Goniąc Słońce – Rozdział XXIX

Goniąc Słońce – XXIX

„Może ja nie jestem, ale ty jesteś wszystkim, w co mogę wierzyć
Nie rezygnuj ze mnie
Zaraz ożyję
I wiem, że było ciężko
I minęło dużo czasu
Nie rezygnuj ze mnie
Zaraz ożyję…”

– Train, „I’m About To Come Alive”.

 

Hermiona nie miała pojęcia, która godzina. Jak przez mgłę przypomniała sobie jak pani Pomfrey sugerowała jej, żeby poszła na śniadanie i próbowała zachowywać się normalnie, ale stanowczo jej odmówiła. Po tym jak przeniosły Snape’a do skrzydła szpitalnego poszła odszukać Harry’ego i Rona, bardzo krótko informując ich, że Snape został ranny, a ona będzie nieobecna dopóki sprawy się nie wyjaśnią i poprosiła ich, aby w razie czego ją kryli, bo od tego czasu nie zamierzała odstępować łóżka.

Przynajmniej trochę go umyły, ale w pewnym sensie to pogorszyło sprawę. Bez smug zaschniętej krwi i resztek ubrania, można było zobaczyć przerażające rozmiary jego obrażeń. Szok był na tyle silny, że obie czarownice i portrety na chwilę zaniemówiły; nie mieli słów na opisanie tego, co mu zrobiono. Hermiona widziała straszliwe skutki każdej z tortur, o których słyszała oraz wiele takich, o jakich nie miała nawet pojęcia.Poza wszystkimi fizycznymi obrażeniami jego uszkodzone nerwy płonęły z powodu najgorszego Cruciatusa jakiego pani Pomfrey kiedykolwiek widziała.

– Co dalej, pani Pomfrey? – zapytała ochryple mediwiedźmę, wycierając czoło rękawem. Zamknęły najgorsze z otwartych ran i poradziły sobie z niektórymi obrażeniami wewnętrznymi, a ona całkowicie zdrętwiała, nie mając pojęcia, który z pozostałych urazów był najpoważniejszy.

– Na początek Hermiono mów mi Poppy. Nie mamy czasu na formalności – powiedziała ze znużeniem pielęgniarka, próbując się uśmiechnąć. – Poza tym zasłużyłaś na to.

Spróbowała odwzajemnić uśmiech.

– Dziękuję. Co dalej?

– Nie wiem. Chyba złamane kości.

Głos starszej wiedźmy brzmiał dziwnie i Hermiona spojrzała na nią ostro. – Czego mi nie mówisz?

Po długiej ciszy Dilys powiedziała cicho ze ściany

– Uszkodzenia organów go zabijają i… nie jest wystarczająco silny, aby przetrwać szok związany z próbą uleczenia go. Jeśli go jakoś nie wzmocnimy, umrze przy następnym zaklęciu leczącym.

Hermiona powoli skinęła głową, myśląc intensywnie i przygryzając wargę.

– Sposoby na wzmacnianie sił, o których mnie uczyłaś… szok, też go zabije, prawda?

– Tak.

– Więc potrzebujemy eliksiru, czy czegoś takiego. Z roztargnieniem polizała bolące miejsce po ugryzienia, zmuszając mózg do szybszego działania. Eliksir Wzmacniający nie był wystarczająco mocny, aby miał w tej sytuacji jakiekolwiek zastosowanie. Eliksir Siły po chwili przestałby działać, a gdyby to się stało, umarłby. Nawet jeśli, to i tak nie mieli go w zapasach w zamku. Co jeszcze…

– Myślę, że musimy skontaktować się z dyrektorem – powiedziała w końcu Poppy. Powiedziały Dumbledore’owi, że Snape wrócił, ale nic więcej. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, Dumbledore nie spodziewałby się raportu, chyba że miałby coś do powiedzenia.

– Dlaczego? – zapytała Hermiona.

– Myślę, że potrzebujemy Fawkesa. Łzy Feniksa mogą być jedyną nadzieją. A nawet wtedy, jest taki słaby…

Hermiona i Dilys wymieniły spojrzenia, miała przeczucie, że Snape prawdopodobnie wolałby raczej umrzeć. Dobrze, że nie był w stanie się sprzeciwiać.

– Zaczekaj – powiedziała nagle. – Wiem o czymś, co może zadziałać. W jego laboratorium jest eliksir, o którym mi kiedyś powiedział; eliksir leczniczy, który wynalazł do naprawdę desperackich sytuacji. Powinnyśmy spróbować, nie chciałby angażować dyrektora, chyba że naprawdę nie ma innego wyboru .

– Wiem, że ostatnio mieli jakiś spór, chociaż nie wiem dlaczego …

– Dilys cię wprowadzi. Niedługo wrócę. Hermiona wystartowała, a Fineas przedzierał się przez niekończące się ramy obrazów i ostrzegał ją kiedy nadchodzą ludzie. Pozwalało jej to poruszać się przez większość zamku w biegu, zwalniając do marszu tylko wtedy, gdy inni mogli ją zauważyć.

– Kompletnie nie znam się na uzdrowicielstwie – powiedział jej portret czarodzieja. – On umiera, prawda?

– Tak. Ale jeszcze nie umarł. – Spojrzała na niego kątem oka. – Nie poddam się.

– Nie spodziewałbym się niczego innego. Jestem tak blisko, jak to tylko możliwe, nie wymienił jeszcze żadnego obrazu w swoim pokoju, a to w tym laboratorium jest nadal zablokowane. Pośpiesz się, Hermiono.

Fakt, że Fineas użył jej imienia jasno wskazywał jak bardzo się martwi; Hermiona skinęła głową i pobiegła szybko korytarzem wdzięczna, że ​​nie spotkała tutaj żadnego ze Ślizgonów. Zeskoczyła z krótkich schodów prowadzących do łukowego przejścia, zanim przyszło jej do głowy, że nie wie jak działają te drzwi, nie było hasła. Snape powiedział jej, że nikt nie może wejść chyba że osobiście zabrał go do środka… och, miała nadzieję, że było to konieczne tylko za pierwszym razem.

Położyła dłoń na drzwiach, drugą ręką sięgając do klamki i modliła się, żeby się udało. Dawaj, no dawaj… proszę, nie pozwól mu być aż takim paranoikiem… Fala zimna przebiegła po drewnie pod jej dłonią i przepłynęła po skórze, gdy jego magia ożyła, a ona poczuła dreszcze.Wydawało się, że czas stanął na niekończącą się chwilę, zanim rozległo się kliknięcie, klamka się przekręciła, a ona prawie szlochała z ulgi.

Laboratorium wciąż było tak imponujące, jak wtedy kiedy pierwszy raz je widziała, najwyraźniej jego destrukcyjny epizod nie dotarł tak daleko. Tym razem zignorowała to szaleńczo przeszukując półki z eliksirami, zanim zdała sobie sprawę, jaką jest idiotką. Surowo nakazując sobie, by nie panikować, zaczęła szukać swojej różdżki.

– Accio Eliksir Ostatniej Szansy – sapnęła bez tchu i złapała lecący słoik gęstej, ciemnoziarnistej mikstury. Po chwili dodała z nadzieją: – Accio Łzy Feniksa – ale nie była zaskoczona, gdy nic się nie stało. Warto było spróbować, powiedziała sobie kierując się do drzwi.

Błysk złota przyciągnął jej uwagę i zatrzymała się, wpatrując się w mały stojakna jednej z ławek; zawierał pół tuzina jednakowych fiolek wypełnionych charakterystycznym błyszczącym złotem eliksiru Felix Felicis. Nie ma czasu na zastanawianie się skąd go miał; z pewnością nie zaszkodzi. Chwyciwszy jedną z nich, zamknęła za sobą drzwi i zaczęła długą podróż z powrotem do Skrzydła Szpitalnego.

 

Po krótkiej dyskusji podzieliła Felix Felicis między siebie, Poppy i Snape’a, aby zwiększyć szanse, że jego leczenie zadziała tak skutecznie jak to tylko możliwe. Teraz uniosła słoik z eliksirem Ostatniej Szansy i wszyscy spojrzeli na niego z powątpiewaniem.

– Jak działa ten eliksir? – zapytała pielęgniarka.

– Nie wiem – odpowiedziała bezradnie Hermiona, wciąż łapiąc oddech po sprincie przez zamek. – Powiedział, że to eliksir leczniczy ostatniej szansy. Zabije lub wyleczy. Wiem, że to ryzyko ale mam nadzieję, że Felix trochę pomoże. Nawet nie wiem, jaką dawkę powinien zażyć.

– To niebezpieczne.

– I tak umiera – powiedział brutalnie Fineas spod portretu Dilys. – Łzy Feniksa nawet by nie zadziałały na kogoś z Mrocznym Znakiem; substancja czystego Światła przeciwko tak dużej ilości czarnej magii? Nie masz pojęcia, co się stanie. Spróbuje oczyścić go ze Znaku, uleczyć go z niego – w końcu jest to rana od klątwy – a to go zabije. Albo spróbuj tej mikstury, albo pozostanie wam obserwować, jak umiera.

Hermiona otarła łzy, zbyt odrętwiała by wiele czuć.

– Cóż, skoro tak to ująłeś …

– W takim razie zrób to – powiedziała cicho Poppy. – Powoli. Będę monitorować jego parametry życiowe. Jeśli źle zareaguje, może będziemy mieli czas, żeby coś zrobić… potrzebujemy teraz całego szczęścia zawartego w tym eliksirze.

Proszę, niech to zadziała … Ponownie przygryzając zakrwawioną wargę, delikatnie otworzyła usta Snape’a, ostrożnie wlewając niewielką ilość gęstej, lepkiej mikstury między jego popękane i suche wargi, mniej niż łuk i pomasowała gardło aż połknął. Zdając sobie sprawę, że wstrzymuje oddech, wypuściła powietrze i obserwowała jego twarz.

– Czy coś się dzieje?

– Jego serce bije szybciej. Dużo szybciej. Ciśnienie krwi nie uległo zmianie, ale już wcześniej było o wiele za wysokie. Jego poziom adrenaliny rośnie, temperatura też …

– Zaczyna się pocić – zawołała ze ściany Dilys. – Jest na to zbyt odwodniony. Daj mu trochę wody. Użyj wody destylowanej, żeby nie reagowała z tym, co było w eliksirze.

Hermiona zrobiła to, ostrożnie podając regularne łyki wody, gdy pielęgniarka poinformowała, że ​​bicie jego serca było prawie dwa razy większe niż powinno, a jego i tak już wysokie ciśnienie krwi rosło.

Przez kilka bardzo napiętych minut Snape unosił się na krawędzi ataku serca, udaru lub obu, ale w końcu jego przyspieszony puls zaczął zwalniać. Ciśnienie spadło, a potem znowu się podniosło, zanim w końcu się ustabilizowało; wciąż było wyższe niż powinno, ale niewiele odbiegało od normy. Kiedy bicie jego serca osiągnęło wartość zbliżoną do normalnej, było bardziej stabilne niż przedtem i wydawało się, że oddycha trochę łatwiej, chociaż miał wysoką temperaturę.

– W porządku – powiedziała wreszcie cicho Poppy. – Wydaje się trochę silniejszy, nie możemy dłużej czekać. Zacznij od kości, Hermiono, a ja popracuję nad uszkodzonymi narządami. Sprawdzaj jego funkcje życiowe i powiedz mi, jak tylko coś się zmieni. Jeśli zbytnio się zmęczysz, na litość Merlina powiedz mi, nieostrożność może go teraz zabić. Bierzmy się do pracy.

 

Południe nadeszło i minęło, a popołudnie powoli przeciągnęło się w wieczór, a potem w noc. Snape leżał teraz na brzuchu, więc Poppy mogła uzdrawiać  plecy. Jego kręgosłup i rdzeń kręgowy były nadal nienaruszone, ale większość skóry zniknęła, długie mięśnie zostały przecięte w kilku miejscach, brakowało połowy ciała aż do kości; wyglądało na to, że poza zwykłym biciem, został obdarty ze skóry, było też kilka wypalonych plam, a pod tym wszystkim jedna łopatka była praktycznie strzaskana, a kilka żeber popękanych.

Hermiona była teraz zbyt zmęczona na coś tak dużego. Właśnie skończyła leczyć jego prawe kolano – wyglądało na to, że staw był zmuszany do zginania się w niewłaściwy sposób aż pękł, a następnie ruszany tam i z powrotem, aby zwiększyć obrażenia. Zanim został pozostawiony na miejscu, zdążył się już zrobić stan zapalny, przez co trudno to było uleczyć. Pracując, znalazła głęboką bliznę po ugryzieniu na jego łydce i prawie wpadła w histeryczny śmiech, zdając sobie sprawę, że pochodziła z czasów, gdy Puszek ugryzł go na jej pierwszym roku. Po krótkiej przerwie na kawę i kilka kęsów jedzenia wróciła do pracy.

Teraz zajmowała się jego dłońmi, powodując magią odrastanie brakujących paznokci i lecząc kości, które nie były nawet złamane, a raczej rozkruszone. Praca była na tyle delikatna, że ​​musiała robić to powoli, co bardzo jej odpowiadało, ponieważ była teraz wyczerpana. Pracowała bez różdżki, jedna jej ręka spoczywała na jego nadgarstku, aby mierzyć nierówny puls, podczas gdy palce drugiej powoli przemieszczały się po każdym urazie; wykorzystywała szansę, by trzymać go za rękę, chociaż wątpiła, żeby mógł to teraz wyczuć.

Raz Snape prawie odzyskał przytomność. Jego oczy były półotwarte, wydał kilka zdławionych i niespójnych dźwięków agonii i próbował się uchylić przed ich dłońmi, zanim zemdlał z kolejnym słabym jękiem. Poza tym już nie drgnął i nie wydawał żadnego dźwięku poza ciężkim oddechem. Pracując teraz jak automat, otępiała z szoku i zmęczenia, obserwowała jego twarz; jego skóra była teraz tak blada, że ​​wszystko było idealnie widoczne. Głębokie cienie pod oczami, a raczej jednym okiem, drugie było zasłonięte bandażami,, ponieważ prawie go oślepili, rozległe siniaki na jednym policzku, ciemny, plamisty zarost pokrywający jego szczękę, jego zaskakująco długie rzęsy. Był tak chudy, tak zraniony, że wyglądał prawie krucho. Nieprzytomny, nie okazywał tak silnej witalności i siły. Wszystko będzie dobrze, powtórzyła sobie, próbując w to uwierzyć. Jego puls pod jej palcami bił bardziej równomiernie niż wcześniej, wciąż żył i nie zostało już wiele do zrobienia. Wewnętrzne krwotoki i uszkodzone narządy zostały uleczone, podobnie jak prawie wszystkie złamane kości. Miały do czynienia z pękniętą czaszką i lekkim obrzękiem mózgu; miał szczęście, że nie doznał większych obrażeń. Większość głębszych uszkodzeń ciała i mięśni została oczyszczona i zamknięta. Kiedy „załatały” mu plecy, powinno zostać już tylko poważne uszkodzenie nerwów, a jutro będą mogły zająć się mniejszymi rzeczami. Miała nadzieję, że do tego czasu się obudzi. Nigdy w życiu nie bała się tak bardzo, ale wszystko będzie dobrze, powtarzała sobie. Żył i kurował się. Cokolwiek się stało, przeżył to. Gdyby Śmierciożercy wiedzieli, że jest szpiegiem nigdy nie powróciłby żywy, bez względu na to jak bardzo został ranny. Ale co, jeśli to się powtórzy? Jego rezerwy zniknęły, fizyczne, psychiczne, magiczne i emocjonalne. Nie przeżyłby niczego więcej. I tak był na krawędzi.

– Nie waż mi się umrzeć – powiedziała cicho, gdy kolejny staw ponownie wyrównał się pod jej dłonią, a ona delikatnie poruszyła jego długimi palcami, żeby go sprawdzić. – Nie jestem wystarczająco odważna, żeby to zrobić bez ciebie. –  Z roztargnieniem odsuwając kosmyk prostych, czarnych włosów z jego twarzy, zerknęła na jego plecy, żeby zobaczyć, jak radzi sobie mediwiedźma i zauważyła, że starsza kobieta ją obserwuje.

– Co się stało? Czy coś jest nie tak?

Pielęgniarka powoli pokręciła głową, na wpół uśmiechnięta.

– Jesteś zbyt zmęczona, żeby ukrywać emocje, Hermiono.

Zamarła na chwilę, jej serce zaczęło walić. Oczywiście zdradziła się w ciągu ostatnich kilku godzin … O, cholera. Przełykając, powiedziała niepewnie

– Pani Pomfrey … Poppy, ja …

– Spokojnie, Hermiono. Nie chciałam cię przestraszyć. – Poppy zwróciła swoją uwagę z powrotem na plecy Snape’a, powoli przesuwając różdżką po jednej z na wpół zamkniętych ran. – Nie jestem głupia, moja droga i poznałam cię przez ostatnie dwa lata, a Severusa znam lepiej, niż myśli. Gdybym miała jakiś problem, powiedziałabym któremuś z was.

Ponownie przełykając, podążyła za przykładem starszej wiedźmy i wróciła do pracy, wygładzając obrzęk z jednego z jego knykci tak, by mogła przesunąć go z powrotem na miejsce.

– Mimo wszystko, nie powinnaś czegoś powiedzieć? – zapytała niespokojnie.

– Prawdopodobnie – zgodziła się cicho Poppy. – Gdyby to był ktoś inny, zrobiłabym to. Ale Severus nigdy nie wykorzystałby swojej pozycji, a ja jeszcze nie spotkałam uczennicy, która byłaby bardziej zdolna do poznania własnego umysłu i myślącej, zanim zacznie działać, niż ty. Poza tym, jeszcze do niczego nie doszło, czyż nie?

– Nie – Dilys i Fineas kpiąco odezwali się ze ściany.

Hermiona była na tyle zmęczona, że ​​odpowiedziała jednym z dodatków swojego nieprzyzwoitego słownictwa, którego nauczyła się od Snape’a i zbyt zmęczona by zwalczyć rumieniec, kiedy wywołało to u niej wybuch śmiechu.

Poppy uśmiechnęła się lekko i zmyła więcej krwi z jego bladej skóry.

– W takim razie nie widziałam ani nie słyszałam nic, o czym mogłabym powiedzieć. Nie mogłaś wybrać lepiej. Wiesz jaki potrafi być trudny, ale kiedy już nauczysz się jak patrzeć poza kolczastą osłonę, którą stwarza, jest dobrym człowiekiem – lepszym, niż mu się wydaje i nie angażuje się tylko powierzchownie. Wiesz większość z tego, przez co przeszedł; jesteś dobrą dziewczyną i myślę, że jesteś na tyle cierpliwa, aby dać mu czas, którego potrzebuje. – Zanim Hermiona zdążyła odpowiedzieć, dodała – Czuję taką ulgę, że wiedziałaś już o Lily, zanim Albus wszystko wam powiedział. Mogłabym go za to zabić. To chyba najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobił Severusowi.

Skinęła głową.

– Nadal nie mogę uwierzyć, że to zrobił. To znaczy, było wymierzone w Harry’ego, a nie mnie, ponieważ on nie wiedział… nic… ale mimo wszystko to było okropne. Cieszę się, że już wiedziałam bo Bóg jeden wie, jakbym się teraz czuła

– Biedny Severus musi być w tej chwili bardzo zdezorientowany – zauważyła cicho pielęgniarka, gdy zaczęła zamykać kolejną ranę. – Ale dzięki tobie żyje i sam się podniesie. Wszystko będzie dobrze.

– Mam taką nadzieję, ale czy tak będzie? Nadal nie wiemy, co się wydarzy pod koniec roku.

– Nie może być gorsze niż to, co już widzieliśmy, prawda? – zapytała Poppy, zerkając na ramkę obrazu.

Dilys i Fineas spojrzeli na siebie, zanim portret wiedźmy wzruszył ramionami.

– Poczekaj i zobacz jak się czuje, kiedy się z tego obudzi i zrozumie, co się stało. Mam przeczucie, że to zmieni dla niego parę spraw i nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas mógł być pewien, w jaki sposób.

 

Wszystko go bolało. Próbował się poruszyć, odruchowo sięgając po różdżkę sztywnym i niezbyt czułym ramieniem i automatycznie posłużył się magią bezróżdżkową, gdy zdał sobie sprawę, że jest tam ktoś inny. Coś go okrywało, ograniczając ruchy; próbował walczyć, zrzucić ciężar, a świat stał się czerwony. Zawył z bólu.

– Severusie, uspokój się! Jesteś bezpieczny! Severusie, przestań, wszystko w porządku…

Zaczerpnął oddech w obolałe płuca, mętnie, prawie nieświadomie, rozpoznał głos i na chwilę przestał się miotać. Ból zmniejszył się, a on zadrżał opadając na plecy i próbując zrozumieć, co się dzieje. Leżał na łóżku, co z pewnością było poprawąw porównaniu z brudną kamienną podłogą, którą zdawał się pamiętać, a powietrze pachniało czystą bawełną i leczniczymi miksturami, a nie krwią, potem, ekskrementami, wymiocinami i spalonym mięsem. Ostrożnie spróbował otworzyć oczy nieco przerażony tym, że tylko jedno zdawało się reagować, dopóki nie poczuł bandaży przytrzymujących powieki drugiego. Mrugając w słabym świetle lampy skupił się na postaci stojącej przy łóżku, a twarz Poppy Pomfrey zaczęła drgać, gdy próbował złapać ostrość. Nie był do końca pewien, co spodziewał się zobaczyć, ale to nie było to. Severus przeszukał swoje bezpośrednie wspomnienia, zaniepokojony przebłyskami.

– Co się stało? – zapytał, zaskoczony tym jak źle brzmiał jego głos i jak bardzo bolało go mówienie, nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek brzmiał tak źle.

– Wystraszyłeś nas do cholery, oto co się stało – powiedziała mu ostro, kładąc ręce na biodrach i patrząc na niego z miną, przez którą poczuł się jakby znów miał jedenaście lat; ledwo powstrzymał impuls, by zacząć jęczeć, że to nie była jego wina. – Zostałeś wezwany w piątek podczas kolacji tyle pamiętasz?

– Tak – wychrypiał z lekkim wahaniem po chwili namysłu, rzucając jej wdzięczne spojrzenie, kiedy przyłożyła mu do ust szklankę wody.

– Aktualnie jest poniedziałek wieczorem, chociaż nie, jest po północy. Jest wtorek rano.

Wylał większość wody.

– Co?

– Przestań próbować rozmawiać – skarciła go pielęgniarka. – Chyba nie możesz przyznać, że twoje gardło ma się dobrze? – Machając różdżką, by wysuszyć bałagan, ponownie napełniła szklankę i znów trzymała ją za niego. – Zostałeś wyrzucony za bramą mniej więcej w pół do szóstej w niedzielny poranek. Nie wiemy, kto przyniósł cię z powrotem, ale nie zostali długo, po prostu zostawili cię przy bramie i deportowali. – Jej ręce drżały, gdy zabierała szklankę.

Oblizując usta, Severus myślał o tym przez chwilę.

– Kto… – zapytał w końcu, już pewien odpowiedzi

– Hermiona oczywiście. Czekała na ciebie przy bramie. Prawdopodobnie też nie po raz pierwszy – dodała ostro mediwiedźma.

– Powiedziałem jej, żeby tego nie robiła – wychrypiał.

– Cóż, w tej sytuacji to bardzo dobrze, że nie posłuchała. Wysłała do mnie swojego Patronusa i zdołała cię ustabilizować, tak że kiedy tam dotarłam, mogłyśmy cię tu zabrać niezauważone. Teraz śpi obok; biedna dziewczyna jest całkowicie wyczerpana. Spędziłyśmy prawie czterdzieści osiem godzin, próbując uratować twoje żałosne zwłoki, Severusie Snape i żadnej z nas nie udało się zasnąć z powodu zmartwień.

– To nie moja wina – zaprotestował słabo, a jego myśli szalały, cóż, na tyle, na ile było to możliwe w jego stanie. Może raczej kulejąc niż szalejąc. Mimo to wszystko się zgadzało. Nie był pewien, czy bardzo podobały mu się odpowiedzi, które wymyślał, ale nic jeszcze tak naprawdę do niego nie docierało.

– Co się stało, Severusie? Martwiliśmy się, że zostałeś zdemaskowany… Cóż, Fineas upierał się, że nie wróciłbyś żywy gdyby tak było, ale…

– Ma rację. – Słabo pchnął koc, który praktycznie przywiązał go do łóżka. – Zdejmij to ze mnie. Nie mogę oddychać.

Narzekając, rozluźniła pościel na tyle, że pozwoliło mu to powoli i z wysiłkiem przyjąć pozycję siedzącą. Bolało. Bardzo. Zaciskając zęby dyszał płytko, przeciskając się przez ból, aż jego umysł się uspokoił i oparł się o poduszki.

– Nie zdemaskowali – powiedział w końcu, jego głos był ochrypły i szorstki. – To był test. Ktoś upierał się, że jestem zdrajcą, a on chciał dowodu. Chciał mnie popchnąć tak daleko, jak to możliwe. Uważa, że ​​przyznałbym się, gdybym miał coś do wyznania. – Voldemort nigdy go nie rozumiał bardziej niż ktokolwiek inny. Fizyczny ból nigdy nie był drogą przez jego ochronę, to nie znaczyło dla niego wystarczająco dużo. – Potem został wezwany, a ktoś inny przegiął.

– Kto to był?

– Nie wiem. – Miał jednak swoje podejrzenia. Bellatrix dokonała dobrego wyboru podejrzanego, ale nie pamiętał kobiecego głosu ani jej przerażającego śmiechu. W tej chwili to i tak nie miało znaczenia. Ponownie odpychając koce, spojrzał na nią. – Muszę wstać.

– Nie bądź głupi.

– Nie jestem. Muszę się wysikać.

– Masz pecha, a wiesz, że twój wulgarny język nie zszokuje mnie na tyle, żebym się poddała. Nigdzie nie pójdziesz, Severusie, a jeśli spróbujesz, przeklnę cię dla twojego własnego dobra.

Spróbował uśmiechnąć się bez cienia radości, jego suche usta popękały.

– Nie będziesz pierwsza. – Potrząsając głową, Severus ostrożnie wyciągnął rękę, by dotknąć bandaża wokół twarzy. – Zdejmij to. Muszę zobaczyć, jak źle to wygląda. Jutro mam cały dzień nauczania.

– Severusie, nie bądź głupi. Mówiłam ci, nigdzie się nie wybierasz.

– Jesteś w błędzie. – Znalazł węzeł, który trzymał bandaż i zaczął go skubać, krzywiąc się z powodu sztywności palców. Wyczuł to, stracił kilka paznokci i potrzebował czasu by odrosły, a same palce wydawały się dość mocno połamane. – Muszę jak najszybciej wrócić do pracy. – Zakaszlał boleśnie, popękane żebra zdrętwiały, ale nadal bolały, a gardło miał podrażnione. – Zapomniałaś, już połowa mojego Domu szpieguje mnie dla swoich krewnych – powiedział z goryczą. – Teraz nie mogę sobie pozwolić na okazywanie słabości, bardziej niż kiedykolwiek – Ściągnął bandaż, wąchając maść, którą na niego nałożono i westchnął z ulgą, gdy jego oko się otworzyło, a świat znów stał się ostry.

– Severusie, proszę, nie rób tego. – Głos Poppy stał się nagle bardzo cichy. Spojrzał na nią, a ona spojrzała na niego. – Jesteś ranny. Byłeś… było gorzej niż wszystko, co kiedykolwiek widziałam. Zaczęła szybko mrugać, a on ku swemu szokowi zdał sobie sprawę, że była bliska łez; nigdy wcześniej nie widział jej płaczu i szczerze mówiąc, było to przerażające. – Prawie umarłeś na naszych rękach. Proszę, odpocznij. Daj sobie czas na wyzdrowienie.

– Nie mogę, Poppy – powiedział najdelikatniej, jak mógł. – Nie ma już czasu. Wszystko zbliża się do punktu kulminacyjnego. Nie zaryzykowałby przypadkowego zabicia mnie, gdyby nie pomyślał, że wkrótce nie będzie mnie tu więcej potrzebował. Nie mam teraz czasu na odpoczynek.

– Cholera, Severusie, nie masz pojęcia jak bardzo zostałeś ranny!

– Owszem, mam – odpowiedział cicho. – Prawdopodobnie lepiej niż ty. – Był znacznie bliżej śmierci, niż ktokolwiek mógł przypuszczać; ponownie przypomniał sobie, jak ciągnęła go ciemna cisza i zdał sobie sprawę, że coś się zmieniło. Już się nie bał. Rozluźniając pościel z jednej strony, ostrożnie zsunął nogi z łóżka i skrzywił się, gdy jego ciało protestowało; przeczekując ból, aż ustąpił miejsca temu, z którym mógł żyć. Rozebrano go do bielizny, która mimo oczywistego wysiłku wciąż była zesztywniała od zaschniętej krwi i innych rzeczy w kilku miejscach, ale przynajmniej reszta jego ciała była teraz czysta. – Co powiedziałaś dyrektorowi?

– Nic, cholera, tyle że było gorzej niż zwykle – warknęła na niego ze złością, a łzy błyszczały jej w oczach. – Ale było blisko. W pewnym momencie prawie musiałyśmy wezwać Fawkesa, ponieważ wyglądało na to, że łzy feniksa były jedynym sposobem, w jaki mogłyśmy cię uratować.

Skinął tylko głową zbierając siły na wysiłek, który będzie potrzebny, by wstać.

– A co powiedziałeś wszystkim innym?

– Wirus żołądka. A u Hermiony rozwinęła się silna wysypka na obu ramionach, która wymagała ścisłej obserwacji przez kilka godzin.

– Bez wątpienia przez Bombonierki Lesera. Co z nią?

– Całkowicie wyczerpana. Pracowała niesamowicie ciężko. – Pielęgniarka uśmiechnęła się dumnie. – Nie przestałaby, dopóki by nie upadła. Jest prawie tak uparta jak ty.

Severus został uratowany przed koniecznością odpowiedzi na to, wybierając ten moment by zmusić się do wstania. Świat nagle wypełnił się migoczącymi czerwonymi i czarnymi światłami, a on syknął szereg żywych i kolorowych przekleństw, gdy każda komórka jego ciała krzyczała w proteście. Kołysząc się złapał się ściany, gdy pot oblał mu całe ciało, a zawroty głowy ściskały go niemiłosiernie i dyszał przez zaciśnięte zęby, aż ból trochę zelżał.

– Ubrania? – zapytał słabo, zastanawiając się jak u diabła jutro będzie uczył. Gdyby nadal uczył eliksirów, byłoby to niemożliwe, nie mógł spędzić całego dnia spacerując po pomieszczeniu, w którym temperatura stale się zmieniała i wypełniały go opary. Siedzenie lub stanie i wygłaszanie wykładów byłoby trudne, ale miejmy nadzieję, że nie niemożliwe. Jeśli będzie ostrożny prawdopodobnie poradzi sobie, zlecając na większą część zajęć cichą naukę…, ponieważ zbliżały się egzaminy. Będzie musiał się dowiedzieć, kto dzisiaj uczył Obrony i czego, do cholery, próbował nauczyć jego uczniów; miejmy nadzieję, że byłyby to tylko sesje powtórkowe …

– Spaliłyśmy to co zostało ze szmat, które miałeś na sobie, kiedy zdjęłyśmy je z twojego surowego, spalonego i krwawiącego ciała. – To brzmiało na słuszną złość, ale Severus zwracał większą uwagę na dzwonienie w uszach. – Będę miała dla ciebie nocną koszulę, kiedy wyczołgasz się z łazienki, ale zostaniesz tu przynajmniej do rana. Musisz spać. I nie możesz już przyjmować żadnych lekarstw przez co najmniej jeszcze kilka godzin.

Niechętnie poddał się, głównie dlatego, że był prawie pewien, że zemdleje i spadnie ze schodów jeśli spróbuje wrócić do swoich pokoi. Bolały go nawet włosy. Pokój nieco wirował mu przed oczami, kiedy kuśtykał bardzo powoli i bardzo niepewnie do łazienki, ale po opróżnieniu bolącego pęcherza poczuł się lepiej; w końcu większość eliksirów leczących to były właśnie eliksiry i cały ten płyn musiał gdzieś iść. Kiedy skończył, zaczął przyglądać się uszkodzeniom lub tak dużej ich części, którą mógł zobaczyć przy pomocy małego lusterka.

Miał cholernie dużo nowych blizn. Wyglądało na to, że większość skóry na jego plecach zniknęła, niejednolita blizna miała teraz inny wzór. Z urazów twarzy pozostało tylko przecięcie lewej brwi, ale wiedział, że prawie stracił oko. Krótka i gruba blizna na boku sugerowała, że ​​potrzebna była prowizoryczna operacja, a różne bóle w brzuchu w różnych miejscach wskazywały na liczne obrażenia wewnętrzne. Czuł zmęczenie, które go ogarniało i wiedział, że jego własna magia wyczerpuje się, gdy próbował się pozbierać.. Miał gorączkę i był cholernie głodny, stracił wiele na wadze w ciągu zaledwie dwóch dni, ponieważ niewielka warstwa tkanki mięśniowej, którą posiadał, spaliła się zapewniając gojenie..

Tak właśnie zadziałała Ostatnia Szansa, Hermiona musiała przynieść ją z laboratorium. To była prawdopodobnie jedyna rzecz, która go uratowała, ale był zadowolony, że nie wiedziała jakie to niebezpieczne. Gdyby nie miał dość siły i magii by eliksir mógł je z niego czerpać, zabiłoby go to, próbując uratować. Samo stanie tutaj i opieranie o zlew, przyprawiało go o mdłości i zawroty głowy. Teraz musiał być bardzo, bardzo ostrożny, próbując nabrać sił tak szybko, jak to możliwe.; ale nie sztucznymi środkami, bo nie wyszedł jeszcze dobrze z niebezpieczeństwa i jeden błąd może go zabić. W idealnym świecie mógłby odpoczywać tygodniami podczas rekonwalescencji, ale nie miał tygodni, a nawet dni. Miał ledwie godziny, zanim będzie zmuszony wrócić do pracy.

Nie zazna spokoju, kto przeklęty. Severus ostrożnie umył ręce i twarz, po czym wyprostował się i spojrzał przytomniej na swoje odbicie. Powinien być martwy. Pamiętał uczucie, jak śmierć czeka, by go pociągnąć w dół, ale przeżył. Tyle że to nie była jego zasługa. Złote słońce… Powoli pokręcił głową i spojrzał na swoje prawe ramię, delikatnie kładąc palce na przedramieniu. – Finite – wyszeptał i spojrzał na krwawą ranę potwierdzającą jego podejrzenia. Tłumiąc przekleństwa, wbił w nią palce, ignorując wzbierającą krew i ukłucia bólu, aż znalazł spalony kawałek. Cierpliwie omijając ranę, wyciągał skręcony i zgięty metal osadzony w przedramieniu, aż w końcu skorodowany i poobijany pasek miedzi ześlizgnął się po jego zakrwawionej skórze na nadgarstku. Opłukał ranę; ostatnią rzeczą, której teraz potrzebował, było zatrucie miedzią. Severus wymruczał urywek zaklęcia leczącego, aby ją zamknąć i delikatnie przesunął resztki bransoletki z powrotem na nową bliznę, zanim ponownie ją ukrył. Nawet ten wysiłek przyprawiał go o zawrót głowy, ale trzeba było to zrobić. Nie udało mu się wykuśtykać z łazienki, ale z pewnością był blisko. Musiał zaakceptować pomoc Poppy w założeniu koszuli nocnej na głowę, zanim opadł na łóżko i pozwolił sobie wtulić się w nie jak małe dziecko, ledwo będąc w stanie wymamrotać bełkotliwą próbę podziękowania, po czym pogrążył się w głębokiej nieświadomości, mając niejasne wrażenie, jakby ktoś delikatnie odgarniał mu włosy z twarzy.

 

Kiedy otworzył oczy zaledwie kilka godzin później, stwierdził, że nie jest sam. W ambulatorium panowała cisza; Poppy najwyraźniej poszła spać, ale Hermiona przyszła sprawdzić, co u niego i ponownie zasnęła, tym razem na krześle obok jego łóżka, z dłonią spoczywającą na górze koców. Wystarczająca ilość światła księżyca wpadała przez okno, aby mógł zobaczyć jej twarz. Severus obserwował ją przez chwilę w milczeniu, zastanawiając się, czy ma pojęcie o tym co zrobiła, czy zdawała sobie sprawę co się stało i dlaczego była tak całkowicie wyczerpana.

Zgiął ramię ze znużeniem, czując lekki opór, jaką stawiała poznaczona bliznami miedziana bransoletka i uśmiechnął się krzywo. Rzeczywiście, Protego. Chciała, żeby to był ochronny talizman i na pewno nim był. W jakiś sposób istniało jakieś połączenie, może wtedy, kiedy to zrobiła, a może kiedy mu ją dała, a on ją założył, a może coś innego. Cokolwiek się wydarzyło, kiedy naprawdę tego potrzebował, kiedy umierał i był zdesperowany, sięgnął po jej magię. Nie było świadome, a nawet całkowicie nieświadome, ponieważ nie sądził, że to w ogóle pochodzi od niego, ale w jakiś sposób jej magia wpłynęła na niego i uratowała mu życie.

Ale to w ogóle nie miało sensu, ponieważ magia po prostu tak nie działała. Istniały formy magii, które mogły podróżować na ogromne odległości, ale magia uzdrawiająca nie mogła, musiałeś dotykać osoby, którą chciałeś leczyć. I trzeba było wiedzieć, że potrzebuje leczenia, nigdy wcześniej nie słyszał o przypadkowym uzdrowieniu. I żaden talizman, o którym wiedział, nie mógł tak funkcjonować. A jednak to się wydarzyło, nie byłoby go tu teraz, gdyby nie to. Pamiętał delikatne ciepło jej magii, rozpoznał ją nawet ułamek centymetra od śmierci, chociaż nie był w stanie jej wtedy zlokalizować.

A gdyby w ogóle potrzebował więcej dowodów, kiedy się skoncentrował, w głębi umysłu czuł subtelną obecność nowego długu życiowego. Żył z długiem, który był winien Jamesowi przez piętnaście lat, zanim był w stanie spłacić go Potterowi Juniorowi; z pewnością wiedział, jakie to uczucie, chociaż ten nie był tak nachalny. I to też było interesujące, bo choć niewątpliwie uratowała mu życie, nie powinno to stanowić długu. Poppy niezliczoną ilość razy ratowała mu życie i nie był jej nic winien, nie w magicznie wiążącym sensie, była pielęgniarką i to była jej praca. Wprawdzie Hermiona była tylko praktykantką i to nieoficjalną, ale to nie zmieniało faktu, że nie powinien jej nic być winien. To co zrobiła, najwyraźniej nie wchodziło w zakres obowiązków Uzdrowiciela.

Gdyby miał siły, mógłby się zaśmiać Chciał jakiegoś konkretnego dowodu jej uczuć, zanim pozwoli sobie uwierzyć w to, co mu powiedziano, ale nie potrzebował czegoś tak dramatycznego. Najwyraźniej Dilys miała rację  i najwyraźniej Potter także. Jezu Chryste, świat naprawdę musi się kończyć. To było całkiem miłe uczucie pomyślał, ale teraz czuł się tak źle, że nie był w stanie tego docenić. Będzie miał o czym myśleć kiedy już będzie pewien, że na pewno przeżyje.

Severus przez chwilę obserwował śpiącą młodą kobietę. Choć raz pozwolił sobie patrzeć tak długo, jak chciał; jego oczy chłonęły każdy szczegół, zapamiętując jej rysy, mimo że były już wyryte w jego umyśle. W ten weekend wszystko się zmieniło, cały jego świat się zmienił, ukazał nowe oblicze. Zanim to się stało, Severus pogodził się ze śmiercią, gotów zrobić dla planu to, co pozostało z jego pustego i niechcianego życia. Przestraszony i raczej desperacko dając Dumbledore’owi te kilka żałosnych skrawków zaufania, które pozostawił pomimo ostatniej zdrady starego człowieka.

Ale teraz… teraz wszystko było inne. Teraz Severus nie miał zamiaru umierać, dopóki nie doścignie tego czegoś między nim, a dziewczyną śpiącą przy jego łóżku i nie dowie się co jest między nimi. Bez wątpienia coś tam było i najwyraźniej sięgało głębiej, niż kiedykolwiek myślał, że to możliwe i był zdeterminowany, aby dowiedzieć się co to. To mogła być szansa, której nigdy nie miał i niech będzie przeklęty, gdyby miał ją zmarnować. Cholera, pieprzyć to, zamierzał znaleźć inny sposób.

Leki, które mu podały, przestały działać i powoli zaczął odczuwać narastający ból, po którym można się było spodziewać, że wkrótce będzie naprawdę bardzo silny. Ignorując to najlepiej jak potrafił, Severus poruszył się bardzo powoli i ostrożnie, choć zajęło mu bardzo dużo czasu, aby sztywno i boleśnie podnieść się na bok, a kiedy wyciągnął rękę ledwo ją utrzymał. Czuł się przerażająco słaby, ale próbował dalej, starając się skupić zaczerwienione oczy, aż udało mu się położyć dłoń na jej dłoni, a jego palce przez chwilę drżały. Jej ręka drgnęła; spojrzał na jej twarz z pewnym niepokojem, ale nie obudziła się, nawet gdy jej palce luźno zacisnęły się na jego. Odprężając się, zamknął oczy i przestał walczyć, ponownie pogrążając się w utracie przytomności.

 

Hermiona nie spodziewała się zobaczyć Snape’a następnego dnia, ale ku jej całkowitemu zdziwieniu wszedł do Wielkiej Sali następnego ranka na śniadanie, jakby nic się nie zmieniło. Trochę utykał, ale wątpiła, by ktokolwiek inny naprawdę to zauważył, a on nawet delikatnie się nie skrzywił, gdy siedział na swoim zwykłym miejscu. Odwróciła się lekko, by spojrzeć na Madame Pomfrey, która przyciągnęła jej wzrok i bezradnie wzruszyła ramionami, po czym rzuciła mu pełne dezaprobaty spojrzenie, które całkowicie zignorował.

– Myślałem, że powiedziałaś, że był ranny? – wymamrotał Ron z buzią pełną bekonu.

– Był. Jest. – Hermiona potrząsnęła głową i wróciła do swojego tosta, praktycznie zbyt zmęczona, by myśleć.

Wiedziała na pewno, że połowa skóry na plecach Snape’a była bardzo świeża i bardzo delikatna, kulał, ponieważ jego zmiażdżone kolano w którym były druty nie zdążyło się jeszcze całkowicie zregenerować. Gdyby była dostatecznie blisko, mogłaby zobaczyć jak drżą mu ręce, gdy jego nerwy nadal reagowały na następstwa klątwy Cruciatus, a dodatkowo miał wystarczająco dużo obrażeń wewnętrznych. Nie była zdziwiona, widząc, że bardzo, bardzo uważał na to, co jadł. A jednak gdyby nie wiedziała tego wszystkiego, walcząc o utrzymanie go przy życiu wystarczająco długo, by go uzdrowić, wątpiła, czy domyśliłaby się, że coś jest nie tak.

Był tak silny, że czasami ją to przerażało. Musiał teraz przeżywać absolutna agonię, z narkotykami czy bez narkotyków, przyjmował tyle leków, że nie mógł przyjąć nic silniejszego bez gwałtownej choroby. Ale wydawało się, jakby nie uważał tego za warte uwagi; Dilys i pani Pomfrey rozmawiały z nią o reakcji Snape’a na ból przez ostatnie dwa lata. Wiedział, że cierpi i nawet niechętnie przyznałby się do tego, gdyby naciskać go wystarczająco mocno, ale mimo wszystko wydawał się nie sądzić, że to ma znaczenie i jakimś cudem udawało mu się ten cały ból ignorować.

Jednak podczas lekcji obrony tego popołudnia Hermiona zdała sobie sprawę, że w rzeczywistości coś się zmieniło na głębokim i fundamentalnym poziomie. Kiedy Snape chodził powoli po klasie i pouczał ich o tym, co powinni wiedzieć podczas zbliżającego się egzaminu na koniec roku, obserwowała go ukradkiem kątem oka, robiąc notatki, cała jego postawa wydawała się nieco inna. Kiedy odwrócił się by skrytykować Seamusa za to, że nie zwracał uwagi na to co się dzieje na lekcji, zdała sobie sprawę co to było i pochyliła głowę, by ukryć uśmiech czystej radości, stary Snape wrócił z zemstą.

To był profesor Snape, którego wszyscy ze strachem wspominali, pewny siebie, potężny, pełen temperamentu mężczyzna, który pod koniec pierwszej lekcji sprawił, że każdy uczeń w szkole był przestraszony. Siła jego osobowości ponownie wypełniła salę, nawet sposób w jaki się poruszał, był inny, skoncentrowany i pewny, a jego czarne oczy błyszczały czymś z ich dawnego ognia. Znowu podjął walkę, zdecydowała, notując jego szybkie, ostre dyktando; nie było martwej, zrezygnowanej apatii, którą ostatnio okazywał. Wyglądało na to, że Snape zdecydował się jednak nie poddawać, a część niej była podekscytowana, widząc to, nawet gdy reszta skupiała się na utrzymywaniu głowy spuszczonej i nie przyciąganiu jego gniewu. W końcu nadal był totalnym draniem, przypomniała sobie z małym, niemal czułym uśmiechem. Tak dobrze było zobaczyć go z powrotem „normalnego”, że nawet nie przeszkadzało jej to, że nie spojrzał na nią przez całą lekcję.

 

Dopiero dwa dni później Fineas zwrócił uwagę Hermiony, gdy po kolacji wracała do Wieży Gryffindoru, zajęta powtórką z numerologii oraz rozmyślaniem nad późniejszym treningiem z Harrym i Ronem.

– Coś jest nie tak?

Uniosła brew, nie zważając na grymas jaki otrzymała od starszego czarodzieja, którego portret zajmował.

– Czy zawsze musi być nagły wypadek, kiedy z tobą rozmawiam?

– Nie zawsze, ale przez większość czasu, – odparła, odprężając się – gdyby coś było nie tak, powiedziałby. – Więc czego chciałeś? Wątpię, że przyjemności mojego towarzystwa.

– Jak dobrze mnie znasz – odparł kpiąco. – Chce cię zobaczyć.

– Naprawdę? – Nie mogła ukryć uśmiechu na twarzy, a Fineas parsknął śmiechem, ale w jego oczywistym rozbawieniu nie było prawie żadnej złośliwości.

– Nie, zrobiłem to dla własnej rozrywki. Tak, naprawdę. Kontynuując. Dużo go kosztowało proszenie mnie, bym cię znalazł, wiesz. Bądź dla niego miła. On jest naprawdę niezbyt dobry w tego rodzaju sprawach.

– Och, proszę. Mówisz tak, jakbyś spodziewał się, że upadnie na jedno kolano – odpowiedziała beztrosko, tłumiąc śmiech z tego raczej dziwnego mentalnego obrazu. – Czego chce?

– Właściwie nie wiem, ale prawdopodobnie narobi bałaganu. Poza tym, wciąż dochodzi do siebie, a ja mam rozkaz od Dilys, żeby ci powiedzieć, żebyś go nie męczyła. – Portret obrzucił ją naprawdę niepokojącym spojrzeniem i parsknęła śmiechem.

– Potrzebujesz pomocy, wiesz o tym?

– Potrzebuję hobby – poprawił ją, przeciągając znudzonym tonem. – Idź już go zobaczyć. Zabroniono nam podsłuchiwania, więc Dilys będzie chciała później otrzymać pełny raport.

– No trudno.

 

Jak zawsze, w lochach było cudownie cicho i przyjemnie chłodno o tej porze roku. Hermiona zapukała do drzwi gabinetu Snape’a, przez chwilę rozbawiona, gdy przypomniała sobie, że niecałe dwa lata temu była przerażona przejściem gdziekolwiek w pobliżu, a teraz było to prawie rutynowe.

– Wejść.

Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi, próbując powstrzymać się przed promiennym uśmiechem – biorąc pod uwagę wszystko przez co przeszedł, wyglądał zaskakująco dobrze. – Dobry wieczór, proszę pana. Jak się pan czuje?

Wyglądał na niecierpliwego, surowego, odległego i niedostępnego profesora, który poprawiał wypracowania przy swoim biurku, aż cicho parsknął i spojrzał w górę błyszczącymi czarnymi oczami.

– Jakbyś musiała pytać. Czy wyobrażasz sobie, że nie wiem, że byłem obserwowany bez przerwy przez ostatnie dwa dni? A Poppy Pomfrey przychodziła tu co dwie lub trzy godziny, aby upewnić się, że wciąż żyję. Jestem pewien, że otrzymywałaś regularne raporty.

Tłumiąc uśmiech, podeszła do biurka i zajęła krzesło, w kierunku którego machnął jej ręką.

– Nie, właściwie… ale jestem pewna, że wiedziałabym o jakichkolwiek problemach. Jednak tak naprawdę nie odpowiedział pan na pytanie.

Ku jej zaskoczeniu, Snape odpowiedział szczerze, zamiast tylko warczeć, że nic mu nie jest.

– Czuję się tak dobrze, jak można się spodziewać, tak naprawdę lepiej niż powinienem. Nadal odczuwam ból, jestem wyczerpany i co kilka godzin zjadam własną masę ciała w absolutnych śmieciach, aby uzupełnić siły, które wypaliłem. Biorąc pod uwagę, że powinienem być martwy lub trwale okaleczony, nie planuję narzekać. – Jego głos był nadal nieco ochrypły, ale nic innego, co ktokolwiek inny by zauważył.

– Powiedziano mi, żebym nie monopolizowała pańskiego czasu.

Ponownie parsknął i zwrócił swoją uwagę na poprawianie prac.

– Bez wątpienia. Powiedz jej, żeby przestała się wtrącać.

– Sam jej pan nie powiedział?

– Owszem, mówiłem dość często, w rzeczywistości w kilku językach, ale trudno się dziwić, że nie słuchała.

Próbując bez większego powodzenia stłumić kolejny uśmiech, Hermiona skinęła głową.

– Po co chciał mnie pan widzieć?

Nie odpowiedział od razu, pisząc coś na dole eseju i przenosząc go na inny stos, po czym wyciągnął kolejny przed siebie i zaczął przeglądać pierwszy akapit. Nie patrząc na nią, cicho powiedział

– Chciałem ci podziękować. Bez twoich działań w ten weekend, nie byłoby mnie tutaj.

To ją zaskoczyło. Snape nie brzmiał jakby przepraszał albo był wdzięczny, jego głos był sztywno formalny, ale brzmiał tak, jakby naprawdę miał to na myśli.

– Myślę, że pan przesadza…

– Nie, nie przesadzam. Niewiele pamiętam, ale wiem, jak blisko śmierci byłem. Przeżyłem dzięki tobie.

– Po prostu zrobiłam to, co zrobiłby każdy inny…

Zaczął się śmiać i niemal natychmiast przerwał, krzywiąc się i kładąc na chwilę rękę na boku, po czym rzucił jej szczerze rozbawione spojrzenie.

– Większość ludzi zostawiłaby mnie na pewną śmierć i oboje o tym wiemy – Kaszląc lekko w dłoń, ponownie spojrzał na ocenę, robiąc notatkę na marginesie. – Dlaczego czekałaś przy bramie? – zapytał, nie podnosząc głowy.

– Długi pana nie było i … po prostu miałam przeczucie, że coś jest nie tak.

Brzmiało to słabo i głupio, kiedy mówiła to głośno, nikt inny nie zapytał jej, co tam robiła, tak naprawdę nie było czasu na zadawanie pytań, ale Snape wydawał się uważać to za wystarczającą odpowiedź, lekko kiwając głową, gdy pracował.

– Rozumiem. W takim razie jestem… wdzięczny za twoje instynkty.

Brzmiał prawie uroczo niezręcznie i Hermiona przygryzła wargę, żeby ukryć uśmiech; musiała przyznać, że czasami lubiła widzieć go poza jego strefą komfortu, gdy musiał podejmować tak gwałtowny wysiłek, by zachowywać się jak człowiek. Ponieważ troska o jego zdrowie dała jej wymówkę, wykorzystała okazję, by przyjrzeć się jego twarzy przypominając sobie, jak obudziła się na dość niewygodnym krześle obok jego łóżka i czuła ciepło jego dłoni w swojej. Był tak głęboko nieprzytomny, że trzeba było przyznać, że prawie zapadał w śpiączkę, w przeciwnym razie nigdy by czegoś takiego nie zrobił, ale wciąż było to wspomnienie, które należało zatrzymać.

Zauważywszy, że zmarszczka między jego brwiami się pogłębia, odwróciła wzrok zanim zbytnio go to zirytowało.

– Dlaczego to się stało? – zapytała cicho.

Było to ryzykowne pytanie, jedno z tych, których wiedziała, że ​​nie powinna zadawać, a na które zwykle odmawiał odpowiedzi. Tym razem tylko wzruszył ramionami, nadal nie patrząc na nią.

-Szczerze mówiąc, nie było żadnego powodu. To była kombinacja paranoi i nieostrożności kilku ludzi, którzy chcieli wyrównać stare rachunki, a skoro tylko nadarzyła się okazja. – Dodał niezwykle oschłym głosem – Muszę przyznać, że jestem tym trochę zirytowany.

– To brzmi logicznie – zgodziła się Hermiona, uśmiechając się wbrew jego tonowi. – Czy Zakon wie, co się stało?

– Nie.

Skinęła głową, niezaskoczona. Typowe. Jednak tym razem przypuszczała, że ​​ma to sens. Byłoby złym pomysłem, gdyby ktoś wiedział, że nie radził sobie najlepiej. W końcu nie był zbyt popularny po obu stronach i chociaż był swoim najgorszym wrogiem przez większość czasu, musiała przyznać, że więcej niż połowy Zakonu to nie obchodziło. Powinien pozwolić pani Pomfrey powiedzieć Dumbledore’owi, ale wątpiła, by jakkolwiek wpłynęłoby to na sumienie dyrektora.

– Czy wszystko będzie w porządku? – Zapytała. – Nie wiem, jakie skutki uboczne ma eliksir Ostatniej Szansy. Z pewnością… zadziałał.

– To mało powiedziane. Mam szczęście, że podałaś mniej więcej właściwą dawkę, więcej by mnie zabiło. Powiedziałem, że to niebezpieczne. Na szczęście jednak, jeśli przeżyję, nie będzie żadnych skutków ubocznych poza ekstremalnym zmęczeniem. Aktualnie przywracam rezerwy energii tak szybko, jak moje ciało może sobie z tym poradzić. Wyleczę się. – Przerwał, jakby chciał powiedzieć coś innego, po czym lekko potrząsnął głową i odłożył esej na bok, sięgając po kolejny.

Hermiona z pewnym trudem usiadła wygodniej na krześle; Snape nie zachęcał gości i poza meblami, których osobiście używał, wszystko zostało celowo zaprojektowane tak, aby było niewygodne. Nie była pewna, czy rozmowa się skończyła czy nie, ale nie miał ochoty jej odprawiać, a ona tęskniła za ich spokojnym i dziwnym milczeniem. Niezręczność z jaką próbował jej podziękować, nie zakłóciła tej atmosfery.

Po chwili podjęła decyzję i powiedziała cicho:

– Proszę pana, to ostatni raz, kiedy o to zapytam, a jeśli teraz pan nie odpowie, to już nie będę pana gnębić tym pytaniem.

– Kontynuuj – odpowiedział cicho, po brzmieniu jego głosu było oczywistym, że i tak wiedział co zamierza powiedzieć.

– Czy możesz mi pan powiedzieć, co będzie pan musiał zrobić pod koniec tego roku, proszę!

-Dlaczego chcesz wiedzieć? – zapytał cicho, podkreślając coś i umieszczając obok odpowiedni komentarz.

Hermiona przygryzła wargę, rozważając możliwe odpowiedzi.

– Ponieważ martwię się o pana, a co za tym idzie o wszystkich innych – powiedziała mu w końcu. – To będzie prawdopodobnie gorsze niż wszystko co sobie wyobrażałam. Powie mi pan?

Snape powoli podniósł głowę lekko zwężając oczy, kiedy w końcu spojrzał bezpośrednio na nią po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy. Miał nieco dziwny wyraz twarzy, którego nie potrafiła rozpoznać, ale nie wydawał się ani zirytowany, ani zdenerwowany.

– Właściwie miałem zamiar powiedzieć ci o tym w ten weekend, – zauważył w końcu, ku jej zaskoczeniu, uśmiechnął się lekko na widok jej miny. – Tak, wiem. Niemniej jednak, planowałem.

– A teraz? – zapytała, mając wrażenie jakby tonęła. Znowu będzie uparty …

Jego uśmiech powiększył się nieznacznie, gdy po raz kolejny zdawał się dokładnie wiedzieć o czym myśli, a jego ciemne oczy błyszczały przez chwilę.

– Nie. Ale nie z powodów, o których myślisz, więc przestań tak na mnie patrzeć. Nie powiem ci, ponieważ zamierzam się upewnić, że tak się nie stanie, a nie dlatego, że nie chcę żebyś wiedziała.

– Zamierza pan sprzeciwić się dyrektorowi? Ale… myślałam, że złożył pan przysięgę… – powiedziała z wahaniem, a on wzruszył chudymi ramionami, jakby to nie było ważne.

– Prawie zawsze jest jakieś wyjście. Z pewnością dam z siebie wszystko. Choć raz będę robić to co uważam za słuszne, a nie tak, jak ktoś mi kazał. – Usiadł wygodnie i odłożył pióro, splatając razem palce i strzelając kostkami.

Szczerze mówiąc, Hermiona pomyślała, że ​​w tej chwili wolałaby raczej zaufać jemu niż Dumbledore’owi, wzruszyła ramionami i skinęła głową w odpowiedzi, co wydawało się go nieco zaskoczyć.

– A co z naszą trójką? Czy odgrywamy jakąś rolę w pana planie?

Snape zamrugał powoli, unosząc brwi i zacinając się na odrobinę zbyt długo, zanim odpowiedział nonszalancko

– Jeszcze nie wiem.

Oboje patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, zanim jednocześnie odwrócili wzrok, przełamując ciche napięcie, zanim zaczęło być niewygodne. Żadne z nich nie było jeszcze na to naprawdę gotowe.

– Powinnam już iść – powiedziała cicho Hermiona po chwili. – Muszę zrobić powtórkę.

Prychnął, posyłając jej cierpki uśmiech i lekko się odprężając.

– Wątpię, czy tego potrzebujesz, ale jeśli tak uważasz. Dobranoc.

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział XXVIIIGoniąc Słońce – Rozdział XXX >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 9 komentarzy

  1. Całość przeczytałam na prawie jednym wdechu, MEGA NAPIĘCIE! ale mam tylko jedną uwagę, czysto techniczną – krwotok wewnątrz jest o miliard razy bardziej niebezpieczny, niż rany. Uszkodzenie organów jest drugim najgorszym elementem i zwykle skutkuje krwotokiem. Gorsze są tylko uszkodzenia mózguWróć do czytania

  2. Straszne to jest. Jak ja źle śpię i coś sobie naciągnę to potem cały dzień poruszam się jak paralityk, nie wyobrażam sobie czegoś takiego…Wróć do czytania

  3. Em, ok, na jego miejscu poinformowałabym ją o tym, że podzieliła się z nim swoją magią. Skąd może wiedzieć czy Hermiona nie zrobiła więcej takich prezentów i pewnego dnia nie zostanie do cna wyczerpana z magii?Wróć do czytania

Dodaj komentarz