Goniąc Słońce – Rozdział XXVII

Goniąc Słońce XXVII

„Nie mogę przerwać ciszy,
To mnie łamie
Wszystkie moje lęki zamieniają się we wściekłość …
I teraz jestem sam
Ja i wszystko, za czym się opowiadałem
Wędrujemy teraz…”

– Evanescence, „Your Star”

 

Dobry nastrój Severusa utrzymywał się przez większość nocy. Jak na jego standardy spał głęboko bez jakichkolwiek snów już dość długo i obudził się całkiem zadowolony ze świata. Jego dobry nastrój utrzymywał się dopóki nie zdał sobie sprawy, że dzisiejszego ranka znów spotka Hermionę. Był zniesmaczony, że zaczynał się martwić. To było głupie, ponieważ powtarzali swoją rutynę przez półtora roku.
Żałował, że Dilys nic nie powiedziała. Szczerze mówiąc, był szczęśliwszy nie wiedząc, bo teraz zamierzał doprowadzać się do szaleństwa przez tygodnie, analizując wszystko co powiedziała lub zrobiła, próbując odkryć prawdę w tej sprawie. Dilys prawie na pewno mówiła prawdę – gdyby był czas pokoju, nie dałby jej tego zrobić dla jej własnej rozrywki, ale w sprawach tak poważnych był prawie pewien, że nie powiedziałaby nic gdyby tak nie było. To prawda – ale musiałby osobiście zobaczyć wyraźne dowody, zanim pozwoliłby sobie naprawdę w to uwierzyć.

A jeśli to prawda, co wtedy? Skrzywił się i potarł kark, nie chciał przyznać się do tego nawet przed sobą, ale nie wiedział jak to zrobić. Było łatwiej kiedy był młodszy, zanim zdał sobie sprawę co czuje do Lily, był już na tyle dorosły, żeby wiedzieć że ona nie czuje tego samego, więc nie musiał robić nic poza milczeniem. Z łatwością przychodziło mu rozmawianie z kobietami, to nie było problemem, ale nigdy nie próbował flirtować z kimś kto go naprawdę znał i nigdy nie próbował flirtować z kimś kto był trzeźwy. Warto było również pamiętać, że głębsze relacje między pracownikami a uczniami, za zgodą lub nie, były zabronione – ale co z tego? To nie było tak, że Dumbledore odważyłby się go zwolnić. Nigdy też nie przejmował się zasadami społecznymi. Teraz prawdziwą przeszkodą był fakt, że nie miał pojęcia co robi i bał się, że coś schrzani.

To jest absolutnie żałosne, powiedział do siebie ze smutkiem. Większość mężczyzn czuła się tak gdy mieli około piętnastu lat, a kiedy przestali być nastolatkami miej więcej wiedzieli co robią. Odczuwanie tego w wieku trzydziestu siedmiu lat było smutne. Poza tym, jeśli Dilys miała rację, to w jakiś sposób – Bóg jeden wie jak – zdołał przyciągnąć zainteresowanie Hermiony nic nie robiąc, więc logicznym było co musiał zrobić- zwyczajnie zachowywać się jak dotychczas. Nie wydawało się to zbyt prawdopodobne, ponieważ jego normalna postawa polegała na kpieniu ze wszystkiego, byciu sarkastycznym lub gorzkiej złości, a o ile wiedział nie była masochistką, ale kim on był, żeby oceniać? Mimo wszystko udało mu się w niej zakochać, więc nie było żadnego powodu, dla którego nie miałoby się to stać na odwrót, prawda? W każdym razie pomijając drobne problemy z jego wyglądem i osobowością.

Severus prawie się roześmiał, jego życie nie mogło stać się bardziej szalone. Jeśli w ogóle miał plan, to starał się zachowywać jak zwykle i mieć oczy otwarte na wszelkie oznaki, które mógł przegapić do tej pory – spędził lata obserwując wszystkich wokół siebie. Zwykle potrafił dostrzec, kiedy kobieta interesowała się mężczyzną na długo przed tym, zanim ktokolwiek inny to zauważył. Gdyby znalazł dowody na to, że była nim zainteresowana, cóż, musiałby się wtedy martwić – oczywiście pomiędzy wszystkim innym- o co musiał się martwić. Przynajmniej nie byłoby trudno tego ukryć, ponieważ najwyraźniej jedyną osobą, która mogła wiedzieć, była Poppy. Dilys miała rację. Jeśli pielęgniarka do tej pory nic nie powiedziała, to nigdy by tego nie zrobiła; nie była głupia i nie zawahałaby się, gdyby miała problem..

Był wdzięczny, że Hermiona wiedziała, że rankiem był praktycznie jak zombie, nie musiał do niej mówić ani nawet patrzeć bezpośrednio na nią. To oczywiście utrudniało wyciągnięcie jakichkolwiek wniosków na temat jej uczuć, ale drastycznie zmniejszyło szanse, że sam się zawstydzi. Przyłapał się na tym, że patrzy na nią kątem oka, ale ona najwyraźniej tego nie zauważyła. Gdy byli już w połowie trasy, był zbyt zajęty próbowaniem złapania oddechu, żeby się tym za bardzo martwić – cholera, ona miała rację, nie był już na to wystarczająco silny.

Poza tym, podsumował nieco nieszczęśliwie próbując przywrócić myśli na poprawny tor, prawdopodobnie nie było dobrym pomysłem, aby dalej to ciągnąć. I tak męczyło go to od miesięcy … no, daj spokój; zanim skończyli bieg, była lekko zarumieniona, rozczochrana i trochę zdyszana, a jego myśli oczywiście zawędrowały na niewłaściwe terytorium. A teraz … to był prawdopodobnie zły pomysł spędzać z nią zbyt dużo czasu sam na sam. Lepiej unikać pokusy, dopóki uporządkuje wszystkie sprawy w głowie i będzie pewniejszy, co wydarzy się pod koniec roku. W każdym razie cholernie krępujące było to, że z trudem za nią teraz nadążał.

To pomyślawszy, nie miał zamiaru zrywać z nią wszelkich kontaktów poza lekcjami Obrony. Dilys nie miała racji, jeśli chodzi o jego destrukcyjną passę, ale sprawy zaszły za daleko – próbował na Boże Narodzenie i udało mu się tylko uczynić siebie nieszczęśliwym. Był zbyt daleko by teraz to przerwać, ale z pewnością mógł uniknąć najgorszej niezręczności, ograniczając czas jaki mógł z nią spędzić.

Kiedy dotarli do zamku, był poważnie zdyszany i dość zdenerwowany z tego powodu. Ciężko pracował, aby zachować taką sprawność fizyczną, jaką mógł i przez ostatnie kilka miesięcy dokładał wszelkich starań, aby właściwie o siebie dbać. Dość przygnębiające było stwierdzenie, że nie wywarło to większego efektu. Opadając na ścianę przy drzwiach, wytarł ze znużeniem twarz i westchnął. – W porządku, Granger, wygrałaś.

– Proszę pana? – zapytała.

Potrząsnął głową.

– Choć boli mnie przyznanie ci racji, to jednak ją masz, to już mi nie pomaga – spoglądając przez proste zasłony swoich włosów, uważnie przyjrzał się jej wyrazowi twarzy, dostrzegając wyraźne migotanie rozczarowania i lekkiego bólu, gdy przygryzła wargę. Najlepiej szybko zażegnać to nieporozumienie, zanim Dilys o tym usłyszy i zaaranżuje rytualną kastrację czy coś w tym stylu. Próbując wymusić trochę humoru w swoim szorstkim, porannym głosie, dodał sucho – Wiesz, mam jakąś dumę. Poza tym przerwa wielkanocna dobiegła już końca, więc prawdopodobnie będziesz potrzebowała więcej czasu na powtórki, których nawet nie potrzebujesz.

W porządku, to nie był wielki komplement, ale wydawało się, że wystarczy, by zapewnił mu choćby mały uśmiech.

– Wie pan, nie jestem taka zła.

– Twoje kolorowe plany powtórek są legendą Hogwartu.

– Zabawne, proszę pana – westchnęła. – Będę się czuła dziwnie, nie robiąc tego każdego ranka. Będzie mi tego brakować.

To było irytująco niejednoznaczne. Mogła odnosić się do ćwiczenia lub towarzystwa. Czuł narastający ból głowy i był przekonany, że będzie to pierwszy z wielu, jeśli chodzi o tę młodą kobietę.

– Tak – zgodził się ostrożnie. – Mimo to są pewne dobre strony. Jeśli rano będę miał wolny czas, mogę go wykorzystać do pracy i może wieczorami będę miał go więcej na nadzorowanie twojego treningu. I nadal musimy znaleźć czas, abyś mogła poćwiczyć eliksir Tojadowy.

O ile mógł stwierdzić, wyglądała na zadowoloną, ale to była Hermiona Granger, jedyna uczennica w szkole, która cieszyłaby się na myśl o większej liczbie lekcji. Cholera, to było po prostu dezorientujące.

– Cóż, przynajmniej tyle – powiedziała mu nieco jaśniej. – Czy rozmawiał pan wczoraj z dyrektorem?

Uśmiechnął się, zadowolony ze swojego wspomnienia. – Och, tak. Był … zabawnie wściekły i bardzo zszokowany. Nawiasem mówiąc, miał wrażenie, że wyłudziłem informacje od pana Pottera, a nie od ciebie więc może ty i twoi przyjaciele powinniście nadal to utrzymywać – Bo jeśli Dumbledore kiedykolwiek dowie się, że miał jakiekolwiek kontakty z Hermioną poza sprawami związanymi z uzdrowicielstwem… najlepiej o tym nie myśleć.

– Czy będzie miał pan przez to kłopoty, proszę pana?

Wydawała się szczerze zmartwiona, co go ucieszyło.

– Za co, za zdenerwowanie jego drogiego Pottera? Panno Granger, gdybym za każdym razem miał kłopoty z dyrektorem, moja kariera nauczycielska byłaby jeszcze mniej produktywna niż jest w rzeczywistości.

– Mówiłam poważnie. – Stłumiła śmiech, a w jej oczach na chwilę pojawiły się iskierki..

– Wiem. Wszystko będzie dobrze. Najgorsze, co może zrobić to skarcić mnie, a po tych wszystkich latach myślę, że jestem odporny. A teraz zmiataj stąd.

Okazało się, że najgorsze, co mógł zrobić dyrektor, było znacznie poważniejsze niż besztanie. Snape był tego wieczoru zajęty, a Hermiona bez przekonania walczyła z chłopcami, kiedy Zgredek pojawił się w Pokoju Życzeń, prosząc Harry’ego, żeby poszedł zobaczyć się z Dumbledorem. Odruchowo ona i Ron dołączyli do niego, zastanawiając się, co staruszek chciałby im pokazać.

Dyrektor nie wydawał się zaskoczony widząc ich, uśmiechnął się genialnie i wyczarował dwa kolejne krzesła przy biurku.

– Dobry wieczór moi drodzy. Rozumiem, że nie trenujecie dziś wieczorem z profesorem Snape’em?

– Nie, proszę pana – odpowiedział lekko Harry. Hermiona wymieniła spojrzenia z Ronem zauważając, że czuł się tutaj jak w domu, swobodnie rozmawiając z Dumbledorem. Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę jak często siedzieli tu i rozmawiali, ale założyłaby się o wszystko co posiadała, że żaden inny uczeń w szkole nie miał takich relacji z dyrektorem. Harry nigdy nie chciał być wyjątkowy ani traktowany inaczej, ale oczywiście to się nie liczyło. Harry wyjaśniał dalej – Powiedział, że jest zajęty. Dużo ćwiczymy sami. Co dzisiaj będziemy robić? Czy znalazł pan …?

Dumbledore uniósł swoją zdrową dłoń, żeby mu przerwać, uśmiechając się jednocześnie.

– Nie, nie, nie to, chociaż z pewnością jestem blisko odkrycia jednego z miejsc. Nie, właściwie dziś wieczorem chciałem z tobą porozmawiać o profesorze Snape’ie.

Hermiona wyprostowała się na krześle, kątem oka zerkając na obrazy na ścianie i po jej kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Z miejsca w którym siedziała, nie widziała ani Dilys, ani Fineasa, ale miała cholerną nadzieję, że przynajmniej jeden z nich był w którymś z kadrów za nią. To nie brzmiało dobrze.

– O profesorze Snape’ie? Dlaczego? – spytał Harry tępo.

– Niedawno zauważyłem, że wydaje się, iż w końcu obaj odłożyliście na bok swoje waśnie. Oczywiście to wspaniale, ale nie mogę przestać się zastanawiać, dlaczego… – pozostawił to w zawieszeniu, a Harry uśmiechnął się nieśmiało.

– Hm, cóż, to dość trudne do wyjaśnienia, proszę pana. To znaczy, on mnie nie lubi, to się nie zmieniło i ja też, jeśli mam być szczery, tak naprawdę go nie lubię ale… cóż, rozmawialiśmy kilka razy na sesjach treningowych i faktycznie udzielił mi dobrych rad. Nadal nie jestem do końca pewien co się dzieje, ale wiem, że pan mu ufa i wydaje się, że próbuje pomóc. Przynajmniej czasami.

– Ach…, więc nie powiedział ci nic konkretnego?

O cholera. Jest źle. Hermiona modliła się, aby jeden z przyjaznych portretów mógł to usłyszeć. Sama nie potrafiła wymyślić sposobu, aby przerwać tę rozmowę lub przynajmniej w jakiś sposób ostrzec Snape’a.

– Odnośnie czego, proszę pana?

– Może jego motywy do robienia tego, co robi? Nie byłem pewny, czy ci powie, czy nie. W końcu częściowo cię to dotyczy.

– Naprawdę? – zapytał Harry, brzmiąc na oszołomionego. – Dlaczego? To znaczy, nie chodzi o mojego tatę, prawda? Myślałem, że ich nienawiść…

– Nie, nie, nic z tych rzeczy. Widzisz Harry, kiedy profesor Snape był małym chłopcem, w pobliżu mieszkało inne magiczne dziecko, zrodzone z mugolskich rodziców. Zaprzyjaźnili się jeszcze przed przybyciem do Hogwartu i pozostawali bardzo blisko przez kilka lat. Tak blisko, że nawet po zakończeniu ich przyjaźni profesor Snape nadal się nią interesował, a kiedy odkrył, że ona i jej rodzina są w niebezpieczeństwie, próbował ją chronić. Zmienił stronę, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo.

O kurwa. Hermiona niepewnie odchrząknęła.

– Proszę pana, to brzmi… dosyć osobiście…- powiedziała cicho, ignorując tę część siebie, która chciała zacząć krzyczeć, nie waż się.

– Owszem, panno Granger, ale myślę, że to konieczne – odpowiedział, przerywając jej.

– Co to ma wspólnego ze mną, proszę pana? – zapytał Harry zanim zdążyła coś powiedzieć.

Dumbledore spojrzał na niego bez wyrazu.

– Nazywała się Lily Evans.

Nastąpiła długa chwila martwej ciszy, wypełniona napięciem tak gęstym, że trudno było oddychać. – …Moja mama? – Harry wyszeptał po chwili z niedowierzaniem, a dyrektor skinął głową; jego oczy wyrażały współczucie i sympatię – Hermiona stwierdziła, że już nigdy nie uwierzy w wyraz tych niebieskich oczu. Czuła się chora i trochę oszołomiona, nie mogłaby się wtrącić, nawet gdyby chciała, ponieważ jej usta były suche, a stopy jak zakorzenione w podłodze. Ty… ty kompletny draniu. Nie wierzę, że właśnie to zrobiłeś.

– Zdaję sobie sprawę, że to dla ciebie szok Harry, ale pomyślałem, że powinieneś wiedzieć dlaczego profesor Snape jest skłonny tak wiele zaryzykować dla naszej strony i dlaczego jednocześnie cię nie lubi.

Następne kilka minut było nieco rozmazanych, Hermiona zdecydowała się całkowicie zignorować krzyki na rzecz powstrzymania Harry’ego przed zabiciem się. Nie był to pierwszy raz, kiedy zeszła do lochów w pośpiechu, ale jeszcze nigdy nie robiła tego wisząc na ramieniu przyjaciela i desperacko próbując go uspokoić, a to wymagało wszystkiego, co ona i Ron mogli zrobić. Jakimś cudem udało im się go wciągnąć do jednej z pustych sal i zablokować drzwi.

– Harry, proszę, zatrzymaj się na chwilę, żebyśmy mogli o tym porozmawiać – poprosiła go bez tchu, chwytając różdżkę; w razie konieczności gotowa była go przekląć.

– Nie. Muszę się z nim zobaczyć. Aby dowiedzieć się, co … Muszę się z nim zobaczyć.

– Dlaczego? To było dawno temu, Harry. Czy to ma znaczenie?

– Czy to… oczywiście, że to ma znaczenie, Hermiono! Jak możesz… jak możesz w ogóle o to pytać? Oczywiście, że to ma znaczenie! Dlaczego nie jesteś… Nie wiem, zła lub zraniona, albo… coś? Mam na myśli…

– Wiem dokładnie, co masz na myśli i jeśli powiesz o tym jeszcze jedno słowo, skleję ci szczęki – odpowiedziała ponuro. – Nigdy nie wiadomo, kto może podsłuchiwać w takim miejscu.

– Mniejsza z tym. Wypuśćcie mnie. – Potrząsnął głową niecierpliwie, jakby odganiał muchę.

– Nie ma mowy, stary – powiedział Ron, kręcąc głową. – Nie, dopóki się nie uspokoisz. Nie winię cię za to, że jesteś przerażony, ale wiesz, że Snape cię zabije jeśli zaatakujesz go w takim stanie. Kiedy będziesz mógł rozmawiać bez krzyków, możemy cię wypuścić.

– Tak? A jeśli to by była twoja mama? Też byś krzyczał!

Ron patrzył na niego przez chwilę.

– Harry, gdyby to była moja mama, zwymiotowałbym. Nie potrzebowałbym takiej wizji. Podziękuję. I tak, masz rację gdybym to był ja, krzyczałbym, a ty próbowałbyś mnie uspokoić. No dalej stary, zmieniasz kolor na fioletowy.

– Zamknij się! Po prostu… zamknij się, okej?

Czuła się źle, ze zdziwieniem zauważyła, że jej dolna warga krwawiła. To był koszmar. Jeszcze gorzej mogło się stać tylko gdyby…

– Powiedzcie mi, co tu się dzieje? – zażądał znajomy głos za nią, a ona miała ochotę uderzyć głową o ścianę. Oczywiście. Cholera. Powoli się odwróciła.

Snape stał w drzwiach, patrząc na nich zagadkowo i wyglądał na lekko zirytowanego, ale nie jakoś bardzo, a jego ciemne oczy były trochę zaspane. Wyglądało na to, że dopiero co się obudził, bo na jego policzku była odbita ledwo widoczna czerwona linia. Podejrzewała że znowu zasnął przy biurku, nie miał na sobie pełnej szaty, a surdut był rozpięty.

– Silencio – powiedziała pośpiesznie, przerywając Harry’emu zanim zdążył zrobić coś więcej niż tylko wziąć głęboki oddech. – Przepraszamy, profesorze, właśnie wychodziliśmy … – Nie paplaj, nie wzbudzaj w nim podejrzeń, po prostu wyciągnij stąd Harry’ego i znajdź jeden z portretów.

Jego oczy zwęziły się, gdy oglądał tę scenę, Potter wyglądał na wściekłego, walcząc z zaklęciem wyciszającym. Ron zbladł i wyglądał, jakby chciał uciec, gdyby tylko jedyne wyjście nie było zablokowane. Hermiona starała się zachować neutralny wyraz twarzy i koncentrowała się na mgle ze wszystkich sił jakie miała, ale wiedziała, że nie może mieć nadziei, że uda jej się oszukać go na długo. Odpuść, proszę, odpuść…

– O co chodzi? – zapytał powoli.

Cholera. Hermiona zagryzła już i tak obolałą i zakrwawioną wargę i westchnęła.

– Profesor Dumbledore chciał z nami porozmawiać, proszę pana – powiedziała niechętnie. – On… powiedział Harry’emu… cóż… – Wahała się, próbując wymyślić jak to powiedzieć, gdy cień podejrzliwości pojawił się w czarnej głębi jego oczu, a zmarszczka na czole pogłębiła się.

Chwilę później Harry przełamał nałożone na niego zaklęcie i wykrzyczał

– Powiedział mi o panu i mojej mamie!

Nie mogła oderwać oczu od twarzy Snape’a. Wyglądał na zmrożonego, nawet nie oddychał, ani jeden mięsień się nie poruszył, a kolor odpłynął z jego policzków i zbladł niebezpiecznie, zaś takiego wyrazu oczu nie widziała nigdy. W końcu powiedział powoli głosem, który naprawdę nie brzmiał dobrze.

– Co zrobił? – Hermiona z niepokojem spojrzała na jego twarz, ale jego oczy były puste i nieczytelne.

– To prawda? – zapytał Harry drżącym głosem, patrząc na niego z niedowierzaniem. – Pan… i moja mama?

Snape naprawdę się roześmiał, a Hermiona pomyślała, że to jeden z najbardziej przerażających dźwięków, jakie kiedykolwiek słyszała.

– Nie, oczywiście, że nie. Nigdy tak dużo dla niej nie znaczyłem – powiedział ochryple. – Ale umarłbym za nią. Byłem cholernie blisko zrobienia tego. – Wziął urywany, drżący oddech starając się zachować pozory panowania nad sobą, podczas gdy jego ręce zaczęły drżeć. – Czasami żałuję – szepnął bardziej do siebie niż kogokolwiek innego.

Harry rozejrzał się po pokoju, wyglądając na raczej zagubionego, a część złości przeszła w dezorientację. Ron napotkał jego wzrok i wzruszył niespokojnie ramionami.

– Nie patrz na mnie, stary. Nie wiem, co powiedzieć. Jestem tym tak samo zszokowany jak ty.

Harry nadal się rozglądał, zanim spojrzał na Hermionę, a ona zawahała się, gdy napięcie w pokoju wzrosło, próbując zdecydować co należy zrobić. W końcu wzięła głęboki oddech i powiedziała cicho, ze spokojem, którego nie czuła

-Wiedziałam już wcześniej.

To wywołało zszokowane okrzyki obu jej przyjaciół, ale teraz patrzyła na Snape’a, który zakrztusił się zanim spojrzał na nią z czystym, nieskażonym przerażeniem.

-…Co? – wyszeptał cicho, wyraźnie drżąc. Był teraz kredowobiały, a jego oczy były szersze niż wcześniej, gdy jego tarcze zaczęły opadać.

– Wiedziałam już wcześniej – powtórzyła cicho, próbując powiedzieć mu oczami, że to nie ma znaczenia. Jego ból powodował powodował ukłucia w jej klatce piersiowej, a oczy piekły. – Wiedziałam od jakiegoś czasu.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – Harry wrzasnął; chwila szoku nie trwała długo, a teraz znów poniósł go gniew.

Hermiona odwróciła się od Snape’a i spojrzała na swojego najlepszego przyjaciela, starając się, aby jej głos był delikatny. – Ponieważ to nie nasza sprawa, Harry, moja czy twoja. To było dawno temu. Zaufałam mu, zanim się dowiedziałam, a ty nigdy nie zrobisz tego do końca, więc jaką to robi różnicę? Nie musieliśmy wiedzieć.

– Ja musiałem!

– Dlaczego Harry? – Zapytała, próbując powstrzymać drżenie głosu, nie mogła znowu spojrzeć na Snape’a ponieważ była pewna, że zacznie płakać. – Co zmieniło się teraz, kiedy już wiesz? Był przyjacielem twojej matki, zanim zaczęła spotykać się z twoim ojcem, na długo przed twoim urodzeniem. To nie ma nic wspólnego z tobą, mną, Ronem, ani nikim innym w Zakonie.

– To… ja… – Harry trząsł się teraz, jego inteligentna część walczyła z impulsywną, burzliwą stroną, gdy zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie ma powodu, by być tak wściekłym. – On…

– Spokojnie, Harry – powiedział cicho Ron, stając obok swojego przyjaciela. – Uspokój się trochę, dobrze? Oddychaj.

– Dlaczego jesteś taki spokojny? Nie sądzisz, że to… to…

– Dziwne? – zasugerował Ron, próbując zmusić się do uśmiechu, chcąc poprawić nastrój. – Może trochę. Ale to zdecydowanie nie ma ze mną nic wspólnego, prawda? To znaczy, rozumiem dlaczego chcesz wiedzieć, a Hermiona… – urwał, kiedy gorączkowo potrząsnęła głową. I zamilkł na chwilę zanim wzruszył ramionami. – Cóż, myślę, że już wiedziała więc to naprawdę nie ma znaczenia. Ale to nie ma nic wspólnego ze mną. Nigdy też tak naprawdę nie ufałem profesorowi Snape’owi, ale pomyślałem, że wyżej postawione osoby wiedzą lepiej. – Ponownie wzruszył ramionami, niespokojnie. – Nie wiem, przyjacielu… czy to ma znaczenie? On próbuje cię chronić z powodu twojej mamy. Są gorsze powody, prawda?

– Ale… – zaczął słabo, gdy złość przeszła w zmieszanie. Odwrócił się, by ponownie spojrzeć na profesora. Hermiona niepewnie podążyła za jego wzrokiem i zauważyła, że Snape patrzy na nią – a raczej przez nią. Jego oczy były rozmyte i cokolwiek widział, było wyraźnie bolesne, nadal był niebezpiecznie blady i wyglądał na bliskiego omdlenia.

Chwilę później ktoś za nim odchrząknął i zła sytuacja pogorszyła się dziesięć razy bardziej, gdy pojawił się Dumbledore.

– Czy wszystko w porządku? – zapytał, a Hermiona spoglądając jadowicie na starca, czuła jak paznokcie wbijają się w jej dłonie, kiedy walczyła z bliźniaczymi pragnieniami, by go uderzyć lub przekląć.

Snape odwrócił się bardzo powoli poruszając się sztywno, jego pusty wyraz twarzy się nie zmienił, ale wszyscy widzieli niszczycielską burzę w jego oczach, gdy jego tarcze dalej się rozpadały.

– Dumbledore, ty draniu – wyszeptał ochryple, a jego głos był przepełniony zapiekłym, starym bólem. – Ty kompletny draniu. Jedyne, o co cię prosiłem, to żebyś nigdy nikomu nie mówił. To jedyna rzecz, o którą cię prosiłem przez te wszystkie lata, a ty nie mogłeś mi nawet tyle dać …

– Severusie… – zaczął dyrektor łagodnie.

– Idź do diabła.

– Severusie…

– Powiedziałem, wynoś się. – Rumieniec w końcu przywrócił bladej twarzy trochę koloru, a oczy zaczęły dziwnie błyszczeć; wpatrywał się bez mrugnięcia okiem na swojego pracodawcę, po czym odwrócił się i spojrzał na innych, ale nie wyglądał jakby naprawdę ich widział. – Wynoście się wszyscy. Teraz. – Cały się trząsł, drżenie wydawało się Hermionie strasznie znajome, ale nic nie mogła zrobić. Oczywiście nie chciał towarzystwa, a teraz bardziej zaszkodziłoby, gdyby ktoś kręcił się w pobliżu, nawet ona – być może szczególnie ona. Coś mrowiło na jej skórze, na wpół znajomy chłód i zdała sobie sprawę, że jest na skraju całkowitej utraty kontroli.

– Chodź – powiedziała cicho, ciągnąc Harry’ego za ramię. Nikt nie musiał im tego powtarzać dwa razy i wydawało się, że Dumbledore znał oznaki niebezpieczeństwa tak dobrze, że wyprzedził ich w drzwiach.. Snape wyszedł za nimi i odwrócił się w stronę swoich kwater, wciąż poruszając się z tą dziwną sztywnością pomimo drżenia, a ciemność pochłonęła go niemal natychmiast.

– Poszło dobrze – zauważyła chłodno Hermiona, chora ze złości i strachu. Przynajmniej Dumbledore miał na tyle przyzwoitości, że nie patrzył jej w oczy, kiedy wymamrotał coś, że tak było najlepiej, żeby się usprawiedliwić. Harry wydawał się odrętwiały, więc bezpiecznie zabrała go do Wieży Gryffindoru, po czym oddała Ronowi i wycofała się do swojego opatrzonego zaklęciami ochronnymi łóżka, gdzie miała szansę płakać prywatnie.

Później w nocy Hermiona leżała w dormitorium zwinięta na łóżku i nawet nie próbowała zasnąć, kiedy głos Fineasa odezwał się z ramy nad jej łóżkiem – Co się wcześniej stało?

– Czy wszystko u niego w porządku? -zapytała ochryple, z bólem głowy spowodowanym płaczem i zamartwianiem się.

– Nie, zdecydowanie nie jest w porządku – powiedziała cicho Dilys, dołączając do Ślizgona w tle. – Spędził ostatnie kilka godzin, niszcząc różne przedmioty i krzycząc do siebie ochryple, o ile nam wiadomo, bo obrazy były pierwsza rzeczą, którą usunął. Myślę, że również płakał, czego, o ile dobrze pamiętam, nie robił już od wielu lat. A aktualnie, na dole zapadła niepokojąca cisza, ale oczywiście nie możemy wejść, żeby go zobaczyć. Co się stało?

– O Boże, to było okropne – szepnęła Hermiona siadając i obejmując kolana. – Dyrektor… dziś wieczorem wezwał Harry’ego do swojego biura, a Ron i ja poszliśmy z nim, a on… powiedział Harry’emu o Lily.

– Co zrobił?

Bezradnie pokręciła głową.

– To było okropne. Harry rzucił się w stronę lochów, nie mogliśmy go powstrzymać. Profesor Snape usłyszał, jak się kłócimy i wszedł do Sali, a Harry wrzasnął na niego i… wyraz jego twarzy… – Łzy znów zapiekły ją w oczy.

– Cholera – powiedziała beznamiętnie Dilys, wymieniając z Fineasem niespokojne spojrzenia, zanim oba portrety spojrzały na nią, a ona powiedziała ostrzej – Wiedziałaś?

Hermiona niepewnie skinęła głową.

– Rozważałam ten temat w zeszłym roku i w końcu doszłam do tego jakiś czas temu. Wiem od wieków.

– I?

Wzruszyła ramionami i spróbowała się uśmiechnąć.

– Jego uczucia nie zmieniają moich. Bardzo chciałabym, żeby tak się stało. Tak byłoby łatwiej, ale… to niczego nie zmienia.

– Cóż, to już coś – mruknęła Dilys, po czym ponownie zaklęła. – Cholera. To może wystarczyć, żeby go zniszczyć.

– Jak Potter to zniósł? – zapytał Fineas.

– Boże, nie wiem. Chyba zwyczajnie jest po prostu w wielkim szoku. Nie to spodziewał się usłyszeć. Wątpię, czy będzie gotów choć przez chwilę o tym porozmawiać, ale prawdopodobnie przyjął to lepiej niż myślałam.

Portrety znów się na siebie spojrzały.

– Powinna do niego iść? – Dilys w końcu zapytała swojego towarzysza.

Fineas zmarszczył brwi.

– Gdyby to był ktoś inny, powiedziałbym, że tak. Nie sądzę żeby się kłócił, nie teraz, nie jest w stanie protestować. Ale jutro… nie. Myślę, że najlepiej będzie go zostawić. Teraz przynajmniej jest cicho. Jeśli przyjrzymy się mu jutro, powinien poradzić sobie z najgorszym. Po prostu módlcie się, aby nie został wezwany, dopóki znów nie opanuje swoich tarcz

– Kiedy skończycie mówić o mnie, jakby mnie tu nie było – powiedziała wymownie Hermiona – może moglibyście mi powiedzieć, czy wszystko z nim w porządku.

– Oczywiście, że nie jest w porządku – powiedział zirytowany Fineas. – Obawiam się, że tym razem Dumbledore mógł posunąć się za daleko. Przez lata Severus otrzymał wiele kar, ale nawet on nie może tyle znieść. Mógł zrujnować wszystko i odepchnąć swojego szpiega na dobre…

– Dzięki Merlinowi, że stary głupiec w końcu nie wie wszystkiego – mruknęła Dilys, po czym skierowała przeszywające spojrzenie na dziewczynę. – On o tobie nie wie. W przeciwnym razie jestem pewna, że znalazłby już sposób, aby to zniszczyć, ponieważ z jakiegoś powodu nigdy nie był w stanie powstrzymać się od szturchania Severusa, dopóki się nie złamie. Czasami jest to niemal przymus, aby zobaczyć, ile biedak może przecierpieć. – Westchnęła. – Myślę, że po jednym lub kilku dniach, Severusowi poprawi się, jak tylko może, Hermiono. Ale jest bardzo blisko krawędzi. Naprawdę nie wiem, ile jeszcze może przetrwać. Myślę, że potrafi przetrzymać jeszcze ten kryzys, ale następny może go wykończyć. Nawet on ma granice, po przekroczeniu których przestanie chcieć walczyć..

Hermiona przytomnie skinęła głową doskonale świadoma, że im wszystkim kończy się czas. Zdecydowana nie płakać ponownie, przełknęła ślinę i westchnęła.

– Jeśli mogę, to chyba lepiej spróbuję się przespać. Jutro będzie piekielny dzień.

Portrety wymieniły spojrzenia.

– Ostrzegę Poppy na wypadek, gdyby zrobił coś głupiego – powiedziała cicho Dilys.

Fineas przytaknął ponuro.

– Upewnię się, że dyrektor nie skorzysta na nocnym śnie. Mam z nim słowo do zamienienia. Śpij dobrze, panno Granger, jeśli możesz. Będzie cię potrzebował, nawet jeśli się do tego nie przyzna.

– Żałuję, że nie jestem tego taka pewna – pomyślała ze znużeniem, kiedy znów zwinęła się w kłębek, marząc jeszcze raz o pocieszającej obecności swojego kota.

Severus obudził się leżąc na podłodze w swoim gabinecie, czując się tak nieszczęśliwie jak zawsze. Miał pulsujący ból głowy i szalejące pragnienie, które bladło w porównaniu z imadłem, które zdawało się ściskać jego gardło i klatkę piersiową. Poruszając się bardzo powoli i niepewnie, przedarł się przez swoje pokoje, aby obejrzeć zniszczenia; naprawdę nie pamiętał wiele z tego, co wydarzyło się po ich wyjściu. Pamiętał jak wyszedł z klasy, słyszał jak ich kroki zanikają i łączą się z łomotaniem w uszach, a potem… nic. Całkowite, przerażające zaciemnienie.

Zauważył tępo, że zniszczył praktycznie każdy mebel jaki miał, a gdy dotarł do sypialni chwyciło go krótkie ukłucie na widok zniszczonego pianina.. Magia z jakiegoś powodu nie może naprawić instrumentów muzycznych właściwie, potem nigdy nie brzmiały już tak samo. Nie żeby to naprawdę miało znaczenie. Lustro w łazience zostało rozbite, ale zostało wystarczająco dużo odłamków, by pokazać mu swoje odbicie. Zamrugał powoli, gdy zobaczył krew rozmazaną na twarzy i przyjrzał się uważnie. Nie, żadnych ran, co było dość zaskakujące biorąc pod uwagę stan, w jakim się znajdował, ale w pewnym momencie dostał krwotoku z nosa. W rzeczywistości czuł się jakby miał atak, ból głowy, ból stawów, krwawienie z nosa … Działając automatycznie, włączył prysznic i zrzucił zabrudzone ubranie, drżąc gdy wszedł pod wodę i oparł się o płytki, nie pozwalając swoim myślom, żeby go dotknęły.

Czuł się otarty, obdarty ze skóry. Cóż, nie, niezupełnie, poprawił się ponuro, faktycznie został dosłownie obdarty ze skóry, więc znał różnicę. Jednak wolałby przejść przez to ponownie. Nigdy nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział o Lily. I z pewnością nigdy nie chciał, żeby Hermiona się dowiedziała. Zadrżał, gdy przypomniał sobie, jak cicho powiedziała mu, że już wiedziała przełknął żółć i skupił się na oparzeniu w tylnej części gardła, aż ból ponownie przeszedł w odrętwienie.

Cholera, Lily, pomyślał z rozpaczą. Nie żyjesz od półtorej dekady i nadal mnie niszczysz. Ze złością przetarł oczy rękawem, na wpół oszalały, jego niezniszczalne opanowanie właśnie legło w gruzach. Niejasno przypomniał sobie, jak rozpłakał się tuż przed snem lub prawdopodobnie płakał tak mocno, że zemdlał z braku powietrza. Wypłynęły z niego lata presji, ale oczyszczenie nie przyniosło ulgi.

Czy naprawdę to zrobił? Czuł się … jak totalny wrak, tak, ale w rzeczywistości nie było tak źle jakby się spodziewał, gdyby kiedykolwiek przypuszczał, że to się stanie. Odlegle przeanalizował to uczucie. Nie ból, niezupełnie… tak, bolało, ale przede wszystkim czuł… czuł… czuł się zły.

Tak, pamiętał, że tak się czuł. Czysta wściekłość wezbrała w jego żołądku, wywołując mdłości, powodując palenie w gardle, napinanie mięśni i ból głowy od nacisku. Obmywająca go zimna woda była odległym, nieistotnym uczuciem, przyćmionym przez nienawiść płonącą w jego krwi. Dumbledore tym razem posunął się za daleko, złamał ostatnią obietnicę, którą wciąż dotrzymywał i zrobił to z czystej złośliwości.

Teraz żadne przysięgi nie obowiązywały.

Pieprzyć plan. Pieprzyć szukanie innego sposobu.

Niech wszystko się pali. Niech świat płonie. Chrzanić to. I tak wkrótce nie będzie miało to znaczenia.

W tej chwili zrobiłby to z radością i do diabła z konsekwencjami.

Musiał więc ustalić pewne zasady. Żadnych prywatnych spotkań z Dumbledorem, bo gdyby to zrobił, zabiłby starego drania przed terminem. Żadnych więcej sesji treningowych przez jakiś czas, dopóki nie odzyska panowania nad swoim gniewem albo w końcu nie zabije jednego z nich, Potter też będzie potrzebował czasu, żeby się z tym pogodzić. Medytować tak często, jak to możliwe i odbudować wewnętrzne mechanizmy obronne, które zwykle utrzymywały jego wściekłość, dopóki takowej wściekłości nie potrzebował. Wiedział jak sobie z tym poradzić, wiedział jak odzyskać panowanie nad sobą. Wszystko będzie dobrze.

A jeśli chodzi o Hermionę… Chryste, nie sądził, że to może być bardziej zagmatwane. Wiedziała? Co to w takim razie znaczyło? Z pewnością nie było mowy, żeby kiedykolwiek cokolwiek czuła jeśli myślała, że tęskni za martwą kobietą. To uczyniło go żałosnym, obsesyjnym i niedostępnym, a przynajmniej niezainteresowanym. To nie obraz, który chciał pielęgnować, ale… Ach, cholera, już sam nie wiem. Nie mógł wiedzieć, co myśli. Bóg jeden wie, że miał wystarczająco dużo problemów, próbując to rozwiązać, jeszcze zanim wydarzyło się to całe gówno. Przerwał już poranne biegi, ma zamiar postarać się nie widzieć jej zbyt często, dopóki się nie uspokoi.

Drżąc, wyszedł spod prysznica i poszedł szukać czystego ubrania i czegoś na ból głowy, miał czas na chwilę medytacji przed swoimi pierwszymi zajęciami. Wszystko dobiegało końca, po prostu wytrzymać to wszystko jeszcze przez chwilę.

Następnego ranka Snape’a nie było ani na śniadaniu ani na lunchu, do popołudniowej lekcji Obrony Hermiona była poważnie zmartwiona i jej dolna warga prawie krwawiła w miejscu, w którym ją przygryzała. Harry wydawał się zaskakująco w porządku, mniej więcej w porządku, chociaż od czasu do czasu miał tendencję do wyglądania na raczej zaskoczonego, a czasami wyglądał, jakby porządnie nad czymś rozmyślał. Ron przylgnął do niego jak rzep i zachowywał się tak entuzjastycznie, jak Fred i George zawsze starając się podtrzymać go na duchu. Próbował tego samego z Hermioną, a ona podziękowała mu za wysiłek, ale powiedziała, żeby zostawił ją w spokoju. Nie miała teraz ochoty być wesoła.

Pięć minut po rozpoczęciu lekcji Snape w końcu wkroczył do środka, kiedy wiercenie się groziło wybuchem chaosu. Kiedy wyszedł na przód Sali i odwrócił się do nich, wyglądał jak siedem nieszczęść, szczerze mówiąc, jego rysy były bledsze i bardziej wymizerowane niż zwykle, a jego ogólny wygląd był trochę gorszy. Wpatrując się w punkt gdzieś pośrodku sali, powiedział ostro

– Do waszych egzaminów zostało tylko kilka tygodni. Wykorzystacie tę lekcję, na powtórki, ponieważ wątpię, by większość z was zadała sobie tyle trudu w wolnym czasie. Możecie ze sobą rozmawiać, pod warunkiem, że robicie to po cichu. Każdy uczeń, którego usłyszę, mówiący o czymś nieistotnym na tych zajęciach lub mówiący ponad szept, będzie żałował. Czy wyrażam się jasno?

Jego głos był lekko chrapliwy, z lekko szorstką nutą, nadającą chropowatości zwykłe jedwabistemu tonowi, podobnym do tego, jaki zwykle miał po szczególnie złym wezwaniu, ale brzmiał zaskakująco dobrze, biorąc pod uwagę okoliczności. Udając, że studiuje swój podręcznik, Hermiona obserwowała go, doskonale zdając sobie sprawę, że wiedział, że ktoś się na niego gapi, ale nie odrywał oczu od biurka i papierkowej roboty, którą udawał, że wykonuje więc chociaż raz mogła go obserwować. Naprawdę wyglądał okropnie, zmęczony i wyczerpany, oczy miał przekrwione i lekko opuchnięte, chociaż rysy twarzy były tak zapadnięte, że prawie niemożliwym było to stwierdzić.

Zauważyła, że jej oczy ciągle zwracają się w stronę biurka i przez kilka minut wpatrywała się w jego dłonie, nie wiedząc dlaczego, aż zdała sobie sprawę, że jego niegdyś zadbane paznokcie były krótko obgryzione. To była taka drobna, nieistotna zmiana, ale wiele mówiła o jego aktualnym, kruchym stanie psychicznym. Najwyraźniej Snape został w końcu zepchnięty blisko krawędzi tego, co mógł przeżyć, nawet jego bezgraniczna wytrzymałość miała ograniczenia.

Po zajęciach zwlekała, gdy inni wychodzili, chcąc tylko spróbować i upewnić się, że wszystko z nim w porządku lub na tyle w porządku, na ile było to możliwe. Harry i Ron czekali z nią i cała trójka bardzo nerwowo podeszła do jego biurka; przez całą lekcje ani razu na nich nie spojrzał. Wymieniła spojrzenia z chłopcami, ale żaden z nich nie wiedział, co powiedzieć, po czym podskoczyli, gdy Snape się odezwał.

– Nie mam nic do powiedzenia żadnemu z was, – powiedział ze znużeniem, nie podnosząc wzroku. -Idźcie stąd. – Wydawał się całkowicie wyczerpany, a jego głos był trochę gruby, jakby był przeziębiony. Nie było w nim twardości. Jego głos, bez śladu złości czy pogardy, tylko rodzaj tępej i nietypowej rezygnacji.

Harry oblizał usta i wyprostował ramiona, najwyraźniej zbierając odwagę.

– Proszę pana…? – zaczął cicho.

– Nie, Potter – przerwał mu cicho Snape, wciąż nie podnosząc wzroku. – Nie będę o tym rozmawiać.

Uparty jak zawsze. Harry zacisnął szczękę i mimo wszystko kontynuował.

– Zdradził pan Sam-Wiesz-Kogo tylko po to, żeby ich uratować?

Po długiej przerwie ich nauczyciel westchnął, upuszczając pióro i ignorując plamę atramentu, która plamiła esej, który poprawiał. Opierając głowę na dłoniach, powiedział ze znużeniem

– Nie tylko z tego powodu. I tak chciałem się wydostać… ale nie na tyle, żeby ryzykować złapanie.

– Ale zaryzykował to pan dla nich. Dla niej.

– Zawiodłem – odpowiedział ostro. – I jest coś więcej w tej historii, o której jak dotąd, dyrektor nie uznał za stosowne, aby cię oświecić. – Krótka chwila goryczy przebiła się przez apatię w jego głosie, ale nie trwała długo. – Nie będę o tym z tobą rozmawiać. Przynajmniej tyle mi zostało. Odejdź.

Wszyscy troje wymienili spojrzenia, po czym niechętnie skierowali się do drzwi. Kiedy do nich dotarli, Hermiona zatrzymała się, lekko ich popychając, bo również próbowali się zatrzymać. Posyłając jej zmartwione spojrzenie, Harry wyszedł, Ron uśmiechnął się do niej zachęcająco i podążył za swoim przyjacielem. Biorąc głęboki oddech, Hermiona odwróciła się.

Snape nadal nie podniósł głowy, ale wyraźnie zdawał sobie sprawę, że ona wciąż tam jest. Teoria została potwierdzona chwilę później, kiedy monotonnym głosem powiedział

– Mówiłem ci, żebyś odeszła, Granger.

Podbudowana faktem, że zrezygnował z formalnego „Panno”, Hermiona wzięła oddech i zebrała się na odwagę.

– Powiem, proszę pana. Chciałam tylko powtórzyć, że wiedziałem od jakiegoś czasu. Nie robi mi to żadnej różnicy. I myślę, że to co zrobił dyrektor, było podłe. To wszystko.

Obserwowała go z niepokojem podczas przerwy, która nastąpiła; trudno było stwierdzić, ale wydawało się, że jego ramiona lekko opadły, kiedy opuściło go trochę napięcia. Słyszała jak głośno pociągał nosem, naprawdę nie brzmiał dobrze, zanim westchnął i przemówił ponownie, jego głos brzmiał nieco mniej sztucznie i pusto

– Proszę, zostaw mnie w spokoju.

Prosił, nie rozkazywał. Było to jedynym powodem, dla którego był gotowa zrobić co chciał, gdyby próbował ponownie jej rozkazać, zwaliłoby ją to z nóg, ale to była prawdziwa prośba.

– Jeśli pan chce – odpowiedziała cicho, celowo opuszczając „proszę pana” na końcu zdania. – Ludzie będą się martwić, jeśli nie będzie pana na kolacji, – dodała, pozostawiając niewypowiedziane, ale mocno sugerujące, że jest jedną z nich. Kiedy wyszła i zamknęła za sobą drzwi do klasy, miała tylko nadzieję, że zrozumiał wiadomość.

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział XXVIGoniąc Słońce – Rozdział XXVIII >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 5 komentarzy

  1. Zdecydowanie zachowanie Dumbledoraq było podłe i w 100% ślizgońskie. Z jego perspektywy odegrał się wspaniale, ale nie wiem, czy przewidział konsekwencje swojej małej zemsty. Teraz już nic nie trzyma Snape’a po jego stronie.

  2. „To uczyniło go żałosnym, obsesyjnym i niedostępnym” o właśnie to! Dlatego tak nie lubię tego motywu! To NIE jest romantyczne!Wróć do czytania

Dodaj komentarz