Środa, 24.06
Hermiona czekała w znajomo wyglądającej poczekalni, przerzucając bezmyślnie kartki książki z zaklęciami, którą ze sobą wzięła.
Wczoraj wieczorem przeszukali ostatni raz Klinikę, a kiedy wróciła do domu, żeby zająć czymś myśli, do późna wpisywała do komputera podsumowanie narady u Smitha, które Severus jej zostawił.
Pomimo świadomości, że jest bezpieczna bo w Klinice nie ma ani jednej fiolki z prawdziwym eliksirem, była lekko zdenerwowana. Lekki strach przed nieznanymi badaniami mieszał się z zupełnie irracjonalną obawą, że może jednak przeoczyli jakąś fiolkę…
W czytaniu z pewnością nie pomagały okulary, które dostała od Severusa. Były duże, prawie prostokątne i wyglądały na męskie. Na wszelki wypadek zmieniła ich kolor z czarnego na złoto-brązowy, żeby nie przyciągały uwagi. Co jakiś czas musiała je poprawiać, bo zsuwały jej się z nosa.
Razem z nią w poczekalni siedziały dwie inne kobiety. Obie miały już dzieci i teraz rozmawiały przyciszonymi głosami na temat zupek, marchewki, najlepszych pieluszek i nowych, samowracających do buzi smoczków. Minęła już ósma trzydzieści i Hermiona poczuła, że stresuje się coraz bardziej.
– Panna Granger – w otwartych drzwiach pojawiła się jakaś młoda dziewczyna, zapewne stażystka. – Proszę wejść.
Dwie kobiety zamilkły i spojrzały na nią z zainteresowaniem. Hermiona podniosła się, złapała osuwające się okulary i weszła do gabinetu.
– Dzień dobry, panno Granger – powiedział Uzdrowiciel siedzący za biurkiem i podniósł się, wyciągając do niej rękę.
– Dzień… dobry – odpowiedziała niepewnie.
– Proszę usiąść. Przypuszczam, że zna pani cel wizyty?
Początek nie był taki straszny. Pobrali jej krew do analizy, Uzdrowiciel kazał się jej położyć na wąskim łóżku i sprawdził jej ogólny stan zdrowia, przesuwając wolno różdżką nad jej głową, klatką piersiową, brzuchem i plecami. Zmierzyła się, zważyła i ku swemu zdumieniu odkryła, że schudła ponad 3 kilo. Dał jej niebieską kulkę i kazał pocierać nią przez parę minut o wnętrze lewej dłoni.
Potem zadał jej pełno pytań na temat samopoczucia, chorób przebytych w dzieciństwie i chorób rodzinnych, szczególnie ze strony ojca. Dopytywał się o różne obrażenia, których doznała podczas potyczki w Ministerstwie parę lat wcześniej i tych podczas ostatniej wojny. Bardzo zainteresowała go jej reakcja na Crucio Bellatrix.
Następnie obejrzał jej lewą dłoń, zapisał coś na karcie, podziękował i kazał przejść do gabinetu obok. Musiała znów trochę czekać, aż zwolniło się miejsce.
Dość gruba Uzdrowicielka wskazała jej podobne do pierwszego, wąskie łóżko i poprosiła o podciągnięcie bluzki.
– Rozsmaruję pani na brzuchu kilka próbek różnych zaklęć, które mogą wpływać negatywnie na przebieg ciąży. Proszę się nie martwić, to nie są stężone zaklęcia, więc reakcja organizmu będzie natychmiastowa, ale bardzo krótkotrwała – powiedziała, podchodząc do niej z buteleczkami na małej tacce. Już otwierała pierwszą z nich, kiedy nagle zamarła. – Jest pani pewna, że nie jest pani w ciąży?
– Absolutnie pewna.
Odkorkowała więc butelkę, zanurzyła długi pędzelek i wyciągnęła bardzo powoli. Na czubku była czerwona maź, której przyjrzała się bardzo uważnie, a następnie namalowała grubą kreskę w poprzek brzucha Hermiony. Dziewczyna odruchowo napięła mięśnie.
– Łaskotki? – uśmiechnęła się na to domyślnie Uzdrowicielka.
– Tak… trochę…
– Chyba wszystkie nas tak pokarało… niektóre panie trzeba prawie trzymać, tak się wiją ze śmiechu.
Hermiona uśmiechnęła się w odpowiedzi i poczuła, jak odpływa z niej napięcie. Po chwili znów się skuliła, bo pani namalowała kolejną kreskę. Po niej przyszła kolej na pięć innych. Przy przedostatniej poczuła lekkie pieczenie skóry.
– Dobrze, teraz musimy poczekać pięć minut. Do za dziesięć dziesiąta.
– To już tyle tu siedzę? – spytała zaskoczona, bo wydawało się jej, że minęło raptem pół godziny.
– Czas szybko biegnie, prawda? Proszę mi powiedzieć… czy w ciągu ostatnich sześciu miesięcy nie została pani ugodzona żadną klątwą?
Hermiona odwróciła wzrok, udając, że stara się sobie przypomnieć, ale w rzeczywistości zastanawiała się, czy przyznać się do Klątwy Wrzącej. Co, jeśli to badanie ją wykryje? Ma udać, że zapomniała? A może tylko powie, że nie wiedziała…? A jeśli jej błędna odpowiedź sfałszuje rezultaty?
A potem nagle zdała sobie sprawę z tego, że cokolwiek powie, nie ma to najmniejszego znaczenia! To badanie było absolutnie niepotrzebne, to był tylko parawan dla Norrisa do podawania eliksiru i przyznawanie go nie zależało od bzdurnych wyników, ale od czystości krwi! Ginny z pewnością mogłaby być traktowana dziesiątkami złych klątw i nic by jej nie dali, ona, nawet jeśli nigdy w życiu nie zostałaby trafiona żadnym urokiem, miała zagwarantowane podanie eliksiru.
– Nie w ciągu ostatniego pół roku. Wcześniej owszem, ale minął od tego rok.
– Co to było za zaklęcie?
– Cruciatus. I pewnie parę innych – Uzdrowicielka spojrzała na nią zszokowana, więc wyjaśniła uspokajająco. – Wie pani, to w czasie Bitwy o Hogwart. Wtedy każdy oberwał choćby jednym urokiem.
– Biedactwo…
Kobieta spojrzała na nią z wyrazem współczucia w oczach i Hermionie zrobiło się jej żal. Pewnie wierzy, że to, co robi, jest ważne, ma uzdrawiać innych i nawet nie domyśla się, że ktoś może z wyrachowaniem używać jej do tak koszmarnych celów…
Uzdrowicielka wzięła kawałek czystej gazy i zaczęła ścierać kolorowe smugi, co na szczęście nie łaskotało. Hermiona uniosła głowę, żeby przyjrzeć się śladom. W jednym miejscu widniała czerwona pręga, pozostałe znikły zupełnie.
– Co to znaczy? – spytała, wskazując na czerwony ślad. – Trochę piekło, ale teraz już nic nie czuję.
– To znaczy, że jest pani wyjątkowo podatna na Klątwę Ciemnej Strony. Proszę poczekać, posmaruję skórę maścią na oparzenia…
Maść wyglądała zupełnie tak jak ta, której używała dwa tygodnie temu. Być może to właśnie Severus ją zrobił? Przyniosła rzeczywiście ulgę i Hermiona zaczęła się zastanawiać, co takiego mogli jej rozsmarować. W sumie było wiele takich rzeczy, to i tak nie miało znaczenia.
Opuściła bluzkę i usiadła. Uzdrowicielka wyszła i wróciła dopiero po paru minutach. Zatrzymała się jeszcze w pomieszczeniu obok, mówiąc głośniej:
– Nie mamy w tej chwili na to żadnego lekarstwa, tylko eliksir, który może osłabić działanie Klątwy…
Serce Hermiony zabiło gwałtownie. Jeszcze przed chwilą była rozluźniona, ale nagle cała zesztywniała. Teraz! Najważniejsza chwila w jej życiu! Poprawiła okulary i wbiła spojrzenie w uchylone drzwi… Nagle zdecydowała, że w razie czego po prostu nie przełknie eliksiru, wypluje go gdzieś… albo zwymiotuje. Albo fiolka wyleci jej z ręki… Naprawdę wyleci jej z ręki…
Palce zacisnęły się odruchowo, ale różdżka leżała na biurku. Zerwała się i jednym susem dopadła krzesła przy biurku, łapiąc różdżkę. Czy Cadere było zaklęciem niewerbalnym…? Jeśli fiolka nie będzie żółtawa…
Uzdrowicielka weszła do gabinetu, trzymając fiolkę w ręku, ale zasłaniając kartą z wynikami badań. Hermiona wzrokiem pełnym rozpaczliwego napięcia próbowała dojrzeć jej odcień. Kobieta usiadła przy biurku, podniosła głowę, żeby spojrzeć na dziewczynę i zaskoczył ją strach malujący się w jej oczach. Podała jej żółtawo!!! zabarwioną fiolkę i powiedziała uspokajająco:
– Ten eliksir to najnowsze osiągnięcie naszego Działu Badawczego. Nie mogę powiedzieć, że całkowicie wyeliminuje skutki Klątwy, ale z pewnością będą one o wiele słabsze…
Hermiona wypuściła powietrze z westchnieniem ulgi. Udało się… Udało…
Wyjęła korek i wypiła do dna cały niebieskawy płyn. W smaku był trochę cierpki, ale w tej chwili byłaby w stanie wypić nawet eliksir ze szczurzych wnętrzności, smoczej wątroby, jajek much siatkoskrzydłych i odchodów bahanek!
Czując, że najgorsze już za nią, siedziała cicho i patrzyła, jak Uzdrowicielka sporządza notatki w jej karcie.
Wróciła do pierwszego Uzdrowiciela po wyniki badania krwi i przez chwilę panika wróciła na nowo, bo przemknęło jej przez myśl, że mogą chcieć pobrać jej krew na nowo, żeby sprawdzić, jak organizm reaguje na eliksir. Ale na szczęście skończyło się tylko na omówieniu wyników. Dostała receptę na eliksir wzmacniający, okazało się bowiem, że jest bardzo osłabiona.
– Musi pani o siebie zadbać – powiedział Uzdrowiciel Hughes. – Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu przestała się pani troszczyć o regularne posiłki, dobrą dietę i przede wszystkim przemęcza się pani. Od dzisiaj proszę myśleć trochę dalej, niż o jutrzejszym dniu… – podał jej pergamin zwinięty w malutki rulonik. – Tu ma pani receptę, w każdej aptece powinna pani dostać ten eliksir. Pięć kropli na dwie łyżki przegotowanej wody, dwa razy dziennie. Proszę teraz przejść do korytarza, mój kolega zawoła panią na kolejne badanie. Dziękuję bardzo… – wstał i podał jej rękę.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Miejmy nadzieję, że Rockman dostanie wyniki badań i dowie się, że jestem przepracowana i osłabiona! Dokładnie tak, jak chciał! Przynajmniej nie będzie patrzył na mnie podejrzliwie…
Usiadła w korytarzu i spojrzała na zegarek. Było po w pół do jedenastaj, za chwilę będzie miała spokój! Ogarnęła ją senność, więc poprawiła okulary, odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy. Zaczęła myśleć o tym, jak ma się zachowywać w pracy, żeby wyglądało to przekonująco. Powinna być równocześnie zadowolona, jak i zaniepokojona tą czerwoną pręgą na brzuchu… i chwalić ten nowy eliksir… i nowe filiżanki do herbaty, które Rockman kupił tydzień temu…
– Panna Granger? – otworzyła szybko oczy, ale przez sekundę nie wiedziała, gdzie jest. Poprawiając spadające okulary, spojrzała w kierunku głosu i zobaczyła młodą, długowłosą dziewczynę stojącą nieopodal w otwartych drzwiach.
Podeszła do niej i rzuciła okiem na plakietkę. „Stażystka Drewen, Alicia”.
– Proszę do gabinetu…
Za biurkiem siedział Uzdrowiciel i Hermiona poczuła do niego natychmiastowe obrzydzenie. Stary, z resztkami długich kłaków wiszącymi smętnie po obu stronach łysej głowy, z grubą szyją, niedogolonymi policzkami i długimi, pożółkłymi, siwymi wąsami… Kiedy podniósł się, by się przywitać, zielono-żółta szata opięła się ciasno na wielkim brzuchu. Biedna Alicia…
Z niechęcią uścisnęła krótkie, grube paluchy i podała mu kartę. Zdążyła usiąść, kiedy jego słowa sprawiły, że poderwała się na równe nogi.
– Proszę się rozebrać za parawanem i podejść do fotela…
CO ja mam zrobić???!!! Mowy nie ma!!!
– Proszę się nie denerwować, to tylko krótkie, rutynowe badanie…
ON chce mnie dotykać?! Merlinie, tylko nie to!!! Hermiona postąpiła odruchowo krok do tyłu, ściskając różdżkę w ręku. Musiała mieć wszystko wyraźnie wypisane na twarzy, bo stary Uzdrowiciel podniósł się i zawołał stażystkę.
– Alicia? Pomóż pannie Granger…
Pomoc Alicii polegała nie tylko na doprowadzeniu Hermiony do fotela, bo z własnej woli z pewnością by tego nie zrobiła, ale przede wszystkim na uspokajaniu jej, bo dziewczyna parę razy próbowała się wyrwać.
Badanie faktycznie nie trwało długo. Kiedy tylko Uzdrowiciel skończył uciskać jej brzuch i wysunął z niej palce, Hermiona wyszarpnęła ręce Alicii, odepchnęła Uzdrowiciela, który sięgnął już do jej piersi i tłumiąc fale poniżenia i wściekłości zalewające ją jedna za drugą, uciekła za parawan. Uzdrowiciel i Alicia próbowali jej coś tłumaczyć, ale zignorowała ich zupełnie i trzęsąc się cała, ubierała się pospiesznie.
Gdy wyszła, podeszła do biurka obleśnego starucha, zdecydowana zakończyć tę wizytę natychmiast i bez względu na konsekwencje.
– Dziękuję bardzo – powiedziała przez zaciśnięte zęby, nie słuchając go zupełnie. – I poproszę o kartę.
Nie wyciągnęła ręki w oczekiwaniu na dokument w obawie, że źle ją zrozumie i zechce ją uścisnąć. Kiedy tylko skończył pisać i podniósł kartę, niemal wyrwała mu ją, poprawiła torbę na ramieniu i warknęła na pożegnanie.
– Do widzenia.
Wyszła, prawie zatrzaskując drzwi. Jeśli te badania zaraz się nie skończą, po prostu stąd wyjdę. I nawet niech nie próbują mnie zatrzymać!
Podeszła do recepcji i starając się opanować drżący głos, skłamała, że nikt nie powiedział jej, gdzie teraz ma pójść.
Młoda dziewczyna spojrzała na nią dziwnym wzrokiem i wskazała ręką krzesła w korytarzu.
– Proszę usiąść i poczekać chwilę. Musimy wystawić pani zaświadczenia. Już się tym zajmujemy.
Hermiona usiadła, objęła się mocno ramionami i zagryzła zęby. Zapiekły ją oczy, więc zacisnęła je z całej siły i starała się głęboko oddychać. Miała wrażenie, że cała jest brudna, tak brudna, że aż się lepi! Poczuła do siebie nagły wstręt, skrzywiła się i coś zapiekło ją w gardle.
W tej chwili marzyła tylko o tym, żeby wrócić do siebie i móc się umyć. Już raz przechodziła takie badanie, ale wtedy miała do czynienia z miłą, uśmiechniętą panią. I wtedy ta wizyta miała sens. A teraz?! W imię chorych idei Norrisa i reszty musiała dać się obmacać temu… temu grubemu trollowi!!!
Wzdrygnęła się mocno, starając się wymazać z pamięci obrzydliwe uczucie jego palców w sobie i próbowała myśleć o tym, że powinna się cieszyć, bo przecież uniknęła najgorszego.
Wypiłaś fałszywy eliksir. Udało ci się. Nie, to Severusowi się udało! Jego genialny plan się powiódł!
Na myśl o nim poczuła się prawie tak, jakby wypiła eliksir słodkiego snu. Nie do końca, nie tak jak wtedy, kiedy naprawdę go wypiła, a Severus przykrył ją ciepłym, milutkim kocem, ale mogła usiąść wygodniej na krześle, odchylić głowę i przestać zaciskać zęby… Powoli rozluźniła się i uspokoiła.
Gdy po chwili ją zawołano, odebrała kopertę pełną mniejszych i większych kawałków pergaminu i zeszła na parter. Była jedenasta i teoretycznie miała jeszcze pół godziny przed powrotem do pracy. Wcale nie miała ochoty wracać do Rockmana i Aylin. Poza tym obiecała napisać do Severusa, jak tylko wyjdzie.
Bez namysłu aportowała się prosto do swojego mieszkania. Usiadła w kuchni i robiąc sobie herbatę, napisała:
– Fiolka była żółta!!! Bardzo, bardzo ci dziękuję!
Nie spodziewała się zupełnie, że dostanie odpowiedź natychmiast.
– Bardzo dobra nowina! Wróciłaś do pracy?
– Nie, jestem w domu.
– Wszystko w porządku?
– Tak. Muszę się po prostu uspokoić.
Mogła sobie trochę posiedzieć i pomyśleć o czymś przyjemnym.
– Najważniejsze, że już po wszystkim i że dobrze się skończyło. Muszę kończyć. Do widzenia.
Poczuła leciutkie ukłucie żalu, bo miała wielką ochotę sobie z nim porozmawiać.
– Do widzenia!
Przez chwilę siedziała jeszcze, wpatrując się w pergamin, aż litery zaczęły znikać. Zamknęła oczy, oparła na nim głowę i jeszcze dłuższy czas wsłuchiwała się w swój coraz bardziej regularny oddech.
Krajowe Centrum Rozpoznania Fotograficznego,
Biuro Analiz Informacji Obrazowych
Za piętnaście szesnasta Jack i Mack weszli do biura Kovalsky’ego. Młody chłopak zerwał się na ich widok i stanął wyprostowany jak struna. Jego biurko wyglądało tak, jakby ktoś przyjechał wywrotką ze śmieciami biurowymi i wysypał ją dokładnie w tym jednym miejscu.
– Spocznij – uśmiechnął się po ojcowsku Jack i mocno uścisnął mu rękę.
– Dzień dobry, Thomas – po Jacku przywitał się z nim Mack. – Jak leci?
– W porządku – odparł Kovalsky. – A u pana, panie poruczniku?
– Też dobrze. Do końca tygodnia ponoć ma nie padać.
– Zawsze pada nie wtedy, kiedy trzeba – dodał Jack. – Ale teraz już zupełnie nie pasuje.
– Dlaczego? – zdumiał się Kovalsky.
– Bo jeszcze nie naprawili u nas klimatyzacji i wszystkim zaczynają gotować się jajka – parsknął Mack, po czym spoważniał. – Przepraszam, Sir…
– Nie ma za co, trafiłeś w dziesiątkę – machnął ręką Jack. Miał wrażenie, że jego już dawno są ugotowane.
– Sprawdziłem, że na Rathlin Island też jest pogodnie. Bardzo dobrze, gdyby było pochmurno, nic byśmy nie zobaczyli.
Obaj mężczyźni czym prędzej zmienili punkt widzenia i uznali, że lato bardzo im odpowiada. Usiedli przed wielkim ekranem, a Kovalsky połączył się z operatorem obsługującym przekazy z satelity i poprosił o przekaz na żywo.
– Zaraz się zacznie – poinformował, siadając obok Macka.
– O 15:54, tak? Zamiast 16:12?
– Dokładnie. Dzięki zmianie nachylenia o 4°.
Po minucie ekran rozświetlił się i pojawił się obraz wyspy. Był troszkę zamazany, więc Kovalsky wstał szybko i kazał poprawić kalibrację kamery. Po dwóch sekundach obraz się wyostrzył.
Przez krótkie dziewięć minut nie odrywali oczu od ekranu. Kovalsky, znając już na pamięć położenie obu punktów, w których pojawili się ludzie, odnalazł je odruchowo i wpatrywał się z wyczekiwaniem. Widzieli zalaną słońcem ziemię, targaną wiatrem trawę i drzewa i nic. Zupełne nic. Wyspa nie była strasznie duża i po dziewięciu minutach znikła ziemia i zastąpiło ją morze. Satelita przesunął się już z obszaru Rathlin Island i przez swoje wszystkowidzące oko spoglądał teraz na szaroniebieskawą wodę z białymi grzywami piany.
Operator zapisał przekaz i Kovalsky usiadł do komputera, żeby osobiście zająć się wyświetlaniem.
Obejrzeli obraz jeszcze sześć razy i Jack uznał, że na dziś wystarczy.
– Nie zawsze ma się szczęście – pocieszył ich. – Widzimy się znów jutro o tej samej porze.
Piątek, 26.06
Brodaty, długowłosy czarodziej przesuwał właśnie kolejną ścianę, powiększając pomieszczenie, które zgodnie z planem miało być Salą Jadalną, kiedy z zewnątrz dobiegł go jakiś szybko narastający szum. W ciągu kilku sekund przeszedł w grzmiący ryk i nagle rozległo się potworne tąpnięcie, po którym zaraz nastąpiło kolejne. Zanim na nowo zaczął cokolwiek słyszeć, hałas ucichł zupełnie.
– Percival?! Conrad?! Merlinie, co wy robicie?! – zawołał, zatrzymując ścianę i rozglądając się dookoła.
Z góry dobiegł go krzyk, więc wyszedł na schody i opierając się o nowe poręcze, spojrzał do góry.
– Samuel? Co tam?! – zawołał.
Samuel, który właśnie zabezpieczał zaklęciami dach, stojąc w sypialni dla dziewcząt, potrząsnął głową, próbując pozbyć się uciążliwego piszczenia w uszach.
– Marcus!!! Wiesz, co to mogło być?! – odkrzyknął na dół.
– Pojęcia nie mam, ale brzmiało jak ryk smoka, i to takiego bardziej wkurzonego!
– Chyba żartujesz… Percival i Conrad nic ze sobą nie przynieśli!
– No to szyszymora, też wkurzona!
Samuel doszedł do wniosku, że czas przestać porozumiewać się rykami i zszedł na piętro.
– Nie szumi ci w głowie? – zapytał, dłubiąc sobie różdżką w uchu.
Marcus ustawił wreszcie ścianę jak trzeba i odwrócił się do Samuela.
– Wyjmij ją natychmiast! Czyś ty oszalał!? A jak posypią się iskry to co?! – podskoczył do niego i odsunął mu rękę gwałtownym ruchem.
– Nie wiem, za to wiem co się stanie jak nie przestaniesz się drzeć – Samuel włożył do ucha palec i zaczął nim potrząsać.
Z daleka doszedł ich kolejny szum, ale o wiele łagodniejszy i zbliżający się bardzo powoli. Z pomieszczenia obok doszły ich przekleństwa Percivala albo Conrada.
– Idziecie, chłopaki? Popatrzyłbym, co się tam dzieje – zapytał Conrad.
– Pamiętaj, że nie wolno nam pokazywać się na dworze bez kameleona – upomniał go Samuel.
– To se go ze sobą weź – mruknął Conrad, podchodząc do drzwi.
Szum przerodził się w coś na podobieństwo warczenia i nagle za oknem pojawiło się coś ciemnego na niebie. To coś zbliżało się wolno w ich kierunku i warczenie przybierało na sile. Wszyscy podeszli wolno do okien i popatrzyli na ciemny kształt, który przepłynął nad nimi, pojawił się po drugiej stronie zamku i po chwili oddalił. Warkot zamilkł.
– Mugole – powiedział Samuel. – Z tego, co słyszałem, to to coś nazywa się samlot. Od latania samemu – powiedział tonem znawcy.
– To coś lata samo? Bez pomocy mugoli? – zaciekawił się Marcus.
– Jak SAMlot wziął się od latania, to SAMuel od czego? – zachichotał Conrad i przywołał kanapki. – Nie wiem jak wy, ale ja zgłodniałem.
Pozostali też poczuli głód, więc poszli do wyczyszczonej już kuchni i usiedli przy dużym stole. W czasie posiłku samlot pojawił się jeszcze parę razy, ale już w większej odległości.
– Wygląda, jakby chciał nas podglądać – sapnął Samuel, wyciągając z pomiędzy zębów skórkę od pomidora. – Coś sklątkowata skóra na nich, aż jej pogryźć nie można.
– Jeśli lata sam i nie ma w nim mugoli, to jak może nas podglądać? Przecież miotły nie widzą? – zbagatelizował to Conrad, który najwyraźniej za Samuelem nie przepadał.
Marcus nieoczekiwanie go poparł.
– Testrale też mogą latać same i widzą.
– Jeśli to jest żywe stworzenie, to mu współczuję z powodu tego, co musiało jeść na kolację – zaniósł się śmiechem Conrad. – Zobaczcie, jaki mu dym wali z tyłka!
Wszyscy zachichotali, bo też istotnie za samlotem ciągnął się wyraźny ślad dymu.
Na wszelki wypadek zdecydowali się nie stawać pod oknami i wracając do domu, teleportować się bezpośrednio z zamku.
O siódmej wieczorem Hermiona sprzątnęła swoje biurko i wyszła z pracy. Ginny właśnie wróciła z Hogwartu po skończonych OWUTEMACH i wybłagała u rodziców, żeby pozwolili jej w pierwszej kolejności pojechać do Harry’ego. I poprzez pana Weasleya wymogła na Hermionie wieczorną wizytę.
Kiedy wyskoczyła z kominka na Grimmauld Place, Ginny podbiegła do niej się przywitać.
– Merlinie, nareszcie!!! Tysiące lat się nie widziałyśmy!!! Ale się cieszę!!!
Hermiona roześmiała się, ściskając przyjaciółkę.
– Od mojej wizyty u ciebie minęło zaledwie kilka tygodni, ale masz rację, też mam wrażenie, że to było przynajmniej rok temu!
– Nie napisałaś do mnie ani słowa… Harry też mówi, że w ogóle zastać cię nie może… Przepadłaś zupełnie!
– Przepraszam, Ginny. Mam kupę roboty i do tego wiesz jak jest, zakupy same zrobić się nie chcą… – odparła Hermiona i podeszła uściskać i wycałować Harry’ego.
– Cieszę się, że cię widzę – powiedział chłopak, uśmiechając się radośnie.
– Ja też się cieszę! Nawet nie masz pojęcia jak!
Usiedli w kuchni i zaraz pojawił się Stworek. Hermiona przywitała się również z nim i dostała olbrzymią porcję szarlotki. Harry zaproponował piwo kremowe, żeby uczcić skończone egzaminy, ale Hermiona poprosiła o herbatę. Stworek natychmiast przybiegł z filiżanką i dzbankiem gorącej wody.
– Panienka Hermiona życzy sobie zwykłą czarną, czy może jakąś inną? – spytał, patrząc na nią wielkimi oczami.
– Zwykłą czarną, Stworku. Z plasterkiem cytryny.
Po chwili dostała spodeczek z pokrojoną cytryną i saszetkę herbaty.
– Dziękuję ci bardzo, Stworku.
Skrzat zgiął się w ukłonie i wycofał do kąta.
Ginny zaczęła opowiadać o egzaminach i przy okazji dopytywać się, co należało odpowiedzieć na takie czy inne pytanie. Hermiona na ogół znała odpowiedzi, co ją bardzo ucieszyło.
– Zobaczysz, w przyszłym roku zdasz OWUTEMY śpiewająco! – powiedziała przyjaciółka.
Potem opowiedziała o pożegnalnej uczcie. Wspomniała parę razy o Severusie i Hermiona uśmiechnęła się w duchu. Na koniec oznajmiła cudowną nowinę, że od września zacznie pracować w Biurze Doradztwa w Zwalczaniu Szkodników w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami.
– Wiesz, co prawda nie jest to Wydział Istot, ale to zawsze coś, nie? – mówiła podekscytowana. – Najważniejsze, że udało mi się tam dostać! I będę pracować tak ciężko jak ty, żeby udowodnić, że się nadaję!
– Może jednak nie bierz ze mnie przykładu – poradziła jej Hermiona.
– Dokładnie. Dopiero co wróciłaś z Hogwartu, nie mam ochoty żebyś teraz dla odmiany zaczęła mieszkać w Ministerstwie – dorzucił z uśmiechem Harry, sięgając po rękę Ginny i zaczął opowiadać o swoich egzaminach.
Wyglądał na równie zmęczonego jak Ginny, więc dziewczyna zaczęła z ciekawością dopytywać się o szczegóły. Może gdyby jej kariera potoczyła się inaczej, teraz też kończyłaby egzaminy na jakiejś czarodziejskiej uczelni?
– Najgorszy był egzamin z aresztowań. Był równocześnie praktyczny, jak i teoretyczny.
– Jak mógł być równocześnie i taki i taki? – Hermiona napiła się trochę herbaty i na nowo podjęła walkę z dużym kawałem ciasta.
– Dostałem kartkę z opisem hipotetycznej sytuacji i musiałem podjąć decyzję, czy wolno mi dokonać aresztowania, czy nie. I jakiego typu. I równocześnie wyjaśnić to komisji. Potem aresztowałem podejrzanego i jak skończyłem, musiałem dokładnie wyjaśnić co było mi wolno, a co nie i czemu – odparł Harry.
– Czekaj, nie rozumiem. Aurorzy nie zawsze mogą aresztować?
– To dość skomplikowane. Aurorzy generalnie tropią czarnoksiężników, ale ci ze Służby Bezpieczeństwa zajmują się tymi, którzy zagrażają bezpieczeństwu publicznemu i w szczególności bezpieczeństwu Ministra i członków Ministerstwa – Harry otworzył kolejną butelkę piwa. – Jesteś pewna, że nie chcesz? No więc ci, co łapią czarnoksiężników, mogą zatrzymywać i aresztować zawsze i wszędzie, pod warunkiem że mają podstawy przypuszczać, że podejrzany używa czarnej magii. Służba Bezpieczeństwa też musi mieć wyraźne podstawy do zatrzymania. Mogą to zrobić w celu doprowadzenia podejrzanego na przesłuchanie, ale w takim wypadku nie mogą odebrać mu różdżki na czas dłuższy niż zwykła kontrola. Jeśli w trakcie przesłuchania dowody wskazują, że podejrzany stanowi zagrożenie, mogą wtrącić go do aresztu, ale muszą dokładnie wyjawić powody. Niby nie jest to specjalnie skomplikowane, ale musisz wiedzieć dokładnie, jak zaklasyfikować dany przypadek. Czy bójka na środku Pokątnej może być uważana jako zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego i jeśli tak, to od jakiego momentu?
– A co się dzieje, jak się pomylisz? I zaaresztujesz kogoś i potem okaże się, że nie miałeś do tego podstaw? – zaciekawiła się Ginny i dolała sobie piwa.
– Można się odwoływać i żądać zmniejszenia kary, albo rekompensaty finansowej.
– W takim razie ryzykowali ostro, chcąc ci odebrać różdżkę. Wiesz, przed naszym piątym rokiem – powiedziała Hermiona. To były co prawda dość skomplikowane politycznie czasy, ale w świetle tego, co mówił Harry, wydawało się to zdecydowanie przesadzone.
Przyjaciel wzruszył ramionami.
– To nie byli Aurorzy, ale Wydział Niewłaściwego Użycia Czarów. Faktycznie, nawet naginając ich przepisy, nie mieli do tego prawa. Ale co mógłbym wtedy im zrobić? Nawet gdybym wiedział o tym, przecież nie mógłbym im powiedzieć „Panowie, nie macie prawa”? – prychnął pogardliwie. – Wtedy rząd był tak skorumpowany, że mogli robić, co chcieli.
Hermiona zmusiła się do uśmiechu, myśląc, że powiedzenie „Historia kołem się toczy” jest teraz jak najbardziej na miejscu. Chcąc zmienić temat, spytała:
– Tak swoją drogą… jak idzie Ronowi? Zdał wszystkie egzaminy?
Harry i Ginny na krótką chwilę zamarli. W końcu Harry odpowiedział:
– Dopuścili go do wszystkich i z tego, co mówił, poszły mu raczej dobrze. Wyniki będziemy mieć pod koniec następnego tygodnia, ale sądzę, że przejdzie na drugi rok.
Dziewczyna pokiwała głową.
– To dobrze. Mam nadzieję, że zmądrzał i wziął się porządnie za naukę. Bo podejrzewam, że te wszystkie wcześniejsze weekendy u ciebie i siedzenie nad książkami w domu niewiele miały wspólnego z uczeniem się.
– A ja bym nie żałowała, jakby nie zdał – powiedziała trochę mściwie Ginny. – Nigdy wcześniej nie sądziłam, że mój brat może być takim idiotą.
Harry po trosze zgadzał się ze swoją dziewczyną. Jego przyjaźń z Ronem póki co była skończona i nie sądził, żeby tak łatwo mógł zaakceptować go na nowo. To już nie była czwarta klasa i nie potrzebował Rona tak jak wtedy. Miał dookoła siebie innych ludzi i mógł się bez niego obyć.
– Harry… możesz mi coś powiedzieć o tej… dziewczynie? – zapytała Hermiona – Kim ona jest?
– Miona, naprawdę sądzisz, że to dobry temat? – odparł niechętnie Harry.
– Kiedy ktoś cię zdradzi w taki sposób… w którymś momencie chcesz wiedzieć, co takiego się stało. Czy nie było trochę winy po mojej stronie? Może coś robiłam źle, czegoś mi brakowało…
– Na pewno nie ma w tym twojej winy! – zawołała gwałtownie Ginny. – Nawet nie próbuj się o nic oskarżać!
– Nie próbuję, ale najwyraźniej coś było nie tak, skoro zaczął szukać gdzie indziej, nie sądzisz?
Harry pokręcił głową.
– Chyba wiem, co mogło się stać… Pamiętasz, jak Ron odwrócił się ode mnie, kiedy zostałem wybrany do Turnieju Trójmagicznego? To ty mi wtedy wyjaśniałaś, że miał już dość bycia ciągle w moim cieniu. I pamiętasz jak opowiadał głupoty, jak wyciągnąłem go z jeziora? O walce z trytonami? On potrzebuje kogoś, kto… nie wiem, czy można to tak ująć… kto ma mniejsze zdolności niż on. Jest mniej znany. Potrzebuje czuć się tym lepszym, sławniejszym, mądrzejszym… Przy tobie czuł się tak jak wtedy, w czwartej klasie. Przez chwilę był sławny i pisano o nim, ale szybko przestano. Prorok wolał pisać o słynnym Harrym Potterze i o mądrej i pięknej pannie Granger.
– Z was trojga ty najlepiej wychodzisz na zdjęciach – dorzuciła Ginny.
– I wtedy trafił na Angelique. To dziewczyna w naszym wieku, która ma bardzo mierne zdolności czarodziejskie. Na tyle mierne, że Dumbledore nie wziął jej do Hogwartu. Zna raptem parę zaklęć, a i te kiepsko jej wychodzą. Za to jest… można powiedzieć… dość ładna – skrzywił się zakłopotany.
– To zauważyłam – powiedziała Hermiona, przypominając sobie, jak zastała ich w łóżku. – Przede wszystkim ma zdecydowany przerost klatki piersiowej – dodała cierpko.
Harry odchrząknął, a Ginny parsknęła pogardliwie.
– No i… co… acha. Więc Ron jej się spodobał i zaczęła go uwodzić w taki sposób, który dokładnie odpowiadał temu czego on potrzebował. Mówiła, jaki to jest zdolny, mądry, podziwiała wszystko, co powiedział, co zrobił… Być może faktycznie imponował jej, bo spośród wszystkich studentów jednak on naprawdę czegoś dokonał.
Jasne. Zostawił nas samych wtedy, kiedy go potrzebowaliśmy. I udało mu się wrócić tylko dlatego, że Dumbledore to przewidział i zostawił mu wygaszacz… Powinnam wtedy go naprawdę porządnie rąbnąć!
– Ale nie sądziłem… nie podejrzewałem, że mógł coś takiego zrobić… Jeśli wolał jakąś inną dziewczynę, powinien był ci to powiedzieć. Rozejść się z tobą. To też by cię zraniło, ale lepsze to niż… – powiedział ze skruchą Harry.
– Nie przejmuj się. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – pocieszyła go Hermiona i tym zaskoczyła ich zupełnie. Miała na myśli to, że przy charakterze jej byłego chłopaka prędzej czy później ich związek by się skończył i było zdecydowanie lepiej, że nie doszło do tego gdy już by się pobrali i mieli dzieci. Poza tym od jakiegoś czasu widziała ich przyjaźń i związek jako pasmo wzajemnego marudzenia i zatargów.
Ale Ginny i Harry’emu przemknęło co innego przez myśl i wymienili szybkie spojrzenia.
Hermiona zaczęła opowiadać o swojej pracy. Nie wdawała się w szczegóły, ale powiedziała o projekcie, którego została szefową i ogólnie o tym, jak pracuje się jej teraz.
– Mam dużo do zrobienia, ale lubię to co robię, więc mi to pasuje – powiedziała i stłumiła ziewnięcie. – Przepraszam was. Trochę mało ostatnio sypiam i jestem nieco zmęczona – dodała, nieświadomie wkopując się jeszcze bardziej.
Harry uznał, że to była właściwa chwila i pochylił się lekko w jej stronę.
– Miona… na początku miesiąca, w niedzielę, wybrałem się do Londynu spotkać się z Dudleyem. I potem wyskoczyliśmy do baru. Wiesz, koło Dudley House…
– Więc macie nadal ze sobą kontakt? – ucieszyła się Hermiona. – To świetnie! Mam nadzieję, że choć trochę się zmienił!
– Jasne, że się zmienił! Zabujał się w czarownicy! Żebyś wiedziała, co na to ciotka z wujem… – Ginny chrząknęła i Harry czym prędzej wrócił do tematu. – I potem poszliśmy do baru, całkiem niedaleko. Na kraba z grilla. – Urwał i spojrzał na nią znacząco.
– No i jak? Dobry był?
– Owszem, jednak widok przez okno był o wiele bardziej interesujący…
Hermionie nic to nie mówiło. Zdążyła już zapomnieć o tym, co działo się tydzień temu, a co dopiero mówić o tym, co było na początku miesiąca!
– A co widzieliście?
– Ciebie ze Snape’m! – wypaliła na to rudowłosa, zanim Harry zdążył się odezwać.
Hermionie senność przeszła jak ręką odjął. Poderwała głowę i zbladła – nie zaczerwieniła się, ale właśnie zbladła.
– Cholera…! – zerknęła na ogień płonący na kominku i jednym smagnięciem różdżki go zgasiła
– Hermiona… co ty ro… bisz… – zaskoczony Harry z wysiłkiem oderwał wzrok od pustego paleniska.
– Harry, to nie jest temat do rozmów…!
– Chcesz powiedzieć, że chodzisz ze Snape’m?! – wykrztusił na to.
Dziewczyna patrzyła na niego i starała się coś wymyślić. Właśnie podsunął jej rozwiązanie. Miała do wyboru – powiedzieć im, że chodzi o coś, o czym nie wolno rozmawiać, albo że tak, chodzi z nim i wtedy cała historia z Norrisem pozostałaby tajemnicą. Ale nie chciała, żeby oboje myśleli o niej źle. Jak przez mgłę zaskoczyło ją, że nie uważała za coś złego pomysł bycia z Severusem, ale że mogliby pomyśleć, że w czasie kiedy była z Ronem, miała kogoś na boku… Mowy nie ma! Nikt nie będzie myślał o niej tak samo, jak ona myślała o swoim ex!!!
– Nie, Harry! – zdecydowała się błyskawicznie.
– Patrząc na was z boku, można tak było pomyśleć… Już szczególnie biorąc pod uwagę męskie buty przy twojej kanapie.
– Słuchajcie – powiedziała poważnie. – Jak mówiłam, to nie jest temat do rozmów. Po pierwsze, nigdy nikomu o tym nie mówcie. Jeszcze lepiej, nie rozmawiajcie o tym nawet między sobą. Nigdy nie wiadomo… nie tylko ściany mają uszy – zerknęła odruchowo na puste palenisko. – Po drugie, nie, nie jesteśmy razem. To zupełnie inna sprawa. I nikt nie ma prawa o tym wiedzieć.
Harry i Ginny byli wyraźnie zszokowani. Spojrzeli po sobie i z powrotem na dziewczynę naprzeciw.
– Hermiona… co się dzieje?! Przecież wiesz, że możesz nam ufać…
– Harry, wiem, że mogę wam ufać. Ale tu nie chodzi o zaufanie… Nie chcę was narażać.
– Chcesz powiedzieć, że on cię w coś wplątał?! W coś… niebezpiecznego? – zapytał Harry z oskarżycielską nutką w głosie.
Hermiona natychmiast się zjeżyła.
– Nie. To ja go wplątałam, więc nawet nie próbuj go za to winić!
Przez chwilę oboje nie umieli wykrztusić nawet słowa. Harry starał się przetrawić to co usłyszał.
– Posłuchaj…
– Harry, proszę! Nie naciskaj, bo i tak wam nic nie powiem! Nie mogę wam powiedzieć! Jeśli… ktokolwiek dowiedziałby się… albo nawet przypuszczał, że coś wiecie, nie zawahałby się was zabić! Dlatego mówię, nie rozmawiajcie o tym nawet ze sobą!
– O, Merlinie… – wyszeptała Ginny przerażona.
Harry czuł się podobnie. Dopiero, jak ochłonął, podniósł ręce w obronnym geście.
– Dobrze, już dobrze… Nie będę pytał… Ale powiedz choć, co między wami jest… Wyglądaliście naprawdę bardzo dziwnie…
– Co między nami jest? – Dobre pytanie… – Mogę chyba powiedzieć, że to coś na kształt przyjaźni… nie wiem… Nie umiem tego inaczej ująć…
Harry bezgłośnie powtórzył po niej „przyjaźni”, co sprawiło, że żachnęła się nagle. Do cholery, a czemu nie?! Uważając na dobór słów, postanowiła to wyjaśnić.
– To nie ten sam człowiek, którego wy znacie. Wy pamiętacie złośliwego i surowego profesora eliksirów. Dla mnie to przeszłość, szkolne czasy już dawno minęły. Kontaktujemy się od dwóch miesięcy i widzę kogoś zupełnie innego… To normalny człowiek, z którym mogę porozmawiać, pośmiać się i któremu mogę się wypłakać, kiedy coś jest nie tak.
Harry nadal nie wydawał się być przekonany, więc wyciągnęła swoją ostatnią kartę.
– Pamiętasz, jak w pierwszej klasie, na początku się nie znosiliśmy? Wystarczyła jedna… przygoda z trollem, żeby sprawić, że wzajemna niechęć przerodziła się w przyjaźń… My przeżyliśmy już więcej niż jedną…
Przypomniała sobie, jak udało im się zabrać wspomnienie, podmianę eliksirów i niedawny wybuch Severusa, kiedy powiedział, że zrobi wszystko byle nic się jej nie stało. I uśmiechnęła się.
– On uratował życie mi, a ja jemu. Mogę mu ślepo ufać, bo wiem, że zrobi wszystko, żeby mnie ochronić. I on wie, że może ufać mi… Dziwicie się, że się zaprzyjaźniliśmy?
Spojrzała na zaskoczoną Ginny i siedzącego obok przyjaciela. Ten patrzył na nią chwilę, po czym skinął głową.
– Jeśli on cię chroni, to w porządku. Ale pamiętaj, jeśli będziesz kiedykolwiek potrzebować pomocy, to zawsze możesz na mnie liczyć. Wystarczy tylko powiedzieć.
Hermiona zerwała się z krzesła i uściskała go mocno.
– Harry, obiecuję ci, że jeśli będzie trzeba… to damy ci znać.
Potem uściskała Ginny.
Poczuła, że wizyta się skończyła. Po takim temacie nie bardzo potrafiła wrócić do zwykłego plotkowania, czy opowiadania o swojej pracy. Nie chciała też, żeby poruszyli tematy polityczne. Poza tym domyślała się, że jakkolwiek by się nie cieszyli na jej widok, oboje potrzebowali trochę czasu dla siebie.
– Będę już uciekać. Teraz, kiedy oboje skończyliście egzaminy i Ginny jest już na stałe w domu, powinniśmy się móc częściej widywać…
Uścisnęła ich jeszcze raz i podeszła do kominka.
– Dam wam znać, jak tylko będę miała czas, obiecuję!
Wrzuciła troszkę proszku Fiuu i gdy buchnęły zielone płomienie, wymówiła swój adres i zaklęcie zdejmujące osłony w jej mieszkaniu. Ginny i Harry machnęli jej na pożegnanie i znikła.
Po kolacji Hermiona spakowała ubrania i kosmetyki, dorzuciła do torby wszystkie wykorzystane świstokliki i nastawiła alarm na piątą rano. O szóstej miał przylecieć Severus i razem mieli świsnąć do Dover, żeby złapać pociąg do Calais.
Położyła się spać, ale nie mogła zasnąć. Myśli same pobiegły do dzisiejszej rozmowy.
Harry zobaczył ją z Severusem… Co za przypadek, że tego samego dnia, o tej samej porze, wybrali się w to samo miejsce…! Tyle tam było ulic, tyle restauracji… Ależ ten świat jest mały!
Powiedziała, że są przyjaciółmi. Ona właśnie tak to widziała, ale czy Severus traktował ją podobnie? Z tego, co widziała, Severus był bardzo zdystansowany do otaczających go osób, więc nie sądziła żeby uważał ją za swoją przyjaciółkę. Choć bardzo by chciała.
Harry sądził, że mogli być razem. Czyżby faktycznie sprawiali takie wrażenie? Znów zaskoczyło ją, że nie widziała w tym nic szokującego. Wcale nie był taki zły. Zmienił się… a może zawsze taki był, tylko nigdy dotąd nie miała okazji poznać go od tej strony? Nic w tym dziwnego, wcześniej on był nauczycielem, a ona uczennicą. Teraz miała szansę się do niego zbliżyć i odkryć, jaki jest naprawdę. Ciekawe, czy było jeszcze dużo takich cech, których jeszcze nie odkryła?
Zastanowiła się, jaki on właściwie był. Na pewno surowy i wymagający. Ale pod tym kryło się coś zupełnie innego. Potrafił żartować i śmiać się. Potrafił być miły. Dbał o nią, troszczył się…
Przypomniała sobie, jak wyleczył jej poranione palce, zanim zajął się swoimi. I jak pocieszał ją w Klinice wtedy, kiedy nie mogli podmienić eliksiru. Czy też kiedy ostatnio powiedział jej, że zrobi wszystko, żeby tylko ją chronić… Przyszło jej do głowy, że pewnie to jest ta strona Severusa, którą ukrywa pod maską obojętności i sarkazmu i której prawie nikt nie zna.
Wróciła myślą do zeszłego tygodnia i przez chwilę wspominała zaskakujące poczucie bezpieczeństwa, kiedy ją przytulił. Nigdy do tej pory z nikim czegoś takiego nie czuła. To było tak, jakby… po strasznej burzy nadeszła wreszcie cisza i spokój. Upragniona chwila ulgi od tego koszmaru.
Czy jak to się wreszcie skończy, będą jeszcze się widywać? Poczuła nagłe ukłucie w sercu i aż otworzyła oczy.
Czy POTEM, kiedykolwiek miałoby to być, zostaną naprawdę przyjaciółmi? I będą jeszcze się spotykać?
Przypomniała sobie, jak puste i długie były dni, kiedy się nie widywali. I dziwne wrażenie samotności, choć przecież miała przyjaciół, znajomych czy rodziców, do których mogłaby pójść. Ale to nie byłoby to samo.
Ze zdumieniem odkryła, że rozpaczliwie chciała go nadal widywać. Zrozumiała, jak ceniła sobie chwile spędzone z nim; kiedy pracowali przy eliksirach i cierpliwie tłumaczył jej różne rzeczy, gdy planowali kolejną wyprawę – do Ministerstwa czy do Kliniki, czy też podsłuchiwać Norrisa i resztę. Czy też jedli razem obiad czy kolację i po prostu rozmawiali. O czymkolwiek.
Nagle spłynęła na nią ulga. Przecież Severus dał jej swoje szaty do sporządzania eliksirów i powiedział, że jeszcze nieraz będzie ich potrzebować! Więc była jeszcze nadzieja, że będą się widywać. I nawet jak skończy się ta cała sprawa Norrisa, ona znajdzie sposób na to, żeby kontynuować ich spotkania! Naprawdę przystąpi do OWUTEMÓW i będzie potrzebowała jego pomocy przez cały następny rok!
Poza tym miała właśnie w perspektywie spędzenie z nim całych dwóch dni. Uśmiechnęła się do siebie i spojrzała na zegarek. Dochodziła północ. Już za parę godzin się spotkają!
Przytuliła się mocno do poduszki, starając się przypomnieć sobie, jak czuła się tuląc się do niego i równocześnie myśląc o tym, żeby jak najszybciej zasnąć i obudzić się o piątej rano…
I bardzo dobre wytłumaczenie całej sytuacji 😊Wróć do czytania
czasem wystarczy kilka prostych slow zamiast dlugie, zagmatwane wyjasnianie;
Choc przyklad z trollem tez powinien duzo wyjasnic
Powody zawsze się znajdą 😁Wróć do czytania