Goniąc Słońce – XI
„Po prostu zmywając to z siebie,
Całą tą bezsilność wewnątrz mnie,
Udając, że nie czuję, że nie jestem w niewłaściwym miejscu
Jest o wiele prostsze niż się zmienić”
Linkin Park „Easier to run”
Severus był coraz bardziej zły, gdy słuchał rozmów w pokoju nauczycielskim i próbował je zablokować, koncentrując się na gazecie, którą czytał. Normalnie zaszyłby się w spokoju w lochach – a przynajmniej w takim spokoju, na jaki pozwalały mu myśli kłębiące się w głowie – ale odkąd Dumbledore odszedł, nie śmiał tego robić. Bezpieczniej było, gdy miał Umbridge na oku i wiedział o nowym, cholernym Dekrecie zanim wszedł w życie.
– Czy wy się w końcu zamkniecie? – zapytał zirytowany. – Swoją drogą, o czym wy bredzicie?
– O Nimfadorze.
– Tonks? Dlaczego? Czyżby spadła z czegoś bardziej interesującego niż do tej pory? – młoda Aurorka denerwowała go. Jako uczennica powodowała mnóstwo wybuchów, a jako członek Zakonu była wystarczająco radosna i optymistyczna, by go irytować. Na całe szczęście nie próbowała zbyt często z nim rozmawiać, ale to było małe pocieszenie, choć była całkiem niezła w irytowaniu Moody’ego, a to było warte oglądania.
– Najwidoczniej zastawiła sidła na nikogo innego, tylko na naszego Remusa – powiedziała mu Minerwa.
Ciut dziecinnie, ale zdusił chichot. Przynajmniej nie robił perwersyjnych żarów na temat powodu, dla którego Lupin mógłby chcieć zabawić się Metamorfomagiem – a przynajmniej nie robił tego na głos.
– Boże, dopomóż nam wszystkim. To jest skazane na przeklęcie od samego początku – z pewnością nie była tak ślepa czy głupia, prawda?
– Nie bądź taki pewny.
– Czemu, czyżby już się oświadczył? – zapytał prychając.
– Och, nie. Jest uparty i ją odpycha. Jej Patronus zmienił się w wilka. Nawet ty musisz przyznać, że to słodkie.
– Chyba zwymiotuję – odparł chłodno, powracając do gazety. Pustym wzrokiem wpatrywał się w strony, próbując znaleźć powód, przez który czuł się zaniepokojony. Myśli o jego Patronusie powodowały smutek, czasami poczucie winy, a strach był czymś nowym. Jakie ma znaczenie, że Tonks dołączyła do grona osób, których Patronus odzwierciedlał niechcianą miłość? I tak miała szczęście, bo wilk był mniej zawstydzający niż łania…
Przeszedł go zimny dreszcz. Od dłuższego czasu nie przywoływał swojego Patronusa, a z pewnością nie od początku tej wojny… a od tego czasu wiele się zmieniło w jego życiu.
O cholera.
Na tyle szybko, na ile mu wypadało, Severus opuścił pomieszczenie i szybko udał się do względnie bezpiecznych lochów, próbując nie panikować. To było niebezpieczne – jeśli jego Patronus się zmienił, co było niestety możliwe, wtedy Dumbledore się dowie. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co się wtedy stanie. Już teraz Dyrektor ledwo mu ufał.
A jeżeli się zmienił, to również oznaczało, że utracił ostatnie połączenie z nią. Myślenie o tym bolało, a to było jedynie odbiciem jego własnej konfuzji. On naprawdę nie lubił tego, co czuł do Lily tak długo, a jeśli miałby być ze sobą szczery, jej też już nie lubił, lecz wciąż nie chciał utracić tego ostatniego połączenia. Skoro już od wielu dni nie chciał o tym myśleć, tym bardziej nie chciał zmierzyć się z komplikacjami, które by powstały, gdyby jego Patronus się zmienił i co by to oznaczało. Co za bałagan! Szybko przechodząc przez swoje komnaty, zmierzał do schodów wiodących do laboratorium, z którego zwykle korzystał – ostatniego miejsca, w którym miał choć trochę prywatności, ponieważ nie było tam żadnego obrazu. Usiadł na najbliższej ławce, wziął głęboki oddech, zamknął oczy i mocno się koncentrując, zebrał się w sobie.
– Expecto patronum – w końcu wyszeptał i nerwowo otworzył oczy, by zobaczyć rezultat.
Wziąwszy pod uwagę okoliczności Severus nie był w dobrym nastroju, gdy uświadomił sobie sytuację, również tę z jego Patronusem. To naprawdę nie była wina Granger, ale to nie powstrzymało go przed wyżywaniem się na dziewczynie – choć nie lubił tej części swojego charakteru, miła czy nie, wciąż wchodziła w skład niego. Bycie cicho i ignorowanie jej każdego ranka było w porządku, było normalne, a to, że czasami obserwował ją kątem oka czy przysłuchiwał się jej oddechowi było jego własnym problemem i niczym, co ktoś inny mógłby zauważyć. Tak samo jak bycie nieprzyjemnym dla niej czy słowne masakrowanie jej prac domowych było częścią zajęć, a w Skrzydle Szpitalnym zazwyczaj nie był w stanie, by pozwolić wędrować myślom na zakazany temat, choć od jakiegoś czasu nie musiał gościć u Poppy.
Ale lekcje Oklumencji… och, to już zupełnie inna historia. Z każdym ostrożnym „wypadem” w jej umysł wiedział, że jest coraz bardziej zagubiony i walczył z tym w każdy możliwy sposób. Niestety nie było sposobu na tę walkę, ponieważ albo sprawiał dziewczynie ból, albo niechętnie podziwiał sposób w jaki tego unikała. I, jak zawsze, był zmęczony i zestresowany, co tylko pogarszało jego temperament, a dzisiejszego wieczoru nie miał już siły, by się kontrolować.
Nieracjonalnie zły na jej rosnący opór na jego normalne próby ataku – chociaż o to przecież chodziło – zmienił taktykę i wybrał wspomnienie do pokazania jej, by ją rozproszyć i osłabić obronę dziewczyny. To była normalna metoda, ale nic nie usprawiedliwiało tego, że wybrał wspomnienie sprzed kilku lat, gdy został wezwany do Skrzydła Szpitalnego po tym, jak Poppy nie była sobie w stanie poradzić i ujrzał pół – dziewczynę, a pół – kota. Była wtedy nieprzytomna, co oznaczało, że aż do dzisiaj nie wiedziała, iż mężczyzna śmiał się do rozpuku tak mocno, że musiał się podeprzeć framugi, by nie upaść.
Lekkie ukłucie bólu jakie poczuła dziewczyna, wywołało małe poczucie winy u mężczyzny, przez co ten zaczął się wycofywać, przygotowując się do zerwania połączenia i rozmowy o tej strategii. Wtedy zadziwiająco silnie odpowiedziała, pokazując mu wspomnienie. Chwilę zajęło mu rozpoznanie ławek na stadionie Quidditcha i moment dłużej zrozumienie sensu; do tego czasu, Granger ze wspomnienia wyciągnęła różdżkę i podpaliła mu nogę, na co zareagował zawstydzająco wysokim piskiem i próbą zadeptania płomieni, zamiast wyciągnięciem własnej różdżki i zajęciem się nimi w bardziej racjonalny sposób. Nie lubił ognia, a z pewnością nie wtedy, gdy był wymierzony w jego kierunku, a poza tym był wtedy bardzo zaabsorbowany bezróżdżkowym przeciwzaklęciem.
Jego temperament zapłonął na to przypomnienie upokorzenia i nieprzyjemnie odpowiedział jej migawkami wspomnień, na których podskakiwała na krześle, dziko wymachując uniesioną ręką, by odpowiedzieć na pytanie. Prawie dwa lata zajęło jej oduczenie się tego zwyczaju, a i tak czasami jej się zdarzało, zwłaszcza gdy była pełna entuzjazmu w jakimś temacie.
Krew dziewczyny również się wzburzyła, ponieważ odpowiedziała obrazem bogina, którym dowodził Lupin. Co prawda wbrew swojej woli, ale Severus już to widział. Drań pokazał to każdemu w pokoju nauczycielskim tydzień po wydarzeniu, by mogli się śmiać. Wspomnienie napełniło go furią z upokorzenia i kompletnie stracił hamulce. Mściwie odpowiedział najgorszym wspomnieniem, które przyszło mu na myśl, takim, którego się wstydził. W zeszłym roku, kiedy Draco ją przeklął i swoim okrutnym komentarzem sprawił, iż wszyscy się z dziewczyny śmiali. Wtedy, dokładnie tak samo jak teraz, zareagował bez pomyślunku i dał się ponieść swojemu charakterowi.
I tak jak wtedy, tak i teraz jego działania zraniły dziewczynę. Czuł jej rosnący gniew pomieszany ze starym bólem, uczucie, które sam bardzo dobrze znał i jego temperament zaczął słabnąć i zmieniać się w poczucie winy. Próbował wymyślić sposób złagodzenia wyrządzonej przez siebie krzywdy, lecz tak, by zachować twarz, gdy poczuł przebłysk emocji, której nie był w stanie zidentyfikować, a po chwili został zaatakowany silnym i bardzo wyraźnym wspomnieniem Lupina zmieniającego się w wilkołaka z jego koszmarów.
Prawie zmoczył się ze strachu i zanim dziewczyna mogłaby poczuć jak bardzo jest przerażony, zerwał połączenie. Nigdy nie był tak wdzięczny za swoje tarcze jak teraz, gdy głęboko się za nimi schował, by się uspokoić. Znała go zbyt dobrze, co martwiło mężczyznę i musiał przyznać – nawet jeśli tylko przed sobą – zasłużył sobie na to. Czując się roztrzęsiony, spojrzał na nią. Mrugał i próbował się skupić na czymś innym niż obraz pazurów, który miał w głowie. Dostrzegł, że dziewczyna wpatruje się w niego z iście gryfońską butą. Wyglądała na smutną i zranioną, i przerażoną jego reakcją, lecz płomień gniewu wciąż tlił się głęboko w jej brązowych oczach.
– Wystarczy – powiedział cicho, nie patrząc na Gryfonkę i próbując nie wyglądać na pokonanego.
Obydwoje pozwolili sobie na zbyt wiele i tak naprawdę nie mógł być zły, ponieważ to była jego wina i zasłużył sobie na więcej. Gdyby to był ktoś inny, obwiniałby tę osobę, odebrał mnóstwo punktów i przydzielił szlaban – gdyby to był Potter, chłopak już by uciekał – ale… ale to była Granger i teraz już był świadom, że tam, gdzie w grę wchodziła ona, jego zasady brały w łeb.
Gdy niezręczna cisza się wydłużała, próbował wymyślić jakiś sposób na przeproszenie jej bez powiedzenia „przepraszam” – nie tylko był tragiczny w przepraszaniu i nie chciał powiedzieć, że mu przykro, lecz profesor Snape nie przepraszał uczniów za zranienie ich; w zasadzie on się tym rozkoszował – gdy jego ramię zaczęło piec. O kurwa. Nie potrzebował tego teraz. Nie był w nastroju i skończyłby drażniąc kogoś; choć może pojedynek z kimś, kogo nie lubi pomógłby mu oczyścić umysł – tak długo, jak długo nie wybrałby kogoś, kogo jego Pan akurat potrzebował.
Unikając jej oczu, sztywno powiedział:
– Być może zobaczymy się później w Skrzydle Szpitalnym.
Gwałtownie wciągnęła powietrze, zapominając o gniewie.
– Został pan wezwany, sir?
Ugryzł się w język nim warknął „Najwidoczniej” i skinął głową. Następnie odwrócił się i wyciągnął z kieszeni maskę i szatę.
– Jestem pewien, że trafisz do wyjścia. Najlepiej bez dotykania czegokolwiek.
Kiedy Hermiona weszła do Skrzydła Szpitalnego, Snape wyglądał strasznie. Jego twarz była pokryta krwią, a na wpół – rozpięty płaszcz i biała koszula pod nim były spryskane posoką. Wbrew sobie zapytała:
– Co się stało?
W odpowiedzi nawet na nią nie spojrzał, a Madame Pomfrey nieobecnym głosem odrzekła:
– Wygląda mi to na raczej słabe Reducto na twarz. Nieprzyjemne, ale nie zagraża życiu. Ma złamaną szczękę i najprawdopodobniej kilka poluzowanych zębów. Nie ruszaj się, Severusie i szeroko otwórz usta – Snape spojrzał dziwnie na kobietę, po czym spełnił prośbę, a obydwie panie wzdrygnęły się. Sądząc po dźwięku, który temu towarzyszył, jego szczęka nie tyle się otworzyła, co wypadła.
– Jest gorzej niż myślałam – po chwili beznamiętnie zauważyła pielęgniarka. Użyła różdżki, by usunąć więcej posoki, aby mogła zobaczyć zniszczenia. – Myślę, że niestety straciłeś ząb, Severusie, ale ciężko cokolwiek dostrzec, ponieważ wszystko jest tu poszatkowane.
Kobieta zaczęła grzebać mu w ustach. Oczy Snape’a zrobiły się puste i bez wyrazu, gdy powrócił do udawania, że jego tu nie ma i nic się nie dzieje. Próbował zachować tyle godności, ile tylko mógł z lecącą mu po brodzie krwią.
Hermiona przysunęła się bliżej, by móc lepiej widzieć. Jego krzywe zęby były już na swoim miejscu, podkreślając istniejącą wadę zgryzu, cała szczęka była skrzywiona w jedną stronę i luźno wisiała. W dziąsłach, języku i wnętrzu policzka były odpryski i kości. Głęboka rana, z której sączyła się krew biegła przez podniebienie i Madame Pomfrey miała rację – brakowało lewego, górnego trzonowego zęba. Wszystko wyglądało jak jeden, wielki bałagan. Jej rodzice byliby przerażeni – choć i tak już by byli jego zębami, pomyślała niemiło, wciąż zła na mężczyznę. Zrobiła się niebezpiecznie beztroska, gdy już przywykła do całkiem przyzwoitego sposobu w jaki poza klasą traktuje ją Snape i ignorowania jej podczas zajęć. Zapomniała jak małostkowy, złośliwy i niesprawiedliwy może być ten mężczyzna.
– Co powiesz, Hermiono? – zapytała Madame Pomfrey, przerywając jej zadumę.
Już miała odpowiedzieć, gdy przebiegł ją zimny dreszcz. Miała wrażenie, że nagle znalazła się na rozdrożu, jakby to, co miała zaraz powiedzieć, miało mieć większe znaczenie niż sądziła. To nie było miłe uczucie – dezorientujące poczucie niepewności. Ze zdziwieniem, jakby z daleka usłyszała swój własny głos, gdy cicho i z celowym naciskiem odpowiedziała:
– Nie widzę żadnej różnicy.
Madame Pomfrey wyglądała na zdziwioną, co nie było zaskakujące, ale głowa Snape’a natychmiast się uniosła i mężczyzna wpatrzył się w nią, a jego czarne oczy ostro wwiercały się w jej własne. Wyraz jego twarzy zmieniał się od niedowierzania do złości, aż opuścił wzrok, wyglądając na zadziwiająco zawstydzonego. Przynajmniej zrozumiał o co jej chodziło, choć Hermiona nawet przez chwilę nie sądziła, by to powstrzymało mężczyznę przed rozerwaniem jej na strzępy, gdy tylko jego szczęka będzie sprawna.
Kiedy wszystko było już skończone – twierdził, że nic się nie stało z brakującym zębem, ale uważał, iż mógł go przypadkowo połknąć – Madame Pomfrey oddaliła się w poszukiwaniu czegoś łagodnego, by przemyć mu usta, Hermiona wzięła głęboki oddech i wystrzeliła:
– Przykro mi za to, co wcześniej powiedziałam, proszę pana. I za to, co… wcześniej – bardzo szybko podniósł tarcze, ale i tak dostrzegła przebłysk strachu w jego oczach. Wybranie wilkołaka było raczej niemiłe; mógł odpowiedzieć którymkolwiek z jej lęków, a była pewna, że teraz zna je już wszystkie. Jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało, istniały milsze sposoby na zdenerwowanie mężczyzny, bez konieczności zabawy jego lękami.
Gdy zadrżał i odpowiedział, jego głos był cichszy niż normalnie, a przez to, że miał sucho w ustach, słowa zdawały się łagodniejsze.
– Nie, nie jest ci przykro. I nie powinno być.
Zamrugała ze zdziwienia.
– Nie jest pan zły?
– Nie. Myślę, że jestem raczej pod wrażeniem. Tylko kilka osób ma odwagę powiedzieć mi, że przesadziłem – ostrożnie i wbrew zaleceniom Madame Pomfrey, najpierw przesuwał szczęką na boki, a później zaczął rękoma dotykać policzków.
– Harry i Ron próbowali…
– Nie robili tego – przerwał jej z pogardą. – Wykrzykiwali obraźliwe słowa w moją stronę jak siedmioletnie dzieci. To była żałosna pokazówka małolatów i zrobiła na mnie takie samo wrażenie, jak każda inna, którą widziałem przez te wszystkie lata. Poza tym, choć niechętnie to przyznaję i gdybyś kiedykolwiek, komukolwiek to powtórzyła, będę się tego wypierał aż do śmierci, zasłużyłem wtedy na gorsze potraktowanie. Ja zacząłem. Poza tym odpowiedziałaś na atak tak, jak powinnaś w takiej sytuacji.
Ryzykując, usiadła na leżance obok mężczyzny. Zdziwiona zauważyła, że wciąż unikał patrzenia jej w oczy. Nie reagował w sposób, do którego przywykła; tego wieczoru był inny.
– Dlaczego pan to powiedział o moich zębach, proszę pana? – zapytała, nieudolnie próbując ukryć ból w swoim głosie. Na prawdę ją zranił i w zeszłym roku, i wcześniej tego wieczoru.
– Nie sądzę, by chciała pani, abym odpowiedział, panno Granger – cicho odrzekł. Czuła, że mężczyzna wciąż się trzęsie.
– Chcę.
Westchnął, wciąż wpatrując się w podłogę.
– Chciałem cię zranić – odparł obojętnie. – Po prostu. Miałem zły dzień i chciałem się na kimś wyżyć, a ty byłaś przekonywującym celem. Nie jestem z tego dumny, żałuję tego, ale tak było.
Zanim zdążyła się zastanowić nad tym, do kogo mówi, zjadliwie zapytała:
– I myśli pan, że takie zachowanie przystoi nauczycielowi?
– Nie mam tej pracy dlatego, że jestem dobrym nauczycielem, panno Granger – odpowiedział zmęczonym głosem. – Jestem tu, ponieważ Dyrektor musiał mieć na mnie oko i potrzebował, bym miał wystarczająco dużo informacji, aby upewnić Czarnego Pana o mej lojalności, gdyby kiedyś miał wrócić. Nie ma innego powodu. Oczywiście, że nie przystoi. To nie było fair, miłe czy prawdziwe. Jestem poniekąd zdziwiony tym, że sądziłaś, iż którykolwiek z tych powodów mógł mnie powstrzymać przed powiedzeniem tego. Myślę, że już wiesz, iż jestem tak samo nieprzyjemny na jakiego wyglądam.
Niewiele mogła na to odpowiedzieć, ale była rozczarowana. Miała nadzieje, że istniała jakaś głębsza przyczyna, jakiś motyw, by odwrócić uwagę od Harry’ego i Malfoya zanim sytuacja by się pogorszyła albo coś, lecz najwidoczniej powiedział to tylko dlatego, że był draniem. Czując się zawiedziona, skinęła jedynie głową i przeniosła się trochę dalej od niego, chowając twarz za kurtyną włosów, gdy Madame Pomfrey wróciła z mlecznym eliksirem.
Kiedy wychodził, Hermiona cicho powiedziała:
– To nie były przeprosiny, proszę pana.
Snape odwrócił się i spojrzał na nią, unosząc brew. Jego oczy odrobinę zalśniły, gdy z oczywistością w głosie odparł:
– Nie, nie były. Dobrze zauważone.
Przez chwilę się jej przyglądał, po czym skinął głową i opuścił pomieszczenie, cicho zamykając za sobą drzwi. Wbrew sobie Hermiona miękko się roześmiała, potrząsając głową. Przynajmniej był szczery.
Severus był zawiedziony, że przegapił odejście bliźniaków, ale nim wyszedł z lochów, bracia już zdążyli odlecieć. Ich dramatyczne odejście było deklaracją otwarcia działań wojennych. Ich produkty były w całej szkole i w przeciągu tygodnia przynajmniej połowa uczniów ropuchy opuści jej lekcje w pierwszych dziesięciu minutach zajęć z powodu różnych kreatywnych powodów. Jak jeden mąż kadra również się dołączyła. Severus sprawił, że kobieta zrobiła się bardzo, bardzo nerwowa w kwestii tego, co je, po tym, jak miała kilka razy nieprzyjemną grypę żołądkową, jednak głównie obserwował wyczyny swoich kolegów.
Był zmuszony przyznać, że Minerwa zrobiła najlepszy żart. Włamała się do gabinetu ropuchy i transmutowała wszystkie koty na talerzach tak, by wyglądały jak normalne stworzenia i zamiast fioletowych i różowych kociąt były rude, pręgowane, czarne i bure. Usunęła im również wstążki i zezy. Kiedy następnym razem Severus zawitał do gabinetu ropuchy przyznał, że kotki wyglądają teraz całkiem przyjemnie – Umbridge wciąż nalegała, by rady pedagogiczne odbywały się u niej, a nie w pokoju nauczycielskim – ale ropucha była wściekła, zwłaszcza, że nie mogła tego usunąć. Ku złości Severusa najprawdopodobniej jego przełożona właśnie tą akcją zgarnęła całą stawkę.
Filius okazał talent w przeszkadzaniu podczas zebrań. Mały nauczyciel Zaklęć uświadomił sobie, że tylko kilka osób traktuje go poważnie i nawet taki paranoik jak Umbridge nie będzie go podejrzewać, więc popuścił wodze fantazji. Co kilka minut temperatura w pomieszczeniu gwałtownie się zmieniała, okno samo się otworzyło pod wpływem wiatru – którego na zewnątrz nie było, – a świece i lampy mrugały lub zmieniały kolor tak szybko, jakby to był stroboskop, albo zupełnie gasły. Więcej niż jedno spotkanie spędzili przy świetle różdżek i odkryli, że kilku nauczycieli posiada talent w tworzeniu zwierząt z cieni. Severus oberwał od Minerwy w tył głowy za swoje obsceniczne oddanie sztuce teatralnej.
Septima Vector, Rolanda Hooch i Aurora Sinistra stworzyły sojusz – w swojej głowie Severus ochrzcił je Wiedźmami z Makbeta – i, jeśli chodziło o zwierzęta, zaczęły naśladować uczniów, tylko zamiast niuchaczy wpuściły do jej pokoju kocury, które naturalnie obsikały wszystko zanim zaczęły każdą rzecz rozszarpywać pazurami. Pewnego razu, gdy zostały wpuszczone dwa zwierzaki jednocześnie, urządziły sobie walkę. Ku radości Irytka, jego też dwa razy wpuściły do środka.
Im bliżej końca roku, tym Severus był coraz bardziej zmęczony i po prostu przez większość czasu tylko się przyglądał, poza tym miał na głowie inne sprawy. Jednakże używał swojej mocnej strony i bezwstydnie przedrzeźniał ropuchę. Przez lata dopracował sarkazm do poziomu sztuki, a jego język był bardzo cięty. Przez większość czasu kobieta nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że Severus się z nią nie zgadza, a resztę zazwyczaj miał gdzieś. Była to mała, jasna iskierka rozrywki w tym coraz bardziej ponurym i ciemnym świecie.
– Filiusie, czy mogę z tobą przez chwilę porozmawiać, jeśli jesteś wolny? Chcę cię o coś zapytać.
Malutki nauczyciel Zaklęć spojrzał w górę znad sterty esejów, które właśnie oceniał. Był bardzo zdziwiony, widząc Severusa w progu swojego gabinetu – miał prawo, gdyż Severus był aspołeczny i bardzo rzadko, o ile w ogóle szukał towarzystwa swoich kolegów, nie wspominając, że w sprawach zawodowych. Jednakże szybko ochłonął i posłał mężczyźnie uśmiech.
– Oczywiście, Severusie. Wejdź. Chcesz coś do picia?
– Nie, dziękuję – odpowiedział lakonicznie, zamykając za sobą drzwi, a następnie usiadł na krześle i automatycznie skrzywił się. – Chciałem się zapytać, czy wiesz, co może sprawić, że Patronus przestaje działać? – zapytał bez ogródek. Nie ma po co owijać w bawełnę; ani nie miał ochoty na towarzyską rozmowę, ani nie miał na nią czasu. Za bardzo go to gryzło, by mógł zaznać spokoju i najszybciej jak to możliwe musiał rozwiązać ten problem.
– Przestaje działać? – powtórzył Flitwick, marszcząc brwi. – Co masz na myśli?
– Mam na myśli to, że czar do tej pory działał, a teraz nie – rozdrażniony warknął. – Co innego mógłbym mieć na myśli?
– Czy mówimy o tobie, Severusie?
– Tak – przyznał mężczyzna przez zaciśnięte zęby.
– Nie sądziłem, że Śmierciożercy są w stanie wyczarować cielesnego Patronusa – stwierdził z zaskoczeniem Opiekun Ravenclawu.
Severus skrzywił się, zaciskając zęby.
– Nie są – odparł krótko.
Dziwnym było, że te słowa tak bardzo go zabolały; w końcu były prawdziwe. Przecież był Śmierciożercą, wiele lat temu miał proces – wspomnienie, które wciąż go nawiedzało w snach – przyznał to publicznie, nawet jeśli tylko przez pokazanie Mrocznego Znaku Ministrowi, co z pewnością nie było jego najmądrzejszym pomysłem. A jednak, gdy ktoś nazywał go Śmierciożercą, to bolało. Dziwne.
– Ale ty możesz?
– Właśnie to powiedziałem, czyż nie? A przynajmniej mogłem. A teraz, cóż… sam zobacz – ponuro wyciągnął różdżkę z rękawa i przez chwilę się koncentrował. – Expecto patronum.
Obydwaj czarodzieje obserwowali wirującą, srebrną mgłę. To nie był ten rodzaj mgły, który wyczarowywał ktoś, kto dopiero nauczył się zaklęcia czy ktoś, kto wybrał zbyt słabe wspomnienie. To wyglądało tak, jakby coś powstrzymywało Patronusa przed przybraniem konkretnego kształtu. Wyglądało tak, jakby to miało być coś czworonożnego, ale kształt był niekonkretny i rozpadał się, formował się i znów rozpadał.
– Nigdy nie widziałem czegoś takiego, Severusie – przyznał po chwili nauczyciel Zaklęć, przyglądając się z zamyśleniem srebrnej mgle. Sięgnął po kawałek pergaminu i pióro. – Zacznijmy od początku. Ile miałeś lat, gdy po raz pierwszy rzuciłeś cielesnego Patronusa?
– Siedemnaście – żywo pamiętał tę lekcję Obrony. Jako pierwszy pojawił się jeleń Jamesa. Pół godziny później ukazała się łania Lily i mimo dokuczania, Severus stwierdził, że nie ośmieli się dalej próbować rzucać Patronusa przy innych, nie jeśli przedstawia coś tak osobistego. Ćwiczył sam w Pokoju Życzeń i był przerażony i zawstydzony, lecz z pewnością nie zaskoczony, gdy w końcu pojawiła się srebrna łania.
Flitwick zamrugał, gdy usłyszał odpowiedź, lecz skinął głową i zaczął robić notatki.
– Jaki miał kształt?
– Nie zamierzam ci tego powiedzieć – były jeszcze tylko dwie osoby, które znały jego Patronusa; Dumbledore i jego egzaminator na OWUTEMach. Severus nie pamiętał jak mężczyzna miał na imię, ale nie było szansy, by profesjonalny egzaminator, który widział setki uczniów rzucających to zaklęcie, zapamiętał jednego zdającego. Poza tym, nawet jeśli tak by się stało, mężczyzna nie wiedziałby, co oznacza kształt jego Patronusa. A Dumbledore już dawno temu mu obiecał, że nikomu tego nie zdradzi.
Jego kolega nie zamierzał się wykłócać; Filius znał go, odkąd skończył jedenaście lat i doskonale wiedział jak bardzo potrafi być uparty, gdy zachodzi taka potrzeba.
– W porządku. Czy jego forma kiedykolwiek uległa zmianie?
– Nie. Nigdy – cokolwiek ludzie o nim mówili przynajmniej był stały.
– A kiedy ta zmiana nastąpiła?
– Nie wiem. Bardzo rzadko używam tego czaru. Zauważyłem kilka tygodni temu. Gdy nie mogłem sam nic znaleźć, przyszedłem do ciebie.
– Hmm. Czy ma to coś wspólnego ze wspomnieniem, którego używasz?
Severus potrząsnął głową.
– Wątpię. Zawsze używam tego samego wspomnienia i nigdy nie było z tym żadnych problemów. W każdym razie, gdy problem się zaczął, próbowałem innych wspomnień i efekt jest ten sam – Flitwick wyglądał na zaskoczonego, co nie było dziwne, ponieważ większość czarodziejów nie polegała tylko na jednym wspomnieniu do wyczarowania swojego Patronusa. W przeciwieństwie do Severusa mieli całe mnóstwo szczęśliwych wspomnień.
– Cóż, przykro mi, Severusie, ale naprawdę nie wiem, co zasugerować. Czy coś się ostatnio wydarzyło w twoim życiu, co mogło na to wpłynąć?
Nic, co bym kiedykolwiek miał ci powiedzieć.
– Nie specjalnie, – odpowiedział z celową niejasnością – lecz nawet jeśli tak by było, z pewnością zmieniłoby to kształt Patronusa, a nie sprawiło, że przestał działać, prawda? Wiem, że silne emocjonalne przeżycia mogą go zmienić, ale on jest taki sam, tylko popsuty – co po głębszym zastanowieniu jest całkiem ironiczne. Zastanawiał się, czy czar w jakiś sposób gubi się w jego emocjonalnym zagubieniu, skoro sam nie wiedział, co czuje. Może jego Patronus też nie wiedział. Po prostu miał nadzieję, że skoro tak naprawdę nie ma innej formy, nie miało to nic z… nią wspólnego. Boże, naprawdę miał taką nadzieję, ale podejrzewał, że nie ma tyle szczęścia.
– Tak, masz rację naturalnie – zgodził się z nim nauczyciel Zaklęć, ponownie marszcząc brwi i rozważając swoje notatki. – Wiesz, to może być po prostu wynik stresu. Twoje życie nie należy teraz do najłatwiejszych
Parsknął śmiechem.
– To niedomówienie wieku, Filiusie, ale nie. Nie jestem bardziej zestresowany niż byłem pół roku temu.
Mały czarodziej zawahał się.
– Jest jeszcze jedna możliwość, ale ona ci się nie spodoba.
Severus zmarszczył brwi.
– Kontynuuj…
– Cóż, Patronus jest od wieków uznawany za Jasne zaklęcie – powoli powiedział Flitwick. – Zakładam, że to jest właśnie przyczyna, przez którą Śmierciożercy nie mogą go rzucić. Właśnie dlatego byłem zaskoczony, gdy powiedziałeś, że ty możesz. W każdym razie jest to możliwe, nawet prawdopodobne, że ci, którzy często używają Czarnej Magii tracą możliwość rzucania Patronusa, skoro ciemna magia niszczy czyste, pozytywne impulsy tworzące go… – zawiesił głos, nie śmiąc zadać pytania.
Severus zacisnął usta.
– W ostatnim czasie nie zrobiłem ani nic ciemniejszego, ani bardziej krwawego niż zwykle – powiedział zimno. – Moja dusza nie jest bardziej poplamiona niż na początku roku – oczywiście to było kłamstwo, ale plamy i łzy były wynikiem skumulowanych szkód, a nie zwiększeniem ich dotkliwości. Szlag by cię, Flitwick. Odpychając od siebie bezsensowny gniew, westchnął. – W każdym razie to nie to. Mój Patronus nie jest słabszy. On po prostu nie przyjmuje konkretnej formy.
– To prawda. W takim razie nie wiem, co zasugerować, Severusie. Być może twój Patronus jest w trakcie zmieniania formy, z jakiejkolwiek przyczyny. Zazwyczaj takie przemiany są natychmiastowe, ale w tych okolicznościach może to zająć trochę czasu. Jedyne, co możesz zrobić, to wciąż próbować i sprawdzać, czy coś się zmieni. Przykro mi, że nie mogę ci bardziej pomóc.
– Nie oczekiwałem wiele – wymamrotał mężczyzna. – Dziękuję, że próbowałeś.
Wstał.
– Czy coś jeszcze?
– Tylko jedna rzecz – odparł miękko. Jedynie chwilę zajęło mu rzucenie trzech zaklęć: niewerbalnego Accio, zaraz po nim niewerbalnego Incendio, by zniszczyć notatki Flitwicka z ich spotkania i na koniec cichego Obliviate, gdy opuszczał gabinet.
Przykro mi, Filiusie, ale nie mogę sobie pozwolić na to, by ktokolwiek się o tym dowiedział. Już nikomu nie ufam.
Severus był bardzo zmartwiony. Miał duże problemy ze strony, z której się tego nie spodziewał. Był przygotowany na każdą ewentualność, ale nie miał przygotowanej obrony na to. Jakimś cudem Hermiona Granger stała się dla niego większym nawet od Voldemorta zagrożeniem, głównie przez to, że nikt, nawet ona sama nie zdawał sobie z tego sprawy.
Nie wiedział nawet dlaczego. Nie, to było kłamstwo. Starał się przynajmniej sam sobie nie kłamać więcej niż potrzeba, by wciąż funkcjonować. Doskonale wiedział dlaczego i ta wiedza trawiła go od środka.
Było wiele powierzchownych powodów. Najprostszym był fakt, że dorastała i stawała się atrakcyjną młodą kobietą, a on od dawna z żadną nie był, ale to nigdy nie było dla niego wystarczające i nigdy nie oceniał tak uczniów. Była również mądra, a jeśli kiedykolwiek miałby to przyznać, intelektualnie mu dorównywała i już samo to miało wielką moc. Była dla niego miła, a to już było częścią prawdziwego powodu. A fizycznie nie wyglądała jak ktoś, kto niesie ze sobą negatywny bagaż z przeszłości.
Nawet nie umiesz przyznać, że jest ładna, Severusie. Co do kurwy nędzy myślisz, że się stanie?
W porządku, więc dla niego była fizycznie atrakcyjna. Severus był bardzo dobrym szpiegiem; widział więcej niż to, co było na zewnątrz. Widział więcej niż szopę włosów i przeciętne ubranie, i zawsze wolał kobiety, które się nie starały ładnie wyglądać. Gdyby miał swój fizyczny typ to, musiał przyznać, byłyby to kształtne brunetki – Lily była anomalią, dziką kartą i kompletnie nieistotna w tym kontekście. Poza tym musiał przyznać, że miał słabość do apodyktycznych kobiet – patrz: jego przyjaciółki. Ale żaden z tych powodów nie miał znaczenia; ta dziewczyna była pierwszą w jego życiu, która spełniała te kryteria i wciąż była zbyt młoda dla niego, by poważnie ją rozważać – próbował ignorować cichy głos szepczący w jego głowie: jeszcze.
Jakkolwiek ironicznie by to nie zabrzmiało, wszystko zaczęło się od Oklumencji. Widział wystarczająco wiele jej umysłu przez minione tygodnie, by uzyskać wyraźny obraz tego, jaka była. Potęga i siła jej osobowości w tym wieku była zaskakująca; legendarna, gryfońska odwaga była okiełznana przez zdrową dawkę rozsądku, czego brakowało jej przyjaciołom, a co dawało jej pewną ostrość i jasność myślenia, wzmacnianą wrodzoną inteligencją. Również jej poczucie humoru pasowało do jego, gdy tylko wystarczająco się rozluźniła, by być szczera; miała ostre, szybkie i cięte odzywki, które lubił, choć w przeciwieństwie do niego była delikatniejsza, nie docinała i nie dogryzała tak bardzo jak on. Była w niej witalność, która ukazywała się w mentalnym krajobrazie jak jasność płomienia, sens życia, energia i ciepło, i była tak frustrująco uparta, że perwersyjnie zaczął to lubić, zamiast się złościć. Ciężko było czegoś takiego nie podziwiać, ale nawet to nie było całym sensem prawdy.
Rzeczywistość była śmiesznie prosta. Troszczyła się o niego. To było to, sekret, który chciałby poznać za wszelką cenę każdy z jego panów, sekret, dzięki któremu mógłby całkowicie kontrolować Severusa Snape’a; jedyne o co ktokolwiek, kiedykolwiek się troszczył to to, czy żyje czy nie. Nie dlatego, że jego śmierć mogłaby być dla nich jakąś niedogodnością, nie przez to, co mógł zrobić lub co mogliby z niego wyciągnąć, ale tylko dla niego samego. Mimo wszystko Severus wiedział, że nigdy nie wyrósł z bycia przerażonym, samotnym chłopcem, nad którym się znęcano; jedyne czego kiedykolwiek pragnął to to, żeby ktoś go po prostu lubił.
Co prawda byli ludzie w jego życiu, którzy się troszczyli. Na pewno Poppy byłaby w żałobie, gdyby umarł, Minerwa również, być może nawet Dumbledore w pewnym stopniu – choć jakoś w to wątpił. Przypuszczał, że również Dylis i Phineas, nawet jeśli byli martwi. Co dziwne, może nawet Lucjusz; oczywiście nie ufał żadnemu Śmierciożercy, ale byli wystarczająco bliskimi przyjaciółmi, by Severus został ojcem chrzestnym Draco. Ale to wciąż było za mało. Nie było nawet jednej osoby, dla której Severus Snape był w życiu ważną osobą, istniał tylko w dalszym planie; nie był dla nikogo znaczącą osobą.
Oczywiście w tym miejscu wszystko się rozpadało. Granger troszczyła się o każdego; zapewne opłakiwała też los małych piskląt. Miała w sobie naturalne dla Uzdrowicieli niezgłębione miłosierdzie i nie powinien tego odbierać osobiście, w końcu, dlaczego ktoś miałby się o niego troszczyć, zwłaszcza ktoś taki jaki ona, kto przez lata widział większość z jego najgorszych zachowań i jego poszarpaną duszę? A jednak wciąż z pewną wyrazistością pamiętał ten pierwszy raz, gdy złapała go za dłoń, próbując mu ulżyć w bólu, bez konkretnego powodu, tylko po to, aby poczuł się lepiej. Był pewien, że wtedy wciąż go nienawidziła i obawiała się, że na nią za to wybuchnie, ale i tak chciała, by poczuł się lepiej. Był tak bardzo poruszony tym czystym i niewinnym gestem, że prawie doprowadziła go do łez.
Severus nie był głupi i wiedział, że to istnieje tylko w jego głowie; nigdy nic więcej się nie wydarzy z powodu większej ilości przyczyn niż te, które mógłby z łatwością wymieniać przez najbliższą godzinę. To nie miało znaczenia. W końcu jego uczucia nie wymagały wzajemności, by się obronić. Teraz Granger widziała w nim swojego nauczyciela, okazjonalnego pacjenta, sprzymierzeńca i możliwe, że w pewien pokręcony sposób… przyjaciela. To było więcej niż potrzebował, by być całkiem szczęśliwym, więcej niż mógł oczekiwać, więcej niż to, na co mógłby mieć nadzieję. Nigdy nie tracił czasu na zastanawianie się nad tym, co nigdy nie mogłoby się stać. Wystarczyło, że wiedział, co mogłoby mu się podobać; teraz mógł odsunąć od siebie te myśli i żyć z tym, co już miał.
Nie martwił się również tym, czy inni się dowiedzą. Ukrywanie różnych rzeczy nie było przecież dla niego wyzwaniem. Granger była ukryta bardzo głęboko w jego umyśle i tam pozostanie wraz z innymi informacjami ważnymi na tyle, by były bezpiecznie ukryte. Nikt nie był w stanie dostać się tak daleko w jego myśli, ponieważ sama próba uśmierciłaby go na długo przed tym. Upewnił się, że tak będzie. A co do bardziej przyziemnych sposobów dowiedzenia się, o to też się nie martwił. Teraz był lepszym aktorem niż jako nastolatek i prędzej piekło zamarznie niźli kiedykolwiek, komukolwiek o tym powie.
Niemniej jednak był zmartwiony. To mogło nadwyrężyć cały plan. A na ile go rozumiał – czasami Dumbledore był przebiegłym draniem i Severus podejrzewał, że stary trzmiel wymyśla go na bieżąco; Dyrektor nigdy nie wyjawi całego planu – Severus miał nadal szpiegować i znosić niewyobrażalne tortury, by zebrać tyle informacji, ile potrzeba, aby utrzymać Pottera przy życiu, podczas gdy reszta Zakonu będzie się miotała, czując się ważna i próbując przekonać do walki ludzi, którzy mają gdzieś wojnę i robiąc co w ich mocy, by popsuć plany, o których on się dowie. A gdy Potter już zdobędzie wystarczającą wiedzę lub zrobi wystarczająco dużo, albo cokolwiek co było w planie, chłopak ma zabić Voldemorta – jakoś.
A do tego czasu Severus będzie martwy. Nawet jeśli jakimś cudem Voldemort nie odkryje jego zdrady, nie mógłby w nieskończoność żyć w ten sposób. Podejrzewał, że w najlepszym wypadku ma kilka lat zanim wszystkie zniszczenia organizmu go zabiją – oczywiście jeśli wcześniej nie stanie się nic bardziej dramatycznego – i do tego czasu na pewno będzie miał jeszcze jedno załamanie psychiczne. Coraz mniej prawdopodobne było, że dożyje swoich czterdziestych urodzin. I dobrze. Gdy po raz pierwszy klęczał przed Dumbledorem i mu przysięgał, wiedział, że któregoś dnia to go zabije, ponieważ nieczęsto podwójni szpiedzy umierali z przyczyn naturalnych. I to było sedno sprawy, naprawdę; wtedy to nie miało dla niego żadnego znaczenia. Jego życie nic dla niego nie znaczyło – co, jak przypuszczał, było raczej irracjonalne, by oczekiwać, żeby miało dla kogoś innego – i był raczej szczęśliwy, że jego śmierć może pomóc w pokonaniu Voldemorta.
Ale teraz tego nie chciał.
Właśnie takim zagrożeniem dla niego była Hermiona Granger. Pokazała mu, że życie nie jest tak puste i bezsensowne jak myślał. Teraz Severus nie był pewien, czy chce poświęcić swoje życie.
W normalnych okolicznościach wezwanie Severusa o drugiej w nocy skończyłoby się śmiercią wzywającego, ale niczym zaskakującym był fakt, że mężczyzna nie spał. Jego bezsenność stawała się coraz gorsza; zasnął wieczorem, lecz obudziły go koszmary i nawet nie próbował zasnąć ponownie. Siedział w fotelu przed kominkiem i po raz kolejny czytał „Dzwonnika z Notre Dame”, gdy ze ściany dobiegł go krzyk Dylis:
– Severusie!
Zaskoczony tonem, a nie samym wezwaniem, spojrzał na portret.
– Co jest z tobą nie tak?
– Idź do Skrzydła Szpitalnego. Teraz. Poppy potrzebuje twojej pomocy.
Odłożywszy książkę, wstał i założył szatę i buty.
– Mów.
Jego myśli pędziły; co się do diaska stało? Co prawda akurat teraz wypadał moment, w którym Potter robił coś głupio niebezpiecznego…
– To Minerwa – krótko powiedziała Dylis, przerywając jego spekulacje, a on spojrzał się na nią. – Poppy nie jest wystarczająco silna, by sama jej pomóc. Rusz się, Severusie, proszę.
I wyruszył, pędząc przez zamek. Czarny cień przemykał się między sekretnymi przejściami i ukrytymi schodami, by dostać się do szpitala tak szybko, jak to możliwe. Był spocony i dyszał, gdy dotarł na miejsce, pochylił się, by pozbyć się kolki. Był poważnie zmartwiony, gdy zobaczył bladą jak ścianę Poppy, która ledwie powstrzymała się przed uściskaniem go.
– Co się stało? – zapytał zaalarmowany, walcząc o oddech.
Poppy poprowadziła go do łóżka i rozsunęła kurtyny. Minerwa była nieprzytomna, śmiertelnie blada i bardzo płytko oddychała.
– Jest bardzo słaba – powiedziała roztrzęsionym głosem pielęgniarka. – Potrzebuję twojej pomocy, Severusie.
Skinął głową i wyciągnął różdżkę.
– Co się stało?
– Ta suka – warknęła mediwiedźma. Nagły jad w głosie pielęgniarki zamurował go, po czym zupełnie zamarł, gdy dotarły do niego jej słowa.
– Ona to zrobiła? – zapytał bardzo niebezpiecznym tonem. Jeśli tak, to Umbridge zginie. Osobiście ją dekapituje, postawi głowę w słoiku na półce w gabinecie, a resztę odda Graybackowi do zabawy. Albo najpierw odda ją Graybackowi do zabawy, a potem zabierze głowę.
– Nie, nie – odparła zmęczona Poppy. – Jej sługusy przyszły dzisiaj po Hagrida. Minerwa wyszła, żeby spróbować ich powstrzymać – bezradnie machnęła ręką na nieprzytomną kobietę. – Cztery oszałamiacze z bliskiej odległości prosto w klatkę piersiową… – nie musiała dodawać nic więcej.
Severus skinął głową i zaczął pracę. Rzucił kilka szybkich zaklęć diagnozujących, by poznać stopień uszkodzeń.
– Mogę ją wzmocnić i ustabilizować, ale po tym musi zostać zabrana do Świętego Munga – cicho powiedział, sprawdzając wyniki. – Nie wiem więcej niż ty jak to leczyć. Do śniadania wieści o tym wydarzeniu będą w całej szkole.
– Już są – poprawiła go Poppy. – Piątoroczni mieli dzisiaj SUMa z Astronomii. Wszystko widzieli z Wieży. Egzaminator Tofty jest wściekły. Właśnie podnosi raban w Ministerstwie.
– W takim razie, dlaczego pod drzwiami nie ma armii Gryfonów? – zapytał. Zaczął wykonywać serię szybkich, precyzyjnych ruchów różdżką.
– Wydaje mi się, że Filius się nimi zajął. Jestem pewna, że właśnie planują, jak ją zabić, ale przynajmniej są cicho.
– Nie tylko oni – mruknął przez zaciśnięte zęby Severus. On i Minerwa nie byli prawdziwymi przyjaciółmi, raczej przyjacielskimi rywalami; tak samo jak inni od razu go podejrzewała, gdy tylko coś złego się wydarzyło, a przepaść między Slytherinem i Gryffindorem była szeroka i głęboka, poza tym obydwoje zbyt dobrze pamiętali jego dni jako ucznia, by zostać przyjaciółmi. Lecz ze wszystkich jego kolegów to właśnie z nią najlepiej się dogadywał, przynajmniej przez większość czasu i była jedną z fundamentalnych części Hogwartu; poza tym, teraz gdy nie było ani Dyrektora, ani Wicedyrektora, szkoła była bardzo słaba.
Próbując zachować spokój, zaczął śpiewać jedno z leczniczych zaklęć swojego autorstwa. Koncentrował się na tym, co robi, podczas gdy Poppy szukała jakiegoś eliksiru.
– Dlaczego tu nie ma panny Granger? – zapytał w przerwie na złapanie oddechu.
– Pomyślałam, że bardziej się przyda panu Potterowi i pomoże mu się uspokoić – cicho odpowiedziała pielęgniarka. – Nie umie jeszcze pomagać w takich przypadkach, a i nie ma wiele do zobaczenia. A jeśli Harry znowu wybuchnie, tym razem bez Opiekunki Domu, która go ochroni, nie wiem, co się stanie.
Skinął głową. Odłożył różdżkę i położył opuszki palców na czole Minerwy, zaś druga dłoń umieścił na kocu, na brzuchu kobiety i kontynuował zaklęcie, skupiając się na kierowaniu magii, a nie denerwowaniu się. Bez względu na to, co o niej myślał, brakowałoby mu jej, gdyby coś się stało, a świat byłby bardziej ponury bez tej kobiety.
– Kto dowodzi? – miękko zapytała Poppy podczas następnej przerwy.
– Dyrektorka – odparł sarkastycznie, a ona uderzyła go w ramię.
– Nie bluźnij.
Posłał jej półuśmiech, choć trochę niewyraźny, bo akurat kręcił głową.
– Filius jest najstarszy, ale… co prawda nigdy nie omawialiśmy następcy Minerwy, to najprawdopodobniej miałbym być nim ja. Boże, dopomóż nam wszystkim – dodał. Nigdy nie wierzył w to, że jest w stanie prowadzić szkołę i był tak niepopularny, że jedyna szansa jaką miał, to bycie wicedyrektorem pod rządami Umbridge; przynajmniej ją uczniowie nienawidzili bardziej od niego. Poza tym był Śmierciożercą, więc i tak nie miał czasu wolnego. – Prawie koniec semestru. Skłaniam się ku anarchii. Pozwólmy Dolores zebrać plon swoich działań.
– Nie możemy wezwać Albusa?
– Nie mam pojęcia, gdzie on jest, Poppy. Nie ma go w Kwaterze Głównej. Zakładam, że Minerwa miała z nim kontakt, ale nie mam pewności.
– Czy Zakon nie ma przygotowanych jakichś planów na takie sytuacje?
– Skąd miałbym to wiedzieć? – zapytał z odrobiną goryczy i powrócił do zaklęcia, nim kobieta zdążyła odpowiedzieć. To jak pracował Zakon nie miało z nim nic wspólnego, upewniono się o tym, gdy po raz pierwszy poszedł do Dumbledore’a i pokazał mu Mroczny Znak, by móc wrócić. Jego praca to robić to, co mu każą i nic więcej.
Gdy w kółko powtarzał zaklęcie, wpatrywał się w bladą twarz koleżanki. Będzie miał za to głowę Dolores Umbridge na tacy, obiecał sobie ponuro, nawet jeśli zajmie mu to lata lub jeśli umrze próbując.
No i to już jest coś, co mi się nie podoba. Ona jest za młodaWróć do czytania
Podoba mi się relacja Severusa i Minerwy tutaj 😁Wróć do czytania
…szesnaście lat. Ledwo legalna. Kurcze, nie wiem czy będę w stanie czytać dalejWróć do czytania
Spróbuj wytrzymać.
Wiem, że pomysł związku z szesnastolatką może odrzucać, ja też z tego powodu rzucałam ficki i wiem, że dla Seyli to jest również odstręczające –
więc nie chcąc spojlerować powiem Ci tylko, że nic nie będzie się działo w tym czasie. Zacznie się o wiele, wiele później.
W pewnym sensie porównałabym ten fick do Pet Project (jeśli chodzi o ich relację).
Nie mam pojęcia czy czytałam Pet Project… Niektóre z tych Mega Popularnych omijałam ze względu na Lily xD Ale wytrzymam, postaram się 😉
To dość bolesny fragmentWróć do czytania
*Na prawdę -> NaprawdęWróć do czytania
Ja bym nie nazywała Hermiony nikim 😛Wróć do czytania