Dwa Słowa Rozdział 33

Minerwa jednym ruchem odesłała krzesło pod ścianę, odczekała chwilkę i uchyliła drzwi.

– Dzień dobry, profesor McGonagall – skłonił się jej wytwornie Smith. – Mam spotkanie z dyrektorem Snape’m…

– Jest pan trochę przed czasem – powiedziała, trzymając jedną ręką drzwi, a drugą opierając się o ścianę. – Severusie… masz gościa.

– Niech wejdzie – odparł ten sucho. – Dziękuję ci, Minerwo. Dokończymy plan jutro, a dziś sprawdź rozkład zajęć z przedmiotów teoretycznych.

Minerwa skinęła głową i cofnęła się trochę, przepuszczając Smitha. Ledwie Auror wszedł do gabinetu, wyszła, prawie się o niego ocierając i zamknęła starannie drzwi. Jeśli Smith miał towarzystwo, zostało ono na korytarzu.

Poszła bardzo energicznym krokiem do ukrytego przejścia nieopodal, przeniosła się do drugiego wymiaru i aktywowała świstoklik, który miała w kieszeni.

Kiedy wylądowała tuż koło Hermiony, młodsza czarownica tylko rzuciła jedno spojrzenie w jej kierunku, po czym z powrotem wbiła wzrok w Smitha.

– Wszystko w porządku? – spytała Minerwa, niepotrzebnie szeptem.

– Tak, dopiero co się przywitali. Smith nic nie zauważył – odparła Hermiona normalnym głosem.

Minerwa stanęła pod ścianą i zaczęła przyglądać się Smithowi i Severusowi.

– Zachowywał się jakoś dziwnie, kiedy wyszłam?

Hermiona przecząco potrząsnęła głową.

– Nie, nawet nie spojrzał w kierunku drzwi. Więc nie sądzę, żeby ktoś z nim był.

.

Severus usiadł wygodnie w swoim fotelu i odchylił się trochę do tyłu. Swoją starą różdżkę położył na biurku przed sobą. Francuska tkwiła w ukrytej kieszonce w szacie.

– Proszę sobie darować opowiadanie mi o całym pańskim dniu – powiedział, ucinając wyjaśnienia Smitha, czemu zjawił się trochę wcześniej. – Mam nadzieję, że pamięta pan, co mówiłem na koniec naszego poprzedniego spotkania.

Auror skinął pokornie głową.

– Ależ oczywiście, proszę wybaczyć. Tak więc, przechodząc do powodu mojej dzisiejszej wizyty… Z pewnością orientuje się pan, że sprawuję… można powiedzieć „opiekę” nad Szkołą Aurorów. Zaproponowałem dyrektorowi, żeby poprosić pana o pewną pomoc… ale proszę – sięgnął do kieszeni po dużą, ozdobną kopertę z emblematem Szkoły Aurorów i podał ją Severusowi – to jest pismo od Augustusa Millera, znajdzie pan tu szczegóły.

Ten sięgnął po nią i przyjrzał się wpierw kopercie, potem zaś sięgnął po nożyk do otwierania listów, otworzył ją i wyjął arkusik pergaminu. Oczywiście zaklęciem byłoby szybciej, ale Severus domyślał się, że Smith potrzebuje trochę czasu na to, żeby znaleźć na nim włosy i je przywołać.

Zaczął czytać prośbę dyrektora Szkoły o przeprowadzenie kilku prelekcji w ciągu całego następnego roku szkolnego na temat skutków używania czarnej magii dla organizmu przeciętnego czarodzieja.

.

 

W tym czasie Smith przyglądał mu się uważnie. Jak nie będziesz miał żadnych włosów na szacie, to ci je wyrwę prosto ze łba, Snape, pieprzony skurwielu…

Spojrzał na jego ramiona i przedramiona i odniósł wrażenie, że na lekko wyblakłej szacie dostrzegł włos, połyskujący w świetle padającym z okna.

Udając, że bawi się różdżką, upuścił ją na ziemię.

– Och, przepraszam… gapa ze mnie… – mruknął, przechylając się na bok.

Snape spojrzał na niego niechętnie i wrócił do czytania końcówki listu. Smith zaś sięgnął na ślepo po różdżkę i zaciskając na niej palce, uśmiechnął się triumfalnie, bo wyraźnie zobaczył czarny, długi włos na wysokości ramienia.

.

Hermiona ścisnęła mocniej różdżkę w ręku, nie odrywając wzroku od Smitha, który przypatrywał się Severusowi, kiedy ten czytał list. Kiedy w dodatku Auror zaczął bawić się jakby od niechcenia różdżką, aż postąpiła krok do przodu.

– Hermiono – Minerwa złapała ją za ramię.

Dziewczyna znieruchomiała, ale nawet nie podniosła na nią oczu, tylko wpatrywała się w Smitha wzrokiem bazyliszka.

Obie zamarły, kiedy Smith upuścił różdżkę i przechylił się po nią. Po czym zobaczyły, jak uśmiecha się lekko i szepce coś bezgłośnie i w następnej sekundzie łapie coś lewą ręką.

– Ma – powiedziała Hermiona napiętym tonem, przez który przebijała lekka ulga.

– Widziałaś, czy to były włosy? – spytała Minerwa, równie spięta.

W tym momencie Smith odchylił się do tyłu i włożył lewą rękę do kieszeni.

– To musi być jeden z włosów, które Severus położył sobie na ramieniu – odparła dziewczyna.

Minerwa odetchnęła głęboko. Wyglądało na to, że Smith dał się złapać…

.

 

Severus też domyślił się, co się dzieje. Podniósł wzrok na Smitha, który wrócił do normalnej pozycji.

– Smith, skończył się pan wić na moim krześle, czy mam panu w czymś pomóc? – zapytał jadowicie i odłożył list na biurko.

– Przepraszam najmocniej – odchrząknął Auror, zerkając na lewą dłoń. – Co pan sądzi o moim pomyśle?

– Rozumiem prośbę o prelekcje i mógłbym je wygłosić, ale zaskoczył mnie temat – odparł Severus.

– Sam go wymyśliłem – powiedział dumnie Smith.

– Cóż… w takim razie przykro mi, ale uważam go za… zupełnie chybiony.

– Doprawdy? – bąknął Smith dziwnym tonem. – Przecież to bardzo interesujące…

Severus wzuszył ramionami.

– Znam dziesiątki innych tematów, które mają fundamentalne znaczenie dla przyszłych Aurorów, o których pewnie nigdy nie słyszeli.

– No… skoro tak, to może pan jakiś wymyślić zamiast mojego – spróbował się odgryźć Smith.

– Są jeszcze jakieś inne pańskie obowiązki, w których mógłbym pana zastąpić? – spytał Severus cierpko.

 

 

Smith skrzywił się lekko. Doszedł do wniosku, że skoro ma to, po co przyszedł, może przestać bawić się w grzeczności. Za kilka dni to Snape będzie płaszczyć się przed nim.

– Ma pan jeszcze jakieś uwagi na temat tego listu? – rozsiadł się wygodniej na krześle.

– Muszę wiedzieć, ile tych prelekcji dyrektor Miller chciałby zorganizować, żeby potwierdzić mu, kiedy mam wolny czas.

Smith pokręcił głową.

– To raczej on powinien powiedzieć panu, kiedy one mają się odbyć.

– Nie sądzę, żeby dyrektor Miller wiedział, kiedy JA mam wolny czas.

Smith pochylił się lekko do przodu.

– Snape, nie może pan z pewnoś…

– PANIE Smith – warknął natychmiast Snape, również pochylając się w jego kierunku i przerywając mu bezpardonowo. – Po pierwsze, jestem pańskim byłym profesorem i dyrektorem tej szkoły, a nie pańskim koleżką, więc nie będę tolerował tego typu odzywek. Albo powściągnie pan swój język, albo wyląduje za drzwiami. Po drugie, z pewnością nie pan będzie mi mówił, co mi wolno, a co nie. A po trzecie, to dyrektor Miller chce mnie prosić o znalezienie czasu na prelekcje, więc albo dopasuje się do mojego kalendarza, albo wygłosi te prelekcje sam. Zawsze może poprosić pana o pomoc – dorzucił z dużą dozą sarkazmu. – W końcu skończył pan Hogwart…

– Jakoś nie mam wrażenia, żebym wiele się tu nauczył – Smith machnął pogardliwie ręką.

– Och, przynajmniej co do tego jesteśmy zgodni. Ja też nie mam wrażenia, żeby wiele się pan nauczył. Powiedziałbym, że był pan w grupie tych, którzy skończyli tę szkołę wyciągani każdego roku za uszy.

.

 

Minerwa odetchnęła z ulgą, kiedy Smith przywołał włos z szaty Severusa. Skoro Auror był sam i miał już jego włos, znaczyło to, że nie przyszedł tu rzucić Imperiusa. Gdyby tak było, nie zawracałby sobie głowy szukaniem włosów.

Nie wiedziała, czy Hermiona również trochę się uspokoiła. Przed chwilą była wyraźnie spięta do ostatnich granic i Minerwa musiała ją trochę przystopować. Biedactwo, nie jest przyzwyczajona do takich sytuacji…

Tak więc zaczęła zerkać na swoją Gryfonkę częściej.

I po chwili, kiedy Smith odważył się rozpocząć słowną potyczkę z Severusem, praktycznie nie mogła oderwać od niej oczu. Hermiona nadal wpatrywała się w Aurora, ale na jej twarzy malował się wyraz absolutnego podziwu i rozanielenia.

– Smith chyba zapomniał z kim rozmawia – powiedziała starsza czarownica do Hermiony.

Hermiona tylko westchnęła. On jest genialny! Cudowny!

– Panie profesorze Snape – mówił właśnie Smith z grymasem na twarzy. – Nie sądzę, żebyśmy byli zmuszeni do dyskutowania o szkolnych czasach. Może wrócimy do zasadniczego tematu…

– W takim razie sądzę, że nasza dyskusja dobiegła końca – odparł Severus twardym tonem. – Przekaże pan dyrektorowi Millerowi, że chętnie wygłoszę kilka prelekcji w jego szkole i na początku roku potwierdzę mu kiedy dysponuję wolnym czasem tak, by mógł je odpowiednio zaplanować. Nie wątpię, że nam obu uda się osiągnąć porozumienie. Od tej pory niech kontaktuje się w tej sprawie bezpośrednio ze mną. I niech pan lepiej zmieni temat na jakiś wyższych lotów.

Severus wstał, dając wyraźnie znać Smithowi, że rozmowa się skończyła. Auror również wstał jak niepyszny i wykrzywił się.

– Odnoszę wrażenie, że współpraca między nami idzie, jak po grudzie. Będzie trzeba nad tym popracować – powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.

– Wręcz przeciwnie, nie widzę takiej potrzeby. Mam zwyczaj sam dobierać sobie współpracowników. Na… pewnym poziomie – Severus przeszedł na drugą stronę biurka i strzepnął rękaw szaty. Kolejny włos spadł na ziemię, wprost pod nogi Smitha.

Auror spojrzał nań chciwym wzrokiem i kolejny raz upuścił różdżkę.

– Pańskim zdaniem nie mam odpowiedniego poziomu? – spytał, pochylając się i zgarniając różdżkę i włos lewą ręką.

– Zręcznością też pan nie grzeszy – dobił go Severus. – Niech mi pan powie, zawsze jest pan tak niezręczny, czy to tylko rozmowa ze mną wytrąciła pana z równowagi?

Smith zacisnął zęby i wzruszył ramionami.

– Nie będę się zniżał do odpowiedzi. Do widzenia panu. Snape. – skinął głową, ale nie wyciągnął ręki na pożegnanie.

Severus otworzył drzwi i stanął tak, że nikt nie mógłby wejść do gabinetu bez choćby otarcia się o niego.

– Na pańskim miejscu nie robiłbym sobie nadziei. Żegnam. Proszę nie fatygować się z następną wizytą.

Smith wyszedł bez słowa i Severus natychmiast popchnął energicznie drzwi, które zatrzasnęły się z głośnym łupnięciem.

 

Minerwa położyła Hermionie rękę na ramieniu.

– Poczekaj… nie przenoś się jeszcze… nie wiadomo czy Smith nie wróci…

Severus najwyraźniej też o tym myślał, bo spojrzał w kąt, w którym obie miały stać i powiedział cicho:

– Zostańcie tam jeszcze przez chwilę. Niech ten idiota sobie pójdzie.

Usiadł spokojnie za biurkiem i zaczął przeglądać korespondencję z dzisiejszego dnia. Dopiero po paru minutach spojrzał na nowo w kąt.

– Dobrze, wróćcie do normalnego wymiaru.

Hermiona aż drżała z tłumionej radości. Natychmiast rzuciła na siebie i profesor McGonagall zaklęcie zmiany wymiaru i kiedy Severus obrócił lekko głowę, wreszcie je widząc, klasnęła w dłonie.

– To było genialne!!! – roześmiała się, podchodząc do niego i powstrzymując się od rzucenia mu się na szyję.

Minerwa stanęła koło nich.

– Zgadzam się z Hermioną. Wyszło wspaniale. Dałeś mu wystarczająco dużo czasu na znalezienie włosów i co najważniejsze, wyglądało to jak najbardziej naturalnie.

– Severusie, pozwolę sobie przyłączyć się do gratulacji – dobiegł ich głos Dumbledore’a z portretu.

Wszyscy obrócili się w jego kierunku, ale Severus spojrzał szybko na Hermionę i dostrzegł w jej oczach zachwyt. Dopiero potem przeniósł wzrok na portret.

– Nie przeczę, udało się znakomicie. I dziękuję wam bardzo za pomoc.

– Nie ma za co – odparła natychmiast Hermiona. – Nawet nie wiesz, jak chciałabym zobaczyć, jak Smith wypije wielosokowy…! Niewątpliwie przeżyje najbardziej niezapomnianą godzinę w swoim życiu!

Severus sięgnął do peruki i podrapał się po głowie.

– Kolejną godzinę też będzie dobrze pamiętał, możesz mi wierzyć. Już Norris mu tego tak łatwo nie przepuści – spojrzał na Dumbledore’a, który jako jedyny orientował się, że coś ważnego ostatnio się wydarzyło. – Natomiast ja z największą chęcią pozbyłbym się już tej dekoracji…

Minerwa, Hermiona i Dumbledore wybuchnęli śmiechem.

– Weź gorący prysznic, w gorącej wodzie galaretka się rozpuści i odklei od twoich włosów – poradziła mu dziewczyna.

Skinął im głową i zniknął za drzwiami do komnat.

– Hermiono, jeszcze raz gratuluję ci znakomitego pomysłu – powiedział Dumbledore. – Ale od teraz Severus będzie musiał bardzo uważać. Nie wiemy jeszcze, co Norris wymyśli, żeby go wyeliminować. Może być nadzwyczaj brutalny. Wczoraj Lawford i Smith poszli do niego i już idąc, wyglądali, jakby szli na spotkanie z dementorami. Wracając, Smith wyglądał dwa razy gorzej. Severus, jak wróci, z pewnością powie nam więcej na ten temat.

– Coś im nie wyszło! – Hermiona natychmiast spoważniała. – Ciekawe co…

– Za chwilę się dowiemy – rzekła Minerwa. – Poczekajmy na niego.

Usiadła na krześle przy biurku i machnięciem różdżki wyczarowała talerz z ciastami z dzisiejszego obiadu. Hermiona usiadła obok, ale podziękowała gestem za jedzenie. Chwilowe uczucie triumfu zastąpiła nagła obawa o Severusa.

Ten wrócił po prawie pół godzinie, z mokrymi włosami. Usiadł na swoim fotelu i sięgnął po talerzyk z owocowym crumble.

– Ciężko było spłukać galaretkę z włosów – wyjaśnił. – Hermiono, peruka schnie, będziesz mogła ją zabrać wracając.

– Dziękuję – odparła dziewczyna. – Profesor Dumbledore mówił, że coś się stało… Norris i Lawford mówili coś o tym?

Severus kiwnął głową i przełknął kawałek ciasta.

– Będziesz mogła posłuchać całej rozmowy, użyłem pluskwy. Nasi przyjaciele są spanikowani. Na Rathlin Island pojawiło się nagle pełno mugoli i wtargnęli do zamku. Mają tam pozostać przez parę miesięcy i, jak to określił Lawford, będą organizować jakieś ćwiczenia. W każdym razie dzisiejsze spotkanie z reporterami zostało przeniesione na następny tydzień. Lawford ma jeszcze cień nadziei na to, że znajdą jakieś rozwiązanie, żeby pozbyć się mugoli choćby na krótki czas, żeby móc zaprezentować zamek dziennikarzom. Norris kazał już zacząć się zastanawiać nad wyjaśnieniem, czemu nowa szkoła nie zostanie otwarta od września. Masz jakieś pojęcie, co to mogą być za mugole? – spytał, wracając do jedzenia ciasta.

Hermiona patrzyła na niego w zdumieniu i myślała gorączkowo.

– To mogą być jakieś kolonie letnie. Albo obóz skautów… Często organizuje się je w takich odosobnionych miejscach, żeby dzieci korzystały ze świeżego powietrza, mogły się bawić inaczej niż w ciągu całego roku szkolnego… Ale jeśli to kolonie, to skończą się pod koniec sierpnia… Skoro oni mówią, że to na parę miesięcy, to może to jakiś obóz studencki. Studenci zaczynają naukę później, pod koniec września… Nie wiem, nie mam żadnych innych pomysłów – potrząsnęła głową. – Norris nie mówił, co to za ćwiczenia?

– Nie wydaje mi się – zaprzeczył Severus.

– Cokolwiek by to nie było, powstrzyma ich to przed otwarciem szkoły – powiedział Dumbledore. – Nawet jeśli ma się to skończyć za miesiąc.

– To jest wspaniała nowina – stwierdziła Minerwa, odsuwając talerzyk z brzegu biurka. – Dla nas. Mogę się tylko domyślać, że Norris musi być wściekły.

– I to nawet bardzo – potwierdził Severus. – Dziś w południe czekał z niecierpliwością na wiadomość od Smitha, że ma mój włos, żeby pójść ze Smithem zabić kogoś jako ja. Sądzę, że chciał go przypilnować.

Hermiona rzuciła okiem na zegarek. Dochodziła czwarta.

– Och, jeśli nie czekali do wieczora, jak poprzednim razem i poszli teraz, to muszą się doprawdy dobrze bawić – parsknęła śmiechem i spoważniała.

Dumbledore również spoważniał.

– Kiedy ciebie nie było, Severusie, mówiłem, że od teraz będziesz musiał bardzo na siebie uważać. Proponuję, żebyśmy nie czekali na reakcję z ich strony i zaczęli zastanawiać się, jak cię ochronić.

Severus wreszcie skończył ciasto i odstawił talerzyk na stół.

– Zawsze mogę schronić się w moim domu.

Dumbledore kiwnął głową z aprobatą.

– Doskonale. Swoją drogą, kto jest Strażnikiem? Minerwa?

– Nie. Hermiona – odparł Severus – Minerwa była oczywista. Poza tym Francuzi przygotowują jakąś kryjówkę dla państwa Granger i Hermiony. Jeśli ukryje się we Francji, Norris nie będzie miał żadnych szans dostać się do mojego domu.

Hermiona postanowiła tym razem ukryć, co myśli na temat ucieczki do Francji i zostawienia Severusa samego i tylko rzuciła mu dziwne spojrzenie. Ale Dumbledore nie był tym usatysfakcjonowany.

– To bardzo dobry pomysł, ale nie uchroni cię od żadnego bezpośredniego zagrożenia. Uważam, że powinieneś otoczyć się paroma zaklęciami ochronnymi.

– Nawet Protego Horribilis nie ochroni przed Niewybaczalnymi – powiedziała ponuro Hermiona. – Imperiusa można jeszcze odwrócić, ale na Avadę nie ma sposobu…

Severus już chciał coś powiedzieć, kiedy dołączyła się Minerwa.

– Uważam, że nie powinieneś od teraz opuszczać zamku. Żadnych gości, żadnych wizyt, żadnych wycieczek.

– Do tego żadnego dotykania przysłanych przedmiotów – dorzuciła Hermiona. – Nie tylko my możemy używać świstoklików – wyjaśniła.

– A oddychać mi wolno? – spytał cierpko Severus, patrząc na obie czarownice.

– Severusie, one mają rację – ocenił natychmiast Dumbledore, zanim kobiety zdążyły zareagować.

– Możesz zawsze przemieszczać się w drugim wymiarze – dodała Hermiona.

Severus skrzywił się trochę. Nie był przyzwyczajony do tego żeby się chować, wprost przeciwnie.

– Być może już jutro dowiemy się więcej – uciął dyskusję. – Podsłucham Norrisa i Lawforda w DRUGIM WYMIARZE – zabrzmiało to trochę ironicznie – i zobaczymy co dalej. Póki co, nie muszę się nigdzie wybierać. Poza tym nie sądzę, żeby chcieli mnie zabić. Wywołałoby to więcej pytań i zamieszania, niż przysporzyło pożytku. Pamiętajcie, że nie tylko ja się im sprzeciwiam, Lovegood w każdym wydaniu nie zostawia na nich suchej nitki.

Minerwa pokręciła głową.

– Może tak, a może nie. Norris nie myśli w normalnych kategoriach. I nie zapominaj, że Lovegood zszedł już do podziemia. Ale z pewnością masz rację co do tego, że jutro dowiemy się więcej. A co do świstoklików, zaraz sprawdzę zaklęcie ujawniające i będziemy mogli sprawdzić wszystkie przesłane przedmioty – zaproponowała.

Przez jakiś czas dyskutowali na temat Fideliusa w Spinner’s End i różnych sposobach ochrony. Za dziesięć piąta Severus spojrzał na Hermionę.

– Chyba będzie czas przygotować się do powrotu do domu.

Dziewczyna wstała pospiesznie i zaczęła żegnać się z profesor McGonagall i Dumbledore’em.

– Przy okazji dam ci pluskwę, odsłuchaj ich rozmowę, może zrozumiesz z tego coś więcej niż ja – powiedział Severus, podchodząc do drzwi do komnat. – Zaraz wracam, Minerwo.

Hermiona poszła prosto do łazienki po suchą już perukę, spakowała ją do torby i szybko przygotowała świstoklik do domu. Severus przyniósł jej pudełko z pluskwą, pamięcią i słuchawkami.

– Nie będę tego potrzebował jutro, po prostu przejrzę swoje wspomnienia – podał jej wszystko i rzucił okiem na zegarek. Mieli jeszcze cztery minuty.

– Dziękuję ci za wszystko – sięgnął po kosmyk jej włosów i przesunął go w palcach.

Dziewczyna złapała jego rękę i przycisnęła do ust.

– Byłeś genialny. Wspaniały. Prawie zabiłeś go słowami – uśmiechnęła się i przytuliła się do niego.

– To ty byłaś genialna – przygarnął ją, pocałował we włosy i oparł brodę o jej głowę.

Chwilę stali, tuląc się.

– Severusie… martwię się o ciebie – powiedziała w końcu Hermiona, przygryzając wargę.

Severus przesunął pieszczotliwie palcem po jej ustach.

– Nie martw się. To niczego nie zmieni, już tyle razy ci to mówiłem. Nie martwmy się na zapas. Zobaczymy, co jutro przyniesie.

Spojrzał jeszcze raz na zegarek. Dwie minuty.

– Wracaj do siebie i odpocznij. Dzisiejszy dzień był trochę dłuższy niż zazwyczaj.

Pocałował ją delikatnie, ale Hermiona odpowiedziała na to o wiele namiętniej. Wsunęła dłoń w jego włosy i przyciągnęła jego głowę, więc nie mógł się opanować i przycisnął ją do siebie, całując równie gorąco.

Po chwili odsunął się i znów spojrzał na zegarek.

– Już czas. Do jutra – szepnął.

Hermiona postąpiła krok do tyłu i sięgnęła po świstoklik.

– Do jutra – uśmiechnęła się i aktywowała go.

Błysnęło i znikła w wirze barw. Kiedy otworzyła oczy, stała w domu, w korytarzyku. Spojrzała w stronę zamkniętych drzwi do sypialni i na wszelki wypadek odczekała chwilę, zanim weszła do środka.

W pokoju było pusto, ale pomięty koc w miejscu, gdzie siedzieli, był jeszcze ciepły. Ukucnęła i przytuliła do niego twarz.

Dopiero co się pożegnali, a już za nim tęskniła.

.

 

Żadne z nich nie wiedziało, że w tym czasie Smith lizał już rany. Na dobrą sprawę powinien się cieszyć, że skończyło się tylko tak. Ocalił go zapewne David.

Siedział skulony na kanapie i patrzył ponuro za okno. Kurwa mać, jak mogło do tego dojść?!

I nie miał na myśli tego, że przemienił się w jakąś obcą babę, ale o fakt, że mało brakowało, a byłby już trupem.

Wrócił myślami do spotkania z Peterem. Z Norrisem – poprawił się.

.

Norris aportował się do niego z Davidem. Kiedy zobaczył leżące na stole dwa czarne włosy przyklejone do taśmy klejącej, którą włożył sobie do kieszeni, uśmiechnął się szeroko.

– Dobra robota – powiedział, klepiąc Smitha po ramieniu. – Trudno było je zdobyć?

Smith parsknął śmiechem.

– Nie było żadnego problemu. To zupełny naiwniak. Musiałem się parę razy pochylić, przywołać włosy i schować je do kieszeni, a on nawet nie domyślił się, że coś się dzieje. Spytał tylko tym swoim kąśliwym tonem, czy mogę przestać się kręcić na JEGO krześle… – zaśmiał się.

Osobiście doszedł wtedy do wniosku, że Voldemort musiał jednak być frajerem. Żeby dać się oszukiwać przez całe lata takiemu idiocie…!

– David, ty też idziesz? – spytał, sięgając po szklaneczkę do whisky z wielosokowym.

– Nie – odparł szybko David. – Poczekam, aż wrócicie, bo mam jedną sprawę do przedyskutowania z wami oboma.

– To dobrze, bo mam tylko jedną niewidkę. Peter, gotowy?

Norris skinął głową, więc wrzucił jeden włos do szklaneczki. Eliksir zapienił się i przybrał różową barwę. Nie tknęło go żadne przeczucie, choć powinno! Przecież poprzednim razem był zupełnie czarny. Zaśmiał się i paroma łykami wypił wszystko do końca.

Wiedział, że przemiana jest zazwyczaj trochę bolesna, ale tym razem miał aż ochotę krzyknąć. Ból, zamiast przejść po paru sekundach, przybrał jeszcze na sile w okolicach ramion, klatki piersiowej i szczególnie w pasie i biodrach.

Nabrał powietrza, zabolało jeszcze bardziej i kiedy otworzył oczy, słysząc trzask drącego się materiału, poczuł coś dziwnego. Spojrzał w lustro i nie zrozumiał.

Patrzył na jakąś grubą, czarnowłosą kobietę. Czarna koszula rozerwała się w kilku miejscach; na sznurowaniu i na szwach z boków, odsłaniając bardzo duże, obwisłe piersi. Ale najbardziej bolało go w biodrach. Te cholerne spodnie musiały być za ciasne!!! Nie widząc w lustrze nic od pasa w dół, złapał na oślep porwane w szwach spodnie i przy wtórze pękającego na ramionach i plecach materiału ściągnął je do kolan. Kiedy opadły w strzępach na stopy, zaczęło do niego docierać, że stał się kobietą.

Z niedowierzaniem spojrzał na równie skamieniałego Norrisa i Davida, przeniósł wzrok na nagie piersi, po czym w odruchu paniki sięgnął ręką między nogi. Jego slipy trzymały się jeszcze na prawym boku, bo pękły zupełnie po lewej stronie; przez porwany materiał nie wyczuł swojego członka, ale miękkie, gęste włoski i całkowicie płaskie krocze.

– Co to, kurwa, ma… – wyjąkał osłupiały wysokim falsetem i natychmiast zamilkł, słysząc ten zupełnie inny głos.

Norris nadal trwał w osłupieniu, ale po chwili zaczął być coraz bardziej purpurowy na twarzy. Lawford otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale się nie odzywał.

– Smith, ty skurwielu… – wykrztusił Norris, trzema krokami dopadł go i rąbnął pięścią w skroń. – Ty pieprzony idioto…!

Smith zatoczył się ciężko do tyłu, łapiąc się za głowę i upadł na ziemię.

– Peter, ja… – zamilkł na nowo na dźwięk swojego głosu.

Norris kopnął go w okolice krocza, ale nie zabolało tak bardzo, jak sądził.

– Zamknij się!!! To ja się pytam co to, kurwa, ma być!!! – wrzasnął, złapał go z przodu za porwaną koszulę i spróbował podnieść, ale mu się to nie udało, więc tylko potrząsnął nim. – Snape to naiwniak, tak?!!! Ty debilu, ty skończony kretynie!!!

David wreszcie wyrwał się z osłupienia.

– Peter… – zawołał niepewnie, łapiąc Norrisa za ramię.

Norris wykrzywił twarz w strasznym grymasie. Wyglądał, jakby miał dostać apopleksji. Jednym ruchem wyszarpnął różdżkę z kieszeni marynarki.

– Avada Kedavra!!! – wrzasnął.

David rzucił się na niego i w ostatniej chwili pociągnął mu rękę tak, że zielony promień uderzył w podłogę między nimi z taką siłą, że kafelki eksplodowały na wszystkie strony.

Wszyscy odsunęli się gwałtownie na boki i David wyrwał Norrisowi różdżkę.

– Peter, stop!!! Uspokój się!!!

Norris poderwał głowę w jego stronę, potem popatrzył na swoją pustą dłoń.

– Moja różdżka, Davidzie… – wycedził.

– Nie dam ci jej teraz – David cofnął się parę kroków. – Musisz się uspokoić, Peter…

Norris zacisnął pięści i zamknął na chwilę oczy.

Smith nadal siedział na ziemi. Kiedy Norris spojrzał na niego morderczym wzrokiem, odruchowo przylgnął bardziej do ściany. Okruchy kafelków i zaprawy zgrzytnęły cicho.

– Smith, jak się odmienisz, masz natychmiast stawić się w moim biurze. Natychmiast – warknął. – Jeśli za godzinę cię nie zobaczę, zabiję cię. A teraz ubierz się – dorzucił pogardliwie. – Wyglądasz jak dziwka.

Obrócił się na pięcie i wyciągnął rękę po różdżkę.

– Idziemy, Davidzie.

Smith rzucił Davidowi przerażone, błagalne spojrzenie, na które tamten skinął głową. Był blady jak kreda.

– Będę tam – powiedział cicho, złapał Norrisa za ramię i deportowali się z głośnym trzaskiem.

Przez godzinę Smith starał się jakoś wrócić do siebie. Dużo czasu zajęło mu zebranie się z podłogi. Trzęsącymi się rękoma zrzucił z siebie całe ubranie i owinął się narzutą z kanapy. I czekał.

Z jednej strony marzył, żeby wrócić już do swojej postaci. Nienawidził tego ciała; ciężkich, dużych piersi, wałków tłuszczu na brzuchu, czy grubych ud.

Z drugiej strony bał się przeraźliwie, jak jeszcze niczego innego, odmienienia się. Będzie musiał stanąć przed Norrisem. Cholera, cholera, cholera…

Parę cali i byłby martwy. On albo Norris albo David. Pieprzony Norris. Odbiło mu już zupełnie.

Przez chwilę walczył ze sobą, ale w końcu poddał się i poszedł do toalety. Kiedy odruchowo sięgnął między nogi i nic nie znalazł, zaklął wściekle wysokim falsetem i usiadł na sedesie. I sikając, poczuł łzy napływające mu do oczu.

Drżąc na całym ciele, spoglądał na zegar, czując że czas gna do przodu jak oszalały i równocześnie, że stoi w miejscu. Przedziwne uczucie.

Kiedy w końcu poczuł jak włosy skracają mu się, całe ciało szczupleje i wreszcie wraca do swojej postaci, miał wrażenie, jakby dostał cios w brzuch. Aż zwinął się ze strachu.

Trzęsącymi się rękoma ubrał się, to spiesząc się, to zwalniając. Westchnął ciężko i powlókł się w stronę kominka.

Sam nie wiedział, jakim cudem trafił pod gabinet Norrisa. Było dopiero przed w pół do piątej, więc cholerna pani Flynn była jeszcze w sekretariacie. Spróbował przybrać poważną, spokojną minę i poprosił ją o zapowiedzenie jego wizyty.

– Pan Norris powiedział, że oczekuje pana – odparła kobieta, przyglądając się mu uważnie.

W brzuchu miał już chyba stado wijących się węży. Drżącą ręką zastukał i kiedy usłyszał „Wejść!”, otworzył drzwi.

Z ulgą zobaczył stojącego przy biurku Davida. Norris siedział w swoim fotelu i wyglądał już normalnie.

– Racz mi wyjaśnić, co to miało być, Smith – powiedział bardzo cichym głosem.

Smith nie pomyślał o tym jeszcze i spanikował na nowo.

– Nie wiem, Peter…! To były włosy, które przywołałem z szaty Snape’a. Miał je na sobie. Nawet mi do głowy nie przyszło, że może mieć na sobie włosy kogoś innego… jakiejś kobiety…

– Sądzę, że po prostu mamy pecha – powiedział łagodnie David. – Ta kobieta musiała spotkać się ze Snape’m tuż przed wizytą Teddy’ego. Może Snape ma jakąś kochankę, albo to zwykła dziwka… Nieważne. W każdym razie każdy by się pomylił.

Norris bawił się piórem.

– Widziałeś coś dziwnego? – spytał, patrząc na Smitha.

Smith potrząsnął głową.

– Nie. Nic. Zupełnie. Przyszedłem trochę wcześniej i w gabinecie była tylko McGonagall, ale natychmiast wyszła.

– Jak to wyglądało? Jak dostałeś te włosy?

Smith nie odważył się usiąść. Po pierwsze David też stał, po drugie miał nadzieję, że w ten sposób wizyta potrwa krócej.

– Dałem mu do przeczytania list od dyrektora szkoły i kiedy czytał, zobaczyłem jeden włos na jego ramieniu, więc go przywołałem. Drugi spadł na ziemię, kiedy otrzepywał sobie szatę, jak już miałem wyjść. Podniosłem go z ziemi. Naprawdę!

Norris spojrzał na Davida.

– Pewnie masz rację, Davy. Snape musiał być z tą kobietą wcześniej.

Zamyślił się, więc Smith spojrzał na Davida. Ten posłał mu cień uśmiechu.

– Może spróbujemy jeszcze raz? – zaproponował Norrisowi. – Możesz wysłać do Hogwartu twojego skrzata.

– Nie mogę – zaprzeczył Norris. – Snape odesłał prawie wszystkie skrzaty do Św. Munga, zostawił tylko jedną skrzatkę i jakiegoś młodego skrzata. Natychmiast zobaczą, że Gnypek jest obcy.

– Za dwa tygodnie wszyscy nauczyciele będą w zamku z powrotem…

– Nie będę czekał dwóch tygodni! Chcę Snape’a teraz!!! – wydarł się Norris i natychmiast wrócił do normalnego tonu. – Przez dwa tygodnie może spieprzyć wszystko, co udało się nam osiągnąć, podburzając tych idiotów!

– Chcesz go zabić, czy zmusić do współpracy? – spytał rzeczowo David, spoglądając znów na Smitha.

– Najchętniej kazałbym go zabić, ale ludzie natychmiast zgadną, kto to zrobił. I dlaczego – powiedział niechętnie Norris. – Nie, musimy go sobie podporządkować.

– W takim razie pozostaje nam Imperius – zaproponował niepewnie Smith. – Udało nam się z Shackleboltem, uda się i ze Snape’m. Gdybym chciał, mógłbym rąbnąć go zaklęciem bez problemów…

– Zaskakujące, że ty z niczym nie masz problemów. Ale jak przychodzi co do czego, okazuje się, że coś poszło nie tak… – warknął Norris.

Smith skulił się w sobie na nowo.

– Zróbmy tak, jak poprzednim razem. Trzeba wywabić Snape’a gdzieś, gdzie będzie sam. Dopadniemy go razem i nie ma siły, nawet jeśli będzie się bronił, któryś z nas go dosięgnie – powiedział David.

Norris zadumał się. W końcu podniósł głowę.

– Davy, wymyśl, jak go gdzieś zwabić. Jak najszybciej. Ale dopadniemy go tylko my we trzech. Nie chcę tłumaczyć reszcie, że znów się nam nie udało. Do jutra plan ma być gotowy. Póki co, nie organizuj sobotniego spotkania. A ty, Smith, zejdź mi z oczu.

Smith o niczym innym nie marzył, więc wyszedł pospiesznie. Przechodząc przed panią Flynn, udało mu się jeszcze zachować dumny wyraz twarzy, ale kiedy tylko wszedł do korytarza, przerażenie, poniżenie, wściekłość i smak porażki wzięły górę, wróciły mdłości i zzieleniał na nowo.

Snape, ty sukinsynie… zapłacisz mi za to…! pomyślał, wlokąc się pod portretem Wafflinga.

.

Teraz siedział na kanapie i gapił się w okno. Jak mogło do tego dojść?!

.

Norris spojrzał za wychodzącym Smithem i pokręcił głową.

– Davy, coś jest nie tak. Nie umiem powiedzieć co, ale coś tu nie gra – powiedział, patrząc na przyjaciela.

Lawford zdecydował się nie ruszyć z miejsca. Dziś wszystko zaszło o wiele za daleko i chciał to jakoś dać Peterowi do zrozumienia. Jeden z nich mógłby być już martwy. Albo dziesiątki małych niewinnych dzieci i kilka opiekunek. Nie o to chodziło, kiedy dyskutowali pod koniec marca…

– Co jest nie tak? – spytał głucho.

Norris wzruszył ramionami.

– Nie wiem… Mam złe przeczucie… Snape znów jest górą… Za pierwszym razem stłukła się fiolka ze wspomnieniem – nie odważył się dotąd przyznać, że to on to zrobił. – Teraz przypadkiem czarny włos z jego szaty nie jest jego włosem, ale jakiejś czarnowłosej kobiety… Jakoś dziwnie mu się udaje… Do tego można powiedzieć, że wygrał z nami bitwę o nową szkołę…

– Peter, nie sądzisz chyba, że pojawienie się tam mugoli to jego zasługa – zaprzeczył gwałtownie Lawford.

– Szczerze? Nie wiem – machnął ręką Norris. – Nie możemy w tej chwili przeprowadzać aborcji, bo Snape i Lovegood podburzyli całą społeczność czarodziejów… To wszystko jakby nie było jego zasługą, jakby to było przez przypadek, ale coś za dużo tych przypadków.

– Cały czas podajemy eliksir antykoncepcyjny. Gdyby Snape w jakiś sposób wiedział co się dzieje, z pewnością by do tego nie dopuścił… – nagle Lawford przypomniał sobie, że Norris kazał Watkinsowi sprawdzić, czy wszystko w porządku z eliksirem. – Nigel się odzywał?

– Tak. Powiedział, że wszystko jest w idealnym porządku. Ale skąd ja mam wiedzieć, czy sprawdził wszystko jak trzeba? Może coś przeoczył? Tak jak ten pieprzony Auror-specjalista?!

Lawford postanowił trochę uspokoić Norrisa.

– Są dwie opcje. Albo uznajemy, że to były czyste przypadki, albo że Snape wie o wszystkim… Ale ta druga opcja jest absurdem i doskonale o tym wiesz… Nie wiem nawet, JAK mógłby o tym wiedzieć… Nikt nie może zdradzić w żaden sposób co się dzieje, bo przecież wszyscy złożyli mi Wieczystą Przysięgę – powiedział spokojnym, łagodnym tonem. – To są tylko przypadki, Peter. Czasem się tak układa…

Norris oparł głowę na dłoniach.

– Pewnie masz rację, Davy. Po prostu nie daje mi to spokoju.

– Muszę już iść, Peter – Lawford podszedł do drzwi.

– Ale nie mówmy o tym reszcie – powiedział jeszcze Norris, spojrzawszy na niego.

– Dobrze. Dobry pomysł, Peter. Muszę przyznać, że … – zawahał się, ale w końcu przemógł się i dokończył – to jedyny dobry pomysł tego dnia.

I wyszedł cicho, nie patrząc na zamarłego nagle Norrisa.

.

 

Piątek, 31.07

– I nadal chcesz stawić się na to spotkanie? Chyba oszalałeś! – prawie krzyknęła Minerwa, spoglądając na Severusa.

Już dawno skończyli obiad, ale nadal siedzieli przy stole. Oboje spoglądali na niewinny list i dyskutowali od prawie godziny.

Dopiero przed obiadem Minerwa oddała Severusowi list, który zwykła sowa przyniosła tego ranka. Wcześniej musiała sprawdzić, czy przez przypadek list nie jest ukrytym świstoklikiem, który wysłał mu Norris, mimo że nadawcą miał być Ksenofilius Lovegood. Lovegood proponował spotkanie w sobotę o dziewiątej wieczorem na wierzchołku najbardziej wysuniętej na północ plaży jeziora Loch Garten, żeby porozmawiać o strategii dla Żonglera na najbliższe miesiące.

Severus przeczytał list uważnie, ale i bez czytania wiedział jedno – ten list z całą pewnością nie był od Lovegooda. Kiedy w ubiegłym tygodniu usłyszeli, że Norris chce wprowadzić kontrolę sowiej poczty, Severus ostrzegł Lovegooda i zaproponował inny sposób porozumiewania się. Od tamtej chwili listy umieszczali w różnych skrytkach i w umówionym miejscu zostawiali sygnały, które identyfikowały skrytkę. Dla Severusa był to najpewniejszy sposób komunikacji, który praktykował w czasie drugiej wojny. Wiedział, że Lovegood się ukrywa i prawdopodobieństwo odnalezienia go jest znikome, ale nawet gdyby dopadł go Norris, ryzyko, że przez Lovegooda dotarliby do niego, było bliskie zera.

Wyjaśnił to szybko Minerwie i zaczęli rozmawiać o tym, co się za tym kryje. Oboje domyślali się, że Norris.

– A co proponujesz? Że ukryję się w Spinner’s End przez najbliższy rok? Jeśli nie wywabią mnie w ten sposób, to zrobią to w inny. Teraz przynajmniej wiemy, czego się spodziewać – odparł, bawiąc się łyżeczką do kawy.

Minerwa miała bardzo sceptyczną minę. Zasznurowała usta i pokręciła głową.

– Nie podoba mi się to. Nadal nie wiemy, jakie są ich zamiary. Czy chcą tylko rzucić na ciebie Imperiusa, żebyś zaczął z nimi współpracować, czy też będą chcieli cię zabić!

– Stawiam na to pierwsze.

– Jak możesz tak spokojnie o tym mówić! – wybuchnęła czarownica, stukając ręką w stół. – Przecież to nie są jakieś idiotyczne zakłady kto ma rację! Tu chodzi o twoje życie!

– Wiem, Minerwo – powiedział uspokajająco Severus. – Mam cały jeden dzień, żeby wymyśleć jakąś strategię.

– Masz? A nie maMY?!

Severus pokiwał głową, żeby ją udobruchać.

– Chodź do mojego gabinetu, Albus też może chcieć coś zaproponować.

Dumbledore’a akurat nie było, więc czekając na niego, kontynuowali rozmowę.

– Powinniśmy wieczorem ściągnąć tu również Hermionę – rzekła Minerwa.

– Wolałbym trzymać ją od tego z daleka.

– Zdecydowanie odradzam. Jak się o tym dowie, będzie bardziej niż wściekła.

Severus uniósł pytająco brew, zastanawiając się, co dokładnie ma na myśli. Dostrzegła, że są razem, czy po prostu chodzi jej o to, że Hermiona nie lubi być odsuwana na bok?

Minerwa uśmiechnęła się w dość dziwny sposób.

– Wiesz… nie potrzebuję legilimencji, żeby zauważyć, że Hermiona bardzo cię lubi…

Cóż, trzeba będzie jej jakoś to powiedzieć, ale teraz to nienajlepszy moment.

– Ujmijmy to tak. Ja też ją bardzo lubię i właśnie dlatego nie chcę, żeby w to się pchała – powiedział poważnie, patrząc Minerwie prosto w oczy. – Jeśli mnie dopadną, skończy się najprawdopodobniej na Imperiusie. Możesz się domyślić, co zrobią z nią, jeśli ją złapią.

Minerwa zamarła i zbladła lekko.

– Wiem, ale nadal uważam, że powinieneś jej powiedzieć. Są sposoby na to, żeby ją ochronić. Nie zawiedź jej, Severusie. To bardzo boli i wiem, co mówię.

Zamarł. Przypomniał sobie, jak zawiódł się na Dumbledorze, kiedy zrozumiał, że po tych wszystkich latach wiernej służby Dumbledore nie powiedział mu, że wydał go na śmierć z ręki Czarnego Pana albo Pottera. Najwyraźniej Minerwa też się zawiodła. Czy teraz Hermiona ma zawieść się na nim?

Westchnął ciężko.

– Dobrze, masz rację. Napiszę jej, żeby przyszła tu po pracy.

Minerwa spojrzała uważnie na Severusa, który wyciągnął medalion, wyjął i powiększył pergamin i stuknął weń różdżką. Nie zobaczyła naturalnie słów, ale widocznie po chwili przyszła odpowiedź, bo Severus stuknął w pergamin jeszcze raz, po czym złożył go i schował do medalionu.

– Będzie tu koło czwartej.

Po chwili pojawił się na portrecie Dumbledore i po wyjaśnieniu mu wszystkiego zaczęli dyskutować, co zrobić z zaproszeniem na sobotę wieczór. Koło czwartej Hermiona poprosiła o zdjęcie osłon i po chwili pojawiła się w gabinecie.

– Dzień dobry – powiedziała z lekkim uśmiechem.

Uścisnęła rękę swojej profesor i Severusa i ukłoniła się Dumbledore’owi.

– Coś wcześnie się dziś wyrwałaś – stwierdził pytającym tonem Severus.

– Nie ma Rockmana i Aylin. Rockman jest od wczoraj w Grecji, na sesji ICW i przez sowę kazał Aylin wynosić się z biura. Nie chce jej widzieć aż do odwołania.

– Wysłała go za późno? – Severus przypomniał sobie jej opowieść. O ile pamiętał, mówiła o tym tego dnia, kiedy bawiła się kieliszkiem. Niby niedawno, a jakby to było w innym świecie.

– Ależ oczywiście – zaśmiała się Hermiona i wyczarowała sobie krzesło, zupełnie odruchowo tuż koło Severusa. – Więc uciekłam, zanim ktoś sobie przypomniał o mojej obecności. Niektórzy mają do tego wybitny talent w piątki po południu. Coś się stało?

Severus podał jej list od Lovegooda. Dziewczyna momentalnie spoważniała. Przeczytała go szybko i zmarszczyła brwi.

– Nie podoba mi się to – stwierdziła. – Nie mówiłeś, że już nie kontaktujecie się przez sowy? Poza tym nie podoba mi się to miejsce. Lovegood poprosiłby po prostu o rozmowę w Hogwarcie. To najbezpieczniejsze miejsce na ziemi.

Całe popołudnie i wieczór zajęło im opracowanie jakiegoś planu na sobotę. Skończyli o dziewiątej wieczorem i Hermiona zapowiedziała, że jutro pojawi się na śniadanie.

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 32Dwa Słowa Rozdział 34 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 4 komentarzy

    1. postęp, że o to pyta, bo jeszcze jakiś czas temu powiedział Minerwie, że nie potrzebuje oddychać 😉
      Jeden buziak i jak się facet zmienił… 😉

Dodaj komentarz