Goniąc Słońce – Rozdział VII

Goniąc Słońce – VII

„Czym bardziej oryginalne odkrycie, tym bardziej oczywiste wydaje się po jakimś czasie.”

Arthur Koestler

 

Ostrzeżenie okazało się prawdą. Kiedy dokładnie o piątej trzydzieści dotarła do lochów, od razu mogła dostrzec, co miał na myśli Fineas; Snape był niechlujny, nieogolony, miał podkrążone oczy – właściwie były one tylko w połowie otwarte i niezbyt skupione – i nie był rozbudzony.

– Dzień dobry, proszę pana – powitała go nerwowo dziewczyna.

Gdy warknął, jego głos był zachrypnięty i o kilka oktaw niższy niż normalnie:

– Nie odzywaj się.

Hermiona zamrugała; nawet jak na Snape’a to było chamskie.

W przeciągu krótkiej chwili Snape się nieznacznie opanował, ale w jego głosie pobrzmiewało tłumione ziewanie:

– To jeden z niewielu spokojnych momentów, które mam w ciągu dnia. I bez twojego gadania wystarczająco mi przeszkadza fakt, że muszę dzielić go z tobą. Nie mam ochoty na pogawędki.

Ktoś tu jest prawdziwą zrzędą od rana. Przygryzając wargę, by się nie uśmiechnąć – niezwykła reakcja na zły humor Snape’a, ale to było tak inne od jego zwykłej złośliwości, że aż nie było onieśmielające – zastanawiała się, czy równie czarująco zachowywał się w stosunku do innych nauczycieli przy śniadaniu; zwykle na pierwszej lekcji był już sarkastycznym sobą. Biorąc pod uwagę okoliczności, dziewczyna jedynie skinęła głową i podążyła za mężczyzną na zewnątrz, by w przedświtowej ciemności zacząć rozgrzewkę.

Wyszło na to, że układając w głowie ten plan, coś przeoczyła; była średniego wzrostu i mierzyła około metra sześćdziesięciu i chociaż Snape nie był tak wysoki na jakiego wyglądał – niecały metr osiemdziesiąt – wciąż był od niej wyższy, a największą różnicę stanowiła długość nóg. Na trasie byli już od kilku minut, zanim zaczęła wkładać więcej wysiłku w to, aby dotrzymać mu tempa i nim dobiegli do połowy trasy, by zawrócić w pobliżu jeziora, była już bardzo zmęczona.

Snape biegł w ciszy, miał przymknięte powieki i wzrok skupiony na drodze przed nim, a myślami był wiele kilometrów dalej, więc zauważenie problemu zajęło mu jakiś czas. Jednak gdy już to zrobił, ku jej zaskoczeniu, zmniejszył kroki i odrobinę zwolnił. Niestety niewiele to zmieniło – wyraźnie nie był przyzwyczajony do biegania w towarzystwie; ona również. Przez resztę biegu próbowali wypracować wspólne tempo, które satysfakcjonowałoby ich obydwoje i choć pod koniec udało im się, będą musieli nad tym popracować.

Gdy mieli się już rozstać, dziewczyna życzyła mu udanego dnia, a on posłał jej niemiłe spojrzenie i wymamrotał coś, co mogło oznaczać cokolwiek. Następnie powróciła do Wieży Gryffindoru, by wziąć szybki prysznic. Wbrew jej założeniom taki sposób na zbliżenie się do profesora Eliksirów zdawał się, że nie zadziała, ale jak na razie nie było tragedii. Jeśli nie osiągnie zamierzonego celu, to przynajmniej będzie miała lepszą kondycję i schudnie – ten mężczyzna potrafił biegać.

 

Gdy dziewczyna była poza zasięgiem słuchu, Severus oparł się o ścianę i przecierając oczy pozwolił sobie na ziewnięcie, przez które zagruchotała mu szczęka. Następnie udał się głębiej do lochów, by zacząć długi proces doprowadzenia siebie do pełni funkcjonalności. Gdyby była taka konieczność, natychmiast by się rozbudził i byłby na pełnych obrotach w mgnieniu oka, ale przez resztę dnia czułby się jak chodzący trup – wolał więc budzić się miło i powoli.

Pustym wzrokiem przyjrzał się sobie w lustrze, gdy spryskiwał twarz zimną wodą, by zmyć pot. Jego wygląd z pewnością zdziwił dziewczynę, ale była już w takim wieku, że powinna wiedzieć, iż zarówno mężczyźni jak i kobiety nie wyglądają najlepiej zaraz po wstaniu z łóżka. Przerażający profesor Snape był taki sam jak inni przedstawiciele jego płci. Musiał się golić każdego ranka i chociaż jego włosy zawsze wyglądały strasznie – zwłaszcza ostatnio – to po przebudzeniu wyglądały jeszcze gorzej. Musiał minąć jakiś czas, zanim był w stanie w pełni się skupić i zacząć mówić.

Nim woda zrobiła swoje i wprowadziła go w drugi stopień rozbudzenia, co oznaczało, że funkcjonował wystarczająco, by mógł się ogolić bez zmasakrowania sobie twarzy. Wolał golić się własnoręcznie niźli magią; częściowo z przyzwyczajenia, częściowo dlatego, że czuł się lepiej ogolony, ale głównie dlatego, że była to część jego porannej rutyny, która pozwalała mu się w pełni obudzić i stać się sobą. Gdy ostatni raz pociągał maszynką, był prawie całkowicie obudzony, a prysznic dopełnił ten proces; z łazienki wyszedł będąc w pełni sobą i rozmyślając wyruszył do sypialni, by się ubrać.

Ten poranek nie był totalną katastrofą. Nie czerpał z niego radości, czuł niechęć, ale mogło być przecież gorzej. Teoretycznie poza sobą samym nie mógł winić nikogo innego – nikt go do tego nie zmuszał, choć wątpił, by dziewczyna w to uwierzyła – ale nie miał dużego wyboru. Logika była prosta. Samotne bieganie nie było bezpieczne dla Granger. Nie było sensu tracić nerwów i zakazywać jej biegania, skoro młoda Gryfonka mogła uczyć upartości kamienie i nie posłuchałaby. Ktoś musiał jej towarzyszyć. Severus spędził wiele lat samotnie biegając po błoniach, pewny, że poza nim absolutnie nikt inny tego nie robił i nikt nie będzie mu przeszkadzał. A to oznaczało, że albo Granger będzie mu przeszkadzać, albo będzie biegała sama i coś ją zje. W tych okolicznościach nie widział powodu, dla którego miałby poruszać ten temat z przełożonym; wolał sam się poddać nieuniknionemu niźli być do czegoś zmuszonym.

Siedząc na skraju łóżka i wolno zakładając skarpetki, a później buty, skrzywił się. Zbyt łatwo się zgodziła; miał silne podejrzenie, że dziewczyna wszystko zaplanowała. I nie wiedział dlaczego. Gdyby to był jakikolwiek inny uczeń, miałby pewność, że szykuje jakiś głupi żart – po czternastu latach pracy jako nauczyciel wiedział doskonale do czego są zdolne dzieciaki i zmierzył się już ze wszystkim – od łapownictwa po próby uwiedzenia, a na szantażu skończywszy; czuł głęboką satysfakcję, że udało mu się uniknąć uwikłania w którąkolwiek z tych sytuacji. Tak naprawdę nie sądził, że Granger próbowała go podpuścić – nawet jeśli był paranoikiem; nie nienawidziła go wystarczająco – i chociaż nie wykluczył możliwości, iż Dylis chciała wykorzystać dziewczynę do szpiegowania go, młoda Gryfonka nie była do tego wystarczająco uzdolniona. Najprawdopodobniej była po prostu ciekawa. To brzmiało niewinnie, ale Granger miała wyjątkowy umysł i gdy raz się czymś zaciekawi, nie spocznie, dopóki nie zaspokoi tego uczucia. Nie miał zamiaru zostać jej kolejnym projektem.

To oznaczało, że mógł to powstrzymać. Jej status nieoficjalnej stażystki Uzdrowicielstwa dawał jej dostęp do fragmentów jego prywatnego świata – oczywiście, dzięki Bogu, nie całego, ale do wystarczającej jego części, by mogła go rozszyfrować. Nikomu do tej pory się to nie udało, nawet jeżeli mieli wszystkie informacje na wyciągnięcie ręki, za co był niezmiernie wdzięczny, ale prędzej czy później komuś się uda i znając jego szczęście, tą osobą będzie niezmiernie irytująca nastolatka z ciągłą potrzebą naprawiania wszystkich i wszystkiego. Z wierzchu wszystko wyglądało na nieszkodliwe, ale nie mógł pozbyć się uczucia, że to tylko pierwszy krok na równi pochyłej.

Gdy mężczyzna zapinał mankiety płaszcza i zakładał szatę, postanowił, że cokolwiek planowała, nie powiedzie jej się to. Przynajmniej nie będzie do niego mówiła każdego ranka; rzadko udawało mu się wypowiedzieć cokolwiek sensownego tak wcześnie rano i nigdy nie miał ochoty mówić czegokolwiek o tej porze. Miał nadzieję, że dziewczyna szybko się znudzi, a nim to się stanie zwolni swoje tempo biegu, by mogła dotrzymać mu kroku. Na pewno szybko się zmęczy i zajmie się czymś innym, a on odzyska swoje spokojne poranki. A jeśli usłyszy choć słowo na ten temat od kogoś innego…

Już w pełni rozbudzony, uśmiechnął się paskudnie i opuścił swoje pokoje, by zjeść śniadanie w towarzystwie ropuchy. Dużo rozrywki dostarczało mu obserwowanie, jak kobieta bardzo uważnie egzaminuje każdy kawałek jedzenia nim weźmie go do ust, a właśnie teraz potrzebował każdej formy zabawy jaką mógł znaleźć.

 

– Granger. Granger. Cholera, dziewczyno, obudź się!

Hermiona otworzyła jedno oko, gdy usłyszała jak Krzywołap syczy w swoim kocim niezadowoleniu. Zobaczyła, że z ramy obrazu wiszącego nad jej łóżkiem patrzy się krzywo Fineas Nigellus.

– Na Merlina, dziewczyno! Śpisz jak zabita. Wstawaj.

– Czemu? – przewróciwszy się na plecy, zmrużyła oczy, by dostrzec cyfry na budziku. – Nie ma nawet pierwszej. I wiem, że nie istnieje żadna nagła medyczna sytuacja, ponieważ wtedy byłaby tu Dylis, a nie ty… – przerwała zdanie, by ziewnąć.

– Idziemy na sekretną misję – krótko odpowiedział jej portret. – Pokażę ci pokoje Severusa. Przez całą noc go nie będzie i to jedyna szansa, którą będziemy mieli przez dłuższy czas.

Siadając, przetarła oczy i choć wciąż była na wpół śpiąca, zaczęła się nad tym zastanawiać.

– Dlaczego nagle mi pomagasz? – zapytała go podejrzliwie, a Krzywołap poparł ją swoim mruczeniem; jej pupil również nie lubił być budzonym o takiej godzinie, chyba że sam postanowił wstać i zająć się swoimi sprawami.

Były Dyrektor prychnął.

– Nie pomagam tobie, tylko jemu – tajemniczo odpowiedział. – Czekam na ciebie w lochach. Tylko niech ci to nie zajmie całej nocy i nie daj się złapać. – zniknął z obrazu, nie udzielając żadnych więcej wyjaśnień.

Hermiona westchnęła i na chwilę spojrzała swojemu kotu w oczy.

– Możesz przestać być taki zadowolony z siebie, futrzaku. Jeśli wstanę, ciepło zniknie – wytknęła mu. Westchnęła i wysunęła się z łóżka, by założyć szlafrok.

 

Zanim dotarła do ciemnego i zimnego korytarza, przy którym znajdowały się prywatne kwatery Snape’a, zdążyła się już obudzić i zaczynała tego żałować. Było lodowato zimno, ona była zmęczona i będzie musiała wstać wcześnie. Nie była również zachwycona tym pomysłem; gdyby Snape ją złapał ją węszącą po jego pokojach, to bez względu na ich niełatwe przymierze, zabiłby ją – i miałby do tego prawo; sama nie czuła się dobrze z tym pomysłem. Jakim cudem Fineas mógł pomyśleć, że jej węszenie wśród rzeczy Snape’a miałoby pomóc mężczyźnie, nie wiedział nikt. Chyba że portret chciał spowodować kłopoty.

Przygryzając wargę dziewczyna stała przed biurem nauczyciela. Zwykle nie było chronione, ale też nigdy nie próbowała dostać się do niego w środku nocy i wątpiła, by Opiekun Slytherinu pozostawił swoje drzwi niechronione, zwłaszcza, gdy nie było go w pobliżu.

– W porządku, jestem już – wyszeptała.

– Trochę ci zeszło – burknął Fineas z małego obrazka przedstawiającego wrzosowisko nocą. – Na co czekasz?

– Gdzie on jest?

– Nie twoja sprawa.

– W takim razie, kiedy wróci? Jeżeli mnie tu złapie, jestem martwa.

– Zapewniam cię, że nie wróci jeszcze przez kilka godzin. Przestań się guzdrać.

– Jakie zabezpieczenia nakłada na swoje drzwi, gdy go nie ma w szkole?

– Bez problemu wejdziesz do jego biura. Na drzwiach jest bariera psychiczna i reaguje na intencję. Jeśli chcesz go skrzywdzić, to cię mocno poparzy; jeśli chcesz spowodować problemy, po prostu cię nie wpuści. Nie sądzę, by mogła ci cokolwiek zrobić. W tym momencie nie ma w gabinecie żadnych ram ani obrazów, więc zobaczymy się w jego salonie. Z jakiegoś powodu jego hasło to Gwiazda poranna.

Bez czekania na odpowiedź portret zniknął, a Hermiona ostrożnie weszła do gabinetu. Podobał jej się wystrój tego pomieszczenia, ale kolekcja zabutelkowanych rzeczy była o tej porze jeszcze bardziej złowroga niż za dnia, jak zauważyła z zimnym dreszczem. Przeszła przez pomieszczenie i dotknęła klamki.

– Gwiazda poranna – wyszeptała.

Gdy otwierała drzwi, rozważała znaczenie hasła. Istniała broń zwana Gwiazdą Poranną (Morgensztern; kropacz – przyp. Tłum.), która była metalową maczugą z głowicą nabitą żelaznymi kolcami w kształcie gwiazdy, jednak Gryfonka uważała, że nie o to znaczenie chodzi. Dziewczyna była prawie pewna, że jego hasło odnosiło się do Lucyfera, Niosącego światło, jednego z upadłych aniołów, który stał się Szatanem; był również znany jako Gwiazda Poranna lub Zaranna. Niezła symbolika. Dokładnie zamykając za sobą drzwi, w razie gdyby ktoś tędy przechodził i zobaczył światło, wyciągnęła różdżkę i wyszeptała:

– Lumos.

Pierwszą rzeczą, na którą zwróciła uwagę był rozmiar pokoju; był o wiele mniejszy niż w jej wyobrażeniach. Stało w nim biurko, bardziej zużyte niż to w biurze z wyglądającym na mało komfortowym krzesłem. Leżało na nim pełno woluminów i pergaminów, przez co panował na nim większy bałagan niźli na biurku w gabinecie czy w klasie. Półki zapełnione książkami ciągnęły się przez całą ścianę, od podłogi do sufitu i dziewczynę aż świerzbiły do nich palce, ale przypomniała sobie, że powinna się zachowywać.

Na drugim końcu pokoju znajdował się kominek z wiszącym nad nim zegarem; para poobijanych foteli i mała ława były ustawione przed nim w półokręgu. Barek stał na ścianie pomiędzy dwoma parami drzwi. Ściany były kamienne, niczym nie zasłonięte, za wyjątkiem jednego, ogromnego obrazu przedstawiającego widok na Hogwart z dalekiego końca jeziora. Teraz na jego przedzie znajdował się Fineas.

– Czy mam szukać czegoś konkretnego? – zapytała miękko, a mężczyzna potrząsnął przecząco głową.

– Nie, ale chciałaś wiedzieć więcej o Severusie. Tutaj się dowiesz. Rozejrzyj się, ale niczego nie dotykaj.

Skinąwszy głową, dziewczyna okrążyła pokój. Przyglądała się wszystkim rzeczom, z premedytacją unikając półek z książkami. Szybkie, pełne poczucia winy spojrzenie skierowane na biurko pokazało, że Snape trzyma szkolne prace w gabinecie; te notatki wyglądały na jego prywatne badania nad Eliksirami albo plan zlokalizowania huraganu. Niewiarygodnie kusząca była chęć przejrzenia jego notatek, by dowiedzieć się nad czym pracuje, ale nie chciała jeszcze bardziej naruszać jego prywatności. Nie mogła go nie doceniać; nie zdziwiłoby jej gdyby mężczyzna w jakiś sposób był w stanie stwierdzić czego dotykała.

– Dokąd prowadzą drzwi?

– Te po prawej prowadzą do kolejnego przejścia do jego prywatnego laboratorium, do którego, jak wiesz, można się również dostać przez składzik Eliksirów. Główny, a nie ten, którego używają uczniowie. Natomiast te po lewej prowadzą do naszego dzisiejszego celu.

Drzwi, o których mówił Fineas prowadziły do korytarza, zwykle oświetlanym przez jedną świecę, a teraz był ciemny i zimny. Po lewej stronie były dwie pary drzwi, a po prawej korytarz biegł dalej w ciemności. Nagle cicho odezwał się Black:

– Tego korytarza używa zarówno gdy jest wzywany i podczas wychodzenia na poranne bieganie. To jego prywatne wyjście. Jedne prowadzą do łazienki, a drugie do sypialni.

Akurat te wiodące do łazienki były uchylone i dziewczyna zajrzała przez nie zaciekawiona. Wszystkie łazienki w Hogwarcie były bogato wyposażone, a ta dla Prefektów przechodziła wszelkie granice; oczywistym więc dla niej było, że prywatne łazienki nauczycieli będą jeszcze lepiej wyposażone. Jeżeli tak było w rzeczywistości, to Snape został oszukany; jego łazienka wyglądałaby dobrze w nowoczesnym mugolskim mieszkaniu. Wanna należała do tych stylizowanych na stare, stojąca na nóżkach, niezbyt duża – taka, jaką miała w domu. Zdecydowanie nie była wielkości basenu, jak wszystkie pozostałe wanny w zamku. Reszta rzeczy była taka, jak dziewczyna podejrzewała – kabina prysznicowa, toaleta, kosz na pranie, mała umywalka z wiszącym nad nią lustrem, pojedyncza półka z przyborami toaletowymi mężczyzny oraz wiszący pod nią uchwyt na ręcznik.

Hermiona rozejrzała się dookoła ze zmarszczonymi brwiami; dziwne uczucie zaczęło ja wypełniać już w salonie, a łazienka jedynie je pogłębiła, jednak wciąż nie mogła zrozumieć czemu. Wszystko wydawało się normalne, a mimo to, coś jej umykało. Brak okien spowodowany posiadaniem kwater w lochach też nie był powodem tego dziwnego uczucia. Nieobecna myślami, przygryzła dolną wargę i ponownie wyszła do przedsionka, by tym razem udać się do jego sypialni.

Kolejny raz niewielkie rozmiary pomieszczenia ją zaskoczyły. Wszyscy uczniowie mieli królewskie łoża z baldachimami w dormitoriach, ale Snape miał pojedyncze łóżko – zapewne celowo, bo mimo iż pokój był mały, zmieściłoby się w nim większe łoże, gdyby je chciał mieć. Poza łóżkiem w pokoju stała również szafa, komoda, solidnie zrobiony nocny stolik, małe biurko i krzesełko; w jednym z rogów pomieszczenia znajdował się ekran. Wiedziona ciekawością, dziewczyna podeszła bliżej i otworzyła usta ze zdziwienia, gdy okazało się, iż jest tam ukryte piękne pianino.

– Ładne, prawda? – miękko skomentował Fineas; malowidło wiszące w sypialni przedstawiało plażę podczas zimy, uchwyconą jedynie w odcieniach niebieskiego, która była piękna w swojej surowości. – Niestety nie gra zbyt często ostatnimi czasy – racja, pianino było zakurzone, jak zauważyła dziewczyna. Uczucie czegoś niewłaściwego zwiększyło się. Obok pianina leżały porzucone nuty.

Odwróciwszy się od instrumentu, podniosła wzrok na portret.

– Dobrze gra?

– Tak – prosto odpowiedział mężczyzna.

To było zupełnie niepodobne do Snape’a, którego znała, ale przecież o to właśnie chodziło, prawda? Fineas chciał jej pokazać, że tak naprawdę nic nie wiedziała o prawdziwym Snape’ie. Jak na razie udało mu się to znakomicie. Po raz kolejny Hermiona rozejrzała się z ciekawością po pokoju, próbując rozpracować, dlaczego komnaty mężczyzna wydawały jej się niewłaściwe.

– Dlaczego pianino jest zakurzone? Skrzaty go nie czyszczą?

– Nie. Lata temu zabronił im wchodzić do swoich kwater.

Dziewczyna się zjeżyła na te słowa.

– Dlaczego?

Z pewnością nie istniały żadne moralne powody, więc jedynym wytłumaczeniem było to, iż nie lubił elfów, a to nie było w porządku wobec pomocnych skrzatów.

Fineas prychnął i spojrzał na nią pogardliwie, ale po chwili wytłumaczył.

– Ponieważ wszystkie hogwarckie skrzaty służą Dyrektorowi; Severus nie zawsze zgadza się z decyzjami swojego pracodawcy i nie życzy sobie, by Dumbledore go szpiegował. Lochy są poza zasięgiem każdego, więc może się tu ukryć i absolutnie mu się nie dziwię.

– Mogę się dokładniej rozejrzeć?

– Tak. Tylko niczego nie zepsuj.

– Tak jakbym mogła – wymamrotała dziewczyna i posłał mężczyźnie nieprzyjemne spojrzenie zanim zaczęła węszyć. W szufladach komody były jedynie ubrania; bielizna i skarpetki w górnej, T-shirty i podkoszulki szufladę niżej, a spodnie na samym dole – wszystko w odcieniach czerni, szarości i bieli.

W szafie znajdowało się więcej ciuchów; strój do biegania został zwinięty i wrzucony na górną półkę, a jego płaszcz i nauczycielskie szaty, wraz z kilkoma białymi koszulami były porozwieszane na wieszakach. Zapasowa para butów stała na podłodze, a lustro było przywieszone na drzwiach – zapewne nie było magiczne, skoro nie odezwało się słowem, a żadne magiczne lustro nie przepuściłoby widząc w jakim stanie są teraz jej włosy. Pochylając się, by zajrzeć na tył szafy, za ciuchy, gdzie większość czarodziejów trzymała miotłę, Hermiona odkryła parę starych kul inwalidzkich, których wyblakły napis głosił, że należały do Ogólnego Szpitala w Manchesterze.

Odnalezienie drzwi do Narnii byłoby mniej dziwne, stwierdziła wpatrując się pustym wzrokiem w kule. Należały do jednych z najdziwniejszych przedmiotów, jakie mógł posiadać czarodziej; dziewczyna była prawie pewna, że nawet Artur Weasley nie byłby zainteresowany ich posiadaniem. Ostrożnie zamknęła drzwi i raz jeszcze uważnie rozejrzała się po pokoju, przygryzając wargę, gdy powróciło uczucie, jakby coś jej wciąż umykało.

Przejrzała szafkę stojąca przy łóżku i na widok ogromnej ilości strzykawek, butelek i słoików, zamrugała z niedowierzaniem. Większość z nich wyglądała jak butelki od eliksirów, i nawet kilka z nich rozpoznała jako leczące eliksiry, ale były tam również środki z mugolskimi lekami – przeciwbólowe, przeciwzapalne, antybiotyki i kilka, których nie rozpoznała. Znajdowało się tu również pudełko po butach, w którym były schowane plastry, opatrunki chirurgiczne, kilka rolek różnej wielkości i grubości bandaży, nożyczki i mniejsze pudełko, które zawierało igły, nici i skalpel. Obok tego wszystkiego stało jeszcze zamknięte metalowe pudełko; obok leżała kopia „Anatomii Grey’a”.

To nie była typowa nocna szafka, tylko dobrze zaopatrzony magazyn medyczny, i taki, z którego często korzystano. Hermiona pomyślała o szafce w swojej łazience w domu, która poza ibuprofenem, butelką TCP* i płynem do ust nie zawierała nic niebezpiecznego i z niedowierzaniem potrząsnęła głową. Obok szafki, na podłodze było kilka ciemnych plam, które wyglądały jak krew.

– Co jest w metalowym pudełku? – zapytała miękko Fineasa.

– Wystarczająco wiele nielegalnych substancji, które zagwarantowałyby mu więzienie w obydwu światach. Nie dotykaj tego, obłożył je paskudnymi zaklęciami.

Znaczy się, narkotyki; wciąż zaprzeczał, jakoby miał ponownie zacząć brać twarde narkotyki, ale było kilka sygnałów, które sprawiły, że Madame Pomfrey sceptycznie podchodziła do tego stwierdzenia. Walcząc z westchnieniem, dziewczyna ostrożnie zamknęła drzwiczki. Na blacie szafki leżało kilka notatników, butelka whisky i książka, którą najprawdopodobniej czytał – była po francusku i wyglądała na starą, a dziewczyna nie miała pojęcia o czym ona jest.

– Co to za zeszyty? Prowadzi jakiś dziennik?

– Nie – pogardliwie odpowiedział Fineas i spojrzał na nią miażdżąco. – Większość z rzeczy, która mu się przytrafia jest zbyt niebezpieczna, by ją zapisać, a wątpię, by chciał pamiętać o reszcie. To swego rodzaju zapiski medyczne, ale nie takie, które widziałaś. Ma tutaj psychologiczne notatki, zapisuje jak śpi i co mu się śni, tego rodzaju rzeczy. Poppy oddałaby wszystko, żeby móc je zobaczyć, a sądząc z wyrazu twojej , ty również. Nawet tym nie myśl, jest obłożony mocnymi zaklęciami.

Hermiona ponownie rozejrzała się po pokoju; pozostało biurko. W przeciwieństwie do tego w pokoju, na którym panował wygodny nieład, na wierzchu tego leżały jedynie trzy notatniki na spirali. Gdy podeszła do nich, odezwał się cicho Fineas:

– Nie dotykaj ich. Nie są chronione zaklęciami, co jest głupie. Nie wiem, dlaczego niczym ich nie obłożył, ale nie dotykaj ich.

– Co zawierają?

– Jego szkice.

Dziewczyna zamrugała.

– Również rysuje?

Fineas skinął głową.

– Również maluje. Ale tak jak muzykę, tak i malowanie porzucił. Nadal jednak szkicuje, a jego sztuka potrafi być bardzo osobista. Chociaż ma tendencje w kierunku abstrakcjonizmu i surrealizmu i nie jestem w stanie ocenić jego umiejętności czy talentu. Rysuje tylko to, co jest dla niego ważne. Jeszcze nie musisz aż tyle o nim wiedzieć. Może innym razem.

– To nie fair. Najpierw rozbudzasz moją ciekawość, a potem mi mówisz, że nie mogę zobaczyć?

– Przeżyjesz. W porządku, koniec wycieczki. Ostatni raz sobie popatrz i spadaj. Jeśli cię tu złapie…

– Wiem, wiem – posłusznie rozejrzała się ostatni raz po pomieszczeniu i zmarszczyła brwi. – Co przegapiłam? – zapytała miękko. – Myślę, że wiem, po co kazałeś mi tu przyjść, ale nadal czegoś mi brakuje.

Fineas wydał z siebie dźwięk czystego oburzenia i odpowiedział jej pogardliwie:

– Jesteś czarownicą czy mugolem? Otwórz oczy i spójrz uważnie.

Zmierzyła go wzrokiem, ale posłusznie rozejrzała się po pokoju, myśląc o pozostałych pomieszczeniach i wreszcie dostrzegła to, nad czym się męczyła. Kwatery Snape’a były małe i mało umeblowane; sądząc z wyglądu, większość mebli była stara, żadne z nich nie były ozdobne czy dekoracyjne, a większość z nich była mocno zużyta. Nigdzie nie było nic luksusowego; fotele w salonie wyglądały na wygodne, ale były też stare, tanie i zużyte. Spojrzała na łóżko; nie potrzebowała przeprowadzać żadnych testów, by wiedzieć, iż materac miał na środku wgłębienie – tam, gdzie użyły się już sprężyny. Ubrania w szafie były dobrej jakości, choć nie od Saville Row** – jednak nie były nowe; spojrzała na nie jeszcze raz, szukając śladów znoszenia na rękawach i szwach.

– Dlaczego żyje w ten sposób? – zapytała miękko Fineasa. Gdyby ktoś jej powiedział, że te pomieszczenia należą do mugolskiego kawalera ze średniej klasy, uwierzyłaby mu, ale nigdy by nie powiedziała, że ich właścicielem jest czarodziej z prestiżową pracą i niezwykłym talentem magicznym. Nawet jeżeli Snape był biedny – dziewczyna nie wiedziała, ile zarabiają nauczyciele – transfiguracja albo naprawa starych rzeczy nic nie kosztowała.

– To ważne pytanie i powinnaś się nad nim zastanowić – odpowiedział cicho portret, choć raz nie prychając na nią. – Jednak teraz, musisz wracać do łóżka, bo jest wpół do trzeciej w nocy.

Ponownie bezpieczna w swoim dormitorium, Hermiona obrzuciła zaklęciem kurtyny swojego łóżka, by wyciszyć chrapanie Lavender. Ułożyła się wygodnie, zamknęła oczy i wsłuchując się w mruczenie Krzywołapa, zaczęła rozmyślać o zwiedzonych pokojach. W komnatach Snape’a panowała atmosfera obojętności; nie było żadnych osobistych akcentów, dekoracji, zdjęć, dywanów czy ozdobnych poduszek. Żadnej rzeczy, która dom czyniła Domem. Dziewczyna miała przeczucie, że wszystko było takie zniszczone i zużyte, bo mężczyznę nie obchodziło to, czy powinien coś naprawić, tak samo jak miał w nosie wygląd swojej skóry czy włosów.

Inną rzeczą, która ją uderzyła było uczucie samotności. Nie było żadnej oznaki przyjemności czy wygody, może poza książkami w salonie; jego sypialnia bardziej przypominała szpital niż azyl, sztuka wydawała się być jego terapią, a muzyka była porzucona i zakurzona. To były pokoje mężczyzny, który nie czerpał żadnej przyjemności z życia, który egzystował, a nie żył. Dziewczyna mu współczuła z tego powodu.

 

Kiedy zmęczony, obolały i przejedzony Severus wrócił do szkoły, od razu wiedział, że ktoś był w jego pokojach. Kręcąc się po pomieszczeniach i dokładnie wszystko badając, potwierdził, że ktokolwiek to był, niczego nie dotykał, nic nie zabrał i nic nie zniszczył. Ale nie o to chodziło. Długo rozmyślał, zanim doszedł do rozwiązania i podczas wolnej chwili następnego dnia bez żadnych ceremonii wezwał Dilys i Fineasa na swój obraz w salonie.

Krzyżując ramiona, spojrzał na parę nieprzyjemnie.

– Macie przestać.

– Ale co? – niewinnie zapytała Dylis, a mężczyzna zacisnął szczęki.

– Przestań. Nie mam nastroju na gierki. Wiesz doskonale o czym mówię i macie natychmiast przestać. Nie wiem jak mocno wciągnęliście w to Poppy i nie chcę wiedzieć, ale widzę, co próbujecie osiągnąć.

– Niby co? – wycedził Fineas.

Oczy nauczyciela przybrały stalowy wyraz.

– Wspieranie panny Granger w jej niezdrowym zafascynowaniu moim życiem prywatnym – odparł cicho. – Pozwalanie, by obserwowała jak Poppy mnie leczy to jedna rzecz, ale reszta jest skutkiem waszego wścibstwa. Żaden uczeń z własnej woli nie stałby się dla mnie uprzejmy, a już tym bardziej nie zacząłby patrzeć głębiej. Ona jest wścibskim bachorem i nie potrzebuje waszej pomocy, by mnie porządnie rozzłościć.

– Nie bądź niemiły, Severusie. Jak na razie jest bardzo pomocna. Nie bądź niewdzięczny.

– Niewdzięczny? – wysyczał zły. – Nie prosiłem, żeby się wtrącała. Poppy daje sobie świetnie radę sama. Już wystarczające złe jest to, że się zgodziłem zostać jej świnką morską, ale tego nie będę tolerował. Wiem, że któreś z was ja tutaj wpuściło w nocy. Nie mogę tego udowodnić i miałaby poważne kłopoty, ale wiem co się stało, tak samo jak wiem, że jedno z was powiedziało jej kiedy i gdzie chodzę biegać. Nie będę tego dłużej tolerował. Obydwoje trzymajcie się z daleka od mojego i jej życia. Nie wiem, czemu tak często próbujecie zetknąć nas razem, ale jeżeli nie chcecie, bym ją udusił przestańcie się wtrącać.

– Myślałam, że ją polubiłeś, Severusie. Jest miłą dziewczyną i chce ci pomóc. Czy to źle? – powiedziała smutno Dylis.

Nie lubię, jak ktoś się nade mną lituje.

– Panna Granger jest nieznośną Wiem-To-Wszystko, która przez ostatnie lata stale mnie irytuje – odparł chłodno mężczyzna. – Nie życzę sobie, by jakikolwiek uczeń wtrącał się w moje życie, w szczególności nie ten denerwujący, mały niuans, którym jest ta dziewczyna. Nie chcę zostać jej kolejnym projektem. Nie chcę i nie potrzebuję, by ktoś mnie ciągle męczył. Powiem to po raz ostatni. Obydwoje, przestańcie się wtrącać, albo nie będę odpowiadać za swoje czyny, gdy mnie za mocno przyciśniecie. Czy to jasne?

Portrety wymieniły między sobą długie spojrzenie, po czym Fineas odpowiedział mu lakonicznie:

– Jak słońce.

– Cieszę się, że się rozumiemy. A teraz wynocha.

 

– Raczej nieźle poszło, nie sądzisz? Jestem zaskoczona, że aż tyle mu zajęło, by wybuchnął. Już dawno musiał się tego domyślić.

– Wychodzi na to, że miałaś rację. Interesujące.

– Jak myślisz, powinniśmy go posłuchać? Wiesz jaki jest dumny. Jeśli przesadzimy, rozszarpie biedną dziewczynę na kawałki, a to nie jest jej wina.

– Myślę, że przynajmniej na chwilę powinniśmy. Nie możemy go dalej popchnąć. Niech przez chwilę odpocznie.

– Nie sądzisz, że zrobiliśmy wystarczająco?

– Być może. Cokolwiek mówi, to nie jest tylko ciekawość czy chęć denerwowania go, a on nie jest tak zły, jak sam uważa. Myślę, że powinniśmy się odsunąć i obserwować. I nadal nie mogę uwierzyć, że mnie do tego namówiłaś, ale nie mogę zaprzeczyć, że to nie działa.

– Zastanawiam się, jak daleko to zajdzie? Wiesz, że prędzej czy później zacznie postępować głupio i wszystko zrujnuje. Jeżeli nic wcześniej się nie stanie, to będzie koniec.

– Zgadzam się z nim, że dziewczyna jest denerwująca, ale nie jest głupia. Myślę, że zanim do tego dojdzie, ich relacja będzie w takim punkcie, że dziewczyna będzie w stanie rozpracować, dlaczego on to robi i sama podejmie decyzję. Jak na razie, kobieto, wystarczająco się wtrąciliśmy. Niech przez chwilę sami sobie radzą. Jeśli zrobimy więcej, Albus albo Poppy się dowiedzą i wszystko trafi szlag. Zostawmy to im.

– Jak myślisz, ile to jeszcze potrwa? Myślę, że jemu bliżej niż jej…

– Zgadzam się. Już przepadł, nawet jeżeli sam sobie z tego nie zdaje sprawy, ale ona wkrótce go dogoni. Jej pójdzie to szybciej niż jemu, gdy już zacznie się dziać. Pomijając wszystko inne, ona nie jest aż tak uparta.

– Mam nadzieję, że się mylisz. Dziewczyna będzie potrzebowała dużo uporu, zanim to się skończy.

– O czym wy, na Merlina, rozmawiacie? Niektórzy próbują spać.

– Nie twój interes.

 

Hermiona ominęła całą akcję w środku grudnia. Obudziła się rano i słyszała jak cała Wieża Gryffindoru plotkuje o tym, że Harry coś zrobił – choć nikt nie wiedział dokładnie co to było – i teraz on i Weasleyowie opuścili szkołę. Całkowicie oszołomiona dziewczyna udała się na poszukiwania swojej Opiekunki Domu. Wydawało jej się, że profesor McGonagall jest rozkojarzona, ale powiedziała Hermionie, że pan Weasley został ranny podczas służby dla Zakonu, że Harry się o tym dowiedział i poinformował Dyrektora; teraz wszyscy byli w Św. Mungu.

Hermiona słuchała opowieści z szeroko otwartymi oczami i wstrząśnięta opuściła gabinet profesorki; próbowała się zastanowić nad snem, wężem i wszystkim, co właśnie usłyszała, ale jedyną myślą jaka przychodziła jej ciągle do głowy było, dlaczego nikt mi nic nie powiedział? Wiedziała, że Weasleyowie traktują Harry’ego jak członka rodziny, ale… myślała, że ją również tak postrzegają. Z pewnością nie chodziło o te zeszłoroczne brednie zamieszczone w „Czarownicy”; być może pani Weasley wciąż nie przeszła nad tym do porządku dziennego, ale reszta? Lubiła bliźniaków i Ginny, a Ron i Harry podobno byli jej najlepszymi przyjaciółmi. Pan Weasley zawsze był dla niej miły i lubiła rozmawiać z nim o świecie mugoli; również chciała być teraz w szpitalu. Nie wiedziała jak bardzo jest zraniony.

Przez kilka godzin Hermiona krążyła po zamku rozdarta pomiędzy zmartwieniem o pana Weasleya i denerwująco dorosłymi zranionymi uczuciami. Sama siebie doprowadzała do szaleństwa. Krzywołap już dawno zniknął jej z oczu, a nie mogła z nikim porozmawiać o ataku, bo tylko Zakon o nim wiedział.

Co, jak założyła, nie oznaczało, że nie mogła porozmawiać o nim z innym członkiem Zakonu. Bez wątpienia Dyrektor miał już wystarczająco zmartwień, a nie znała go na tyle dobrze, żeby iść na pogawędkę. Profesor McGonagall była również zajęta, a Madame Pomfrey nie była zbyt głęboko zaangażowana w Zakon i nie znała szczegółów. Ostatnim członkiem Zakonu w zamku był…

… nie tak odstraszający, jak być powinien, uświadomiła sobie z zaskoczeniem Gryfonka. Wątpiła, by Snape wiedział coś więcej o ataku albo że udzieliłby jej informacji, gdyby tak było, ale nie miała nic przeciwko temu, żeby po prostu z nim porozmawiać, bo wiedział, co się stało. Już to byłoby ulgą.

Jestem nienormalna, powiedziała sobie i przeszła przez dziurę za portretem, by zejść do lochów. Jeżeli złapie ją Flich albo Umbridge, była martwa – nie była ulubienicą Umbridge, a Filch nie lubił jej dlatego, że Krzywołap pokonał panią Norris w jej trzeciej klasie. Fakt, że Hermiona nie miała o tym pojęcia, dopóki on sam tydzień później nie wysyczał jej tego nie miał znaczenia. Poza tym, Snape też nie będzie szczęśliwy, gdy ją zobaczy – jeśli w ogóle go tam zastanie. Równie dobrze mógł być wezwany. Mądrzej by było, gdyby zapytała któryś z portretów, ale była zmęczona, smutna i odrobinę przestraszona, i nie miała ochoty bawić się dzisiaj w Ślizgonkę.

Minęła chwila zanim doczekała się odpowiedzi na swoje pukanie, a i ona nie była obiecująca. Snape otworzył drzwi. Wyglądał na zmęczonego i zirytowanego.

– Czego? – warknął, zanim rozpoznał, kto przed nim stoi. Zamrugał. – Panna Granger? Co… Myślałem, że będzie pani w szpitalu.

– Harry i Weasleyowie są – odpowiedziała cichym głosem, który brzmiał wymowniej niżby tego chciała. – Nikt mnie nie zapytał.

– Ach – potraktował ją poważnie i był mniej przerażający niźli chwilę wcześniej. – Obawiam się, iż nie jestem w stanie udzielić pani nowych informacji, panno Granger. Wiem mniej niż pani w tym momencie.

– Nie spodziewałam się niczego innego, proszę pana – zawahała się, próbując znaleźć resztki tej słynnej, gryfońskiej odwagi, ale nie dała rady; już miała się przyznać do porażki i odejść, gdy Snape ponownie się odezwał, łagodniejszym tonem:

– Mam mnóstwo pracy, ale jeżeli nie ma pani, co robić, może mi pani pomóc.

Hermiona zamrugała zdziwiona i nie wiedziała, co myśleć o jego minie; to penetrujące spojrzenie czarnych oczu zdawało się sięgać w głąb niej i miała wrażenie, że mężczyzna dostrzega więcej, niżby tego chciała. Od zawsze chodziły plotki, że Snape umie czytać w myślach, ale nigdy w nie dawała im wiary – do teraz. Nie ufając swojemu głosowi, skinęła jedynie głową i ruszyła za mężczyzną.

Poprowadził ją przez drzwi, których nigdy wcześniej nie widziała, a które wiodły przez magazyn Eliksirów i krótką klatkę schodową do jego prywatnego laboratorium. Na pierwszy rzut oka nie różniło się niczym od pracowni Eliksirów czy jednego z tych małych pomieszczeń, których używali uczniowie na poziomie OWUTEMów, ale skoro Snape był odpowiedzialny za sprzęt, nie było w tym nic dziwnego. Wyposażenie w tym laboratorium służyło do bardziej zaawansowanych eliksirów i było go więcej. Mężczyzna podszedł do kociołka, w którym pracował, zanim mu przeszkodziła i sprawdził zawartość, a następnie odwrócił się do dziewczyny.

– Zdaje mi się, że pomagałaś Madame Pomfrey w sprawdzaniu zapasu Eliksirów w Skrzydle?

– Pomagałam, proszę pana.

– Więc to powinno wyglądać znajomo – podał jej kawałek pergaminu, zapisany jej własnym pismem, który przedstawiał listę potrzebnych eliksirów. – Wybierz któryś i uwarz kociołek. Nie ważne który.

Hermiona wgapiła się w nauczyciela.

– Proszę pana?

– Czy coś w tym zdaniu było dla pani niezrozumiałe, panno Granger?

-… Zdanie samo w sobie, proszę pana – powiedziała nieśmiało. – Te eliksiry…

– To wszystkie podstawowe leczące eliksiry, – przerwał jej niecierpliwie – co czyni je częścią twojego szkolenia. Normalnie nie musiałabyś w tak wczesnym stadium nauki ich warzyć, ale myślę, że dla dziewczyny, która na swoim drugim roku była w stanie uwarzyć Wielosokowy, nie będą stanowiły problemu. Poza tym, wiem doskonale jaka jesteś niebezpieczna, gdy się nudzisz, a podejrzewam, że jest gorzej, gdy jesteś smutna. Dla nas wszystkich będzie lepiej, jeśli zajmiesz się czymś użytecznym, a ja nie mam czasu, żeby samemu je wszystkie uwarzyć. A teraz bierz się do pracy.

Niecierpliwe warknięcie w jego głosie spowodowało, że natychmiast zaczęła się ruszać i posłuchała go; pierwsze kilka składników już było w kociołku, zanim jej mózg się obudził i z niedowierzaniem zapytała:

– Skąd pan wie, że uwarzyłam Wielosokowy na drugim roku?

Snape odwrócił się w jej kierunku i spojrzał na nią rozbawiony.

– Panno Granger. Praktycznie zamieniła się pani w kota. Mimo że wszystkie wypadki z eliksirami mają zadziwiające rezultaty, ten był wyjątkowo spektakularny. Czy to taka niespodzianka, że byłem zaangażowany w pani leczenie? – zaśmiał się miękko, wydając z siebie nieprzyjemny dźwięk i przypominając sobie to wydarzenie.

Czerwieniąc się po czubki włosów, dziewczyna odwróciła się z powrotem do swojego kociołka. Była przerażona i zdziwiona – skoro od samego początku wiedział, że to ona, czemu nigdy nic nie powiedział? Z pewnością złamała wtedy kilka szkolnych reguł, tak jak Harry i Ron.

Niewzruszony jej nastrojem, Snape kontynuował:

– Choć uwielbiam obwiniać o wszystko pana Pottera, naprawdę uwielbiam, nie wierzę, że udałoby mu się ukraść cokolwiek z moich zapasów. Poza tym, nawet teraz nie jest wystarczająco utalentowany, żeby uwarzyć coś tak skomplikowanego jak Wielosokowy.

– Dlaczego nic pan nie powiedział? – zapytała dziewczyna, świadoma ze wciąż się rumieni.

Mężczyzna wzruszył ramionami.

– Niestety nie jest zakazane bawienie się w bohatera, panno Granger, choć w wielu przypadkach tak powinno być. Zwłaszcza w Gryffindorze. Przynajmniej twoje motywy były dobre. Kradzież jest wbrew regułom, – dodał beznamiętnie/słodko/uprzejmie, a oczy mu lśniły ze złośliwą radością – ale widok ciebie z futrem i wąsami dostarczył mi przez kilka ostatnie lat wiele uciechy, która była warta utracenia kilku składników, zwłaszcza, że należały do szkoły, a nie do mnie.

Uświadamiając sobie – zbyt późno – że nigdy, ale to nigdy nie wygra z nim podczas tej rozmowy, Hermiona zdecydowała, iż dyskrecja jest lepszą częścią męstwa***. Przygryzła wargę, zamilkła i ponownie skupiła się na swoim eliksirze, zastanawiając się, czy Snape wiedział o pozostałych jej wpadkach. Naprawdę, ale to naprawdę miała nadzieję, że nie.

 

Na tym skończyły się wszelkie rozmowy między nimi; okazało się, że Snape pracuje wręcz obsesyjnie i kiedy odwróciła się w jego stronę, by zadać mu pytanie, jedno spojrzenie na jego twarz wystarczyło, by wiedziała, iż mężczyzna nawet jej nie usłyszy. Wiele wysiłku wymagałoby przebicie się przez jego koncentrację, a gdyby jej się to udało, z pewnością by ją za to zabił. To nad czym pracował wydawało się skomplikowane i sądząc ze sposobu w jaki mamrotał, niezmiernie go denerwowało, chyba że mamrotanie było oznaką jego nastroju.

Pomijając jego coraz większą irytację i rosnącą frustrację, w lochu było spokojnie. Nawet dźwięki zamku nie hałasowały w tle; tak nisko pod ziemią było cicho i spokojnie i choć panował chłód, jego większość niwelowało ciepło bulgoczących kociołków.

Hermiona prawie dostała zawału, gdy koncentrując się na swojej pracy, ciszę laboratorium przerwały wrzaski Snape’a.

– Kurwa! – w jego tonie pobrzmiewała frustracja. Na przeciwnej ścianie w fontannie lśniących kawałków szkła i czarnego płynu, zakończyła swój żywot, rzucona przez mężczyznę zlewka. – Żeby to szlag jasny trafił! – dodał szorstko, po czym niewerbalnie zaczął usuwać bałagan z ławek.

Dziewczyna gapiła się na niego rozszerzonymi oczami. Mężczyzna odwrócił się od swojego kociołka, podwinął rękaw i wlepił w nią oczy; najwidoczniej zapomniał, że ona tu była. Lekko zaróżowiły mu się policzki, spojrzał w bok z lekkim poczuciem winy i przeczesał dłonią włosy.

– Przepraszam, panno Granger. – wymamrotał szorstko.

Nie przeraziły jej przekleństwa; nie raz już słyszała jak ktoś przeklina. To, co ja zmartwiło, było tak nietypowe dla Snape’a wykrzykiwanie przypadkowych przekleństw; nie ważne jak bardzo był zły, nigdy tak się nie zachowywał – właściwie była pewna, że nigdy wcześniej nie słyszała, żeby w ogóle przeklinał.

– Kiedy ostatni raz pan spał? – zapytała cicho, raz jeszcze skupiając się na swoim kociołku.

– Dwa dni temu – odpowiedział płasko, uprzątając różdżką bałagan na podłodze i raz jeszcze rozkładając składniki obok swojego kociołka.

– Nie może pan teraz odpocząć?

– Oczywiście, że mogę – odpowiedział sarkastycznie i westchnął. – Czy mogłaby pani na ochotnika pójść do swoich przyjaciół Weasleyów i przekazać im, że ich ojciec jest martwy, ponieważ ja potrzebowałem drzemki?

Hermiona odwróciła się do niego.

– Myślałam, że Mungo…

– Nie rozśmieszaj mnie – przerwał jej pogardliwie, wcale nie brzmiąc na rozbawionego. – Kręcą się wokół, próbując zatrzymać krwawienie, zanim ktoś nie znajdzie antidotum. Ich departament eliksirów jest żałosny, ledwie zasługując na tę nazwę, a większość kadry to niekompetentni głupcy. Wiem doskonale, skoro sam ich uczyłem.

– Dlaczego ktoś miałby wiedzieć, jak leczyć ugryzienie Nagini, proszę pana? – cicho zapytała. – Bo to była Nagini, prawda?

Posłał jej ostre spojrzenie, a następnie skinął głową.

– Tak – potwierdził miękko. – I nie, nie mają najmniejszego pojęcia jak to leczyć. Jednakże ma to niewiele wspólnego z ich ogólnie rozumianą niekompetencją – dodał krzywo. Wzruszył ramionami i powrócił do swojej pracy. – Ja też nie wiem, jak to leczyć. Jak na razie lepiej lub gorzej mi idzie. Co prawda jestem osobą, która ma odrobinę większą wiedzę, ale to za mało. Próbuję się trzymać jak najdalej od Nagini.

– Jakiego rodzaju jest wężem?

– Nie mam pojęcia – odparł mężczyzna. – Nie znam się na herpetologii. Ma kilka cech wspólnych z boa dusicielem, ale jest niezwykle jadowita. Myślę, że jest powiązana z anakondą, ale tak naprawdę nie wiem. Mogę powiedzieć tylko tyle, że skoro Artur Weasley przeżył atak, będzie żył. Zazwyczaj jej ofiary umierają w kilka minut. Został znaleziony na czas.

– Czy wie pan, czego strzegł? – korzystając z jego wyjątkowo gadatliwego nastroju, zadała kolejne pytanie.

– Tak.

Tyle w kwestii „gadatliwości”.

– Powie mi pan? Proszę?

– Nie.

– Proszę pana…

– Powiedziałem nie, panno Granger – odpowiedział i odwrócił się, by posłać jej ostrzegawcze spojrzenie. Przez chwilę utrzymywał z nią kontakt wzrokowy, po czym powrócił do swojej pracy i mówił dalej, ale już mniej niemiło. – Nie ja powinienem ci o tym mówić i nie teraz. Mam nadzieję, że jeszcze wiele czasu minie, zanim się dowiesz. Niech ci wystarczy, że pilnował ważnej rzeczy, za którą Czarny Pan oddałby wszystko. Zanim zapytasz, nie wiem, co to jest. Istnieje zbyt duże ryzyko, że dowiedziałby się o tym ode mnie – jego głos miał dziwne, gorzkie brzmienie i dziewczyna wiedziała, że nie powinna go pytać o nic więcej.

– Profesor McGonagall powiedziała mi o śnie Harry’ego, proszę pana. O widzeniu przez oczy węża. Jak pan myśli, co to znaczy?

– Mam swoje przypuszczenia – odpowiedział nieobecnie – tak jak Dyrektor. Zrobi, co uzna za stosowne. Nie jestem jego powiernikiem.

– Czy ma to coś wspólnego z Harrym i jego umiejętnością rozmawiania z wężami?

– Cholera, dziewczyno, powiedziałem ci, że nie wiem, co się stało – warknął. – Muszę to skończyć zanim zostanę wezwany albo upadnę z wycieńczenia, cokolwiek nastąpi pierwsze. Czy mogłabyś się zamknąć i pozwolić mi się skoncentrować?

Posłuchała go.

 

Hermiona nieźle się przestraszyła, gdy jakiś czas później Snape zabrał jej z ręki mieszadło; nie słyszała go, gdy podchodził.

– Pora przestać, panno Granger – powiedział do niej miękko. – Zasypiałaś na stojąco. Idź do łóżka. Skończę.

Zaczęła protestować, ale zdradziło ją ciało i zanim przestała ziewać, mężczyzna chichotał, a kąciki jego oczu lekko się uniosły w rozbawieniu.

– Idź do łóżka – powtórzył. – Nic nie zmienisz, odmawiając sobie odpoczynku, a w takim stanie spowodujesz wypadek. Miejmy nadzieję, że do rana będzie wiadomo coś więcej. Ale teraz, potrzebujesz snu. Idź sobie.

Niechętnie uświadomiła sobie, że nie była w stanie sprzeczać się z nim, więc skinęła jedynie głową, odwróciła się od ławki i ruszyła w stronę drzwi.

– Dziękuję, że pozwolił mi pan zostać. Przepraszam, że panu przeszkadzałam.

Mężczyzna nieznacznie poruszył ramionami.

– Doceniam twoją pomoc. Poza tym, musiałaś czymś się zająć. Nigdy nie jest miło być wykluczonym, zwłaszcza w takich okolicznościach, a ty się martwiłaś. Uważaj jak będziesz wracała do Wieży Gryffindoru. Dzisiaj w nocy patroluje profesor Umbridge.

– Może zepchnę ją ze schodów – wymamrotała Hermiona, po czym zamarła, gdy sobie uświadomiła, iż wypowiedziała te słowa na głos; najwidoczniej była bardziej zmęczona niż przypuszczała. Rzuciła przerażone spojrzenie na Snape’a, ale uspokoiła się, gdy zauważyła, że kąciki jego oczu znowu się uniosły w rozbawieniu.

– Mówiłaś coś? – zapytał uprzejmie. – Obawiam się, iż cię nie słuchałem.

– Nie mówiłam o nikim ważnym – odpowiedziała i obserwowała jak jego oczy zaczynają lśnić z rozbawienia, gdy podniósł brew.

– Dokładnie. Przyjemnych snów.


*TCP – lek/środek antyseptyczny

**Savile Row – firma produkująca odzież męską

***Tu pomógł nam Szekspir ” Czym bardziej oryginalne odkrycie, tym bardziej oczywiste wydaje się po jakimś czasie.”

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział VIGoniąc Słońce – Rozdział VIII >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 11 komentarzy

  1. Tu chyba chodziło o świnkę doświadczalną, ale mam teraz wizję Severusa-świnki morskiej, który kwiczy, jak to one potrafią, gdy tylko coś mu się nie podoba 🤣Wróć do czytania

  2. A, no tak, dawno temu w tym momencie przestałam czytać. Hermiona ma ledwie 16 lat skończone tutaj, dopiero dojrzewa, a te plany trącą pedofilią trochę.Wróć do czytania

Dodaj komentarz