Goniąc Słońce – Rozdział XXXII

Goniąc Słońce – XXXII

„To życie skaleczyło moją duszę,
ale wzmocniło mnie bardziej niż kiedykolwiek.
Mogę decydować o własnym losie,
kiedy reszta świata płonie…”

– Until the End, 'Let the world burn’

 

Albo z powodu zbyt małych umiejętności Dumbledore’a w porównaniu z Severusem, albo dlatego, że było ich pięcioro, gdy dotarli na miejsce Hermiona prawie zwymiotowała. Nie była jedyna, sądząc po odruchach wymiotnych Harry’ego i Rona. Niestety z tego powodu Severus puścił pospiesznie jej dłoń. Odzyskując równowagę, spojrzała na niego; obrzucił wzrokiem pozostałych, sprawdzając czy ktoś na niego nie patrzył, po czym posłał jej bardzo delikatny uśmiech i odwrócił się, by zbadać otoczenie.

Dziewczyna zrobiła to samo co on. Stali na odsłoniętej skale gdzieś na klifie, na której ledwo się wszyscy mieścili; mimo morskiej bryzy nie było zimno. Podchodząc bliżej krawędzi rozejrzała się ostrożnie, nie lubiła wysokości. Nie było bardzo wysoko, a pod nimi było mnóstwo półek skalnych.

– Gdzie jest jaskinia, proszę pana? – zapytała, gdy Dumbledore i chłopcy do nich dołączyli.

– Wzdłuż klifów na prawo znajduje się pewnego rodzaju tunel w skale. Najłatwiej będzie zejść na dół i przepłynąć; niestety zbliża się przypływ. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli zostawimy nasze szaty i inne obciążenia tutaj.

Hermiona z ulgą stwierdziła, że mimo lęku wysokości, zejście nie było takie trudne, a Dumbledore nawet z tylko jedną sprawną ręką dobrze dawał sobie radę. Chłopcy chichotali między sobą i co jakiś czas spoglądali w górę by sprawdzić, czy ich przyjaciółka sobie radzi. Severus był gdzieś za nią. Hermiona pamiętała, by wcześniej związać włosy – i bardzo dobrze, bo morski wiatr rósł w siłę, a w ciemności łatwiej było nie zauważyć ogromnej wysokości pod stopami, gdy schodzili w stronę spienionych fal.

Harry i Ron wydali z siebie stłumione okrzyki, gdy weszli do wody; Hermiona zrozumiała dlaczego, gdy tylko uderzyła ją fala. Cholera, ale zimno! Nawet Dumbledore wydawał się zakłopotany, gdy wciskał swoją brodę pod ubranie, a Severus syknął delikatnie, gdy woda sięgnęła powyżej jego pasa. Dziewczyna uświadomiła sobie, że przynajmniej ona sama miała na tyle rozumu, by wziąć ze sobą sweter, leniwie patrząc jak jego przesiąknięta wodą koszula staje się niemalże przezroczysta. To było bardzo rozpraszające i zdecydowanie niepotrzebne.

Przynajmniej wszyscy umieli pływać. Ron radził sobie najgorzej, ale dawał radę pieskiem. Severusa najwyraźniej znudziło utrzymywanie ich tempa, bo szybko ich wyprzedził i teraz był już przy szczelinie, która prowadziła do jaskini.

– Nikomu nie imponują twoje pokazy, Severusie – zawołał Dumbledore, a jego irytacja nie ukryła faktu, że trochę brakowało mu tchu. W ciemności ciężko było to stwierdzić, ale Hermiona była pewna, że w odpowiedzi Severus posłał mu nieprzyzwoity gest.

– Serio? – mruknął Harry, podpływając kraulem do Hermiony; nucił pod nosem muzykę z filmu „Szczęki” i ewidentnie był w swoim głupkowatym nastroju. – Nikomu nie imponują? – Spojrzał na nią figlarnie. Hermiona nie odpowiedziała, ale rzuciła w jego stronę słabe Immobilus, zamrażając go w miejscu na tyle długo, by się zanurzył. Wynurzył się na powierzchnię bełkocząc, kaszląc i śmiejąc się. – Tak myślałem.

– Harry – odparła słodkim głosem – co się stanie, jeśli ktoś usłyszy, że żartujesz z czegoś, o czym nie powinieneś wiedzieć? Będzie wiele okazji, żebyś zaliczył jakiś wypadek i nie będzie mi ani trochę przykro.

– A myślisz, że czemu czekałem aż będzie wystarczająco daleko, żeby nie usłyszał? – odparował, całkowicie nieskruszony. Dziewczyna podtopiła go ponownie i popłynęła szybciej, chwytając oświetloną różdżkę w zęby, podążając za Severusem i Dumbledorem do tunelu. Trochę zajęło jej wciąganie się po kamiennych stopniach obok dwóch starszych czarodziejów. Obaj ignorowali siebie nawzajem najbardziej, jak to było możliwe, kiedy się osuszali. Zauważyła, że koszula Severusa dosłownie się do niego kleiła i starała się nie gapić.

– Co teraz? – zapytała drżąc, a chłopcy wczołgiwali się tuż za nią.

Dyrektor wskazał w stronę otworu jaskini.

– Nasz cel leży tam. Jest, oczywiście, zabezpieczony… – powiedział. On i Severus podeszli do jaskini, by zbadać skały wokół niej. Hermiona poszła za nimi, a Harry i Ron szli po jej bokach, już całkiem osuszeni. Jaskinia była niewielka i płytka. Ewidentnie nigdzie nie prowadziła, więc z pewnością coś się tu ukrywało.

W końcu Dumbledore zdecydowanie położył dłoń na jednej ze ścian.

– Tutaj. – Severus pokiwał głową i cofnął się o krok, gdy dyrektor wyciągnął różdżkę i zwrócił ją w stronę miejsca, którego wcześniej dotknął. Krawędzie drzwi ledwo się pojawiły i od razu zniknęły. Obaj obejrzeli ponownie skały, aż w końcu Severus prychnął gwałtownie w rozbawieniu, a Dumbledore potrząsnął głową.

– Nie ma mowy. To niedojrzałe.

– To raczej dla niego typowe – zauważył oschle Severus, rozglądając się. – Podejdźcie tu. Możemy wyciągnąć edukacyjne korzyści z tej wycieczki; sprawdźcie, co tu wyczuwacie. Powinniście wiedzieć, jaka jest magia Czarnego Pana.

Młodzi czarodzieje posłusznie się zbliżyli. Niepewnie dotknęli ściany, próbując zrozumieć, co mają wyczuć.

– Cokolwiek? – zapytał Dumbledore. Ron poddał się pierwszy, potrząsając głową.

– Nie bardzo, profesorze. Czuję, że jest tam magia, bo wiem gdzie szukać, ale nigdy nie byłem dobry w tego typu rzeczach. Mrowi w dłonie, ale to tyle.

– To jest dziwne, – dodał powoli Harry, wpatrując się w skałę z dziwnym wyrazem twarzy – ale nie wiem, dlaczego.

Hermiona jedynie wzruszyła ramionami wymijająco, wycierając dłoń w sweter. Czuła to wszystko dobrze, mroczny i podstępny rodzaj ciepła; Severus mówił jej, że magia Voldemorta to ogień, ale to nie były płomienie, tylko coś bardziej subtelnego, niemal gorączkowego.

– Co to za rodzaj ochrony, proszę pana?

– Bariera ofiary – wyjaśnił Dumbledore pogardliwym tonem. – Trzeba coś poświęcić, żeby przejść.

– Co na przykład? – zapytała podejrzliwie.

– Krew – odparł Severus znudzonym głosem. – Szczerze, nie widzę sensu. Nie jest wystarczająco potężna, by wymagać zbyt wiele. Weasley, czas się na coś przydać.

– Co? – zaprotestował Ron. – Dlaczego ja?

Severus posłał mu spokojne spojrzenie.

– Ty mi powiedz. Strategia, pamiętasz?

Harry i Hermiona wymienili zdumione spojrzenia, a Ron patrzył w ziemię; w końcu westchnął.

– Zgoda, proszę pana. Ma ktoś nóż?

Dumbledore wyjął ostrze z kieszeni i podał mu je bez komentarza

– Czy ktoś wyjaśni, proszę? Dlaczego Ron? Chodzi o czystą krew? – zapytała Hermiona z irytacją.

– Nie, chodzi o logikę – odparł Ron smutnym głosem, chwytając nóż. Wskazał nim na Harry’ego i Dumbledore’a. – Nie jestem tu najważniejszą osobą. – Następnie spojrzał na Severusa. – Nie mam Mrocznego Znaku, który robi dziwne rzeczy z moją krwią. I nie jestem dziewczyną – dodał, uśmiechając się do niej.

– Ty seksistowska, szowinistyczna świnio – odparła spokojnie. Patrzyła na Rona, ale mówiła do Severusa, który nie patrzył na nią i miał podejrzanie obojętny wyraz twarzy.

– Idziesz na ochotnika, panno Granger? – zapytał rozbawiony Dumbledore.

– Tego nie powiedziałam.

Harry stłumił śmiech i spojrzał na Severusa.

– Mroczny Znak naprawdę robi coś z pana krwią?

– Zapewne nie wystarczająco, by oddziaływać na tę barierę, ale lepiej nie ryzykować. Poza tym, pierwszy się odezwałem. – Severus uśmiechnął się ironicznie i zwrócił się do Rona. – Bierzmy się za to zanim osiwieję, panie Weasley. Nie rozcinaj sobie nadgarstka czy czegoś innego, kilka kropel w zupełności wystarczy.

Gdy krew skapnęła na skałę, zarys przejścia znów się pojawił, a kamień wewnątrz niego zniknął i uformował się kolejny tunel. Hermiona uleczyła małe nacięcie na ramieniu Rona, a Dumbledore wszedł do tunelu. Wszyscy poszli za nim, aż w końcu dotarli do brzegu podziemnego jeziora w ogromnej jaskini, oświetlonej jedynie przez słabą i nieco złowieszczą, zielonkawą poświatę z oddali.

– Zachwycające – powiedział łagodnie Dumbledore, a w jego głosie nadal pobrzmiewało rozbawienie. – Bądźcie ostrożni i nie dotykajcie wody.

– Tylko mi się wydaje, że to nie ma sensu? – zapytał Harry, gdy całą piątką szli wzdłuż jeziora szukając… czegoś.

– Dlaczego? – spytała Hermiona.

– Cóż, ten Horkruks wydaje się strzeżony lepiej niż pozostałe. Nie wiem, co Malfoy robił przez te wszystkie lata z pamiętnikiem, ale nie przeszkadzało mu oddanie go Ginny, więc ewidentnie nie wiedział, czym jest. Diadem leżał po prostu w Pokoju Życzeń, a pierścień w ruinach ich starego domu, prawda? Więc czemu ten jest tak silnie chroniony? Na pewno w jeziorze jest jakiś straszny potwór i to więcej niż jeden. No i ta ofiarna bariera…

– To dobre pytanie, Harry – zgodził się Dumbledore. – Ale nie sądzę, że znajdziemy na nie odpowiedź. Oh, jesteśmy… – Zatrzymał się w miejscu, które niczym nie różniło się od reszty brzegu jeziora i zaczął ostrożnie machać ręką w powietrzu tuż nad wodą, aż w końcu wydawało się czegoś dotknął. Z trudnością trzymając różdżkę w sczerniałych palcach drugiej ręki, postukał w pięść i pojawił się zaśniedziały, miedziany łańcuch. Gdy go poklepał, łańcuch zaczął się poruszać i na powierzchnię upiornie gładkiego, czarnego jeziora wypłynęła mała łódka i niewinnie do nich podpłynęła.

– Harry ma rację, to durne – mruknął Ron. – Sam-Wiesz-Kto miałby przerąbane, gdyby potrzebował w to w pośpiechu wsiąść, co nie? Myślicie, że ta łódka jest przeklęta i zatonie w połowie drogi, czy coś takiego?

– Nie, nie sądzę – odparł wesoło Dumbledore. – Mimo wszystko, mamy jednak problem. – Dotknął palcem dziobu. – Zmieszczą się tu dwie osoby, ale pozwoli wsiąść tylko jednemu czarodziejowi. Harry, skoro jesteś jeszcze niepełnoletni…

– Wszyscy ciągle o tym mówią – mruknął Harry pogodnie.

– Tak. W każdym razie, zaklęcie ciebie nie dotyczy, ale wciąż pozostaje trójka z nas bez środka transportu.

– Dwójka – odezwał się szorstko Severus, patrząc zwężonymi oczami na łódź. – Przeniosę się tam. Czarny Pan też nie musi używać tej łodzi… Potter ma rację, to nie ma sensu.

Dyrektor uniósł brwi.

– Założyłem, że takie metody nie są tu możliwe.

Severus potrząsnął głową.

– Nie ma w powietrzu nic, co zabroniłoby latać – miotła oczywiście by nie zadziałała, ale to tyle. Chyba nie miał powodu, by to uniemożliwiać. Nie znam nikogo innego, kto potrafiłby to zrobić.

– Chwila – powiedział zdumiony Harry. – Potrafi pan latać bez miotły?

– Tak. – Po twarzy Severusa przebiegł ironiczny cień uśmiechu.

– Fajnie – Harry i Ron powiedzieli jednocześnie, a Hermiona stłumiła śmiech. Chłopcy.

– Może nas pan nauczyć? – błagał Harry.

– Nie.

– Proszę pana…

– Zapytałeś czy mogę, a nie czy to zrobię. Nie mogę. Lub bardziej, wy nie możecie.

– Dlaczego? – zaprotestował Harry.

Severus westchnął.

– Nie mamy czasu na dłuższe wyjaśnienia. Jedyny sposób nauki, jaki znam, to ten dzięki któremu sam się nauczyłem. A on był dość brutalny i polegał na byciu wielokrotnie zrzucanym z wysokich miejsc, aż w końcu mój instynkt przetrwania kolejnych upadków był na tyle silny, że przewyższył logiczne założenie mózgu, że człowiek nie potrafi latać. Małe dzieci często osiągają pewien rodzaj lotu, gdy ich magia ujawnia się pierwszy raz, ale gdy już podrosną i rozumieją, że to niemożliwe tracą tę umiejętność. Nie wiem jak nauczył się tego Czarny Pan, ale tak właśnie nauczył mnie. Nikt inny nie miał tego samego pojęcia bólu i przetrwania, by to załapać.

Chłopcy ustąpili, ewidentnie niezdolni do podjęcia dyskusji. Dumbledore przypatrywał się im w zamyśleniu.

– Jeśli nie zamierzasz brać pasażerów, mamy problem, Severusie.

– Nigdy nie próbowałem – odparł Severus patrząc nieufnie na wodę. – Nie chcę wiedzieć, co się stanie temu, kto tam wpadnie.

– Więc obawiam się, że panna Granger i pan Weasley muszą pozostać tutaj…

– To nie fair! – zaprotestowali razem.

– I tak próbowałem odwieść was od pójścia z nami – zauważył delikatnie Dyrektor.

– Nie może pan odesłać łódki z powrotem? – zapytał z nadzieją Ron.

– Jeśli coś pójdzie źle, jeśli jest tam coś czego się nie spodziewamy, będziemy musieli szybko uciekać. Przykro mi, nie ma innego wyjścia.

– Nie możemy po prostu tu siedzieć nie wiedząc, co się dzieje – powiedziała Hermiona, wkładając w swój głos błagalny ton i starając się nie patrzeć na Severusa w zbyt oczywisty sposób. Było za ciemno, by odczytać jego wyraz twarzy, ale miała nadzieję, że był przychylny; chyba naprawdę nie było wyboru. – Oszalejemy.

– Hmm – zastanowił się Severus zwężając oczy, a po chwili zrobił krok w przód i sięgnął w stronę głowy Harry’ego; Harry jęknął i odskoczył, zostawiając kilka czarnych włosów między palcami starszego czarodzieja.

– Za co to? – zapytał pocierając głowę.

– Nie bądź mięczakiem – odparł Severus obojętnie, dotykając włosów różdżką. – Resonatus – powiedział i podał włosy Hermionie. – Nie będzie działać zbyt dobrze, ale pozwoli wam słyszeć to, co Potter. Niestety będziecie za daleko, żeby też widzieć co się dzieje.

Przekręcił się tak, by ukryć ich dłonie przed innymi.  Z lekkim uśmiechem dziewczyna wzięła włosy z jego dłoni. Gdy ich palce się o siebie otarły, powstrzymała dreszcz.

– Dziękuję, proszę pana – powiedziała uprzejmie, posyłając mu wdzięczne spojrzenie, na które odpowiedział nie-do-końca-uśmiechem zanim się odwrócił.

– Zobaczymy się po drugiej stronie – powiedział do Harry’ego i Dumbledore’a, chowając różdżkę i robiąc kilka kroków w tył; na chwilę się zatrzymał, po czym zrobił dwa kroki w przód i skoczył, znikając szybko w ciemności.

– Nie widziałem nawet, jak to zrobił – narzekał Ron. – I wciąż nie wierzę, że tu zostajemy.

– Zamierzasz jęczeć całą noc? – zapytała Hermiona, zaciskając dłoń na włosach Harry’ego. – Bo jeśli tak, nakarmię cię tym cokolwiek siedzi w tym jeziorze. – Spojrzała na Harry’ego. – Zdawaj nam relację, dobrze?

Chłopak pokiwał głową.

– Oczywiście. – Jego głos odbił się echem, bo pochodził również z kłębka włosów. Uśmiechnął się szeroko. – Świetne. Do zobaczenia.

Hermiona i Ron ze smutkiem patrzyli, jak wchodzi do łódki i znika w ciemności. Po drugiej stronie jeziora, w zielonej poświacie pojawiło się światło, prawdopodobnie Severus dawał im znać, że jest już na miejscu.

– Beznadzieja – podsumował Ron wzdychając i znalazł kamień, na którym usiadł. Hermiona usiadła koło niego i oboje nachylili się w stronę włosów Harry’ego.

– Tak. Beznadzieja – zgodziła się ponuro, gapiąc się w malutkie światełko w oddali.

Po kilku chwilach dobiegł ich głos Harry’ego; był dziwnie zniekształcony i z echem, ale wystarczająco przejrzysty.

– Słyszycie mnie? – Hermiona podniosła różdżkę i błysnęła światłem w odpowiedzi. – Mam nadzieję, że raz znaczy tak. Na razie nic nie tracicie, poza zwłokami w wodzie, co jest bardzo, bardzo upiorne. Nic nam nie zrobią, prawda? – dodał zmartwiony.

Głos Dumbledore’a był jeszcze bardziej zniekształcony.

– Nie. Nie musimy bać się umarłych.

– Skoro tak pan twierdzi – odparł Harry, ale nie brzmiał na przekonanego. Hermiona i Ron uśmiechnęli się słysząc wątpiący ton.

Minęło kilka minut, gdy obserwowali jak małe światełka zbliżały się do siebie. W końcu ponownie usłyszeli głos Harry’ego.

– W porządku, jesteśmy. To mała wyspa, cóż, w sumie to skała. Jest tu jakiś podwyższenie, na którym stoi misa pełna zielonego płynu, to właśnie to tak świeci. Wie pan, co to jest?

– Nie jestem pewien – odparł Dumbledore. – Horkruks z pewnością jest w środku, a eliksir jest chroniony zaklęciami, by nikt w żaden sposób go nie ruszył. Chyba trzeba to wypić. Ale nie wiem, co to jest…

W tle zabrzmiał miękki dźwięk, który był odległym, niecierpliwym westchnięciem, zanim odezwał się głos Severusa.

– Dobrze, że masz ze sobą eksperta od eliksirów. Odsuń się Potter i pozwól mi spojrzeć. Aha… oczywiście. Bo już nie było wystarczająco trudno. Cholera.

– Co to takiego, profesorze? – zapytał Harry, a Ron i Hermiona zbliżyli się, by lepiej słyszeć.

– Tak zwany Eliksir Rozpaczy.

– To trucizna?

– Poniekąd. Nie zabije cię, przynajmniej nie od razu, ale zapragniesz, żeby tak było. Nigdy tego nie widziałem, jedynie czytałem… Zastanawia mnie, skąd on to wziął?

– Pan tego nie zrobił?
Severus zaśmiał się szorstko.

– Rusz głową, Potter. Wiesz już, że Czarny Pan nie ufa żadnemu ze swoich sługusów w kwestii tego, co robi. Wolał użyć Pettigrew do tworzenia eliksirów podtrzymujących jego życie przed swoim powrotem, niż wtajemniczyć kogokolwiek innego w swój plan. Jednakże, z pewnością nie zrobił tego samodzielnie, nieliczni są do tego zdolni. Chyba nawet ja bym nie potrafił. Zaklęcia chroniące są jego, ale sam eliksir nie.

– Do czego konkretnie służy, Severusie? – spytał Dumbledore.

– Do wielu rzeczy – Hermionę rozbawiło to, że głos Severusa zmienił się w jego zwykły ton wykładowcy, ten którego używał, gdy podczas zajęć podejmował jakikolwiek temat i zapominał o tym, by brzmieć pogardliwie lub złośliwie. Potrafiła również wyobrazić sobie wyraz jego twarzy, jego oczy mieniące się zainteresowaniem. Szkoda, że jego głos brzmi tak dziwnie, pomyślała.
Severus kontynuował. – Po pierwsze, powoduje ból fizyczny, a dokładniej, bolesne skurcze żołądka. Po kilku minutach, po których ofiara przyzwyczaja się do bólu, w grę wchodzą efekty mentalne. To imitacja efektu obecności dementorów, zmusza ofiarę do przeżycia jeszcze raz najgorszych momentów swojego życia, ale zamiast zwykłego odtwarzania ich, lądujesz w halucynacyjnej, wielozmysłowej powtórce, wzroku, słuchu, zapachu, dotyku, smaku i emocji. Zależnie od siły i ilości, eliksir przestaje działać po kilku godzinach, ale doprowadza do szaleństwa lub po prostu zabija powoli przez kilka dni.

– Męczarnia – powiedział Ron, doskonale podsumowując myśli Hermiony. Po chwili dodał – Masz rację. To dziwne, że akurat ten jest tak bardzo chroniony. Jak myślisz, dlaczego?

– Nie wiem. Może ten był pierwszy. Może jest dla niego najważniejszy, a to znaczy, że pewnie należy do Slytherina? Cicho, próbuję słuchać.

Ron zamilkł i usłyszeli niepewny głos Harry’ego.

– To co teraz?

– Ani ja, ani ty nie przetrwamy wypicia tego, Harry – odparł Dumbledore w oddali.

– Nawet się nie ważcie, do cholery – warknęła Hermiona patrząc w stronę odległej poświaty.

– Nie słyszą cię, Hermiono – zauważył Ron i wzdrygnął się pod jej surowym wzrokiem. – Tylko mówię…

– A profesor Snape przetrwa? – zapytał z powątpiewaniem Harry po dość długiej pauzie, która sprawiła, że dwójka zostawionych na brzegu czarodziejów bardzo, bardzo zapragnęła widzieć, co tam się dzieje.

– Nie wiem, Harry.

Usłyszeli zirytowany pomruk Severusa.

– Chroń nas Merlinie od pozbawionych wyobraźni Gryfonów! Zejdźcie mi z drogi.

Kilka dźwięków odbiło się echem przez kłębek włosów.

– Aha. Cóż, to chyba zadziała – powiedział Harry w osłupieniu.

Hermiona, dość ostentacyjnie, skierowała różdżkę w stronę wyspy. – Lumos maxima! – Blask światła trwał mniej niż sekundę, ale to wystarczyło, by ją zauważyli.

– A, no tak. Profesor Snape właśnie wyczarował kielich i wypił trochę mikstury. Nie połknął, tylko trzymał przez chwilę w ustach, gdy tworzył kolejną misę na podłodze i potem to tam wypluł. – Jego głos zniżył się do szeptu. – Właściwie to dość obrzydliwe. Po chwili znów odezwał się normalnym głosem. – Czy to znaczy, że pana nie skrzywdzi?

– Nie – odparł Severus. – Owszem, jest tu dużo trujących składników. Na szczęście, leżało tu przez długi czas i straciło większość efektywności. Z pewnością mnie nie zabije, ale nie będzie przyjemne.

– Mniejsza z cholerną miksturą, zabiję go – powiedziała Hermiona do Rona. – Na litość boską, gdybym wiedziała, że tak będzie, nigdy bym mu nie powiedziała, że dziś wychodzimy.
Jej przyjaciel uśmiechnął się szeroko, gdy wsłuchiwali się w odległe hałasy.

– Cóż, mielibyśmy kłopoty, gdyby go nie było, prawda? Dumbledore nie wiedział, co to za eliksir. I ktoś z nich musiałby to w końcu wypić, a słyszałaś, co to robi z człowiekiem. Ktoś byłby poważnie ranny. Nie sądzę, że pomyśleliby o wypluciu tego.

Wbrew sobie, Hermiona uśmiechnęła się smutno. Przynajmniej wybrałam mądrego mężczyznę…

– Trzeba być pokręconym, by o tym pomyśleć – zgodziła się. – W sumie, to szukamy czegoś chronionego przez Czarną Magię i truciznę, więc chyba to dobrze, że mamy ze sobą eksperta w Czarnej Magii i eliksirach. Ale i tak go zabiję.

– Może pan szybciej? – zapytał Harry. – Nie, żebym narzekał – dodał prędko. Hermiona uśmiechnęła się na myśl o spojrzeniu, jakie musiał otrzymać jej przyjaciel. – Po prostu myślę, że chyba będzie lepiej uporać się z tym jak najszybciej.

Usłyszeli, jak Severus wypluwa i kaszle.

– Nie, nie mogę. Eliksir jest zaczarowany tak samo, jak misa. Muszę trzymać każdą porcję w ustach tak długo, by zaklęcia wyparowały. Jeśli tego nie zrobię, natychmiast pojawiłby się ponownie w misie.

– Możemy pomóc, skoro pan tego właściwie nie pije?

– Harry jest nieco oczywisty – zauważył Ron. – Nawet Dumbledore nie uwierzyłby, że Harry pyta, bo się martwi o Snape’a. Zgaduję, że Snape nie wie, że my wiemy?

– Wciąż żyjesz, prawda? Siedź cicho.
Severus odpowiedział cicho na pytanie Harry’ego.

– Nie. Proszę, nie rozpraszaj mnie. Muszę się skoncentrować albo dostanę halucynacji.

– Cholera – szepnęła Hermiona przygryzając wargę. – Ty uparty durniu, Oklumencja nie sprawia, że możesz wszystko…

– Nie brzmi jakby coś mu się działo… – powiedział niezręcznie Ron, próbując ją pocieszyć i niemal od razu ponosząc porażkę. – Wie, co robi… Lumos – dodał chcąc otrzymać od Harry’ego wiadomości, gdy zrozumiał, że nic nie osiągnie.

Słychać było jakieś szuranie, aż w końcu Harry odezwał się stłumionym szeptem.

– Przepraszam, chciałem się wydostać z zasięgu słuchu. W porządku z nim, Hermiono, przynajmniej tak mi się wydaje. Ma zamknięte oczy, ale stoi i oddycha normalnie, nie połknął ani trochę mikstury. Nie poci się ani nie zaciska pięści. Nie wiem, co jeszcze mam powiedzieć, ale wygląda dobrze.

– No widzisz? – powiedział Ron z nadzieją. Hermiona westchnęła.

– To nic nie znaczy. Potrafi wyjść niezachwiany z Cruciatusa jakby nic się nie stało. Widzieliście, jak normalnie funkcjonuje zaledwie kilka godzin po tym, jak był torturowany prawie na śmierć. Tylko dlatego, że wygląda dobrze, nie znaczy, że tak jest.

– Głupia Gryfonka. – Głos Severusa był ściszonym pomrukiem. – Przestań się martwić.

Hermiona uśmiechnęła się mimowolnie, a Ron zaśmiał się.

– Nie mówił do Harry’ego, co nie?

– Nie – odparła potrząsając głową. – Podstępny drań.

Harry próbował się nie roześmiać i kontynuował swój komentarz.

– Widzisz? Wszystko w porządku. Jeszcze tylko jedna czwarta mikstury. Nie wypluwa jej już tak celnie i to wciąż ohydne, ale nic się nie dzieje. Choć wciąż nie widzę Horkruksa. Poczekajcie, otworzył oczy i przestał pić.

Słyszeli Severusa bardzo wyraźnie.

– Kurwa mać.

– Severusie? – zapytał gwałtownie Dumbledore.

– Zostałem wezwany.

Usłyszeli słaby plusk i odgłos zakrztuszenia.

– Właśnie połknął pełen kielich. Chyba nie ma czasu na czekanie i wypluwanie… Jest trochę blady.

– O, Boże – wyszeptała Hermiona ściskając ramię Rona.

– Severusie…

– Nie ma czasu, Dumbledore. Zamknij się – powiedział ostrym głosem. Rozbrzmiał dźwięk brzęknięcia metalu o kamień i kolejny kaszel. – Muszę iść.

– Właśnie wybrał coś z kielicha – wyjaśnił szeptem Harry. – Wypił eliksir i wypluł na Dumbledore’a.

Dalszy komentarz był niepotrzebny, bo cienie nad jeziorem przemieściły się, rozmazały i przekształciły w Severusa, lądującego w pobliżu ze skrzypnięciem butów na mokrym kamieniu. Podbiegł do nich wzdłuż brzegu jeziora ze spuszczoną głową.

– Uważaj – wyszeptała Hermiona nerwowo, gdy Ron z zakłopotaniem ścisnął jej ramię i patrzył gdzie indziej, udając, że go tam nie ma.

Severus uniósł głowę i spojrzał jej w oczy, nie wyglądał zbyt dobrze, ale widziała go w gorszych sytuacjach. Jego oczy złagodniały, marszcząc się w kącikach w jego typowym prawie-uśmiechu.

– Będę – odparł tak delikatnie, że ledwo go usłyszała. Przyspieszył do biegu i zniknął w ciemności.

Dobiegł ich głos Harry’ego, wypytującego Dumbledore’a o przedmiot znaleziony w naczyniu.

 

Severus prawie doznał wstrząśnienia mózgu lecąc przez tunel zamiast przez niego płynąć, ale nie miał czasu na ostrożność. Zwymiotował, gdy dotarł do miejsca, gdzie zostawił swoją szatę wierzchnią. Krztusił się w odruchu wymiotnym, aż w końcu wypluł sporą ilość obrzydliwie wyglądającej, zielonej mazi prosto w morze. Opierając się chęci zacytowania Egzorcysty, użył Aguamenti, by przepłukać usta i zmyć większość soli, w razie gdyby kogoś interesowało, co robił dziś na wybrzeżu. Ogarnęły go skurcze i wciąż słyszał w głowie krzyk i płacz; przynajmniej dzięki Oklumencji nie widział towarzyszących temu obrazów, ale efekty dźwiękowe okazały się zbyt ciężkie, by je ignorować. Zgiął się wpół wypluwając żółć, po czym przycisnął pięści do brzucha zmuszając swoje ciało do wyprostowania się i odszukania swojego ubrania. Znalazł maskę i szatę w tej samej kieszeni, co zwykle.

To niesamowicie niebezpieczne, odpowiadać na Wezwanie w stanie jakim się znajdował, ale jeszcze gorsze byłoby niepojawienie się. To nie był dobry moment i wszystkie jego instynkty wrzeszczały na niego; wiedział gdzieś w głębi serca, że nadszedł ten moment, w którym Czarny Pan zaatakuje. Dlaczego wszystko musiało się dziać naraz? Nie było czasu! Próbując nie drżeć, wsunął dłoń pod rękaw, by przycisnąć palący Czarny Znak i skoncentrował się.

Cieszyło go, że zazwyczaj przybywał ostatni, wszyscy inni byli w stanie odpowiedzieć od razu, ale on musiał najpierw się wydostać z terenów szkoły lub w tym przypadku z jaskini. To znaczyło, że nie było nikogo, kto zauważyłby jak upada na kolana i próbuje powstrzymać się przed omdleniem po teleportacji. Skurcze nie były takie złe, a dręczące go wspomnienia mogły być znacznie gorsze, ale i tak czuł się nieco zdezorientowany.

Powoli zaczął iść przez żwirowy podjazd i wypielęgnowane trawniki Dworu Malfoyów, skupiając się na oddychaniu. Sięgnął po Oklumencję i stopniowo odepchnął świadomość bólu i szturmu wspomnień. Przeżywał tamtą noc dość często w snach, przynajmniej to co z niej pamiętał; miałby przechlapane, gdyby musiał to przeżywać również za dnia. Gdy dotarł do drzwi posiadłości, histeryczny, zdławiony szloch ucichł prawie całkowicie, a skurcze były znośne i to chyba najlepszy stan, na jaki mógł liczyć. Wciąż czuł smak eliksiru na języku, zaraz po cierpkiej żółci i wymiotach, co dziwne, nie smakował aż tak źle. Był nieco gorzki, bo jednym z głównych składników był absynt, a piołun był silny, ale ogólny smak był mieszanką ziaren anyżu i miętówki.

Popędził w stronę sali, w której odbywało się spotkanie, ściągając maskę kryjącą jego twarz, gdy skłonił się postaci na szczycie stołu.

– Mój panie.

– Severusie. Miło z twojej strony, że do nas w końcu dołączyłeś. Mam nadzieję, że nie przysparzamy ci kłopotów? – Sarkazm był złym znakiem, nie chciał sobie wyobrażać, co Cruciatus zrobiłoby mu w jego kondycji.

– Proszę o wybaczenie, panie. Dumbledore… przybyłem najszybciej, jak mogłem. – Jego mistrz nie przyjmował wymówek, co się dobrze złożyło, bo żadnych nie miał. Co dziwne, Voldemort ani go nie obraził, ani nie przeklął. Zamiast tego gestem kazał mu usiąść na miejsce i wstał, rozpoczynając przechadzkę wzdłuż stołu. Uśmiechał się, co niepokoiło Severusa. Cokolwiek sprawiało, że ten szaleniec się uśmiechał, było chore.

Voldemort zatrzymał się przed Malfoyami. Narcyza wyglądała na zdenerwowaną, a wyraz jej twarzy wskazywał na to, że próbowała to ukryć i pokazać dumę, jednak z biegiem lat stawała się w tym coraz bardziej niechlujna. Twarz Lucjusza była sztywna, był nieogolony, a jego szare oczy były przekrwione i wpatrywały się w jakiś punkt przed nim. Draco siedział koło ojca; tak jak podejrzewał Severus, chłopak wyglądał na przerażonego, gdy Voldemort położył kościstą dłoń na jego ramieniu.

– Moi przyjaciele, młody Draco spisał się dziś znakomicie. Przed chwilą znalazł dla nas wszystkich drogę do Hogwartu, teraz poinformował mnie też, że Dumbledore, dzisiejszego wieczoru, jest nieobecny w zamku. – Czerwone oczy wbiły się na moment w Severusa z przekazem, że czeka go później kara za niewyjawienie tego faktu. Severus schylił głowę obojętnie, nie dbając o to już dłużej. Nie miał zamiaru w tym uczestniczyć, nie kiedy sprawy naprawdę miały mieć miejsce.

– Więc, moi wierni słudzy – kontynuował spokojnie Voldemort – jeśli nikt się nie sprzeciwia, dziś wkroczymy do Hogwartu i go przejmiemy. Gdy stary głupiec zajmie pozycję, będzie już za późno. – Poklepał Dracona po ramieniu. – A nasz najmłodszy brat będzie mógł zrealizować swoje drugie zadanie.

Cała trójka Malfoyów patrzyła teraz na Severusa. Narcyza błagała, Luciusz był ponury, a Draco wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć; Bellatrix, siedząca koło swojej siostry, posłała mu szeroki, ochoczy uśmiech, niemal tak przerażający jak Czarnego Pana. Severus zignorował ich wszystkich, a jego umysł pracował gorączkowo.

– Mój panie, mógłbym coś zasugerować? – powiedział cicho, podnosząc głowę; był jednym z nielicznych, którzy byli postawieni na tyle wysoko, by ryzykować przerwanie Voldemortowi.

Czerwone oczy zwęziły się, a w jego głosie było zdecydowane ostrzeżenie, gdy powiedział chłodno

– Mów.

– Być może powinienem wrócić do Hogwartu przed resztą z nas – powiedział powoli, uważając na dobór odpowiednich słów, utrzymując spokojny głos, a twarz niewzruszoną, jakby jedynie spekulował na głos. – Część naszych zwolenników ma potomków i krewnych w Slytherinie; z pewnością, jeśli można, powinniśmy trzymać ich z dala od konfliktu, który może powstać. Byłoby również rozsądne upewnienie się, że dyrektor nie powrócił niespodziewanie; nie wiem, kiedy zamierza dziś wrócić. I… mój panie, ludzie są irracjonalni jeśli chodzi o bezpieczeństwo ich dzieci. Jeśli uciekną bez uszczerbku, nasza opozycja będzie znacznie mniejsza, gdy przejmiemy władzę; jedno przypadkowo skrzywdzone dziecko może spowodować niepotrzebne problemy. Poradzilibyśmy sobie z tym, ale wydaje mi się bardziej sensowne uniknięcie ryzyka. Twoja wizja przyszłości musi się zaczynać z dziećmi, które będziemy edukować.

Dzięki Bogu, że mój refleks chrzanienia farmazonów wciąż działa. Mając wystarczającą ilość czasu, Severus mógł kłócić się, że góra to dół, a czarny to biały, jego elokwencja była jedną z jego najsilniejszych stron. To, co właśnie powiedział, było całkowitą bzdurą, ale włączył w to słowa kluczowe, które z odrobiną szczęścia sprawią, że Czarny Pan pozwoli mu iść pierwszemu; potrzebował tylko tyle czasu, by wszystkich ostrzec.

Voldemort przejechał palcem po tym, co zostało z jego cienkich ust rozważając, obserwując go z zamyśleniem – z zamyśleniem, ale na szczęście nie podejrzliwością. Jego wzrok omiótł stół.

– Wszyscy się zgadzacie?

Severus odetchnął, jeśli było głosowanie, był bezpieczny. Choć on sam był niezbyt popularny, było tam wielu ludzi z córkami i synami w Slytherinie i jeden lub dwóch w innych domach; nikt, nawet Śmierciożercy, nie chcieli by ich dzieci cierpiały. Poza tym powiedział prawdę, opozycja byłaby znacznie mniejsza, jeśli żadne dziecko nie ucierpi. Fala ostrożnych przytaknięć przeszła przez stół, a Czarny Pan pokiwał głową.

– Potrafisz wyprowadzić dzieci niezauważony?

– Tak – odparł spokojnie Severus. Potrafiłby to ukryć przed każdym, poza Dumbledorem, ale nie miał żadnej intencji próbowania. Poleje się krew bez względu na rezultat i dzieci muszą być od tego odsunięte.

– W porządku, Severusie. Idź. Bądź gotowy na atak u naszego boku; czas na dyskrecję minął.

Severus wstał i skłonił się głęboko.

– Jak każesz, mój panie. – Wal się. Odwracając się na pięcie, wyszedł swoim typowym energicznym krokiem, ani się nie spiesząc, ani wahając, nawet gdy przeszedł go kolejny skurcz.

Świat znów zawirował wokół Severusa, gdy teleportował się do swojego stałego punktu przy bramie Hogwartu, ale nie miał czasu na zawroty głowy, więc zamienił swój chwiejny krok w niezręczny skok w stronę nieba. Wiatr pędził mu przed twarzą i szczypał w skórę, a jego oczy napełniły się łzami. Ciepła, letnia noc była ciemną, rozmytą plamą kiedy mknął w stronę zamku. Jego serce łomotało, a gardło było zaciśnięte w panice, bo teraz gdy przyszło co do czego, był cholernie przerażony. Jednak wciąż jakaś część niego zastanawiała się, czemu te rzeczy zawsze dzieją się w czerwcu. Wydawało się bardzo sprytne, że wszystkie konfrontacje miały miejsce tak blisko końca ostatniego semestru.

To lądowanie było jednym z najgorszych w jego życiu – żwir poleciał na wszystkie strony, gdy biegnąc uderzył w podjazd i przejechał po ziemi, obcierając kolana i dłonie tak, jak kiedy miał dwanaście lat. Podnosząc się chwiejnie, wskoczył po schodach do drzwi i wszedł do środka, po czym zwolnił bieg do energicznego kroku, łykając powietrze i robiąc wszystko, by zachowywać się normalnie, gdy podążał w stronę pokoju nauczycielskiego i ignorując strach rosnący w jego głowie.

Było wystarczająco wcześnie, by wszyscy byli jeszcze w środku. Co się stało z czasem? Nie było go kilka godzin, a czuł, jakby minęły lata. Lekko świadomy tego, że mikstura wciąż na niego działa, a krzyki odbijały się echem w jego głowie i ból wciąż w nim pulsował, odchrząknął by przyciągnąć uwagę współpracowników i odezwał się cicho i wyraźnie.

– Minerwo, Filiusie, Pomono, Horacy. – Czterech opiekunów domów.  Używając imienia Slughorna, oddał starszemu człowiekowi przyszłość Domu Slytherina. Nie miał wyboru; nie byłby dla nich dobry po dzisiejszej nocy, a oni nie należeli do niego już od dłuższego czasu. Gdy czwórka nauczycieli na niego spojrzała, popatrzył na każdego z nich i rzekł krótko – Nalot.

Słowo-klucz było jego pomysłem, tak jak wiele innych sekretnych zwrotów Zakonu. Korzyści z bycia półkrwi i posiadanie swojej mugolskiej strony sprawiało, że wiedział o rzeczach, których nikt inny by nie zrozumiał. Wątpił, że ktokolwiek z wpatrującej się w niego czwórki wiedział, dlaczego „nalot” był nakazem ewakuacji, druga wojna światowa była sprawą mugoli i świat czarodziei trzymał się od niej z daleka. To nie miało znaczenia; wiedzieli, co oznacza kod, ale nie mieli pojęcia, dlaczego.

– Jesteś pewien, Severusie? – zapytała słabo Minerwa. – Gdzie jest Albus?

Severus potrząsnął głową.

– Wraca. Nie ma czasu, Minerwo. Zróbcie to. – Odwrócił się na pięcie i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Natychmiast dał nura w najbliższe sekretne przejście, krzywiąc się, gdy jego ramię znów zapiekło, ale nie było to teraz skierowane do niego. Voldemort zbierał pozostałych, czas uciekał.

Kiedy w szkole wybuchł mocno kontrolowany chaos; plan ewakuacji był opracowany już dawno temu. Severus znalazł cichy kąt i zmęczony wszystkim przyzwał Patronusa. Minerwa da znać dowództwu i zbierze Zakon, ale nie zda sobie sprawy z tego, że Dumbledore nie ma bladego pojęcia, co się dzieje. Wspomnienie które przyszło mu do głowy, to Pokój Życzeń. Pojawiający się srebrny ogień był tak jasny, że niemal go oślepił, jaśniejszy niż kiedykolwiek, ale to cholerstwo wciąż nie miało solidnej formy. Jakikolwiek kształt się w końcu utworzy, na pewno będzie nadal mieć cztery nogi, ale srebrna mgła nie przypominała łani, generalnie wydawało się to mniejsze, chociaż przynajmniej wyglądało na nieco większe od wydry. Wpatrywał się z frustracją w bezpostaciowy dym i przeklął pod nosem, choć to nic nie pomogło. W końcu bezkształtna mgiełka zniknęła.

Musiał ich ostrzec zanim wrócą do zamku. Ewakuacja była w toku, wszyscy byli zajęci, a on nie zamierzał ryzykować czekania przy bramie, ponieważ Śmierciożercy mogli przybyć przed nimi. Nagle przyszedł mu do głowy szalony pomysł i popędził przez zamek, gnając przez korytarze i przeskakując po trzy, cztery stopnie na schodach.

Gdy już wskoczył na sam szczyt Wieży Astronomicznej, jego płuca płonęły, a kolana i mięśnie ud bolały go niemiłosiernie, ale był całkowicie pewien, że nikt jeszcze nie pokonał takiego dystansu tak szybko. Zapewne nikt nie miał takiej motywacji jak on. Biorąc gwałtowne wdechy, oparł się o blanki i podwinął rękaw by odsłonić Mroczny Znak, czarny i wyraźny na jego bladej skórze. Wyciągając różdżkę, przytrzymał ją ostrożnie. Koniuszek wystawał między jego palcami, a reszta leżała na jego dłoni, nadgarstku i przedramieniu, a drewniany koniec spoczywał przed Znakiem; mrugając, by odgonić pot spływający do oczu, podniósł ramię do nieba i spojrzał w gwiazdy.

– Morsmordre – wyszeptał, drżąc gdy magia błysnęła i skręciła, zanim pojedyncza zielona iskra skoczyła w koniuszka jego różdżki. Próbował śledzić ją wzrokiem, jak gdyby to były fajerwerki gotowe do wybuchu, ale zgubił ją między gwiazdami, dopóki chwilę później chorobliwie zielone światło ogarnęło świat, a wąż i czaszka pojawiły się nad wieżą.

To było najlepsze co mógł zrobić. Dumbledore i trio zobaczą to, jak tylko dotrą do szkoły, a ludzie w Hogsmeade również to zauważą i podniosą alarm. Atak Voldemorta nie będzie tak potajemny, jak sobie życzył. Nie miał czasu, by zrobić coś innego.

Patrząc na symbol tego, czego kiedyś pragnął, a teraz się temu sprzeciwiał, Severus poczuł się bardzo mały i przerażony, mimo jego ostrożnych planów. Nie tak to się miało skończyć. Biorąc głęboki oddech, dotknął przez rękaw blizny wokół prawego ramienia próbując dodać sobie odwagi i nie myśleć o tym, co miał teraz zrobić. – Niech Bóg zmiłuje się nad moją duszą – wyszeptał, zamykając oczy na moment i skierował się w stronę schodów. Teraz już nie było odwrotu.

Po tym, jak Severus niespodziewanie zniknął, sytuacja w jaskini stała się dość dramatyczna. Gdy dotarli do szkolnej bramy, Hermiona była odrętwiała, wykończona, roztrzęsiona i zmartwiona tym, czego Dumbledore im nie mówił, a zmartwienie przerodziło się w panikę, gdy dyrektor nie wydawał się zaskoczony widokiem Czarnego Znaku majaczącego nad zamkiem. Nie chciał odpowiadać na żadne z ich pytań, kiedy biegli drogą do zamku. Zamiast tego powiedział ze spokojem, że wszystko będzie dobrze, jeśli będą w to wierzyć i zachowają jasność umysłu i że z pewnością ich przyjaciele byli bezpieczni.

Hermiona nie była pewna, czego się spodziewać, kiedy cali w nerwach weszli za Dumbledorem do Wielkiej Sali; przynajmniej nie było żadnych oznak walki i szkoła wydawała się cicha. Ewidentnie dyrektor miał rację, gdy zapewniał ich, że nauczyciele ewakuowaliby uczniów po najmniejszej oznace kłopotów. Z pewnością wiedział, co się działo, a to znaczyło, że wiedział także Severus. Miała nadzieję, że tak samo wiedział cały Zakon; Hermiona starała się w to wierzyć i być spokojną.

Wielka Sala była pełna ludzi. Najbliżej drzwi stał rzędami Zakon, a przynajmniej jego część; oczywistym było, że nie wszyscy zdołali zjawić się w odpowiedzi na wezwanie, ktokolwiek im je wysłał. Z nauczycieli byli jedynie profesor McGonagall i profesor Flitwick oraz Hagrid z Kłem u boku. Zakon stał twarzą do innej grupy w Sali. Rzędy zakapturzonych i zamaskowanych Śmierciożerców z Voldemortem na czele, stały w milczeniu po drugiej stronie pomieszczenia. Jego widok przywrócił wszystkie koszmary Hermiony o bitwie w Ministerstwie, ale bardziej zajęły ją próby odszukania Severusa. Nie stał z Zakonem, co było zrozumiałe, ale nie potrafiła stwierdzić, czy jest wśród zamaskowanych postaci w czerni stojących za Voldemortem. Było ich znacznie więcej, niż kiedykolwiek myślała, że może być.

Niektórzy Śmierciożercy byli rozpoznawalni; Narcyza Malfoy i Bellatrix Lestrange były jedynymi kobietami, a Lucjusz Malfoy stał koło żony, rozpoznawalny przez swoją laskę. Fenrir Greyback był łatwy do zauważenia dzięki kudłatym, matowym włosom wystającym spod kaptura, a ojców Crabbe’a i Goyle’a można było poznać po ich rozmiarach, jednak reszta była całkowicie anonimowa i niemożliwa do zidentyfikowania. Jedyną osobą bez maski poza Voldemortem był Draco, stojący koło rodziców z przerażeniem wypisanym na twarzy.

– Ach, Dumbledore – powitał ich Voldemort. Uśmiech na jego twarzy był jedną z najgorszych rzeczy, jakie Hermionie kiedykolwiek dane było zobaczyć, wraz z jego szerokimi nozdrzami i błyszczącymi, czerwonymi oczami. – Cieszę się, że zdążyłeś. Bałem się, że będziemy musieli zacząć bez ciebie. I przyprowadziłeś Złote Trio? Idealnie.

Hermiona przegapiła, co odpowiedział mu Dumbledore, ponownie skanując salę. Złote Trio było zwrotem, którego używał Severus; jej gardło zacisnęło się boleśnie, gdy próbowała odszukać go wzrokiem wśród zamaskowanych postaci. Co jeśli Voldemort zdecydował, że już nie potrzebuje Severusa? Mógł być już martwy, szczególnie że nie był w najlepszym stanie, gdy opuszczał jaskinię.

– Zgadzam się, Dumbledore – powiedział zimno Voldemort. – To trwało wystarczająco długo. Mam dość gier, zakończmy to. – Odwrócił się i spojrzał na zmasowane rzędy swoich zwolenników. – Draco, podejdź.

Draco wyglądał na przerażonego, ale teraz stał się blady jak śnieg. Powoli opuścił schronienie u boku rodziców niepewnie wyszedł z tłumu, wyciągając różdżkę i ściskając ją w pięści. Patrzył na Dumbledore’a szerokimi oczyma, próbując uśmiechnąć się szyderczo.

– Boże – szepnął Harry stojący koło Hermiony, przełykając ślinę. – Biedny Malfoy… nic dziwnego, że płakał. Nie wiedziałem, że każą mu to zrobić.

Hermiona nie słuchała zbyt uważnie, wciąż szukając Severusa z rosnącą paniką. Jeśli właśnie do tego zmuszali Draco… a Severus przyrzekł mu w tym pomóc… O, Chryste.

Dyrektor westchnął i uśmiechnął się niemal życzliwie do stojącego przed nim przerażonego chłopaka.

– Naprawdę Tom, musisz zdawać sobie sprawę z tego, że nie zamierzam pozwolić temu chłopcu przez to przechodzić. Już do wystarczająco dużo rzeczy go zmuszałeś. Dosyć tego.

– Zmuszałem? – powtórzył Voldemort z nieprzyjemnym uśmiechem. – Wciąż masz wiarę w ludzkość, Dumbledore… możesz po prostu zaakceptować to, że nie wszyscy cię lubią? – Jego głos zmienił się w syk. – Draco.

Młody Malfoy wziął głęboki oddech i podniósł różdżkę, jego dłoń zatrzęsła się, a potem znieruchomiał, a jego twarz zobojętniała. Hermiona rozpoznała te oznaki; ktoś nauczył go nieco Oklumencji. Severus? Może. Gdzie on był?

Draco wypuścił powietrze i zaczął mówić, a potem zastygł, zanim jego oczy zamknęły się i osunął się bezwładnie na podłogę. Ktoś bez różdżki i niewerbalnie go uśpił. Nie była to Drętwota, bo nie pojawił się żaden błysk i czerwone światło. Dumbledore potrząsnął głową i uśmiechnął się smutno.

– Biedny Draco. Wiesz, że nie mógłby tego zrobić. Nie jest mordercą.

Dwójka Śmierciożerców wyszła z szeregu, ignorując wściekły syk Voldemorta; Lucjusz i Narcyza bez słowa, równocześnie podeszli do syna, podnieśli go i zabrali na miejsce, przechodząc przez rozstępujący się przed nimi tłum zakapturzonych postaci.

Dumbledore podniósł wzrok z wesołym uśmiechem.

– Więc co teraz, Tom?

– Czarny Pan się przygotował, ty stary głupcze – oznajmiła Bellatrix; jej wysoki, lekko chropowaty głos brzmiał tak jak w Ministerstwie, nieco śmiejący się i całkowicie szalony. – Mój Panie, ta gra z pewnością ciągnęła się wystarczająco długo. Pozwól swojemu szpiegowi udowodnić swą wartość, jak przyrzekał. Draco jest wyraźnie niezdolny do wypełnienia swego obowiązku.

– Zgadzam się – odparł delikatnie Voldemort, a jego okropny uśmiech powrócił, gdy spojrzał przelotnie na jedną stronę. – Podejdź, mój szpiegu, nadszedł czas na ostateczny dowód twojej prawdziwej lojalności…

Serce Hermiony zrobiło fikołka w jej piersi, kiedy znajomy, głęboki, gładki głos odparł cicho

– Tak, mój panie. – Jeden z anonimowych Śmierciożerców wystąpił na przód. Gdy tylko wykonał ruch, poznała go; nikt inny nie poruszał się z tak płynną, śmiertelną gracją. Powoli podnosząc dłoń, zrzucił kaptur oraz zdjął maskę. Severus Snape ukłonił się przed Voldemortem, zanim zwrócił ciemne oczy w stronę Zakonu. Jego twarz była jak zwykle bez wyrazu, może nieco bledsza niż zawsze, a jego oczy zimne, puste i ostrożne.

– Twoi przyjaciele nie wydają się zadowoleni twym widokiem – zauważył Voldemort kpiącym głosem.

– Nie, mój panie – zgodził się cicho, obserwując ich wszystkich bez wzruszenia. – Nie spodziewałem się, że będą.

Cały Zakon wpatrywał się niego z furią, szokiem i poczuciem zdrady na twarzach. Przez moment Hermiona miała ochotę na nich wrzasnąć. Jak wiele razy wszyscy go źle ocenili i czy choć raz mieli rację? Nie miała pojęcia, co się właśnie działo, ale wiedziała jedno, Severus nie jest zdrajcą. W przeszłości również nie była co do niego pewna, tak samo jak inni kiedyś w niego wątpiła, ale teraz miała pewność, nawet kiedy powoli szedł w ich stronę przez kawałek kamiennej podłogi między dwoma tak różniącymi się stronami. Istniały Przysięgi Wieczyste i tajemnicze, przerażające zadania, ale to oczywiste, że prawda była inna niż się wydawało.

– Jeśli ktoś się poruszy, wszyscy zginiecie na miejscu – powiedział leniwie Voldemort, obserwując błyszczącymi oczyma postępy Severusa, widać było, że napawał się tym pokazem mocy. Dopiero wtedy Hermiona zauważyła, że wszyscy Śmierciożercy, łącznie z Severusem, w przeciwieństwie do Zakonu, mieli wyciągnięte różdżki. Członków Zakonu Feniksa było znacznie mniej i miała nadzieję, że ktoś ma jakiś plan.

Pokonanie względnie krótkiego dystansu zajęło Severusowi wieczność. Jedynym dźwiękiem było stukanie jego butów, aż w końcu stanął przed Dumbledorem i wbił w niego kamienne spojrzenie. Niemal nonszalancko machnął różdżką.

– Expelliarmus – powiedział cicho.

Serce Hermiony stanęło. Patrzyła na niego z niedowierzaniem, gdy chwycił w powietrzu różdżkę Dumbledore’a i schował gdzieś w kieszeni. Dyrektor nawet nie próbował go zatrzymać, jedynie stał i patrzył ponuro w jego oczy, nie wydając się być zaskoczonym.

– Pospiesz się, Snape – ktoś zawołał z tłumu Voldemorta. – Nie bądź taki dramatyczny.

Voldemort znów uśmiechnął się przeraźliwie, ale twarz Severusa nie zmieniła się.

– Tak, mój szpiegu. Zaczerpnij z tego przyjemność, mamy jeszcze dużo do zrobienia tej nocy.

Oniemiała z przerażenia, Hermiona obserwowała tępo, jak Severus kiwa głową i podnosi różdżkę.

– Jak sobie życzysz, mój panie. – Wyraz jego twarzy wciąż pozostawał taki sam, a jego oczy były chłodne i surowe.

– Jesteś cholernym tchórzem, Snape! I zdrajcą! – krzyknął Hagrid stłumionym głosem. Severus nawet nie mrugnął.

– Tak, jestem – jego głos był bardzo cichy. W tym momencie Dumbledore zawahał się i nieco przeraził.

– Severusie… – odezwał się miękko. – Proszę…

Puste spojrzenie Severusa zmieniło się, nagle jego oczy zapłonęły wściekłością i nienawiścią, gdy coś trzasnęło. Gardło Hermiony zacisnęło się, gdy wszystko wokół niej zaczęło się walić. Naprawdę zamierzał to zrobić… naprawdę chciał ich wszystkich zdradzić, teraz, po tym wszystkim co się wydarzyło… Jej wizja ściemniała na brzegach, ale nie potrafiła odwrócić spojrzenia od człowieka, którego nie tak dawno łapczywie całowała, który jeszcze nigdy nie był jej tak obcy jak teraz.

– Albusie – powiedział Severus niemal łagodnie, a jego głos kłócił się z dziką nienawiścią w jego oczach.

– Nie bądź cholernym męczennikiem.

Opuścił różdżkę i jednym, szybkim ruchem odciął prawą rękę Dumbledore’a aż po łokieć.

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział XXXIGoniąc Słońce – Rozdział XXXIII >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 8 komentarzy

Dodaj komentarz