Dwa Słowa Rozdział 15

Dokładnie w południe Hermiona zjechała windą do Atrium i stanęła w jednej z kolejek do kominków. Starała się odpowiadać na życzliwe uśmiechy znajomych urzędników, choć była kompletnie przybita. Radosne uniesienie, które czuła rano, wyparowało, kiedy tylko zobaczyła Proroka. Od tamtej chwili po prostu przykleiła do twarzy sztuczny uśmiech i udawała, że pracuje, choć nie umiała na niczym się skoncentrować. Jedyną pociechą było to, że Snape… Severus – poprawiła się natychmiast – coś wymyśli. Bo chyba bez powodu nie kazałby jej stawić się w Hogwarcie?

Przez parę chwil zastanawiała się, czy przed resztą profesorów ma zwracać się do niego per „ty” i po imieniu, czy nie. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do pomysłu nazywania go Severusem, a tu jeszcze do tego miała to robić przy innych. Zdecydowała, że będzie czekać na jakąś wskazówkę od niego. Może nie chciał, żeby publicznie tak go nazywała…?

Kiedy przyszła jej kolej, sięgnęła do dużej misy z proszkiem Fiuu stojącej przy kominku i wrzuciła go w płomienie.

– Hogwart, Sala Wejściowa – wymówiła wyraźnie, wchodząc w zielone płomienie.

Profesor McGonagall zdjęła już osłony i czekała na nią przed kominkiem. Miała poważną, surową minę, ale na widok dziewczyny uśmiechnęła się słabo. Przywitały się szybko, po czym przeniosły się do gabinetu dyrektora.

Kiedy Hermiona wyskoczyła z kominka, zakręciło się jej w głowie i upadłaby z pewnością, gdyby Minerwa jej nie podtrzymała. Wyprostowała się, nabrała głęboko powietrza i znieruchomiała na chwilę, żeby się uspokoić.

Gdy otworzyła oczy, zobaczyła, że ze ściany patrzą na nią byli dyrektorzy, a Snape… Severus właśnie do niej podchodził.

– Dzień dobry… Przepraszam za spóźnienie, ale… nie chciałam zwracać na siebie uwagi, wychodząc przed dwunastą… – spojrzała na niego niepewnie i pytająco zarazem.

– To całkowicie zrozumiałe. Dzień dobry, Hermiono – odpowiedział na to, wyciągając do niej rękę na powitanie.

Acha. Tak więc Severus.

– Jak się czujesz? – spytał, cofając ją szybko.

– W porządku. Tylko dwie podróże siecią Fiuu, jedna za drugą, to chyba trochę za dużo – uśmiechnęła się lekko.

Severus podszedł z powrotem do biurka i udał, że nie dostrzegł lekko zaskoczonego spojrzenia Minerwy. Mógł się tylko domyślić, że Dumbledore również zwrócił uwagę na to, jak nazwał dziewczynę. Niech się dziwią, ile chcą, ich problem. Ze zdumieniem odkrył, że nie było już Granger czy panny Granger. Była Hermiona. Już szczególnie po wczorajszym wieczorze…

– Nie mamy za wiele czasu – powiedział, siadając w fotelu i zwrócił się w stronę portretów. – Minerwa nie miała możliwości poinformowania was wszystkich, co się stało, więc pozwólcie, że wyjaśnię. Norrisowi udało się rzucić Imperiusa na Ministra. Tak więc w tej chwili jest on zupełnie pod jego kontrolą i nasz plan spotkania się z nim dziś nie może dojść do skutku.

Dilys była wyraźnie wstrząśnięta, Albus Dumbledore podparł głowę na palcach złożonych rąk i westchnął z rozczarowaniem, a Nigellus Black, którego nie było, kiedy Minerwa wpadła do gabinetu i kazała im stawić się punktualnie o dwunastej, wykrzywił się w grymasie porażki.

– Jak mogliście na to pozwolić?! – zapytał, patrząc oskarżycielsko na Hermionę, która zbladła gwałtownie.

– Profesorze Black, to nie nasza wina…

Minerwa aż poderwała się na równe nogi z oburzenia. Inne portrety były dokładnie tego samego zdania. Wszyscy rzucili się jej na obronę, mówiąc jedno przez drugiego:

– Fineasie, nie możesz jej winić!

– Fineasie, opanuj się, nie wiemy nawet, co się dokładnie stało, a ty już ich oskarżasz!

– Pozwól im wszystko wyjaśnić!

– Wystarczy! – Severus podniósł się raptownie i wszyscy natychmiast zamilkli. Oparł ręce o biurko i pochylił się w kierunku portretu Blacka. – Nie przyszliśmy tu po to, żeby się usprawiedliwiać. Nikt nie musi ci się tłumaczyć, ale skoro domagasz się wyjaśnień, ograniczę się do powiedzenia, że Norris zrobił to w ten weekend. ZANIM jeszcze pojawiły się dowody. Jak widzisz, jest to zbieg okoliczności, a nie zaniedbania. Mojego czy Hermiony – wytrzymał jego spojrzenie, patrząc z kamiennym spokojem. – Chciałbym, żebyś od teraz ograniczył się do pomocy, a nie kąśliwych uwag, czy głupich pytań.

Przez chwilę Black wyglądał, jakby chciał wstać i wyjść, ale w końcu skinął głową. Wszyscy odetchnęli.

– Do rzeczy. Musimy kontynuować to, co robiliśmy dotychczas. Albusie, Everardzie. Jestem zmuszony was prosić o dalsze nadzorowanie Ministerstwa. Kiedy tylko zobaczycie, że Norris zamierza wyjść, dajcie mi znać.

– Severusie, nie możesz ot tak wychodzić ze szkoły w czasie trwania egzaminów – zawołał ostrzegawczo Dumbledore. – Tu nie chodzi już o okazywanie elementarnej grzeczności zaproszonym gościom, ale w ten sposób możesz ściągnąć na siebie uwagę!

– Ale ja mogę – zawołała Hermiona, która całkowicie zgadzała się z Dumbledore’em. Miała przecież prawo nagle zacząć wychodzić z pracy na obiad poza Ministerstwo.

Severus machnął różdżką i przywołał coś ze swoich komnat. Zdążyła zauważyć, że to był niewielki przedmiot na łańcuszku, zanim złapał go w rękę.

– To nie będzie stanowiło problemu – ujął delikatnie łańcuszek w smukłe palce i pozwolił opaść klepsydrze.

– Och… – westchnęła Hermiona, poznając natychmiast, co to jest.

Spojrzał na nią i miała wrażenie, że dostrzegła w jego oczach cień uśmiechu.

– Dokładnie. Zmieniacz czasu, poza kontrolą Ministerstwa. Niektórzy – przeciągnął lekko sylaby – bardzo dobrze wiedzą, jak działa. Dostałem go w ubiegłym tygodniu. I przetestowałem w niedzielę. Działa bardzo dobrze.

– To dlatego udało ci się uwarzyć tyle eliksiru? – zapytała szybko Minerwa, jakby chciała odwrócić jego uwagę. Normalnie to by go rozśmieszyło – widocznie sądziła, że zacznie wypominać Hermionie używanie zmieniacza w trzeciej klasie.

– Można powiedzieć, że tak. Prawdziwe eliksiry mogę warzyć tylko w normalnym czasie, bo wszystko zrobione w trakcie cofniętego czasu nie ma żadnych właściwości magicznych. To tylko kolorowa woda, nic więcej. Tak więc Horacy będzie nadal musiał mi pomagać i robić eliksiry dla Poppy.

– Czyli nadal będziecie ich podsłuchiwać – odezwał się z portretu Dumbledore. – Panna Granger…

– Nie może mi pomagać – wpadł mu natychmiast w słowo Severus. – Tak jak mówiłeś, Albusie, nasi przyjaciele mogliby zwrócić na nią uwagę, gdyby nagle zaczęła wychodzić na obiady do mugolskiego Londynu.

Hermiona poprawiła się na krześle i odgarnęła za ucho niesforny kosmyk włosów. Istotnie. Teoretycznie miała prawo, ale to mogło przyciągnąć niepotrzebną uwagę.

– Normalnie nie wychodzę do mugolskiego Londynu – wyjaśniła niechętnie.– Na ogół jem w pracy. Czasem wychodzę na Pokątną… – urwała i spojrzała na niego.

Severus domyślił się, że dziewczyna poczuła się odsunięta.

– Będę cię potrzebował tu, w Hogwarcie. Obiecuję, że nie będziesz narzekać na brak zajęć.

– Co mam robić? – ożywiła się wyraźnie.

– Będziesz mi musiała pomóc w analizie próbek, które zabrałem wczoraj Watkinsowi. Mam nie tylko eliksir antykoncepcyjny, ale i poronny, jak również esencję z Cimicifugi. Mam nadzieję, że pamiętasz coś jeszcze z lekcji eliksirów.

Dziewczyna prychnęła odruchowo, na co rzucił jej bardzo protekcjonalne spojrzenie.

– Dilys – zwrócił się do portretu byłej dyrektorki. – Ta sama prośba do ciebie. Powiedziałbym, że to szczególnie ważne. Musimy koniecznie wiedzieć, kiedy Watkins będzie warzył i dostarczał fiolki na Oddział.

– Oczywiście, natychmiast porozmawiam z Morganą.

– Gdzie dokładnie wisi jej portret? – spytał Dumbledore.

– Na Oddziale Kobiecym, tuż koło sali Uzdrowicieli – odparł Severus.

– Czyli Morgana będzie mogła nam powiedzieć, kiedy Watkins przyniesie eliksir, ale nie kiedy go będzie warzył. To za późno, Severusie.

– Myślisz, że…

Dumbledore potrząsnął głową.

– Dokładnie, mój drogi chłopcze. Musisz mieć oczy w laboratorium Watkinsa.

Severus skinął głową i zamyślił się na krótką chwilę.

– Mamy w składziku portret Artemizji Lufkin, który wisiał kiedyś w korytarzu na piątym piętrze. Przy następnej wizycie powiesimy go w laboratorium.

Hermiona miała ochotę klasnąć w ręce. Prócz tego, że będą wiedzieć natychmiast, co się dzieje, mieli też szansę na podsłuchanie ewentualnych rozmów Watkinsa z Norrisem!

– To bardzo dobry pomysł, Severusie – stwierdziła Minerwa. – Ale każda wasza wyprawa do Kliniki to duże ryzyko. Trzeba koniecznie zrobić coś, co uczyni eliksir Watkinsa nieskutecznym. Może można podmienić mu składniki? Albo dosypać coś do nich…?

– Właśnie po to musimy rozdzielić wszystkie składniki jego eliksiru. Jedno z dwojga, albo będę mógł dosypać czegoś do Cimicifugi, żeby straciła swoje działanie, albo do jakiegoś innego składnika. Czy też podmienić Cimicifugę. Tylko muszę dokładnie wiedzieć, jak wygląda cały proces warzenia i czy Watkins nie dodał jeszcze czegoś na wzmocnienie. Inaczej eliksir może mimo wszystko być skuteczny.

Hermiona wzdrygnęła się gwałtownie. Merlinie, tylko nie to!

– Zrobię wszystko, co potrafię – zapewniła żarliwie.

– Zaczniemy pojutrze. Jutro przygotuję bazę do roztworu podtrzymującego.

Albus gładził się w zamyśleniu po brodzie i szukał jakiegoś nowego rozwiązania.

– Kiedy wybieracie się do Paryża? – zapytał nagle. – Nie mamy już Kingsleya, więc musimy szukać kogoś innego, kto pomógłby w ujawnieniu tej sprawy.

– W sobotę w przyszłym tygodniu – odpowiedziała natychmiast Hermiona. – Co mi przypomina, że mamy kilka zużytych świstoklików do odesłania, żeby nam je aktywowali na nowo. Bez nich będzie ciężko się przemieszczać.

– Mam dwa albo trzy u siebie. Po spotkaniu odeślę je szybką przesyłką – odparł Severus.

– Moi drodzy, podsumujmy, co mamy – zaproponował Dumbledore. – Mamy eliksir poronny, Merlinie chroń nas przed tym, żeby zaczęli go używać, eliksir antykoncepcyjny i esencję, której używają do jego sporządzania. Będziemy mogli przedstawić to jako dowody. Coś jeszcze?

– Wiem, że na początku września wychodzi z Azkabanu jedna z kobiet, na której… testowali skuteczność eliksiru – powiedział Severus. – Ale może kiedy zaprezentujemy eliksir, uda się przyspieszyć jej zwolnienie. Moglibyśmy też zaprezentować jej wspomnienie. Poza tym w tej chwili nie mamy nic innego. Wszystkie ich działania mają pozornie całkowicie niewinny charakter. W sprawie szkoły na Rathlin Island też nic nie możemy zrobić.

Albus pokiwał smutno głową.

– W takim razie nie mamy innego wyjścia, jak robić to, co dotychczas. Próbować pokrzyżować im plany. I czekać na rozmowę z Francuzami. Może oni będą mogli nam jakoś pomóc…

 

 

Środa, 17.06

Sztab Generalny Armii Brytyjskiej

 

– Danny, chciałbym, żebyś wyszukał mi parę informacji o Rathlin Island – powiedział Jack do młodego mężczyzny w stopniu porucznika.

– Oczywiście, panie podpułkowniku! Czego dokładnie pan potrzebuje? – ten natychmiast stanął niemal na baczność, choć rozmowa miała charakter nieformalny.

– Wpierw chcę wiedzieć, jak wygląda teren, jak mogą przemieszczać się wozy bojowe i to nie tylko MCV-88mki , ale i CVR i FV430, transportery i terenówki. AAC będzie z pewnością chciała wiedzieć, czy jest jak wylądować. Pamiętasz, jaki był cyrk, jak ostatnio rozwalili Bellę. Jak wygląda transport i zaopatrzenie z lądu. Rozlokowanie wiosek, stan zaludnienia, powierzchnia, w jakiej jest odległości od naszych baz na Wyspie. Dodaj do tego rozmieszczenie korytarzy powietrznych lotnictwa cywilnego. Potem pewnie będę pytał o więcej.

– Tak jest, panie podpułkowniku! Na kiedy to ma być?

Jack rzucił na biurko kolejną stertę listów, które odebrał od sekretarki i popatrzył na kalendarz.

– Jak szybko się da. Dużo tego nie ma, dasz sobie radę. Wierzę w ciebie – powiedział po ojcowsku i klepnął Danny’ego po ramieniu. – Leć już i zajmij się tym.

– Rozkaz, panie podpułkowniku! – porucznik wyprężył się, zasalutował i już go nie było. „Jak szybko się da” w wydaniu podpułkownika oznaczało „Pospiesz się!”

 

 

Mniej więcej o tej samej porze w biurze Hermiony rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyna sporządzała właśnie harmonogram dostaw eliksirów leczniczych do trzech różnych szkół. Ktoś oszacował zapotrzebowanie – mogła się tylko domyślić, że wziął po prostu ilości używane w Hogwarcie i podzielił je na trzy. Co oznaczało, że zmniejszy się drastycznie ilość eliksirów dla pani Pomfrey i Severus Snape – jak o nim myślała, starając się oswoić z pomysłem nazywania go po imieniu – będzie miał dodatkową robotę. Nie musiała za to się domyślać, ale wiedziała z całą pewnością, co to jest ta trzecia szkoła…

– Proszę – zawołała, odkładając pióro.

Drzwi otworzyły się i do środka wszedł ubrany na czarno czarodziej. Jego szata wyglądała na urzędową, choć Hermiona jeszcze nigdy takiej nie widziała. Może takie wrażenie sprawiały dwa cienkie srebrne paski na mankietach i brzegach kołnierzyka, a może duża wypchana torba na ramieniu.

– Dzień dobry pani – ukłonił się tak sztywno, że Hermiona pomyślała, że ktoś rzucił na niego zaklęcie paraliżujące.

– Dzień dobry… W czym…

– Czy mam przyjemność z panią Hermioną Granger, asystentką pana Rockmana? – nie dał jej dokończyć. Prawdę mówiąc, odniosła wrażenie, że nie zauważył nawet, że coś powiedziała.

Skinęła głową. Czarodziej stuknął różdżką w torbę i chwycił do ręki kopertę, która wyskoczyła ze środka.

– Proszę podpisać odbiór wezwania… – jakby znikąd wyciągnął podkładkę, pomruczał, szukając właściwej linii i w końcu postukał w jedną z wolnych, na samym dole.

Hermiona wybałuszyła oczy i wyciągnęła rękę.

– Co to takiego?

Z przodu koperty widniało tylko jej imię i nazwisko, więc obróciła ją i równocześnie czarodziej wyrecytował swoją wyklepaną na pamięć formułkę:

– Wezwanie na obowiązkowe badania w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga. Tu, podpisać…

Hermionie serce szarpnęło się dziko.

– Wezwanie… na jakie badania…?

– Obowiązkowe badania kobiece przeprowadzane w Klinice… mające na celu ustalenie, czy ewentualna ciąża nie będzie zagrażać życiu i zdrowiu zarówno pani, jak i płodu.

Dziewczyna spojrzała na niego szeroko otwartymi z przerażenia oczami i nagle zdała sobie sprawę, że POWINNA się cieszyć! Gdyby nie wiedziała tego, co wiedziała, powinna być zadowolona, że tak troszczą się o jej przyszłość!

Starając się przyoblec twarz w uśmiech, spróbowała jeszcze ostatniej szansy.

– Wie pan, właściwie to asystentką pana Rockmana jest Aylin Black, nie ja, ale ona już wysz…

– Wezwanie jest imienne, dla Hermiony Granger, więc jeśli pani to pani Granger, to proszę podpisać!

Nie miała innego wyjścia, jak wziąć pióro i starając się powstrzymać drżenie dłoni, złożyć swój podpis. Pan skłonił się kolejny raz i wyszedł tak spiesznie, że usłyszała tylko „Do widz…” i trzaśnięcie drzwi.

Chwilę wpatrywała się w kopertę, a potem nerwowo rozerwała ją i szybko wyciągnęła niewielką karteczkę.

 

 

Londyn, 16/06/2015

Klinika Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga

Oddział Kobiecy

Uzdrowiciel Anabel Hilling

 

Do: Hermiona Jean Granger

98, Chalton Street m. 15

Londyn

 

Dossier TG 82200/A–A

Diagnostyka prekoncepcyjna

 

 

Szanowna Pani,

 

Mamy przyjemność zawiadomić panią, że zakwalifikowała się pani na diagnostykę prekoncepcyjną.

Badania te mają na celu ocenę ogólnego stanu zdrowia i analizę ewentualnych chorób w rodzinie mogących mieć wpływ na rozwój ciąży. Szczególnie analizowana będzie podatność na tzw. Przekleństwo Ciemnej Strony.

 

Prosimy stawić się na Izbę Przyjęć Oddziału Kobiecego (drugie piętro, wejście tylną klatką schodową) w

Środa, 24 czerwiec, godz. 8.30…..

Dla kobiet pracujących badanie realizowane jest w czasie pracy – ustawowy czas oszacowany jest na 3 godziny. Transport nie jest wliczony w czas badań. Odpowiednie zaświadczenie dla pracodawcy zostanie wydane wraz z orzeczeniem Uzdrowiciela Dyżurnego.

 

 

Pragniemy zawiadomić, że zgodnie z nowo wprowadzonym rozporządzeniem badania te są obowiązkowe.

W przypadku stwierdzonej ciąży prosimy o niezwłoczne zgłoszenie się do nas z podaniem numeru dossier i zaświadczeniem od Uzdrowiciela Prowadzącego.

 

Łącząc wyrazy szacunku

Uzdrowiciel Naczelny

Sergiusz Adrian Carpenter

 

 

Hermionie zebrało się na płacz. Boże, nie chciała tam iść! Wszystko, tylko nie to!!! Wiedziała, czemu naprawdę przeprowadzane są te badania i jakie jest ryzyko. A co, jeśli nie uda im się zamienić fiolek? Tak jak w poniedziałek? Co, jeśli o jakiejś zapomną? Co, jeśli ta jedna wypadnie właśnie na nią? A jeśli Watkins zrobi w nocy nowy eliksir?! Przypomniała sobie Uzdrowicielkę z fiolką, która poszła prosto na Oddział i pomyślała z przerażeniem, że to się może powtórzyć i tym razem wypadnie na nią.

Trzy godziny?! Co oni będą z nią robić przez trzy godziny?!!! To musi być coś więcej niż podanie eliksiru!!!?

To było niesprawiedliwe, żeby banda szaleńców mogła odbierać kobietom prawo do posiadania dzieci, żeby mogła ZMUSZAĆ JĄ do poddania się temu wbrew jej woli! Miała ochotę wpaść tam i wykrzyczeć, że przecież to wszystko jest jednym wielkim kłamstwem. NIE, nie i nie!!!

Czuła się zupełnie bezsilna, całkowicie zdana na czyjąś łaskę.

Co gorsza, powinna udawać szczęśliwą, będąc jedną z pierwszych w zapewne długiej kolejce do tych przeklętych badań. Powinna iść na nie z uśmiechem na ustach. Zupełny absurd!

I nie miała jak się wywinąć. Żadne protesty na nic by się zdały. Nie było co tłumaczyć, że nie ma partnera, że nigdy nie miała dziecka, żeby dotyczyło ją to cholerne przekleństwo Voldemorta!

Ta parszywa sprawa dotknęła ją wreszcie osobiście i choć się tego spodziewała, trafiło ją to prosto w serce.

Pozostało jej tylko błaganie Severusa, żeby zrobił wszystko, co mógł, żeby tego dnia nie znalazła się w Klinice żadna fiolka z prawdziwym eliksirem.

To też było niesprawiedliwe. Że miała prawo o to prosić, a inne kobiety miały być okaleczone na całe życie wbrew ich woli.

 

Reszta tego dnia była piekłem. Rockman jak na złość pracował cały dzień u siebie w gabinecie i musiała pójść do niego i zawiadomić o nieobecności w przyszłą środę. Musiała przykleić do ust radosny uśmiech i kiwać głową na obłudne komentarze o tym, jak wspaniałomyślny jest rząd i jaka cudowna przyszłość ją będzie czekała. Zmusiła się, żeby pracować dłużej, choć miała ochotę uciec stamtąd już o piątej. Ale nie wolno jej było wzbudzić żadnych podejrzeń.

Przeklęty Rockman siedział do siódmej. Kiedy o ósmej wróciła do domu, była wyczerpana. Niemocą, wściekłością i udawaniem. Usiadła ciężko na kanapie i postanowiła napisać do Severusa już dziś. Bała się, że będzie zły za zawracanie mu głowy, ale musiała to z siebie jakoś wyrzucić. Długo zastanawiała się, co mu powiedzieć.

– Przepraszam, że przeszkadzam. Złe nowiny, w przyszłą środę rano mam się zgłosić do Św. Munga na obowiązkowe badania. Czy możemy coś zrobić, żeby upewnić się, że cały eliksir jest podmieniony?

Czekała długo na odpowiedź, siedząc z kolanami pod brodą i jedną ręką bezmyślnie głaszcząc kota.

Po pierwsze, nigdy nie przeszkadzasz! Po drugie nie przepraszaj. Mamy dużo czasu, więc wymyślimy jakiś sposób, żeby wymienić WSZYSTKIE fiolki. Porozmawiamy jutro o szczegółach.

Westchnęła z ulgą i oparła głowę o kolana.

– Dziękuję. Zróbmy to tak, żebym mogła pomóc…

– Oczywiście. Jak się czujesz?

Wahała się chwilę, ale w końcu odpowiedziała szczerze.

– Parszywie.

– Weź eliksir na uspokojenie. Wymyślę jakiś plan i już jutro zaczniemy nad nim pracować. O której wychodzisz jutro do pracy?

– O ósmej.

– Więc przyleć tu o ósmej wieczorem. Uwierz mi, wszystko będzie dobrze.

Pokiwała głową i poczuła, jak pieką ją oczy. Nie wiedzieć czy z ulgi, czy ze wzruszenia, czy też ze zmęczenia.

– Dziękuję. Naprawdę. Jak idą egzaminy? Wszystko w porządku?

To był pierwszy raz, kiedy jako dyrektor nadzorował wszystkie egzaminy na koniec roku. Miała nadzieję, że wszystko pójdzie świetnie, że to będzie jego wielki sukces, pierwszy z wielu. Że choć u niego wszystko się poukłada. Przełykając słone łzy, dodała:

– Możemy kiedyś o nich porozmawiać?

 

Severus siedział za biurkiem i ściskał lewą rękę tak mocno, że chyba poranił sobie wnętrze dłoni. Złość prawie powaliła go na kolana. Jeśli tylko ją dotkną… Chciał napisać coś, żeby poczuła, że nie jest sama, żeby uwierzyła mu, że wszystko będzie dobrze. Bo będzie dobrze! Zrobi wszystko, co może, żeby nic się jej nie stało! I niech nikt nawet nie waży się stanąć mu na drodze!!!

Zacisnął rękę na różdżce i stuknął w pergamin.

– Opowiem ci wszystko dokładnie, jak już się skończą. Na pewno cię to zainteresuje. Teraz wypij eliksir i idź odpocząć.

Po paru sekundach zobaczył pojawiające się litery.

– Dziękuję bardzo za wszystko. Dobranoc.

Wyraźnie widział, że stara się pisać tak, żeby uniknąć używania jego imienia. Miał tylko nadzieję, że była po prostu onieśmielona, a nie że była to niechęć.

– Hermiono, proszę, uwierz mi. Wszystko się ułoży. Obiecuję.

Minęła chwila i już myślał, że nie odpisze. Ale odpowiedź przyszła.

– Dziękuję, Severusie. Wierzę ci.

Uśmiechnął się krzywo i jakoś nieporadnie. Udało mu się! Uwierzyła mu!

Musisz nie tylko sprawdzić wszystkie eliksiry w Klinice, ale zająć Watkinsa, żeby nie miał czasu uwarzyć nowej partii. Zajmiesz sukinsyna tak, że nie będzie miał nawet kiedy się w dupę podrapać! Nie będziesz jadł, nie będziesz spał, dopóki nie upewnisz się, że w Klinice nie ma ani jednej podejrzanej fiolki. Jeśli będzie trzeba, wymienisz wszystkie eliksiry w Św. Mungu! Ale nie pozwolisz skrzywdzić Hermiony!!!

– Domyślam się, że coś się stało, Severusie? – usłyszał znajomy głos z portretu.

Nabrał głęboko powietrza, żeby się uspokoić i skrzyżował ręce na piersi.

– Jak zwykle masz rację, Dumbledore.

Starzec patrzył na niego z niepokojem.

– Możesz mi powiedzieć, co się dzieje? Czyżby coś nie tak u panny Granger?

No jasne, widział, że pisali do siebie! Postanowił nie wdawać się w szczegóły i nie pokazywać po sobie, że go to w jakikolwiek sposób dotknęło. Nikt nie musi wiedzieć. Skinął głową na potwierdzenie.

– W przyszłą środę ma zgłosić się na obowiązkowe badania w Św. Mungu, gdzie podadzą jej eliksir antykoncepcyjny.

– Merlinie! Nie można do tego dopuścić!

– Nie ma innego wyjścia. Musi się tam stawić i wypić wszystko, co jej podadzą.

Były dyrektor zasępił się. Zdawał sobie oczywiście sprawę, że faktycznie, nie było innego wyjścia.

– W takim razie musisz się upewnić, że nie podadzą jej nic szkodliwego! Ani eliksiru antykoncepcyjnego, ani nic innego, co mogłoby jej zaszkodzić!

– Wiem – odparł Severus, starając się, żeby zabrzmiało to zupełnie normalnie.

– Musisz wymyślić jakiś plan, żeby nie uwarzyli na środę nowej partii! I upewnić się, że Watkins nie ma go u siebie w domu czy w Ministerstwie!

Cholera, tego nie wziąłeś pod uwagę! CO jeszcze ten skurwiel może wykombinować, co trzeba przewidzieć?!

– Wiem…

– Musisz wymyślić coś, żeby…

– A co, do cholery myślisz, że robię, Dumbledore?! – wrzasnął, zrywając się z fotela.

Albus zamilkł, zaskoczony, a Severus wyszedł szybko do swoich komnat, powiewając szatami.

 

 

 

Czwartek, 18.06

Krajowe Centrum Rozpoznania Fotograficznego,

Biuro Analiz Informacji Obrazowych

 

Starszy chorąży sztabowy Kovalsky sprawdzał pobieżnie jakość nagrania z satelity rozpoznawczego FF-25. Obraz był idealnie czysty. Przewinął kawałek dalej i zrobił bardzo duże zbliżenie. Zieleń na dużym ekranie rozmazała się nagle, ale po sekundzie komputer skorygował ostrość i Kovalsky prawie mógł policzyć kamyki wzdłuż szerokiej drogi. Przesunął obraz w dół i tym razem ostrość wyregulowała się w ułamku sekundy. Już chciał przeskoczyć na dziesiątą minutę, kiedy nagle jakiś ruch na górze ekranu zwrócił jego uwagę.

Zobaczył dwóch ludzi ubranych w śmieszne płaszcze. Jeden z nich poruszył ręką i… i nagle znikli.

– Co jest… – mruknął Kovalsky i cofnął nagranie o minutę.

Przez chwilę nie widział nic poza zieloną, falującą trawą i już zaczął się zastanawiać czy 1 to znaczy jedna minuta czy 10, kiedy nagle faceci pojawili się. Znikąd. Nie przyszli, nie weszli w kadr, ale pojawili się. Klik i już, jak w cyrku. Patrzył, jak się rozglądają, jeden macha ręką i znikają.

– Cholera…

Cofnął na nowo i zrobił zbliżenie. Klik, faceci się pojawiają. Rozglądają na boki. Jeden z nich patrzy jakby na swoją rękę, potem macha nią w jakimś kierunku i klik, znikają.

Kovalsky odtworzył nagranie z dziesięć razy. Powiększył tak bardzo, jak się dało. Przy tym zbliżeniu mógłby policzyć kozie bobki! Niestety nie udało mu się zobaczyć, co facet ogląda na ręku, bo pochylił akurat głowę. Widział tylko wystający kawałek jakiegoś patyka. Pewnie musiał mieć kompas, bo nagle pokazał temu drugiemu kierunek. I znikli.

– Co to za jaja mają być…

Zmniejszył sporo obraz i cofnął na nowo. Kiedy faceci znikli, zaczął sprawdzać teren we wskazanym kierunku. Nagranie trwało, ale nic się nie działo. Po paru minutach cofnął na nowo, zmniejszył jeszcze bardziej i zaczął na nowo. Pięć minut później zrobił dokładnie to samo… i to samo…

Wreszcie się udało! Sekundę po tym, jak niewielkie figurki facetów znikły, pojawiło się coś w innym miejscu, już prawie na skraju ekranu. Przesunął ekran w dół i w osłupieniu patrzył, jak dwóch facetów rusza przed siebie. Szli przez chwilę i nagle jeden z nich zniknął, a drugi… coś dziwnego stało się z obrazem, bo widział tylko część sylwetki. Po paru sekundach też zniknął.

Kovalsky zatrzymał nagranie i poszedł zapalić papierosa. Wracając, kupił sobie puszkę coli z automatu.

Nikotyna widocznie rozjaśniła mu umysł, bo nagle uśmiechnął się i klepnął w czoło. Kuźwa, to się przecież nazywa Ukryta Kamera! Pewnie ktoś zrobił sobie z niego jaja i coś zmajstrował przy nagraniu! To musiała być kopia, którą dali mu jako podpuchę, w nadziei, że zrobi z siebie wariata!

Wrócił do studia i zaczął na nowo odtwarzać nagranie, zapisując chwilę pojawiania się i znikania postaci.

 

Godzinę później jego służba się skończyła. Powinien opuścić budynek i zdać kartę na wartowni, ale zdecydował się jeszcze zostać. W razie czego powie, że robi pilną robotę dla porucznika Macka.

Sprawdził nagranie i nie doszukał się żadnych śladów majstrowania. Potem przeanalizował plik na dysku sieciowym i upewnił się, że od wtorku od 16:12 nikt nie modyfikował zapisu. Sprawdził na tablicy współrzędne satelity względem Wielkiej Brytanii i upewnił się, że przelatywał nad celem dokładnie o tej porze. Odnalazł nagranie z poprzedniego dnia i włączył CSF, który jednak nie znalazł żadnych podobieństw.

Minęły kolejne cztery godziny i Kovalsky nadal ślęczał nad nagraniem. Miał już absolutną pewność, że po pierwsze, nagranie jest w stu procentach oryginalne, a po drugie w ciągu ostatniego tygodnia to dziwne zjawisko nie miało miejsca. I po trzecie, że ci kurewscy faceci faktycznie znikali jak króliki w kapeluszu!

Początkowo chciał pokazać to chłopakom w bazie, ale potem doszedł do wniosku, że lepiej będzie porozmawiać z porucznikiem. Z nim i tylko z nim.

 

 

Severus Snape wyszedł z sali, w której odbyło się dzisiejsze podsumowanie egzaminów. Tylko egzaminator z Astronomii miał zastrzeżenia, bowiem z powodu burzy zmuszeni byli zacząć wczoraj dwie godziny wcześniej i w związku z tym trzeba było zmodyfikować nieco pytania. Na OWUTEMACH z eliksirów jeden ze Ślizgonów oblał się esencją dyptamu, co na nieuszkodzonej skórze wywołało pełno małych, swędzących krostek, ale Poppy natychmiast się nim zajęła. Nie było żadnych innych problemów.

Na całe szczęście, bo słuchał tylko jednym uchem. Zauważył, że nie uszło to uwadze Minerwy, która spoglądała na niego zaniepokojona, a po podziękowaniach i życzeniach miłego wieczoru wyszła szybko za nim.

– Severusie…

– Możemy pójść do ciebie, Minerwo? – to nie był temat na rozmowy w korytarzu, ani w jego gabinecie. W każdym razie jeszcze nie teraz.

– Oczywiście, że tak.

Przez całą drogę szli w milczeniu.

– Będę musiał prosić cię o pomoc – rzekł, kiedy weszli i usiadł w jednym z foteli. – Na pewno w ten weekend i we wtorek również.

Minerwa skinęła na znak, że słucha, usiadła obok i zaczęła poprawiać poluźniony kok.

Severus chciał już teraz wyjaśnić jej zarys planu, jaki ułożył. Będą mogli przedyskutować go i znaleźć w nim wszystkie luki i wprowadzić poprawki. Potem przedyskutują to z portretami i poprawią jeszcze raz i będą to robić tak długo, aż będzie perfekcyjny.

Wczoraj siedział do późna w nocy. Trochę czasu zajęło mu uspokojenie się, ale wiedział, że bez tego nic sensownego nie wymyśli. Martwił się o dziewczynę, bo kiedyś była jego studentką i bez wątpienia odruchową reakcją była chęć chronienia jej. Jednak czas było porzucić nauczycielskie skłonności – nadmierna opiekuńczość mogła pomóc mu rozmawiać z nią i próbować ją jakoś pocieszyć, ale z pewnością nie wymyślić niezawodny plan.

– W środę rano Hermiona musi się stawić na obowiązkowe badania w Św. Mungu. Tak jak reszcie kobiet, jej też podadzą permanentny eliksir antykoncepcyjny. Będą chcieli. Musimy zrobić wszystko, żeby dostała mój eliksir.

Minerwa wydała z siebie zdławiony okrzyk i spinka wyleciała jej z ręki.

– Merlinie…!

Severus pokiwał głową.

– Wymyśliłem wstępny plan. Posłuchaj i skrytykuj wszystko, co wyda ci się podejrzane, niemożliwe, złe… mów wszystko, co ci do głowy przyjdzie.

Zgodnie z jego planem mieli wybrać się we troje do Św. Munga w sobotę wieczorem i sprawdzić wszystkie eliksiry, które były zarówno w laboratorium, jak i na Oddziale Kobiecym. Zaraz potem mieli przeszukać dom Watkinsa.

– Jeśli nie uda nam się w sobotę, wrócimy tam w niedzielę. Każdą sprawdzoną fiolkę, flakonik, butelkę, oznaczę zaklęciem rozpoznającym – kiedy Minerwa spojrzała pytająco, wyjaśnił. – Wynalazłem je w trakcie mojego pierwszego roku jako nauczyciela eliksirów. Chodziło mi o to, żeby uczniowie nie podrzucali mi fałszywych eliksirów, które uwarzył im ktoś inny. Rzucałem je na wszystkie moje flakoniki, które zmieniały kolor szkła, ale widoczne to było tylko przy użyciu specjalnych okularów. Zrobię to samo.

– Przecież w poniedziałek i wtorek może warzyć – zaoponowała Minerwa.

– Dlatego we wtorek wieczorem sprawdzimy wszystko jeszcze raz. Będzie o wiele prościej, bo już skontrolowane fiolki będą oznaczone.

– Trzeba jak najszybciej powiesić w jego laboratorium portret Artemizji. Będziemy w ten sposób wiedzieć, czy Watkins będzie warzył, czy nie.

– COŚ będzie warzył na pewno.

Minerwa zacisnęła usta i zmarszczyła brwi. COŚ będzie warzył…

– Więc wymyślmy coś, żeby musiał warzyć coś innego! Coś pilnie potrzebnego Norrisowi albo dla Kliniki…

Severus kiwnął głową i zaczął notować. Minerwa kontynuowała.

– Dopisz, żeby pokazać Artemizji, gdzie stoją składniki do eliksiru antykoncepcyjnego.

Kolejne skinienie głowy.

– We wtorek będę musiał zająć Watkinsa. Jeszcze nie wiem jak, ale coś wymyślę. Chodzi mi o to, żeby wieczorem albo w nocy nie uwarzył nic nowego. Jeszcze nie wiem, kto się nim zajmie, ja czy ty, ale jedno z nas będzie go pilnować, a drugie sprawdzać kolejny raz eliksiry. Jeśli trzeba, do rana – dodał twardo.

Zamilkli, analizując plan i dopiero po dłuższej chwili Minerwa spytała:

– Czy nie możemy powierzyć pilnowania Watkinsa komuś innemu?

– Nie. Tobie ufam, jak sobie samemu, ale nikomu innemu nie powierzyłbym tej roboty. Tu nie chodzi tylko o pilnowanie. Muszę wymyślić coś takiego, żeby absolutnie nie miał czasu zostać w pracy i warzyć! Bez tego wszystko, co zrobimy, nie będzie miało sensu!

Czarownica skinęła głową i dopięła ostatnią wsuwkę. Teraz mogła wreszcie przywołać herbatę i filiżanki.

– Hermiona nie może się nim zająć?

– Chcę ją trzymać z dala od tego wszystkiego. Nie mogę jej narażać. To, co zrobiła w poprzednią niedzielę… – Severus pokręcił głową. – Przecież mogła to przypłacić życiem! W poniedziałek też ryzykowała! Poza tym nie jest w najlepszym stanie i wcale się jej nie dziwię. Jakbyś się czuła, wiedząc, że musisz się stawić na to przeklęte badanie, już szczególnie po tym, co stało się w poniedziałek?

Minerwa podała mu filiżankę, starając się nie rozlać herbaty i zacisnęła usta tak, że zupełnie zbielały. Drżała z oburzenia już na samą myśl o tym, że w imię jakichkolwiek celów można było chcieć poświęcić życie tylu kobiet. W dodatku teraz chodziło o jej Gryfonkę!

– Masz rację, trzymajmy ją z daleka na tyle, na ile można. Znając Hermionę, będzie chciała nam pomóc, więc musisz wymyślić coś, co nie będzie stanowiło dla niej zagrożenia, ale równocześnie będzie na tyle ważne, żeby ją zająć. Jeszcze coś – bardzo ważna rzecz. Będziemy musieli używać zmieniacza czasu. W poniedziałek i wtorek egzaminy jeszcze trwają, więc oboje musimy tu być. RÓWNIEŻ tu. Masz absolutną pewność, że nie jest pod kontrolą ministerstwa?

– Tak. Pamiętasz, jak Potter z grupą przyjaciół wybrali się do Ministerstwa ratować Blacka? Porozbijali wtedy zmieniacze czasu. Niewymowni myśleli, że wszystkie są rozbite, więc je wszystkie wyrzucili, ale zanim je zniszczyli, Cwel dowiedział się o nich od kogoś i udało mu się je zabrać.

Minerwa doskonale pamiętała tamto wydarzenie. Mignęła jej w głowie śmieszna myśl, że ówczesna „panna Granger” stała się teraz „Hermioną”.

– Acha, czyli Ministerstwo jest przekonane, że wszystkie zostały zniszczone i wymazali je z rejestru? Jesteś pewien?

– Absolutnie. Jak się spotkaliśmy zeszłym razem, wyrwało mu się o dwóch zmieniaczach czasu. A potem powiedział, że tylko jeden z nich działa. I żałował bardzo, że nie ma drugiego, bo bardzo to by mu ułatwiło kradzieże. Domyślam się więc, że już od dawna ich używa i dał mi jeden, bo drugi chciał zostawić sobie. To było w jego dobrze pojętym interesie upewnić się, że nie są na ministerialnej liście.

Porozmawiali jeszcze chwilę o różnych sposobach zajęcia Watkinsa we wtorek wieczorem, po czym Severus wrócił do siebie. Dochodziła ósma i za chwilę powinna pojawić się Hermiona. Czas było zacząć po raz drugi ten sam dzień. Zdjął tymczasowo osłony, przygotował na stoliku pluskwę, której dziś używał do podsłuchania Norrisa i Lawforda, wziął księgę o zaklęciach runicznych i zaczął czytać. Parę minut później kątem oka dostrzegł ruch w kącie – powietrze zawirowało gwałtownie, zabarwiło się na szaro i nagle wypadła stamtąd Hermiona. Ale zamiast stanąć na nogach, upadła na ziemię, wypuszczając z ręki świstoklik.

Severus odłożył księgę i podszedł do niej. Na widok wymizerowanej twarzy, potarganych włosów i wyraźnych cieni pod oczami aż jęknął w duchu. Merlinie, nie ma się co dziwić, że nawet wylądować porządnie nie umie. Przecież ona zaraz mi się tu przewróci! Ogarnęło go nagle współczucie dla tej biednej dziewczyny.

– Dzień dobry… – podał jej rękę i pomógł wstać.

– Dzień dobry – odparła, podnosząc się.

– Wszystko w porządku?

Dziewczyna dla próby poruszyła ręką i ramionami.

– Tak. Nawet udało mi się tym razem nie stłuc sobie nadgarstka – uśmiechnęła się krzywo. – To duży postęp! – dodała ironicznie.

Severusowi drgnęły usta. Rzucił na nowo zaklęcia ochronne.

– Chcesz kolację czy śniadanie?

– Jak to śniadanie?

– Przypuszczam, że całkiem niedawno wyszłaś z pracy, tak? – kiedy potaknęła, wyjaśnił:

– Będziemy potrzebować przynajmniej paru godzin na rozdzielenie eliksirów. Więc najlepiej, jak cofniemy się do dzisiejszego poranka, do czasu, kiedy byłaś jeszcze w domu. Albo zrobimy to teraz, albo po kolacji…

Hermiona przypomniała sobie zasady używania zmieniacza czasu. „Nikt nie może cię zobaczyć”. Profesor Dumbledore i profesor McGonagall powtarzali jej to parę razy, kiedy dali jej zmieniacz. Potem ona powtarzała to sobie parę razy dziennie.

– W takim razie śniadanie.

– O której wyszłaś do pracy?

Dziewczyna zastanowiła się chwilę.

– Mniej więcej za pięć ósma. Jest za… osiem ósma, więc musimy poczekać jeszcze tylko chwilkę…

Severus również starał się przypomnieć sobie, co robił o tej porze. Szedł na śniadanie do Wielkiej Sali. Tak więc nie było obawy, że wpadną na siebie. Z tym, że po śniadaniu, po w pół do dziewiątej wrócił do siebie, więc będą musieli się pospieszyć…

– Dobrze. Chodź tu…

Sięgnął do kieszeni po zmieniacz czasu, a Hermiona stanęła tuż obok niego. Nagle jego wzrok padł na pluskwę, więc podał dziewczynie.

– Zabierz ją do siebie do domu, jak wrócisz, będziesz mogła odsłuchać rozmowę z ostatniego lunchu.

Hermiona schowała mikrofon, słuchawkę i pamięć do kieszeni, a Severus rozpiął łańcuszek, pochylił głowę i zarzucił go dookoła ich szyj.

– Możesz przylecieć przede mną, ja muszę tu wrócić z korytarza – powiedział cicho w jej włosy.

– W takim razie poczekam chwilę w domu…

– Dobrze. Dwanaście obrotów. Gotowa?

– Yhm… – odmruknęła.

Przekręcał klepsydrę, licząc do dwunastu. Kiedy przestał, cały świat zawirował i wessał ich w głąb mieszaniny barw i różnych odgłosów. Szum narastał, wszystko kręciło się coraz szybciej i nagle Severus poczuł, jak zwalnia. Kiedy otworzył oczy, stał na korytarzu wiodącym do Wielkiej Sali. Koło niego przeszło dwóch Puchonów.

– Dzień dobry, panie profesorze – powiedzieli obaj chórem.

– Peaks, McAlister – odpowiedział i starając się nie patrzeć przed siebie, ruszył w kierunku Wielkiej Sali. Dziesięć stóp dalej była niewielka nisza, więc skręcił w nią i kiedy tylko Puchoni go minęli, rzucił na siebie Kameleona. Ani Peaks, ani McAlister nie zwrócili na to żadnej uwagi, pogrążeni w rozmowie.

Odetchnął z ulgą. Teraz mógł wrócić do swoich komnat bez obawy, że wpadnie na siebie, albo że zobaczy go ktoś, kto znajdzie go później przy stole nauczycielskim.

Spiesznym krokiem wrócił do gabinetu i otworzył drzwi. W środku panowała cisza. Tak więc zdążył przed Hermioną. Poszedł do sypialni i otworzył wielką szafę z ubraniami w poszukiwaniu ubrań ochronnych, zarówno dla siebie, jak i dla dziewczyny. Nie byłoby wskazane, żeby teraz zaczęła chodzić w ubraniach pochlapanych różnymi eliksirami. Znalazł kilka par i odkładał je właśnie na bok, kiedy w pomieszczeniu coś głucho łupnęło i równocześnie usłyszał brzęk i słabe jęknięcie.

– Tu jestem! – zawołał głośno, szukając rękawic ze smoczej skóry.

 

 

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 14Dwa Słowa Rozdział 16 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 8 komentarzy

  1. Imperiusa można chyba jednak zdjąć? Nie pamiętam szczegółów, ale jak Malfoy użył klątwy na Katie, to potem już jej nie miała 🤔Wróć do czytania

    1. Szczerze mowiac nie wiem…
      Ciekawe, swoja droga.

      Jak Dumbledore unieruchomil Harry’go na Wiezy Astronomicznej i zostal zabity – tam byl taki tekst o tym, ze zaklecie przestaje dzialac, jak ginie rzucajacy je.

      Inna rzecza, ktora przychodzi mi do glowy to to, ze gdyby Imperiusa bylo tak latwo zdjac to to byloby za proste. W koncu w czasie II wojny pod Imperiusem byl Pius Jakistam – gdyby zdjecie zaklecia bylo takie proste, to ktos z Zakonu moglby to latwo zrobic…

      A co do Katie – to moze albo wywietrzalo, albo oslablo przez bol?

  2. Swoja droga – po Twoim Bez Cukru rodzice Hermiony nie istnieja juz dla mnie pod innymi imionami 🙂
    I jak czytam fick, w ktorym ojciec nazywa sie Adam, John, Robert… to mam takie „bogowie, dziewczyno, co za bzdury, zacznij nazywac ich porzadnie” 🙂Wróć do czytania

Dodaj komentarz