Goniąc Słońce – Rozdział XIII

Goniąc Słońce – XIII

„Uśmiecham się, gdy jestem zły, oszukuję i kłamię,
Robię to, co muszę, by przetrwać.
Ale wiem, co jest dobre i co jest złe
I oddałbym życie za prawdę w mym sekretnym życiu”

Leonard Cohen „Secret Life”

 

Przebywanie w Skrzydle Szpitalnym było nudne. Tę wiedzę Hermiona zdobyła już na drugim roku. Ciągle swędziała ją klatka piersiowa i wszędzie był taki chaos, że przez większość czasu towarzystwa dotrzymywał jej tylko Krzywołap. Miała również wiele do przemyślenia. W przeciągu ostatniego tygodnia albo coś koło tego tyle się wydarzyło, że wciąż kręciło jej się w głowie.

Chronologicznie, pierwszym takim ważnym zdarzeniem była poważna zmiana w jej dziwnych relacjach ze Snape’em. Najwidoczniej ich walka podczas lekcji Oklumencji była katalizatorem dla czegoś, czego nie rozumiała. Przed tym powiedziałaby, że każdy, kto wda się w słowną potyczkę ze Snape’em i subtelnie mu zasugeruje, że się myli, zostanie werbalnie zmiażdżony – możliwe, że nawet dosłownie – i będzie płacił za ten czyn, dopóki się nie zestarzeje. Jednak z jakiegoś powodu mężczyzna był dziwnie pod wrażeniem. Tak, jakby ją szanował za zrobienie czegoś takiego, co prawda jego zachowanie nie wydawało się inne, ale każdego ranka podczas biegania pomiędzy nimi panowała spokojna cisza.

Po chwili zdecydowała, iż to zapewne przez to, że od bardzo dawna nikt nie śmiał mu się przeciwstawić. Samobójczy uczniowie może i protestowali, i była pewna, iż część nauczycieli na przestrzeni lat krytykowała go za jego czyny, ale ktoś stosujący jego własne metody przeciw niemu musi być rzadkością i być może właśnie to ją ocaliło. Co dziwne, wydawało się, że czuł się zawstydzony tym, co jej powiedział w zeszłym roku. Miło było wiedzieć, iż czasami żałuje swoich czynów, ale byłoby lepiej, gdyby w ogóle nie robił takich rzeczy. To wydarzenie pomogło jej też w uświadomieniu sobie, że momenty, w których go widziała poza lekcjami nie liczyły się jako część normalnego życia. Prywatnie mogła sobie pozwolić na rzeczy, za które przy świadkach zrobiłby jej piekło na ziemi. Snape na osobności wydawał się być zupełnie inną osobą niż publiczny Snape, a to było warte zapamiętania.

Kolejnym ważnym zdarzeniem było odejście braci Weasley. Na zewnątrz Hermiona była oburzona tym, że Fred i George porzucili edukację, lecz w tajemnicy mała część dziewczyny podziwiała ich odwagę. Wiedziała, że ona nigdy nie mogłaby zrobić czegoś takiego, nawet w ramach protestu przeciwko Umbridge. Zawsze sobie powtarzała, że chce coś zmienić, zostawić po sobie ślad i postawić się, ale zastanawiała się, czy kiedykolwiek będzie na tyle odważna, by to zrobić. Po ich odejściu i zaatakowaniu McGonagall podczas gdy wyrzucana Hagrida, w szkole zapanowała anarchia. To wystraszyło Hermionę. Snape ją ostrzegał, że bez opozycji Umbridge jest zdolna do wszystkiego, ale… ciężko jej było uwierzyć w to, że rząd, władza społeczeństwa czarodziejskiego może zachowywać się w taki sposób bez żadnych reperkusji. Anglia nie miała tak działać. Nie mieli żyć pod dyktatorem. Już sam Voldemort był zły i nie potrzebowała do tego wiedzy, że nie może ufać również Ministerstwu. Wiedziała, że jest ono raczej bezużyteczne, ale nie, że było potencjalnym wrogiem. A władza szkoły nic nie zrobiła. Od Snape’a usłyszała, że nauczyciele nie mogą powstrzymać tego, co się dzieje, tak samo Zakon. Było zbyt wielu wrogów.

A mówiąc o wrogach… zamknęła oczy i zadrżała. W tym momencie to Voldemort królował w jej koszmarach. Nie był już cieniem bez twarzy, lecz koszmarną kreaturą, którą tak naprawdę był. Bitwa w Ministerstwie przeraziła ją. To było ponad jej doświadczenie, dużo gorsze niż mogłaby sobie wyobrażać i uświadomiło jej, jak bardzo ona i jej przyjaciele byli nieprzygotowani. Jedyny powód, dzięki któremu przeżyli był taki, że Śmierciożercom bardziej niż na mordowaniu dzieci zależało na przepowiedni. Nie wiedziała, jak czują się inni – nie rozmawiali o tym, – ale ona czuła się pozbawiona nadziei i tak przestraszona, że nie mogła spać. Pomimo swoich najlepszych wysiłków, po prostu mieli zbyt małą wiedzę i nie było zbyt wielu ludzi, którym mogli zaufać.

W każdym razie Umbridge już nie było i przynajmniej Ministerstwo w końcu uwierzyło w powrót Voldemorta i nadchodzącą wojnę. Nie była jednak pewna, czy to w czymś pomoże. Dumbledore wrócił, pamiętała starcie pomiędzy nim a Voldemortem – pierwsza poważna walka jaką widziała między dwójką potężnych czarodziejów. Raz jeszcze pod jego wodzą Hogwart będzie bezpieczny, ale przecież nie mogli się tu wiecznie ukrywać. Lato będzie przerażające i tylko Bóg wie, jaki będzie nowy nauczyciel Obrony w szóstej klasie. Jednak dziewczyna już nie wierzyła w to, że szkoła im pomoże. Oczywistym było, iż przepowiednia mówi o Harry’m i o czymś ważnym, ale chłopak jeszcze nie był gotowy, by o tym rozmawiać.

Mówiąc szczerze Harry również ją teraz przerażał. Przez cały ten rok był przepełniony gniewem, oddalony od każdego – nawet od niej i od Rona – i naprawdę nie miała pojęcia, że ignoruje wszystko, co próbowała mu przekazać o Oklumencji. Teraz rzadko go widywała, a jeśli już tak się zdarzyło, był cichy i zdystansowany. Widocznym było, iż obwinia się o to, co się stało – nie to, że był niewinny, ale nie mógł wszystkiego przewidzieć – oraz że mentalnie jest rozdarty przez śmierć Syriusza. Co do tego również Hermiona nie wiedziała, jak się z tym czuje – pierwszy raz widziała, jak ktoś umiera i pomimo jej cynizmu wobec ojca chrzestnego swojego przyjaciela, raczej lubiła tego mężczyznę i odrobinę go żałowała. Jednakże wszystko wciąż było dla niej tak bardzo poplątane, że podejrzewała, iż nadal jest w szoku.

W każdym razie czuła się bardzo krucha, przestraszona i niepewna, czy ufa komukolwiek, by to naprawił. Jeżeli Dumbledore był taki potężny, to dlaczego pozwolił Ministerstwu sobą rządzić? Dlaczego nie zrobił więcej przeciwko Śmierciożercom? Pokonał ponad tuzin z nich bez wysiłku i sam pospieszył za Voldemortem. Wielu członków Zakonu również było dobrych. Dlaczego nic z tym nie zrobili? Czemu przez rok trwali w impasie? Czy szkoła mogła ich obronić? Jeśli nie, to jak mieli się sami tego nauczyć? Próbowali, ale prawdziwa walka była zupełnie inna niż ćwiczenia w Pokoju Życzeń i potrzebowali nauczyciela, który umie więcej.

Hermiona bardzo chciała z kimś o tym porozmawiać, ale nie wiedziała z kim. Dyrektor by zrozumiał, ale była zbyt onieśmielona tym, co widziała, aby z nim porozmawiać. Nigdy nie miała z nim tak bliskich relacji jak Harry i ledwie kilka razy przez te sześć lat zamieniła z nim parę słów. Profesor McGonagall wciąż przebywała w Szpitalu Świętego Munga, choć Dylis twierdziła, iż kobieta prawie całkiem wydobrzała i już chciała wrócić do szkoły. Madame Pomfrey poza okazyjnym naprawianiem ludzi nie brała udziału w wojnie i nie znałaby odpowiedzi na żadne pytanie. Portrety miały zakaz mówienia o tym, co usłyszały od Dumbledore’a, Ron był tak samo zagubiony jak ona, a Harry z nikim nie rozmawiał. Krzywołap był doskonałym słuchaczem i kilka razy złapała się na tym, że do niego mówi, ale zwierzę nie udzieli jej rady. Niedługo znowu zobaczy się z rodzicami, ale nie zamierza im mówić o tym, co się stało. Nie chciała ich martwić, a i oni nie potrafiliby tego zrozumieć.

Gdyby okoliczności były inne, spróbowałaby porozmawiać ze Snape’em. Ze wszystkich, którzy brali w tym udział wydawało jej się, że tylko on by ją zrozumiał i być może powiedziałby jej to, co potrzebowała usłyszeć – choć nie byłoby to zapewne coś, co chciała usłyszeć, ale doceniała jego szczerość. Nie potraktowałby jej jak dziecko. Lecz rzadko go widywała. Pojawił się raz czy dwa, gdy dostarczał część z niekończącej się listy eliksirów jakie musiała codziennie zażywać, ale pozostał tylko przez chwilę, zamieniając kilka słów z Poppy. Raz na nią spojrzał i skinął głową, gdy wychodził, ale to był ich jedyny kontakt ze sobą. Widocznie miał teraz wystarczająco dużo własnych problemów, a ona nie mogła sama iść go poszukać, bo musiała leżeć w łóżku.

Wygląda na to, że będzie musiała poczekać i zobaczyć co się stanie, nienawidziła tego. Teraz musiała się skoncentrować na tym, aby i fizycznie, i mentalnie wyzdrowieć, ponieważ nie chciała się czuć tak jak teraz dłużej niż to było konieczne.

 

Zdaniem Severusa zakończenie roku szkolnego było raczej niezadowalające. Nie licząc tej części z małym zamieszaniem. Dumbledore wrócił, ropuchy nie było, Minerwa wróciła i wydobrzała na tyle, by ponownie zgarnąć Puchar Domów – jakby go to obchodziło – i, co prawda zbyt późno, lecz Ministerstwo w końcu się obudziło. W ciągu miesiąca Knot straci stołek, ale tak naprawdę już go to nie obchodziło. Chciał tylko z powrotem schować się w swoim ponurym i depresyjnym domu, i spać aż do września.

To było marzenie głupca, bo lato zapowiadało się na skomplikowane. Czarny Pan był w szale i podczas gdy Bellatrix i Lucjusz byli w jego niełasce, Severus nagle odkrył, że stał się prawą ręką swojego Pana. Głównie dlatego że był po prostu kompetentny i nie szalony. Owszem, to było użyteczne, ale naprawdę nie miał na to czasu – miał swoje plany i przez jakiś czas potrzebował nie być pod obserwacją. Zwłaszcza, że był pewien, iż robi duży błąd. Nie powinien podejmować takiego ryzyka. Narażał wszystko i jeszcze bardziej komplikował już zagmatwaną sytuację. Ale z drugiej strony nie mógł po prostu stanąć z boku i nic nie zrobić. Raz tak postąpił i cena była ogromna, więc nie potrafiłby ponownie tak postąpić.

Potrząsając głową, Severus spojrzał na kawałek pergaminu, na którym zapisał adres. Jeszcze raz powtórzył sobie wymyślony plan i przygryzł wargę – zwyczaj, który ku swojej irytacji i zawstydzeniu podłapał w ciągu ostatniego roku. To był błąd. Wiedział o tym, lecz był też świadom, że nie może usiąść i nic nie zrobić, ponieważ nie byłby w stanie później z tą świadomością żyć.

 

Hermiona była niezmiernie zdziwiona, gdy została obudzona w środku nocy przez coś walącego w jej okno. Nie brzmiało to jak sowa i z pewnością nawet Ron nie byłby na tyle głupi, żeby do niej pisać – zmrużyła oczy, odczytując cyfry na elektronicznym budziku – dobrze po wpół do czwartej nad ranem. Wyślizgnęła się z łóżka i boso podeszła do okna. Ostrożnie rozsunęła zasłony i wyjrzała na zewnątrz, wzrokiem przeczesując mały ogródek i cichą ulicę.

Ciemna, zakapturzona postać stała pod latarnią przy bramie i wydawało się, iż patrzy prosto na nią. Cofnęła się i nadal obserwowała. Intuicyjnie cofnęła się jeszcze bardziej, rozpoznając chrzęst żwiru czy kroki na asfalcie, czy coś w tym stylu i zdusiła nerwowy śmiech, gdy zastanawiała się co zrobić. Ciężko było wyobrazić sobie mniej dziwny atak Śmierciożercy, ale było w tym coś podejrzanego.

Rozejrzała się po swojej sypialni i spłynęło na nią olśnienie. Pospiesznie zakładając szlafrok i upewniając się, że ma różdżkę, podniosła Krzywołapa z końca łóżka, skąd ją uważnie obserwował i zeszła na dół, w duchu dziękując za kamienny sen rodziców.

– Krzywołapku, idź zobacz, kto stoi na zewnątrz – miękko poprosiła kota, głaszcząc go za uchem i stawiając na podłodze. – Ale uważaj, dobrze?

Zwierzak zamruczał uspokajająco, podreptał do kuchni i po chwili usłyszała jak klapka dla kota w drzwiach otwiera się i zamyka.

Stojąc w oknie w salonie, nerwowo obserwowała jak jej pupil wychodzi zza domu, nonszalancko przechadza się po ogrodzie, po czym idzie w stronę bramy i wskakuje na ogrodzenie. Zakapturzona postać podeszła do niego i zaczęła go głaskać. Uspokojona Hermiona pospieszyła do kuchni i wyszła na zewnątrz, by zobaczyć kim jest jej tajemniczy gość.

Gdy podeszła do bramy, postać odwróciła się w jej kierunku i opuściła kaptur, a dziewczyna w połowie drogi zamarła w bezruchu z szoku, widząc znajome rysy twarzy i ciemne oczy profesora Snape’a. Co więcej, Snape’a, który miał na sobie luźne jeansy, bluzę z kapturem i znoszone trampki, w których biegał.

– Panna Granger – powitał ją miękko. Ostatni raz widziała go tydzień, dwa temu, ale widocznym było, iż postarzał się w tym czasie. Jego oczy były zapadnięte i podkrążone, a twarz szczuplejsza niż zwykle.

– Proszę pana – odpowiedziała słabo, próbując się na niego nie gapić. Co on, do diaska tu robił? Chwilę później zaczęła panikować, bo pomyślała o kilku różnych powodach, dla których członek Zakonu Feniksa mógłby się pojawić w jej domu w środku nocy. – Czy coś się stało? Jakiś… atak albo…?

Mężczyzna potrząsnął głową.

– Z tego, co wiem, wszyscy są cali. Chodzi o coś innego – odparł tajemniczo, po czym się zawahał. – Mogę wejść? To ten rodzaj sąsiedztwa, w którym zauważa się podejrzane postacie szwędające się po okolicy.

Tym razem Hermiona się zawahała, przyglądając mu się zmrużonymi oczami. Jej mózg podsunął jej jeszcze kilka innych powodów jego obecności tutaj. Spojrzała na Krzywołapa, który teraz był pochłonięty myciem się, potem znowu na Snape’a i mocniej ścisnęła różdżkę.

Mężczyzna spojrzał na nią zirytowany.

– Pani ostrożność jest godna podziwu, ale nie mam na nią czasu, panno Granger – syknął zagniewany. – Zapewniam panią, że nie jestem tu, żeby panią porwać z jakiegoś tam nikczemnego powodu. Mogę wejść, zanim któryś z pani sąsiadów wezwie policję?

– Przepraszam, proszę pana – odpowiedziała speszona, gdy prowadziła go na około domu do kuchni. – Po prostu… nie spodziewałam się pana – dodała bez przekonania.

Wyglądał niezwykle dziwnie w mugolskich ubraniach, choć przynajmniej wiedział, co jest normalne, a co nie. Jednak wszystko było wyraźnie na niego za duże.

– Jak już mówiłem, pani ostrożność jest wskazana – Snape spojrzał na nią sardonicznie. – Czy potrzebuje pani dowodu, że jestem prawdziwym profesorem Snape’em? – zapytał sarkastycznie. – Choć nie wiem, na jakie osobiste pytanie o mnie mogłaby pani znać odpowiedź. Jestem jednak pewien, że byłbym w stanie przypomnieć sobie jakieś mało znane pani wpadki.

– Ufam osądowi mojego kota – wymamrotała, próbując zachować jakieś resztki godności, po czym zmieniła temat. – Czy coś panu podać?

Oferta była instynktowna i dziewczyna była zaskoczona, gdy skinął głową.

– Mocna, czarna kawa będzie mile widziana.

– Długa noc, proszę pana? – ośmieliła się zapytać, włączając czajnik.

– Długi tydzień – słabo ją poprawił, siadając przy stole. – Niech pani nie mówi nikomu o mojej wizycie, panno Granger – tajemniczo kontynuował biznesowym tonem. – Nawet pani małym przyjaciołom. Wielu ludzi, po obydwu stronach byłoby niezwykle niezadowolonych, gdyby się dowiedzieli, że tu byłem.

Teraz już poważnie oszołomiona dziewczyna, skinęła głową.

– Dobrze, proszę pana.

Dopóki nie postawiła przed nim kawy i nie usiadł naprzeciwko, nie odezwał się. Wciąż była roztrzęsiona nagłym pojawieniem się jej Mistrza Eliksirów w środku nocy w kuchni jej rodziców. Skinął głową na znak akceptacji, po czym oparł się o krzesełko i spojrzał na nią ostrym wzrokiem. Patrząc wyjątkowo bezpośrednio i przenikliwie, wprost zapytał:

– Jak szybko pani rodzice mogą opuścić kraj?

Hermiona wgapiła się w niego i otworzyła usta, by automatycznie zapytać dlaczego. Spojrzał na nią ponuro i zmarszczył brwi, a ona ponownie zamknęła usta i zaczęła szybko się zastanawiać.

– Nie wiem – w końcu odpowiedziała, próbując brzmieć na spokojną. Jeżeli o to pytał, to znaczyło, że istnieje bardzo dobry powód, dla którego jej rodzice powinni szybko opuścić kraj, a to z kolei oznaczało… O Boże.

Snape pokiwał głową, jakby się spodziewał takiej odpowiedzi.

– Dostaną pieniądze i Świstoklik. Będą mogli korzystać z elektronicznej korespondencji takiej jak e-maile, fax czy telefony, żeby uporządkować swoje służbowe sprawy czy coś takiego.

Dziewczyna zaczęła się głębiej nad tym zastanawiać, mimochodem zauważając, iż mężczyzna wie, jak powiedzieć „telefon” i co to jest e-mail i fax.

– Wciąż nie jestem pewna, proszę pana. Może tydzień?

Potrząsnął głową i gdy cicho odpowiedział, coś ją ścisnęło w żołądku.

– Szybciej.

Przełknąwszy ślinę, zapytała:

– Czy… czy tylko ja jestem ich celem czy wszyscy urodzeni wśród mugoli, proszę pana?

– Jeszcze nic nie robią, – odparł miękko – ale raczej ta druga opcja, choć naturalnie na ciebie będą zwracali większą uwagę – wziął kolejny łyk kawy. Pochylił się i przygwoździł ją spojrzeniem. – Będę musiał porozmawiać dzisiaj z pani rodzicami. Muszą natychmiast zacząć odpowiednie przygotowania. Za… powiedzmy trzy noce… przybędę z pieniędzmi i nauczę panią jak stworzyć Świstoklik. Sam tego nie zrobię, nie tylko ze względu na to, iż nie chcę wiedzieć, gdzie będą. Ja nie mogę tego wiedzieć. Rozumie pani?

Wolno skinęła głową. Czego nie wiedział, tego nie mógł zdradzić.

– Tak, proszę pana – odpowiedziała mu słabo. – Dlaczego to pan robi?

Tak, jak się spodziewała, zignorował jej pytanie.

– Ile z tego, co się dzieje wiedzą pani rodzice?

– Yyy… niewiele – przyznała. – Wiedzą o Sam-Pan-Wie-Kim, że trwa wojna, trochę o Harry’m i tak jakby o tym, że biorę udział w największym zamieszaniu, ucząc się Uzdrowicielstwa i tego typu rzeczy. Wiedzą, że była bitwa w Ministerstwie, ale nie, że ja brałam w niej udział – uniósł brew, spuszczając wzrok z oczu dziewczyny na miejsce, w którym była na wpół wyleczona blizna, a ona automatycznie złapała się za poły szlafroka, mimo iż wiedziała, że piżama zakrywa to miejsce.

– Czy oni się zgodzą po prostu wszystko porzucić i opuścić kraj?

Hermiona przygryzła wargę.

– Zostawienie pracy będzie ciężkie. Ale przecież będą mogli pozostać w kontakcie telefonicznym i e-mailowym ze swoimi przyjaciółmi. Prawda, proszę pana? – skinął głową, nieznacznie mrużąc oczy, a ona kontynuowała nim mógłby jej przerwać. – Nie ze mną. Wiem o tym, proszę pana – mężczyzna ponownie skinął głową i oparł się wygodniej. Dziewczyna mocno się zastanawiała. – Myślę, że tak, proszę pana, zwłaszcza, że pan tu jest, by wyjaśnić, iż to nie jest przesada. Ale będą chcieli zabrać mnie ze sobą.

– Poradzę sobie z tym.

– Nie spodoba im się brak kontaktu ze mną. Nie będą wiedzieli, że ze mną wszystko w porządku. Zwłaszcza po tym, jak się dowiedzą, iż jestem w to zaangażowana bardziej niż myśleli. Będą się o mnie martwili.

Snape skinął głową.

– Całkiem zrozumiałe. Pomyślałem już o tym.

– Na jak długo to będzie? – zapytała z wahaniem. Znała odpowiedź zanim mężczyzna na nią spojrzał.

– Dopóki nie wygramy, panno Granger. Aż do tego czasu będą na celowniku. To mogą być lata, może dekady, choć to ostatnie jest mało prawdopodobne.

Po chwili wahania Hermiona zebrała całą swoją odwagę i zwerbalizowała to, czego nie ośmieliła się powiedzieć żadnemu innemu członkowi Zakonu.

– A myśli pan, że wygramy? – cicho zapytała.

– Chce pani, żebym pani skłamał i powiedział, że wszystko będzie dobrze? – spytał ją w odpowiedzi zaskakująco miękkim głosem.

Wolno potrząsnęła głową.

– Chcę pana szczerą opinię, proszę. Nawet jeśli to nie jest odpowiedź, którą bym chciała usłyszeć.

Westchnął i uroczyście spojrzał jej w oczy.

– Nie jestem w stanie powiedzieć, panno Granger. My… możemy wygrać. Zawsze jest miejsce na nadzieję.

Po chwili skinęła głową.

– Dziękuję, proszę pana – odsunęła krzesełko. – Porozmawiam z mamą i tatą, gdy będzie pan kończył kawę. Za chwilę zejdziemy.

 

Severus oparł się wygodnie i wolno pił kawę, słuchając przytłumionych głosów na piętrze. Nawet nie czuł smaku. Teraz dosłownie żył tylko na mocnej, czarnej kawie – mimo jej wpływu na jego wrzody – więc kofeina nie miała już na niego wpływu. Rozglądając się po kuchni, która w jego mniemaniu wręcz krzyczała „szczęśliwa rodzina klasy średniej”, dostrzegł wpatrujące się w niego spokojne, przenikliwe, żółte ślepia. Sardonicznie uniósł brew w stronę kota.

– Tak? Czy coś byś chciał?

Krzywołap – co prawda nikt go o zdanie nie pytał, ale uważał, że to cholernie głupie imię dla kota – kontynuował gapienie się na niego, by po dłuższej chwili mrugnąć, zacząć mruczeć, wstać i skierować się w jego stronę. Następnie zwierzak uderzył go łbem w ramię. Severus sprawdził drzwi i upewnił się, że nikt na niego nie patrzy, po czym westchnął i zaczął głaskać kota.

– Cóż, przynajmniej ty nie uważasz, że popełniam ogromny błąd – wymamrotał, miziając zwierzątko za uchem. – Nie powinno mnie tu być, wiesz?

Nie miało znaczenia, co myśli Voldemort. Jeśli chodzi o Severusa, to wężowaty, pokręcony drań mógł iść i zrobić sobie coś anatomicznie niewłaściwego. Ale jeśli Dumbledore się dowie, będzie wściekły i mówiąc szczerze, Severus nie mógłby go wtedy obwiniać. To było ogromne ryzyko. Narażał cały plan dla jednej dziewczyny i nawet nie chciał szukać powodu, ponieważ samo myślenie o tym powodowało ściskanie w żołądku i ból głowy. Westchnął, skończył kawę i marzył o tym, by móc złapać choć trochę snu. Nie spał od dwóch dni i zapewne przez najbliższy tydzień też nie zazna zbyt wiele odpoczynku. Co najmniej tydzień.

Usłyszał kroki na schodach i sam na siebie prychnął, gdy poczuł jak nieświadomie się spina. Rodzice Granger nie stanowili dla niego zagrożenia – choć gdy Severus dostrzegł minę kobiety, która wkroczyła do kuchni prawie zmienił zdanie. Wyglądała… cóż, już wiedział po kim dziewczyna ma temperament. Przypomniawszy sobie o manierach, wstał i uprzejmie pochylił głowę. Był świadom, że w tym momencie nie robi wrażenia profesjonalisty. Nie miał zbyt wielu mugolskich ubrań. Jego zwykły strój nie nadawał się do kręcenia się po mugolskiej okolicy, nawet jeżeli nie założyłby szaty i płaszcza.

– Dzień dobry, doktor Granger – powiedział cicho. W duchu sobie pogratulował, że pamiętał, iż w mugolskim świecie dentyści byli lekarzami. Tu również nie miał zbyt dużego doświadczenia. – Przepraszam, że obudziłem państwa o tak wczesnej godzinie. Zapewniam jednak, że to ważne – spojrzał na mężczyznę, który wszedł za nią i ponownie uprzejmie się ukłonił. Zauważył, że Granger w takim samym stopniu przypomina obydwoje rodziców, a nie tylko jednego. Właściwie tak samo było z nim, choć dziewczyna wyszła na tym znacznie lepiej. Do kurwy nędzy, skup się, Severusie, ostudził sam siebie.

– Czy państwa córka powiedziała wam…? – zaczął, ale przerwała mu kobieta:

– Hermiona powiedziała nam nonsensy, Profesorze. Na początek powiedziała kilka rzeczy o panu.

Walcząc z grymasem, Severus przechylił głowę na bok i spojrzał obok rozgniewanych, odzianych w piżamy dentystów na ich córkę, która spojrzała na niego z poczuciem winy, a potem wpatrzyła się w podłogę. Mężczyzna westchnął.

– Nie wątpię. Jestem również pewien, że wszystko jest prawdą. Jednakże to nic nie zmienia. Nie byłoby mnie tutaj o czwartej nad ranem, gdyby nie chodziło o coś ważnego. Obydwoje jesteście w niebezpieczeństwie.

– Tak nam powiedziała – płasko odparł ojciec Hermiony. Nie wyglądał na tak mocno zagniewanego jak jego żona, ale wcale nie był szczęśliwszy czy mniej sceptyczny. – Jednakże nie była nam w stanie powiedzieć dlaczego.

Severus ponownie spojrzał na dziewczynę, a ona zadrżała bez podnoszenia wzroku. Jej włosy – jeszcze bardziej poplątanie niż zwykle – opadły niżej, chowając jej twarz.

– Rozumiem – odparł płasko. Mógł zrozumieć jej niechęć, ale nie miał teraz czasu na delikatność. – W interesie nas wszystkich proszę, aby pani wróciła do swojego pokoju, panno Granger i pozwoliła mi porozmawiać na osobności z pani rodzicami – spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, co niemalże go zabolało, ale na to też nie miał teraz czasu. – Teraz, panno Granger – warknął głosem, który wypracował sobie podczas piętnastu lat pracy z nastolatkami i dziewczyna posłuchała. Gdyby to był ktoś inny, przypomniałby jeszcze o nie podsłuchiwaniu, ale ona tego nie zrobi.

Spojrzawszy ponownie na jej rodziców, ręką wskazał stół.

– Proszę, niech państwo usiądą. Muszę wiele powiedzieć, a mam na to mało czasu – gdy usiedli i odzyskali trochę ucywilizowania, Severus odmówił cichą modlitwę do kogokolwiek mało zajętego, by zawrócił sobie głowę jego brudną, poszarpaną duszą. Błagam, niech nie zostanę wezwany, dopóki tu nie skończę. Oparł łokcie na stole, odchrząknął i pochylił się do przodu. Złączył palce i zwrócił się do pary naprzeciwko siebie:

– Nazywam się Severus Snape – cicho zaczął. – Jestem nauczycielem państwa córki. Jestem członkiem Zakonu Feniksa. Jestem również Śmierciożercą. I jest wiele potężnych i niezwykle niebezpiecznych czarownic i czarodziejów, którzy chcą was zabić ze względu na waszą córkę.

– Na Hermionę? Ale… dlaczego? Ona… ona jest tylko zwykłą dziewczyną.

Severus prawie się uśmiechnął, choć byłby to uśmiech bez humoru.

– Nie – poprawił miękko. – Jest kimś dużo więcej. Jest jedną z najbardziej utalentowanych czarownic swojego pokolenia. Jest potężna, mądra i jest dzieckiem mugoli. Jest zagrożeniem dla wszystkiego, w co wierzą i za co walczą Śmierciożercy, ponieważ jest żywym dowodem na to, że się mylą. Jest również najlepszą przyjaciółką Harry’ego Pottera. Wkrótce po was przyjdą, ponieważ chcą ją zniszczyć. Proszę, uwierzcie mi. Nie zwariowałem i nie kłamię. Wasze życie jest w niebezpieczeństwie i musicie uciec, jeżeli chcecie przeżyć.

Gniew zniknął. Wyglądało na to, że mu uwierzyli. Wyglądali na przerażonych, a to był dobry znak – mieli wystarczająco oleju w głowie, by się bać.

– Jak bardzo jest zaangażowana? – z wahaniem zapytał pan Granger.

– Dużo bardziej niż powinna – odparł z uczuciem Severus – i dużo bardziej niż chcielibyście wiedzieć.

Małżeństwo wymieniło ze sobą jedno z tych długich spojrzeń, które czasami zdarzało się w parach. Czasem uważał, że te spojrzenia to forma Legilimencji, zwiększona uwaga i instynktowne połączenie, które było niemalże telepatyczne. Oparł się wygodniej i obserwował ich w ciszy. Prawie dostał zawału, kiedy Krzywołap zeskoczył ze stołu na jego kolana. Ledwie hamując krzyk i odruch zrzucenia głupiego zwierzaka, posłał kotu niemiłe spojrzenie, które ta bestia całkowicie zignorowała i zaczęła do niego mruczeć.

– Hermiona powiedziała, że musimy opuścić kraj, ale nie wspominała o sobie – odezwała się pani Granger. Mówiła cicho i z dystansem, jakby była głęboko zamyślona. – Tak, jakby jej się wydawało, że tu zostanie i będzie walczyła.

Wtedy Severus się uśmiechnął. Jest Gryfonką do szpiku kości, oczywiście, że tak.

– Niczego innego bym się po niej nie spodziewał – odparł sucho. – Waszej córce nigdy nie brakowało odwagi – zdrowego rozsądku od czasu do czasu, owszem. Ale nie odwagi.

– Zgadza się pan z nią – to nie było pytanie. Jeśli nawet by nim było, kobieta nie dała mu szansy odpowiedzieć. – Pan naprawdę myśli, że uda się panu wciągnąć moją córkę w waszą głupią wojnę? Ona ma szesnaście lat! Nawet według waszych standardów jest dzieckiem!

– Jest prawie pełnoletnia w naszym świecie i już jest wciągnięta – odparł tak łagodnie, jak to było możliwe. – Nie mogę zrobić nic, by to zmienić. A ona nie może iść z wami. Chcą jej zbyt mocno. Jeśli nie będą mogli was znaleźć, w końcu się poddadzą i zajmą czymś innym. Lecz jeśli ona z wami będzie, nigdy nie przestaną was ścigać. Jej obecność tylko narazi wasze życie, a wy i tak nie możecie jej chronić.

Wziął głęboki oddech i wolno wypuścił powietrze, próbując zachować łagodny głos – nigdy zbytnio nie praktykował tego tonu.

– Pani córka nie żyje już w pani świecie, doktor Granger. Ona i ja idziemy różnymi ścieżkami ze względu na nasza magię. Rozumiem, jak się pani czuje, ale nie może pani być częścią tego aspektu jej życia. Najlepsza rzecz jaką możecie dla niej zrobić, to dać jej wiedzę, że obydwoje jesteście bezpieczni.

– Ale kto ją ochroni? – zapytał cicho ojciec dziewczyny.

– Ja – Severus z zaskoczeniem usłyszał swój własny głos. Jesteś idiotą, Snape. Nie możesz ocalić wszystkich. Do diabła, ty nawet nie możesz ocalić samego siebie. Powinieneś wiedzieć, że nie należy składać obietnic, których nie możesz dotrzymać. Spojrzał najpierw w piwne oczy mężczyzny, potem w brązowe jego żony (te, które odziedziczyła ich córka). – Przysięgam.

 

Hermiona nie była pewna, co Snape powiedział jej rodzicom. Wiedziała tylko, że dopiero po godzinie zawołali ją na dół – godzinę, którą spędziła na przygryzaniu wargi, chodzeniu i wyczekiwaniu na to, kiedy zaczną się krzyki – do raczej napiętej atmosfery. Jej matka musiała płakać, bo ojciec obejmował kobietę ramieniem, gdy szeptem rozmawiali między sobą. Snape stał przy tylnych drzwiach i wyglądał do ogrodu. Chyba nie czuł się zbyt komfortowo. Dziewczyna desperacko chciała wiedzieć, o czym rozmawiali, lecz rodzice odmówili udzielenia jej informacji.

Trzy dni później usłyszała delikatny dźwięk aportacji w pobliżu i pospieszyła na dół, by wpuścić Snape’a. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego niż wcześniej, choć był lepiej ubrany i miał na sobie nawet swój płaszcz. Skinął dziewczynie głową i rozejrzał się po kuchni.

– Gotowi?

– Tak.

Odpiął kilka górnych guzików okrycia, sięgnął ręką za pazuchę, wyciągnął prostą, białą kopertę i podał ją ojcu Hermiony.

– Jest tu prawie trzy tysiące funtów. Tylko tyle byłem w stanie zdobyć w tak krótkim czasie. Jak już się urządzicie, możecie dowolnie dysponować swoimi pieniędzmi. Bardzo niewielu czarodziejów wie, jak działają mugolskie finanse i nigdy nie słyszeli o debetowych lub kredytowych kartach, czekach podróżnych czy bankomatach. Wiecie dokąd się udajecie?

– Tak. Hermina powiedziała, że będziemy mogli komunikować się z przyjaciółmi i pracą.

– Tak. O e-mailach też nie wiedzą – odparł sucho. – Ani o SMSach. Lecz nie możecie pisać do niej.

– To jest… okrutne, profesorze. Powiedział nam pan, że nasza córka jest celem w wojnie, w której nie powinna brać udziału, a chce pan, żebyśmy kręcili młynka palcami w innych kraju, pewnie przez lata, bez wiedzy, co się dzieje z naszym jedynym dzieckiem?

Ku zaskoczeniu Hermiony, czarne oczy Snape’a nieznacznie złagodniały w czymś, co w jego przypadku uchodziło za uśmiech.

– Pomyślałem o tym. Niech pani podejdzie, panno Granger, proszę – odsunął płaszcz i z kieszeni spodni wyjął mały, jakby pochmurny, szary kryształ i stary, nieprzyjemnie wyglądający, mugolski nóż sprężynowy.

– Co to jest, proszę pana? – zaciekawiona zapytała, przyglądając się kryształowi. Wydawało się, że jest wypełniony dymem. W końcu dostrzegła, że się porusza i wiruje w środku.

– Krwisty kamień – odparł mężczyzna.

– Ale krwawnik jest zielony, z czerwonymi refleksami – zaprotestowała, a on uniósł brew.

– Nie krwawnik, panno Granger. Krwisty kamień. To jest magia, a nie minerał – podał jej nóż. – Ostrze jest wysterylizowane. Zrób małe nacięcie na środku wnętrza dłoni. Małe nacięcie, proszę, nie ma potrzeby, żeby być dramatycznym. Następnie umieść kamień w ranie.

Wzięła nóż i jego czubek przyłożyła do dłoni. Widać było zwątpienie malujące się na twarzy dziewczyny.

– Co się z tym stanie, proszę pana? – ufała mu, ale nie miała ochoty się zranić.

Wyglądał na zniecierpliwionego, lecz i tak wyjaśnił, zamiast, jak zwykle warknąć, żeby robiła to, co jej kazano. Oczekiwała właśnie tej drugiej reakcji. Być może odpowiedział, bo byli obecni jej rodzice lub po prostu był zbyt zmęczony, żeby wybuchnąć.

– Nie mam czasu na bardziej szczegółowe, techniczne wyjaśnienia. Powiedzmy, że kryształ zaabsorbuje malutką część twojej esencji, twojej krwi, twojej magii. I zmieni kolor, lecz nie wiem, na jaki. Kolor będzie się zmieniał wraz z emocjami, coś jak kamień nastroju i do pewnego stopnia będzie ukazywał twój ból. Raz stworzony krwisty kamień nie może zostać zniszczony. Będzie istniał tak długo, jak żyjesz, a w przypadku twojej śmierci zrobi się czarny i rozpadnie się na kawałki.

– Więc będziemy wiedzieć, jeśli stanie się coś złego – przełykając, miękko rzekł ojciec dziewczyny. – Rozumiem.

– Dobrego również – podsunął Snape. Hermina nie była pewna, czy kiedykolwiek słyszała jak kogoś wspierał. – Czułem, że będziecie potrzebowali jakiegoś zapewnienia. To jest wszystko, co mogłem zrobić w tak krótkim czasie.

– Dziękuję, proszę pana – powiedziała cicho dziewczyna, kończąc dalszą dyskusję. Wzięła głęboki oddech i mocniej złapała nóż. Następnie się zawahała i speszona spojrzała na nauczyciela. – Yyy… czy mógłby pan to zrobić za mnie, proszę?

Snape mrugnął, po czym prychnął. Wyglądał na rozbawionego, gdy walczył z uśmieszkiem.

– Z pewnością nie jest pani przewrażliwiona, panno Granger – zapewne miał dobry powód, by być sceptycznym. Choćby taki, że wielokrotnie widziała go na wpół nagiego i pokrytego krwią.

– Nie jestem – zaprotestowała zawstydzona dziewczyna. – Po prostu… nigdy nie próbowałam sama się okaleczyć.

Wszelkie ślady rozbawienia natychmiast zniknęły z jego twarzy, a Hermiona od razu pożałowała swoich słów. Nie chciała być złośliwa i była pewna, iż mężczyzna nie był świadom tego, że ona zna jego historię, ale… Skończyła się obwiniać, gdy nauczyciel zabrał jej nóż i delikatnie złapał za dłoń.

– Więc się nie ruszaj – miękko wymamrotał i nacisnął ostrze. Przez sekundę poczuła ostry ból, a później obserwowała jak na jej dłoni pojawia się mała, czerwona kropka.

Drugą ręką uniosła kryształ i ciekawie mu się przyjrzała. Delikatnie wibrował w jej palcach, niemalże z oczekiwaniem. Hermiona umieściła go w małym nacięciu i wraz z rodzicami obserwowała, jak mała plamka krwi robi się płaska i rozmazuje się, a następnie wirujący dym we wnętrzu kryształu zmienia barwę na czerwoną, jakby kamień wessał do środka jej krew.

– Czy to boli? – zapytała matka dziewczyny.

– Nie – odparła Gryfonka i z zafascynowaniem obserwowała, jak czerwony dym wypełnia klejnot. – Trochę łaskocze i tyle.

Dym zaczął szybciej wirować, powoli zmieniając kolor. Stawał się jaśniejszy, potem cieplejszy, a później stopniowo robił się blady i prawie złoty, jak kolor światła ze świecy.

– Czy kolor coś oznacza, proszę pana? – zapytała, podnosząc wzrok. Czarne oczy Snape’a obserwowały klejnot.

– Nikt nie wie, co oznacza kolor. Jest inny dla każdej czarownicy czy czarodzieja, który stworzy klejnot i zapewne w jakiś sposób ją lub jego reprezentuje, ale nikt nie wie, dlaczego.

– Powiedział pan, że będzie zmieniał kolor pod wpływem emocji…

– Tak, ale w pewnych granicach. W pani przypadku będą to pomarańcze, brązy, żółcienie i bursztynowe kolory, lecz przez większość czasu pozostanie taki, jaki jest teraz.

– Rozumiem – Hermiona przeszła przez kuchnię do zlewu i obmyła rękę. Małe nacięcie już przestało krwawić. Odwróciła się, przygryzła wargę i wyciągnęła rękę w stronę matki, by podać kryształ. – Ja… to jest w takim razie wasze.

Rodzice ostrożnie wzięli krwisty kamień, bardzo szybko mrugając i oddychają, gdy emocje zaczęły brać nad nimi górę. Snape wpatrzył się w ścianę z ogromnym zainteresowaniem i próbował ich ignorować tak bardzo, jak to było możliwe w tej małej przestrzeni.

Hermiona próbowała się uśmiechnąć.

– W porządku, profesorze. Postanowiliśmy, że nie będziemy zbyt sentymentalni, dopóki nie dotrzemy na miejsce i się nie pożegnamy. Pomyślałam, że nie byłby pan zadowolony, gdybyśmy wszyscy zaczęli płakać.

Spojrzał na dziewczynę z ironią i tak sarkastycznie, jak to możliwe odpowiedział:

– Dziękuję, że wzięła mnie pani pod uwagę, panno Granger. Zapewniam jednak, że widywałem gorsze rzeczy – spojrzał na stertę bagażu. – To wszystko?

– Prawie. Jeszcze Krzywołap.

Snape uniósł brew, ale skinął głową, dając znak, że rozumie, dlaczego chciała, aby jej pupil został z rodzicami. Uwielbiała swojego kota. Był takim samym członkiem rodziny jak jej rodzice i chciała, żeby był bezpieczny. Nie wiedziała, co się z nią stanie, ale jeśli będzie musiała opuścić Hogwart w pośpiechu, istnieje szansa, że nie będzie mogła go zabrać ze sobą. Poza tym kot będzie dotrzymywał towarzystwa jej rodzicom, mimo że będzie za nim tęskniła.

– Krzywołapku – zawołała dziewczyna i po chwili głowa zwierzaka ukazała się w drzwiach. Ostrożnie wszedł do pomieszczenia. Hermiona usiadła i uważnie wytłumaczyła zwierzęciu, dlaczego chciała, żeby był z jej rodzicami. Był na tyle inteligentny, że zrozumiał ją, ale nie podobało mu się to. Podniosła kota i przytuliła, chowając twarz w jego futrze.

– Będę za tobą tęsknić, futrzaku. Uważaj na nich i na siebie, dobrze? – wyszeptała, hamując łzy. Kot zamruczał, a po chwili schowała go do klatki.

Snape sięgnął do drugiej kieszeni w spodniach i wyciągnął mały przedmiot, który rzucił dziewczynie. Okazało się, że jest to brelok, reklamujący Guinessa, co było co najmniej surrealistyczne. Hermiona pustym wzrokiem gapiła się na szeroko uśmiechniętego tukana z kuflem zawieszonym na dziobie, a potem zrozumiała.

– Świstoklik.

– Oczywiste – wycedził z delikatną nutką rozbawienia w głosie, ale tak naprawdę nie było w tym złośliwości i dziewczyna przygryzła wargę, by się nie uśmiechnąć. Patrzył na nią wyczekująco. – Stworzenie Świstoklika nie jest trudne, ale wymaga dużej mocy, więc będziemy pracować razem. Ja zapewnię energię, a pani stworzy połączenie.

– Mam pytanie, proszę pana.

– Wyobraź sobie moje zdziwienie – odparł sarkastycznie. – Tak?

– Wiem, że stworzenie nieautoryzowanego Świstoklika jest nielegalne, ale dopiero we wrześniu skończę siedemnaście lat. Nadal jestem pod nadzorem. Czy Ministerstwo się nie dowie, że użyłam magii?

– Być może zdążyła pani zauważyć, panno Granger, że Ministerstwo, jako całość jest niezdolne do odnalezienia własnego tyłka nawet przy użyciu obydwu rąk i mapy – odpowiedział sucho, a ona zdusiła w sobie chichot, gdy kontynuował. – To prawo, jak większość rzeczy, które robią, ma w sobie wiele dziur tak dużych, że przeleci przez nie latający Ford Anglia. Jednakże w tym wypadku masz rację, że wykryją magię pod tym adresem. Dlatego też będziemy tworzyć Świstoklik na ulicy. Smutne, ale właśnie w tak prosty sposób można oszukać nasz rząd. Jeśli ma pani wszystko, to idziemy.

Kilka minut później mała, dziwna grupka zebrała się na chodniku przed bramą. Snape spokojnie wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie na lampę, aby stali w cieniu. Następnie zmniejszył ich bagaż – za wyjątkiem Krzywołapa, który z pewnością nie byłby zadowolony z takiego potraktowania. Następnie stanął za plecami Hermiony.

– No dobrze, panno Granger. W jednej ręce niech pani trzyma breloczek, a drugą przyłoży do niego różdżkę. Dokładnie tak. Niech pani trochę opuści różdżkę, bym mógł złapać jej koniec. W ten sposób będzie ona korzystała z mojej, a nie z pani magii, a pani ręka będzie ją prowadziła – jego palce otuliły jej lewą dłoń z breloczkiem, a prawą trzymał koniec jej różdżki. Czuła ciepło jego ciała, mimo że tak naprawdę jej nie dotykał.

Jego cichy głos przy prawym uchu dziewczyny był jedynym słyszalnym dźwiękiem na wyludnionej ulicy.

– Skoncentruj się na miejscu, do którego chcesz się udać. Jeśli tam wcześniej byłaś, wyobraź je sobie. Jeśli nie, musisz się skupić jedynie na adresie. Skoncentruj się. Znasz zaklęcie?

– Tak, proszę pana.

– Gdy będziesz gotowa, rzuć je. Rozumiem, że będziecie potrzebowali czasu na pożegnanie. Zaczekam, ale wciąż mamy wiele do zrobienia. Żeby tu wrócić, pomyśl po prostu o tym miejscu i ponownie rzuć zaklęcie. Świstoklik odpowie i przeniesie cię tutaj – nieznacznie podniósł głos i zwrócił się do jej rodziców. – Kiedy wasza córka rzuci zaklęcie, breloczek zaświeci się na niebiesko. Zejdę wam z drogi. Obydwoje musicie złapać się go w tym samym momencie, póki będzie lśnił. Życzę wam powodzenia.

– Dziękujemy, profesorze Snape. Mamy nadzieję, że znowu pana zobaczymy.

Snape wydał z siebie jakiś niezobowiązujący dźwięk w odpowiedzi i nieznacznie się wyprostował.

– Na pani znak, panno Granger.

Hermina skoncentrowała się najbardziej jak mogła.

– Portus.

Niespodziewane odczucie spowodowane jego magią przepływającą przez jej różdżkę i pod jej ręką, sprawiło, że zadrżała i prawie westchnęła z zaskoczenia. W ogóle nie przypominało jej magii. Jego moc była inna, ale nie miała zbyt wiele czasu, żeby się nad tym zastanowić. Brelok zalśnił na niebiesko, Snape ją puścił i odsunął się na bok, by jej rodzice mogli podejść i złapać przedmiot. Następnie poczuła szarpnięcie w okolicy pępka, gdy Świstoklik się aktywował.

 

Dłuższa chwila minęła nim Hermiona i jej rodzice przestali płakać – dziewczyna nigdy wcześniej nie widziała jak jej ojciec płacze. W końcu, nieelegancko pociągając nosem, rękawem wytarła oczy i wzięła kilka głębszych oddechów. Zaczęła boleć ją głowa.

– Boże. To jest głupie. Nic mi nie będzie, naprawdę – zapewniła ich drżącym głosem, głaszcząc przygnębionego Krzywołapa.

– Nie wiesz tego – miękko zaprotestowała jej matka, również próbując osuszyć oczy.

– Wiem – nalegała z pewnością, której nie czuła. – Będę w Hogwarcie. Owszem, jest tam czasami interesująco, ale bezpiecznie od Vo-Voldemorta – przynajmniej jeszcze przez chwilę. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do wypowiadania jego imienia. – Profesor Dumbledore i inni nauczyciele, którzy są w Zakonie będą nas chronić. To wy jesteście w niebezpieczeństwie.

– Właśnie to, całkiem przekonująco powiedział nam profesor Snape – zauważył ojciec dziewczyny. – Nie jest taki, jaki oczekiwałem, kochanie. Kiedy nam o nim wcześniej opowiadałaś, nie opisałaś go zbyt pochlebnie.

Wbrew sobie zawstydzona, Hermiona uśmiechnęła się szeroko.

– Nie, prawda? Ciężko to wytłumaczyć. Wciąż taki jest. Nieprzyjemny, dokucza Harry’emu i cała reszta, ale jest dużo więcej rzeczy, o których nie wiedziałam. I podjął ogromne ryzyko, ostrzegając nas.

– Tak… dlaczego? To dziwne, że podjął taki krok dla ludzi, których nigdy wcześniej nie znał.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Wydaje mi się, że to dlatego, iż zazwyczaj nie ma możliwości, by kogoś ostrzec. Musi tylko patrzeć na to, co się z nimi dzieje. To, co robi podczas wojny jest okropne. W każdym razie, ciężko go zrozumieć. Mówiąc szczerze, nie mam pojęcia o jego motywach w czymkolwiek.

– Ale mu ufasz?

– Tak.

– Dlaczego?

Przygryzając wargę, Hermiona zastanowiła się przez chwilę.

– Ponieważ nigdy nie dał mi powodu, by tego nie robić. Nawet jeśli nigdy nie chcieliśmy się do tego przyznać, to właśnie on wielokrotnie ratował mnie i moich przyjaciół – uśmiechnęła się. – To skomplikowane.

Po krótkiej chwili cicho odezwała się matka dziewczyny.

– Hermiono… nigdy nam o wszystkim nie mówiłaś, prawda?

Próbowała się nie wzdrygnąć, gdy z wahaniem skinęła głową.

– Prawda.

– W jak dużym niebezpieczeństwie jesteś?

Ponownie przygryzła wargę, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Nie chciała kłamać, ale z pewnością nie powie im prawdy. Szkoda, że jestem beznadziejna w byciu Ślizgonką.

– W jakimś – przyznała ostrożnie. – W większym niż byście chcieli, ale nie w takim, jakim myślicie. I są ludzie, którzy mnie pilnują.

Jej rodzice wymienili jedno z tych długich, prawie telepatycznych spojrzeń, po czym ojciec dziewczyny skinął głową.

– W porządku, kochanie. Nie mamy innego wyjścia niż ci uwierzyć – podszedł bliżej i mocno ją przytulił. – Kiedy to się skończy, wszystko nam opowiesz, panienko. Jasne?

Pociągając nosem, również go przytuliła.

– Okej, tato.

Jej matka podeszła i ich objęła.

– Uważaj na siebie, dobrze?

– Obiecuję – znów pociągnęła nosem, nie chcąc płakać. – Kocham was.

– A my kochamy ciebie. Nie zapominaj o tym.

– Nie zapomnę.

 

Kiedy Hermiona ponownie zjawiła się w kuchni, zegar wskazywał piątą trzydzieści nad ranem. Snape siedział przy stole i sądząc po jego wyglądzie, odpływał. Musiał się ogolić, oczy miał zapadnięte i przekrwione ze zmęczenia, i mimo że był środek lata, miał dreszcze.

– Jakieś problemy? – cicho zapytał.

– Nie, proszę pana – odparła zachrypniętym głosem. Miała suche od płaczu gardło.

Posłał jej długie spojrzenie.

– Dobrze pani zrobiła, panno Granger – powiedział zaskakująco delikatnym tonem. – Teraz będą bezpieczni. Czuję się w obowiązku zauważyć, że bezpieczniejsi niż pani.

Hermiona skinęła głową i energicznie przetarła oczy rękawem.

– Nigdy nie próbował mnie pan przekonać, żebym z nimi została.

– Po co miałbym się niepotrzebnie wysilać – rzekł cierpko. – Nie słuchała pani rodziców, więc z pewnością nie posłuchałaby pani mnie. Chodźmy. Mamy wiele do zrobienia tego ranka.

– Mówił pan. Co będziemy robić? – zapytała, hamując ziewanie. Nie miała pojęcia, co się teraz z nią stanie, ale miała nadzieję, że przewidziane jest kilka godzin snu.

Niestety wyglądało na to, że się zawiedzie. Snape sięgnął do kieszeni i wyciągnął dziwną, płaską paczkę, która, jak się okazało, zawierała wiele zmniejszonych, pustych kartonów, uniwersalny klucz i małą kopertę. Ostatnie dwa przedmioty podał dziewczynie.

– To jest klucz do samoobsługowego magazynu w przechowalni i dokumenty potwierdzające, że go wynajęłaś na dwa lata. Musimy spakować wszystko, co jest w tym domu i zabezpieczyć.

– Dlaczego, proszę pana?

– Ponieważ kiedy się tu zjawią i zastaną pusty dom, zniszczą absolutnie wszystko z czystej wściekłości – cicho odparł. – A jakoś wątpię, żeby pani rodzice byli ubezpieczeni przeciwko bandzie głupich czarodziejów, którzy będą wyładowywali swoje emocje. Jeśli dom będzie zupełnie pusty, założą, że się pomylili i prawie nic nie zniszczą. Zacznę tutaj, jeśli pani się zajmie pokojami na górze.

– Niepełnoletnia – przypomniała mu, ziewając.

– Właścicieli domu tutaj nie ma. W świecie magicznym to już nie jest pani dom. W drogę, panno Granger, długa droga przed nami nim położymy się do spania*.

– Czytał pan Roberta Frosta – wymamrotała, zabierając kilka pudeł. Następnie udała się w stronę schodów.

Mężczyzna nic nie odpowiedział.


*jest to poemat Roberta Frosta „Stopping by woods on a Snowy Evening”. Tłumaczenie z forum mlingua. Dla dociekliwych, wersja po angielsku i po polsku:

„Stopping by woods on a snowy evening” by Robert Frost

Whose woods these are I think I know.

His house is in the village, though;

He will not see me stopping here

To watch his woods fill up with snow.

My little horse must think it queer

To stop without a farmhouse near

Between the woods and frozen lake

The darkest evening of the year.

He gives his harness bells a shake

To ask if there’s some mistake.

The only other sound’s the sweep

Of easy wind and downy flake.

The woods are lovely, dark and deep,

But I have promises to keep,

And miles to go before I sleep,

And miles to go before I sleep.

„Przystając w lesie śnieżnym wieczorem” Robert Frost

Czyje to lasy, zdaje się, że wiem,

Lecz dom jego w wiosce znajduje się.

Nie zobaczy mnie jak staję tu

By patrzeć na lasy okryte śniegiem.

Koń mój myśli – Pan w amoku-

Postój, gdy gospody nigdzie wokół

Między lasami a jeziorem lodem skutym

W najczarniejszy wieczór tego roku.

Uprzęży dzwonki potrząsa przy tym

Jakby pytał, czy nie jest to czynem złym

Nie słychać nic prócz tego i miotania

Puchowych płatków śniegu lekkim wiatrem

Urok, głębia lasu- niezbadana,

Lecz mam obietnice do dotrzymania

I drogę długą nim położę się do spania,

I drogę długą nim położę się do spania.

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział XIIGoniąc Słońce – Rozdział XIV >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 8 komentarzy

  1. Wiem, że to fanfik i w ogóle, ale gdyby moje dziecko mi tak powiedziało, to bym ją wrzuciła do piwnicy i trzymała w nieskończoność, jedynie zamawiając pizzę na dostawę, żeby nikt nigdy nas nie znalazłWróć do czytania

  2. Kurde, moi rodzice już by wstali,opieprzyli mnie, wyrzucili go za drzwi i powtórzyłoby czynność trzykrotnie.
    Ale cóż, moja mamę to wiatr potrafi obudzic xDWróć do czytania

Dodaj komentarz