Dwa Słowa Rozdział 40

Wtorek, 8.09

Nigel wrócił do pracy dopiero we wtorek. W zasadzie powinien siedzieć na zwolnieniu lekarskim do końca tygodnia, ale jak tylko wypisali go ze szpitala, zamiast do domu pojechał prosto na komendę.

Tym razem nikt nie poklepywał go po ramieniu na powitanie. Miał całe ramię na temblaku i owinięty był warstwą bandaży w poprzek całej piersi. Uniósł drugą rękę na powitanie i uśmiechnął się, co mu się rzadko zdarzało, do stojącej w korytarzu grupy.

– Ten twój dziwny znajomy powiedział, że przyjdzie dziś po południu – powiedziała pani sierżant po krótkiej dyskusji na temat piątkowego napadu na pobliski bank z wzięciem zakładników, leczenia i szpitalnego żarcia.

– Dobrze. Możesz zobaczyć, czy Jacky jest jeszcze na służbie? – spytał Nigel. Jacky był specjalistą w analizie odcisków palców.

– Zaczyna dopiero o pierwszej. Przysłać go do ciebie?

– Tak. Dzięki, Sandra.

Nigel znalazł na biurku koperty Smitha i westchnął. Zadzwonił po Billa, żeby przeniósł odciski na podkładki i opisał je tak, jak na kopertach. Pół godziny później miał już wszystko gotowe. Sam zajął się odgruzowywaniem poczty. Kiedy otworzył Lotusa, lista nieprzeczytanych maili niemal go przeraziła. 126 maili???! I oni chcieli, żebym siedział jeszcze kilka dni w domu!

.

Smith przyszedł parę minut po czwartej. Zamknął za sobą drzwi i aż westchnął na widok Nigela w bandażach.

– Merli… co ci się stało?!

– Postrzelili mnie w lewy bark w piątek. Dwa razy. I oberwałem odłamkiem – westchnął Nigel. – Miałem szczęście, że kula przeszła gładko i wyszła, zanim się rozerwała. Możemy sobie podać ręce, nie?

Smith prychnął tylko. Teraz interesował go tylko jeden temat.

– No i jak, wiesz kto tam był?

Nigel nieporadnie wyjął raport daktyloskopijny i zaczął porównywać odciski zebrane przez jego chłopaków i te od Smitha.

– Ten – stuknął ołówkiem. – To jest twój Hewlett Packard.. – Na widok miny Smitha zaśmiał się jeszcze raz – Twój pan HP. Ten tu, kobieta. GW. To ta, co bywa dość często. RW nie było już od bardzo, bardzo dawna, ale są jeszcze jego odciski w niektórych miejscach, choć kurz na nim leży. Ten duży, SS, tego jest pełno. Wszędzie. To jest ten jej facet. Reszta zupełnie nie pasuje do tego jednego, co się ostatnio pojawił w salonie.

Smith nie zrozumiał.

– Czekaj, nie odwrotnie? Ten nowy to ten duży, a ten drugi to ten, co go nie ma?

– Plączesz się w zeznaniach, Teddy – pokręcił głową Nigel. – Popatrz, masz cztery punkty wspólne – obrysował cztery bardzo charakterystyczne fragmenty na dużym odcisku palca.

Smith spojrzał na Nigela zdumiony.

– Chcesz powiedzieć… że ten facet… SS… on tam często bywa?

– Chcę powiedzieć, że ten facet tam praktycznie mieszka. Zebraliśmy pełno jego odcisków w sypialni, w salonie, w łazience na szczoteczce do zębów, butelce z żelem, butelkach perfum. W kuchni… Wszędzie.

Smith z wrażenia otworzył usta. Nie mógł uwierzyć.

– W sypialni? Co on, do cholery, tam robi… – powiedział bardziej do siebie, niż do Nigela.

– A co się robi w sypialni, Teddy? Sądząc po opisie sytuacyjnym, chodzą do łóżka nie tylko po to, żeby spać.

Smith starał się zrozumieć. Snape i Granger chodzą do łóżka? Sypiają ze sobą?! I… Niemożliwe!

– Jesteś pewien, że się nie mylisz??? To… po prostu niemożliwe – wyjąkał w końcu.

– Jestem pewien. Czemu niemożliwe?

– Bo z tego, co wiem, to oni się nie cierpią.

Nigel zerknął do raportu.

– Więc musiało się im odwidzieć. Nawet gdyby założyć, że to był gwałt, to nie wiem, jakim cudem nie wywaliłaby jego przyborów do golenia, żelu czy szczotki do zębów.

Kurwa, kurwa, kurwa mać! Peter, i to natychmiast!!!

Nie wiedział jeszcze, gdzie to odkrycie prowadziło, ale wiedział, że jest źle. Bardzo źle. Bardzo, bardzo źle!

– Nigel, bardzo ci dziękuję! Pomogłeś mi, nawet nie masz pojęcia jak. Muszę się natychmiast tym zająć – zerwał się z krzesła, uścisnął boleśnie rękę Nigelowi i wypadł na zewnątrz.

Szukał byle jakiego zakamarka, żeby móc się deportować. Zaledwie parę jardów dalej zobaczył publiczną toaletę. Nad drzwiami świeciło się zielone światło, więc wpadł do środka tuż przed nosem trzech młodych chłopaków niosących puszki z piwem. I deportował się przed toalety Ministerstwa.

.

Jeden z chłopaków zaczął dreptać w miejscu i spojrzał na zegarek.

– Co on, kurna tam robi? Już pięć minut siedzi – mruknął do kumpli.

– Idź i odlej się byle gdzie – odparł jeden z nich.

– Włączyło się automatyczne mycie, zaraz stamtąd wyleci, zobaczycie – zaśmiał się drugi.

Mycie się skończyło i pierwszy zaczął już pojękiwać. W końcu któryś z jego kumpli nie wytrzymał. Podszedł i otworzył lekko drzwi, nad którymi na nowo świeciło się zielone światełko.

– Przepraszamy pana… bardzo… – zajrzał do środka, wpierw dyskretnie, potem zdecydowanie porządniej.

W toalecie nikogo nie było.

– No i? – jęknął znów pierwszy, zginając się w pół i zaciskając nogi. – Mocz mi zaraz oczami popłynie!

– Nie wiem… – odparł tamten. – Słuchajcie… nie ma go…

Jego kolega rzucił się gwałtownie do środka i zaczął zdzierać z siebie spodnie, nim drzwi się zamknęły.

– Jak to „nie ma”? – spytał trzeci. – Schował się gdzieś?

– Nie wiem, gdzie mógł się schować… ale wiesz, słyszałem, że te automatyczne toalety to mają taki specjalny tryb mycia, że zapada się podłoga i wszystko się zalewa.

– Pieprzysz – powiedział zdecydowanie jego kumpel, podszedł do drzwi i zaczął w nie walić pięścią. – Danny, wyłaź stamtąd! Szybko!!!

Danny wyszedł po chwili z błogim uśmiechem.

– Teraz już wiem, czemu nazywają to drugą w kolejności przyjemnością w życiu…

.

Parenaście minut później młode małżeństwo przystanęło i przyglądało się w zdumieniu trójce młodych chłopaków, którzy co jakiś czas otwierali drzwi do toalety, zaglądali do środka, zamykali je, czekali chwilę i zaglądali na nowo. Kiedy podeszli bliżej, usłyszeli krótką wymianę zdań.

– I co, leży tam nadal?

– Leży. W tym samym miejscu.

– Nie ruszyła się? Nie przesunęła?

– Ani trochę…

Zaniepokojona kobieta zerknęła na męża i podeszła jeszcze bliżej.

– Przepraszam, można?

– Niech pani uważa… tam przed chwilą wciągnęło do środka jednego faceta!

– Widzieliśmy, naprawdę!

Kobieta spojrzała na nich, rzuciła okiem na butelki po piwie i weszła do środka.
W środku nikogo nie było – a właśnie tego się obawiała. Za to dokładnie pośrodku leżała niewielka błyszcząca moneta.

.

 

Smith wypadł jak burza z toalety i poszedł bardzo szybkim krokiem do wind. Na Poziomie Drugim, w korytarzu prowadzącym do Norrisa nikogo nie było, więc równie szybko dopadł jego gabinetu.

Adalbert popatrzył na zamykające się drzwi z lekkim zdumieniem. Nie miał nawet czasu przyjrzeć się dokładniej minie Smitha, ale Auror z całą pewnością nie szedł tam jak na ścięcie.

Norrisowi wystarczyło jedno spojrzenie na twarz Smitha.

– Nie ma mnie. Dla nikogo – powiedział dobitnie do swojej sekretarki i zatrzasnął drzwi.

– Mamy ją! – wyrzucił z siebie Smith. – Granger. I Snape. Są razem. Miałeś rację.

Usiadł bez pytania na fotelu. Nie miał ze sobą nawet raportów Nigela. Ale to nie miało znaczenia.

– Cholera! – Norris zbladł i również usiadł na fotelu. – Opowiadaj dokładniej.

– Aurorzy… wiesz, ci mugolscy, od Nigela, weszli w piątek do jej mieszkania i zebrali odciski palców. Zgodnie z tym, co mówią, każdy ma inny – Smith pokazał Norrisowi opuszek palca. – Po tym mogli powiedzieć, kto tam u niej bywał. I wyszło im, że Snape bywa tam cholernie często. I co najciekawsze, wiesz, że oni są razem?

– Właśnie to podejrzewałem! – Norris walnął pięścią w biurko. – Że coś razem kombinują!

Smith potrząsnął głową.

– Nie, Peter. To znaczy tak, kombinują. Ale mi chodzi o to, że oni są parą. Sypiają ze sobą. On tam praktycznie mieszka.

Norris zdziwił się tak bardzo, że aż znieruchomiał. Ale tylko na chwilę.

– Nieważne, Teddy! Wisi mi, czy się pieprzą, czy tylko ze sobą dyskutują! Najważniejsze, że ze sobą pracują! Merlinie, wiesz, co to oznacza?!

Smith był tak wstrząśnięty odkryciem, że Snape i Granger mogą ze sobą sypiać, że nie udało mu się jeszcze zacząć myśleć, co to tak naprawdę oznacza.

– Peter… Sądzisz, że nas odkryli?! Ale jak fakt, że ze sobą sypiają, może nam zaszkodzić…?!

Norris zerwał się z fotela.

– Ty idioto, jeszcze nie rozumiesz? Dlaczego posadziliśmy Granger na stołku?! Bo baliśmy się, że się zorientuje! No więc się zorientowała! Nie wiem kiedy, ale jakoś się zorientowała! Pozbyła się Weasleya i spiknęła ze Snape’m! Nie wiem, czy przez przypadek właśnie z nim, czy jakoś dowiedziała się, że jego też się obawiamy…! Dlatego tak nagle zachciało się jej zdawać OWUTEMY! Pewnie to on kazał jej założyć zabezpieczenia na kominek! Może to była notatka Tylera? Może on trzyma tego więcej?!

– Myślisz, że wie wszystko???! – Smith zbladł.

– Nie wiem, czy wszystko! Ale może to wyjaśnia choć część naszych problemów?! – zawołał Norris, chodząc nerwowo po całym gabinecie. – Ale to znaczy, że to ona mu pomagała! To musiała być ona! Pewnie pod niewidką, dlatego jej nie widzieliśmy!

– Cholera jasna…!!! – prawda dotarła wreszcie do Smitha i poczuł się, jakby wpadł na rozpędzonego hipogryfa.

Norris złapał się za głowę i nadal chodził, to w jedną, to w drugą stronę. Niemal biegał.

– Musimy ją dopaść!

– Rąbnąć ją teraz? Nie możemy jej zabić w Ministerstwie, będzie o to straszna…

Norris potrząsnął głową.

– Nie, nie tu. Musimy ją gdzieś porwać i w ten sposób dopadniemy Snape’a! – Norris zatrzymał się w miejscu i odwrócił do Smitha. – Skoro oni są razem, możesz być pewien, że przybiegnie, jak tylko mu powiemy, że mamy jego pannę…

Smith spojrzał na zegar. Dochodziła piąta.

– To szybko! Ona z pewnością jeszcze siedzi w gabinecie! – zerwał się na równe nogi.

– Czekaj… – przystopował go Norris. – Gdzie ją zabierzemy? Trzeba ją jakoś ukryć…

– Obojętne gdzie! Choćby do mnie. Już nie raz tak robiłem. Zabiorę jej różdżkę i rzucę zaklęcia antydeportacyjne, nie wyrwie się. Imperiusa, cokolwiek! Ona nie może nam się wyrwać…!

Norris myślał gorączkowo. To musiało być zrobione z głową.

– Poczekaj. Poczekaj…

Dopadł biurka, napisał coś na kawałku papieru i smagnął różdżką. Papier złożył się w samolocik. Norris otworzył drzwi i samolocik śmignął na korytarz. Przymknął drzwi i zwrócił się cicho do Smitha.

– Idź pod jej biuro. Napisałem do Aylin, żeby sprawdziła, gdzie ona jest i wyszła na korytarz ci powiedzieć. W żadnym wypadku się tam u niej nie pokazuj… Czekaj! I każ Aylin ją pilnować. Do odwołania. Jakby chciała wyjść, niech ją rąbnie Imperiusem. A ty przyjdź tu, musimy się namyślić, jak to zrobić.

Smith wypadł z gabinetu i pobiegł do wind.

.

Adalbert patrzył na niego kątem oka, udając, że patrzy gdzieś w dal, przed siebie. On tu sobie wyścigi urządza, czy jak? Kiedy Smith zniknął, Adalbert zniknął z obrazu, by powiadomić o tym Dumbledore’a.

.

Norris nalał sobie sporą dozę Ognistej i wychylił wszystko za jednym zamachem. Nalał kolejną i wypił tylko połowę.

Jak oni to zrobili??? Przecież wyraźnie widział, że Granger nie aportuje się ani do Hogwartu, ani w inne dziwne miejsca… Nie używa Sieci Fiuu… ani sów… No ale Snape z pewnością zakazał jej tego robić. Przecież on musi wiedzieć, że wszystkie połączenia można nadzorować! Więc z pewnością spotykali się inaczej. Pewnie u mugoli! No jasne, nie tylko on wymyślił, że u mugoli jest bezpieczniej! I od czasu do czasu śmigała sobie do Hogwartu…

Jak ona mogła się wszystkiego dowiedzieć? Czyżby faktycznie wszystko zaczęło się tamtego wieczora, kiedy rozmawiał z Tylerem? Mógł teraz sobie pluć w brodę, że rozmawiali tak nieostrożnie! A może zaczęło się już wcześniej? I może dlatego miała ze sobą niewidkę i w ten sposób Tyler nie zobaczył jej w jej biurze?

Czyżby Tyler robił notatki? Ale nie, to musi być coś innego…

Teraz już wyraźnie widział, że czarny włos został podłożony specjalnie. Nie wierzył, żeby w tej sytuacji tak przez przypadek Snape miał na sobie włosy jakiejś czarnowłosej baby. Szczególnie że pieprzył się z Granger.

Ale przecież Tyler o tym nic nie wiedział… więc tak, to musiało być coś innego… Nie wiedział jeszcze co, ale z pewnością to odkryje…

Nikt z nich nie mógł ich zdradzić. Inaczej byłby już martwy. Z wyjątkiem Davida, ale w Davida wierzył jak w samego siebie.

No dobra, co z tym zrobić? Złapią Granger i posłużą się nią, żeby dopaść Snape’a.

Norris wypił resztkę whisky i nalał sobie jeszcze jedną szklaneczkę.

To za mało. Miał ochotę wykorzystać Granger jakoś bardziej. Lepiej. Dopaść tylko Snape’a to było za mało.

Zaczął się zastanawiać, co jeszcze można byłoby z nią zrobić…

Po dziesięciu minutach Smith wszedł bez pukania i zatrzasnął drzwi.

– Siedzi tam. Więc jak, porywamy ją?

Norris podniósł się wolno z fotela.

– Nie. Jeszcze nie. Daj mi dzień czy dwa. Mam świetny pomysł.

Smith usiadł znów i zaczął słuchać wyjaśnień.

W końcu kiwnął głową i wyszedł spiesznym krokiem. Miał zadanie do wykonania. Teraz wiedział, że to z pewnością ona podłożyła mu włos czarnowłosego babsztyla, albo wzięła udział w podkładaniu. Och, teraz się na niej odegra!

 

Adalbert patrzył przed siebie, kiedy szef Biura Aurorów mijał go spiesznym krokiem z wyjątkowo wrednym uśmiechem, przez co jego poznaczona bliznami twarz wyglądała wyjątkowo przerażająco. Po chwili jeszcze raz udał się do Dumbledore’a. Albus, po krótkiej rozmowie, powrócił na swój portret w Hogwarcie.

– Severusie, mam nowiny z Ministerstwa – powiedział bez wstępu.

Severus rozmawiał właśnie z Minerwą, ale słysząc napięcie w głosie Dumbledore’a, urwał natychmiast i oboje podeszli do niego.

– Sądząc po twojej minie, nic dobrego? – wyraził przypuszczenie.

Albus pokiwał głową i przekazał relację Adalberta. Kiedy skończył, na moment zapadła cisza.

– Mówiłeś, że kazałeś Francuzom sprawdzić, co się dzieje – odezwał się w końcu Dumbledore. – Wiesz już coś?

– Co Francuzi mogą sprawdzić STAMTĄD? – zdziwiła się Minerwa.

– Nie stamtąd – odparł Severus. – Mają na terenie Anglii kogoś, kto zbiera dla nich informacje. Nazywa się Ricky. Oficjalnie jest Mugolem, więc czarodzieje nie zwracają na niego uwagi. Kiedy się ostatnio spotkaliśmy, kazałem mu pokręcić się dookoła Hermiony i mnie i sprawdzić, czy nie dzieje się nic podejrzanego.

– No i?

– Póki co, nic.

Minerwa zasznurowała usta i potrząsnęła głową.

– Niedobrze. Wygląda na to, że cokolwiek Norris i Smith robią razem, coś im się dziś udało…

– Severusie, spotkaj się dziś z tym Francuzem i dowiedz się, co widział. Skoro kręcił się koło Hogwartu i koło Ministerstwa, MUSIAŁ coś zobaczyć – rzekł w końcu z naciskiem Dumbledore.

.

Czwartek, 10.09

Kiedy tylko Hermiona przyszła do pracy, Rockman kazał jej przyjść, żeby omówić dostawy eliksirów na rozpoczęcie roku szkolnego. Potem oznajmił jej, że skoro jej projekt się skończył, będzie mogła pomóc Aylin, czekając na pojawienie się kolejnego. Hermiona, trochę zawiedziona, potaknęła i przeszła do sekretariatu, do wielce zadowolonej blondynki.

Koło dziesiątej, kiedy wyjaśniała jej różnicę między stanem płynnym i półpłynnym eliksirów, otworzyły się drzwi i stanął w nich młody mężczyzna. Pokazał odznakę Aurora i spojrzał na obie kobiety.

– Hermiona Jean Granger…?

– To ja. Mogę w czymś pomóc? – powiedziała Hermiona, zdumiona jego oficjalnym tonem.

– Poproszę pani różdżkę… – mężczyzna wyciągnął do niej lewą rękę.

– Słucham…?!

– Pani różdżka. I będzie pani łaskawa pozwolić ze mną – powiedział zdecydowanym głosem.

Hermionie w jednej sekundzie serce zaczęło głucho walić w piersi.

– Czy… coś się stało…? – spytała słabym głosem.

– Proszę, bez zbędnych pytań.

Merlinie… Co to ma być?!!! Czy to JUŻ?!!!

Hermiona wstała, choć miała wrażenie, że uginają się pod nią nogi. Boże, co ja mam zrobić…?!

Nie miała wyboru. Drżącą ręką podała mu swoją różdżkę, na całe szczęście swoją starą, a nie francuską. Francuska była schowana w ukrytej skrytce w szwie jej szaty. Starając się ukryć przerażenie, spojrzała zagubionym wzrokiem na Aylin.

– Powiedz… panu Rockmanowi… powwwwiedz mu, że… skończę jak wrócę…

Blondynka popatrzyła na nią beznamiętnym wzrokiem.

– Oczywiście, że mu powiem.

Hermiona otarła nagle mokre od potu, zimne dłonie o szatę i ruszyła za Aurorem. Mężczyzna nie pozwolił jej ani iść za nim, ani z boku, ale przodem. Czuła, dosłownie czuła na plecach jego baczne spojrzenie.

Boże, co się dzieje?! Domyślili się? Znaleźli coś? Ale co?! Zdecydowali się to skończyć???!

Podeszli do holu z windami. Nie było żadnej.

Hermiona, dławiąc się, potoczyła dookoła przerażonym spojrzeniem. Póki nie była jeszcze na Poziomie Drugim, była wolna. Póki jeszcze jej nie aresztowali, była wolna. Ale to nie będzie długo trwało…

Uciec? Ale może to coś… niewinnego? Jak uciekniesz, to już na zawsze…

Przyjechała winda i Auror gestem kazał jej wejść przed nim. Kiedy krata zasunęła się za nimi ze zgrzytem i winda ruszyła, zrozumiała, że właśnie tak skończyła się jej wolność. Musiała oprzeć się o ścianę. To już koniec, stąd już nie wyjdziesz…

Miała wrażenie, że Auror się jej przygląda, więc starała się zachować spokojny wyraz twarzy, ale czuła, że udaje się jej zaledwie nie okazywać paniki. Po chwili winda zatrzymała się na Poziomie Drugim i krata rozsunęła się. Ukazał się jej znajomy korytarz, ale po paru krokach Auror skręcił w lewo.

– Tędy proszę – powiedział, pokazując jej nieznane drzwi.

Hermiona chwilę szarpała się z drzwiami, nie wiedząc, w którą stronę je otworzyć, ale w końcu pociągnęła mocniej i drzwi ustąpiły. Za nimi był ponury, ciemny korytarz prowadzący do… No tak, do Sal Przesłuchań. Nic dziwnego, że jeszcze tu nie była.

Auror wpuścił ją do jakiegoś pomieszczenia, w którym stał dość długi i szeroki stół zastawiony krzesłami po obu stronach. Szara posadzka, ciemne ściany i niski sufit tylko pogłębiały przytłaczające wrażenie.

– Proszę usiąść. Zaraz ktoś do pani przyjdzie – powiedział i wyszedł.

Hermiona usłyszała stukot zaklęcia blokującego drzwi i na nowo uzmysłowiła sobie, że ją mają. Była zdana na ich łaskę i niełaskę. Oczywiście miała jeszcze drugą różdżkę, ale… nie miała nawet gwarancji, że udałoby się jej stąd wyjść i uciec. Za późno. Przegapiłaś ostatnią szansę przed wejściem do windy.

Osunęła się na krzesło, poprawiając spódnicę drżącymi dłońmi, żeby się czymś zająć. Nagle zrozumiała, jak uspokajające było bawienie się różdżką… Bez niej czuła się… pusta. Naga. Zupełnie bezbronna.

Zanim zdążyła pomyśleć cokolwiek innego, drzwi otworzyły się i wszedł Smith.

Na jego widok zalała ją kolejna fala paniki. Gdy podszedł do niej z dziwnym uśmieszkiem na bladej, poprzecinanej czerwonymi pręgami twarzy i igrającym w szarych, tak jasnych, że niemal bezbarwnych oczach, zesztywniała.

– Panna Granger… słynna panna Granger – zacmokał ustami i stanął zaraz za nią. Wszystkie włoski zjeżyły się jej na karku. – Niezmiernie mi miło.

Myśl! Gdybyś była niewinna, co byś zrobiła?! Odpowiedziała mu?! Była zła?! Pytała, co się dzieje?!

– Czy wreszcie… – odchrząknęła lekko – ktoś powie mi, co się dzieje?

– Och, z pewnością. Ale tym zajmie się jeden z moich Aurorów. Który za chwilkę tu przyjdzie. Ja natomiast zmuszony jestem sprawdzić, czy nie ma pani przy sobie żadnych… – uśmiechnął się szeroko – ostrych narzędzi, którymi mogłaby pani zranić kogoś z mojego personelu.

Hermiona obróciła się gwałtownie na krześle i spojrzała w górę, w jego stronę.

– Przecież zabrano mi różdżkę…!

– Nie tylko różdżką można zrobić komuś krzywdę… czyż nie, panno Granger? – wskazał palcem swoją pooraną twarz.

Boże, on wie! On wie o wszystkim! O mój Boże…

– Ale…

– Będę zmuszony poprosić panią o powstanie… i stanięcie w rozkroku, z rękoma na głowie – powiedział przeciągając powoli słowa.

Boże, tylko nie to!!!

– Ale… – Hermiona wstała, ale wcale nie dlatego, że go posłuchała. Zerwała się z czystego obrzydzenia do tego człowieka. I odsunęła się do tyłu, aż oparła się pośladkami o stół. Wstręt na sekundę wyparł przerażenie.

– Nie ma żadnego „ale”, panno Granger. Takie są przepisy. Radzę pani poddać mi się grzecznie, żebym nie musiał posuwać się do używania siły. Proszę podejść do mnie – sam cofnął się parę kroków i machnął zachęcająco ręką w jej stronę.

Dziewczyna dała tylko jeden krok w jego kierunku, więc nagle złapał ją za ramię i szarpnął do przodu tak gwałtownie, że prawie upadła.

– Kiedy mówię „podejść do mnie”, to dokładnie to ma oznaczać – warknął, kolejnym brutalnym szarpnięciem stawiając ją do pionu.

Dziewczyna krzyknęła głośno z bólu.

– Następnym razem proszę mnie lepiej słuchać – powiedział na nowo spokojnym głosem. – Nie ma się co bać, kochanie. Teraz ręce na głowę, nogi na boki.

Hermiona w panice wolno uniosła ręce i położyła je na głowie.

– Nie chciałbym musieć powtarzać – wyszeptał jej do ucha, stając z tyłu.

Łapiąc z trudem powietrze, Hermiona rozsunęła odrobinę nogi i, ponieważ wyraźnie czekał, jeszcze trochę.

– Grzeczna dziewczynka.

Poczuła jego gorący oddech na szyi i aż podskoczyła, kiedy poczuła na sobie jego dłonie. Splotła palce, przyciskając je do głowy i opanowując chęć odepchnięcia go.

Próbowała myśleć o czymś innym, obojętnie o czym, byle zająć czymś myśli, ale nie umiała. Obrzydzenie i przerażenie szalały w niej, gdy przysunął się do niej i jego ręce zjechały na jej piersi. Odruchowo wciągnęła brzuch, gdy zsunęły się niżej, ale gdy cofnęła się, oparła się o niego, więc natychmiast odskoczyła ze stłumionym jękiem. Smith uklęknął za nią, ujął jej kostki, wsunął dłonie pod spódnicę, przesunął po łydkach i kolanach na wnętrze ud i potarł palcami po jej kroczu.

Boże, on chyba nie zamierza mnie…

– Wygląda na to, że nie ma pani przy sobie żadnych… niepożądanych, nielegalnych przedmiotów – powiedział, wstając.

Francuska różdżka i funt!

I nagle poczuła ostry ból w szyi i zapadła ciemność.

 

 

Smith wstał wolno, po czym nagle zamachnął się i uderzył ją mocno kantem dłoni u podstawy szyi. I odskoczył na bok, gdy dziewczyna upadła na ziemię. Poleciała do tyłu, uderzając głową o krzesło. Zaniepokojony poruszył jej głową na boki i sprawdził puls na szyi – na szczęście nie skręciła sobie karku. To byłoby zdecydowanie przedwczesne.

Sypnął trochę proszku Fiuu do kominka i mruknął „Gabinet Petera Norrisa”.

– Peter, chodź, mamy ją – powiedział, wkładając głowę w zielone płomienie.

– Już idę!

Norris wszedł przez kominek w towarzystwie starszego mężczyzny o długiej, białej brodzie, białych włosach i błękitnych oczach. I szerokim, bardzo dobrotliwym uśmiechu na twarzy.

– Coś ty z nią zrobił? – spytał Norris na widok nieruchomego ciała na ziemi.

Smith wyszczerzył zęby, przez co wyglądał jeszcze bardziej koszmarnie niż przed chwilą.

– Nic. Tylko sprawdziłem, czy nie ma nic, co mogłoby nam zagrażać – powiedział niewinnie.

Norris rozejrzał się po pomieszczeniu.

– Horacjusz, chcesz to zrobić tu, czy gdzie indziej? Może przenieśmy ją na jakiś stół? – spytał białowłosego czarodzieja.

– Gdziekolwiek, ale nie tu – odparł tamten.

Norris i Smith wylewitowali bezwładne ciało dziewczyny do sąsiedniego pomieszczenia i położyli na stole. Norris strzepnął rękaw i podszedł do drzwi.

– Będę czekać w gabinecie.

Smith skinął głową i machnięciami różdżki zaczął zdzierać z dziewczyny ubranie.

.

 

Severus stał w korytarzu koło pracowni zaklęć, kończąc rozmowę z Rolandą, Minerwą i Hagridem, kiedy nagle poczuł, jak zaczęło mu walić serce w piersi. Po chwili zaczęły trząść mu się dłonie. Spojrzał na nie zdumiony i błyskawicznie założył ręce na piersi, usiłując to powstrzymać.

– Będziesz musiał im wyjaśnić Hagridzie, że drewna na rączki i witki do miotły szuka się gdzie indziej. Ostatnio przynieśli mi pełno Nieśmiałków – powiedziała Rolanda do olbrzymiego mężczyzny.

Severus złapał ciaśniej poły swojej szaty.

– Najlepiej będzie, jak omówisz z nimi Nieśmiałki – poradziła Minerwa.

Hagrid pogłaskał się po długiej czarnej brodzie, a Severus potoczył błędnym wzrokiem dookoła i podparł się ciężko o ścianę.

– Tak se myśle, żeby zrobić to na pirszej lekcji, pani psor.

Jego serce galopowało jak oszalałe i ogarnęło go nagle zimno.

– Muszę już iść – powiedział słabym głosem i jak najszybciej obrócił się, zachwiał lekko i ruszył pędem do swojego gabinetu.

Nie rozumiał, co się dzieje. To przytrafiło mu się pierwszy raz w życiu. Ogarnęła go panika, której w żaden sposób nie mógł powstrzymać, choć przecież się starał. Nie pomogło głębokie oddychanie, zaciskanie pięści czy też próby rozluźnienia ich. Jednocześnie czuł, jakby stał gdzieś obok i obserwował własne ciało reagujące w ten dziwny sposób i starał się zrozumieć, co się dzieje.

Wpadł do środka i dysząc chrapliwie, oparł się na chwilę o drzwi, a potem podszedł do fotela i osunął się nań. Po chwili rozległo się gwałtowne pukanie. Nie odpowiedział, tylko… poczuł, jak łapie się za usta, wbijając wzrok w biurko przed sobą.

– Severusie? – drzwi otworzyły się i weszła Minerwa. – Wszystko w porządku?

Podniósł na nią pełne przerażenia spojrzenie i choć kiwnął głową, jego wygląd powiedział jej wszystko. Podeszła szybko do niego i spojrzała z bliska.

– Źle się czujesz? Zawołać Poppy…?

Potrząsnął głową, jednocześnie zaczynając się na siebie złościć. Co, do cholery, się dzieje?!

– Nie wiem… nic… – powiedział zmuszając się do popatrzenia na nią. – Nie wiem…

Starsza czarownica zaniepokojona dotknęła jego czoła, a następnie ujęła jego drżące ręce. Dał się jej dotknąć, co już i tak było dziwne. Miał lodowate, spocone dłonie.

– Merlinie, Severusie! Coś cię boli? Co się dzieje?!

Severus starał się opanować, ale nadal cały się trząsł. Po chwili pod wpływem impulsu skrzywił się i złapał się na nowo za głowę. Rozbolały go zaciśnięte z całej siły mięśnie i ten drugi Severus w nim zorientował się, że jest cały tak spięty, że aż drży.

Z portretu dobiegł go głos Albusa, ale miał równocześnie wrażenie, że go nie słyszy. Ogarnęła go chęć ucieczki stąd z krzykiem. Coś w nim protestowało tak gwałtownie, że aż darło się w jego wnętrzu.

– Idę po Poppy! – Minerwa rzuciła się w kierunku kominka.

– Nie!!! – zawył, ciesząc się, że może wreszcie to wykrzyczeć. – Minerwo, nie! – pokręcił głową, wstrząsnęły nim dreszcze i cofnął się. – To… nie wiem… to nie ja!!!

Przestał widzieć, kiedy do oczu napłynęły mu łzy. Z gardła wyrwał mu się jęk, którego sam nie zrozumiał i… i po chwili wszystko nagle się uspokoiło. Ucichło. Odpłynęło. Skończyło się.

.

 

Norris spacerował nerwowo po gabinecie, na przemian splatając i pocierając mocno ręce. Odtwarzał w pamięci plan, który opracował, żeby posługując się Granger, pozbyć się wreszcie Snape’a. Wszystkie elementy układanki musiały wskoczyć dokładnie na swoje miejsca, żeby przy okazji nie padło na nich żadne podejrzenie.

Musiał przewidzieć wszystko; wszystkie okoliczności, wszystkie ewentualne potknięcia, wszystkie luki…

Drzwi gwałtownie się otworzyły i do środka wszedł Smith.

– No i jak?! – zawołał Norris.

– Już po wszystkim. Nie żyje.

Norris pokiwał z aprobatą głową. Nareszcie!

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 39Dwa Słowa Rozdział 41 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 7 komentarzy

Dodaj komentarz