcej do roboty. Kiedy skończył, zanim poszedł do kuchni, zerknął na kominek i z lekkim zdumieniem stwierdził, że był na nim jeszcze popiół.

– Dziwne – mruknął do Franka. – Wygląda na to, że ona jest maniaczką sprzątania i układania, a do tej pory nie sprzątnęła kominka. Przecież od miesięcy jest już ciepło.

Frank rozejrzał się dookoła.

– Ja nawet nie wiem, gdzie ona trzyma tu węgiel albo drzewo na opał. Na piętrze? Chce się jej wnosić?

Krwotoczki truskawkowe zainteresowały Billa i nawet otworzył pudełeczko, ale ponieważ w środku były już tylko trzy, postanowił obejść się bez próbowania.

– Praktycznie na wszystkim tylko jej odciski. Już je poznaję, będzie można je wyodrębnić i szukać innych – powiedział na koniec do Kulawego. – Wiesz co, przemyj to i wytrzyj szmatką, nie czekaj aż wyschnie. Powinniśmy się wynosić. Może ona niedługo wróci na obiad?

Kulawy ściągnął rękawiczki, schował je do kieszeni i zaczął sprzątać.

Tuż przed dwunastą skończyli. Dom na powrót wyglądał jak przed ich przyjściem. Kot siedział w kącie kuchni i warczał na nich.

– Dziwny jakiś – powiedział Bill. – Do mnie zawsze wszystkie koty lgną.

– Wiecie co, czy ona nie jest jakąś… nie wiem, maniaczką starożytnego Egiptu? – spytał Frank. Czwórka kolegów popatrzyła na niego pytająco, więc rozwinął. – Na przykład nie widzę tu zwykłych zeszytów, papieru, ale takie zwinięte rulony takiego grubego… wiecie, jak te, na których są hieroglify…

– To był papirus – odparł Kulawy. – To mi wygląda na pergamin…

– Przecież to to samo…

– Wcale, że nie – zaprzeczył Bill. – Ale może ona siedzi w archeologii? Frank, widziałeś te monety na komodzie? Może znalazła je na wykopaliskach.

– Wyglądają strasznie świeżo – pokręcił nosem Frank. – Może po prostu robi coś do filmów? Wiecie, jakieś atrapy, znaczy się makiety i tego typu cuda, dla aktorów?

Dalsze rozważania przerwał im Andrew.

– Bierzmy dupy w troki i spadajmy stąd. Bo jak nie, to za chwilę będziemy mogli zapytać ją o to osobiście.

Pospiesznie wyszli z mieszkania i Kulawy zamknął pięknie zamek. Ich misja dobiegła końca, pora była wrócić na posterunek i przygotować analizy odcisków i sprawozdanie dla Nigela.

 

 

Severus czekał w swoim gabinecie ze zmieniaczem czasu. Dochodziło południe. Zazwyczaj tuż po dwunastej Dumbledore uprzedzał go, że Lawford i Norris wybierają się na obiad.

Stłumił ziewnięcie i mimo woli przypomniał sobie ostatnią noc. Była… co najmniej interesująca. I przede wszystkim długa. Na całe szczęście miał ze sobą fiolkę z eliksirem antykoncepcyjnym. Zdecydowanie wolał eliksir niż zaklęcie. Eliksir wystarczyło wypić, nawet do paru godzin po stosunku i nie było problemu. Zaklęcie było bardzo skomplikowane i trzeba było umieć je rzucić. Znał osobiście kilku i słyszał o paru innych, którzy rzucili je źle i efekty zobaczyli na własne oczy dziewięć miesięcy później. Dlatego też po ich pierwszej nocy uwarzył go sporo i odtąd zawsze miał przy sobie choćby jedną fiolkę.

Zaczynał być trochę zmęczony. Ponieważ wszyscy nauczyciele wrócili już do Hogwartu i musiał pojawiać się na obiedzie, korzystał ze zmieniacza czasu, by móc podsłuchiwać Norrisa i Lawforda. Choć ostatnimi czasy doprawdy nie słyszał nic ciekawego.

Dwie albo trzy godziny dodatkowo w ciągu dnia, do tego czasem krótkie noce i powrót do normalnego, szkolnego rytmu sprawiały, że zaczynał się zastanawiać, czy nie użyć zmieniacza po to, żeby się porządnie wyspać.

– Severusie, idą – Dumbledore pojawił się nagle na portrecie. – Będziemy musieli porozmawiać.

– Coś pilnego, Albusie? – Severus spojrzał na zegarek. Dwunasta dwie.

– Nie, to może poczekać, aż wrócisz. Idź już.

Severus kiwnął głową, wyszedł do komnat, zdjął osłony, przeniósł się do drugiego wymiaru i deportował.

Pół minuty później pojawił się na powrót w swoim gabinecie. Rzucił zaklęcia, stawiając na nowo osłony, poprawił szatę i usiadł na fotelu.

– No więc o co chodzi, Albusie?

Dumbledore pogłaskał długą brodę i spojrzał z namysłem na swojego następcę.

– Adalbert powiedział mi, że Smith znów poszedł do Norrisa. Naturalnie nie wiemy, o czym rozmawiali. Ale dziś zauważył, że Smith wygląda zdecydowanie lepiej.

Severus postarał się skupić.

– Co on ma na myśli, mówiąc, że wygląda zdecydowanie lepiej?

Albus rzucił mu surowe spojrzenie.

– Chłopcze, czas się obudzić. Nie przypuszczam, żeby Adalbert miał na myśli jego ubiór. Chodzi tam od kilku dni coraz częściej i nie idzie jak na ścięcie, ale z normalną miną. I wychodzi też z normalną miną.

Severus zastanowił się przez chwilę nad implikacjami tego odkrycia.

– Wygląda na to, że ich wzajemny układ się polepszył. I że coś razem robią.

– Wreszcie zaczynasz myśleć – stwierdził z zadowoleniem Dumbledore. – O czym rozmawiał z Lawfordem?

– Właśnie o to chodzi, że o niczym. Cały czas próbują określić jakie testy przygotować, żeby odsiać przeciwnych im czarodziejów i równocześnie, żeby wyglądało to normalnie. I są w punkcie wyjścia. Jeśli chodzi o testy. Podtrzymują więc propozycję z ostatniej narady, żeby albo rzucić Imperiusa, albo skonfundować poszczególnych czarodziejów.

Dumbledore podparł głowę na złożonych rękach.

– To znaczy, że cokolwiek Smith robi z Norrisem, robią to bez wiedzy pozostałych.

Severus spojrzał na niego z uwagą i jakby się obudził.

– Przypuszczam, że to jest związane z notatką, którą podłożyliśmy.

– Być może… być może… ale notatkę podłożyliście w poniedziałek po południu, a Smith zaczął chodzić do Norrisa już wcześniej.

Tym razem Severus obudził się już zupełnie. Cholera, faktycznie coś się dzieje…

– Może można powiesić u Norrisa czyjś portret? Tak jak zrobiliśmy z Artemizją Lufkin.

Już dyskutowali ten pomysł i wtedy go odrzucili. Wysokie, duże laboratorium, zastawione masą sprzętu do warzenia nie było miejscem, gdzie Watkins sprzątał za często. I nie odkurzał ścian pod sufitem. Z gabinetem Norrisa sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej. Byle sprzątaczka mogła niechcący zdjąć pelerynę niewidkę osłaniającą obraz, zrzucić go, sprzątając codziennie…

– Trzeba będzie znaleźć jakieś rozwiązanie i to szybko – stwierdził Dumbledore, dając tym samym do zrozumienia Severusowi, co sądzi o jego pomyśle.

– Pomyślę o tym. A może dowiemy się coś jutro, z ich spotkania… Póki co idę na obiad. W końcu po to używam zmieniacza – rzekł trochę kąśliwie Severus, owinął się połami nietoperzej szaty i poszedł do Wielkiej Sali.

Swoją drogą Dumbledore ma rację. Smith coś kombinuje…

 

 

Hermiona zjadła kanapkę, którą kupiła sobie na Pokątnej i starała się skupić na pracy. Rano Aylin przychodziła do niej co chwila, zarzucając pytaniami, co jednym to głupszym. W przerwach między nimi Hermiona głównie ziewała. Spojrzała na kalendarz. Pojutrze miała pożegnać się z rodzicami, którzy w poniedziałek rano mieli wyjeżdżać gdzieś tam, do jakiejś bazy wojskowej.

Uzgodnili z Severusem, że w obecnej sytuacji nie jest to najlepszy moment, żeby mówić im o ich związku. Mieli czas. Po pierwsze niech rodzice odnajdą się i pogodzą ze wszystkim, oswoją… Przede wszystkim jej mama. Ojciec wyglądał, jakby mu to nawet odpowiadało. I, co bardzo odpowiadało Hermionie, zdawał się lubić Severusa. I vice-versa. Być może jeden były wojskowy i drugi były szpieg, obaj wiedzący dobrze, co to jest wojna i służenie pod czyimiś rozkazami, znaleźli porozumienie?

Wygląda na to, że tata w końcu darował Severusowi moje zęby.

Niestety wszyscy już wrócili z urlopów i Ministerstwo zaczęło funkcjonować normalnie. Co za tym idzie, ilość rzeczy do zrobienia wróciła do normalnej. Ponieważ nowa szkoła na Rathlin nie miała być otwarta, trzeba było zreorganizować dostawy eliksirów i maści do Hogwartu.

Kiedy wreszcie tuż przed siódmą długi dzień się skończył, Hermiona zmęczona poczłapała do Atrium i fiuknęła do domu.

Jedyne, o czym myślała to to, że koniecznie trzeba dać kotu jeść. Natychmiast potem poszła spać.

 

 

Mniej więcej o tej samej porze Smith siedział u Nigela. Przeglądali razem raport, który dostał Nigel od swoich wywiadowców.

– Nie udało nam się póki co zidentyfikować odcisków palców większości osób, które u niej bywają – mówił Nigel, kartkując dossier. – Tu jest odcisk jej ojca. Z tego, co widzę, bywa tam dość często. Jej matka bywa rzadziej. Na listach, które leżały w koszyczku przy wejściu, są odciski sąsiadki. Mamy ją w ewidencji, bo jest w stowarzyszeniu obrony praw kobiet arabskich, czy coś w tym guście.

– Jak je wzięliście? – zainteresował się Smith. Dowiedział się, co to są linie papilarne i wyobraził sobie, jak odcinają kobiecie palec.

– Proste, daliśmy jej czystą szklankę do potrzymania, z czystych rzeczy najłatwiej je potem ściągnąć. Zobacz, teraz przechodzimy do tych, których jeszcze nie zidentyfikowaliśmy. Już choćby po ich rozmieszczeniu, częstotliwości występowania i wielkości można wiele powiedzieć – wrócił do tematu Nigel. – Ten – wskazał dość duży. – Po wielkości widać, że to musi być jakiś mężczyzna. Po rozmieszczeniu wiemy, że to jej kochanek. Jest go pełno wszędzie. Innych prawie nie znajdziesz w łazience czy jej sypialni, ten tak. Jest na szczoteczce do zębów i męskim żelu pod prysznic. Co ciekawe, facet z nią nie mieszka. Przychodzi, czasem u niej sypia, ale nie ma tam żadnych jego ubrań, czy rzeczy osobistych. W łazience chłopaki znaleźli wiaderko z jakimiś buteleczkami, zapewne perfumy. Tam też są – perfumy nie interesowały Smitha zupełnie, więc zlekceważył wiadomość. – Trwa to dość długo, bo jego odciski odkryli pod warstwami wielu innych. Ten – przewrócił kartkę – jest nowy. Też faceta. Pojawia się tylko w salonie, więc wnioskuję, że to jakiś rzadki gość. Mamy też parę innych, też nieznanych. Jedna sztuka przychodzi tam często, bywa w salonie, kuchni i łazience. Nie znaleźliśmy nic w sypialni, ale też nie przekopaliśmy zupełnie jej mieszkania. Druga bywa tylko w kuchni i salonie. Trzecia tylko w salonie i łazience. Nie przychodzili już od dość dawna.

Nigel odłożył na bok raport daktyloskopijny i sięgnął po raporty sytuacyjny.

– Ta twoja panna jest na ogół uporządkowana i drobiazgowa. Większość jej rzeczy jest starannie poukładana w równych kupkach. Choć trafiają się wyjątki od tego zachowania. Na jej biurku chłopaki znaleźli jakieś dziwne monety. Nie wiemy, co to jest. – Smith się domyślał, więc nie ciągnął tematu. Galeony, knuty i sykle musiały być zupełnie nieznane policji. – Nie posprzątała do tej pory kominka. Jest tam jeszcze pełno popiołu. Nie widać ani drewna, ani węgla, ani nic innego, czym mogłaby palić, sądzimy, że używała drewna. W kuchni ma sporo jedzenia, starczy na dwie osoby. Trochę nas zaskoczyły marki produktów spożywczych. W oknach powiesiła grube białe zasłony, więc ciężko cokolwiek zobaczyć. Może dlatego szwankowały nam urządzenia? – westchnął Nigel.

– Jak to szwankowały?

– Po jakimś czasie chłopaki poprosili o zmianę kamery i aparatu. Ich zdaniem musiał nie zawsze się włączać, albo uruchamiać za późno i stąd mieli wrażenie, że kobieta wchodzi, nie wychodząc i wychodzi, nie wchodząc. Dziś rano wyszła normalnie i kamera to zarejestrowała. I zobaczył ją jeden z chłopaków siedzący na schodach.

Smith sięgnął przede wszystkim po raport z odciskami palców. Nigel postukał długopisem w listę leżącą przed nim.

– Od poniedziałku postaramy się przyjrzeć jej znajomym i pościągać ich odciski.

– Mam lepszy pomysł – zastopował go Smith. Jeszcze, cholera, brakowało, żeby Nigel poszedł kiedyś za nią i dotarł do Ministerstwa. – Mam kilku podejrzanych. Zbiorę ich odciski i ci je przyniosę. Nie ma sensu, żebyście łazili za całym stadem jej znajomych, jeśli interesują mnie tylko dwie czy trzy osoby, nie? – Nigel kiwnął głową z aprobatą, więc dodał:

– To może trochę potrwać, bo muszę ich dopaść bez zwracania na siebie ich uwagi.

– Nie ma problemu, Teddy. Te papiery nie zając, nie uciekną. Jak chcesz, dam ci kopię.

Smith chciał, więc Nigel wrzucił wszystko na ksero i po chwili podał mu kopię. Pożegnali się i Smith wyszedł. Poszedł prosto do Norrisa, żeby mu wszystko opowiedzieć.

– Już wiem, jak mogę próbować dostać odciski Snape’a – powiedział Norrisowi. – Zajmę się tym w poniedziałek. Jeśli to on – wskazał odcisk określony przez Nigela jako nowy, bywający tylko w salonie – będziemy to za chwilę wiedzieć.

– Bardzo dobrze, Teddy – skinął głową Norris.

– Tylko będziemy mieć ten sam problem, co wcześniej. Jak go załatwić – Smith wskazał szramy na twarzy.

Norris uśmiechnął się szeroko.

– Nie będziemy mieć żadnego problemu, Teddy. Weźmiemy się za Granger. Jeśli on jej pomaga, obojętnie jakby jej nie cierpiał, będzie próbował ją jakoś obronić. Wtedy będzie nasz. Będziesz mógł go załatwić.

– A Granger?

– Zobaczymy. Może będzie można się nią jakoś posłużyć? Jeśli nie, będziesz mógł sobie ją wziąć.

Smith uśmiechnął się równie szeroko co Norris.

– Z wielką chęcią, Peter.

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 37Dwa Słowa Rozdział 39 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 4 komentarzy

Dodaj komentarz