Goniąc Słońce – Rozdział XXX

Goniąc Słońce – XXX

„Odkąd cię zobaczyłem, moje życie stało się zawieruchą.
Mój umysł biegał w kółko i wydaje się, że ciągle podążam za tobą.
Zabierasz mnie do miejsc, których sam bym nie znalazł”

– REO Speedwagon, 'Can’t fight this feeling’

 

Severus z przyzwyczajenia rozejrzał się przelotnie po swoim ciemnym gabinecie, zanim skupił się ponownie na dokumencie przed sobą. Sporządził go prawie rok temu, ale nie myślał, że kiedyś go użyje. Tłumiąc westchnienie, ponownie uważnie przeczytał pismo, choć znał je niemal na pamięć, mimo to chciał się upewnić, że zawiera odpowiednią treść.

„Ja, Severus Tobiasz Snape, nazwany mianem ojca chrzestnego Draco Lucjusza Malfoy, jedynego syna Lucjusza Abraxasa Malfoy i Narcyzy Black Malfoy, niniejszym zrzekam się prawa do opieki nad Draconem Lucjuszem Malfoyem i oficjalnie odrzucam obowiązki ojca chrzestnego.”

Krótko i zwięźle, wręcz szokująco krótko jak na dokument urzędowy, a jednak tak wiele zależało od tych kilku linijek. Potrząsając głową, Severus rozejrzał się po pomieszczeniu, znów upewniając się, że nie jest obserwowany. Bezsensowna paranoja nawet jak na jego standardy, nie było nikogo w promieniu stu metrów od jego gabinetu i choć był pewien, że jakiś portret mógł go obserwować, nie mógłby zobaczyć co robi z pojedynczej ramy na przeciwległej ścianie. W ciszy wyciągając igłę z kieszeni, przekłuł czubek palca i wycisnął kroplę krwi tuż obok dzisiejszej daty, a następnie wziął pióro i prędko się podpisał.

Przepraszam, Draco. Zależy mi na tobie, ale odrzuciłeś moją opiekę już jakiś czas temu. Nie mogę teraz nic zrobić dla ciebie i twojej rodziny, poza próbą uwolnienia nas wszystkich.

Zacisnął na moment ciemne oczy, gdy poczuł lekkie liźnięcie płomienia wokół nadgarstków; Wieczysta Przysięga nie miała już pełni mocy. Przyrzekał na imię swojego syna chrzestnego, ale teraz nie było już nikogo takiego. To rozwiązanie nie było kompletne, przysięga wciąż istniała, ale zdecydowanie słabsza. Ten jeden prosty czyn dał mu szansę na przetrwanie próby złamania tego, co przysięgał. Cokolwiek pociągnie go w dół, to nie będzie to.

Jednak wciąż potrzebował drogi ucieczki. Nie podobało mu się, że prawdopodobieństwo jego przetrwania było oparte tylko na tym, potrzebował czegoś jeszcze, by zwiększyć swoje szanse. Niedługo będzie musiał się wyspać, bo był jeszcze za słaby na chodzenie bez wypoczynku tak intensywnie, jak to robił jeszcze niedawno. Ale przed tym musiał iść do Myślodsiewni i jeszcze raz spojrzeć na wspomnienie składania przysięgi. Severus chciał się upewnić, że pamięta dokładnie każde słowo, znalazł jedną lukę, a skoro była jedna, to mogło być i więcej. Jeden łańcuch zerwany spośród tak wielu, które go trzymały, przynajmniej to jakiś początek.

Hermiona musiała przyznać, że imponował jej powrót Snape’a do zdrowia, była obecna przy jego wizycie kontrolnej w skrzydle szpitalnym i choć nie wyszedł jeszcze na prostą, poprawa była zdumiewająca.

Ale grono uczniów było nieco mniej zadowolone. Profesor Snape powrócił do zwykłego, nikczemnego, stronniczego, bezwzględnego siebie, klepsydry Domów kursowały z punktami tam i z powrotem tak często, że szokiem było to, iż żadna z nich nie pękła. Z podłą radością, którą nawet Hermiona odczuła, każdą lekcję Obrony spędzał na werbalnym i fizycznym testowaniu swoich uczniów, przyciskając ich mocniej niż kiedykolwiek wcześniej, nawet gdy miał zły humor. Jednak liczba kar nie wzrosła, nie miał czasu na nadzorowanie ich po lekcjach. Powrócił do ich treningów, w te wieczory, gdy Hermiona nie zmuszała swoich przyjaciół do ćwiczeń i chociaż nie brał w nich dużego udziału, jego kontrola była pomocna.

Jeden z takich treningów w ostatni wieczór maja został przerwany przez wiadomość od Dumbledore’a i trójka Gryfonów siedziała teraz przed biurkiem dyrektora, podczas gdy Snape opierał się o ścianę z założonymi rękami i uśmiechał szyderczo z otwartą bezczelnością. Kątem oka Hermiona zauważyła, że Ron obserwuje swoje kolano, a Harry wpatruje się w ścianę za Dumbledorem, nie podchwytując spojrzenia starszego mężczyzny; atmosfera nie była tym razem zbyt przyjazna. Wszyscy zdawali się bardziej podejrzliwi, mniej pewni i mniej ufni, a biorąc pod uwagę wyraźny brak błysku w niebieskich oczach dyrektora, zdawał sobie sprawę, że nie są zadowoleni.

– Dzisiejsze spotkanie nie jest niezmiernie ważne i przepraszam za przerywanie zapewne bardzo szczególnej sesji powtórzeniowej – powiedział sympatycznym głosem, ewidentnie próbując to ignorować. Hermiona zobaczyła, jak pogardliwe spojrzenie Snape’a się pogłębia, a jego oczy lśnią kpiną. Dumbledore kontynuował. – Chciałem tylko powiedzieć, że jestem bardzo blisko potwierdzenia lokalizacji jednego z pozostałych Horkruksów. Będę mieć pewność za kilka dni.

– Wie pan, który to? – zapytał Harry zwracając się do ściany, nie wiercił się, ale to było oczywiste, że czuł się niekomfortowo, najwyraźniej wciąż był zdezorientowany ostatnimi wydarzeniami.

– Niestety nie.

Snape odchrząknął, a jego pogarda nieco zniknęła.

– Wiesz, który z nich jest w Hogwarcie? – zapytał i wszyscy spojrzeli na niego.

– Jeden jest w Hogwarcie? – spytał Harry w osłupieniu.

Dumbledore potrząsnął głową.

– Nie, według mojej wiedzy. Czemu tak mówisz, Severusie?

– Myślałem, że to oczywiste. Jednego ukrył tutaj. Szkoła jest dla niego zbyt ważna, by tego nie zrobił. -Nauczyciel zmarszczył brwi.

– Nie jestem przekonany…

Snape wykrzywił usta w uśmiechu.

– Cóż, nic dziwnego. Pochodzisz z innego środowiska – odwrócił się do Harry’ego z zamyślonym wyrazem twarzy. – Pomyśl, Potter. Rozumiesz, dlaczego gdzieś tu musi być Horkruks, czyż nie?

Harry zamrugał, zaskoczony tym, że został włączony w dyskusję, następnie zmarszczył czoło zastanawiając się. Powoli pokiwał głową.

– Tak, tak myślę. Tak, umieściłby tu jednego, gdyby mógł. Ale kiedy i gdzie? I jak mamy go znaleźć?

– „Kiedy” to chyba łatwe – powiedziała Hermiona. Nie wiedziała dlaczego byli przekonani, że Voldemort wybrałby miejsce tak oczywiste jak Hogwart, ale byli i to jej wystarczyło, zapyta o to później. – Kiedy przyszedł aplikować na posadę nauczyciela Obrony, zanim ją przeklął. Nie mógł poważnie myśleć, że go pan przyjmie, dyrektorze, więc może miał inny powód, by tu wracać.

– To jedynie przypuszczenia – odparł cicho Dumbledore. – Wydaje mi się mało prawdopodobne, by coś tak potężnego jak Horkruks mogłoby znajdować się tutaj bez niczyjej wiedzy.

– Nie wiedzieliśmy o pamiętniku, a był tu cały rok – odezwał się Ron, rumieniąc się nieco, gdy wszyscy na niego spojrzeli, nigdy nie czuł się komfortowo biorąc udział w dyskusjach, szczególnie gdy panowało takie napięcie.

– A ponieważ Czarny Pan bardzo lubi nam o tym wspominać, twoje zmysły nie są tak wyostrzone jak dawniej – zauważył Snape utrzymując beznamiętny wyraz twarzy.

– Dobrze, Severusie. Skoro jesteś o tym taki przekonany, to powiedz nam. Gdzie szukać? – spytał Dumbledore z nutą irytacji w głosie. Snape wzruszył ramionami opierając się o ścianę, nieświadomie pocierając paznokciem wargę podczas myślenia.

– Zgaduję, że albo w Komnacie Tajemnic lub w Pokoju z Ukrytymi Rzeczami – powiedział w końcu.

– Co to takiego? – spytała Hermiona, a razem z nią Harry i Ron.

– To pewna skrytka w Pokoju Życzeń. Widziałem to może ze dwa razy, wygląda jak olbrzymi magazyn wypełniony niemal po sufit wszystkim, co można sobie wyobrazić. Da się tam schować wszystko i prawdopodobnie nigdy już się tego nie znajdzie. Nawet jeśli się wie czego się szuka, trudno do tego dotrzeć.

– Więc chyba muszę sprawdzić Komnatę Tajemnic. Powinniśmy iść wszyscy? – zapytał Harry, jednocześnie zdenerwowany i podekscytowany.

Snape potrząsnął głową.

– Nie możemy iść wszyscy. Twoje powiązanie z Czarnym Panem cię wpuści. Weasley jest czystej krwi. Skoro jestem głową Slytherinu, będąc pół-krwi mogę mieć wstęp, ale właściwie nie wiadomo. Dyrektor jest czystej krwi, ale raczej niewystarczająco zwinny, by przejść przez tunel pod umywalką. I nie ma opcji, że Mugolaki kiedykolwiek mogli postawić stopę w jakimkolwiek miejscu stworzonym przez Salazara Slytherina.

– Mogę iść z panem? – zapytała szybko Hermiona. Snape posłał jej grymas niezadowolenia, ale jego oczy pozostały neutralne mimo zmarszczonych brwi i wykrzywionych ust. Hermiona prawie nie wytrzymała, gdy zauważyła Dilys uśmiechającą się do niej z obrazu za nim. Próbując się nie roześmiać, spojrzała na niego błagalnie. – Nie mogę iść z chłopakami, a chcę się zaangażować.

Profesor wykrzywił usta w uśmiechu.

– Nie można mieć wszystkiego, panno Granger – odparł z małym błyskiem w oku.

– Weź pannę Granger ze sobą, Severusie – rozkazał Dumbledore. Hermiona musiała spuścić głowę, by włosy zakryły jej wyraz twarzy, słyszała chichot Fineasa, a Harry tłumił śmiech udając kaszel.

– Dumbledore… – zaprotestował Snape.

– To nie prośba. Dwie pary mają więcej sensu niż żebyś szedł sam, poza tym możesz potrzebować pomocy, bo skrytka jest dość… duża.

– Pomocy? – powtórzył Snape. Hermiona była pewna, że pogarda w jego głosie była wycelowana w dyrektora, a nie w nią. Harry znów starał się ukryć chichot.

– Dość. Skoro mamy to zrobić, zaczynajmy. Niestety, jak profesor Snape słusznie zauważył, moje przechadzki po szkole byłyby mocno zauważalne, więc zostanę tutaj.

– Czego mam szukać, proszę pana? – zapytał Harry uspokajając oddech.

– Jeśli Horkruks jest w Komnacie Tajemnic, będzie to coś należącego do Salazara Slytherina – odezwał się Snape. – Odwoływałoby się to do dziwnej fantazyjnej poetyckości Czarnego Pana, nie umieściłby tam niczego innego. Szukaj czegoś, co nie pasuje. Możesz użyć zaklęcia Verdimilious, by znaleźć coś co zostało zaczarowane tak, by wyglądać na nieszkodliwe, ale wątpię, że chciałby ukryć coś do czego w jego przekonaniu miał dostęp tylko on. Może mieć też gdzieś imię Slytherina albo przynajmniej jego inicjały.
– Ma takie same inicjały jak pan, profesorze – odezwał się Ron i znów się zarumienił, gdy na niego spojrzeli. – Co? Pomyślałem, że to ciekawe.

Snape uniósł brew i posłał mu miażdżące spojrzenie, po czym odwrócił się.

– Nie mam pojęcia, jakie artefakty Slytherina przetrwały, więc nie potrafię powiedzieć nic więcej. Trzymałeś pamiętnik, więc wiesz, że raczej nic nie wyczujesz, ale twoje zmysły nieco się rozwinęły od drugiego roku.

– To nie bazyliszek, prawda? – spytał Harry. – To znaczy, wiemy już o Nagini, więc to mogą być zwierzęta…

– Nie. Obudził bazyliszka, ale go nie stworzył. Nagini jest jego chowańcem, a nie zwykłym zwierzęciem.

Nie sądzę, że zaufałby dwóm żywym stworzeniom. Poza tym, tylko jeden Horkruks może być aktywny na raz, a wtedy był to pamiętnik.

Harry pokiwał głową.

– A jeśli go znajdziemy, co mamy z nim zrobić? Jest niebezpieczny? Pamiętnik nie był…

– Znowu dźgnąć to kłem? – zasugerował Ron.

– Panie Weasley, – zaczął delikatnie Dumbledore – gdy Harry zrobił to pamiętnikowi, wybuch prawie go zabił i poważnie zagroził fundamentom zamku. Wolałbym, żebyście przynieśli mi to co znajdziecie, żebyśmy to bezpiecznie zniszczyli. Nie dotykajcie tego gołymi rękami i unikajcie kontaktu fizycznego najbardziej jak się da, ale nie powinniście być w niebezpieczeństwie.

– Co jeśli jest w skrytce? – zapytała Hermiona.

– Mogę go zniszczyć bez wybuchów – powiedział cicho Snape. – Nie sądzę, żeby noszenie go przez szkolne korytarze był dobrym pomysłem, o ile nie ma innego wyjścia.

On i Dumbledore przez moment wymienili wyzywające spojrzenia, z ukrytą namiastką czegoś, co wyglądało jak ostrzeżenie. W końcu dyrektor westchnął.

– Jak chcesz, Severusie. Bądźcie ostrożni, wszyscy.

Hermiona zatrzymała się na chwilę z Harrym i Ronem przed gabinetem Dyrektora, chłopcy uśmiechali się szeroko, odzwierciedlając jej własne podekscytowanie.

– Nie wiedziałem, że Snape ma poczucie humoru – powiedział Harry. – Raczej rzadko ktokolwiek manipuluje Dumbledorem.

– Nie wiem, o czym mówisz. To oczywiste, że ani ja, ani profesor Snape nie jesteśmy z tego zadowoleni. A teraz zamknij się i słuchajcie obaj. Proszę, uważajcie. Choć raz, przynajmniej tak dla odmiany, postarajcie się zrobić coś, co nie poskutkuje obrażeniami. Pamiętajcie, nie będzie mnie tam, by was dręczyć – odparła Hermiona, a chłopcy zaśmiali się. – A, jeszcze jedna sprawa…

– Hermiono, nie jesteśmy już dziećmi…

– Ty jeszcze jesteś, stary – odezwał się Ron z radością. – Nie martw się, jestem pełnoletni, zajmę się tobą.

– Rany boskie – westchnęła Hermiona przewracając oczami. – Chciałam tylko, żebyście jeszcze razrzucili okiem na zwłoki bazyliszka i dali mi znać, w jakim jest stanie, jeśli to nie problem.
Harry spojrzał na nią.

– Po co? To duży, straszny i martwy wąż. Pewnie już i tak jest zgniły, choć jest tam dość zimno, więc kto wie. Ale po co?

Dziewczyna uśmiechnęła się z zakłopotaniem i ściszyła głos.

– Wiem, że ktoś oddałby wiele za części ciała bazyliszka. To bardzo rzadkie części eliksirów. – Ron i Harry zaczęli się śmiać, a Hermiona po chwili do nich dołączyła. – Cicho bądźcie. Proszę.

– Niech będzie, sprawdzę to. W końcu trudno go nie zauważyć. Ale nie wezmę ze sobą żadnych martwych obrzydlistw. To musi zaczekać.

– W porządku.

– Skończyliście? – zawołał Snape cierpko z końca korytarza. – Miejmy już za sobą tą szkolną wycieczkę.

– Ostatni, kto znajdzie Horkruksa to zgniłe jajo – mruknął Ron pod nosem.

 

Hermiona podążała za długimi krokami Snape’a, gdy szli prędko przez ciche korytarze, od czasu do czasu spoglądając na niego. Patrzył prosto przed siebie zwężonymi oczami w sposób, który rozpoznała jako znak, że myśli nad czymś intensywnie.

– Jest pan pewien? – zapytała delikatnie.

– Że w zamku jest Horkruks? Tak. Umieściłby tu jednego.

– Skąd pan wie?

– Zgadnij. Czemu jestem pewien, że Czarny Pan uważa zamek za wystarczająco ważny? Czemu pan Potter się ze mną zgodził? I dlaczego Dumbledore nie rozumiał, dlaczego mamy pewność? Pomyśl o tym, co wiesz o naszej trójce i czym różnimy się od dyrektora.

Nieobecnie przygryzając wargę, Hermiona zastanowiła się.

– Och – powiedziała w końcu, powoli rozumiejąc. Hogwart był dla Harry’ego jak prawdziwy dom, a miejsce, w którym aktualnie mieszkał było tylko tymczasowe. Tom Riddle prosił o możliwość zostania w szkole przez wakacje, zamiast powrotu do mugolskiego sierocińca. A Snape był wyraźnie zamęczany poza murami szkoły. Dla chłopców bez rodziny, a przynajmniej bez kochającej rodziny, Hogwart stał się najważniejszy. – Rozumiem.

Snape patrzył na nią przez chwilę. Coś błysnęło w jego oczach zanim twarz znów stała się bez wyrazu.

– Tak, rozumiesz. – powiedział, a po chwili dodał – Nie różnisz się tak bardzo.

Dziewczyna pokiwała głową, nie była w tej samej sytuacji. Miała kochający, czekający na nią dom i rodzinę, która ją kochała, przynajmniej kiedyś bo teraz ich tam nie było, ale jej miejsce było w Hogwarcie, a nie w mugolskim świecie.

– To dziwne, że dyrektor nie czuje podobnie, jeśli chodzi o szkołę – powiedziała z zadumą.

– To prawda. – Głos Snape’a był szorstki i cichy, ale cień złości nie był skierowany na nią i po chwili uspokoił się, pozwalając jej na więcej pytań.

– Co zrobimy, jeśli nie będzie go w Komnacie ani Pokoju?

– Zapytamy duchów, skrzatów domowych, portretów. Ktoś z nich musi coś wiedzieć. Jeśli to zawiedzie, zapytamy samego zamku. – powiedział i ponownie na nią spojrzał. – Hogwart ma większą świadomość niż myślimy, ale niełatwo się z nim komunikować.

– Wiem.

Snape uniósł brew.

– Tydzień temu. Nie powinnam była być w stanie otworzyć bramy, ale udało mi się. Myślałam o tym dopiero później, ale wrota są chronione przed każdym, kto nie jest nauczycielem – wyjaśniła.

Snape pokiwał głową.

– Tak, to wszystko wyjaśnia. Jak się domyślam, nigdy też nie musisz czekać na schody, gdy idziesz do skrzydła szpitalnego, zgadza się?

– Tak.

– No właśnie. W każdym razie, jestem pewien, że Horkruks jest w jednym z tych dwóch miejsc.
– Powiedział pan, że jeśli jest w Komnacie, to coś należącego do Slytherina. A co, jeśli jest tutaj. Co to może być?

– Wiemy, że to nie Nagini, pamiętnik ani pierścień Gaunta. Jeśli nie jest w Komnacie, nie będzie należeć do Slytherina, nie trzymałby tego w innym miejscu. Nie sądzę, że użyłby własności Gryffindoru, więc zostaje Hufflepuff lub Ravenclaw.

– Może oba? – zasugerowała Hermiona. – Mógł ukryć dwa w zamku. Wiem, że to wydaje się ryzykowne, ale jeśli nikt inny nie szuka… I nikt inny nie ma wstępu do Komnaty Tajemnic, prawda?

– Z tego co wiem, to nie. To chyba możliwe, ale raczej nie…. Jesteśmy – Snape uniósł dłoń, by zatrzymać dziewczynę. Powoli zrobił krok w przód i w tył przed niewinnie wyglądającą ścianą, koncentrując się. Ukazały się drzwi i zgiął się w kpiącym pół-ukłonie. – Panie przodem.

Tłumiąc śmiech, Hermiona posłała mu nieprzekonujące spojrzenie i otworzyła drzwi, po czym weszła do środka.

– Łał.

Snape podążył za nią i zamknął za sobą drzwi.

– Dumbledore mówił, że jest dość duża – mruknął.

Hermiona wciąż się rozglądała. Pokój wyglądał na co najmniej dwa razy większy od magazynu przemysłowego i był wypełniony po sufit… wszystkim. Meble wydawały się większością, ale były też mniejsze rzeczy: książki, lampy, posągi, biżuteria, zwinięte dywany, tony papieru, zwierzęce klatki oraz skrzynie i pudła wszystkich rozmiarów.

– Jak mamy znaleźć tutaj cokolwiek?

Frustracja w jej głosie prawie wywołała uśmiech na twarzy Severusa.

– Gdyby znalezienie Horkruksa było takie łatwe, Dumbledore nie potrzebowałby pomocy – zauważył łagodnie, rozglądając się po pomieszczeniu.

– Ale nawet nie wiemy, czego szukamy. Przeszukiwanie tego zajmie wieki.

– Na pewno? Pamiętaj, gdzie jesteśmy.

– Możemy zapytać Pokoju?

– Myślę, że tak. Nie wiem, jak celnie nas poprowadzi, ale może przynajmniej da nam jakąś wskazówkę.

Dziewczyna pokiwała głową. Zamyślenie wpłynęło na jej twarz, gdy przejechała wzrokiem po nieskończonych stertach rupieci.

– Jak się pan dowiedział o tym miejscu?

Snape uśmiechnął się na myśl o tym wspomnieniu.

– Raz znalazłem się w posiadaniu czegoś, co właściwie nie należało do mnie i musiałem to jak najszybciej ukryć. Dowiedziałem się o Pokoju Życzeń na drugim roku w Hogwarcie, natknąłem się na niego przypadkowo pewnej nocy. Zapytałem Pokój, gdzie mogę umieścić nieuczciwie zdobyte rzeczy i pokazał mi to miejsce.

Hermiona patrzyła na niego rozbawionym wzrokiem.

– Co pan ukradł i komu?

– To nie twój interes – odpowiedział spokojnie, z nieco ironicznym uśmiechem. To był jedyny raz, gdy udało mu się wrobić Huncwotów w aferę, zamiast oni jego. Był jednocześnie dumny i trochę zawstydzony. Tak, to było dziecinne…, ale również niesamowicie zabawne. A Minerva nigdy nie dowiedziała się, co stało się z zawartością jej półek na książki i ulubionym kapeluszem.

– Skąd będziemy wiedzieć, co jest Horkruksem?

Severus stłumił kolejny uśmiech. Nikt inny nie potrafił tak łatwo przeskoczyć z jednego tematu do drugiego, z niekończącym się strumieniem pytań o wszystko pod słońcem. Nie tak dawno go to irytowało, ale teraz wydawał się o tym nie pamiętać.

– Nie wiem.

– Poważnie?

Posłał jej rozbawiony uśmiech.

– To może zaskakujące, ale nie wiem zbyt wiele o tak pokręconej formie Czarnej Magii – powiedział sarkastycznie, po cichu ciesząc się jej nikłym i szybko ukrytym rumieńcem.

– Nie to chciałam powiedzieć…

– Wiem, że nie. Pozostaje faktem, że nigdy nie stworzyłem Horkruksa ani się na żadnego nie natknąłem. Mam nadzieję, że któreś z nas go wyczuje. W przeciwnym razie trochę nam tu zejdzie. A teraz, jeśli potrafisz się opanować, nie zadawaj przez chwilę żadnych pytań i pozwól mi się skoncentrować. – Podchodząc do ściany, położył dłoń na kamieniu i zamknął oczy, skupiając się. Jeśli jest tu Horkruks, muszę go znaleźć… Jednak jedynie połowicznie polegał na Pokoju Życzeń. Horkruks mógł zawierać powiązanie z Czarnym Panem, a on miał w końcu coś podobnego na ramieniu, tak samo jak bardziej polegał na swoich zmysłach niż większość ludzi.

Powoli i głęboko oddychając, otworzył oczy by zobaczyć, gdzie idzie, pozwalając swoim zmysłom działać. Magia Hermiony rzucała poświatę, ciepłą i jasną, słyszał jak bierze oddech, by coś powiedzieć i podniósł palec do ust. Dziewczyna pozostała w ciszy, a on szedł dalej, krążąc pośród stert śmieci. Hermiona podążała za nim najciszej, jak mogła.

Tak, był tu gdzieś, Severus to czuł. Może to tylko wyobrażenie, ale coś wyczuwał. Coś, co wywoływało ciarki na jego przedramieniu i lekki dreszcz wzdłuż pleców. Tak, znał uczucie wywoływane przez magię Czarnego Pana, pełzające, podstępne ciepło, tak paskudne jak zainfekowana rana. Przewrócił głowę z boku na bok, próbując je zawęzić. Odwrócił się gwałtownie w stronę szpary między dużą szafką, a stertą krzeseł i zatrzymał się.

– Gdzieś tu – powiedział delikatnie. – Jest blisko.

Hermiona przemknęła obok niego i rozejrzała się.

– Umm, jakaś wskazówka?

Powstrzymując śmiech, Severus potrząsnął głową.

– Trudno powiedzieć. Szukaj w tym obszarze czegoś, co nie wygląda jak śmieci.

Snape przeszukiwał zakurzoną zawartość jakiegoś biurka próbując powstrzymać kichnięcie, gdy Hermiona powiedziała z lekkim wahaniem

– Chyba coś znalazłam.

Severus podniósł głowę i zaczął szukać jej wzrokiem.

– Co takiego?

– Wygląda jak diamentowa tiara. To chyba nie śmieć.

– Zapewne nie – zgodził się podążając za jej głosem wokół wysokiej szafy. Gdy ją znalazł, Hermiona wskazała na stolik; stało tam niezbyt ładne popiersie i podejrzanie błyszczący diadem z metalu i klejnotów.

– Właściwie to diadem, a nie tiara – stwierdził mimowolnie, zanim zdał sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział. – Nie pytaj, skąd to wiem. W zasadzie, o ile się nie mylę, to diadem Roweny Ravenclaw.

– W takim razie zguba się znalazła – odparła sucho, z jakiegoś powodu profesor nie był zaskoczony, że o tym słyszała. – Możemy później powiedzieć profesorowi Flitwickowi? Chciałby o tym wiedzieć.
– Na pewno, ale na jego nieszczęście, nie sądzę, że będzie w dobrym stanie gdy już z nią skończymy – zakrywając dłoń rękawem, ostrożnie podniósł diadem i położył go na pustym skrawku podłogi, z dala od mebli i innych śmieci. Przykucnął i wbił w niego spojrzenie. Hermiona kucnęła naprzeciwko niego, odgarniając włosy z twarzy.

– To to?

– Ty mi powiedz. Wiemy już, że potrafisz rozróżnić magię. Wyczuwasz coś?
Wyciągnęła rękę w stronę diademu, przygryzając wargę w skupieniu. Po chwili zadrżała i wycofała dłoń, patrząc na Snape’a niepewnie.

– Nie jestem pewna. Tam coś może być, ale równie dobrze mogłam to sobie wyobrazić…

– Nie jest silny. W końcu nikt nie zauważył, czym był pamiętnik. Ale to zdecydowanie jest Horkruks. – Spojrzał na niewinnie świecące diamenty, próbując oswoić swój umysł z faktem, że to część duszy Voldemorta.

– Jak go zniszczymy?

Severus podniósł wzrok w chwilowym rozbawieniu.

– Nie my.

Wyglądała na zawiedzioną, jej determinacja była godna podziwu.

– No tak. Więc jak się go niszczy? – zapytała ironicznie, a on stłumił uśmiech. Niemożliwa dziewczyna.

– Niełatwo zniszczyć coś tak potężnego. Niestety nie mam żadnych mieczy – skomentował i dostrzegł, jak Hermiona uśmiecha się lekko. – Użyję Szatańskiej Pożogi. Zapewne o tym słyszałaś?

– Trochę – odparła skromnie, siadając na piętach i ewidentnie ignorując jego kpinę. – Czy to nie niebezpieczne?

– Owszem – przyznał otwarcie. – Ale wiem co robię, zaufaj mi.
Powiedział to automatycznie, bez zastanowienia i na pewno nie oczekiwał, że Hermiona wzruszy ramionami i powie

– Ufam. Powinnam się odsunąć?
Mrugając powoli, otrząsnął się i po chwili pokiwał głową. Wstając skrzywił się nieco, gdy jego kolano trzasnęło w proteście.

– Tak, odsuń się. Nie mam pojęcia, co się dzieje, gdy niszczy się takie coś. Z tego co wiem, może wybuchnąć nawet jeśli jest nieaktywne, miej zaklęcie tarczy w gotowości, na wszelki wypadek.

Wpatrując się w diadem, wypuścił powoli powietrze, pozwalając jego zimnym, mentalnym wodom oczyścić umysł i uspokoić się. To była… jedna siódma duszy jego pana? Czarny Pan słabł z każdym kawałkiem, który został niszczony. Severus myślał przez moment, dlaczego to robi, o tym co Voldemort zrobił jemu i innym, o tym jak Tom Riddle stał się Voldemortem, a później ponownie oczyścił umysł. Gdy był gotowy, wziął głęboki wdech, wstrzymał go na moment podnosząc różdżkę i wyszeptał zaklęcie.

Boże, zapomniał, jakie to uczucie. Ciepło przepłynęło przez niego, a świat spowolnił, gdy jego zmysły obudziły się do życia. Każdy dźwięk był wzmocniony, aż w końcu miarowe bicie jego serca było głośne jak bębny, a oddech brzmiał jak daleka fala. Wszystkie subtelne zapachy w pomieszczeniu były znacznie silniejsze: od stęchłego zapachu kurzu i utrzymujących się na jego szacie aromatach eliksirów, po jego mydło i charakterystyczny zapach perfum lub szamponu Hermiony, czy cokolwiek to było, pachniało jak morele. Dziwne światło w Pokoju Życzeń nagle wydawało się zbyt jasne, a smukłe smugi płomieni kształtujących się na koniuszku jego różdżki lśniły tak jasno, że nie potrafił patrzeć prosto na nie, gdy moc wijąca się w jego brzuchu przepłynęła w górę wzdłuż jego ramienia, przez różdżkę i zrobiła niewielki łuk, aż w końcu powoli zawinęła się na diademie.

Jego serce nagle zaczęło bić jak szalone, a pot spływał po karku, w głowie czuł chwilowe ciśnienie, gdy musiał wzmocnić swoją Oklumencję, próbując odeprzeć nagłą powódź doznań. Właśnie dlatego Szatańska Pożoga była niebezpieczna, żywiła się emocjami czarodzieja, a on tłumił je tak bardzo, że niektóre z nich zaczęły wypływać. Wściekłość, upór, żądza, żal, nienawiść, ból i tryumf, wszystkie splątane, podczas gdy płomienne smugi jaśniały coraz mocniej. Wciągając nierówny, gwałtowny oddech, uspokoił się, przywracając raczej niestały balans. Właśnie tak… Kontroluj to… Nie było tu niczego, czego nie miał pod kontrolą. Wszystko było w jego głowie, a on był silnym Oklumentą. Jego ciemny, mentalny ocean był przepełniony dziwnymi nurtami i falami, ale był stabilny.
Oddychając nieco ciężej, patrzył jak wirujące promienie zacieśniają się na diademie, prześlizgując się przez metal i klejnoty, gdy jego ciało reagowało na krążącą w nim moc. Ostatni raz robił coś tak intensywnego i niebezpiecznego lata temu. Oblizując suche usta walczył, by zachować równowagę, podczas gdy szalała w nim burza; wszystkim kierował tak, by uformować białe, gorące płomienie, które zaczęły rozgrzewać metal.

– Wszystko w porządku? – głos Hermiony brzmiał jak dzwon, drżący z dziwną harmonią w jego obecnym stanie wyostrzonej świadomości; dziewczyna stała bliżej, ale na szczęście nie za blisko. Jeden błąd mógł zabić ich oboje, jeśli Pożoga wymknie się spod kontroli, płonęłaby aż nie byłoby czego spalić, podsycana wieloma latami powstrzymywanych emocji.

– Tak – odparł z dystansem. Jego głos brzmiał głębiej niż zwykle i brzęczał dziwnie w jego uszach. – Nie rozpraszaj mnie. – Wyczuł, jak przygryza wargę i przez moment niemal zaczął się śmiać, podczas gdy temperatura wzrastała, a ogień wciąż jaśniał.

Diadem zaczął świecić pod wpływem rozgrzanego metalu i Severus wpatrywał się w niego bacznie; gorące powietrze drgało wokół. To był kawałek duszy Czarnego Pana, który za chwilę miał zginąć. Płoń, ty wężowy sukinsynie, płoń! Nienawiść ponownie błysnęła w zamieszaniu w jego głowie wypływając w stronę płomienia. Płoń! Delikatny kształt zaczął się wykrzywiać, kamienna podłoga pod nim ściemniała i zaczęła pękać, gdy teraz żarzący się metal topił się i pływał. Wypełniła go paskudna fala dzikiej euforii, gdy bez mrugnięcia okiem wpatrywał się w płomienie.

Sam pokój był teraz rozgrzany, a chwilę później jeden z błyszczących klejnotów podskoczył i roztrzaskał się z sykiem ognia. Magia wzrastała, Severus słyszał odlegle gwałtowny wdech Hermiony, gdy Szatańska Pożoga zagrzmiała głośniej. Tak! Odsłonił zęby w cichym triumfie. Płoń, skurwysynie! Przez chwilę ogień palił się jaskrawą bielą i niemożliwym było wzięcie oddechu, po czym zmienił się w morze ognia, potem bryza wznieciła dym i płomień zaczął maleć.

Rozbrzmiewająca echem cisza była ogłuszająca, gdy ogień wygasł i stali wpatrując się w siebie w półmroku. Hermiona ledwo dostrzegła, że Pokój Życzeń się zmienił; teraz, gdy znaleźli to czego szukali, pomieszczenie, Snape nazwał je Skrytką, zniknęło i stali w cichym i pustym miejscu, ale ona widziała tylko jego. Patrzył bardziej przez nią niż na nią, jego ciemne oczy były szeroko otwarte, a prawą dłoń przyciskał do lewego przedramienia tak ciasno, że jego knykcie były białe, choć nie wyglądał, jakby go bolało.
– Poczuł pan to? – zapytała niepewnie; jeśli Śmierciożercy potrafili wyczuć, że Horkruks został zniszczony, mieli ogromne kłopoty. Profesor zamrugał powoli. Wydawał się wracać do rzeczywistości i uścisk na jego ramieniu zaczął się rozluźniać, a w jego oczach pojawiło się skupienie i po chwili ich spojrzenia się spotkały.
– Nie fizycznie, – odparł cicho – ale… – Potrząsnął głową, a jego usta wykrzywiły się w półuśmiechu, który dziewczyna doceniła. – Zaczynam myśleć, że możemy nawet wygrać. – Trzęsąc się, potarł lekko ramię. – Nie używałem Szatańskiej Pożogi dość… długo – dodał nieobecnym głosem. – Niełatwo utrzymać kontrolę.
Hermiona spojrzała na ziemię, na wciąż dymiące resztki roztrzaskanego i stopionego metalu, których nie dało się już skojarzyć z żadnym diademem.

– Jest już zniszczony, tak? – zapytała podnosząc na niego wzrok. On pokiwał głową.
– Tak.
Patrzyli na siebie przez kilka następnych chwil, próbując przyswoić fakt, że właśnie zniszczyli część duszy Voldemorta, że właściwie zaczęli go zabijać. Hermiona przypuszczała, że powinni zabrać do Dumbledore’a i chłopaków to, co zostało z Horkruksa, ale nie spieszyło jej się z dotykaniem tego, więc doceniła szansę na złapanie oddechu i oswojenie się z tym, co właśnie się wydarzyło.

Tylko, z jakiegoś powodu, złapanie pełnego oddechu nie było takie łatwe. Nagle stało się to trudne, ale tym razem nie przez magię, napięcie w powietrzu nie miało jasnego źródła. Dotarło do niej, że to był pierwszy raz sam na sam ze Snape’em, gdy się nie wykrwawiał lub był chory i odkąd przestali razem biegać, a teraz patrzył prosto w jej oczy, z odległości bliższej niż kiedykolwiek, wystarczająco blisko by czuła ciepło jego ciała. Gdyby choć lekko przesunęła dłoń, dotknęłaby jego szaty. Mimo intensywności jego spojrzenia, nie było w nim ani śladu Legilimencji, jedynie siła jego osobowości, ale to wystarczało, by nieświadomie oblizała wyschnięte usta.

Jego źrenice rozszerzyły się lekko, zobaczyła smukłą, drżącą smugę pękającą w ciemnych głębinach jego oczu, zanim rozpaliły się w nich dwie małe iskry. Nagle atmosfera stała się gęsta, naładowana elektrycznością niezwiązaną z magią. Dziewczyna ledwo zdążyła zadrżeć w nagłym oszołomieniu, zanim jej plecy dotknęły ściany za nią, a jego usta złączyły się z jej.

Jej pierwszy pocałunek był z Wiktorem, na czwartym roku i kilka późniejszych, nigdy nie posunęli się dalej niż to, ale mimo to spędzili ze sobą sporo czasu. Spotykała się z mugolskim chłopcem, który mieszkał na jej ulicy, raz czy dwa w czasie wakacji, gdy choć na kilkanaście dni chciała zapomnieć o wojnie i mieć normalne życie. A im mniej o jej fatalnej „randce” z Cormacem, tym lepiej. Ale z żadnym z nich nie czuła tego, co teraz.

Jego ramiona były oparte o kamienną ścianę po obu stronach jej głowy, efektywnie zamykając jej drogę ucieczki, gdyby chciała się jej podjąć, ale w żadnym stopniu nie chciała. Wiedziała, że zwykle temperatura jego ciała była nieco niższa, niż normalnego człowieka, a jego skóra zimna w dotyku, ale teraz jego szczupła sylwetka płonęła, gdy jego ciało przygważdżało ją do ściany. Czuła wszystkie kości pokryte przez szczupłe, żylaste mięśnie, sprawiające, że wyglądał na silniejszego niż był, a jego usta… jego usta paliły ją, gdy jego język prześlizgiwał się między jej wargami, które otworzyła ochoczo, zamykając oczy. W tak bliskiej odległości jego zapach był wszechogarniający; skomplikowana woń deszczu, minerałów i ziół z namiastką miedzi, dymu i czymś, co po prostu było nim, a teraz czuła również jego smak, gdy pocałunek się pogłębiał, smakował nieco mrocznie, słodko-gorzko i trochę jak dym, co jeszcze bardziej utrudniało myślenie.

Była niejasno świadoma innych doznań, solidna kamienna ściana za jej plecami była chyba jedyną rzeczą, która utrzymywała ją w pionie. Jedną dłoń wbiła w jego ramię, czując jego pozorną siłę, a jej druga ręka była zaplątana w jego włosy. Oderwali się od siebie na ułamek sekundy, wystarczająco długi, by nabrała powietrza i wyszeptała śmiało

– Severusie…

To był pierwszy raz, gdy wypowiedziała na głos jego imię i choć sylaby brzmiały nierówno, sprawiło to, że zadrżał gdy ich usta spotkały się ponownie i Hermiona oddała pocałunek. Przeszedł go dreszcz i przysunął się bliżej. Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy poczuła niewątpliwą twardość jego erekcji i prawie się nie zawahała przed nachylaniem bioder w jego stronę w odpowiedzi, podczas gdy jej umysł rozpływał się.

Nigdy wcześniej się tak nie czuła, teraz po raz pierwszy zaczynała rozumieć wszystkie głupie frazesy, o których czytała w tandetnych nowelach i magazynach zostawianych gdzieniegdzie przez Lavender i Parvati. Nie potrafiła zbliżyć się wystarczająco do ciepła jego ciała, a on całował ją jakby z zamiarem pochłonięcia jej. Doprowadziły do tego miesiące napięcia. Spędziła wiele dni próbując odszyfrować swoje uczucia, jednocześnie nie będąc całkowicie pewną tego, co on czuje do niej, a teraz ulga mieszała się z pragnieniem gdy oddawała się pożądaniu w ich pocałunku.

Po chwili, która trwała wieczność, Snape – nie, Severus – uspokoił pocałunek powoli go kończąc i odsunął się, gdy otworzyła oczy, robiąc kilka kroków w tył i wpatrując się w nią. Jego usta były lekko rozchylone, na bladych policzkach widniał lekki rumieniec, a klatka piersiowa unosiła się i opadała szybko kiedy oddychał nieco nierówno. Jego ciemne oczy wciąż płonęły, ale całkowity wyraz twarzy był neutralny granicząc z nieco osłupiałym. Oblizując usta, Hermiona patrzyła na niego niepewnie, próbując złapać oddech i przypomnieć sobie, jak stanąć prosto bez pomocy ściany.
Kilka razy wydawał się na krawędzi odezwania się. W końcu westchnął i odprężył się, na chwilę spuszczając wzrok.

– Chyba nie powinienem był tego robić – zauważył cicho, nieco zachrypniętym głosem, który wywołał u niej ciarki. Jak już, to brzmiał trochę smutno, z pewnością nie wydawał się wystraszony czy zniesmaczony, choć był w jego wyrazie twarzy delikatny ślad zawstydzenia. Dziewczyna założyłaby się, że w żadnym stopniu nie był tak spokojny i opanowany, na jakiego wyglądał.

Wciąż nieco zziajana, Hermiona musiała przełknąć zanim się odezwała.

– Chyba nie – odparła tak rzeczowo, jak tylko mogła. Bez względu na okoliczności, miała tylko siedemnaście lat, a on był jej niespecjalnie atrakcyjnym, diabelskim nauczycielem, starszym od niej o dwadzieścia lat, na dodatek mieli wojnę do wygrania; myślała o tych argumentach już dawno temu. Tylko że, patrząc teraz w jego płonące oczy, podczas gdy jej usta wciąż mrowiły po jego spragnionym, silnym pocałunku, żadna z tych rzeczy nie wydawała się w tym momencie ważna, szczególnie, że pamiętała jego oczywiste podniecenie. – Nie zamierzasz za nic przepraszać, prawda? – zapytała niepewnie.

Spojrzeli na siebie, nieco bardziej spokojni, a ogień w jego oczach powoli znikał, gdy oboje wyrównywali oddechy, choć intensywność w jego spojrzeniu się nie zmieniła. W końcu westchnął ponownie, a jego oczy przymknęły się lekko, gdy znów zrobił dwa kroki w tył.

– Nie, nie zamierzam, bo w żadnym stopniu nie jest mi ani trochę przykro – odparł cichym głosem. – Ale.. mamy tak mało czasu. Został tylko miesiąc do końca semestru, a potem… – Wzruszył ramionami i spojrzał na nią ponownie. Bez tego niezwykłego pożądania w jego oczach widziała teraz jego własną niepewność.

– Wiem – odparła. Bo tak było, nie wierzyła w jego nieuniknioną śmierć tak mocno, jak on, ale cokolwiek miało się zdarzyć pod koniec tego roku, na pewno będzie czymś złym. Zniszczyli dziś kolejnego Horkruksa, ale wciąż zostały trzy inne, a do tego Voldemort i jego Śmierciożercy. Severus wciąż był jednym z nich i był na skraju wytrzymałości fizycznej i mentalnej, a ona sama również była zestresowana i zmęczona. To był najgorszy czas na wprowadzanie takiego zamieszania emocjonalnego. Spojrzała na pozostałości Horkruksa na podłodze. – Chyba powinniśmy wracać.

– Hermiono – powiedział cicho. Dziewczyna spojrzała na niego, zaskoczona tym, że użył jej imienia. Powstrzymała dreszcz na dźwięk jego głosu. Wyglądał na zakłopotanego, ale jego oczy patrzyły na nią bez wahania. – To nie koniec. Ja… nie wiem, co się wydarzy, ale…

Uspokojona tym, że chociaż się stara, uśmiechnęła się nieco niepewnie.

– Nie zaczynaj teraz z pocieszającymi kłamstwami. Zawsze doceniałam to, że jesteś ze mną szczery. Poczekamy… i zobaczymy, co się stanie.

Nie wyglądał na zadowolonego, ale pokiwał głową powoli. Przez chwilę patrzył jej w oczy, aż w końcu odwrócił wzrok.

– W porządku – powiedział niezręcznie, zwracając swoją uwagę na stopione szczątki diademu na ziemi. Kucając z pewną trudnością, wyciągnął rękę dłonią do dołu i skoncentrował się, a po chwili wyłowił chustkę z kieszeni i użył jej do zebrania metalu, po czym wstał. Nie patrzył już na nią, powstrzymując westchnięcie. Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi, zdecydowanie nie patrząc w stronę tego, co Pokój Życzeń mógł stworzyć z myśli tego, u kogo były silniejsze.

– Hermiono – powtórzył, a jego głos wciąż był bardzo cichy. Odwróciła się i zobaczyła, że stoi tuż przy niej. Jego twarz była bez wyrazu, jak zawsze, ale jego oczy złagodniały zanim dotknął delikatnie jej policzka, przesuwając opuszkami palców po skórze; gdy zadrżała, zrobił krok w jej stronę, podnosząc nieco jej podbródek. Ten pocałunek był znacznie delikatniejszy i znacznie krótszy niż poprzedni, prawie niewinny i prosty. Patrzył w jej oczy przez moment i odsunął się. – To nie koniec – powtórzył pewnym głosem. Wziął głęboki oddech i wyprostował się, zakładając z powrotem maskę profesora Snape’a i przechodząc koło niej, by otworzyć drzwi. – Ale teraz musimy wyjść, zanim zrobię coś czego oboje będziemy żałować.

Wbrew sobie, uśmiechnęła się lekko.

– Skąd wiesz, że bym tego żałowała? – zapytała podążając za nim, wciąż rozkoszując się smakiem jego ust. Miał rację, gdyby znów pocałował ją tak, jak za pierwszym razem, raczej nic nie zatrzymałoby jej przed pójściem z nim do łóżka, ale potem by tego żałowała, bo z pewnością nie była na to gotowa.

Snape prawie się zaśmiał potrząsając głową.

– Nie wiem, czy pamiętasz, ale spotkałem twoich rodziców. Zostałaś lepiej wychowana. Chodźmy.

 

Droga powrotna do gabinetu dyrektora nie była długa, ale zdawała się ciągnąć w nieskończoność, a napięcie było tak gęste, że można się było udławić. Hermiona cieszyła się, że znała Snape’a na tyle dobrze, by widzieć, że próbuje nie panikować, by nie odebrała tego osobiście. Jej własny atak paniki wybuchnie zapewne niedługo, ale teraz czuła się dość otępiała; trudno było uwierzyć w to, co się właśnie stało, a nawet o tym myśleć.

Wiedziała, że prędzej czy później coś się stanie, a teraz oboje byli chociaż prawiepewni, że każde z nich coś czuje. To było niejasne i niezdefiniowane, ale już od jakiegoś czasu coś między nimi iskrzyło i to była tylko kwestia czasu, nim coś się wydarzy, jakimś cudem nigdy sobie tego nie wyobrażała. Innym powodem jej braku paniki było zdezorientowanie; z Oklumencją czy bez, wciąż żyła pocałunkiem i gdyby nie wzięła się w garść, pewnie weszłaby na ścianę.

Sądząc po jego reakcji, nie miał wcale w planach jej całować. To pewnie za sprawą Szatańskiej Pożogi, wszystko co o niej czytała zawierało ostrzeżenie, że to zaklęcie żywi się uczuciami rzucającego je czarodzieja i dlatego tak trudno było ją kontrolować. A z pewnością wyraz jego twarzy, gdy patrzył na płonący diadem, nie był ani trochę przytomny. To miało sens; nie był zazwyczaj impulsywny i choć wątpiła, że wciąż dbał o przepisy nie sądziła, że kompletnie zlekceważyłby zasady, gdyby myślał jasno. Nie wydawał się tego żałować, ale z pewnością nie był pewny tego, co działo się później, zresztą tak samo jak ona.

Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo, prawda? – pomyślała, gdy minęli gargulca strzegącego klatki schodowej prowadzącej do biura Dumbledore’a. Wszystko po kolei, na początek poradzić sobie z Horkruksem i przeżyć koniec semestru w jednym kawałku. Z dala od szkoły będzie łatwiej rozmawiać, kiedy nie będą otoczeni przez nieustanne przypomnienia o ich różnych statusachi gdzie, ma nadzieję, będzie ciszej. To dałoby im czas na uspokojenie się i zrozumienie, co czują.

Z zadumania obudził ją ktoś wołający jej imię. Spojrzała przed siebie i zobaczyła Harry’ego i Rona biegnących truchtem w ich stronę, nieco rozczochranych i całkowicie wykończonych.

– Chyba nie mieliście szczęścia? – zapytała, z ulgą zauważając, że jej głos brzmiał normalnie. Kątem oka spojrzała przelotnie na swojego towarzysza.

– Nie – odparł zrzędliwie Harry, gdy chłopcy do nich dołączyli. – Tylko kamienie, woda i resztki węża.

– I pajęczyny – dodał Ron z towarzyszącym temu wzdrygnięciem. – A wy?

Przygryzając na moment wargę, by nie stracić nad sobą kontroli, przybrała najnormalniejszy ton, na jaki mogła sobie pozwolić.

– O, tak, znaleźliśmy go i zniszczyliśmy.

– Że co?

– Nie tutaj – przerwał Snape szorstko, najwyraźniej powracając do rzeczywistości, jego oczy były widocznie puste. Spojrzał na gargulca blokującego przejście.

– Pieprzne diabełki – powiedział i przemknął w stronę schodów.

– Co z nim? – wyszeptał Harry.

– Nic. Chodźcie, jeśli chcecie usłyszeć, co się wydarzyło.

Podążyli za nim do gabinetu Dumbledore’a. Dyrektor podniósł wzrok wystarczająco szybko by wiedzieć, że nie był tak znużony, na jakiego wyglądał.

– No więc?

Severus wyciągnął chusteczkę i bezceremonialnie nią potrząsnął, a zniszczone resztki metalu spadły z łomotem na biurko; jeden z osmalonych brylantów wyskoczył, rozbił się na pół i potoczył. Wszyscy patrzyli na niego w milczeniu zanim Dumbledore dotknął go z wahaniem.

– Na pewno?- Snape pokiwał głową.

– Diadem Roweny Ravenclaw był Horkruksem. Teraz już nie jest.
Harry i Ron zbliżyli się.

– Co z nim zrobiliście?

– Myślałem, że to oczywiste, że go spaliłem – odparł krótko. – Jeśli można, dyrektorze? Zdam panu pełny raport jutro rano.

Dumbledore zmarszczył brwi.

– Jak chcesz, Severusie… – Gdy profesor zniknął, dyrektor spojrzał na Hermionę. – Panno Granger, czy wszystko w porządku?

Przybrała niewinny wyraz twarzy; Dumbledore nie znał jej za dobrze i nie domyśli się, że mówi bzdury.

– Nie jestem pewna, proszę pana. Profesor Snape użył Szatańskiej Pożogi, by zniszczyć Horkruksa i później zdawał się nieco roztrzęsiony… – Nieporozumienie stulecia. Udało jej się nie zarumienić lub zachichotać, ale było blisko.

– Aha. To by wiele wyjaśniało. W porządku – uśmiechnął się i spojrzał na uczniów. – Zapewne panna Granger jest w stanie w pełni wytłumaczyć, co się wydarzyło. Przyjrzę się temu przez kilka godzin i jeśli będzie coś do dodania, porozmawiam z wami po jutrzejszym spotkaniu z profesorem Snape’em. Dobranoc.

– Dobranoc, proszę pana.

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział XXIXGoniąc Słońce – Rozdział XXXI >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 6 komentarzy

Dodaj komentarz