Goniąc Słońce – Rozdział LIX

Goniąc Słońce LIX

„Świat służy własnym potrzebom, posłuchaj jak krwawi twoje serce.
Zachwycony manekinie czczący to, co słuszne, co dobre.
Ty zjadliwy, patriotyczny, trzaskaj, walcz, błysk,
Z taką ekscytacją.
To koniec świata, jaki znamy.
To koniec świata, jaki znamy.
To koniec świata, jaki znamy, a ja czuję się dobrze…”

– REM, 'It’s The End Of The World.’

Głębokie zagadnienia moralne nie były czymś, z czym Hermiona kiedykolwiek musiała się zmagać. Najbardziej zbliżyła się do tego terytorium, kiedy zastanawiała się, czy powinna powiedzieć komuś o głupocie, jaką zrobili Harry i Ron; z pewnością nigdy wcześniej nie musiała rozważać morderstwa. Teraz, gdy do ostatecznego starcia z Voldemortem został zaledwie tydzień, leżała w ciemności sypialni, słuchając oddechu Severusa i rozważała wszystko w głowie. Sądząc po braku cichego chrapania jej ukochany nie spał, ale nie wydawał się jeszcze skłonny poruszać ani mówić.

Morderstwo. Rozpatrywanie go nie było łatwe. Nie była osobą agresywną (pomijając żarty i chwile, kiedy puszczały jej nerwy), a już na pewno nie wojowniczką, chyba że naprawdę musiała. Voldemort był potworem, ale mimo to… Nie, przyznała w końcu. Nie mogła tego zrobić. Nie na zimno, nie tak jak będzie trzeba. Wiedziała, że ​​się zawaha, a to naraziłoby na niebezpieczeństwo wszystkich innych. A zatem tę sprawę miała z głowy; teraz po prostu musiała zdecydować co zrobi w zamian, ponieważ z pewnością nie zamierzała całkowicie stać na uboczu.

W idealnym świecie chciałaby wejść tam z Severusem i osłaniać mu plecy. Ale realistycznie rzecz biorąc, nie potrzebował jej tam. Przez ostatnie dwa dni cała czwórka ćwiczyła w najróżniejszych miejscach i uczyła się rzucania zaklęć, w tym Klątwy Zabijającej przy akompaniamencie zawrotów głowy po aportacji – chociaż według Severusa wszyscy mieli zbyt miękkie serce, by zabić nawet zwierzę. Nie mieli też żadnych celów, do których mogliby wycelować – trenowali po prostu szybsze poruszanie się, a refleks Severusa nie przypominał niczego, co którekolwiek z nich kiedykolwiek widziało. Nie potrzebował nikogo osłaniającego tyły, nie przy czymś, co musiało być załatwione tak sprawnie, a jej obecność tylko bardziej go rozproszy i dodatkowo zestresuje. Wiedział jak o siebie zadbać. Po prostu musiała mu zaufać i starać się nie martwić dla samego martwienia.

– Jesteś nienaturalnie spięta jak na tę porę – mruknął za nią Severus, zaciskając ramię wokół jej talii. – Przestań tak intensywnie myśleć.

– Za to ty niezwykle składnie się wyrażasz – odparła czule, przytulając się do niego. – Pełne zdania i tak dalej.

– Bardzo śmieszne.

 Usłyszała, jak delikatnie odgarnia trochę włosów z twarzy, co stanowiło już bardzo znajomy gest. 

– A więc podjęłaś decyzję? – zapytał.

– Tak. – Pokręciła się, aż rozluźnił ramię, po czym obróciła i usiadła twarzą do niego. – Nie idę tam. – Skinął głową, nie wyglądając na ani trochę zaskoczonego, a ona uśmiechnęła się smutno. – Wiedziałeś, że to powiem.

Severus potrząsnął głową, delikatnie odwzajemniając uśmiech. 

– Podejrzewałem, nie wiedziałem. Nie jesteś morderczynią, Hermiono. Zabiłabyś w mgnieniu oka, by chronić innych, ale nie sądziłem, że możesz to zrobić celowo. Co planujesz zamiast tego?

– Myślę, że najlepiej będzie trzymać się Poppy na zewnątrz, gdyby ludzie zostali ranni – zdecydowała, myśląc na głos. – Będę w pobliżu, na wypadek gdybym była potrzebna, ale myślę, że mamy wystarczająco dużo walczących, a ona jest naszą jedyną Uzdrowicielką. – Przez chwilę przyglądała mu się ostrożnie. – Nie waż się okazywać ulgi.

Jego uśmiech nieco się poszerzył. 

– Nie odważyłbym się.

Hermiona prychnęła cicho i przysunęła się bliżej. 

– A więc przypuszczam, że będzie to tylko wasza trójka.

Potrząsnął głową. 

– Weasley rozmawiał ze mną ostatniej nocy, zanim położyłem się do łóżka. Chce później wejść ze swoją rodziną.

– Dlaczego nie powiedział nam wszystkim? – zapytała z ciekawością.

– Nie był pewien jak Potter przyjmie tę wiadomość. Od pierwszego roku wszyscy podświadomie planowaliście, że będziecie trzymać się razem, a on nie chciał być tym, który zerwie nieoficjalny pakt. – Severus przeciągnął się i ponownie ułożył. – Szczerze, myślę że wasza trójka jest najlepiej przygotowana do poradzenia sobie z tym, co zamierzamy zrobić, ale to jego decyzja i przyznaję, że chcę zobaczyć całą rodzinę Weasleyów razem. Chcę na własne oczy przekonać się, ilu z nich dorównało swoim rodzicom, a wiem że bardzo dobrze sprawdzają się jako zespół.

Skinęła głową na zgodę, automatycznie przytulając się mocniej. 

– Nie widzę jednak Harry’ego trzymającego się z tyłu. Nie chcesz żeby tam był, prawda?

– Niezupełnie, ale nie dlatego, że nie uważam, aby potrafił to zrobić. Wręcz przeciwnie; myślę, że kiedy już podejmie decyzję, przyjdzie mu to łatwo. Ale za dzień lub dwa, za pierwszym razem, kiedy pobędzie sam wystarczająco długo by pomyśleć o tym, co zrobił i jak się czuł, bardzo go to uderzy. Jest najmniej stabilny z nas wszystkich. Jednak, podobnie jak w przypadku Weasleya, to jego decyzja i naprawdę zasługuje na to, by tam być. Z czasem wydobrzeje.

– A ty? – zapytała cicho.

– Nie wiem, jak to na mnie wpłynie – powiedział szczerze. – Nie dowiem się, póki to się nie skończy. Ale będzie dobrze. Nie przejmuję się jego śmiercią, ale… kiedyś był dla mnie ważny. Nienawidzę go teraz, ale kiedyś było inaczej. Ten konflikt będzie potem zapewne wydawał się dość dziwny, tak jak w przypadku Dumbledore’a.

Hermiona skinęła głową w jego klatkę piersiową, przesuwając palcami po jego plecach, analizując jego słowa.

– Oczywiście, technicznie rzecz biorąc, wszyscy stopniowo popełnialiśmy morderstwa odkąd Harry dźgnął pamiętnik i zniszczył pierwszego horkruksa – zauważyła po kilku minutach. – Ile fragmentów duszy musisz zniszczyć, zanim uzna się to za morderstwo?

– Cóż za ciekawa debata prawna i etyczna – odpowiedział, brzmiąc na rozbawionego. – To bardzo dobra uwaga, ale myślę, że powinniśmy zachować ją między nami.

– Tak zamierzałam. 

Zamykając oczy, uśmiechnęła się smutno do siebie, rozmyślając o tym jak dziwne stało się jej życie, a Severus oddał się swojemu nawykowi bawienia się jej włosami i rozczesywania delikatnie palcami niektórych kołtunów pozostałych po nocy. Czasami wciąż zaskakiwała ją konfrontacja świata mugoli i czarodziejów, ich odmienność oraz jak bardzo zmieniło się jej życie w ciągu ostatnich kilku lat. 

 – Wiesz, Severusie, kiedy to wszystko się skończy, naprawdę powinieneś namalować coś dla Fineasa i Dilys.

Parsknął cichym śmiechem. 

– Po co, do diaska?

– Cóż, wiem że doprowadzali cię do szaleństwa, ale bez ich regularnej bezwstydnej ingerencji wątpię, żebyśmy teraz tu byli.

– Hmm. Przypuszczam, że masz rację – zgodził się cierpko. – Pomyślę o tym.

– Czy kiedykolwiek sam wykonałbyś jakiś ruch? – zapytała go z zaciekawieniem.

– Szczerze mówiąc, nie – odpowiedział cicho, porzucając jej włosy, by objąć ją ramionami. – Co prawda nie jestem pewien, czy Szatańska Pożoga w dalszym ciągu nie wytrąciłaby mnie z równowagi  na tyle, aby cię pocałować; wiem, że zdajesz sobie sprawę, że tego nie planowałem. Ale poza tym, raczej nie, wątpię czy bym cokolwiek powiedział lub zrobił. A ty?

– …nie wiem – przyznała. – Przypuszczam, że zależałoby to od tego, jak rozwiązałby się ten rok, czy udałoby ci się zabić Dumbledore’a, kiedy miałeś to zrobić i czy mieszkalibyśmy tu z tobą, czy nie. Myślę, że potrzebowałabym niezwykłego impulsu. Ale chciałabym myśleć, że po zakończeniu wojny znalazłabym odwagę. – Uśmiechnęła się szeroko. – Albo po prostu bym cię upiła.

Zaśmiał się. 

– Jesteś zepsutą kobietą – zbeształ ją lekko, przytulając się bliżej i ponownie relaksując. Po kilku minutach zauważył: – Znowu się spięłaś. Przestań przejmować się jutrem.

– Severusie, znasz mnie od ponad sześciu lat. To wystarczająco długo, abyś zdał sobie sprawę, że nie przestanę się martwić tylko dlatego, że mówisz mi żebym tego nie robiła – odparła.

– Punkt dla ciebie – westchnął. – Nie mogę obiecać, że wszystko będzie dobrze. W idealnym świecie wszyscy nasi ludzie wyszliby z tego bez szwanku, ale życie tak nie działa. Ale mogę ci obiecać, że jesteśmy tak dobrze przygotowani, jak to tylko możliwe i wszystkie zagrożenia zostały zminimalizowane. Jest mało prawdopodobne, aby ktokolwiek został poważnie ranny.

Musiała się uśmiechnąć; naprawdę był absolutnie beznadziejny w uspokajaniu, ponieważ stanowczo odmawiał kłamstwa lub mówienia czegokolwiek, co mogłoby później okazać się nieprawdą. W skali dziwactw było to stosunkowo nieszkodliwe, a w pewien dziwny sposób nawet słodkie. 

– To nie ma żadnego znaczenia, wiesz o tym. Martwiłabym się bez względu na to, jak bezpieczne lub niebezpieczne by to było. Zawsze tak robię. – Po chwili podniosła głowę, żeby na niego spojrzeć. – Severusie, chcę, żebyś mi coś obiecał.

– Słucham – odparł szybko, ku jej zaskoczeniu.

Utrzymując kontakt wzrokowy, powiedziała cicho: 

– Chcę, żebyś mi obiecał, że będziesz ostrożny. Znam cię i wiem, jak czasami nie dbasz o własne bezpieczeństwo. Wiem, że twoje życie nigdy nie miało dla ciebie aż takiego znaczenia i wiem, że nie zawahasz się zaryzykować śmierci, jeśli uznasz, że pomoże to osiągnąć twoje cele. Proszę, obiecaj mi, że spróbujesz na siebie uważać.

Kilka różnych emocji przemknęło szybko przez jego ciemne oczy, gdy podparł się na łokciu, odwzajemniając jej spojrzenie bez mrugnięcia. Po krótkiej przerwie odpowiedział cicho: 

– Obiecuję.

Hermiona zamrugała ze zdziwienia. 

– To było łatwe. Spodziewałam się większego oporu.

Uśmiechnął się krzywo, a jego oczy zmiękły. 

– Masz rację. Moje życie nie ma dla mnie znaczenia, ale wiem, że dla ciebie ma. Potrafię sobie wyobrazić, jak bym się czuł, gdybyś dała się głupio zabić; nie zamierzam ci tego robić. Będę ostrożny, obiecuję.

Wplątując dłoń w jego włosy, pochyliła się i pocałowała go. Kiedy ich usta się rozdzieliły, uśmiechnęła się do niego. 

– Dobra odpowiedź.

– Tak? – zapytał, a jego usta drgnęły, gdy zwalczył uśmieszek.

– Bardzo dobra odpowiedź – powiedziała, całując go ponownie. – Zaczynasz łapać o co w tym chodzi.

– Dziękuję bardzo – wymamrotał przy jej ustach, gdy objął ramieniem jej talię, przyciągając ją bliżej i pogłębiając pocałunek.

xxxxxxxxx

Halloween zawsze było napiętym czasem dla każdego Śmierciożercy. Czarny Pan przepadał za symboliką nocy Samhain i zawsze wykorzystywał ją jako wymówkę, by sobie pobłażać. Podczas tej wojny, kiedy starał się utrzymać swój powrót we względnej tajemnicy nie było tak źle, ale przy pierwszej… Szczerze mówiąc, potworności przekraczały wyobrażenia większości ludzi. A potem, oczywiście, w 1981 roku wszystko zawaliło się spektakularnie dla obu stron.

Severus nie lubił myśleć o tamtej nocy. Pamiętał niewiele wyraźnych szczegółów, ale to, co zostało mu w głowie, wciąż czasami nawiedzało jego sny. W przeciągu godziny stracił właściwie wszystko, a wyleczenie z traumy zajęło mu lata. Większość wspomnień już nie bolała, ale te wciąż miały bardzo ostre krawędzie i zadbał o to, by teraz były głęboko ukryte. Stanowiły rozpraszacz, na który nie mógł sobie pozwolić.

Rozejrzał się. Większość wyższych rangą członków Zakonu stała w małych grupkach, usilnie udając, że są zrelaksowani i spokojni; dziwnie było widzieć tak wielu ludzi we Wrzeszczącej Chacie, ale miejsce spotkania to nie jego pomysł. Tak właściwie nie było ich zbyt wielu, chociaż trudno było to stwierdzić z powodu wszystkich Weasleyów. Wielu członków i większość ich nieuwzględnionych oficjalnie sojuszników znajdowało się w Ministerstwie lub w domach innych celów; wszyscy ostrożnie ustawiali się na pozycjach uzbrojeni w złote galeony – do koordynacji używali wynalazku Hermiony z czasów Gwardii Dumbledore’a.

Sama Hermiona stała z Poppy na uboczu, najwyraźniej pogrążona w dyskusji. Obserwował ją przez chwilę, podziwiając jej zewnętrzny spokój; nawet jemu trudno było dostrzec, jak bardzo była zdenerwowana. Żadne z nich nie spało zbyt wiele zeszłej nocy ani nie rozmawiało zbyt długo tego ranka, za co w głębi duszy był bardzo wdzięczny – żadnych łzawych pożegnań; będą rozdzieleni najwyżej przez dwadzieścia minut, a on nie miał zamiaru robić z całości dramatycznego przedstawienia. Odrzucał od siebie możliwość, że coś pójdzie nie tak; był zdecydowany wyjść z tego w mniej lub bardziej nienaruszonym stanie i dotrzymać obietnicy.

Jego ciemne oczy wędrowały po pokoju. Wyglądało na to, że młodsi Weasleyowie nie traktują tego poważnie, oddając się zwykłym wygłupom i żartom, ale uczył ich wszystkich od lat i wiedział, że nie są idiotami. Mieli świadomość, o co toczy się gra. Podobnie wielu ich przyjaciół; większość oddziałów członków Zakonu działających gdzie indziej miała do pomocy kilku byłych uczniów. Nieuchronnie większość pochodziła z Gryffindoru, często byli byłymi członkami GD, ale sporą część stanowili też Krukoni i Puchoni. Severus zasugerował kilku byłych Ślizgonów, którzy zechcieliby pomóc, ale został jednogłośnie przegłosowany, a ponieważ nie pełnił obecnie funkcji Opiekuna Domu i brak zaufania do Ślizgonów nie był już jego problemem, nie kłócił się.

Pomijając niższych rangą członków Zakonu, których nie znał osobiście, skupił się na innej dużej grupie składającej się z Molly, Artura, Minerwy, Tonks i Lupina. Rozmawiali cicho, prawdopodobnie jeszcze raz omawiając plan, lokalizacje i cele wszystkich małych grup i pomimo pozornego spokoju dostrzegł w oczach starszej trójki błysk. Wreszcie nadszedł ten długo wyczekiwany dzień.

W końcu Severus zerknął w bok na Pottera, stojącego obok niego z raczej odległym wyrazem twarzy. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, zanim chłopak się uśmiechnął. 

– Czekałem na to całe życie.

– Nie, nie całe – poprawił go automatycznie Severus. – Czekałeś sześć lat. Masz wprawdzie dojrzałość sześciolatka, ale to nie jest całe twoje życie.

Potter nadal się uśmiechał, nie przejmując się już lekką zniewagą. 

– Tak tak.

Ta dwójka nigdy nie zostanie przyjaciółmi, ale osiągnęli przyzwoite porozumienie i Severusa nie martwił fakt, że będzie z nim młodszy czarodziej. Fakt że to właśnie oni będą tymi, którzy tego dokonają i to akurat dzisiaj, układał się w jakąś cudowną, poetycką symetrię. Uśmiech na twarzy Wybrańca zniknął, a zielone oczy przybrały poważniejszy wyraz. Severus odwrócił wzrok, pozostawiając chłopca jego introspekcji. Spoglądając ponownie na Hermionę, zwrócił uwagę na Czarną Różdżkę w swojej dłoni, w zamyśleniu obracając ją w palcach; jaka szkoda, że ​​Czarny Pan nie będzie miał wystarczająco dużo czasu, by ją rozpoznać. To też piękna ironia.

Nagły trzask aportacji na zewnątrz spowodował, że zapadła całkowita cisza; wszyscy przestali mówić i spojrzeli na niego. Severus uniósł rękę na znak milczenia i nasłuchiwał. Po chwili wybrzmiała seria stuknięć, gdy ktoś zaczął uderzać w drzwi jakimś patykiem; liczył uderzenia, dość pewny, że nawet Hermiona raczej nie rozpozna Imperialnego Marszu z Gwiezdnych Wojen i zastanawiał się co pomyśli Lucjusz, jeśli kiedykolwiek dowie się, co to za sygnał. Kiedy odgłosy ustały, wsadził palce do ust i gwizdnął przenikliwie następny wers zauważając z ulgą, że nadal potrafi to robić, a Lucjusz otworzył drzwi i wszedł do środka. Miał na sobie szatę Śmierciożercy, ale zrezygnował z maski, co było prawdopodobnie najlepszym wyjściem.

– Dzień dobry wszystkim – powiedział przeciągle, rozglądając się. – Proszę, proszę, wszyscy wyglądamy dzisiaj tak… bohatersko….

Wszyscy wpatrywali się w niego w kamiennej ciszy; nikt nie był zadowolony z mocno ograniczonego wyboru sojusznika. Lucjusz uśmiechnął się kpiąco, zupełnie nieporuszony i podszedł do Severusa, uderzając laską o podłogę; Severus natychmiast zauważył, że jego stary przyjaciel jest zdenerwowany i uśmiechnął się do niego, gdy wymieniali krótkie przywitanie.

– A więc tylko ty i nasz młody bohater? – spytał Lucjusz, zerkając przelotnie na Pottera. – Myślałem, że wszyscy będą chcieli pójść… 

Włącznie z twoją młodą kobietą, było niewypowiedzianą kontynuacją. Severus wzruszył ramionami.

– Nie narzekaj. Powinieneś być wdzięczny, że ​​nie musisz ciągnąć ze sobą połowy z nas. Czy zdobyłeś odczynnik znieczulający Mroczny Znak?

– Tak, i jak poinstruowałeś, Narcyza i Draco użyli go już na tyle, aby w większości zagłuszyć doznania. Testowaliśmy go wczoraj i ustaliliśmy ile potrzebujemy, abyśmy mogli bez bólu poczuć wezwanie i ostrzegliśmy Draco, jak silny prawdopodobnie będzie ten ból. – Wyglądał na zamyślonego. – Jak myślisz, będzie bolało tak samo jak ostatnim razem?

– Naprawdę nie mam pojęcia. Najlepiej założyć, że tak. 

Severus stłumił dreszcz, przypominając sobie ostatni raz. Z pewnością był gorszy niż Cruciatus, co więcej wszystkie odczucia skoncentrowały się w jednym miejscu; jeśli dobrze pamiętał, przez kolejne dwa dni  jego ramię było praktycznie całkowicie sparaliżowane, chociaż wspomnienia z tamtego czasu były teraz trochę fragmentaryczne.

– Jak pan myśli, o której godzinie zostanie pan wezwany? – spytał Potter bardzo ostrożnie uprzejmym głosem.

Lucjusz udał, że sprawdza swój zegarek kieszonkowy, chociaż doskonale wiedział która godzina, ponieważ przybył tu na czas. 

– Mam jeszcze kilka godzin, Potter. Jakiś czas po zachodzie słońca – odpowiedział tym samym ostrożnie uprzejmym tonem, tak ostrożnym, że sam w sobie stanowił formę kpiny.

Minerwa podeszła do nich. Jej oczy były twarde, gdy pochyliła głowę na powitanie. 

– Lucjuszu.

W odpowiedzi Lucjusz złożył formalny i elegancki ukłon. 

– Profesor McGonagall.

Hermiona podeszła bliżej, żeby posłuchać; Severus zobaczył, jak powstrzymuje uśmiech i sam zrobił to samo. Trzeba prawdziwego stylu, żeby takie powitanie było tak obraźliwe; Lucjusz był nieznośnym cwaniakiem i zawsze nim będzie. To był jeden z powodów, dla których dwaj Ślizgoni tak dobrze się dogadywali.

Minerwa popatrzyła na niego wilkiem. 

– Ilu będziemy musieli stawić czoła?

– Większość z nich mnie posłucha, a wielu będzie zbyt zajętych trzymaniem się za przedramiona i krzyczeniem, by podjąć walkę – zapewnił ją Lucjusz. – Poważny opór stawi być może kilkunastu, a moja rodzina i ja zrobimy co w naszej mocy, aby obezwładnić jak najwięcej, wykorzystując element zaskoczenia.

– A co z Bellą? – zapytał cicho Severus. – Tylko ona może rzucić wyzwanie twojej próbie przejęcia kontroli i wolałbym, żeby nie próbowała mnie gonić. Nie będę w nastroju na pojedynek.

– Narcyza się tym zajmie – odpowiedział cicho Lucjusz i zamrugał, nieco zaskoczony. Myśląc o tym, Severus skinął powoli głową; w dość tragiczny sposób miało to sens.

Potter po prostu się gapił. 

– Zabije własną siostrę? – zapytał w osłupieniu.

Lucjusz posłał mu dość zmęczone spojrzenie. 

– Jej siostra odeszła lata temu, panie Potter. Obecna Bellatrix to fanatyczne zwierzę, którego nie da się uratować. A Narcyza od miesięcy chciała jej śmierci – dodał cicho, gdy coś ciemnego błysnęło w jego szarych oczach. – Tak jak ja.

O Boże. Severus ciężko przełknął ślinę. 

– Draco? – zmusił się do pytania, drżąc.

Wyraz twarzy jego przyjaciela był ponury i zimny. 

– Tak. Ma teraz koszmary. Ale tak naprawdę nie został ranny. Wydobrzeje. Zwłaszcza, że ​​zamierza pomóc Narcyzie.

– Dobrze.

Hermiona była teraz bliżej i cicho zauważyła: 

– Nie chcemy, żebyś to nam wyjaśniał, prawda?

– Nie – powiedzieli jednocześnie Severus i Lucjusz, wymieniając raczej gorzki uśmiech.

Z niezwykłym taktem Potter przełamał napiętą atmosferę, stwierdzając beztrosko: 

– Przy okazji, panie Malfoy, przekażę Zgredkowi pozdrowienia.

Świadomy tego, że Hermiona tłumi chichot, Severus spojrzał na przyjaciela z rozbawieniem przypominając sobie tyrady Lucjusza o sztuczce ze skarpetką. To był pierwszy raz, kiedy coś co zrobił Potter, wywarło na nim wrażenie.

Jak zwykle Lucjusz nie okazał irytacji, mówiąc chłodno: 

– Nawet jak na skrzata domowego to stworzenie było osobliwe. Rób co chcesz. 

Miał rację, pomyślał Severus; właściwie większość skrzatów Malfoyów była trochę dziwna.

Minerwa wymownie odchrząknęła. 

– To rzeczywiście bardzo zabawne, ale mamy ważniejsze sprawy do omówienia…

– Nie, nie mamy – przerwał Severus. – Wszyscy znają plan, Minerwo. Jesteśmy przygotowani, jak nigdy. Im bardziej będziesz się upierać przy jego powtarzaniu, tym większy stres dla wszystkich. Idź i powstrzymaj wzajemne nakręcanie swoich Gryfonów. 

– Twoi sojusznicy są dość nerwowi – zauważył Lucjusz, gdy odeszła z gniewnym spojrzeniem.

– Nie potrafię sobie wyobrazić dlaczego – powiedziała mu beztrosko Hermiona, posyłając Severusowi szybki uśmiech, po czym wycofała się przez pokój, by kontynuować rozmowę z Poppy.

Starszy Ślizgon zachichotał cicho. 

– Zaczynam rozumieć, dlaczego ją lubisz. Nawiasem mówiąc, Narcyza wie, ale jeszcze nie poinformowaliśmy o tym Draco. W tej chwili ma wystarczająco dużo do roboty.

– W porządku – przyznał Severus. – Jak zareagowała Narcyza?

– Zapytała mnie, czy jestem pijany. Po tym jak przekonałem ją, że nie, zapytała czy ty jesteś.

Parsknął cichym śmiechem, doskonale potrafiąc to sobie wyobrazić. Był całkiem pewien, że Hermiona i Lucjusz z czasem nauczą się całkiem dobrze wzajemnie tolerować i równie przekonany, że ona i Draco nigdy się nie dogadają, chociaż będą udawać. A jeśli chodzi o nią i Narcyzę… raczej myślał, że w końcu zabiją się nawzajem. Albo, co bardziej niepokojące, zawiążą bardzo niebezpieczny sojusz kosztem jego i Lucjusza, gubiąc ich obu. 

– Nawet ja miałbym problem z pozostaniem pod wpływem przez tak długi czas – odpowiedział leniwie. – Po żadnej ze stron nie było alkoholu. Właściwie to dla mnie trochę pierwszy raz, pomyślał z pewnym rozbawieniem.

– A co ty o tym sądzisz, Potter? – spytał Lucjusz. – Twój antagonistyczny związek z Severusem jest praktycznie legendą.

Chłopak uśmiechnął się smutno. 

– Cóż, jakoś to przepracowaliśmy, mniej więcej. Co do ich dwojga… Hermiona od lat jest moją najlepszą przyjaciółką. Nie jestem na tyle głupi, żeby próbować dyktować jej kogo może wybrać. A ona jest na tyle mądra, żeby wiedzieć co robi.

– Najbardziej gorliwe poparcie jakie słyszałem w życiu – powiedział przeciągając sylaby. – A co z młodą panną Weasley i tobą?

– Pogawędka, Lucjuszu? Naprawdę? – zapytał rozbawiony Severus.

– Jeśli mam tu utknąć na kilka następnych godzin, to co jeszcze sugerujesz? Wątpię, czy zabrałeś ze sobą talię kart. – Obaj mężczyźni wymienili szybkie uśmiechy, przypominając sobie wiele nocnych gier karcianych z czasów szkolnych – poker stawał się o wiele bardziej interesujący, gdy gracze mogli używać magii i byli zarówno bezwstydnymi, jak i całkiem sprawnymi oszustami.

Potter odchrząknął dość wyraźnie. 

– Tak, porozmawiamy sobie o Ginny, kiedy to się skończy.

– Drżę ze strachu – powiedział sarkastycznie Lucjusz, po czym spojrzał na Severusa z zakłopotaniem. – Dlaczego ludzie ciągle sugerują, że zrobiłem coś, za co trzeba przeprosić? Owszem, dziennik został przeklęty, ale to nie moja wina, że ​​nikt z jej rodziny ani ze szkoły go nie zauważył, a ja nie rozumiem, w jaki sposób jest on powiązany z Komnatą Tajemnic.

– Ach… zapomniałem, że nie wiesz. Dziennik okazał się czymś więcej niż tylko przeklętym przedmiotem.

Lucjusz przez chwilę wyglądał na zmieszanego, zanim jego oczy rozszerzyły się w czymś przypominającym przerażenie. 

– Powiedz mi, że żartujesz.

Severus potrząsnął głową, sięgając dłonią, by odgarnąć włosy z oczu. 

– Nie. Ja sam do niedawna nie wiedziałem, ale dziennik był horkruksem.

Jego przyjaciel zaklął pod nosem płynną greką. Potter wyglądał na zaskoczonego. 

– Nie wiedział pan?

– Oczywiście, że nie – warknął na niego Lucjusz. – Nie bądź głupi, chłopcze. Myślisz, że świadomie trzymałbym coś tak niebezpiecznego w moim domu, blisko mojej rodziny? Albo świadomie uwolniłbym to w szkole, do której uczęszcza mój syn? Albo że Czarny Pan w ogóle komukolwiek powiedziałby jak przedłużył swoje życie? – Przez chwilę wyglądał na lekko wstrząśniętego, zanim energicznie założył swoją zwykłą maskę pogardy z powrotem na miejsce i zebrał się w sobie. – Ile ich było, Severusie?

– W sumie siedem, chociaż zamierzał stworzyć tylko sześć. To skomplikowana historia.

– Siedem? – powtórzył Lucjusz. Wiedział wystarczająco dużo o czarnej magii, by być dobrze obeznanym z horkruksami; Severus wiedział, że wyobraża sobie, co rozszczepienie na tak wiele kawałków zrobi z czyjąś duszą. Po dłuższej chwili odezwał się cicho, starając się brzmieć rzeczowo:  – Cóż, przypuszczam, że to by wiele wyjaśniało. Na pewno tłumaczy, dlaczego całkowicie oszalał.

– Czy teraz jest aż tak źle? – spytał półgłosem Severus, ponownie przypominając sobie wstrząsające przerażenie towarzyszące stawieniu czoła temu, czym stał się jego pan, gdy rozpoczęła się druga wojna.

Co znamienne, Lucjusz nie rzucił żartem ani szyderczą uwagą; po prostu spojrzał przyjacielowi w oczy i odparł cicho: 

– Tak.

Severus przechylił głowę na bok, w zamyśleniu przyglądając się swojemu towarzyszowi, po czym skinął głową. 

– Za tydzień lub dwa, kiedy wszystko się uspokoi, spotkamy się i porozmawiamy porządnie – powiedział. 

Lucjusz skinął głową i odwrócił wzrok, by przyjrzeć się bacznie członkom Zakonu i zagłębiając we własnych myślach. Idąc za przykładem przyjaciela, Severus przymknął oczy i postawił tarcze oklumencji, powoli i cierpliwie odpychając wszystko od siebie i przechodząc do cichego, zimnego, ciemnego miejsca, do którego udawał się zawsze, kiedy musiał zabić. Przynajmniej to był ostatni raz, kiedy musiał grać Śmierciożercę.

xxxxxxxxxxxxxx

W końcu wszystko potoczyło się bardzo szybko. Tuż po zachodzie słońca Severus został wyrwany z medytacji, gdy Lucjusz dotknął jego ramienia; kiwając głową, wstał i przeciągnął się. Ruch przyciągnął uwagę innych i wszyscy zamilkli, patrząc na niego. 

– Przygotujcie się – powiedział miękko, kręcąc ramionami i rozluźniając mięśnie. – Ruszamy za dziesięć minut.

Wystarczająco długo, by upewnić się, że Lucjusz wejdzie jako ostatni. Narcyza i Draco będą jednymi z pierwszych, zajmując swoje miejsca i czekając równie niespokojnie.

Potter natychmiast podszedł do swojej dziewczyny; Severus uznał, że to zły pomysł, który tylko zestresuje ich dwoje. Mimo to nie sprzeciwił się, kiedy Hermiona podeszła do niego, chociaż nie próbowała go dotknąć; nie tylko wiedziała jakie ma zdanie na temat łzawych pożegnań, szczególnie w miejscach publicznych, ale znała go na tyle dobrze, żeby widzieć, że zamknął się za swoimi barierami oklumencji i potrzebuje dystansu, aby utrzymać ten stan. W jego oczach wyglądała, jakby starała się nie płakać, ale trzymała się nad podziw dobrze, a kiedy w końcu się odezwała, jej głos był całkowicie spokojny i opanowany 

– Pamiętaj co obiecałeś.

Zmusił się do uśmiechu, ze względu na nią, chociaż w takim stanie trudno było okazywać jakiekolwiek emocje. 

– Jakbym miał zapomnieć.

 Prawdopodobnie powinien jej powiedzieć, że ją kocha, ale słyszało go wiele osób i mówienie tego teraz wydawało się takie nienaturalne, takie banalne. Poza tym, wiedziała. 

– Zobaczymy się wkrótce – powiedział w końcu, odwracając wzrok, a ona wróciła do pozostałych, gdy dość blady Potter podszedł, by do niego dołączyć. – Nadal możesz odmówić – powiedział cicho chłopcu.

Wybraniec uparcie potrząsnął głową. 

– Nie. Idę.

Severus wzruszył ramionami i przesunął się na lewo od Lucjusza. Cała trójka stała spokojnie, obserwując zegarek kieszonkowy Ślizgona, powoli odmierzający ostatnie minuty życia Czarnego Pana. Wreszcie Lucjusz odłożył zegarek i bez słowa podwinął rękaw; Severus jedną ręką chwycił przyjaciela za ramię, a drugą mocno zacisnął wokół Czarnej Różdżki, niejasno świadomy obecności Pottera po drugiej stronie. Lucjusz dotknął Mrocznego Znaku.

Podążanie za Znakiem nigdy nie było tym samym, co zwykła aportacja, ponieważ ktoś inny pośrednio kontrolował miejsce docelowe. To ułatwiało sprawę, ale też pogarszało późniejszą dezorientację, chociaż trzeba było robić obie te rzeczy dość często, żeby naprawdę to zauważyć. Gdy tylko znaleźli się na miejscu, Lucjusz wyszarpnął się z jego uścisku i odskoczył; Severus odwrócił się i miał tylko ułamek sekundy, by zauważyć duży, słabo oświetlony pokój. Światło paleniska zamazało mu wzrok, gdy wodził spojrzeniem po bezimiennych maskach.

Świat zwolnił. Wydawało się, że ma tyle czasu ile zapragnie, aby zobaczyć płaskie, gadzie rysy Czarnego Pana i błyszczące czerwone oczy, wciąż zamrożone w chwilowym zaskoczeniu. Tyle czasu, by wznieść Berło Śmierci i wziąć głęboki wdech, całkowicie pozbawiając umysł wszelkich myśli, emocji, wszystkiego oprócz planu. Ta zimna pewność wypełniła jego głowę białym szumem, gdy wycelował i powiedział cicho: 

– Avada Kedavra. 

Jakby z oddali usłyszał drugi głos stojącego z nim syna Lily, ale był on rzeczywiście bardzo odległy, gdy zielony ogień przemknął przez cienie, a moc rozbłysła w nim, oślepiająca, bardziej zaciekła i potworniejsza niż kiedykolwiek, parząca gardło i zaciskająca żołądek.

Gdy zaklęcie uderzyło, odwrócił się. Czas znów przyspieszył, kiedy dźwięk i kolor powróciły w pośpiechu, a wokół niego zaczęły się dziać różne rzeczy. Chwyciwszy rękę Pottera, zobaczył okno, które oznaczało pojedynczą ścianę między nimi a światem zewnętrznym; teraz nie miał czasu na myślenie. Rzucił się do biegu, ponownie uniósł różdżkę, wypluł jedno słowo i wysadzając połowę ściany wybiegł prosto w noc bez zatrzymywania się, w akompaniamencie pozostających za nim krzyków.

Kiedy był już wystarczająco daleko, by otuliła go ciemność, zatrzymał się i odwrócił, próbując zorientować się, gdzie do diabła byli i zauważył obok siebie zdyszanego Pottera. Dobrze. Parę osób mogłoby się zezłościć, gdyby teraz stracił chłopaka. 

– Patronus, Potter, teraz – wychrypiał, rozpoznając budynek. – Powiedz Minerwie, stary dom Scrimgeoura.

– Twój patronus? – zapytał chłopiec, zamykając oczy i koncentrując się. Przez jego ciało przechodziły fale dreszczy.

Severus potrząsnął głową. 

– Jeszcze nie mogę. 

Obserwował, jak srebrny jeleń wślizguje się w ciemność, drżąc spazmatycznie. Postanowił zignorować fakt, że Potter oparł się o jego ramię; pierwsza Klątwa Zabijająca zawsze była trochę wyczerpująca, a on też nie czuł się teraz zbyt dobrze. Szczerze mówiąc, starał się nie zwymiotować. Minęło dużo czasu odkąd musiał to zrobić, a Czarna Różdżka na pewno nie pomogła.

– Zrobiliśmy to – powiedział dość otępiały chłopiec. – Prawda?

– Tak. 

Było dużo krzyków. Severus z roztargnieniem uświadomił sobie, że drapie bliznę na lewym ramieniu w miejscu, gdzie wcześniej znajdował się jego Mroczny Znak; mrowiło nieprzyjemnie, ale nie był pewien, czy to odczucie fizyczne czy psychiczne. Prawdopodobnie oba. Gwałtowne trzaski wskazywały na przybycie członków Zakonu podzielonych w pary. Każda miała określone cele, a on obserwował, jak wchodzą do budynku z wyciągniętymi różdżkami. Nie próbował powstrzymać Pottera, kiedy ten nagle krzyknął, uniósł różdżkę i ruszył z powrotem do walki. Nie był ani trochę zaskoczony.

xxxxxxxxxxx

Kiedy Hermiona z Poppy przybyły na miejsce, najwyższe piętro domu płonęło. Prawdopodobnie nie był to dobry znak, ale na trawniku siedziało już kilka postaci w szatach i maskach, przyciskając do siebie lewe ręce, a obok nich leżały jedna lub dwie nieprzytomne osoby. Był z nimi Lucjusz Malfoy; lekko skinął głową w jej stronę, po czym wrócił do rozmowy z jednym z pozostałych. Bill stał na straży i pomachał im przyjaźnie.

Pomagając Poppy rozpakować eliksiry i inne zapasy, które ze sobą przyniosły, Hermiona rozejrzała się wokół nie chcąc przyznać, że martwiła się, ponieważ Harry wysłał Patronusa, a Severus nie. Nie żeby miał być w szczególnie dobrym nastroju po zamordowaniu swojego byłego pana – w końcu ostatnim razem nie był. Tonks i pani Weasley wyszły z domu, lewitując między sobą kolejnego nieprzytomnego lub martwego Śmierciożercę i zatrzymały się na chwilę, by porozmawiać z Billem.

– To najdziwniejsza bitwa, jaką kiedykolwiek widziałam – zauważyła Hermiona.

Poppy zachichotała cicho. 

– Powinnaś być za to wdzięczna. W takim tempie będziemy łatać jeńców, a nie naszych własnych ludzi. Przestań się tak gapić, jestem pewna, że ​​nic mu nie jest – dodała, nie tracąc ani chwili. – Prawdopodobnie jak zwykle jest w samym środku walki.

– Właściwie to nie, nie jest – odezwał się cicho głos Severusa.

Pod Hermioną prawie ugięły się nogi. Z ulgą odwróciła się, by na niego spojrzeć. Jego oczy były bardzo odległe i zaciemnione, prawie zamglone, podobnie jak po śmierci Dumbledore’a, twarz pozbawiona wyrazu, ale najwyraźniej nie był ranny. Uśmiechnęła się do niego, gdy podszedł bliżej i ku jej zaskoczeniu wziął ją w ramiona i przytulił bardzo mocno nie nic mówiąc, po czym cicho puścił i przykucnął na piętach, by obserwować dom, pocierając lewe ramię.

Udając, że tego nie zauważyła, Poppy wesoło skinęła mu głową. 

– Nie pomagasz innym, Severusie?

Potrząsnął głową. 

– To już nie moja walka. Zrobiłem wystarczająco dużo. Mam już dosyć – odpowiedział miękko, obejmując się ramionami i dalej wpatrując w dom, gdy ukazała się Narcyza Malfoy i podeszła do męża. Chwilę później pojawił się Draco i podbiegł do nich, a za nim Fleur, która zaczęła rozmawiać z Billem.

Hermiona uklękła przy nim, a on bez słowa oparł się o nią, zaczynając niemal niezauważalnie drżeć. 

– Gdzie poszedł Harry?

– A jak myślisz? – odciął się, próbując brzmieć jak zwykle, wskazując niejasnym gestem w kierunku domu. – Zwariował. Mały kretyn. Nie zważając na wszystko, czego was nauczyłem.

– Zawsze dziwnie reaguje na adrenalinę. Myślę, że to Quidditchowe nawyki. A może po prostu chłopięca sprawa. I nie waż się mówić, że to Gryffindor – dodała, uśmiechając się trochę, po czym oparła się o niego nieco mocniej. – Wszystko w porządku?

– … tak naprawdę nie wiem – odpowiedział po chwili. – Pracowałem na tę noc dłużej niż jesteś na świecie, Hermiono. A teraz – nie wiem – zakończył dość gwałtownie. Po chwili wyciągnął z ubrania Czarną Różdżkę i wręczył ją jej. – Na przyszłość… nie używaj jej do Niewybaczalnych.

Tłumiąc dreszcz, wzięła od niego różdżkę i wsunęła za pasek, naciągając na siebie koszulę. 

– Wyobrażam sobie. Dobra. Poczekaj około pół godziny i powinniśmy tu skończyć, o ile nikt nie został poważnie ranny. Potem możemy iść do domu. Brzmi dobrze?

Skinął ze znużeniem głową i spróbował przywołać raczej nieudany uśmiech, po czym przechylił głowę i spojrzał z powrotem na dom. 

– Nadchodzą kłopoty.

Hermiona podniosła wzrok i zobaczyła przemieszczających się chwiejnie w jej kierunku bliźniaków; Fred przytulał swoją najwyraźniej złamaną rękę, twarz George’a była pokryta krwią, ale obaj uśmiechali się maniakalnie. 

– Cześć Hermiono, dzień dobry Madam Pomfrey. Ups, dzień dobry profesorze, nie widziałem pana – powiedział wesoło George. – Emm. Poratujecie?

– Co tym razem zrobiłeś? – zapytała Hermiona, chwytając Freda za nadgarstek i badając jego ramię.

– Naprawdę nie wiem – odpowiedział radośnie. Tam wszystko dzieje się trochę szybko. Ale widzieliśmy, jak mama walczyła! To było niesamowite!

– W naprawdę, naprawdę przerażający sposób – dodał jego bliźniak, krzywiąc się, gdy Poppy zaczęła usuwać krew z jego twarzy. – Serio straszny.

– Czy jest w ogóle sens pytać was, co się tam właściwie dzieje? – zapytał kwaśno Severus, brzmiąc bardziej jak jego zwykła publiczna persona.

– Ma pan na myśli, kto nie żyje i tak dalej? Nie mam pojęcia, sir – odpowiedział George, gdy Hermiona nastawiała rękę Freda. – Ogień zaczyna się rozprzestrzeniać i prawie wszyscy pozostali nadal mają maski. Nie sądzę jednak, aby wielu ludzi zginęło. Wygląda na to, że zadziałało. Och, dzień dobry pani profesor – dodał, gdy przykuśtykała do nich wyraźnie znużona McGonagall.

– Witajcie chłopcy. Hermiono. Poppy. Severusie.

– Wszystko w porządku, Minerwo? – zapytała Poppy, prostując się. – Dobrze, panie Weasley, już wszystko w porządku. Nawet nie myślcie o powrocie tam. Usiądźcie z boku i spróbujcie się zachowywać.

– Nie rób zamieszania, Poppy, nic mi nie jest. Robię się na to za stara, to wszystko.

Severus prychnął cicho. 

– Proszę. Wszyscy wiemy, co zrobiłabyś każdemu, kto odważyłby się to powiedzieć. Jakieś wieści od innych?

Podniosła kilka galeonów. 

– Właśnie je sprawdzałam. Wszystkie główne cele zostały zdobyte. Przeszli teraz do drugorzędnych, ale wieści już się rozchodzą i kilku z nich uciekło. Kiedy rozmawiamy, nasi ludzie nawiązują kontakt z Prorokiem; pierwsze gazety doniosą o śmierci Voldemorta w ciągu trzech godzin – powiedziała zadowolonym tonem.

– Co się dzieje w środku? – zapytała Hermiona.

– Twoi przyjaciele mają się dobrze, Hermiono. Artur robi za niańkę, podczas gdy Molly, Remus i Tonks zajmują się kilkoma ostatnimi. Muszę przyznać, że Malfoyowie dobrze się spisali. Nie byłam pewna, czy tak będzie.

– Lucjusz będzie poruszony – mruknął Severus. – Niech wyniosą ciała. Musimy być pewni, że mamy wszystkich. A świat będzie chciał dowodu, że on naprawdę nie żyje. Ostatnim razem nie mieliśmy trupa.

Hermiona mocno podejrzewała, że ​​sam Severus chciał tego dowodu. Gdyby postępował zgodnie z planem, nie czekałby, żeby zobaczyć czy wszystko zadziałało; to miało sens, że chciałby zobaczyć ciało, aby się upewnić. 

– A propos pana Malfoya, co się dzieje ze Śmierciożercami, którzy się poddali? – zapytała. – Są aresztowani?

– Będą, kiedy do tego dojdziemy. Będziemy musieli znaleźć kogoś na stanowisko tymczasowego ministra, dopóki sprawy nie zostaną uporządkowane. Załatwienie kwestii prawnych zajmie trochę czasu.

– W takim razie pozwól Malfoyom wrócić do domu – zasugerowała. – Pod strażą, jeśli możemy kogoś oddelegować, ale nie sądzę, że będą uciekać. Przegrają, jeśli to zrobią. Nie ma sensu, aby tu zostali, a ci, którzy z nami nie współpracowali nie będą zadowoleni, gdy ich zobaczą. Może wyślij tych, którzy się poddali, czy coś. W ten sposób będziemy mieć mniej do ogarnięcia tutaj.

Severus spojrzał na nią z wdzięcznością; najwyraźniej nie był w nastroju do rozmów i ewidentnie chciał, żeby wszystko się skończyło.

Profesor McGonagall skinęła głową z roztargnieniem. 

– Tak planujemy, nie martw się. Tonks udało się zebrać większość aurorów; gdy tylko ich drużyny wykonają swoje zadania, zostaną nam udostępnione obszary Ministerstwa i będziemy mieli strażników. Około godziny zajmie nam przygotowanie tymczasowych ustaleń; potem wszyscy możemy chwilę odpocząć, zanim zajmiemy się całą resztą.

xxxxxxxxxxxx

Przez następne pół godziny kolejne osoby wyłaniały się z domu. Podczas dokładnego badania ciał, raczej niechętny Lucjusz oraz wycofany i milczący Severus ustalili, że złapali właściwie wszystkich; trzech uciekło, według jasnowłosego Ślizgona nikt szczególnie ważny i nikt, komu uda się zbiec daleko. Bellatrix została zabita przez Narcyzę, zgodnie z planem; jej mąż ostatecznie zginął z rąk pana Weasleya, a jej brat Lupina lub Tonks. Pani Weasley wyeliminowała jednego z bliźniaków Carrow; drugie się poddało. Nikogo więcej nie trzeba było zabijać. Wiele osób miało obrażenia, ale nikt z Zakonu nie zginął, chociaż Fleur została zabrana do Świętego Munga przez dość zmartwionego Billa.

– Twój plan zadziałał idealnie – powiedziała Hermiona półgłosem do Severusa, gdy ostatni z zespołów aurorów zabrał swoich jeńców z powrotem do Ministerstwa. Wzięli także ciała Voldemorta i zmarłych Śmierciożerców.

Kiwnął głową raczej apatycznie, ale wyglądał teraz trochę lepiej niż wcześniej; głównie wydawał się zmęczony i trochę zdystansowany, chociaż nie opuścił jej boku odkąd Lucjusz i jego rodzina wrócili do domu. 

– Na to wygląda.

– Co się teraz stanie?

– Teraz wszyscy sobie poszli. Zaczekaj pięć minut, a zaczną szaleć. Będzie niezła balanga. Z twoimi małymi przyjaciółmi na czele.

Miał całkowitą rację; niecałe pięć minut później George zapytał głośno: 

– To co Harry, lecimy na Grimmauld Place na imprezę?

Hermiona roześmiała się wbrew sobie, wymieniając rozbawione spojrzenia z Severusem, zanim zerknęła na Harry’ego, który uśmiechał się w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie widziała; nagle wyglądał jak dorosły, jak mężczyzna, którym się stawał, a nie chłopiec, którego znała od zawsze.

– Może za chwilę. Ale chcę, żebyśmy wszyscy najpierw poszli gdzie indziej, jeśli nie macie nic przeciwko. Chcę się wybrać do Doliny Godryka; wiem, że jest tam jakiś pomnik, którego nigdy nie widziałem. Chciałbym być tam z wami wszystkimi.

Szybko osiągnięto konsensus i pomysł został uznany za cudowny, ale Hermiona spojrzała na Severusa, pamiętając jak mówił kategorycznie, że nie zamierza tam wrócić. Znowu wpatrywał się w nicość, jak to robił przez większość wieczoru, ale podniósł wzrok, gdy poczuł jej spojrzenie i posłał jej półuśmiech. 

– Nie patrz tak na mnie. Wszystko w porządku.

– Severusie, nie musisz już nic robić, pamiętasz? – przypomniała mu delikatnie. – Harry nie będzie miał nic przeciwko, jeśli zamiast tego pójdziemy do domu, a nikt nie ośmieli się zapytać dlaczego.

– Wiem, ale tak naprawdę nic się nie dzieje – powiedział z namysłem. – Niespecjalnie chcę wracać, ale… w dziwny sposób wydaje się to właściwe. To będzie ostatni element, jeśli to ma sens.

– Pożegnanie?

– Nie określiłbym tego tak sentymentalnie – odpowiedział sucho, uśmiechając się trochę bardziej i relaksując się, w pełni wracając do prawdziwego świata. – Nie dosłownie, ale… w pewnym sensie tak. Nazywają to zamykaniem niedokończonych spraw, czy coś w tym stylu, prawda? Poza tym moje wspomnienia z tego miejsca są lekko przerażające i chciałbym zachować coś bardziej neutralnego. Powinnaś być tam dla Pottera; to dla niego ważne. Jako że wątpię, czy w najbliższym czasie pozwolisz mi się udać gdziekolwiek samemu…

– Jakoś nie słyszę, żebyś narzekał – odparła, uśmiechając się i sięgając po jego dłoń. – Jeśli jesteś pewien, że wszystko w porządku, to dobrze. Chodźmy.

xxxxxxxxxxxxxxxx

Kiedy dotarli, wokół zrujnowanego domu panowała ciekawa atmosfera. Harry był zaskoczony, widząc posąg siebie i swoich rodziców, a Ron i bliźniacy trochę się z nim drażnili, ale potem wszyscy ucichli i obserwowali, jak na niego patrzy. Starsi członkowie Zakonu stali z boku, wyraźnie zagubieni we własnych wspomnieniach, czasami po cichu wskazując na konkretne jego elementy.

Hermiona głównie obserwowała Severusa, który patrzył na pomnik z głową lekko przechyloną na bok i bez wyrazu w oczach. Nadal trzymała go za rękę. Nie czuła w nim żadnego szczególnego napięcia, ale nie była do końca pewna o czym myślał.

Harry podszedł do nich po kilku minutach. 

– Dziękuję, że tu jesteś – powiedział cicho do Severusa. – Wiem, że nie miałeś ochoty, ale… chciałem, żeby wszyscy tu byli. – Spojrzał z powrotem na statuę. – Nigdy nie zdawałem sobie sprawy…

– Ja też nie wiedziałem, że tu jest – odpowiedział cicho Severus. Jego głos był neutralny, ale bez wyczuwalnej krawędzi, która wskazywałaby na oklumencję; naprawdę wyglądało na to, że wszystko w porządku. – Właściwie to całkiem nieźle ich odwzorowali.

– A mnie? – spytał Harry trochę kapryśnie.

– Wszystkie dzieci wyglądają tak samo, Potter. Chociaż bez wątpienia Molly zdecydowanie by się z tym nie zgodziła.

– Co widzą mugole? – zapytał chłopak. – Nie mogłem skupić się na tym, co tutaj było, zanim zmieniło się w pomnik.

– Widziałam kamienny obelisk – odezwała się Hermiona – ale nie widziałam, co to jest.

– Był tu pomnik wojenny upamiętniający miejscowych, którzy zginęli podczas I wojny światowej – powiedział Severus. – Został starannie transmutowany, a następnie zaczarowany, żeby czarodzieje mogli zamiast niego widzieć Potterów. To ma sens. To była ich Wielka Wojna, a to jest nasza.

– A teraz to koniec – powiedział cicho Harry i skinął głową, sięgając rękoma, by objąć ramiona Hermiony i przyciągając ją do siebie.

– Tak. Teraz to koniec.

Harry wrócił do Ginny, a pozostali przy życiu członkowie Zakonu Feniksa przez kilka minut stali w ciszy. W końcu profesor McGonagall wystąpiła do przodu, unosząc różdżkę w powietrze i podświetlając końcówkę; pozostali dołączali do niej jedno po drugim, tworząc luźny krąg wokół pomnika. Wciąż przytulona do boku Severusa, Hermiona uniosła Czarną Różdżkę wraz z różdżką z winorośli. Severus był ostatni, ale w końcu też wolną ręką wyciągnął swoją i uniósł ją, gdy końcówka zabłysła. Stali w milczeniu z rozświetlonymi różdżkami, gdy w oddali zaczęły wybuchać fajerwerki.

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział LVIIIGoniąc Słońce – Rozdział LX >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Dodaj komentarz