Goniąc Słońce – Rozdział XLVI

Goniąc Słońce XLVI

 

Co to jest w człowieku
Co idzie tak źle
Dusić się poczuciem winy
To dla ciebie za dobre
Powiedz słowo, a wyśmieję cię i pogrzebię
I pozostawię tam
Gdzie ty zostawiłeś mnie

– Garbage, 'As Heaven Is Wide’

 

Bardzo powoli Severus wspiął się po schodach na samotne półpiętro, gdzie znajdował się pokój Dumbledore’a. Ponownie otoczył się chłodną ciszą swoich barier Oklumencji i pozwolił, by wszystko zniknęło w oddali, aż nie dosięgała go żadna myśl. Przecież wiedział, że to nadchodzi.

Poppy czekała na niego na zewnątrz; jej oczy były przekrwione. 

– Tak mi przykro, że do tego doszło, Severusie.

– To nie twoja wina. – Podwinął rękaw i pokazał jej czerwone linie, które pojawiły się ponownie, owijając się wokół jego nadgarstków. – Nie wiem po co reszta z nich miałaby wiedzieć, ale to i tak musiałoby się wydarzyć. Wiedziałem o tym, kiedy złożyłem Przysięgę zeszłego lata. 

W końcu brak wyboru nie był dla niego niczym nowym.

– Chcesz, żebym została?

– Nie. 

Wiedział, że nie będzie w stanie tego znieść. Poza tym chciał mieć trochę prywatności podczas ostatniej rozmowy ze starcem. 

– Nie pozwól Hermionie tu przyjść. Nie chcę, żeby tu teraz była. Zostań z nią, proszę. Kazałbym ci spróbować przekonać ją, aby przestała się o mnie martwić, ale podejrzewam, że poszłoby to na marne.

– Nie powiedziałeś jej, że to nadchodzi? Och, Severusie…

– Wiedziała, że ​​jest to prawdopodobne. Martwiłaby się tylko gdybym to potwierdził. Poza tym do dzisiejszego poranka sam nie byłem całkowicie pewien. Zejdź na dół z innymi, proszę. Ty też Fineasie – dodał, nie podnosząc głosu. – Nie pozwolę żebyś mnie teraz obserwował, nie tym razem.

W końcu sam wziął głęboki oddech i pchnął drzwi, przechodząc i zamykając je za sobą, po czym odwrócił się.

 

Wygląda tak… krucho. Severus przyglądał się swemu panu z dziwnym poczuciem obojętności. Jego emocje dotyczące Dumbledore’a zawsze były dość skomplikowane, ale w pewnym stopniu się go bał, pod wieloma względami bardziej niż Voldemorta. W szczególności pamiętał noc, kiedy uklęknął u jego stóp błagając o życie Lily; wówczas Dumbledore budził podziw, był przerażający i potężny i łatwo było zrozumieć, dlaczego nawet Czarny Pan się go obawiał. A teraz… teraz był tylko kolejnym schorowanym starcem.

Jego ciemne oczy beznamiętnie przyglądały się postaci leżącej na łóżku. Twarz Dumbledore’a była wychudła, prawie jak szkielet, a całe jego ciało wydawało się skurczone, boleśnie podkreślając brakującą dłoń i przedramię. Czerń klątwy dotarła teraz do jego twarzy i szyi, podkreślając ziemisty, prawie żółtawy odcień skóry. Severus poczuł krótki przebłysk chorobliwego, wisielczego humoru; wygląda gorzej niż ja kiedykolwiek wyglądałem. Odpychając myśl, rozejrzał się po pokoju i zobaczył Fawkesa siedzącego na parapecie otwartego okna; feniks świergotał bardzo cicho, pojedynczą wyciszoną nutą i pochylił głowę na chwilę w geście powitania.

– Severusie. 

Głos Dumbledore’a był słabym, wątłym szeptem. Choć zapadnięte i matowe, niebieskie oczy wciąż były bystre i świadome, nawet jeśli nie tak przenikliwe jak kiedyś. Widział ból starego czarodzieja i szare białka jego oczu; przysięga czy też nie, to oczywiście nie potrwa długo. 

Starzec zakaszlał. 

– Dziękuję Ci.

– Nie robię tego dla ciebie. – Podszedł do łóżka z pewną niechęcią i spojrzał na swojego pana bez wyrazu. – Dumbledore. 

Sięgnął do kieszeni, wyciągnął małą butelkę i podniósł ją do światła, krytycznie przyglądając się zawartości.

Dumbledore zamrugał powoli. 

– …Trucizna, Severusie? Dlaczego…?

– Ponieważ chcę mieć czas, żeby… się pożegnać – odpowiedział z wymuszonym uśmiechem – i ponieważ użycie Klątwy Zabijającej nie jest proste, nawet dla Śmierciożercy. Trucizna jest równie bezbolesna, nawet jeśli nie tak szybka. 

Lepsza śmierć, niż ta, na którą zasługujesz

– Możesz sam to wypić? – zapytał beznamiętnie. – Nie? W porządku. 

Pomógł starcowi podnieść głowę, trzymając butelkę przy ustach i nie pozwalając jakimkolwiek myślom przebić się do świadomości, gdy patrzył jak Dumbledore pije.

Kiedy butelka była pusta, schował ją do kieszeni i usiadł na skraju łóżka, wpatrując się w swojego pana. Spędził lata marząc o dniu, w którym w końcu skonfrontuje się ze staruszkiem i pozwoli wylać się całemu staremu gniewowi i bólowi, ale teraz kiedy był tutaj, zdawało się, że większość jego wściekłości zniknęła. Konieczność objęcia przywództwa w ciągu ostatnich kilku miesięcy pomogła mu zrozumieć, ile może ono kogoś kosztować. Mógł zobaczyć, jakie szkody potrafiło wyrządzić tyle lat, ale zrozumienie punktu widzenia drugiej osoby nigdy nie powstrzymywało go przed odczuwaniem złości z powodu sposobu, w jaki był wcześniej traktowany. Nie, po prostu nie było sensu się teraz złościć, nie w obliczu tej dość żałosnej postaci chorego i umierającego starca. Nic by to nie zmieniło.

– Jak długo? – spytał słabo Dumbledore, kładąc się na plecach.

– Pięć, dziesięć minut. – Powoli wypuścił powietrze i potrząsnął głową. – Nie powinno było do tego dojść, Dumbledore. Nic z tego nie powinno było się wydarzyć. Byłeś takim głupcem. Z twojej strony wystarczyłoby tak niewiele; najmniejszy gest zdobyłby mnie od samego początku i wszystkiemu można by zapobiec. Nie potrzebowałem wiele. Wystarczyło przyznać, że nie zawsze była to moja wina; wystarczyło, żebyś dał mi szansę, tylko raz. Tylko tyle. Co ja zrobiłem, Dumbledore, poza tym, że zostałem przydzielony do Slytherinu i obrany na cel przez twoich ulubieńców? Nawet kiedy mnie zbeształeś i ukarałeś, widziałem w twoich oczach, że wiedziałeś, że nie jestem winien. Black próbował mnie zabić; wiesz, że to zrobił, bez względu na to co powiedziałeś. Próbował mnie zabić, a ty nie zrobiłeś nic, poza grożeniem mi dopóki nie obiecałem, że nic nie powiem – tak jakby ktokolwiek i tak zechciał mnie wysłuchać. Dlaczego moje życie nigdy nic dla ciebie nie znaczyło?

– Severusie…

– Nie oczekuję odpowiedzi. Zamknij się i pozwól mi mówić. Przynajmniej tyle jesteś mi winien. Widzisz, nie sądzę że znasz odpowiedź. Podobnie jak nie sądzę, by Potter czy Black mogli kiedykolwiek wyjaśnić, dlaczego mnie nienawidzili, albo nauczyciele wytłumaczyć, czemu zawsze odwracali wzrok. Nie zrobiłem nic złego. Miałem zaledwie jedenaście lat i na pewno nie byłem ekspertem od czarnej magii oraz podstępnym małym łobuzem, o którym wszyscy mówią. Nie wtedy. Byłem tylko młodym chłopcem, którego źle traktowano w domu i który nie potrafił łatwo nawiązywać przyjaźni. To wszystko. Reszta przyszła później. Nie pasowałem i to chyba była wymówka, której ludzie potrzebowali.

Spojrzał w dół na Dumbledore’a, który zamknął oczy, ale najwyraźniej nadal słuchał – w każdym razie wciąż oddychał. 

– Nigdy nie rozumiałeś, dlaczego dołączyłem do Śmierciożerców, prawda? Czarnemu Panu wystarczyły tylko dwie rozmowy ze mną, aby dowiedzieć się jak zdobyć moją lojalność, ale ty nigdy tego nie widziałeś. Zaoferował mi miejsce, do którego mogłem przynależeć i obiecał, że będę ceniony, nie oceniany. To wystarczyło. Gdybyś zrobił to samo, byłbym twój, nie jego, bo bez względu na to, co kto o mnie myśli, nigdy nie chciałem służyć złu, a władza i ambicja zawsze lądowały na drugim miejscu. Nikt inny nawet nie udawał, że jestem dla nich ważny, więc poszedłem do niego. To było takie proste, a jednak ty nigdy tego nie dostrzegłeś.

– Severusie…

– Powiedziałem, ani słowa. To nie jest rozmowa i nie interesują mnie twoje usprawiedliwienia. Chcę tylko, żebyś posłuchał, żebyś zrozumiał, zanim w końcu wykitujesz i przestaniesz rujnować ludziom życie. Szkoda, że ​​nie mamy więcej czasu, bo mógłbym powiedzieć bardzo dużo, ale to nie ma znaczenia. Tak naprawdę chciałem ci tylko oznajmić, że zawsze się myliłeś. Gdybym naprawdę był człowiekiem, za którego mnie uważałeś, Dumbledore, mógłbym cię zniszczyć bardzo dawno temu. Widzisz, nie jestem głupi i nigdy nie byłem w stanie ci zaufać, więc upewniłem się, że mam kilka asów w rękawie, których mógłbym użyć aby się chronić, jeśli kiedykolwiek byś się ode mnie odwrócił.

Gdy Dumbledore otworzył oczy, pochylił się bliżej, czując jak na jego usta wpływa bardzo nieprzyjemny uśmiech. 

– Wiem o Aberforthcie, wiem o Arianie i wiem o Gellercie. Wiem wszystko, Dumbledore. Powinieneś być bardzo, bardzo wdzięczny, że nie jestem tą szumowiną za którą mnie uważasz, ponieważ nigdy nikomu nie powiedziałem, chociaż Bóg wie, że przez lata dałeś mi wystarczająco dużo powodów, aby to zrobić. Myślałem o tym za każdym razem, gdy mnie wyśmiewałeś, za każdym razem, gdy traktowałeś mnie protekcjonalnie, za każdym razem, gdy poniewierałeś moje uczucia i jasno dawałeś do zrozumienia, że dla ciebie​​ zawsze będę znaczył mniej niż nic, bez względu na to co zrobię.

Przez chwilę w niebieskich oczach, które niegdyś tak go przerażały widział stary ból i prawdziwy strach, co przyniosło mu ukłucie mrocznej, mściwej przyjemności. Severus długo czekał, żeby to powiedzieć; cieszył się, że dostał szansę, zanim staruszek umarł. 

– Nie wygadałem się nawet Potterowi, po tym, jak złamałeś dane mi słowo i powiedziałeś mu o Lily. Może powinienem był to zrobić, ale o dziwo chłopak nie jest głupi; sam doszedł do wniosku, że jedynym powodem jaki miałeś była chęć zrobienia mi na złość. Nie zwróciłem go przeciwko tobie, Dumbledore; sam to zrobiłeś. Nawet najlepsze pionki dadzą sobą manipulować bez słowa wyjaśnienia tylko przez jakiś czas. Gdyby Lily wciąż była drażliwym tematem, może bym to zrobił, ale tego też chyba nigdy nie rozumiałeś. Od dawna nie była moją motywacją.

– Czemu…

– Nie powiem ci wszystkiego, chociaż zabawne byłoby zobaczyć twoją minę, gdybym to zrobił. To naprawdę nie twoja sprawa. 

I tak chciał trzymać Hermionę z dala od tego wszystkiego, ponieważ wiedział, że nie powinien tego robić. Chociaż uzasadnione, to wciąż było niewłaściwe.

Severus wstał. 

– Wiem, że nigdy nie chciałeś, żebym przeżył, Dumbledore. Kiedy już bym nie był potrzebny, upewniłbyś się, że przepadłem w taki czy inny sposób. Przepraszam, że cię rozczarowałem, ale zamierzam odzyskać swoje życie. Cokolwiek ukrywałeś, jakikolwiek ostateczny przeklęty sekret trzyma dla mnie Minerwa, upewnię się, że przez to przebrnę. Nie pozwolę ci wygrać. Nie jestem tym, za kogo lub za co mnie uważasz i zamierzam udowodnić, że się mylisz. Ponieważ nie sądzę, żebyś był szczególnie dobrym człowiekiem, Dumbledore, niezależnie od tego jak przez cały ten czas kierowałeś Zakonem. I nie, nie zaprzeczam, że dobrze ich poprowadziłeś i osiągnąłeś całkiem sporo, ale zawsze byłem podejrzliwy co do twoich prawdziwych motywów. Ponieważ niezmiennie intrygowała mnie jedna rzecz. Dlaczego, kiedy wiedziałeś, że usłyszałem część przepowiedni, nie próbowałeś powstrzymać mnie przed zdradzeniem jej mojemu panu? Nie zrobiłeś nic, by powstrzymać mnie przed pójściem do niego i temu zapobiec. Również nie przyjmuję, że nie wiedziałeś, iż Pettigrew nie był godny zaufania; jeśli naprawdę chciałbyś zapewnić Potterom bezpieczeństwo, sam stałbyś się ich Strażnikiem Tajemnicy. I nawet nie zaczynaj mi tu o mówić wszystkim, przez co kazałeś przechodzić Potterowi Juniorowi albo o wszystkich momentach, kiedy ignorowałeś to, co ci mówiłem – gdybyś mnie posłuchał, ta druga wojna mogłaby zakończyć się praktycznie tak szybko, jak się zaczęła. Myślę, że chciałeś aby to wszystko się tak się potoczyło. I powinieneś być bardzo wdzięczny, że nie mogę tego udowodnić. W przeciwnym razie po prostu nakarmiłbym cię krwią jednorożca i upewniłbym się, że przeżyjesz, aby za to odpowiedzieć.

Dumbledore ponownie zamknął oczy, ale osłabione ciało starca było napięte, a oddech nierówny. Severus spojrzał na niego chłodno.

– Nie wiem, co jest po drugiej stronie, Dumbledore, ale zrujnowałeś znacznie więcej istnień ludzkich niż ja. Mam nadzieję, że w zaświatach istnieje sprawiedliwość, ponieważ musisz zapłacić za to, co zrobiłeś. Ale to już nie jest mój problem. Skończyliśmy, ty i ja. 

Odwrócił się.

– Czekaj. – Głos starca brzmiał słabiej niż kiedykolwiek; pozostało tylko kilka minut. Severus zatrzymał się, ale nie spojrzał na niego.

– Co?

– …Zostań, do końca. Proszę.

Szczerze zdumiony prośbą, obrócił się, by spojrzeć na swojego pana. Pomyślał o chwilach, w których był bliski śmierci, w szczególności o ostatniej, kiedy torturami doprowadzono go na skraj śmierci. Uratowała go magia Hermiony i zniszczona miedziana bransoletka, którą wciąż nosił na swoim nadgarstku, jako pamiątkę straszliwej samotności i strachu. To uczucie widział teraz w oczach starca. Severus zawahał się jeszcze przez chwilę, po czym wziął wdech.

– Nie.

Odwrócił się i odszedł bez słowa, zamykając za sobą drzwi. Opierając się o ścianę zsunął się, by usiąść na wytartym dywanie w korytarzu. W milczeniu wpatrywał się w przeciwległą ścianę przez kilka minut, które wydawały się wiecznością, aż jego nadgarstki zaczęły boleśnie palić. Spojrzał na nie, by obserwować powoli zanikające czerwone linie.

 

Atmosfera w kuchni była naprawdę okropna. Hermiona zagryzała dolną wargę, starając się nie wiercić; wszechogarniająca cisza doprowadzała ją do szaleństwa. Nikt nic nie mówił ani nie rozglądał się; wszyscy najwyraźniej starali się nie patrzeć na drzwi ani w górę. Pod stołem ściskała dłoń Harry’ego, prawdopodobnie wystarczająco mocno, by sprawić mu ból, ale on trzymał ją równie kurczowo, a jego twarz była blada. Wytężyła siły, by usłyszeć najcichszy dźwięk dochodzący z góry; wydawało się, że minęło bardzo dużo czasu.

Po chwili, która ciągnęła się jak wieczność usłyszeli wołanie Fawkesa, pojedynczą nutę czystego smutku rozpływającą się w oddali. Paznokcie Harry’ego wbiły się w jej dłoń, gdy po obecnych w pokoju przebiegł dziwny dreszcz, ale nadal nikt się nie odezwał. W końcu usłyszeli kroki na schodach. Hermiona z niepokojem wpatrywała się w drzwi, gdy Severus w końcu wszedł do środka.

Jego twarz była całkowicie pozbawiona wyrazu; nie widziała go za tak mocnymi barierami Oklumencji od bardzo dawna. Przez nie jego czarne oczy znów wyglądały na zimne i pozbawione życia, a spojrzenie pozostało odległe, gdy krótko i beznamiętnie zmierzył pokój wzrokiem.

– Severusie – cicho powitała go Minerwa, brzmiąc trochę ochryple. – Czy to…

– Tak. Nie żyje. – Jego głos był równie pusty jak jego oczy, a słowa ucięte i wyzute z emocji. Spojrzał na Hermionę i chłopców krótko, bez widocznego zainteresowania. – Przypuszczam, że wasza trójka będzie chciała tu zostać przez jakiś czas… Oczekuję was z powrotem za kilka godzin. Nadal mamy pracę do wykonania. 

Odwrócił się, nie mówiąc nic więcej.

– Severusie, czekaj – powiedział Lupin, wstając. – Co… musisz powiedzieć nam więcej. Proszę. Czy on…

Severus obdarzył go pogardliwym spojrzeniem, a jego głos stał się o wiele chłodniejszy. 

– Jeśli macie nadzieję, że obdarzył was ostatnimi, znaczącymi słowami mądrości, będziecie rozczarowani, a ja nie zamierzam relacjonować wam powtórki. Zmarł. Szybko. Tak pozbawiony godności jak przy każdej nienaturalnej śmierci. Nie ma nic więcej do dodania.

Ruszył ku wyjściu, a Lupin złapał go za rękaw. Severus błyskawicznie odwrócił się, wykorzystując rozpęd, by włożyć cały swój ciężar w ogłuszający cios w twarz, który powalił drugiego mężczyznę na podłogę. Nagły, szokujący akt przemocy sprawił, że ​​wszyscy zamarli na dłuższą chwilę, nie rozumiejąc co się dzieje. Severus wpatrywał się w Lupina z tym samym pozbawionym emocji, zimnym wyrazem twarzy.

– Jeśli kiedykolwiek mnie dotkniesz, zabiję cię – powiedział bezbarwnym tonem. Miał mord w oczach; Hermiona zawsze myślała, że ​​to tylko przenośnia, dopóki nie zobaczyła w tym momencie twarzy Severusa. Teraz za jego oczami widziała Śmierciożercę i było przerażająco oczywiste, że nie żartował.

– Severusie! Wystarczy! – warknęła Profesor McGonagall, wstając.

– Czyżby? – zapytał z rezerwą, posyłając Lupinowi obojętne spojrzenie, po czym wzruszył ramionami i odwrócił się. W jego postawie nie przejawiał się gniew, jako taki; Hermiona pomyślała, że ​​w pewnym sensie to było jeszcze gorsze. Nigdy wcześniej go takim nie widziała. – Skoro tak mówisz.

Tonks podeszła, aby pomóc Lupinowi usiąść; jego nos mocno krwawił i najwyraźniej był poważnie złamany, a górna warga pękła na zębach. To był na tyle silny cios, że Hermiona nie była zaskoczona, widząc pocięte knykcie Severusa; prawdopodobnie również mocno zranił się w rękę. Tonks spojrzała gniewnie na Severusa. 

– Snape, ty bezduszny draniu. Remus nic nie zrobił.

– Nie – zgodził się Severus. – Nigdy nic nie zrobił – dodał, zwracając swoje beznamiętne spojrzenie z powrotem na Lupina, który spuścił oczy, nie potrafiąc napotkać jego wzroku.

– O czym ty mówisz?

– To naprawdę nie ma znaczenia. – Ponownie rozejrzał się krótko po kuchni i wykrzywił usta. – Czy jest coś jeszcze, z czym nie umiecie poradzić sobie sami?

– Gdzie odleciał Fawkes? – spytał Ron przytłumionym głosem, najwyraźniej próbując wypełnić swoją zwykłą rolę, zmieniając temat i odwracając uwagę obecnych, zanim sprawy wymkną się spod kontroli.

Severus wzruszył ramionami. 

– Tam, gdzie odlatuje feniks pozbawiony pana. 

Odczekał chwilę, by zobaczyć, czy ktoś jeszcze się odezwie, po czym odwrócił się i bez słowa wyszedł z pokoju, pozostawiając za sobą bardzo nieprzyjemną i nieco nerwową ciszę; najwyraźniej nikt inny też wcześniej nie widział go w takim stanie.

Poppy poszła na górę, aby zająć się ciałem Dumbledore’a, a członkowie Zakonu małymi grupkami zaczęli jeden za drugim wchodzić na górę, aby złożyć ostatni hołd. Hermiona została w kuchni, odtwarzając to, co się właśnie wydarzyło i próbując wymyślić, co powinna teraz zrobić; Severus z pewnością nie wyglądał, jakby pragnął towarzystwa, ale również bardzo mocno tłumił wszystko w środku. Wyraźnie zraniło go to bardziej, niż dawał po sobie poznać.

Kiedy profesor McGonagall wróciła, w kuchni była tylko ona, Ron i Harry. Starsza kobieta nie płakała, ale wyglądała na zasmuconą. 

– Czy wasza trójka wróci dziś wieczorem do domu Severusa? – zapytała.

– Ja, zapewne niedługo – odpowiedziała cicho Hermiona. – Myślę, że Harry i Ron powinni na razie zostać. – Chłopcy spojrzeli na nią, a ona próbowała się uśmiechnąć. – Powinieneś być ze swoją rodziną, Ron. I Harry, Ginny będzie cię dzisiaj potrzebować.

– A co z tobą? – zapytał niezręcznie Harry.

Hermiona pomyślała, że to straszne, ale tak naprawdę nie była w żałobie. Z pewnością przedwczesna śmierć Dumbledore’a była smutna, ale nie bardziej tragiczna niż kogokolwiek innego, kto zginął na wojnie. W gruncie rzeczy nie znała go na tyle dobrze, żeby zaangażować się emocjonalnie, a Severus tak bardzo cierpiał z jego powodu. Czy to źle być złym na zmarłych?, zastanawiała się. Nie wiem, jak powinnam się czuć.

– Nie byłam blisko profesora Dumbledore’a tak jak ty. Szczerze mówiąc, wolałabym wrócić do domu. – Mówiła bez zastanowienia, ale kiedy to wypowiedziała, zdała sobie sprawę, że to właśnie wilgotne i przygnębiające Spinner’s End jest teraz domem. – Poza tym – dodała ciszej – Severus nie powinien być sam, nie po tym co się stało. Wątpię, czy będzie pragnął towarzystwa, ale chcę mieć go na oku.

Kiedy był zdenerwowany miał tendencję do robienia sobie krzywdy. Niezupełnie było to samookaleczenie, jak pomyślałaby większość ludzi – nawet jeśli nie było to celowe.

– Co jeśli on…

– Ron, nie. On mnie nie skrzywdzi. Przecież nie potrzebował powodu, aby chcieć uderzyć Lupina, prawda? Wątpię, żeby ze mną porozmawiał, ale nawet jeśli straci nad sobą panowanie, nie zrobi mi krzywdy. Nic mi nie będzie.

– W takim razie Hermiono, powinnaś wziąć to – powiedziała cicho profesor McGonagall, wyciągając szklaną fiolkę wypełnioną wirującym srebrem. – Wspomnienia, które Albus przygotował, żeby pokazać Severusowi, co wasza czwórka jeszcze musi zrobić. Nie wiem co zawierają, ale to ważne.

Skinęła głową i przyjęła butelkę, wkładając ją do kieszeni. 

– W porządku.

– I chcę, żebyś skorzystała z Fiuu i zameldowała się za kilka godzin. Proszę, oszczędź nam nerwów. Nie wierzę, że Severus celowo by cię skrzywdził, ale nigdy wcześniej go takiego nie widziałam. Inni, którzy nie znają całej historii również będą się martwić.

Tłumiąc westchnienie, ponownie skinęła głową i powtórzyła: 

– W porządku.

 

Kiedy chwilę później weszła do domu, zastała Severusa w salonie. Siedział na końcu sofy; pochylił się lekko do przodu, opierając łokcie na kolanach i najwyraźniej był pochłonięty oglądaniem postrzępionej plamy na dywanie. Pozornie nie robił wrażenia, jakby coś było nie tak, lecz jego wzrok wciąż był nienaturalnie daleki i nieobecny, a kiedy weszła, nie podniósł oczu.

Przygryzając wargę, Hermiona przeszła przez pokój i usiadła obok niego, niepewna, co robić. Nigdy wcześniej była świadkiem żadnej z sytuacji, kiedy był poważnie wytrącony z równowagi; zawsze sam radził sobie z takimi epizodami. Tak pewnie wygląda nerwica frontowa*, zadecydowała, studiując ten dziwny wyraz jego oczu; wyglądał on dokładnie jak w opisach nieobecnego spojrzenia, o którym czytała. Najwyraźniej wszystko w końcu zaczynało go przerastać. Wybrał sobie świetny moment na załamanie nerwowe, pomyślała trochę histerycznie. 

– Severusie? – zapytała cicho.

Nawet nie mrugnął. Znów przygryzła wargę, przyglądając mu się uważniej. Gdyby to był ktoś inny założyłaby, że nie zauważył, że ona tam jest. Ale to był Severus. Zawsze wiedział, kiedy był obserwowany i nigdy się nie rozluźniał, nieustannie świadomy swojego otoczenia. Wiedział, że ktoś tam jest, nawet jeśli tego nie pokazywał, a ponieważ nie wyciągnął różdżki ani nie zrobił nic gwałtownego, prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, że to ona. To była uspokajająca myśl, ale nadal wolałaby, żeby rzeczywiście z nią porozmawiał i dał jej znać, że wciąż tam jest.

– Severusie? – powtórzyła z wahaniem, po mniej więcej minucie napiętego słuchania pulsującego w uszach bicia własnego serca. Tym razem spotkała się z reakcją, chociaż małą; ledwo słyszalnie westchnął i nieco bardziej pochylił głowę. Włosy opadły mu do przodu, tworząc zasłonę wokół twarzy. Już miała coś powiedzieć, gdy nagle jakiś instynkt ostrzegł ją by się nie odzywała; milczała więc, zamiast tego ponownie przygryzając wargę i powoli wyciągnęła rękę, by położyć dłoń na jego plecach między łopatkami.

Wydawało się, że minęło bardzo dużo czasu, ale w rzeczywistości upłynęła prawdopodobnie tylko minuta lub dwie, zanim jego ramiona zadrżały pod jej dłonią. Usłyszała jak wziął głęboki, nierówny wdech, który uwiązł mu w gardle i zaczął prawie niezauważalnie dygotać. Gdyby nie słuchała tak czujnie, próbując wychwycić jakikolwiek dźwięk, przegapiłaby ledwie słyszalny, zdławiony, gardłowy odgłos, który wydusił, gdy zaczął płakać.

Najwyraźniej bardzo ciężko walczył, by przestać. Słyszała jak próbuje wstrzymać oddech, przełknąć szloch i czuła napięcie w jego szczupłej sylwetce, gdy w milczeniu zmagał się z bólem. Poczuła jak jej własne oczy wilgotnieją. Bez słowa przysunęła się bliżej, przyciskając się do jego boku. Zignorowała sposób w jaki zesztywniał i próbował się od niej odsunąć odwracając głowę, jakby mógł udawać, że to się nie dzieje. Obejmując go, oparła policzek na jego ramieniu i słuchała w ciszy, jak zaczął się trząść, walcząc, by powstrzymać łzy.

Nigdy nie chcę się dowiedzieć, jak nauczył się wszystko tak mocno tłumić, pomyślała, czując się teraz nieco odcięta i zdystansowana w obliczu jego bólu. Hermiona wielokrotnie widywała Severusa w naprawdę strasznych sytuacjach, ale nawet w środku agonii tak ostrej, że nie był w stanie nawet krzyczeć, nie płakał. Mimowolne łzy mogły napłynąć mu do oczu, ale to nie to samo. Tylko dwa razy widziała go bliskiego łez; raz, kiedy usunął swój Mroczny Znak i przestał być Śmierciożercą i drugi, kiedy powiedziała mu, że go kocha. Nigdy nie widziała go takiego i czuła się absolutnie bezużyteczna, nie mogąc zrobić nic poza przytuleniem go. Na próżno próbowała wymyślić coś, co mogłaby powiedzieć aby pomóc, gdy Severus porzucił beznadziejną walkę i pochylił się, chowając twarz w dłoniach i ustępując pod nasilającym się drżeniem.

 

Hermiona nie miała pojęcia ile czasu minęło, zanim odzyskał nad sobą kontrolę; mogło to być dziesięć minut, ale również dwie godziny. Straszliwe, zdławione szlochy ustały, drżenie zwolniło, aż w końcu ustąpiło, a oddech zdawał się wyrównywać. Ani razu na nią nie spojrzał, ale częściowo się o nią opierał, aż w końcu zmienili pozycję. Teraz Severus leżał dość niezgrabnie na swoim końcu sofy, zwinięty w przykurczony kłębek, który nie mógł być wygodny, z głową spoczywającą na jej kolanach. Hermiona powoli głaskała go po włosach. Musiał czuć się niekomfortowo, ale nie miała serca, żeby zachęcić go do przesunięcia się. Spojrzała w dół;  jego głowa spoczywała na jej udzie, był zarumieniony i rozpalony, policzki miał lekko nabrzmiałe, nos zaczerwieniony, a skóra pod oczami wyglądała na podpuchniętą. Przez cały czas miał zamknięte oczy; rozumiała, że ​​to jedyny sposób, w jaki mógł pozwolić sobie na szukanie u niej pocieszenia. Pozwalał mu udawać, że to się jakoś nie liczy.

Wyglądasz na wyczerpanego, kochanie. Gdy patrzyła na niego, kroiło jej się serce; podejrzewała, że ​​nie spodziewał się, że to wszystko uderzy go tak mocno. Najwyraźniej wciąż czuł coś do swojego pana, a może po prostu dopiero zdawał sobie sprawę, co się stało. Albo prawdopodobnie jedno i drugie. Kontynuowała delikatnie głaskanie jego włosów, ignorując fakt, że wymagały umycia, słuchając przez chwilę urywanego oddechu, zanim znów się uspokoił.

– Muszę skontaktować się z Kwaterą Główną – powiedziała cicho – i dać im znać, że mnie nie zabiłeś.  

Westchnął i przytulił się mocniej, a tył jego głowy dotknął jej biodra; to nie była dokładna odpowiedź, ale zrozumiała aluzję i bez żadnego ruchu przywołała do siebie proszek Fiuu, trzymając go na poręczy sofy i wyciągając różdżkę, by rozpalić ogień ręką, która nie gładziła jego włosów.

– Grimmauld Place dwanaście – zawołała cicho.

– Cześć, Hermiono – odpowiedział głos Harry’ego. – Wszystko okej?

– Tak. Kto tam jest?

– Ja, Ginny, Ron, Remus, Tonks. Profesor McGonagall co chwila wchodzi i wychodzi. Myślę, że wszyscy są w salonie czy gdzieś. Nikt tak naprawdę nie wie, co ze sobą zrobić.

– W porządku. Czy zostaniecie tam dziś wieczorem?

– Tak – odpowiedziała stanowczo Ginny, a Hermiona uśmiechnęła się, gdy z kominka dobiegł śmiech.

– Najwyraźniej tak – odparł nieśmiało Harry.

– Mądrala. Dobrze, w takim razie do zobaczenia jutro.

– Czy Snape tam jest, Hermiono? – spytała Tonks.

–Tak, jest w domu – potwierdziła Hermiona, uśmiechając się lekko, gdy ponownie spojrzała w dół na Severusa. Wciąż nie otworzył oczu, chociaż przesunął się, by sięgnąć przez jej kolana i położyć dłoń na jej drugim udzie, przytulając się bliżej.

– Ale nie razem z tobą?

– Czemu?

– Wszystko w porządku? On nic nie zrobił, prawda?

– Na przykład co? Dał mi szlaban? – zapytała cierpko. – Szczerze, co ludzie myślą, że on nam zrobi? Czy nikt inny nie zauważył, że od sześciu lat nie podniósł na nikogo z nas ręki ani nie zrobił niczego poza groźbami, pomimo wszystkiego, co my zrobiliśmy jemu?

Zobaczyła jak usta Severusa drgają lekko, zdradzając, że słucha i uśmiechnęła się, wracając do głaskania jego włosów.

– Hermiono – powiedział surowo Lupin, nieco ochrypłym, nosowym głosem – nie żartuj, proszę. Czy Severus coś ci zrobił?

– Oczywiście, że nie.

– No a jaki on był, kiedy tam dotarłaś?

Hermiona spojrzała na zielone płomienie z namysłem. 

– Z całym szacunkiem, proszę pana, dlaczego to pana obchodzi? Powiedziałam już, że nic mi nie zrobił. Poza tym nie sądzę, żeby dbał pan o jego nastrój – powiedziała ostrożnie. Zawsze lubiła Lupina, ale odkąd poznała punkt widzenia Severusa, jej sympatia nieco osłabła.

– Słuszna uwaga – zgodził się Ron. – Powiedzieliśmy, że Snape nie traktował nas źle. 

Zapewne podejrzewał, że Severus jest w zasięgu słuchu.

– Hermiono…

Starając się nie śmiać, przywołała swój najbardziej sarkastyczny ton. 

– Co chce pan, żebym powiedziała? Że profesor Snape załamał się i płakał mi w rękaw? – zapytała kwaśno, spoglądając na mężczyznę leżącego na jej kolanach w samą porę, by zobaczyć jak uśmiecha się niepewnie. – Nie uważam, żeby zachowywał się szczególnie dziwnie.  Szczerze mówiąc, jestem zaskoczona, że nie uderzył pana wcześniej; z pewnością nienawidzi pana wystarczająco długo.

– Hermiono! – zaprotestowała Tonks. – Jak możesz tak mówić?

– Nie powiedziałam, że miał rację. 

Bycie Ślizgonem to w sumie całkiem niezła zabawa.

– Tak, cóż, najwyższy czas, żeby ten głupi spór się zakończył, prawda? – powiedziała metamorfomag. Hermiona nie była szczególnie zaskoczona, gdy zdała sobie sprawę, że Lupin najwyraźniej nic jej nie powiedział.

– Nie sądzę, że to możliwe – powiedział smutno Lupin.

– Prawdopodobnie nie – zgodziła się cicho Hermiona, ponownie głaszcząc włosy Severusa. – Nie jestem pewna, czy w takich okolicznościach łatwo przyszłoby mi wybaczenie.

– Hermiono, byłaś w Chacie. On się mylił.

– Tak – zgodziła się spokojnie. – Ale wtedy nie był tego świadomy. Wiedział, że nie zażyłeś swojego Eliksirów Tojadowego i myślał, że Syriusz to niebezpieczny morderca, a ty jesteś z nim w zmowie. Co niby miał zrobić? Popełnił błąd, to wszystko. I nie widziałeś, jak starał się nas chronić po twojej przemianie. W każdym razie, nie mówiłam o tamtej nocy; Profesor Snape nienawidził cię na długo przed tym.

– Co ci powiedział? – spytał Lupin podejrzliwie.

– Nic. To nie on mi powiedział.

– Ja to zrobiłem, Remusie – wtrącił się cicho Harry, brzmiąc na zmęczonego i trochę smutnego; prawdopodobnie nie chciał o tym rozmawiać. Hermiona zanotowała w pamięci, żeby jutro przeprosić przyjaciela. – Opowiedziałem Ronowi i Hermionie, co widziałem w myślodsiewni.

– Och, Harry.

– Wiedziałeś, że mnie to dręczy. Próbowałem porozmawiać o tym z tobą i Syriuszem. Bardziej zabolał mnie fakt, że tak naprawdę ciebie to nie obchodziło.

– Harry…

– Co? Wyśmiałeś to. Powiedziałeś, że nie jesteś z tego dumny, ale żaden z was też nie wyglądał na zawstydzonego. Nie chciałem wiedzieć, że mój tata i ojciec chrzestny byli tacy. To było… złe.

– To był głupi żart, Harry, który trochę wymknął się spod kontroli. To wszystko. Nie ma się czym tak przejmować i nie warto też chować urazy.

Hermiona wpadła w złość. Była zaskoczona, że ​​jej głos wciąż brzmiał tak spokojnie, gdy odpowiedziała cicho:

– To nieprawda, proszę pana. I pan o tym wie. To nie był żart. To była tortura.

– Nie, nie była.

– Tak, była. W mugolskim świecie nazywają to waterboarding. Wlewanie komuś wody do gardła, aż się udławi. Może było to nieco inne, ale koncepcja pozostała ta sama. A obnażenie kogoś wbrew jego woli to napaść na tle seksualnym. 

Poczuła, jak na jej udzie Severus potrząsa głową i położyła opuszki palców na jego ustach. Może to nie była najgorsza forma napaści, przez jaką przeszedł, ale to w żadnym razie jej nie uzasadniało.

– Remusie, o czym wy wszyscy mówicie? – zapytała powoli Tonks. Hermiona czuła się z tego powodu niezbyt dobrze; lubiła Aurorkę i wysłuchiwanie tego nie było fair względem niej, ale miała dość tego, że nikt nie przyznawał, że czyny Huncwotów były złe.

– Powiem ci później. Już teraz będę musiał. – Usłyszała westchnienie Lupina. – Hermiono, przesadzasz. Nie było tak źle, jak myślisz. Przyznaję, że Syriusz i James posunęli się za daleko, ale ja nic nie zrobiłem, a oni po prostu się wygłupiali.

– Powinieneś był ich powstrzymać.

– Nie posłuchaliby.

– W takim razie powinieneś był pójść i powiedzieć któremuś nauczycielowi, co się dzieje, aby ktoś inny mógł to zatrzymać. – Hermiona wpatrywała się w zielone płomienie, czując się trochę dziwnie. – Nigdy nie pozwalałam Harry’emu i Ronowi zrobić czegoś zbyt głupiego. Nawet jeśli później nie odzywali się do mnie przez jakiś czas. Myślałam, że bycie Gryfonem oznacza stawanie w obronie tego, co słuszne.

– Zgadzasz się z tym, Harry? – zapytał sztywno Lupin.

Harry westchnął. 

– Nie wiem. Nie wydaje mi się, żeby to było waszym celem, ale Hermiona ma rację. To była tortura. Nie widzę wielkiej różnicy między tym, co zrobiliście Snape’owi, a tym, co Śmierciożercy robili niektórym Mugolom na Mistrzostwach Świata w Quidditchu. On też nie mógł się bronić i nie zrobił nic, by na to zasłużyć. Syriuszowi i mojemu tacie się nudziło, więc go zaatakowali. Pewnie czasami zdarzało się, że on zaczynał, ale wiem co widziałem. Was było czterech, a on tylko jeden. Wątpię, żeby często wygrywał. Przepraszam Remusie, ale nadal mnie to dręczy i rozumiem, dlaczego profesor Snape wciąż cię nienawidzi. Dorastanie nie mogło być łatwe, kiedy miały miejsce takie rzeczy. Wiem, jak to jest być prześladowanym.

– Nie wiesz co naprawdę się stało, Harry. Owszem, to co widziałeś było złe i nie jestem z tego dumny, ale to był zaledwie jeden incydent pośród wielu.

Hermiona starała się nie zgrzytać zębami. 

– Proszę pana, niech pan nie próbuje mówić, że to profesor Snape zaczął. James i Syriusz od samego początku stanowili drużynę, pan i Peter również. Naprawdę nie wydaje mi się, żeby w pojedynkę zaczął walczyć z silną grupą, taką jak Huncwoci, nie kiedy jego przegrana była oczywista.

– Hermiono – wyszeptał Severus, zbyt cicho, by mógł być słyszany po drugiej stronie ognia. Popatrzyła na niego, a on spojrzał na nią przekrwionymi, zmęczonymi oczami. – Odpuść. To nie ma znaczenia.

– Tak, ma – odszepnęła, a on potrząsnął głową, przytulając się bliżej i ponownie zamykając oczy.

– Nie, nie ma. Już nie. Teraz to nie jest ważne. Nie masz pojęcia ile dla mnie znaczy słyszenie, jak mnie bronisz, ale już mnie nie obchodzi co inni o mnie myślą.

– Ale to nie fair, kochanie… – Uśmiechnął się lekko i nie odpowiedział, przesuwając się ostentacyjnie pod jej ręką, aż znów zaczęła głaskać jego włosy.

Wydawało się, że po drugiej stronie Fiuu toczy się kłótnia. Hermiona podniosła głos. 

– Słuchajcie, przepraszam. Jestem trochę zmęczona tym, że wszyscy ciągle sprawdzają, czy profesor Snape nie skrzywdził nikogo z nas. Naprawdę ciężko pracował, aby nam pomóc, a to co musiał zrobić dzisiaj z pewnością było straszne.

Ron odpowiedział jej, brzmiąc, jakby próbował się nie śmiać. 

– Eee, szczerze mówiąc, Miona, prawdopodobnie będzie lepiej, jeśli po prostu pójdziesz. Profesor McGonagall weszła tuż przed tym, jak powiedziałaś, co widział Harry. Chyba nie miała pojęcia, że stało się coś złego. Yyy, patrzenie na to jest trochę straszne. Do zobaczenia jutro po śniadaniu.

– Ups. W takim razie w porządku.

– A tak przy okazji… Profesor Snape słuchał przez cały ten czas, prawda?

– Oczywiście.

– Tak myślałem. Dobrze, do zobaczenia jutro. Pa.

– Pa.

 

– Ups – powtórzyła Hermiona, gdy płomienie przygasły, nieco rozbawiona i zawstydzona. – Nie chciałam tego zrobić.

– Wy Gryfoni, zawsze sprawiacie kłopoty – mruknął Severus z jej kolan, uśmiechając się lekko.

– Myślę, że dobrze się stało, że rozmawialiśmy przez Fiuu, a nie twarzą w twarz. Bóg jeden wie, co bym wtedy zrobiła.

– Zawsze możemy później wpaść z wizytą. Oddałbym praktycznie wszystko, żeby móc patrzeć, jak przeklinasz Lupina. Wiesz, jesteś cholernie seksowna, kiedy tak się złościsz.

– Nie drażnij się ze mną. Naprawdę mi przykro. Nikt nie zasługuje na odczucie na własnej skórze wściekłości profesor McGonagall.

– On zasługuje. A ja się nie drażniłem. – Severus przeciągnął się tak bardzo, jak tylko mógł w swojej przykurczonej pozycji, po czym znów się rozluźnił. – Ja właśnie usłyszałem Harry’ego Pottera, który mnie bronił, prawda?

– Tak.

– Ha. Jego rodzice i ojciec chrzestny muszą przewracać się w grobach.

– Zachowuj się – zbeształa go delikatnie, odgarniając palcami jego włosy z oczu. Zmieniając ton na poważniejszy, zapytała: – Jak się czujesz?

Odpowiedział niewyraźnym dźwiękiem, który mógł znaczyć właściwie wszystko, po czym westchnął i przesunął się, by delikatnie potrzeć policzkiem o jej udo. 

– Myślę, że wszystko w porządku.

– Było tak źle?

Pytanie wywołało kolejny bezsłowny i raczej mało pomocny pomruk, zanim odpowiedział. 

– Nie, w porównaniu z niektórymi rzeczami, które zrobiłem. Nie przekląłem go, jeśli to cię zastanawia. Dałem mu bezbolesną truciznę i powiedziałem kilka rzeczy, które chciałem aby usłyszał, po czym wyszedłem zostawiając go na śmierć.

– Nie powinni byli cię o to prosić.

– Przysięga, pamiętaj – odpowiedział cicho. – Zawsze wiedziałem, że w końcu prawdopodobnie padnie na mnie.

– Nie byłoby tak, gdyby ktoś inny najpierw dał mu truciznę. Nie rozumiem, dlaczego Poppy przynajmniej nie…

Potrząsnął głową i spróbował wtulić się głębiej w jej kolana, wciąż z zamkniętymi oczami. 

– Nie jest łatwo odebrać życie, nawet jako akt litości. Trucizna jest łatwiejsza niż zaklęcie, ale nadal trudna, zwłaszcza jeśli musisz patrzeć na swoją ofiarę, gdy umiera. Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz zmuszona nauczyć się tej lekcji Hermiono. Życie i śmierć są o wiele bardziej złożone, niż się wydaje. Niewielu członków Zakonu potrafiłoby zabić z zimną krwią bez walki, która rozpaliłaby ich wściekłość i otępiła zmysły, a na pewno żaden z nich nie byłby w stanie zgładzić Albusa Dumbledore’a. To jeden z powodów, dla których potrzebowali mnie.

– Nie rozumiem, jak mogłeś to robić przez te wszystkie lata – powiedziała cicho Hermiona, ponownie gładząc go po włosach.– Nie jesteś zimny ani nieczuły. Czy to naprawdę tylko Oklumencja?

– Nie. Może i nie jestem nieczuły, ale wciąż jest we mnie wystarczająco dużo ciemności, bym mógł zabić i żyć dalej.

— To dobrze, że tam też jest światło, prawda? – powiedziała łagodniej, muskając palcami miękką skórę jego skroni aż do zmarszczek w kąciku oka. – Będziesz musiał się ruszyć, cierpnie mi noga. Idź i weź prysznic. Ja zorganizuję jakiś obiad, a potem pójdziesz spać na kilka godzin. Jesteś wykończony.

– Nie jestem głodny. Chcę tylko spać. Czuję się chory.

– Nie jestem zaskoczona. Tak naprawdę nie jadłeś porządnie od prawie dwóch dni. A może myślałeś, że nie zauważę?

Chrząknął. 

– Muszę wkrótce zobaczyć się z Minerwą… Te wspomnienia…

– Dała mi je. Nawet nie myśl o tym, żeby poprosić o ich zobaczenie lub próbować je zabrać. Dzisiaj odpoczywasz, a z Nagini poradzimy sobie w ciągu najbliższych kilku dni. Wtedy będziemy się martwić co dalej. Nie wszystko naraz. Dzisiaj już dość przeszedłeś. Prysznic, jedzenie, a potem łóżko, Severusie.

– Tak, skarbie.

Z uśmiechem szarpnęła go lekko za włosy w odwecie za sarkazm. 

– Kazałam ci się zachowywać.

Otworzył przekrwione oczy, uniósł nieco głowę i uśmiechnął się do niej drażniąco. 

– Czy będę miał towarzystwo?

Hermiona spojrzała na niego z udawaną kpiną, walcząc z własnym uśmiechem. 

– Przyjdę na górę i poczytam, jeśli chcesz, ale ty, Severusie Snape, idziesz spać.

– Psujesz całą zabawę.

 

*nerwica frontowa- ang. shell shock; z Wikipedii- reakcja niektórych żołnierzy uczestniczących w działaniach I wojny światowej na traumę spowodowaną działaniami wojskowymi (bombardowania, intensywny ostrzał artyleryjski). Objawy obejmują uczucia takie jak bezsilność, bezsenność, uczucie strachu, chęć ucieczki z pola walki, panikę, niezdolność do logicznego myślenia, mówienia czy nawet poruszania się. Obecnie kwalifikowana jako zespół stresu pourazowego.

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział XLVGoniąc Słońce – Rozdział XLVII >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 2 komentarzy

Dodaj komentarz