Goniąc Słońce – Rozdział IX

Goniąc Słońce – IX

„Niektóre rzeczy są zbyt gorące by je dotknąć
Ludzki umysł może znieść tylko tyle
Nie możesz wygrać, nie mając szczęścia”

Bob Dylan „Things have changed”

 

W kwietniu świat zaczął kręcić się do tyłu – a przynajmniej takie odnosiło się wrażenie. Severusa nie było wieczorem w zamku. Miało miejsce spotkanie Śmierciożerców, a po nim mężczyzna udał się do domu, by zobaczyć, czy wciąż ma gdzie wrócić i by napić się drinka – lub kilku – przed swoim tanim telewizorem, tylko po to by uciec od czarodziejskiego świata i swoich problemów. Do Hogwartu wrócił tylko w połowie pijany. Czuł się spokojny, a jego myśli, choć wyciszone i dalekie, były wyraźne.

Za bramą czekała na niego Hermiona Granger. Nie była ukryta pod peleryną Pottera i spojrzał na dziewczynę morderczo, gdy jego odrętwienie zaczęło znikać. Już miał zapytać, co ona sobie do cholery myśli, lecz zawahał się. Zmarszczył brwi i zauważył jej wyraz twarzy; jeżeli się nie mylił, płakała.

– Lepiej, żeby miała pani dobry powód, panno Granger – powiedział cicho, opierając się o wrota.

Dziewczyna spojrzała na niego pustym wzrokiem i po chwili odpowiedziała:

– Profesor Umbridge jest dyrektorką.

Severus spojrzał na nią, próbując zrozumieć jej słowa. Był pewien, że nie wypił aż tyle; tylko kilka kufli swojego piwa, które choć było dosyć mocne, nie miało aż tylu woltów. I co prawda to był początek kwietnia, ale pierwszy był kilka dni temu i wątpił, by czarodzieje wiedzieli cokolwiek o Prima Aprilis.

– Gdzie jest profesor Dumbledore? – zapytał po dłuższej przerwie i wolno zamrugał.

– Nie wiem, proszę pana.

Jeszcze jakiś czas wpatrywał się w dziewczynę, a potem westchnął i wyciągnąwszy różdżkę, wyczarował dwa krzesła.

– Lepiej opowiedz mi wszystko zanim wrócimy do zamku. Mam wrażenie, że to będzie długa historia.

Dziewczyna skinęła głową i usiadła. Przygryzła dolną wargę, jak zawsze, gdy się nad czymś zastanawiała albo denerwowała.

– Cóż, proszę pana… Wie pan o… o GD?

– Tak – odparł mężczyzna. Również usiadł i zaczął szukać papierosów w kieszeni. Być może przy innej okazji uśmiechnąłby się złośliwie, zacząłby się z niej odrobinę nabijać – oczywiście, że wiedział o AD – ale nie tym razem. Stawka była zbyt duża.

– Ktoś… Jedna z dziewcząt poszła do Umbridge, znaczy profesor Umbridge..

– Nie trać oddechu na mówienie o niej pełnym tytułem. Również nic się nie stanie jak w każdym zdaniu nie będzie pani mówiła „proszę pana”. Po prostu powiedz, co się stało – powiedział bez ogródek. Zapalił papierosa i mocno się nim zaciągnął, próbując opanować drżenie.

Ponownie przygryzła wargę, ale posłuchała nauczyciela.

– Ktoś doniósł Umbridge i ona zawołała Ministra. Podczas zajęć ostrzegł nas skrzat i zaczęliśmy uciekać, ale jej Brygada nas ścigała i Malfoy złapał Harry’ego. Knot go przesłuchiwał. Harry dokładnie nie pamięta wszystkiego, ale Dyrektorowi udało się wszystko rozegrać inaczej i Umbridge straciła cierpliwość… Był tam również Kingsley i był w stanie zmodyfikować pamięć osoby, która na nas doniosła, więc potwierdziła informację tylko o jednym spotkaniu i wtedy… Wtedy profesor Dumbledore wziął na siebie odpowiedzialność za wszystko, nie pozwalając na to Harry’emu. Minister próbował go aresztować, ale Dyrektor uciekł… A teraz Dyrektorką jest Umbridge.

Granger próbowała nie rozpłakać się podczas opowiadania i ledwie przerywała swoją chaotyczną opowieść, by wziąć oddech. Jednakże Severus zrozumiał wystarczająco wiele z tej historii i wytrzeźwiał szybciej niżby chciał.

– Co za cholerny bałagan – wymamrotał mężczyzna. Odgarnął włosy z twarzy i zaczął nad tym rozmyślać.

– Przepraszam, proszę pana.

– To nie była twoja wina, prawda? – zapytał z ledwo wyczuwalnym niedowierzaniem. Był doskonale zaznajomiony z poczuciem winy, ale naprawdę istniały jakieś granice. Poza tym, obwinianie Umbridge było dużo zabawniejsze.

– Cóż… To ja… ja zaproponowałam GD i… i próbowałam się upewnić, że nikt nas nie zdradzi, ale nie byłam w stanie wymyślić nic, żeby nie mogli o tym powiedzieć, tylko karę. Ja…

– Wystarczy, panno Granger. Przestań się mazać, to nie była twoja wina. Daj mi pomyśleć przez chwilę. I przestań przygryzać w ten sposób wargę – dodał nieobecnym głosem. Złapał się za nasadę nosa i rozmyślał. – W porządku. Czy Dyrektor był w stanie coś powiedzieć Potterowi?

– Tylko tyle, żeby przykładał się do lekcji Oklumencji – odparła. – Była tam również profesor McGonagall i zapytała go, dokąd się wybiera, ale jej nie odpowiedział.

– Sam poszedł?

– Tak, proszę pana.

Wolno skinął głową. Dał jej sygnał, żeby wstała, usunął krzesła i ruszył ścieżką w stronę zamku.

– Jak zareagowała Umbridge?

– Nie wiem, proszę pana – na chwilę prawie się uśmiechnęła, a jej brązowe oczy rozbłysły z radością. – Profesor Dumbledore ją ogłuszył. I Ministra. I Percy’ego Weasleya z aurorami. Profesor McGonagall wyprowadziła Harry’ego nim się ocknęli.

– Ha – wymamrotał, uradowany tą myślą. Chciałby wtedy tam być. Choćby tylko po to, żeby na czole Knota napisać KUTAS. Albo by zgolić mu wąsy. A co do tego, co zrobiłby tej ropusze… – Kiedy ogłosili, że jest Dyrektorką?

– Jeszcze tego nie zrobili, proszę pana, ale wyszedł kolejny Dekret Edukacyjny na ten temat.

– Rozumiem, że już cała szkoła o tym wie?

– Najprawdopodobniej tak, proszę pana.

– Co tu robisz?

– Proszę pana?

– Nie udawaj, że zmiana tematu cię zaskoczyła, – powiedział jej cierpko – bo nawet przez chwilę w to nie uwierzę. Mówiłem ci już, żebyś na mnie nie czekała.

– Pomyślałam, że powinien pan wiedzieć, co się wydarzyło, zanim pan wróci, proszę pana. Panuje lekki chaos. Fineas i Dylis widzieli wszystko i powiedzieli, że mam na pana poczekać.

Typowe. Wolno skinął głową.

– Więc lepiej, żebym sam zobaczył, co się dzieje. A ty powinnaś wrócić do łóżka, zanim ktoś cię złapie. Wydaje mi się, że ty i twoi przyjaciele wystarczająco dzisiaj namąciliście, nie sądzisz? – dodał sucho. Skończył palić i usunął różdżką peta.

Słysząc naganę, dziewczyna znowu przygryzła wargę, ale skinęła głową, rozpoznając, że tak naprawdę nie był zły.

– Co się stanie, proszę pana?

– Pewnie nic miłego, – powiedział – ale to tylko przez parę miesięcy.

– Tak pan myśli? Nie jest już nauczycielką Obrony…

– Oczywiście, że jest. Jej umowa obowiązuje rok – posłał dziewczynie nieprzyjemne spojrzenie. – Już dawno temu nauczyłem się, że nie należy nie doceniać uczniów i ich umiejętności do siania chaosu, zwłaszcza wobec nauczyciela, którego nie lubią, panno Granger. Jestem pewien, że twoi koledzy są w stanie przekonać ją, iż edukacja nie jest jej powołaniem, i to szybko. A jeśli nie jesteście aż tak denerwujący, jak zakładam, sam jej pomogę odejść na początku lata, jeśli będę musiał. Przeżyjemy. Dumbledore bardzo mnie irytuje, ale nie jest głupi. Dzień, w którym nie będzie w stanie przechytrzyć Ministerstwa, będzie dniem, w którym przyjmę święcenia i zostanę mnichem. A teraz ja udam się do profesor McGonagall, a ty do łóżka. I mówię poważnie, panno Granger. Na przyszłość, niech pani nie czeka na mnie przy bramie jak wierny Labrador. I nie ważne będzie, czy zamek wyleciał w powietrze, czy będziesz myślała, że wrócę wypatroszony. Choć raz w życiu, zostań tam, gdzie powinnaś. Rozumiemy się?

– Tak, proszę pana.

 

Kiedy Granger już się oddaliła, mężczyzna udał się od razu do gabinetu Minerwy. Okazało się, iż jego koleżanka nie śpi i pracuje.

– No naprawdę, kobieto. Nie było mnie tylko trzy godziny. Wracam i dowiaduję się, że nastąpił coup d’État*? Coś ty do cholery robiła? – zapytał lekko.

– Rozumiem, że wiesz, co się stało? – zapytała z napięciem. Wyraźnie nie była w nastroju do przepychanek.

– Mały ptaszek mi wyśpiewał. Gdzie poszedł?

– Nie wiem. Nie skontaktował się ze mną – spojrzała na niego gniewnie. – Dlaczego to zrobił?

– Uderzyłaś się w głowę i nagle stałaś się głupia? Dobrze wiesz, dlaczego. Ponieważ inną opcją było skazanie Pottera na wyrzucenie ze szkoły. I chociaż gdy ten dzień nadejdzie pierwszy zatańczę z radości, to teraz byłby to dla niego wyrok śmierci. Poza murami Hogwartu zostałby zabity w przeciągu kilku dni. Poza tym, Ministerstwo będzie miało teraz więcej problemów, ponieważ wszystko schrzani. Wyjdą na idiotów i dzięki temu nie będą mieli siły, by znowu nam przeszkadzać. – I przez cholerne lekcje Oklumencji Pottera, które i tak nic nie wnoszą. – Wydaje mi się, że całe wydarzenie było zabawne – dodał zamyślony. – Przepraszam, że to przegapiłem, ale jestem pewien, że później Fineas i Dylis zdadzą mi pełny raport. Ze wszystkimi szczegółami i efektami dźwiękowymi. Co zrobiła do tej pory rozpoczynając swój reżim terroru?

Minerwa parsknęła. Wyglądała już odrobinę lepiej.

– Przyczepiła swoje Dekrety Edukacyjne do każdej możliwej ściany i wpadła w furię, gdy nie mogła ponownie wejść do gabinetu Albusa.

– Nie ukrywa się tam, prawda? – zapytał lekko rozbawiony Severus. – To byłoby zabawne.

– Chciałabym, Severusie. Masz rację, ona zrobi kompletny bałagan z…

– Nie to powiedziałem – przerwał jej kpiąco.

– Zostałam wychowana lepiej niż ty – odpowiedziała mu sztywno.

– Prawda, ale to nie trudne.

– W każdym razie, masz rację, że bardzo namiesza, ale do czerwca może jeszcze wiele zniszczyć, a ja nie mogę jej powstrzymać.

– Więc nic nie rób. Uczniowie są więcej niż uzdolnieni, by ją powstrzymać, a nawet nie zaczęli. Udawaj, że nie jesteś zastępcą dyrektora, Minerwo. Usiądź i się przyglądaj buntowi – uśmiechnął się szeroko ze zjadliwością. Do głowy przyszło mu kilka interesujących pomysłów. – Na przykład ja nie mogę się doczekać pierwszego zebrania rady pedagogicznej, podczas której będzie próbowała powiedzieć nam, co mamy robić. Przez najbliższe kilka dni przeżyje wiele niespodzianek. To nie będzie spacer w parku. Skup się na ważnych rzeczach, a reszcie daj spokój. Posprzątamy później.

– Łatwo ci mówić. Jestem również zastępcą lidera Zakonu, o czym doskonale wiesz.

Mężczyzna parsknął.

– Dumbledore nadal może się dostać do Kwatery Głównej przez nikogo niezauważony. Wciąż przewodzi Zakonowi. W tym momencie, Hogwarcka część Zakonu to ty i ja i zapewniam cię, że nie potrzebuję kolejnego Pana. Albo Pani. Dwoje wystarczy – zwłaszcza, że obydwaj ostatnio się nim rozczarowują.

– Jesteś najbardziej cyniczną osobą, jaką kiedykolwiek poznałam, Severusie. Dlaczego nagle zrobiłeś się optymistą?

Posłał kobiecie nieprzyjemne spojrzenie.

– Wcześniej tego wieczoru, klęczałem przed Czarnym Panem, zastanawiając cię, czy tej nocy mnie zabije. Porównując do tego, co się tu dzieje, Minerwo… Dolores Umbridge to tylko kupa gówna. Kogo to obchodzi? Dzieciaki same dają sobie z nią radę. Sami sobie pomagają w nauce i choć ciężko mi to przyznać, nieźle im to wychodzi. Ropucha wygrała lojalność kilku naprawdę głupich Ślizgonów, ale reszta szkoły jej nienawidzi i z pewnością utrudnią jej życie. Zamierzam usiąść z boku i wszystkiemu się przyglądać.

– Chyba masz rację…

– Przepraszam, co? Czy ja cię dobrze usłyszałem?

– Zamknij się, Severusie.

– Uważaj albo poproszę ropuchę, żeby Ministerstwo wydało kolejny dekret, specjalnie dla mnie, który będzie ci zakazywał odzywania się do mnie w ten sposób. Ropucha nadal mnie lubi – uśmiechnął się paskudnie. – Długo to nie potrwa.

Na usta kobiety zaczął wpływać równie nieprzyjemny uśmiech.

– Może podniesiemy stawkę do końca roku szkolnego? Teraz możemy być bardziej kreatywni…

– Wchodzę razem z tobą. Reszta podejrzewam, że też się przyłączy – na ustach mężczyzny pojawił się uśmieszek. – Już od dawna moja praca nie sprawiała mi radości. Będzie zabawa.

 

Nie zdążył ujść nawet trzech kroków, gdy Dilys zawołała go do Skrzydła Szpitalnego. Po drodze opowiedziała mu te wydarzenia, których nie mogła Granger. Kobieta tak dobrze naśladowała głosy wszystkich uczestników zdarzeń, iż bardzo musiał się starać, by się nie śmiać, gdy wchodził do Skrzydła.

– Witaj w nowym świecie, Poppy – powiedział kapryśnym tonem głosu. – Jaka jest twoja opinia?

– Czekam tylko na katastrofę, ale to nie mój problem. Poza hordą uczniów, którzy, dzięki uprzejmości braci Weasley, trują się, by uniknąć lekcji Obrony – odpowiedziała mu zirytowana. – Nawet ty nie doprowadziłeś ich do takiego stanu. Zanim zacznę, czy wszystko jest w porządku?

– O, tak, nic mi nie jest. Cały wieczór zupełnie mnie ignorował, co jak zawsze jest miłe. A potem wróciłem i dowiedziałem się, że mój szef uciekł i rozpoczął się sezon polowania na ropuchy. Właściwie mam doskonały humor.

– Typowe. Jako jedyny. W każdym razie, potrzebuję twojej pomocy z uczennicą, panną Edgecombe z Ravenclawu.

Gdy tylko Severus zobaczył dziewczynę – całe szczęście nieprzytomną, ryknął śmiechem.

– To jest genialne. Dziesięć punktów dla Gryffindoru.

– Severusie!

– Mówiłem serio. To naprawdę jest cudowne. Prawie tak samo zabawne jak dzień, w którym panna Granger zamieniła się w kota, choć to nadal jedno z najlepszych wspomnień jakie mam.

– Ty naprawdę masz dzisiaj złośliwy humor. Czy możesz zrobić cokolwiek dla tej biednej dziewczyny?

Mężczyzna wzruszył ramionami.

– Możliwe, choć musiałbym nad tym popracować, bo wygląda mi to na zaklęcie stworzone przez Granger. Ale nie zamierzam tego zrobić.

– Co? Dlaczego?

Mężczyzna przestał się śmiać.

– Nie mam szacunku do osób, które kablują na swoich przyjaciół – odpowiedział chłodno. – Zostaw jej znak donosiciela. To najmniej na co zasługuje. Gdyby trzymała buzię na kłódkę, nie byłoby teraz tego bałaganu. Granger ma za miękkie serce, żeby to zaklęcie było permanentne, z czasem zejdzie.

– Severusie…

– Nawet się nie waż – zganił ją miękko. – Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie uważasz tak samo.

Po dłuższej chwili pielęgniarka spojrzała na niego krzywo.

– Zamknij się, Severusie.

– Często to dzisiaj słyszę – zauważył sucho. – Idę do łóżka, zakładając, że nic się po drodze nie wydarzy. Jutro zacznie się zabawa.

Zabawa rzeczywiście zaczęła się następnego dnia w porze lunchu, i to dosyć dramatycznie. Mając do czynienia z niekompetentnymi uczniami, Severus przywyknął do eksplozji, ale nawet według jego standardów to, co się działo było imponujące. Było potrzeba wiele siły, żeby zatrząść zamkiem. On i Minerwa przedzierali się przez hall na dziedziniec, by zobaczyć, co się dzieje. Zauważyli, że Umbridge była dziwnym trafem nieobecna. Na chwilę się nawet zatrzymali, by przyjrzeć się fajerwerkom, wypełniającymi korytarze i odbijającymi się od ścian. Całkiem ładne, zauważył mężczyzna, próbując zachować kamienną twarz. Lubił fajerwerki.

– Wydaje mi się, że wisisz mi dziesięć galeonów, Minerwo – skomentował.

– Nie masz żadnego dowodu na to, że stali za tym Weasleyowie. – słabo zaprotestowała kobieta.

– Poza tym, że próbują się ukryć za tamtym obrazem?

Wzdychając kobieta sięgnęła do kieszeni w szacie.

– Mam przy sobie tylko trzy galeony i kilka sykli. Będę musiała oddać ci resztę później.

– Z pewnością ci przypomnę – odpowiedział sucho, chowając monety do kieszeni, podczas gdy kadra zebrała się wokół nich i nie robiła nic, by uspokoić uczniów. – Czego ty, na Merlina uczysz swoich szóstorocznych, Filiusie? – dodał uśmiechając się złośliwie i spoglądając na małego nauczyciela Zaklęć.

– Przestałem próbować nauczyć tych chłopców czegokolwiek już lata temu – odpowiedział Flitwick, próbując się nie uśmiechać. – Sami uczą się tego, co uznają za interesujące, a resztę zgadują. Ale to naprawdę jest imponujące, o tak… w zasadzie, – ściszył głos – dziesięć punktów dla Gryffindoru.

– To trochę uzupełni punkty, które zabrali Ślizgoni – wysyczała Minerwa, wpatrując się w Severusa i depcząc go po nodze. – Jesteś świadom tego, co robi pan Malfoy, prawda?

Mężczyzna westchnął.

– Karze Mugolaków za bycie mugolakami. Tak, wiem. Jeżeli zrobi tak w mojej obecności, mogę go powstrzymać, ale w innym wypadku niewiele mogę zrobić – jeżeli Draco użyłby tego słowa w zasięgu jego słuchu, zrobiłby z nim porządek. – Poza tym nie sądzę, by ktokolwiek przejmował się teraz Pucharem Domów.

– To interesujące – przerwała im Pomona, wskazując coś w dalszej części korytarza. – Nasza szanowna pani Dyrektor właśnie odkryła, że jeżeli próbujesz ogłuszyć fajerwerki, te eksplodują.

– Dlaczego ktoś miałby próbować ogłuszyć fajerwerki? – zapytał zaintrygowany Severus. – To bardzo dziwna reakcja. – Z drugiej strony, to bardzo dziwna kobieta…

– Zastanawiam się, co się stanie, gdy spróbuje się na nich innych czarów… – zadumał się Filius, gdy Umbridge zaczęła przedzierać się w ich stronę.

– Właściwie tego popołudnia mam tylko jedne zajęcia, więc jestem wolny przez resztę dnia – odparł gładko Severus. – Mogę poeksperymentować. Z pewnością zajmie wiele dni pozbycie się ich.

– Jeśli możesz, spróbuj złapać kilka – poprosił jego kolega. – Chciałbym się im lepiej przyjrzeć.

– Dlaczego tylko stoicie i się gapicie? – zapytała wściekła Umbridge. – Zróbcie coś! Pozbądźcie się ich, zagońcie uczniów do klas!

Kadra wymieniła między sobą spojrzenia, próbując się nie uśmiechać, następnie odezwała się spokojnym głosem Minerwa.

– Nie sądzę, bym mogła powiedzieć dzieciom, żeby zignorowali fajerwerki, Dolores. Fajerwerki nie są powiązane z Transmutacją, a nie chciałabym złamać twojego jednego z wielu Dekretów Edukacyjnych. Poza tym, lunch mi stygnie. Chodźcie wszyscy, później zrobimy z tym porządek.

 

To popołudnie było jednym z najlepszych w życiu Severusa. Spędził je radośnie włócząc się po zamku i biorąc aktywny udział w powstałym chaosie. Żaden z fajerwerków nie zleciał do Lochów, więc jego jedyna lekcja przebiegła niezakłócona, a teraz naprawdę odczuwał ogromną przyjemność. Wszyscy jego koledzy stali po jednej stronie i nagle każde było niekompetentne – ropucha prawie się zabiła, biegając po całym zamku i próbując usunąć fajerwerki, które było bardzo odporne i stawiały niezły opór.

Zimne ognie były raczej dziecinne, z jego punktu widzenia – najwidoczniej Weasleyowie byli zbyt dobrze wychowani przez ich szanowną matkę i nie wiedzieli jak porządnie przeklinać – ale reszta była naprawdę wspaniała. Gdy Severus znalazł pusty korytarz z jednym fajerwerkiem, zaczął eksperymentować. Próba spetryfikowania ich miała taki sam efekt jak ogłuszenie. Próba usunięcia, powodowała, że się powielały, odkrył z zadowoleniem mężczyzna i zaczął rzucać zaklęcie na wszystkie fajerwerki tak długo, aż cały korytarz się nimi wypełnił i musiał poszukać nowej zabawki do dalszych eksperymentów.

W końcu odkrył, że Czar Zastoju zatrzymuje fajerwerki, a tedy Chłodzący je gasi – to było mniej bolesne niż cokolwiek robiła ropucha. Raz udało mu się ją dojrzeć i wyglądała, jakby trenowała, by zostać strażakiem: rozczochrana, spocona i brudna od sadzy. Wtedy musiał się chować do pustej Sali z ustami zapchanymi rękawem, by nikt nie usłyszał jak chichocze.

Wykorzystał jej nieobecność i poszedł do jej kwater, gdzie odkrył, że ktoś go już ubiegł. Nie musiał otwierać drzwi, bo przez drewno słyszał syk i łamanie się różnych rzeczy, i jedyne nad czym się zastanawiał, to ilość fajerwerków, która właśnie podpalała jej rzeczy. Bezdźwięcznie pogwizdując „Disco Inferno”**, udał się do jej gabinetu. Po drodze zabrał duże koło Catherine*** i przytwierdził je Permanentnym Przylepcem do drzwi, ustawiając je tak, by trzeba było je najpierw zdjąć, zanim będzie się mogło wejść do środka. Następnie cofnął się, aby podziwiać swoje dzieło, co dziwne, z przymkniętymi oczami i uśmieszkiem na ustach, po czym wyruszył na poszukiwanie nowych zabawek.

Dopiero, gdy zdziwił się, że upolowała jednego z dużych smoków, wpadł na Granger, która szybko wychodziła z łazienki na czwartym piętrze. Akurat wtedy chował swoją zdobycz do kieszeni i był niezmiernie wdzięczny, że nie widziała jak chwilę wcześniej udawał Świętego Jerzego****. Posłała mu złośliwy, konspiracyjny uśmiech, który sprawił, iż w jej oczach pojawiły się iskry czystej psoty, co oznaczało, że bawi się tak samo dobrze jak on sam. Następnie prawie w podskokach wróciła do Sali, po drodze dematerializując jedną ze świec, a on nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wypłynął mu na usta. Dziesięć punktów dla Gryffindoru, cholera. Nawet świadomość, że później ma lekcję Oklumencji z Potterem nie mogła mu teraz popsuć humoru.

 

Mamrocząc do siebie, Severus przemykał do swojego gabinetu. Nie miał pojęcia, co się stało Montague’owi, ale chłopak był w strasznym stanie i najprawdopodobniej będzie potrzebował profesjonalnej pomocy, by wróciły mu zmysły – a przynajmniej to, co z nich pozostało. Nigdy nie był zbyt bystry i z pewnością będzie nieobecny do końca semestru. Jego rodzina nie będzie zadowolona. A teraz musiał wrócić i kontynuować tę farsę z Potterem… Nie miał ochoty oglądać jeszcze większej ilości nastoletniego smutku, a i tak te lekcje były stratą czasu. I pomyśleć, że wcześniej dzień był taki wspaniały. Gdy Severus zaprezentował Flitwickowi pół tuzina fajerwerków do eksperymentowania, karłowaty nauczyciel stał się jaśniejszy niż słońce.

Kiedy otworzył drzwi, zamarł na chwilę. Gapił się na mały stolik, czekający na niego i oddech ugrzązł mu w gardle. Jego oczy były skupione na Myślodsiewni… jego głupio niechronionej Myślodsiewni… z tymi wszystkimi wspomnieniami w środku…

Coś zaskoczyło i świat stał się czerwono-czarny, a jego zalała fala wściekłości.

Gdy czerwona mgła minęła, Severus był sam w resztkach swojego gabinetu. Pozostało wyczerpanie i dreszcze. Walcząc o każdy oddech, oparł się plecami o ścianę i zjechał po niej w dół, aby usiąść na podłodze. Siedząc w ten sposób, zamknął oczy, a głowa zaczęła mu pulsować. Przeklęty Harry Cholerny Potter i jego niemożność zostawienia cudzych rzeczy w spokoju! Przeklęte geny Jamesa Pottera, przeklęta Lily za wybranie Jamesa i przeklęty Dumbledore za zmuszenie go do przejścia przez to. Przeklęta Petunia za nienauczenie szczeniaka nieruszania cudzej własności. I przeklęty on sam za pozostawienie bez ochrony tej kurewskiej rzeczy.

Kiedy podciągnął kolana do piersi i je objął, zaczął się jeszcze bardziej trząść. Miał wielkie, ogromne szczęście. Wyciągnął Pottera w samą porę – chłopak zobaczył moment, w którym wszystko się rozpadło, ale nie rozumiał tego, co widzi. Wspomnienia, które były dalej mogłyby mu wszystko wytłumaczyć. To był ratunek w ostatniej chwili, ale w tym momencie nie było to wielkim pocieszeniem.

Miał również wiele szczęścia, że nie zabił gówniarza. Już dawno nie czuł takiego gniewu… ostatni raz miał miejsce, gdy Black znowu się wywinął od więzienia, aczkolwiek Severus nie był w stanie dostrzec teraz ironii. Jego wściekłość zawsze była najsilniejsza, gdy była spowodowana strachem i bólem. Jedyne, co mógł zrobić, to spudłować, gdy rzucał rzeczami w chłopaka i choć pamiętał, że stracił kontrolę nad własną magią, nie mógł sobie przypomnieć co dokładnie się działo. Cholera, miał szczęście, że przypadkowo nie użył Pożogi i nie spalił połowy tego przeklętego zamku.

Wciąż się trzęsąc, otarł twarz rękawem. Skupił się na swoim oddechu i powoli zaczął się uspokajać. Gdy jego serce zaczęło zwalniać, westchnął głęboko, przeczesał palcami włosy i rozejrzał się po zdewastowanym gabinecie. Potrząsnął głową. Bolało go gardło, ale zignorował to. Już zbyt wiele razy płakał nad tym wspomnieniem, by robić to teraz. Wciąż bolało i zawsze będzie, ale zbyt wiele emocji już nie pozostało.

I to by było na tyle. Lekcje Oklumencji oficjalnie się skończyły. Potter powinien się uważać za szczęściarza, że wciąż żyje. Dopóki Severus nie odzyska pełnej kontroli nad swoim temperamentem, każda lekcja Eliksirów będzie bitwą. Wiedział, że to będzie fiasko, ale nie spodziewał się katastrofy tego rozmiaru. Ponownie wzdychając, wsparł się o ścianę i stanął. Poza rzuceniem Obliviate na chłopka nie wiele mógł teraz zrobić, ale na szczęście to nie było potrzebne. Może dobrze mu zrobi widok ojca i ojca chrzestnego jako drani, powiedział sobie mściwie, ale ta myśl nie przyniosła mu przyjemności. Dobrze tak szczeniakowi za wtykanie nosa w nieswoje sprawy i pogwałcenie jego prywatności. Nigdy nic nie wiadomo, może Potter będzie miał wyrzuty sumienia… mówi się, że cuda się zdarzają, choć nigdy Severusowi.

Świadomy tego, że wciąż jest wściekły i na skraju wybuchu, mężczyzna wyciągnął różdżkę i zaczął metodycznie porządkować bałagan oraz naprawiać wszystko, co zniszczył. Zanim wszystko uporządkuje jego tarcze zablokują gniew i zepchną go głęboko, a on się uspokoi. A później, jak przypuszczał, będzie musiał iść do Dumbledore’a i mu powiedzieć – a nie, zaraz, to nie było konieczne, ponieważ starucha tu nie było. To już było coś. Ciężko uwierzyć, że istniała jakaś dobra strona… zaczął się odrobinę histerycznie śmiać. Był ostatnią osobą, która mogłaby zobaczyć światełko w tunelu. A wcześniej dzień był taki przyjemny… powinien był wiedzieć, że długo to nie potrwa.

 

Hermiona miała silne podejrzenia, że coś poszło bardzo źle, gdy Harry wcześniej niż zwykle wrócił ze swojej lekcji Oklumencji. Wyglądał blado i był roztrzęsiony – to akurat nie było nienormalne, ale unikał wzroku jej i Rona, gdy mówił im, że Snape powiedział, iż zna podstawy i sam może kontynuować naukę. Harry kłamał. Gdy Snape nie pojawił się następnego ranka na ich poranne bieganie, to potwierdziło jej przeczucie, że coś się stało. Mężczyzna był obecny na śniadaniu. Miał przekrwione oczy i otaczała go niemal widoczna aura wściekłości, więc nawet kadra była ostrożna. Poza jednym, jadowitym spojrzeniem unikał nawet patrzenia na stół Gryffindoru.

Po śniadaniu złapała niechętnego Rona i zaciągnęła Harry’ego do narożnika w korytarzu.

– Co się naprawdę wczoraj stało, Harry?

– Powiedziałem ci, że…

– Tak, wiem, co nam powiedziałeś. Harry znamy cię od pięciu lat. Zawsze byłeś kiepskim kłamcą i to oczywiste, że ty i profesor Snape mieliście jakiś spór. Co się stało?

– Spór – pusto zaśmiał się Harry. – Ta, myślę, że tak to można określić – westchnął i przeczesał palcami włosy. – Ja… widziałem wspomnienie, którego nie chciał, żebym zobaczył. O czymś, co mój tata i Syriusz mu zrobili, gdy byli dziećmi.

Na chwilę Hermiona straciła oddech. Chata? Nie, Harry nie wyglądał na odrobinę aż tak zmartwionego.

-Co zobaczyłeś?

Chłopak potrząsnął głową.

– To nie ma znaczenia. Nie było to miłe. Oni po prostu… dokuczali mu chyba. W każdym razie Snape wybuchnął po tym, co zobaczyłem i mnie wywalił. Właściwie byłem pewien, że mnie przeklnie. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem go tak wściekłego – wzruszył ramionami. – Myślę, że lekcje są skończone. Ja na pewno nie chcę tam wrócić.

– Ale Oklumencja jest ważna – powiedział z niepokojem Ron. – Musisz trzymać Sam-Wiesz-Kogo z dala od swojej głowy. Czy Snape już wystarczająco ci pomógł?

– Tak, tak, nie martw się. Będzie w porządku. Mówiąc szczerze, cieszę się, że nie będę musiał już wracać. Nie chcę znowu Snape’a w swojej głowie. Myślicie, że zdąży się uspokoić przed następną lekcja eliksirów?

– Czy to naprawdę teraz najważniejsza rzecz? – jadowicie zapytała Hermiona. Ron wyszczerzył się do niej.

– Właściwie tak, bo kiedy Snape jest zły na Harry’ego my też obrywamy, jeśli pamiętasz. Nie chcę zostać rozerwany na strzępy, dlatego że Wybraniec nie umie obchodzić się z ludźmi.

 

Severus nie miał teraz zbyt dobrego humoru. Za każdym razem, gdy widział chłopaka, robił wszystko, by go nie rozerwać na strzępy. Już dawno nie czuł takiego gniewu, takiej wściekłości za pogwałcenie jego życia. Nie docierało do niego, że Granger wie więcej o jego przeszłości, a w żaden sposób nie wzbudzało to jego wściekłości. Był zbyt zajęty kipieniem z gniewu, gdy zastanawiał się, co zrobić dalej. Wiedział, że powinien wznowić lekcje, kazać chłopakowi wrócić i nie potrzebował nikogo z Zakonu, by mu to uświadomił i przypominał. Wiedział dlaczego lepiej od nich, może za wyjątkiem Dumbledore’a.

Problem polegał na tym, że gdyby to zrobił, skrzywdziłby chłopaka. Znał swój temperament i możliwości, i wiedział, że nie może sobie dłużej ufać. Poza tym to i tak nie zdawało egzaminu. Naprawdę próbował spojrzeć poza swoje uczucia i emocje, ale wiedział, że kompletnie olewał te lekcje, a i postawa Pottera nie pomagała, nawet przed incydentem z Myślodsiewnią. Nie, nie mógł go uczyć. Ale nie mógł też stanąć z boku i nie zrobić nic. Nikt nie wiedział więcej o Oklumencji niż on, w tym Dyrektor się nie mylił.

A to oznaczało, że będzie musiał znaleźć inny sposób…

 

Do początku ferii wielkanocnych sytuacja się nie poprawiła. Zmartwiony Ron zameldował Hermionie, że Harry nadal miewa dziwne sny i mamrocze we śnie; ewidentnie ta niewielka wiedza o Oklumencji jaką zdobył nie dała mu wiele. Snape kontynuował egzystencjonowanie w ledwie kontrolowanej wściekłości i emanował nią za każdym razem, gdy widział Harry’ego. Nawet podczas porannego biegania był cichy, spięty i jeszcze mniej chętny do rozmowy niż zwykle.

Gdy pewnego poranka po ich końcowej gimnastyce Hermiona zmierzała do zamku, myśląc o prysznicu, Snape wreszcie przerwał swoje milczenie.

-Panno Granger.

Obróciła się i spojrzała na niego zaciekawiona. Rzadko kiedy się do niej odzywał o tej porze, choć czasami udało jej się usłyszeć „Dzień dobry”.

– Tak, proszę pana?

Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do widoku Snape’a, który miał zaczerwienione policzki, był spocony i wciąż odrobinę ciężej oddychał, zawłaszcza, że nie golił się przed bieganiem. Dziwny, czy nie, ewidentnie nie był szczęśliwy na myśl o tym, co zamierzał powiedzieć.

– Jak bardzo Potter wciąż się ciebie słucha?

Hermiona zamrugała.

– Nie rozumiem pytania, proszę pana.

– Gdy byliście młodsi akceptował fakt, że wiesz więcej i polegał na twoich radach. Czy poza pracami domowymi, jego duma pozwala mu ciebie słuchać?

Zmarszczyła brwi i zamyśliła się. Czasami pytał się ją o rady w sprawach dziewczyn, ale nie sądziła, by o to Snape’owi chodziło.

– Myślę, że wciąż mnie słucha, proszę pana, ale to naprawdę zależy od tematu…

Snape westchnął i wytarł twarz rękawem, po czym po raz pierwszy spojrzał na nią bezpośrednio. Niewiele to dało, bo jak zawsze jego oczy były trudne do odczytania.

– Gdybym miał uczyć cię Oklumencji – zaczął wolno – mogłabyś namówić Pottera, żeby pozwolił ci się uczyć, bo ty sama się tego nauczyłaś, żeby mu pomóc?

To sprawiło, że się w niego wgapiła – przynajmniej dopóki się na nią krzywo nie spojrzał. Spojrzała w bok i zastanowiła się nad tym, próbując skupić się jedynie na pytaniu, a nie na powodzie, dla którego mężczyzna ją o to zapytał.

– Jeśli podejdę go w odpowiedni sposób, myślę, że mogłabym – odpowiedziała. – Ale jestem pewna, że nie będę tak dobrym nauczycielem jak pan. Nie mógłby pan-

– Nie – odpowiedział, przerywając jej wypowiedź. – Nie będę znowu go uczył. Powiedział ci co się wydarzyło?

– … tak jakby, proszę pana. Powiedział, iż zobaczył wspomnienie, którego pan nie chciał, żeby widział, a w którym był pan, jego ojciec i Syriusz, oraz że go pan później wyrzucił.

Usta Snape’a wykrzywiły się w zimnym uśmiechu, co tylko potwierdziło domysły dziewczyny, iż Harry nie powiedział jej wszystkiego. Oczy mężczyzny były twarde i pełne gniewu.

– W rzeczy samej, „tak jakby”, było to na tyle bliskie prawdzie, że mogło posłużyć jako wytłumaczenie. W każdym razie, nawet przed tym zdarzeniem to niewiele dawało. Ja nie mogę go uczyć tego, co musi wiedzieć, a on nie może się tego uczyć ode mnie. Nie może, nie, nie będzie. Czy posłużysz jako pośrednik?

– Tak, proszę pana – zawahała się, nim przyznała, że – … I tak rozważałam naukę.

Mężczyzna prychnął.

– Nawet nie jestem zdziwiony. Co zdążyłaś na ten temat przeczytać?

– Nic. W bibliotece nie ma ani słowa. Miałam zamiar zapytać w „Esach i Floresach” w przyszły weekend w Hogsmeade.

– Daruj sobie. Dam ci wszystko, co potrzebujesz.

– Harry’emu nie dał pan nic do przeczytania – powiedziała nim zdążyła się powstrzymać.

Mężczyzna uniósł brew.

– A czy by to przeczytał?

Hermiona przygryzła wargę, po czym westchnęła z rezygnacją i szczerze odpowiedziała:

– Cóż, przekartkowałby książkę w razie, gdyby kazał mu pan ją streścić.

Snape ponownie prychnął.

– Dokładnie, panno Granger. Przyjdź po obiedzie do mojego gabinetu i zaczniemy.

 

Hermiona musiała przyznać, że była zdenerwowana, gdy pukała do drzwi jego gabinetu. Te kilka rzeczy, które Harry powiedział o lekcjach sprawiły, że nie czuła się pewnie. Powiedział, że to bolało, a ona nie chciała, by Snape – lub ktokolwiek – grzebał jej w głowie.

– Wejść.

Weszła do środka, zamknęła za sobą drzwi od razu poczuła się słabo, gdy Snape rzucił zaklęcia ochronne, by nikt im nie przeszkadzał.

– Dobry wieczór, proszę pana.

– Dobry wieczór, panno Granger – odłożył na bok swoją pracę, oparł się na krześle i wskazał jej miejsce po drugiej stronie blatu. – Siadaj – uniósł brew, uważnie się jej przyglądając – i przestań się martwić. Nie mam zamiaru cię zjeść – uśmiechnęła się zawstydzona, usiadła naprzeciwko mężczyzny, a on kontynuował. – Twoje lekcje nie będą takie, jak te Pottera. Sytuacja jest inna. Co wiesz o Oklumencji?

– Nic więcej, niż to, co powiedział pan Harry’emu. Jest to sposób, dzięki któremu można ukryć wspomnienia i emocje przed Leglimentą. Pozwala kłamać bez mrugnięcia okiem i ukryć sekrety. Madame Pomfrey powiedziała mi kiedyś, że sądzi, iż pomaga również zablokować ból.

Zamyślony Snape skinął.

– Tak, pozwala. Mamy pewną korzyść, panno Granger. Skoro jesteś oczytaną Mugolaczką, mogę używać analogii, które zrozumiesz. Oklumecja jest bardzo podobna do medytacji. Nazywana jest tak, ponieważ większość ludzi używa jej tylko do okludowania i wierzy, że to jedyne, co robi. Nie lubię tej nazwy. To, co ludzie nazywają Oklumencją, tak naprawdę jest formą yogi. Mówiąc prościej, to mentalna dyscyplina, która udoskonalona, może pozwolić kontrolować nie tylko umysł i psychikę, ale również całe ciało.

To brzmiało interesująco. Hermiona nie myślała o tym inaczej niż jako o sposobie trzymania Voldemorta z dala od głowy Harry’ego, ale teraz jej umysł wyszukiwał każdą możliwość. Musiało się to odbić na jej twarzy, ponieważ Snape posłał jej uśmieszek.

– Niech się pani spróbuje powstrzymać, panno Granger. W Oklumecji mieści się o wiele więcej niż to, czego jestem w stanie panią nauczyć. Goni nas czas i zajęłoby nam to lata. Mogę nauczyć cię podstaw i dać wskazówki, które, jeśli sobie życzysz, pomogą ci w dalszej nauce, lecz teraz skupimy się na obronie umysłu. Kluczem jest wizualizacja i koncentracja. I tu również, jeśli się nie mylę, mamy korzyść, bo jesteś wzrokowcem?

Wolno skinęła głową. Zapamiętywała rzeczy poprzez obrazowanie ich ze swoich notatek, książek, czy innego źródła, ale jakim cudem Snape o tym wiedział, nie miała pojęcia.

– Tak, proszę pana.

– Dobrze. Powinnaś szybko załapać. Jakim cudem nauczysz Pottera, skoro on wzrokowcem nie jest, to nie moja sprawa – dodał beznamiętnie, jakby w ogóle go to nie obchodziło. – Zacznijmy. Jest wiele sposobów na zorganizowanie i obronę umysłu przed atakiem. Każda kultura na Ziemi ma formę yogi. Jedni wykorzystują całą energię na wizualizację tarcz, zazwyczaj z cegieł lub kamiennych ścian. To dobry sposób na codzienne ataki i może być dobrą metodą dla Pottera, ale jest wadliwa i uderzona w odpowiedni sposób, może zostać roztrzaskana. Inni wolą próbować się bronić poprzez rodzaj zorganizowanego chaosu. „Głośno” myślą o różnych liczbach, gatunkach ryb, rojach robaków lub o kolorach, by rozproszyć atakującego. Ten sposób wymaga pełnej koncentracji i jest bardzo męczący, a choćby chwilowe rozluźnienie ma fatalne skutki. Kilku ludzi buduje szczegółowe, skomplikowane, mentalne budowle i konstruuje pewnego rodzaju labirynt w umyśle, ale to wymaga wielu lat żmudnej pracy. Ja wolę inną metodę, która łączy w sobie elementy wszystkich wymienionych taktyk i jest bardziej elastyczna. Ukrywam niektóre rzeczy, pokazując inne według własnego wyboru, a to daje mi więcej możliwości. Zanim powiem ci więcej, chcę ci pokazać, co mam na myśli. Niektórych rzeczy nie da się dobrze wytłumaczyć i lepiej ich doświadczyć. Teraz możesz użyć swojej różdżki, lecz później nie będziesz jej potrzebowała. Chcę, żebyś spróbowała na mnie Legilimencji.

– Proszę pana? – zapytała słabo, pewna, iż musiała się przesłyszeć. Z pewnością nie to miał na myśli.

Mężczyzna miękko prychnął i słabo z niej zadrwił:

– Nic nie zobaczysz. Wejdziesz do mojego umysłu tylko dlatego, że ci na to pozwolę. Miną dni nim będziesz mogła wejść nawet do niechronionego umysłu i wątpię, byś kiedykolwiek była w stanie włamać się do mojego. Po prostu chcę ci pokazać coś ze sposobu w jaki chronię umysł. Znasz zaklęcie?

– Tak proszę pana, ale…

– Więc zaczynaj.

Usiadł wygodniej i spojrzał na nią spokojnie. Wziąwszy głęboki oddech i dusząc w sobie dalsze protesty, Hermiona znalazła swoją różdżkę. Z lekkim wahaniem spojrzała mu w oczy. To był pierwszy raz, gdy patrzyła w nie dłużej niż kilka sekund i gdy czarne spojrzenie nie było wypełnione czystą agonią.

– Legilimens – nerwowo wyszeptała, a świat zakręcił się wokół niej, gdy zagłębiła się w jego oczach.

Nic innego poza czernią tam nie było. Miała wrażenie, że jest zawieszona w próżni, nie zdolna do widzenia i słyszenia, i było to przerażające. Panika, która zaczęła ją opanowywać trwała tylko kilka chwil. Coś tu było, jakieś… coś. Snape miał rację, że niektórych rzeczy nie da się wytłumaczyć. Nie mogła znaleźć słów, by to opisać, ale coś podtrzymywało ją w tej nicości. Kilka sekund zajęło jej rozpoznanie uczucia. To nie była pusta przestrzeń, lecz woda. Jego umysł był ciemnym, cichym oceanem. Czuła wirowanie dookoła siebie i niekończącą się głębokość pod sobą. Był dźwięk, uświadomiła sobie powoli. Słaby hałas, pomiędzy dalekimi odgłosami fal i ludzkim oddychaniem. Wrócił jej również wzrok. Tu było tyle samo światła, ile nocą pod wodą, a czerń stała się bardzo ciemnym granatem.

Łał. To było… cóż, surrealistyczne, ale również absolutnie fascynujące i złożone, i…

Bardzo słabo, jakby z oddali usłyszała miękki śmiech. Był tak cichy, że nie była pewna czy go słyszała, czy czuła. Rozbawienie Snape’a było szmerem w otaczającej ja wodzie. Gdy z przerażeniem uświadomiła sobie, iż on wie, że ona uważa to za fajne, to wystarczyło do zerwania połączenia.

Kiedy na niego spojrzała, w jego oczach ujrzała to samo rozbawienie, które poczuła, choć jego twarz, jak zawsze nie miała żadnego wyrazu.

– Czy mógł pan… wyczuć, o czym myślałam, proszę pana? – niepewnie spytała.

– Nie twoje myśli, lecz emocje – odpowiedział unosząc kącik ust. – Choć nie jest pani taka sama, jak pani koledzy, panno Granger, to jednak w niektórych kwestiach jest pani bardzo gryfońska. Szerzej patrzysz na świat niż twój Dom, to prawda, lecz wciąż ogłaszasz całemu światu swoje uczucia, mimo iż niewerbalnie. Zawsze miałaś wypisane wszystkie emocje na twarzy, a twój umysł niemalże wykrzykiwał wszystkie twoje odczucia. Nie bronisz umysłu w żaden sposób. Gdybym chciał, mógłbym odnaleźć twoje świadome i nieświadome myśli, a także wszystko inne.

Hermiona poczuła gorąco na twarzy i wiedziała, że się zaczerwieniła, a to tylko ją rozdrażniło, gdyż właśnie potwierdziła wszystko, o czym mówił Snape. Wgapiła się w swoje kolana i oplotła palcami różdżkę, czując się niekomfortowo.

Snape pochylił się lekko do przodu i odrobinę łagodniejszym tonem dodał:

– Spokojnie, panno Granger. Daję ci moje słowo, że podczas pierwszych lekcji nie będę próbował się włamać do twojego umysłu. Gdy dojdziemy do tego momentu, wcześniej cię uprzedzę i powiem jak korzystać z Myślodsiewni, byś mogła usunąć te wspomnienia, których nie chcesz, bym oglądał. Zapewniam cię, że tak samo jak ty nie mam ochoty grzebać w twojej świadomości. Istnieje szansa, że przez przypadek mogę coś zobaczyć, ale nie wspomnę o tym ani tobie, ani nikomu innemu.

Napięcie się zmniejszyło. Niewiele, ale zawsze trochę.

– Dziękuję, proszę pana.

Innym już tonem Snape skomentował – Zdajesz sobie sprawę, że nie musisz mówić do mnie „proszę pana” w każdym zdaniu? Wiesz, nie odgryzę ci głowy, gdy za którymś razem to pominiesz – brzmiał na rozbawionego, a i na ustach pojawił się półuśmiech, gdy dziewczyna na niego spojrzała.

Odważyła się odpowiedzieć mu uśmiechem i wzruszyła ramionami.

– Myślę, że to już nawyk. Proszę pana – celowo dodała.

Miękko prychnął, a uśmiech nieznacznie się zwiększył.

– Rozumiem, że wracamy do tematu. Co czułaś?

Opowiedziała mu o oceanie, próbując jak najlepiej wszystko opisać, a gdy skończyła, mężczyzna – chyba z aprobatą – skinął głową.

– Tak. Używam wody jako wizualizacji, ale to nie musi być to. To nie musi być ani nic naturalnego, ani specyficznego. Każdy robi inaczej. Musisz sama znaleźć coś, co będzie dla ciebie najlepsze. Im prostsze, tym lepsze, a na pewno łatwiejsze. To twoje pierwsze zadanie.

– Tak jest, proszę pana. Jak woda pomaga panu ukrywać różne rzeczy?

Jego usta wykrzywiły się w słabym grymasie.

– Słowa zbyt dobrze tego nie oddadzą. Później ci pokażę i więcej zrozumiesz, ale teraz powiedzmy, że wszystko, czego nie chcę pokazać… wsiąka głębiej w wodę, gdy ktoś to ogląda. Jednym z powodów, dla którego używam wody jest taki, że analogie pozwalają mi lepiej wizualizować. Rzeczy, które muszę ukryć, toną bez śladu, a te które mają pozostać tabu są na tyle głęboko, że stają się rozmazane, podczas gdy inne wychodzą na wierzch. Musisz znaleźć własną metodę, ale nie ma pośpiechu. To pomoże ci ochronić siebie, gdy będziesz tego potrzebowała, ale nie pomoże Potterowi, a to powód, dla którego tu jesteśmy.

Odchrząknął, odchylił się z powrotem i bardziej rześkim, biznesowym głosem kontynuował:

– Zdaję sobie sprawę, że proszę cię byś zatrzymała słońce, ale musisz go nauczyć koncentrowania się. Jest daleko od tego, by wizualizować jakiekolwiek tarcze, a co dopiero, by robił; to konsekwentnie i by było silne. Poza tym ty i Weasley nie jesteście jedynymi, którzy zauważyli jego coraz większe problemy z gniewem. Pierwsza rzecz, jakiej cię nauczę, to medytacja i tego samego ty musisz nauczyć jego. Musi być spokojny i oczyścić umysł nim będzie mógł dalej się uczyć, a nie mamy tyle czasu, by czekać aż dojrzeje.

– Proszę pana, – zaczęła z wahaniem – czy mogę zadać pytanie?

– W pani przypadku, panno Granger, myślę, że gdybym pani nie pozwolił, mogłaby pani eksplodować – odpowiedział sarkastycznie, a jego uśmiech zniknął. – To nie jest normalna lekcja. Pytaj.

Hermiona wzięła głęboki oddech, by się uspokoić.

– Czemu… Czemu nie uczył pan Harry’ego w ten sposób? – cicho zapytała. Z tego, co mówił Harry wynikało, że Snape kazał mu się bronić i atakował go mentalnie, nawet nie wyjaśniając, co ma robić.

Snape był cicho przez chwilę, po czym nie patrząc na nią, cicho odetchnął.

– Ponieważ jest Harrym Potterem – odpowiedział. Nie udzielił jej innego wytłumaczenia, a ona nie miała dosyć odwagi, by go zapytać, co miał na myśli.


Od autorki: Boże, uwielbiam pisać o Oklumencji. To świetna zabawa!

*coup d’Etat – z franc. Zamach stanu, w przenośni zmiana etatu

** „Disco Inferno”- jak słusznie zauważyła alutek26, wątpię, by Snape słuchał 50Centa, więc: The Trammps

*** rodzaj fajerwerka, dosyć widowiskowy

**** Historia o Świętym Jerzym i Smoku

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział VIIIGoniąc Słońce – Rozdział X >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 11 komentarzy

  1. Ja dopiero wtedy zaczęłabym panikować 🤣 jedną z moich nielicznych fobii jest głęboka woda. Nawet do jeziora nie wejdę jeśli nie ma w nim innych ludzi xDWróć do czytania

Dodaj komentarz