Dwa Słowa Rozdział 27

Piątek 17.07

Piątek przyniósł wreszcie coś nowego. Jakieś młode angielsko-francuskie małżeństwo zaprotestowało przeciw blokadzie antyteleportacyjnej, bo do tego w praktyce sprowadzał się zakaz opuszczania i przybywania do kraju. Tłumaczyli, że z racji posiadania podwójnego obywatelstwa podróżują nieustannie i nie wyobrażają sobie, żeby to jakiś urzędnik decydował, czy wolno im aportować się do i z Anglii.

Jason Hawk podkreślił, że w obu krajach jest wiele takich małżeństw jak oni i wezwał Ministerstwo do zajęcia się poważnie tym problemem.

Hermiona uczepiła się tej informacji jak ostatniej deski ratunku. Nie widziała Severusa od soboty. Owszem, pisali do siebie, ale był zajęty przygotowaniami do kolejnego roku szkolnego i nie miał czasu, żeby do niej wpaść. No i poza tym brakowało racjonalnych powodów do „wpadania”.

Norris nie chodził już z Lawfordem na obiady. Wiedziała, że Lawford poszedł do niego w poniedziałek z miną, jakby szedł odrabiać szlaban i że dzień później Severus dostał oficjalny list z Ministerstwa, w którym wyrażono niezadowolenie, że zawiadomił już nowych uczniów o przydziale do Hogwartu i że owa lista zostanie zmodyfikowana. Nietrudno było się domyślić, że Lawford wpadł w niełaski.

Nie musieli już podmieniać eliksirów w Klinice, Severus nie potrzebował jej pomocy w warzeniu, nie wiedzieli, czy w ten weekend jest jakaś narada i gdzie… I to ją przerażało. Dla „przyjaciół” być może fakt niewidywania się przez jakiś czas nie był niczym niezwykłym, ale Merlinie, on nie był dla niej „przyjacielem”!

Brakowało jej go coraz bardziej. Dni bez niego wydawały się być puste. Nie umiała się skupić na najprostszej pracy, podświadomie czekając w napięciu, aż pierścionek zrobi się ciepły i będzie mogła choćby przeczytać, co do niej napisał.

Nie widziała sensu chodzenia na zakupy, odwiedzania znajomych, czy choćby rodziców. Nie chciała widzieć nikogo innego z wyjątkiem Jego.

Korzystając z tego, że wielu urzędników było na wakacjach i miała mniej pracy, zaczęła wychodzić do domu o piątej po to, żeby móc usiąść na kanapie z Jego książką o eliksirach, którą pożyczyła ostatnio. Nie chodziło o czytanie, ale o sam fakt, że mogła trzymać w rękach coś, co należało do Niego. Szukała w niej odręcznych notatek, których nie było i czasem przytulała twarz do stronic. Pachniały zwykłą, starą książką, ale wąchała ją mimo wszystko, bo wiedziała, że gdzieś w nich musiał się kryć zapach Jego dłoni. Znalazła pergamin, na którym kiedyś robił notatki i całowała go tylko dlatego, że kiedyś to ON go dotykał.

Nie mogąc go widzieć, spędzała czas na przypominaniu sobie ich spotkań i marzeniu o kolejnych. Kiedy myślała, że teraz mogą się widywać co parę tygodni, łzy napływały jej do oczu.

Cały jej świat sprowadził się do dwóch słów. Severus Snape stał się jej obsesją.

 

Teraz, po przeczytaniu protestu angielsko-francuskiego małżeństwa, ożyła w niej nadzieja, że może stworzy to okazję do spotkania się, czy też nawet wizyty u Jean Jacquesa, żeby porozmawiać o interwencji Francuzów.

Postanowiła poczekać do południa, czy do niej napisze, a potem zaproponować wizytę w Paryżu.

 

 

Severus pchnął gwałtownie drzwi do Wielkiej Sali i wykrzywił się, słysząc, jak rąbnęły o ścianę. I bardzo dobrze!

Minerwy jeszcze nie było, więc sięgnął po Proroka i zaczął przeglądać wiadomości, przerzucając szarpnięciami strony, jedna po drugiej. Niektóre ignorował zupełnie, niektóre czytał pobieżnie i trafiały do niego tylko niektóre słowa, niektóre zaś przyciągały jego uwagę. Jak choćby protest jakiegoś małżeństwa przeciw zablokowaniu teleportacji.

Gdy skończył, rzucił gazetę gdzieś na środek stołu i nie umiejąc się zdecydować, co właściwie ma ochotę zjeść, nałożył sobie po trochu wszystkiego. Minerwy nadal nie było. Wzruszył ramionami. Jej problem, nikt nie powiedział, że mam na nią wiecznie czekać.

Czarownica przyszła, gdy odsunął na bok zbyt wysmażone kiełbaski.

– Dzień dobry, Severusie.

– Minerwo.

– Napisali jakąś odpowiedź na twoją propozycję powołania komisji zatwierdzającej nową szkołę? – spytała na widok Proroka i sięgnęła po serwetkę.

– Oczywiście, że nie – prychnął. I tym lepiej. Będziesz mógł sobie dłużej na nich poużywać.

Minerwa zdecydowała się na tosty z dżemem truskawkowym. Rozsmarowała go na pieczywie i odstawiła miseczkę, zakrywając w połowie duży słój w drewnianym stole. Severus spojrzał na to krzywym okiem.

– Poza tym jest coś ciekawego, czy tego… szmatławca nie warto dziś czytać?

– Jakieś małżeństwo protestuje przeciw zamknięciu granic. Poczytaj sobie – machnął ręką w kierunku gazety.

Czarownica zaczęła czytać krótki artykuł i równocześnie mieszać herbatę. Severus obrzucił zniecierpliwionym spojrzeniem małą, srebrną łyżeczkę, stojącą obok miseczkę i zacisnął usta.

– Ciekawe, co z tego wyniknie – powiedziała Minerwa i zaczęła przeglądać pozostałe artykuły. W końcu odłożyła gazetę na bok. – Ale jestem zdziwiona, że zdecydowali się to wydrukować.

Severus przesunął na bok miseczkę i odczuł ulgę.

– To proste. I tak wszyscy by się o tym dowiedzieli. Niedrukowanie stanowiłoby zaś dowód, że Ministerstwo filtruje wiadomości.

Chwilę jedli w milczeniu, choć Severus raczej rozgarniał na boki jedzenie na talerzu. Na widok tosta przypomniał sobie, jak próbował zrobić śniadanie we wtorek rano w zeszłym tygodniu. Nie znał się zupełnie na mugolskich wynalazkach, więc nie mógł ani przyrumienić pieczywa, ani zrobić jajek na bekonie czy podgrzać kiełbasek. Skończyło się więc na zwykłych tostach z dżemem, soku pomarańczowym i herbacie.

Kiedy Minerwa posmarowała sobie kolejnego tosta i znów przesunęła miseczkę tak, że zasłoniła tylko część słoja, coś w nim aż podskoczyło i nie czekając już, przepchnął ją w bok.

– Wahasz się, czy truskawki pasują do jajecznicy? – spytała rozbawiona.

Rzucił jej ostre spojrzenie i odsunął talerz.

– Powinniście natychmiast poinformować Francuzów – usłyszał.

– Nie wiem. Może – odparł gwałtownie i zmitygował się. Sam też doszedł do tego samego wniosku. – Pomyślę o tym.

– W tej sytuacji Charles Chevalier będzie mógł wreszcie włączyć się do gry.

Wiem, do cholery! Miała rację, miała zupełną rację, ale nie chciał jej tego przyznać. Nie teraz, nie w tej chwili!

– Zobaczę.

Powinni wybrać się do Paryża, żeby porozmawiać z Jean Jacquesem i Ministrem i opracować jakąś strategię, plan działania… Wiedział o tym doskonale i jednocześnie chciał tego i nie chciał, miał ochotę biec tam już teraz i równocześnie schować się w swoich komnatach i być sam.

Choć… w zasadzie on nie musiał tam być. Hermiona… Nabrał głęboko powietrza już na samo wspomnienie jej imienia. Hermiona mogłaby zająć się tym sama. Za pierwszym razem poszło jej wspaniale, cudownie, a przecież go tam nie było. Najwyraźniej potrafi ich namówić do zrobienia tego, co chce…

Tak, niech idzie tam sama.

– Z pewnością pójdzie jej lepiej beze mnie – powiedział. – Za pierwszym razem poszło jej doskonale, teraz też się jej uda.

Minerwa zamarła na chwilę. O kim on… Ach, o Hermionie.

– Naprawdę sądzisz, że powinna wybrać się tam sama?

– Muszę skończyć przygotować program do nauki Historii nowoczesnej.

Minerwa wiedziała, że jej kolega bardzo wziął sobie do serca swój pomysł i próbował dopracować wszystkie szczegóły, żeby od września można było już zacząć go nauczać.

– No cóż… mam nadzieję, że ma trochę czasu, skoro są wakacje… W tym tygodniu jakoś wcale jej tu nie widziałam – sięgnęła po herbatę i spojrzała pytająco na Severusa.

– Bo ma dużo do zrobienia. Pełno ludzi wzięło wolne i musi niektórych zastępować.

To ją bardzo zaskoczyło. Skoro Hermiona była taka zajęta, to trochę dziwne wydawało się, że miałaby udać się sama do Paryża po to, żeby Severus miał czas zająć się Historią nowoczesną. Owszem, bardzo mu na tym zależało, ale po raz pierwszy widziała, żeby Severus spychał na innych coś, co sam mógł… i powinien zrobić.

– Z tego, co słyszałam, od początku Hermiona miała bardzo dużo pracy – zauważyła delikatnie. – Ale jest też wybitnie uzdolniona i pewnie robi więcej niż przeciętna osoba na jej stanowisku dałaby radę zrobić. Bardzo przypomina mi ciebie, kiedy byłeś w szkole…

Owszem, sam zauważył, że dziewczyna była zawalona robotą, choć od któregoś momentu to było zdecydowanie celowe działanie Rockmana. I och tak, jest wybitnie uzdolniona!

– … i odniosłam wrażenie, że pomimo… pewnych historii ze szkolnych czasów udaje się wam jakoś ze sobą pracować…

Jakoś? Żebyś wiedziała, JAK udaje się nam pracować, byłabyś bardzo zdziwiona!

Z każdego podsłuchanego spotkania dostawał na kartce mugolskiego papieru spisaną całą rozmowę i ręcznie dopisane ich wspólne wnioski i jej przypuszczenia. Za każdym razem, kiedy warzyli eliksiry, byli zaskakująco zgrani. Przypomniało mu się, jak podmieniali proszek w Św. Mungu. Wtedy po prostu zachwyciła go ich koordynacja. Dokładnie wtedy, kiedy było trzeba, robiła to, czego potrzebował. No i mógł jej ślepo ufać.

To po pierwsze. Po drugie… było jeszcze coś, czego pragnął coraz rozpaczliwiej.

Przypomniało mu się, jak parę tygodni wcześniej warzyli razem eliksiry i przez głowę przemknęła mu zwariowana, szalona, wspaniała myśl, jakby to mogło być, gdyby Hermiona zdecydowała się studiować eliksiry i wybrała staż u niego. Byłaby tu, w Hogwarcie, w tym samym zamku. Każdego dnia spotykaliby się w jego laboratorium, każdego dnia mógłby stawać tuż za nią, albo tuż obok niej i zaglądać jej przez ramię do kociołka…

Mogłaby… mogliby…

NIE, nie, nie i nie!!! Przestań!!!

– … Severusie?

Minerwa coś do niego mówiła.

– Co o tym myślisz?

– Nie wiem, Minerwo!

Minerwa zacisnęła usta.

– Zastanów się. Naprawdę uważam, że razem lepiej to załatwicie – oświadczyła cierpko.

Szarpnął krótko głową, więc postanowiła zmienić temat.

– Kiedy ostatnio byłeś w Spinner’s End? Jeśli nie chcesz wybrać się tam na wakacje, warto chyba będzie wysłać jakiegoś skrzata, żeby posprzątał trochę. Pomyślałam, że dobrze byłoby, gdybyście mieli jakieś miejsce, gdzie możecie się ukryć w razie potrzeby. Oczywiście po rzuceniu na twój dom Zaklęcia Fideliusa.

Pomysł był genialny. Jakaś część jego umysłu na nowo oszalała z radości na myśl, że mogliby tam być razem.

Równocześnie rozzłościło go, że do tej pory nie przyszło mu to do głowy. A powinno, do cholery!

– Pomyślę o tym.

– Zastanów się też nad Strażnikiem Tajemnicy. Ja jestem chyba zbyt oczywista.

Merlinie, daj mi spokój!

– Powiedziałem, że pomyślę o tym, nie musisz się powtarzać! – warknął na nią.

Minerwa odstawiła filiżankę na stół.

– Severusie, coś nie tak?

Cholera, opanuj się! Przez tyle lat byłeś szpiegiem, udawało ci się ukrywać uczucia, oszukać nawet samego Czarnego Pana, a teraz rozklejasz się z powodu byle dziewczyny!

Nie BYLE! Ona nie jest żadną BYLE dziewczyną! Jest cudowna…

STOP! Przestań!!!

– Wszystko w porządku – wstał od stołu i owinął się ciasno połami szaty. – Do widzenia, Minerwo.

Wezwał Fruzię, jedną z nielicznych skrzatów, które zostały w Hogwarcie i wysłał ją do swojego domu, żeby doprowadziła go do porządku. Potem zamknął się w saloniku, żeby pracować nad notatkami do Historii nowoczesnej, ale sprawa rozmowy z Francuzami nie dawała mu spokoju. Minerwa miała rację, powinni wybrać się tam oboje.

Biorąc pod uwagę jego… zachowanie w sobotę, zdecydował, że spróbuje odsunąć się od Hermiony.

Gdy po spotkaniu wrócił do swoich komnat i ochłonął, po prostu się przeraził. Tym, co zrobił i tym, co chciał zrobić! Zwariował, po prostu zwariował! Stracił zmysły i cały zdrowy rozsądek! Wystarczyło muśnięcie jej dłoni, jej uśmiech i wpadał w jakąś szaloną spiralę pragnienia, które zawładnęło nim zupełnie i cokolwiek by się nie stało, chciał więcej. Zmieniła go w nastolatka, który nie potrafił się kontrolować, zredukowała do kłębka rozpalonych nerwów domagających się jej dotyku i ciepła, jednym spojrzeniem odebrała mu całe opanowanie, silną wolę, którą wyrobił sobie przez całe lata szpiegowania… To nie miało prawa się powtórzyć!

Przez chwilę próbował się okłamywać, że to dlatego, że był poruszony tym, że jednak coś dla niej znaczył, że nazwała go swoim przyjacielem… ale wiedział doskonale, że to nie była prawda.

Pamiętał jak przez mgłę, że gdy spotkanie się skończyło, miał wrażenie, że obudził się ze snu. Gdy odsunęła się od niego wstając, poczuł zimno. Pustkę. I natychmiast zatęsknił za nią. Przywołali pluskwę i chyba tylko cud uchronił go od tego, żeby jednak nie spróbować jej przewrócić.

Zdecydowanie, to nie miało prawa się powtórzyć. Potrzebował czasu, z dala od niej, żeby się uspokoić i pogodzić z myślą, że najlepiej będzie, jak zostaną przyjaciółmi. Racjonalna część jego umysłu zgadzała się z tym całkowicie, nieracjonalna toczyła wściekły bój o to, że należy mu się od życia coś więcej i warto spróbować. I były chwile, kiedy był bliski załamania i poddania się… Ale to nie miało już żadnego znaczenia. Podjął decyzję i musiał się jej trzymać.

Teraz jednak nie chodziło o jego zachcianki, ale o tę cholerną sprawę. Po tym wszystkim, co Francuzi dla nich zrobili, pojawienie się i poinformowanie ich o blokadzie antyaportacyjnej było nieodzowne.

Ta druga część jego umysłu zatańczyła z radości, kiedy sięgnął po medalion.

– Witaj, Hermiono, czytałaś o proteście angielsko-francuskiego małżeństwa? Powinniśmy spotkać się z Francuzami.

Bardzo szybko dostał odpowiedź.

– Oczywiście, że tak. Na kiedy mogę umówić jakieś spotkanie?

– W ten weekend, kiedy im pasuje. Dostosuję się.

– Świetnie, wyślę wiadomość Jean Jacquesowi na monecie i dam ci znać.

 

Hermiona uśmiechnęła się do siebie z radości i sięgnęła do portmonetki po monetę kontaktową z Jean Jacquesem. Od jakiegoś czasu już nie nosiła jej w kieszeni, ale dość często ją sprawdzała. Rockmana i Aylin akurat nie było, więc wysłała krótką wiadomość „RDV?”. Miała nadzieję, że Jean Jacques szybko odpisze. Jednak odpowiedź dostała dopiero po obiedzie. „DIM 14h MIN”(skrót od Dimanche – fr. Niedziela). Domyśliła się, że chodzi mu o Ministerstwo, najbardziej logiczne miejsce na spotkanie.

Natychmiast napisała do Severusa.

– Jean Jacques proponuje niedzielę o drugiej w południe w Ministerstwie.

– W takim razie przylecę do ciebie za piętnaście druga.

– Będę czekać.

– Do widzenia.

– Nawzajem.

 

 

Niedziela, 19.07

Severus pojawił się u Hermiony troszkę wcześniej niż za piętnaście druga. Dziewczyna właśnie wkładała do zlewu naczynia i garnki po obiedzie. Na jego widok uśmiechnęła się jak zawsze, ale potem rzuciła okiem na swoje brudne ręce i skrzywiła się. Nawet nie mogła mu uścisnąć ręki…

– Dzień dobry – powiedział, stając w drzwiach kuchni.

Popatrzył na nią i oparł się mocno o framugę. Burza, która do tej pory szalała w jego głowie, w jego sercu, nagle ucichła, odeszła i na jej miejsce pojawiło się słońce. Wlało się w całe jego ciało, rozgrzewając go i zrobiło mu się lekko na sercu… Jakby unosił się gdzieś wysoko, ponad chmurami.

Poczuł, jak uśmiecha się do niej i spróbował odsunąć się od Krzywołapa, który podszedł się o niego poocierać. Kot zatoczył się i tak czy inaczej wylądował na jego czarnych spodniach. Hermiona parsknęła śmiechem.

– Dzień dobry, Severusie. Widzę, że Krzywołap też chce się z tobą przywitać.

– Właśnie widzę – odparł na pozór krytycznym tonem na widok rudych kłaków na spodniach, ale tak naprawdę nawet to sprawiło mu przyjemność.

Dziewczyna szybko skończyła zmywanie i poszła do sypialni po schowany w szafce świstoklik międzynarodowy.

– Najszybciej będzie przez Place de la Bastille – powiedziała, zabierając się za zapisywanie adresu. – Będziesz miał okazję to zobaczyć. Wylądujemy w tym przejściu, o którym mówił Jean Jacques. Będziemy w czarodziejskim wymiarze, ale będziemy widzieć mugolski. Nastaw się na straszny… bajzel – ugryzła się w język.

Severus skinął głową i kiedy skończyła, wziął ją za rękę. Jej dotyk równocześnie parzył i przynosił ukojenie. Hermiona aktywowała świstoklik i w następnej chwili pojawili się na wielkim rondzie, na którym w niedzielę panowało, choć trudno jej było w to uwierzyć, jeszcze większe zamieszanie niż poprzednim razem. Tuż obok nich przechodziła właśnie jakaś japońska wycieczka i zdecydowana większość jej uczestników była bardziej zainteresowana robieniem zdjęć wszystkiego dookoła niż jak najszybszym zejściem z ulicy. Przeraźliwy pisk hamulców jakiegoś samochodu zagłuszyły klaksony innych samochodów dookoła.

Dziewczyna szybko pociągnęła Severusa ku kolumnie na środku. Kiedy już zeszli z drogi i stanęli koło jakiejś starszej pani kładącej kwiaty pod murkiem, dała mu trochę czasu na rozejrzenie się dookoła. Dopiero kiedy odwrócił się do niej, wzkazała mu bramę koło nich.

– Przypatrz się dokładnie. Patrz na ten niewielki chodniczek po drugiej stronie, który dochodzi aż do kolumny.

– Bawisz się w przewodniczkę? – spojrzał na nią, unosząc brew i przeniósł wzrok na kolumnę widoczną przez betonowe ogrodzenie.

– Teraz chodź – Hermiona pociągnęła go za rękę i podeszła do bramy.

Uchylając ją, nie patrzyła na to, jak otwiera się do środka i równocześnie druga brama, w mugolskim świecie pozostaje zamknięta. Postąpiła na oślep przed siebie i kiedy Severus dał krok za nią, zobaczyła, jak na jego twarzy pojawia się wyraz zaskoczenia i … zachwytu? Spojrzała na jego błyszczące oczy, przesunęła wzrokiem po brwiach, nosie i ustach i uznała, że był piękny.

Tak jak poprzednim razem, znikł olbrzymi betonowy cokół, który sprawiał, że sekundę wcześniej czuli się, jak w maciupkim ogródku ogrodzonym z każdej strony betonem. Zamiast tego pojawiła się przed nimi olbrzymia przestrzeń. Olbrzymi zwodzony most nad pustą fosą ze zboczami porośniętymi krzakami i małymi drzewami, duże Porte Saint Antoine, olbrzymia twierdza, już samym swoim wyglądem wyrażająca potęgę i majestat… Ponad basztami rozpościerało się bezkresne błękitne niebo.

Severus patrzył kilka sekund na to wszystko w niemym podziwie, a potem odwrócił się do Hermiony.

– Przyznasz, że robi wrażenie – przestała się w niego wpatrywać jak urzeczona i uśmiechnęła się.

Skinął powoli głową.

– O wiele większe niż ten mugolski pociąg, który na nas najechał – przyznał.

Przeszli przez przejście na drugą stronę i weszli na dziedziniec. W przeciwieństwie do poprzedniego razu, nie kręcił się tam tłum ludzi. Przed dużymi drzwiami, nad którymi widniał napis „Ministère de la Magie” stał tylko jeden człowiek, który na ich widok szeroko się uśmiechnął, pomachał im ręką i ruszył w ich kierunku.

Po ucałowaniu Hermiony i uściśnięciu ręki Severusowi Jean Jacques rozejrzał się dookoła.

– Mam ochotę zaproponować wam pójście do jakiejś kawiarni, żeby porozmawiać. Przy tej pogodzie nie chce mi się siedzieć w zamknięciu…

Wybrali się więc do jednej z kawiarni nad Sekwaną, usiedli pod parasolami, panowie zamówili kawę, zaś Hermiona zamówiła olbrzymie lody z owocami i odrobiną Creme de Casis.

– No więc co się tam u was dzieje? – spytał Jean Jacques, sypiąc sobie cukier na warstwę bitej śmietany oprószonej czekoladą.

– Zamykamy granice – odparł krótko Severus, mieszając swoją.

Jean Jacques zamarł i twarz natychmiast mu się wydłużyła.

– Merde.

– Dokładnie – potwierdziła Hermiona, zarówno słowa Severusa, jak i celny komentarz Francuza. – Ale to jeszcze nie wszystko.

Żeby mu opowiedzieć dokładnie, skąd wziął się cały pomysł, musieli wpierw zrelacjonować bitwę w Klinice, czasowe zawieszenie przymusowych aborcji dzieci półkrwi i mugolskiego pochodzenia, obowiązek dostania zgody na posiadanie drugiego dziecka i skomplikowany proces jego uzyskiwania i obawy Norrisa, że kobiety mogą uciekać za granicę, żeby tam donosić ciążę i urodzić.

– W pierwszej kolejności będą uciekać do Francji, Belgii i Holandii – powiedział Severus. – Norris zdecydował więc, że od września koniec z wyjazdami bez zgody Ministerstwa. Zaś w razie stwierdzenia nielegalnego wyjazdu przewidział karę zesłania na krótki pobyt do Azkabanu.

Jean Jacques odstawił filiżankę z kawą.

– Z tego, co mówiłeś, te typy, które pilnują więzienia… Dementorzy… od nich można zwariować już po kilku dniach. Zsyłać tam ludzi tylko dlatego, że chcieli wyjechać?! Merlinie…

– I tu dochodzimy do sedna sprawy – odezwała się Hermiona. – To dotyczy w równym stopniu kobiet i mężczyzn, obojętnie jakiego pochodzenia. Kilka dni temu jakieś mieszane małżeństwo… ona jest Francuzką, napisało do Proroka coś na kształt protestu, mówiąc, że podróżują bezustannie i nie wyobrażają sobie, że jakiś urzędnik może im nie wydać pozwolenia.

– Poczekaj. Pozwolenie jest jednorazowe czy wielorazowe?

– Oczywiście, że jednorazowe. Za każdym razem musisz się starać o nowe. Ministerstwo nie musi podawać powodów, dla których odmawia zgody.

– Wiesz coś więcej o tym małżeństwie?

Hermiona sięgnęła po notatki, które miała w tylnej kieszeni spodni i Severus na wszelki wypadek odwrócił głowę.

– Mireille Chabot lat 23, status czystej krwi i Jason Hawk, mugol, lat 25. Pobrali się we wrześniu zeszłego roku i mają córkę w wieku dwóch lat. Mieszkają na stałe w Anglii, w okolicach Manchester. Bardzo często podróżują do Francji. Jej rodzina mieszka w Moissac, gdzieś na południu. Jej młodsza siostra kończy za rok Beauxbatons – przeczytała.

– Ona jest czystej krwi czarownicą, więc nie podadzą jej permamentnego eliksiru antykoncepcyjnego, ponieważ zgodnie z ustawą mają prawo się rozwieść i ona może wyjść powtórnie za mąż za jakiegoś czarodzieja czystej krwi – włączył się Severus. – W takim razie jej drugie dziecko byłoby czystej krwi, a przeciw takim nic nie mają. Ale takie małżeństwo z pewnością nie dostanie zezwolenia na posiadanie drugiego dziecka. I w niedalekiej przyszłości w przypadku stwierdzonej ciąży ona będzie musiała ją usunąć.

Jean Jacques pobladł lekko.

– Tylko dlatego, że jakiemuś idiocie nie podoba się jego pochodzenie?! – zakrył oczy dłonią i pokręcił rozpaczliwie głową.

– Dokładnie. I możesz się domyślać, że z całą pewnością nie otrzymają zgody na wyjazd z kraju. To by pociągało ryzyko, o którym mówił Norris, że ona zajdzie w ciąże tu, we Francji. I tu zdecyduje się urodzić.

– Merde.

Jean Jacques miał wielką ochotę wyrazić się jeszcze dosłowniej, ale z uwagi na Hermionę opanował się.

– Dobrze, moi drodzy. Wchodzimy w to. Jutro rozmawiam z Ministrem i dobieramy się im do dupy. Przepraszam – zmitygował się, ale Hermiona tylko się uśmiechnęła.

– Co zamierzacie zrobić? – spytał Severus.

– Wystosujemy ostrą notę protestacyjną. Jestem pewien, że Minister zdecyduje, że to sprawa DPPC, choć trochę trąci to też Międzynarodową Współpracą Czarodziejów, więc ICW na pewno się w to wmiesza.

– Norris nie zmienił szefa, za Międzynarodową Współpracę Czarodziejów nadal odpowiada Frank Cunnington – powiedziała Hermiona w zamyśleniu.

– Co i tak nie ma żadnego znaczenia, bo ani Cunnington, ani Backer nie mogą odpowiedzieć sami, muszą iść z tym do Ministra, który już zrobi, co każe mu Norris – odpowiedział Severus.

– Czyli nasza nota nic nie da – podsumował Jean Jacques. – Więc z pewnością następnym krokiem będzie odwołanie się do waszego Wizengamotu. Zabraniając wjazdów i wyjazdów z kraju, łamiecie podstawowe prawa czarodziejskie. My wypowiemy się w imieniu czarodziejów francuskiego pochodzenia, ale możecie być pewni, że za chwilę posypią się noty z innych krajów.

– To nie będzie takie proste – zastopował go Severus. – Oficjalnie są dwa powody do zamknięcia wszystkich kanałów aportacyjnych i wstrzymania licencji na świstokliki międzynarodowe. Po pierwsze to, co dzieje się w mugolskim świecie, po drugie zamieszki u was. Ponoć nasz rząd jest bardzo zaniepokojony sytuacją.

Hermiona przygryzła dolną wargę. Na pierwszy, a nawet na drugi rzut oka powód był dość wiarygodny.

– Co się u was dokładnie dzieje? – Severus spojrzał poważnie na Francuza, a ten skrzywił się.

– Na początku roku w mugolskim świecie doszło do kilku ataków i było bardzo dużo zabitych i rannych. Zostały one przeprowadzone przez Państwo Islamskie, które mści się w ten sposób za interwencję zarówno kraju, jak i pojedynczych osób w ich politykę. Która nawiasem mówiąc polega na zabijaniu niewiernych. Czyli tych, którzy nie wierzą w to samo, co oni. Nie będę wam wyjaśniał szczegółów, bo ciągnie się to od ubiegłego stulecia.

Severus wykrzywił pogardliwie usta. Czy to kiedykolwiek się skończy? Zabijanie niewiernych, zabijanie mugoli, zabijanie „tych innych”.

– W każdym razie krótko po tym, w lutym w czarodziejskim świecie pojawiły się głosy, żeby spróbować pomóc mugolom, używając magii. I w ten sposób przeniosło się to do nas. Kiedy przyjechałaś – Jean Jacques popatrzył na Hermionę – mieliśmy serię napadów na czarodziejskie rodziny murzyńskie i żydowskie. Sądziliśmy, że to zamieszki rasistowskie, podobnie jak wśród mugoli, ale kiedy zaczęłaś opowiadać o spisku Norrisa, pomyślałem, że sięga on i do nas. Dlatego powiedziałem Ministrowi, że to pilna sprawa. Jakiś czas mieliśmy spokój, ale trzy tygodnie temu zabito jakąś rodzinę, która pochodzi z Izraela.

– Gdyby nie to, że widziałeś związek między moją sprawą i waszymi, nie porozmawiałbyś ze mną? – spytała cicho dziewczyna.

– Porozmawiałbym, ale nie sądzę, żebym prosił Ministra o znalezienie czasu dla ciebie – odparł szczerze. – Choć znając go, z pewnością kazałby komuś wam pomóc.

– Odnoszę wrażenie, że go lubisz – to nie było pytanie, ale raczej stwierdzenie faktu.

Jean Jacques skinął głową.

– Można powiedzieć, że uwielbiam. To bardzo honorowy i prawy człowiek, który, gdyby parę lat temu doszedł do władzy, przyłączyłby się bez wahania do waszej wojny z Voldemortem. Proponował ówczesnemu Ministrowi pomoc dla was, ale tamten bał się zareagować. Jak to sam powiedział przy was, „preferuje konkrety”, co w praktyce oznacza, że nie toleruje czczej gadaniny. Wszystko, co do niego przychodzi, ma być kompletne, przejrzyste i przede wszystkim ważne. Ale dzięki temu podejmuje decyzje natychmiast i to są decyzje definitywne. Nie wiem, jak on to robi, ale wszyscy których znam, po prostu chcą dla niego pracować. Nie musi krzyczeć, powtarzać czy prosić, ludzie po prostu robią to, czego od nich oczekuje choćby dla samej przyjemności pracy z nim. No i co jest ważne, dba o ludzi i im ufa – uśmiechnął się trochę zakłopotany.

– To się nazywa charyzma – podsumowała Hermiona.

Severus patrzył niewidzącym spojrzeniem na stół i próbował porównać francuskiego Ministra Magii do Albusa Dumbledore’a. Dumbledore był może i charyzmatyczny, ale nie ufał ludziom do końca i zdecydowanie nie dbał o nich. Uznawał teorię „większego dobra” i nie wahał się pogrywać ludźmi dla osiągnięcia swoich celów. Jak inaczej można było nazwać to, co zrobił z nim?

Głos Jean Jacquesa przywrócił go do rzeczywistości.

– Jeśli chodzi o blokowanie kanałów aportacyjnych i świstoklików, was to nie powinno dotyczyć. Chyba że w jakiś sposób zaczęliby kontrolować drugi wymiar. Tak się zastanawiam… – zamilkł na chwilę i po chwili dodał niepewnie. – Nie pytajcie o co chodzi, ale wiem, że mamy u was naszego człowieka. Skontaktuję go z wami, więc nie zdziwcie się, że ktoś się do was zgłosi. Nazywa się Ricky i oficjalnie jest reprezentantem handlowym u mugoli. Więc zamknięcie granic go nie dotyczy, nadal będzie mógł podróżować między Francją i Anglią.

– Chcesz wprowadzić w to kogoś nowego? – zdziwiła się Hermiona.

– Nie wprowadzę go w całą sprawę. Po prostu będzie nam pomagał. Od dzisiaj nie będziemy się spotykać we Francji, ale w Anglii. W ten sposób, jeśli wezmą się ostro za pilnowanie aportacji i świstoklików, czy choćby mioteł, nawet jeśli przez przypadek zawadzą o drugi wymiar, nic nie znajdą. Będzie naszym łącznikiem.

Hermiona znów przygryzła usta.

– Sądzisz, że zaczną już teraz?

– Mogą zacząć monitorować kanały choćby dla wprawy, czy żeby sprawdzić ile czasu i osób im będzie potrzeba od września. Lepiej nie ryzykujmy.

Severus zgadzał się z nim w zupełności.

– Dowiedzieliście się, czy macie jakieś remportery? – zagadnął Francuz.

– Pan Patil powiedział mi, że będzie próbował się dowiedzieć. Póki co, nie kontaktował się ze mną – zaprzeczyła Hermiona.

Jean Jacques skorzystał z okazji i dopytał Severusa o parę szczegółów dotyczących Azkabanu. Ich plan wydobycia stamtąd kobiet powoli się krystalizował, ale nie mieli jeszcze nic konkretnego.

– Prześlijcie mi listę miejsc, w których możemy się widywać – poprosił Jean Jacques na koniec, wstając od stolika. – Przekażę ją naszym ludziom. I ‘Ermione, zastanów się poważnie nad tym, jak ukryć twoich rodziców. Jeśli nic nie znajdziesz, daj nam znać, to coś przyszykujemy.

Dziewczyna potaknęła i już chciała coś powiedzieć, kiedy włączył się Severus.

– Jean Jacques, przygotujcie też jakieś miejsce dla niej – wskazał ją palcem. – Nasi przyjaciele powiedzieli kiedyś, że ma zostać żywa aż do końca. Nie wiemy, co oni nazywają końcem, ale przypuszczam, że powoli się do niego zbliżamy.

– Co?! – zawołał Francuz, patrząc ze zgrozą to na nią, to na Severusa.

– Nie pamiętam już, czy ci o tym mówiłam – powiedziała niechętnie Hermiona. – Ale nie wiem, czy to można nazwać…

– Zajmij się tym – poprosił Severus, nie dając jej skończyć.

Stracił już jedną kobietę, którą kochał. Nie zamierzał stracić drugiej.

Jean Jacques poklepał go lekko po plecach.

– Od jutra się tym zajmę, możesz być pewien!

Ku zdumieniu Hermiony Severus nie odtrącił jego ręki, ale spojrzał na niego z wdzięcznością.

Pożegnali się ciepło, Jean Jacques ucałował Hermionę i ściskając rękę Severusa, szepnął cicho „Pilnuj jej”. Po kilku krokach odwrócił się do nich i pomachał im ręką. Miał wielką nadzieję zobaczyć ich jeszcze raz żywych.

 

Hermiona sprawdziła godzinę. Było dopiero w pół do piątej. Nie chciała jeszcze wracać do domu i przede wszystkim nie chciała jeszcze rozstawać się z Severusem. Musiała mieć dziwną minę, bo kiedy spojrzał na nią, uniósł pytająco brew.

– Severusie… możemy zostać tu jeszcze trochę? Chciałabym ci coś pokazać – powiedziała niepewnie.

– Coś pokazać…? – powtórzył po niej.

Tego właśnie się bał. Że znajdzie się z nią sam na sam i że znów straci głowę. Do tej pory udawało mu się jakoś trzymać, ale był z nimi Jean Jacques.

– Poprzednim razem nie… nie mogliśmy pójść zobaczyć Paryża, więc może teraz…

Nie „nie mogliśmy”, tylko nie chciałeś. Nie każ jej prosić cię drugi raz.

Poza tym… poza tym przecież nie musisz na nią patrzeć, nie musisz się do niej zbliżać. Odsuń się, patrz gdzie indziej i wszystko będzie dobrze.

Skinął głową i twarz Hermiony rozjaśnił radosny uśmiech, więc odwrócił wzrok. Wyciągnęła do niego rękę i kiedy ją chwycił, aportowała ich na Polach Marsowych, niedaleko od Wieży Eiffela.

Na trawie siedziało albo leżało pełno ludzi. Niektórzy dorośli coś czytali albo rozmawiali ze sobą, niektórzy zabrali ze sobą piknik i jedli popularny we Francji o tej porze podwieczorek, dzieci bawiły się dookoła. Jednocześnie będąc w magicznym wymiarze, nie słyszeli przejeżdżających samochodów i autobusów, tylko zwykły gwar ludzkich głosów. Słońce świeciło już o wiele lżej i wiał lekki wiaterek, który przyjemnie chłodził.

– To jest ta słynna wieża, o której mówił ostatnio Jean Jacques – powiedziała. – Ma ponad tysiąc stóp wysokości… I w mugolskim świecie można wjechać na samą górę.

– Muszą mieć ładny widok – stwierdził Severus, przysłaniając sobie oczy ręką, żeby spojrzeć do góry.

– Kiedyś byłam i mogę ci powiedzieć, że jest wspaniały. Tylko niestety pchają się tam tłumy. Ale jak już jesteś na samej górze, masz cudowny widok. Paryż z lotu ptaka – rozmarzyła się, zamykając oczy.

Severus uśmiechnął się lekko, ale zmusił się, żeby nie spojrzeć na nią. Wydało mu się nagle śmieszne, że wybrała właśnie to, co lubił. Będąc małym, często uciekał z domu, kładł się w trawie i patrzył w niebo. Widząc kołujące po nim wielkie ptaki, zastanawiał się, jak to byłoby cudownie móc poczuć się wolnym i być daleko od tego wszystkiego, co go gnębiło. Móc odlecieć. Może dlatego po zakończeniu wojny, kiedy już fizycznie był wolny, kupił sobie sowę. Nie czuł się wolny psychicznie, nie mógł uciec od męczących go koszmarów i wyrzutów sumienia, więc dobrze było, że choć jego sowa mogła latać. Jakby robiła to dla niego. Może dlatego nie trzymał jej w swoich komnatach, ale w sowiarni, żeby mogła latać, kiedy zechce.

– Najpiękniej jest chyba wieczorem – usłyszał Hermionę i wrócił do rzeczywistości. – Kiedy w mugolskim świecie widać tysiące światełek na tle czarnej nocy. Szkoda, że nie możemy tego tu zobaczyć.

Usiedli na trawie i Severus podążył wzrokiem wzdłuż całej wieży, aż do samej góry. Była smukła i urzekała swoim widokiem. Jeszcze nigdy nie widział czegoś takiego. Istotnie, widok z samej góry musiał być niesamowity. Spojrzał na niebo i dostrzegł latające wysoko całe stada jaskółek. Trochę po prawej leciał idealnie równy, długi klucz dużych ptaków. Ciekawe, czy należały do czarodziejskiego, czy mugolskiego świata… A może tam na górze, gdzie królowała wolność, nie było żadnej różnicy?

Spoglądał na błękitne niebo i dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że leży na trawie. Przekrzywił głowę na bok i dostrzegł leżącą obok Hermionę, która wpatrywała się w czubek wieży.

Ku swemu zaskoczeniu czuł, że to było… właściwe. Zaledwie trzy tygodnie temu nie wyobrażał sobie móc leżeć tak koło kogokolwiek, to wspomnienie łączyło się tylko z Lily. Dziś właśnie tego pragnął.

Przez chwilę widział zielone oczy, ale te szybko zbladły i na ich miejscu pojawiły się inne. Czekoladowe. Należące do czarownicy, która leżała koło niego. I w tym momencie Severus zrozumiał z całą wyrazistością, że „Kiedyś” naprawdę minęło.

Czas mijał, a oni oboje leżeli na zielonej trawie, niedaleko innych ludzi, ale pogrążeni w ich własnym kokonie wspomnień i marzeń.

 

 

Zaledwie parę jardów od nich na ławce siedziała ciemnowłosa i ciemnooka kobieta z lekko zaokrąglonym brzuszkiem, przyglądająca się dwójce swoich dzieci, które bawiły się na trawie obok. Dziewczynka próbowała zrobić wianek z kwiatków, które przynosił jej młodszy od niej chłopiec. Oboje byli do siebie zaskakująco podobni. Mieli długie, pofalowane, gęste blond włosy i zaskakująco błękitne oczy, które pasowały do matowej karnacji.

– Już jestem – powiedział nagle ktoś za nią i kiedy obejrzała się, zobaczyła swojego męża.

– Xavier! – wyciągnęła głowę, nadstawiając się do pocałunku.

Mężczyzna odrzucił na bok identyczne długie blond włosy i pocałował ją na powitanie.

– Dobrze, że jesteś. Eugenia zaczęła być już głodna, Norbert pewnie też zaraz zgłodnieje.

Dzieci poderwały się z trawnika i dziewczynka podbiegła do niego, podskakując radośnie.

– Papa! Zobacz, prawie skończyłam Fianek! – pomachała rozsypującymi się na boki kwiatkami.

Ucałowała ojca, zaraz po niej zrobił to chłopiec i kobieta wstała z ławki.

– To co, zbieramy się do domu?

– Aportujmy się – zaproponował mężczyzna. – Do domu stąd daleko.

W tym momencie koło nich wylądował gołąb i Norbert podbiegł do niego, próbując go złapać. Ptak odfrunął kawałek dalej, więc chłopiec pobiegł za nim.

– Norbert! Chodź już! – zawołała za nim kobieta, podając córce i mężowi ręce.

 

Głośne wołanie sprawiło, że Severus i Hermiona odruchowo podnieśli głowy i spojrzeli w tamtym kierunku.

Malec biegiem dopadł do rodziców i siostry i złapał ojca za rękę. Mężczyzna uśmiechnął się do niego, podniósł głowę i wykonał lekki obrót. Jego oczy przesunęły się po leżącej niedaleko parze i rozszerzyły w nagłym przebłysku rozpoznania. I w tym momencie z głośnym pyknięciem cała czwórka znikła.

 

Severus odwrócił wzrok i napotkał spojrzenie Hermiony. Usiadł prędko i dziewczyna zrobiła to samo. Pomyślał, że skoro już się spotkali, dobrze byłoby porozmawiać o tym, jak chronić jej rodziców. Obietnica pomocy Jean Jacquesa nie zwalniała go z obowiązku szukania jakiegoś rozwiązania.

– Przejdźmy się – zaproponował.

Oboje ruszyli wolno przed siebie i nie zwrócili uwagi na trzask aportacji, który rozległ się za nimi krótko po tym, jak odeszli.

 

Kiedy cała rodzina aportowała się w domu, jasnowłosy czarodziej zatoczył się w panice na ścianę i oparł o nią plecami. Kobieta puściła dzieci, rzucając im krótkie:

– Idźcie do kuchni, zaraz zrobimy coś do jedzenia.

Spojrzała na męża i zdziwiła się na widok jego przestraszonej miny.

– Coś się stało…?

Mężczyzna potoczył błędnym wzrokiem dookoła i podjął błyskawiczną decyzję. Ukradkiem wsunął różdżkę do rękawa szaty i uniósł ręce do góry, tak, żeby nie wypadła.

– Muszę tam wrócić… chyba zgubiłem różdżkę…

– Zgubiłeś… – powtórzyła za nim kobieta.

– Nie wiem – odparł trochę bezsensownie. – Zaraz wracam, tylko rzucę okiem…

Przyciskając mocno ręce do siebie, obrócił się i deportował z domu, z powrotem na Pola Marsowe.

Kiedy wylądował dokładnie w tym samym miejscu, w którym stał jeszcze minutę temu, trawnik przed nim był pusty. Rozejrzał się szybko dookoła i zobaczył oddalającą się parę. Widział ich od tyłu; wysokiego, szczupłego czarnowłosego mężczyznę ubranego całkowicie na czarno i niższą od niego kobietę o długich do połowy pleców, brązowych, splątanych włosach. Miała na sobie wąskie mugolskie jeansy i luźną bluzkę w łososiowym kolorze.

Od tyłu nie poznałby ich, ale miał przed oczami ich twarze, które widział zaledwie sekundę, ale które poznał natychmiast.

Granger???! I Snape?

Nie odważył się podbiec do przodu, żeby popatrzeć na nich jeszcze raz, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że oni nie mogli go poznać.

Merlinie… co oni robią w Paryżu?!

Skamieniały stał przez chwilę, patrząc za oddalającą się parą i dopiero ściekająca po plecach strużka zimnego potu sprawiła, że się otrząsnął. Zmuszając się do przybrania spokojnego wyrazu twarzy, aportował się do domu.

– Xavier? No i jak, kochanie, znalazłeś ją? – dobiegł go głos żony z kuchni i po chwili ukazała się w drzwiach jej głowa.

– Oui, chérie. Znalazłem ją – westchnął.

 

 

Szli chwilę w milczeniu.

– Słyszałaś, co powiedziałem Jean Jacquesowi na twój temat – odezwał się w końcu Severus.

– Myślisz, że… – Hermiona spojrzała na niego, nie zatrzymując się.

– Myślę, że czas o tym pomyśleć – powiedział na pozór spokojnym głosem.

Dziewczyna skinęła głową.

– Zastanawiałam się już tyle razy, co zrobić z rodzicami, ale pojęcia nie mam. To znaczy pomysłów mam pełno, ale za każdym razem muszą znów porzucić dom, pracę i ukrywać się gdzieś… najlepiej tak, żebym ja nie wiedziała, gdzie.

– Rozmawiałem trochę z Minerwą na temat mojego domu w Spinner’s End. W mugolskiej części miasta. Minerwa zaproponowała ukryć go, rzucając Zaklęcie Fideliusa.

– I można byłoby tam ukryć moich rodziców?

Severus ominął kępę kwiatów i na nowo zbliżył się do Hermiony.

– Tak, ale to ty byłabyś Strażniczką.

– Przecież jeśli mnie złapią…

– A ciebie ukryłby Jean Jacques. Wtedy twoi rodzice byliby bezpieczni.

Dziewczyna uniosła brwi, bardzo w jego stylu.

– To znaczy, że zostałbyś sam, tak?

Severus zatrzymał się w miejscu i spojrzał na nią bardzo poważnym wzrokiem.

– Doskonale wiesz, co ci grozi, jeśli choćby tylko zorientują się, że coś wiesz. I nawet jeśli ty się ukryjesz, dosięgną cię przez twoich rodziców. Nie chodzi tylko o twoje życie, ale i ich.

Hermiona zastanawiała się chwilę gorączkowo. Dał jej wybór między jej rodzicami i nim. Nie chciała ich narażać, ale za nic w świecie by go nie zostawiła. I nagle przyszło jej do głowy rozwiązanie.

– Bardzo dobrze. Przygotujemy twój dom i tam przeniesiemy ich, zanim nie wyślemy ich do Jean Jacquesa – powiedziała, patrząc mu w oczy. – Powiedziałam ci już raz i powtórzę. Nie zostawię cię.

Severus wpatrywał się w nią i dwie różne części jego umysłu toczyły ze sobą bitwę. W końcu on też podjął decyzję.

– Dobrze, tak zrobimy. Ale musimy w takim razie opracować jakiś plan i dla ciebie.

Potaknęła. Na to mogła się zgodzić.

– Co mi przychodzi do głowy już teraz: masz zawsze mieć ze sobą dwie różdżki, to po pierwsze. Po drugie nigdy i nigdzie nie wolno ci przebywać samej. Najlepiej, żebyś też nie była za długo tylko i wyłącznie w towarzystwie Rockmana i Aylin. Staraj się być zawsze otoczona ludźmi – powiedział niedopuszczającym sprzeciwu głosem. – Poza tym masz zawsze mieć przy sobie monety kontaktowe. I zastanowię się nad resztą warunków.

– Obiecuję – odpowiedziała.

Cóż, łatwiej powiedzieć niż zrobić…

 

Przechadzali się jeszcze trochę w milczeniu i Severus doszedł do wniosku, że potrzeba im jakiegoś lżejszego tematu przed pożegnaniem się. Pokazał jej ławkę niedaleko i usiedli na niej.

– Nie mówiłem ci jeszcze, że od września zamierzam wprowadzić nowy przedmiot w Hogwarcie.

Hermiona zainteresowana usiadła lekko bokiem, obrócona w jego stronę.

– To coś w rodzaju Historii Nowoczesnej, zaczyna się dwadzieścia lat temu i obejmuje obie czarodziejskie wojny.

– Powstanie i upadek Czarnej Magii, tak?

– I tak, i nie. Chciałbym położyć nacisk na to, co działo się wtedy, kiedy pojawił się Czarny Pan i urósł w siłę i ile kosztowało zakończenie tych wojen.

– Przecież to stanowi część Historii Magii? – nie zrozumiała Hermiona. – Chcesz zlikwidować ten przedmiot?

Severus potrząsnął głową.

– Nie, profesor Binns nadal będzie ją wykładał. I dodatkowo, od czwartej klasy, będzie wykładana Historia Nowoczesna. Myślę, że trzeba uczulić młodzież już w tym wieku czym kończą się wygórowane ambicje, czy chore przekonanie, że czysta krew jest lepsza.

Gdybym wiedział wtedy, jak to wszystko będzie wyglądać, z pewnością nie przystałbym do Śmierciożerców… I nie zrobiłbym wielu innych rzeczy.

– To jest bardzo dobry pomysł – powiedziała dziewczyna. – Jestem pewna, że ci, którzy przez to przeszli… którzy byli tym naprawdę dotknięci, nigdy tego nie zapomną i zrobią wszystko, żeby to się nie powtórzyło. Być może gdyby Scott albo Stone, albo… nie wiem, Watkins na przykład… Gdyby wiedzieli kiedyś, jak daleko sięgnie ten ich cholerny spisek, może też by do niego nie przystali? – Hermiona poprawiła się na ławce. – Masz już jakiegoś nauczyciela?

– Rozmawiałem z trzema w zeszłym tygodniu i w zasadzie już się zdecydowałem. Jeden z nich był zdecydowanie lepszy niż pozostała dwójka.

– O czym… na czym polegała ta rozmowa?

– Sprawdziłem ich znajomość w tej dziedzinie – to było najbardziej oczywiste. – Umiejętności organizacji pracy, bo wbrew powszechnemu mniemaniu wielu osób, dzień pracy nauczyciela nie kończy się po ostatniej lekcji i przede wszystkim umiejętność ciekawego opowiadania. Prosiłem, żeby powiedzieli mi, jak wyobrażają sobie prowadzenie lekcji. Czy dopuszczają dyskusję, czy też ograniczają się do dyktowania tematu lekcji.

Hermiona pomyślała o profesorze Binnsie, który najwyraźniej nie przeszedłby egzaminu u Severusa.

– No i jaki był ten najlepszy?

Severus uniósł kącik ust w lekkim uśmiechu na wspomnienie tej rozmowy. Pamiętając Rookwooda, który potrafił opowiadać godzinami o niczym i to w porywający sposób, poprosił każdego z kandydatów o opowiedzenie mu o czymś banalnym. Kiedy Henry Dicks uprzedził go, że w takim razie opowie mu o porannym parzeniu herbaty, obiecał sobie, że pozwoli mu zacząć i nie wyrzuci natychmiast, ale da mu dwie minuty. Po czym z niedowierzaniem wziął udział w parzeniu i piciu wyimaginowanej herbaty. Był zachwycony. To był dokładnie ktoś, kogo potrzebował. Ktoś, kto będzie potrafił zafascynować młodzież i uczynić ten przedmiot nie godziną słuchania jednym uchem opowieści jakiegoś starszego czarodzieja o tym, co się kiedyś stało, ale przeżywania tego osobiście.

Opowiedział to Hermionie, która aż uniosła brwi ze zdumienia. Severus Snape bawiący się w parzenie herbaty???!

– Zobaczę, jak da sobie radę przez pierwsze parę miesięcy i jeśli będzie mu dobrze szło, najprawdopodobniej powierzę mu prowadzenie Historii Magii.

– Jeśli tobie się spodobał, musi być naprawdę wspaniały!

– Jedyny problem, jaki w tej chwili mam, to brak odpowiedniego podręcznika. Do omawiania pierwszej wojny możemy jeszcze używać choćby Powstania i Upadku Czarnej Magii, ale potem nie ma już nic.

Hermiona zrobiła niepewną minę.

– Czemu go nie napiszesz? Nikt nie ma takiej wiedzy jak ty…

– Nie będę pisał żadnych książek – parsknął Severus.

Dostawał wiele propozycji napisania albo biografii, albo właśnie książki o obu wojnach. Za każdym razem odmawiał. Był kimś, kto stronił od publicznej uwagi i okres jego procesu i czas zaraz po nim wspominał jak pasmo koszmaru. Nie wiedział już, które artykuły w prasie wolał, te robiące z niego znienawidzonego mordercę, czy też te, w których uchodził za bohatera, zbawcę i męczennika. Po procesie na krótki czas zapadł spokój, ale potem został odznaczony Orderem Merlina i na nowo widział swoją twarz, gdzie tylko się nie obrócił.

– A czemu ty żadnej nie napiszesz? – spytał i rozbawił go wyraz zaskoczenia i oburzenia na twarzy Hermiony.

– Ja???!!! Ja miałabym napisać książkę?! – zawołała i ściszyła głos, bo kilka siedzących koło nich par obejrzało się na nią. – Mowy nie ma!

Severus wzruszył ramionami.

– W ciągu zeszłego roku pojawiło się parę. Przeczytałem wszystkie, choć raczej należy powiedzieć, że zmusiłem się do przeczytania. Stek bzdur, poprzeinaczane fakty i autor wykreowany na bohatera – powiedział z pogardą.

– A ten nowy nauczyciel nie może czegoś napisać?

– Może i by mógł, ale kiedy zacznie uczyć w Hogwarcie, nie będzie miał na to czasu.

Hermiona miała wrażenie, że Severus był trochę zmartwiony z powodu braku podręcznika. Co się dziwisz. Chce wprowadzić nowy przedmiot, wyraźnie mu na tym zależy, bez tego uczniowie nie będą mieli się z czego uczyć…

Nagle zaświtał jej w głowie pewien pomysł. Mogłaby mu pomóc! I w ten sposób mieć pretekst do widywania go częściej!

Starając się nieudolnie ukryć radość, spojrzała na niego.

– A gdybym tak… sporządziła coś na podobieństwo notatek z lekcji? Napisałabym, co się wtedy działo, rok po roku, ale nie w formie książki, ale właśnie notatek. Nie tylko Harry i Ron uczyli się z moich notatek z lekcji…

Severus podniósł głowę i zamarł z wyrazem nadziei w oczach.

– Hermiono… To jest doskonały pomysł! – powiedział. – Twoja pomoc byłaby nieoceniona!

– To nic takiego… lepsze niż nic…

– Gdybyś mi w ten sposób pomogła, byłbym bardzo… szczęśliwy. Zgodziłabyś się?

Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie i potaknęła. Udało jej się! Będzie mogła go widywać!!!

– Pod jednym warunkiem! Że mogę liczyć na twoje poprawki i komentarze!

Na widok rozradowanych, brązowych oczu Severus również się uśmiechnął. Merlinie, mógłbyś się na nią patrzeć całymi dniami…

Ogarnęła go nagła chęć przytulenia jej, żeby jej podziękować i równocześnie dotarło do niego, że znów zaczął tracić zdrowy rozsądek, więc zmusił się do odwrócenia wzroku.

– Oczywiście, że możesz liczyć. Bardzo ci dziękuję.

– Zacznę już dziś wieczorem, więc za kilka dni będziesz miał pierwsze… szkice. Do poprawki – obiecała. Za kilka dni będzie mogła się z nim zobaczyć…

– Chodź, wracajmy już…

Dziewczyna wstała raźno i rozejrzała się dookoła. Odnalazła w torbie świstoklik międzykontynentalny, zapisała w nim adres jej mieszkania i wyciągnęła do niego rękę. Spletli razem palce i świsnęli do Londynu.

 

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 26Dwa Słowa Rozdział 28 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 4 komentarzy

Dodaj komentarz