Goniąc Słońce – Rozdział XIX

Goniąc Słońce – XIX

„Najczęstszym rodzajem kłamstwa jest okłamywanie samego siebie. Okłamywanie innych jest jedynie wyjątkiem”

Fryderyk Nietzsche

 

Przez dwa następne dni Hermiona nie często widziała Snape’a, jak również nie miała Obrony. Gdy widywała go na posiłkach, wydawało się, że wszystko z nim w porządku, ale ponieważ był dobrym aktorem, to nic nie znaczyło. Następnego ranka, jak zwykle, zjawiła się w lochach. Czekał na nią, zachowując się tak, jakby nic się nie zdarzyło, ale nie biegł tak szybko, jak zawsze i brakowało mu jego normalnej gracji w ruchach. Poruszał się mniej płynnie, odrobinę sztywno i chociaż nie było możliwe kuśtykanie podczas biegu, był tego bliski.

– Wszystko w porządku, proszę pana? – zapytała po treningu, gdy wracali do środka.

Spojrzał na nią ostro, po czym wolno skinął głową.

– Leczę się – po chwili dziwnym głosem dodał: – Dobrze się pani spisała.

– Dziękuję, proszę pana, ale nie dlatego spytałam – odparła wzruszając ramionami. – Zaklęcia są proste, choć chciałabym, żeby lepiej działały.

– Niech mi pani wierzy, ja też – wymamrotał. – Kiedyś były bardziej efektywne. Teraz nie działają już tak dobrze.

– Jak można sobie wypracować odporność na takie zaklęcia? – zapytała zaciekawiona.

– Naprawdę nie jestem uodporniony. Po prostu moje nerwy nie leczą się tak dobrze, jak kiedyś – uśmiechnął się sarkastycznie. – Starzeję się.

– Oczywiście, proszę pana – odrzekła sucho. – Trzydzieści sześć lat to już podeszły wiek.

Mężczyzna prychnął i oparł się o ścianę przy przejściu.

– Tak samo jest z każdym rodzajem leczenia. Tę samą rzecz możesz leczyć tylko kilka razy, nim terapia przestanie działać. Ciało nie jest wystarczająco silne, żeby być ranione wciąż w to samo miejsce bez czasu na zregenerowanie się między kolejnymi atakami. Po prostu moje nerwy są niszczone zbyt często i zbyt szybko, to wszystko.

Wszystko.

– Kto wynalazł zaklęcia?

– To nie są specyficzne zaklęcia. Nie ma leczenia na długotrwałą ekspozycję na Cruciatusa dlatego, że nikt nie powinien być tak często nim trafiany. Zazwyczaj ktoś jest torturowany i albo jest wypuszczany lub ucieka, albo jest mordowany. Tylko Śmierciożercy są regularnie traktowani tą klątwą.

– Czy pan obrywa nim częściej niż inni, proszę pana?

– Nie wiem. Wśród Wewnętrznego Kręgu kary nie są publiczne. Myślę, że jestem karany głównie Cruciatusem, a nie… w inny sposób… częściej niż inni z kilku powodów.

Jego wyraz twarzy ostrzegał ją, żeby dalej nie drążyła. Nie potrzebowała tego ostrzeżenia.

– Rozumiem. Proszę pana?

Teatralnie westchnął i ostentacyjnie przetarł oczy.

– Czy naprawdę musimy grać w Dwadzieścia Pytań, panno Granger?

– Przepraszam, proszę pana. Chciałam tylko dowiedzieć się, jak się pan czuje. Potem pan wspomniał, że zaklęcia już tak dobrze nie działają i mnie pan rozproszył. Obiecuję, jeszcze tylko jedno pytanie.

Przynajmniej dzisiaj.

– Tak, a gdzieś w szpitalu Świętego Munga jest szalona, czerwonooka, anorektyczna karlica, która myśli, że jest moją siostrą bliźniaczką – sarkastycznie odparował, ale nie wydawał się zagniewany. – Pytaj więc.

– Jakim uczuciem jest Cruciatus? – spojrzał na nią pusto, a dziewczyna rozwinęła temat. – Nie samo zaklęcie, proszę pana. Jestem pewna, że potrafię się domyślić, jakie to uczucie.

– Jestem pewien, że nie potrafisz – wymamrotał.

– Cóż, może i nie. W każdym razie nie o to pytałam. Chodzi mi o efekty po zaklęciu.

Gdy zastanawiał się nad pytaniem, wpatrywał się w dal i pocierał ręką szczękę.

– Przez pierwsze kilka godzin po prostu boli – w końcu powiedział. – Oczywiście nie tak samo mocno, jak podczas klątwy, ale to ten sam rodzaj bólu. To trwa przez dłuższy czas, w zależności od siły rzuconego zaklęcia. Zazwyczaj, gdy budzę się następnego dnia ból się zmienia i przypomina kłucie igły, nie jest umiejscowiony w konkretnym obszarze. Wciąż boli, ale nie tak dotkliwie. Dzień później… po prostu rwie, jakbym spędził cały dzień na słońcu kopiąc ziemię lub coś podobnego. Głębokie zmęczenie. Potem ustępuje, choć przez kolejny tydzień rwą mnie plecy i stawy, tak jak teraz.

– To wszystko od jednej klątwy? – odrobinę smutno zapytała.

– Większość to skutek tarzania się po ziemi podczas zaklęcia, a nie od samej klątwy – odparł z dystansem. – Nikt tego zbytnio nie studiował. Jak już mówiłem, niewielka liczba osób jest torturowana częściej niż raz lub dwa.

– A jakie są długofalowe skutki, proszę pana?

– Myślałem, że miało być tylko jedno pytanie – odrzekł kpiąco.

– Proszę pana – zaprotestowała Hermiona.

Mężczyzna prychnął.

– Nie wiem. To tyle, takie proste. A teraz zmykaj zanim wymyślisz coś jeszcze, by mnie prześladować.

Westchnęła, próbując się nie uśmiechnąć.

– Tak, proszę pana.

Tego wieczoru Hermiona rzuciła zaklęcia na zasłony wokół łóżka, by jej koleżanki nic nie usłyszały i usadowiła się do rozmowy z Dilys. Była zmęczona, robiło się zimno i po prostu nie miała siły iść do Skrzydła Szpitalnego, by porozmawiać, zwłaszcza, że nad łóżkiem miała obraz.

– Co ci chodzi po głowie, moja droga? – radośnie zapytał portret.

– Jak zawsze, wiele rzeczy – sucho przyznała. – Przy okazji, czy profesor Snape został dzisiaj wezwany?

– Nie. Z tego, co wiem, wszystko z nim w porządku. Jeżeli nic ciekawego nie dzieje się w gabinecie Dyrektora, zazwyczaj Fineas ma na niego oko wieczorami. Pewnie pracuje. O nim chciałaś porozmawiać?

– Wydaje mi się, że częściowo tak. Dzisiaj rano zapytałam go o leczenie, które stosujemy na jego nerwy i powiedział mi, że nie ma konkretnych czarów na Cruciatusa, ale… cóż, od dłuższego czasu zapewne wiedział, że to go czeka, kiedy Sam-Wiesz-Kto w końcu wróci. Dlaczego wcześniej nie próbował niczego wymyślić? Miał ile, piętnaście lat, żeby się tym zająć?

– Hmm – starsza czarownica wyglądała na zamyśloną. – Wydaje mi się, że nie sądził, iż będzie aż tak źle. Cokolwiek powiedział, tym razem przechodzi przez to częściej niż poprzednio. Sądzę, iż Sam-Wiesz-Kto jest inny, choć oczywiście Severus nic na ten temat nie powie. Poza tym – sucho dodała – robił inne rzeczy między wojnami. Wiesz, to nie było tylko siedzenie i czekanie, aż znowu się zacznie. I wiem, że o tym wiesz, bo czytałaś już jego akta. Jak to zawsze z Severusem bywa, sprawy prywatne nie są wysoko na liście jego priorytetów. A jednak uważam, że gdyby wiedział, że tak będzie, popracowałby nad tym.

– Rozważałam poszukanie nowego sposobu, ale nawet nie wiedziałabym, gdzie zacząć – bezradnie powiedziała Hermiona. – Nigdy nie uczono nas wymyślania czegoś nowego bez punktu odniesienia.

– To nie jest coś, czego można nauczyć – delikatnie rzekła Dilys. – Albo masz do tego dar albo nie. Severus ma, ale nie jestem pewna, czy ty też. Wciąż jesteś bardzo młoda, Hermiono, nawet jeżeli już pełnoletnia. Nie czuj się zawstydzona tym, że nie możesz zrobić wszystkiego. Czasami zbyt wiele od siebie wymagasz i spędziłaś już wystarczająco dużo czasu z Severusem, żeby wiedzieć, jak źle może się to skończyć. Pomagasz mu bardziej, niż zdajesz sobie z tego sprawę. Jak na razie, to musi wystarczyć. Jeśli coś wymyślisz, to wspaniale, lecz jeśli ci się nie uda, nie dręcz się tym.

– Nie wiem, czy powinnam ufać twoim radom – odparowała, lekko się uśmiechając. – Wszystko, co kazałaś mi do tej pory zrobić, nie zdziałało zbyt wiele.

– O, naprawdę. Chcesz mi powiedzieć, że absolutnie nic się nie zmieniło?

– Cóż, w porządku, moje włosy łatwiej się układają, – przyznała Hermiona – ale nie sądzę, żeby reszta coś zdziałała. Nikt nic nie zauważył.

– To nie był cel – zganiła ją delikatnie Dilys. – Powiedziałam ci, że większość z nich nie zauważy. Pamiętaj, że jesteś otoczona zapatrzonymi w siebie nastolatkami, którzy przez większość czasu zauważają tylko swoje odbicie. Nawet jeśli tego nie widzisz, zmiany zrobiły różnicę dla ciebie, Hermiono. Twoja postawa się zmienia. Robisz się bardziej pewna siebie, a o to chodziło. I niektórzy zauważyli. Właściwie mówiono o tym w zeszłym tygodniu w pokoju nauczycielskim.

– Naprawdę? – zapytała zaskoczona dziewczyna. – Eee… dlaczego?

Dilys szeroko się do niej uśmiechnęła.

– Ponieważ, moja droga, nauczyciele kochają plotkować. Byłabyś absolutnie przerażona, gdybyś wiedziała, jak niewiele sekretów wy uczniowie macie. Kilku twoich nauczycieli zauważyło, że zrobiłaś się bardziej wyluzowana i nie próbujesz na siłę. Nie, nie to miałam na myśli. Zauważyli, że nie masz aż takiego fioła na punkcie tego, czy zrobisz coś dobrze czy nie. Nie sprawdzasz sama siebie tak bardzo.

Hermiona zastanawiała się nad tym, przygryzając wargę.

– Naprawdę?

– Tak. Severus też zauważył zmianę. Cóż, oczywiście, że zauważył, jemu przecież nic nie umyka. Był bardzo zainteresowany tym, co zrobiłam, żeby pomóc ci z pewnością siebie.

– O Boże. Nie powiedziałaś mu, prawda? – była prawie pewna, że Snape nie wie. W innym wypadku z pewnością zacząłby jej dokuczać.

– Nie. Czasami odrobina niewiedzy mu nie zaszkodzi. Jest takim samym Wiem-To-Wszystko, jak mówi o tobie – lekko stwierdził portret. – Poza tym, to babska tajemnica i nie musi wiedzieć.

– Założę się, że był zachwycony, kiedy to usłyszał – złośliwie powiedziała Hermiona.

– Moja droga, znam go od dawna i jestem przyzwyczajona do jego marudzenia. Poza tym, on ma teraz wiele innych rzeczy na głowie.

– Właściwie to jedna ze spraw, o które chciałam cię zapytać. Wydaje się… może nie nieskupiony, ale ciężko to opisać. Tak, jakby coś go dręczyło. Znaczy, bardziej niż zwykle.

– Wiele rzeczy, wierz mi. Kilka z nich jest jego wymysłem. Ten mężczyzna jest niemalże uroczo ślepy i uparty w tym temacie, ale to rozmowa na inny dzień. Wiem, co masz na myśli – Dilys wyglądała niezręcznie. – Nie mogę ci powiedzieć, Hermiono.

– Czemu? To coś osobistego?

– Nie. Gdybym mogła, powiedziałabym ci, uwierz mi, ale nie mogę. Mimo że uważam, iż ktoś powinien o tym wiedzieć. Portrety w Hogwarcie są związane pewnymi zasadami i jedną z nich jest zakaz ujawniania tego, co mówi Dyrektor. Jedyne, co mogę ci powiedzieć, to to, że profesor Dumbledore dał Severusowi bardzo, bardzo trudne zadanie i właśnie to go gryzie. Nie jestem w stanie powiedzieć ci nic więcej na ten temat. Nie mogę dać ci nawet żadnej wskazówki.

Hermiona ponownie przygryzła wargę i rozmyślała o tym, co usłyszała.

– Co może być trudniejsze niż to, co wszyscy każą mu teraz robić? – w końcu zapytała.

Dilys potrząsnęła głową. Już się nie uśmiechała.

– Nic więcej nie mogę powiedzieć, Hermiono. I zanim zapytasz, Fineas też nie. Chcielibyśmy.

– Ktoś jeszcze wie?

– Nikt. Severus, Albus i portrety, które przy tym były.

– Dlaczego wszystko musi być wciąż trzymane w tajemnicy? – zapytała zrezygnowana Hermiona. Wojna byłaby szybciej skończona, gdyby ludzie po obydwu stronach chcieli rozmawiać ze swoimi sprzymierzeńcami, zamiast wszystko ukrywać. Nie ma dwóch stron, tylko dwa tuziny. Co najmniej.

Nigdy wcześniej nie widziała zagniewanej Dilys. Aż do teraz. Starsza wiedźma cicho powiedziała:

– To nie powinno być tajemnicą. To połowa problemu. Uwierz mi, Hermiono, że chciałabym, żeby było inaczej. Severus nie powinien przechodzić przez to sam, ale mam związane ręce.

Dziewczyna była bardzo zdziwiona reakcją portretu. Wpatrywała się w niego, mocno się nad czymś zastanawiając.

– Czy profesor Snape mi powie, jeśli go zapytam?

– Oczywiście, że nie. Wiesz, że jest uparty, jak osioł. I byłby bardzo zły, gdyby wiedział, że powiedziałam ci nawet tyle.

– Ale ty mi nic nie powiedziałaś – zaprotestowała.

– Wszystko, co mogłam.

– Nie, rozumiem. Nie obwiniam cię. Ale to wszystko jest takie… niesprawiedliwe! – Hermiona nie zdawała sobie sprawy, że zaczyna krzyczeć i coś w niej pękło. – Nikt nic nie wie o tym wszystkim, przez co on przechodzi i co robi! Każdego dnia słyszę, jak ludzie rozmawiają o nim za jego plecami i tak mi trudno powstrzymać się, żeby na nich nie nawrzeszczeć czy ich nie przekląć! I nienawidzę tego, że też taka kiedyś byłam! Nawet Zakon traktuje go jak śmiecia, a oni chyba choć trochę wiedzą o tym, co naprawdę robi, prawda? Wiem, że nalega, by nie ujawniać żadnych szczegółów i to naprawdę głupie, ale nie powinno tak być!

Gdy zabrakło jej powietrza w płucach i uświadomiła sobie, jak głośno krzyczała, dziewczyna zamknęła się. Dilys się śmiała, ale spojrzenie kobiety nie było rozbawione.

– Witaj w świecie problemów wszystkich, którzy z głupoty próbowali zaprzyjaźnić się z Severusem Snape’em – cicho powiedział portret. – Ciesz się, że ma przynajmniej nas, Hermiono. Gdyby nie to, byłoby gorzej, niż mogłabyś sobie wyobrazić.

Kilka nocy później Hermiona szła do Skrzydła Szpitalnego z własnej inicjatywy i prawie trafiła na kłótnię. Zatrzymała się, by posłuchać i uświadomiła sobie, że Madame Pomfrey po raz kolejny gani Snape’a za picie. Oparła się o ścianę i słuchała. Mimo że była przeciwna podsłuchiwaniu, musiała przyznać, iż czasami było to użyteczne. Poza tym, był to interesujący temat. Snape był pierwszym mężczyzną, którego widziała skacowanego, mimo że był świetny w udawaniu, iż jest inaczej. Wydawało jej się, że zdarza się to coraz częściej – albo zrobiła się lepsza w obserwowaniu.

– Powinieneś wiedzieć lepiej – mówiła pielęgniarka.

Dziewczyna usłyszała, że Snape ciężko wzdycha.

– Powtarzam ci, Poppy, że to nie jest twój interes. Nie rozumiesz. Myślisz, że piję, bo chcę choć na trochę zapomnieć, tak? To bzdura. Od tego mam Oklumencję i nikt, kto tak jak ja, żyje na najwyższych obrotach, nie chciałby mieć zamroczonych myśli. Nie biorę nic, żeby się zatruć, to dla innych efektów.

– Więc jakie inne efekty daje ci alkohol? – zapytała zagniewana. – To jest trucizna, Severusie. Wiem, że nie dla smaku. Przynajmniej nie to, co pijesz. Alkohol cię odwadnia, sprawia, że twoje ciało robi się jeszcze zimniejsze, a toksyny powoli zabijają twoją wątrobę. Jeśli nie chcesz być pijany, to co dobrego możesz osiągnąć postępując w taki sposób?

– Iluzję – odrzekł Snape.

– O czym ty mówisz? Jaką iluzję?

– Nie zrozumiesz.

Hermiona rozmyślała nad tym, gdy kłótnia trwała dalej. Mimo, że zabawne było słuchanie, jak groźny profesor Snape zostaje sprowadzony do pozycji obronnej, to było ważniejsze niż dalsze słuchanie, jak się tłumaczy. Jej doświadczenie z alkoholem było małe. W związku z tym, że była tak młoda, mogła jedynie próbować tego, co pili jej rodzice – głównie wino, – a poza tym nie ciągnęło ją zbytnio w tę stronę. Jedyny alkohol jaki sama piła, to piwo kremowe. Nie chodziło o słodycz drinka, bo wiedziała, że Snape zwykle pija whiskey, w takiej lub innej formie. Co innego powodował alkohol? Myślała jeszcze chwilę dłużej i w końcu zrozumiała. Ciepło.

Uczucie ciepła wywołane przez alkohol z pewnością było iluzją, ale było w nim coś komfortowego, coś, co wypełniało całe twoje ciało. Dla kogoś takiego jak Snape, samotnego i przez większość czasu zimnego… mogła zrozumieć, dlaczego był tak uzależniony od tego uczucia. Jeśli próbował to zsyntetyzować, to zawiódł, ale wątpiła, by zawracał sobie tym głowę. Latem zastanawiała się nad herbatą chai z alkoholem. To był zapewne ten sam podstawowy impuls: komfort i ciepło.

Biorąc pod uwagę powód, dla którego przyszła, cała sytuacja była cudownie ironiczna, radośnie stwierdziła, pukając do drzwi i wchodząc do środka.

– Przepraszam, że przeszkadzam.

– Hermiona? Nie mamy dzisiaj lekcji. Wszystko w porządku?

– Tak, wszystko gra, dziękuję. Chciałam czegoś spróbować. Właściwie, profesorze, jeśli ma pan czas, mógłby pan poczekać kilka minut? Widzi pan, to dotyczy pana. Nie zajmę długo.

Poszła do gabinetu Madame Pomfrey i przeszukała szafkę w poszukiwaniu czegoś. Następnie nastawiła czajnik i przekopała rzeczy do herbaty. Usłyszała, jak Snape oskarżycielsko pyta co się dzieje oraz niejasną odpowiedź mediwiedźmy, po czym szeroko się uśmiechnęła.

W ramie nad biurkiem pojawiła się Dilys.

– Co wymyśliłaś, Hermiono?

– Rozwiązanie problemu – radośnie odparła. – Dopiero teraz na to wpadłam, ale wydaje mi się, że odgadłam jeden z powodów, przez który tyle pije. Poza tym i tak chciałam to wypróbować.

– Oświecisz mnie?

– Właściwie to nie – ostrożnie stanęła tak, by swoim ciałem zasłonić to, co robiła. Starannie połamała na mniejsze kawałki trzymane materiały i włożyła je do kubka. Następnie dodała gorącej wody i przyglądała się rezultatom, krytycznie wąchając parę. Być może pił czarną kawę, ale tu trzeba było mleka, zdecydowała, i dodała odrobinę z zapasu pielęgniarki. Dodałaby również cukru, ale poza herbatą chai, nie sądziła, żeby lubił słodycze. – Czy mogłabyś przekonać Madame Pomfrey, żeby wyszła na kilka minut? Myślę, że profesor Snape nie chce, żeby wiedziała, jaką „iluzję” miał na myśli, bo w innym wypadku, powiedziałby jej o tym.

– Hermiono, co się dzieje? – Dilys brzmiała na sfrustrowaną.

Dziewczyna szeroko się uśmiechnęła, ostatni raz mieszając płyn. W końcu stwierdziła, że taki będzie najlepszy.

– Wiesz, też mogę mieć swoją tajemnicę – i miała w tej kwestii bardzo dobrych nauczycieli.

Kiedy z kubkiem w ręce wyszła z gabinetu, Snape spojrzał na nią z podejrzliwością pomieszaną z niecierpliwością.

– Co pani robi, panno Granger?

Zignorowała pytanie, podeszła do łóżka, na którym siedział i wyciągnęła kubek w jego stronę.

– Chciałabym, żeby pan tego spróbował, proszę pana. Myślę, że to może pomóc – zauważyła, że mężczyzna znowu drży i utwierdziła się w swoim przekonaniu. Mam nadzieję, że to zadziała.

– A dokładnie w czym pomoże? – zapytał lakonicznie z lekką nutą zagniewania, która była wyraźnym ostrzeżeniem.

Hermiona wzięła głęboki wdech i spojrzała mu w oczy.

– Mam nadzieję, że zastąpi iluzję czymś prawdziwym, proszę pana.

Najpierw zamrugał. Gdy zaczął odruchowo podnosić tarcze, w jego oczach pojawiła się lekka pustka. Następnie zmarszczył brwi.

– Panno Granger… – powiedział ostrzegawczo.

– Wpadłam na to dosłownie dziesięć minut temu, proszę pana. Nie podsłuchiwałam celowo. Chciałam tego spróbować następnym razem, gdy pana tu zobaczę.

– Co to jest? – zapytał podejrzliwie.

– Oczywiście trucizna. W końcu zdecydowałam się spełnić marzenia setek uczniów – odparła mu sucho. – Czy mógłby pan przestać zachowywać się jak… jak pan na pięć sekund, proszę i po prostu tego spróbować? Yyy… proszę pana – dodała, nieznacznie się czerwieniąc, gdy uświadomiła sobie, że potraktowała go, jak swoich przyjaciół.

Ku jej uldze i zdziwieniu, Snape był rozbawiony jej postawą, gdy sięgnął po kubek i ostrożnie powąchał zawartość. Zamrugał i spojrzał na nią.

– Gorąca czekolada? To niby ma pomóc? – zapytał zgryźliwie. – Wiesz, nie mam sześciu lat.

– To medyczna czekolada, proszę pana – cicho go poprawiła. To miało sens. Jednym z objawów, które wywoływali Dementorzy, było przeraźliwe zimno, a zaczarowana czekolada, używana w leczeniu działała lepiej niż zwykła, ponieważ powodowała ciepło. Może pomoże, lecz nawet jeśli tego nie zrobi, również nie zaszkodzi.
Wyraz twarzy Snape’a zmienił się. Był zamyślony, gdy spojrzał na kubek i ponownie powąchał zawartość. Następnie złapał naczynie obydwoma dłońmi, oparł się wygodniej i wziął łyk. Hermiona cofnęła się i gdy przełykał, uważnie się mu przyglądała. Zamknął oczy, co nie było pomocne, ale i tak nie byłaby w stanie nic wyczytać z jego twarzy. Skryty drań, pomyślała. Ta obraza była pewnego rodzaju czułością. Nagrodą dla niej był kolejny łyk, potem większy aż w końcu zaczął normalnie pić i pohamowała uśmiech. Ha!

Gdy dopił do połowy zawartości kubka, przestał się trząść, a przynajmniej tak to wyglądało z tej odległości. Gdyby była bliżej, może dostrzegłaby drżenie, ale to była wyraźna poprawa. Zapewne długo to nie potrwa, ale było delikatniejsze, niż złudne uczucie ciepła, które dawał alkohol, i nie zniszczy jego zdrowia. Jego zęby już były wystarczająco straszne, a poza tym kalorie spływające mu do gardła mogły mu się przydać. Ponadto, nie wpłynie to tak źle na jego wrzody, w przeciwieństwie do tego, co pił do tej pory.

Mężczyzna przechylił kubek i wypił wszystko, oblizując na koniec usta. Hermiona grzecznie się uśmiechnęła, próbując zachować spokojny i profesjonalny głos, gdy zapytała:

– Czy jest jakaś poprawa, proszę pana?

Spojrzenie, które jej posłał, ostrzegało ją przed byciem bezczelną. Następnie rozejrzał się po pomieszczeniu, sprawdzając czy nikogo nie ma i czy nikt nie podsłuchuje. Odezwał się bardzo cicho, ledwie go usłyszała.

– Tak.

Dziewczyna uśmiechnęła się z ulgą.

– Cieszę się.

Snape spojrzał na nią dziwnie, jakby był czymś zaniepokojony. Zanim z powrotem wpatrzył się w kubek, przyglądał się jej z zamyśleniem.

– Dziękuję – zmieszany, powiedział głosem nie wiele głośniejszym od szeptu.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

– To niewiele, proszę pana. Wiem, że to tak naprawdę nie naprawi problemu. To tylko inny rodzaj iluzji, ale przynajmniej, w tym wypadku Madame Pomfrey nie będzie panu kazała przestać – psychologiczny sposób był dobrym początkiem, nawet jeśli nie sięgał korzeni fizycznego problemu.

Mężczyzna prychnął z lekko rozbawionym spojrzeniem, nadal skupionym na kubku. To również był dobry znak i Hermiona pozwoliła sobie poczuć się dumna sama z siebie. Nieźle.

W deszczowy weekend, w okolicach Halloween, Hermiona nie miała co robić. Część ranka spędziła z podręcznikiem Księcia Półkrwi, próbując odczytać z nagryzmolonych notatek choć drobną wskazówkę o tym, jaki był chłopak, który je napisał. Jednakże poza kolejnymi eliksirami i zaklęciami nie było tu zbyt wiele napisane. Ta książka pochodziła z szóstego roku Snape’a i w tym czasie nie miał już żadnych przyjaciół.

Przy bliższym spojrzeniu kilka rzeczy było tajemniczych. Notatki były napisane tylko dla siebie, dla nikogo innego, a większość z nich nie miała wytłumaczenia. Wariacje w metodach przygotowania eliksirów nie były złe. Nie musiała rozumieć z jakiego powodu postanowił zmienić część przepisów, ale gdy zgadła powód, była z siebie bardzo zadowolona. To zaklęcia ją martwiły, zwłaszcza po jego ostrzeżeniu, że kilka z nich jest niebezpiecznych.

Kilka tygodni temu szczególnie jedno z nich zwróciło jej uwagę. Inkantacja brzmiała Sectumsempra i jedyna adnotacja brzmiała „na wrogów”, a to nie wróżyło zbyt dobrze. Miała łaciński słownik… w domu, czy też raczej w magazynie niedaleko jej domu, gdzie nie było z niego żadnego pożytku. Frustrujące było to, że Hogwart nie posiadał takiego słownika, a to był ogromny brak, zwłaszcza, że większość zaklęć przynajmniej wywodziła się z łaciny. Jednakże cokolwiek ta klątwa robiła, najwyraźniej była niebezpieczna i między innymi ją miał na myśli, kiedy przestrzegał ją przed używaniem bez konsultacji z nim.

Martwiło ją to, że stworzył zaklęcie, które najprawdopodobniej należało do Czarnej Magii, ale nie była tak bardzo zmartwiona, jak byłaby, powiedzmy w zeszłym roku. Jego nauka myślenia była dla niej efektowna i mimo, że nie wiedziała, co dokładnie ten czar powoduje, była pewna, że humorzasty, samotny i gniewny nastolatek, którym był, nie stworzył zaklęcia dla samej idei tworzenia. Musiał mieć powód, a mroczność zaklęcia zależała od tego, jak i po co miało zostać użyte, a nie co robiło…

Prychając z frustracji, dziewczyna stwierdziła, że to było najbardziej denerwujące. Każde pytanie dotyczące Snape’a, które miała, wywoływało tuzin kolejnych i mimo najlepszych wysiłków, nadal nie mogła odgadnąć odpowiedzi choć na połowę z nich. To było absolutnie wkurzające i tylko zwiększało jej pragnienie, by poznać mężczyznę bardziej. Powoli zaczynała być pewna jednej rzeczy – był zakochany w Lily Evans. Zastanawiała się nad tym, odkąd się dowiedziała, kim była tajemnicza przyjaciółka Snape’a z Gryffindoru.

Hermiona spojrzała na trzymaną na kolanach otwartą książkę i myślała o tym, co wie o tej dwójce. Jakimś cudem, choć to było dziwne, od samego początku byli bliskimi przyjaciółmi, ale pod koniec roku ich przyjaźń się rozpadła i nigdy nie została naprawiona… wolno zamrugała, przypominając sobie, co powiedział jej Harry na temat wspomnienia z Myślodsiewni, które widział podczas katastrofalnej lekcji Oklumencji. Uwaga Harry’ego była skupiona przede wszystkim na tym, co robili Syriusz i James, ale powiedział jej też, że do akcji wkroczyła Lily, broniąc Snape’a, który na nią nakrzyczał i nazwał szlamą. Nie mogła tego udowodnić, ale Hermiona postawiłaby wszystko na to, że to był dokładny moment, w którym ich przyjaźń na dobre się rozpadła.

Zamyślona przygryzła wargę, rozważając tę sytuację. W pierwszym odruchu zgadzała się z Lily – szlama, było okropną inwektywą i usłyszana od przyjaciela bolała bardziej. Był to również znak, że Snape kroczył już ścieżką do zostania Śmierciożercą. Jednak z drugiej strony to, co opisał Harry, a co Huncwoci robili Snape’owi było wyraźne – tak naprawdę to była forma seksualnej napaści. Fakt, Harry nie widział, czy go rozebrali czy nie, ale w jakiś sposób była pewna, że to zrobili. Nastoletni chłopcy mieli wrażliwe ego. Z pewnością nie chciałby, żeby broniła go dziewczyna, nawet w mniej ekstremalnych okolicznościach i z tego, co słyszała, mężczyzna nie kontrolował tego, co mówił. Zastanawiała się, co zrobił później. Lily była jedynym przyjacielem i był na tyle młody, że z pewnością nie był aż tak upartym durniem, jakim był teraz. Czy próbował się z nią pogodzić?

W końcu zdecydowała, że spekulacje są bezsensowne. Nie znała całej historii i bardzo, bardzo prawdopodobnym było, że nigdy jej nie pozna. Poza tym, to nie była jej sprawa. To było prywatne życie Snape’a i najwyraźniej w jakiś sposób pogodził się z tym. Poppy to podejrzewała, ale nawet ona nie była pewna. Jednak było w tym coś okropnie tragicznego. Wyraźnym było, iż uczucia Snape’a były jednostronne i nie mające żadnych szans, ponieważ gdyby Lily czuła to samo, po jakimś czasie wybaczyłaby mu. Bez względu na to, jak ją nazwał. W końcu, cierpko zauważyła Hermiona, jak często wybaczała Ronowi bycie draniem? Co więcej, jak często to samo zaczynała ostatnio wybaczać Snape’owi?

Zanim zamknęła książkę, po raz kolejny na nią spojrzała. Czuła się zawstydzona swoim zachowaniem, swoim grzebaniem tak głęboko. To było bardzo osobiste i prywatne, i nie było jej sprawą. Odsunęła te myśli od siebie i, przygryzając wargę, zaczęła rozmyślać. To wiele tłumaczyło. Wojna z Jamesem, fakt, że przez większość czasu Snape nie mógł znieść widoku Harry’ego – zawsze uważała, że w tym musi być coś więcej, a teraz miała brakujący element układanki.

Oczywiście ważną kwestią było to, jak głęboko sięgały jego uczucia. Lily była martwa od piętnastu lat, co wydawało się bardzo długim okresem czasu, w temacie uczuć dla kogoś, kto cię nie chciał. Jednak emocje Snape’a w stosunku do Harry’ego były według niej bardzo nieczułe. Jego życie było samotne. Świadomie lub nie, najprawdopodobniej nie było nikogo innego.

– Cóż, – cicho wyszeptała, wzruszając ramionami i słabo się uśmiechając – zawsze wiedziałam, że nie mam zbyt dużych szans.

Z pewnością nie było możliwości, by mogła mieć nadzieję, żeby konkurować z martwą kobietą o najwidoczniej bardzo głęboką przyjaźń ze Snape’em. Po takim czasie wspomnienie prawdopodobnie przybrało kompletnie nierealistyczny obraz perfekcji, a Hermiona była świadoma swoich własnych wad. A jednak, przypomniał jej natrętny głos, obydwaj, Harry i Ron zauważyli, że coś się zmieniło w zachowaniu Snape’a w stosunku do niej. Choć obydwaj byli takimi obserwatorami i posiadali taką samą wiedzę, jak złota rybka o jeździe na rowerze.

Przeszył ją dreszcz, gdy do głowy wpadła jej kolejna myśl. Tak samo jak Lily, była mądrą, gryfońską mugolaczką. Co prawda fizycznie się różniły, ale podejrzewała, że dla mężczyzny takiego, jak Snape, wygląd był najprawdopodobniej najmniej ważnym czynnikiem. Choć wartym zauważenia było to, że Lily naprawdę była bardzo ładna. Dziwnym dla niej było zastanawianie się nad tym, czy pod innymi względami były podobne. Oczywiście część niej miała nadzieję, że nie, bo to byłoby przerażające, ale druga część zdradziecko zauważyła, że być może dzięki temu jej szanse na zaprzyjaźnienie się z nim wzrosną.

Boże, to był zły pomysł. Jedyne, co dostała w zamian, to więcej pytań. Poza tym, dzisiaj było Halloween, rocznica śmierci Lily. Nagle tok rozumowania Hermiony zatrzymał się. To było to? Czy powód, dla którego Snape zmienił strony miał coś wspólnego z Lily? Okej, to było naciągane, ale przez rok kopania w jego przeszłości najlepiej jak potrafiła, była pewna, że Lily była jedyną rzeczą w jego życiu, o którą naprawdę się troszczył. Może… może się z nim skontaktowała, w jakiś sposób zmieniła jego poglądy? Albo… dziewczyna potrząsnęła głową i westchnęła, przecierając oczy. Więcej pytań bez odpowiedzi. Jedyne, co osiągnęła swoim wtrącaniem się, był ból głowy.

Ciekawość zabiła kota*. To samo może zrobić z Gryfonem.

Hermiona ponuro zdecydowała, że listopad zapowiadał się na nieprzyjemny miesiąc. Po pierwsze, pogoda zrobiła się straszna – zwykle o tej porze padał już śnieg, ale miesiąc rozpoczął się lodowatym deszczem, a każdy dzień był szary i depresyjny. Mimo najlepszych wysiłków Slughorna, w lochach było boleśnie zimno, a lekcje Eliksirów były torturą. Hermiona nie chciała myśleć o tym, jak Snape znosił mieszkanie pod ziemią przez cały rok. Nie byłaby zaskoczona, gdyby na ścianach zaczęła się robić warstwa lodu.

Wydawało się, że ze Snape’em wszystko było w porządku – na tyle, na ile sama mogła ocenić. Na pewno cierpiał, kiedy było zimno. Madame Pomfrey była zagniewana, gdy bezceremonialnie i bez słowa wytłumaczenia ogołocił jej zapasy medycznej czekolady, ale Hermiona prawie się udusiła, hamując śmiech. Jednak poza tym, wydawał się zdrowy. Najwyraźniej kilka ostatnich Wezwań było całkiem spokojnych. Mężczyzna znalazł też w końcu czas, aby uczyć ją, Harry’ego i Rona walki.

Był zadowolony, że sami uczyli się magicznej walki, gdy po kilku walkach z nim sprawdził poziom ich wiedzy. Powiedział, że jedyne, czego potrzebują to praktyka. Fizyczna walka zapowiadała się na bardziej skomplikowaną. Mężczyzna był zaskoczony ich znikomą wiedzą w tym temacie, zwłaszcza w przypadku chłopców. Teraz próbował, niezbyt cierpliwie, tłumaczyć im wszystko podczas wykonywania w zwolnionym tempie serii ruchów i miał niezadowolony wyraz twarzy.

Hermiona musiała przyznać, że nie była zbytnio skupiona. Miała trochę wiedzy o walczeniu, ale to były walki dziewczęce – najpierw łapiesz za włosy, a potem szukasz kawałka skóry, który możesz zadrapać paznokciami. Z jej doświadczeń wynikało, że chłopcy nie uderzali dziewczyn i wydawało się, że pozostali uczestnicy z ich grona podzielali tę opinię – co dziwne, również Snape – więc zawsze będzie trochę dziwnie. Na początku Snape złączył z nią w parze Harry’ego, ale to nie wiele dało, bo obydwoje zaczęli się śmiać. Snape wahał się przed zrobieniem z nią demonstracji i oczywistym było, że on i Harry przeciwko sobie było złym pomysłem, ale po próbie użycia Rona, skapitulował i przydzielił go do pary z nią.

To była jedna z tych niewielu sytuacji, kiedy Snape popełnił błąd, pomyślała bezemocjonalnie Hermiona, gdy stanęła naprzeciwko rudzielca. Oczywiście, to nie była wina ich nauczyciela. Nie mógł wiedzieć o poprzednim dniu, cholernym Quidditchu i cholernej Lavender Brown. Była w pełni świadoma tego, że musiała wyglądać okropnie tego ranka, ale on i tak nie zwrócił na to uwagi i deszcz z pewnością uniemożliwił mężczyźnie zauważenie, że przepłakała pół nocy.

To nawet nie chodziło o to, że Ron ma dziewczynę, nie tak naprawdę, choć i to bolało, i sprawiało, że miała ochotę kogoś uderzyć. Chodziło o to, że obydwoje przy każdej możliwej okazji chcieli utrzeć jej nos. Ale teraz, po wielu latach, była przyzwyczajona do tego, że Ron jest niewrażliwym dupkiem, bez żadnej świadomości uczuć innych, zwłaszcza jej i do tego, że był całkiem często złośliwy bez powodu. Lecz nawet z takim charakterem nie był… cóż, bez przebywania w obecności dosadnego słownictwa Snape’a przez ostatnie lata, nie byłaby w stanie tego opisać. I jakby to nie było wystarczająco wkurzające i bolesne, w dormitorium Lavender zachowywała się jak krowa. Zadowolona z siebie, protekcjonalna i zdecydowanie za bardzo chętna, żeby dzielić się wszystkimi szczegółami. Nawet Parvati czuła się z tym odrobinę nieswojo.

Wziąwszy pod uwagę wszystkie okoliczności, Hermiona czuła się usprawiedliwiona, gdy w końcu puściły jej nerwy. Wcześniej Snape powiedział, że pierwsze, czego będzie próbował mężczyzna w walce z kobietą, by wygrać, to próba wykorzystania większej wagi i siły. Teraz próbował tego Ron, więc wyginając się na jedną stronę, spojrzała na niego wściekle, i z taką siła, jaką mogła poderwała kolano i kopnęła go między nogi.

Część jej świadomości czerpała niesamowitą przyjemność, gdy z twarzy chłopaka odpłynęły wszystkie kolory i bardzo wysoko pisnął, po czym upadł na bok i zwinął się w kulkę.

– Hermiono! – krzyknął zszokowany Harry.

Nawet Snape wzdrygnął się z sympatią, choć jego oczy błyszczały od powstrzymywanego śmiechu, gdy pojawił się w jej polu widzenia.

-Pięć punktów od Gryffindoru, panno Granger, mimo iż cieszy mnie widok skręcającego się z bólu Weasleya, nigdy nie robi się tego żadnemu mężczyźnie, chyba że walczy pani o swoje życie albo cnotę. Nie obchodzi mnie jak bardzo jest pani zła i dlaczego. Po prostu są pewne rzeczy, których się nie robi. Nie muszę chyba mówić, że jeśli którekolwiek z was spróbuje tego na mnie, to będzie żałowało do końca swojego życia – również w głosie mężczyzny pobrzmiewał tłumiony śmiech. Gdy patrzył na Rona, na ustach igrał mu uśmieszek wyższości. – Wstawaj, Weasley. Nie umierasz. Wiem, że to boli, ale uwierz mi, mogłoby być gorzej. Jesteś usprawiedliwiony na ten wieczór. Idź, poleż w zimnej wodzie i przestań robić tyle hałasu. Najprawdopodobniej zasłużyłeś.

– Przecież właśnie pan powiedział, że to było niesprawiedliwe – zaprotestował Harry, klęcząc przy przyjacielu. Hermiona otoczyła się ramionami i wpatrzyła w ścianę. Próbowała poczuć się zawstydzona swoim zachowaniem, ale w tym momencie była na to zbyt wściekła.

– Gdyby panna Granger miała zamiar kopnąć któregokolwiek z was dla kaprysu, co osobiście bym pochwalił, zrobiłaby to pięć lat temu – odpowiedział sucho Snape. – Domyślam się, że dzisiaj miała ku temu powód. Nie obchodzi mnie on. Jakiekolwiek macie problemy, zostawcie je na zewnątrz. Mam do czynienia ze zbyt dużą ilością nastoletnich problemów każdego dnia i uważam, że są one niezmiernie denerwujące. Ile jeszcze razy mam powiedzieć, że emocje was rozpraszają, zanim mnie posłuchacie? Weasley, na twoim miejscu ruszyłbym się teraz, by wziąć zimną kąpiel, bo za chwilę za bardzo spuchnie. Im dłużej czekasz, tym chodzenie będzie bardziej bolesne.

Ron spojrzał na wszystkich wściekłym wzrokiem – jego twarz przybrała interesującą mieszankę kolorów: czerwieni z bielą – po czym z widocznym w oczach bólem wyszedł z pomieszczenia, raczej dramatycznie kuśtykając.

– To naprawdę tak bardzo boli? – zapytała z dystansem Hermiona. Wciąż wpatrywała się w ścianę, próbując wypełnić umysł mgłą, żeby się uspokoić.

– Tak – szczerze odparł Snape. – Choć również zachowuje się jak królowa dramatu. Znowu.

– Został pan kiedyś kopnięty przez dziewczynę? – niewystarczająco cicho wymamrotał Harry. – To niespodzianka.

Podczas gdy zauważalnie opadała temperatura, w pomieszczeniu zapadła też cisza.

– Zechciałby pan to powtórzyć, panie Potter? – zapytał zimnym, jedwabistym głosem, który wyraźnie ostrzegał.

– Niezbyt, proszę pana – odrzekł Harry.

Hermiona ostrożnie rozejrzała się. Snape i Harry stali naprzeciwko siebie. Harry, jak często ostatnimi dniami, wyglądał na wkurzonego – choć coraz lepiej radził sobie z emocjami, teraz ich nie kontrolował – a Snape wyglądał… właściwie na dziwnie zamyślonego, jeśli dobrze odgadła. Och, oczywiście, że wyglądał na zagniewanego, jednak za tymi czarnymi oczami trybiki szybko się obracały.

– Pani również jest zwolniona z zajęć, panno Granger – powiedział z dystansem Snape. Nie spuszczał wzroku z Harry’ego. – Innym razem o tym z panią porozmawiam.

– Proszę pana… – zaczęła z wahaniem, ale mężczyzna posłał jej spojrzenie, po którym nie zamierzała z nim dyskutować. W większości wypadków mogła sobie pozwolić na więcej, a przynajmniej na trochę więcej. Jednak gdy miał taki wyraz twarzy, nie było o tym mowy. Przygryzła wargę, skinęła głową i z obawą zerknęła na Harry’ego, który sam teraz wyglądał na zdenerwowanego. – Tak, proszę pana.

Severus wewnętrznie odetchnął, gdy drzwi się zamknęły za dziewczyną. Od jakiegoś czasu wiedział, że do tego dojdzie, choć miał nadzieję, że nie będzie to koniecznie.

– Po raz kolejny, panie Potter ma pan kilka problemów ze swoim temperamentem – rzekł miękko. – Jakąkolwiek kłótnię mieli tym razem pana przyjaciele, nie była ona związana z panem. Więc czy mógłby mnie pan oświecić, dlaczego postanowił się pan wtrącić i wszystko pogorszyć?

Obrócił się i przyjrzał się chłopakowi. Jego ponury i nadąsany wyraz twarzy ułatwił mężczyźnie spojrzenie w te jasne, zielone oczy. Lily nigdy nie wyglądała na rozdrażnioną, tylko na cholernie wkurzoną. Nadąsanie było podobnego do tego Jamesa i poczuł, jak usta mu się wykrzywiają, mimo że nic nie powiedział. Wbrew powszechnej opinii Severus wiedział, że Harry Potter nie jest swoim ojcem, choć bardzo często trudno było mu to odpowiednio okazać.

Jednak odrobinę go kuło, gdy widział zdenerwowanie na twarzy chłopaka. Nigdy, w całym swoim życiu nie podniósł ręki na dziecko. Czcze groźby i obrażanie – i, w tym przypadku, kilka niesprawiedliwych ocen – z pewnością nie usprawiedliwiały ogólnego strachu. Nielubienie było w porządku, spodziewał się go, nawet pożądał. Ale strach?

– Kot zjadł ci język? – warknął zirytowany. – Zadałem ci pytanie.

Mężczyzna obserwował wewnętrzną walkę chłopaka – każdy wyraz twarzy Pottera był wyraźnie widoczny – i uświadomił sobie, że chłopak nawet nie zna odpowiedzi. Severus dobrze pamiętał, jak to jest być zagniewanym na wszystko. Nawet jeśli nie było ku temu powodów, to jedynie pogłębiało gniew, ponieważ wtedy złościłeś się sam na siebie, jak i na wszystkich innych. Od jakiegoś czasu już to planował. Ani kazania, ani szachy nie trafią do chłopaka. Mężczyzna myślał o innym rodzaju lekcji.

– Jeśli dalej będziesz tkwił w tej głupocie, doprowadzisz do śmierci swoich małych przyjaciół – powiedział sucho i bezceremonialnie. – Boże, miej ich w swoich opiece. Oni za tobą idą. Czy zamierasz wynagrodzić ich ślepą wiarę ponownym wpakowaniem się w niebezpieczeństwo? Ostatnim razem przecież tak dobrze się to skończyło, prawda?

Odnośnik był celowy. W pewnym momencie będzie musiał raz jeszcze zmusić chłopaka do rozmyślania o Blacku, ale dzieciak jeszcze nie był na to gotowy. Teraz jedyną reakcją jaką Severus chciał osiągnąć, była ta, którą dostał: wściekłość, która boleśnie przypominała mu matkę chłopaka. Ignorując uczucie wywołane przez wspomnienie, mężczyzna prychnął tak lekceważąco, jak tylko był w stanie.

– Nadal zachowujesz się jak dziecko, Potter. Gdy tylko sobie przypomnę, że tego lata staniesz się pełnoletni, zaczynam rozpaczać. W tym szmatławcu nazywają cię Wybrańcem. Zastanawiam się, co by sobie pomyśleli, widząc cię teraz? Rozpuszczonego bachora, który nie myśli, który pozwala sobie na zachowanie, które zawstydziłoby małe dziecko, nawet po tym, jak mu pokazano, do czego takie postępowanie może doprowadzić. Jak wiele razy twoi przyjaciele ufając tobie, szli za tobą w niebezpieczeństwo? Jak wiele razy przez ciebie ucierpieli?

– Zamknij się!

Ach, proszę bardzo. Severus przełknął gulę w gardle. Nie czerpał z tego radości. Ty mały głupcze. Wolałbym, żeby nie musiało dojść do tej sytuacji. Jakim cudem, do cholery, zaczynasz zachowywać się jak ja? Los jest chorą psychicznie suką. Ironia była wystarczająco duża, żeby się nią zakrztusić przy przełykaniu.

– Prawda boli, czyż nie, Potter? – prychnął. – Nie masz tutaj Zakonu reagującego na każde twoje zawołanie i pobłażającego ci. Twoi przyjaciele nie przysłuchują się każdemu twojemu słowu. Jesteśmy tylko my dwaj. Na mnie twoja blizna nie robi wrażenia, a twój temperament nie jest usprawiedliwiony i rozumiany. To nudne, Potter. Bardzo, bardzo nudne. Co więcej, doprowadza ludzi do śmierci, a ja, w przeciwieństwie do innych, którzy już są martwi, nie chcę zginąć przez napady złości rozpuszczonego chłopaka.

– Powiedziałem, zamknij się! – teraz już Potter krzyczał z zaczerwienioną twarzą, a Severus poczuł, jak włosy na karku unoszą się od gromadzącej się w pomieszczeniu magii. Mężczyzna spojrzał na chłopaka oceniająco i zdecydował, że nadszedł czas, żeby się zbliżyć tak, żeby stali kilka cali od siebie. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła mu się irytująca myśl, że chłopak może z łatwością spojrzeć mu w oczy i prawie na pewno, będzie od niego wyższy.

– Czy to jest ten moment, w którym mówisz mi, że nie rozumiem? – zapytał pogardliwie. Boże, dopomóż, ale rozumiem cię lepiej niż myślisz, chłopcze. – Oczywiście twoje życie jest dużo cięższe, niż kogokolwiek innego. Nie jesteś jedynym chłopcem, który został osierocony – ponownie w gardle pojawiła mu się gula. – Nie jesteś też jedynym chłopcem, który został osierocony z powodu Czarnego Pana. Nie jesteś jedynym, który w tej wojnie stracił rodzinę i przyjaciół. Nikt z nas o to nie prosił, ale reszta nas wie, kiedy się zamknąć, więc przestań się mazać i pogódź się z tym. Jak możesz być takim dzieciakiem, po tym wszystkim, co widziałeś? Jak możesz być wciąż tak samolubny? Nie wszystko dotyczy ciebie i im szybciej to sobie uświadomisz, tym śmiertelne żniwo będzie mniejsze…

To się stało bardzo szybko. W jednym momencie Severus stał naprzeciwko chłopaka, precyzyjnie używając każdej znanej sztuki modulacji głosu i każdego wyrazu twarzy, by mocniej wylać swój jad w każdej inwektywie, a w następnym momencie jego głowa odskoczyła do tyłu po uderzeniu dzikiej i niekontrolowanej magii, która roztrzaskała się o tarczę, którą mężczyzna utrzymywał przez ostatnie dziesięć minut. Mówiąc szczerze, był zdziwiony, że to zajęło chłopakowi aż tyle czasu.

Ignorując ciągnięcie skóry od powstającego siniaka, zmusił się, aby się zaśmiać, ale mentalnie uzbroił się na ciąg dalszy.

– Żałosne – prychnął. – Uderzasz jak dziewczyna. Nic dziwnego, że nie umiesz obronić przyjaciół.

Następny powiew magii trafił go w usta. Widział, że cios nadchodzi, ale nie odsunął się, lecz przybliżył. Gdy warga uderzył mu o zęby, wewnętrznie się wzdrygnął. Potter nie umiał wyprowadzić ciosu i najprawdopodobniej bardziej sobie uszkodził rękę niż jego, ale to i tak nie będzie przyjemne. Naprawdę chciałby znaleźć inny sposób, by uświadomić chłopakowi, do czego sam jest zdolny i dlaczego musiał wiedzieć, jak się kontrolować. Obrócił głowę i przyjął kolejny cios prosto w oko. Zobaczył gwiazdki przed oczami i ponuro pozwolił, by następne uderzenie złamało mu, po raz kolejny, nos. Ten dźwięk zawsze był niemiły dla ucha.

Przez kolejne minuty doszedł do wniosku, że przesadził, gdy prowokował Pottera do tego, by porządnie puściły mu nerwy. Chłopak wpadał w głęboką histerię i szaleństwo, płacząc tak bardzo, że nie było mowy o tym, aby widział, co robi. Gdyby Severus nie pozwalał, aby każde uderzenie w niego trafiało, żadne nie osiągnęłoby celu. Okazało się, że na czysto instynktownym poziomie chłopak wiedział, jak walczyć. Gdy już opuścił granice, przestał trzymać się zasad i używał pięści, kolan, łokci, stóp i innych części ciała, by spróbować wywołać ból. Mężczyzna zdążył zapomnieć, jak bardzo bolało, gdy ktoś uderzył cię głową w świeżo połamany nos.

Po czasie, który dla niego był wiecznością, Severus zdecydował, że wygląda wystarczająco źle, by udowodnić swoją rację. Płynnie obrócił się spod młodszego mężczyzny i rzucił go na plecy. Chwilę się zawahał zanim uderzył go w policzek. Jeden, jedyny raz. Wiedział, że gdyby pozwolił sobie na więcej, żałowałby tego do końca życia, ponieważ był świadom, że coś by w nim przeskoczyło i doprowadziłby chłopaka do śpiączki. Uderzenie osiągnęło zamierzony cel. Potter odetchnął i na chwilę przestał się szarpać.

– Przestań teraz albo cię do tego zmuszę – powiedział mu ostrzegawczo Severus, mimo że w tym momencie mówienie nie należało do najłatwiejszych i istniało niebezpieczeństwo, iż nakapie krwią na twarz chłopaka. Chwila koncentracji i temperatura w pokoju obniżyła się. Szok spowodowany zimnem wywołał kolejne westchnięcie, gdy Potter się otrząsnął.

– Dobrze. Teraz na mnie spójrz – przyglądał się, gdy chłopak zrobił, co mu kazano i uważnie obserwował sposób, w jaki te okropnie znajome, zielone oczy otwierają się ze zdumienia. Źrenice zwęziły się, po czym rozszerzyły. Chłopak powoli zaczął wyglądać na przerażonego, a następnie wzdrygnął się i spojrzał w bok.

– Nie, spójrz na mnie. Spójrz – warknął mocno. Jedna ręką złapał przód szaty Pottera, a drugą podbródek i zmusił chłopaka do uniesienia wzroku. Wpatrywanie się w te jasne, zielone oczy z ta małej odległości sprawiało mu tak duży ból, że był zadowolony, iż jedno oko ma tak mocno spuchnięte, że jest zamknięte. Jednak nie pozwolił sobie na rozproszenie. – Zapamiętaj to, Potter – wychrypiał. – Do tego jesteś zdolny, gdy nikt nie próbuje cię powstrzymać. Naucz się kontrolować. Zanim będzie za późno.

Odczuwając ból, puścił chłopaka i przeczołgał się na jedną stroną. Następnie wstał, ignorując zawroty głowy.

– Nie zaoferowałem przemocy, Potter. Nie walczyłem. Ale ty kontynuowałeś. Właśnie prawie do nieprzytomności pobiłeś nieuzbrojonego mężczyznę. Gratuluję. Twój ojciec byłby z tego bardzo dumny.

Ponownie płacz, choć może tym razem z innego powodu. Taką miał nadzieję. Potter zdołał coś bardzo nieskładnego odrzec. Zgadując, co mógł powiedzieć, Severus potrząsnął głową i natychmiast tego pożałował.

– Sprowokowałem cię? Oczywiście, że tak. Taki był plan. A ty się dałeś i zachowałeś dokładnie tak, jak chciałem. A to oznacza, że bez względu na to, czyja krew jest na podłodze, Potter, to ja wygrałem walkę. Zrobiłeś, co chciałem, więc to ja jestem zwycięzcą. Gdyby to była prawdziwa walka, mógłbym cię tuzin razy zabić. I nie potrzebowałbym do tego magii.

Potter nie próbował wstać. Westchnąwszy, Severus kucnął przy nim i ponownie nawiązał kontakt wzrokowy. To była jedyna szansa, by lekcja do niego dotarła. Gdyby poczekał choćby kilka godzin, chłopak ani by go nie posłuchał, ani nic by nie zrozumiał.

– Każdy z kim będziesz walczył będzie robił to, co ja. Będą cię obrażać i przywoływać każdy bolesny temat, który przyjdzie im do głowy, mając nadzieję, że rozproszą twoją uwagę i nie pozwolą myśleć. Jedną rzeczą, o której wiedzą wszyscy to fakt, że Czarny Pan zabił twoich rodziców. I to będzie pierwsza rzecz, której użyją. I daję ci słowo, że wszyscy Śmierciożercy wiedzą o wydarzeniach w Ministerstwie, i to będzie druga rzecz, którą wykorzystają. A jeśli do tego czasu nie nauczysz się samokontroli, to na talerzu im podasz kolejny tuzin powodów, którymi cię rozzłoszczą tak bardzo, że nie będziesz w stanie prosto patrzeć. A wtedy będziesz miał bardzo poważne kłopoty.

Machnął ręką w stronę twarzy. Sądząc po bólu, wyglądał koszmarnie, ale przecież o to chodziło.

– Spójrz na to, Potter. To jest twój gniew. To jest twoja ciemność. Jeśli myślisz, że nie rozumiem, co czujesz, jesteś większym głupcem, niż zawsze mówiłem. Jeśli nie umiesz panować nad emocjami, wtedy mogą wydarzyć się dwie rzeczy. Po pierwsze, doprowadzisz do swojej i prawdopodobnie do wielu innych śmierci. Ale jest coś gorszego. Wiesz, o co mi chodzi?

Bardzo powoli Potter potrząsnął głową. Oczy miał pełne przerażenia i puste, gdy szok przegonił już łzy.

Severus przyjrzał mu się spokojnie i łagodnie rzekł:

– Jeśli nie umiesz się kontrolować, Potter, pewnego dnia powiesz lub zrobisz coś absolutnie niewybaczalnego i skrzywdzisz kogoś bliskiego. I uwierz mi, że nigdy się z tego nie otrząśniesz. Czy pamiętasz, kiedy przez przypadek po raz pierwszy doprowadziłeś pannę Granger do płaczu, Potter? – Ona pamięta. Te lekcje Oklumencji bardzo wyraźnie mu to pokazały.

Chłopak powoli skinął głową.

– Wtedy byłeś tylko dzieckiem i to był dziecinny problem. Wyobraź sobie jak znacznie gorzej mogłoby być teraz.

Nareszcie. W końcu do Pottera dotarło. Severus powstrzymał westchnięcie. Był wyczerpany, wszystkie mięśnie go ciągnęły, a twarz bardzo bolała.

– Ja… – zaczął słabo chłopak.

– Nie obrażaj żadnego z nas, próbując przeprosić – cicho powiedział mężczyzna. – I tak nie możesz. Już to zrobiłeś i musisz z tym żyć. Twój temperament cię zabije, ale nie chcesz wiedzieć, do jakiego stanu możesz doprowadzić swoich najbliższych, zanim do tego dojdzie. Idź już. Jeśli komukolwiek powiesz o tym, co tu się stało, obedrę cię ze skóry i osobiście dostarczę do Czarnego Pana – dodał swoim normalnym głosem. – Idź. I zapamiętaj tę lekcję, bo następna będzie dużo bardziej brutalna.

Gdy chłopak już poszedł, Severus poprosił Pokój Życzeń o wodę, lustro i część eliksirów leczniczych z jego zapasów. Następnie powoli i cierpliwie zaczął naprawiać zniszczenia. Lekcja dałaby lepsze efekty, gdyby siniaki i rany mogły zostać jako fizyczne przypomnienie, ale ta opcja nie wchodziła w grę. Miał nadzieję, że chłopak uczył się szybciej niż on sam.

W ciszy metodycznie czyścił i leczył każde z obrażeń po kolei. Potrząsnął głową i miękko zapytał pusty pokój:

– Och, Lily, co byś sobie pomyślała, gdybyś to zobaczyła? Jakim cudem twój i Jamesa syn może robić się coraz bardziej podobny do mnie? – boleśnie parsknął śmiechem, bo miał do wyboru tylko to lub płacz.


*curiosity killed the cat – ciekawość zabiła kota. Nasz odpowiednik „ciekawość to pierwszy stopień do piekła”. Przetłumaczone dosłownie ze względu na kontekst. Kot, lew – kotowate.

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział XVIIIGoniąc Słońce – Rozdział XX >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 6 komentarzy

  1. To chyba najgorszy motyw jaki jest w sevmione w związku z Lily, to że niby takie podobne, więc Hermiona ma szansę 🤮🤮🤮Wróć do czytania

  2. Ciekawostka! To tylko pierwsza część powiedzenia, które w pełni ma ZUPEŁNIE inne znaczenie! „Curiosity killed the cat, but satisfaction brought it back”. „Ciekawość zabiła kota, ale satysfakcja przywróciła go z powrotem do życia”Wróć do czytania

Dodaj komentarz