Poniedziałek, 18.01
Severus przepuścił przed sobą Hermionę i wyszli z sali rozpraw do holu i zatrzymali się, żeby poczekać na Jean Jacquesa, który poszedł odnieść ich szaty. Za nimi i przed nimi wychodziło tyle ludzi, że choć hol był duży, zrobiło się tłoczno. Hermiona rozglądała się, starając się dostrzec granatowo-białą szatę przyjaciela między przechodzącymi z obu jej stron ludźmi. Ktoś potrącił ją ramieniem, mijając ją i obróciła się odruchowo i właśnie wtedy zobaczyła, jak Jean Jacques podchodzi do nich z przeciwnej strony, przedzierając się pod prąd opuszczającego salę tłumu.
– Tam jest! – zawołała, chwyciła Severusa za rękę i pociągnęła w kierunku Jean Jacquesa.
– Przepraszam, trochę to trwało – wymamrotał. – Dopadł mnie znajomy.
Severus zachował poważny wyraz twarzy, gdy usłyszał „nic nie szkodzi” Hermiony. Wyszli do głównego holu i stanęli w kolejce po płaszcze, dyskutując na temat zeznania jednej z kobiet, którą uwiódł Cabrel w ramach „łowów”, kiedy już był podwójnie żonaty i dzieciaty. Kolejka posuwała się całkiem szybko i już po chwili Jean Jacques podał młodej dziewczynie w śnieżnobiałej szacie dwa czarne paski Hermiony i Severusa. Dziewczyna nie fatygowała się chodzeniem i szukaniem, tylko odesłała paski na wieszaki i po kilku sekundach złapała w ramiona ich nadlatujące płaszcze.
– Merci beaucoup, mademoiselle – powiedziała Hermiona, uśmiechając się do niej szeroko.
– Avec plaisir, m’sieurs–dames. (Z przyjemnością, proszę państwa)
Jakiś gruby jak beczka czarodziej obok nich w wyraźnie kusej marynarce poprawiał właśnie kapelusz i rękawy podjechały mu do góry, ukazując duży zegarek. Severus rzucił dyskretnie okiem na godzinę. Dziesięć po szóstej tu, we Francji, czyli dziesięć po piątej w Anglii. Bardzo dobrze, mamy trochę czasu.
Rzucił okiem na Jean Jacquesa i pokazał dwa palce. Ten ledwo zauważalnie skinął dwa razy głową i ucałował Hermionę.
– Na mnie już czas. Muszę zmykać. Bawcie się dobrze – zaśmiał się na widok jej miny.
Uścisnął rękę Severusowi, mrugnął do Hermiony i odszedł w przerzedzający się już tłum. Severus ujął Hermionę pod rękę.
– Chodź, pójdziemy na spacer.
– … Spacer…? Na jaki spacer?
Nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się zagadkowo i poprowadził ją krętą drogą do Niemagicznego Pokoju. Szli długimi, pustymi korytarzami. Severus musiał rzucić Lumos, żeby oświetlić małe kamienne schodki, którymi zeszli piętro niżej, przeszli przez pogrążoną w półmroku olbrzymią salę i wyszli w znanym im już korytarzu, oświetlonym płonącymi pochodniami. Na końcu zobaczyli drzwi, przy których stała szafka, a na ścianie wisiała ramka do obrazów z pustym kawałkiem pergaminu.
Na ten widok Hermiona uśmiechnęła się radośnie. Pamiętała i wiedziała, że nie zapomni do końca życia ich ostatniego pobytu tam, w dniu jej urodzin. Czyżby Severus chciał urządzić sobie podobny spacer z okazji swoich?
Severus wyjął z kieszeni karteczkę od Jean Jacquesa, przeczytał parę linijek i stuknął różdżką w ramkę. Hermiona spojrzała na pojawiające się słowa.
Ile San Bainso, Corse du Sud
1 Août 2016, 16h21
22°C, soleil
– Wybieramy się na Korsykę?! – spytała z niedowierzaniem, wciąż patrząc na karteczkę.
– Z tego, co pamiętam, mówiłaś, że lubisz południe? – odparł pytaniem Severus.
Sięgnął do szafy, w której Jean Jacques schował ich ubrania i kilkoma ruchami różdżki przebrał ich oboje. Hermiona, dla której wciąż wszystko działo się za szybko, przesunęła dłońmi po rozpinanej koszulce na ramiączka, luźnych białych spodniach za kolano i spojrzała na płaskie sandały. Równocześnie zrobiło się jej zimno, ale w tym momencie Severus otworzył drzwi, objął ją w pasie i wszedł do środka.
To był szok.
Nagle buchnął na nich gorąc i poraziło jasne słońce. Hermiona zacisnęła oczy i nabrała powietrza, które wlało się w nią rozkosznym ciepłem, wypełniło jej pierś i przez sekundę marzyła, żeby nie musieć go nigdy wypuszczać. Wypuściła jednak i dopiero przy drugim wdechu poczuła zapach soli, wodorostów i wilgotnego piasku.
Równocześnie owionął ich nagły podmuch wiatru, przynosząc ze sobą kropelki wody, które osiadły na jej nagiej skórze, przyprawiając o lekki dreszcz i dotarł do niej nagły huk i głośny szum, który łagodnie przesunął się gdzieś na bok i zmienił się w syk i plusk u jej stóp. Odważyła się rozchylić zaciśnięte powieki i poprzez rzęsy dostrzegła biel przemieszaną z seledynem przechodzącym w lazur.
Stopniowo otworzyła oczy coraz bardziej i to, co podpowiadała jej wyobraźnia, okazało się prawdą. Stali na niewielkiej skale, z której roztaczał się zapierający dech w piersiach widok na morze. Zdawało się nie mieć końca. Pyszne białe grzywy fal gnane wiatrem biegły ku nim, oddzielone regularnymi pasmami błękitu i lazuru. Roztrzaskiwały się u ich stóp, wzbijając w powietrze fontannę bieli, która opadała natychmiast, sycząc i kipiąc, gdy woda cofała się tylko po to, by za chwilę targnąć się na nich jeszcze gwałtowniej. Piana tryskała w górę, morze wylewało się na wystające z wody głazy i uciekało w odwiecznym rytmie, niczym dwoje zapalczywych kochanków zdecydowanych nigdy się nie poddać.
Gdzieniegdzie na falach kołysały się mewy. Ich biel mieszała się z refleksami tańczącymi jasnymi plamkami przed ich oczami. Gdzieś hen, daleko, majaczyły sylwetki łódek o śnieżnobiałych żaglach.
Oślepiające słońce obejmowało wszystko swoim blaskiem, wypełniając świat jasnością, od jasnoszarych skał o fantastycznych kształtach po błękitne niebo, po którym z głośnymi piskami szybowały mewy.
– Och, Severusie…
Spojrzała na niego i jednocześnie uświadomiła sobie, że ściska jego rękę, więc natychmiast rozluźniła palce. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na morze i wtuliła mu się w ramiona, ale mimo zamkniętych powiek nie przestawała widzieć pejzażu sprzed chwili.
Severus przygarnął ją mocno i po piersi rozlało mu się ciepło nie mające nic wspólnego z gorącem dookoła. Udało mu się ją zaskoczyć, sprawić jej przyjemność. W tym momencie czuł, że płynie gdzieś ponad chmurami.
– Severus? – Hermiona przekręciła głowę twarzą w jego stronę. – Czym… czemu tu jesteśmy?
– Bo chciałem pospacerować.
Ujął jej twarz i pocałował w czoło, ale Hermiona złapała jego ręce i uśmiechnęła się promiennie.
– Więc chodź! – pociągnęła go za sobą.
Ruszyli w lewo i lawirując między głazami, zeszli na brzeg usiany kamieniami. Schodząc, Hermiona miała wrażenie, że trochę dalej dostrzegła biały piasek, więc nie zastanawiając się, zeskoczyła z płaskiego kamienia do przejrzystej wody i aż złapała się za usta ze zdumienia. Woda była tak ciepła, że w ogóle nie poczuła, że w nią weszła!
– Ale ona jest…
Właśnie wtedy nadeszła kolejna fala, woda podeszła jej aż do piersi i jednocześnie z hukiem rozbiła się o głaz obok i trysnęła na wszystkie strony, zalewając ją z góry. Hermiona odruchowo podskoczyła i odpływająca gwałtownie woda pociągnęła ją ze sobą i przewróciła.
Gdy kaszląc i plując i ociekając wodą, zaczęła gramolić się na głaz, Severus wybuchnął śmiechem.
– Panna Zmokła Kura?
Zamarła z jedną nogą uniesioną w górę. CO???! Zmokła Kura???! Czekaj, ty zdrajco…!!!
– Pomożesz mi? – spojrzała na niego z niewinną miną.
Severus, przeczuwając jej zamiary, pochylił się nad nią i wyciągnął do niej rękę. I w następnej chwili z głośnym pluskiem wylądował w wodzie.
Gdy wynurzył się i odrzucił do tyłu włosy, Hermiona miała triumfujący uśmieszek na twarzy.
– Witamy w klubie, Panie Zmokły Nietoperzu!
Opryskał ją wodą, więc z odpowiedzi zaczęła na niego chlapać, dopóki nie złapał jej za ręce i nie uwięził w ramionach.
– Co to miało być? – spytał, kiedy przestali się już śmiać.
Hermiona wzruszyła ramionami.
– Chciałeś przecież spacerować?
– I dlatego próbowałaś chodzić po wodzie? Przypominam ci, że tu nie ma magii.
Hermiona na nowo wybuchnęła śmiechem.
– Nie, tam dalej widziałam coś, co wyglądało na piasek.
Trochę płynąc, trochę idąc, dotarli do niewielkiej plaży. Severus szedł za Hermioną, by móc ją podtrzymać gdyby upadła i gdy zaczęła wolno wychodzić z wody, aż przystanął w miejscu, podziwiając wyjątkowo pociągający widok.
Mokra bluzka przylgnęła do jej ciała, ukazując szczupłą talię. Luźne spodnie osunęły się nisko; po trzech czerwonych gumkach na lewym biodrze i ponętnie przebijających przez niemal przeźroczysty materiał pośladkach rozpoznał bieliznę, którą dał jej w prezencie na Boże Narodzenie.
Hmmm… czyżby Hermiona planowała coś na dzisiejszy wieczór?
Odruchowo odszukał fiolkę z eliksirem, którą włożył wczoraj do kieszeni koszuli. Nie rzucił na nią zaklęcia nietłukącego, bo nie wiedział, jak może zareagować w świecie, w którym nie było żadnej magii. Na wszelki wypadek postanowił po prostu na nią uważać.
On też miał plany na dzisiejszy wieczór, z tym, że myślał, że… zajmą się tym trochę później. Jednak teraz, mając przed sobą jej kuszące kształty i obraz bielizny, która odsłaniała o wiele więcej niż zakrywała, poczuł przyjemne napięcie budzące się w podbrzuszu.
Hermiona podeszła parę kroków do cienia i osunęła się na gorący jeszcze, biały piasek. Usłyszała kroki i wyczuła, jak Severus kładzie się obok. I poczuła, jak przesunął czubkami palców od jej uda przez pośladki aż do ramienia. Odsunął na bok jej włosy i zaczął głaskać jej ramię.
– Hmmm? – mruknęła, odwracając głowę w jego stronę, wciąż z zamkniętymi oczami.
– Myślę, że spacer może poczekać.
Jego głos zabrzmiał tuż przy jej uchu, niski, jedwabisty i w chwilę później poczuła jego usta sunące po jej ręce śladem jego dłoni. Jego palce odnalazły jej plecy i badały wgłębienie kręgosłupa, wędrując łagodnymi pociągnięciami w górę i w dół.
Hermiona obróciła się powoli i Severus spojrzał na nią i przesunął palcem po jej ustach. Dziewczyna przymknęła oczy i powiodła za nim głową, biorąc go do środka, wycofała i zanurzyła z powrotem przygryzając delikatnie.
Na ten sugestywny gest przeszedł go dreszcz pożądania. Jeszcze chwilę pozwolił jej na to, przyglądając się spod półprzymkniętych oczu jej skupionej twarzy, a potem sięgnął po jej usta. Lekkim muśnięciem otworzył je, wplatając dłoń w jej włosy i przyciągając ku sobie, by móc w nie wejść językiem, zanurzyć się w sekretnych zakamarkach, upić się jej oddechem.
Chwilę wodził palcami po jej piersi, obrysowując kształt stanika, igrał z nią, to drapiąc delikatnie paznokciami przez materiał, to przesuwając nimi po ciele przez mokrą bluzkę. Jego dotyk rozgrzewał ją bardziej niż gorąc dookoła. Mimowolnie wygięła ciało w łuk, by dać mu lepszy dostęp i równocześnie przylgnąć do niego, poczuć go.
Severus pchnął ją na plecy, zdusił ustami jęk zawodu i sięgnął do guzików bluzki. Gdy rozpiął trzy pierwsze i wsunął palce pod tkaninę, jej dłonie zacisnęły się spazmatycznie na jego karku.
– Ciiii… – szepnął, przesuwając rozchylonymi szeroko palcami i odginając materiał na boki.
Odsłonił rowek między piersiami i gładkie krągłości i pochylił się do nich, by odnaleźć zapach jej perfum, zanurzyć się w miękkości i wsłuchać się w rytm jej westchnień. Gdy dziewczyna odrzuciła głowę i zanurzyła palce w jego włosach, przechylił się nad jej ciałem i polizał skórę przy krawędzi materiału, nie przestając na ślepo rozpinać pozostałych guzików na jej płaskim, coraz szybciej falującym brzuchu.
Jego usta podążyły śladem jego dłoni, coraz niżej i jej oddech przestał nadążać za galopującym sercem. Chcąc go przy sobie, uklękła gwałtownie i przyciągnęła do siebie.
– Chodź… chodź do mnie… – syknęła, wsuwając spragnione dotyku jego skóry dłonie pod mokrą koszulę.
Ich wargi się odnalazły na krótką chwilę, gdy Hermiona próbowała ściągnąć jego koszulę. Severus pomógł jej i odrzucił ubranie gdzieś na bok. Aż jęknęli, gdy ich ciała zetknęły się ze sobą, ale Hermiona chciała więcej.
Sięgnęła po brzeg swojej bluzki, ale Severus złapał ją za rękę.
– Spokojnie… – wymruczał.
– Nie mogę…!
– Ależ możesz…
– Severus…!
– Jeszcze nie…
Powoli zaczął zsuwać jej bluzkę, zanurzając usta w zagłębieniu przy obojczyku, przygryzł skórę na jej szyi i Hermiona jęknęła głucho i przylgnęła do niego, ocierając się o jego twardość.
– Jestem niecierpliwa? – wyszeptał, zrzucając wreszcie jej bluzkę.
– Proszę…
On też chciał tego samego. Nie wiedział nawet które z nich rozpięło z przodu stanik, poczuł tylko miękkość jej piersi i twarde brodawki osuwające się w jego pierś i ocierające o jego spragnioną skórę, jej drżące dłonie głaszczące chaotycznie jego ramiona, plecy i ciągnące go rozpaczliwie ku niej.
Starając się zapanować nad sobą jeszcze trochę, rozwiązał mokry sznurek jej spodni i wsunął dłonie pod mokry materiał. Palce odnalazły trzy cieniutkie paseczki biegnące przez jej biodra na jędrne pośladki i z powrotem, ku płaskiemu podbrzuszu. Podążył nimi niżej i zakrzywił je lekko i Hermiona jęknęła. I gdy wyczuł gładką, aksamitną skórę i oczyma wyobraźni zobaczył, co to znaczy… po prostu oszalał! Coś wybuchło w nim i nie mógł się już powstrzymać. Jednym, zdecydowanym ruchem opuścił jej spodnie i bieliznę aż do kolan, błyskawicznie przechylił ją na piasek i uwolnił jej nogi. Chwiejąc się na pograniczu utraty rozumu, pocałował jej kostkę i zjechał ustami niżej, po kształtnej łydce i wnętrzu uda i zaczął odkrywać jej kobiecość tonącą w gorącej, odurzającej wilgoci.
Hermiona załkała coś niezrozumiałego, łapiąc go za głowę. Już po krótkiej chwili nie mogła już myśleć, nie mogła już czekać, mogła tylko chcieć go w sobie, pchana czymś, czego nie umiała nazwać.
– Nie! Nie tak! – zawołała, złapała go pod ramiona i pociągnęła w górę z całej siły.
Ich usta się odnalazły, poczuła swój smak i zaczęła pomagać mu zdzierać resztę ubrania. Severus odnalazł ją i pchnął delikatnie, ale ona nie chciała łagodności, nie teraz! Przyciągnęła go do siebie i wpiła się w jego wargi. Był wszędzie, był wszystkim. Czuła go całą sobą, choć nie wiedziała czy to wiatr, czy to jego ręce pieszczą jej ciało. Jego dotyk był ogniem, od którego płonęła. Zanurzała się coraz bardziej w jego oddech, szukając wytchnienia od słodkiego bólu, który w niej narastał, biegła w ciemności w kierunku światła, coraz szybciej, coraz nieprzytomniej, aż wreszcie rzuciła się w nie i jasność wybuchła dookoła niej i w niej i targnęła nią tak gwałtownie, że czuła ją każdym krzyczącym nerwem, każdym drgającym skrawkiem jej ciała, każdym włoskiem na skórze… I z wolna ustąpiła ciszy, rozlała się spokojem i przyniosła radość i ukojenie.
Severus znieruchomiał na chwilę i zaczął całować jej twarz, jej włosy, aż leniwie otworzyła oczy i uśmiechnęła się. Ale jego ciało domagało się tego samego, więc na nowo zaczął falować jak w transie, gdy nagle dziewczyna przytrzymała go.
– Połóż się.
Hermiona przewróciła go na plecy i zaczęła go kochać, poruszając się miarowo, w rytm jego coraz bardziej gorączkowych pieszczot, które zmieniły się w rozpaczliwe szukanie oparcia, jakby próbował uchwycić się jej, by nie spaść w przepaść. Napawała się widokiem jego zaciśniętych powiek, twarzy wykrzywionej jak w grymasie bólu, wsłuchiwała się w nierówny oddech i starała się podążać za nim, gdy w końcu złapał jej biodra i zaczął nią kołysać. I gdy nagle zaczął głośno dyszeć, krzyknął i zadrżał cały, zrozumiała, że on też znalazł spełnienie.
Gdyby miała jeszcze jakieś wątpliwości, przekonałby ją wyraz ekstazy rozlewający się na jego twarzy. Szczęśliwa osunęła się na bok, czując wyraźnie, jak pełna jest jego miłości. Wzięła go w ramiona i zaczęli się leniwie całować. Po chwili oparła głowę o jego pierś.
– No to się naspacerowaliśmy – roześmiała się.
– Tylko i wyłącznie z twojej winy – odparł, przybierając poważny wyraz twarzy.
– Hę..? Z mojej winy??? A kto zaczął?! – szturchnęła go lekko stopą.
– Nie zacząłbym, ale na widok ciebie w mokrych spodniach, przez które prześwitywała ta skąpa bielizna… mój mały czarodziej miał coś do powiedzenia.
Hermiona zamarła, rozszerzyła oczy i nagle wybuchnęła śmiechem.
– MAŁY czarodziej???!
– Pozostając przy temacie. Zauważyłem, że planowałaś zaciągnąć mnie dziś do łóżka? – Severus sięgnął po kosmyk jej włosów i zaczął go sobie owijać dookoła palca.
– Ciebie nie trzeba zaciągać!
– Czyżby to była skarga?
– A słyszałeś, żebym się przed chwilą skarżyła?
– Nie wiem, czy można to było nazwać skargą, ale słyszeć, słyszałem…
Oboje uśmiechnęli się. To mu o czymś przypomniało. Przechylił się przez nią i sięgnął po koszulę leżącą obok nich.
– Proszę – podał jej fiolkę z błękitnawym płynem. – Ostrożnie, żeby się nie stłukła.
Hermiona natychmiast zrozumiała, o co chodzi i uznała, że w takim razie lepiej będzie wypić eliksir natychmiast. Przynajmniej będzie z głowy. Nie zapomnę, nie stłucze się.
– Chodź, pospacerujemy sobie.
Ubrali się w wilgotne jeszcze ubrania i poszli na długi spacer brzegiem morza, lawirując między skałami i falującymi wysokimi trawami, aż doszli do niewielkiej polany usianej większymi i mniejszymi głazami. Na rozpalonych kamieniach wygrzewały się w słońcu jaszczurki, nad barwnymi kwiatami latały kolibry, a nieopodal zaczynał się gaj oliwny. Ponieważ gorąco było nie do wytrzymania, schowali się w cieniu i Hermiona zabawiała się odgadywaniem, co przypominają obłoki płynące po niebie. Kiedy w końcu w jednym z nich zobaczyła nietoperza, Severus uznał, że pora wracać.
Wiatr ucichł, morze wygładziło się, więc nie chcąc moczyć na nowo ubrania, rozebrali się i zanurzyli w kryształowej wodzie. I kochali się jeszcze raz. Potem zaś wspięli się na skały ponad nimi, Severus wziął Hermionę w ramiona i siedząc, przyglądali się, jak niebo zabarwiało się coraz bardziej na pomarańczowy kolor, jak żółto-biała kula pochylała się nad wodą, dotknęła jej i zaskakująco szybko zanurzyła się i utonęła. Gdy zniknął ostatni biały punkcik na niebie i odbicie na mokrym piasku, który przybrał krwistoczerwony kolor, morze stało się ciemne i oleiste i szemrało tajemniczo.
Ale gdy patrzył z boku na jej rozradowaną twarz, wsłuchiwał się w powolny, miarowy oddech i czuł, jak jest rozluźniona, w jego sercu słońce świeciło nadal.
Jean Jacques przyszedł odebrać ich niedługo po zachodzie słońca, tak jak się umówili. Przeszli przez drzwi i poczuli zimno, ale tylko po wierzchu skóry. Od środka byli rozkosznie rozgrzani. Francuz podał im natychmiast różdżki i ubrania i Severus błyskawicznie zmienił ubranie na Hermionie, a potem na sobie.
– No i jak było? – zagadnął Jean Jacques, przyglądając się rozluźnionej twarzy dziewczyny.
– Cudownie! Przecudownie! To jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie widziałam! – wykrzyknęła z entuzjazmem.
Severus sięgnął ręką do rozpalonych policzków.
– Będziemy chyba musieli nasmarować się maścią przeciw oparzeniom – mruknął.
Jean Jacques zachichotał radośnie.
– Następnym razem wybierz może francuskie Alpy, tam cię nie strzaska. Wstąpicie do mnie?
Hermiona spojrzała na Severusa, który zaprzeczył. Zaczynał czuć gorąc na ramionach i plecach i doszedł do wniosku, że im szybciej je nasmaruje, tym lepiej.
– Dziękujemy, Jean Jacques, ale może następnym razem – rzucił okiem na zegarek. – Późno już.
Jean Jacques skinął głową.
– Jasne. Dam wam znać. Normalnie Jastence nie potrzebuje was ani w czwartek, ani w następny poniedziałek.
Piątek, 22.01
Molly westchnęła ze zniecierpliwieniem, patrząc na swoją córkę układającą sobie elegancko włosy. Ona sama była już gotowa na spotkanie świadków, na które obie zostały zaproszone. Ginny od pół godziny przebrała się już trzy razy i teraz robiła sobie fryzurę.
– Ginny, pospiesz się! – fuknęła w końcu z niecierpliwością.
– Mamo, przecież ja muszę jakoś wyglądać… – zaoponowała rudowłosa, rozczesując na nowo włosy, bo kok jej nie wyszedł.
– Przecież Harry’ego tam nie ma, po co się tak stroisz?!
– A gdzie jest powiedziane, że mam się podobać tylko Harry’emu?
– Nie pyskuj. Mogę ci zaręczyć, że Severus nie na ciebie będzie patrzył.
Ginny popatrzyła na odbicie matki w lustrze, uniosła oczy do góry z politowaniem i na nowo uformowała kok.
Jej problem związany był właśnie z „Severusem Snape’m” – bo tak właśnie go nazywała. Od kiedy skończyła się afera Norrisa, spotkała go już dwa razy, ale nie bardzo miała okazję z nim rozmawiać. Za pierwszym razem przywitali się krótko, na jej powitanie skłonił lekko głowę i powiedział „Panno Weasley” i na tym się skończyło. Za drugim to on podszedł do niej się przywitać i po zwyczajowym pozdrowieniu i krótkim podziękowaniu za prezent urodzinowy, dodał „Hermiona powiedziała mi, że pracuje pani w Ministerstwie. Gratuluję”. Ginny podziękowała i ośmieliła się dorzucić, że bardzo się jej tam podoba, choć stanowisko nie jest specjalnie interesujące. Wysłuchał w spokoju i odparł „Ma pani mnóstwo czasu przed sobą na zajęcie poważniejszego stanowiska. O ile pamiętam, cierpliwości nigdy pani nie brakowało”. Na całe szczęście akurat podszedł Harry, bo dziewczyna nie miała bladego pojęcia, co odpowiedzieć. Obaj uścisnęli sobie ręce, Severus Snape kiwnął głową Harry’emu, nazywając go imieniem i nazwiskiem i dodał, że miło mu było go spotkać. Ginny podejrzewała, że oboje z ulgą powitali Arthura, który zbliżył się do nich i zajął rozmową. W każdym razie Harry potwierdził jej później, że poczuł się tak, jakby Arthur uratował mu życie.
Podczas obu spotkań przypatrywała się mu, jak rozmawiał z innymi, z Hermioną, jak się zachowywał w towarzystwie… I owszem, dostrzegła, że zmienił się odrobinkę, choć daleka była od nazwania go „duszą towarzystwa”. Ale nie było się co dziwić. To w Hermionie jest zakochany, a nie w całym świecie.
Dziś miała spotkać się z nim trzeci raz, zupełnie w innych warunkach. U niego. To znaczy u nich. Jako świadek jego narzeczonej, a swojej najbliższej przyjaciółki.
Chciała jeszcze zmienić biżuterię, ale Molly wzięła się pod boki i zmarszczyła mocno brwi.
– Przez ciebie się spóźnimy! A wiesz dobrze, jak Hermiona nie lubi spóźnialskich!
Ginny powstrzymała jęknięcie i obróciła się do matki.
– No dobrze, już dobrze… Idziemy…
Aportowały się przed szkolną bramę i Ginny westchnęła głęboko na jakże znajomy widok. Oddalony zamek tonął w mroku nocy, ale w wielu oknach świeciły się światła, mrugając do nich przyjaźnie, więc doskonale wiedziała, gdzie co jest. Które okienko jest które. Odruchowo spojrzała w kierunku wieży Gryffindoru, po czym zerknęła na szczyt wieży astronomicznej, zsunęła wzrok na drzwi do Sali Wejściowej… Nie widziała ich, ale wiedziała gdzie są.
Wszędzie leżała gruba warstwa śniegu, który w bladym świetle księżyca przezierającego przez chmury odcinał się jasnością na tle ciemnej sylwetki zamku.
Ginny już chciała zapytać, jak dostaną się do środka, kiedy dostrzegła, że ktoś szedł ku nim. Czarna sylwetka stawała się coraz bardziej widoczna na jaśniejszym tle. Nietoperz czy nie? Nie widzę tych powiewających dookoła szat…
Brama szczęknęła i otworzyła się z przeciągłym zgrzytem.
– Dobry wieczór Molly, panno Weasley – aż podskoczyła, usłyszawszy niski, cichy głos. Nietoperz!!! – Wejdźcie.
– Dobry wieczór, Severusie – zawołała Molly. – Jak cudownie jest tu wrócić po tylu latach!
Ruszyli w kierunku zamku i Ginny zebrała się na odwagę.
– Ma pan prawdziwe szczęście, mogąc tu… być. Cały czas – powiedziała, starając się unosić wysoko nogi, żeby śnieg nie nasypał się jej do butów.
– Istotnie – odparł. – Choć zapewne właśnie dlatego nie mogę tego doceniać tak jak wy. Więc w pewnym sensie to wy macie większe szczęście niż ja.
– Hermiona już wróciła z pracy? – to było kolejne pytanie z zestawu, który sobie przygotowała, by móc w razie czego podtrzymać dyskusję.
– Tak. Niedawno.
Śnieg poskrzypywał miarowo pod nogami, gdy zbliżali się do szerokich schodów. Ginny przystanęła na chwilę, wpatrując się w błyszczące światełka i zadarła głowę.
– Coś ci się stało, Ginny? – zatroskała się jej matka, zatrzymując się raptownie.
– Nie, mamo… tak tylko patrzę – mruknęła.
Severus Snape również przystanął, czekając na nią. Nie warknął, nie opieprzył, tylko poczekał. Hmmm. Nie jest źle.
Skorzystali z kominka w Sali Wejściowej i przenieśli się bezpośrednio do gabinetu dyrektora. Hermiona rozmawiała właśnie z Minerwą i Jean Jacquesem, ale na ich widok krzyknęła z radości i podbiegła do przyjaciółki.
– Ginny!!! Jak dobrze cię widzieć!
Pozostała dwójka obróciła się do nich.
– Dzień dobry, Ginny – powiedziała Minerwa. – Miło cię widzieć.
– Dzień dobry, pani profesor – skłoniła się Ginny.
– Sądząc z waszego powitania, nie widujecie się w pracy?
– No właśnie nie. Hermiona całe dnie ma urwanie głowy i nie ma nawet czasu jeść.
– Bo całe dnie wykłócam się z Dzikusem – prychnęła Hermiona.
Minerwa rzuciła rudowłosej pytające spojrzenie, ale Hermiona właśnie przedstawiła jej Jean Jacquesa, więc ta nie mogła odpowiedzieć.
– Marcus Wild – wyjaśnił Severus, podchodząc do nich. – Pamiętasz go?
– Ach, już wiem! Brat bliźniak Hagrida?
– Z wyglądu niespecjalnie, ale z zamiłowań jak najbardziej.
Po Ginny Hermiona przedstawiła Jean Jacquesowi Molly, więc rudowłosa skorzystała z okazji i rozejrzała się po saloniku. Pierwsza rzecz, jaka jej przyszła do głowy, to to, że Hermiona musi uwielbiać to pomieszczenie, tyle jest w nim ksiąg. Nie umiała powiedzieć, czy salonik dyrektora jest ładniejszy, większy albo lepiej wyposażony niż saloniki innych nauczycieli, bo nigdy w żadnym nie była.
– Nie bądź wścibska – skarciła ją półgłosem Molly. – To, że nigdy tu nie byłaś, nie znaczy, że musisz się wszystkiemu tak przypatrywać!
– Och, Molly, żaden problem – zaoponowała natychmiast Hermiona. – Możecie się rozglądać, ile chcecie! O ile pamiętam, Ginny… hmm… odwiedzała tylko gabinet dyrektora.
Obie dziewczyny wybuchnęły śmiechem, a Minerwa zacisnęła lekko usta na wspomnienie tamtych czasów.
– Severusie, widzę, że uczennice często cię odwiedzają? – zaciekawił się Jean Jacques.
– Należałoby powiedzieć raczej, że ZAKRADAJĄ się do mnie – odparł Severus, rzucił lekko ironiczne spojrzenie Ginny i uniósł do góry kącik ust.
– Och…?!
Ginny spuściła wzrok, nie wiedząc, co odpowiedzieć i jakie było jej zdumienie, gdy usłyszała dalszą część zdania.
– Choć muszę przyznać, że tym razem wyczekiwałem tej wizyty z niecierpliwością.
Gdy Rudowłosa podniosła głowę, Hermiona wiła się ze śmiechu na widok zupełnie skonsternowanej miny Jean Jacquesa. Molly i Minerwa były również rozbawione.
– Jean Jacques, wszystko ci wyjaśnię – wykrztusiła Hermiona, opanowując się z trudem. – Lubisz historię, więc to ci się spodoba. Nie martw się, nic się za tym nie kryje.
– Może zajmijmy się tym, po co was tu zaprosiliśmy, inaczej ten ślub odbędzie się w marcu, ale przyszłego roku – powiedział Severus, przywołując wszystkich do porządku.
Przeszli więc do stolika, na którym stał duży talerz z ciastkami, duży porcelanowy czajnik i siedem filiżanek.
– Czekamy na kogoś? – spytała Molly, siadając na wygodnym krześle.
– Nie – zaśmiała się na nowo Hermiona. – Ale profesor Trelawney powiedziała mi dziś, że stłukę jedną filiżankę, więc wystawiłam jedną więcej.
– Chcesz zobaczyć, co się stanie?
– Proste – odparła natychmiast kwaśno Minerwa. – Będziesz musiała schować ją z powrotem.
Ginny zrobiła oko do przyjaciółki i sięgnęła po dużą, nieforemną bułę brązowego koloru.
– Wyglądają… całkiem, jakby to Hagrid je upiekł.
– Jakby Hagrid je upiekł, byłyby całe zwęglone.
– Czyżbym dosłyszał ślad ironii w waszych głosach? – zagadnął Severus, unosząc brew.
– Zobaczymy, co ty powiesz, jak zjesz jego ciasteczka…
Hermiona odczekała chwilę, aż wszyscy zrobią sobie herbatę i odezwała się odrobinę formalnym tonem.
– Po pierwsze to chcieliśmy wam bardzo podziękować, że mogliście dziś przyjść. Do ślubu zostały jeszcze tylko dwa miesiące i jest parę tematów, które musimy przedyskutować i doszliśmy z Severusem do wniosku, że najlepiej będzie porozmawiać z wami wszystkimi razem, niż z każdym z osobna. No więc… pewnie już wiecie, ale powtórzę. Chcemy mieć taki zwykły, skromny ślub, bez żadnych dodatkowych ceremonii czy obrzędów. Wesele tak samo. Nawet nie wesele, tylko coś w rodzaju uroczystego obiadu dla moich rodziców, najbliższych znajomych i przyjaciół.
– Hermiono… Severusie – odezwała się profesor McGonagall. – Wiem, o co wam chodzi i wiem, że oboje nie lubicie zamieszania dookoła was, ale naprawdę uważam, że powinniście zaprosić nauczycieli. Wszyscy znają was bardzo dobrze i jestem pewna, że chcieliby być wtedy z wami. Tym bardziej, że skoro ceremonia ma się odbyć w zamku…
Hermiona kiwnęła głową.
– Dokładnie o tym myśleliśmy. Przepraszam, zapomniałam o tym powiedzieć.
Severus spojrzał na nią i, ku zdumieniu Ginny, uśmiechnął się. Lekko, bo lekko, ale jednak!
– Teraz możesz zapominać i mylić się ile chcesz, bylebyś nie pomyliła się za dwa miesiące.
Wszyscy roześmiali się i Hermiona wyraźnie się rozluźniła.
– W Wielkiej Sali jest dużo miejsca, więc faktycznie możemy sobie pozwalać.
– Będzie Madame Maxime? – spytała Ginny.
– Jeszcze nie wiemy – odpowiedziała Hermiona. – To trochę delikatne. Rozumiesz, parę miesięcy później będę u niej zdawać egzaminy i nie chcemy dać Prorokowi powodów do kolejnego artykułu na temat moich wybitnych zdolności…
Wszyscy natychmiast zrozumieli o co chodzi, nawet Jean Jacques, który również przeczytał tamten idiotyczny artykuł w Proroku. Molly sięgnęła po kolejne ciastko.
– Przestań przejmować się tak Prorokiem. Zaproście tych, których naprawdę chcecie zaprosić. Na których wam zależy.
– Popieram – dorzuciła profesor McGonagall. – To wasz ślub. Jedna z najważniejszych ceremonii w życiu. Nie pozwólcie innym dyktować wam, co możecie, a czego nie możecie w tym dniu.
– Madame Maxime również się nad tym zastanawia – oznajmił Severus. – Została zaproszona jako osoba towarzysząca Hagrida, bo nie jest ani moją, ani Hermiony bliską znajomą czy przyjaciółką i odpisała mi, że nie jest pewna, czy jej obecność na ślubie będzie właściwa.
– Ach… – westchnęła Molly.
Jean Jacques poprawił się na krześle i rzucił niepewne spojrzenie na Severusa.
– Zamierzacie zaprosić Charlesa Chevalier?
Ten westchnął i rzucił krótkie „Accio lista!”, po czym podał ją Minerwie, która siedziała mniej więcej pośrodku.
– Tu jest cała lista zaproszonych osób. Przeczytajcie, to zaoszczędzi sporo pytań.
Ginny przechyliła się, żeby przyjrzeć się liście i pierwsze, co przyszło jej do głowy to to, że jak na skromny ślub i wesele, to ona jest strasznie długa!
– Mówiłaś, że najbliźsi znajomi i przyjaciele… – wyrwało się jej.
– Tak jak powiedziałem, dziś jeszcze Hermiona może pozwalać sobie na nieścisłości – w głosie Severusa znów zabrzmiała nutka wesołości.
Ginny odnalazła na liście Lunę z ojcem, Padmę i Parvati, Madame Maxime, rozpoznała parę osób z Ministerstwa, najprawdopodobniej znajomych Hermiony, jakiegoś Ricky’ego, Charlesa Chevalier i przebiegła szybko listę oczami, szukając Viktora Kruma, ale go nie znalazła. Koło niektórych osób widniały gwiazdki.
Molly myślała dokładnie o tym samym.
– Czemu niektórzy są zaznaczeni gwiazdką?
– To są osoby, które są zaproszone tylko na ślub, ale nie na wesele – wyjaśniła Hermiona i przechyliła się w ich stronę. – Zamówiliśmy dwa rodzaje zaproszeń. Jedno tylko na ślub, drugie na ślub i uroczystość weselną.
– To nie będzie wyglądało… niekulturalnie?
Jean Jacques potrząsnął głową.
– To ja poddałem im ten pomysł. We Francji to coś normalnego. Po ślubie wszyscy wznoszą toast na cześć pary młodej i potem młodzi i zaproszeni goście przechodzą do sali, w której odbywa się wesele. W ten sposób można zaprosić więcej osób na ślub jako taki i nikt nie będzie narzekał, że się go pominęło.
– Będziecie musieli postawić strażników, którzy będą pilnować, kto ma prawo iść na wesele, a kto nie – Molly była wyraźnie sceptyczna.
– Postawcie Hagrida, tego przynajmniej nikt nie przeoczy – wyrwało się Ginny.
Jej matka rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie, zaś Severus Snape uśmiechnął się kącikiem ust.
– Biedny Hagrid, nawet nie wie, co go omija… – powiedział ironicznie i Ginny zaczerwieniła się lekko.
– Na zaproszeniu będzie dokładnie napisane czy jest tylko na ceremonię ślubną, czy też na ślub i wesele – zaoponowała Hermiona.
– Z moich doświadczeń wynika, że rzadko którzy ludzie czytają to, co się im napisze – stwierdziła Minerwa.
Jean Jacques roześmiał się.
– Coś mi mówi, Severusie, że w takim razie to ty zapowiesz, że czas przejść do sali na ucztę i nikt się nie odważy ryzykować.
– Masz jeszcze jakieś inne życzliwe uwagi, czy już skończyłeś?
To zabrzmiało straszliwie znajomo, ale jednocześnie zupełnie inaczej. Ginny niemal wepchnęła sobie pięść w usta, żeby stłumić chichot, ale Jean Jacques najwyraźniej nie przejął się ani suchym tonem, ani poważną miną Severusa Snape’a, tylko otwarcie zrobił minę do Hermiony, która parsknęła śmiechem.
Profesor McGonagall podała listę Molly i sięgnęła po filiżankę z herbatą.
– Dostaliście już odpowiedź od Aberfortha w sprawie sali weselnej?
Ginny wytrzeszczyła oczy i przestała zwracać uwagę na listę. Chcą zrobić wesele w Świńskim Łbie???!!! Już lepsze Trzy Miotły!
– Niestety nie znalazł żadnego lepszego miejsca niż Herbaciarnię u Pani Puddifoot – odpowiedział Severus i Ginny wypuściła z ulgą powietrze.
– A zmieścimy się tam? Bo jak na skromne wesele, to trochę…
– Nas poniosło? – domyśliła się Hermiona. – Powinniśmy. A jak nie, to będzie trzeba magicznie powiększyć herbaciarnię.
Molly odłożyła listę na stolik.
– To dobrze, że będą twoi rodzice, bardzo ich polubiłam. Ale uda im się wejść do Hogwartu?
Zanim Hermiona zdążyła otworzyć usta, Minerwa pokiwała głową.
– Nie będzie z tym żadnych problemów. Będzie trzeba po prostu rzucić na nich specjalne zaklęcia, które zniosą działanie nienoszalności, Repello Mugoletum i Protego Totalum.
– Już zgłosiłam to w Ministerstwie, teraz muszę tylko czekać na odpowiedź – dodała Hermiona.
– Gdzie? – zaciekawiła się Ginny.
– W Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów.
– Jak nie dostaniesz odpowiedzi w poniedziałek, we wtorek pójdę sobie z nimi porozmawiać – powiedział równocześnie Severus.
– Severusie, dam sobie radę…! Nie możesz wiecznie mi pomagać…
– Nie zamierzam czekać, żeby się dowiedzieć czy wyświadczą nam łaskę i się zgodzą, czy nie.
– Daj im trochę czasu, ledwie złożyłam podanie.
– Dobrze. Do środy – powiedział stanowczo, kończąc dyskusję.
Jean Jacques postanowił przezornie zmienić temat.
– A gdzie się zatrzymają? Też w Hogsmeade, jak ja i Bibi?
Hermiona, jeszcze trochę rozsierdzona, pokręciła gwałtownie głową.
– Mowy nie ma! Będziemy musieli znaleźć im miejsce gdzieś tu, w Hogwarcie.
– Hermiono, to jest szkoła, a nie hotel – zaoponował natychmiast Severus.
– Przecież nie można ich zostawić samych w Hogsmeade! Będą czuć się zupełnie pogubieni, sami wśród czarodziejów…
– Nie bardziej niż pośród całej hordy uczniów. Nie wiadomo, co komu może do głowy strzelić. Chyba nie muszę ci przypominać, że niektórzy uczniowie mają zupełnie zwariowane pomysły – powiedział miękko z ironicznym uśmiechem. – Jeśli dodać do tego Irytka i duchy…
– Kochana, przecież mogą przenieść się do nas, do Nory – zaproponowała natychmiast Molly. – Znamy się, lubimy, mogę ci obiecać, że będą się u nas czuć doskonale!
Hermiona aż drgnęła na wspomnienie o Irytku i innych duchach. Choroba, jeszcze tylko brakowało, żeby ten zwariowany Poltergeist wleciał im do pokoju w środku nocy…! Ba, Krwawy Baron już by wystarczył!
– Faktycznie… wolę nie musieć ich odwiedzać następnego dnia w Św. Mungu!
– Mamo, to ja i Harry też przeniesiemy się do Nory, dobrze? – zapytała Ginny. – Harry wychował się wśród mugoli, tak będzie nam łatwiej im pomóc.
Minerwa uśmiechnęła się do Severusa, poprawiając szatę na kolanie.
– To doskonały pomysł. Ja też pamiętam, że niektórzy uczniowie mieli wyjątkowy talent w omijaniu szkolnych reguł szerokim łukiem… I to tyczy się nie tylko Złotej Trójcy – zerknęła kątem oka na Ginny.
Rudowłosa natychmiast przybrała niewinny wyraz twarzy i spojrzała na swoją byłą Opiekunkę Domu dużymi oczami.
– Mmmyy… – i ponieważ jej matka przybrała bardzo specyficzny wyraz twarzy, szybko zmieniła temat. – Hyy-rmiono, macie już stroje???
Hermiona uśmiechnęła się radośnie i usiadła wygodniej na krześle.
– Byliśmy już u Madame Malkin. Żebyście widzieli jej katalogi…! To coś niesamowitego! Ma setki grubych katalogów, naprawdę na każdą okazję! Ślubnych ma z dziesięć! Dla kobiet, mężczyzn, dla dzieci… nawet dla goblinów! O wiele więcej dla kobiet…
– Co jest całkowicie zrozumiałe – skomentował krótko Severus.
– Najpierw wybraliśmy strój dla Severusa…
– Co zajęło dziesięć minut…
– … a potem dla mnie… – Hermiona zmarszczyła nos, patrząc na niego. – Za tydzień mam się zgłosić na poprawki krawieckie.
Ginny już otworzyła usta, żeby spytać o detale, ale jej matka powstrzymała ją ruchem ręki i obrzuciła Severusa bacznym spojrzeniem.
– Mam nadzieję, że Madame Malkin nie pozwoliła ci oglądać sukni?
– Istotnie. Czego zupełnie nie rozumiem. Hermionie wolno było oglądać moją szatę.
Minerwa i Molly wymieniły spojrzenia i uśmiechnęły się.
– Zgodnie z tradycją, nie wolno ci widzieć się z narzeczoną od dnia poprzedzającego ślub – wyjaśniła Minerwa.
– Więc porwiemy Hermionę w piątek po południu… – dorzuciła Molly.
– I urządzimy jej wieczorek panieński – przyłączyła się Ginny, mrugając do Hermiony.
Severus zmarszczył brwi i Ginny uznała, że wyglądał wreszcie jak za dawnych czasów.
– Mam wrażenie, że wyraźnie powiedzieliśmy, że nie chcemy żadnych dodatkowych obrzędów i tradycji…?
– Ale to jedna z najważniejszych tradycji!
– To część rytuału zaślubin, Severusie…
– Chcecie czy nie, musicie ją zaakceptować!
– Cały czarodziejski świat tak robi!
– No właśnie, nawet Madame Malkin nie pozwoliła ci oglądać jej sukni!
– Zgodnie ze zwyczajem musisz spędzić ostatni wieczór przed ślubem bez narzeczonej! – zaczęły mówić Minerwa i Molly, jedna przez drugą.
Severus rzucił krótkie spojrzenie Jean Jacquesowi i tamten rozłożył bezradnie ręce.
– Muszę się z nimi zgodzić. We Francji jest tak samo.
– Po co?
– Wiesz, niektórzy mężczyźni mówią, że to ostatnia okazja ponapawania się ciszą i błogim spokojem w domu… – roześmiał się Jean Jacques.
– No wiesz co?! – zawołała Hermiona.
– Też mi pomysł – prychnęła Molly z wyraźnym potępieniem w oczach.
Severus przekrzywił głowę i zrobił kolejną z min przypominających Ginny szkole czasy sprzed paru lat. Ot, taki wredny uśmieszek…
– W pewnym sensie to nie jest takie głupie…
– Tak może mówili ci, którzy nie znali swojej żony aż do dnia zaślubin – powiedziała stanowczo Molly. – Na całe szczęście ten zwyczaj już od dawna nie istnieje.
– Tak, teraz im się tylko wydaje, że ją znają – odparł Jean Jacques i wybuchnął śmiechem.
Severus spuścił głowę, żeby ukryć swoją minę za kurtyną długich włosów. Molly już miała się oburzyć, kiedy Ginny złapała ją za rękę.
– Mamo, oni żartują!
Wystarczyło popatrzeć na Hermionę, żeby to zauważyć. Dziewczyna miała na twarzy uśmiech od ucha do ucha. Ponieważ Hermionie nie wolno było opowiadać, jak wygląda jej suknia, a Severus określił swoją szatę jako „odpowiednią”, wszyscy zaczęli dyskutować na temat koloru szat dla świadków. Molly nie chciała wystąpić w bieli, Minerwa też wolała coś ciemniejszego. Hermiona nie miała zastrzeżeń do koloru, z wyjątkiem czarnego, zaś Severus zapowiedział, że wolałby, żeby nie zakładały na siebie nic czerwonego i złotego.
– Jak chcesz, to ja ubiorę się w kolorze waszych poduszek – zaofiarował się Jean Jacques i na widok zaskoczonych min dodał szybko. – Kuchennych!
– Macie poduszki kuchenne? – wytrzeszczyła oczy Ginny.
– Mieliśmy w Spinner’s End. W kolorze Slytherinu i Gryffindoru – podkreśliła Hermiona. – Dobrze, że sprecyzowałeś, inaczej dostałbyś poszewkę od kołdry jako szatę wyjściową.
Minerwa ściągnęła lekko usta, najwyraźniej lekko niezadowolona z powodu rozmowy o pościeli.
– Może w końcu coś zdecydujemy. Co powiecie na niebieski w różnych odcieniach?
– Przecież zawsze możemy zmienić kolor, jeśli okaże się, że nie będzie pasował – zauważył polubownie Jean Jacques.
– Tak, ale zaklęcie działa tylko sześć godzin. Potem kolor zostaje już na stałe…
Severus drgnął i spojrzał na nią.
– I widzisz w tym jakiś problem…?
– Severusie, jeśli myślisz, że ślub i wesele będą trwać krócej niż sześć godzin, to się obudź!
Otworzył usta, żeby zakląć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
– Właśnie dlatego cichy wieczór przed ślubem to taki dobry pomysł – mrugnął do niego Jean Jacques.
Severus rzucił mu krótkie spojrzenie i odwrócił głowę.
Żeby pomóc w organizacji wesela, Minerwa zaproponowała, że Filius, Pomona i Septima zajmą się dekorowaniem Wielkiej Sali tuż po obiedzie i uprzątnięcie jej zostawi się skrzatom domowym. Hermiona skrzywiła się lekko, ale się zgodziła.
Zdecydowali, że Severus wybierze się w sobotę rano do Grecji po rodziców Hermiony i aportuje do Nory, skąd Arthur miał ich zabrać do Hogsmeade. Tam miał czekać na nich Filius, żeby rzucić odpowiednie czary pozwalające im zobaczyć zamek mimo wszystkich zabezpieczeń antymugolskich.
Ponieważ ceremonia miała zacząć się o czwartej po południu, goście mieli zebrać się właśnie w Hogsmeade i czekać na patronusa Minerwy.
W ten sposób ustalili wszystko, co mogli zdecydować dzisiejszego dnia. Minerwa zaczęła wyjaśniać Jean Jacquesowi niektóre bardzo stare zwyczaje ślubne, zaś Hermiona przysiadła się do Molly, żeby porozmawiać o pobycie jej rodziców w Norze.
Severus siedział, spoglądając to na jedną, to na drugą rozmawiającą parę. Nie sprawiał wrażenia kogoś, kto uczestniczył w dyskusji i przez chwilę Ginny wahała się, czy może z nim porozmawiać. Miał poważny wyraz twarzy, ale po dzisiejszym wieczorze zaczęła widzieć go zupełnie inaczej.
– Panie profesorze… – powiedziała z nutką niepewności i odważyła się spojrzeć mu w oczy. – Skoro już mam okazję z panem rozmawiać… chciałam panu podziękować. Za to, że wtedy, kiedy ukradliśmy miecz Godryka Gryffindora, wysłał nas pan tylko do Zakazanego Lasu z Hagridem… Wtedy nie wiedzieliśmy nic o panu, nawet się nie domyślaliśmy…
– I nie ma się co dziwić, bo robiłem wszystko, co mogłem, żeby to tak wyglądało – odparł, patrząc na nią uważnie. – Gdybyście wy zaczęli choćby się domyślać, Czarny Pan wiedziałby na pewno i dziś żadne z nas nie siedziałoby tu i nie rozmawiało na jakikolwiek temat.
Ginny próbowała znaleźć w jego oczach i wyrazie twarzy wskazówkę czy jest zły, czy nie z powodu wybranego tematu i czy może kontynuować, ale nic nie dostrzegła.
– Yhmmmm…
– Najważniejsze jest to, czy to was cokolwiek nauczyło.
Rudowłosa domyśliła się, że nie ma na myśli ich wyprawy do Zakazanego Lasu.
– Tak! – odpowiedziała natychmiast, prostując się. – Tym razem i ja, i Harry byliśmy pewni, że jest pan po tej dobrej stronie!
– Pan Weasley nie był tego pewny? – Severus uniósł brew, trochę zaskoczony.
Ginny skrzywiła się strasznie, zastanawiając się co powiedzieć, ale zanim się odezwała, tylko pokiwał głową.
– Widzę, że pozostaje mi podzielać twoje zdanie na jego temat.
– On… on czasami nie myśli jak trzeba… – spróbowała bronić Rona.
– Można powiedzieć po prostu, że czasem nie myśli. Koniec, kropka. Nawet dość często – TO zabrzmiało bardzo jak za dawnych czasów.
– Chyba to powinno pana cieszyć? – Ginny zdecydowała się zaryzykować.
Severus nie zmienił wyrazu twarzy.
– Sądze, że zakończymy naszą dyskusję.
Ginny zabiło szybciej serce. Chyba udało ci się go wkurzyć…
– Przpszam – bąknęła cichutko i odwróciła głowę.
Zamilkli i zaczęli przyglądać się w milczeniu reszcie. Po chwili Jean Jacques spojrzał na zegarek i uznał, że czas wracać do domu. Wszyscy zaczęli się żegnać i Severus i Hermiona odprowadzili Jean Jacquesa oraz Molly i Ginny przed szkolną bramę.