Goniąc Słońce – Rozdział LIV

Goniąc Słońce LIV

 

Nie rozumiem – dla ciebie to takie proste
Stopniowo, powoli rzuciłaś mnie na kolana
Nie obchodzi cię to? 

Nie, nigdy się nie zbliżyłem, przez te wszystkie lata
Jesteś jedyną, która umie zatrzymać moje łzy
Tak bardzo boję się tej miłości

– George Michael, 'A Different Corner’.

 

Później tej nocy Hermiona wyszła z łazienki i ostrożnie weszła do sypialni. Zamknęła za sobą drzwi i pozwoliła oczom przyzwyczaić się do niewielkiej ilości światła sączącego się przez cienkie zasłony z jedynej działającej latarni na zewnątrz. Dobrze wiedziała, że Severus nie śpi, ale gdy się przebierała milczał, podobnie jak ona. Leżał odwrócony do niej plecami, ale nie przesunął się tak daleko jak mógł. Wślizgując się pod kołdrę, poczekała chwilę na samym brzegu łóżka, po czym przysunęła się, by ułożyć się przy jego nagich plecach. Niepewnie owinęła rękę wokół jego talii i położyła policzek na ramieniu; czuła napięcie w jego szczupłej sylwetce.

– Dziękuję, że z nim porozmawiałeś – powiedziała cicho. – To na pewno nie było dla ciebie łatwe. 

Ani dla mnie, dodała cicho. Rozumiała, dlaczego był jaki był, ale ciężko było słuchać jak przyznaje, że kochał kogoś innego, kiedy jej tego nie powiedział.

– Nie – westchnął.

– Wszystko w porządku?

– Bywało lepiej, ale raczej tak.

– Nie powiesz mi, żebym przestała cię niańczyć? – zapytała delikatnie, starając się nieco rozluźnić atmosferę.

Po chwili odpowiedział ledwo słyszalnym głosem: 

– Nie.

Hermiona zamknęła na chwilę oczy, próbując powstrzymać napływające do oczu łzy. 

Och, Severusie.

Mocniej przyciskając się do jego pleców, otarła się policzkiem o łopatkę. 

– Chcesz porozmawiać? – spytała półgłosem, trącając nosem najbliższą bliznę. – Nie mam na myśli rzeczy, które Harry według ciebie powinien wiedzieć, ani tych, które powinnam znać ja. Czy jest coś, co potrzebujesz powiedzieć?

– Nie wiem. – Brzmiał raczej na zagubionego. – Nigdy z nikim o tym nie rozmawiałem.

– Czy kiedykolwiek zamierzałeś komuś powiedzieć? Komukolwiek z nas?

– Nie. W moim testamencie są listy, które wyjaśniają jakąś część, ale nie wszystko i nigdy nie planowałem o tym mówić za życia.

– Cóż, jeśli chcesz teraz porozmawiać, posłucham. Wiesz o tym.

Milczał przez chwilę. 

– Nie powiedziałem mu wszystkiego. Kochałem Lily, lecz pod koniec jakaś część mnie też ją nienawidziła. To skomplikowane, ale… pod pewnymi względami była taka sama jak wszyscy inni. Zrezygnowała ze mnie, tak jak oni. Nigdy nie rozmawialiśmy o moim zainteresowaniu czarną magią, Śmierciożercami czy Czarnym Panem. Po prostu się zezłościła i odsunęła. Gdyby kiedykolwiek poprosiła mnie, żebym wybrał między nią a nimi wybrałbym ją, ale ona nigdy tego nie zrobiła. Tak jak wszyscy założyła, że ​​już dokonałem swojego wyboru i zachowywała się, jakby to była prawda, a robiąc to odebrali mi ten wybór. W chwili gdy przyszło do podjęcia decyzji, większość moich innych opcji już zniknęła. Potrzebowałem od niej więcej, a ona nie mogła mi tego dać. Nie mogła być tym, czego potrzebowałem, a ja nigdy nie byłem tym, czego chciała i część mnie obwiniała ją za to. Dopiero po latach zdałem sobie z tego sprawę. Ale to nie była jej wina.

– Może nie do końca, ale nie można jej też całkowicie usprawiedliwić, Severusie. Ostateczny wybór należał do ciebie i wtedy tego chciałeś. Ale wielu ludzi częściowo ponosi winę za to, że kiedykolwiek doszedłeś do tego miejsca. Nie ty jeden jesteś za to odpowiedzialny. – Pocałowała tył jego ramienia i spróbowała przytulić się jeszcze mocniej.

– Nie, chyba nie. – Nie brzmiał tak, jakby to miało teraz dla niego znaczenie. – Lily nigdy nie traktowała mnie zbyt dobrze – powiedział z dystansem. – Była jak wiele młodych dziewcząt, lubiła wiedzieć, że ma przyjaciela, którego może przekonać do zrobienia wszystkiego o co poprosi, a ja tak bardzo bałem się utraty jedynej prawdziwej przyjaźni jaką kiedykolwiek miałem, że nie starczało mi pewności siebie, by odmówić. Czasami bardzo mnie wykorzystywała, a ja jej na to pozwalałem. A potem, w naszych ostatnich latach, kiedy wszystko się rozpadło… Potter czasami mówił rzeczy, które mógł usłyszeć tylko od Lily. Ja… mam nadzieję, że nie zrobiła tego celowo, ale podała mu na tacy wiele nowych sposobów na to jak mnie skrzywdzić. O ile wiem, nigdy więcej nie użyła mojego imienia. Jeśli w ogóle się do mnie odnosiła, nazywała mnie wyłącznie Smarkerusem. 

Jego głos wyraźnie się załamał, gdy wypowiedział to przezwisko, a Hermiona zacisnęła ramię wokół jego talii, przytulając go tak mocno, jak tylko mogła.

Zatrzymując się na chwilę by odzyskać kontrolę, dodał spokojniej: 

– Zanim wzbudzisz w sobie poczucie winy, nie rób tego. Nie jestem tak zniszczony jak wtedy, przynajmniej pod pewnymi względami. Już ci mówiłem, że nie masz nade mną całej kontroli. Kiedy ci się oddaję to dlatego, że chcę a nie dlatego, że muszę lub potrzebuję. Część mnie zawsze miała jej to za złe, nawet wtedy. Teraz to już nie to samo. Rozumiesz?

Rozbawiona dziwnym, srogim momentem w środku tej dyskusji, uśmiechnęła się lekko. 

– Tak.

– Dobrze. 

Przerwał, zanim znów się odezwał, tym razem ciszej. 

– Nie powiedziałem też Potterowi całej prawdy o tym, dlaczego go nienawidziłem. Przede wszystkim nienawidziłem go za to, że mi to wszystko przypominał. Myślałem, że to już za mną. Przez długie miesiące, nawet lata nie zaprzątałem sobie głowy którąkolwiek z tych rzeczy. Nie byłem szczęśliwy, ale przypuszczam, że względnie zadowolony, chociaż nie lubiłem swojej pracy, żyłem w izolacji i samotności. A potem Dumbledore pod koniec pewnego roku ogłosił, że Harry Potter pod koniec lipca skończy jedenaście lat i wszystko do mnie wróciło. Zdałem sobie sprawę, że w ogóle nie udało mi się ruszyć naprzód. A potem zobaczyłem go po raz pierwszy, twarz ojca z oczami matki. Nienawidziłem bólu, który mi to sprawiło. I nienawidziłem tego, że dalej czułem się w ten sposób po tylu latach. Rozerwał rany, o których myślałem, że dawno się zagoiły i przez kilka następnych lat próbowałem uporać się z rzeczami, z którymi miałem już do czynienia, powoli przerabiając je od nowa.

Hermiona skinęła głową w jego plecy, aby dać mu znać, że słucha, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Teraz, kiedy to powiedział cała rzecz nabrała o wiele więcej sensu niż miały jakiekolwiek inne teorie, które zdołała wymyślić. Och, mój biedny Severusie. Nie powinieneś był przechodzić przez to sam. I nikt wokół ciebie nigdy tego nie widział, ani by się nie przejął, gdyby…

– Kiedy wrócił Mroczny Znak, część mnie poczuła ulgę – kontynuował cicho. – Dało mi to perspektywę, której potrzebowałem, aby naprawdę sobie z tym poradzić. Byłem w stanie znacznie wyraźniej stwierdzić, co właściwie robię ze swoim życiem, dlaczego to robię i zacząłem zdawać sobie sprawę, że robię to teraz dla siebie, nie dla Lily ani nikogo innego. Chciałem ponownie zaangażować się w wojnę i działać przeciwko Czarnemu Panu, ponieważ tego pragnąłem, a nie dlatego że czułem, że powinienem lub tak myślałem. W końcu zacząłem rozumieć, gdzie przebiegają moje osobiste granice i jakim człowiekiem się stałem. A kiedy wojna zaczęła się od nowa, przypomniałem sobie, co jest naprawdę ważne.

Przesunął się nieznacznie wykonując ruch, który rozpoznała; był to sposób, w jaki ona sama przytulała się do niego, kiedy leżeli zwinięci w kłębek, lekki ruch, by upewnić się, że tam jest i docenić ciepło jego ciała. Pocierając nosem jego ramię, przesunęła lekko dłonią po brzuchu, przytulając się bliżej do jego pleców i próbując zaoferować mu tyle pociechy, ile mogła.

Severus westchnął ponownie; zaczynał się teraz trochę odprężać i napięcie opadało. Jego głos brzmiał już mniej odlegle. 

– I wtedy zaczęłaś powoli wkradać się w moje życie. Chwilę zajęło mi uświadomienie sobie, co się dzieje i chwilę dłużej zrozumienie swoich uczuć; jak powiedziałem wcześniej, nie żyję w świecie nagłych jasnych objawień i olśniewających rewelacji. Zawsze było to o wiele bardziej stopniowe, o wiele ostrożniejsze; zawsze muszę być pewien, zanim przyznam się do czegokolwiek, nawet przed sobą, a  Ciebie nie byłem pewien bardzo długo. Nie rozumiałem, co się dzieje; nadal nie do końca rozumiem. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale jakoś znalazłaś lukę, o istnieniu której nawet nie wiedziałem i stałaś się tym, czego potrzebuję. Nigdy nie sądziłem, że to w ogóle możliwe. Dlatego rozpoznanie zajęło mi trochę czasu.

 

Przez chwilę brzmiał na prawie rozbawionego. 

– Nigdy nie chciałem zbyt wiele od życia. Cała ambicja, magia, zainteresowanie czarną magią, potrzeba wykazania się to głównie fasada, próba zdobycia drugiej nagrody, aby zrekompensować niemożność osiągnięcia głównego celu. Wszystko, czego w głębi duszy naprawdę pragnąłem to nie być samotnym, mieć w moim życiu chociaż jedną osobę oddaną mi całkowicie. Jedną osobę, która nie będzie się powstrzymywać, która może dać mi wszystko z siebie i w zamian zrozumie i zaakceptuje wszystko we mnie. Widziałem wokół siebie innych ludzi, którzy właśnie to osiągali i zazdrościłem im. Właściwie odkąd byłem dzieckiem czułem zazdrość o większość świata. Tego też wcześniej nie rozumiałem. Miniony rok lub dwa nauczyły mnie wiele o sobie i muszę ci za to podziękować.

Uśmiechnęła się w jego plecy i potrząsnęła głową. 

– Ty też nie musisz mi za nic dziękować, Severusie.

– Touché. Ale martwię się o cenę, jaką płacisz za obdarzenie mnie miłością i którą zapłacisz w przyszłości. Ponieważ ja… kocham cię, Hermiono, ale to prawdopodobnie nie wystarczy. Wiem kim i czym jestem i to coś jest zniszczone psychicznie i emocjonalnie. Nie wiem czy mogę być tym, kogo potrzebujesz.

Przełknęła i desperacko próbowała zachować lekki ton głosu, zamykając oczy, by powstrzymać łzy.

– Dobra, jestem dziewczyną i po raz pierwszy powiedziałeś mi, że mnie kochasz, więc potrzebuję minuty, zanim będę mogła coś powiedzieć. 

Opierając policzek na jego plecach, wdychała znajomy zapach jego skóry, czysty aromat deszczu po burzy przeplatany subtelnymi nutami ziół, minerałów, miedzi i dymu. Jej oddech się uspokoił, a łzy cofnęły. Zebrała myśli i uporządkowała to, co chciała powiedzieć.

– Ja też nie wiem – powiedziała w końcu. – Nikt nie wie, dopóki nie spróbuje. – Ale jestem tak pewna, jak tylko w tej chwili mogę być. Zapytaj mnie ponownie za jakieś pięćdziesiąt lat. Ja też tak naprawdę nie potrzebuję wiele od życia. Wiem, że nie będziesz mnie ograniczał, nie zażądasz żebym dopasowała swoje życie do twojego, abym była kimś, kim uważasz, że być powinnam. Od pierwszego roku zawsze widziałeś prawdziwą mnie, a nie twarz, którą pokazywałam światu. Kiedyś mnie to przerażało, ale teraz wiem, że tego właśnie chcę. Wiem, że pozwolisz mi wybrać swoją drogę nie mając o to żalu, że też tego chcesz, że twoje życie będzie pasować do mojego. Wiem, że pozwolisz mi być niezależną i wiem, że kiedy będę cię potrzebować, będziesz przy mnie. Wiem, że jesteś w pewnym stopniu zniszczony, ale nie sądzę, żeby to było aż tak ważne, ponieważ sam jesteś tego świadomy i będziemy mogli coś w tym kierunku zrobić. Wiem, że cię kocham i wiem, że ty kochasz mnie. Oboje jesteśmy bardzo mądrymi ludźmi, więc jestem pewna, że resztę wypracujemy na bieżąco.

Hermiona cofnęła się, szarpiąc lekko ręką, a on posłusznie obrócił się, by na nią spojrzeć. Tak jak się spodziewała, jego spojrzenie było ostrożne, ale ważniejszy był fakt, że mógł teraz zobaczyć jej twarz.

– Nie potrzebuję serduszek i kwiatów, Severusie. Nigdy nie byłam tym typem dziewczyny. Nie marzy mi się malowany na biało sztachetowy płot, dwoje dzieci i pies. Pragnę mieć trudną, ale satysfakcjonującą pracę, która codziennie będzie rzucać mi nowe wyzwania, ale nie wyssie całej energii, a na koniec dnia chcę wrócić do domu do mojego brzydkiego kota i wszcząć przy obiedzie głupią kłótnię z moim wrednym mężem, a potem pogodzić się w łóżku. Nie potrzebuję słyszeć, że mnie kochasz dwadzieścia razy dziennie, a domowa sielanka zanudziłaby mnie na śmierć. Zakochałam się nie patrząc przez różowe okulary, Severusie – dodała. – Wiem, jaki jesteś. Nie tylko już mnie to absolutnie nie obchodzi, ale polubiłam to. Jesteś draniem, ale moim draniem.

Kiedy skończyła mówić uśmiechał się prawie wbrew sobie, a w głębi jego czarnych oczu błyszczało  prawdziwe ciepło okraszone cierpkim humorem. 

– Ale miejmy jasność, że próbowałem cię ostrzec.

Zaśmiała się miękko i pchnęła go, by położył się na plecach, sama zwijając się przy jego boku. Owinął wokół niej ramię, a ona oparła głowę na jego klatce piersiowej wsłuchując się w uspokajający, miarowy rytm bicia jego serca. 

– Zamknij się i idź spać. W końcu będę chciała porozmawiać o twoich rodzicach, ale nie teraz. To był długi dzień. Mamy horkruksa do zniszczenia, Czarnego Pana do zabicia, a potem życie do zorganizowania.

– Tak, kochanie – odpowiedział Severus, a jego głęboki głos ociekał suchym sarkazmem.

 

Severus ponownie obudził się z twarzą zatopioną w krzaczastych brązowych włosach. Uśmiechnął się krzywo sam do siebie, po czym ostrożnie odwrócił głowę, by złapać trochę powietrza; już się do tego przyzwyczaił. Prawdę mówiąc nie spodziewał się, że przetrwają tak długo; nawet te ostatnie kilka miesięcy przekroczyło jego najśmielsze oczekiwania. Założył, że albo Hermiona pójdzie po rozum do głowy, albo jemu uda się wszystko schrzanić. Wydawało się jednak mało prawdopodobne, że dziewczyna zmądrzeje w najbliższym czasie, ponieważ wbrew wszelkiej logice i rozsądkowi wydawała się być całkowicie przy zdrowych zmysłach i doskonale zdawała sobie sprawę z tego kim i czym był. Za to on wciąż miał mnóstwo czasu, żeby coś spieprzyć.

Delikatnie zdmuchnął kilka ostatnich zabłąkanych włosów z twarzy i zapadł się głębiej w łóżku, delektując się ciepłem jej ciała przytulonego do niego. Jego myśli zaczęły wędrować. Nadal wydawało mu się to dość surrealistyczne; zarówno jej urodziny jak i ostatnia noc były niewiarygodnie przerażającymi doświadczeniami. I przede wszystkim w złej kolejności, przyznał cierpko. Początkowo zamierzał powiedzieć jej o swoich uczuciach i dać jej dużo czasu na przyzwyczajenie się do tego pomysłu, zanim w ogóle miałby zacząć sugerować – sugerować – długoterminowe plany, takie jak małżeństwo. Ale spanikował.

Szczerze mówiąc, był zaskoczony, że w ogóle zdołał cokolwiek powiedzieć. W końcu oświadczanie się było łatwiejsze niż przyznanie, że ją kocha, co wydawało mu się dziwne. Przypuszczał, że miało to wiele wspólnego z jego wychowaniem; małżeństwo jego rodziców było raczej bezsensowne i tak naprawdę oświadczył się, ponieważ czuł że powinien. Chciał aby Hermiona wiedziała, że ​​traktuje ją poważnie i nie miał odwagi, aby to powiedzieć. Nie obchodziło go czy się pobiorą, czy nie; liczyły się emocje, a nie symbole. Chociaż musiał przyznać, że zaborczej części jego duszy podobał się widok pierścionka na jej palcu i przyjemnie było wyobrazić sobie, jak przyjmuje jego nazwisko. Jego draniowata strona również cieszyła się z reakcji wszystkich, którzy się o nich dowiedzieli.

Jednak zeszłej nocy… spodziewał się, że głos załamie mu się jak nastolatkowi, a słowa uwięzną w gardle. Nigdy nie był tak przerażony – nawet kiedy wracał do Voldemorta spóźniony o dwie godziny, by ponownie wejść w rolę podwójnego agenta. To nie świadczyło dobrze o jego zdrowiu psychicznym, ale tak naprawdę nie było jego winą. Nigdy w całym swoim życiu nie rozmawiał z nikim o miłości, poza czysto abstrakcyjnymi sytuacjami; nigdy nikomu nie powiedział, że go kocha. Nie był czułym małym chłopcem, który ciągle powtarza mamie, że ją kocha; przypuszczał, że poniekąd faktycznie darzył ją tym uczuciem, ale to była skomplikowana sytuacja. Prawdopodobnie kochał również swojego ojca, kiedy był bardzo mały i zanim dowiedział się co to za człowiek, ale nie pamiętał i na pewno nigdy tego nie powiedział. A co do Lily… ha. Im mniej słów na jej temat, tym lepiej. A potem nie było już nikogo innego.

Tak naprawdę nie planował też powiedzieć tego w ten sposób. Nie chciał zrobić z tego tak wielkiej sprawy. Tak, to było ważne, prawdopodobnie ważniejsze niż cokolwiek innego, ale nie powinno być tak dramatyczne. Szczerze mówiąc i tak powinien był jej coś wyznać na długo przed tym. Miał nadzieję, że Hermiona już wiedziała, że ​​ją kocha, ale pod pewnymi względami była prawie tak samo pesymistyczna jak on i podejrzewał, że nie pozwoliła sobie o tym myśleć, dopóki w końcu nie wypowiedział tego na głos. To nie było wobec niej sprawiedliwe, ale nie tak niesprawiedliwe jak wczoraj. Nie zdawał sobie z tego sprawy do momentu, kiedy z wdzięcznością uciekł na górę, by metaforycznie złapać oddech i ogarnąć swoje emocje. Naprawdę musiało być jej ciężko słyszeć, jak przyznaje, że wcześniej kochał Lily, zwłaszcza w chwili, gdy jeszcze nie usłyszała od niego tych dwóch słów. Podejrzewał, że wiele innych kobiet nie znosiłoby tego tak cierpliwie; był niesamowicie wdzięczny, że znalazł kogoś, kto rozumiał dlaczego był jaki był. W końcu wyznanie miłości wydawało się bardzo niską ceną do zapłacenia, bez względu na to jak trudno było mu się na nie zdobyć.

Severus nie był do końca pewien, dlaczego tak bardzo go to przerażało. Z pewnością przyczyniał się do tego strach przed odrzuceniem, ale do pewnego stopnia ufał swojemu instynktowi, a całkowicie uczciwości Hermiony i jej zdolności rozpoznawania własnych uczuć; od tygodni wiedział, że go kocha, choć to było dziwaczne i niewiarygodne. W zamyśleniu ponownie ostrożnie odgarnął jej szalone włosy i przycisnął się bliżej do jej pleców, wtulając w jej kark i ponownie rozluźniając. Słuchając jej oddechu w końcu doszedł do dość przykrego wniosku – to dlatego, że uważał, iż jego miłość nie jest wystarczająco dobra. Znał granice tego, co miał do zaoferowania i wydawało mu się, że to nie wystarczy; w końcu był z natury niezdolny do kochania i rozwinięty emocjonalnie mniej więcej jak kamień. Hermiona zasługiwała na więcej. Mimo to zdawała się nie przejmować, a jej przemowa upewniła go, że wiedziała w co się pakuje.

Jakby zgadzając się z nim, westchnęła przez sen, odciągając uwagę od niejasnych, niespokojnych myśli o przyszłości. Zamiast tego zaczął koncentrować się na teraźniejszości i podnieceniu, które ignorował odkąd się obudził. Severus uśmiechnął się pod nosem, zupełnie niezrażony faktem, że znów czuje się jak nastolatek i celowo przesunął się, by potrzeć natarczywą erekcją o krzywiznę jej pośladka, delikatnie całując ją w szyję i słuchając, jak jej oddech  się zmienia, gdy zaczyna się budzić. 

Do tego też mogę się przyzwyczaić.

 

Hermiona wiedziała, że ​​mają cholernie dużo do zrobienia i im szybciej się tym zajmą, tym lepiej; do zniszczenia pozostał jeszcze jeden horkruks, a wreszcie mieli środki, aby to zrobić. Chłopcy zaczną się martwić i niecierpliwić. Zwlekanie z jakiegokolwiek powodu było całkowicie samolubne, ale ciężko było o tym pamiętać budząc się w łóżku z niezwykle czułym i sennie uwodzicielskim Severusem Snape’em. Gdy jego ręka zaczęła wędrować po jej ciele, oparła się o niego mrucząc z rozkoszy. Próbowała trochę przekręcić się, by zobaczyć jego twarz, gdy całował ją w ramię i lekko przygryzał skórę. 

– Dzień dobry – mruknęła leniwie.

– Tak się zdaje – odpowiedział prawie mrucząc, a jego ciepły oddech owiał jej szyję; gdy muskał jej skórę czuła szorstkość jego zarostu.

– Uspokój się, chłopcze – zbeształa go, drżąc radośnie.

– Przepraszam?

– Mężczyzno.

– Tak lepiej.

Uśmiechając się szeroko, poruszyła się i obróciła, by spojrzeć na niego przez ramię. 

– Mówię poważnie, zachowuj się. Nie teraz, okej? Nie mogę się skupić. Wynagrodzę ci to później, obiecuję.

Wzdychając teatralnie, poddał się i posłusznie usiadł, ostentacyjnie wykręcając się, by nieco odsunąć od niej biodra, zanim objął ją z powrotem w talii. 

– Już się martwisz? Mówiłem ci, że powinno być dobrze.

– To ja, Severusie. Naprawdę myślisz, że to coś zmieni?

– Prawda – zgodził się, leniwie wtulając się w jej szyję; już nie seksualne, przynajmniej nie tak bardzo. – Czy tylko o to chodzi?

Jak zawsze, jego spostrzeżenie było całkowicie trafne. 

– Nie, nie tylko to. Wiesz, cholernie dużo się wczoraj dowiedziałam. Wszystko w porządku?

Wydał z siebie niewyraźny dźwięk. 

– Bywało lepiej, ale właściwie tak, wszystko w porządku. A co z tobą? – zapytał ostrożnie. – To wszystko było trochę dziwne…

– Znałam już ważne części tej historii – przypomniała mu. – A spotkanie z ciotką Harry’ego było interesujące. Tak naprawdę niewiele o niej słyszałam. 

Miło było też usłyszeć, jak w końcu powiedział, że ją kocha chociaż wiedziała, że ​​lepiej o tym nie wspominać. Była jeszcze jedna rzecz, która ją dręczyła. 

– Myślę, że dziś rano powinieneś porozmawiać z Harrym, zanim zaczniemy – powiedziała cicho.

– Nie sądzisz, że wczoraj rozmawiałem z nim wystarczająco długo?

– Nie o to mi chodzi. Mówię o tym, co powiedziałeś zanim dotarliśmy do domu.

– Ach, to – westchnął. – Nie jestem z tego zadowolony, ale musiał się zamknąć i skupić, a szokowanie go jest najszybszym sposobem, aby to osiągnąć podobnie jak przypomnienie mu, że nie jest centrum wszechświata. I przyznaję, straciłem przy nim cierpliwość. Z mojej perspektywy on w dużej mierze naprawdę narzeka na wszystko, a złe dzieciństwo nie stanowi wymówki. Nie opowiadam dokładnie o swoich własnych przeżyciach, więc nigdy nie mam pokusy, by się za nimi chować. Jestem inteligentny, więc wiem, że fakt iż jego dzieciństwo nie było tak złe jak moje nie oznacza, że ​​nie cierpiał, ale tak naprawdę intelekt nie ma z tym wiele wspólnego.

– W takim razie powiedz mu to.

Severus przysunął się bliżej, przyciskając twarz do jej karku i ponownie westchnął. 

– Nie mogę z nim o tym rozmawiać. Nie jesteśmy przyjaciółmi, Hermiono. Zeszłej nocy rozmawialiśmy, bo miał prawo wiedzieć o swoich rodzicach, nic więcej. Nigdy nie będziemy przyjaciółmi. Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny, ale nawet ty nie zdajesz sobie sprawy, jak duży ból odczuwam za każdym razem, gdy na niego patrzę. Tolerujemy się nawzajem, ponieważ musimy razem pracować i ponieważ obu nam zależy na tobie, ale nigdy nie rozwinie się to w nic więcej. Nie jest tak nieznośny jak kiedyś i myślę, że teraz postrzega mnie inaczej, ale nigdy nie będziemy kompanami do szczerych rozmów. Przepraszam, ale nadal trudno mi z tobą rozmawiać nie wspominając o innych, a zwłaszcza nim.

Zamyślona Hermiona splotła palce z jego, podczas gdy męskie ramię obejmowało jej talię. Czuła się rozczarowana, ale przynajmniej był szczery. W gruncie rzeczy, biorąc pod uwagę sześć lat wzajemnej nienawiści wywołanej przez cholernie wiele problemów, nawet ten poziom tolerancji był niesamowity. Mogą nad tym popracować później. 

– Dobrze – przyznała w końcu. Szkoda, ale mogło być gorzej. – W takim razie zamienię z nim słowo po śniadaniu. Chcę się upewnić, że rozumie co naprawdę miałeś na myśli – zawsze dziwnie się zachowywał, mówiąc o Dursleyach.

Poczuła, jak skinął głową na jej kark, zanim delikatnie uścisnął jej dłoń. 

– Nie powinien być zbyt surowy dla Vernona i Petunii. Wiem, co mu zrobili – prawdopodobnie wiem więcej niż ty, jeśli nie chciał na ten temat rozmawiać – ale to była skomplikowana sytuacja. Niewielu ludzi chciałoby wychowywać cudze dziecko w tak dziwnych okolicznościach, a niewielu mugoli poradziłoby sobie – nawet niedoskonale – z młodym czarodziejem, który nie był ich własnym synem, zwłaszcza takim, który mógłby później sprowadzić na nich niebezpieczeństwo. Oboje dobrze wiedzieli dlaczego musieli go schronić i co może się stać.

– Pewnie tak… – zgodziła się niechętnie, przypominając sobie kilka incydentów ze swojego  dzieciństwa. Jej rodzicom z pewnością nie było łatwo, a oni nie byli w niebezpieczeństwie.

– Poza tym pamiętaj o ich doświadczeniach z magią – kontynuował. – Petunia zawsze była zazdrosna o moc Lily i przyznaję, że często ucierałem jej za to nosa, kiedy byliśmy młodzi. A kiedy Lily przyjęto do Hogwartu, została pozostawiona na lodzie; nigdy nie dostawała tyle uwagi, co jej siostra. Dobre oceny z angielskiego i matematyki wypadają raczej blado w porównaniu z rodzeństwem, które potrafi zamienić swoją torebkę w małe zwierzę. Potem Lily i James zostali zabici, a Pottera porzucono na ich progu. Wyjaśniłem większość rzeczy, kiedy ją odwiedziłem, ale oni właściwie nie zetknęli się z magicznym światem do czasu, gdy Hagrid rozwalił drzwi, nakrzyczał na nich, groził i wyczarował ich synowi świński ogon. Później młodsi Weasleyowie włamali się do ich domu, a Dudley został zaatakowany przez dementorów – uwierz mi, Petunia doskonale wiedziała czym są i co robią. Potem bliźniacy znów zaatakowali chłopaka, a ten wyczyn z toffi…

– Skąd w ogóle o tym wiesz? Tak, tak, jesteś szpiegiem i wiesz wszystko, ale poważnie…

Zachichotał cicho i rozluźnił się. 

– Artur mi o tym powiedział. Był przerażony; domyślam się, że Petunia wystosowała kilka dość kreatywnych gróźb pod jego adresem, podczas gdy próbował wszystko naprawić. Ale co się stało to się nie odstanie. Ich jedyne zetknięcia z magią były przerażające, bolesne i potencjalnie niebezpieczne. Jestem szczerze zaskoczony, że po tym wszystkim wpuścili Pottera z powrotem do domu, zwłaszcza po tym jak prawie zabił siostrę Vernona.

– Masz rację – zgodziła się ze smutkiem. – Wciąż jednak nie musieli go tak źle traktować.

– Na pewno? Nie zawsze jest to takie proste, Hermiono; powinnaś już o tym wiedzieć. Czy myślisz, że z własnego wyboru zachowywałem się jak skończony drań wobec jedenastoletniego chłopca? Wiesz, że bycie takim nie wynika z mojej decyzji. Wiele razy dosłownie nie mogłem postąpić inaczej. Jeśli utwierdzenie go w poczuciu niższości i traktowanie z góry oznaczało, że nie zrobili mu nic gorszego, to znaczy, że metoda sprawdziła się. Gdyby było bardzo źle, nie zostałby tam.

– Dumbledore chciał żeby tam był, Severusie – zauważyła chłodno.

Znowu się zaśmiał. 

– Nie jesteś urodzoną cyniczką; nawet nie próbuj. Tak, chciał, ale nie poznałaś Arabelli Figg, prawda? Gdyby było bardzo źle, a Dumbledore by jej nie posłuchał, udałaby się do kogoś innego w Zakonie i zorganizowała misję ratunkową. Do diabła, prawdopodobnie zrobiłaby to sama przy pomocy swojej armii kotów. Potter wyszedł z tego bez szwanku. Lepiej niż wyszedłby, gdyby był wychowywany w naszym świecie na rozpieszczonego księciunia. Wyobrażasz sobie, że stałby się taki jak Draco?

– Ładnie tak mówić o swoim chrześniaku? – zapytała, coraz bardziej rozbawiona.

– Troszczę się o niego, co nie znaczy, że nie widzę jakim jest małym palantem. Wyrośnie z tego. – Przeciągnął się. – Przypuszczam, że nadszedł czas, aby wykonać kolejny ruch; potrzebuję trochę czasu, aby się przygotować zanim zaczniemy działać i chcę na krótko wpaść do Kwatery Głównej. Idź i zrób swojemu przyjacielowi sesję terapeutyczną i dopilnuj, żeby był w miarę spokojny i pogodny.

– Severusie, zanim zaczniemy będziesz musiał podać nam trochę więcej szczegółów.

– Wiem i wszystko powiem, kiedy wrócę z Kwatery Głównej.

 

Szczerze mówiąc Severus cieszył się, że mógł wyjść z domu; ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnął lub potrzebował, było wciągnięcie w wir uczuciowych wyznań z głębi serca. Dzisiejszy dzień nie będzie łatwy, a on musiał zachować spokój i trzymać swój temperament w ryzach jak nigdy wcześniej, co oznaczało, że po tej krótkiej wycieczce odda się medytacji, podczas gdy inni będą sami się ogarniać.

Jak zwykle gdy nie miał towarzystwa aportował się w niewielkiej odległości od Grimmauld Place i poszedł tam pieszo; po śmierci Moody’ego w Zakonie nie było takiego paranoika, który upierałby się, żeby sprawdzać czy dom nie jest obserwowany. Był oczywiście chroniony zaklęciem Fideliusa – ​​Minerva stała się Strażniczką Tajemnicy po Dumbledorze – ale śmierciożercy i tak znali przybliżoną lokalizację, nawet jeśli nie mogli się tam dostać.

Ktoś obserwuje, uświadomił sobie natychmiast, a jego myśli ucichły, gdy automatycznie przeszedł w tryb śmierciożercy. Płynnie wyciągnął różdżkę i bezgłośnie zaczął się skradać w dół alejki. Hałas jego aportacji zaalarmował niewidzialnego obserwatora; musiał działać szybko. Gdy tylko zauważył słabe migotanie Zaklęcia Kameleona, Severus rzucił się na ukrytą postać, która próbowała zrobić unik i popchnął ją na ścianę w jednej ręce ściskając w garści materiał szaty.

Postać szarpała się przez chwilę, po czym przestała i wyszeptała ochryple: 

– Profesor Snape?

Severus uniósł brwi i lekko poluzował uścisk; znał ten głos. Podniósł różdżkę, niezbyt delikatnie opuścił ją na głowę swojej ofiary i zdjął Zaklęcie Kameleona, wpatrując się w bladą twarz bardzo nieszczęśliwego Percy’ego Weasleya.

– No proszę, proszę, kogo my tu mamy – mruknął, umieszczając czubek różdżki w niewielkim zagłębieniu na gardle młodego mężczyzny, tuż pod jabłkiem Adama. Pozornie skupiony wyłącznie na renegacie Weasleyu, pozwolił swoim zmysłom działać, próbując ocenić czy w pobliżu jest ktoś jeszcze. 

– Na twoje nieszczęście trochę mi się spieszy. Masz trzydzieści sekund, żeby powiedzieć mi co tu robisz i dlaczego nie powinienem cię zlikwidować. 

Oczywiście nie zabiłby tego głupiego gnojka, ale podejrzewał, że Weasley w to nie uwierzy; młody człowiek wyglądał jak kłębek nerwów – chudy, blady, trzęsący się i pilnie potrzebujący golenia.

– Nie – proszę, ja… – przełknął ślinę, opierając się o ścianę i patrząc na Severusa przerażonymi oczami. – Czekałem tu od tygodnia, próbując znaleźć kogoś, z kim mógłbym porozmawiać. Ja…. –  Westchnął, zgarbił się, a wyraz jego twarzy się zmienił. – Nora została opuszczona. Chcę zobaczyć moją rodzinę, proszę pana.

– Uczyłem cię przez siedem lat, Weasley. Wiesz, że nie jestem głupi. Ani przez sekundę nie uwierzę, że moi starzy przyjaciele nie pomyśleli o wykorzystaniu cię do uzyskania dostępu do Zakonu.

– Nie zrobiłbym tego!

– Nie dobrowolnie, nie – zgodził się Severus. – Ale to nie stanowiłoby dla nich problemu. Czas się skończył, Weasley.

– Profesorze, proszę…. Myliłem się. Wiedziałem to od dawna, ale nie mogłem uciec. Ja… ja nawet nie wiem, czy z moją rodziną wszystko w porządku… – Zawahał się, a Severus westchnął.

– Wszyscy żyją i mają się dobrze. Zakon poniósł jedną lub dwie straty, ale nie zginął nikt z  twojej rodziny. 

To i tak było bardziej rozległe wyjaśnienie niż był winien temu młodemu idiocie, ale uczył Percy’ego Weasleya przez siedem lat. Chłopak nie był złym człowiekiem. Od czasu do czasu trochę głupim, zbyt skupionym na sobie i posiadającym zdolności prawdziwego Gryfona do ignorowania wszystkiego, co nie pasowało do jego pięknej wizji świata, dopóki rzeczywistość nie przywaliła mu w twarz.

– …Dziękuję, proszę pana. Kto…?

– Chyba nie myślisz, że ci powiem, biorąc pod uwagę dla kogo pracujesz – odparł zjadliwie. – Jesteś żałosnym idiotą bez wyczucia perspektywy, Weasley, ale nie jesteś głupi.

– Już dla nich nie pracuję. Odszedłem.

– Oni nie pozwalają ludziom odejść. Coś o tym wiem. Wchodzisz żywy, a wychodzisz martwy.

– Tak. Cóż. – Weasley spojrzał w dół. – Chyba nie byłem na tyle ważny, żeby mnie tam brakowało. Proszę posłuchać, profesorze, wiem że byłem… żałosnym idiotą i się myliłem. Bardzo się myliłem. Nie jestem pewien ile pan wie o tym, co dzieje się w Ministerstwie…

– Aż nadto – odparł krótko.

– Cóż, rozumie pan dlaczego musiałem się wydostać. Niektóre z rzeczy, które widziałem… nigdy nie chciałem być częścią tego…

– Nie waż mi się tu płakać. Ostatnio wyczerpałem wszystkie swoje możliwości znoszenia wylewnych uczuć. Wiesz, że nie mogę po prostu uwierzyć ci na słowo. Spójrz na mnie.

Spieszył się i nie bardzo chciał przedzierać się przez miazmat winy i nieszczęścia w głowie Weasleya; jeśli chciałby to zrobić, miał tego wystarczająco dużo w swoim umyśle. Siląc się na delikatność, Severus przejrzał myśli i wspomnienia młodego mężczyzny tak szybko, jak to możliwe, wyłapując przebłyski tych samych obrzydliwości, które widział w umyśle Umbridge, tyle że tym razem zabarwionych raczej przerażeniem niż beznamiętną przyjemnością. Przeszedł głębiej szukając znajomych twarzy, ale nie zobaczył wielu. Nie zdziwiło go to; Weasleyowie byli zdrajcami krwi, ale co więcej byli biedni, a to naprawdę niewybaczalny grzech. Żaden z jego byłych braci nie zniżyłby się do współpracy z Weasleyem, bez względu na to, jak ten próbowałby oddzielić się od swojej rodziny.

Odsuwając się, potrząsnął głową i opuścił różdżkę, beznamiętnie przyglądając się Weasleyowi. Młody człowiek wpatrywał się w niego tępo zmęczonymi oczami kogoś, kto został wyrwany ze swojego przyjemnego, wygodnego, bezpiecznego świata i wciągnięty do krainy koszmarów. Szczerze mówiąc, zobaczył oczy Ślizgona; stracił rachubę uczniów z takim wzrokiem, którzy przeszli przez jego biuro. Opierając się chęci przygryzienia wargi, uszczypnął grzbiet nosa i westchnął.

– Dlaczego, do diabła, to zawsze ja – mruknął, posyłając Weasleyowi słabszą wersję swojego starego profesorskiego spojrzenia. – W zasadzie powinienem wykopać cię aż do Land’s End* za kłopoty, które narobiłeś swojej rodzinie, ale nie mam na to czasu. Powinienem też zostawić cię tutaj, aż ochłoniesz i wysłać profesor McGonagall, żeby się z tobą zajęła, ale na to też nie mam czasu.

– Zabije mnie pan?

Posłał mu miażdżące spojrzenie. 

– Nigdy nie byłeś tak bardzo irytujący jak twoi młodsi bracia, a ja jeszcze żadnego z nich nie zabiłem, chociaż Ronald więcej niż raz znalazł się niebezpiecznie blisko. Nie, nie zamierzam cię zabić. Zaczekaj tutaj.

 

– Tu jesteś, Minerwo. Muszę z tobą porozmawiać.

– Severusie, jak cudownie znów cię widzieć. Nic mi nie jest, dziękuję, a jak ty się miewasz? – zapytała sucho.

– Bardzo zabawne. Naprawdę nie mam czasu na długą rozmowę. Szczegóły podam jutro. Wersja zredagowana jest taka, że ​​Dumbledore powiedział mi o naturze związku między Potterem a Czarnym Panem, a my pracowaliśmy nad tym, jak go zniszczyć. Teraz jesteśmy gotowi i mam nadzieję, że za kilka godzin to zrobimy. Jak się powiedzie, nic nas nie powstrzyma przed zakończeniem tej szopki.

– Naprawdę? – spytała, bez śladu sarkazmu. – Severusie, to wspaniale!

Jeśli zadziała. Niecierpliwie wzruszył ramionami. 

– Zabieram ze sobą kogoś do pomocy, ale najpierw potrzebuję jedną z tych karteczek z lokalizacją Kwatery Głównej.

– Czemu? – zapytała podejrzliwie. – Nie zgadzam się na przyprowadzanie tu nikogo innego.

– Na tego się zgodzisz – odparł oschle. – Robię wymianę Weasleyów. Potrzebuję Ginewry, więc zostawiam Molly kogoś innego, żeby mogła się nad nim trząść

Chwilę to zajęło, ale w końcu połączyła kropki. 

– Percy?

– Nikt inny. Wygląda żałośnie i pewnie tak samo się czuje. Od wielu dni czai się na zewnątrz, mając nadzieję, że zobaczy kogoś kto mógłby chcieć go wpuścić.

– Sprawdziłeś go, jak sądzę?

– Nie obrażaj mnie. Naprawdę trochę mi się spieszy, Minerwo. Olej go jak chcesz, mam to gdzieś.

– Wiesz, spodziewałam się, że Hermiona sprawi, że będziesz trochę mniej zrzędliwy – zauważyła, a on prychnął. 

Jest niesamowita, ale nie jest cudotwórczynią. 

– W porządku, w porządku. Idź i przyprowadź go. Do czego ci Ginny?

– Mówiłem, że powiem ci jutro. 

Niechętnie wziął karteczkę i ponownie skierował się na zewnątrz, aby wpuścić łotra Weasleya z powrotem do zagrody.

 

Severus robił się naprawdę niecierpliwy. Próbował to ukryć, chodząc tam i z powrotem, starając się trzymać z dala od pokoju pełnego płaczących rudzielców i krzywiąc się ilekroć ktoś na niego spojrzał. Molly próbowała go przytulić, ale udało mu się wymknąć; na szczęście teraz wydawało się, że zapomniała o jego istnieniu, ale Percy’emu groziło uduszenie, jeśli wkrótce go nie puści. Nawet Artur i bliźniacy mieli łzy w oczach. Szczerze mówiąc, przyprawiało go to o mdłości; Severus nigdy nie czuł się komfortowo wśród szczęśliwych rodzin, których członkowie nie gardzili sobą nawzajem. Było to dla niego wręcz niepokojące, zwłaszcza gdy było ich tak wielu. Ale za każdym razem, gdy kusiło go żeby im opryskliwie przerwać praktycznie słyszał głos Hermiony mówiący mu, aby zostawił ich w spokoju; nie wiedzieli czy Percy żyje czy nie, czy ich nienawidzi czy nie i mieli prawo cieszyć się, że go widzą.

Wreszcie, gdy odniósł wrażenie że wszystko się uspokaja, podszedł do nich dość ostrożnie i wyraźnie odchrząknął. 

– Molly, muszę zabrać ze sobą Ginewrę. Musi w czymś pomóc Potterowi.

– Czy z Harrym wszystko w porządku? – zapytała natychmiast dziewczyna, a on uciszył ją spojrzeniem. Przynajmniej była jeszcze wystarczająco młoda, by słuchać przerażającego profesora Snape’a. Ignorując jej pytanie, spojrzał z powrotem na Molly.

– Czy to niebezpieczne?

– Nie.

– Kłamiesz?

Prawie się uśmiechnął i starał się zachować obojętną minę, podczas gdy kilka innych osób zachichotało. 

– Tym razem nie.

– Jak długo to zajmie?

– Nie jestem pewien. Przypuszczam, że wróci jutro.

– W porządku, Severusie. Idź, Ginny. I zachowuj się.

– Tak, mamo.

 

Gdy wyszli na korytarz Severus odwrócił się do najmłodszej z Weasleyów. 

– Panno Weasley, umowa jest taka – odezwał się rzeczowo. – Będziesz robić to, co ci powiem, bez dyskusji. Nie będziesz komentować domu ani tego, co robimy. Nie będziesz również mnie irytować, robiąc do Pottera maślane oczy w mojej obecności. W przeciwnym razie zostajesz tutaj. Twoja obecność ułatwi sprawę, ale tak naprawdę nie potrzebuję cię tam. Czy to jasne?

– Tak, proszę pana. Czy mogę zapytać, co robimy?

– Nie. Zanim zaczniemy powiem ci to, co powinnaś wiedzieć. Sądzę, że twoi przyjaciele udzielą ci później stosownego wyjaśnienia. 

Całkiem możliwe, że obejmującego wiele więcej niż tylko horkruksy, ale tak naprawdę już go to nie obchodziło.

– Tak jest.

Przynajmniej ktoś wciąż mnie słucha.

 

Hermiona i pozostali byli zszokowani, gdy Severus wrócił z dość oszołomioną Ginny, choć nie w połowie tak zaskoczeni jak wtedy, gdy zakomunikował im, że znalazł Percy’ego. Sam Severus zniknął na górze, by medytować – lub, jak to ujął, „zaznać trochę ciszy i spokoju” – ostrzegając ich dobitnie, by zachowali długie wyjaśnienia na później. Ona przynajmniej rozumiała, dlaczego Ginny tu była, ale chłopcy nie. Będzie musiała poczekać, aż to się skończy.

Severus wrócił na dół kładąc kres wszelkiej rozmowie, a oni spojrzeli na niego wyczekująco. Wyraz jego twarzy był nieco zdystansowany, a cała uwaga skupiona wewnątrz.

– W porządku – powiedział powoli. – Są dwie części tego, co zamierzamy robić. Pierwsza część oddzieli połączenie między Potterem a Czarnym Panem; zrobię to sam. Druga część zniszczy je i w tym będę potrzebować pomocy. Nie wchodzę w szczegóły techniczne jak to będzie działać, głównie z prostego powodu, że sam ich nie znam. Potter, uprzedzam, będę improwizował i istnieje szansa, że ​​to nie zadziała.

Harry pomyślał chwilę, po czym wzruszył ramionami. 

– Obstawiam, że tak czy inaczej nie będzie gorzej niż jest. Czy to będzie bolało?

– Nie mam zielonego pojęcia, ale przez ten czas będziesz nieprzytomny, więc nie sądzę żeby to miało znaczenie.

– Czemu?

– Będzie to łatwiejsze dla nas obu. Będę musiał używać dużo legilimencji, a nieprzytomny nie będziesz w stanie wpaść w panikę, ani stracić panowania nad sobą; to bardzo istotne, abyś zachował spokój i nie walczył ze mną. Twój umysł nie jest bardzo silny, a bitwa w jego wnętrzu nie zakończyłaby się dobrze. 

Hermiona z pewnym rozbawieniem zauważyła, że Ginny wyglądała na zirytowaną, ale Harry i Ron nie; byli już przyzwyczajeni do Severusa i doceniali odrobinę humoru kryjącego się za jego obelgami.

– Czego będziesz potrzebował od reszty z nas w drugiej części? – zapytała.

Wzruszył ramionami. 

– Głównie mocy magicznej, ale to trochę bardziej skomplikowane. Przede wszystkim wszyscy zachowajcie spokój i nie walczcie ze mną; prawdopodobnie będzie to dziwne uczucie. Nie przerywajcie mi; część pracy będzie dość delikatna i nie mogę się rozpraszać, chyba że zaistnieje jakaś sytuacja awaryjna. Jedno z was prawdopodobnie powinno co jakiś czas upewnić się, że Potter nadal oddycha – dodał od niechcenia po namyśle. – A twoja druga różdżka może być pomocna.

Hermiona uniosła brwi. 

– To odbierze aż tyle mocy?

– Mam nadzieję, że nie, ale lepiej dmuchać na zimne. Nie, będę musiał użyć połączenia.

Wiedziała, że mówił tak lakonicznie z powodu Ginny; zamierzał wykorzystać ich osobliwą współwłasność Czarnej Różdżki, prawdopodobnie po to by ułatwić mu czerpanie z jej własnej magii. Również jego miedziana bransoletka była widoczna pod mankietem koszuli, prawdopodobnie z tego samego powodu. Wtedy będzie mógł użyć swoich powiązań z nią, by dotrzeć do Rona i Ginny, być może… 

– Zamierzasz utworzyć krąg? – zapytała z powątpiewaniem. 

Była to bardzo stara metoda stosowana przy pewnych rytualnych błogosławieństwach bardziej wśród społeczności plemiennych; nie była pewna czy ktokolwiek w czarodziejskiej Wielkiej Brytanii nadal ją praktykował.

– W pewnym sensie tak. To z pewnością będzie punkt wyjścia, ale jak już mówiłem, to bardziej skomplikowane. Jeśli chcecie, szczegóły techniczne przedstawię później, gdy dowiem się co właściwie zrobiłem. Jakieś pytania? Nie? Dobrze.

 

*Land’s End – z Wikipedii: przylądek w Wielkiej Brytanii, w Anglii, w hrabstwie Kornwalia, na  południowo-zachodnim krańcu Półwyspu Kornwalijskiego. Jest najdalej na zachód wysuniętym punktem Anglii.

 

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział LIIIGoniąc Słońce – Rozdział LV >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 3 komentarzy

Dodaj komentarz