Goniąc Słońce – Rozdział XLVIII

Goniąc Słońce XLVIII

We łzach jest świętość. Nie są oznaką słabości, lecz siły. Mówią bardziej klarownie niż dziesięć tysięcy języków. Są posłańcami obezwładniającego smutku, głębokiej skruchy i niewypowiedzianej miłości.

– Washington Irving

 

– Harry! 

Hermiona opadła na kolana obok swojego przyjaciela. Nadal był przytomny i przyciskał dłonie do blizny, starając się nie jęczeć z bólu. 

– Ron, zejdź mi z drogi – dodała, ponownie wyciągając różdżkę, jednak przerwała, gdy zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia jak mu pomóc. Odkąd opuścili Hogwart, blizna piekła Harry’ego właściwie bez przerwy, ale połączenie było głównie zamknięte, zatem nie bolało zbyt często ani nie wywoływało wielu snów.

Severus przykucnął po drugiej stronie chłopaka. Jego ciemne oczy były skupione. 

– Co czujesz, Potter? – zapytał cicho. 

Najwyraźniej nie był zaskoczony. Spojrzała na niego.

– To dlatego chciałeś, żeby Harry tu był, prawda?

Rzucił jej zniecierpliwione spojrzenie. 

– Ta reakcja miałaby miejsce bez względu na to, gdzie by się znajdował. Mów do mnie, Potter – co się dzieje?

Oczy Harry’ego były zaciśnięte i cały drżał. 

– Ja… nie jestem pewien. Myślę… myślę, że musiał mieć ze sobą Nagini, kiedy to się stało, to poszło tak szybko. Ja… on jest zły, naprawdę zły, ale… – przerwał, otwierając oczy i patrząc błędnym wzrokiem na ich troje. – Zraniony – powiedział niemal zdziwionym głosem, spoglądając na Severusa. – Miałeś rację… troszczył się o nią. I… porusza się, bardzo intensywnie, nad czymś myśli. Sądzę, że sprawdzi co z innymi, tak jak powiedziałeś.

Severus skinął głową. 

– Nie będziesz się dobrze bawić w ciągu najbliższych kilku godzin, Potter. Za każdym razem, gdy nie będzie umiał znaleźć horkruksa, zareaguje raczej źle. Powiedz, jeśli zobaczysz lub poczujesz coś, co mogłoby zdradzić nam jego położenie.

Harry przycisnął czubek dłoni do blizny. 

– Łatwo ci powiedzieć. To nie jest przyjemne.

– Wiesz, też miałem go w głowie – powiedział cierpko Severus, ale bez takiej kąśliwej nuty w głosie, jak kiedyś. – Nie wiem, jak to powstrzymać, więc równie dobrze możemy to wykorzystać. Wiedza, co dzieje się po drugiej stronie może być cenna.

– No dobra, ale czy możemy porozmawiać o czymś innym, dopóki nie znajdzie pierwszego? Nie chcę o tym myśleć, póki nie będę musiał. To boli.

Severus wzruszył ramionami i spojrzał na pozostałych. Ron uśmiechnął się. 

– Quidditch?

– Nie – odparli zgodnie Hermiona i Severus.

Harry prawie się roześmiał. Usiadł, opierając się o kuchenne szafki i spojrzał na Severusa. 

– Ale umiesz grać; sędziowałeś mecz na naszym pierwszym roku.

Przewrócił oczami. 

– Nie dla rozrywki, zapewniam cię. Granie jest lepsze niż oglądanie, ale nadal uważam ten sport za nudny. Zamknij się, Weasley – dodał, słysząc udawane przerażone westchnienie Rona.

Harry wzruszył ramionami, zamykając oczy i pocierając czoło; Hermiona postanowiła przydać się na coś i wstała. 

– Severusie, czy masz w piwnicy jakieś mikstury przeciwbólowe, albo mugolskie pigułki?

– Tak, obie rzeczy, ale nie jestem pewien czy pomogą w tej sytuacji. Spróbuj zrobić herbatę z kory wierzby; wiem, że wciąż mam jej mnóstwo. No dalej, Potter, wstań z podłogi. Może chociaż ułożymy się wszyscy wygodnie, gdy ty będziesz robił za kanarka w kopalni węgla.

– Dlaczego w kopalni miałby być kanarek? – spytał tępo Ron, gdy cała trójka udała się do salonu, a Hermiona, która właśnie przygotowywała Harry’emu herbatę uśmiechnęła się, słuchając jak Severus faktycznie mu to wyjaśnia. Zastanawiała się, czy on w ogóle zdawał sobie sprawę, jak bardzo złagodniał w towarzystwie chłopców.

Zrobiła zapas herbaty, zostawiając resztę pod Zaklęciem Zastoju, na wszelki wypadek. Zanim dołączyła do nich w salonie i dała Harry’emu kubek, rozmowa przeszła do tego co właśnie zrobili, aby pozbyć się Nagini. Nie była zaskoczona, że Severus nie próbował wyjaśniać szczegółów technicznych. Popychając go nieco na fotelu, wcisnęła się obok i przysiadła bliżej, by słuchać.

– Użyłem trucizny, ponieważ przy tej okazji akurat mogłem – wyjaśnił Severus. – Pomyślcie. Horkruks to kawałek czyjejś duszy, przesycony czarną magią. Niewiele jest rzeczy potężniejszych lub bardziej niebezpiecznych; ergo, wszystko co może go zniszczyć jest równie niebezpieczne, chyba że stanowi czysto fizyczny przedmiot, taki jak kieł bazyliszka co nie obowiązuje w tym przypadku. Trucizna była o wiele bezpieczniejsza niż zaklęcie; znam trzy różne zaklęcia, które zniszczą horkruksa i Szatańska Pożoga jest najmniej groźnym z nich.

 

– Czym właściwie jest Szatański Pożoga? – zapytał Harry. – Już wcześniej widziałem, jak jej używano… Sam-Wiesz-Kto posłał ją w kierunku Dumbledore’a w Ministerstwie, a Dumbledore zastosował ją przeciwko Inferiusom w jaskini po tym, jak wyszedłeś. Co w niej takiego specjalnego?

– Po prostu moc – odparł Severus. – Jest to ogień magiczny, a nie fizyczny; raczej stworzony niż wyczarowany i pali się znacznie, znacznie goręcej niż jakikolwiek zwykły płomień. Jest kształtowany przez wolę i siłę rzucającego, przez co prawidłowo stworzony może wręcz sprawiać wrażenie czującego, chociaż sam nie posiada prawdziwego umysłu. Jest jednak bardzo niebezpieczny; trudno go kontrolować i często wymyka się spod kontroli rzucającego, co zwykle okazuje się śmiertelne dla wszystkich w pobliżu.

– To tylko ogień – sprzeciwił się Ron.

– Nie, nie tylko – zaczął Severus, lecz w tym momencie Harry syknął i rozlał część herbaty. Ron chwycił kubek i wszyscy wyprostowali się, obserwując Wybrańca z niepokojem.

Harry ponownie zacisnął oczy, a jego twarz była blada. 

– Jest gdzieś, w jakimś miejscu, którego wcześniej nie widziałem. Wygląda na to… chyba klęczy, szukając czegoś na ziemi. Kopie? Martwi się, koncentruje.

– Kopie – czy on szuka pierścienia Gaunta? – zapytała Hermiona, wbijając palce w ramię Severusa, patrząc ze zmartwieniem na swojego przyjaciela.

– Nie wiem. Myślę, że tak. Próbuje sobie wmówić, że to nie jest właściwe miejsce… – Głos Harry’ego zwolnił i pomimo bólu stał się niemal rozmarzony. – Ale on wie, że jest. Stoi teraz i chce się dowiedzieć, kto tam był – tak, to ten stary dom, który widziałem we wspomnieniach Dumbledore’a…. – Krzyknął i zacisnął mocniej powieki. – On wie, że horkruks zniknął. Boże, jest taki zły…

Po kilku minutach, krzywiąc się, otworzył oczy. 

– Znowu się rusza. Ał. – Próbował się uśmiechnąć, odwracając się by spojrzeć na Severusa i ciężko przełykając ślinę. – Co mówiłeś? – zapytał z oczywistą zuchwałością.

– Cholerni Gryfoni – mruknął Severus pod nosem. Hermiona szturchnęła go w żebra, a on na wpół uśmiechnął się do niej, po czym wrócił do swojego wcześniejszego wykładu. 

– Szatańska Pożoga to czysta magia, która manifestuje się jako płomień. Znana jest również jako Przeklęty Ogień, ponieważ wywodzi się z ciemniejszego spektrum magii rzucającego, tak jak magia uzdrawiająca pochodzi z jaśniejszego końca. Sama w sobie nie jest czarną magią, ale powstaje z mroczniejszych pobudek i żywi się bardziej niebezpiecznymi emocjami tego, kto ją rzuca, wzmacniając te emocje i osłabiając kontrolę nad sobą i swoją magią. Korzystanie z niej powoduje pewną niestabilność, która pogarsza się im dłużej trwa walka. – Spojrzał przelotnie na Hermionę z nutą humoru w oczach. – To sprawia, że ​​rzucający jest podatny na… dekoncentrację.

Przygryzła wargę, by powstrzymać śmiech, przypominając sobie jak po raz pierwszy widziała Severusa używającego Szatańskiej Pożogi. Z pewnością był raczej rozkojarzony; ale z tej konkretnej utraty kontroli była bardzo zadowolona. Tylko Bóg wie, ile czasu upłynęłoby, zanim którekolwiek z nich wykonałoby jakiś ruch.

– Szatańska Pożoga wyczarowana przez Sam-Wiesz-Kogo przybrała postać gigantycznego węża – powiedziała w zamyśleniu. – Gdy Dumbledore jej używał, miała różne kształty. Ale kiedy zniszczyłeś diadem Ravenclaw, tak się nie stało. Były to tylko cienkie języki ognia, prawie jak liny. Dlaczego?

– Ponieważ Czarny Pan nauczył się tego zaklęcia jako broni, podobnie jak Dumbledore – wyjaśnił cicho. – Dowiedziałem się o nim w tym kontekście, ale tak naprawdę nauczyłem się go używać, kiedy pracowałem nad tytułem Mistrza Eliksirów, jako środka do tworzenia niektórych składników eliksirów. Jak każdy magiczny ogień, jeśli pozostawi się go wystarczająco długo, Szatańska Pożoga tworzy popiełki, których jajka są cennymi składnikami wielu różnych rodzajów mikstur. Używałem go jako narzędzia, a nie broni; nigdy nie próbowałem nim walczyć i nigdy tego nie zrobię, jeśli będę miał wybór. Moje emocje są wystarczająco niestabilne kiedy walczę, bez uwalniania Szatańskiej Pożogi i wątpię, czy byłbym w stanie odróżnić przyjaciela od wroga, gdybym użył go w bitwie. 

Pociągnął pogardliwie nosem, a jego oczy błyszczały. 

– Poza tym, chociaż miewam swoje momenty, nie jestem tak dramatyczny jak którykolwiek z nich. Szkoda energii, żeby wyglądać ładnie.

– Więc jak powstrzymać Pożogę? – zapytał Ron. – Wiem, że takie rzeczy jak Aguamenti nie działają.

– To bardzo trudne i zależy od okoliczności. Lepiej nie próbować. Jeśli ktoś użyje Pożogi przeciwko tobie, uciekaj.

– W porządku. Czy możesz nas nauczyć, jak ją rzucać?

– Mogę – odparł spokojnie Severus – ale nie zrobię tego. Ani ty, ani Potter nie macie kontroli potrzebnej do jej użycia; zabiłoby to was i każdego, kto akurat znalazłby się w pobliżu. A magia Hermiony po prostu nie jest do tego odpowiednia; to zaklęcie jest zbyt brutalne.

Harry parsknął bolesnym śmiechem. 

– Nie sądzisz, że Hermiona jest brutalna?

– Hej! – zaprotestowała, zanim odwróciła się by spojrzeć na Severusa, gdy ten próbował się nie śmiać. – A ty możesz się zamknąć.

Zagryzając wargę by powstrzymać śmiech, Severus spojrzał na nią szelmowsko, po czym potrząsnął głową i skierował wzrok na chłopców, którzy teraz chichotali. 

– Nie do końca to miałem na myśli.

– Zamknij się – powtórzyła z irytacją zezłoszczona tym, że fotel który dzielili, nie był wystarczająco duży, by mogła się odsunąć. Ramię Severusa zacisnęło się wokół jej ramienia, po czym pocałował czubek jej głowy.

– Dąsanie to moja praca, nie twoja – powiedział. Zbyt cicho by chłopcy mogli to usłyszeć. – Do tego też się nie nadajesz.

– Mhmm – uległa, opierając głowę na jego ramieniu. – Coś nowego, Harry? – zapytała zmieniając temat.

Skrzywił się, delikatnie dotykając czoła. – Trudno powiedzieć. Jest teraz trochę, hmm, niepoczytalny – czuję wiele rzeczy naraz. Myślę jednak, że może być w jaskini, więc lada chwila naprawdę zaboli.

– Poza ogłuszeniem cię, nie sądzę żebym mogła coś zrobić… – powiedziała przepraszająco, a on pokręcił głową.

– W porządku. To ważne. I chcę wiedzieć, kiedy zda sobie sprawę, że ma przerąbane.

– To załatwia sprawę – powiedziała cierpko Hermiona. – Wszyscy spędzamy z tobą zbyt dużo czasu, Severusie. Zepsułeś nas.

– Weasley, na twoim miejscu nic bym nie mówił – odpowiedział Severus, uśmiechając się.

– Och, daj spokój, to było po prostu zbyt łatwe – odparł radośnie Ron.

– Ron – powiedziała ostrzegawczo Hermiona, chociaż z perspektywy czasu wiedziała, że to i tak by nie zadziałało.

– Uważaj, ona jest brutalną osobą – stwierdził psotnie Harry. Jego oczy łzawiły i najwyraźniej cierpiał, ale wciąż się uśmiechał.

– Nie jestem!

– Nie mogłem chodzić bez utykania przez trzy dni – zauważył Ron.

– Zasłużyłeś – odparł Harry.

– Nigdy nie dotarłem do sedna tej sprawy – powiedział Severus w zamyśleniu, a Hermiona spojrzała na niego.

– I nigdy nie dotrzesz. Prawda, chłopcy? – dodała dosadnie.

Harry krzyknął przerywając dalszą rozmowę, przyciskając obie ręce do głowy. 

– Właśnie znalazł pustą misę. Boże, jest wściekły. Porusza się teraz szybko, już wyszedł z jaskini. Nie wiem dokąd idzie, ale na pewno ma jakiś plan… myśli o różnych ludziach. Chce się z kimś zobaczyć, ale nie mogę… och, to Bellatrix.

– Ona wciąż żyje? – zapytał złośliwie Severus. – Szkoda.

– Przypuszczam, że idą do Gringotta – domyślił się Ron. – Byłoby fajnie, gdyby nie rozłupywali przy okazji głowy Harry’ego.

Hermiona nie patrząc wyciągnęła rękę i położyła ją na ustach ukochanego, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. 

– Ani słowa, Severusie Snape. 

Poczuła, że ​​jego wargi poruszają się, gdy całował jej dłoń, ale nie próbował mówić, chociaż czuła wibrację cichego śmiechu w jego klatce piersiowej.

xxxxxxxxxxxx

Przez resztę popołudnia właściwie nic się nie wydarzyło. Blizna Harry’ego cały czas kłuła i piekła, ale dopiero wczesnym wieczorem prawie przestraszył ich wszystkich na śmierć, wydając z siebie nagły okrzyk bólu i ponownie chwytając się za głowę.

Severus z grymasem irytacji odłożył różdżkę, którą odruchowo wyciągnął, gdy Hermiona zerwała się z jego kolan i podeszła do swojego przyjaciela, klękając przy końcu sofy. 

– Co się stało, Harry? Czy są teraz w Gringocie?

– Nie poszedł – powiedział Harry przytłumionym głosem. – Tylko wysłał Lestrange’ów. Dopiero co wrócili. Powiedzieli mu, że horkruks zniknął. On… o Boże, to boli! Jest wściekły i właśnie przeklął Bellatrix…

– Dobrze – powiedział bardzo cicho Severus z wyjątkowo nieprzyjemnym wyrazem oczu. – Mam nadzieję, że krzyczy.

– Odrażające – mruknął półgłosem Ron do Hermiony.

– Myślę, że zasłużyła – odparła równie cicho, nie odrywając wzroku od twarzy Wybrańca. – Co się dzieje, Harry?

– Nie wiem… nie mogę stwierdzić. To wszystko… jest dużo krzyków. Myślę, że było pełne spotkanie, a on… przeklina wszystkich, tak myślę. Wpadł w szał. Gorszy niż kiedykolwiek. Nie wiem, co jest… – zadrżał. – On się po prostu boi. Wie, co zrobiliśmy. Wie, że to my. Moja głowa, ja… 

Jęknął z bólu.

– Wystarczy – powiedział cicho Severus, wstając i podchodząc do nich. – Nie musimy wiedzieć więcej. Hermiono, znasz zaklęcie usypiające?

– Tak. – Wyciągnęła różdżkę. – Dormio Harry. 

Upadł bokiem na Rona, który wydał łagodny dźwięk protestu, wysuwając się spod przyjaciela.

– Jak długo będzie spał?

– Do świtu lub do chwili, gdy go obudzę, cokolwiek nastąpi wcześniej. Mam nadzieję, że do tego czasu Sam-Wiesz-Kto się uspokoi…

– Wątpię – powiedział Severus. Wygląda na to, że stracił to, co pozostało z jego umysłu. Za mniej więcej godzinę może zachowywać się bardziej racjonalnie, ale jego emocje prawdopodobnie się nie wyciszą. – Spojrzał na Harry’ego w zamyśleniu. – Szkoda, że ​​nie wiem dokładnie, jaki jest związek między nimi.

– Myślę, że Dumbledore mógł wiedzieć – powiedział Ron, wzruszając ramionami. – Ale jeśli tak, to nigdy nic nie powiedział.

– Być może tak było– powiedział powoli Severus, odwracając się i rzucając Hermionie znaczące spojrzenie.

 

Przez chwilę wpatrywała się w niego tępo, zanim przypomniała sobie o małej fiolce ze wspomnieniami. 

– Nie teraz, Severusie.

– A zatem kiedy? – zapytał. – Jak długo powinniśmy to odkładać? Pamiętając, że przywódca drugiej strony właśnie oszalał i jest teraz naprawdę zdolny do dosłownie wszystkiego? To ostatnie zadanie, Hermiono, a potem koniec. Chcę, żeby to się skończyło. 

Odszukał jej wzrok i przytrzymał go przez chwilę.

Hermiona przygryzła wargę. Nie kazał jej oddać wspomnień; nawet o to nie poprosił, co doceniała. To zależało od niej – bardzo wątpiła, by wziął je siłą, gdyby odmówiła.

– Co się dzieje? – zapytał Ron.

Westchnęła, wciąż patrząc na Severusa. 

– Dumbledore zostawił Severusowi kilka wspomnień po tym, jak pozbyliśmy się wszystkich horkruksów. Jest jeszcze jedna rzecz którą musimy zrobić, zanim pokonamy Sam-Wiesz-Kogo.

– Naprawdę? Cholera. Myślałem, że skończyliśmy. Czy wiemy, co to za rzecz?

– Jeszcze nie.

Ron zmarszczył brwi wpatrując się w nich, po czym wydał z siebie wymuszone westchnienie i podniósł się na nogi. 

– Nieważne. Zostańcie tutaj i zachowajcie swoje sekrety. Zaciągnę Harry’ego na górę i wsadzę go do łóżka, a potem trzymajcie się z daleka. Dajcie mi znać, kiedy któreś z was zechce nabrać sensu.

Wyciągnął różdżkę i machnął nią w stronę Harry’ego, wynosząc go ostrożnie z pokoju.

Severus przechylił głowę na bok, obserwując Hermionę. 

– Dlaczego jesteś taka niechętna? – zapytał.

– Dlaczego ty nie jesteś? – odpowiedziała, wzdychając. – Nie zwalniasz tempa, Severusie. Ile czasu minęło, odkąd pozwoliłeś sobie po prostu odetchnąć i odpocząć przez pięć minut? To nie jest dla ciebie dobre. Cokolwiek jest w tych wspomnieniach, oboje wiemy, że będzie straszne. Równie dobrze on może ci powiedzieć, że nigdy nie wygramy, że istnieje inna przepowiednia lub coś takiego, co oznacza, że ​​Sam-Wiesz-Kto nie może umrzeć dopóki na Słońcu nie spadnie śnieg. Nie spieszy mi się do stawiania czoła kolejnej dawce cierpienia i trudności. Mam dość, ty też.

Jego oczy zmiękły. 

– Wiem i nie mylisz się. Boję się dowiedzieć, co jest w tej fiolce. Ale jesteśmy już prawie na miejscu, Hermiono. Spędziłem dziesiątki lat ciężko pracując na ten moment. Nie możemy się teraz poddać. Ostatni wysiłek i koniec, jesteśmy wolni. Nie chcę poświęcać temu więcej swojego życia, nie teraz.

Podszedł bliżej i delikatnie dotknął jej policzka. 

– Mam na nie lepszy plan.

Zamknęła oczy, oparła się o jego dłoń i ponownie westchnęła. 

– Masz rację. Ja też chcę, żeby to się skończyło. Mamy przed sobą nasze wspólne życie. Ale… co, jeśli on powie, że nie możemy wygrać, Severusie? Albo jeśli da nam coś innego do zrobienia, co zajmie lata? Nie chcę już się tym zajmować. Nie jestem taka jak ty, nie mogę odepchnąć całego życia dla czegoś tak ciemnego, okropnego i udawać, że to nie boli.

Przysunął się i objął ją ramionami, przyciągając do swojej klatki piersiowej i kładąc policzek na jej włosach. 

– Oboje wiemy, że Dumbledore nie wiedział wszystkiego. Jesteśmy tego dowodem, ty i ja. Nawet jeśli mówi coś takiego, nie oznacza to, że ma rację. Ale nie dowiemy się, dopóki nie spojrzę. – Jego ramiona zacisnęły się. – Możemy to wygrać, Hermiono. Nie wiem czy nam się uda; nigdy wcześniej nie karmiłem cię polukrowanymi kłamstwami i nie zamierzam teraz zaczynać, ale wiem, że mamy bardzo dużą szansę, większą niż kiedykolwiek wcześniej. Nie poddam się tak blisko końca. A ty też nie – dodał łagodniej. – Jesteś tak samo uparta jak ja i nie odłożysz tego, tak jak nie możesz sprawić, by spadł śnieg na Słońcu i oboje o tym wiemy.

Odprężając się, wtuliła się w jego koszulę wdychając jego znajomy zapach i pozwalając, by ciepło drugiego ciała ukoiło jej skołatane nerwy. 

– Wiem. Jestem po prostu tak zmęczona, wykończona psychicznie i emocjonalnie. Nie wiem jak sobie z tym radziłeś przez cały ten czas.

– Tłumiąc wszystko tak mocno, że skończyłem jako neurotyczny kłębek nerwów – odpowiedział sucho, a ona uśmiechnęła się wbrew sobie.

– No cóż, nie zaprzeczę. Dobrze, masz tutaj myślodsiewnię?

– Tak.

– Chcę, żebyśmy spojrzeli razem.

– Wiesz, że się na to nie zgodzę.

Obejmując go w pasie, odsunęła się na tyle, by spojrzeć mu w twarz. 

– Severusie…

– Nie, Hermiono. Te wspomnienia to ostatnia wiadomość od Dumbledore’a do mnie. Był na mnie naprawdę wściekły. Cokolwiek miał mi do powiedzenia, sformułował to tak bezczelnie i ponuro, jak to tylko możliwe. Nie musisz tego słyszeć. Nie wykluczam, że chciał spróbować zadać mi dodatkowy ból, czego też nie musisz być świadkiem. Daję ci słowo, że opowiem ci wszystko, co będzie związane z wojną.

Odszukała jego wzrok. 

– Żadnych tajemnic. Bez względu na wszystko, nawet nie próbuj mnie chronić.

– Obiecuję.

xxxxxxxxxxxxxxx

Wyciągnięcie głowy z myślodsiewni było dla Severusa fizycznym wysiłkiem. Odsunął się gwałtownie od stołu warsztatowego, zataczając niczym pijany i chwiejnie usiadł podpierając się o wilgotną ceglaną ścianę. Potrząsając głową, jakby mógł zaprzeczyć temu, co właśnie widział i słyszał, wpatrując się z niemym przerażeniem w niewinne srebrne nitki, gdy pełne i straszliwe zrozumienie zaczęło w niego wsiąkać, wypełniając ostatnie małe luki w wiedzy. Dumbledore nie musiał podejmować żadnych szczególnych wysiłków, aby spowodować jak najwięcej szkód; staruszek po prostu powiedział prawdę, cicho i bez upiększeń, co w jakiś sposób tylko pogorszyło sytuację.

O Boże, nie.

Teraz Severus w końcu zrozumiał wszystko. Zrozumiał, jak strasznie nim manipulowano, jak wszystko było pod całkowitą kontrolą, jak został jeszcze raz zdradzony i okłamany. I nie tylko on. Wszyscy. Dumbledore cały czas pociągał za sznurki, przesuwając ich niczym pionki na szachownicy tylko po to, by dojść do tego momentu. Niski, zwierzęcy odgłos bólu wyrwał się z jego piersi, przeciskając się przez węzeł, który zdawał się uformować w jego klatce piersiowej, a on przykucnął chowając głowę między kolanami, całkowicie niepewny czy za chwilę nie zemdleje.

Jak długo? Od jak dawna wiedział?

Jak daleko wstecz sięgały korzenie tej zdrady? Jak długo starzec to podejrzewał i nigdy nie powiedział ani słowa? Severus nie mógł nawet oddychać, trzęsąc się w agonii koszmarnego zrozumienia. Nigdy nie było szans na uratowanie Lily; jej śmierć była przesądzona. Przez lata, które upłynęły od jej morderstwa niechętnie się z tym pogodził. Ale wszystko co zrobił od tamtego czasu, wszystko co znosił, miało na celu ochronę jej syna – tylko, że nigdy nie było szans by go ocalić. Harry Potter nie miał przeżyć. Harry Potter miał umrzeć.

Severus zatopił się głębiej w swoim umyśle, nieświadomie szukając mechanizmów obronnych Oklumencji, próbując wznieść się ponad ból, ale tym razem to nie działało. Nie sądził, że Dumbledore mógł mocniej go skrzywdzić; nie sądził, że pozostały jakiekolwiek ślady zaufania, które można by zdradzić. Myślał, że jest teraz odporny na zdradę i kłamstwa.

Bardzo się mylił.

Boże, to bolało. Ból dziecka podsycany całą siłą dorosłego. Nie tak miało się stać. To wszystko miało być dla Pottera, do cholery. Chłopiec miał przeżyć, zatriumfować, a nie zostać wysłany na śmierć jak owca prowadzona na rzeź.

Jak mam im to powiedzieć?

Jak usiąść i powiedzieć synowi Lily, że musi umrzeć? Gorzej – że musi ochoczo wybrać się na własną egzekucję? Skończył dopiero siedemnaście lat. Był dorosły zaledwie kilka tygodni; miał przed sobą całe życie, bez wątpienia wypełnione nieprawdopodobnie niechlujnymi rudowłosymi dziećmi. I jak powiedzieć Hermionie, że jej najlepszy przyjaciel był tylko kolejnym ofiarnym barankiem, że nie było sposobu aby wygrali, że nigdy nie mieli wygrać? Pozostało im tak mało marzeń… nie dałby rady żyć, gdyby im to odebrano. Nigdy nie chciał oglądać żadnego z nich, a zwłaszcza Hermiony tak załamanych, zgorzkniałych i pozbawionych nadziei jak on. Nigdy nie chciał widzieć tego bólu w jej oczach.

Dumbledore, ty pieprzony tchórzu!

Nawet przy najbardziej ostrożnych szacunkach starzec musiał wiedzieć od co najmniej roku, jeśli nie dłużej. Chrzanić Slughorna, jego wspomnienia i cholerne poczucie wyższości; Dumbledore nie był nieskalanym świętym i nie było mowy, żeby nie wiedział już o horkruksach i jak Voldemort przedłużył sobie życie. Musiał wiedzieć od lat – właściwie od dziennika. Od tego odkrycia do zastanowienia się nad naturą związku między Potterem a Voldemortem dzielił go tylko jeden mały krok.

A drań stał z boku i nic nie mówił obserwując, jak cały cholerny Zakon działa napędzany fałszywą nadzieją, pracując na zwycięstwo, które nie istniało. Och, z łatwością mogliby zabić Voldemorta. Bez swoich horkruksów był śmiertelnikiem i umarłby tak łatwo, jak każdy inny. Ale gdy Wybraniec, Chłopiec Który Przeżył, zginie… ich talizman zniknie. To nie było zwycięstwo Światła, jedynie innego odcienia ciemności.

Nic dziwnego, że Dumbledore chciał poczekać aż umrze, pomyślał Severus. Gdyby starzec nadal był na tym świecie, Severus zabiłby go gołymi rękami. Wściekłość i nienawiść wzmogły się, przecinając ból i wirując razem z nim w bardzo znajomej ciemności; czuł to przez większość swojego życia, chociaż może nie aż tak intensywnie.

Już nie. Więcej nie zniosę.

Podniósł głowę i wpatrywał się ślepo w ciemną, wilgotną, przytłaczająco ponurą piwnicę. Stary ból skręcał mu wnętrzności. To było zbyt wiele. Zbyt wiele złych wspomnień zderzających się ze zbyt dużą ilością świeżego bólu. Jego gniew nie zniknął całkowicie, wiedział o tym, sam powiedział Potterowi, że ten rodzaj emocji nigdy tak naprawdę nie znika; sięgnął teraz po niego, pozwalając by go przeniknął i kierując płonące, zdesperowane oczy na myślodsiewnię.

Jego osłony były szczelne. Nie pojawił się żaden dźwięk, nawet chwilowe drżenie, gdy magia przeszyła go w szaleńczym i ostatecznie bezużytecznym geście zaprzeczenia.

Potem przewrócił się na bok i usiadł, koncentrując się na oddychaniu i zebraniu w sobie. Ignorując poczerniały okrąg na betonowej podłodze, który był wszystkim, co pozostało z jego stołu, myślodsiewni i ostatnich wspomnień Dumbledore’a wytarł twarz rękawem, zauważając beznamiętnie, że jego ręka nawet się nie trzęsła. Ból i gniew zostały zepchnięte z powrotem tam, gdzie ich miejsce, głęboko pod wodami jego mentalnego oceanu; musiał pomyśleć o tym, co teraz zrobi.

Obiecałem, przypomniał sobie z przygnębieniem. Ale jak mógł to powiedzieć Hermionie? Nie było sposobu by złagodzić przekaz, nie wchodziło w grę powiedzenie jej, że Dumbledore mógł się mylić, nie miał żadnej nadziei, którą mógłby jej dać. Jeśli było jakieś wyjście z tej sytuacji, nie widział go. Potter był ostatnim horkruksem, więc musiał umrzeć, zanim Czarny Pan będzie mógł zostać unicestwiony. Ale już nie o to chodziło, chociaż ta perspektywa była straszna i bolesna – żałowałby, gdyby chłopiec umarł, może nieoczekiwanie, lecz nawet syn Lily nie mógł już rozkazywać jego duszy. Nie, chodziło o to, co stałoby się z Hermioną. Nigdy wcześniej nie straciła nikogo bliskiego, a już na pewno nie tak bliskiego przyjaciela w kwiecie wieku, nie w takich okolicznościach. Była wystarczająco silna, by przez to ostatecznie przejść, lecz nie bez strasznych konsekwencji, a ból, jaki jej to sprawi… Nic nie było tego warte, nawet porażka Czarnego Pana.

Powinien był to przewidzieć. Wszystkie kawałki układanki były pod jego nosem, ale odmówił ich złożenia.

Z pewną chłodną obojętnością Severus zrozumiał , że był na skraju szaleństwa, nieodwracalnego załamania nerwowego. Jego zdrowie psychiczne pogarszało się od miesięcy, jeśli nie lat, a teraz stał na krawędzi. Jeżeli upadnie, straci wszystko. Jeśli nie stanie z tym do walki, przepadnie na zawsze. Jego mentalny ocean atakowały ryczące burze, gdy zmaltretowana psychika słabła i zebrał się w sobie do ostatecznej walki, stawiając opór każdą nawet najmniejszą cząstką siły, która w nim została.

Kołysał się powoli w tę i z powrotem na podłodze, jego ciemne oczy były szkliste i puste. Przygryzł dolną wargę, aż zaczęła krwawić i wbił paznokcie w ramiona, aż z nich również polała się krew, skupiając się na bólu przypominającym mu o fizycznej rzeczywistości jego ciała, walcząc o zachowanie świadomości tego, co prawdziwe, a co nie. Nie mógł pozwolić, by to pokonało go teraz, nie kiedy miał tak wiele do stracenia. Warcząc pod nosem przekleństwa i wulgaryzmy, walczył o kontrolę nad własnym umysłem, wymuszając na swoich chaotycznych emocjach pewną stabilność, starając się skoncentrować na sobie i ponownie znaleźć równowagę, chociażby niepewną. Gdy w jego oczach pojawiły się łzy, pozwolił im płynąć, nie troszcząc się już o dumę, która starała się powstrzymać płacz; lekkie wyzwolenie emocjonalne złagodziło nieco presję.

Histeria pojawiała się i odchodziła, zabierając ze sobą trochę chaosu niczym krótka burza, po której wszystko się uspokaja. Powoli zaczął się odprężać, straszliwe załamanie złagodniało. To nie dla siebie walczył; nadal nie obchodziło go, co się z nim stanie. Hermiona go kochała i potrzebowała, a on nie zamierzał pozwolić, by cokolwiek mu ją odebrało. Uchwycenie wspomnień związanych z nią dało mu kotwicę, której potrzebował i stopniowo wszystko stawało się łatwiejsze.

Gdy Severus otworzył oczy, czuł się wyczerpany i chory, jego usta były wypełnione krwią, a głowa pulsowała boleśnie. Ale wygrał. Bardzo powoli podniósł się na nogi, kołysząc się przez chwilę, gdy poczuł się słabo. Wypluł krew i oparł się o ścianę, aż zawroty głowy minęły, po czym zebrał się w sobie i zaczął doprowadzać się do porządku oraz leczyć obrażenia. Wciąż nie miał pojęcia, co teraz zrobią, ale przynajmniej był na tyle przy zdrowych zmysłach, by zrozumieć sedno problemu. Trzęsąc się spazmatycznie, obejrzał się aby mieć pewność, że usunął wszystkie fizyczne dowody swojego małego załamania, po czym spojrzał na schody prowadzące do drzwi piwnicy i westchnął. Jeśli miał dotrzymać obietnicy, będzie musiał złamać serce swojej ukochanej.

xxxxxxxxxxxxxxxx

Severus siedział w piwnicy już bardzo długo. Hermiona wierciła się niespokojnie, odmawiając ponownego spojrzenia na zegar i nie przyznając się, jak bardzo była przerażona. Nałożył na piwnicę osłony, przez co nic nie słyszała, ale jej instynkt wręcz krzyczał, że coś jest nie tak.

Kiedy w końcu wszedł po schodach, zorientowała się po jego twarzy, że nie miał dobrych wieści; był bardzo blady i poruszał się dziwnie sztywno, a oczy wbił podłogę, aby ukryć wyraz twarzy: 

– Najpierw muszę zapalić – powiedział cicho.

Wyszedł na zewnątrz do ciemnego ogrodu mijając ją bez słowa, a ona zatopiła zęby w dolnej wardze, obserwując przez chyba najdłuższe kilka minut jej życia, jak jego pogrążona w ciemności postać przemieszcza się tam i z powrotem.

Kiedy wrócił wstała, obserwując go niepewnie. Część pustki w jego przekrwionych oczach wynikała z Oklumencji, ale pod nią widziała zarówno szok jak i ból oraz coś jeszcze, czego nie potrafiła zidentyfikować. 

– Miałam zapytać, czy wszystko w porządku, ale najwyraźniej nie – odezwała się łagodnie. – Proszę, powiedz mi, co się stało. 

Zamknął oczy i wolno pokręcił głową. 

– Severusie, proszę. Przerażasz mnie. Co się dzieje?

– Koniec świata, jak sądzę – powiedział powoli. – Teraz wiem wszystko.

– Co to znaczy?

– To znaczy, że nie możemy wygrać. – Jego głos był płaski, beznamiętny, a oczy zimne i odległe, kiedy je otworzył i spojrzał na nią. – Być może jesteśmy w stanie zabić Czarnego Pana. Ale nie wygrać. I on o tym wiedział przez cały ten czas. Okłamywał nas wszystkich.

– Kto? Dumbledore?

Przez chwilę w jego ciemnych oczach pojawiły się wściekłość i ból, zanim emocje znów zamieniły się w odległą pustkę. 

– Tak.

– Severusie, proszę. Nie rozumiem, co mówisz. Po prostu mi powiedz. 

Teraz miała pewność, że ​​naprawdę nie chce wiedzieć, ale jeśli rzeczywiście było tak źle, chciała mieć to już za sobą.

Zapadła długa cisza, zanim westchnął i powiedział cicho: 

– Harry musi umrzeć.

Hermiona wpatrywała się w niego w osłupieniu. Usłyszała wypowiedziane słowa, ale w jej głowie nie nabierały one żadnego sensu. Gdzieś na skraju świadomości ​​zdała sobie sprawę, że był to pierwszy raz, kiedy Severus nazwał Harry’ego po prostu Harrym, lecz w jej uszach pojawiło się słabe brzęczenie, gdy próbowała zrozumieć, co właśnie powiedział. Powoli odwrócił głowę i spojrzał na nią, a wyraz jego twarzy był odrętwiały i zagubiony.

– Jesteś pewien? – zapytała w końcu, trochę wytrącona z równowagi przez wręcz szokujący spokój w swoim głosie.

– Tak. Od początku był skazany na śmierć. Nigdy nie było żadnej nadziei na uratowanie mu życia.

– Czemu?

– Ponieważ horkruksów jest siedem, a nie sześć.

Zastanawiając się nad tym, co właśnie powiedział, zaczęła się trząść. Bardzo powoli elementy układanki zaczęły łączyć się w jej głowie, liczby sumować i wypełniać dziury w jej wiedzy. Severus patrzył na nią pustymi oczami. 

– Rozumiem – powiedziała w końcu z rezerwą. – Jak długo… nie, nie odpowiadaj. Nie chcę teraz wiedzieć. Czy nie ma sposobu, żeby zniszczyć horkruksa bez zabicia Harry’ego?

–  Nie.

–  Czy wiesz to na pewno, czy po prostu znowu zakładasz najgorsze?

– Cholera, Hermiono – powiedział rozpaczliwie, bez gniewu w głosie. –  Nie mogę cię okłamywać, nie w sprawie czegoś tak ważnego. Moc potrzebna do zniszczenia horkruksa zabije żywiciela.

– Nie można go jakoś usunąć?

– Nie, przynajmniej nic o tym nie wiem. Nie ma możliwości kontrolowania tego, co się z nim stanie, nawet gdybyśmy zdołali go usunąć. Mógłby trafić wszędzie.

– Nie możemy odesłać go do Sam-Wiesz-Kogo? Nie może ponownie podzielić swojej duszy, więc nie może zrobić więcej…

–  Nie. Wchłonięcie horkruksa wymaga wykazania pełnej skruchy. Nie jest do tego zdolny. –  Westchnął. –  Hermiono, nie rób tego. Myślałem o tym od wielu godzin. Nie możemy wygrać.

– Nie chcę, żeby umarł – powiedziała po chwili cichym głosem.

– A myślisz, że ja chcę? – zapytał ze smutkiem. – Prawie wszystko, co zrobiłem, było dla niego. Dla kłamstwa. Spojrzał na nią zagubionymi oczami i westchnął. – Jestem taki zmęczony byciem wykorzystywanym – powiedział ze znużeniem.

Hermiona objęła się ramionami, przygryzając wargę i zaczynając drżeć. Starała się nie myśleć. To było gorsze, niż sobie wyobrażała. Nowa informacja, że istnieje jeszcze coś innego, co uczyniło Voldemorta nieśmiertelnym, byłaby w porządku, ponieważ mogła nawet nie być prawdą lub mógł istnieć sposób, aby tę rzecz cofnąć. Ale to? O Boże, Harry. Jej przyjaciel od lat wierzył, że ​​prawdopodobnie umrze stając w szranki z Voldemortem, jeszcze zanim dowiedzieli się o przepowiedni. Jak mogli mu powiedzieć, że miał rację? Że powodem, dla którego podzielał niektóre zdolności Voldemorta, powodem połączenia między nimi, było to, że… że gdzieś w swojej głowie miał kawałek duszy Czarnego Pana…?

A jeszcze gorszy był wyraz twarzy Severusa, straszna ponura rezygnacja, która mówiła, że ​​nie ma ucieczki; świadomość, że wszystko, o co kiedykolwiek walczył, było kłamstwem. Dumbledore nie żył, cholera, ale jakimś cudem zdołał wyrządzić jeszcze więcej szkód człowiekowi, który był już prawie stracony. Trzęsąc się, przygryzła mocniej wargę. Nic nie możemy zrobić. Tak długo walczyli, by zmienić to, co nieuniknione, odmienić przeznaczenie tylko po to, by teraz upaść na ostatniej przeszkodzie. Voldemort umrze, a wojna zostanie wygrana i to zawsze było celem. Ale czy nie zapłacili już wystarczająco dużo?

Strach był niemalże wszechogarniający. Hermiona bała się prawie od chwili przybycia do Hogwartu i nigdy nie odważyła się tego pokazać; Severus był jedynym, który kiedykolwiek odgadł, jakim desperackim blefem była jej apodyktyczna, wszystkowiedząca postawa. Nigdy nie była przygotowana, by stawić czoła czarodziejskiemu światu i nic, absolutnie nic nie mogło przygotować jej na to. Nie potrafiła już dłużej udawać.

Severus podszedł bliżej i niepewnie położył dłoń na jej ramieniu. Spojrzała na niego. Gdy wzniósł swoje osłony i odepchnął ból, czarne oczy znów wyglądały na spokojne i odległe; nie miała pojęcia, czy miało to być z korzyścią dla niego czy dla niej. Ból znów ją ścisnął, a świat zaczął się zamazywać, zanim pierwszy szloch uwiązł jej w gardle. Kiedy objął ją ramionami i przyciągnął do siebie, zaczęła płakać.

Poczuła jak ​​ostrożnie wycofuje ich z kuchni do salonu, gdzie opada na sofę i wciąga ją na kolana. Znając go, prawdopodobnie już zabezpieczył pokój, żeby Ron nie słyszał co się dzieje, ale to nie miało teraz znaczenia. Przycisnęła się tak blisko, jak to możliwe, schowała twarz w jego szyi, szlochając bezradnie i przytulając się do niego, gdy zacisnął ramiona wokół niej.

Kiedy pierwszy szok minął, emocje stopniowo opadły ustępując miejsca wyczerpanemu odrętwieniu. Severus nie powiedział ani słowa – słyszałaby gdyby to zrobił. Po prostu przytulił ją tak blisko, jak tylko mógł, wtulając twarz w jej włosy i wsuwając dłonie pod jej koszulę, by spoczęły na skórze jej pleców, maksymalizując ich kontakt. Przyciskając twarz do jego gardła, wdychała jego zapach – na tyle na ile mogła z zatkanym nosem. Nigdy nie rozumiała, jak niektóre kobiety mogły zawsze wyglądać cudownie, nawet zanosząc się płaczem. W końcu niechętnie zmusiła się do otwarcia oczu i ponownego zmierzenia się z rzeczywistością.

Severus delikatnie dotknął jej policzka, odsuwając splątane włosy z gorącej, wilgotnej skóry; jego ciemne oczy były smutne. 

– Miałem nadzieję, że ta lekcja zostanie ci oszczędzona – powiedział cicho, a ona pokręciła głową.

– Nic nie mów, Severusie, proszę. Nie chcę o tym dzisiaj myśleć.

Zawahał się, po czym skinął głową. 

– Powinniśmy spróbować zasnąć, jeśli dam radę. To był długi dzień. Chodź.

xxxxxxxxxxxxxxxxxx

Do snu szykowali się w całkowitej ciszy; tak naprawdę nie było nic do powiedzenia. Straszna prawda stała między nimi, nawet jeżeli nie chcieli tego przyznać. Kiedy Hermiona w końcu odwróciła się, by na niego spojrzeć, Severus już się w nią wpatrywał; za przerażającym odrętwieniem w jego spojrzeniu dostrzegła błaganie, a na twarzy miał wymalowaną czystą żądzę. Wiedziała, że ​​nigdy nie poprosi, nie w ten sposób; osłaniał się tak bardzo jak to możliwe, udając, że wszystko w porządku, skupiając na niej i starając się być silnym, podczas gdy cierpiał tak bardzo jak ona. Oboje potrzebowali więcej.

Drżąc, oblizała usta. 

– Severusie.

Potrzebowała go w tej chwili. Potrzebowała go, by zapomnieć, by znów poczuć że ​​żyje, choćby tylko na chwilę. 

– Proszę.

Podszedł do niej, dotykając jej twarzy i obserwując ją uważnie. 

– Czego potrzebujesz? – zapytał cicho. – Wystarczy, że poprosisz.

Powoli pokręciła głową, nie mogąc tego wyartykułować. 

– Ja… muszę… nie myśleć. Po prostu… czuć. Proszę. Potrzebuję cię.

Część niej spodziewała się, że będzie brutalny, zdesperowany i była gotowa pozwolić mu dać się wykorzystać, jeśli to będzie konieczne. Ale pomimo burzliwych emocji szalejących w oczach był delikatny, kiedy przyciągnął ją do siebie i pocałował. Powoli się poruszając, kontynuował zdejmowanie ich ubrań.

Jako że jej własne pożądanie rosło, był niemal irytująco zbyt delikatny. Nie minęło jednak dużo czasu, zanim Hermiona zdała sobie sprawę, że Severus bardziej niż przyjemności szuka otuchy, a chwilę później przyznała, że ​​również tego chciała. Szybki i prawie brutalny seks mógł na krótko przytępić ich wzburzone emocje, ale nie pomógłby długofalowo; w tej chwili lepiej było po prostu być w jego ramionach. Przeczesała delikatnie palcami czarne włosy, gdy musnął nosem jej piersi, znajdując ustami sutek, a jego dłoń powoli zaczęła poruszać się między jej nogami. Przyjemność sukcesywnie rosła, ciepło stopniowo pokonywało okropny chłód, który zdawał się ją ogarniać. Podciągnął ją wyżej, głaszcząc i pieszcząc, zanim jego palce wsunęły się w nią. Cały czas całował i ssał jej sutki. W końcu osiągnęła orgazm, który przepłynął przez nią serią powolnych, drżących fal, gdy wyszeptał jej imię muskając ustami skórę.

Kiedy po chwili powoli sięgnęła w dół, żeby go dotknąć, poczuła że nie ma pełnej erekcji; niezależnie od tego, jaką wewnętrzną potrzebę zaspokajał w tej chwili, seks nie miał z tym wiele wspólnego. Mimo to szybko, gdy zaczęła go głaskać, szybko stwardniał pod jej dłonią. Zadrżał i podniósł głowę, by schować twarz w jej szyi. Wiedziała co chce dla niego zrobić, jeszcze zanim był w pełni gotowy. Delikatnie wyplątała się z jego uścisku, zsuwając z łóżka. Severus wyprostował się z pytaniem w oczach, a ona lekko się uśmiechnęła klękając na wytartym dywanie.

Zrozumiał o co jej chodzi. 

– Nie musisz… – zaczął cicho.

– Wiem. Ale chcę. 

To było coś, o czym myślała prawie odkąd zostali kochankami; zawsze był chętny, by zaspokoić ją ustami i wydawał się szczerze czerpać z tego przyjemność. Z pewnością słusznie pragnęła się odwdzięczyć, a poza tym była ciekawa. Może to nienajlepszy moment, ale chciała skupić się na czymś nowym, skoncentrować się na nim w sposób, do którego rzadko była zdolna podczas rzeczywistego stosunku.

Usiadła między jego nogami, opierając głowę na kolanie i patrząc na niego spod rzęs. Drżącymi palcami odgarnął kilka zabłąkanych loków z jej twarzy. Cienie wciąż czaiły się w jego oczach, nawet gdy próbował się do niej uśmiechnąć. Prostując się, przesunęła dłońmi po jego udach, czując pod palcami cienkie, czarne włosy, zanim lekko musnęła paznokciami wrażliwe miejsce w zagłębieniu jego bioder. Zadrżał. Z tej odległości mogła poczuć jego podniecenie, piżmowe, ziemiste i całkowicie męskie. Przyglądając się mu przez chwilę, grubemu członkowi nabrzmiałemu od napływającej krwi, pochyliła się powoli i otworzyła usta, by po raz pierwszy go posmakować.

Nie była pewna czego się spodziewać. Lavender i Parvati dużo o tym rozmawiały, a niektóre z ich magazynów zawierały pod pewnymi względami dość niepokojąco drobiazgowe opisy, podobnie jak niejeden romans, które czytała z czystej ciekawości. Jednakże każdy z nich był inny, co nie okazało się bardzo pomocne. Doszła do wniosku, że z każdym mężczyzną musi być inaczej i że będzie musiała poczekać i przekonać się sama.

Na początku poczuła głównie sól, ale pod tą warstwą był jego smak, bardziej piżmowy i miedziany niż reszta jego skóry, lecz wciąż uspokajająco znajomy. Wrażenie było pełne kontrastów – z jednej strony miękka, jedwabista skóra, a z drugiej gorące, twarde ciało. Czuła puls bijący pod jej językiem, gdy ostrożnie wkładała go do ust. Była częściowo świadoma, że włożył dłonie w jej włosy, rozplatając palcami luźny warkocz i powoli uwalniając puszące się loki, ale bardziej skupiała się na tym, co robiła.

Nie była na tyle głupia, by próbować zrobić głębokie gardło; nigdy wcześniej tego nie robiła i wątpiła, że będzie w stanie działać instynktownie. Tego mogła nauczyć się później, kiedy nastrój był lżejszy i milszy; teraz chodziło o to, żeby go zadowolić, a nie walczyć o powstrzymanie odruchu wymiotnego, psując atmosferę. Kiedy już wiedziała, ile centymetrów może wygodnie trzymać w ustach, sięgnęła między jego nogi, by owinąć dłoń wokół podstawy członka, pocierając ją w rytmie, który starała się ustalić. Dopiero po tym zaczęła go ssać.

Severus do tego momentu milczał, ale kiedy jej usta zacisnęły się wokół niego, wydał dźwięk niebezpiecznie bliski skomlenia, a jego palce zacisnęły się na jej włosach. Próbując niezręcznie spojrzeć w górę, by zobaczyć jego twarz, zauważyła, że ​​oparł się plecami o ścianę, wpatrując się w nią. Znajomy żar wkradł się w jego spojrzenie i zaczął przepędzać cienie.

W miarę jak przyzwyczajała się do nowych wrażeń,  rytm między jej dłonią a ustami stawał się coraz bardziej regularny. Severus drżał i od czasu do czasu lekko wypychał biodra, walcząc, by pozostać nieruchomo i nie wpychać jej członka ust. Zaczął wydawać coraz głośniejsze dźwięki. Jego oddech stał się cięższy, miękkie skomlenie przeszło w ciche jęki, gdy nabrzmiał jeszcze bardziej w jej ustach, a słony smak nasilił się. W końcu jego dłonie zacisnęły się na brązowych lokach. 

– Hermiono… – wyszeptał ochryple.

Usłyszała ostrzeżenie w jego głosie i zignorowała je; wiedziała, że ​​na ogół nie było to przyjemne, słyszała mnóstwo sprośnych dowcipów i jeśli faktycznie będzie tak źle, może nigdy więcej tego nie zrobi. Ale tym razem chciała, żeby doszedł w jej ustach. Unosząc drugą rękę między jego nogi, delikatnie go pieściła, ssąc mocniej. Ponownie podniosła wzrok. Wciąż wpatrywał się w nią, ale jego oczy nie były skupione, a chwilę później zacisnęły się, a wyraz jego twarzy wykrzywił. Jęknął głośno, a całe jego ciało napięło się, po czym zaczęło drżeć; pomimo jego najlepszych wysiłków, jego biodra poruszyły się, gdy ponownie zacisnął dłonie na jej włosach, zanim doszedł z cichym okrzykiem.

Niespodzianką była sama temperatura; do tej pory tak naprawdę czuła tylko jak dochodzi między jej nogami i sperma była znacznie gorętsza niż myślała. Jego ostrzeżenie dało jej wystarczająco dużo czasu, by przygotować się do połknięcia i minęła chwila, zanim w ogóle zarejestrowała smak, który nie był tak zły jak się spodziewała – słony, lekko gorzki i metaliczny, ale niezbyt nieprzyjemny. Poza tym, widok niemal udręczonej błogości na jego twarzy, gdy patrzył jak wylizuje go do czysta byłby tego wart, nawet gdyby było dziesięć razy gorzej.

Hermiona powoli wstała, oblizując wargi. Wyciągnął rękę i złapał ją za nadgarstek, delikatnie przysuwając do siebie i wciągając na swoje kolana; poczuła, jak męskie ramiona owijają się wokół niej i przytulają do klatki piersiowej. Wszystko wydawało się teraz bardzo odległe; świat został zredukowany do ciepła drugiego ciała i jego smaku pozostającego w jej ustach. Pocałował delikatnie czubek jej głowy. 

– Dziękuję – powiedział cicho.

– Nie byłam zbyt…

– Nie. Nie. Byłaś… jesteś… cudowna. – Zawahał się. – Ja…

– Co?

Poczuła, jak ​​potrząsa głową. 

– Nie teraz. To nic pilnego. Śpij, Hermiono. Wszystko może poczekać do rana.

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział XLVIIGoniąc Słońce – Rozdział XLIX >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz