Goniąc Słońce – Rozdział XXIV

Goniąc Słońce – XXIV

„Ponieważ pamiętam, rozpaczam. Ponieważ pamiętam, moim obowiązkiem jest odrzucić rozpacz. Pamiętam morderców, pamiętam ofiary, nawet, gdy walczę ze sobą, by wymyślić tysiąc i jeden powodów, by mieć nadzieję.”

Elie Wiesel

 

W opinii Severusa luty minął raczej z sukcesem. Jego stan zdrowia trochę się poprawił, Trio pokazywało widoczny postęp w umiejętności troszczenia się o siebie i byli mniej denerwujący, a dziwna i niszcząca nerwy przyjaźń z dziewczyną pogłębiała się i nikt tego nie zauważył. Również wojna trochę przycichła. W ciągu ostatnich sześciu tygodni był ukarany tylko raz i to niezbyt poważnie. Żadnych polowań, żadnych ataków, żadnych napadów.
Wiedział, że długo to nie potrwa, ale i tak był zszokowany, gdy pierwszego marca wszystko poszło do diabła. Dopóki nie było po wszystkim, nie wiedział o tym, że Weasley został otruty. Do Skrzydła Szpitalnego dotarł, gdy było zatłoczone zaintrygowaną i zmartwioną kadrą i obserwującymi śpiącego chłopaka Gryfonami. Nawet Dumbledore tam był, co było niespodziewane, ponieważ ostatnimi czasy staruszek go unikał. Od września nie rozmawiali prywatnie, a publicznie od Bożego Narodzenia. To i tak nie miało znaczenia, ponieważ Severus nie zwracał na to uwagi. Jego uwagę całkowicie pochłonęło łóżko, a konkretnie dziewczyna, która na nim siedziała i ściskała dłoń Weasleya, ze zmartwieniem przyglądając się bladej twarzy chłopaka.

Wyraz jej twarzy wbił się w jego serce jak nóż i nie mógł go zignorować, ponieważ jego koledzy też to widzieli. Tak samo i Potter, co właściwie podkreślało oczywistość sytuacji. Chłopak dziwnie się przechylał na jedną stronę i niepewnie uśmiechał. Sprawa się pogorszyła, gdy pojawiła się panna Brown. I to wcale nie dlatego, że jej pisk powinien spowodować odpadnięcie tynku ze ścian. Jej oczywista zazdrość i niechęć Granger do wycofania się mogły doprowadzić do paskudnej walki. A wtedy, żałośnie zdecydował Severus, chyba będzie się musiał zastrzelić.

Dlaczego inni nauczyciele nie mogli, do diabła, rozmawiać o czymś innym? Najwidoczniej fakt, że jakiś uczeń został otruty był mniej interesujący niż odwieczna saga o nastoletnim smutku i romansie. Przynajmniej jego znana już żałosna osobowość dawała mu wymówkę, by mógł odburknąć coś obrzydliwego i pasującego do sytuacji oraz znaleźć sposobność do wyjścia.

Severus próbował myśleć racjonalnie, ale nie do końca mu się to udało. Był prawie – prawie – pewien, że Granger i Weasley nigdy się nie spotykali i że nic między nimi nie było. Był również przekonany, że nie pasują do siebie, ale… próbowała wzbudzić w chłopaku zazdrość w Boże Narodzenie, prawda? A on próbował wzbudzić zazdrość w niej odkąd spotykał się z panną Brown. Severus nie miał pojęcia o tym, co się tak naprawdę dzieje. Był pewien tylko tego, że oddałby wszystko, żeby ktoś – w szczególności ona – patrzył na niego z taką dużą troską i obawą o jego bezpieczeństwo.

Zachowujesz się głupio, powiedział sobie stanowczo, próbując w to uwierzyć. Wiedział, że się o niego martwiła. Na ramieniu nosił dowód jej troski i widział to w jej oczach za każdym razem, gdy szedł po pomoc do Skrzydła Szpitalnego. Czuł to w każdym jej niepewnym dotyku, gdy próbowała mu pomóc. Tak samo zachowałaby się w stosunku do każdego ze swoich przyjaciół. Jednak logika i rozsądek rzadko wygrywały z zazdrością i zranieniem. Sam o tym doskonale wiedział i nie chciał ponownie przez o przechodzić, bezsilnie obserwując, jak ktoś, na kim mu zależało, zwrócił się do kogoś innego. Zniósł to wystarczająco źle jako napędzany smutkiem i gniewem nastolatek. W wieku trzydziestu siedmiu lat najprawdopodobniej doprowadziłoby to do jego śmierci, choćby miała być ona spowodowana samobójstwem z powodu czystego obrzydzenia do samego siebie.

Kiedy doszedł do momentu, w którym uznał, że to przynajmniej nie jest Potter, stwierdził, że już tego wystarczy i siłą wepchnął swoje uczucia, myśli i emocje za bariery. Tam, gdzie powinny być. Musiał się zająć ważniejszymi sprawami. Przedzierając się przez ciemne korytarze, w końcu doszedł do drzwi i przesunął po nich palcami. Pod jego dotykiem otworzyły się i stanął twarzą w twarz z przerażonym trzeciorocznym Ślizgonem, który akurat miał zamiar wyjść z Pokoju Wspólnego.

– Powiedz Draconowi Malfoyowi, że chcę się z nim widzieć – rzekł krótko.

– Dobrze, profesorze.

Kiedy połowa Domu była tego świadkiem, Draco nie mógł zignorować wezwania. Gdy chłopak się pojawił, Severus złapał go za nadgarstek i obniżył głos.

– Mój gabinet. Teraz. Jeśli odmówisz, zawlokę cię tam siłą i nie obchodzi mnie to, jak to będzie wyglądało. Rusz się.

Draco w końcu się ruszył, ale też nie miał innego wyboru. Severus ledwo się oparł pokusie trzaśnięcia drzwiami od swojego gabinetu, gdy zamykał za nimi drzwi. Obrócił się twarzą do swojego ponuro wyglądającego chrześniaka, z całych sił powstrzymując temperament.

– Powinienem tak cię sprać, że nie mógłbyś przez tydzień usiąść – warknął. – Ty idioto! Coś ty sobie, do cholery myślał?

– Nie wiem, o czym pan mówi, proszę pana.

– Nawet ze mną nie zaczynaj, bo inaczej naprawdę dam ci lanie. Numer z naszyjnikiem był wystarczająco kiepski, a to już była czysta głupota. To ten rodzaj planu, którego bym się spodziewał po najbardziej twardogłowym, skretyniałym Puchonie. Szansa, że ten alkohol trafi do Dumbledore’a była nikła. W zasadzie, znając Slughorna, ona nawet nie istniała! A poza tym, Dyrektor ma wystarczająco dużą wiedzę Alchemiczną, by rozpoznać truciznę! – na całe nieszczęście. Brak wiedzy w tym temacie zdecydowanie by wszystko uprościł.

– Nie wiem, o czym pan mówi – ponuro powtórzył Draco i Severus go uderzył. Chłopak spojrzał na mężczyznę zszokowany. Minęło wiele lat od momentu, w którym ostatnio to zrobił.

– Nie możesz dłużej się zachowywać, jak rozpuszczony bachor, Draco. To jest ważne. Panikujesz i działasz bez myślenia. Co się stanie, jeśli ktoś zostanie zabity przez twoje działania? Wylądujesz w Azkabanie i Czarny Pan nie włamie się tam tylko po ciebie. Twoi rodzice będą próbowali cię ratować i on ich zabije. Nie będę mógł cię chronić. Musisz być ostrożny.

– I tak nie możesz mnie chronić – wymamrotał chłopak i jego maska zaczęła powoli pękać. Dzieciak był przerażony.

Severus potrząsnął głową.

– Kto tak mówi? Do tej pory to robiłem, mimo każdej głupoty, którą zrobiłeś. Złożyłem Wieczystą Przysięgę, by cię chronić, Draco. Ze wszystkich sił próbuję znaleźć wyjście z tej pułapki. Nie możesz sobie pozwolić na panikę. Wciąż jeszcze masz czas.

– To ciebie nie dotyczy.

– Gówno prawda – odparł neutralnie mężczyzna. – Pomijając wszystko inne, informacje o tej porażce zaczynają już wyciekać. To ja będę za ciebie juto lub pojutrze krwawił.

– Nigdy nie prosiłem, żebyś się za mnie głosił na chłopca do bicia.

– Nie musiałeś prosić, Draco. Jestem twoim ojcem chrzestnym. Byłem przy twoich narodzinach i to był jedyny raz, kiedy widziałem, jak twój ojciec płacze. Znam cię całe twoje życie. Czy myślałeś, że porzucę cię teraz, kiedy najbardziej mnie potrzebujesz? – zapytał łagodniejszym tonem. – Powinieneś mnie lepiej znać. Dlaczego zwróciłeś się o pomoc do swojej ciotki, a nie do mnie? Czy ty również uważasz mnie za zdrajcę?

Draco się zawahał.

– Ja… Nie wiem, wujku.

Ten zwrot prawie spowodował uśmiech mężczyzny. Minęły lata odkąd ostatni raz Draco nazwał go wujkiem Severusem. Oczywiście nie byli spokrewnieni, ale to nie miało znaczenia. Malfoyowie byli mu najbliżsi. Ze smutkiem przyjrzał się swojemu chrześniakowi.

– Moja lojalność zawsze była wobec tych, o których się troszczę, Draco, a nie wobec jakiejś wizji przyszłości. Twoi rodzice o tym wiedzą i myślałem, że ty również. Przede wszystkim właśnie dlatego twoja matka do mnie przyszła. Wiedziała, że zrobię wszystko, aby spróbować cię ochronić. Czy wysłuchasz mnie i ostatni raz zaufasz, proszę?

Draco ponownie się zawahał. Teraz wyglądał na słabego. W końcu desperacko potrząsnął głową i opadł na krzesło.

– Słucham. Nic więcej.

Severusowi bardzo ulżyło i usiadł na krześle naprzeciw chłopaka, przyglądając mu się uważnie.

– Nie panikuj, Draco. Wiem, że się boisz i nawet powinieneś, ale być może nie jest tak beznadziejnie, jak myślisz. Obiecuję ci, że zrobię wszystko, co mogę, by znaleźć inny sposób. Znasz mnie całe swoje życie i powinieneś już wiedzieć, że jestem w tym dobry. Zachowywanie się tak gwałtownie nie przyniesie nic poza dodatkowymi problemami, a to spowoduje, że będziesz w większych niż dotychczas tarapatach. Nie możesz sobie pozwolić na to, żeby ktoś odkrył, co się dzieje, a niektórzy już zaczynają coś podejrzewać.

– Potter i spółka – warknął Draco.

– Nie tylko oni. I właśnie to świadczy o twojej oczywistości, Draco. Wiem, że nie powiesz mi nad czym pracujesz i być może nawet nie powinieneś, ale wiem, że te niezdarne próby służą jako zasłona dymna dla twojego planu. Zakładam, że próbujesz znaleźć sposób na to, aby wprowadzić naszych braci do zamku, czyż nie? Skoncentruj się na tym. Obydwaj wiemy, że nie jesteś zdolny do morderstwa.

– Czemu jesteś tego taki pewien?

Ta buńczuczna postawa chłopaka sprawiła, że się uśmiechnął. Nawet jako małe dziecko zachowywał się w ten sposób. Severus spojrzał na niego sucho.

– Ponieważ cię znam. Nie jesteś socjopatą, Draco, a bez jakiegoś mentalnego uszkodzenia lub wcześniejszej traumy nikt nie ma w sobie wystarczająco dużo ciemności, by rzucić to zaklęcie. Trucizny mają swoje zastosowanie, ale jako sposób na morderstwo używane są jedynie przez tych, którzy nie mogą zabić w inny sposób. Nie potrafisz zabić. Jeszcze nie. A jeśli mnie i twoim rodzicom się powiedzie, nigdy nie będziesz umiał tego zrobić.

– Nie mam wyboru – wyszeptał Draco, ponownie wyglądając na wystraszonego.

– Zawsze jest wybór. Tylko musisz wiedzieć, spośród czego możesz wybierać.

– Słowa, słowa. To tylko słowa, wujku. Nie możesz mi pomóc.

– Mogę i pomogę, nawet jeśli miałoby to być otrzymywanie kar za ciebie. Masz czas, Draco. Czarny Pan tak naprawdę nie chce ryzykować utraty lojalności twojego ojca. Lucjusz nadal jest jego jednym z najcenniejszych podwładnych. Będzie zwlekał najdłużej, jak będzie mógł nim podejmie decyzję o zabiciu ciebie, a ty nadal masz co najmniej cztery miesiące. Wiele się może zmienić w tym czasie. Teraz cię proszę, żebyś mi zaufał i nie robił nic pochopnie. Skoncentruj się na swoim planie, nie przyciągaj do siebie uwagi i spróbuj wierzyć. Być może nie jest tak źle, jak myślisz.

– Po czyjej stronie naprawdę jesteś, wujku? – cicho zapytał.

Severus zastanawiał się, co by się stało, gdyby powiedział chłopakowi prawdę.

– W tym momencie po twojej. Są więcej niż dwie strony. Robię, co mogę. Czekaj cierpliwie na swój moment i nie zachowuj się głupio. Tylko o to cię proszę.

Kiedy jego chrześniak wyszedł, Severus pochylił się i schował twarz w dłoniach. Zastanawiał się, ile z tego, co powiedział stanie się kłamstwem. Zrobi, ile będzie mógł, by spróbować ocalić Draco, ale jeśli będzie musiał wybierać, nie widział możliwości, w której wybrałby jego. Jego lojalność była po stronie Pottera i jego przyjaciół, a co za tym idzie, również po stronie Dumbledore’a, mimo że te dwie strony nie były ze sobą do końca kompatybilne. Co się stanie na koniec tego roku szkolnego? Gdyby zrobił to, o co go poproszono i zabił Dumbledore’a… jego umysł wzdrygnął się na myśl o horrorze, jaki po tym nastąpi. Musi być inne wyjście, lecz teraz nie potrafił go dostrzec.

Chryste, potrzebuję drinka. Musiał mu wystarczyć papieros. Ten nałóg też powinien rzucić, ale w takich chwilach nawet bycie trzeźwym było ciężkie.

Hermiona stwierdziła, że po otruciu Rona coś się znowu zmieniło. Zaczęła podejrzewać, że Harry mógł mieć rację w kwestii Draco, ponieważ wyraźnym było, iż Snape się czymś martwi. Wyraźnym dla niej, bo raczej nikt inny tego nie zauważył. Mężczyzna coraz częściej wybuchał i warczał, nawet na nią. Przez cały tydzień stawał się coraz bardziej nieprzyjemny i w końcu całkowicie go poniosło podczas sesji treningowej, gdy wyładował się na Ronie.

Hermiona z szokiem pomieszanym z przerażeniem obserwowała, jak jej przyjaciel przestaje próbować walczyć i po prostu skupia się na obronie. Snape wyglądał na mocno wkurzonego i zupełnie przestał się hamować.

– Musimy to przerwać – niepewnie odezwał się Harry. – Jakiś pomysł? Bo chyba właśnie usłyszałem, jak nos Rona został złamany.

Dziewczyna przygryzła wargę, skinęła głową i skoncentrowała się. To, co zamierzała zrobić było możliwe tylko w Pokoju Życzeń. Ochłodzenie temperatury. Snape tego użył, gdy ich walki zaszły za daleko, ale ona poprosiła o mocniejsze uderzenie zimna. Lód zaczął się formować na ścianach, jej oddech zamienił się w parę, a Harry stłumił okrzyk zaskoczenia.

Źle jej było z tym, co zrobiła, bo wiedziała, że poprzedniej nocy Snape wrócił bardzo późno i ledwo był w stanie chodzić. Miał nawet atak spazmów, co nie miało miejsca już od bardzo dawna. W najlepszym wypadku jego układ krążenia źle pracował. Po takim Wezwaniu chłód będzie dla niego prawdziwą agonią. Syk, który usłyszała był dla niej bolesny. Ale zadziałało. Mężczyzna zatrząsnął się tak mocno, że prawie upadł. Po chwili stanął prosto i jego rysy twarzy się wyostrzyły. Wciąż wyglądał na zezłoszczonego, ale już nie tak bardzo, jak wcześniej. Najprawdopodobniej dlatego, że ciężko było utrzymać wściekły wyraz twarzy, gdy się trzęsło tak bardzo, że aż zęby szczękały.

– Przepraszam, proszę pana. Chyba trochę przesadziłam – ostrożnie powiedziała dziewczyna. – Po prostu myślę, że Ron nie jest jeszcze gotowy na taką walkę.

Usta mężczyzny wykrzywiły się, gdy spojrzał na rudowłosego Gryfona, który zdążył usiąść i rękawem wycierał krew z nosa. Temperatura w pomieszczeniu zaczęła rosnąć, wracając do normy, ale drgawki Snape’a nie zmniejszyły się.

– To z pewnością prawda – w końcu odrzekł zimnym głosem, który miał w sobie jakąś dziwną nutę.

Hermiona wpatrzyła się w niego, zastanawiając się, co się dzieje. Potrząsając głową, mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu. Na jego twarzy zaczęło się pojawiać zmęczenie, gdy tylko jego gniew zaczął maleć.

– Na dzisiaj koniec – powiedział krótko i bez żadnego więcej słowa wyszedł, zostawiając trójkę zaskoczonych nastolatków gapiących się na siebie.

– Co to, do diabła, było? – zapytał Harry.

– Nie mam pojęcia – odparła zmęczona Hermiona, podchodząc do Rona. Uklęknęła przy chłopaku i wyciągnęła różdżkę. – Z tego, co wiem, równie dobrze mógł być pijany. Przez cały tydzień miał dziwny nastrój. Poprzedniej nocy był bardzo poraniony, ale zazwyczaj to tak na niego nie działa. Nie ruszaj się, Ron, to zaboli.

– Okej, a co powiecie na to – cienkim głosem powiedział rudzielec, gdy miał już wyleczony nos. – Hermiona już mnie nie lubi w taki sposób. Ona powiedziała Harry’emu, a Harry mnie. Czy ktoś powiedział o tym Snape’owi?

– Co? – zapytała dziewczyna.

Harry zamrugał.

– W sumie racja.

– Ale co?

– Snape nie ma powodu, żeby czepiać się Rona. A już zwłaszcza wtedy, gdy ja jestem w tym samym pomieszczeniu. Myślę, że… – chłopak potarł ręką kark i się wyszczerzył. Wyglądał, jakby jednocześnie był i zły, i rozbawiony. – Jak dla mnie, to on jest zazdrosny.

– To głupie – pogardliwie odrzekła Gryfonka. – On miałby być zazdrosny. A ty byś to zauważył.

– Okej, niech ci będzie, ale tydzień temu po treningu Quidditcha rozmawiałem z Katie. Czy wiedziałaś, że prawie cały styczeń McLaggen spędził z Filchem? Wszystko za sprawą Snape’a i to bez żadnego konkretnego powodu. Do tej pory nie udało mu się przetrwać lekcji Obrony bez utraty punktów. Wydaje mi się, że Ron też zacznie tracić punkty.

– Daj spokój.

– Poważnie mówię.

– Czy to prawda o Cormacu? – zapytała z wahaniem. Wydawało się, że starszy chłopak zrozumiał aluzję, gdy zaczęła go unikać. Całe szczęście nie widziała go od tygodni.

Harry przytaknął i szeroko się uśmiechnął.

– Tak. Jeśli chcesz możesz zapytać innych siódmorocznych. Są na niego bardzo źli za to, że ostatnio traci tyle punktów. To prawda, że Snape jest draniem, ale McLaggena widzą częściej niż jego i nikt go nie lubi.

– Co mam zrobić? – wprost zapytał Ron. – Nie mam czasu na szlabany… A on naprawdę mocno uderza, jak na chudzielca. Przecież mu wprost nie powiem, że nie umawiam się z Hermioną.

– Nie wiem – Harry powoli przeniósł wzrok na dziewczynę. – Czy jest jakaś szansa, że uda ci się po prostu o tym wspomnieć podczas najbliższej rozmowy?

– Czy ty już całkiem oszalałeś? O czym mielibyśmy rozmawiać, żebym mogła o tym wspomnieć? – zapytała. Rozbawienie na chwilę zdominowało jej niedowierzanie. – Dzień dobry, profesorze Snape, chciałabym porozmawiać z panem o moim ostatnim eseju na temat różnych rodzajów tarcz obronnych, o i przy okazji, nie chodzę z Ronem, więc, czy mógłby pan przestać go tak mocno uderzać?

– Jeśli to wszystko, na co cię stać, wcale się nie dziwię, że Snape zawsze powtarza, iż Gryfoni nie mają za grosz subtelności – odparował Harry, szeroko się uśmiechając.

– Och, zamknij się. Myślę, że nadinterpretujesz. Nigdy nie potrzebował powodu, żeby się na was uwziąć, bo żadnego z was nie lubi. Być może Dumbledore kazał mu zostawić Harry’ego w spokoju i dlatego wyżywa się na Ronie.

– A McLaggen?

– Jest niewiarygodnie denerwujący i kompletnym idiotą. Poza tym, czy nie mówiłeś mi, że prawie zwymiotował na Snape’a podczas Bożego Narodzenia? Ja bym dała mu szlaban już za to.

Choć chciałabym to zobaczyć.

– Niech ci będzie, ale to jednak zbyt duży zbieg okoliczności, prawda? Że niby zupełnym przypadkiem wybiera sobie za cel chłopaków, z którymi w jakiś sposób jesteś złączona?

– Głupoty – stanowczo odparła dziewczyna. – Gdyby to była prawda, ty też byłbyś jego celem, prawda? Podczas naszego czwartego roku wszyscy myśleli, że jesteśmy parą, a Bóg jeden wie, że w twoim przypadku on nie potrzebuje żadnej wymówki. Poza tym, nigdy nie byłam na randce z Ronem i z pewnością cała szkoła wie o nim i o Lavender.

– Niezła próba – spokojnie powiedział Harry. – Pamiętaj, że był w Skrzydle Szpitalnym, a całą sytuację łatwo było źle zrozumieć. Połowa nauczycieli rozpływała się nad twoim zmartwieniem o Rona. Założę się o swoją Błyskawicę, że mam rację i już samo to świadczy, jak bardzo jestem o tym przekonany.

– Nie chcę twojej Błyskawicy – zretorowała dziewczyna. Intensywnie się zastanawiała, czy przez ostatni tydzień Snape zachowywał się inaczej. Jego nastrój się nie liczył, bo taki miał często. Skoro tak rzadko się odzywał, ciężko jej było cokolwiek stwierdzić. – A poza tym, tylko dlatego że w coś wierzysz, Harry, to nie znaczy, że to coś jest prawdą. Dlaczego miałby być zazdrosny o Rona?

– Dzięki – kwaśno odparł wspomniany chłopak, ale gdy dostrzegł jej minę, szeroko się uśmiechnął. – Spokojnie, wiem, co miałaś na myśli. Myślę, że nie jest zazdrosny o mnie, ale raczej o naszą bliskość.

– To nadal nie wyjaśnia, dlaczego nie uwziął się na Harry’ego. Nie sądzę, by czytał Czarownicę, ale musiał słyszeć plotki, skoro nawet Prorok o tym wspominał.

– Daj mu czas – żałośnie powiedział Harry. – Zapewne umieści nas obydwu w Skrzydle, a ty będziesz musiała przychodzić i siedzieć przy nas, a przez to on znienawidzi nas jeszcze bardziej, i cała sytuacja zmieni się w błędne koło.

– Zamknij się, Harry.

Kiedy następnego ranka Hermiona schodziła do lochów, nie miała dobrego nastroju. Nie spała zbyt dobrze i zaczynała mieć już dosyć nastroju Snape’a. Cokolwiek go denerwowało, ona nie była temu winna i Ron nie zasłużył na uderzenie w nos. A przynajmniej teraz nie zasłużył. Wydawało się, że Snape nie zauważył jej niespodziewanego milczenia i nie był nim przejęty, co tylko jeszcze bardziej ją rozzłościło.

Kiedy wrócili do zamku, przerwała ciszę, będąc przekonaną, że popełnia błąd.

– Czy mogę pana o coś zapytać? – cicho spytała i, nie czekając na jego zwykłą, sarkastyczną odpowiedź, kontynuowała: – Dlaczego wczoraj uderzył pan Rona w taki sposób?

Mężczyzna spojrzał na nią obojętnie.

– To była walka. Czego się spodziewałaś?

– Nie spodziewałam się, że złamie mu pan nos, czy że posunie się pan tak daleko. Nie jesteśmy jeszcze tak dobrzy.

– W tym tempie nigdy nie będziecie.

– Nie jestem głupia, proszę pana. Posunął się pan za daleko i chciałabym wiedzieć, dlaczego. Co zrobił Ron, że tak pana rozzłościł?

Snape unikał jej wzroku i wzruszył ramionami.

– Nie byłem świadom, że potrzebuję powodu – dziewczyna skupiła całą swoją uwagę na jego karku i wpatrywała się w niego tak intensywnie, jak tylko mogła, wiedząc, że mężczyzna czuje jej wzrok i że tego nie lubi. W końcu westchnął i odpowiedział: – Nic. Nic nie zrobił. Zadowolona?

– Niesamowicie – sucho odpowiedziała. – Czy to się powtórzy?

Nauczyciel obruszył się lekko, wyraźnie czując się niekomfortowo.

– Nie – nadal na nią nie patrzył, ale sztywno przyznał: – Poniosło mnie.

– Zauważyłam – sucho odparła. Była sfrustrowana. On potrafił słuchać i nie raz się przed nim otworzyła, ale sam tego nigdy nie zrobił. Fakt, trochę zajrzała w jego świat, choćby poprzez jego laboratorium, ale on z nią nie rozmawiał. Poza tym… większą część nocy spędziła na rozważaniu durnej teorii chłopców i ich pomysł stał się bardziej racjonalny. Jednakże nadal nie potrafiła wymyślić, w jaki sposób ma poruszyć ten temat, by nie zginąć bolesną i powolną śmiercią. No chyba że…

Próbowała nadać swojemu głosowi lekki i mniej poirytowany ton, gdy ostrożnie mówiła:

– Cóż, jeśli mógłby pan w przyszłości uniknąć pobicia go w taki sposób, będę wdzięczna. Myślę, że Lavender wolałaby, aby jej chłopak pozostał w jednym kawałku.

Mężczyzna się spiął. Nieznacznie i gdyby go nie obserwowała, nie zauważyłaby jego reakcji. Nauczyciel odwrócił się i prychnął:

– I oczywiście jednym z moich celów życiowych jest szczęście panny Brown.

– Gdy jest szczęśliwa, w Wieży Gryffindoru jest ciszej – odparła Hermiona, skupiając się na mgle, aby ukryć swój szok. To jedno, maleńkie, prawie wzdrygnięcie u niego oznaczało tyle samo, co krzyk u kogoś innego. Jasny gwint!

– Kolejny cel z mojej listy. Coś jeszcze?

– Nie, kiedy ma pan taki humor, proszę pana – odpowiedziała, dostrzegając oznaki gniewu i czegoś, co przypominało zrozumienie. Wyraźnie uświadomił sobie, że zachowywał się jak nierozsądny dupek. Niestety wyglądał również na zmęczonego i zestresowanego. Nie potrafiła być nadal na niego zła, zwłaszcza, że okazało się, iż teoria chłopaków była prawdziwa. – Jest pan świadom, że może pan porozmawiać z kimś i nie dusić wszystkiego w sobie, prawda?

Jego oczy pociemniały gorzkim zrezygnowaniem.

– Nie wie pani, o czym pani mówi.

– Nie, ponieważ nie chce mi pan powiedzieć.

– Bo to nie ma z panią nic wspólnego. Wystarczy, panno Granger – jego ton wyraźnie mówił, że to koniec rozmowy.

Hermiona westchnęła i poddała się. I tak miała wiele do przemyślenia.

– Oczywiście, profesorze.

Po Historii Magii, która była jej pierwszą lekcją, miała długą przerwę, a co za tym idzie dużo czasu na przemyślenia. Miała ochotę chichotać jak typowa nastolatka, co samo w sobie ją bawiło. Mały, skrzeczący głos w jej głowie tryumfalnie krzyczał „On mnie lubi!” I sporo czasu zajęło jej uspokojenie się na tyle, by mogła spokojnie wszystko rozważyć. Nadal nie była całkowicie pewna jego uczuć, ale jej podejrzenia stawały się coraz bardziej prawdopodobne. Zazdrość naprawdę wyjaśniała większość ostatnich dziwnych zachowań Snape’a, na przyjęciu Slughorna poczynając i na złości na Rona kończąc. I nawet chłopcy uważali, że coś jest na rzeczy. Dilys ją zapewniła, że tak jest, ale portret miał w tym swój własny cel.

Nie mogła negować, że cieszy ją myśl o tej możliwości, ale to nie zmniejszało jej zagubienia. Wszystkie wątpliwości dotyczące jej uczuć nadal istniały, a nawet się pogłębiły. Ten mężczyzna naprawdę był zniszczony. I albo się to jakoś wyjaśni albo nie. Jednak teraz pojawiły się dwa nowe pytania: dlaczego? I co dalej?.

„Dlaczego?” był podchwytliwe. Mimo zapewnień przyjaciół, Hermiona nigdy nie uważała się za atrakcyjną dopóki nie włożyła wielu godzin wysiłku w swój wygląd, a wiedziała też, że większość chłopców odstrasza jej inteligencja. Oczywiście dla kogoś takiego, jak Snape to była zaleta, ale wiedziała, że jest molem książkowym. Właściwie, to on też nim jest, upomniała się, delikatnie się uśmiechając. Ale to nadal był argument. Poza tym, od pierwszej lekcji Eliksirów irytowała go. Przynajmniej teraz przez większość czasu byli przyjaciółmi. Mogła z nim porozmawiać i nie raz lepiej jej to szło niż z innymi. Jednak to, co Snape czerpał z ich przyjaźni nadal było dla niej wielką niewiadomą. I nawet nie zamierzała spekulować na temat Lily. Jeszcze nie. Najpierw powinna spróbować zastanowić się nad całą resztą.

A co do tego „Co dalej?”, nie miała absolutnie żadnego pojęcia. Nawet jeśli postanowiłaby zignorować wszystkie jego problemy… Bóg jeden wie, co w tym temacie mają do powiedzenia szkolne zasady. Nie wspominając o czarodziejskim prawie. Tak, była pełnoletnia, ale nikt nigdy nie powiedział jej, co to tak naprawdę oznacza dla czarownicy. Poza tym, Snape był półkrwi, więc być może trzymał się etyki mugolskiej i różnica wieku mogła mu przeszkadzać bardziej niż innym czarodziejom. Nie była w stanie sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby ktoś się o tym dowiedział, nawet tylko na gruncie społecznym. A jeśli dowiedziałby się Voldemort, Snape już byłby trupem. Śmierciożercy nie spojrzeliby z życzliwością na kochankę mugolaczkę, zwłaszcza, gdy byłaby to najlepsza przyjaciółka Harry’ego Pottera.

I nawet gdyby pominęła te problemy, nadal nie miała pojęcia, co dalej. Prędzej piekło zamarznie niż ona się odważy na cokolwiek. Nigdy nie była odważna. I, musiała przyznać ze wstydem, nie wiedziałaby jak to zrobić. To Wiktor wszystko zaczął, a nie ona. A zaproszenie Cormaca polegało na przywitaniu się, słuchaniu jego niekończącej się paplaniny i w odpowiednim momencie wspomnieniu o przyjęciu. W reszcie wyręczyło ją ego chłopaka. Nigdy nie flirtowała z Ronem, co w sumie było dobre, ale również oznaczało, że nie ma najmniejszego pojęcia o tym, jak zasygnalizować swoje zainteresowanie mężczyźnie, który jej się podoba. Rzeczy, o których wspominały inne dziewczyny, czyli śmianie się z dowcipów, zarzucanie włosami czy coś w tym stylu brzmiały dla niej żałośnie i z pewnością nie zaimponowałyby Snape’owi. Jednak to był problem, ponieważ on raczej nie wykona żadnego ruchu. Pomijając kwestie etyczne, był takim pesymistą, że z pewnością nigdy nie uwierzy, że uczucie jest odwzajemnione. Nawet ona nie wierzyła, a nie była ani tak cyniczna, ani nie miała takiej depresji, jak on. Poza tym, wątpiła, by on wiedział coś więcej o tych sprawach, bo był zbyt niecierpliwy na gierki.

Wiedza, że ma choć maleńką szansę była wspaniała i będzie musiała być ostrożniejsza, aby się przy nim nie zachowywać trzpiotowato, ale podchodząc do tematu bardziej realistycznie, nic się między nimi nie może wydarzyć, ponieważ mężczyzna będzie narażony na większe niebezpieczeństwo, a wokół nich rozpęta się piekło. Pomijając wojnę, żadne z nich nie było specjalne towarzyskie. Teraz była jeszcze bardziej zagubiona i bardziej niż on negatywnie nastawiona niż gdy była przekonana, że mężczyzna nie odwzajemnia jej uczucia.

Cierpliwość Severusa skończyła się następnego dnia i wtedy odwiedził gabinet Dumbledore’a, nalegając, by z nim porozmawiał. Jego pracodawca od dłuższego już czasu wyraźnie go unikał. Właściwie to od październikowego wydarzenia z naszyjnikiem i miał już tego dosyć. Jego czarny humor nie polepszył się przez propozycję staruszka, aby wyszli na spacer, ale dzięki temu Fineas i Dilys nie będą mogli podsłuchiwać. Może i nie padał ani śnieg, ani deszcz, ale i tak było lodowato zimno.

– Co robisz z Potterem podczas tych wieczorów, w których zamykacie się we dwóch w gabinecie? – w końcu zapytał, przerywając ciszę. To nie był temat, na który chciał dyskutować, ale nie mógł zaprzeczyć, że chciał znać odpowiedź. Kolejny wieczór przepadł wczoraj, ponieważ Potter był zajęty z Dyrektorem i być może Hermiona by mu w końcu powiedziała, gdyby zapytał, ale nie chciał, żeby zdradziła powierzone jej zaufanie.

– Czemu pytasz? – odparł pytaniem Dumbledore, nie zamierzając odpowiadać. – Chyba nie zamierzasz wlepić mu więcej szlabanów, Severusie? Za chwilę więcej czasu będzie spędzał na szlabanach niż poza nimi.

Gdybym wymyślił inną wymówkę, to bym jej użył, zagrzmiał w duszy Snape. Nie było łatwo spotkać się z uczniem prywatnie, a co dopiero z trójką uczniów. Skoro i tak nie mógł mu tego powiedzieć, użył swojego zwykłego argumentu.

– Znowu zachowuje się, jak swój ojciec – powiedział, mimo że już w to nie wierzył.

– Być może wygląda, jak on, ale zachowaniem przypomina swoją matkę – jasno rzekł Dumbledore, a Severus powstrzymał parsknięcie. Nieprawda. Jest skory do wybaczenia, w przeciwieństwie do swoich rodziców. Na całe szczęście. Choć musiał przyznać, że temperament odziedziczył po matce, a to nie wróżyło dobrze. – Spędzam czas z Harry’m, ponieważ mamy kilka rzeczy do omówienia i muszę mu przekazać informacje, zanim będzie za późno.

– Informacje – wolno powtórzył Severus. Ostateczny plan? Ostatnio się zastanawiał, czy Dumbledore w ogóle go ma. Pozwolić siebie zabić było kiepską strategią. – Ufasz mu… a mnie nie.

Mimo że to ja za to zapłacę.

– Tu nie chodzi o zaufanie. Obydwaj wiemy, że nie pozostało mi zbyt wiele czasu. To ważne, bym udzielił chłopakowi tylu informacji, ile zdołam, by mógł zrobić to, co musi.

Od kiedy Potter jest po prostu „chłopakiem”?, zastanawiał się Severus, na plecach czując zimny, nieprzyjemny dreszcz. Naprawdę nie podobał mu się wydźwięk tego zdania.

– A dlaczego ja nie mogę znać tych informacji? – zapytał jedwabiście nauczyciel Eliksirów.

– Wolę nie mieszać wszystkich swoich sekretów w jednym koszyku, zwłaszcza w takim, który spędza tyle czasu zwisając z ramienia Voldemorta.

Mistrza Eliksirów przeszył gniew.

– Robię to z twojego rozkazu! – warknął. Nigdy mu nie podziękowano, rzadko to zauważano, ale czyż nie byliby skazani na porażkę, gdyby tego nie robił?

– I bardzo dobrze ci to wychodzi – rzekł ojcowskim tonem staruszek, a ręce Severusa zacisnęły się w pięści tak mocno, że wbijał paznokcie w dłonie. – Nie myśl, że umniejszam niebezpieczeństwo, w którym ciągle się znajdujesz, Severusie. – Gówno prawda. Nie masz pojęcia, przez co przechodzę. Nigdy nie chciałeś tego wiedzieć. – Nikomu innemu nie powierzyłbym karmienia Voldemorta informacjami, które tylko z pozoru są cenne. Nikomu, tylko tobie.

To też jest gówno prawda. Nie masz wyboru. Nikt inny nie może tego zrobić, bo gdyby było inaczej, już dawno byś się mnie pozbył w ten, czy w inny sposób.

Teraz już naprawdę zły Severus zagrzmiał:

– A jednak zawierzasz chłopcu, który nie opanował Oklumencji, którego magia ma średnią moc i który ma bezpośrednie połączenie z Czarnym Panem w mózgu!

– Voldemort obawia się tego połączenia. Nie tak dawno temu sam doświadczył tego, co dzielenie umysłu z Harry’m oznacza dla niego. To był ból, którego nigdy wcześniej nie doświadczył. Jestem pewien, że nie będzie próbował ponownie opanować Harry’ego. Nie w ten sposób.

Cóż, dobre i tyle… Miał koszmary o tym, co się wydarzy, jeśli Czarny Pan się dowie, że uczy Pottera samoobrony.

– Nie rozumiem.

– Dusza Lorda Voldemorta, choć tak bardzo zniszczona, nie może znieść kontaktu z duszą Harry’ego. Jest jak język na zamarzniętej stali, jak mięso w płomieniach…

– Dusze? – wtrącił się Severus, zastanawiając się, czy starcowi już kompletnie odbiło. – Mówiliśmy o umysłach! – A to nie to samo. Severus nie wierzył w to, że można posiąść czyjąś duszę. Przekupić, zniszczyć, tak, ale nie posiąść.

– W przypadku Harry’ego i Lorda Voldemorta mowa o tym samym.

Mężczyzna pustym wzrokiem wpatrywał się w swojego pracodawcę. Nie miał zielonego pojęcia, o czym Dumbledore mówił, ale, mówiąc szczerze, to i tak nie brzmiało sensownie. Nie mówcie, że oszalał tak, jak Czarny Pan…

Dumbledore rozejrzał się dookoła, upewniając się, że nadal są sami na skraju lasu.

– Kiedy już mnie zabijesz, Severusie…

Porzucisz mnie na pastwę czystej nienawiści ze strony wszystkich, których znam. Zakładając, że moja dusza przetrwa i pozostanę przy zdrowych zmysłach. Trzęsąc się z furii, mężczyzna zmusił się, by przez zaciśnięte zęby powiedzieć:

– Odmawiasz powiedzenia mi wszystkiego, a oczekujesz tej małej przysługi ode mnie! Zbyt wiele bierzesz za pewnik, Dumbledore! – Zawsze tak było. – Być może zmieniłem zdanie! – puste słowa. Nie miał wyboru i obydwaj o tym wiedzieli, ale był już tak kurewsko zmęczony tym wszystkim.

– Dałeś mi słowo, Severusie. – A jednak nie ufasz mojemu słowu, starcze. Widzę strach w twoich oczach. Nawet teraz nie wierzysz, że jestem po twojej stronie i nic nigdy nie sprawi, że zmienisz zdanie. Dla ciebie zawsze będę tylko Śmierciożercą.

– A mówiąc o przysługach, które jesteś mi winien, zdaje się, że miałeś mieć oko na naszego młodego, ślizgońskiego przyjaciela.

Temperament już kompletnie go poniósł.

– Nie jest twoim przyjacielem i nie jestem ci nic winien, Dumbledore! Co takiego mi dałeś, że mam ci się odwdzięczyć? To nie moja wina, że tak wielu członków mojego Domu cię nienawidzi! Już w lato ci mówiłem, że Draco nie będzie mnie słuchał. I to samo powtórzyłem w październiku. Nie wierzy w to, że go ochronię i dlaczego powinien? Co mam zrobić? Miotam się w ciemności, idąc po ostrzu noża bez żadnych faktów, nie znając prawdy. Po tym, jak cię zabiję? W porządku! Powiedz mi, co się wtedy stanie? Zakon uzna mnie za zdrajcę i mordercę. Stanę na czele szkoły pełnych złości czarownic i czarodziejów, którzy mnie nienawidzą. Jeśli nie zdołam ich poskromić, zostanę zabity. A tymczasem powierzasz tajne informacje nastoletniemu chłopakowi, który ma prawie tyle samo psychicznych problemów, co ja i Bóg raczy wiedzieć, jak bardzo są one poważne. Jesteś głupcem, jeśli uważasz, że poza próbą zabicia mnie dzieciak zrobi coś innego po twojej śmierci. Więc powiedz mi, Dumbledore, co się wydarzy?

Oczy starszego czarodzieja przybrały kolor lodowatego płomienia.

– Byłbyś martwy, gdyby nie ja, Severusie.

– I dzięki temu świat byłby lepszy. Zrozumiałem to, gdy miałem szesnaście lat. Nie martw się, Dumbledore, doskonale wiem, ile moje życie dla ciebie znaczy.

Zagniewany czy nie, Dyrektor nie był w stanie spojrzeć mu w oczy. Trzęsąc się ze złości, Severus odwrócił wzrok. W gardle miał ogromną gulę, a głowę rozsadzało mu ciśnienie.

– W porządku – w końcu stwierdził zimnym, zdystansowanym tonem głosu, pozwalając chłodnej ciemności swoich tarcz Oklumencji pochłonąć, buzujących w jego głowie ogień. – Miej swoje sekrety. Pomimo tego, Zakon nadal będzie za tobą ślepo podążał. Nie wiem, co chcesz przez to osiągnąć, ale przecież to dla mnie nic nowego, prawda? Jak zauważyłeś, dałem ci słowo i zdania nie zmienię – Chyba że stanie się cud i znajdę inne rozwiązanie.

– Nie masz wyboru – zimno odrzekł Dumbledore. – Wieczysta Przysięga ci nie pozwoli.

Severus splunął na zimną podłogę pod nogi swojego pracodawcy. Mógł zrobić albo to, albo uderzyć starszego czarodzieja. To, że musisz polegać na Ślizgonie naprawdę musi cię wkurzać, staruszku. Nie jestem Gryfonem, więc nie można mi ufać. Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że jesteś tak samo pełen uprzedzeń, jak mój drugi pan? Czy kiedykolwiek się zastanowiłeś, ile mnie to kosztuje? Czy może po prostu jesteś takim ignorantem, za jakiego cię mam i nigdy nie przyszło ci do głowy, że też mam uczucia?

– Tak – odparł już zmęczony, nic więcej nie komentując. Jego gniew zelżał. – Nie pozwoli.

Cholera, potrzebuję czegoś więcej, sam nie dam rady. Obrócił się bez żadnego słowa i ruszył przez śnieg w stronę wejścia do lochów. Był przygarbiony, jakby wszystko to, o czym starał się nie myśleć, spoczywało na jego barkach.

Ze wszystkich słów, które istniały w języku angielskim, bezsenność należała do tych, które Severus nienawidził, ponieważ rzadko ci, którzy go używali, znali jego prawdziwe znaczenie. Ludzie żartowali sobie z tego, ponieważ uważali, iż jedna nieprzespana noc czyni ich insomniakami*. Głupi nastolatkowie popisywali się, mówiąc innym, że cierpią na bezsenność, podczas gdy tak naprawdę celowo nie spali, bo uważali, że w jakiś sposób bycie przemęczonym było super. Czasami tak robili, ponieważ to dawało im powód, by być małymi, humorzastymi bachorami. A w rzeczywistości to choroba. Najbardziej na świecie chciał zasnąć, ale nie mógł.

Leżał na plecach na łóżku, wpatrując się w sufit. Pomieszczenie było oświetlone jedynie tym dziwnym odcieniem światła, tak charakterystycznym dla lochów. Oczy go swędziały i piekły z przemęczenia. Czuł, że jego ciało jest bardzo ciężkie, a zmęczenie przygniatało go boleśnie, niemal fizycznie. Stwierdził, że kłótnia z Dumbledore’em była błędem i w ogóle nie powinien był zaczynać tej rozmowy. Wiedział, jak się skończy. Przecież był świadom tego, że Dumbledore mu nie ufa i uważa go za śmiecia. Nie potrzebował kolejnego werbalnego potwierdzenia.

Wolno mrugając, mężczyzna westchnął. Miał za swoje. Nigdy się nie nauczy, że niektóre rzeczy należy zostawić w spokoju. To było jak rozdrapywanie ran. Co dobrego przyniesie mu ponowne starcie z rzeczywistością? Powinien o tym nie myśleć.

Przeklęty Dumbledore. Czy naprawdę nie przeżyłby, gdyby dał mu coś, cokolwiek, czego mógłby się trzymać? Severus nie potrzebował nawet nadziei. Już dawno temu pogodził się ze swoją nieuniknioną śmiercią. Po prostu nie chciał, żeby wszyscy uważali go za zdrajcę. Wystarczyłaby jedna osoba po jego stronie, ale, odkąd pamiętał, nikogo takiego nie było.

Po raz kolejny wrócił myślami do tej dziwnej nocy w laboratorium z Hermioną sprzed tygodnia. To był pierwszy od bardzo dawna moment, w którym myślał o swoich rodzicach…

Eileen Snape była zdystansowaną, smutną kobietą. Nawet w swoich najstarszych wspomnieniach nie widział jej uśmiechniętej bez cienia żalu. Było w niej coś wiecznie zmęczonego i niemającego nadziei. Z pewnością też nigdy nie postrzegała swojego syna jako błogosławieństwa. Nigdy mu nie powiedziała, że go kocha i nigdy nie była w stanie go ochronić. Nie pamiętał, by kiedykolwiek próbowała, ale już jako mały chłopiec wiedział, że to wynika raczej z braku możliwości niż z braku chęci.

Większość umiejętności wyniesionych z dzieciństwa posiadł dzięki niej, ale takie prowadzili życie. Jego czarnomagiczne umiejętności również pochodziły z lat wczesnej młodości. Uczył się czytać używając starej i raczej mrocznej księgi zaklęć i przez lata jedynymi książkami, do których miał dostęp były te ciemne, które matka odziedziczyła po swojej rodzinie. Po prostu nie mogli sobie pozwolić na nic innego. Gdy inne dzieci czytały bajki i rymowanki, on się uczył o klątwach i przeciwzaklęciach. Bardzo wcześnie nauczył się czytać i pisać. Potrzebował sarkazmu i inteligencji, by zwalczyć swoje braki w wychowaniu. Przez długi czas nie używał magii, mimo że wiedział, iż ją ma od momentu, w którym nauczył się chodzić, jeszcze zanim umiał mówić. Nawet wtedy jakaś część mężczyzny wiedziała, że lepiej się tym nie chwalić.

Jego wychowanie było mieszaniną mugolskich i czarodziejskich metod, większą niż w przypadku innych półkrwistych czarodziejów. Gdy w pobliżu był jego ojciec, żyli jak mugole, ponieważ tylko wtedy, kiedy był nieobecny Eileen mogła uczyć swojego syna o magii. W tamtym czasie tego nie doceniał, ale patrząc z perspektywy czasu, Severus widział korzyści takiego dzieciństwa. Nauczył się sztuki przetrwania w obydwu światach i jak się sprawnie w nich i między nimi poruszać, i był w tym lepszy niż ci, którzy kiedykolwiek tego próbowali.

Zauważył, że sztuka przetrwania była główną lekcją, której udzielił mu ojciec. Prawie wszystkie wspomnienia o Tobiaszu Snape’ie przedstawiały zdesperowanego, złego mężczyznę, który walczył przeciwko wszystkiemu. Snape’owie byli biedną rodziną. Rodzina ojca nigdy nie należała do bogatych, ale przez jakiś czas nieźle sobie radzili i jego wczesne wspomnienia nie są przepełnione ciemnością. Już wtedy Snape Senior miał problem z alkoholem i był raczej agresywny pod wpływem procentów, ale to się rzadko zdarzało.

I wtedy zamknięto i młyn, i fabrykę.

Severus się nieznacznie uśmiechnął i potrząsnął głową. Tylko kilku mugoli mogło zrozumieć, jak taka mała rzecz mogła mieć tak ogromny wpływ na wszystko. Cała ich okolica została zniszczona. Prawie wszyscy tam pracowali i nagle zostali bezrobotni. Nie mogli sobie pozwolić na dojeżdżanie do pracy, a w tamtych czasach tylko najbogatsi mieli samochody. Praktycznie w przeciągu jednej nocy ich okolica z niskiego, ale akceptowalnego stanu zmieniła się w biedotę.

To załamało jego ojca. Nagle Tobiasz odniósł porażkę zarówno na polu zawodowym, jak i jako głowa rodziny. Gdyby był mniej dumnym człowiekiem, pozwoliłby, aby magia żony ich wspomagała, ale… wtedy rodzili się dumni ludzie. Tobiasz nigdy nie czuł się dobrze z tym, że poślubił czarownicę i bardzo szybko stał się zgorzkniały. Swoje frustracje i złość wyładowywał na Eileen, ponieważ nie miał innego celu. Severus pamiętał, że przyglądał się scenom brutalności z pełną zrezygnowania akceptacją i później z tym samym uczuciem zaakceptował to, że on również stał się ofiarą przemocy. Nie mógł nic zrobić, by to powstrzymać i już jako mały chłopiec dowiedział się, że ani płacz, ani błagania nic nie zdziałają. I to była kolejna lekcja, której nauczyła go matka.

A co do tego, dlaczego nie użyła magii, by ochronić siebie i syna… lata zajęło mu domyślenie się tego. Wtedy ją za to nienawidził. Przez nią obydwoje byli bezbronni. Nie pomogła mu. Nie ratowała go tak, jak matka powinna to robić. Teraz wiedział, że nie była wystarczająco silna i podejrzewał, że również nie była dobrze traktowana, gdy była dzieckiem. Ona po prostu nie miała siły i ducha walki, by się przeciwstawić mężczyźnie, którego kiedyś być może kochała.

Przypuszczał, że ludzie byliby bardzo mocno i niemiło zaskoczeni, gdyby opowiedział im o swoim dzieciństwie, ale w tamtym miejscu i czasie, to było normalne. Nie był jedynym dzieckiem, nad którym się znęcano i którego matka była ofiarą przemocy domowej w tamtej okolicy. To nie było dobre, ale tak się zdarzało i albo nauczyłeś się przetrwać, albo pozwoliłeś, żeby cię to złamało. Jeśli za coś miałby być wdzięczny, to tylko za to, że nie stał się taki sam, jak jego ojciec. Wiedział, że potrafił być draniem, ale nigdy nie był tak okropny. Przyglądanie się przemocy domowej było normalne, tak samo, jak bycie jej ofiarą, ale nigdy nie czuł chęci, by postępować tak samo. Nigdy nie znęcał się nad słabszymi od siebie, chyba że na bezpośredni rozkaz Voldemorta. Nie był też agresywnym pijakiem. Alkohol sprawiał, że bardziej się w sobie zamykał.

Nigdy go nie ciągnęło do gwałtu i jednym z największych kłamstw, które powiedział Czarnemu Panu było to, że jest impotentem. Lepsze było znoszenie docinek i kpin niż bycie zmuszonym do zgwałcenia jakiegoś mężczyzny czy kobiety, nawet jeśli czasami musiał zająć miejsce ofiary. Severus nie wiedział, dlaczego nigdy nie patrzył na gwałt, jak na coś normalnego, ale pamiętał, gdy po raz pierwszy jego ojciec zaatakował jego matkę. Nie mógł mieć więcej niż trzy czy cztery lata. Był zdecydowanie za młody, by zrozumieć to, co widział, ale i tak był przepełniony uczuciem, że to coś bardzo, bardzo złego, że jego ojciec deprawował coś, co powinno być dobre. Nie był w stanie powiedzieć, skąd mu to przyszło do głowy, ale teraz był za to wdzięczny. Może i jest potworem, ale posiada granicę, której nie potrafił przekroczyć.

Severus beznamiętnie pomyślał o swoich rodzicach jako o parze i potrząsnął głową. Nie wiedział dlaczego w ogóle się pobrali. Jeszcze przed ślubem Tobiasz wiedział, że Eileen jest czarownicą i dopiero kilka lat po zawarciu związku małżeńskiego zaszła w ciążę, więc ich małżeństwo było dla mężczyzny zagadką. Biorąc pod uwagę podejście jego ojca do magii, nie mógł zrozumieć, jak kiedykolwiek mogli być w sobie zakochani, a odkąd sięgał pamięcią nawet się za bardzo nie lubili. Od nich nie nauczył się niczego na temat normalnych relacji i interakcji międzyludzkich.

A potem, kiedy miał szesnaście lat, obydwoje umarli. Nie lubił myśleć o tamtym czasie. Wrócił do domu na wakacje ze świadomością, że stracił Lily, która nigdy mu nie wybaczy, choćby nie wiadomo, jak bardzo by się starał, ponieważ tym razem nie chciała mu wybaczyć. Gdy wszedł do domu, powitała go zimna cisza. Przez chwilę poczuł strach. Następnie doszła go woń rozkładającego się ciała i kiedy wszedł do frontowego pokoju, znalazł ich martwych. Na przestrzeni kilku tygodni rozpadło się jego życie.

Mugolskie służby delikatnie mu wytłumaczyły, że był wyciek gazu i tlenek węgla ich zabił. Zbyt otępiały, by cokolwiek z tym zrobić, zaakceptował to wytłumaczenie. Dopiero kilka lat później odgadł prawdę. Był wyciek gazy, ale nie przypadkowy. Nie miał dowodów, ale był pewien, że jego matka celowo zatruła siebie i męża w taki sposób, żeby ich syn nie był w to zamieszany, ponieważ nie było go wtedy w domu. Odkąd skończył naście lat podejrzewał, że matka planuje popełnić samobójstwo, gdy tylko on będzie w takim wieku, że już nie będzie jej potrzebował. Niespodzianką było to, że miała wystarczająco dużo odwagi, by zabrać ze sobą Tobiasza. Gdyby tego nie zrobiła, Severus by tego dokonał. Fakt, że rozumiał, dlaczego ojciec był taki, a nie inny, nie sprawił, że mniej go nienawidził, czy że mu wybaczy.

Nikomu o tym nie powiedział. Jaki byłby tego cel? Nie miał zamiaru chować się za swoim dysfunkcyjnym dzieciństwem i tym tłumaczyć swoje zachowanie. Wielu ludzi miało okropne dzieciństwo, to nie była żadna wymówka. Gdyby jego okres dorastania wyglądałby inaczej, nie nauczyłby się sztuki przetrwania. Zapewne byłby teraz martwy i choć czasami uważał, że tak byłoby lepiej, to jednak nadal był potrzebny. Nie na długo, ale te życiowe lekcje umożliwiły mu rozegranie swojej partii do końca.

Teraz to nie miało znaczenia, więc ponownie schował swoje wspomnienia za barierą i wpatrzył się w sufit. Nie, rodzina nigdy go nie wspierała. Stanowczo postanowił, że nie będzie dzisiaj myślał o Lily. Już wystarczająco źle się czuł. Szkoła… cóż, Dumbledore wspierał go teraz tak samo, jak w przeszłości i to było piękne podsumowanie tej sytuacji. Poppy Pomfrey starała się, jak mogła i doceniał to, ale nie tego potrzebował. Dilys i Fineas byli jego najbliższymi sprzymierzeńcami, ale obydwoje byli od dawna martwi. Niemniej jednak wiedzieli o wszystkim i byli po jego stronie. Chciał mieć kogoś żywego po swojej stronie.

Oczywiście była Hermiona, mimo że robił wszystko, byle by tylko o niej nie myśleć, bo to powodowało ból głowy. Poza tym, ona nie znała całej historii. Nie wiedział, ile zostało jej powiedziane, ale był pewien, że nie miała pojęcia ani o tym, co zrobił, ani o tym, co najprawdopodobniej będzie musiał zrobić. I to, przyznał, było powodem jego przerażenia. Nie chciał, żeby patrzyła na niego, jakby był potworem. I co się stanie, kiedy Dumbledore będzie martwy? Potter i Weasley pobiegną do Zakonu i miał nadzieję, że ona będzie na tyle rozsądna, by unikać Hogwartu za wszelką cenę i pójdzie z nimi. Jednak nie mógł całkowicie wykluczyć tego, że będzie chciała wrócić, by dokończyć edukację lub się na nim zemścić. A jeśli to zrobi… miał koszmary o tym, co w tej sytuacji będzie zmuszony jej zrobić.

Kusiło go, by powiedzieć jej, co się naprawdę dzieje, choćby po to, żeby ktoś był po jego stronie, ale to nie było w porządku wobec niej. Co dobrego by to dało? Nie pomogłaby mu się z tego wydostać. Obciążanie jej dodatkowymi problemami tylko po to, żeby poczuł się lepiej, było samolubne i nic by nie zmieniło. Biorąc wszystko pod uwagę, dobrze, że najprawdopodobniej nie będzie żył wystarczająco długo.

Wystarczy tego smucenia się, przykazał sobie, koncentrując się na chłodnej ciszy swojego mentalnego oceanu. Myśli uspokoiły się i rozproszyły, a umysł ponownie był pusty. To nie był spokój, ale tylko tyle mógł osiągnąć.

Ranek zastał go leżącego w tej samej pozycji: na plecach, ze wzrokiem wbitym w sufit. Nie wiedział, czy spał, czy nie, ale najpewniej nie. To nie miało znaczenia. Był zmęczony, ale ogrom tego zmęczenia nie był istotny. Czas wstawać, odetchnąć świeżym powietrzem, zmierzyć się z nowym dniem i udawać, że nic się nie stało.
——————–

*insomniak – brzmi zdecydowanie lepiej niż „osoba cierpiąca na bezsenność”. Takie też słowo znajduje się w języku polskim.

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział XXIIIGoniąc Słońce – Rozdział XXV >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 10 komentarzy

Dodaj komentarz