Goniąc Słońce – Rozdział XXXVI

Goniąc Słońce – XXXVI

„Widzę magię, którą teraz tworzymy
W jakiś sposób zasłona zostaje zdjęta z moich oczu
Ale najbardziej niesamowitą rzeczą jaka wychodzi na jaw
Jest to, że świat nagle zaczął wydawać mi się inny…”

– The Moody Blues, 'I Just Don’t Care’.

 

Severus, z półprzymkniętymi oczami oparł się o rozpadającą cegłę i długo zaciągnął się papierosem. Miło było mieć dla siebie kilka chwil spokoju; było już na tyle późno, że nawet ta okolica względnie ucichła, mimo że sąsiedzi wciąż na siebie krzyczeli. Wykrzykiwali na siebie obelgi przez ostatnie dziesięć lat; ledwo to zauważył, poza tym, że przypomniało mu to jak okropny był lokalny akcent. Wciąż wzdrygał się, gdy przypomniał sobie, że kiedyś sam tak mówił.

Spojrzał na zarośnięty bałagan, który kiedyś był jego ogrodem, ale nie dostrzegł popękanej nawierzchni ani chwastów, zbyt zajęty myśleniem o ostatnich kilku dniach. Trzeba było się przyzwyczaić. Obecność w domu kogoś innego, lub w tym przypadku trójki, była prawdziwą zmianą – poza miłosiernie krótkim pobytem Pettigrew w zeszłym roku, był tu jedynym, odkąd zmarli jego rodzice. Za każdym razem gdy słyszał głosy był zaskoczony, ale przynajmniej pomagało mu to powstrzymać wspomnienia.

I oczywiście była Hermiona. Na wpół uśmiechając się smutno do siebie, wypuścił cienką smugę dymu, opierając się o ścianę. Ich próba przeprowadzenia właściwej rozmowy nie zakończyła się wielkim sukcesem, ale w tym momencie ledwo był w stanie mówić; z roztargnieniem ponownie przesunął palcami po nowej bliźnie na lewym przedramieniu, nie mogąc jej zostawić w spokoju. Przynajmniej udało im się wmówić sobie nawzajem, że było to wzajemne i prawdopodobnie nieprzypadkowe, a szczerze mówiąc, na więcej i tak by go w tamtej chwili nie było stać. Wcześniej czy później będzie musiał zrobić coś lepszego i spróbować zachowywać się jak dorosły, ale w tej chwili był zadowolony z tego, jak się sprawy potoczyły.

Jego uśmiech stał się uśmieszkiem, kiedy kończył papierosa – jego sny stawały się coraz bardziej żywe od czasu ich pierwszego pocałunku w Hogwarcie, a od drugiego spotkania w łazience, cóż… musiał brać więcej zimnych pryszniców. Niestety, do wad dzielenia domu z innymi ludźmi należał całkowity brak prywatności, a nieco niesmaczne było podejmowanie bardziej bezpośrednich działań, gdy oni wszyscy znajdowali się tak blisko. Mimo to uważał, że było warto i osobiście był rozbawiony siłą swojej reakcji na kilka pocałunków; naprawdę zbyt długo przebywał bez kontaktu z ludźmi i nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo sobie szkodził. Nie chodziło jednak tylko o podniecenie… kiedy nie wymiotował z siebie wnętrzności przez silny stres podczas ostatnich kilku dni i pomiędzy wszystkimi planami, nad którymi pracował, myślał o niej, a głównie myślał o tym, jak go przytuliła.

Ku swojej konsternacji, Severus naprawdę nie mógł przypomnieć sobie, kiedy ostatnio ktoś go przytulił. Miał wrażenie, że ostatnim razem była to noc, w której urodził się Draco, kiedy bardzo, bardzo pijany Lucjusz przytulił go na krótko przed zemdleniem, ale to się nie liczyło. Lily przytuliła go, zaraz po tym jak dostała list z Hogwartu i przypomniał sobie, że nie miał pojęcia jak zareagować, ale to był jedyny raz, jaki pamiętał. Jego matka prawdopodobnie też to robiła, gdy był bardzo młody, ale większość jego wczesnych wspomnień była teraz celowo mglista i nie chciał ich sobie przypominać. Czy naprawdę nie został odpowiednio przytulony, odkąd skończył jedenaście lat? Przez ostatnie kilka dni przeszukiwał swoją pamięć dość dokładnie i nie mógł sobie przypomnieć. Nic dziwnego, że tak to na niego wpłynęło, pomyślał, kiedy ponownie wszedł do kuchni i zamknął za sobą tylne drzwi.

To też wymagało przystosowania się. Dzielenie się życiem z kimkolwiek, nawet w najmniejszym stopniu, było mu całkowicie obce. Zajęło mu prawie rok, zanim przestał się wzdrygać, jeśli dotknęła jego dłoni i dłużej, zanim był w stanie w ogóle rozważyć szczerą rozmowę z nią. Naprawdę chciał jej powiedzieć, co do niej czuje – nie żeby był w stanie poprawnie to wyrazić nawet przed sobą – ale wiedział, że nie może, jeszcze nie. Zbyt dużo czasu spędził z dala od wszystkich i trochę potrwa, zanim nauczy się być kimś innym. Ale kiedy go przytuliła, czując ciepło jej ciała i ponownie uświadamiając sobie, że komuś innemu naprawdę zależy, to złagodziło w nim coś, o czym nawet nie wiedział, że tam jest. I widząc, jak odrywa się od jego pocałunku, jej twarz rumieni się, a oczy błyszczą nowym podnieceniem… nigdy nie czuł się bardziej mężczyzną.

Wciąż nie był do końca pewien, co jest między nimi, ale gdyby Hermiona mogła mieć do niego cierpliwość jeszcze przez chwilę, dałby wszystko, żeby to uczucie zatrzymać.

 

Następnego ranka podczas śniadania Severus ponownie wyjął medalion i okręcił go na łańcuszku dookoła palca, kiedy patrzyli na niego poważnie.

– Jakieś świetne pomysły? – zapytał łagodnie.

– Jak dowiemy się, czy udało mu się zniszczyć prawdziwego? – zapytał Ron. – Wiedziałby jak to zrobić?

– Nie wiem. Regulus nie był wielkim zwolennikiem czarnej magii, nie w porównaniu z resztą z nas. Był bardziej zainteresowany rozwiązywaniem problemów. – Severus wyglądał na zamyślonego.

– Stworku – szepnęła Hermiona. Myślała o tym wcześniej, oczywiście wtedy, kiedy była w stanie przestać myśleć o Severusie przez pięć minut – czyli coś, co stawało się coraz trudniejsze, zwłaszcza w takich chwilach, jak ta, kiedy jego włosy były wilgotne od kąpieli, a oczy błyszczały bystrym intelektem i odzyskanym zdrowiem.

Pozostali spojrzeli na nią ostro, zanim Severus pstryknął palcami.

– Tak. On by wiedział. Regulus był ulubieńcem w rodzinie. Potter, zawołaj skrzata. – Nagle uśmiechnął się do Hermiony. – I możesz przestać tak na mnie patrzeć. Dla twojej wiadomości, mam odznakę W.E.S.Z. na biurku w Hogwarcie.

Ron i Harry zaczęli się śmiać, gdy Hermiona patrzyła na niego z niedowierzaniem.

– Ty co?

Zachichotał, a jego oczy jaśniały.

– Pokój nauczycielski tygodniami był zajęty twoją małą kampanią.

– O Boże. – Czuła, że ​​się rumieni. Nigdy tego nie zniosę.

Jego wyraz twarzy złagodniał – przynajmniej nieznacznie, chociaż nadal był wyraźnie rozbawiony.

– Ogólny wniosek był taki, że twoje serce znajduje się we właściwym miejscu. Większość nauczycieli była pod wrażeniem.

– A ty? – zapytał śmiało Harry.

Severus parsknął.

– Uważam, że to było zabawne – odpowiedział z rozbrajającą szczerością. – Wołaj tutaj Stworka. To pierwszy prawdziwy trop jaki mamy i myślę, że nadszedł czas, abyśmy przełamali nawyk spędzania całego roku, aby następnie każdego lata dojść do jakiegoś wielkiego finału; chcę, żeby to się skończyło najszybciej, jak się da.

– Czyli ja po prostu – muszę wymówić jego imię? – zapytał niepewnie Harry. -Nigdy wcześniej nie musiałem go wzywać.

– Pytasz niewłaściwą osobę, Potter. Jeśli rodzina mojej matki kiedykolwiek posiadała skrzaty domowe, to pewnie wiele pokoleń przed moim urodzeniem.
Harry wymienił spojrzenia z Ronem, który wzruszył ramionami. Niezgrabnie odchrząknął i powiedział – Stworku?

 

Severus zostawił ich troje w kuchni rozmawiających ze skrzatem. Gdy tylko usłyszał imię, którego potrzebowali, wbiegł do salonu i zapalił kominek, dobijając się do Kwatery Głównej; był nieco skonsternowany, gdy odezwał się Dumbledore. Głos starca był lodowaty, gdy powiedział chłodno

– Severusie.

– Dumbledore – odpowiedział ze spokojem, którego nie czuł. – Jak ramię? – zapytał złośliwie.

– Nie masz pojęcia, co zrobiłeś.

– Ponieważ jakoś bardzo mnie to nie obchodzi – odpowiedział spokojnie i szczerze Severus. – Jestem tu bardziej pożyteczny, polując na Horkruksy z tą trójką, niż jako wyrzutek po zamordowaniu cię, kiedy cały świat czarodziejów by mnie nienawidził. Nawet jeśli zostałbym dyrektorem, zakładając, że ta część twojego planu by się powiodła, Hogwart stałby się koszmarnym miejscem. O wiele lepiej, aby został całkowicie zamknięty, dopóki wszystko się nie rozwiąże. Boże Wszechmogący, Dumbledore, co ty sobie myślałeś? Byłbym dość kruchą barierą między dwiema stronami; Zakon zachowywałby się po twojej śmierci jak bezgłowe kurczaki i czy naprawdę uważasz, że troje nastolatków powinno samotnie wędrować po kraju w poszukiwaniu Horkruksów? Są dobrzy, ale są też bardzo młodzi i niedoświadczeni. Potter nie jest jeszcze pełnoletni.

Zapadła bardzo długa cisza. Severus szydził do ognia; i tak nie spodziewał się odpowiedzi. Jego były pracodawca również musiałby się dostosować, zwłaszcza gdyby Minerwa faktycznie przejęła dowództwo, na co nie do końca skrycie liczył. W końcu Dumbledore powiedział sztywno

– Przyprowadzę Billa.

Właściwie to Severus nie chciał rozmawiać z Billem, ale nie zaszkodziłoby sprawdzić, jak idą negocjacje, więc nic nie powiedział, z roztargnieniem ponownie śledząc bliznę na swoim ramieniu.

Kilka chwil później dotarł do niego głos Weasleya.

– Witam profesorze.

– Pan Weasley. Czy zrobiłeś postęp?

– Cóż, w pewnym sensie. Myślę, że zgodzą się spełnić to, o co prosisz, ale teraz utknęliśmy na cenie.

– O co proszą?

– Dwie rzeczy. Jeden z ich goblinów jest więziony; myślimy, że jest u Malfoyów, prawdopodobnie z kilkoma naszymi ludźmi. Uważamy, że jest tam Ollivander i może kilku innych. Chcą go wydostać, nad czym i tak pracujemy, ta część nie jest problemem.

– Więc co jest?

Westchnienie rozległo się echem po sieci Fiuu.

– Chcą miecz Gryffindora.

Severus zamrugał, słysząc głos z płomieni.

– I?

– Co masz na myśli mówiąc, i?

Wzruszył ramionami.

– Skoro tak bardzo chcą, niech dostaną. To znacznie mniej, niż się spodziewałem.

– Nie możemy tak po prostu im go oddać.

– Dlaczego nie? Oni go wykonali, Weasley. Znają zaklęcia jakimi jest obłożony. Wiedzą, że miecz odpowie na wezwanie Dyrektora Hogwartu, biologicznego spadkobiercy Godryka lub każdego Gryfona w pilnej potrzebie. Dopóki przypominasz im o tym fakcie, nie rozumiem dlaczego nie mieliby mieć miecza przez resztę czasu. To nie tak, że używamy go często. Nie mogą powstrzymać posiadania go przez tych, którzy mają go posiąść, więc jeśli zgadzamy się oddawać go za każdym razem, gdy nie jest potrzebny, nie widzę problemu.

– …Nie myślałem o tym w ten sposób. Nie wiem jednak, czy dyrektor się zgodzi.

– Właściwie to nie jest jego miecz – zauważył spokojnie Severus. – Może go używać tylko z czyjejś grzeczności. Jeśli do kogoś należy, to do Potter’a. Mogę go skłonić do podpisania jakiś świstków, jeśli Gringott zechce umowę o współwłasności czy coś w tym stylu.

– Nie potrzebujecie miecza?

– Nie teraz. Są inne sposoby na zrobienie tego, co musimy. A jeśli kiedykolwiek naprawdę będziemy go potrzebować, możemy go zdobyć niezależnie od tego, kto twierdzi, że jest właścicielem. Mówisz, że zgodzą się na to o co prosiłem, jeśli możesz uzgodnić cenę? – Nie żeby naprawdę chciał spróbować włamać się do Gringotta – nie był nawet pewien, jak się do tego zabrać, w przeciwieństwie do tego co udawał – ale gdyby gobliny trochę współpracowały, pomyślał, że jest to co najmniej możliwe; Bóg wie, że jest dobry w blefowaniu. Z pewnością wystarczająco nie lubili Bellatrix – żadna niespodzianka, nie lubili jej wszyscy łącznie z mężem.

– Chyba tak. Wydają się wierzyć, że zostaniesz zabity, więc tak naprawdę nie ma znaczenia co ci obiecują.

– Zawsze miło mieć wotum zaufania. Nie mam zamiaru zginąć, jeśli to jakieś pocieszenie. W każdym razie to dobra wiadomość, ale nie po to fiukałem. Muszę jak najszybciej zobaczyć się z Mundungusem Fletcherem.

– Dung? Eee, może z tym być problem. Zapadł się pod ziemię. Nikt go nie widział od tygodni. Złapaliśmy go, jak plądrował jeden z pokoi i uciekł z masą rzeczy i teraz nie wiemy gdzie jest.

Severus ze złością wyszczerzył zęby w płomienie.

– W takim razie go znajdźcie. Muszę z nim porozmawiać. Muszę wiedzieć, co się stało z jedną z rzeczy, które ukradł.

– On ci nie powie.

– Ładnie go poproszę – odparł sarkastycznie; nie miał zamiaru pytać. – Jak tylko go znajdziesz, weź Stworka albo… jak ma na imię ten drugi skrzat, który łazi za Potterem jak szczeniak?

– Zgredek.

– Och tak, stary skrzat Lucjusza… Stworek lub Zgredek przyprowadzą Mundungusa do Pottera, jak tylko go znajdziesz. A propos Lucjusza, powiedziałeś, że goblin i inni więźniowie byli w dworze Malfoyów? – To była dla niego nowość, ale najwyraźniej zmieniają teraz tyle ile możliwe, żeby jego wiedza szybko stała się przestarzała.

– Uważamy, że tak. Nasza wiedza nie jest zbyt duża kiedy już cię tam nie ma, ale jesteśmy tak pewni, jak tylko możemy.

– W takim razie wiem dokładnie, gdzie będą. Plan tej części rezydencji prześlę później. – Lucjusz nie był głupi; jego przyjaciel nie opierałby się zbytnio, wystarczy by było wiarygodnie.

– Okej, dzięki. – Nastąpiła pauza. – Profesorze, co się dzieje? Dumbledore nic nam nie mówi. Wiemy tylko, że wyznaczył Harry’emu jakieś zadanie, a Ron i Hermiona mu pomagają. Przypuszczam, że ty też, chociaż myślę, że nie miałeś.

– Nie, nie miałem – zgodził się spokojnie. – Nie podobała mi się moja część planu, więc ją zmieniłem. Nie musisz wiedzieć co się dzieje, panie Weasley. To czego nie wiesz, nie może być z ciebie wyciągnięte torturami, a to niezwykle ważne, żeby Czarny Pan nie dowiedział się co robimy, bo wtedy już będzie za późno. Jeśli nam się uda, możemy go zabić. To wszystko, co musisz teraz wiedzieć.

– Tak, proszę pana. Przy okazji, mama chce, żebyście we czwórkę wpadli do Nory pod koniec lipca na urodziny Harry’ego.

– To będzie zbyt niebezpieczne. Wiesz co się stanie, gdy skończy siedemnaście lat.

– Tak, wiemy. Chce, żebyśmy świętowali kilka dni wcześniej.

– Zobaczymy.

– Jeśli to znaczy nie, to sam pan mówi mamie, profesorze.

Severus parsknął wbrew sobie.

– O cholera, nie. Twoja matka jest bardziej przerażająca niż połowa ludzi po ciemnej stronie razem wzięta. To nie znaczy „nie”, to znaczy „zobaczymy”. Naprawdę nie chcę domu pełnego dąsających się nastolatków, jeśli powiem „nie”.

– Tak, było dużo żartów na temat twojej opieki nad dziećmi. – Słyszał, jak młodszy czarodziej chichocze i przewrócił oczami, nie będąc w stanie przywołać swojego zwykłego grymasu. – Wszyscy nadal żyją i mają się dobrze?

– Przez lata opierałem się pokusie zamordowania ich, pomimo wszystkiego, co mi zrobili. Wątpię, że teraz się poddam. – Musiał przyznać, że Potter i Weasley dorastali, choć bardzo powoli; nie byli tak nieznośnie irytujący, jak sobie wyobrażał, chociaż i tak wolałby gdyby byli z dala od niego.

– W porządku. Powodzenia.

– Wam też.

Usiadł z powrotem na piętach; gdy zielone płomienie przygasły do ​​pomarańczowych, zgasił je machnięciem różdżki i przechylił głowę, by wsłuchać się w ciche głosy dochodzące z kuchni, skubiąc z roztargnieniem kciuk i myśląc o różnych rzeczach. Tak naprawdę nie mogli jeszcze nic zdziałać, dopóki Zakon nie zdobył zgody od Gringotta lub lokalizacji Mundungusa, co prawdopodobnie trochę zajmie. Może w końcu będzie miał wystarczająco dużo czasu, aby właściwie porozmawiać z Hermioną, chociaż nadal nie był pewien, co ma powiedzieć.

 

– Możemy nadać sobie pseudonimy? – zapytał Harry przy kolacji.

– Nie – odpowiedział Severus, nie podnosząc głowy znad książki, opartej o jego talerz.

– Jakie pseudonimy? – Ron zapytał z zainteresowaniem, przełykając kęs.

Harry wzruszył ramionami, uśmiechając się.

– Nie wiem, po prostu myślałem… to znaczy, członkowie rodziny królewskiej byliby fajni.

– Rodziny królewskiej? – powtórzyła Hermiona.

Skinął głową, a jego uśmiech się poszerzył.

– Jasne. W końcu Weasley jest naszym królem, a mamy tu jeszcze Księcia Półkrwi i Księżniczkę Gryffindoru…

Severus bardzo powoli podniósł głowę i spojrzał na Harry’ego bez wyrazu.

– Chcesz być królową Potter? – zapytał zbyt łagodnym głosem. – Nie miałem pojęcia, że ​​wahasz się w takich sprawach. Panna Weasley będzie załamana. Chociaż dodaje to interesującego, nowego wymiaru do twoich ciągłych sporów z Draco…

Harry mocno się zarumienił i szybko się zamknął, a Ron i Hermiona wybuchnęli śmiechem.

 

Dwa dni później chłopcy zachowywali się jak chorzy, cierpiąc katusze przez ciągłe siedzenie w domu. Hermiona całkiem zadowolona zajmowała czas czytaniem, odkrywając pod schodami pudełko starych książek fantasy w zapomnianym kącie z kolekcją winyli, podczas gdy Harry i Ron zaczęli się kłócić co oglądać w telewizji – uznała to za bezcelową kłótnię, ponieważ telewizor był stary i tani; były dostępne tylko cztery kanały, na jednym nie działał dźwięk, a na innym cały czas odtwarzał się jeden i ten sam obraz, więc mieli do wyboru tylko dwa.

Severus nie okazywał zainteresowania telewizją – i tak zazwyczaj oglądał tylko wiadomości – i po raz kolejny był ewidentnie nieobecny, podobno pracując nad opróżnieniem piwnicy; było dla niej coraz bardziej oczywiste, że nienawidzi tego domu. Wątpiła, czy dobrze sypiał i wydawał się nie być w porządku. Co więcej, zauważyła całkowity brak jakichkolwiek osobistych akcentów, jakie posiadał nawet jego gabinet nauczycielski. Książki które znalazła, były jedynymi książkami niezwiązanymi z zajęciami domowymi; wszystkie inne dotyczyły eliksirów lub były to magiczne poradniki, w tym kilka półek z książkami o Czarnej Magii, których nie wolno im było dotykać. Znalazła pudełko z płytami, ale nigdzie nie było niczego do ich odtwarzania; zero muzyki, zero instrumentów. Nie było niczego artystycznego, chociażby zdjęć, z wyjątkiem jednego przedstawiającego jego rodziców – ślady na ścianach jego sypialni sugerowały, że przeszedł przez normalną nastoletnią obsesję na punkcie plakatów, ale teraz wiało pustką, żadnych obrazów i innych tego typu rzeczy. Jego zainteresowania były najwyraźniej ściśle oddzielone od życia rodzinnego.

Dyskusja przekształciła się w walkę zapaśniczą, kiedy chłopcy zaczęli walczyć o zmianę kanału; nie zawracając sobie głowy nawet podnoszeniem wzroku znad swojej książki, Hermiona przywołała niewerbalnie pilota, wyłączyła telewizor i schowała go z boku pod poduszkami fotela, w którym siedziała zwinięta. Tak się cieszę, że nie mam braci.

Cicho pochłonięta dość zniszczoną kopią Frankensteina i bezmyślnie zastanawiając się, ile czasu minie, zanim Severus straci cierpliwość przez taki hałas i wybiegnie z piwnicy, aby wyładować swoją rosnącą frustrację, Hermiona prawie dostała zawału, kiedy mignął koło niej zabójczy promień zaklęcia i przestraszyła się ogłuszającego trzasku, a kilka postaci zmaterializowało się tuż nad Harrym i Ronem.
Severus przybył chwilę później tak szybko, że mogła pomyśleć, że sam się aportował gdyby nie to, że dom był otoczony warstwami osłon, które miały temu zapobiec. Wpatrując się w chaos z lekko zdezorientowanym wyrazem twarzy, pochwycił jej spojrzenie i powoli pokręcił głową, po czym uniósł różdżkę i kilkoma szybkimi ruchami rozdzielił walczących.

Oprócz dość oszołomionego Harry’ego i Rona, nowoprzybyli okazali się opierającą się, obskurną postacią, trzymaną mocno przez parę skrzatów domowych. Jakby wreszcie zorientował się w sytuacji, Mundungus próbował krzyknąć

– Puśćcie mnie! – ale raczej przeszkadzała mu zwinięta skarpetka wepchnięta do ust. Zgredek karcił go przenikliwie, a Stworek syczał, co było raczej nieprzyjemnym dźwiękiem.

Chwilę później Harry dołączył do szarpaniny, rzucając się na złodzieja z wściekłością; Hermiona wyłapała imię Syriusza, ale jej przyjaciel nie był w tej chwili zbyt logiczny. Ron podniósł się z podłogi, rzucił Severusowi bardzo zaniepokojone spojrzenie i natychmiast skulił się za jej fotelem.

– Nie bądź głupi – syknęła do niego.

– Nie jestem, jestem rozsądny – odparł półgłosem. – Snape był humorzasty od wielu dni, najwyraźniej toczy wewnętrzną walkę i wygląda na to, że zaraz ją przegra. Nie chcę być w zasięgu jego wzroku, kiedy to zrobi – był tam, w jaskini, zrobił to i krwawił z tego powodu. Ty może i jesteś bezpieczna, ale niektórzy z nas nie mają twojej ochrony.

Już miała się kłócić, dopóki nie zobaczyła twarzy Severusa. Nerw podskakiwał mu pod okiem, co zawsze oznaczało niebezpieczeństwo. Wyglądał na bardzo zmęczonego, dość zestresowanego i trochę sfrustrowanego, a także poważnie zirytowanego. Chwilę później obnażył zęby, wepchnął różdżkę za pasek i wszedł w chaos, bezceremonialnie chwytając Harry’ego za tył jego koszulki i ciągnąc go z powrotem.

– Potter, zamknij się – warknął, potrząsając nim, po czym zręcznie go przewrócił i rzucił plecami na podłogę. – Zostań tam, aż się uspokoisz. Nie zmuszaj mnie do paraliżowania cię. Mam dość. – Odwrócił się i spojrzał na pozostałych. – Fletcher, pomóż mi, jeśli nie zrobisz tego teraz, nie będę odpowiedzialny za swoje czyny.

Niski czarodziej przestał się szarpać i wypluł skarpetkę.

– Snape? Co – co się dzieje? Dlaczego te…

– Pozwoliłem ci mówić? Nie. Więc zamknij się. Silencio. – Severus ucisnął nasadę swojego nosa, krzywiąc się. – Dobrze. Czy wszyscy zdecydowali się już dorosnąć? Niezmiernie się cieszę.

– Zgredek ze Stworkiem przyprowadzili do pana Mundungusa Fletchera, profesorze – oznajmił Zgredek, w tych okolicznościach nieco niepotrzebnie.

– Tak, dziękuję, widzę – mruknął. – No dobrze, Fletcher. Czy skrzaty powiedziały ci, dlaczego cię tu przytargały? – Mundungus potrząsnął głową; bardzo zbladł i zaczął wyglądać na trochę przestraszonego.

– Ponieważ znowu kradłeś, Fletcher – wyjaśnił chłodno Severus. – Wszystko co należało do Blacków przeszło na pana Pottera; był raczej zdenerwowany, gdy dowiedział się, że zastawiałeś jego dziedzictwo na Nokturnie. Nie trzeba dodawać, że rozliczy się z tobą z tego długu w niedalekiej przyszłości. W tej chwili szczególnie interesuje nas los jednego obiektu. Nawet nie próbuj się tłumaczyć; nie jestem zainteresowany słuchaniem twoich kłamstw ani wymówek, a twój oddech jest odrażający. – Podszedł i schylił się, by chwycić garść potarganych włosów mężczyzny. – Spójrz na mnie. Legilimens.

Z punktu widzenia obserwatora nie było wiele do zobaczenia. Oczy Mundungusa były rozszerzone i puste, a Severus koncentrował się, lekko się przy tym krzywiąc. Kilka chwil później Severus puścił go i odszedł; uśmiechał się, jakby Boże Narodzenie nadeszło wcześniej.

– Zbyt doskonałe – powiedział cicho, a jego oczy błyszczały czystą drapieżną mściwością, która sprawiła, że wszyscy troje byli uczniowie zadrżeli odruchowo.

– O co chodzi? Kto ma medalion? – zapytał Ron, najwyraźniej już mocno przestraszony.

– Dolores Umbridge.

– Boże, naprawdę? – zapytała zaskoczona Hermiona. Po chwili ona również zaczęła się uśmiechać, odwzajemniając uśmiech Severusa. – Cóż, to powinno być zabawne. – Wszyscy w końcu wiele jej zawdzięczali.

– Niezupełnie – powiedział ponuro Harry z podłogi, pocierając żebra. – Jak dostaniemy się do Ministerstwa?

Severus posłał mu puste spojrzenie.

– Nie dostaniemy. Rusz głową, ona tam nie mieszka, Potter. Znajdziemy jej adres. Wszyscy zostawimy Ministerstwo w spokoju; Śmierciożercy już prawie całkowicie przejęli w nim władzę, a nasza wesoła mała grupa składa się z Niepożądanego Numeru Jeden, zdrajcy krwi, mugolaczki i półkrwi, który zdradził Czarnego Pana. Do takiego miejsca nie mam zamiaru się zbliżać.

– Poza tym Umbridge osobiście nienawidzi Hermiony – wtrącił radośnie Ron.

Severus parsknął.

– Trudno się dziwić. Dałem Gryffindorowi dwadzieścia punktów za ten mały wyczyn; tak to zdecydowanie było dobre.

– I świat się nie skończył? – zapytała Hermiona sarkastycznie.Uniósł brew.

– Wszystko później odjąłem, kiedy zdałem sobie sprawę, jaką później okazałaś się idiotką.

– Kłamca. – Nawet Severus nie był takim draniem. Chyba.

Jego oczy błysnęły krótko w pierwszym od kilku dni, prawdziwym uśmiechu.

– Wiele, wiele razy – zgodził się wesoło, energicznie zacierając ręce.

– Co mamy zamiar z nim zrobić? – zapytał Ron, wskazując skulonego Mundungusa.

Severus spojrzał na niego raczej obojętnie i uniósł różdżkę.

– Obliviate. – Oczy przysadzistego czarodzieja straciły ostrość i Severus skierował swoją uwagę na dwa skrzaty. – Zostawcie go przed Borgin’em i Burkes’em. Jest winien panu Borginowi dużo pieniędzy, więc powinno mu to zająć trochę czasu. Później znowu możecie go znaleźć, kiedy przyjdzie czas żeby odzyskał wszystko co zabrał. – Najwyraźniej Zgredek i Stworek również byli częścią bardzo dużej grupy osób zbyt zdenerwowanych, by kłócić się z Severusem Snape’em; kłaniając się gwałtownie, zniknęli z ostrym trzaskiem.

Ron zmarszczył brwi.

– Po co to zrobiłeś? Lubię Dunga.

W odpowiedzi dostał miażdżące spojrzenie.

– To mały, tchórzliwy robak, który sprzedałby własną matkę za kilka knutów. Pięć minut po tym, jak pozwolilibyśmy mu odejść, biegłby do absolutnie każdego z wiadomościami o tym, gdzie jesteśmy i co planujemy, zwłaszcza, że myśli iż zapłacą mu za informacje. Chyba że wolałeś, żebym go zamiast tego zabił – dodał ostrym głosem, a błysk dobrego nastroju zniknął, jak gdyby nigdy go nie było, odwrócił się na pięcie i wrócił do kuchni.

Hermiona opadła z gniewu. Rzuciła Harry’emu i Ronowi wymowne spojrzenie, poszła za nim i zamknęła za sobą drzwi, rzucając Muffliato, po czym zapytała z irytacją

– Co się z tobą dzieje? Zachowujesz się tak od wielu dni.

Odwrócił się do drzwi prowadzących do schodów do piwnicy i spojrzał na nią.

– Czy naprawdę musisz pytać?

– Och, nie waż się mówić, że to moja wina.
Mrugając, cofnął się pośpiesznie.

– Nie to miałem na myśli.

– Nie?

– Nie! – Gwałtowność jego głosu uciszyła ją, podobnie jak frustracja w jego oczach. Patrzył na nią przez chwilę, po czym potrząsnął gwałtownie głową; jego oczy stały się matowe i powoli przesunął się, by opaść na jedno z poobijanych krzeseł stojących wokół stołu, pochylając się do przodu, by oprzeć głowę na dłoniach.

– Severus? – zapytała niepewnie. – Co jest nie tak?

– Myślę, że wszystko, albo prawie wszystko – powiedział po chwili i podnosząc głowę, by pokazać jej krzywy półuśmiech, który swoją drogą bardzo lubiła. Westchnął. – Przepraszam.

Przewróciła oczami.

– Severusie, przez lata byłeś draniem o złym usposobieniu. Myślę, że na to jesteśmy już odporni . – Odsuwając kolejne krzesło, usiadła obok niego i położyła dłoń na jego poranionym przedramieniu; odkąd doszedł do siebie po usunięciu Mrocznego Znaku, miał podwinięte rękawy koszuli, chociaż niestety jeszcze nie miała okazji zobaczyć go w samym podkoszulku. Na skórze miał słabe czerwone linie; widziała go ostatnio jak kilka razy w roztargnieniu drapał się po bliźnie. – Porozmawiaj ze mną choć raz, zamiast na mnie warczeć. Chociażby dla samej nowości.

– Zuchwała dziewucha – mruknął, ale wyglądał już trochę lepiej. Opierając brodę na dłoni, spojrzał na jej palce spoczywające na bliźnie wewnątrz jego przedramienia i westchnął. – Wiesz, że nigdy tego nie chciałem – powiedział cicho. – Nigdy nie chciałem czymkolwiek kierować. Jestem wykonawcą, a nie liderem. Nie chcę tu siedzieć, próbując wymyślić sposoby na zrobienie niemożliwego, wiedząc, że życie wielu zależy od tego, czy będę potrafił wymyśleć coś na czas. Nie nadaję się do tego. Wolałbym, aby ktoś, komu ufam, po prostu powiedział mi, co mam robić. Zawahał się, po czym spojrzał bezpośrednio na nią i przemówił z nietypową szczerością, a jego oczy były zaskakująco otwarte. – Tak bardzo boję się popełnić błąd, nie mogę przez to spać, co nie znaczy, że zawsze było mi łatwo spać w tym domu. To nie miało się wydarzyć. Oszukałem wszystkich i teraz… błądzę, z braku lepszego pomysłu, próbuję to wszystko ruszyć do przodu i mam cholerną nadzieję, że nie schrzanię. A potem jeszcze… my. – Severus spojrzał z powrotem na miejsce, w którym jej dłoń spoczywała na jego ramieniu. – To też nie miało się wydarzyć. Cokolwiek to właściwie jest, ponieważ jesteś inteligentną młodą kobietą, Hermiono i jestem pewien, że już się zorientowałaś, że nie mam pojęcia co się dzieje między nami. Nie unikałem cię, ponieważ nie chcę rozmawiać. Unikałem cię, ponieważ nie wiem, co powiedzieć. – Jego krzywy uśmiech powrócił na chwilę, ale zaraz zniknął. – Mógłbym się obejść bez Statlera i Waldorfa* jako publiczności.

Uśmiechnęła się wbrew sobie.

– Musisz przyznać, że nie są tacy źli. To znaczy, też wolałabym, żeby ich tu nie było, ale… – Szczerze mówiąc, sytuacja byłaby dziesięć razy bardziej niezręczna, gdyby chłopcy nie próbowali złagodzić całego napięcia i nie dawali im czasu na uporządkowanie myśli. W innym wypadku albo ona i Severus do tej pory strasznie by się pokłócili, albo samo napięcie doprowadziłoby do czegoś, na co co najmniej nie była gotowa – naprawdę go chciała, ale to było dla niej tak nowe, nigdy nie czuła czegoś takiego w stosunku do kogoś i po prostu potrzebowała więcej czasu, żeby to przetrawić i ruszyć do przodu.

Oddychał powoli.

– Pozwól, że coś ci pokażę, Hermiono. – Kiedy patrzyła, delikatnie odsunął od niej swoje ramię i położył palce lewej ręki na prawym przedramieniu. – Finite –  mruknął cicho. Nie rozumiejąc, Hermiona wpatrywała się w raczej paskudną bliznę otaczającą jego ramię, która nagle stała się widoczna, oraz w poobijany i zmatowiały kawałek metalu zawieszony wokół kończyny tuż nad nią. Severus poluzował go palcami i pozwolił, by ześlizgnął się na jego nadgarstek. – Poznajesz?

– Nie… – Wyciągnął do niej rękę, a ona przyjrzała się dokładniej. Wstrzymała oddech i patrzyła na niego zmieszana. – To bransoletka, którą dałam ci na urodziny. – Właściwie nie zastanawiała się nad tym od tamtego czasu; i tak nigdy by jej nie zobaczyła pod jego ubraniem roboczym, z długimi zapinanymi na guziki rękawami, a kiedy zobaczyła jego nagie ramiona, był na tyle pokaleczony, że koncentrowała się na leczeniu i przez myśl jej nawet nie przeszło, żeby sprawdzić czy ją ma.

– Tak – zgodził się cicho. – Albo raczej to, co z niej zostało.

– Co się z tym stało? – zapytała, pochylając się bliżej. Była poczerniała, zdarta, powgniatana i powyginana i szczerze mówiąc, wyglądała, jakby ktoś po niej przejechał pociągiem.

– Ona uratowała mi życie – powiedział po prostu.

– Nie rozumiem…

– Ja też nie. – Po chwili zaczął wyjaśniać. – To było wtedy, kiedy mnie torturowali. Widziałaś, jak blisko śmierci byłem. W zasadzie to było gorzej; umierałem. A potem stało się coś, czego nie potrafię wyjaśnić. Pamiętasz, jak potem byłaś wyczerpana? To dlatego, że używałaś swojej magii przez wiele godzin, zanim zostałem podrzucony pod bramę. Nie wiem, co się stało, jak i dlaczego, ale w jakiś sposób bransoletka czerpała z twojej mocy, by mnie leczyć, kiedy umierałem. Bez tego byłbym martwy. Wiem o tym, ponieważ mam teraz wobec ciebie dług życia.

– Co?

Severus wzruszył ramionami.

– Zawdzięczam ci życie. Nie rób takiej miny; nie obchodzi mnie to. W każdym razie jestem ci winien o wiele więcej i nie potrzebuję magii, żeby mi o tym przypominała. – Zanim zdążyła zapytać, co miał przez to na myśli, kontynuował spokojnie – Tego wieczoru postanowiłem znaleźć lepszy sposób. Postanowiłem porzucić swojego chrześniaka, złamać obietnicę, którą złożyłem Dumbledore’owi na kolanach, odwrócić się od wszystkiego w co nadal wierzyłem i rzucić się do walki, zamiast pozwalać innym ludziom dyktować przyszłość. I zrobiłem to dla ciebie. Ponieważ to… – Stuknął lekko palcem w bliznę. – To coś znaczy. Myślę, że to może być coś, dla czego warto żyć.

Ledwo przeciskając słowa przez gulę w gardle, zdołała wydusić

– Severusie, ja – nie wiem co powiedzieć…

– Witaj w moim świecie – odpowiedział sucho, patrząc na nią i na wpół uśmiechając się. – Nie jestem w tym dobry i nigdy nie byłem. Rzadko wiem dokładnie co czuję i nigdy nie potrafiłem dobrze tego wyrazić. To mnie tragicznie przeraża, bardziej niż wszystko co kiedykolwiek doświadczyłem. I wciąż nie mamy czasu na myślenie. Ponieważ jutro, przy odrobinie szczęścia, znajdziemy i zniszczymy czwarty Horkruks, a potem musimy znaleźć sposób, aby dostać się do pozostałych dwóch.

Hermiona powoli skinęła głową, myśląc z ulgą o wszystkim co powiedział, że w końcu jej się zwierzył. – Nigdy nie zauważyłam, że nie lubisz rządzić – powiedziała po chwili i zobaczyła, jak w odpowiedzi w jego oczach zaczął tańczyć cień ironii.

– Nie powinnaś była tego zauważać. Gdyby mechanizm obronny nie zapewniał żadnej obrony, byłby on słaby.

Uśmiechnęła się do niego.

– Właściwie pod tym wszystkim, jesteś miękki, prawda?

Prawie się zaśmiał.

– Naprawdę, panno Granger – wycedził z kpiną w oczach – sam ci powiedziałem, że jestem draniem. Ta część nie jest grą.

– Gdyby tak było, byłbyś nieznośnie nudny – powiedziała radośnie. – Swoją drogą, wiesz, że Statler i Waldorf myślą, że teraz się całujemy? Jeśli nie myślą, że robimy czegoś więcej niż tylko całowanie. – Ta myśl nie wprawiła jej w takie zdenerwowanie, jak wcześniej.

– Czy to zaproszenie? – zapytał jedwabiście, zanim się uśmiechnął, właściwie uśmiechnął; ten bardzo rzadki wyraz, który zmiękczał jego oczy i łagodził wiele zmarszczek na jego twarzy. – Kuszące, nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Ale nie teraz. Oboje mamy jeszcze wiele do przemyślenia. – Sięgnął po jej dłoń i podniósł ją do ust, muskając ustami po jej knykciach i tylko ten lekki dotyk wystarczył, by zadrżała. – Idź i pomyśl, jakie zabawne rzeczy można zrobić jutro Dolores Umbridge. Wszyscy mamy z nią rachunki do wyrównania. Po jednej rzeczy na raz.

– W porządku. Ale… – Zawahała się, a on spojrzał na nią pytająco. – Ja – nie grywam w gierki. Wiem, o czym myślałeś kilka razy. Jak na świątecznej imprezie u Slughorna. To nie było… nigdy nie chodziło o Rona ani nikogo innego, przynajmniej nie do końca. Myślę, że to było bardziej skierowane do ciebie, nawet jeśli wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Próbowałam dowiedzieć się, co się dzieje i – i chciałam, żebyś zobaczył mnie jako kogoś innego niż zwykłą uczennicę.
Zaśmiał się cicho, a jego oczy błyszczały.

– Wyszło ci to wspaniale – powiedział sucho. – Nie mogłem spać przez trzy dni po tym małym wyczynie i pamiętam kilka długich zimnych pryszniców. Nie było w zasadzie konieczne. Od jakiegoś czasu nie widziałam cię jako „tylko” uczennicy. – Nagle jego uśmiech stał się tak nikczemny, że powinien być nielegalny, sprawiając, że znów zadrżała. – Spędziłem pół semestru w zeszłym roku, próbując wymyślić taktowny sposób, aby ci zasugerować, że jeśli zamierzasz biegać z jakimkolwiek mężczyzną poniżej osiemdziesiątki, potrzebujesz odpowiedniego stanika sportowego. Nie masz pojęcia, co się ze mną działo.

– Naprawdę?

Severus skrzywił się i odgarnął włosy z twarzy.

– Jestem tylko człowiekiem, Hermiono. Nie czułem się komfortowo, myśląc w tych kategoriach o dziewczynie praktycznie połowę ode mnie młodszej, szczególnie o jednej z moich uczennic, ale jednak zrozumiałem, że nie mogę tego powstrzymać. – Wzruszył ramionami i posłał jej smutny uśmiech. – Pomogło to, że przynajmniej jak na swój wiek zawsze byłaś dojrzała.

Bardziej zadowolona niż zazwyczaj, odwzajemniła uśmiech, zanim zmieniła temat.

– Więc co możemy jutro zrobić Umbridge?

Wyraz jego twarzy był zdecydowanie złośliwy i raczej niepokojący.

Severus wyszedł następnego dnia późnym rankiem, aby złożyć wizytę w Kwaterze Głównej; wrócił niecałe pół godziny później z adresem zapisanym na kawałku pergaminu i informacją, że Umbridge wróci z pracy około wpół do piątej wieczorem. Hermiona i chłopcy spędzili resztę dnia radośnie wymyślając coraz mniej prawdopodobne i bardziej makabryczne pomysły, co mogliby jej zrobić, biorąc pod uwagę, że po tym, jak ją okradną i tak będą musieli użyć na niej Obliviate. Potwierdzili również historię Mundungusa, znajdując zdjęcie nowego Ministra w Proroku Codziennym i powiększając je, aby dostrzec, że Umbridge nosiła na szyi medalion zamiast wcześniejszego sznurka pereł.

Kiedy znaleźli się już koło domu, wszyscy przez chwilę się rozglądali. To Harry powiedział po chwili:

– Powinno być niezgodne z prawem, aby ładne domki kryte strzechą wyglądały tak przerażająco.

– Trochę złowieszczo – zgodziła się Hermiona. Harry miał swoją pelerynę; pozostali nałożyli na siebie zaklęcie Kameleona, skradając się za starannie przyciętym żywopłotem pełnym ukrytych cierni.

– Severusie?

– Tak? – głos odpowiedział gdzieś po jej lewej, od strony drzwi frontowych, które sprawdzał, żeby dowiedzieć się, jakie zaklęcia na nich są.

– Jeśli ona nosi medalion tak otwarcie, dlaczego nikt w Ministerstwie nie zorientował się, co to jest? Powiedziałeś, że Śmierciożercy już w pełni przejęli władzę.

– Żaden z nich nie wie, co to jest. Jeśli szukasz czegoś co przypomina Horkruksa, przegapisz go. Przechodziłem dokładnie obok diademu Ravenclaw przez lata i nigdy nic nie poczułem, nikt też nie zauważył pamiętnika.

– Sam-Wiesz-Kto by go rozpoznał, prawda?

– Wątpię, żeby tam był. Ministerstwo zawsze było tylko środkiem do celu; nie jest zainteresowany rządzeniem, tylko używaniem reprezentowanej przez nie władzy do robienia wszystkiego, co chce. W kilku przypadkach, kiedy odwiedzał Ministerstwo, nie zwracał uwagi na sługi niskiego poziomu, tylko na tego, kogo zostawił jako dowódcę.

– Ale ona dotyka Horkruksa – powiedział Ron gdzieś po drugiej stronie Hermiony. – Ma to na szyi. Czy nie powinno – nie wiem, jakoś ją mentalnie powiadomić?

– Niby jak, miałby jej powiedzieć? – zapytał Harry, z pewną twardością w głosie; nie musiała go widzieć, żeby wiedzieć, że rozciera grzbiet dłoni.

Severus milczał przez kilka chwil, zanim odpowiedział cicho

– Potter ma rację. Dolores Umbridge jest… zepsuta; widziałem to na twoim piątym roku. Jest w niej… ciemność, która wprawiła w ruch te sadystyczne zapędy. Najpierw musiała to przed sobą usprawiedliwić, ale kiedy już to zrobiła, była w stanie swobodnie wykorzystać każdego, kogo wybrała. Horkruks tylko powiększył to, co już w niej jest, co w dużym stopniu wyjaśnia okropności, które widzieliśmy w gazetach w tak krótkim czasie. Gdyby nosiła go zbyt długo, w końcu zostałaby przez niego przejęta; w końcu dołączyłaby do Śmierciożerców i wzniosłaby się bardzo wysoko, zanim Czarny Pan zdałby sobie sprawę, że powoli zmieniała się w – cóż, jego klona, z braku lepszego określenia, w którym to momencie będzie mógł ją całkowicie posiąść chociaż nie wiem, dlaczego miałby to robić. Ale to zajmie lata. Weasley, chodź tu na chwilę.

– Ja? Dlaczego ja? Nie wiem nic o zaklęciach blokujących. To znaczy Fred i George próbowali mnie trochę nauczyć, ale…

– No nie mów – odpowiedział sarkastycznie Severus. – Chodź tu. Jesteś jedynym czystokrwistym w naszej grupie, kluczem do jednej z barier jest czysta krew; gdybym spróbował ją złamać, zraniłaby mnie, tak jak Potter’a, a gdyby Hermiona spróbowała, prawdopodobnie by ją to zabiło.

– Chciałem zapytać – powiedział Harry konwersacyjnym tonem – jaki dokładnie jest mój status krwi? To znaczy, ludzie ciągle powtarzają, że jestem półkrwi, ale to nie prawda ponieważ żaden z moich rodziców nie był mugolem. Moja mama była wiedźmą, a tata czarodziejem, więc nie mogę być półkrwi, ale nie mogę też mieć czystej krwi, prawda? Czy istnieje coś takiego jak trzy czwarte krwi?

– Cóż, jest peron trzy czwarte, więc nie rozumiem, dlaczego nie – zauważyła Hermiona. Miał całkowitą rację, właściwie to nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiała.

– Jesteś dziwny – powiedział radośnie Ron. – Ale to już wiedzieliśmy.

Nawet po drugiej stronie ogrodu usłyszeli parsknięcie Severusa.

– Mógłbyś uchodzić za czystej krwi w odpowiednich kręgach, Potter, bo masz nazwisko bardzo starej rodziny czystej krwi. Rodowód twojego ojca sięga przeszłości Godryka Gryffindora. Większość ludzi zna imię twojej matki, ale wątpliwe, by wielu pamiętało, że była mugolakiem. Evans to dość powszechne nazwisko.

– Och… więc ludzie wiedzą, że nie jesteś czystej krwi bo twój ojciec był mugolem?

– Tak. Moje nazwisko to zdradza.

– Stąd Książę Półkrwi? – zapytała łagodnie Hermiona, przypominając sobie, że Slughorn myślał, że jest spokrewniona z dawno zmarłym czarodziejem czystej krwi, ponieważ mieli to samo nazwisko.

– Czy musisz ciągle o tym wspominać? – zgrzytnął. – Weasley, pospiesz się, dobrze?

– Dobra, przepraszam. Poczekaj, myślę, że już to rozumiem.

– I jak? – zapytał niespokojnie Harry. – Chyba nie powinniśmy się tu kręcić. Wydaje się, że ktoś nas obserwuje.

– Albo coś – powiedział ponuro Severus. – Osłony dezaktywowane, ale drzwi są nadal zamknięte. Dajcie mi minutę, napisali, że jest odporny na magię.

– Potrafisz otwierać zamki? – zapytała Hermiona z zainteresowaniem, gdy od strony drzwi dobiegł słaby dźwięk drapania.

– Gdybym nie mógł, wyglądałbym teraz bardzo głupio – odpowiedział sucho. – To prosty zamek, więc nie zajmie mi długo.

Nagle Harry zdjął pelerynę, zawinął ją i wepchnął pod kurtkę, po czym wyciągnął różdżkę. Pozostali natychmiast zdjęli swoje zaklęcia ukrywające i sięgnęli po różdżki; Severus złapał swoją różdżkę w zęby, kontynuując pracę przy zamku. Miał na sobie czystą i naprawioną szatę, która lekko poruszała się na wietrze i mocno owijała jego ramiona, najwyraźniej po to, by onieśmielić Umbridge.

– Harry, co jest? – zapytał pilnie Ron.

– Dementorzy – powiedział Harry, drżąc. – Czuję, że nadchodzą.

– Ma dementora, który pilnuje jej domu? To paranoja, nawet jak na Ministerstwo.

– Paranoja dopiero się zaczyna- mruknęła Hermiona, rozglądając się. – Na ziemi czy w powietrzu, Harry?

– Nie wiem. Czekaj, tam. Ziemia. Cholera, jest ich trzech…

Severus puścił zamek i wstał podchodząc szybko, aby z nimi stanąć, gdy trzy zakapturzone postacie podpłynęły bliżej. Kiedy ogarnęło ich zimno, cała czwórka podniosła różdżki. – Expecto Patronum!
Cztery srebrzyste zwierzęta rzuciły się naprzód, a zaraz po tym Severus zaklął zszokowanym głosem i prawie upuścił różdżkę. Nastolatkowie spojrzeli na niego z zaciekawieniem; wpatrywał się w swojego Patronusa z oszołomieniem by po chwili przeraźliwie zblednąć.

Hermiona podążyła za jego wzrokiem. Jeleń Harry’ego mierzył się z jednym Dementorem, a jej wydra i terier Rona współpracowali, by pokonać drugiego; trzeci cofał się przed warczącym srebrnym lisem o smukłej budowie, postrzępionym ogonie, rozdartym uchu i niejednolitym futrze. Przez chwilę myślała, że ​​to szok widzieć Rogacza, ale to nie miało sensu; wszyscy z Zakonu rozmawiali o tym, że Harry miał Patronusa swojego ojca.

– …Rozumiem, że nie taki był twój Patronus? – zapytała cicho Severusa. Patrząc na to, pomyślała, że ​​jest dla niego absolutnie idealny; przebiegły, twardy, zaciekły i potrafiący się przystosować. Na dodatek pod srebrnym blaskiem prawdopodobnie skrywał bitewne blizny.

Wciąż wpatrywał się w lisa, jakby nigdy wcześniej go nie widział, pewnie dlatego, że faktycznie nigdy go nie widział.

– Nie – zgodził się cicho, lekko ochrypłym głosem. – Nie byłem w stanie wyczarować pełnego Patronusa od ponad roku. Wcześniej… wcześniej… – Zawahał się, oblizując wargi, nie odrywając oczu od Patronusów, kiedy Dementorzy zaczęli się wycofywać. – Wcześniej – kontynuował powoli – to była łania. Taka jaką miała Lily.

Nastąpiło dość długie milczenie; żadne z nich tak naprawdę nie wiedziało, co powiedzieć. Lily Potter była bardzo wrażliwym tematem i nie próbowali o tym rozmawiać, odkąd Dumbledore wyjawił im wszystkim prawdę.

To Ron zepsuł nastrój.

– Twój Patronus był dziewczyną? – zapytał z rozmyślnie kpiącym uśmiechem; znacznie lepiej radził sobie z oceną sytuacji, kiedy miał odpowiedni do tego humor, lub kiedy w ogóle go nie miał.

Severus zamrugał, powracając do świata żywych i posłał mu miażdżące spojrzenie.

– Bo twój mały szczeniaczek jest szczytem męskości? – zapytał sarkastycznie, gdy Harry i Hermiona starali się nie śmiać. – Wierz mi, to nie był mój wybór.

– Więc dlaczego się zmienił? – zapytała Hermiona, kiedy Dementorzy w końcu się poddali i uciekli, a Patronusy zniknęły; zauważyła, że ​​wydra, zanim zniknęła, podbiegła na moment do lisa.

Spojrzał na nią z lekkim niedowierzaniem.

– Nie możesz wymyślić żadnego powodu, dla którego mógł on przestać ją reprezentować na twoim piątym roku? – zapytał znacząco. Zanim zdążyła na to odpowiedzieć – nie żeby miała pojęcie, co powiedzieć – kontynuował żywo – A jeśli chodzi o to, dlaczego do tej pory nie przybrał nowej formy, zgaduję, że ma to związek z usunięciem Mrocznego Znaku , jak również moją własną zwiększoną jasnością myśli. Przypuszczam, że teraz wreszcie może przybrać swój prawdziwy kształt; chyba lis był tym, czym zawsze powinien być, czym byłby, gdybym był mniej… niespokojny emocjonalnie.

– A więc to nie wydra? – zapytał Ron i widocznie skulił się na widok rozpalonego do białości spojrzenia, jakie przyniosło mu pytanie. – Przepraszam. Zapomnij, że cokolwiek powiedziałem.

– Idiota – mruknął Severus, chociaż nie brzmiał na tak wściekłego, jak się wydawał. Odwracając się do drzwi, ponownie uklęknął na stopniu i wrócił do otwierania zamka.

Harry delikatnie kopnął Rona.

– To dla nieodwzajemnionej miłości, głupi – szepnął. – Pomyśl o tym. Założę się, że Tonks nie jest już wilkiem, dlatego że Lupin przestał być idiotą.
– Pudło – powiedział Severus z oddali, najwyraźniej słysząc to pomimo cichego tonu. – Na tym polega różnica między wolnością a łańcuchem.

Chłopcy wyglądali na obojętnych. Hermiona uśmiechnęła się lekko, zadowolona z sugestii – wydra i tak by do niego nie pasowała.

– Chodzi mu o to, że niczego od niego nie wymagam – wyjaśniła spokojnie. – Nie jestem źródłem winy ani obowiązku. Przy mnie nie musi być kimś kim nie jest, może być sobą. – Severus był już dorosły, nie był tym zagubionym chłopcem, który musiał się definiować przez inne osoby, uczył się być sobą, być może dopiero po raz pierwszy.

– Więc dopasowanie Patronusów oznacza dziwny związek? – zapytał Harry, wyglądając trochę nieswojo.

– W moim przypadku tak, ale nie zawsze – zapewnił Severus, nie podnosząc wzroku. – A jeśli nie chcesz, żebym podsłuchiwał, równie dobrze możesz powiedzieć mi wprost .

– A odpowiedziałbyś?

– To zależy od pytania. Ale nie teraz. Ach, rozumiem. – Rozległo się kliknięcie i wstał, otwierając drzwi. – Ruszajcie się. Niedługo wróci do domu, zwłaszcza jeśli Dementorzy podniosą alarm. – Zatrzymał się w drzwiach. – Mój Boże.

– O co chodzi? – zapytała Hermiona zza niego. Poruszył się, żeby mogła zerknąć. – Jezu. Jak w ogóle na świecie może istnieć tyle koronek?

Harry zakrztusił się, gdy wszedł za nimi do środka. Ron wyglądał jakby zaraz miał zwrócić ostatni posiłek.

– Kolejna ciotka Tessie.

– Tak, twoja odświętna szata wyglądałaby tutaj świetnie. – Harry przetarł oczy. – Spodziewałbym się raczej kotów…

– Och, proszę – powiedziała Hermiona, uśmiechając się. – Żaden szanujący się kot nie wytrzymałby z nią ani minuty; jak myślisz, dlaczego musiała zadowolić się tymi brzydkimi talerzami? Krzywołap spędziłby tu dzień łowów, drapiąc wszystko na małe kawałeczki i wszędzie rozrzucając. – Co prawda zwykle miał nienaganne maniery, mimo że był kocurem, ale taka ilość koronki skusiłaby każdego kota do drapania.

– Ile różu. Prawie jak Lockhart w walentynki, tyle, że gorzej.
Harry i Ron uśmiechnęli się do Hermiony. Samo to byłoby wystarczająco złe, ale Severus stojący za nimi robił dokładnie to samo; czuła, że ​​się rumieni i nienawidziła się za tą reakcję. Nie zdawała sobie sprawy, że on też o tym wiedział. To musiało być na lekcji Oklumencji. Cholera. – Nienawidzę was wszystkich

– Wątpię – powiedział rozbawiony Ron. – Więc jaki jest plan?

– Chowamy się i czekamy. Gdy tylko zamknie za sobą drzwi, Potter ją rozbroi, a Hermiona spetryfikuje. Weasley, zdejmij jej z szyi medalion i spróbuj dotykać tylko łańcuszka; jak już jej go odbierzesz upewnij się, że jest poza jej zasięgiem i rzuć na podłogę. Poradzę sobie, jeśli będzie miała zamiar uraczyć nas jakimiś zaklęciami.

– Dlaczego jej po prostu nie ogłuszymy?

– Ponieważ chcę użyć Legilimencji – chociaż właściwie nie, to kłamstwo, wolę pić ścieki, niż patrzeć jej do głowy. Ale chcę się dowiedzieć, co naprawdę dzieje się w Ministerstwie; gazety nie podadzą wszystkiego, a kiedy Kingsley odszedł, jedynymi głębszymi wtykami są Arthur i Tonks, z których żadne nie widzi zbyt wiele. Wątpię, ale może rzeczywiście wiedzieć coś pożytecznego na temat ruchów Śmierciożerców.

– Nie możesz tego zrobić, kiedy jest nieprzytomna?

– O tak. Ale gdzie byłaby w tym zabawa? – Severus odpowiedział z powagą, a jego oczy błyszczały radosną złośliwością. – Będziemy musieli jej później wyczyścić pamięć, ale zanim to nastąpi, chcę, żeby wiedziała dokładnie, co się dzieje…


*Kto zna Muppet Show na pewno kojarzy tych panów, są to ci dwaj komentatorzy siedzący na widowni, w razie czego Google zawsze służy pomocą 😉

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział XXXVGoniąc Słońce – Rozdział XXXVII >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 8 komentarzy

Dodaj komentarz