Goniąc Słońce – Rozdział IV

Goniąc Słońce – IV

„Oni poświęcili swoje życie
By pokierować jego egzystencją
On próbuje zadowolić ich wszystkich
Ten zgorzkniały człowiek
Przez całe swoje życie
Wciąż walczył
Ale nie był w stanie wygrać”

Metallica „Unforgiven”

 

Od czasu tej śmiesznej wymiany zdań ze Snape’em na temat ich okropnych zajęć z Obrony, między pozostałymi zajęciami Hermiona dużo rozmyślała. Widać było, że nikt nic nie może zrobić, żeby powstrzymać tą głupią, starą wiedźmę, zwłaszcza, iż Ministerstwo dało jej dużą władzę; nie było więc szans, że szybko się jej pozbędą – chyba że, jak zasugerował Ron, ktoś ją otruje. To była kusząca myśl, ale zbyt ryzykowna. Równie jasne było to, że ona niczego ich nie nauczy; Hermiona zaczęła wkładać inne książki pomiędzy strony „Teorii Magii Obronnej” tak, by mogła robić coś produktywnego podczas tych lekcji. Natomiast Harry chyba sobie zarezerwował każdy wieczór tego roku szkolnego na szlabany. A przynajmniej dopóki nie odpadnie mu lewa ręka.

Inni nauczyciele nie mogli pomóc; musieli poradzić sobie z własnymi inspekcjami. Najprawdopodobniej Trelawney zostanie workiem treningowym; Ron jej powiedział, że inspekcja na Wróżbiarstwie to był jeden wielki bałagan. Inspekcja na Transmutacji, w której uczestniczyli była wspaniała, ale z drugiej strony to tylko sprawi, że Umbridge będzie jeszcze bardziej zdeterminowana; kadra miała własne problemy, zwłaszcza, że ci, którym najbardziej Gryfonka ufała byli zajęci sprawami Zakonu.

Jedyną możliwością jaka im pozostała, to nauczenie się Obrony samemu. Dziewczyna uważała to za dobry pomysł i kiedy poruszyła ten temat z Ronem, chłopak się z nią zgodził, co było swego rodzaju świętem, wziąwszy pod uwagę jak często się w tym roku kłócili. Natomiast Harry nie zareagował tak, jak miała na to nadzieję. Po prawdzie, to poniosły go nerwy. Znowu. Jedyne co udało jej się osiągnąć, to powstrzymanie go od krzyczenia na tyle długo, by poprosiła go, aby to przemyślał, po czym uciekła; tego wieczoru miała być w Skrzydle Szpitalnym na kolejnej lekcji.

Hermiona spojrzała na mediwiedźmę wyczekująco.

– Co dzisiaj robimy?

Przynajmniej te lekcje nigdy nie były nudne.

– Przekładamy teorię w praktykę. – powiedziała jej pielęgniarka. – Rzucisz kilka diagnostycznych zaklęć, których cię nauczyłam i zapiszesz wszystko, co wykryją, więc będę mogła sprawdzić, że je rozumiesz również w praktyce.

– Okej. – zgodziła się żywo dziewczyna, nie mogąc się doczekać początku. – Kogo…

Jak na zawołanie drzwi się otworzyły. Gryfonka obróciła się, przygotowując się do użycia wymówki, iż to ten czas w miesiącu, co by tłumaczyło dlaczego jest w Skrzydle. Brak pukania w drzwi, powinien jej już coś podpowiedzieć, a jednak z zaskoczeniem zobaczyła Profesora Snape’a, który posyłał jej niezbyt miłe spojrzenie.

– Dobry wieczór, Severusie. – Poppy radośnie powitała gburowatą postać Mistrza Eliksirów. – Dziękuję, że się zgodziłeś.

– Nie dałaś mi wyboru. – odpowiedział nieprzyjaźnie, posyłając zjadliwe spojrzenie w stronę portretu Dylis, po czym ruszył na środek pokoju. Nachmurzony, utkwił spojrzenie ciemnych oczu gdzieś daleko przed sobą.

On również nie był zachwycony, że będzie służył za królika doświadczalnego. Hermiona nie winiła go; ona sama nie mogła powiedzieć, że ten pomysł napawa ją radością. W zasadzie, to miało sens, skoro to on będzie jej pierwszym i, miejmy nadzieję, jedynym pacjentem przez jakiś czas. Poza tym, zaklęcia diagnostyczne będą miały jakieś anomalie. Jednakże to oznaczało, że będzie używała magii w stosunku do profesora Snape’a. Choć, jak sama przyznała, nie będzie to pierwszy raz, ale nie sądziła, że ujdzie jej to na sucho. Dziewczyna posłała Poppy proszące spojrzenie, które kobieta zignorowała.

– Jak tylko będziesz gotowy, Severusie.

Mężczyzna jeszcze bardziej się zachmurzył, choć wydawało się, że jest zdeterminowany w udawaniu, iż poza nim nikogo w pomieszczeniu nie ma. Po dłuższej chwili podniósł ręce i w pierwszej kolejności rozpiął rękawy swojej szaty, a później resztę ubrania, wciąż wpatrując się w ten odległy punkt. Wzruszył ramionami i szata spadła niżej. Hermiona mogła policzyć na palcach jednej ręki sytuacje, w których widziała profesora bez jego słynnych, powiewających szat, a i tak zostałoby kilka palców w zapasie; jego widok bez nich był po prostu dziwny.

Czarny płaszcz podążył za szatą na ziemię i mężczyzna został w koszuli na środku pokoju, nie przenosząc wzroku ze ściany. Jego biała koszula była na tyle cienka, że mogły zobaczyć, iż pod spodem ma zwykły, biały T-shirt.

– Na Merlina, Severusie, musisz zawsze mieć tyle warstw na sobie? – zaśmiała się Dylis.

– Lochy są słabo ogrzewane. – niemalże obronnie odparł Snape. Niespokojnie się poruszył i wyraźnie było widać, że nie jest zadowolony. – Zaczynajcie. Mam trochę roboty.

– Severusie, nie zachowuj się jak dziecko. – ostudziła go Poppy. – Wiesz, że szybko z tobą nie skończymy. Najpewniej wiesz o leczeniu więcej niż ja; a z pewnością o nauczaniu. Jeżeli będziesz ze wszystkim walczył, zajmie to dwa razy więcej czasu niż normalnie. Dylis, przestań mu dokuczać.

Lewe oko Snape’a drgnęło, a szczęka się zacisnęła. Mężczyzna gwałtownie się obrócił i ruszył przez pokój w stronę krzesełka, po drodze przywołując szatę i płaszcz, które upuścił na podłogę przed nim. Następnie usiadł i zaczął rozwiązywać buty. Zdjął je razem ze skarpetkami, wstał i boso powrócił na środek pokoju. Sprawiał wrażenie pewnego siebie, ale również zagniewanego, gdy zaczął rozpinać mankiety koszuli. Hermiona nerwowo przełknęła ślinę, posyłając Madame Pomfrey niespokojne spojrzenie, po czym całkowicie poświęciła uwagę Snape’owi.

Ostrymi ruchami, z zaciśniętą nieznacznie szczęką, Snape rozpiął koszulę do połowy, po czym ściągnął ją wraz z podkoszulkiem przez głowę, rzucił je na ziemię i półnagi wyprostował się, ponownie skupiając wzrok na ścianie. Wbrew sobie, Hermiona wlepiła w niego wzrok. Widok półnagiego mężczyzny nie był jej obcy, ale taki widok Snape’a nie był normalny.

Mężczyzna był niezwykle chudy; widoczne były jego żebra i obojczyki, brzuch miał wklęsły. Kości biodrowe tak mocno wystawały znad brzegu spodni, że miała wrażenie, iż tylko one utrzymują ubranie na miejscu. Był jedynie lekko owłosiony, a wzdłuż najcieńszej części jego klatki piersiowej biegła na wpół wyleczona, pokryta strupami rana. Mroczny Znak wyraźnie odcinał się od jego skóry. Hermiona pośpiesznie przesunęła wzrok od Znaku i blizn na nadgarstkach.

To nie były jedyne blizny, uświadomiła sobie, gdy jej oczy przywykły do widoku. Jego ziemista skóra nie ułatwiała zadania, ale w niektórych miejscach można było dostrzec małe nacięcia i bruzdy w mięśniach, włączając w to brzydkie nacięcie biegnące w poprzek brzucha do lewego biodra i poniżej paska od spodni. Po dłuższym przyjrzeniu się, okazało się, iż to są dwie blizny. Jedna po wyrostku, a druga po nie wiadomo czym. Złapana na przyglądaniu mu się, Hermiona powoli okrążyła mężczyznę i głośno wciągnęła powietrze, gdy spojrzała na jego plecy.

Tu również była boleśnie widoczna jego chudość; jego łopatki i żebra mocno wystawały przez skórę, nawet kręgi jego kręgosłupa były widoczne. Ale to stan jego skóry przykuł uwagę dziewczyny, zwłaszcza, że nie miał na plecach żadnego owłosienia, które mogłoby ukryć te ślady. Od ramion do połowy pleców było jeszcze więcej na wpół wyleczonych ran, które były ciemne i suche, a w niektórych miejscach pokrywały się ze starymi bliznami. Jego skóra była nierówna, poznaczona bliznami: białymi, od starych i dawno wyleczonych ran oraz czerwonymi, od tych najświeższych. Dziewczyna zobaczyła ślady po oparzeniach, cięciach, ranach szarpanych (nie miała pojęcia co mogło je spowodować) i mniejsze ślady, trudne do zidentyfikowania. Jako dodatek do blizn były obecne również siniaki, w większości umiejscowione na żebrach i ramionach, ale również na plecach, jakby został na coś rzucony.

– Podoba się pani widok? – jego nagłe syknięcie przywróciło dziewczynę na ziemię. Ton jego głosu był lodowaty i kiedy przed nim stanęła, zobaczyła, że oczy mężczyzny płoną od furii, a jego policzki są czerwone.

– … Przepraszam, proszę pana. – wyszeptała niepewnie, próbując się niezauważenie wycofać.

– Zostaw ją, Severusie. Zgodziłeś się. I jeszcze nie skończyłeś się rozbierać..

– Nie. – warknął ponownie się czerwieniąc. – Nie będę bardziej się upokarzał. Tylko tyle dostaniesz.

Dzięki Bogu, pomyślała żarliwie Hermiona. Po pierwsze, zabiłby ją. Po drugie, mimo iż wiedziała, że Uzdrowiciele często mają do czynienia z nagimi pacjentami, nie czuła się jeszcze na to gotowa, a nawet jeśli by się czuła gotowa, prędzej piekło by zamarzło niż ona czułaby się komfortowo z nagim Snape’em. A po trzecie, zabiłby ją. Jeszcze raz. To dziwne, że jest zawstydzony, zastanowiła się Gryfonka, zerkając na niego – przecież musiał być przyzwyczajony do rozbierania się przed Uzdrowicielem. Jednak w tym samym momencie przyszła jej do głowy inna myśl – rozebrał się przed stażystką, która w dodatku była jego uczennicą i najlepszą przyjaciółką znienawidzonego przez niego chłopaka… Okej, mogła zrozumieć, czemu mężczyzna czuł się niekomfortowo. Poza tym nie był jakimś Apollem; z pewnością wiedział jak wygląda i Hermiona nie sądziła, iż był zachwycony tym, że ogląda go nastolatka.

– Zaczynaj. – burknął Snape, przerywając jej rozmyślania. Ledwo powstrzymując się przed piskiem z zaskoczenia, Hermiona jedynie skinęła i sięgnęła po pióro, pergamin i swoją różdżkę, i zabrała się do pracy.

Żadne z rzuconych przez nią zaklęć diagnostycznych nie wróciło z normalnymi odczytami i już to wystarczyło, by zaczęła odczuwać mdłości. Ten mężczyzna miał tyle dolegliwości i zniszczeń, że cudem było, iż nadal tu stał. W większości wypadków dziewczyna zgadywała, co oznaczają dane anomalie; miała jednak nadzieję, iż się myli. Wydawało się również, że żadne zaklęcie nie działa, gdy w grę wchodził Mroczny Znak; nic nie mogła zdziałać w pobliżu jego lewego przedramienia i próbowała nań nie patrzeć. W pewnym momencie dziewczyna przerwała ciszę.

– Nie bardzo rozpoznaję te rezultaty… – powiedziała nieobecnym głosem.

Prawie spadła z krzesełka, gdy lakonicznie odezwał się Snape.

– Gdzie?

Rozejrzała się i zobaczyła, iż poza rzucającym gniewne spojrzenie w jej kierunku mężczyzną, nikogo innego nie było. Mimo iż stał w obronnej pozycji i był bez koszulki, jego wyraz twarzy wciąż był onieśmielający.

– Eee…

Nauczyciel wlepił w nią wzrok.

– Madame Pomfrey była potrzebna gdzie indziej. A przynajmniej ona tak twierdzi.- dodał kwaśno półgłosem; widać było, że jest wściekły, iż został w takiej sytuacji sam, ale, jak Hermiona sobie uświadomiła, jego gniew nie był skierowany w jej kierunku, bo w innym wypadku już dawno by na nią wybuchnął. – Skąd masz nieznane rezultaty?

Po chwili wahania dziewczyna wskazała palcem miejsce, a mężczyzna warknął rozdrażniony.

– Wbrew powszechnemu mniemaniu, nie mam oczu z tyłu głowy, panno Granger. Pokaż mi.

Przygryzając wargę, Hermiona bardzo ostrożnie przyłożyła dwa palce do jego pleców, próbując dotknąć miejsca niepoznaczonego przez blizny. Jego skóra była chłodna, a gdy go dotknęła, mężczyzna ledwie widocznie się wzdrygnął.

– Ah. To jest wątroba, na którą patrzysz ze złej strony. Powinnaś rzucić bardziej specyficzne, wątrobowe zaklęcia. – odpowiedział prawie neutralnym tonem, przykładając rękę do tego miejsca. Był tak spięty, że aż drżał; unikał również patrzenia na nią. – Twoje odczyty wskazują marskość spowodowaną przez nawracające i słabe przewlekłe zapalenie wątroby.

– Żółtaczka? – zapytała zaskoczona Gryfonka.

– Owszem. – warknął. – Naprawdę sądziłaś, że to jest naturalny kolor mojej skóry? Nawet ktoś, kto całe życie spędził pod ziemią nie wyglądałby tak.

Miał rację, ale nie zamierzała tego komentować. Na końcu języka miała pytanie o powód takiego zniszczenia wątroby, ale powstrzymała się. Z jednej strony nie chciała go bardziej denerwować, a z drugiej naprawdę jeszcze nie chciała tego wiedzieć. Skinąwszy, zapisała to, co powiedział jej mężczyzna; Madame Pomfrey i tak z nią przejrzy te notatki.

Mimo iż to było nerwowo wyczerpujące i w pewien sposób straszne, było również fascynujące i nie miała pojęcia, ile czasu minęło zanim ponownie się odezwała.

– Proszę pana, jest kolejny odczyt, którego nie rozumiem. Nie jest powiązany z żadnym konkretnym narządem, ale to nie jest też rana czy skutek jakiegoś zaklęcia.

– Gdzie?

– Ekhm… – dziewczyna mocno przełknęła i zaczerwieniła się. Podwinęła nogi pod siebie i wpatrywała się w jego plecy, modląc się, by się nie obrócił. – Poniżej pasa. – w końcu wymamrotała. Usłyszała ostry wdech, gdy cały się spiął i zacisnął dłonie w pięści. Po długiej chwili odpowiedział jej szorstko.

– Nic, o co mogłabyś się martwić. To nie ma nic wspólnego z treningiem na Uzdrowiciela podczas wojny.

– Nie zawsze będzie wojna, proszę pana. – miękko zaprotestowała. – Co mam zrobić, gdy pojawi się odczyt, który nie wiem, co znaczy? Przeprosić pacjenta i poinformować go, iż nie mogę go leczyć, bo mój trening tego nie obejmował?

– Żaden z twoich pacjentów nigdy nie będzie na to cierpiał. – burknął Snape. – Chociaż raz w swoim życiu, panno Granger, niech pani odpuści i przestanie wpychać swój nos tam, gdzie go nie chcą.

– Severusie. – wyjątkowo delikatnie wtrąciła się Dylis. – I tak wkrótce się się dowie. Chcesz, żeby usłyszała to od ciebie, czy od nas?

Przez chwilę Snape wpatrywał się w ścianę. Żyła na jego skroni mocno pulsowała, jego twarz, poza czerwonymi plamami na policzkach, straciła wszelkie kolory, a jego ciało zaczęło drżeć. Hermiona wyciągnęła nogi spod siebie, gotowa do ucieczki w razie, gdyby mężczyzna stracił cierpliwość i wybuchnął. Próbowała nie panikować, gdy zastanawiała się, co też, do diabła, było nie tak. Fakt, nie miała pojęcia, co oznacza ten odczyt, ale…

– Czy złożyła już pani przysięgę zachowania tajemnicy, panno Granger? – sztywno zapytał Snape.

– Nie, proszę pana. – szczerze odpowiedziała. – Jednakże z nikim, kto nie ma pojęcia o pana medycznej historii nigdy nie będę rozmawiała. – może i była Gryfonką, ale nie chciała umierać; zresztą to i tak niczyja sprawa.

Usłyszała jak mężczyzna coś szepcze, najpewniej jakieś przekleństwo, w dodatku paskudne. Następnie wolno potrząsnął głową, gwałtownie się obrócił, przeszedł obok niej do krzesełka, na którym leżały jego ciuchy i zaczął się ubierać. Nie robił tego zbyt starannie, nie ociągał się i w rekordowo szybkim czasie się ubrał. Nauczyciel najwidoczniej uznał, iż lekcja się skończyła, a Hermiona nie miała zamiaru się z nim o to kłócić; nie, kiedy był w takim humorze.

W pełni już ubrany Snape, ponownie przeszedł obok niej i podszedł do drzwi. Zatrzymał się, opierając dłoń na klamce i obrócił głowę tak, aby obserwować dziewczynę kątem oka; głowę miał opuszczoną, a twarz schowaną za kurtyną swoich włosów. Po chwili znowu się od niej odwrócił. Gryfonka usłyszała jak mężczyzna coś cicho wymamrotał pod nosem, jednak zbyt cicho, aby mogła usłyszeć co. Ponownie uniósł głowę i utkwił w niej swój wzrok, a ona mimowolnie się cofnęła o krok, widząc wyraz jego twarzy. Emocje wymalowane w jego oczach miały niemalże fizyczną siłę, którą odczuła jak uderzenie. Z ich ciemnej głębi krzyczał na nią jego ból i wściekłość, wymieszane z czymś, co wyglądało podobnie do wstydu.

Żołądek dziewczyny ścisnął zimny supeł.

– O Boże. – wyszeptała ledwo świadoma tego, że w ogóle się odezwała i wlepiła wzrok w Snape’a. – Ma pan na myśli…

Nawałnica emocji widoczna w jego oczach zwiększyła swoją siłę.

– Tak. – wysyczał.

Drgał mu mięsień na policzku, jak zauważyła zanim znowu opuścił głowę. Otworzył drzwi i gwałtownie uciekł z pomieszczenia, pozostawiając zaskoczoną dziewczynę, która wciąż się gapiła w miejsce, w którym stał. Podniosła wzrok na ścianę i zobaczyła, iż rama obrazu jest pusta. Hermiona ponownie spojrzała na drzwi, pozwalając, żeby informacje wsiąknęły do mózgu. Czuła jak wypełnia ją zimne przerażenie, po czym odwróciła się. Ostrożnie odłożyła swoje notatki i różdżkę, i niespiesznym, spokojnym krokiem ruszyła przez salę do małej łazienki, w której zwymiotowała.

Gdy zabrakło jej łez i nie miała już czym wymiotować, opuściła pomieszczenie i zobaczyła, że czeka na nią Madame Pomfrey.

– Przepraszam, Hermiono. – delikatnie powiedziała pielęgniarka. – Nie chciałam, żebyś się dowiedziała… o tym… Jeszcze nie. I z pewnością powiedziałabym ci to mniej dosadnie, by złagodzić twój szok.

Dziewczyna potrząsnęła głową.

– On nie… powiedział mi tego dosadnie. – odparła bezbarwnym głosem. – W zasadzie był… Sama nie wiem. Mogło być gorzej. Nawet nie wiem, czemu mi powiedział. Cóż, właściwie to mi nie powiedział, ale nie wiem dlaczego pozwolił mi się tego domyślić…

– Bo wiedział, że ja bym to w końcu zrobiła. – odpowiedziała grobowym głosem Poppy. – Nie wiedziałam, że pozostały jeszcze jakieś ślady, które mogłabyś znaleźć, bo w innym wypadku zostałabym z tobą, aby temu zapobiec.

– Nie wiedziała pani? – powtórzyła cicho Hermiona, wciąż czując się raczej oderwana od rzeczywistości. Przyjęła od kobiety szklankę wody, by pozbyć się nieprzyjemnego smaku z ust.

– Profesor Snape nie mówi mi wszystkiego. I już dawno temu nauczyłam się nie pytać go o… pewne rzeczy. On wie, jak sobie poradzić z fizycznymi skutkami i nie lubi, gdy ktoś wie o takich rzeczach. Nie jestem pewna czy nawet Dyrektor wie.

– Więc Dyrektor jest szczęściarzem. – odparła gorzko Gryfonka. – Chciałabym nie wiedzieć. – zrobiło jej się zimno i walczyła z dreszczami. Otuliła się szczelniej szatą. – Naprawdę, naprawdę chciałabym nie wiedzieć. – przełknęła gulę, którą jej się zrobiła w gardle i zapytała. – Może jest jakaś szansa, że jest gejem albo coś takiego?

– Nie. Zdecydowanie, absolutnie nie. Nawet jeżeli by nim był, takie zniszczenia nie są normalne.

Pokiwała głową; nie, to byłoby zbyt proste. Co dziwne, zawsze uważała Snape’a za aseksualnego. Zaciskając mocno zęby i ponownie przełykając, zmusiła się do myślenia. Profesor Snape był gwałcony. Najwidoczniej nie po raz pierwszy.

Zadławiła się, czując odruchy wymiotne, ale nie miała już czym wymiotować.

– Przykro mi, moja droga.

– Czemu? Nie tego pani chciała? W porządku, wygrała pani, już go nie nienawidzę. Nie mogę go nienawidzić po tym, czego się dowiedziałam. Zadowolona?

– Hermiono…

– Nie! Nie chciałam wiedzieć! – poczuła słony smak na ustach i zdała sobie sprawę, że płacze, co jedynie jeszcze bardziej ją rozzłościło. Była szczęśliwa nienawidząc Snape’a i uważając go za mężczyznę bez serca, nie wartego zaufania i nieprzyjemnego. Teraz, znając powody, dla których taki był i wiedząc, że tyle wycierpiał w milczeniu, a żaden z ludzi, którzy go nienawidzą nie ma o tym pojęcia… To zniszczyło wszystkie te wygodne iluzje.

– Jestem pewna, że nie chciałaś. – cicho powiedziała starsza wiedźma. – Ja też nie chciałam, gdy już się dowiedziałam. Nawet teraz o to nie pytam, ponieważ wciąż nie chcę wiedzieć. Ale to jest właśnie to, co znaczy być Uzdrowicielem, zwłaszcza Uzdrowicielem Zakonu Feniksa podczas wojny. – podała Hermionie czystą chusteczkę. – A my tylko sobie radzimy ze skutkami. – dodała delikatnie. – Severus… profesor Snape… jest tym, który to znosi.

– Jak…? – spytała cienkim głosem Hermiona, próbując osuszyć oczy, choć wciąż drżała. Nie była jednak w stanie dokończyć pytania. Jak on to robi? I dlaczego? Co było takie ważne dla niego, że z własnej woli godził się na taką przemoc? Co zrobił Voldemort, że Snape aż tak go nienawidził?

– To jest Severus Snape. – odpowiedziała cicho Dylis, próbując oddać istotę problemu. Portret wzruszył ramionami, gdy Hermiona na niego spojrzała i próbowała skupić na nim wzrok. – To jedyna odpowiedź jaką mamy, Hermiono. Z racjonalnego punktu widzenia powinien umrzeć przed końcem pierwszej wojny. Nie mam pojęcia jak przetrwał tak długo, zwłaszcza że, jestem pewna, nie wiemy o wszystkim. Coś go motywuje, ale nie mam pojęcia co to jest. On jest… przerażająco silny.

Hermiona głośno wydmuchała nos, czując się odrobinę lepiej; przynajmniej fizycznie. Machnęła ręką w stronę swoich notatek.

– Jeżeli choć w połowie mam rację, powinien już nie żyć.

Mediwiedźma podniosła kawałek pergaminu i szybko go przejrzała.

– Nie mylisz się. W większości masz rację, moja droga. Dobra robota. I spróbuj się nie martwić; potrzeba o wiele więcej niż to, by na dłużej powstrzymać profesora Snape’a. Prawda, ktoś inny byłby już martwy, ale, jak powiedziała Dylis, to jest Severus. – pielęgniarka smutno się uśmiechnęła. – Nawet teraz ciągle jestem zaskoczona, ile on jest w stanie wytrzymać. W połowie przypadków to go nawet nie spowalnia.

– On nawet wygląda na wpół drogi do śmierci. – skomentowała Hermiona czkając, gdy walczyła ze szlochem i zmusiła się do uspokojenia się choć trochę, by nie wpaść w histerię. Przez chwilę się zastanawiała. – Nie, właściwie to nie. Powinien tak wyglądać, ale tak nie jest. To jest jak… Nie wiem, hart albo co? To nienormalne, żeby człowiek był aż tak chudy, ale w jakiś sposób mu to pomaga? Nie umiem tego wyjaśnić.

– Słyszałam gorsze opisy jego osoby. – odpowiedziała ze śmiechem Dylis. – Powiem więcej, Severus też.

Madame Pomfrey wyglądała jakby próbowała powstrzymać śmiech i przytaknęła.

– Biorąc pod uwagę pani możliwości, to raczej słaby opis, panno Granger, ale rozumiem, co masz na myśli. Normalne zasady nie dotyczą Severusa Snape’a. A teraz, jeśli weźmiesz swoje notatki do mojego biura, zrobię nam herbaty i spróbujemy się dowiedzieć, czemu tak jest.

 

Eliksiry, które Hermiona miała następnego dnia były najgorszą ze wszystkich lekcji w jej akademickim życiu. Przez większość czasu Snape tylko się gapił na nią, a kiedy siadał, miał wyzywające spojrzenie, jakby chciał, aby się wzdrygnęła albo skrzywiła. Nie trzeba było być Wiem-To-Wszystko, by mieć pewność, iż mężczyzna czeka na najmniejszy powód, aby rozszarpać ją na kawałki. Miejmy nadzieję, że tylko słownie, ale na po prawdzie nawet tego nie była pewna. Nawet Harry’emu nie często się udawało doprowadzić nauczyciela do takiej wściekłości. Najwidoczniej Snape czuł się zawstydzony, że dziewczyna wiedziała o nim więcej niż ktokolwiek inny i miał trudność z rozdzieleniem Hermiony Uzdrowicielki od Hermiony uczennicy. Równie wyraźnie było widać, iż nie wierzy w jej słowa o zachowaniu milczenia.

Podsumowując, te rzeczy sprawiały, iż atmosfera była niekomfortowa, zwłaszcza, że nieprzespana noc i kolejny atak płaczu wyczerpały ją, i od rana była podminowana. Po raz pierwszy było jej łatwo zostawić Neville’a, Harry’ego i Rona samym sobie; nie tylko dlatego, że nie chciała ściągnąć na siebie gniewu Snape’a, ale musiała skupić się na swoim eliksirze, zwłaszcza, że miała dużo do przemyślenia.

Ostatnia noc była nie tylko dołująca, ale też oświecająca. Biorąc pod uwagę wszystko, co było nie tak ze stanem zdrowia mężczyzny, Snape był medycznym cudem. Jego metabolizm był kompletnie nienormalny; choć to dziwne, był naturalnie chudy i nie miało to nic wspólnego z jego dietą. Nie miał ani problemów z jedzeniem, ani z tarczycą, czy czymś innym; po prostu nigdy nie przybierał na wadze, zwłaszcza, gdy był zestresowany. Wprawdzie jego waga znajdowała się poniżej nawet jego normy, ale nie było to poważne.

Okazało się, że przewlekłe zapalenie wątroby było spowodowane nadużywaniem alkoholu w przeszłości i leczenie go nie miało sensu, ponieważ nadal okazyjnie się upijał. Nie często, zapewniały ją Madame Pomfrey z Dylis, ale czasami. Okazało się, że w jego rodzinie też ktoś był alkoholikiem i wziąwszy pod uwagę jego tryb życia, można było zrozumieć, dlaczego szukał różnych sposobów radzenia sobie z jego skutkami. Hermiona ponownie zapytała o ślady od strzykawek i obydwie kobiety zapewniły ją, że choć w przeszłości ćpał, teraz jest czysty od niemal 10 lat; nie uważały, by ponownie zaczął ćpać, a i on powiedział, że nic ni bierze. Były również oznaki samookaleczenia; nie wszystkie jego blizny były spowodowane przez innych ludzi, jednakże obydwie kobiety były prawie pewne, że Profesor już tego nie robi.

„Prawie pewność” była problemem. Niemożliwością było spisać całą medyczną historię Snape’a, z bardzo prostego powodu: mężczyzna albo odmawiał odpowiedzi, albo do niczego się nie przyznawał. Większość obrażeń sam leczył i ignorował te, z którymi nie mógł sobie poradzić dopóki same się nie zaleczyły. Okazało się, iż jest kompetentnym uzdrowicielem – amatorem, a przynajmniej w wypadku ran i klątw, i wiedział wystarczająco dużo o niemagicznej medycynie, żeby się utrzymać przy życiu. Dziewczyna wiedziała, że sam kontrolował swoją dietę; okazało się, iż jedną z przyczyn był wrzód żołądka spowodowany stresem i drugi na wpół wyleczony – co mogło w jakiś sposób tłumaczyć jego zachowanie.

Blizny, częściowo wyleczone cięcia i siniaki były mało ważne. Próg bólu Snape’a był nieludzki i prawie nie zwracał uwagi na co poważniejsze rany; miał tyle blizn, bo nie wyleczył ran – co prawdopodobnie miało związek z kilkoma psychologicznymi problemami – nawet jeśli wpływały one na jego ogólny wygląd.

To jego system nerwowy był największym problemem; ciągła ekspozycja na Zaklęcie Cruciatus powoli niszczyła jego komórki nerwowe. Hermiona jeszcze się nie nauczyła specyficznych czarów do układu nerwowego, ale Madame Pomfrey pokazała jej ostatnie badanie Snape’a i wyjaśniła, co oznaczają odczyty. Mistrz Eliksirów ciągle odczuwał ból, ponieważ nie miał wystarczająco dużo czasu, by wyzdrowieć zanim znowu został uderzony klątwą. Jego układ krążeniowy też zawodził, obniżając temperaturę ciała o stopień lub dwa poniżej normy – już wcześniej zauważyła, że ma drgawki.

Biorąc pod uwagę okoliczności, nie było zaskakujące, że Snape zawsze był w złym humorze.

Próbowały również przedyskutować temat seksualnego wykorzystywania mężczyzny, ale nie odniosły sukcesu; po pierwsze temat był sam w sobie stresujący, a po drugie ani Madame Pomfrey, ani Dylis nie wiedziały zbyt wiele. Snape nigdy im o tym nie powiedział; mediwiedźma przypadkiem się dowiedziała, gdy znalazła wewnętrzny krwotok i nalegała, by się nim zająć, a mężczyzna był zbyt słaby, by protestować. Nie miały pojęcia jak często się to zdarza, skoro Madame Pomfrey rzadko robiła mu kompleksowe badania; za każdym razem, gdy mężczyzna siadał na chwilę, Hermiona przygryzała wargę. Najwidoczniej Voldemort wykorzystywał seksu i jako nagrodę, i jako karę – tak jakby potrzebowała mieć kolejny powód, by go nienawidzić. Kobiety powiedziały jej, iż bardzo rzadko tak robił i zapewniły, że plotki i opowieści o balach Śmierciożerców były wyolbrzymione i wielką bzdurą, jednakże to dziewczyny nie pocieszyło.

Madame Pomfrey pokazała Hermionie jak sobie radzić w takich przypadkach, ale od razu uprzedziła, iż w tej sytuacji nic jej to nie pomoże, ponieważ Snape nie reagował tak, jak większość ludzi. Jeżeli czuł się winny i zawstydzony, ukrywał te emocje głęboko i choć istniała nikła szansa, iż miał z tego powodu traumę, to z pewnością to również chował głęboko. Takie postępowanie nie było zdrowe, ale nie było mowy o tym, żeby zmusić go do czegokolwiek, a on wolał, aby nie poruszały tej kwestii. Choć to było okropne, najlepszym co mogły zrobić było ignorowanie tematu, ponieważ Profesor sobie tego życzył i nie mogły zbyt dużo zdziałać.

W opinii Hermiony, to właśnie była ta najgorsza część. Nic się nie poprawi. Dopóki on albo Voldemort nie umrą, wciąż i wciąż będzie tak traktowany. Co najgorsze, najprawdopodobniej to Snape prędzej umrze, co oznacza, że nigdy całkowicie nie wyzdrowieje. Będzie znosił ból i rany tak długo, aż go nie zabiją. Szczerze mówiąc, zapewne powitałby śmierć z radością.

Po co być Uzdrowicielem, skoro nie możesz kogoś wyleczyć?

Na chwilę spojrzała w stronę biurka Snape’a, nie pozwalając oczom zatrzymać się na widoku na dłużej niż sekundę. Mężczyzna wciąż się w nią wpatrywał i jego spojrzenie nie zmieniło się o włos, gdy zauważył jej wzrok; być może jego oczy stały się bardziej harde. Hermiona pospiesznie skupiła uwagę na swoim kociołku i zastanawiała się, co teraz będzie.

Oczywistym było, iż coś się zmieni. Lubiła Eliksiry i chciała jak najlepiej zdać SUMa z tego przedmiotu, jednak jeśli na każdej lekcji będzie siedziała jak na szpilkach, czekając aż mężczyzna w końcu wybuchnie i słownie rozszarpie ją na kawałki, nie uda jej się dobrze wypaść na egzaminie. Jeżeli każdej nocy będzie szlochała i rozmyślała, nie poradzi sobie też na innych lekcjach. Nie będzie też w stanie kontynuować nauki na Uzdrowiciela, jeżeli jej jedyny pacjent będzie reagował ledwie wstrzymywaną furią za każdym razem, gdy dowie się czegoś nowego o jego przejściach.

Mogłaby poczekać i zobaczyć, co się stanie, ale nie miała tego w naturze. Poza żalem i przerażeniem cała ta sytuacja podnieciła jej ciekawość. Wszyscy przyjaciele mogli zaświadczyć, że Hermiona Granger mogła stać się niebezpieczna, gdy się na czymś skupiła, a teraz chciała się dowiedzieć nie tylko jak, ale też dlaczego Snape przetrwał to wszystko. A to oznaczało, że musi się o nim więcej dowiedzieć.

A jak mi się to już uda, pójdę do Voldemorta i dam mu wielkiego, mokrego całusa, powiedziała do siebie. Nie było nic bardziej niebezpiecznego niż to, co zamierzała zrobić.

Snape ją zabije.

 

Przez tydzień Hermiona próbowała wymyślić plan, który nie skończyłby się jej brutalną śmiercią, ale musiała przyznać się do porażki. Zbyt dużo czasu spędzała z Gryfonami, uświadomiła sobie z żalem; nie miała szansy przeciwko jakiemukolwiek Ślizgonowi, a co dopiero przeciw ich Opiekunowi Domu, jeżeli nie umiała być subtelna. Potrzebowała wiedzieć jak oni widzieli Świat; problemem jednak był brak Ślizgona, który mógłby jej pomóc, skoro cały Dom kompletnie nią pogardzał.

Idea przyszła do niej w środku nocy, zaskakując ją nagłą inspiracją i wybudzając ze snu. Był jeden Ślizgon, który mógłby – tylko mógłby – jej pomóc; przynajmniej jeżeli dobrze rozegra sytuację i nie będzie próbowała wszystkiego sama robić. Nie ma czasu do stracenia; dziewczyna wyskoczyła z łóżka, założyła szlafrok i ostrożnie stąpając wyszła z dormitorium, zeszła do opustoszałego Pokoju Wspólnego i przeszła przez dziurę portretu, obiecując sobie, że po dzisiejszej nocy znajdzie jakiś pusty obraz i powiesi go nad łóżkiem.

Gruba Dama nie była zachwycona, gdy jej przeszkodzono, ale jej narzekania się skończyły, gdy Hermiona uprzejmie poprosiła o przekazanie prośby o spotkanie do portretu Dylis Derwent. Mniej niż dziesięć minut później, Hermiona siedziała w pustej Sali niedaleko Wieży Gryffindoru i wpatrywała się w byłą Dyrektorkę i Uzdrowicielkę.

– Chcę poznać Fineasa Nigellusa.

Dylis uniosła brew.

– Dlaczego?

– Powiedziałaś, że wraz z tobą i Madame Pomfrey jest sojusznikiem profesora Snape’a.

– Owszem… ale powiedziałam ci to kilka tygodni temu. Dlaczego teraz chcesz się z nim spotkać?

– Bo uważam, że potrzebuję jego pomocy. – przyznała się cicho Hermiona. – Sądzę, że jest jedyną osobą, która mogłaby mi pomóc zrozumieć Ślizgonów. Nawet jeśli bym zapytała, żaden uczeń nie porozmawiałby ze mną, a profesora Snape’a nie zapytam z oczywistych powodów. Jak myślisz?

Starsza wiedźma zmarszczyła brwi.

– Masz rację, mógłby ci pomóc. Pytanie czy to zrobi? Fineas jest Ślizgonem do szpiku kości; istnieje powód, dla którego jeszcze go nie poznałaś. Nie lubi cię przez twój status krwi. W dodatku, nie robi nic bez powodu; najpewniej zażąda jakiejś zapłaty i bez chwili wahania może powiedzieć Severusowi, co próbujesz zrobić.

– Tyle się domyśliłam. – wzruszyła ramionami. – Nie sądzę, bym miała zbyt wielki wybór. Albo zaryzykuję, że na mnie doniesie albo zostanę złapana, bo jestem zbyt gryfońska.

Dylis się smutno uśmiechnęła.

– Jesteś najmniej gryfońską uczennicą wśród swoich kolegów… ale przyznaję, że to za mało. Nie jesteś w stanie rywalizować ze Ślizgonem, zwłaszcza z Severusem. Dobrze, zobaczę, co Fineas powie. Będzie chciał się spotkać z tobą beze mnie, żeby zobaczyć z jakiej gliny jesteś ulepiona i będzie niemiły.

– Tak jak profesor Snape? – zapytała złośliwie Hermiona.

Kobieta miękko parsknęła.

– Gorzej. Severus ma maniery; Fineas nie.

– Jakaś rada? – Nigdy nie zauważyłam, by Snape miał maniery.

– Bądź szczera. Ma wiele lat za sobą i wie, kiedy się go okłamuje. I spróbuj okiełznać swój temperament; nie pozwól, by zobaczył cię jako małą, śmieszną uczennicę albo jako emocjonalnego Gryfona. Powodzenia.

Dylis zniknęła z obrazu i Hermiona wygodniej się usadowiła na krzesełku, żałując że nie wzięła ze sobą Krzywołapa. Miło by było mieć jakiegoś sojusznika, zwłaszcza, że jej pupil wykazałby więcej zrozumienia niż jej przyjaciele.

Kilka minut później odezwał się z wyższością męski głos.

– Myślisz, że co robisz, szlamo? – wycedził.

Miło. Obróciła się i uważnie przyjrzała się portretowi, który patrzył na nią z miażdżącą pogardą. Naturalnie Hermiona wcześniej szukała informacji o nim i wiedziała, że Fineas Nigellus Black jest jednym z przodków Syriusza; chociaż nie można było tego stwierdzić po wyglądzie.

– Dzień dobry, proszę pana. – odpowiedziała tak uprzejmie jak tylko mogła. – Dziękuję, że zgodził się pan ze mną spotkać.

Mężczyzna prychnął.

– Odpowiedz na pytanie, dziewczyno.

– Jestem pewna, że Dylis panu wyjaśniła, – zaczęła ostrożnie – iż potrzebuję pana rady. Potrzebuję pomocy w zrozumieniu umysłów Ślizgonów.

– Dlaczego?

Bądź szczera, powiedziała jej Dylis. Hermiona wzięła głęboki oddech.

– Jest wiele powodów, proszę pana. Jedną z przyczyn jest wojna; wielu Śmierciożerców było Ślizgonami, tak samo jak Sam-Wiesz-Kto. Chciałabym choć częściowo zrozumieć jak myślą, zobaczyć, czy mogę zrozumieć ich obecne działania. Chciałabym również wiedzieć więcej o moich kolegach z roku. Widzę ich codziennie, ale nic o nich nie wiem. Ale przede wszystkim, przyznaję, chodzi o profesora Snape’a.

Przestała mówić chcąc zobaczyć, czy doczeka się jakiejkolwiek reakcji, ale brak wyrazu twarzy był chyba uniwersalny dla wszystkich dorosłych Ślizgonów; równie dobrze Fineas mógł być zwykłym mugolskim portretem.

– Kontynuuj.

– Jestem go ciekawa. – przyznała. – Zawsze był nauczycielem, którego nie mogłam zrozumieć, jedynym, któremu nie mogłam zaimponować. To tylko część. Chcę wiedzieć o nim więcej. Chcę również mu pomóc i dopóki go nie zrozumiem, nie będę w stanie nawet się do niego zbliżyć. Pozwala mi pomagać Madame Pomfrey w leczeniu go, ponieważ nie ma wyboru, ale ślepy by zauważył, że tego nienawidzi. Będzie łatwiej nam wszystkim, jeżeli będę znała sposób, dzięki któremu mniej będzie nienawidził.

Przez długi czas portret był cichy. Hermiona robiła, co mogła, by się nie wiercić i gryzła się w język, aby go nie pospieszać. Wreszcie były Dyrektor paskudnie się się odezwał:

– Mała, arogancka szlama z ciebie, czyż nie?

– Proszę, niech mnie pan tak nie nazywa. – odpowiedziała spokojnie.

– Prawda cię boli?

– Nie, ale jest pan hipokrytą. Może moi rodzice są Mugolami, ale nie są kuzynami. Wolę być Mugolaczką niż wsobną. – burknęła. – Najprawdopodobniej moja linia jest czystsza niż pańska. – nie mogła powstrzymać gniewu, ale udało jej się nie krzyczeć na niego.

Ku jej zaskoczeniu, mężczyzna brzmiał na rozbawionego, gdy parsknął.

– Interesujące.

Rozzłoszczona Hermiona uświadomiła sobie, że się z nią bawił, testował ją. Już miała zamiar zażądać odpowiedzi od niego – pomoże jej czy nie? – ale coś sprawiło, że ugryzła się w język; w tym momencie bardziej potrzebowała jego pomocy niż swojej dumy.

Fineas przekrzywił głowę i zmarszczył brwi, gdy jej się przyglądał. Wyraz jego twarzy sugerował, iż przygląda się rzadkiemu i nietypowemu owadowi zamkniętemu w pojemniku, ale mężczyzna był również zamyślony.

– Powiem ci kilka rzeczy, dziewczyno, ale tylko dlatego, że chcę zobaczyć, co z tego wyniknie. – w końcu powiedział. – Bycie portretem jest bardzo nudne, nawet nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić. To wydaje się być zabawne. Ale nie będę karmił cię łyżeczką. Jeżeli jesteś tak mądra jak twierdzi Dylis, sama się reszty domyślisz. Jeśli nie… – paskudnie się zaśmiał. – Jeśli nie, Severus wywróci cię na lewą stronę i powiesi, żebyś wyschła. W obydwu wypadkach, będę miał rozrywkę. Uważaj więc, ponieważ nie będę się powtarzał. I nie przerywaj.

Ponownie gryząc się w język, Hermiona tylko przytaknęła i pochyliła się do przodu, przyglądając się mężczyźnie.

– Po pierwsze, każdy prawdziwy Ślizgon ma więcej niż jeden powód dla każdego swojego działania. Tym samym dostrzegamy więcej niż jedną przyczynę w działaniach wszystkich wokół nas. Nic nie jest dla nas pewnikiem i nikomu nie wierzymy.

Wolno skinęła, chcą pokazać, że go słucha; potrzebowała czasu, by to przemyśleć zanim będzie pewna, iż rozumie, ale słuchała, co jej mówił.

– Po drugie, nasze społeczeństwo stanowią bogaci czystokrwiści. Severus jest biednym półkrwi czarodziejem. Pamiętaj o tym.

Hermiona rozmyślała o tym; Fineas przestał mówić, dając jej czas, by to przetrawiła. Więc Snape zawsze był wyrzutkiem. Przebywanie w takim świecie musiało być ciągłą szarpaniną. Zrobiła mentalną notatkę o potrzebie ponownego przestudiowania jego historii i spróbowania zdobycia wiedzy o tradycyjnych wartościach czystokrwistych czarodziejów, i skinęła głową.

– Po trzecie, żaden Ślizgon nie obdarza łatwo zaufaniem. Uczą nas polegać na sobie, wykorzystywać ludzi wokoło i pilnować swoich spraw. Severus nauczył się tego w najbardziej surowy sposób.

Ponownie skinęła głową. Wiedziała wystarczająco o historii Snape’a, żeby to zgadnąć; Fineas kazał jej zajrzeć głębiej, dłużej się nad tym zastanowić. Był strasznie prześladowany, prawie do swojej wytrzymałości, najpewniej był krzywdzony przez rodziców, stracił swojego jedynego przyjaciela, został zdradzony przez instytucję, która miała go ochraniać i regularnie był narażony na wykorzystywanie swojej osoby.

– Tyle powinno ci wystarczyć. – szorstko powiedział Fineas. – Mała rada, zanim zrobisz kolejny krok; pierwszym było poproszenie mnie o pomoc, co jest zadziwiająco inteligentne jak na Gryfonkę. Nie ładuj się na siłę. Nie próbuj wepchnąć się w jego życie i zmusić go do zmiany zachowania. Spróbuj być choć trochę subtelna. On będzie cię podejrzewać, nawet przez chwilę nie myśl, że nie, ale tak długo, jak nie będzie miał solidnego dowodu, nic nie zrobi. Rozsądne wątpienie jest twoim sprzymierzeńcem. Głównym problemem z Gryfonami jest wasza emocjonalność; wszystko, co czujecie macie wypisane na twarzy tak, by cały świat to zauważył, a potem jeszcze to wykrzykujecie, w razie gdyby nie zauważył. Nie próbuj zbyt mocno.

Tym razem jej skinienie było smutne; lata temu zdała sobie sprawę z tego, że jedną z przyczyn, dla których Snape uważał ją za denerwującą było to, iż za bardzo starała mu się zaimponować. Był jedynym nauczycielem, który zdawał się nie doceniać jej inteligencji i najbardziej okrutnie ją krytykował, i tym bardziej starała się wygrać sobie jego przychylność. Nawet gdy już sobie uświadomiła, że to zła metoda, nie przestała tego robić, bo nie znała innego sposobu.

– Jeszcze jedno. – powiedział Fineas. – Podobno jesteś inteligentna. Wykorzystaj to. Myśl, zanim zaczniesz działać i naucz się obserwować. Wiesz wszystko, czego potrzebujesz, ale jeszcze sobie tego nie uświadomiłaś. Uważaj na to, co dzieje się wokół ciebie i patrz głębiej. Analizuj wszystko. Nawet mały, nic nieznaczący szczegół jest ważny.

– Dziękuję, proszę pana.

– Nie dziękuj mi, dziewczyno. Igrasz z ogniem i pożałujesz tego. – przerwał na chwilę. – Musisz wiedzieć kilka rzeczy o Severusie. Nikt nie jest prosty, a on jest bardziej niż inni skomplikowany. Pierwszą rzeczą jest lojalność. To wiele o nim mówi; nie daje z siebie ani łatwo, ani lekko, ale jeżeli już to zrobi, to będzie na zawsze. Jest stały i niezmienny jak ruch ziemi. Nigdy nie złamie obietnicy i nigdy się nie odwróci plecami do osoby, którą uznaje za wartą jego czasu. Jest niezdolny do zdrady i nigdy, ale to nigdy jej nie wybaczy.

– Przepraszam, że panu przerywam, ale… jest podwójnym agentem. Czy to z definicji nie czyni go zdrajcą, proszę pana?

– Przynajmniej pytasz, a nie zakładasz. – burknął portret. – Nie. Riddle sam to sobie zrobił. Wziął lojalność Severusa i złamał ją, pozostawiając mu możliwość wyboru innej drogi. Nie jest zdrajcą. Drugą rzeczą, którą musisz wiedzieć jest jego poczucie humoru. To nie jest typowa, ślizgońska cecha. Nie wiem, czy wiesz, ale Severus nigdy was nie okłamał. Nie powie prawdy, tak będzie żonglował słowami, by ludzie wyciągnęli błędne wnioski, ale nigdy otwarcie nie skłamie. Tak samo jak są linie, których nie przekroczy i rzeczy, których nie zrobi. Obserwuj go, gdy ma kontakt z twoimi kolegami; wie o was wystarczająco, by zrobić z was wraki, ale nigdy się do tego nie posunie. Tak samo jak są rzeczy, które są od niego, jako od Śmierciożercy wymagane, a których nie zrobi. Ma swój surowy kodeks moralny, nawet jeśli jest on niekonwencjonalny.

Hermiona już miała zamiar zacząć się z nim sprzeczać, gdy nagle pomyślała o Neville’u. Snape zawsze go nie lubił, zawsze go obrażał i umniejszał mu, ale… cóż, to, co się zdarzyło rodzicom Neville’a było powszechną wiedzą, zwłaszcza wśród starszego pokolenia. Jeżeli celem było zranienie chłopaka, to była najlepsza metoda na to, a jednak Snape nigdy nie wspomniał o jego rodzicach. Zrobił kilka niemiłych komentarzy na temat babci Neville’a (do trzeciego roku i wydarzenia z boginem), ale nigdy nie nawiązał do Franka i Alicji; pośrednio czy bezpośrednio. I choć często robił złośliwe komentarze na temat ojca Harry’ego, nigdy nie wspominał jego matki ani, z tego co sobie przypominała, nie nawiązywał do ich śmierci.

Fineas pokiwał głową, jakby wiedział, że już zaczynała inaczej myśleć. Hermiona miała wrażenie, że jej plan nie raz przyprawi ją o ból głowy.

– Ostatnia rzecz, na którą musisz uważać jest jego ból. – cicho kontynuował portret. – Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić przez co przeszedł Severus. Nikt nie może, bo nikt nie wie wszystkiego. Ludzie różnie reagują na ból; Severus się od niego dystansuje. Doszedł do tego punktu, że przestał się przejmować fizycznym bólem, każdego rodzaju; przeżył już tyle, że przestało to być istotne i dlatego jest w stanie tak łatwo ryzykować swoje życie. Jednakże to pozostawia go osłabionym na inne rodzaje bólu. Próbuje się odciąć, by się chronić, ale nie jest w stanie osłonić się przed wszystkim. Jest niezwykle mocno zniszczony emocjonalnie w sposób, którego nikt nie zrozumie, najpewniej nawet on sam, a żyje i nie zwariował tylko dlatego, że jest w stanie balansować na linii. Bądź bardzo ostrożna, panno Granger. Jeden błąd może spowodować katastrofę. Czy zaczynasz rozumieć, co chcesz zrobić?

Hermiona przełknęła.

– Najprawdopodobniej nie.

– Przynajmniej jesteś szczera. Głupia, ale szczera. – jego oczy się zwęziły. – Co teraz zrobisz?

Przez chwilę się nad tym zastanowiła.

– Spróbuję zasnąć. Gdy będę wypoczęta i spokojna, pomyślę nad tym i zdecyduję, co zrobić. – spojrzała na portret i posłała mu słaby uśmiech. – Żadnego impulsywnego działania, obiecuję. Nie zawsze zachowuję się jak typowy Gryfon.

Mężczyzna prychnął.

– Uwierzę, gdy zobaczę. I pamiętaj, że od wygranej lub przegranej zależy mentalny stan Severusa i to, jak długo wytrzyma. Nie spraw, żeby było gorzej.

– Nie ma więc ciśnienia?

– Ha. Szczęścia, dziewczyno; będziesz go potrzebować.

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział IIIGoniąc Słońce – Rozdział V >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 12 komentarzy

Dodaj komentarz