Goniąc Słońce – Rozdział LVIII

Goniąc Słońce LVIII

„Spotykając cię i widząc śmierć
Twarzą w twarz w tajemniczych miejscach, przechodzi mnie dreszcz
Ogarnia mnie noc, ale znasz moje plany
Snute z daleka, czyżby wszystko stawało otworem?
Święte „dlaczego”, tajemnicza przepaść…”

– Duran Duran, 'A View To A Kill’

 

Okazało się, że pomysł Severusa pod tytułem „dotrzemy tam wcześnie” oznaczał „prawie natychmiast”. Niecałe piętnaście minut po tym jak sowa Lucjusza Malfoya odleciała, Hermiona siedziała na stosie skrzynek w rogu magazynu z Harrym i Ronem, podczas gdy Severus krążył na zewnątrz, wypatrując potencjalnych kłopotów.

– To będzie pułapka – powiedział stanowczo Harry. – Nie wiem, dlaczego mu się wydaje, że tak nie jest.

– Harry, wyluzuj – odparł Ron. – Snape to paranoik jakich mało. Jeśli się on się nie martwi, to dlaczego my mielibyśmy?

– Bo to Malfoy.

– …Słuszna uwaga.

Hermiona potrząsnęła głową. 

– Przyjaźnili się od dawna. Zakładam, że zna pana Malfoya lepiej niż my. Widzieliśmy go tylko może cztery lub pięć razy.

– Tak i w większości przypadków próbował mnie zabić – zauważył szczerze Harry.

– Prawda. Ale jednak ufam Severusowi. Nie robiłby tego, gdyby myślał, że to naprawdę pułapka. A nawet jeśli tak, to nie zdążyli niczego wcześniej zastawić, a my jesteśmy uzbrojeni i gotowi do ucieczki.

Przez kilka minut siedzieli cicho, nasłuchując dochodzących z zewnątrz odległych odgłosów ruchu ulicznego. 

– A tak przy okazji Harry, czy mogę później pożyczyć Hedwigę? – zapytała.

– Oczywiście. Po co? Zamierzasz skontaktować się z rodzicami teraz, gdy wszystko się kończy?

Potrząsnęła głową. 

– Nie, jeszcze nie, dopóki wszystko definitywnie się nie zakończy. Lepiej dmuchać na zimne. Nie, właściwie chcę napisać krótką notkę do Lupina. Chyba powinnam go przeprosić za tamten policzek.

– Dlaczego? Zasłużył na niego – powiedział Ron. – Nawet moja mama to przyznała.

– Zasłużył na coś, a ja nadal jestem na niego wściekła, ale nie powinnam była go uderzyć. Nigdy by mi nie oddał, więc to nie było sprawiedliwe.

– Nie czułaś się winna, jak ​​uderzyłaś Draco na trzecim roku – przypomniał jej Harry, uśmiechając się.

– On z pewnością nie zawahałby się mi oddać, gdyby nie był takim mięczakiem – zauważyła, uśmiechając się trochę nieśmiało. – Poza tym jest zwykłym palantem. A Lupin nie. Jest w dużej mierze miłym człowiekiem, z wyjątkiem sytuacji, które dotyczą Severusa.

– Nigdy nie okazywał w tych sprawach szczególnej sympatii. Chociaż kiedy uczył wydawało się, że próbuje się z nim dogadać.

– Tak myślisz? Nie sądzisz, że wyczyn z Boginem był trochę paskudnym numerem? Severus nie miał jak się zemścić nie wpadając w kłopoty. Zachęcanie nas do śmiania się z niego za jego plecami nie było do końca profesjonalne, prawda? A Lupin musiał wiedzieć, że wszystkim rozpowiemy. Wiem, że po części chodziło o to, by Neville poczuł się lepiej, a Severus był złośliwy, ale nie zmienia to faktu, że granica została przekroczona. Nie możesz też zrzucać winy na naciski ze strony przyjaciół. – Wzruszyła ramionami. – Więc jest mi trochę przykro, że go uderzyłam, lecz na pewno z żadnego innego powodu. A on nadal jest nam obojgu winien przeprosiny, ale nie chcę robić z tego wielkiej afery.

– Chyba masz rację – przyznał Harry, po czym znów się uśmiechnął. – Skoro jesteśmy przy Neville’u, obstawiam, że się zleje, kiedy usłyszy o tobie i Snape’ie. I nie będzie jedyny.

– Wiem – zgodziła się ze smutkiem. – Staram się o tym nie myśleć. W tej chwili nie zamierzamy nic mówić, dopóki nie zdam moich OWTMów; pobierzemy się kiedy skończę szkołę, a potem uciekniemy i ukryjemy gdzieś w ładnym i słonecznym miejscu, aż gazety znudzą się skandalem i wszyscy przestaną się rzucać.

– Dobry plan – zgodził się Ron. – To może jednak trochę potrwać.

Uśmiechnęła się szeroko. 

– Jaka szkoda.

Severus wszedł kilka minut później i gdy cała trójka zaczęła wstawać, podniósł rękę. 

– Spokojnie. To nie czas na ataki trzęsawki. Nie ma tam nic podejrzanego. Rzuciłem kilka zaklęć wykrywających, które poinformują nas kiedy zbliży się ktoś z różdżką. Co więcej, nakreśliłem obszar, w którym tylko i wyłącznie my możemy się aportować. 

Wspiął się mniej więcej do połowy na kolejny stos skrzynek i usiadł. Wyciągnął z kieszeni papierosy i kładąc się wygodnie, zapalił. 

– Teraz czekamy.

 

Najwyraźniej Lucjusz Malfoy wyznawał zasadę eleganckiego spóźnialstwa; dopiero za kwadrans piąta drzwi do magazynu cicho się otworzyły i ukazał się w nich jasnowłosy czarodziej, który powoli przeszedł przez środek pomieszczenia przy każdym kroku stukając laską o beton. Opierając się na niej, rozejrzał się wokół. Severus wstał, zszedł ze skrzyń i luźno trzymając różdżkę w jednej ręce ruszył na spotkanie. Hermiona zaciskała w dłoni Czarną Różdżkę; bez względu na jej wiarę w Severusa, nie miała za grosz zaufania do żadnego Malfoya, a jeśli sprawy miałyby potoczyć się źle, chciała mieć każdą możliwą przewagę. Nawet teraz czasami miewała koszmary związane z Ministerstwem, w których często pojawiały się chłodne, szare oczy Lucjusza.

Obaj mężczyźni stali w pewnej odległości, patrząc na siebie zmrużonymi oczami. Lucjusz nie wydawał się być uzbrojony, ale jego ręka ostrożnie ściskała laskę i wiedziała, że ​​właśnie tam trzymał swoją różdżkę. Starając się zachować obiektywizm, przyjrzała się starszemu mężczyźnie; na pozór wyglądał tak samo jak zawsze, nieskazitelnie zadbany i lekko znudzony, ze starannie związanymi z tyłu długimi blond włosami i profesjonalnie skrojoną szatą – widocznie nigdy nie zniżyłby się do noszenia mugolskich ciuchów. Jednak gdyby spojrzeć na niego bardziej uważnie wydawał się zmęczony, miał słabe cienie pod oczami, a tego ranka nie ogolił się zbyt dokładnie.

Nagle, bez konkretnego powodu Severus rozluźnił się, najwyraźniej uznając, że nie ma zagrożenia. Trzymając swoją różdżkę luźno przy boku zmniejszył dystans i wraz z Lucjuszem uścisnęli sobie przedramiona w zaskakująco przyjaznym geście; co więcej, Severus prawie się uśmiechał. Hermiona obserwowała całą sytuację z rosnącym zainteresowaniem; nie widziała go wcześniej w interakcji z przyjacielem. Tak naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że jakichkolwiek ma.

– Wyglądasz okropnie – powiedział cicho Lucjuszowi, brzmiąc na lekko rozbawionego.

– A ty nie – zauważył Lucjusz, unosząc brew, cofając się i mierząc Severusa wzrokiem od góry do dołu. – Właściwie zdaje mi się, że wyglądasz lepiej niż kiedykolwiek. Bardzo interesujące. – Spojrzał na Trójcę i uniósł kąciki ust. – Zwłaszcza jeśli to jest twoje aktualne towarzystwo.

Harry natychmiast ruszył naprzód, krzywiąc się. 

– Pana też miło znów widzieć.

– Przymknij się, Potter – powiedział Severus, nie obracając się, gdy Hermiona i Ron bez słowa stanęli po obu stronach twarzą do Lucjusza, tworząc półkole. – Jak się mają Draco i Narcyza? – zapytał. Lucjusz nie odpowiedział, lecz zauważalnie się spiął. – Oni chyba nie…

– Nie – odpowiedział ze znużeniem drugi Ślizgon. – Ale było blisko, raz czy dwa. Draco… – Westchnął, po czym spojrzał w górę, a jego szare oczy były lodowate. – Odwróciłeś się od niego, Severusie.

– Wiem – odpowiedział cicho. – Zrobiłem, co mogłem. To nie wystarczyło i nie oczekuję, że zrozumie.

– Próbowaliśmy mu wyjaśnić, jak tylko mogliśmy. Ale szczerze mówiąc, na początku też nie rozumiałem.

Severus wzruszył ramionami, a mały uśmiech pojawił się w jednym kąciku ust, chociaż nie dotarł do jego oczu. – Cóż, czasami trochę wolno łapiesz.

– Najwyraźniej – wycedził Lucjusz, a na jego usta wpłynął zwyczajowy nikły, szyderczy uśmieszek. – A więc. Twoi sojusznicy pozostawiają wiele do życzenia… 

Uśmiech Severusa lekko się poszerzył, a jego ciemne oczy zaczęły błyszczeć, chociaż nie odpowiedział. Lucjusz zmarszczył brwi, po czym gwałtownie odwrócił głowę i spojrzał na Hermionę, zanim wydał z siebie zniesmaczony dźwięk. 

– Och, nie możesz mówić poważnie. Ona? Naprawdę?

Uśmiech zbladł, a Severus uniósł lekko jedną brew. 

– A jak myślałeś, kogo miałem na myśli? – zapytał cicho. Hermiona rozpoznała jego ton; to nie było ostrzeżenie, ale bardzo szybko mogło nim się stać.

Lucjusz znów zmarszczył brwi i posłał jej drugie, bardziej wyważone spojrzenie. 

– Hmm – mruknął po dość długiej przerwie, bardzo powoli lustrując ją wzrokiem. Potrząsając głową, spojrzał z powrotem na Severusa. – Z perspektywy czasu przypuszczam, że to by wiele wyjaśniało. Narcyza będzie nadzwyczaj rozczarowana.

– Nie wątpię – odparł sucho. Przechylił głowę na bok i przez chwilę przyglądał się swojemu przyjacielowi z lekko zamyślonym wyrazem twarzy, zanim nagle uśmiechnął się w zaskakująco chłopięcym wyrazie, który Hermiona bardzo rzadko u niego widywała. – Czy wszyscy za mną tęsknili?

W odpowiedzi Lucjusz wyszczerzył się; przez chwilę obaj byli dziwnie podobni, pomimo różnic w kolorystyce i rysach. 

– Byłbyś głęboko poruszony, Severusie. Był załamany, gdy dowiedział się, że już go nie kochasz. A moja droga szwagierka usychała z tęsknoty.

– Cudownie. Nie zapomnij przekazać jej najserdeczniejszych pozdrowień ode mnie.

– To naprawdę, naprawdę dziwne – mruknął półgłosem Ron.

Hermiona uśmiechnęła się do niego smutno. 

– Trochę tak. Przypuszczam, że to prawdopodobnie nie pułapka. Ale wielka szkoda, że ​​mówią szyfrem. Ledwo zrozumiałam połowę tego, co powiedzieli. Z wyjątkiem części o mnie – dodała, a jej mina zbladła. Minęło dużo czasu, odkąd ostatni raz spotkała się z typowym dla Slytherinu podejściem do mugolaków.

Harry wymownie odchrząknął. 

– Nie chcę przerywać tej wzruszającej chwili, ale czy możemy przejść do celu tego spotkania? Czego chcesz, Malfoy?

Lucjusz nawet na niego nie spojrzał, gdy zaczął mówić przeciągając słowa: 

– Naprawdę, Severusie, nie nauczyłeś jeszcze tych chłopców żadnych manier?

– Biorąc pod uwagę to, z czym musiałem pracować? – odparł Severus, brzmiąc na rozbawionego. – Przyznaję, że nieszczególnie to widać, ale poprawiły się odkąd skończyli szkołę, aczkolwiek nieznacznie.

– Nie było zbyt wiele do pogarszania – zauważył.

– I kto to mówi! – warknął na niego Ron.

Severus westchnął. 

– Naprawdę, Weasley, po sześciu latach kontaktu z Draco, myślę, że nawet ty potrafisz rozpoznać, kiedy ktoś próbuje cię sprowokować. Lucjuszu, przestań ich nakręcać. 

– Tak to jest, kiedy adoptujesz dzieci – powiedział drwiąco drugi Ślizgon.

– To nie jest zabawne – powiedział Harry, brzmiąc na sfrustrowanego. – Czego chcesz?

– Myślałem, że to raczej oczywiste. Czy Severus musi ci wszystko przeliterowywać, Potter? Jestem zaskoczony, że nie oszalał musząc poddawać się tak żmudnemu i bolesnemu procesowi obniżania własnego IQ.

Zgrzytając zębami, Harry powstrzymał swój gniew i spróbował sarkazmu – zdaniem Hermiony raczej mylnie, biorąc pod uwagę, że miał do czynienia z dwoma niekwestionowanymi ekspertami w tej sztuce. 

–To oczywiste, że chcesz być po zwycięskiej stronie, och tak. Liczyłem na konkrety.

Lucjusz spojrzał na niego, a jego szyderczy uśmiech znikł, gdy szare oczy znów stały się chłodne i odległe. 

– Nie przyszedłem tutaj wykłócać się z tobą, chłopcze. – Jego ręka poruszyła się po lasce.

– Lucjuszu – powiedział cicho Severus. Dwaj mężczyźni spojrzeli na siebie, teraz mniej przyjaźnie, zanim blondyn odwrócił wzrok – Potter, zamknij się. Idź do domu, jeśli nie potrafisz trzymać języka za zębami. Lucjusz chce być po tej stronie, która utrzyma jego rodzinę przy życiu, za co nawet ty nie możesz go winić. Nie masz pojęcia co się dzieje wśród Śmierciożerców, odkąd Czarny Pan zdał sobie sprawę z tego, co zrobiliśmy.

– To też mnie nie obchodzi – odparł Harry.

– Ale mnie tak. – Czarne oczy Severusa stwardniały, gdy spojrzał z góry na Harry’ego. Po dłuższej chwili odwrócił się do przyjaciela i skinął głową w kierunku laski. – Skurcze w palcach?

– Tak – odpowiedział Lucjusz szorstkim głosem.

Severus wziął wdech. 

– Hermiona zna zaklęcia, które mogą pomóc.

Nie ma mowy. Potrząsnęła głową. 

– Severusie, kiedy ostatnio widziałam tego człowieka, próbował mnie zabić. Poprzednim razem również chciał to zrobić.

Spojrzał jej w oczy. 

– Proszę – powiedział cicho.

Przygryzając wargę na tyle mocno, by wywołać ból, Hermiona spojrzała na Lucjusza, który wpatrywał się w nią beznamiętnie. Popatrzyła w dół na jego rękę, w końcu zauważając drobne drgania po klątwie Cruciatus i lekką sztywność w jego sylwetce, która sugerowała, że ​​nie chciał się ruszać bardziej niż to konieczne. Ponownie spojrzała na jego twarz; szare oczy były lekko przekrwione i całkowicie pozbawione wyrazu w sposób, który był aż nazbyt znajomy.

W końcu spojrzała z powrotem na Severusa; wyraz  jego twarzy był równie neutralny, z wyjątkiem oczu. Opuścił swoje tarcze oklumencyjne i widziała, że ​​rozumie dlaczego nie chce tego zrobić. Ponownie przygryzając wargę, zawahała się; Lucjusz był jego przyjacielem, ale technicznie także ich wrogiem.

Wzdychając, wyjęła swoją różdżkę zza paska, zastępując ją Czarną Różdżkę i zrobiła krok do przodu, posyłając narzeczonemu złowrogie spojrzenie. Będziesz mi za to winien. Przenosząc spojrzenie na Lucjusza, powiedziała szorstko: 

– Jeśli pan chociażby pomyśli o nazwaniu mnie szlamą, zrobię pańskiemu systemowi nerwowemu coś co sprawi, że będzie pan płakać jak mała dziewczynka.

Ku jej zaskoczeniu wyglądał na rozbawionego. 

– Och, rozumiem, dlaczego mu się pani podoba. Spokojnie, panno Granger. Jak zauważył przenikliwie Potter tak, chciałbym być po zwycięskiej stronie i nie widzę żadnej korzyści w narażaniu tej perspektywy poprzez obrażanie pani. Poza tym Severus zareagowałby raczej ostro – robi to od czasu do czasu – a ja ćwiczyłem z nim pojedynki na tyle często, że nie mam ochoty próbować.

Nie chcę być twoją koleżanką. Ignorując go, cicho zaczęła rzucać zaklęcia tłumienia neuronów, których nauczyła się tak dawno temu i usłyszała, jak jego oddech drży, a następnie urywa się; przyszło jej do głowy, że równie dobrze mógł nie mieć wcześniej nikogo, kto potrafiłby leczyć następstwa kar, gdyż Severus sugerował, że nie zna tego zaklęcia.

– Wstydź się, Hermiono – powiedział Ron zgorszonym tonem; brzmiał tak, jakby próbował udawać, że żartuje, żeby Severus nie zrobił mu krzywdy.

– Wciąż rozważam formalne szkolenie na Uzdrowiciela – powiedziała mu w przerwie. – Nie możemy odmówić komuś leczenia tylko dlatego, że jest elitarystycznym mordercą czystej krwi. 

Lucjusz roześmiał się cicho, zaciskając rękę na swojej lasce, gdy drżenie nieco osłabło. Decydując, że to wystarczy, odsunęła się celowo wycierając rękę o dżinsy i cofnęła, by stanąć obok Severusa.

– Dziękuję, kochanie – mruknął nie poruszając ustami tak cicho, że ledwo go słyszała. To był dopiero drugi raz, kiedy to powiedział i pierwszy, kiedy zrobił to utrzymując kontakt wzrokowy, co szybko złagodziło jej irytację i sprawiło, że przełknęła i odwróciła wzrok. Wiedziała, ile musiało go kosztować powiedzenie tego tak publicznie, nawet jeśli upewnił się, że nikt inny nie usłyszy.

Severus posłał przyjacielowi znaczące spojrzenie, a po chwili Lucjusz nieprzyjemnie odchrząknął. 

– Dziękuję – powiedział sztywno.

– Nie zrobiłam tego dla pana – warknęła. – Harry ma rację, możemy iść dalej?

Severus wyciągnął papierosy z kieszeni i zapalił. Wyglądało to zwyczajnie, ale Hermiona wiedziała, że ​​rzadko palił tak dużo; był niespokojny, nawet jeśli tego nie okazywał. Wydychając dym, skinął głową. 

– Czas nagli. Czy możesz ręczyć za kogoś z pozostałych, Lucjuszu?

Potrząsnął głową. 

– Za nikogo. Jest gorzej niż ci się wydaje, Severusie. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę jak wielkim zaufaniem cię obdarzam. Jeśli to wyjdzie na jaw będę musiał patrzeć, jak moja żona i syn umierają w krzykach agonii, zanim skończę tak samo, jeśli będę miał szczęście. Nikt inny się nie ośmieli.

– Cholera.

– Co to znaczy? – zapytał Harry, brzmiąc teraz na naprawdę sfrustrowanego.

– To znaczy, że ​​nie możemy łatwo wprowadzić Zakonu – powiedział mu Severus, marszcząc brwi. Podszedł do stosu skrzyń i machnął kilkukrotnie różdżką, układając kilka z nich w krąg, po czym wskazał gestem, by usiedli. – Początkowo miałem nadzieję, że niektórzy zechcą zmienić stronę, gdy Czarny Pan oszalał i że podadzą nam lokalizację jego kryjówki, abyśmy mogli zorganizować zasadzkę. Zrozumcie, jedynym sposobem na dostanie się na spotkanie lub w miejsce przebywania Śmierciożerców jest posiadanie Mrocznego Znaku lub bycie sprowadzonym przez kogoś, kto go posiada. Przy wystarczającej liczbie Śmierciożerców gotowych zaryzykować, Zakon mógłby zaatakować. Jednak w obecnej sytuacji albo możemy mieć nadzieję, że połączone siły Zakonu wystarczą, by przełamać osłony zanim Czarny Pan ucieknie, albo musimy wymyślić inny plan.

– I chcesz, żebyśmy zaufali Lucjuszowi Malfoyowi? – zapytał spokojnie Harry. Teraz panował nad sobą, ale jego ton nie był przyjazny.

Severus wzruszył ramionami i odchylił się do tyłu, skupiając na swoim papierosie. Lucjusz spojrzał na nich. 

– W zeszłym tygodniu prawie oślepił Draco. Musiałem stać i patrzeć, jak mój syn krzyczy podczas tortur – powiedział chłodno. – Nie powtórzę tego co musiałem znosić, aby zapobiec napaści na moją żonę. Początkowo dołączyłem do Czarnego Pana, aby zapewnić im jak najlepsze życie – tak, zdobywając bogactwo i władzę, ale przecież w tym pragnieniu nie jestem odosobniony. Teraz najlepszą rzeczą jaką mogę dla nich zrobić, to pokonać go zanim ich zabije. Wy czworo dajecie na to szansę. Nie wiem, co zrobiliście, nie na pewno… Severusie?

– Wąż był horkruksem – powiedział lakonicznie Severus. – Były też inne. Zniszczyliśmy wszystkie. Jest śmiertelny i możemy go zabić.

Lucjusz zamrugał powiekami, unosząc lekko brwi. 

– O rany, mieliście co robić – powiedział w końcu. – Przypuszczam, że to wyjaśnia jego reakcję. – Wzruszył ramionami. – A tak przy okazji, czy Dumbledore wie, że tu jesteście?

– Nie.

Ta monosylaba była ewidentnie wystarczająca dla Ślizgona; oczy Lucjusza rozszerzyły się nieznacznie. 

– Rozumiem. Tragiczne. A teraz odeszliście od dość melodramatycznie nazwanego Zakonu Feniksa…

– Melodramatyczne? Mówi to ktoś, kto nazywa siebie Śmierciożercą? – wypaliła Hermiona zanim zdążyła się powstrzymać, a Severus prychnął z cichym rozbawieniem.

Lucjusz wyglądał na lekko zirytowanego, ale skinął głową, ustępując. 

– Touché.

– Nie opuściliśmy Zakonu całkowicie – zapewnił Severus. – Na pewno nastąpiła pewna separacja i nasza czwórka przez większość czasu pracowała sama, ale myślę, że nie możemy ich wykluczyć z całej zabawy. W końcu byliby doskonałymi ludzkimi tarczami.

– Severusie – Hermiona zganiła go delikatnie, a on rzucił jej rozbawione spojrzenie, zanim odwrócił się do swojego przyjaciela.

– W takim razie, do rzeczy. Kto jeszcze żyje?

– Niestety prawie wszyscy. Twoi szlachetni przyjaciele byli dziwnie niechętni do wykorzystania przewagi, którą im dałeś…

Severus przewrócił oczami i skinął głową. 

– Tak.

– Nie jesteśmy mordercami – warknął Harry.

– Wystarczy, Potter. Idź być zarozumiały gdzie indziej. Kilku więcej morderców w Zakonie mogłoby skrócić tę wojnę o lata; tylko idiota wdaje się w tego rodzaju walki, kiedy nie jest gotów zabijać. Wasza trójka została wciągnięta, reszta Zakonu dokonała wyboru – odparł mu krótko Severus. – Więc kogo straciliśmy, Lucjuszu?

– Zabił Rabastana. Szczerze mówiąc nie jestem pewien dlaczego. Goyle sam się zabił. Avery próbował uciec. Nie trzeba dodawać, że mu się nie udało. Kilku z niższych kręgów zginęło w taki czy inny sposób, ale z wyższych tylko tych trzech.

Severus pokiwał głową w zamyśleniu. 

– Więc to oznacza, że Bella i Rodolphus… Macnair, Rookwood, Crabbe, Greyback, Carrowowie… Czy od bitwy w Hogwarcie odbyły się jakieś pełne spotkania?

– Tylko jedno, kilka dni później. Nie będzie ich już więcej organizował.

– A więc to ułatwia sprawę. I możemy liczyć na ciebie, Narcyzę i Draco?

– Jeśli spodoba mi się twój plan – odparł szczerze Lucjusz. – Nie powiedziałem jeszcze Narcyzie ani Draco niczego konkretnego, tylko że spotkam się z tobą, żeby zobaczyć co możesz wymyślić. Jeśli uznam, że masz szansę, przyprowadzę ich. Ale nie chcę, aby początkowo byli zaangażowani. Wejdą do akcji kiedy ty to zrobisz.

Pokiwał głową. 

– Dam sobie z tym radę, tak myślę…

– Czy jest sens pytać, o czym oni mówią? – Ron zapytał cicho Hermionę.

Posłała mu smutny uśmiech. 

– W żadnym wypadku, nie wtedy, gdy obaj są Ślizgonami. Po prostu cieszę się, że Severus nie jest zawsze taki tajemniczy we wszystkim, inaczej chybabym już go zabiła.

– Nie doceniacie subtelności – wycedził drwiąco Lucjusz, a ona posłała mu swój najsłodszy uśmiech, trzepocząc rzęsami.

– Zawsze podziwiałam sposób, w jaki tak subtelnie nosi pan ten wielki falliczny symbol, panie Malfoy – powiedziała niewinnie, wskazując głową na laskę zakończoną wężem. – Nie nadrabia pan tym czegoś, prawda?

Wyglądał na wściekłego, ale Severus zaczął się śmiać. 

– Nie obrażaj się Lucjuszu, mówię ci od lat, że przez ten kij ​​wyglądasz jak idiota – powiedział swojemu przyjacielowi. – Przestań ją drażnić. Zawsze dostaniesz rykoszetem. Miło się patrzy jak się bawicie, ale mamy robotę do wykonania.

– W takim razie będziesz musiał tłumaczyć – powiedział Ron.

Severus posłał mu kpiące spojrzenie, ale skinął głową. 

– Podstawowy plan jest dość prosty. Gdy wszyscy będziemy gotowi, Lucjusz do nas dołączy, a następnym razem, gdy zostanie wezwany, tak wielu z nas jak to możliwe podłączy się do niego aby przejść przez zabezpieczenia. Zabijamy Czarnego Pana i zjeżdżamy stamtąd. Lucjusz i jego rodzina zniszczą wszelką obronę, która przetrwa jego śmierć i zabiją lub skrępują tych, którzy się nie poddadzą, tych fanatyków, którzy poszli do Azkabanu zamiast się go wyrzec. Przekażemy lokalizację każdemu, kto nie da rady z nami wejść i wtedy oni będą mogli aresztować tych, którzy będą na tyle sprytni lub tchórzliwi, by posłuchać Malfoyów i poddać się. Mamy przewagę w dwóch ważnych aspektach: jeden to zaskoczenie, a drugi to to, że kiedy Czarny Pan umrze, Mroczny Znak będzie niewyobrażalnie boleć. Malfoyowie będą przygotowani – istnieją mikstury, które go otępią i pozwolą normalnie funkcjonować; pozostali nie będą się tego spodziewali, a w agonalnym bólu ​​raczej trudno skoncentrować się na walce.

– Widzę wiele dziur w tym planie – sprzeciwił się Harry. – Nie jest zbyt konkretny.

– Dlatego wszyscy tu jesteśmy, Potter – powiedział Severus z przesadną cierpliwością. – Aby dopracować szczegóły i upewnić się, że zadziała.

– Kiedy przypuszczalnie będziecie gotowi? – spytał go Lucjusz.

– Nie jestem pewien. W Zakonie pozostało nam ledwie trzech byłych pracowników Ministerstwa i tylko jeden z nich był aurorem. Będziemy potrzebować czasu, aby uzyskać jak największe wsparcie. Nie uśmiecha mi się spędzić kolejnego roku na szukaniu tych, którym udało się zwiać.

– To podnosi interesującą kwestię – zauważył jego przyjaciel. – Udało ci się usunąć swój Znak?

Severus skinął głową, rozpinając mankiet płaszcza i koszuli oraz podciągając rękawy, by pokazać bliznę na lewym przedramieniu. – Zadziałało tak jak ci mówiłem, że powinno.

– Nie był zachwycony, że nie mógł cię znaleźć.

– Jaka szkoda.

– A co z ludźmi z Ministerstwa? – zapytał Ron. – Co z Umbridge? Nie jest śmierciożercą, nie będzie jej na tym spotkaniu ani nic takiego, ale nie można jej zostawić na wolności i pozwolić uciec. Powiedziałeś, że dla Sam-Wiesz-Kogo pracuje mnóstwo ludzi, którzy nie mają Mrocznego Znaku.

– To zależy od tego, ilu ludzi Zakon może zwołać. Zbierzemy tak wielu, jak tylko się da. Na pewno nie wszystkich, nie ma takiej opcji, ale powinniśmy być w stanie zwerbować większość. Wielu z nich nie jest złymi ludźmi; po prostu próbują wykonywać swoją pracę, a niejeden ma rodzinę przetrzymywaną jako zakładników. W Ministerstwie zrobimy co w naszej mocy, ale naszą główną troską musi być Czarny Pan i jego bezpośredni poplecznicy. Ogarnianie reszty prawdopodobnie zajmie lata. Ty i Potter nadal chcecie być aurorami, prawda? Sądzę, że wczesne lata waszej kariery będą obracać się głównie wokół ścigania wszystkich, których nie złapiemy.

– Jest pewien problem – wtrąciła Hermiona. – Powiedziałeś, że zamierzamy aresztować Śmierciożerców, którzy się poddadzą. Dlaczego którykolwiek z nich miałby się poddać? Cały wewnętrzny krąg to Ślizgoni, prawda? Muszą zdawać sobie sprawę, że nie mają nic do stracenia. Tym razem nikt nie będzie dla nich kłamać lub załatwiać wolności łapówkami. To Azkaban, egzekucja albo pocałunek Dementora – czy nie woleliby raczej zginąć w walce?

– Wielu z nich to zrobi, ale nadzieja umiera ostatnia – odparł Severus. – Na pewno niektórzy będą chcieli pozostać przy życiu tak długo, jak to możliwe w nadziei, że się z tego wyrwą. I niektórzy w niższych szeregach, którzy zostali naprawdę przymuszeni w taki czy inny sposób.

– Nie Malfoyowie – powiedział stanowczo Harry, odwracając się, by spojrzeć na Lucjusza. – Tym razem pańskie pieniądze panu nie pomogą. Pan też nie ma nic do stracenia.

– Rusz głową, chłopcze. Jestem tu po to, by zawrzeć umowę, a nie po to, by podać ci pomocną dłoń. Nie zrobię nic bez gwarancji immunitetu dla siebie, mojej żony i syna.

– Nie mogę zagwarantować ci całkowitej ochrony – powiedział Severus. – Nie mam pojęcia, kto będzie odpowiedzialny za różne rzeczy, ani co się właściwie wydarzy. Mogę obiecać, że kilku członków Zakonu będzie zeznawać na twoją korzyść i mogę też zagwarantować szybki koniec, jeśli to nie wyjdzie. I myślę, że mogę również obiecać, że uwolnię przynajmniej Draco. Ale nic więcej. 

– Kto? Kto będzie zeznawał? – spytał Lucjusz, pochylając się do przodu, a jego szare oczy nabrały skupienia.

Severus w milczeniu rozejrzał się po całej trójce. Jego oczy były teraz neutralne i najwyraźniej nie zamierzał zadać pytania; po prostu patrzył na nich i czekał, aż odpowiedzą.

Hermiona zastanawiała się nad tym przez kilka minut, przygryzając wargę. Ten człowiek dokonał naprawdę strasznych rzeczy. Ale to samo dotyczyło Severusa; jeśli nie winiła go za czyny, do których został zmuszony, wydawało się niesprawiedliwe obwinianie jego przyjaciół w tej samej sytuacji. Lucjusz był samolubny, zimny, bezwzględny i arogancki, ale starał się chronić swoją rodzinę i nie wydawał się zainteresowany rządzeniem światem dla samej władzy, ale raczej dla nich.

– Jeśli nam pomożesz, jeśli to się uda, to ja – powiedziała w końcu – chociaż nie wiem, co to da i jestem pewna, że ​​obrona mugolaczki będzie dla ciebie nieznośnie upokarzająca.

– Hermiono – zaprotestował Harry.

– Jeśli pomoże nam wygrać to warto się poświęcić – powiedziała. — Pewnie i tak znalazłby jakieś wyjście. A Draco nie zasługuje na karę; nigdy nie miał wyboru.

Ron uśmiechał się teraz do Lucjusza. 

– Niech pan powie proszę.

– Co?

– Słyszałeś mnie, Malfoy. – odezwał się niezbyt uprzejmie Ron – Powiedz proszę. Poproś mnie, żebym to zrobił, a zeznam, że nie powinieneś zostać zabity ani wysłany do Azkabanu. Ale musisz poprosić. A kiedy to się skończy, będziesz musiał poprosić moją rodzinę. 

Wargi starszego czarodzieja wykrzywiły się, a jego oczy stwardniały. 

– Lekcje Severusa nie poszły na marne, co…?

– To nie jest wygórowana prośba – zauważyła spokojnie Hermiona. – W pewnym momencie będę też chciała przeprosin od Draco za wszystkie paskudne rzeczy, które o mnie powiedział.

– No więc jak? – spytał radośnie Ron. 

Jego postawa jest całkowicie zrozumiała, pomyślała, przypominając sobie wszystkie szydercze wstrętne komentarze i poniżające uwagi, jakie Malfoyowie przez lata kierowali do Weasleyów.

– Ryzykuję dla ciebie swoje życie i życie mojej rodziny, chłopcze.

– Nie. Ryzykujesz swoje i ich życie dla siebie.

– W porządku, wystarczy. Obaj – dodał Severus. Machnął ręką i posłał przyjacielowi znaczące spojrzenie, a Lucjusz westchnął, wstając. Przeszedł przez pomieszczenie, stając w cieniu przeciwległej ściany i oparł się na lasce ze znudzonym wyrazem twarzy. Chwilę później Hermiona poczuła delikatne brzęczenie Muffliato w uszach, zanim Severus pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach.

– Nie prowokuj go, Weasley. Wiem jaki on jest, twoja rodzina ma wiele ważnych powodów, by go nie lubić, ale nie masz pojęcia jak przerażające dla każdego Śmierciożercy jest nawet rozważanie zdrady. Nie widziałeś co dzieje się z tymi, którzy zostają złapani. Przychodząc tutaj Lucjusz wykazał się ogromną odwagą. Nie ma potrzeby go z tego powodu upokarzać. Bez względu na to, jak bardzo ci się to podoba – dodał po namyśle, potrząsając głową, gdy jeden kącik jego ust wykrzywił się w niemal uśmiechu. – Lucjusz jest… cóż, nie jest dobrym człowiekiem, ale nie jest też zły. A my go potrzebujemy.

– Czy któraś z twoich blizn jest jego winą? – zapytała cicho Hermiona.

Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, zanim skinął głową. 

– Jedna lub dwie. Ja też zafundowałem mu kilka pamiątek. To była skomplikowana sytuacja i wolałabym o niej nie myśleć. Nie odpowiem też na pytania z tym związane. Są moimi przyjaciółmi i zrobię wszystko co w mojej mocy, aby ich chronić. Zrobiliby to samo dla mnie. Nie będę o to prosić nikogo z was, ale nie pogarszajcie sprawy.

Ron skrzywił się. 

– Jest winien moim rodzicom co najmniej przeprosiny. A Ginny o wiele więcej po tej sprawie z pamiętnikiem.

– Jestem pewien, że tak, ale jeśli łaska, zaczekajmy z tym dopóki nie będziemy pewni, że wszyscy przeżyliśmy. – Spojrzał na Hermionę. – I usłyszysz przeprosiny od Draco. Zajmę się tym. Ma szczęście, że nigdy nie powiedział tego w zasięgu mojego słuchu. Innym Ślizgonom się zdarzyło i bardzo tego żałowali.

Skinęła głową, zastanawiając się przez chwilę jak jego związek z nią wpłynie na przyjaźń z Malfoyami. Co dziwne, Lucjusz nie wydawał się zbytnio przejęty, ale Draco zawsze nią gardził. Nie chciała być powodem, dla którego Severus straci którąkolwiek z jego nielicznych przyjaźni. 

– Harry, nie odezwałeś się. Zamierzasz ich bronić, jeśli przez to przejdziemy?

– Jeszcze nie wiem – odpowiedział cicho, zanim spojrzał na Severusa. – Co może powstrzymać V… eee, Sam-Wiesz-Kogo przed wyczytaniem tego z ich umysłów?

– Narcyza jest przyzwoitą Oklumentką. Daleko jej do mnie, ale jest wystarczająco silna. Mówiłem ci kiedyś, że okłamała go wcześniej, aby utrzymać lokalizację mojego domu w tajemnicy, jeśli pamiętasz. Lucjusz i Draco znają Oklumencję na tyle dobrze, by nie wywołać jego podejrzeń. Jeśli będzie miał powód, aby w pełni przeszukać umysł któregokolwiek z nich w końcu się dowie, więc musimy mieć nadzieję, że tego nie zrobi.

– To bardzo pocieszające. W takim razie musimy działać szybko, prawda? Dać mu mniej czasu na dowiedzenie się?

– Co ci chodzi po głowie, Potter? Na początek musimy dać Tonks wystarczająco dużo czasu na znalezienie aurorów z błyszczącymi zabawkami, którzy zechcą przyjść i pobawić się z nami. I reszcie Zakonu również, żeby zdążyli się w tym czasie nie zgodzić i pożreć między sobą.

– Właśnie myślałem… zbliża się data spotkania Śmierciożerców, o którym wiemy.

Severus posłał mu ostre spojrzenie, po czym nagle się uśmiechnął. Wyraz jego twarzy, choć szczery, zawierał w sobie nutę złośliwości. 

– Może jeszcze jest dla ciebie nadzieja, Potter. Podoba mi się. Bardzo poetyckie.

– Mówisz o Halloween – uświadomiła sobie Hermiona. – To już tylko cztery dni. Czy to wystarczy?

– Mam taką nadzieję. Chcę, żeby to stało się wtedy. Ale jeśli nie będziemy gotowi na czas, to odpuścimy i po prostu zaczekamy, aż będziemy. Dobrze, czy zasadniczo wszyscy zgadzamy się z planem?

– Pewnie tak, kiedy już ustalimy szczegóły – westchnął Harry. – Ale jeśli on nas wrabia i zginiemy, zacznę cię nawiedzać.

– Bycie wkurzanym przez Pottera, który nie chce odejść. Jak ja się do tego przyzwyczaję – powiedział sarkastycznie Severus. – Weasley?

– Tak, chyba. Ale nadal jest oślizgłym dupkiem.

– Uwierz mi, on o tym wie. Hermiono?

– Jeśli mu ufasz i myślisz, że plan zadziała, to wystarczy.

Jego oczy zmiękły, zanim zdjął Muffliato i wstał. 

– Porozmawiam z nim i możemy zacząć planować na poważnie.

 

Przechodząc przez magazyn do miejsca, w którym stał Lucjusz, Severus ponownie wyciągnął papierosy z kieszeni. Dzisiaj za dużo wypalił, ale dzięki temu miał gdzie podziać ręce. 

– Jeśli wygramy, staną w twojej obronie.

Jego kolega Ślizgon skinął głową, obserwując ich troje w zamyśleniu. 

– Granger, Severusie? Naprawdę? – zapytał w końcu, zwracając się do niego z uniesioną brwią.

Wzruszył ramionami. 

– Dziwne, ale prawdziwe – odpowiedział cicho, obserwując Lucjusza. Nie był pewien, jak zareaguje jego przyjaciel; Lucjusza trudniej było przejrzeć niż jego żonę lub syna.

– Spytałbym czy postradałeś zmysły, ale myślę że stało się to dawno temu. – Lekko potrząsnął głową i z lekkim grymasem niesmaku przyjął zaproponowanego mu papierosa. – Widziałem pierścionek. Nie wydawało mi się?

– Nie.

– Nie do wiary.

Przez kilka chwil palili w milczeniu, zanim Lucjusz powiedział powoli: 

– Narcyza będzie absolutnie wściekła. Odrzuciłeś wszystkie jej wybory i skończyłeś z… – Urwał, nie na tyle głupi, by odważyć się powiedzieć słowo “szlama”. Severus prawie się uśmiechnął.

– Przeżyje. W każdym razie widziałeś kilka kobiet, które wybrała – czy możesz mnie winić?

– Nie, chyba nie. – Lucjusz przerwał. – Nigdy nie widziałem żebyś patrzył na kogoś tak, jak na nią. Nawet na tę Evans. Ale czy naprawdę jesteś tego pewien?

Severus spokojnie spojrzał mu w oczy. 

– Nigdy nie byłem niczego bardziej pewien.

To sprawiło, że spojrzał na niego z lekkim szokiem, zanim powoli skinął głową. 

– A zatem dobrze. Zobaczę, czy zdołam przekonać rodzinę, ze względu na ciebie. Z Draco nie pójdzie łatwo.

– Nie żywi do niej nienawiści, dlatego że jest mugolką – odparł kpiąco Severus. – Nienawidzi jej, ponieważ jest mądrzejsza od niego. I dlatego, że kilka lat temu prawie złamała mu nos oraz kilkukrotnie go przechytrzyła.

– To prawda. Przypuszczam, że powinienem ci pogratulować, ale mam nadzieję, że zrozumiesz, jeśli tego nie zrobię. Przynajmniej jeszcze nie.

– Nie upieraj się tak bardzo. Jestem żywym dowodem na to, że nie jesteś czystokrwistym bufonem, za którego się podajesz. Nie martw się, nie planuję często zadręczać was wzajemną obecnością. Nie jestem duszą towarzystwa i nie bardzo widzę u was perspektywy na dogadanie się. – W każdym razie nie w tej chwili, chociaż w przyszłości będzie może na to cień szansy. – Ale prawdopodobnie będziesz musiał zjawić się na ślubie.

– Nie ma mowy.

– Lucjuszu, jesteś moim jedynym przyjacielem, chociaż to niesamowicie smutne. Jeśli nie ty, to Merlinie dopomóż, zostaje mi Potter, a nie sądzę żeby zamordowanie najlepszego przyjaciela mojej narzeczonej przed końcem ceremonii stanowiło najlepszy omen.

– Porozmawiamy o tym później.

– Oj tak, porozmawiamy – zgodził się łagodnie, dopalając papierosa i gasząc go na szorstkim betonie pod stopami. – Czy na pewno chcesz to zrobić? Jeśli zostaniesz złapany…

– Było gorzej niż możesz sobie wyobrazić, Severusie. Nie przesadzałem dla dobra twoich małych towarzyszy zabaw. Teraz rozumiem twój całkowity brak strachu. Jeżeli to się skończy to raczej nie obchodzi mnie, co się ze mną stanie. On stał się czymś strasznym. Nie mam na to słów; to ty z naszej dwójki jesteś tym elokwentnym. Jeśli mnie złapie, zrobi ze mną to samo, co i tak zrobi jeśli mu się to nie uda; stanie się to po prostu szybciej. Nie mam już nic do stracenia. Jeśli komukolwiek może się to udać, to tobie. Szczerze mówiąc, przez ponad rok poważnie rozważałem przyłączenie się do ciebie; nie tego chciałem, gdy byliśmy młodzi.

Severus bez słowa chwycił przyjaciela za ramię. 

– Wiem. Nie musisz się przede mną tłumaczyć. I masz moje słowo, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby ochronić przed odwetem ciebie, Narcyzę i Draco.

– Ponieważ ostatnim razem się udało – powiedział sarkastycznie Lucjusz, żwawo wzruszając ramionami, gdy jego głos powrócił do swojego zwykłego, kpiącego tonu. –  W każdym razie, jak złamałeś Wieczystą Przysięgę? I serio, jak u licha skończyłeś z Granger? Zdaje się, że ty i ja mamy dużo do nadrobienia.

– Ha. Na pewno. Ale to zbyt długa historia, żeby teraz się w nią zagłębiać. Kiedy wszystko się skończy postawisz mi drinka albo kilka i opowiem ci… większość.

– Dobrze. Wracaj lepiej do bycia niańką i poinformuj Zakon, tak żeby mieli trochę czasu na zwyczajową całkowitą nieskuteczność.

– Mam nadzieję, że nie będą całkowicie nieskuteczni… Naprawdę nie chcę robić tego wszystkiego sam. W takim razie postanowione. Wyślę sowę, kiedy będziemy gotowi. Ptak Pottera jest zbyt rozpoznawalny… wypatruj sowy Weasleya. To obłąkany mały puszczyk, nie pozwól Diogenesowi go zjeść. Skończmy z tym, dobrze? Nie wiem jak ty, ale ja mam przed sobą życie, które chciałbym wreszcie zacząć.

 

– Cóż, to było całkiem zabawne – zauważył Severus, odsuwając się od kominka. Płomienie zmieniły kolor z zielonego na pomarańczowy. — Zdaje się, że włożyliśmy kij w mrowisko. Przez kilka dni wszyscy w Kwaterze będą bardzo zajęci; cieszcie się, że nie będziemy w epicentrum tego chaosu.

– Co się tam właściwie dzieje? – zapytał Harry, a Severus wzruszył ramionami, wstając sztywno i przeciągając się.

– Arthur, Percy i Tonks pojechali z wizytą do swoich starych znajomych z Ministerstwa, zwłaszcza do kontaktów Tonks wśród aurorów. Głównie gromadzą wsparcie i znajdują ludzi chętnych do walki, ale także wyszukują tych, którzy wciąż tam są, rozpracowując kto z nich będzie sprawiał kłopoty – jak na przykład Umbridge. Wszyscy inni robią to samo, kontaktują się ze starymi przyjaciółmi, którzy byliby chętni do pomocy. Uważają, że mamy duże szanse, aby zdążyć do Halloween. Minerwie nie podoba się pierwsza część planu, ale tak naprawdę nie ma sposobu, aby dostać się na spotkanie Śmierciożerców nie będąc Śmierciożercą lub przetransportowanym przez takowego i nie ma szansy na wpuszczenie tam dużej liczby osób.

– A więc trzymamy się planu – podsumowała Hermiona. – Część pierwsza: nasi ludzie dostają się na spotkanie z panem Malfoyem i zabijają Sam-Wiesz-Kogo. Następnie Malfoyowie zaczynają wykorzystywać chaos, podczas gdy nasi wychodzą na zewnątrz i kontaktują się z Zakonem podając lokalizację i wszyscy rzucają się do pomocy.

– Tak, na to wygląda. – Przeszedł przez pokój, usiadł w swoim zwykłym fotelu i rozciągnął się nieelegancko, uśmiechając lekko, gdy opuściła swoje miejsce, by usiąść obok niego i wygodnie wtuliła się w jego ramię. – Musimy omówić, kto wchodzi z Lucjuszem – powiedział cicho.

– Myślałem, że wszyscy czworo – sprzeciwił się Harry, a Severus uniósł rękę.

– Posłuchajcie mnie; to ważne. Z pewnością ja tam pójdę i nie mam nic przeciwko temu, aby ktoś z waszej trójki mi towarzyszył, jeśli tak zdecydujemy się to rozegrać, ale nie wydaje mi się, żebyście to przemyśleli. To nie będzie uczciwa walka. To zabójstwo. Nie będziemy się z nim pojedynkować, wejdziemy po to, żeby go zabić. To morderstwo. Żadne z was nigdy nie próbowało użyć śmiertelnego zaklęcia z zamiarem pozbawienia kogoś życia. Jeśli się zawahacie, nawet przez sekundę, nie chcę żebyście to wy osłaniali mi plecy. To niebezpieczne i nie możemy sobie pozwolić na popełnienie błędu; nigdy nie dostaniemy kolejnej szansy. Jeśli on teraz przetrwa, możemy nigdy nie być w stanie go powstrzymać.

Podczas krótkiej ciszy, która nastąpiła po jego słowach, Hermiona rozważyła, co powiedział. Zabicie Voldemorta zawsze było celem, ale tak naprawdę nie zastanawiała się, co to właściwie znaczy. Nigdy nie wyobrażała sobie, że w jakiś sposób będzie częścią końcowych etapów, chociaż była najlepszą przyjaciółką Harry’ego i zawsze było to prawie pewne. Voldemort zdecydowanie zasłużył na śmierć, musiał zostać zabity, ale… próbowała sobie wyobrazić, że to robi i przygryzła wargę, tłumiąc dreszcz.

Severus najwyraźniej to poczuł, gdyż objął ją ramieniem, zanim znów się odezwał. 

– Tylko wy możecie podjąć tę decyzję. Nie wiem, czy którekolwiek z was będzie w stanie zrobić to tak, jak należy. Nie odpowiadajcie teraz; mamy jeszcze kilka dni. Możemy poćwiczyć rzucanie zaklęć natychmiast po aportacji, ponieważ nawet w najlepszych okolicznościach jest to strasznie dezorientujące. Są inne rzeczy, które możecie zrobić, jeśli uznacie, że nie dacie rady rzucić Klątwy Zabijającej – na przykład tarcze lub dołączenie do oddziałów Zakonu w stanie gotowości. To żaden wstyd odmówić; nie ma nic złego w niemożności popełnienia morderstwa bez wahania.

– Muszę tam być – powiedział cicho Harry. – Nie mam na myśli przepowiedni. Muszę tam być.

– Rozumiem chęć zemsty, Potter. Ale nie walczysz by zabić, nawet kiedy powinieneś. Jesteś znany z próbowania zaklęć rozbrajających w najgłupszych momentach…

– O to chodzi – przerwała Hermiona. – Przepraszam, Severusie. Ale co z różdżką Harry’ego? Ma rdzeń wspólny z różdżką Sam-Wiesz-Kogo. Efekt Priori Incantatem, pamiętasz?

– O cholera. Zapomniałem o tym wszystkim. – Severus zmarszczył brwi. – Cóż, to nie powinno mieć znaczenia. Cały sens tego planu polega na tym, że Czarny Pan nie będzie miał czasu na rzucenie czegokolwiek. Jeżeli tam pójdziesz, Potter i jeśli on jednak zdąży, rzuć różdżkę i uciekaj zanim uformuje się połączenie i cię zablokuje.

– Wiem, wiem, nie bądź bohaterem. Nadal zamierzam tam być.

– Mówiłem ci, nie odpowiadaj jeszcze. Nie wiem Potter, czy potrafisz popełnić umyślne morderstwo bez wzdrygnięcia się, nawet przeciwko człowiekowi, który zabił twoich rodziców. Nie jesteś socjopatą. Nie wiem co się stanie z tobą później; jesteś mniej stabilny psychicznie niż którekolwiek z twoich przyjaciół i możesz być bezbronny. Zabicie kogoś wpłynie na ciebie. To nie jest łatwe; musisz to przemyśleć i musisz mieć absolutną pewność, że dasz radę to zrobić.

– A ty? – zapytała cicho Hermiona, przesuwając się trochę, by na niego spojrzeć. – Opowiedziałeś mi trochę o tym dlaczego do nich dołączyłeś, co kiedyś dla ciebie znaczył.

Pokiwał głową.

– Dobre pytanie, ale tak, dam radę. Mam w tym wprawę. Nie mam pojęcia, jak będę się później czuł – podejrzewam, że jak popapraniec – ale mogę wszystko od siebie odepchnąć, dopóki się nie skończy. Poproszę też o Czarną Różdżkę – dodał. – Pod względem magicznym, jestem silniejszy od ciebie i bliższy Czarnej Magii.

– Nigdy nie planowałam użyć jej do czegoś tak wielkiego jak Niewybaczalne – zapewniła go z wyraźną ulgą. – W każdym razie, powinieneś ją mieć. Wydaje się… w porządku. Zawahała się. – Nie jestem pewna, czy potrafiłabym zabić kogoś, kto nie próbowałby w danym momencie aktywnie zabić mnie – przyznała cicho.

Severus skinął głową, a jego ramię zacisnęło się wokół jej ramion. 

– Dlatego teraz o tym mówię, aby dać wam wszystkim szansę na przemyślenie tego. Niewielu ludzi potrafi zabijać z zimną krwią. Kiedy byłem w waszym wieku, nie przychodziło mi to tak łatwo. Zakon tuszuje ciemniejsze strony tej wojny, zawsze tak było. Chowają się za eufemizmami, spędzają długie godziny na usprawiedliwianiu wszystkiego. To jest morderstwo i musicie być tego świadomi, zanim się zaangażujecie. Każde z was zasłużyło, żeby pójść ze mną i wszystko zakończyć, ale to nie oznacza że musicie, ani nawet że powinniście.

– A jak myślisz, co powinniśmy zrobić? – zapytał Ron. – Wiem że powiedziałeś, że nie wiesz czy damy radę temu podołać, ale musisz mieć jakiś pomysł.

Wyglądał na zamyślonego. 

– Naprawdę nie jestem pewien, Weasley. Wiem, że wszyscy jesteście zdolni do zabicia w samoobronie, a gdyby to była wielka dramatyczna bitwa, w ogóle bym o tym nie myślał. Ale to jest coś innego. Gdybyśmy tam poszli w tej chwili, nikt z was by tego nie zrobił, ale kiedy będziecie dysponować czasem na porządne przygotowanie to być może. Decyzja należy do was wszystkich.

Harry uśmiechnął się nagle. 

– Jestem trochę zaskoczony, że właściwie nie próbowałeś trzymać Hermiony z dala od tego.

Severus kiwnął głową z żalem, gdy Hermiona wyprostowała się, by spojrzeć na niego ostro. 

– Myślałem o tym. Gdybym przez chwilę myślał, że może rzeczywiście posłuchać, zrobiłbym to, ale poza fizycznym ogłuszeniem jej i przykuciem gdzieś łańcuchem, nie jest to możliwe.

– Severusie… – powiedziała ostrzegawczo.

– Och, przestań. Przecież wiesz, że to nie był komentarz na temat twoich umiejętności. Nie postrzegam cię jako porcelanową figurkę potrzebującą ochrony. Po prostu czułbym się lepiej, gdybym nie musiał się o ciebie martwić, to wszystko.

– Mogłabym powiedzieć to samo tobie – odparła.

– Właśnie dlatego nie próbowałem trzymać cię z daleka. – Rzucił jej rozbawione spojrzenie, gdy przybrała nachmurzony wyraz twarzy, ale w końcu ustąpiła i oparła się o niego, a on ponownie objął ją ramieniem. – Więc przemyślcie wszystko przez resztę dzisiejszego dnia. Jutro zaczynamy przygotowania i za kilka dni to wszystko w końcu się skończy.

 

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział LVIIGoniąc Słońce – Rozdział LIX >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Dodaj komentarz