Goniąc Słońce – XX
„I to uczucie – jak zazdrość
I to uczucie – jak tracę oddech”
Will Young „Jealousy”
Następnego ranka Hermiona z pewnym niepokojem zeszła do lochów. Nie miała pojęcia o tym, co się wydarzyło pomiędzy Snape’em i Harrym ostatniej nocy. Minęło wiele czasu, nim jej przyjaciel wrócił do opustoszałego już Pokoju Wspólnego i wyraźnie było widać, że mocno płakał. Wydawał się bardzo roztrzęsiony i przestraszony, ale nie chciał jej nic powiedzieć. Jedyne, co bąknął to to, że Snape nic mu nie zrobił, ale zachowywał się tak dziwnie, że nie była pewna, czy mu wierzy.
Stwierdziła, że Snape wyglądał dobrze, choć w jego przypadku ciężko było cokolwiek stwierdzić. Nie wyglądał, jakby miał kaca, choć widocznym było, iż nie spał – co było niestety dla niego normalne.
– Dzień dobry, proszę pana – odważyła się odezwać, a on odpowiedział normalnym skinieniem i raczej nieprzytomnym spojrzeniem.
Mniej więcej w połowie okrążenia łagodnie zapytał:
– Czy mogłaby mi pani powiedzieć, co się wczoraj stało?
– Proszę pana?
– Wczoraj wieczorem – powtórzył, wyraźnie nie wykorzystując szansy, by jej powiedzieć, żeby nie robiła z siebie idiotki. Również brzmiał na zmęczonego, lecz nie ukrył rozbawienia, gdy na nią spojrzał. – Co takiego zrobił Weasley, żeby na to zasłużyć?
Wbrew sobie zarumieniła się lekko. Nie widziała Rona po tym, jak wyszedł z Pokoju Życzeń i nie czekała z niecierpliwością na to spotkanie. Będzie wściekły i chociaż to nie było nic nadzwyczajnego – ich przyjaźń nigdy nie była szczególnie stabilna – po raz pierwszy na to zasługiwała. Nie chciała również rozmawiać ze Snape’em na temat Lavender. Pod wieloma względami był idealnym powiernikiem, ale wiedziała, że czułaby się głupio opowiadając o nastoletniej zazdrości i wątpiła, by mężczyzna był tym zachwycony. Ciężko pracowała nad tym, żeby zobaczył w niej coś więcej niż kolejnego, denerwującego ucznia.
– Nic, proszę pana.
– Kopnęła go pani bez powodu? – wypytywał, unosząc brew i uśmiechając się z wyższością, kiedy obrócił się, aby na nią spojrzeć. Ciężko było prowadzić rozmowę podczas biegu, ale szło im to coraz lepiej. – Ja rozumiem, że ludzie mogą zostać sprowokowani, ale to do pani nie podobne, zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę wszystko, co pani znosiła z jego strony przez te lata.
– Czy żaden z moich nauczycieli nie ma nic lepszego do robienia, tylko plotkowanie? – zapytała zirytowana.
Mężczyzna prychnął.
– Mówiąc szczerze, nie, większość nie ma. Jednakże nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, iż zwykle nierozłączny mały gang rozpadł się.
To jest moment, w którym trzeba zmienić temat, zdecydowała dziewczyna. Oczywiście Snape zauważy, co będzie chciała zrobić, ale miała nadzieję, że odpuści.
– Czy to naprawdę tak bardzo boli mężczyznę, kiedy się go uderzy… tam?
W kącikach oczu nauczyciela pojawiły się zmarszczki, gdy sucho się uśmiechnął.
– Tak, naprawdę. Jeśli ktoś mnie o to zapyta, wszystkiemu zaprzeczę, ale jeśli kiedykolwiek znajdzie się pani w poważnej walce, niech się pani nie waha i zrobi to samo. Nie ma na ziemi mężczyzny, który po takim ciosie kontynuowałby walkę, jeśli zrobi to pani porządnie. Przez następny dzień lub dwa pani ignorancki przyjaciel będzie chodził raczej dziwnie. Czy ma dzisiaj może trening Quidditcha? – niewinnie zapytał.
Hermiona poczuła, że znowu się rumieni.
– Em… wydaje mi się, że tak…
– Możliwe, że spróbuję go obejrzeć – zadumał się, mrocznie chichocząc.
– Czy możemy o tym nie rozmawiać, proszę pana? – zapytała prosząco.
– Spędza pani zdecydowanie za dużo czasu z Dilys i Madame Pomfrey – rzekł sucho. – Uczą panią jak odmawiać mi przyjemności – miękko prychając, spełnił jej prośbę. – Jak sobie pani życzy. Wystarczy mi świadomość, że sobie na to zasłużył, bo bez prowokacji nie zachowałaby się pani w ten sposób, więc na pani miejscu nie miałbym zbyt dużych wyrzutów sumienia.
Przez kilka minut biegli w komfortowej ciszy, którą z wahaniem przerwała dziewczyna.
– Profesorze?
– Co tym razem, Granger? – zapytał, przedrzeźniając ją. – Przypominam sobie, że informowałem panią o nieodzywaniu się do mnie rano.
– Pan zaczął – odparła. Przez chwilę przygryzała wargę, zbierając się w sobie. – Co… co zaszło między panem a Harrym wczoraj wieczorem, gdy wyszłam?
– Co powiedział? – neutralnie zapytał Snape. Tym razem na nią nie spojrzał, zainteresowany gapieniem się w błotnistą ścieżkę biegnącą przez śnieg i oświetloną słabym światłem poranka.
– Nie był w stanie mówić jasno – wolno powiedziała Hermiona, bardziej skupiona na jego twarzy, niż na ziemi pod nogami. – Wyraźnie było widać, że płakał. Jedyne, co powiedział, to to, że go pan nie skrzywdził.
Zanim Snape odpowiedział, nastąpiła chwila ciszy.
– Wierzy mu pani?
– Tak i nie, proszę pana – odparła szczerze. – Nie wierzę, że bez dobrego powodu mógłby pan go skrzywdzić, bez względu na to, co powiedział czy zrobił, nie po takim czasie. Ale coś nieprzyjemnego musiało mieć miejsce, ponieważ wyglądał na naprawdę przybitego i niemalże przestraszonego. Nie sądzę, bym kiedykolwiek widziała go w takim stanie, choć nie potrafię sobie wyobrazić, co mu pan zrobił. Naprawdę nie wiem, proszę pana.
Odrobinę się rozluźnił po jej wypowiedzi. W końcu odwrócił się w jej stronę i z trudnym do odczytania wyrazem oczu, spojrzał jej prosto w oczy.
– Nie skrzywdziłem go – empatycznie i cicho odrzekł. Następnie z powrotem odwrócił wzrok na drogę i swoim normalnym głosem kontynuował. – Chociaż może powinienem był skorzystać z okazji. Po prostu udzieliłem mu kolejnej lekcji na temat panowania nad sobą. Mam nadzieję, że tym razem to do niego dotrze. Nie mam zamiaru powtarzać.
– Rozumiem, proszę pana.
– Niech mi pani odpowie na pytanie, panno Granger – po kolejnej dłuższej przerwie rzekł z dystansem Snape. W tym czasie zdążyli już skończyć bieg i zatrzymali się, by się porozciągać.
– Jeśli będę umiała, proszę pana.
– Czemu Potter nagle stał się geniuszem w Eliksirach? Od tygodnia profesor Slughorn go wychwala. Obydwoje wiemy, że Potter jest beznadziejny w Eliksirach i nie jest zainteresowany przedmiotem. Nawet jeśli zacząłby się przykładać, nie byłby najlepszy w klasie. Więc zacząłem się zastanawiać, dlaczego nagle stał się gwiazdą.
Hermiona próbowała się nie skrzywić. Oczywiście Snape znał już odpowiedź, więc nie rozumiała dlaczego zmusza ją do powiedzenia tego, co już wie.
– Pozwalam mu zerkać do pana książki podczas lekcji.
– Wiem o tym – odparł chłodno. – Mimo tego, że zakazałem pani jej używać.
– Powiedział pan, żebym ja jej nie używała, proszę pana. Nie wspominał pan o Harrym – odpowiedziała odważnie.
Mężczyzna uniósł brew i spojrzał na nią raczej zimno.
– Takie gierki słowne są poniżej pani poziomu, panno Granger. Odpowiedz mi z łaski swojej, dlaczego?
To było dziwne. Dziewczyna wzięła nerwowy wdech i spojrzała mu w oczy.
– To ważne, żeby profesor Slughorn lubił Harry’ego, proszę pana. To część tego, nad czym pracuje Dyrektor. Ja… nie mogę panu powiedzieć dlaczego…
Spodziewała się złości ze strony Snape’a, nawet tego, że nalegałby na powiedzeniu mu, o co chodzi. Oczekiwała pogardliwego komentarza z jego strony i spławienia. Jednak zamiast tego przez chwilę w jego oczach coś się zmieniło i w jakiś sposób wyglądał na smutnego.
– Ach. W takim razie to wiele wyjaśnia – cicho powiedział, nie patrząc na nią. – Zastanawiałem się nad tym, dlaczego teraz dostałem tę pracę. Dyrektor potrzebował profesora Slughorna… Rozumiem.
– Jestem pewna, że to nie to, proszę pana – natychmiast zaprotestowała, a mężczyzna szorstko i ponuro się zaśmiał.
– Spójrz mi w oczy i powtórz to – nawet nie spróbowała, a jej żołądek się ścisnął. Mężczyzna potrząsnął głową ze znużeniem. – Zawsze wiedziałem, że nie zrobił tego dla mnie. Po prostu nie znałem pełnego obrazu. Zaś teraz, wszystko jest całkiem wyraźne.
Hermiona czuła się strasznie i dlatego, że to ona mu o tym powiedziała, i z jego powodu. Prawie niemożliwym było stwierdzić, że to go zraniło, ponieważ na twarzy miał swoją zwykłą maskę obojętności.
– Przykro mi, proszę pana.
Mężczyzna ponownie potrząsnął głową, nie patrząc na nią.
– Niech pani nie będzie przykro. To nie pani wina. A poza tym to i tak nie ma znaczenia.
Dziewczyna była prawie pewna, że właśnie po raz pierwszy jej skłamał.
Kilka następnych dni było ciężkich dla Hermiony. Ron był na nią naprawdę wściekły, tak bardzo, jak na trzecim roku, kiedy był przekonany, że Krzywołap zjadł Parszywka. Unikał jej tak ostentacyjnie, że aż bolało. Poza tym powiedział o wszystkim Lavender. A przynajmniej tak uważała, bo jej współlokatorki zrobiły się bardziej wredne. Zrezygnowana tym, że nie ma możliwości, żeby zbliżyć się do łazienki przy dormitorium, była jednocześnie wdzięczna, że w zamku było ich więcej. Upewniła się, że wszystkie jej rzeczy były zabezpieczone i próbowała ignorować zachowanie koleżanek.
Na początku sądziła, że Harry również się do niej nie odzywa, ale okazało się, iż z nikim nie rozmawiał. Przez trzy dni praktycznie nie powiedział ani słowa, pogrążony w swoich myślach. Podczas drogi powrotnej do zamku po Zielarstwie w końcu to zmienił.
– Hej, Hermiono.
– Cześć. Wróciłeś już na naszą planetę?
Uśmiechnął się speszony, zupełnie jak dawny Harry, którego pamiętała sprzed wojny i miała ochotę go teraz przytulić.
– Hmm… chyba tak. Ostatnio byłem trochę dziwny, prawda?
– Ostatnio? – sucho zapytała, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. – Ale owszem, masz rację. Martwiłam się o ciebie.
– Wiem. Przepraszam. Mówiłem ci, że wszystko gra.
– Nie, nie mówiłeś. Jedyne, co powiedziałeś to to, że profesor Snape nie zrobił ci krzywdy. Co brzmiałoby bardziej wiarygodnie, gdybyś przy tym nie płakał.
-No tak. Ponownie przepraszam – Harry wzruszył ramionami.
– Rozluźnij się, Harry. Nie będę pytać. To nie moja sprawa. Cokolwiek wydarzyło się między wami, najwidoczniej było potrzebne i wiem, że nie rozumiesz dlaczego, ale ja mu ufam. Teraz wyglądasz dobrze, więc nie musisz mi niczego mówić, jeśli nie chcesz.
Kontynuowali powrót. Miesiące spędzone w towarzystwie Snape’a nauczyły Hermionę odczytywania ciszy. W Harrym było mniej napięcia niż przez ostatnie lata. Był zmęczony i widać było, że zarwał kilka nocy, ale wyglądał na spokojnego i bardziej radosnego. Wyraźnie poukładał sobie w głowie kilka rzeczy, o co zapewne chodziło.
– Nie chcę ci mówić, jak to zrobił, – w końcu powiedział Harry – ale Snape… on, cóż, pokazał mi, dlaczego powinienem się kontrolować. Wiem, że ciągle mi o tym mówił, tak samo, jak ty i Ron, ale to było inne. Ja… nadal nie mogę uwierzyć, że to się stało – powoli dodał, wyglądając na oszołomionego – ale… pokazał mi, jak bardzo się nie kontroluję – potarł kark. – Nie byłem całkiem sobą od powrotu Voldemorta.
– Oczywiście, że nie, Harry – delikatnie się zgodziła. – Słyszałeś o zespole stresu pourazowego?
Chłopak zamrugał.
– No tak, ale myślałem, że to dotyczy… żołnierzy, czy coś.
– A myślisz, że kim jesteśmy?
Na chwilę oczy Harry’ego rozszerzyły się, po czym wolno skinął głową.
– Nie myślałem o tym w ten sposób.
– Nie było takiej potrzeby – odparła. – Magiczny świat nic nie wie o psychologii. Zastanawiam się nad tym od ponad roku. Pomyśl… zostałeś porwany przez potwory z jedynego miejsca, w którym czułeś się naprawdę bezpieczny i widziałeś, jak został zamordowany twój kolega. Już nie wspominając o duchach twoich rodziców i odrodzeniu się Voldemorta przy pomocy twojej krwi. A kiedy skończył się semestr, zostałeś wysłany do domu, jakby nic się nie wydarzyło. Nie miałeś z nikim kontaktu i nikt ci nic nie mówił. Potem spędziłeś następny rok szkolny będąc torturowanym przez tą okropną kobietę, podczas gdy wszyscy wokół ciebie zawiedli i nikt nie był w stanie cię ochronić, a najbliższa rodzinie osoba została zamordowana na twoich oczach. Poinformowano Cię o przerażającej przepowiedni, a potem znowu wysłano do domu. Ten rok jest pierwszym, w którym ktoś w końcu próbuje z tobą rozmawiać i tłumaczyć ci, co się dzieje. Mówiąc wprost, jestem zdziwiona, że poza okazjonalnymi wybuchami złości, nie zrobiłeś czegoś gorszego, Harry.
Jej przyjaciel wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili wolno skinął głową.
– Myślę, że to jedna z rzeczy, która powodowała mój gniew, wiesz? Może gdyby ktoś chciał ze mną porozmawiać i pozwolić mi też mówić…
Hermiona gwałtownie walnęła go w ramię, a on się obruszył.
– Za co?
– Za bycie głupim. Mogłeś porozmawiać ze mną lub Ronem kiedy tylko chciałeś, ty uparty durniu.
Po chwili walki z samym sobą, chłopak się roześmiał. Hermiona od miesięcy nie słyszała tego dźwięku,
– Okej, masz rację. Spróbuję już tak nie robić. Ale wiesz, co mam na myśli.
Skinęła głową.
– Wiem. Ostatnio widziałam wiele sytuacji, które były takie złe, ponieważ ludzie nie wiedzieli, jakie czynią szkody. Oddałabym lewą rękę za dostęp do porządnych, psychologicznych książek.
– A sama nie posiadasz już pół tuzina?
– Bardzo zabawne. Chyba wolałam, jak miałeś zły humor – uśmiechnęła się szeroko. – Więc co teraz zrobisz?
Wolno odetchnął.
– Ponownie zacznę medytacje. Nigdy nie wiedziałem, o czym mam myśleć, ale ćwiczenia oddechowe trochę pomagały. I spróbuję tak bardzo nie krzyczeć i nie wybuchać.
– Dobrze.
Uśmiechnął się szeroko.
– I następnym razem nie będę się wtrącał, jak Snape będzie cię ganił. Część mnie była przerażona, nawet, jak to robiłem. Myślałem, że mnie zabije.
– Myślę, że to właśnie zrobi, jeśli sytuacja się powtórzy – doradziła mu ostrzegawczo. – Do tej pory był wobec ciebie nieludzko cierpliwy, biorąc pod uwagę jego normalne zachowanie względem twojej osoby, ale myślę, że na więcej go nie stać – nie miała pojęcia, jakim cudem Snape tak dobrze się kontrolował przy swoim młodym wrogu, ale ona z pewnością nie zamierzała na to narzekać.
Harry energicznie pokiwał głową, a dziewczyna zdusiła w sobie chęć zapytania się o to, co się wydarzyło.
– Tak, też odniosłem takie wrażenie.
– Więc teraz już lepiej się ze wszystkim czujesz?
– Cóż, nie. Ale myślę, że jeśli będę spokojny i wszystko sobie ułożę, to może wtedy tak.
– To dobry start. Wiesz, że zawsze cię wysłucham, jeśli tego będziesz potrzebował, lecz uważam, że łatwiej ci będzie porozmawiać z kimś innym.
– Z Ronem? – zapytał Harry. Gdy spojrzała na chłopaka, starała się utrzymać neutralny wyraz twarzy. To było coś, czego nauczyła się przez ostatni rok w ofensywie przed bardziej niż on, spostrzegawczym mężczyzną. Jej przyjaciel potrząsnął głową. – Wiem, dlaczego go kopnęłaś. Mówiąc szczerze, z jednej strony cieszę się, że to zrobiłaś. Zachowywał się nie w porządku i Snape miał rację, mówiąc, że gdyby na to nie zasługiwał, nie kopnęłabyś go. Ale jedno z was będzie musiało niedługo przeprosić, prawda? I, cóż, to raczej nie będzie on…
– Nie lubię się z nim kłócić i odrobinę żałuję, że go kopnęłam w taki sposób. Swoją drogą, nie sądziłam, że to aż tak boli. Ale od tygodni zachowywał się wobec mnie jak drań, Harry. I to nie pierwszy raz, czyż nie? Mam dosyć ciągłego bycia tą, która pierwsza wyciąga rękę, zwłaszcza, że to nie ja zaczynam kłótnie. Mam dość tego, że czuję się źle, bo on był złośliwy. Tym razem nie wyciągnę ręki. Przykro mi. Wiem, że nie lubisz być między nami w takich sytuacjach, ale mam dosyć jego i jego dziewczyny.
– Lavender też się zachowuje jak krowa? – zapytał niezdarnie. – Tak właśnie myślałem, że coś jest na rzeczy…
– Jest dobrze – odparła zmęczonym głosem. – Już przez to wcześniej przechodziłam. Mówiąc szczerze, to nic wielkiego, więc nie martw się o mnie. Jednak nie oczekuj wielkiego pojednania.
Harry przeciągle na nią spojrzał, po czym skinął głową i westchnął.
– Przepraszam. Nie chciałem cię ignorować przez ostatnie dni.
– Masz dużo na głowie, Harry. Wszyscy mają. Proszę, nie zaczynaj przepraszać za myślenie!
W połowie listopada Hermiona ponownie dostała wezwanie od Dilys w środku nocy, lecz to było inne niż poprzednie.
– Lochy? – powtórzyła sennie, patrząc na portret. – Dlaczego? Wczoraj nie został wezwany, więc nie może być z nim źle…
– Wszystko z nim w porządku i nawet go nie zobaczysz. Zaufaj mi, Hermiono, chcesz z tego powodu wstać. Od dłuższego czasu czekałam, żeby móc ci to pokazać.
Starsza czarownica wyglądała na podekscytowaną, a to wystarczyło, żeby rozbudzić ciekawość Hermiony i zmusić ją do wstania z łóżka. I tak nie spała dobrze. Harry wciąż miał ten dziwny nastrój po lekcji ze Snape’em, był wycofany i cichy, choć zdecydowanie bardziej spokojny i było w nim mniej złości. Ron nadal się do niej nie odzywał. Biorąc pod uwagę okoliczności, to było normalne, ale łatwiej byłoby się jej z tym pogodzić, gdyby razem z Lavender nie obnosili się tak ze swoim związkiem. Mając jednego przyjaciela wściekłego na nią, a drugiego pogrążonego w rozmyślaniach, prawie każdego dnia z nikim nie rozmawiała. To ją tak bardzo stresowało, że z radością powitała tę możliwość.
Owinęła wokół siebie szlafrok, wymknęła się z wieży Gryffindoru i skierowała się do ukrytych przejść, które poprowadzą ją do lochów bez bycia zauważoną. Szła za Dilys i Fineasem, który dołączył do nich w połowie drogi. Trafiła do wąskiego przejścia, którego wcześniej nie znała. Próbując zwizualizować sobie mapę lochów, Hermiona doszła do wniosku, że musiała się znajdować obok prywatnych kwater Snape’a. Pustym wzrokiem spojrzała na portrety.
Dilys położyła palec na ustach i gestem kazała dziewczynie iść dalej. Teraz już zupełnie zaciekawiona zrobiła, jak jej kazano i zatrzymała się, gdy nagle ciszę lochów przeciął dźwięk. Nastawiła ucho i ponownie go usłyszała. To była bardzo cicha muzyka i po kilku chwilach rozpoznała dźwięk pianina.
– Och – wyszeptała, gdy spłynęło na nią zrozumienie i żwawo ruszyła w głąb korytarza, aż znalazła miejsce, w którym muzyka była najgłośniejsza. Usiadła i z zamkniętymi oczami oparła się o ścianę, wsłuchując się w melodię.
Nie znała zbyt dobrze muzyki klasycznej i nie mogła rozpoznać utworu, ale wiedziała co nie co o pianinie i stwierdziła, że kawałek był bardzo dobry. Była to lekko brzmiąca kaskada nut. Rozejrzała się dookoła, ale nie było tu wiele obrazów. Zapewne Dilys i Fineas mieli lepsze miejsca w jednej z ram w komnatach Snape’a. Usiadła wygodniej i owinęła szlafrok wokół swoich stóp, po czym ponownie zamknęła oczy i słuchała.
Muzyka klasyczna nie trwała zbyt długo. Była miło zaskoczona, gdy rozpoznała następny utwór, którym był stary, popowy przebój Leonarda Cohena „Alleluja”. Nie spodziewała się tego po Snape’ie ale to był absolutnie piękny, choć odrobinę smutny utwór i mężczyzna zagrał go bardzo dobrze. A potem jeszcze lepiej niż grał, zaczął śpiewać. Niestety ściany były zbyt grube, by mogła rozróżnić słowa, ale lubiła tę piosenkę i gdy słuchała jego, niestety, przytłumionego i oddalonego głosu, przypomniała sobie tekst.
Okazało się, że mężczyzna miał zadziwiająco bogaty repertuar. Mieszał muzykę klasyczną z muzyką pop, a wszystkie piosenki, które rozpoznała były wolne i odrobinę smutne. Wliczały się w to utwory The Carpenters, Sary McLachlan, Queen, Simona & Garfunkela i REM. Jednak było wiele, których nie znała.
Hermiona nie wiedziała, ile czasu tu siedziała, słuchając. Nie wzięła ze sobą zegarka. Jednak musiało minąć wiele godzin zanim dźwięk pianina całkowicie ucichł. Z radością mogłaby słuchać całą noc i jedyne, czego żałowała to to, że grube ściany uniemożliwiały dobry przepływ dźwięku. Uśmiechnęła się, usiadła i przeciągnęła. Ruszyła w drogę powrotną, a przy końcu korytarza spotkała czekających na nią Dilys i Fineasa.
– Łał – powiedziała do nich miękko.
Co dziwne, to Fineas się z nią zgodził, mówiąc:
– W rzeczy samej.
Dilys się jedynie uśmiechnęła.
– Jak często gra?
– Zazwyczaj, gdy jest znudzony albo sfrustrowany. Ale tak, żeby grał porządnie, w sposób, który słyszałaś… według naszej wiedzy, nie robił tego od lat. Ostatni raz grał tak tuż przed tym, jak powiedział Dumbledore’owi, że jego Mroczny Znak robi się wyraźniejszy. Mówiąc szczerze, bardzo rzadko grał od kiedy… od momentu, w którym pan Potter przyszedł do Hogwartu. Od tego czasu bardzo się zmienił.
– W jaki sposób? – zapytała, choć była pewna, że znała kilka z tych zmian.
Dilys się zamyśliła, a Fineas znowu zniknął.
– Stał się… bardziej twardy i ostrzejszy. Nigdy nie był otwartym człowiekiem, ale jeszcze bardziej zamknął się w sobie i zrezygnował z kilku dobrych rzeczy w swoim życiu. Ze swojej muzyki, sztuki czy innych zainteresowań. Najbardziej skupia się na pracy. Czasami tak bardzo, jakby nic innego nie istniało. Zrobił się też bardziej introspekcyjny i więcej czasu spędza w swojej głowie, odcinając się od wszystkiego wokół. Zauważyłam, że coraz częściej używa Oklumencji, odpycha od siebie emocje i dławi wszystkie swoje uczucia. To było i jest dla niego bardzo trudne.
Hermiona skinęła głową – to miało sens.
– Nie zdrowo jest tak żyć – powiedziała miękko, kierując się do wieży Gryffindoru.
– Nie jest zdrowym człowiekiem – zauważyła Dilys, gdy dziewczyna ponownie znalazła się w swoim łóżku. – Nigdy nim nie był. Nawet jako chłopiec był bardzo zniszczony przez… cóż, tak naprawdę, wszystko. Nigdy nie wiedziałam, jak to opisać. To jest tak, jakby nie rozumiał, jak powinno wyglądać życie. Och, później był pełen gniewu, ale wydawało się, że jednocześnie akceptuje swoją sytuację, jakby gniew był czymś oddzielnym – przestała na chwilę mówić i zaśmiała się. – Nie umiem tego wytłumaczyć, Hermiono. Nigdy nie znałam nikogo podobnego do Severusa – dodała z uczuciem.
Dziewczyna zaśmiała się.
-W to mogę uwierzyć – ułożyła się wygodnie i zamyślona, zapytała: – Czy byłby zły, gdyby wiedział, że słuchałam?
Tym razem Dilys się zamyśliła.
– Nie wiem. W przypadku większości ludzi, powiedziałabym, że tak. Zawsze był bardzo skryty i nie sądzę, by wielu ludzi wiedziało, że lubi muzykę, a co dopiero o tym, że potrafi grać na pianinie i śpiewać. Ale nie wiem, Hermiono. Widziałaś wiele rzeczy, które wolałby, żeby zostały prywatne. Nie mam pojęcia, jak by zareagował… ale myślę, że lepiej mu nie mówić.
– Nie zamierzałam. Jestem Gryfonką, ale nie jestem głupia – lekko się uśmiechnęła. – Chciałabym lepiej usłyszeć, jak śpiewa.
Kobieta na portrecie uśmiechnęła się przewrotnie.
– O tak. Jeśli kiedykolwiek dobrze usłyszysz, jak śpiewa… cóż, mówiąc szczerze, będziesz kompletnie stracona.
– Tak dobrze? – zapytała z lekką zazdrością, prawie pewna, że nigdy tego nie usłyszy.
– Lepiej.
Reszta listopada minęła spokojnie. Snape był zbyt zajęty, by zorganizować im lekcję, a skoro Ron i Hermiona nadal ze sobą nie rozmawiali, Harry starał się spędzać czas ćwicząc pojedynki z obydwojgiem. Nie było żadnych niemiłych w skutkach wezwań. Jeśli coś się wydarzyło, Snape najwidoczniej sam sobie z tym radził.
Na początku grudnia Hermiona pracowała w Skrzydle Szpitalnym, cicho pogrążona w artykule na temat różnych sposobów leczenia wszelkiego rodzaju pęknięć i złamań, gdy zagadnęła ją Dilys.
– Słyszałam, że ma być przyjęcie, moja droga?
– Hmm? – nieobecnym głosem zapytała dziewczyna. – A, tak. Profesor Slughorn mnie zaprosił. I Harry’ego oraz innych, których chciałby mieć w swoim klubie.
– Wybierasz się?
– Powiedziałam, że będę. Nie jestem pewna, czy chcę iść, ale…
Kiedy o tym usłyszała, wokół było pełno ludzi, włącznie z Lavender, i po raz pierwszy pozwoliła dojść do głosu swojej wewnętrznej suce.
Gdy odłożyła gazetę, spojrzała na portret, zastanawiając się, czy przyznać się, iż zaprosiła Cormaca McLaggena. To było…, cóż, musiała przyznać, że dziecinne, ale, Boże, to było warte miny Ronalda zadowolonego-z-siebie Weasleya.
Dwoje może grać w tę grę. Dzięki temu zyskała podziw Parvati, co może zaskutkuje odrobinę łatwiejszym życiem w dormitorium.
– Masz już partnera? – zapytała Dilys, przerywając myśli dziewczyny.
– Jeden z siedmiorocznych chłopaków.
– Naprawdę? Mówiłaś, że Harry idzie…
– Ginny również – sucho odparła Hermiona, uśmiechając się wbrew sobie. – W każdym razie Harry i tak zaprosił Lunę. Przynajmniej będzie miał z kim porozmawiać. Myślę, że to będzie raczej nudny wieczór.
– Nie, jeśli sama zadbasz o rozrywkę, moja droga. Zdecydowałaś się już, co założysz?
– Jeszcze nie ma dwudziestego. Nie poświeciłam temu żadnej myśli – uśmiechnęła się smutno. – Wiesz przecież, że jestem beznadziejna w byciu dziewczyną.
– Cóż, teraz masz mnie – pewnie odpowiedziała starsza czarownica. – Zastanowię się nad tym. Nie podejmuj żadnej decyzji beze mnie.
– Skoro tak mówisz – odparła nieobecnym głosem, ponownie podnosząc gazetę, którą czytała.
Rozmowa miała miejsce w rogu gabinetu Dumbledore’a kilka nocy później. Dilys zabrała swojego współkonspiratora do swojego obrazu i szeptem opowiedziała mu o gwiazdkowym przyjęciu Slughorna.
– Fascynujące – ziewnął Ślizgon. – I?
– I widzę tu okazję.
– Okazję na co?
– Na delikatne przypomnienie pewnemu mężczyźnie, że pewna młoda kobieta jest właściwie młodą kobietą, a nie uczennicą. Jeśli zdołam stworzyć odpowiednie wrażenie, nie będzie wiedział, co go trafiło dopóki z nim nie skończę. Obiecuję ci to – zapewniła go ze złośliwym uśmiechem. Fineas prychnął, a Dilys spojrzała na niego ostrzegawczo. – Lepiej, żebyś nie myślał o ostrzeżeniu go, Fineasie Nigellusie Blacku – dodała niebezpiecznym tonem głosu.
Portret Ślizgona uśmiechnął się z wyższością.
– Miałbym się pozbawić widoku jego wyrazu twarzy, gdy zobaczy efekt twojego mącenia i knucia? Proszę cię. Jakbyś mnie nie znała. Podejrzewam, że biedaczek wpakował się w kłopoty. Nie mogę się doczekać, by to zobaczyć.
– Więc myślisz, że to dobry pomysł?
– Mówiąc całkiem szczerze, to nie – powiedział jej poważnym głosem Fineas. – Myślę, że to będzie katastrofa. Ale to jest potrzebne. Nawet on nie jest w stanie wiecznie się okłamywać i jeśli będziemy wystarczająco naciskali, istnieje możliwość, że choć trochę się otworzy. Oczywiście po tym, jak minie mu etap jeszcze większego zdystansowania się i próby zrujnowania wszystkiego. Musimy się tego szybko pozbyć, skoro ona zna go już na tyle dobrze, by nie potraktować tego zbyt poważnie.
– Pesymista. Najprawdopodobniej masz rację, ale myślę, że to nie będzie całkowita katastrofa. No, może poza jego ciśnieniem.
– Jeśli w ogóle się pojawi. Severus nienawidzi przyjęć i jeśli chociaż wspomnisz, że wybiera się tam Granger, to wiesz, że ucieknie.
– Albus już mu kazał iść. Nie uniknie tego, chyba że zostanie wezwany. A w tym przypadku wątpię, żeby miał coś przeciwko, gdyby jedna z jego pielęgniarek wyglądała inaczej – Dilys uśmiechnęła się złowrogo, a Fineas miękko i nieprzyjemnie się zaśmiał.
– Czasami mi go żal.
– Mnie nie. To w końcu dla jego dobra.
– Powiedziałaś jej, co planujesz?
– Nie. Byłaby zbyt zdenerwowana, a chcę, żeby wyglądała naturalnie. Wolałabym też, żeby Severus nie domyślił się, iż to było celowe. Nie ma sensu zachęcanie go do jego samo-destrukcyjnych impulsów, zwłaszcza, że ostatnio nad sobą dobrze nie panuje.
– Nie wiem, dlaczego. Musiał wiedzieć, że go nie posłuchamy.
Jak dotąd przyjęcie nie było sukcesem, kwaśno stwierdziła Hermiona. Nie byłoby tak źle, gdyby mogła porozmawiać z Harrym, Luną i Ginny – całe szczęście najmłodsza z Weasleyów nie wiedziała, dlaczego tym razem nie odzywa się do Rona, a Luna zawsze była dobra w polepszaniu nastroju i dobrze było widzieć radosnego Harry’ego. Poza tym, dzięki Dilys, przez chwilę czuła się wspaniale. Ron był mocno zdziwiony, gdy ją zobaczył, a Lavender wyglądała, jakby gryzła kawałek szkła.
Jednak jej plan, by wygrać przyjaciela z powrotem miał wadę. Cormac był jedynym Gryfonem, który nie wiedział, o co chodzi. On naprawdę myślał, że jest nim zainteresowana i po ponad godzinnym wysłuchiwaniu o tym, jakim to on nie jest świetnym graczem Quidditcha, dziewczyna była zdziwiona tym, że jeszcze jej nie krwawią uszy. Co gorsza, udało mu się dorwać ją pod jemiołą trzy razy i brakowało jej już wymówek, żeby uciec. Gdyby wiedziała, jaki typ przyjęcia zaplanował Slughorn, nigdy by go nie zaprosiła. Zapytałaby Harry’ego. Hermiona wiedziała, że jest najmniej doświadczoną dziewczyną na roku, ale była pewna, czego wymaga od pocałunku, a Cormac był beznadziejny. Jeśli będzie jej wpychał język tak głęboko do gardła, to mu go odgryzie. Zakładając, że wcześniej się nim nie zadławi. A jego wędrujące wszędzie ręce, coraz szybciej gwarantowały mu, że go przeklnie.
W tym momencie Ginny była zajęta gdzieś indziej, co oznaczało, że Harry próbował się nie dąsać i był skupiony na tym, żeby rozpraszała go Luna – rozmawiali z kimś z gości. Najwidoczniej Slughorn myślał, że jego przyjaciele będą zachwyceni zaproszeniem na przyjęcie z uczniami. Dziewczyna desperacko szukała jakiegoś odwrócenia uwagi, gdy w rogu wpadła na czającego się i krzywiącego Snape’a.
– Dobry wieczór, profesorze. Nie wiedziałam, że pan tu jest – powitała go z ulgą. Nawet przeciętny nastolatek nie będzie tak umysłowo ograniczony, żeby ryzykować gniew Snape’a. Poza tym, może dzięki temu będzie miała szansę na jakąś inteligentną rozmowę.
– Zapewniam, że nie z własnego wyboru – powiedział mrocznie, gdy z wykrzywionymi wargami rozglądał się po pomieszczeniu. – Podejrzewam, że jest jakiś krąg w piekle, który to przypomina.
Przez chwilę Hermiona przyglądała się mężczyźnie. Był tutaj jedyną osobą, która nie ubrała się do okazji. Zamiast tego, pozostał w swoich nauczycielskich szatach, ale jego włosy wyglądały na czystsze niż zwykle i, jeśli się nie myliła, pachniał wodą po goleniu. Zapach był milszy i lżejszy niż te, w których większość ludzi niemalże się kąpała. W dłoniach miał nietknięty napój alkoholowy, co miało sens, bo jego picie, to jego prywatna sprawa.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, wzruszyła ramionami i na wpół smutno, na wpół z uśmiechem odpowiedziała:
– Może mieć pan rację. Teraz sobie pluję w brodę, że przyszłam.
– Nie jest tak, jak pani zaplanowała? – zapytał raczej zimnym tonem, patrząc na nią niezbyt przyjaźnie. Już od jakiegoś czasu nie okazywał jej swojego publicznego „ja”. Żałowała, że uznał to za konieczne tutaj, gdzie nikt nie był na tyle blisko, by ich usłyszeć.
– Można tak powiedzieć, proszę pana – odrzekła, wzdychając i rozejrzała się, czy w pobliżu nie ma Cormaca.
Ponownie ukazując swoją umiejętność czytania w myślach, Snape kwaśno zapytał:
– Nie powinna pani być ze swoim partnerem?
– Naprawdę wolałabym nie – przyznała, uśmiechając się smutno. Zamrugała zdziwiona, gdy w odpowiedzi spojrzał na nią niemiło.
Jadowicie Snape skomentował:
– Niech się pani zbytnio nie martwi, panno Granger. Jestem pewien, że Weasley wyraźnie zrozumiał pani wiadomość i na całe szczęście dla pani, McLaggen jest zbyt zajęty sobą, żeby wiedział, o co chodzi. Nie musi pani się chować ani za mną, ani za nikim innym. Jeśli igra pani z ogniem, musi się pani spodziewać poparzenia.
Zamurowało ją, gdy zrozumiała jak bardzo jest zły. Jego oczy były twarde i zimne w sposób, którego dawno u niego nie widziała.
– Proszę pana? – zapytała z wahaniem.
Jego spojrzenie jeszcze bardziej stwardniało, nim uwagę skierował na szklankę, którą trzymał. Wykrzywił się, podniósł napój i wypił zawartość jednym duszkiem. Odstawił naczynie na najbliższą półkę, następnie znowu się skrzywił do dziewczyny i szybkim krokiem odszedł. Zdziwiona i nieznacznie zasmucona Hermiona patrzyła za nim. To nie była reakcja, której by się spodziewała. Najwyraźniej wiedział, dlaczego zaprosiła Cormaca i równie wyraźnym było, iż tego nie pochwalał. Sądziła, że uzna to za zabawne. Dlaczego tak bardzo był na nią zły? Zachowywał się… zagmatwała się, próbując to opisać i w końcu dała sobie spokój. Czas iść. Jedyna miła rozrywka, którą miała, już dawno i na dobre zniknęła.
Severus miał bardzo ciężką noc. Powinien się skupić na kłótni z Draco, na tym, że jego chrześniak już mu nie ufał i robił się coraz bardziej zdesperowany i nieprzewidywalny. Na tym, że chłopak był kierowany przez Bellatrix – Merlinie, pomóż im wszystkim – i na tym, że był prawie pewien, iż Potter ich śledził i mógł wszystko usłyszeć. Na tym powinien się skupiać.
Ale zamiast tego próbował zapomnieć obraz Granger w jej czarnej sukience, który najwyraźniej wypalił się na stałe w jego źrenicach. Jeszcze gorsze było oglądanie tego trolla McLaggena, gdy dobierał się do niej pod jemiołą. I wcale nie pocieszał go fakt, że dziewczynie nie sprawiało to przyjemności. Miał przeczucie, że jeśli wcześniej go nie przeklnie, to pierwszy tydzień nowego semestru chłopak spędzi na szlabanie.
Wkurzało go to, że się troszczy. To, że dziewczyna wykorzystywała chłopaka, by wkurzyć Weasley’a, absolutnie nie było jego sprawą. I z pewnością nie powinien poświęcić tak dużej uwagi na to, jak wyglądała, niemalże mógłby ją namalować z pamięci. Cicho przeklął pod nosem i poddenerwowany chodził w tą i z powrotem po całym pokoju. Jego spokój był już tylko dalekim marzeniem i wiedział, że dzisiejszej nocy już nie zaśnie. Cholera, cholera, cholera.
Był w takim stanie, że z radością powitałby wezwanie, choćby po to, żeby wyrwać swój umysł z niebezpiecznego miejsca, w którym przebywały jego myśli. Ostatnie – spojrzał na zegar i znowu przeklął – dwie godziny nie robił nic innego, tylko chodził w kółko, nienawidząc się za to, że tak dokładnie pamięta, jak wyglądała i za zdradziecką reakcję swojego ciała. A wyglądała olśniewająco. I to był problem. Dawał sobie radę na co dzień, przynajmniej przez większość czasu, ale tak naprawdę nigdy jej nie widział wystrojonej. Cóż, według plotek, na Balu Bożonarodzeniowym wyglądała niesamowicie, ale wtedy był zajęty czym innym i nie przypominał sobie, żeby ją w ogóle wtedy widział.
Powoli potrząsnął głową, czując jak jego temperament zmienia się w coś bardziej smutnego. Mówiąc szczerze, nie mogłaby zrobić nic lepszego, żeby wprowadzić w go w ten dyskomfort, nawet, gdyby się o to postarała. Wiele nie zrobiła z włosami, co aprobował, ponieważ raczej lubił ten dziki bałagan na jej głowie. Po prostu je podpięła i pozwoliła im w bardzo dekoncentrujący sposób spływać po szyi. Sukienka nie był zbyt wyzywająca, ale była wycięta wystarczająco nisko i na tyle przylegała do jej ciała, by wpłynąć na niego bardziej, niż był z tym szczęśliwy.
Sprawy nie polepszało zaklęcie upiększające, którego użyła, by ukryć bliznę na klatce piersiowej. Wiedział, że blizna tam była, więc na niego zaklęcie za dobrze nie podziałało i samo migotanie magii, utrudniało oderwanie wzroku od jej klatki piersiowej. To były bardzo długie i pełne frustracji godziny nim wyszedł, by nawrzeszczeć na Draco, a reszta nocy zapowiadała się jeszcze gorzej. Mówiąc szczerze, Severus nawet sobie nie zdawał sprawy z tego, że jest na tyle zdrowy, by przez dłuższy czas mieć erekcję. Ostatni raz obudził się z erekcją ponad rok temu i po prostu założył, że jego libido już dawno zniknęło. Najwidoczniej nie, bo był tak twardy, jak nigdy. Niemalże boleśnie twardy i miał ledwie wystarczającą ilość krwi w mózgu, by w ogóle myśleć.
Wściekły na siebie, nadal chodził w tą i z powrotem, a z każdym krokiem jego humor robił się coraz bardziej czarny. Hermiona Granger była jego siedemnastoletnią uczennicą. Dopiero od trzech miesięcy była pełnoletnia – cichutki głosik w jego głowie przypomniał mu, że w Wielkiej Brytanii można było uprawiać seks od szesnastego roku życia i tym samym mogła to robić już od roku, ale Severus kazał się głosowi zamknąć – i po raz pierwszy spotkał ją, gdy miała jedenaście lat. Była absolutnie poza zasięgiem i nie powinien się tak czuć. Nawet nie mógł zrzucić winy na fakt, że nie uprawiał seksu od lat, ponieważ jakoś zbytnio się seksem nie przejmował i to naprawdę nie był dla niego w tym momencie priorytetem. Przyprowadziła jednego chłopaka na głupie przyjęcie, by wzbudzić zazdrość w innym i, do cholery, nie była ani osiągalna, ani zainteresowana. Już przez to przechodził i powinien się tego nauczyć.
W końcu się poddał, obrócił się i ruszył do łazienki, żeby wziąć zimny prysznic. Wypił dużą ilość alkoholu, próbując skierować swoje myśli gdzie indziej i był sobą totalnie zdegustowany. Niektórzy nigdy się nie nauczą.
Ponownie sobie życzył, żeby to mu się przytrafiło. TO była kompilacja, której nie potrzebował. Pierwszy raz był wystarczająco fatalny, ale wtedy był młodszy, bardziej elastyczny i nie miał własnej drogi. A teraz było niemalże za dużo ze wszystkim, co się działo. Nie lubił się tak czuć. Nie lubił być zakochany. Poeci mogli sobie pisać te przesłodzone gówna ile tylko chcieli. Miłość nie była dobra dla niego, nigdy. Tylko bolała. A niechciana miłość była najbardziej niszczącym duszę źródłem rozpaczy jakie znał.
Czasami myślał, że to był powód, dzięki któremu przetrwał te wszystkie brutalne horrory, które życie na niego rzucało. Nie ważne jaka paskudna tortura. Nigdy nie była tak zła, jak te, które sam na siebie sprowadzał.
Od kiedy zaczęły się bożonarodzeniowe ferie, Hermiona rzadko kogo widziała. Harry i Ron, wraz z Ginny udali się do Nory, i na całe szczęście, Lavender i Parvati pojechały do domów na Święta, więc miała dormitorium dla siebie. Od przyjęcia Slughorna nie widziała też Snape’a. Skoro to były ferie, nie musiał się pojawiać na posiłkach i chyba się gdzieś ukrył – zgodnie ze słowami Dilys i Fineasa, dąsał się – a i ona też nie chodziła teraz biegać. Dała sobie trochę wolnego, zwłaszcza, że mężczyzna miał taki nastrój. Na początku, cisza i spokój były miłe, ale teraz robiło się coraz bardziej samotnie. Bardzo tęskniła za kotem i za rodzicami, a Gwiazdka zapowiadała się nieciekawie. Harry zostawił jej prezent zanim wyjechał i zapewne pani Weasley przyśle jej sweter, ale to by było na tyle, skoro Ron się do niej nie odzywał a jej rodzice nie zaryzykowaliby kontaktu.
Sama też nie wręczy dużo prezentów. Wysłała prezent Harry’emu, ten Rona był w kufrze, w razie, gdyby po powrocie chłopaków mieli się znowu do siebie odzywać. Mało prawdopodobne, ale nigdy nic nie wiadomo. I to też było na tyle. Chciałaby coś dać Madame Pomfrey, ale nic nie znalazła w Hogsmeade. W przypadku Snape’a nie wiedziała, czy już doszli do tego etapu. Fakt, dał jej prezent na urodziny, ale to dlatego, że stawała się pełnoletnia i to nie była normalna okazja. Pracowała nad czymś na jego urodziny, ale nie była pewna, czy będzie na tyle odważna, żeby mu to wręczyć. Poza tym, z jakiegoś tajemniczego powodu był na nią zły. Jeden, jedyny raz, gdy go widziała po przyjęciu Slughorna, posłał jej jadowite spojrzenie i szybko odszedł.
Podsumowując, zbliżające się Święta zapowiadały się na raczej ponure. A że oczywiście swoje prace domowe zrobiła w pierwsze dwa dni, to teraz większość czasu, chodziła osowiała i spędzała go albo w bibliotece albo w dormitorium, próbując skupić się na czytaniu. Na całe szczęście McLaggen też pojechał na Święta do domu, ale dziewczyna była pewna, że tak łatwo nie odpuści.
Monotonia została przerwana krótko przed północą w Wigilię przez Fineasa, który pojawił się w ramie nad jej łóżkiem. I nie po to, żeby życzyć jej „Wesołych Świąt”.
– Jesteś potrzebna w lochach – cicho powiedział.
– Nie w Skrzydle Szpitalnym?
– Nie. Jest głupi i uparty, i tam nie pójdzie.
– Gdzie jest Madame Pomfrey?
Portret spojrzał na nią oceniająco.
– Wciąż śpi. Dilys zasugerowała, że sama sobie z tym poradzisz.
– Dlaczego?
– Ponieważ jeśli jedno z was nie zrobi czegoś, by to naprawić, on już nigdy się do ciebie nie odezwie – powiedział jej ponuro. – Wiesz, że Severus potrafi przez dekady trzymać urazę. Nie pozwól mu być idiotą. Pójdziesz?
– Co się stało?
– Nie wiem. To nie Cruciatus i tyle mogę ci powiedzieć. O co w ogóle się pokłóciliście?
Hermiona wysunęła się z łóżka i, trzęsąc się z zimna, założyła szatę.
-… Właściwie nie wiem.
– Hmm. To brzmi jak on. Mówiąc szczerze, jestem zaskoczony, że tyle mu to zajęło. Jego hasło to Iskariota, cokolwiek to znaczy, i obydwoje z Dilys tam będziemy. Ruszaj się.
– Iskariota – wymamrotała smutno, szybko wiążąc włosy. Gdy znalazła różdżkę, wymknęła się z wieży Gryffindoru. Po drodze wygoniła kilku trzecioklasistów do łóżek, wyszła przez portret i ruszyła znajomymi przejściami i klatkami schodowymi do lochów. Była w pełni świadoma tego, że Snape ją za to zabije, ale nie przyszło jej do głowy, aby odmówić.
Weszła do jego pokojów, które były pogrążone w ciemności i przez chwilę nasłuchiwała, nim ostrożnie ruszyła przez salon.
– Lumos minima – miękko wyszeptała i z końca różdżki wydobyło się malutkie światło, wystarczające na tyle, żeby w nic nie weszła. Trochę się zaniepokoiła tym, że jeszcze nie zauważył jej obecności w jego prywatnych kwaterach i jej nie wyrzucił. Wolałaby, żeby to Dilys po nią przyszła. Wiedźma nakreśliłaby jej sytuację.
Kiedy doszła do korytarza, usłyszała głos Dilys z łazienki, spod drzwi której sączyło się światło.
– Po raz ostatni mówię, idź do Skrzydła Szpitalnego, Severusie.
Głos Snape’a był zachrypnięty, gdy odwarknął:
– Dasz już spokój, kobieto? Nigdzie nie idę. Zamknij się, do cholery.
Język, którego używał był złym sygnałem. Najwyraźniej miał paskudny nastrój. Uzbrajając się wewnętrznie, Hermiona otworzyła drzwi. Snape stał przy zlewie, odwrócony do niej tyłem. Szata była byle jak rzucona na podłogę, a jego koszula była bardziej czerwona niż biała. Przez chwilę się przyglądała, a następnie mężczyzna gwałtownie obrócił się do niej z uniesioną różdżką. Zanim ją rozpoznał, czuła jego magię i najwidoczniej zdusił zaklęcie, które miał zamiar użyć.
– Co ty do cholery tutaj robisz? – ochryple wypluł.
– Fineas podał mi pana hasło – odpowiedziała automatycznie, wpatrując się w niego wielkimi oczami. Wyglądał tak, jakby go nieźle pobili. Jedno oko miał zamknięte z powodu opuchlizny, która przybierała piękny odcień purpury, a na drugie oko lała się krew z rozciętej brwi. Dolną wargę miał spuchniętą i rozciętą, z nosa leciała mu krew, a na szyi mogła dostrzec ślady duszenia, które wystawały ponad kołnierzyk koszuli i wyjaśniały ochrypnięty głos. Jego koszula była poplamiona posoką, która najprawdopodobniej przesiąkała z rany na plecach. Na podłodze były czerwone plamy, a na dłoniach miał siniaki.
– Wynoś się.
Przełknęła ślinę.
– Nie, proszę pana.
Jego spojrzenie stało się bardziej intensywne.
– Wynoś. Się.
– Nie, proszę pana.
Zrobił niepewny krok w jej stronę.
– Natychmiast się wynoś, Granger, albo przysięgam, że sam cię wyrzucę.
Hermiona dostrzegła, że mężczyzna nie trzyma równowagi, a jego twarz, spomiędzy siniaków, była śmiertelnie blada. Poza upadkiem, nie byłby w stanie nic zrobić.
– Śmiało, proszę pana – spokojnie odpowiedziała. – Jak będzie pan upadał, niech pan spróbuje nie uderzyć w zlew. Jeszcze nie leczyłam urazów głowy.
– Za późno, Severusie – radośnie stwierdziła Dilys. – Już się nie boi twojego warczenia. A teraz albo będziesz grzeczny i pozwolisz Hermionie na pomoc albo pójdę obudzić Poppy, która się nakrzyczy. Ale tak, czy siak, przyjmiesz pomoc.
W bezsilnej złości Snape spojrzał na nie morderczo, ale wyraźnie było widać, że coś go boli. Znowu się zachwiał i nagle wyglądał na zbyt zmęczonego na kłótnie. Przez chwilę się kołysał, po czym zamknął oczy i boleśnie zakaszlał.
– Co za różnica – wymamrotał i wolno kuśtykając, minął dziewczynę i poszedł do sypialni.
Hermiona poszła za nim i miała nadzieję, że mężczyzna miał duże zawroty głowy i nie zauważy, jak bardzo jest zaznajomiona z jego pokojami. Uklęknęła przy łóżku i szafce nocnej, i przeglądała eliksiry w poszukiwaniu Eliksiru Uzupełniającego Krew i czegoś przeciwbólowego. Snape próbował zdjąć koszulę, ale coś było nie tak z jednym ramieniem i ubranie było przyklejone krwią do pleców, co nie było dobrym sygnałem.
W końcu dziewczyna potrząsnęła głową i podniosła się.
– Ja to zrobię, proszę pana. Niech pan usiądzie, proszę.
Zupełnie jak nie on, posłuchał jej bez skrzywienia, płytko oddychając. Wyczuła zapach dużej ilości krwi, tę ciężką, słodką woń miedzi, która przyprawiała ją o lekkie mdłości. Gdy tylko wystarczająco się do niego zbliżyła, była pewna, iż nie tylko koszula, ale również spodnie były przesiąknięte czerwienią. Próbowała się nad tym nie zastanawiać i skupiła się na zdjęciu z niego ubrania. Gdy zobaczyła w jakim stanie są jego plecy, wzdrygnęła się z sympatią. Wyglądało to tak, jakby znowu był biczowany i, sądząc po cięciach i siniakach widocznych na żebrach, został nieźle skopany.
Byłoby wygodniej, gdyby leżał, ale w tej sytuacji stwierdziła, że lepiej się do niego nie odzywać więcej, niż trzeba. Podała mu eliksiry i zaczęła oczyszczać rany, powstrzymując również krwawienie. Następnie zaczęła je zamykać, począwszy od najcięższych. W ciszy wypił eliksiry, masując posiniaczone gardło i z pełną stanowczością ją ignorował.
W końcu Hermiona nie mogła dłużej wytrzymać ciszy i tak nonszalancko, jak tylko zdołała, skomentowała:
– On naprawdę wie, jak rozkręcić imprezę, prawda?
– Ha – wymamrotał, ociężale pochylając się do przodu, aby oprzeć łokcie na kolanach. – Pozostali dobrze się bawili.
– O, to dobrze – odpowiedziała sarkastycznie, lokalizując problem z jego ramieniem, którym był pęknięty obojczyk i ostrożnie go naprawiła. – Czy wśród Śmierciożerców dużo jest fanów Millwall? Bo wygląda pan, jakby się dostał w zamieszki związane z piłką nożną.
– To było zanim się urodziłaś – ochryple wytknął. – A jednak efekt był podobny. Między innymi – dodał mrocznie, hamując wzdrygnięcie.
Przełykając gulę, Hermiona zignorowała komentarz, dalej czyściła i naprawiała połamane żebra.
– Jest tu stara, mocno zainfekowana rana, proszę pana. Muszę ją otworzyć, żeby oczyścić. Niech się pan nie rusza, proszę – wymamrotał coś na temat wtrącania się w cudze sprawy, ale posłusznie się nie ruszył, gdy rozcięła napuchniętą skórę. Skrzywiła się, widząc wypływającą ropę. Oczyściła nacięcie i zamknęła. Rana wyglądała na zadaną od noża, ale to mogło być cokolwiek. Nie miało sensu wytykanie mu doprowadzenia zranienia do takiego stanu. Nie posłucha i gdy już zmieni mu się nastrój, mocno ją ochrzani.
– To trochę dziwne, jak na karę, proszę pana.
– Nie wtrącaj się – odparł zmęczonym głosem.
– Nie bądź chamski, Severusie – zganiła go Dilys. – Ma rację, to dziwne. Wyglądasz, jakbyś brał udział w bójce.
– Coś w tym stylu – odparł ostrożnie. – Jestem tak samo popularny po obydwu stronach… wielu ludzie chce mnie dopaść – zakaszlał boleśnie i przełknął. – Większość z tego stała się po spotkaniu. Skończyłaś już?
– Z plecami i żebrami, proszę pana. Nie jestem pewna, co mogę zrobić w sprawie gardła, ale zanim pójdę, mogę uleczyć pańskie oko i wargę. Zapewne, gdy się zapytam, czy jest coś jeszcze, to pan zaprzeczy, prawda?
– A po co? Jednak powiem, żebyś pilnowała swojego nosa.
– W porządku. Pewnie i tak nie chcę wiedzieć – stanęła przed nim i końcem różdżki ostrożnie dotknęła jego wargę. – Pański nos wciąż krwawi.
– Wiem – odburknął. – To stres. W końcu przestanie – z zamyśleniem oblizał wargi, gdy zabrała różdżkę. Kiedy dotknęła siniaka, zamknął oczy. Już nie był taki blady, ale wyglądał na wykończonego.
– Niech mi pan przynajmniej powie, że pan wygrał – wymamrotała, zauważając cięcia na knykciach.
Prychnął, wydobywając świeży strumyk krwi z nosa.
– Naturalnie.
– W porządku, proszę pana, chyba skończyłam. Jeszcze tylko sprawdzę, czy nie ma pan wewnętrznych urazów i zostawię pana w spokoju.
– Gdyby marzenia się spełniały – odrzekł zgryźliwie, ale bez jadu. Wyglądało na to, że był zbyt zmęczony, by nadal być na nią zły. Albo nie chciał słuchać kolejnej pogadanki Dilys. Jej zaklęcie wykazało wewnętrzne krwawienie w kilku miejscach, ale wszystkie były wyraźnie poza jej zasięgiem i zostawiła go, by sam sobie z nimi poradził. Zignorował ją, gdy życzyła mu dobrej nocy i właśnie tego się spodziewała. Wróciła do wieży Gryffindoru, czując się ogłuszona.
Może Święty Mikołaj przyniesie mu jutro nową osobowość.
🤣🤣🤣Wróć do czytania
Dawno, dawno temu czytałam bardzo fajne drarry, w którym wspomniano o oddziale psychiatrii w Mungu, który jest tak kiepsko dofinansowany, że jest w podziemiach, a Draco został tam wolontariuszem po byciu tam pacjentem, gdy zobaczył jak źle się tam dzieje i jak mało jest ludzi. I to chyba jedyny fik, który poruszał ten temat. A szkoda.Wróć do czytania
Brałabym go już tylko za to 😍 ze wszystkich instrumentów to właśnie pianino kocham najbardziej, a przy takim repertuarze bym w ogóle padła ze szczęścia ❤️Wróć do czytania
Harry jest bardzo podobny, stąd epilog zawsze budzi we mnie protest, bo SKĄD Harry ma wiedzieć jak wygląda zdrowy związek i rodzina?Wróć do czytania
Co mi przypomina Trenta, który też grywa na pianinie i śpiewa 😁 https://youtu.be/D6LujEyNkJ8 dla zainteresowanychWróć do czytania
No średnio mi się to podoba, tak szczerze. Wydaje mi się, że Dylis od początku szła w tym kierunku, nawet gdy Hermiona była ledwie w legalnym wiekuWróć do czytania
No jeszcze tego by brakowało xD ona tam miała ledwie 15lat xDWróć do czytania
Nie ukrywam, że mi też się to nie do końca podobało. Jednak wchodzimy tutaj na co najmniej niepokojące terytorium. 15 lat, mądra czy nie, to dziecko.
Dokładnie! Dlatego zwykle unikam fików, które zaczynają się nawet w szóstej części, ale tutaj masa dobrych komentarzy mnie przekonała 😉
Generalnie fik mi się podoba, zarówno Hermiona, jak i Severus, są bardzo dobrze oddani. Ale jednak jak przekroczyła te magiczne 17, to jakoś miałam takie „ufff” xD
Pssst, to że można nie znaczy, że trzeba. A nawet jeśli, to raczej nie z kimś dwa razy starszym od siebie. Niby rok nie robi różnicy, ale mentalnie ogromnie.Wróć do czytania
Obraził się w tonie JAK ŚMIESZ MI SIĘ PODOBAĆ 🤣🤣🤣 nie mogę z niego xD cudny dramatyzmWróć do czytania
No ba!Wróć do czytania
No 😁Wróć do czytania