Goniąc Słońce – Rozdział XL

Goniąc Słońce XL

Tym masz swoją drogę. Ja mam swoją. Jeśli chodzi o właściwą, słuszną i jedyną drogę, to ona nie istnieje.

-Friedrich Nietzsche

 

Lato zakończyło się dosłownie i w przenośni na początku września. Prorok zaczął publikować zjadliwe historie o każdym członku personelu Hogwartu, wyśmiewając szkołę za to, że się nie otworzyła i twierdząc, iż Dumbledore wraz ze swoimi szlamowatymi sojusznikami w jakiś sposób przeklął to miejsce, aby uniemożliwić kolejnemu pokoleniu otrzymanie należnego im wykształcenia oraz „poznanie prawdy”. Każdy najmniejszy strzępek informacji, który Umbridge zdołała odkopać jako Wielki Inkwizytor znalazł się na łamach gazety, rozdmuchany do granic możliwości. Głównymi tematami były: brak czystokrwistych czarodziejów wśród nauczycieli, propaganda podczas lekcji oraz fakt, iż “każdy z przedstawicieli szkoły wykazał się zbyt wielkim tchórzostwem, aby udzielić komentarza”.

Jakby to nie było wystarczająco przygnębiające, popsuła się pogoda. Było teraz szaro, nudno i prawie cały czas padało. Według Severusa tak to wyglądało przez większą część roku, co prawdopodobnie spotęgowało niewesołą atmosferę nie tylko w domu, ale na całej posiadłości. Dodatkowo wzmogła się wilgoć, a żadne z nich nie miało pojęcia jak temu zaradzić.

Biorąc pod uwagę okoliczności, odczuli pewną ulgę, gdy któregoś ranka na kuchennym stole zmaterializował się mały srebrzysty Patronus o kształcie łasicy. Jego przybycie przerwało kłótnię oraz siłowanie się Harry’ego i Rona, podczas którego Hermiona próbowała trzymać śniadanie z dala od linii ognia, a Severus starał się ich ignorować. Patronus usiadł na tylnych łapach i przemówił głosem pana Weasleya. 

– Dzień dobry, Severusie. Bill mówi, że ma wieści od Gringotta. Jutro od dziesiątej rano do dwunastej. Mówi, że będziesz wiedział, co ma na myśli… całe to ukrywanie jest bardzo męczące! Przekaż uściski dla chłopców i Hermiony.

– Cóż, w takim razie – powiedział Severus w ciszę, która zapadła gdy łasica zniknęła. – Jutro idziemy obrabować bank.

 

Następnego ranka Hermiona czuła się prawie fizycznie chora. Jej nerwy nie były do ​​tego przystosowane. Chłopcy zachwycali się nadchodzącą przygodą i szczerze nie mogli doczekać się tego szaleństwa, a Severus robił takie rzeczy od dziesięcioleci i był zupełnie niewzruszony. Mogła pomyśleć, że to tylko kolejny blef, ale całą noc spał jak kamień. Wiedziała o tym, bo w kilku ostatnich tygodniach dzielenia z nim łóżka dowiedziała się, że Severus wyraźnie nie zdawał sobie sprawy z tego, iż chrapie. Zatem kiedy tylko udawał, że śpi – na przykład po koszmarze, chociaż te zdarzały się coraz rzadziej – podejrzanie milczał.

Zaplatając włosy w warkocz przed lustrem w łazience z niepokojem przygryzła wargę i usłyszała za sobą cichy chichot, gdy Severus pojawił się w jej zasięgu.

– Przestań – zbeształ ją. – Tylko mi teraz wolno cię podgryzać. – Sięgnął obok niej po swoją szczoteczkę i pastę do zębów, gdy przesunęła się lekko, aby przepuścić go do zlewu. – Nie jadłaś. Zmusiłem te dwa oblicza klęski głodowej, żeby zostawili ci trochę śniadania, ale prawdopodobnie powinnaś szybko tam zejść, zanim Weasley ulegnie pokusie. Nigdy nie zrozumiem, jakim cudem nie wygląda jeszcze jak trzydrzwiowa szafa. 

– Nie jestem głodna.

– Na pewno nie, ale i tak pójdziesz na dół zjeść – powiedział jej stanowczo, zanim zaczął myć zęby. Kontynuował nieco niewyraźnie: – To ważne, Hermiono. To będzie wyczerpujący dzień. Ty zaczniesz oczywiście niepotrzebnie się zamartwiać, a mamy sporo do zrobienia i prawdopodobnie będziemy również używać magii. Musisz jeść.

– To faktycznie niepotrzebne zmartwienie? – zapytała. – Czy naprawdę jesteś tak pewny siebie, jak się wydajesz, czy tylko udajesz?

Uniósł brwi, po czym pochylił się, by splunąć do miski. 

– Przyznaję, że nie wiem dokładnie, z czym przyjdzie nam się zmierzyć, ale całość naprawdę nie jest skomplikowana. Wiem dokładnie, gdzie są tylne drzwi i jak się dostać do środka. Wiem też, jak dotrzeć stamtąd do skarbca Bellatrix oraz jak się wydostać. Żadna z osłon Gringotta nie będzie tam funkcjonować, więc jedyne, o co musimy się martwić to to, co ona mogła jeszcze dodać.

– Och, tylko tyle? – odpowiedziała sarkastycznie, gdy płukał usta. Severus prychnął.

– Spokojnie, kobieto. Spójrz na mnie. Ufasz mi?

– Tak, oczywiście.

– Więc uspokój się. To nie jest mój pierwszy raz. Wiem, co robię i nie zamierzam ryzykować twojego życia. Albo ich, jak sądzę, chociaż niezmiernie mnie irytują.

– A jeśli Bellatrix zjawi się, gdy tam będziemy?

Nie zaczynaj gdybać. Jeśli to zrobi, zajmą się nią gobliny. To główny powód, dla którego się zgodzili – nienawidzą jej prawie tak samo jak ja. Widziałaś wystarczająco dużo, żeby zorientować się, jaka ona jest. Uwierz mi, nie ma miłości między goblinami a czystokrwistymi.

– Ale… – zaczęła i urwała z zaskoczonym okrzykiem, bo Severus bezceremonialnie chwycił ją za ramiona i uciszył mocnym pocałunkiem.

– Przestań – powiedział stanowczo, kiedy ją puścił. – Nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Czy to jasne?

– Tak, profesorze – odparła psotnie i stłumiła śmiech, gdy zgromił ją wzrokiem.

 

– Nie rozumiem, dlaczego musieliśmy wyruszać tak wcześnie – poskarżył się Ron. – Tata mówił o dziesiątej, prawda? Nie ma nawet dziewiątej trzydzieści.

– Jeszcze nie jesteśmy na miejscu, Weasley – powiedział Severus. Do zewnętrznej granicy Gringotta jest dość daleko. Będziemy potrzebować jak najwięcej czasu.

– Gdzie jesteśmy? – zapytał Harry.

– W Londynie. A konkretnie Docklands. Gdyby pogoda nie była tak paskudna, to tam zobaczyłbyś rzekę. Idziemy do magazynu po lewej stronie, tego z niebieskim graffiti na drzwiach, które zdaje się głosić parę raczej nieprzyjemnych rzeczy o Kevinie, kimkolwiek on jest. A teraz słuchajcie – to nie film szpiegowski. Nie będziemy się podkradać, rozpłaszczać przy ścianach, robić uników i generalnie zachowywać jak idioci. Podejdę tam, a wy ruszycie za mną tak, jakbyśmy mieli pełne prawo tu być. Trzymajcie głowy prosto, nie rozglądajcie się, nie biegnijcie. Starajcie się zachowywać normalnie.

– Naprawdę wolałbyś robić to sam, prawda? – zauważyła Hermiona, gdy już zastosowali się do jego poleceń. Wszyscy mieli na sobie niewyróżniające się ubrania, zwykłe spodnie lub dżinsy oraz ciemne kurtki nie ograniczające ruchów i raczej nijakie. Severus wyraźnie miał w tym doświadczenie.

– Szczerze mówiąc, tak – przyznał. – Znam swoje możliwości znacznie lepiej niż twoje, a i dbanie tylko o siebie jest mniej stresujące. Równie dobrze możemy jednak znaleźć się w obliczu czegoś, co będzie wymagało więcej niż jednej pary rąk. A jeśli wydarzy się coś nieoczekiwanego zawsze możemy poświęcić Pottera i uciec – dodał nieco głośniej.

– Profesor McGonagall kazała ci się nami zaopiekować – odparł swobodnie Harry.

– Nieunikniona tragedia, jaka szkoda, zbudujemy pomnik ku jego pamięci, ruszajmy dalej – wycedził Severus, uśmiechając się złośliwie, po czym dyskretnie wysunął różdżkę z rękawa, gdy zbliżali się do magazynu.

– Alohomora. 

Schował różdżkę w pasek i otworzył drzwi. 

– Do środka, szybko.

– Nie są zablokowane magią? – zapytał Ron, kiedy weszli, a mężczyzna zamknął za nimi drzwi.

– Magia goblinów nie działa tak jak nasza, Ron – powiedziała Hermiona.

– To i tak nie są tylne drzwi – dodał Severus – nie dokładnie. Tędy. Nie ociągać się.

Harry nachylił się do Hermiony, kiedy szli prędko przez magazyn przy świetle różdżki.

– Myślisz, że on wie, że wrócił do swojego nauczycielskiego zachowania? Za każdym razem, gdy mówi w ten sposób spodziewam się, że odbierze mi punkty.

– Harry, pomyśl o tym, co mamy zrobić. To ważne. Niech się odzywa do ciebie jak chce.

– Posłuchaj jej, Potter – zgodził się Severus. Nie rozglądając się, przeszedł szybko w kierunku odległego rogu budynku. – Właściwie, posłuchajcie mnie wszyscy. Nie jestem Dumbledore’em, nie każę wam uroczyście przysięgać, że macie mi być posłuszni. Szczerze mówiąc, nie sądzę, abyście to zrobili, nie po ostatnich sześciu latach. Chcę jednak, żebyście wszyscy słuchali, kiedy wydam wam jakieś polecenie. Nie wiem, na jakie pułapki możemy się natknąć, gdy już tam dotrzemy, a zatrzymanie lub unik w odpowiednim momencie może uratować wam życie. To nie jest gra. Zrozumiano?

– Tak, proszę pana – powiedział Harry odruchowo, powodując, że pozostała trójka stłumiła śmiech.

– Ciekawe, że w końcu nauczyłeś się szacunku, teraz gdy już cię nie uczę – powiedział oschle Severus. – Jesteśmy.

Pochylił się i stuknął mocno różdżką o brudną betonową podłogę w miejscu, które niczym się nie wyróżniało i cofnął się, gdy migoczące punkty rozproszyły się po ziemi, powoli przybierając kształt zapadni. Klapa otworzyła się, ukazując drabinę prowadzącą w ciemność.

– Gdzie to dokładnie prowadzi? – spytała Hermiona z powątpiewaniem, gdy ona i chłopcy zajrzeli do środka.

– To stary system kanalizacyjny.

– Fuj! – wykrzyknął Ron, a Severus posłał mu miażdżące spojrzenie.

– Ta część, którą pójdziemy nie była używana od wieków, Weasley. Czy naprawdę myślisz, że gobliny chcą, aby ich wyjście awaryjne było wypełnione ludzkimi ściekami? Schodzimy tutaj, przejdziemy przez kilka tuneli, aż na skraj osłon Gringotta. Potem czekamy do dziesiątej. Zwróćcie uwagę na trasę – może się zdarzyć, że będziemy wracać w pośpiechu. I trzymajcie tempo, musimy poruszać się szybko. Liczyłem na więcej czasu. 

Bez zbędnych ceregieli chwycił zapaloną różdżkę w zęby i usiadł na krawędzi dziury, obracając się zręcznie, by opuścić się na drabinie i rozpocząć zejście.

 

Jak dotąd wszystko szło idealnie. Tunele zbudowano ze starej cegły, ale nadal pozostawały w dobrym stanie i pomimo obaw Rona powietrze było wystarczająco czyste, choć chłodne. Nie zauważyli żadnych szczurów, a jedynym dźwiękiem poza ich szybkimi krokami była woda kapiąca gdzieś w oddali. Podążając za Severusem, Hermiona wciąż czuła zdenerwowanie, ale nie takie przerażenie jak wcześniej. Było coś krzepiącego w jego pewnej postawie i lekko przebijającej tak typowej dla niego Snape’owej złośliwości. Wiedział co robi, a jej trudno było wyobrazić sobie sytuację, w której nie daje rady czemuś, co stanie na ich drodze.

Zegarek Severusa zapiszczał, strasząc ich wszystkich. Mężczyzna jako jedyny miał ze sobą zegarek elektroniczny, chociaż nie wyjaśnił dlaczego go zabrał. Zgasił papierosa, wyciągnął różdżkę i spojrzał na nich spokojnie. 

– Gotowi? 

Skinęli głowami, a kiedy przeszedł przez tajemniczą niewidzialną linię tworzącą granicę Gringotta, ruszyli za nim.

To, co wydawało się być tylko kolejnym wyłożonym cegłami, z grubsza okrągłym tunelem z płytkim rowem na dnie zniknęło, a oni zatrzymali się zdezorientowani, rozglądając po jaskini, w której się teraz znajdowali. 

– Co do… – zaczął Ron. – To nie jest część Gringotta, prawda?

– Tak i nie – powiedział zagadkowo Severus – Chodźcie. Przed nami jeszcze długa droga do podziemi i niestety w większości pod górę.

– Dlaczego nie poprosiłeś ich o usunięcie zaklęć, żebyśmy mogli się aportować?

– Nie zrobiliby tego. Podstawowa zasada wszelkich negocjacji: nie proś o niemożliwości i nie oferuj niczego, na utratę czego nie możesz sobie pozwolić.

Kiedy szli, momentami wspinając się, wyjaśnił trochę więcej. 

– Gringott jest znacznie bardziej rozległy, niż ktokolwiek w pełni zdaje sobie sprawę z wyjątkiem tych, którzy tam pracują. W różnych punktach łączy się z naturalnymi jaskiniami pod Londynem, takimi jak ta oraz z kanałami, starymi kopalniami i metrem. Jest jeszcze jedno wyjście w boczny tunel prowadzący do Northern Line, który nazywają mysią norą, ale on jest jednokierunkowy i niedostępny dla każdego, kto nie jest goblinem. Ta jaskinia nie stanowi technicznie części oficjalnego terytorium banku, ale tak czy inaczej, gobliny ją kontrolują. Co kilka stóp w całej jaskini rozmieszczone są zaklęcia alarmowe i prawdopodobnie wiele wspaniałych pułapek i sideł zaprojektowanych do zabijania złodziei w straszny sposób. Dlatego potrzebowaliśmy współpracy Gringotta. W przeciwnym razie musielibyśmy spróbować blefować lub podstępem dostać się przez główne wejście, co raczej nie skończyłoby się zbyt dobrze.

– Skąd to wszystko wiesz? – zapytał Ron. – Bill jest związany wszelkiego rodzaju zaklęciami, które mają powstrzymać go przed mówieniem o zabezpieczeniach. Przypuszczam, że każda osoba pracująca dla banku również ma takie ograniczenia, przynajmniej ludzie. Czy znasz któregoś z goblinów?

– Nie osobiście. – Severus uśmiechnął się nagle, a jego oczy zabłysły w półmroku. Było tu jakieś światło, chociaż Hermiona nie miała pojęcia, skąd ono pochodzi. – Początkowo dowiedziałem się o tym w taki sam sposób, w jaki natknąłem się na całkiem sporo moich informacji. Podsłuchałem w pubie.

– Żartujesz.

– Nie. Byłbyś zdumiony i dość zmartwiony, jak wiele ważnych sekretów można usłyszeć w takich miejscach. Zwłaszcza na Nokturnie.

– Nie wiem, dlaczego jesteśmy zaskoczeni – mruknął Harry. – Ile dziwnych i przerażających zwierząt wygrał już Hagrid od podejrzanych typów w pubach?

– Dokładnie. Tam na dole można znaleźć praktycznie wszystko, jeśli wiesz, gdzie szukać. Rozmawiałem też z kilkoma osobami zatrudnionymi u Gringotta o ich pracy jeszcze w czasach, gdy wciąż była szansa, że ​​będę mógł wybrać własną cholerną karierę, zamiast marnować ją na was. Reszta była dochodzeniem, głównie metodą prób i błędów.

– Byłeś tu wcześniej?

– Tak głęboko nie, ale dotarłem przez tunele do granicy ich osłon. Już niedaleko. Przed nami krótka wspinaczka, a potem będziemy na dobre w środku Gringotta, dość blisko krypt, na których nam zależy. Na szczęście skarbiec Lestrange’ów leży na jednym z niższych poziomów.

– Wszystko w porządku, Hermiono? – spytał Harry, patrząc na nią przez ramię. – Nie odzywasz się.

– Nic mi nie jest. Dlaczego uważacie, że dziewczyna zawsze musi być najsłabsza? – spytała, zirytowana faktem, że zaczęło trochę brakować jej tchu. – Po pierwsze, jestem sprawniejsza niż którykolwiek z was.

– Ode mnie prawdopodobnie też – zgodził się oschle Severus. – Niestety, kobiety są przeciętnie słabsze po prostu dlatego, że są mniejsze. Zarówno pod względem masy mięśniowej jak i pojemności płuc. A bieganie tak naprawdę nie uczy wspinaczki. Poza tym minęły miesiące, odkąd przestaliśmy biegać.

– Jednak wyrabiałeś formę w inny sposób… Cholera! – Mamrotanie Rona nie było wystarczająco ciche. Rozległy się odgłosy szamotania, a następnie głuche uderzenie, gdy chłopak wpadł z dość mocnym impetem na skałę. – Cholera! Chyba krwawi mi kolano.

– I dobrze – powiedział Severus zimnym głosem, którego nie słyszeli od dawna. – To nie było śmieszne.

– Przepraszam. – powiedział Ron cicho po chwili. – Przykro mi.

– Nie tak przykro, jak zdecydowanie ci będzie, gdy jeszcze raz usłyszę coś takiego. Czy komentuję, jak dużo czasu spędzasz ostatnio pod prysznicem? Nie. Więc trzymaj język za zębami.

Ostatni etap wspinaczki zakończyli w ciszy.

 

Zanim dotarli do na wpół znanych tuneli z surowego kamienia znajdujących się pod bankiem, atmosfera nieco się uspokoiła. Mogło być o wiele gorzej. Kiedy przebywało się wspólnie na tak niewielkiej przestrzeni, trzeba było pogodzić się z tym, że nie ma zbyt wiele prywatności, nawet przy użyciu magii i nauczyć się ten fakt ignorować. Ron przeprosił, bez kłótni i prób usprawiedliwienia. Nie powiedział nic w złej wierze. Zawsze dokuczał swoim przyjaciołom i od czasu do czasu zarówno on, jak i Harry zapominali, że Severus tak naprawdę nie należał do tej kategorii. Poza tym teraz były ważniejsze sprawy do załatwienia.

Wydawało się, że Severus o wszystkim zapomniał, skupiając się na tym, co mieli zrobić. Wszedł z powrotem w tryb drapieżnika, niemalże skradając się wzdłuż metalowych szyn przymocowanych do podłoża. Jego oczy błyszczały czujnie, gdy ciągle się rozglądał. Umiejętność skupienia się na teraźniejszości z wykluczeniem wszystkiego innego definiowała go od pierwszego roku. Hermiona wiedziała, że ​​nie pozwoli sobie stracić kontroli, dopóki to się nie skończy i nie wrócą do domu. Do tego czasu przypuszczalnie naprawdę zapomni o tej wymianie zdań lub uspokoi się na tyle, aby udawać, że to zrobił. Co wróżyło dobrze dla Rona, ale nie oznaczało, że ona nie postara się by chłopak pożałował. Mogła tolerować pewną dozę dokuczania, ale nie miała zamiaru pozwalać na żarty dotyczące życia seksualnego jej i Severusa.

– W porządku – powiedział w końcu Snape, przerywając ciszę. – Skarbiec Bellatrix jest za następnym rogiem. Poczekajcie tu chwilę. 

Ruszył do przodu, płynnie przenosząc ciężar ciała na podeszwy stóp i bezszelestnie skradając przez tunel. Był w tym naprawdę dobry.

– Serio mi przykro, wiesz? – mruknął Ron, gdy obserwowali mroczną postać przesuwającą się dalej w dół tunelu.

– Musisz pamiętać, że nie możesz z nim pozwalać sobie na tak dużo jak ze mną lub Harrym – powiedziała cicho. – On nie jest twoim przyjacielem, Ron. Ani Harry’ego. Uwierz mi, nie zapomniał żadnego z ostatnich sześciu lat. Nadal zbytnio nie lubi żadnego z was.

– Domyśliłem się – powiedział spokojnie Harry. – Założyliśmy, że znosi nas tylko przez wzgląd na ciebie. To jeden z powodów, dla których odkryłem, że prawdopodobnie darzy cię sympatią – nie ma absolutnie żadnego innego powodu, dla którego by mnie tolerował. W każdym razie, jak na Snape’a to było w sumie serio przyjazne. Ron skaleczył się w kolano, ale to był wypadek. Urok Omsknogi.

– Ja nie byłabym tak miła. Nie róbcie sobie z tego żartów, okej? 

Pomijając wszystko inne, odniosłoby to odwrotny skutek. Wiedziała, że ​​może zawstydzić chłopców o wiele bardziej niż oni ją. W końcu obajnadal byli prawiczkami, a jako mężczyźni, mogli rozmawiać o seksie wyłącznie przechwalając się przed innymi mężczyznami, a nie słuchając koleżanki.

Zanim mogli wznowić dyskusję zobaczyli, że Severus dociera do rogu przed nimi. Zamarł na sekundę, po czym cofnął się pospiesznie, zatrzymując na dłuższą chwilę. Następnie odwrócił się i ruszył z powrotem w ich stronę. Był blady, nachmurzony i mamrotał pod nosem nieprzyzwoite słowa. Chłopcy gapili się na niego. Hermiona przyzwyczaiła się, że w stresie przeklinał, ale oni nie.

– Co jest nie tak? – zapytała szybko.

– Coś, czego się nie spodziewałem – mruknął, przeczesując palcami włosy. – Kurwa.

Wypuścił drżący oddech i potrząsnął głową. – Weasley, czy zwracasz uwagę, kiedy twoi bracia rozmawiają o pracy?

– Już mówiłem, że Bill nie może nam nic powiedzieć o banku…

– Miałem na myśli innego brata. Jak dużo wiesz o pracy Charlesa?

– Charlie? Uh, cóż, lubiłem słuchać jego opowieści, ale… chwila, co? Czy tam jest…

– Tak – powiedział ponuro Severus. – Na zewnątrz skarbca jest cholerny smok.

 

Smok spał, przynajmniej na razie, więc każde z nich na zmianę podkradło się do rogu, żeby go zobaczyć. Kiedy Hermiona otrząsnęła się z szoku – poza Norbertem i Turniejem Trójmagicznym nigdy wcześniej nie widziała smoka i nigdy nie była tak blisko dorosłego – uznała to za raczej smutne. Gad wyglądał na dość starego, zaniedbanego i niezdrowego. Na jego pysku widniały brzydkie blizny, a łuski były popękane i łuszczyły się. Skrzydła miał postrzępione, a w korytarzu nie było wystarczająco dużo miejsca, by mógł je rozłożyć czy też porządnie wstać. Tylne łapy przykuto łańcuchami do podłoża.

Przegrupowali się dalej w tunelu i popatrzyli z nadzieją na Rona. Najwyraźniej nawet Severus nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Ze wszystkiego, o czym mógł pomyśleć ten paranoiczny Ślizgon, najwyraźniej nie spodziewał się smoka. 

– Zdradzieckie spiczasto-morde wielkouche pokurcze – mruknął z irytacją. – Nic dziwnego, że byli tak pewni, że nie damy rady. Głupiec ze mnie. Poleciłem im usunąć jedynie magiczną ochronę, a nie wspomniałem o fizycznych strażnikach. No więc, co możesz nam powiedzieć?

Ron wzruszył nerwowo ramionami. 

– Nie wiem. Jest w takim stanie, że nie rozpoznaję gatunku. Nie wiem nawet czy to samiec, czy samica.

– Nie chcę znać historii jego życia, Weasley, chcę wiedzieć, jak go powstrzymać od zjedzenia nas. Mogę ci wymienić dziesiątki, jeśli nie setki zastosowań praktycznie każdej części smoczego truchła, ale wszystko co wiem o żywych smokach to fakt, że są w większości odporne na wszelką magię. Jak go zabijemy?

– Musimy go zabić? – spytała smutno Hermiona. Chłopcy też nie wyglądali na szczęśliwych.

– Nie sądzę, żebyśmy potrafili – stwierdził Ron, zanim Severus zdążył odpowiedzieć. Sądząc po wyrazie jego twarzy i tak nie był pewien, jak zareagować. Praktyczność jej kochanka graniczyła czasem z bezwzględnością i wątpiła, by przyszło mu do głowy zrobić cokolwiek poza uśmierceniem stwora. – Do ogłuszenia dorosłego smoka tej wielkości potrzeba całego zespołu. Charlie nie musiał zabijać ich bardzo często, ale z tego co mówił jest to prawie niemożliwe. Sądzę też, że metoda różni się w zależności od gatunku. Nie wiem, jak to zrobić, ale nie wydaje mi się, żeby nawet nasza czwórka była wystarczająco dobra.

– Jeśli smok padnie martwy, czy Bellatrix nie domyśli się, że ktoś był w jej krypcie? – dodał Harry, wyraźnie również po stronie smoka. – Myślałem, że staramy się sprawić, żeby wyglądało jakby nigdy nas tu nie było.

Severus posłał im wszystkim sfrustrowane spojrzenie. 

– Sentymentalni Gryfoni – mruknął, chociaż nie brzmiał zbyt szczerze. Hermiona pamiętała, jak Dilys powiedziała jej kiedyś, że lubi zwierzęta. – W porządku. Jeśli go nie zabijemy, co zrobimy? Wiem, że ogłuszenie smoków jest prawie niemożliwe, pamiętam to z Turnieju Trójmagicznego.

– Już śpi – zauważyła dziewczyna. – Musimy tylko powstrzymać go przed obudzeniem. To oznacza, że ​​musi przestać nas wyczuwać, prawda?

– Te blizny na jego pysku — powiedział Harry, kiwając głową. – Myślę, że jego oczy zostały uszkodzone i najwyraźniej przez jakiś czas przebywał tutaj w ciemności. Nie sądzę, żeby widział zbyt dobrze.

– To nie o oczy musimy się martwić. Smoki mają naprawdę dobry słuch i węch – odparł Ron.

– Jeśli rzucimy zaklęcie Bąblogłowy, nie wyczuje nas. – odpowiedziała natychmiast Hermiona. – Ono oczyszcza całe powietrze.

– Dobra. Pozostaje tylko słuch. Ron, jak działają uszy smoków? Czy możemy je czymś zatkać? Może nawet przekłuć mu bębenki albo coś – przynajmniej tymczasowo.

– Kiepski pomysł, obudzi się. On tylko śpi, a nawet smok poczułby coś takiego.

– Severusie, czy Muffliato zadziała? – zapytała Hermiona, odwracając się. 

Patrzył na nich z głową przechyloną na bok w zamyśleniu i uniesioną brwią. Badawczym spojrzeniem obserwował, jak planują.

– Co?

Potrząsnął głową z lekkim uśmiechem. 

– Nic. To nie ma znaczenia. Nie wiem, czy Muffliato zadziała, czy też nie. Nigdy nie miało blokować wszystkich dźwięków, tylko ludzkie rozmowy. Może zadziałać, jeśli nie będziemy zbytnio hałasować i smok nie zareaguje na nagły cichy brzęczący dźwięk. Jeżeli stwierdzi, że szum w uszach go denerwuje, możemy mieć problem. 

Spojrzał na zegarek i przygryzł wargę. Hermiona od razu rozpoznała swój własny nerwowy nawyk. 

– Tracimy czas. Przypuszczam, że musimy spróbować. Kto jest najlepszy w zaklęciu Bąblogłowy?

– Hermiona – powiedzieli zgodnie chłopcy, a on parsknął cicho.

– W porządku. Rzucę Muffliato, zaklęcie zawsze działa najlepiej wychodząc od tego, kto je stworzył. Mówcie szeptem i starajcie się nie wydawać zbyt wielu innych dźwięków. Potter, Weasley, przygotujcie Zaklęcia Tarczy i pilnujcie smoka. Jeśli choć drgnie, osłaniacie nas i rzucamy się do ucieczki. Nie będę walczył z cholernym smokiem, bez względu na stawkę. Nie wiem jak oni go tutaj przywlekli, do diabła.

– Przypuszczam, że po prostu przynieśli go, kiedy był mały — powiedział Ron, wzruszając ramionami, a Severus potrząsnął głową.

– Moja krypta znajduje się niedaleko stąd, jako że rodzina mojej matki jest mniej więcej tak stara Lestrange’owie. Zeszłego lata zdecydowanie nie było tu smoka . Najwyraźniej trzymali go gdzieś pod ziemią, ale nie tutaj. Chodźcie, zobaczymy czy to zadziała…

 

Jak na razie idzie nieźle, z rezerwą pomyślała Hermiona obserwując smoka nieufnie. Przez chwilę przypomniała sobie pierwszy rok, gdy wspólnie starali się nie obudzić Puszka, przesuwając jego łapę. Oddech smoka był jednak gorszy, ponieważ zaklęcie Bąblogłowy działało tylko w jedną stronę. Gdy rzucili wszystkie czary, bestia wciąż spała wdychając ciężko powietrze. W pobliżu znajdowało się pudło zawierające coś, co wyglądało jak gigantyczne terkotki i kilka mieczy, które wyjaśniały blizny na pysku biedaka.

– Później zgłosimy to do opieki nad zwierzętami – wyszeptał Severus zauważywszy jej spojrzenie i uśmiechnął się, kiedy na niego zerknęła. Nieskruszony poprowadził ich obok łopatek smoka do jednego z sześciu skarbców, których strzegł. – Zaraz dowiemy się, czy gobliny dotrzymały swojej części umowy – mruknął, ostrożnie wyciągając lewą rękę i trzymając ją przez chwilę kilka centymetrów od drzwi, zanim ostrożnie dotknął ich czubkiem palca. Gdy nic się nie stało, wypuścił powietrze z ulgą.

– Dobrze. Mamy jeszcze około godziny, żeby zdobyć to, po co przyszliśmy i się wydostać. Chcę, żebyście we troje zaczęli próbować otworzyć drzwi. Już wiecie, jak wykryć rzucone na nie zaklęcia. Skoro już tu jesteśmy, chcę wziąć coś z mojego skarbca, bo nie będzie kolejnej szansy. To nie potrwa długo. Jeśli otworzycie drzwi, nie wchodźcie do środka, lecz po prostu zostańcie w wejściu i poszukajcie pucharu wzrokiem. Nie dotykajcie niczego dopóki nie wrócę. W razie gdyby smok zaczął się budzić lub ktoś by nadchodził, bierzcie nogi za pas i nie czekajcie na mnie. Zrozumiano?

– Idę z tobą – wyszeptała natychmiast Hermiona. Spróbowała się uśmiechnąć, kiedy na nią spojrzał. – Nienawidzę niańczenia. I wiesz, że będę tylko się martwić.

– Odejdę dosłownie dwadzieścia stóp za następny róg. Zajmie mi to najwyżej pięć minut.

– Nie ma znaczenia.

Posłał jej udawany grymas.

– Dobra. Potter, Weasley, zaczynajcie i na miłość boską, bądźcie ostrożni.

Chłopcy bardzo uważnie zajęli się zaklęciami na drzwiach, a Hermiona podążyła za Severusem dalej w dół tunelu, robiąc krok w bok, aby uniknąć smoczego ogona i skręcając wzdłuż szyn za rogiem. Nigdy nie była tak głęboko pod ziemią. Jej własna skrytka znajdowała się zaledwie na pierwszym poziomie, chociaż krypty Harry’ego i Rona leżały nieco niżej. 

– Nie zdawałam sobie sprawy, że rodzina twojej matki ma tak stary rodowód – powiedziała cicho.

Spojrzał na nią i wzruszył ramionami. 

– Ani ja, z początku. Jestem świadomy, że Prince’owie stanowili wiele wieków temu dość prominentny ród, ale nigdy szczególnie liczny czy bardzo zamożny. Szybko skurczyli się do jednej linii, głównie dlatego, że byli za mądrzy, by rozmnażać się w bliskim pokrewieństwie, ale zbyt uparci lub głupi, żeby szukać świeżej krwi, poślubiając czarodziejów półkrwi albo mugolaków. Jestem ostatni. I jak za chwilę zobaczysz, nie zostało nic do dziedziczenia. Jak wiem, mój pradziadek miał poważny problem z hazardem i stracił to, co pozostało z majątku.

– Dlaczego twoja matka wyszła za mugola? – zapytała z ciekawością. Wątpiła, że z miłości – ktoś o pochodzeniu i wychowaniu Eileen nie powinien był rozmawiać z mugolem na tyle często, by stworzyć jakiekolwiek przywiązanie, zwłaszcza z człowiekiem z klasy robotniczej i miejsca takiego jak Spinner’s End.

– Nie mam cholernego pojęcia – odpowiedział krótko, a jego oczy stwardniały. Wciąż był to zakazany temat, chociaż zasygnalizował, że w końcu porozmawia z nią o tym kiedy będzie gotowy. Kiwając głową bez obrażania się – czasami nie mógł powstrzymać się od warczenia – milczała i podążyła za nim do kolejnych drzwi skarbca, identycznych jak wszystkie inne. Obserwowała, jak wyciąga klucz z kieszeni.

– Nie potrzeba Goblina, żeby je otworzył?

– Skarbce czystokrwistych na głębokich poziomach nie wymagają tego. Zareagują na każdego z właściwym rodowodem. Krypta rodziny Weasleyów znajduje się na pierwszym poziomie kontrolowanym wyłącznie przez Gringotta, a Pottera jest o poziom wyżej. Chociaż jak sądzę chłopak mógłby prawdopodobnie użyć skrytki Gryffindora, jeśli ta nadal istnieje. Zakładam, że leży gdzieś tutaj na dole. – Brzmiał na nieco rozkojarzonego, a jego postawa napięła się, gdy otworzył drzwi i wszedł do środka.

Hermiona z ciekawości zajrzała za nim. Pomieszczenie było ogromne, znacznie większe niż jej własna krypta. Goblin wyjaśnił rodzicom, że jej skrytka przeznaczona była tylko do przechowywania pieniędzy na wydatki szkolne, a kiedy dziewczyna skończy edukację, zostaną one przeniesione do znacznie większego, stałego skarbca rodziny Granger. Ta przypominająca celę jaskinia była mniej więcej wielkości klasy Zaklęć w Hogwarcie, chociaż dokładna ocena sprawiała kłopot. Prawdopodobnie wyglądała na większą niż w rzeczywistości, ponieważ była prawie całkowicie pusta. Pod pobliską ścianą stało sześć dużych otwartych skrzyń. Dwie były do ​​połowy wypełnione bezładną mieszaniną złotych, srebrnych i brązowych monet, choć wyglądało na to, że nie ma ich zbyt wiele. Trzecia zawierała cały asortyment małych pudełek i torebek. Pozostałe trzy były puste, a w skarbcu nie znajdowało się już nic więcej.

Rozpoznała zamknięty, prawie zawstydzony wyraz twarzy Severusa, gdy szybko przeszedł do trzeciego kufra i szybkimi, gwałtownymi ruchami zaczął przekopywać zawartość. Widziała to już wcześniej w oczach Rona, kiedy zatrzymali się w krypcie Weasleyów. Osobliwy wstyd, mający swe źródło w byciu biednym i nienawiści do tego faktu. Opierając się o ścianę i starając się brzmieć, jakby to naprawdę nie było nic wielkiego, zauważyła łagodnie: 

– Widziałam twoje laboratorium. Widziałam, gdzie musiała pójść większość twoich pieniędzy. Nie sądzę, że wszystko przepuściłeś na głupoty. 

Nadal nie zapomniała o oszczędnościach, które dał jej rodzicom, aby pomóc im szybciej wyjechać. Tak naprawdę tego nie potrzebowali, ale ich własne pieniądze były związane z biznesem i nie byłoby im łatwo zdobyć tak szybko wolnej gotówki.

– Nie – powiedział zmęczonym głosem, nie podnosząc wzroku. – To nie tam poszła przeważająca część. Zabrał ją Czarny Pan. Teraz pomaga ona finansować obrzydliwości w Ministerstwie, a reszta została wydana na… ograniczenie strat. Proszę, nie próbuj mnie pocieszać. 

Z dna skrzyni wyciągnął mały worek, po czym wstał, zerkając krótko do środka, zanim ponownie ją zamknął i włożył worek do kieszeni, najwyraźniej nie zamierzając wyjaśniać, co to jest.

– Severusie – powiedziała swobodnym tonem. – Co właściwie powiedziałam lub zrobiłam w ciągu ostatnich sześciu lat, co skłoniłoby cię do myślenia, że ​​obchodzą mnie pieniądze? 

Posłał jej ostre spojrzenie, ale skinął głową, przyznając rację. Patrząc z obrzydzeniem na skromną zawartość skarbca wzruszył ramionami i przeszedł obok niej przytrzymując drzwi, dopóki nie wyszła. Zatrzasnął je i zaryglował. 

– Powiesz mi, co jest w tym worku?

– Nie. Jeszcze nie.

 

Kiedy wrócili do skarbca Lestrange’ów, Harry i Ron z przesadną ostrożnością zaglądali przez otwarte drzwi, wyglądając na całkiem zadowolonych z siebie. Hermiona zobaczyła, że jaskinia bardzo przypominała tę, którą właśnie widziała. Tyle że ta była wypchana błyszczącymi skarbami, które zawstydziłyby bandę srok – wszystkim, począwszy od skrzyń z monetami i klejnotami po zachowane skóry magicznych stworzeń, posągi i inkrustowane złotem meble. Więc tak żyła ta druga połowa społeczeństwa?

– Chyba nie dzieli tego szajsu z kimś na spółkę – zauważył szeptem Ron.

Severus popatrzył na niego. 

– Szajsu? – powtórzył cicho. – Masz pojęcie, ile warte są niektóre z tych rzeczy, Weasley? 

Spojrzał z powrotem do skarbca. Hermiona zobaczyła, że utkwił wzrok w zestawie szklanych buteleczek z eliksirami na półce, z których każda wypełniona była różnymi kolorowymi płynami i zamknięta korkiem wysadzanym klejnotami. W jego oczach pojawił się nieskrywany głód. Wyraźnie wiedział, czym one są i tak samo wyraźnie ich pragnął.

– Czy możemy w takim razie coś stąd rąbnąć? Byłoby trochę głupio obrabować bank i nie dostać z tego żadnych pieniędzy… – powiedział z nadzieją Ron.

Sądząc po minie, Severusa oczywiście bardzo mocno kusiło. Zawahał się, ale w końcu pokręcił głową ze sfrustrowanym wyrazem twarzy. 

– Nie możemy. W zamierzeniu nikt nie wie o naszej bytności tutaj. Gobliny będą wiedziały, co zabraliśmy, ale jest tu tak wiele rzeczy, że jeśli będziemy ostrożni, ani Bellatrix ani Rodolphus nie zorientują się, że czegoś brakuje. – Rzucił butelkom kolejne tęskne spojrzenie i westchnął smutno. – Marnujemy czas. Wejdźcie do środka i rozejrzycie się, ale na wszelki wypadek upewnijcie się, że zawsze ktoś tu jest i przytrzymuje otwarte drzwi. Niczego nie dotykajcie.

Okazało się, że skarbiec wypełniony był złotymi pucharami i kielichami, a dokładne obejrzenie każdego z nich pod kątem wizerunku borsuka nie było łatwe. W powietrzu wręcz unosiła się magia i żadne z nich naprawdę nie potrzebowało ostrzeżenia, aby niczego nie dotykać. Co najmniej połowa przedmiotów wydawała się zaczarowana, a Ron miał pecha i odkrył, że na resztę nałożone zostały klątwy Gemino i Flagrante. Gdy stanął na leżącejmonecie, ta rozgrzała się do czerwoności parząc mu stopę i szybko pomnożyła.

Wreszcie Harry powiedział cicho: – Myślę, że wiem, gdzie on jest.

– Tak?

 

Wskazał na półkę wysoko nad ich głowami. 

– Tam na górze, ponieważ jest to jedyny puchar, do którego nie możemy łatwo dotrzeć. Nasze typowe szczęście.

– Ha. Przypuszczalnie to prawda. – Severus zasłonił i zmrużył oczy. – Myślę, że masz rację.

– Więc jak się do niego dostać bez dotykania czegokolwiek? – spytał Ron, podchodząc do drzwi, by je przytrzymać i mieć oko na smoka. – Możesz do niego podlecieć?

– Niezupełnie. Tu na dole nie ma żadnego ruchu powietrza. Musiałbym wziąć cholernie duży rozbieg, a nie mam wystarczająco miejsca. Nie mogę się zatrzymać i zawisnąć w powietrzu bez porządnego prądu wznoszącego.

– Mobilicorpus? – zasugerował Harry z powątpiewaniem.

– To byłoby trudne – centymetr w złym kierunku, a wszystko się zawali i bardzo nas poparzy. Wolałbym tego nie powtarzać, jeśli się da. – Severus z roztargnieniem przygryzł wargę, wpatrując się w puchar z poirytowanym grymasem.

– Jestem najwyższy – powiedział powoli Ron. – Myślę, że mógłbym przytrzymać jednego z was na ramionach czy coś, przynajmniej na minutę lub dwie. Hermiona jest najlżejsza, jak sądzę, ale szczerze mówiąc ty i Harry też jesteście dość chudzi, a macie dłuższe ręce…

– Dzięki, stary – odparł Harry, zanim Severus zdążył cokolwiek odpowiedzieć, a jego zielone oczy przez chwilę błyszczały od śmiechu. – Nie jestem już taki chudy. To mogłoby się udać, ale w takim razie jak opuścić kielich bez dotykania go? Potrzebowalibyśmy rękawiczek ze smoczej skóry czy czegoś, chyba że zdołamy zdjąć z niego zaklęcia.

Severus westchnął z irytacją. 

– W porządku, musimy przyjrzeć się temu bliżej. Weasley, jeśli uważasz, że sobie z tym poradzisz, podsadź mnie, abym mógł zobaczyć tę cholerną rzecz. Ale jeżeli obawiasz się, że stracisz równowagę, powiedz mi o tym teraz. Pogrzebanie pod górą czerwonego, gorącego metalu brzmi jak jeden z bardziej nieprzyjemnych sposobów na śmierć.

Ron miał tyle rozumu, żeby o tym pomyśleć. Zamienił się miejscami z Harrym i podszedł do mężczyzny. 

– Jeśli możesz na wszelki wypadek oprzeć się o krawędź półki, powinno być w porządku. One nie są zaczarowane, prawda?

– Nie. W takim razie zaczynamy.

Ron zrobił z dłoni strzemię na but Severusa i rozsunął nieco nogi, by się naprężyć, gdy starszy czarodziej chwycił krawędź półki jedną ręką, a drugą lekko oparł na ramieniu rudzielca, łapiąc równowagę, gdy ten wyprostował się. Wyglądali strasznie niepewnie i Hermiona wściekle przygryzła wargę, przyglądając się im z niepokojem. Severus starał się sprawiać wrażenie, jakby to było zupełnie normalne. Ostrożnie wyciągnął rękę, którą nie trzymał się półki i zaczął badać kielich.

– To przynajmniej właściwy puchar – zameldował cicho. – Nie wiem, czy uda mi się zdjąć uroki… Finite!… nie, potrzebowałbym dużo więcej czasu niż mamy. Poczekaj chwilę, Weasley, muszę użyć obu rąk. – Poruszając się bardzo ostrożnie, sięgnął do kieszeni i wyciągnął worek, który wcześniej wyjął ze skarbca. Powoli i bardzo delikatnie przełożył z niego jeszcze kilka drobnych przedmiotów z powrotem do kieszeni. – Dobra, Potter, przetestujmy twój refleks Szukającego. Chodź tutaj.

Hermiona przejęła trzymanie drzwi, zerkając przez chwilę na wciąż śpiącego smoka, zanim zwróciła swoją uwagę z powrotem na innych.

– Weź to, Potter. Teraz tak. Za chwilę użyję różdżki do zaczepienia jednego z uchwytów i upuszczę puchar. Musisz go złapać w worek, nie pozwalając dotknąć twojej skóry lub uderzyć pleców Weasleya. Gdy znajdzie się w środku natychmiast zaciągnij sznurek, abyś nie mógł go przypadkowo musnąć. Nic mu się nie stanie, jest wzmocniony smoczą skórą. Sądzisz, że dasz radę? Jeśli chybisz, będziemy mieć problem, ponieważ prawdopodobnie odbije się i przewróci niektóre rzeczy. Szybka decyzja, Weasley zaczyna się pocić.

– Nie jesteś ciężki, po prostu boję się, że stracę równowagę, dzięki twojemu pocieszającemu opisowi bycia oparzonym – mruknął Ron. – Tak naprawdę to serio nie jesteś ciężki. Moja młodsza siostra waży więcej niż ty. Teraz rozumiem, dlaczego mama zawsze próbuje cię dokarmiać.

– Zamknij się Weasley. I jak, Potter?

Harry wziął wór i otworzył go tak szeroko, jak tylko mógł. 

– Myślę, że tak, chociaż jeśli mógłbyś kontrolować tor upadku, kiedy go upuścisz, to byłoby to pomocne.

– Spróbuję. Gotowy? No to zaczynamy…

Wszyscy wstrzymali oddech, gdy Severus ostrożnie przesunął czubek różdżki przez jeden z uchwytów i podniósł kubek z półki, opuszczając go ostrożnie w kierunku Harry’ego tak daleko, jak mógł, zanim naczynie zaczęło się wyślizgiwać. Harry trzymał worek otwarty, koncentrując się tak intensywnie, że również zaczął się pocić. Puchar zgrabnie wpadł prosto do środka i cała czwórka odetchnęła głęboko z ulgą. Harry pośpiesznie zawiązał sznurki i cofnął się, gdy Severus wsunął różdżkę z powrotem za pasek.

– No dobrze. Powoli, Weasley, nie widzę co jest za mną jak schodzę…

– Tutaj – powiedziała cicho Hermiona, podchodząc do niego, by mu pomóc. Bezwstydnie skorzystała z okazji, żeby dotknąć jego pośladków, ściskając je żartobliwie, gdy naprowadzała go na właściwy tor. Rzucił jej coś, co najwyraźniej miało być reprymendą, ale zostało całkowicie zepsute przez sposób, w jaki jego usta drgnęły, gdy próbował się nie uśmiechać.

– Zachowuj się – wymamrotał prawie pod nosem, gdy Ron wyprostował się z wyrazem ulgi. – Chodźmy stąd.

 

Drzwi skarbca zamknęły się z cichą ostatecznością, co sugerowało, że mieli rację pilnując ich. Gobliny prawdopodobnie ustawiły je tak, by możliwe było tylko jednorazowe otwarcie. Harry podniósł worek. 

– Co teraz zrobimy? Wrócimy do miejsca, gdzie zniszczyliśmy medalion i go też załatwimy?

– Nie, tym razem moja kolej – powiedział Ron, uśmiechając się. Kiedy Severus spojrzał na niego, uniósł ręce. – Wiem, wiem, nie Szatańska Pożoga. Mam pomysł. Proszę?

Po długiej przerwie ciemne oczy Severusa zwęziły się lekko. 

– Śmiało, ale jeśli coś pójdzie nie tak, nakarmię tobą naszego łuskowatego przyjaciela i powiem twojej matce, że to był wypadek.

Wciąż się szczerząc, Ron pokiwał głową, jakby to naprawdę był żart, po czym skinął na Harry’ego i zaczął mówić, zniżając głos do szeptu. Wybraniec również uśmiechnął się szeroko i ostrożnie podszedł do śpiącego smoka, otwierając worek. Delikatnie uniósł go przed ściągnięciem, pozostawiając Horkruksa stojącego do góry nogami trochę przed głową smoka. Cofnął się, by stanąć z Hermioną i Severusem, a Ron rozdarł rękaw swojej kurtki i używając postrzępionego materiału bardzo ostrożnie przetarł łuskę w pewnym miejscu na szyi gada. Hermiona wbiła palce w ramię Severusa, wstrzymując oddech i zastanawiając się, co do cholery wyprawia jej przyjaciel.

Smok drgnął lekko, po czym wziął rzężący oddech i zakaszlał z irytacją. Kaszel wytworzył małą kulę ognia, która przypaliła całkiem przyzwoity odcinek kamiennego podłoża tunelu, mimo że najpierw przeszła przez złoty kielich. Puchar rozgrzał się do białości w mniej niż sekundę i raczej niezbyt spektakularnie, stopił się.

Przez kilka chwil wszyscy z zapartym tchem wpatrywali się w bestię, która ponownie zakaszlała i przesunęła się, odwracając lekko głowę, po czym ułożyła i spała dalej.

– Cóż – wyszeptał Harry – chyba podziałało.

– Mówiłem ci, że smoczy ogień da radę – powiedział Ron, dołączając do nich z szerokim uśmiechem. – Charlie powiedział mi, że sanktuarium w Rumunii ma całą sekcję do niszczenia niebezpiecznych przedmiotów. Dostają je z całego świata.

– Nieźle, Weasley – przyznał Severus, po czym walnął go mocno przez jedno ucho. – Ale nie wiedziałeś na pewno, że to zadziała. Proszę, w przyszłości nie pogrywaj ze złymi fragmentami duszy Czarnego Pana. Zwłaszcza, że ​​gdyby smok się obudził, wszyscy bylibyśmy w konkretnych tarapatach. Skoro już przy tym jesteśmy, wynośmy się stąd, zanim to zrobi. Nie, zostaw zaklęcia. I tak znikną za mniej więcej godzinę, a to da więcej czasu na rozwianie naszego zapachu. Chodźcie.

 

Nastrój, gdy żwawo szli przez tunele z powrotem do jaskini był, krótko mówiąc, podnoszący na duchu. Pięć Horkruksów załatwionych, do zniszczenia pozostał tylko jeden. Może ten był najtrudniejszy, ale już tak niewiele im zostało! Nawet Severus prawie się uśmiechał, a chłopcy praktycznie biegli w podskokach. Ze swojej strony Hermiona w dużej mierze poczuła po prostu ulgę, że udało im się wykonać zadanie bez katastrofalnej wpadki. Chociaż z pewnością miło było widzieć wszystkich w lepszych humorach, szczególnie jej często zgryźliwego kochanka.

Harry starał się nie śmiać, a ciche, przytłumione dźwięki przyciągnęły jej uwagę. 

– Co cię tak bawi, Harry?

– Pomyślałem tylko o pucharze… – uśmiechnął się. – Dla mnie wyglądał jak Święty Graal. Myślisz, że to Zamek Aaargh?

Zrozumiawszy o co chodzi, stłumiła śmiech.

– Nie, ale podczas następnego polowania na Horkruksy będziemy mieć za zadanie poszukać krzaków.

– Ni – powiedział Severus z kamienną twarzą. Jego oczy błyszczały, a Hermiona uśmiechnęła się zachwycona, że ​​załapał nawiązanie i do nich dołączył. Była teraz pewna, że ​​gdzieś w domu musi mieć magnetowid i pudełko filmów, których jeszcze nie znaleźli, chyba że też nie był do nich zbyt pozytywnie nastawiony.

– Nie masz na myśli Nagi-ni? – spytał niewinnie Harry, a Severus jęknął, posyłając mu zniesmaczone spojrzenie.

– Boże, Harry, to było naprawdę beznadziejne – stwierdziła Hermiona.

– Tak, w sumie fakt. Przepraszam! – Uśmiechnął się. – Szkoda, że ​​nie mamy żadnych skorup kokosa.

– Cóż, kokosy nie migrują — zauważył oschle Severus.

– O czym wszyscy mówicie? – spytał Ron bez wyrazu.

– Mugolskie sprawy — powiedzieli chórem.

– Harry – odezwała się Hermiona po kilku chwilach, rzucając mu podejrzliwe spojrzenie.

– Tak?

– Wiem, że próbujesz wymyślić jakiś żart na temat Zamku Wąglik. Przestań.

Rzucił jej przejrzyście niewinne spojrzenie, które absolutnie nie działało. 

– Tak, o Zoot.

Przewróciła oczami. 

– Poważnie, przestań. Nie lubię klapsów.

Powinna być rozsądniejsza. Severus, idąc obok niej, opuścił głowę i mruknął pod nosem, wystarczająco głośno, by go usłyszała. 

– A co z seksem oralnym?

Poczuła, że ​​jej twarz staje się czerwona. Odwróciła się i uderzyła go tuż pod klatką piersiową, tak jak ją nauczył, a on zgiął się wpół ze świszczącym śmiechem, gdy powietrze opuściło jego płuca. Po chwili wyprostował się ze złośliwym grymasem i stłumił kaszel.

Harry na szczęście nie słyszał tej wymiany zdań i wyglądał na raczej zdezorientowanego. 

– Chcę wiedzieć?

– Nie, absolutnie nie – powiedziała stanowczo Hermiona, stając na stopie Severusa, gdy go wyprzedzała i starając się zignorować jego cichy, gardłowy chichot, który wywołał dreszcz wzdłuż jej kręgosłupa. – Chodź, sir Galahadzie, wracajmy do Camelotu.

– Dlaczego muszę być sir Galahadem? – zaprotestował Harry. – To nie fair. Był mięczakiem.

– Cóż, kogo byś wolał? Nie możesz być królem Arturem. Może sir Lancelotem wbiegającym na ściany i zabijającym wszystkich? Sir Bedeverem, totalnym idiotą? Kurczakiem Sir Robin? Albo Borsem, uśmierconym przez białego królika? A może Czarnym Rycerzem, który po prostu zostaje posiekany na kawałki.

– Czy nie mogę być Sir Nie-pojawiającym-się-w-tym-filmie i wyjechać na wakacje?

– Nie.

– Więc kim będziesz, jeśli nie chcesz być Zoot? – zapytał z uśmiechem.

– Nie wiem, nie było tam zbyt wielu kobiet. A teraz chodź, albo zamienię cię w traszkę.

– W ogóle nie rozumiem, o czym którekolwiek z was mówi! – Jęknął Ron.

– Wyjaśnimy ci to później, Ron – uśmiechnęła się dziewczyna. – Myślę, że nasza trójka prawdopodobnie zna ten film wystarczająco dobrze, aby móc odegrać całość, chociaż niektóre głosy mogą być trudne. Potrafię udawać kiepski francuski akcent….

– Umiem mówić z bardzo słabym szkockim akcentem – zgłosił się na ochotnika Severus, odzyskawszy oddech. – Właściwie to fantastyczny sposób na zdenerwowanie Minerwy.

– Od lat nie mogłem się doczekać, żeby o to zapytać – powiedział Harry. – Jakim cudem żaden z pozostałych nauczycieli cię nie zabił?

Mężczyzna uśmiechnął się. 

– Żaden z nich nie jest wystarczająco dobry. – Dalsza rozmowa została przerwana, gdy jego zegarek ponownie zapiszczał, a on zaklął. – Cholera!

– Co jest?

– To 5-minutowe ostrzeżenie. Mamy dokładnie pięć minut, aby wydostać się z jaskini i wejść do kanału, zanim ponownie uzbroją osłony. Myślałem, że mamy więcej czasu… Biegiem!

 

Hermiona była niesamowicie wdzięczna za poświęcenie tak wielu poranków w ciągu ostatnich dwóch lat na bieganie. Wstawanie tak wcześnie, często przy złej pogodzie i od czasu do czasu zajmowanie się złym humorem profesora Snape’a wydawało się wtedy straszliwą ceną do zapłacenia, ale bez tego byłaby teraz w poważnych tarapatach. Brakowało jej tchu, ale nie dotkliwie. Była także przyzwyczajona do biegania w słabym świetle jedynie z różdżką do wskazywania drogi.

Chłopcy nie mieli tyle szczęścia – jedyną aktywnością biegową, jaką kiedykolwiek uprawiali, było punktualne przybycie na lekcje. Harry radził sobie całkiem nieźle, chociaż zaczynał sapać, a jego okulary parowały, lecz Ron zaczynał słabnąć. Poparzona stopa mu nie pomagała. Co prawda sama rana zagoiła się, ale skóra prawdopodobnie nadal była trochę tkliwa.

Severus dotrzymywał mu kroku, tak bardzo, jak to było możliwe na nierównym podłożu jaskini i prawdopodobnie znowu żałował, że nie jest sam. Hermiona przypomniała sobie, jak pierwszy raz widziała go biegającego pod koniec trzeciego roku, kiedy ona i Harry użyli zmieniacza czasu. Widzieli, jak biegł z zamku do Bijącej Wierzby i chociaż żadne z nich nie było wtedy w stanie tego przyznać, teraz patrząc wstecz potrafiła docenić, jak szybko pokonał tę odległość. Mógłby ich wszystkich zostawić, zwłaszcza teraz, gdy wracał do zdrowia. W rzeczywistości przypuszczała, że ​​mógłby po prostu polecieć, jakkolwiek to działało.

Ostatecznie to Harry upadł. Jego stopa wpadła w dziurę w kamienistym podłożu i wykręciła się, a on z jękiem boleśnie uderzył o ziemię, niemal natychmiast próbując stanąć na nogi.

– Biegnijcie dalej! – warknął Severus, kiedy Hermiona próbowała się zatrzymać, popychając Rona do przodu, gdy ten się poślizgnął. Mężczyzna chwycił Harry’ego za ramię i podciągnął do góry. – Chodź, Potter, uciekaj albo zgiń. Zostawię cię, jeśli będę musiał. – Brzmiał, jakby naprawdę miał to na myśli, ale mimo to podniósł rękę Harry’ego na swoje barki i na wpół pociągnął go za sobą tak szybko, jak tylko mógł utykać.

– Ile czasu…? – wydyszał Ron.

– Nie mam pojęcia. Oszczędzaj oddech.

 

Pięć minut nigdy nie wydawało się tak długimi. Hermiona szybko zorientowała się, że utrzymywanie energicznego truchtu przez godzinę bardzo różni się od zwykłego sprintu, nawet przez kilka minut. Zanim koniec jaskiń pojawił się w zasięgu wzroku, ostre kłucie w boku sprawiło, że musiała się zgarbić. Z każdym bolesnym oddechem przeszywał ją ogień. Ron był oczywiście bliski załamania, a z ciężkiego oddechu za nią wywnioskowała, że Harry’emu i Severusowi nie szło lepiej. Próbowała liczyć w głowie sekundy, ale straciła rachubę, kiedy Harry upadł. Nie zostało im dużo czasu.

Nie była pewna, co właściwie robiły osłony Gringotta, a teraz nie miała wystarczająco dużo tchu, by zapytać. Prawdopodobnie niewiele, przynajmniej same z siebie, pomyślała, próbując skupić się na czymś innym niż ostrym palącym bólu w klatce piersiowej. Prawdopodobnie po prostu więziły ludzi, aby można było zastosować inne środki bezpieczeństwa. Mimo to… Do jej uszu dotarł cichy brzęczący dźwięk, a cienkie włoski na ramionach zjeżyły się. Wciągnęła wystarczająco dużo powietrza, by sapnąć: 

– Czy to…

– Tak – wydyszał ochryple Severus za jej plecami. – Będzie blisko…

Wyglądało na to, że cała czwórka przekroczyła barierę w ostatniej możliwej sekundzie. Hermiona poczuła ukłucie, gdy złapała ją właśnie aktywująca się osłona. Przeszedł przez nią paskudny impuls elektryczny, który bolał bardziej z powodu szoku niż dlatego, że był szczególnie bolesny sam w sobie. Ron krzyknął, a Harry i Severus upadli, przejmując na siebie większą część ładunku, chociaż sądząc po sposobie, w jaki starszy mężczyzna przeklinał, prawdopodobnie nic mu się nie stało.

Chwilę później Hermiona zrewidowała swoją ocenę. Czasami potrafił być zaskakująco wulgarny, ale język, którego teraz używał był tak ordynarny, że nie rozumiała nawet połowy. Harry wyprostował się, dysząc i pocierając ramiona, po czym oparł się o ścianę tunelu. 

– Ał – skomentował bez tchu, zanim zamrugał. – Co z nim jest?

Hermiona przykucnęła obok Severusa, który zwinął się w kłębek i wciąż klął. Widziała, jak trzęsą mu się ręce. Cicho zadała pytanie, o którym nie sądziła, że ​​kiedykolwiek będzie jej jeszcze potrzebne. 

– Severusie, jaki numer?

Przestał rzucać mięsem, chociaż sądząc po odgłosie, tylko dlatego, że zabrakło mu tchu. Przez chwilę ciężko dyszał, zanim krótko warknął:

– Osiem. 

Wydawał się bardziej zirytowany niż ranny, ale ona w to nie wierzyła. Ponuro zaczęła rzucać nerwowe zaklęcia, których nauczyła się, jak się wydawało, całe wieki temu.

– O co chodzi? – spytał Ron. – Przecież nie bolało bardzo.

– Stare uszkodzenie nerwów – powiedziała krótko Hermiona, próbując monitorować drżenie. – Wiesz, łatwiej byłoby zobaczyć jak dobrze to działa, gdybyś przestał walczyć udając, że nic się nie dzieje – powiedziała Severusowi, który ją zignorował.

– Nie mamy na to czasu. Musimy się stąd oddalić.

– Zamknij się, Severusie – powiedziała mu. – Muszę nastawić kostkę Harry’ego, zanim będziemy mogli się ruszyć, a wszyscy jesteśmy teraz zbyt zmęczeni, żeby gdziekolwiek iść. Możemy zrobić pięć minut przerwy na odzyskanie oddechu. Kłamałeś, kiedy powiedziałeś osiem?

– Nie – odpowiedział obrażonym tonem, zamykając nieco zachmurzone oczy. Po chwili jednak zaczął współpracować, rozluźniając się i powoli przekręcając z bólem na plecy. Podjął próbę zapanowania nad własnym oddechem. 

– Kurwa mać… Przypuszczam, że szło nam za dobrze, prawda?

– Mogło być znacznie gorzej – odparła z roztargnieniem. – Jesteś pewien, że to tylko osiem? Trzęsiesz się o wiele bardziej, niż pamiętam.

– Nie byłem na to przygotowany. Ja… są rzeczy, które robię, kiedy wiem, że zostanę ranny. Medytacja i tak dalej. Przygotuj się. Nie spodziewałem się dzisiaj takiego bólu. – Odetchnął ciężko, krzywiąc się. – Niech to szlag. Jutro będę obolały jak diabli.

– Będę delikatna – obiecała drocząc się i próbując odwrócić uwagę Severusa. Słusznie podejrzewała, że na jego irytację składał się fakt, iż jeśli ból nie przeminie to prawdopodobnie nie dadzą rady później zająć się przyjemniejszymi rzeczami. Jego usta drgnęły, łagodząc grymas, a drżenie zaczęło ustępować. – Unikanie porażenia prądem w przyszłości nie powinno być zbyt trudne.

Otworzył oczy i spojrzał na nią. 

– Odpowiadając na pytanie, którego tak ostrożnie nie zadałaś, nie, to nie jest trwałe. Po pierwszej wojnie wyleczenie i powrót do zdrowia zajęło mi około roku. Tym razem potrwa to dłużej, ale nie wieczność – Rozluźnił się trochę bardziej, wzdychając. – To nie to samo, co Cruciatus. Już mija. Do tego właśnie były przeznaczone te zaklęcia. – Podniósł głos. – Potter, jak źle jest z twoją stopą?

– Udało mi się zdjąć tenisówkę – zameldował Harry. – Wygląda na dość spuchniętą, ale mogę poruszać palcami, więc nie wydaje mi się, żeby coś się złamało. Chociaż boli jak cholera.

– Chcesz się zamienić? – mruknął, drżąc przez chwilę, a następnie ponownie odprężając. – Boże, tak jest lepiej. Dziękuję. Powoli podniósł się do pozycji siedzącej i oparł o ścianę.

– Nie ma za co. Dobra, Harry, spójrzmy na twoją stopę. Im szybciej wrócimy do domu, tym będę szczęśliwsza.

 

Chwilę później cała obolała czwórka pokuśtykała do salonu i natychmiast padła. Chłopcy rozłożyli się na zniszczonej sofie, a gdy Severus opadł na swój normalny fotel, Hermiona natychmiast odepchnęła go na bok na tyle, żeby mogła się przy nim zwinąć w kłębek. Zwykle nie byli zbyt wylewni publicznie, ale chłopcy już się do tej sytuacji przyzwyczaili, a Severus wydawał się zbyt zmęczony, by się przejmować. Z zamyśleniem objął ją ramieniem w talii i rozluźnił się.

– Co teraz? – spytał Harry ze znużeniem. – Proszę, powiedz mi, że ma to związek ze snem. – Jego żołądek głośno zaburczał. – I jedzeniem.

– Muszę krótko skontaktować się z Kwaterą Główną i przekazać wiadomość dla Dumbledore’a. A potem jedzenie i sen brzmią nieźle – zgodził się ociężale Severus. – Dobrze nam dzisiaj poszło – dodał, a Hermiona uśmiechnęła się do chłopców. Wszyscy troje wiedzieli, że to było najwięcej na co mogli liczyć jeśli chodzi o pochwałę. Wyciągnął różdżkę i przywołał do siebie proszek Fiuu, rzucając garść w kierunku ognia, który właśnie rozpalił i podnosząc głos na tyle, by zawołać: – Grimmauld Place dwanaście. Czy ktoś jest w domu?

Chwilę później z zielonych płomieni odezwał się zniecierpliwiony głos Remusa.

– Czego chcesz? 

– Tobie też dzień dobry, Lupin. Skoro jesteś taki nieuprzejmy, zakładam, że nikogo więcej nie ma w pobliżu. Mam wiadomość dla Dumbledore’a, jeśli byłbyś tak miły i ją przekazał – wycedził Severus z całym swoim dawny zimnym sarkazmem. Słuchając go, nikt by się nie domyślił, że właśnie od niechcenia na wpół leżał w fotelu z Hermioną zwiniętą na kolanach.

– Dobrze. Słucham?

– Pozostał tylko wąż. Muszę wiedzieć wszystko, czego nam jeszcze nie powiedział.

– Co?

– On będzie wiedział, co mam na myśli. Przekaż mu to.

Połączenie przez Fiuu zakończyło się bez słowa i na chwilę zapadła cisza, zanim Harry powiedział tępo: — Cóż, to było miłe. Dlaczego nagle tak cię nienawidzi?

Severus zaśmiał się krótko. 

– Ponieważ wyjawiłem szkole, że jest wilkołakiem. Ponieważ obwinia mnie za śmierć Blacka w Ministerstwie i zranienie Nimfadory w Hogwarcie. Ponieważ musiał przetrwać pierwszą od lat pełnię księżyca bez swojego cennego Eliksiru Tojadowego. I ponieważ to wcale nie jest „nagle”. Zawsze mnie nienawidził, a przynajmniej nie lubił. Po prostu nigdy nie miał jaj, żeby się do tego przyznać.

– Nawet Harry nie obwinia cię już za Syriusza – sprzeciwił się Ron, marszcząc brwi. – Tonks również nie była twoją winą, bez względu, jak to przedstawiasz. Podobnie Eliksir Tojadowy.

– Dziękuję za to zupełnie niepotrzebne usprawiedliwienie, Weasley – powiedział oschle Severus. – To nie ma znaczenia. Lupin od zawsze nie znosił mnie prawie tak samo jak jego mali przyjaciele. Jest po prostu hipokrytą. Poza tym ma prawo nie lubić mnie teraz, po tym jak go zdradziłem.

– Chcesz powiedzieć, że tego żałujesz? – zapytał Harry.

– Nie. Zadałem wam esej o wilkołakach, żeby odpłacić mu się za bogina. Lecz nie powiedziałem wszystkim, dopóki nie pokazał, że nie można mu ufać w kwestii podjęcia środków ostrożności i uniknięcia wypadków. – Jego głos ostygł. – To czysty przypadek, że nikt z nas nie został ugryziony tej nocy. Lupin nie może winić nikogo oprócz siebie.

– I ciebie – powiedział Ron, próbując poprawić nastrój.

Severus prychnął. 

– Podejrzewam, że prawdziwą przyczyną jego nastroju jest Nimfadora, która naciska, aby przestał wreszcie kluczyć i zaczął działać.

– Nie może jej raczej powiedzieć, że wciąż opłakuje Syriusza – mruknęła Hermiona, zbyt cicho, by chłopcy mogli usłyszeć. Tylko zgadywała, ale sądząc po ledwo słyszalnej wibracji śmiechu, Severus się z nią zgadzał. Odezwała się głośniej. – Cóż, nie rozumiem, dlaczego to twoja wina.

– Jestem kozłem ofiarnym Huncwotów – odpowiedział Severus, wzruszając ramionami. – Wystarczy. Z powodzeniem zniszczyliśmy dzisiaj naszego piątego Horkruksa i myślę, że trzeba to w jakiś sposób uczcić. Pójdę choć raz po przyzwoite jedzenie. Jeśli żadne z was mnie przed wyjściem nie zdenerwuje, może nawet wezmę wam piwo.

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział XXXIXGoniąc Słońce – Rozdział XLI >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Czy subtelność Severusa nie jest warta pochwały? Nie przystawił mu różczki do skroni, nie obdarzył zimnym spojrzeniem… Ron tylko się potknął😁.Wróć do czytania

    1. Jest zdecydowanie ZA subtelny!
      Mógłby grzmotnąć nim o ścianę z impetem…!
      Chyba wszyscy czytający byliby ZACHWYCENI! 😉

Dodaj komentarz