Dwa Słowa Rozdział 43

Na obiad przyszedł również francuski Minister Magii. Severus na szczęście w porę przypomniał sobie historię z apperitifem i nie zareagował na widok stołu obficie zastawionego malutkimi słonymi ciasteczkami nadziewanymi mięsem, kawalątkami bagietki, którą nabierało się ser z avocado, ziołami i krewetkami, czy słonymi chrupkimi pałeczkami, które owijały się dookoła palców natychmiast, jak tylko się do nich dotknęło. Nie wiedział tylko, że biorąc pod uwagę, że to był obiad w godzinach pracy, jeden horror został mu oszczędzony. Apperitif nie trwał dwie godziny.

Chcąc trochę zmienić nastrój, Jean Jacques zabawiał ich rozmaitymi opowiastkami z historii zarówno mugoli, jak i czarodziejów. W którymś momencie Hermiona pochyliła się do Severusa i wyszeptała mu do ucha „Och, gdyby profesor Binns potrafił tak opowiadać!”.

– Jak wrócimy, przedstawię ci naszego nowego profesora, zobaczysz, że jest znakomity – odparł półgłosem.

Severus darował sobie sery. Część śmierdziała szatańsko, część była zapleśniała i wyglądała, jakby zaraz mogła sama odejść. Hermiona podśmiewała się trochę z niego, ale sama wzięła tylko jeden, wyglądający w miarę normalnie. Skończyła właśnie pierwszą kromeczkę bagietki, gdy do sali jadalnej weszła jakaś kobieta, podeszła do nich i wykonała elegancki ukłon, uśmiechając się do nich szeroko. Była dość krępa, ale wysoki kok na głowie i kilka kosmyków rudych włosów opadających po bokach wyszczuplały jej twarz. Brązowe oczy odcinały się mocno na tle mlecznobiałej karnacji ozdobionej kilkoma piegami na policzkach i nosie.

– Pozwólcie – zerwał się z krzesła Jean Jacques – przedstawię wam Jacqueline Declerque, naszą Szefową Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Jacqueline, poznaj Hermionę Granger z Brytyjskiego Ministerstwa Magii i Severusa Snape’a, dyrektora Hogwartu. Jacqueline była osobiście odpowiedzialna za przygotowanie dla was schronienia – dodał, kiedy wszyscy wymieniali uścisk ręki.

Ponieważ kobieta wiedziała o wszystkim, co się dzieje, rozmowa zeszła na ostatnie wydarzenia.

– Wiecie, czy wasi Aurorzy zrobili jakieś postępy w śledztwie? – spytała Jacqueline, siadając koło Ministra.

– Nie jestem przekonany, że to śledztwo będzie poważnie prowadzone – odparł Severus. – Jestem raczej przekonany, że będzie bardzo stronnicze.

– Parę godzin temu próbowali aresztować Severusa – wyjaśnił Jean Jacques, nalewając Jacqueline czerwonego wina.

Kobieta odebrała kieliszek, podziękowała mu i popatrzyła na Severusa.

– Bez dowodów, bez niczego?

– Najwyraźniej dla naszego Szefa Biura Aurorów liczyło się tylko to, żeby zmusić mnie do pójścia z nimi.

– Widzę, co chce pan powiedzieć. Jednym słowem na prawdziwe śledztwo nie ma co liczyć. Wiecie chociaż, jak zginął?

Severus potrząsnął przecząco głową.

– Wykrwawił się z powodu obrażeń. Odcięte obie dłonie i pełno innych – odparła równocześnie Hermiona.

Severus spojrzał na nią zaskoczony. W Proroku nic o tym nie pisali, ani we wczorajszym wieczornym, ani w dzisiejszym codziennym.

– Mówili o tym tutaj, a u nas nic?

Równocześnie zdziwił się, że szefowa DPPC o tym nie słyszała. Widok zdumionych min Ministra i Jean Jacquesa zdziwił go jeszcze bardziej.

Hermiona spojrzała na niego i zamarła. Przed oczami miała leżące na podłodze ciało Kingsleya; jasnofioletowa szata była tak nasiąknięta krwią, że stała się aż czarna. Kikuty obu rąk rozrzucone szeroko na boki, obie dłonie odrzucone pod ścianę również zbryzganą krwią. Zawsze brązowa twarz miała tym razem szary kolor i była strasznie wykrzywiona. W otwartych oczach widać było bezgraniczny ból.

Severus zobaczył, jak dziewczyna patrzy nagle pustym wzrokiem gdzieś na stół, otwiera z przerażenia oczy i łapie się gwałtownie za usta. W następnej chwili zerwała się i zaczęła strasznie krzyczeć.

Przy stole zapanowało zamieszanie.

– Hermiono, co ci się stało?! Hermiono…?! Hermiono!!! – Severus złapał ją mocno za ramiona.

– Mademoiselle Granger?

– ‘Ermione???

Hermiona wybuchnęła płaczem i zaczęła wyć. Szarpnęła się do tyłu, popychając krzesło i wywracając się na ziemię. Jean Jacques wyskoczył zza stołu i razem z Severusem padli na kolana i próbowali ją przytrzymać i uspokoić.

– Nie!!! Nie! – krzyknęła Hermiona, nadal się szamocząc.

Severus pochylił się nad nią i unieruchomił ją w ramionach.

– Biegnij po jakiegoś Uzdrowiciela, szybko! – rzucił do Jean Jacquesa, nawet nie spojrzawszy na niego. – Hermiono, uspokój się! Hermiono… co ci jest…?!

Usłyszał łomot drzwi, gdy Jean Jacques wypadł z sali i spróbował choćby posadzić dziewczynę. Hermiona przestała się szarpać, ale za to zaczęła płakać jeszcze głośniej i bardziej rozpaczliwie. Pozwoliła się pociągnąć i usiadła, złapała się za włosy i szlochając, zakryła sobie nimi twarz.

– Co ja… zro… biłam!… Boże… Co… ja… zrobi…łam – wyłkała głośno.

– Hermiono?! O czym ty mówisz?! Co się dzieje?! – Severus poczuł, jak ogarnia go strach. Merlinie, o czym ona mówi???!!!

– Nie… – wyłkała rozpaczliwie. – Severusie… Boże… To… to ja…

Czuł, jak mu się jeżą włosy na głowie. I bał się tego, co mógł usłyszeć.

– Hermiono, co się dzieje?! Co „ty”???

Dziewczyna zachłysnęła się i otworzyła oczy. Pełne bólu i szoku.

– To ja… To ja go zabiłam…

I rozpłakała się na nowo, zaciskając oczy, jakby nie chciała widzieć przerażenia malującego się na jego twarzy.

Jacqueline usiadła ciężko i spojrzała na Ministra, który stał i trzymał się kurczowo oparcia krzesła.

Severus uklęknął na podłodze, objął mocno dziewczynę i zaczął ją głaskać po włosach. Nie wiedział, co powiedzieć, więc tylko szeptał coś uspokajającym tonem i bujał się lekko razem z nią. Dziewczyna momentami płakała, momentami wyła i próbowała się mu wyrwać, ale nie puszczał jej.

Merlinie… Merlinie… Pewnie przypomina sobie, co… zrobiła… To to miał na myśli ten sukinsyn, mówiąc, że się nią zajęli… Smith, ty sukinsynu… zabiję cię za to… Co ona mówiła? Że miał ucięte ręce… Merlinie, Hermiona ucięła mu ręce…

Zatrząsł się i do oczu napłynęły mu łzy. Czuł ból i przerażenie, ale tym razem wiedział doskonale, że odbiera JEJ odczucia. Teraz musi cierpieć katusze, przypominając sobie to wszystko… To musiał być koszmar… Musieli ją do tego zmusić Imperiusem, sama z własnej woli przecież by nikogo nie zamordowała… i to jeszcze w taki sposób…

Miał jakieś dziwne wrażenie, że powinien coś zrozumieć. Że zobaczył… usłyszał? właśnie coś, co powinno mu coś powiedzieć. Parę sekund próbował to uchwycić, ale dziewczyna zajęczała właśnie żałośnie, więc natychmiast wrócił do niej.

– Uspokój się, maleńka. No już. Uspokój się. Już po wszystkim. Hermiono… proszę…

Drzwi stuknęły jeszcze raz i za jego plecami zapanowało jakieś zamieszanie. Po chwili ktoś podszedł do nich z jednej strony, a z drugiej uklęknął koło niego Jean Jacques.

Severus spojrzał na pochylającą się nad nimi kobietę w szaro-srebrnej szacie. Ta otworzyła jakąś fiolkę i powiedziała coś po francusku. Jean Jacques odsunął ręce Hermiony od twarzy.

– Przytrzymaj ją. Musi to wypić – wyjaśnił równocześnie.

Kobieta wlała dziewczynie do ust zawartość całej fiolki i po chwili Hermiona zaczęła się uspokajać i w końcu osunęła się bezwładnie w ramionach Severusa. Ledwo ją utrzymał.

– Merlinie… co jej się…

– Co to było? – zapytał, kładąc ją na ziemi.

– … stało… To był eliksir powodujący utratę przytomności. Chwilową – wyjaśnił Francuz. I widząc dziwną minę Severusa, dodał:

– Nie wiedziałem, co jej jest. Czy ją coś boli, czy co… wyglądało to tak, jakby … miała jakiś atak… Więc kazałem dać jej coś, żeby nic nie czuła… Co jej jest? Mówiła coś?

Spojrzał na zszokowaną minę Severusa, zobaczył równie przerażone twarze Ministra i Jacqueline i zbladł, zanim jeszcze usłyszał odpowiedź.

– To ona zabiła Kingsleya Shacklebolta…

– Oh Merlin…

.

Hermionę przeniesiono do baszty wschodniej, w której było coś na kształt Skrzydła Szpitalnego. Kiedy tylko zaczęła się rozbudzać, została napojona bardzo silnym eliksirem uspokajającym. Z początku personel szpitala, wszyscy w szaro-srebrnych szatach, kazali Severusowi opuścić jej pokój, ale zanim zdążył otworzyć usta, Jean Jacques, na widok wściekłości malującej się na jego twarzy, zaczął coś gwałtownie tłumaczyć i po chwili wszyscy spoglądali na niego ze współczuciem.

Severus nie cierpiał współczucia. Dla siebie. Ale w tej chwili nawet przez sekundę nie pomyślał, żeby zaprotestować. Mógł myśleć tylko o powolutku budzącej się dziewczynie.

Hermiona otworzyła opuchnięte od płaczu oczy, więc usiadł koło niej, wziął za rękę i zaczął po niej głaskać uspokajająco. Ale nie zaczęła płakać. Patrzyła na niego na wpół przytomnym wzrokiem i nie zareagowała, gdy wymówił jej imię. Była blada i ciemne oczy i gęste, ciemne brwi i rzęsy odcinały się mocno na tle tej bladości.

– Coście jej dali? – spytał Francuza.

– Bardzo mocny eliksir – odparł ten, gdy wrócił po krótkiej konwersacji z Uzdrowicielką. – Powolutku będzie do siebie dochodzić. Chodziło im o to, żeby dać jej czas. I żeby sobie nic nie zrobiła…

Na chwilę zamilkli.

– Jedna rzecz mnie zastanawia… – powiedział w końcu Jean Jacques zamyślonym tonem. – Jak to jest możliwe, że ona przypomniała to sobie dopiero teraz? To znaczy… Wiesz, o co mi chodzi…

– Że wcześniej nie płakała?

– Tak. Jeśli to było… musiało być takie straszne, dlaczego do obiadu śmiała się i zachowywała, jak gdyby nigdy nic?

Severus wzruszył ramionami.

– Pewnie spróbowali wyczyścić jej pamięć i coś im nie wyszło. I właśnie sobie przypomniała.

– Biedaczka.

Jean Jacques miał smutny wyraz twarzy. Tak smutny, że Severusowi nagle przyszła do głowy przerażająca myśl.

– Nie wydawajcie jej… – poprosił. – Nie odsyłajcie jej do Anglii… Nie…

– Oczywiście, że nie! – wybuchnął Francuz, prostując się nagle. – Po pierwsze to nie jej wina… pewnie rzucili na nią Imperiusa… więc nie była sobą! No i poza tym biorąc pod uwagę, co się teraz u was dzieje, mowy nie ma! Zostanie tu. Przynajmniej będzie bezpieczna.

– Dziękuję.

Severus nienawidził również prosić, ale po raz kolejny odkrył, że teraz nie sprawiało mu to żadnej trudności. Może dlatego, że kiedyś prosiłby dla siebie, a teraz prosił dla niej.

Jean Jacques domyślił się, że od ich ostatniego spotkania relacje Severusa i Hermiony się zmieniły i postanowił im nie przeszkadzać.

– Masz – podał Severusowi niewielkie pudełeczko. – Remporter. Jak już będziesz gotowy, napisz do mnie.

– Gotowy do czego?

– Do pójścia do domu, który dla was przygotowaliśmy.

Severus nawet przez chwilę nie wyobrażał sobie, że może zostawić Hermionę tutaj samą.

– Zostanę tu z nią. Nie wiadomo, jak się będzie czuła… Może będzie chciała porozmawiać… Nie wiem. Po prostu nie zostawię jej tu.

Francuz westchnął, rozejrzał się dookoła i kiwnął głową.

– Dobrze. Uprzedzę ich, że tu zostaniesz. I żeby przynieśli ci coś do jedzenia. I pisz, gdybyś czegoś potrzebował.

Severus odwrócił się na powrót do Hermiony. Uśmiechnął się do niej łagodnie i odgarnął jej włosy za ucho. Na nowo ujął jej ręce i po chwili poczuł, jak uścisnęła je delikatnie. Jakiś czas później wymówiła jego imię. Powolnym, bezbarwnym, płaskim głosem, jak ktoś jeszcze nie do końca wybudzony ze snu. Od tego na nowo ścisnęło mu się serce.

– Jak się czujesz?

– Dziwnie – odpowiedziała po chwili. – Gdzie jestem?

– W Skrzydle Szpitalnym. Tu jesteś bezpieczna.

Hermiona rozglądała się powoli dookoła dłuższą chwilę. Koło otwartych drzwi przeszedł spiesznym krokiem jakiś Uzdrowiciel, nie zwracając na nich żadnej uwagi. Niedaleko musiało stać parę osób, bo czasem docierała do nich cicha rozmowa. Severus nie słyszał słów, ale rozpoznawał doskonale francuską linię melodyjną, tak inną od angielskiej.

– To straszne… co zrobiłam…

Tego się właśnie obawiał. Że Hermiona tak to odbierze. Weźmie na siebie całą winę i za chwilę zacznie rozpaczać na nowo.

Wiedział, że zabicie kogoś to koszmarne doświadczenie, z którym zdecydowana większość ludzi nie potrafi dać sobie rady do końca życia. On sam przez to przeszedł i nie licząc pierwszego roku jako Śmierciożerca, za każdym razem miał potem ochotę wyszarpać sobie serce. Ale on był silnym, dorosłym mężczyzną, a ona młodziutką kobietą. Skoro on chciał po tym umrzeć, jak ona miała sobie z tym poradzić?!

Stanowczo pokręcił głową i uniósł jej rękę do ust.

– Nie byłaś sobą, Hermiono. Nie wolno ci mieć do siebie żadnych, absolutnie żadnych pretensji. Musieli rzucić na ciebie Imperiusa. Sama doskonale wiesz, na czym polega to zaklęcie.

– Harry kiedyś … się temu… oparł.

Pieprzony Potter. Crouch kiedyś rzucił na niego zaklęcie, zapewne w miarę lekkie i Potterowi udało się je pokonać. Jeśli teraz Hermiona będzie wyrzucać sobie, że nie była na tyle silna…

– Gdyby to było takie proste, z pewnością Kingsley dawno by już się mu oparł. Doskonale o tym wiesz. Właśnie dlatego to zaklęcie nazywa się Niewybaczalne.

Przeklął się, gdy zobaczył na nowo ból w jej oczach, gdy wymówił imię Shacklebolta. Postanowił odwrócić jej uwagę.

– Poza tym nie wiadomo, ilu ich było, jak rzucali na ciebie zaklęcie. Mogło ich być kilku. Choćby ten Auror, który cię przesłuchiwał. Może to był któryś z bandy Norrisa?

Hermiona patrzyła na niego chwilę i ściągnęła brwi.

– Jaki Auror?

– Ten, który z tobą rozmawiał. Albo ten, co zabrał cię na przesłuchanie… Przecież właśnie wtedy zabrali ci różdżkę – coś w nim drgnęło na tę myśl. To z pewnością było wtedy!

Dziewczyna nadal wpatrywała się w niego, najwyraźniej nie rozumiejąc, o czym on mówi.

– Jakie przesłuchanie…? Severusie…

Biedactwo. Musi być cały czas w szoku, albo tak działa ten eliksir, że zapomniała. Severus doszedł do wniosku, że najlepiej będzie jej to przypomnieć. W ten sposób może wreszcie pogodzi się z tym, że padła ofiarą ich manipulacji, a nie jest zwykłą morderczynią.

– Pamiętasz, powiedziałaś mi wczoraj, że jakiś Auror przyszedł do twojego biura, zabrał ci różdżkę i kazał pójść ze sobą na Poziom Drugi… Oddał ci ją dopiero po jakimś czasie. I był jeszcze jeden, ten, który z tobą potem rozmawiał. Z którym się podobno tak śmiałaś… Widzisz, pewnie wtedy ugodził cię Imperiusem.

Hermiona powoli pokręciła głową.

– Severusie… kiedy to było?

– Wczoraj. Przed południem…

– Nikt nie zabierał mi żadnej różdżki… I nie byłam u Aurorów… O czym ty mówisz?

Dziewczyna poruszyła się w pościeli i spróbowała usiąść. Dochodziła coraz bardziej do siebie. Co prawda głos miała jeszcze ciągle monotonny i powolny, ale ożywiała się z każdą chwilą. O ile wcześniej mogła nie pamiętać, co się działo, teraz powinna sobie przypomnieć… Severus zaczynał czuć się zagubiony. Wyprostował się, nadal trzymając jej rękę.

– Hermiono… spójrz na mnie. I skup się. Przecież mówiłaś mi wczoraj… i nawet dziś rano… Aurorzy zabrali cię na przesłuchanie. Dlatego tak się przestraszyłaś… Zabrali ci różdżkę… przypomnij sobie… Potem się okazało, że chodziło o jakiegoś mugola koło twojego domu…

Dziewczyna pokręciła powoli głową.

– Nic takiego nie pamiętam…

– A co pamiętasz???

Hermiona spojrzała lekko w prawo i wiedział, że właśnie przygląda się swoim myślom. Gdyby coś zmyślała, patrzyłaby na lewo.

– Że przyszłam do pracy i Rockman kazał mi pomagać Aylin… zaplanowałyśmy wszystkie jego wyjazdy… i zrobiłam mu rozliczenie finansowe… potem… – zająknęła się i nagle wiedział, o czym będzie mówić, więc ścisnął mocniej jej dłoń, jakby chciał w ten sposób pomóc jej przejść przez to, co najgorsze. – Potem poszłam do … Kingsleya – zadrżał jej głos.

– Dalej…! Co było dalej?

– Potem wyszłam… poszłam do łazienki się umyć… i wróciłam do sekretariatu… Rockman śmiał się, że już się bał, że mnie wciągnęło… przepisałam mu umowę na dostawę proszku księżycowego do Św. Munga i potem przyszedł Auror… – Severus zamarł – i powiedział, że mamy nie wychodzić, bo zamordowano Ministra…

Spojrzała na niego, a on oddał jej równie zaskoczone spojrzenie. Przecież był pewien, że wczoraj i dziś mówiła o wezwaniu na przesłuchanie! Adalbert widział ich idących do sali przesłuchań! Merlinie, przecież nawet on sam to poczuł na własnej skórze! Był tak przerażony, że aż płakał!

To przecież nie mogło się wydarzyć, kiedy była pod Imperiusem! Kiedy było się pod tym zaklęciem, wręcz przeciwnie, było się wcieleniem spokoju i akceptowało się to, co się robiło! Poza tym nawet jeśli by przyjąć, że ona mogła reagować inaczej i być przerażoną i nie chcieć tego co robiła, przecież pozostawała jeszcze sprawa wezwania na przesłuchanie!

Coś tu się nie zgadzało. Zupełnie nie zgadzało. Z początku myślał, że po prostu próbowali zabrać jej część wspomnień, ale wyglądało na to, że było inaczej…

– Hermiono… – przez chwilę nie umiał znaleźć słów. – Muszę zajrzeć w twoje wspomnienia… Coś się tu nie zgadza i… Będę delikatny.

Dziewczyna skinęła głową na znak zgody.

– Nie próbuj mnie powstrzymywać. Po prostu… pozwól mi wejść do twojego umysłu. I bądź dzielna.

Ucałował czubki jej palców i ujął jej twarz w obie ręce. Dziewczyna utkwiła w nim spojrzenie i przykryła delikatnie jego dłonie swoimi.

– Legilmens – szepnął.

Przez chwilę widział jeszcze głęboki brąz jej oczu, duże czarne źrenice i światło świec odbijające się w nich. I nagle jakby ktoś odsunął przeźroczystą zasłonę, której nie widział, ale wiedział, że tam jest i zanurzył się w setki obrazów, dźwięków i… zapachów, odczuć…

Sięgnął do tych najświeższych.

Jean Jacques opowiadający o tym, że pierwszą ofiarą krwawej wojny z Goblinami był czarodziej, który przewrócił się o swoją szatę, wpadł do beczki z winem i się w niej utopił… Nie to! Wcześniej… Leżała wtulona w jego ramiona w jego sypialni… nie, też nie… jej kot łasił jej się do nóg, kiedy skręcając się z głodu, jadła jakieś kluski w domu… Cofnął się jeszcze bardziej. Hermiona zakładała buty przed wyjściem do pracy…

Tak, stamtąd mógł zacząć!

Przeskakiwał teraz do przodu po parę chwil… Hermiona wyskakiwała z kominka… ściskająca rękę Rockmana i odchodząca do swojego biura… szukająca atramentu… Rockman mówiący coś o końcu projektu… Aż poczuł, jak zalała ją fala goryczy… Siadała koło wysokiej, szczupłej blondynki…

Opanował ochotę przeskoczenia o wiele dalej. To musiało być gdzieś niedaleko, teraz liczył się każdy szczegół.

Przeglądał uważniej jej wspomnienia. Aż w końcu trafił.

.

Hermiona przeciągnęła się mocno, ziewając i po chwili otrząsnęła się, otworzyła oczy i zaśmiała się na widok miny blondynki.

– Wyglądasz, jakbyś nie spała całą noc – powiedziała tamta krytycznie.

– Nie wiesz, że to dobre dla zdrowia?

– Takie ziewanie? Jeszcze wywichniesz sobie szczękę.

– Żaden problem. Moi rodzice są dentystami, w każdej chwili mogą mi ją nastawić. Wiesz co, skończ szybko pisać, jaki on chce hotel w tej Grecji, ja za chwilę wracam.

Blondynka przesunęła się i przepuściła Hermionę, która przeszła koło niej i wyszła na korytarz. Poszła do windy i wjechała na Poziom Pierwszy. Wysiadając, rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie było widać. Ścisnęła mocniej różdżkę, wymamrotała „Temparalisys” i smagnęła nią w kierunku drzwi do sekretariatu Ministra. Powietrze jakby zafalowało i odbiło się od ścian, a drzwi aż zaklekotały. Nic poza tym się nie wydarzyło.

Hermiona podeszła zdecydowanym krokiem do wielkich, ozdobnych drzwi, błyszczących w świetle świec na ścianach. Nie zapukawszy, weszła do środka i zatrzasnęła je za sobą.

Kingsley siedział za biurkiem i jadł jakieś ciastko. Gdy drzwi szczęknęły, gwałtownie opuścił rękę na biurko i przykrył ciastko dłonią. Dookoła leżało już pełno okruszków.

– Witam, panie ministrze – powiedziała Hermiona bez śladu uśmiechu na twarzy.

– Hermiono, jak miło cię widzieć! Co cię do mnie sprowadza? I od kiedy nie pukasz? – Kingsley poprawił sobie nakrycie głowy w identycznym, co szata, kolorze.

Hermiona obróciła się i zablokowała zaklęciem drzwi.

– Przyszłam się z panem policzyć, Shacklebolt. Za całą tę cholerną wojnę, za to, że pan się nami nie zaopiekował, nie pomógł nam, tylko dawał idiotyczne wywiady w radiu…

Kingsley wyraźnie osłupiał ze zdumienia.

– Hermiono… o czym ty mówisz…? Co ci się stało? – wstał i starał się uśmiechnąć. – Usiądź, to porozmawiamy, choć nie jest to najlepszy moment…

– Accio różdżka! – Hermiona złapała w lewą rękę różdżkę Kingsleya. – To, obawiam się, ostatni moment, w którym możemy porozmawiać…

– Hermiono, nie będę tolerował takiego zachowania nawet od ciebie! W tej chwili oddaj mi różdżkę i opanuj się, bo jak nie, to…

– To co? Co mi zrobisz?! Nic nie możesz mi zrobić, Shacklebolt!

Kingsley wpatrywał się w dziewczynę na poły ze strachem, na poły z osłupieniem.

– Posłuchaj, nie…

– Serpensortia! – machnęła różdżką i olbrzymi wąż pojawił się nagle na końcu i rzucił się na Kingsleya. Ten w ostatniej chwili złapał go i próbował odepchnąć i obaj runęli do tyłu, na ziemię, przy wtórze pękającego krzesła. Wąż syczał i owinął sprawnie swoje olbrzymie cielsko wokół nóg Kingsleya, ale ten nadal walczył wściekle, starając się utrzymać otwartą paszczę z dala od twarzy.

– Przestań! W tej… chwili… przestań! – krzyknął z wyraźnym wysiłkiem. – Co ty, do… cholery… wyprawiasz!!! Herm…

Hermiona rzuciła na niego Silencio i patrzyła, jak olbrzymi gad i Kingsley, krzycząc już teraz bezgłośnie, szamocą się po podłodze. W końcu Murzyn osłabł i wąż szarpnął łbem i wbił kły w jego prawy bark. Kingsley musiał wrzasnąć i próbował wierzgnąć splątanymi w ciasnych zwojach nogami.

Hermiona machnęła różdżką i gad nagle zniknął.

– Nieźle. Ale ja nie lubię, jak ktoś mnie nie słucha – podeszła bliżej mężczyzny, który starał się podnieść z ziemi.

Smagnęła kolejny raz różdżką, rzucając zaklęcie tnące i Kingsley, który już uniósł się na kolana, nagle runął na nowo na podłogę, a na szacie w okolicach kolan pojawiła się krew.

– Przyszłam ci powiedzieć, że się na tobie zawiodłam – machnęła jeszcze raz różdżką i na szacie pojawiły się kolejne ciemne pręgi. – Nienawidzę cię. Ale to już nie ma znaczenia.

Nagle z ręki Kingsleya wyprysnął strumień jasnego światła i pomknął w jej stronę. Odskoczyła na bok, uchylając się przed nim w ostatniej chwili.

– Magia bezróżdżkowa, tak? – warknęła, unosząc wargi we wściekłym grymasie, co odsłoniło zaciśnięte zęby. – Ale na to jest sposób, prawda?

Nagle mężczyzna znieruchomiał zupełnie i tylko wpatrywał się niemo w jej twarz pełnym przerażenia wzrokiem. Hermiona rozejrzała się dookoła i utkwiła spojrzenie w ozdobnej maczecie, którą Kingsley powiesił na ścianie dla dekoracji. Na jej twarzy rozlał się błogi uśmiech. Przywołała ją i podeszła do leżącego na dywanie mężczyzny. W tym momencie w jego oczach można było dostrzec zgrozę i panikę.

Hermiona przysunęła maczetę do jego prawej ręki, przymierzyła się, uniosła do góry… i nagle ostrze błysnęło i ze świstem spadło na odsłoniętą rękę, odrąbując ją tak mocno, że dłoń aż potoczyła się pod jej nogi. Z otwartej rany buchnęła krew, opryskując wszystko dookoła.

Widać było, jak coś błysnęło w ciemnych oczach Kingsleya, który teraz nie tylko nie mógł krzyczeć, ani nawet drgnąć, choć z pewnością cierpiał męczarnie.

– Załatwimy ci drugą rączkę. Przynajmniej nie będziesz próbował się bronić…

Uniosła jeszcze raz maczetę, która teraz była cała czerwona, opuściła jeszcze gwałtowniej i ostrze odcięło drugą dłoń i wbiło się aż do połowy uda. Dłoń zaś upadła po drugiej stronie ciała.

Odkopnęła na bok obie i cofnęła się. I zdjęła z Kingsleya Drętwotę.

Chwilę wpatrywała się w drgające konwulsyjnie ciało. Drgawki słabły wraz z upływem krwi. Szata była już czarna, dywan unurzany we krwi, która ściekała po ścianach i meblach.

Kiedy Kingsley przestał już się poruszać i tylko od czasu do czasu przez jego ciało przebiegał wstrząs, pochyliła się nad nim i wyszeptała cicho:

– Teraz to ja mam władzę…

Oczy Kingsleya odszukały jej twarz. Wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Nie z powodu Silencio, ale z osłabienia. Jego ciało drgnęło po raz ostatni, ciemne oczy nagle znieruchomiały, głowa osunęła się trochę na bok i skonał.

Dziewczyna sięgnęła do kieszeni szaty, sekundę czegoś szukała, ale wyciągnęła pustą rękę. I równocześnie niewielka fiolka wysunęła się i upadła bezgłośnie na dywan. Ale Hermiona już jej nie dostrzegła, bo odwróciła się, odblokowała drzwi i odeszła. W korytarzu nadal nikogo nie było, więc poszła szybko do łazienki i zaklęciem oczyściła ubranie, obmyła ręce i twarz i poszła do windy.

Błyskawicznie zjechała na swój poziom i weszła do biura.

– Merlinie, już myślałem, że cię coś wciągnęło – zawołał wesoło Rockman, przyglądając się jej z dobrotliwym uśmiechem.

– Przepraszam bardzo, panie Rockman – odparła z szerokim uśmiechem. – Źle się poczułam… chyba po wczorajszej kolacji.

– Już się lepiej czujesz? – tym razem Rockman wydawał się być zatroskany.

– O wiele lepiej.

.

Severus, ciężko dysząc, przeskoczył trochę do przodu, przeglądając kolejne wspomnienia. Ktoś wchodził do sekretariatu… Blondynka dopijała herbatę… Hermiona pisała jakieś sprawozdanie, bo pergamin zapełniony był już jej nienagannym, równym pismem… Hermiona czytała jakiś list na samolociku… Rockman wetknął głowę do sekretariatu i prosił o księgę z zaklęciami… i Auror wpadający do środka i zakazujący im wychodzenia z Ministerstwa. Zobaczył, jak Rockman zagląda do sekretariatu i mówi „Aulus, co się dzieje?” i Auror odpowiada „Minister nie żyje. Został zamordowany”.

Severus niemal wyrwał się z jej umysłu, równocześnie odsuwając się od dziewczyny i uwalniając jej głowę, którą ściskał w dłoniach. Hermiona jeszcze przez parę sekund wpatrywała się w niego pustymi, szeroko otwartymi oczami, a potem nagle przechyliła się na bok i zwymiotowała na podłogę.

Severus przyglądał się jej nieprzytomnie, jakby nieświadomy tego, co się z nią dzieje. Myśli wirowały mu w głowie, mieszając się ze sobą, było ich zbyt dużo, żeby móc je dokładnie przeanalizować…

Te cholerne, wyszczerzone zęby… rodzice dentyści… Przecież tu nie ma śladu przesłuchania przez Aurorów i odebrania różdżki… jej STAREJ różdżki… ani jednej chwili, kiedy mogli rzucić na nią Imperiusa i kazać zabić… PANIE Ministrze?! Przecież oni byli ze sobą na „ty”!… Czyżby… tak! TAK! To musiało być to! To tylko fałszywe wspomnienie, takie samo jak to o mnie!

Ale kiedy oni to zrobili…? Wyraźnie w którymś momencie bawili się jej umysłem i coś im źle wyszło… Może pod tym wspomnieniem będzie można znaleźć to PRAWDZIWE…?

Hermiona nabrała gwałtownie powietrza, zwinęła się mocno i zwymiotowała jeszcze raz i to przywróciło go do rzeczywistości. Złapał ją za ramiona, pomagając usiąść i otarł jej usta i brodę rogiem kołdry. I nie zważając na kręcący w nosie zapach wymiocin, przygarnął ją mocno do siebie.

– Hermiono…!

– O mój Boże…

– … to nie byłaś ty!

– … jak ja mogłam…

– … to tylko fałszywe…

– … go zabić…!

– … wspomnienie! Takie, jak to o mnie!

Przez chwilę mówili równocześnie, ale ostatnie słowa niemal wykrzyczał i potrząsnął nią. Zamarła i tylko otworzyła usta.

– Rozumiesz???! To nie byłaś ty! To nie ty go zabiłaś, tylko Smith!!! – odczekał chwilę, dając jej czas na to, żeby jego słowa do niej dotarły. – To nie był Imperius… to był wielosokowy…

Najwyraźniej zaczęło to do niej docierać. Oczy zmieniły wyraz z przerażenia na niedowierzanie.

– Skąd… jesteś pewien?

– Nikogo nie zabiłaś, maleńka.

Hermiona przytuliła się do niego, więc zaczął ją głaskać na nowo po włosach i kołysać delikatnie w ramionach. Poczuł, jak zaczyna płakać, ale tym razem płakała z ulgi, więc jej na to pozwolił. Niech się wypłacze. Dobrze jej to zrobi. Niech to wszystko z siebie wyrzuci, bo już po wszystkim. Prawie. Teraz trzeba tylko wydobyć i zachować to wspomnienie…

Ich głośna rozmowa i jej płacz zwróciły uwagę jakiejś kobiety, która weszła do pokoju i na widok zachlapanej, brudnej podłogi i płaczącej dziewczyny podskoczyła do nich i zaczęła o coś pytać. Severus nic nie rozumiał, a dziewczyna nie reagowała, więc kobieta zawołała głośno kogoś do pomocy i postarała się odsunąć od niego dziewczynę. Hermiona spojrzała na Uzdrowicielkę i powiedziała coś do niej, na co tamta odetchnęła i w tym momencie do pokoju wbiegła druga. Chwilę rozmawiały, Hermiona wtrącała jakieś słowa, wśród których Severus wyłowił „ça va”!

– Powiedz im, żeby cię przebrały i pomogły ci się umyć. Ja idę wezwać Jean Jacquesa – powiedział, wstając.

Ponieważ jego szata też nadawała się do czyszczenia, więc zdjął ją i rzucił w kąt, wychodząc na korytarz w spodniach i luźnej koszuli. Wiadomość do Jean Jacquesa była krótka. „Wracaj natychmiast”.

.

Kiedy Jean Jacques wpadł do Skrzydła Szpitalnego, Hermiona była już wykąpana i siedziała w sali odwiedzin przebrana w czystą piżamę. Uśmiechnęła się do niego lekko, więc poczuł się zupełnie zagubiony.

Severus, również umyty i przebrany, w kilku słowach wyjaśnił Francuzowi, co zobaczył we wspomnieniu Hermiony.

– Jesteś pewien? – zapytał Jean Jacques, wstrząśnięty, ale i z nieopisaną ulgą.

– Całkowicie – odparł i zaczął dobitnie wyjaśniać wszystko, co rzuciło mu się w oczy. – Stworzyli fałszywe wspomnienie, ale o niektórych sprawach nie mają pojęcia, więc niektóre rzeczy… fakty… po prostu nie miałyby miejsca, gdyby to była naprawdę Hermiona. Na przykład Hermiona powiedziała w nim Aylin, że ma rodziców dentystów, więc w każdej chwili może do nich pójść… To nie do końca prawda. Pamiętasz? Niedawno zostali przeniesieni i nie wiemy gdzie. Gdyby to była ona, z pewnością by tego nie powiedziała. Po drugie Hermiona używa od dawna francuskiej różdżki, tej od was. Ma ją zawsze ze sobą. We wspomnieniu posługiwała się swoją starą. Po trzecie Kingsley jest jej dobrym… był, dobrym znajomym i mówili do siebie przez 'ty’. Tylko przy innych zwracali się do siebie formalnie. Hermiona, tym bardziej chcąc go zamordować, nie bawiłaby się w oficjalne uprzejmości… I Smith w którymś momencie musiał to zrozumieć, bo przeszedł na „ty”. To zaklęcie, które rzuciła… to jedno z bardziej parszywych, czarnomagicznych zaklęć – pokręcił głową. – Ona nawet nie mogłaby go znać.

Jean Jacques wyglądał, jakby mu zdjęto właśnie z ramion całą Bastylię.

– Nie wiecie nawet, jak JA się cieszę! Już idę napisać do Ministra. W czasie obiadu był po prostu wstrząśnięty. Ale czekajcie, jednej rzeczy nie rozumiem… jak oni mogli zrobić to tak… Przecież tak łatwo to odkryłeś…

– Tak, ale nie zapominaj, że ja nie miałem tego widzieć. Miałem siedzieć w jednej celi, a Hermiona w drugiej. Nie mieliśmy się widzieć. A dla wszystkich innych dookoła w tym wspomnieniu nie było nic dziwnego! – zaprzeczył Severus i chwilę analizował ostatnie wydarzenia. – Sądzę, że to miało wyglądać tak. Mieli najpierw dopaść Hermionę, dlatego siedzieli pod jej domem. Wydłubać to wspomnienie i w ten sposób dojść do mnie.

– W jaki sposób? – spytała dziewczyna, słuchając uważnie.

– Pod koniec Smith sięgnął do kieszeni i wypadła mu fiolka z jakimś eliksirem. Jestem pewien, że to obciążało mnie. I po tym czarnomagicznym zaklęciu…

– I pewnie po tym wężu – dorzuciła.

– Pewnie też. A złapawszy mnie, pewnie zamierzali zrobić jakieś inne wspomnienie, które by to jakoś połączyło, Jak uczę cię tego zaklęcia, albo jak wyczarować węża, czy jak warzę eliksir… cokolwiek. W ten sposób by nas mieli.

Jean Jacques pokręcił głową i wstał.

– Co za przeklęta banda… Idę napisać do Ministra.

Już chciał odejść, kiedy Severus złapał go za łokieć.

– Czekaj. Przede wszystkim przynieś mi tu jakąś myślodsiewnię. Musimy wydobyć to wspomnienie.

– Teraz? Daj jej ochłonąć… – zerknął na jeszcze bladą dziewczynę.

– Teraz, natychmiast. Ona straciła zupełnie swoje wspomnienie o przesłuchaniu przez Aurorów, kiedy pojawiło się to. Nie wiem, czemu… Nie możemy stracić TEGO, bo to ją całkowicie uniewinnia.

– W takim razie lepiej będzie je zdjąć zupełnie i odnaleźć to prawdziwe. Może jeszcze jest nienaruszone pod spodem – zaproponował.

Severus ożywił się wyraźnie.

– Znasz kogoś, kto mógłby to zrobić?

– Najlepszym specjalistą w tym zakresie jest Horacjusz Müller. Spróbuję się z nim skontaktować w poniedziałek.

– To za późno. Masz kogoś na miejscu?

– W Skrzydle Północnym mamy naszego Mistrza Umysłu, ale o tej porze już wyszedł – Jean Jacques spojrzał na zegarek. Dochodziła siódma wieczorem.

– To go ściągnij – powiedziała z naciskiem Hermiona. – W razie czego poproś o pomoc Ministra… Nie wiemy, co ja tak naprawdę widziałam, to może być bardzo ważne.

– Ściągnę go na jutro. Teraz poszukam wam myślodsiewni.

 .

Sobota, 12.09

Severus czekał przed salą, w której Emmanuel Chartier, Mistrz Umysłu, pracował nad wspomnieniami Hermiony. Przeglądał bezmyślnie notatki, które Jean Jacques zrobił na temat Norrisa, ale nie potrafił się skupić. Minęły już dwie godziny od kiedy Hermiona została uśpiona, żeby Chartier mógł bez narażania jej umysłu zdjąć dwie warstwy jej wspomnień, zachować je i dostać się do tego prawdziwego.

Noc spędzili w Skrzydle Szpitalnym, bo Hermiona, po oddaniu długiego i niesłychanie brutalnego wspomnienia, zasłabła i nie pomógł nawet francuski eliksir wzmacniający. Na szczęście rano poczuła się już znacznie lepiej.

Jean Jacques aportował się całkiem niedawno i teraz siedział na sąsiednim krześle i spoglądał w zamyśleniu za okno.

Kiedy drzwi skrzypnęły i otworzyły się, obaj mężczyźni drgnęli i podnieśli się jak na komendę. Emmanuel Chartier wyszedł i przywołał ich ruchem ręki. Ponieważ nie mówił po angielsku, Jean Jacques znów stał się tłumaczem.

– Powiedział, że możemy już do niej wejść. Ale że mamy bardzo na nią uważać, bo jej umysł jest teraz bardzo wrażliwy. I mamy być cicho.

Severus doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Po wczorajszej legilimencji i oddawaniu wspomnień i dzisiejszym grzebaniu w jej myślach Hermiona musiała być bardzo osłabiona. Poza tym z własnego doświadczenia wiedział, że po tak wyczerpującej dla umysłu sesji odczuwało się pulsujący, prawie rozrywający czaszkę ból, zawroty głowy i nudności.

– Zapytaj go, czy mu się udało – przytrzymał Jean Jacquesa za rękaw, zanim weszli do sali.

Francuz zadał pytanie i w odpowiedzi Emmanuel odpowiedział krótkim „oui”.

Weszli więc do małej, przytulnej salki, w której panował półmrok. Ściany wyłożone były kudłatą wykładziną, na podłodze leżał włochaty dywan w ciepłych kolorach. Pod ścianami stały szafy z księgami, zaś pośrodku zobaczyli łóżko, na którym leżała Hermiona.

Gdy dostrzegł jej zabiedzoną i… przestraszoną minę, miał wrażenie, że do żołądka wpadł mu jakiś kamień. Co znowu?!

Dziewczyna popatrzyła na nich i przytuliła ciaśniej mięciutki, puchaty koc, w który była owinięta. Nie uśmiechnęła się, nie wyciągnęła do niego ręki, ale objęła się mocniej, jakby chowając się przed światem. Co, do jasnej cholery, się stało???! Na stoliku obok niej leżała pusta fiolka, więc domyślił się, że wypiła już eliksir przeciwbólowy.

Emmanuel podał Severusowi fiolkę z jej wspomnieniami i wskazał myślodsiewnię, mówiąc coś bardzo cicho.

– Mówi, że lepiej, żebyś je obejrzał. Niech ona odpocznie – przetłumaczył szeptem Jean Jacques.

Severus jeszcze raz rzucił okiem na Hermionę, która nieznacznie skinęła głową i natychmiast zacisnęła oczy i zęby z bólu i złapała kurczowo brzeg koca, więc wlał wspomnienie do misy i zanurzył twarz w wirującą półpłynną mgiełkę.

Po paru minutach zacisnął nagle mocno pięści na brzegu kamiennej misy, a po chwili wynurzył twarz i Jean Jacques aż się przestraszył. Severus był wściekły. Trzema krokami podszedł do Hermiony i zanim Jean Jacques zdążył zareagować i próbować go odciągnąć, usiadł obok niej i złapał za ręce. Szaloną wściekłość zastąpiła nagła czułość.

– Co tam było dalej??? – szepnęła dziewczyna głosem pełnym strachu, nie otwierając oczu.

– Nic, Hermiono. Musiał cię oszołomić albo… uderzyć, skoro cię zabolało… – odszepnął i pocałował we włosy.

– Severusie… czy on…

– Nie!

– Czy…

– Nie! Na pewno nie!

– Ale… skąd możesz wiedzieć, skoro nie pamiętam… nie wiem, co on dalej… ze mną robił?

– Jestem pewny – Severus poczuł, jak kurczowo zaciska ręce na jego koszuli.

– Ale jak?!

Wymyśl coś! Cokolwiek! Inaczej ona się nie uspokoi!

I nagle przypomniało mu się ostatnie zdanie Smitha, zanim go rąbnął głową w twarz.

– Bo zanim deportowałem się z Hogwartu, Smith powiedział… powiedział mi, że chciałby. Nie, że to zrobił.

Jej ręce zamarły na chwilę.

– Co on ci mówił?

Severus odsunął się trochę.

– Chciał mnie zranić. Myślał, że już mnie złapał i ma mnie w garści i chciał mnie zranić – powtórzył półgłosem. – I powiedział, że chciałby spróbować… – reszta nie przeszła mu przez usta. – Gdyby to zrobił, to by mi to powiedział.

Dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na niego z bezbrzeżną nadzieją w oczach, więc dodał, w nadziei, że uspokoi ją jeszcze bardziej:

– Pewnie oszołomił cię po to, żeby ci zabrać włos i pójść zabić Kingsleya… Musiał się spieszyć.

Hermiona westchnęła z ulgi. Uwierzyła mu.

Severus oparł głowę o jej pierś i głaskał najdelikatniej jak mógł jej włosy, mając nadzieję uspokoić tym samego siebie. O ile Hermiona w to uwierzyła, on nie był tego tak do końca pewny. Kontrolował się na tyle, żeby nie trząść się z hamowanej furii.

Ten sukinsyn śmiał ją dotknąć. JEGO Hermionę. Śmiał choćby o tym pomyśleć. Jest już martwy. Tylko jeszcze o tym nie wie.

– Odpocznij teraz – odsunął się po chwili i przykrył ją kocem. – Śpij.

Musnął ustami jej czoło i wstał. Hermiona osunęła się na poduszkę i natychmiast jęknęła, podkurczyła konwulsyjnie nogi i jej twarz stężała z bólu, ale po chwili powoli się rozluźniła. Na widok jej cierpienia miał wrażenie, że pęknie mu serce. O ile do tej pory sądził, że ją kocha bardzo mocno, teraz po prostu szalał z miłości do niej.

Otarł jej łzy z policzka, wyczarował mokrą, chłodną chustkę i przykrył nią jej czoło, po czym pociągnął Jean Jacquesa za sobą na korytarz i zamknął delikatnie drzwi.

Na tym jego delikatność się skończyła.

– Daj mi świstoklik – warknął do Jean Jacquesa. – Do Anglii!

– Severus… co się dzieje… co się stało??? – wykrztusił z siebie Francuz, cały roztrzęsiony, oglądając się przez ramię na zamknięte drzwi. – Co ona widziała?!

– Smith – wypluł z siebie ze wściekłością Severus. – Dotknął jej, rozumiesz?!!!

Oczy Jean Jacquesa rozszerzyły się z przerażenia.

– Zzz..gwałcił ją?!!! – zachłysnął się.

– Nie wiem! Oszołomił ją i nie wiem, co się dalej działo! Muszę się dowiedzieć! Muszę być pewien! MUSZĘ! Ona też!

– Merlinie…

– Potrzebuję świstoklik. Teraz!

– Co ty chcesz zrobić… Severus, ty chyba nie chcesz…?!

– Dopadnę go, zobaczę JEGO wspomnienie i go zabiję.

Francuz zbladł mocno, ale po chwili zebrał się w sobie.

– Chodź – ruszył szybkim krokiem do swojego biura.

Severus nie miał problemu, żeby dotrzymać mu kroku.

W biurze znalazł świstoklik Hermiony i dorzucił do tego na wszelki wypadek pelerynę niewidkę. Podał to Severusowi i przytrzymał go jeszcze chwilę.

– Posłuchaj… Dopadnij go. Weź od niego wspomnienie, jakie by nie było. Ale nie zabijaj. Nie! Posłuchaj! – zawołał, bo Severus już nabrał powietrza. – Ten sukinsyn przyda nam się niedługo, ma pełno innych wspomnień, dzięki którym będzie można ich wszystkich oskarżyć!

– Nie obchodzi mnie żaden proces! On nie zasługuje na to, żeby chodzić po ziemi!

– Przede wszystkim nie zasługuje na szybką śmierć, rozumiesz?! Więc zadbaj o to, żeby cierpiał! Długo! A nie przez jedną, krótką chwilę!

Severus zamarł na chwilę. Potem zwęził oczy i uśmiechnął się przerażająco.

– Och, już o to zadbam!

– Może powinienem iść z tobą…

– Idź i pilnuj Hermiony. Ja niedługo wrócę.

I odszedł jak wcielenie furii.

Rozdziały<< Dwa Słowa Rozdział 42Dwa Słowa Rozdział 44 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz